<<< Dane tekstu >>>
Autor Taras Szewczenko
Tytuł Neofici
Pochodzenie Poezje
Wydawca Ukraiński Instytut Naukowy
Data wyd. 1936
Druk Druk B-ci Drapczyńskich
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Bohdan Łepki
Ilustrator Taras Szewczenko
Tytuł orygin. Неофити
Źródło Skany na Commons
Inne Cały wybór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

НЕОФИТИ
Przełożył
 
BOHDAN ŁEPKI


NEOFICI
(M. S. Szczepkinowi na pamiątkę 24 grudnia 1857 r.)
Oto co mówi Pan: chrońcie sąd i czyńcie sprawiedliwość, albowiem zbawienie i miłość moja odkryje się.
Izajasz, LVI, 1.

O, ulubieńcze Muz i Gracyj!
Czekam na ciebie, cicho plączę
I swoją dumę, smutne rymy,
Poświęcam duszy Twej, Jedyny.

Przywitajże szczerem sercem

Tę moją niebogę,
Ty nasz wielki czarodzieju,
Przyjacielu drogi!
Bo choć moja duma biedna

I szara niestety,
10 

Ale z tobą się przeprawi
Szczęśliwie przez Letę
I na ziemię spadnie kiedyś
Jak płomień żałości

Ku przestrodze złym tyranom,
15 

Mordercom przyszłości.

Przebywam długo już w niewoli,
Pod kluczem, jak złoczyńca srogi.
Przez okno widać drogę, pole,

Cmentarzyk biedny, krzyż wysoki
20 

A na nim wronę. Oto cały

Mój widok. Cóż? I za to chwała
Wszechmogącemu. Pocoś żyją,
Rodzą się, mrą i w ziemi gniją

Ochrzczeni ludzie.
25 

Krzyż wysoki,
Pomalowany, pozłocony,
Widnieje na cmentarzu onym,
W ustroniu nieco. (Ktoś tam leży

Nienajbiedniejszy!...) A na krzyżu
30 

Namalowany Chrystus Pan,
Rozpięty za nas. Dzięki wam,
Dzięki, sieroty, za ten złoty
Wysoki krzyż! Ja dzień po dniu

Przez okno mej więziennej celi
35 

W zadumie się przyglądam mu
A patrząc, modlę się do Pana.
I wówczas dusza ma stroskana
Na chwilę milknie jak to dziecię

Już nakarmione. I czy wierzycie?
40 

Ma kaźń rozszerza ściany swe
I śpiewa, płacze serce me,
Do życia zrywa się i pyta,
Pyta się Boga Najwyższego,

Pyta się wszystkich świętych Jego,
45 

Za jakie to, za jakie winy
Ten Nazarejczyk, Ten Jedyny,
Jedyny Syn Maryji Panny,
Męczony był i krzyżowany?
............

Polecę duchem w czasy one,
50 

Kiedy wszeteczny Rzym z Neronem
Wśród orgij konał. A z ciemności,
Z niedoli, nowy dzień jasności
Wyłaniał się. Nad Kapitolem,

Nad Kolosseum nowe słońce
55 

Wschodziło, a promienni gońcy
Po całym świecie rączo biegli,
Zwiastując ludziom słowo nowe.
I przed tem słowem Chrystusowem

W nicości dumni władcy legli.
60 

O, duszo moja! W czasy one
Przenoś się, leć i jękiem-dzwonem,
I trąb śpiżowych grzmiących głosem
Z więziennych murów bij w niebiosy!

Przeczysta, między niewiastami
65 

Błogosławiona Matko Święta
Syna tej ziemi Najświętszego!
W niewoli nie daj zginąć pętach,
Niech lata próżno mi nie biegą,

Strapionych ty pocieszycielko!
70 

Chciej zesłać Słowa łaskę wielką,
Najświętszą daj mi prawdę nową,
Oświecić racz mądrością wszelką
I racz ożywić ono słowo!

I ludziom żałość tę odtworzę,
75 

Jak boleściwa matka morze
Łzy krwawej lała w swej żałobie,
Aż zapałała jej — jak Tobie —
Światłość nieziemska i jedyna

Umęczonego Twego Syna!
80 

A Ty, Ty, Boga ziemska Matka,
Tyś łzy wylała do ostatka,
Że nie zostało kropli jednej!
Łkam i zaklinam łkając: w biednej

Mej duszy niech się wzbudzi siła,
85 

Iżby płomiennie przemówiła;
Ogromnym żarem niech rozgorze
I topi serca to orędzie,
Po Ukrainie niech się wszędzie

Rozlewa jak kadzidło Boże,

Kadzidło prawdy! Tak niech będzie!
90 


I
Nie w naszym Bogu miłym kraju,
Kiedy hetmani panowali,
Ani za carów, lecz w przedawnej
Przeszłości, w rzymskich jeszcze czasach

Pleniła się bezecność ona, —
95 

Za Decyusza, czy Nerona,
Nie pomnę już. Więc niechaj będzie,
Że za Nerona. A, jak wiecie,
W tych czasach Rosji jeszcze w świecie

Nie było. W rzymskim tedy kraju,
100 

Jak ta przeczysta lilja w gaju,
Wyrosło dziewczę piękne, młode,
Niewinne, istny cud przyrody.
Więc matka, córką zachwycona

I jej młodością odmłodzona,
105 

O szczęściu marzy dla dziewczęcia
I wśród młodzieży szuka zięcia.
Znalazła. Wyprawiono gody
Weselne i małżonkę młody

Zabrał do nowej swej gospody.
110 

Minął czas jakiś. Syna miała
I do penatów modły słała
O jego przyszłą dobrą dolę.
Złożyła też na Kapitolu

W ofierze cenne wielce dary,
115 

A wzamian za te jej ofiary
Kapłani pozwolili syna
Alcyda, dziecko jej jedyne,
Z ginajkionu przynieść progów

I przed posągi stawić bogów.
120 

Cieszy się serce w matki łonie,
Przed penatami ogień płonie,
A synek zdrów i piękny rośnie.
Urósł. Już wdzięczą się miłośnie

I uśmiechają się hetery,
125 

A światła ciągle przed Wenery
Posągiem płoną.

II
Wtenczas już
Wschodziła najjaśniejsza z zórz

Nad Betleem — prześwięta zorza
120 

Miłości oraz prawdy Bożej,
Pokój i radość i nadzieja...
Ze złości wije się Judea,
Faryzeusze jak te gady

Syczą i schodzą się na rady.
135 

Wreszcie — Golgota i krzyż święty,
A na nim Chrystus Pan rozpięty
Za ludzki grzech. Pijani spali
Ci, którzy Go ukrzyżowali,

Pijani Jego Krwią. A On
140 

Przez męki przeszedł i przez zgon
I z martwych powstał w sławie, w słowie,
Z którem to szli apostołowie
Po całym ujarzmionym świecie.

III

I wtedy Alcyd, życiu rad,
145 

A z nim hetery młodociane
I koźlonogi Satyr-dziad,
Cały ten orszak ich pijany
Przy Via Appia w dąbrowie,

Zrzuciwszy szaty, Priapowi
150 

Oddawał cześć. Aż oto, patrz!
Apostoł Piotr, strudzony srodze,
Do Rzymu idzie, a po drodze
Wstąpił do gaju, by z ruczaju

Zaczerpnąć wody. „Pokój wam!” —
155 

Do rozbawionych rzekł łaskawie
I orgję pobłogosławił.
A potenl cichem, dobrem słowem
Zwiastował im naukę nową,

Naukę prawdy i miłości,
160 

Największą łaskę dla ludzkości.
I oto stało się! Pijana
Gromada padła na kolana
Przed apostołem świętym Pana,

A wstawszy, zjednoczeni w wierze,
165 

Poszli z nim razem na wieczerzę.

IV
A w termach orgje wrą. Tam płoną
Świetlice złotem i czerwoną
Purpurą. Z amfor wonne dymy

Rozwłóczą się. Cyprydzie hymny
170 

Chóralne — uwielbienia śpiewy
Śpiewają, nagie niemal, dziewy.
Wspaniała uczta wesołości!
Na pysznych łożach leżą goście,

Śmiech, gwar. Wtem patrz! Hetery młode
175 

Siwobrodego starca wiodą
Do sali. Stanął. I z ust jego,
Ze starych, prawych ust świętego
Słowa jak olej popłynęły

Na mętne fale wesołości...
180 

Ucichła burza. Cud piękności,
Królowa orgji tej — Cyprydy

Kapłanka nagle pysznem czołem
Bije przed starym apostołem,

Rozradowana. Wstaje, kroczy,
185 

A za nią cały ten ochoczy
Orszak podąża w katakomby.
A syn twój Alcyd? Ach! Czyż onby
Mógł tu pozostać?

Poszedł społem
190 

Z innymi za swym apostołem,
Nauczycielem świętym. Ty zaś
Właśnie w tej chwili z domu wyszłaś
Spojrzeć na drogę, czy nie idzie

Twój Alcyd... Ale go nie widzisz!
195 

I zmierzch, i świt, a jego niema
I już nie będzie. Pusta chata...
Modlitwę sama do penatów
Odmówisz i wieczerzać siędziesz

Samotna, ale jeść nie będziesz.
200 

Bo łzy nie dadzą. Bez nadziei,
Klnąc świat i siebie, posiwiejesz
I umrzesz sama jedna, biedna,
Daleka dla całego świata —

Jak trędowata...
205 


V
Głową wdół
Na krzyżu zawisł Piotr Apostoł,
A neofitów poczet został

Do Syrakuzów więzień statkiem
210 

Odwiezion w pętach.
Twego syna
Alcyda, dziecko twe jedyne,
Jedyną miłość twą na ziemi,

Zabrali także i z innemi
215 

Rzucili w te podziemia ciemne,
Aby tam gnił. Ty, sama jedna
Zostałaś się. I błądzisz, biedna,
Aż po Sybirze, czy tam raczej

Po Scytów kraju. Błądzisz, płaczesz,
220 

Szukając syna. Matka Boża
Niech wam w niedoli tej pomoże, —
Bo tyś nie sama. Niema chaty,
Niema rodziny, siostry, brata,

By zapłakani nie chodzili,
225 

W ponurych lochach by nie gnili
Lub by ich w oddalonych stronach,
W brytańskich, galskich legionach
Nie musztrowano...

O, ty srogi
230 

Neronie, wiedz, że Boży sąd,
Prawdziwy, nagły, pośród drogi
Osądzi cię! Ze wszystkich stron,
Ze wszystkich dróg w szerokim świecie

Wolności umęczone dzieci
235 

Przylecą naraz i w kajdanach
Dokoła twego łoża staną,
Łoża twej śmierci i... przebaczą.
Bo są to bracia, chrześcijanie,

A tyś — ludojad i poganin,
240 

Despota wściekły!...

VI
Niewolników
Ogromne mnóstwo w Syrakuzach,
W lochach i kaźniach. A Meduza

W szynku z dziadami śpi upita.
245 

Lecz wnet się zbudzi. W krwi i pocie
Ucztę urządzi wam, despoci,

Upoi was...
Po całem mieście

Szukała matka swego syna
250 

I nie znalazła, aż nareszcie
Przybyła do Syrakuz znowu.
W więzieniu siedział jej jedynak,
W kajdanach, ale do więzienia

Nie dopuszczono jej.
255 

Nieboga
Czekała, jak na swego boga,
Na niego.
„Może — myśli — może,

Ta brama nagle się otworzy
260 

I może wyjdzie on w kajdanach,
By przez więziennych stróżów gnany,
Zmiatał ulice."
W Rzymie święto,

Wspaniałe święto! Ludu mrowie
265 

Zaległo gród. Wojewodowie
Ze wszech stron państwa, pretorjanie
I cały senat, i kapłani,
I liktorowie okrążyli

Kapitol. Idą, święty hymn
270 

Śpiewają, a z kadzielnic dym
I z amfor ścieli się do nóg.
W tym gronie kroczy cezar-bóg,
A przed nim — czy widzicie? — oto

Figurę niosą szczerozłotą,
275 

Sobowtór jego.

VII
Przedziwne święto urządzili
Patrycyusze wraz ze starym
Senatem carskim. Ponad miarę

Imperatora wychwalili,
280 

Aż im obmierzły te pochwały;
Więc aby skończyć raz ten cały
Pochlebstwa akt, postanowili,
Że od tej wiekopomnej chwili

Cezar Jowiszem jest i — koniec!
285 

Stało się. I za gońcem goniec
Leciał do wszystkich wojewodów
Z radosną wieścią dla narodów,
Że cesarz — bóg i nawet wyższy

Od najwyższego. Nakaz zgóry
290 

Dano, ażeby kuć figurę
Cezara-boga. I dodano,
Tak, nota bene, że bóg nowy
Odpuszczać będzie narodowi

Grzechy i winy. Lud się cieszył, —
295 

Jak ptactwo w ciepłe kraje, śpieszył
Na odpust ten do Rzymu. Ona,
Nadzieją nową ożywiona,
Przyszła też prosić boga. Biedna!

I czy to tylko ona jedna?
300 

Tysiące ich do Rzymu bram
Przybyło zdala.
Biada wam!
Kogoście tutaj błagać przyszli?

Komuście swoje łzy przynieśli?
305 

Komu przynieśli wraz ze łzami
Nadzieje swoje? Pan Bóg z wami!
Nieszczęśni, ślepi niewolnicy!
Błagacie przecież po próżnicy,

Bo czyliż kamień litość zna?
310 

W niebiosach Pana Boga chwalcie
I prawdzie boską cześć oddajcie,
A reszta, reszta, mówię wam,
To jeden wielki kłamstwa kram, —

I car i popi!...
315 

VIII
Przed Neronem,
Na tron Jowisza wyniesionym,
Modlili się senatorowie,
Błagali łask patrycyusze,

Póki się nowy bóg nie skruszył
320 

I nie dał: temu Palestynę
W dzierżawę tłustą, a drugiemu
Z łożnicy swojej nałożnicę
Za żonę, wprawdzie nie dziewicę,

Lecz taką, co już trochę stara,
325 

Zszargana, ale — z pod Cezara!
I jeszcze inną bóg innemu
Okazał cześć: wziął do haremu
Siostrzyczkę jego. Na to bóg!

A bogom siebie my do nóg
330 

Winniśmy słać, nietylko siostry
Pod ich majestat.
Rozkaz ostry

Dał pretorjanom: „Od tej chwili
335 

Wolno wam czynić, co zechcecie:
My karać was nie będziem przecie,
Albowiem bardzoście nam mili.“
A wy plebeje-hreczkosieje,
Czy nie modliliście się też?

Dlaczegóż na was on nie leje
340 

Tej strugi łask? „A bo to, wiesz,
Oni miłować nie umieją Nas, biednych ludzi”.

IX
Wnet i za chrześcjan pozwolono

Zanosić prośby też do Pana.
345 

Więc przyszłaś, biłaś mu pokłony
I miłosierny akt bałwana
Zezwolił z więzień syrakuskich
Do Rzymu chrześcjan wieść w kajdanach.

Więc radosna i wesoła
350 

Modliłaś się znowu
Do nowego boga tego,
A ten bóg łaskawy —
Wnet zobaczysz, jaki obchód

Urządzi wspaniały
355 

W Kolosseum! A więc śpiesz się,
Śpiesz się, ma jedyna,
Na spotkanie swego syna,
Śpiesz się, lecz, niebogo,

Nie licz zbyt na tego boga,
360 

Bo go nie znasz jeszcze!

X
A tymczasem ku przystani
Z innemi matkami
Alcydowa rodzicielka

Idzie na spotkanie
365 

Neofitów. W sercu radość,
Taka radość wielka,
Że nie słowem, lecz śpiewaniem
Wielbiłaby swego

Dobroczyńcę i łaskawcę,
370 

Jowisza nowego.
„Oto bóg nasz! A ja głupia
W Atenach szukałam
Jupitera!!” I znów kornie

Bogu dziękowała,
375 

Neronowi. I przez błota
Ponad Tybrem szła z tęsknotą,
Wyglądając statku,

Co wiózł syna jej.

Aż oto,
380 

Widzisz, widzisz, matko!
Z poza gaju wypływają,
A syn twój w kajdanach
I do masztu przywiązany,

Już nie neofita,
385 

Lecz apostoł Chrystusowy,
Na wszystko gotowy,
Nie zważając na kajdany,
Głosi słowo Pana:

„Nowy psalm, pieśń chwały nową
390 

Śpiewajmy przed Panem
Całym chórem, z głębi serca,
Głosem niekłamanym,
Tympanami! Wznośmy psalmy,

Pana Boga chwalmy
395 

Bo On karze niegodnego,
Nagradza dobrego.
Godni łaski w sławy blasku
I na cichych łożach

Wśród radości uwielbiają
400 

Święte imię Boże.
W dłoniach swoich dzierżą miecze
Miecze obosieczne,
Aby dobry miał nagrodę,

Zły zaś — kary wieczne.
405 

Skują oni carów chciwych
Pęty żelaznemi,
I powiążą niegodziwych
Więzami ręcznemi.

I osądzą winowajców
410 

Według swego prawa,
A dostojnym po wsze czasy
Będzie cześć i sława!”


XI
A ty na brzegu Tybru stałaś

Jakoby martwy, ciemny głaz,
415 

I nie słuchałaś, nie płakałaś,
Lecz z resztą matek cnych wraz
Swe „Alleluja!“ więźniom słałaś.
Nito dzwon huczą kajdany

Na chrześcijanach, a twój syn,
420 

Jedynak twój, apostoł nowy,
Przeżegnał się i temi słowy
Przemówił: „Bracia! Módlcie się
Za brata swego okrutnego

I w modłach swoich imię jego
425 

Wspomnij cie, lecz przed dumny tron
Nie nieście waszych kornych głów.
Modlitwa — Bogu! Niechaj on
Sroży się i szaleje znów,

Niechaj proroka kamionuje,
430 

Niechaj nas wszystkich ukrzyżuje —
Wnukowie oto już poczęci
W niewieścich łonach. Nie mściciele
Wyrosną z nich za dni niewiele —

Jeno rycerze Chrysta święci!
435 

Bez żagwi i bez miecza w dłoni
Powstaną ci szermierze boży
I mrok przed nimi się ukorzy,
I grzeszny świat im się pokłoni.

Więc, bracia, módlcie się!
440 

W kajdanach
Przed krzyżem Zbawiciela Pana
Modlili się wyznawcy jego... Sława,
Sława wam, dusze czyste, młode,

Sława walczącym za swobodę,
445 

Po wszystkie czasy sława wam!


XII
Tydzień mija.
Od tego czasu, jak do Rzymu
Przypłynął okręt. Cezar pjany,

Przez siebie Dzeusem mianowany,
450 

Dzeusowi sprawia jubileusz.
Szaleje Rzym. Bogate dary
Zwożą i kładą przed Cezarem.
Chrześcijan pędzą niby trzodę

Do Kolosseum. Krew jak wodę
455 

Z nieszczęsnych toczą. Wściekł się Rzym.
I gladyator, i senator,
Obaj pijani. Krew i dym
Odurza ich. Ostatki sławy

Pośród okropnych orgij krwawych
460 

Przepija Rzym. On stypę sprawia
Po Scypionach. Hulaj, starcze
Obmierzły! Ile sił ci starczy,
Szalej w haremach! Z poza morza —

Czy widzisz? — wschodzi święta zorza!
465 

Nie sprawiedliwym gromem, świętym
Uśmiercą cię, lecz nożem tępym
Zarżną i jako psa obuchem
Dobiją cię!

XIII

Już drugi dzień
470 

Arena ryczy. Na arenie
Libijskich piasków lśniące złoto
Purpurą całe się czerwieni
I w krwawe się zmieniło błoto.

Lecz neofitów syrakuskich
475 

Nie przywieziono jeszcze tam.
Dopiero po trzech dniach strażnicy
Z mieczami w ręku, jak rzeźnicy

Bydło, przygnali ich do bram

Tej strasznej rzeźni. Zaryczała
480 

Jak dziki zwierz arena cała,
A syn twój podniósł dumne oczy
I psalm śpiewając, śmiało kroczy
Na miejsce mąk. Wtem Neron pjany,

Szalonym śmiechem roześmiany,
485 

Dał znak i z lochu lampart skoczył —
Spojrzał, ofiarę swoją zoczył,
Cisnął się i... krwi świętej strugi
Polały się. Krzyk głośny, długi,

Ponad areną, przez podwórza
490 

Przeleciał jak szumiąca burza
I umilkł...
A gdzież byłaś ty?
Gdzie skryłaś się? Dlaczego zaraz

Na swego boga — na cezara
495 

Tyś nie skoczyła? Bo go strzegli,
We trzy szeregi go obiegli
Liktorzy, póki za nim bram
Nie zatrzaśnięto. Sama jedna

Zostałaś się bezradna, biedna,
500 

Z rozpaczą w sercu. „O, mój Boże,
Kto mi poradzi i pomoże,
Do kogo zwrócę się, u kogo
Przytułek znajdę?” I nieboga

Dokoła okiem potoczyła,
505 

Zachwiała się i uderzyła
Głową o twardy mur. Pod samą,
Pod samą tą okropną bramą
Padła jak trup.

XIV

A wieczorem Cezar święty
510 

Z liktorami swymi

Skrył się w termach. W Kolosseum,
Niby na pustyni,
Cicho, głucho. Na arenie,

Rzekłbyś, że coś płacze,
515 

Nad murami samotnemi
Kruk żałośnie kracze.
A te mury, niby góry,
Czernieją wśród miasta.

Ponad Tybrem, od Albano
520 

Cichy wiatr się szasta;
Jak przez dymy, ponad Rzymem
Księżyc krągłolicy
Płynie sobie; odpoczynek

Niesie noc stolicy.
525 

I my tylko, Adamowe
Pełne grzechu dzieci,
Czy już nigdy nie znajdziemy
Spokoju na świecie?

Jak te psy za kość cuchnącą
530 

Żremy się, kąsamy
I w dodatku znieważamy
Praojca Adama!...

XV
Starej matce — nocy siła

Sił dodała trochę;
535 

Więc podniosła się, błądziła
Długo w noc ze szlochem
Koło bramy. Coś szeptała.
Może przeklinała

Swego boga? Potem znowu
540 

Przyłożyła ucho
Do tej bramy; nadsłuchuje:

Cicho tam i głucho.
Wtem zaśmiała się... Rzuciła

Jakieś słowo, siadła
545 

Koło bramy zadumana,
Podobna widziadłu...
Aż naraz brama się rozwarła
I z Kolosseum, z rzeźni krwawej,

Na wozach wywieziono ciała
550 

Tych, co dla Bożej zmarli sławy.
Z areny wieźli je do Tybru,
Aby tam niemi karmić ryby
Na stół cesarski.

Matka wtedy,
555 

Podniosła się, spojrzała wkoło,
Dłońmi chwyciła się za czoło
I szła wślad wozów tych czeredy
Nad Tybr. A Scyty szarookie,

Ci niewolników niewolnicy,
560 

Myśleli sobie, że Moroka
Z podziemnej wyszła swej ciemnicy,
By trupy grzebać. Powrzucali
Do wody ciała i z wozami

Próżnemi do dom odjechali.
565 


I znowu pusto dookoła...
Nad Tybrem stała i patrzała,
Jak woda coraz szersze koła
Nad ciałem syna roztaczała,

Aż wreszcie znikł ostatni ślad.
570 

A wówczas śmiech i krzyk i łkanie
I pierwsze w życiu jej wołanie
Do Tego, który zbawił świat
Na krzyżu.

I zlitował się
575 

Maryji Syn nad nieszczęśliwą

I życie i nadzieję żywą
Wlał w duszę jej. I poszła ona,
Prawdziwą wiarą ożywiona,

580 W pańskie pałace i na place
580 

Targowe, aby głosić słowo
Chrystusa Pana!

1857.8.XII.
Niżni Nowogród.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Taras Szewczenko i tłumacza: Bohdan Łepki.