[132]AKT DRUGI.
Sala w zamku Don Tella.
SCENA I.
Don Tello, Elwira.
Elwira.
Dlaczego z taką srogością,
Okrutny dręczysz mię, panie?
I pocóż, znając cześć moję,
Masz gnębić i mnie i siebie?
Tello.
Dość tego... swoim uporem
O śmierć mię pewną przyprawisz!
Elwira.
Wróć mię pan do męża mego,
Do Sancha...
Tello.
Nie jest twym mężem!
Ubogi prostak nie godzien
Być władcą takiéj piękności.
Lecz chociaż ja-bym był Sanchem
On Tellem, powiedz, Elwiro,
Czy mogłabyś mię, nieczuła,
Tak dręczyć; czyliż nie widzisz,
Że to jest miłość?
Elwira.
Nie, panie!
Ta miłość, która dla cnoty
Czci nie ma, chucią jest tylko.
[133]
I jako żądza zmysłowa
Miłością zwać się nie może.
Bo ona, będąc dusz związkiem,
Gdy brudna — miłością nie jest.
Tello.
Elwira.
Dowodów pragniesz?
Spojrzawszy na mnie raz jeden,
Czyż mógłbyś zaraz pokochać?
Czy miałeś czas mię ocenić
I poznać, bo na tém przecie
Miłości kwiatek wyrasta.
Z pragnienia miłość się rodzi,
A rosnąc w nadziei... w łaskach
Wyżyny swojéj dosięga...
Więc ty mnie nie kochasz panie,
Lecz chciałbyś ukraść mi honor,
Najdroższy skarb mój na świecie!
Ty pragniesz okryć mię hańbą,
Więc ja téż bronić się muszę!
Tello.
Jeżeli-ć i dusza twoja
I ramię opór mi stawia,
Więc rozważ...
Elwira.
Żadna rozwaga
Oporu mego nie złamie.
Tello.
Ty mówisz, że niepodobna
Raz ujrzeć i wnet pokochać?
Elwira.
Tello.
Powiédz okrutna,
Dlaczegóż więc bazyliszek
Spojrzeniem jedném zabija?...
Elwira.
Lecz on jest tylko zwierzęciem.
Tello.
Tak działa piękność Elwiry!...
Elwira.
Ten dowód niesprawiedliwy,
[134]
Bo jeśli ów bazyliszek
Zabija — to z nienawiści,
Z zamiarem... a ja-ż-bym mogła
Zabijać kochanka swego?...
Lecz dosyć tych rozumowań,
Małżonką jestem — i kocham.
Nic pan nie zyskasz ode mnie.
Tello.
Czy można przypuszczać, żeby
Wieśniaczka tak się broniła...
Wyznaję, że błędnie robisz,
Swą duszę mi otwierając:
Im czystszą widzę cię, droga,
Tém miłość ma potężnieje.
O gdybyś równą mi była!...
Lecz przyznasz, twe urodzenie
Zniewagą byłoby dla mnie!...
Co świat-by powiedział, widząc
Złotogłów w związku z siermięgą!
Bóg świadkiem, że miłość moja
Te szranki-by przekroczyła,
Lecz takie prawo jest świata,
Któremu podlegać muszę.
SCENA II.
Ciż sami. — Felicyana.
Felicyana.
O! wybacz, bracie, jeżeli
Troskliwszą jestem, niż chciałbyś.
Posłuchaj... nie chcę cię gniewać.
Tello.
Felicyana.
Głupia, być może,
Lecz i ja jestem kobietą,
To widzę, żeś jest szalony!
Poczekaj chociaż dni kilka!...
Cezarem będąc w miłości,
Nie mógłbyś jeszcze od razu
Przybywszy, spojrzeć... i zdobyć!
[135]Tello.
I siostra moja tak mówi?!
Felicyana.
Wieśniaczkę biedną tak dręczyć!
(Słychać stukanie.)
Elwira.
Miéj litość, pani, nade mną.
Felicyana.
Jeżeli dziś „nie“ powtarza,
„Tak“ jutro może wypowie.
Cierpliwość miéj, bo ta walka
Bez końca jest okrucieństwem.
Odpocznij — i znów uderzysz...
Tello.
Więc chcesz mię życia pozbawić?
Felicyana.
O przestań... gniew tobą miota.
(Słychać stukanie.)
Elwira nie zna cię wcale,
Twój widok trwoży ją jeszcze...
Toż pozwól, niech przez dni kilka.
Oswoi się w naszém gronie.
Elwira.
O! bodaj łzy me, senioro,
Do walki cię zachęcały.
(Słychać stukanie.)
Felicyana.
Uprzedzić muszę cię jeszcze,
Że mąż jéj wraz z ojcem starym
Oddawna stoją pod drzwiami,
Wypada wpuścić ich tutaj.
Bo jeśli ztąd ich wypędzisz,
Powiedzą, że masz Elwirę.
Tello.
Czy wszyscy drażnić mię chcecie?
Więc tam się ukryj, Elwiro,
I niechaj wpuszczą tych drabów!
Elwira.
Ol dzięki za jednę chwilę
Spoczynku!
[136]Tello.
Na co się skarzysz?
Wszak mogłaś związać mi ręce!
(Elwira wychodzi.)
Felicyana.
SCENA III.
Celio, Don Tello, Felicyana.
Celio (za sceną).
Felicyana.
Zawołać
Tych ludzi, co tam czekają.
(Do Don Tella.)
Pamiętaj przyjąć ich dobrze,
Twój honor zawisł od tego.
SCENA IV.
Nuńo, Sancho, Don Tello, Felicyana.
Nuńo.
Całując próg twego domu,
Gdyż stopy twe za wysokie,
Przychodzim wszystko ci wyznać.
Prostacze wybacz nam słowa!
Ten przyszły zięć mój, którego
Raczyłeś ojcem być ślubnym,
Ze skargą śpieszy na krzywdę,
Ohydną nad wyraz wszelki.
Sancho.
Wspaniały panie, przed którym
Te góry chylą swe czoła,
Pokryte śniegiem i z których
Potoki czyste spływając,
Twe stopy śród łąk całują,
Z porady Nuńa i krewnych,
Dobroci twéj ufających,
[137]
Mówiłem ci o swym ślubie;
Uczciłeś dom nasz swém przyjściem.
Więc łaską tą ośmieleni
Błagamy pomścij czyn podły,
Co w przepaść smutku nas wtrąca.
O! gdybyś kiedy kochając,
Był blizki pragnień swych celu
I nagle cel ten utracił,
Zrozumiałbyś taką boleść!...
Choć rolnik, lecz rycerz sercem,
I nie tak rolą zajęty,
Bym z bronią się nie zapoznał;
Zniewagi téj doświadczywszy,
Przestałem już być rolnikiem.
Zraniony honor mój męża,
Bo byłem nim dawszy słowo.
Wybiegłem w pole; do światła,
Co gwiazdom jasność odbiera,
Mówiłem tak do księżyca:
Szczęśliwyś, że co noc wstajesz
I nikt ci słońca nie wydrze,
Nic blasku twego nie zaćmi.
Śród łąki biegłem; bluszcz wątły
W objęciach topoli zasnął.
Zielone wina gałązki
Do wiązu się przytulały.
Ach! rzekłem, pośród téj ciszy
Kochanków ja nie rozdzielę,
Gałązki te obcinając,
Lub wonne zrywając kwiatki.
Sen wszystko ujął bezpieczny!
Mnie tylko dziewczę wydarto!...
I zdało mi się, że strumyk
Coś szepcząc, płakał żałośnie!...
Ludziska mówią (to kłamstwo)
Że pan to, żądzą wiedziony,
Mą żonę wydarł zdradziecko
I zamknął ją w swém mieszkaniu.
O! milczcie, ja im odrzekłem,
Nie mówcie tak o don Tellu,
Co sławą jest domu Neyra...
Zarówno zacny jak mądry,
Nie ścierpisz naszéj niesławy
[138]
I z bronią w ręku powrócisz
Mnie — żonę, Nuńowi — córkę.
Tello.
Twą skargę wziąłem do serca
I zbrodzień, co-ć porwał żonę
Od kary się nie uchroni.
Śledź bacznie, gdzie jest ten człowiek,
Co z żądzy, czy z nienawiści,
Obraził nas tak haniebnie —
Wymierzę ci sprawiedliwość.
A tych, co Don Tella winią,
Batogiem nagrodzić każę.
Sancho (na stronie).
Zazdrości jad mię ogarnia!
Nuńo.
Sancho.
Tello.
Wymienisz mi tych oszczerców.
Sancho (na stronie).
Tello.
O! gdybym wiedział
Gdzie ona jest, na mój honor,
Odebrałbym ją natychmiast.
SCENA V.
Ciż sami — Elwira.
Elwira.
O! wie on, drogi małżonku,
Bo więzi mię tu okrutny.
Sancho.
Elwiro, życie ty moje!...
Tello.
Więc na to się odważyłaś?
Sancho.
O! ileż cierpię dla ciebie...
Nuńo.
O córko, straciwszy ciebie,
Ja blizki byłem szaleństwa.
[139]Tello.
Precz mi ztąd, marna hołoto.
Sancho.
O! pozwól dotknąć jéj ręki,
Wszak mężem jestem Elwiry...
Tello.
Hej!... Celio, Julio, pachołcy,
Natychmiast zabić tych ludzi!
Felicyana.
Miéj litość, bracie, wszak oni
Nic tobie nie zawinili!
Tello.
Jeżeli ślub ich nastąpi,
Zbyt wielką będzie ma hańba!
SCENA VI.
Ci sami. — Celio, Julio, służba.
Tello.
Sancho.
Śmierć nie jest szczęściem,
A przecież umrę szczęśliwy...
Elwira.
I ja téż nie dbam o życie!...
Sancho.
Elwiro, skarbie mój drogi,
Szczęśliwy umrę przy tobie...
Elwira.
Zostanę czystą, chociażbym
Tysiące śmierci znieść miała!...
Tello.
Więc jeszcze mi urągacie?
O zemsto... hej! Julio.
Julio.
Tello.
Celio.
(Sancho i Nuńo wychodzą wraz ze służbą.)
[140]Tello (do Elwiry).
Napróżno-byś teraz łzami
Mą wściekłość złagodzić chciała.
Już miałem oddać im ciebie,
Lecz skoro z takiem zuchwalstwem
Urągać śmiałaś mi hardo;
Więc choćbym gwałtu miał użyć,
Ulegniesz — jak jestem Tello!...
Felicyana.
Czy mnie tu nie widzisz, bracie?
Tello.
Chcę honor jéj mieć — lub życie!
Felicyana.
I jak tu dziewczynę biedną
Z szaleńca rąk oswobodzić?!...
(Wychodzą.)
SCENA VII.
Przed zamkiem Don Tella.
Celio, Julio i służba — późniéj Nuńo i Sancho.
Julio (za sceną).
O! tak się płaci hultajom
Za hardość i za zuchwalstwo!
Celio (za sceną).
Wypędzić ich precz z pałacu.
Służba (za sceną).
(Uciekając wbiegają Sancho i Nuńo.)
Sancho.
Zabijcie mnie już!...
O gdybym szpadę posiadał!...
Nuńo.
O strzeż się, ten człowiek podły
Jest gotów cię zamordować!...
Sancho.
I cóż mię życie obehodzi!...
Nuńo.
Na wszystko czas jest lekarzem.
[141]Sancho.
Bóg z niemi!... niech mię zabiją,
Lecz ja ztąd krokiem nie ruszę,
Nie mogę żyć bez Elwiry!...
Nuńo.
Żyć musisz, by sprawiedliwość
Osiągnąć... król jest w Galicyi.
Jeżeli ci jéj odmówi,
Do Boga zaapelujesz.
SCENA VIII.
Pelagiusz, Nuńo, Sancho.
Pelagiusz.
Sancho.
Pelagiusz.
Pelagiusz!
Radości pełen przychodzi
Poprosić was o kolendę.
Sancho.
Cóż znowu — tu, kiedy Nuńo
Umiera, ja ledwie żyję?!
Nuńo.
Czy nie wiesz, że to jest waryat!
Pelagiusz.
Sancho.
Co mówisz, mój Pelagiuszu!
O, gdybyż mi ją wrócili!
Pelagiusz.
Tak wszyscy mówią już głośno,
Że od wczorajszéj północy
Przebywa w zamku don Tella.
Sancho.
Pelagiusz.
I wszyscy twierdzą,
Że jéj nie zechce powrócić.
[142]Nuńo.
Pomyślmy, synu, o radzie.
Kastylii monarcha, Alfons,
Szlachetną pracą zajęty,
W Leonie[1] teraz przebywa.
Król zacny i sprawiedliwy!...
Opowiedz mu swoję krzywdę,
A jestem pewny, że chętnie
Wymierzy nam sprawiedliwość!
Sancho.
Ach, Nuńo... i ja nie wątpię,
Że Alfons, nasz król Kastylii,
Monarchą jest doskonałym.
Lecz jakże chcesz, by do niego
Biedaka dopuścić chciano!
Czyż śmiałyby moje stopy
Po jego kroczyć komnatach?...
Podwoje są tam otwarte
Dla tych, co złotem jaśniejąc
W orszaku idą bogatym.
I słusznie. Lecz biednym wolno
Oglądać herby nad bramą,
A i to nawet zdaleka!...
Choć poszedłbym do Leonu,
I wejść do króla próbował;
To pewno-by halabardą
Kark Sancha dobrze natłukli;
A podać znów prośbę, którą
Królewska dobroć odbierze,
I na cóż?... z rąk jego wkrótce
Pogrąży się w zapomnieniu.
I wrócić potem, ujrzawszy
Rycerzów, damy, świątynie,
I zamek i park i gmachy,
By w domu żyć już z niechęcią
Śród dębów, jodeł i buków,
Słuchając, jak ptak świergocze,
Pies szczeka?... Źle radzisz, Nuńo.
Nuńo.
I owszem, dobrze ci radzę,
[143]
Natychmiast pośpiesz do króla,
Bo jeśli tu pozostaniesz,
Twe życie w niebezpieczeństwie.
Sancho.
Nie pragnę więcéj niczego.
Nuńo.
Znasz mego konia, kasztanka,
Co z wichrem ścigać się może...
Jedź na nim. Pelagiusz z tobą
Pojedzie na twym bułanku.
Sancho.
Chcesz tego — jestem posłuszny.
(Do Pelagiusza).
Pojedziesz ze mną do króla?...
Pelagiusz.
Najchętniéj... całując nogi,
Że ujrzę, czegom nie widział.
Stolica to raj — słyszałem —
Ulice są omletami
I szynką wybrukowane,
A obcych suto przyjmują,
Jak gdyby tam przyjeżdżali
Z Marokko, Włoch albo Flandryi.
To worek jest — powiadają —
Gdzie szachów białe i czarne
Figury fortuna ślepa
Bez ładu razem zmieszała.
Więc idźmy z Bogiem do króla.
Sancho.
Bądź zdrów, mój ojcze, na drogę
Daj nam swe błogosławieństwo.
Nuńo.
Mój synu, rozumny jesteś,
Więc mów do króla odważnie.
Sancho.
Zobaczysz, do czego-m zdolny...
Jedziemy...
Nuńo.
Sancho.
[144]Pelagiusz.
Żegnajcie
Prosiaczki moje...
(Wychodzą.)
SCENA IX.
W pałacu Don Tella.
Don Tello i Felicyana.
Tello.
Więc nigdy skłonić nie zdołam
Do siebie téj hardéj dziewki!
Felicyana.
Daremnie dręczysz ją, Tello,
Elwira tak jest zgnębiona,
Że tonie we łzach dnie całe.
Nie jestżeś w stanie zrozumieć,
Że choćby cię i kochała,
Srogością taką musiałbyś
Jéj miłość zmienić w pogardę.
Szalonyś, jeżeli pragniesz
Obudzić miłość tyranią.
Tello.
Jaż takie upokorzenia
Mam znosie? taką pogardę?
Ja w kraju tym najbogatszy
Z magnatów... najpotężniejszy?!
Felicyana.
I o cóż tyle zgryzoty?...
Dla prostéj dziewczyny wartoż
Tak szaléć?...
Tello.
O! Felicyano,
Ty nie wiesz, co to jest miłość,
Jéj tortur nie doświadczyłaś.
Felicyana.
Do jutra czekaj cierpliwie.
Pomówię z nią, może zmięknie
Dziewczyna.
[145]Tello.
To nie dziewczyna,
To chyba dzikie stworzenie,
Do takich cierpień mię zmusza.
Obiecuj złoto i srebro,
Klejnoty — co tylko zechcesz,
Nie trudno podarunkami
Kobiece usidlić serce...
Obiecuj szaty wspaniałe,
Mów, że ją złotem calutką
Od stóp do głowy okryję,
Że jeśli da się ubłagać
Mieć będzie pola i trzody,
Że gdyby równą mi była...
Już dawno-bym ją zaślubił.
Felicyana.
Tello.
Tak, moja siostro...
Posiadać pragnę... lub umrzéć!...
Męczarni dłuższéj nie zniosę!...
Felicyana.
Pomówię... lecz to napróżno.
Tello.
Felicyana.
Bo gdy kobieta
Szlachetna — interes ziemski
Jéj cnoty złamać nie zdoła!...
Tello.
Idź śpiesznie... pozwól się łudzić...
Gdy miłość nic nie zdobędzie
Do walki wystąpi... zemsta!...
(Wychodzą.)
SCENA X.
Sala w pałacu króla w Leonie.
Król Alfons VII, hrabia Don Pedro, Don Henryk. — Orszak.
Król.
Tymczasem, gdy ma nastąpić
[146]
Mój wyjazd... dowiedz się, hrabio,
Czy wszyscy, którzy swe prośby
Składali, już załatwieni...
Czy nikt już nie chce mię widziéć.
Hrabia.
Henryk.
Widziałem
Pod bramą Galicyanina
Smutnego wielce.
Król.
I któż to
Śmie bronić biednym przystępu?
Sprowadzić mi go natychmiast.
(Henryk wychodzi.)
Hrabia (na stronie).
Wspaniała cnota i rzadka:
Szlachetna litość, łaskawość,
I świętych praw przestrzeganie.
SCENA XI.
Don Henryk, Sancho, Pelagiusz, Król, Hrabia, Orszak.
Henryk.
Sancho.
Pelagiusz,
Tam koło ściany je połóż.
Pelagiusz.
Wprzód prawą nogą iść zacznij[2].
Sancho (do Henryka).
A który to król, seniorze?
Henryk.
W téj chwili dłoń ma na piersiach.
Sancho.
Nie lękaj się, Pelagiuszu.
Pelagiusz.
Królowie są jako zima,
Bo dreszczem biednych przejmują.
[147]Sancho.
Król.
Sancho.
Król.
Sancho.
Daj rękę swą ucałować,
Niech usta me uszlachetni;
Gdy dotkną się jéj me wargi,
To lepiéj powiem, co myślę.
Król.
Dłoń łzami rosisz. Co ci jest?...
Sancho.
Me oczy, zazdroszcząc ustom,
Wprzód chciały skargę swą zanieść.
Przychodzę błagać o karę
Na pana, co mi jest wrogiem.
Król.
Bądź dobréj myśli i nie płacz.
Potrafi król być łaskawym,
Lecz umie karać występki.
Mów, kto ci krzywdę wyrządził?
Sancho.
Skrzywdzony płacze jak dziecko.
Król ojcem biednych.. miéj litość.
Król (na stronie).
Ma rozum... budzi współczucie
Przed skargą.
Sancho.
Jestem szlachcicem,
Lecz biednym przez zmiany losu,
Co dręczą mię od kołyski.
Wybrawszy równą mi dziewkę,
Dziedzica, Don Tella Neyra,
O ślubie swym uprzedziłem.
Pozwolił — a nawet jeszcze
I ojcem ślubnym chciał zostać.
Lecz miłość, która potrafi
Człowieka najmądrzejszego
[148]
Zaślepić — i w nim się nagle
Do dziewki méj odezwała.
Powstrzymał ślub mój, a w nocy
W gromadzie zbrojnych napadłszy,
Porywa mi narzeczoną!
Ratunek mój w tobie, królu,
I w Bogu — tu ma nadzieja!...
Wraz z ojcem błagaliśmy go
O skarb nasz; tyran rozkazał
Sztyletem piersi hidalgów,
A plecy kijem poranić!...
Król.
Hrabia.
Król.
Papieru
I pióra... podać mi krzesło.
Hrabia.
(Król siada i pisze.)
Sancho (na stronie do Pelagiusza).
Zadziwia mię i przestrasza;
Mówiłem z królem, słyszałeś?...
Pelagiusz.
Na honor — to dzielny człowiek.
Sancho.
A mówią, że są okrutni
Dla biednych!...
Pelagiusz.
O! tak, królowie
Kastylii są aniołami.
Sancho.
A chodzą jak inni ludzie.
Pelagiusz.
Inaczéj król na dywanie
U Tella jest przedstawiony:
Twarz chmurna, laseczka w dłoni,
Fryzura, niby latarnia,
Koroną złotą pokryta,
Pod brodą się zawiązuje.
Ot niby Turek czy Maur,
Pytałem pazia, jakie jest
[149]
Téj słynnéj figury imię:
„To Baul, król, odpowiedział.
Sancho.
On „Saul“ mówił, gamoniu.
Pelagiusz.
Ten, co chciał zabić Badila.
Sancho.
Dawida — to był zięć jego.
Pelagiusz.
Ten co to, jak proboszcz mówi,
Krzemieniem zabił Oliasa.
Sancho.
Pelagiusz.
Tak mówił
Ksiądz proboszcz.
Król.
Złóż list ten, hrabio.
Nazwisko twoje, poczciwcze?...
Sancho.
Ja-m Sancho, ten który błaga
O karę na swego wroga.
Król.
Potężny jest on w Galicyi?...
Sancho.
Tak, że aż od brzegów Silu,
Do rzymskiéj wieży Herkula,
Lękają się go mieszkańcy.
Kto z jego gniewem się spotka,
Ratunkiem temu — Bóg tylko.
On prawa tworzy i niszczy!...
Tak dumni owi pankowie
Żyć zwykli zdala od królów.
Hrabia.
Pieczęcią list opatrzony.
Król.
Więc połóż adres: Don Tello
De Neyra.
Sancho.
Król.
Gdy list mu wręczysz — on tobie
Natychmiast żonę powróci.
[150]Sancho.
Z twéj ręki szlachetnéj nigdy
Hojniejszy dar nie wypłynął.
Król.
Sancho.
Nie, królu,
Na koniach przyjechaliśmy,
Pelagiusz i ja.
Pelagiusz.
Tak szybko,
Jak wicher, gdzie... szybciéj jeszcze!
Mój koń ma narowy dziwne:
Zaledwie da wsiąść na siebie,
Wnet runie w piasek lub strumień,
Jak plotkarz biegnie — a jada
Jak student; jeśli przypadkiem
Oberżę zoczy — to musi
Lub wejść tam, lub się zatrzymać.
Król.
Pelagiusz.
Ten jestem,
Co kraj swój rzucił dla ciebie.
Król.
I ty ze skargą przychodzisz?...
Pelagiusz.
Tak, królu, na tego konia.
Król.
Pelagiusz.
Żołądek pusty,
Oj! żeby kuchnia tu była!...
Król.
Z przedmiotów, które tu widzisz,
Co chciałbyś zabrać ze sobą?...
Pelagiusz.
Nie wiedziałbym co z tém zrobić,
Tellowi poślij... on tyle
Ma rzeczy takich u siebie!...
Król (na stronie do hrabiego).
Poczciwiec bardzo zabawny.
[151](Głośno.)
Czém trudnisz się w swojéj ziemi?
Pelagiusz.
Po górach biegam — stangretem (cochero)
U pana swojego jestem.
Król.
Pelagiusz.
Nie, królu,
To znaczy, że świń (cochinos) pilnuję[3].
Król (na stronie).
To dziwne, jedna prowincya
Dwóch ludzi ma tak szczególnych,
Ten sprytem, tamten prostotą.
(Do Pelagiusza, dając mu sakiewkę.)
Pelagiusz.
Król.
Zabierz — to złoto.
Ty, Sancho, zabierz to pismo
I śpieszcie z Bogiem do domu.
Sancho.
(Król wychodzi z hrabią, Henrykiem i świtą.)
Pelagiusz.
Sancho.
Pelagiusz.
Sancho.
Elwiro droga!... me szczęście
Zamknięte jest w tym papierze.
Z tym listem da Bóg Najwyższy
I wolność tobie przyniosę.
(Wychodzą.)
[152]SCENA XII.
Sala w zamku Don Tella.
Don Tello, Celio.
Celio.
Posłuszny twoim rozkazom,
O Sanchu się rozpytałem.
Teść jego zaprzeczał zrazu,
Lecz wyznał wszystko pod groźbą,
Że kilka dni już minęło,
Jak wyszedł z domu.
Tello.
Celio.
Tello.
Celio.
Tello.
Celio.
Tello.
Ze skargą? Wszak nie jest mężem
Elwiry — więc czegóż on chce?
Jéj ojciec mógłby się skarżyć;
Lecz Sancho!
Celio.
Powtarzam tylko,
Com słyszał dziś od pasterzów.
A że ma Sancho dość sprytu,
W dodatku jest zakochany,
Więc krok mię jego nie dziwi.
Tello.
Zapewne, lecz zkąd nadzieja
Mówienia z królem Kastylii?
Celio.
Król Alfons, przez Pedra Castro
W Galicyi wychowywany,
[153]
Każdego Galicyanina
Przyjmuje, choćby żebraka.
(Słychać stukanie.)
Tello.
Ktoś stuka, Celio, idź zobacz,
Czy nie ma paziów w téj sali?
Celio (powróciwszy).
Na Boga, panie, to Sancho,
O którym teraz mówimy.
Tello.
Zuchwalstwo to niesłychane!
Celio.
Najkorniéj błagam cię, panie,
Racz dać mu swe posłuchanie!
Tello.
Niech wejdzie; powiedz, że czekam.
SCENA XIII.
Sancho, Pelagiusz. — Ci sami.
Sancho.
Tello.
A gdzie-to bywałeś, Sancho!
Tak dawno cię nie widziałem!
Sancho.
Mnie wiekiem czas ten się zdawał.
Poznawszy, że bądź z miłości,
Czy téż przez upór, chcesz więzić
Elwirę; prosto do króla
Poszedłem, który jest sędzią
Najwyższym swoich poddanych.
Tello.
I cóżeś powiedział o mnie?
Sancho.
Żeś panie porwał mi żonę.
Tello.
Twą żonę? kłamiesz, hultaju!
Czy był ksiądz tego wieczoru?
Sancho.
Nie, ale chęci znał nasze.
[154]Tello.
Jeżeli rąk wam nie złączył
Małżeństwo więc nie istnieje.
Sancho.
Czy było czy nie — to mniejsza,
Król kazał wręczyć to pismo,
Pisane monarchy ręką.
Tello.
(Czyta.)
„Natychmiast po otrzymaniu tego listu oddasz bezzwłocznie biednemu rolnikowi żonę, którąś mu porwał. Pamiętaj, że o wierności wasalów król wtedy przekonać się może, gdy są od niego zdaleka, i że monarcha zawsze jest blisko, gdy idzie o ukaranie występnych.
„Król.“
Sancho.
List króla do ciebie, panie.
Tello.
Cierpliwość moja bez granic!
Nędzniku, więc ty przypuszczasz,
Że lękam się twojéj skargi?
Czy wiesz, kto jestem?
Sancho.
Tak, panie,
I cnocie twojéj ufając,
Przynoszę to pismo, które
Nie krzywdzi pana, jak mniemasz,
Lecz tylko jest pismem łaski
Monarchy kastylijskiego.
Tello.
Więc gdyby nie ten list króla,
Rozkazałbym cię i twego
Kolegę...
Pelagiusz.
Tello.
Powiesić na murach zamku.
Pelagiusz.
To nie jest dzień mych imienin[4]
A sztandar będzie za brzydki!
[155]Tello.
Precz mi ztąd i jednéj chwili
Na ziemi méj nie zostańcie!
Bo każę was zabatożyć,
Nędznicy... hołoto podła!
Wy śmiecie ze mną się mierzyć?!
Pelagiusz.
Król dobrze mówi, bo pocóż
Zrobiłeś mu pan tę przykrość...
Tello.
Jeżelim zabrał mu żonę,
To jestem ten, który jestem.
Tak rządzę tu i panuję,
Jak Alfons rządzi w Kastylii.
Ojcowie moi od jego
Naddziadów ziem tych nie wzięli,
Lecz je na Maurach zdobyli.
Pelagiusz.
Na Maurach i na chrześcianach,
Pan nic nie winien królowi.
Tello.
Ja jestem ten, który jestem...
Pelagiusz.
Tello.
To téż
Nie skarżę was dłonią własną.
Elwiry chcecie... Elwiry...
Niech zginą... O nie hidalga
Miecz splami się w krwi nędzników!
Pelagiusz.
O nie plam-że jéj, seniorze!
(Wychodzą z Celio.)
SCENA XIV.
Sancho, Pelagiusz.
Sancho.
Pelagiusz.
[156]Sancho.
Zmysły tracę!
Że czterech liczy wasalów,
Więc króla już słuchać nie chce!
Lecz da Bóg...
Pelagiusz.
Powoli, Sancho,
Najmędrsza rada: z wielkiemi
Nie kłóć się; a ze sługami
Nie wdawaj...
Sancho.
Pelagiusz.
Sancho.
Opowiem, co się tu stało.
O, gdybym ujrzał Elwirę!
Westchnienia śpieszcie, nim wrócę,
Powiedzcie jéj, że umieram
Z miłości...
Pelagiusz.
Héj w drogę, Sancho,
On nie miał jeszcze twéj żony.
Sancho.
Zkąd o tem wiesz, Pelagiuszu?...
Pelagiusz.
Bo żądzę swą nasyciwszy,
Natychmiast dziewczę-by zwrócił.
(Wychodzą.)