Ofiary półświatka/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Antoni Wotowski
Tytuł Ofiary półświatka
Podtytuł Powieść obyczajowo-sensacyjna
Wydawca Wydawnictwo „Najciekawsze Powieści“
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Drukarskie Wacława Piekarniaka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ II.
Zmartwienia pana Tolka.

Właścicielka „Helwiry“ zatarła z zadowoleniem ręce... Połowa planu została wykonana... Resztę musi załatwić Tolek i napewno ze swego zadania — dobrze się wywiąże.
Lecz zacny ten młodzieniec miał stanąć przed obliczem szefowej dopiero za pół godziny.
Chcąc skrócić chwile oczekiwania, usiadła przed niewielkiem biureczkiem, ustawionem w rogu saloniku a oczy jej machinalnie spoczęły, na leżącej tam, dzisiejszej korespondencji. Listów takich otrzymywała zazwyczaj kilka, lub kilkanaście i czytała je niezwykle uważnie, gdyż stanowiły podstawę przeróżnych „kombinacji“. Ale dziś, choć palce z przyzwyczajenia szybko rozrywały koperty, a wzrok przebiegał kartki zapełnione męskiem i kobiecem pismem — jakże interesowało ją to mało i jak prędko odrzuciła przeczytane listy.
Cóż właściwie teraz Helmanową obchodzi, że hrabina Melsztyńska zabrnęła znów w pieniężne kłopoty, a pragnąc z nich się wydobyć za wszelką cenę, zapytuje, czy nie znalazłby się dżentelmen — wiek i uroda obojętne — któryby do tego dopomógł? Cóż ją obchodzi, że inny „korespondent“, — niebieski ptak, żerujący z jej polecenia po modnych kawiarniach, — donosi, iż do Warszawy zawitał cudzoziemiec, zasobny w dolary i wartoby go zwabić w progi „salonu mód“, przy pomocy urodziwej przynęty? Cóż wreszcie ją wzrusza, że w następnym liście, wzbogacony rzeźnik a stały bywalec salonów „Helwiry“, błaga o znajomość z prawdziwą arystokratką, damą dystyngowaną, dając do zrozumienia, że o koszta mu nie chodzi, a o „fasonową hrabinę“? Kiedyindziej sfabrykowałaby Helmanowa podobną „damę“ na poczekaniu, ściągając do siebie, którąś z bawiących w Warszawie wykolejonych rosjanek i przedstawiając ją, jako autentyczną księżnę, skuzynowaną z domem carów.
Lecz obecnie Helmanowa niema ani głowy, ani chęci do podobnych „interesów“.
Naprawdę zamierzyła zlikwidować „firmę“ i opuścić Warszawę. Pieniędzy posiada dość — nie nęcą jej również miłosne przygody. Gdy sprzeda „Helwirę“ i odprawi Tolka, przeszłość umrze, stanie się inną kobietą. Wyjedzie razem z Hanką — a co dalej nastąpi, życie pokaże. Bo nie wątpi na chwilę, że odzyska córkę i świetnie obmyślona intryga nie zawiedzie. Jeszcze dzień cierpliwości — a pojutrze Hanka sama wyprze się Freda... Głupi smarkacz!... Gdyby, miast oczerniać i odciągać od niej córkę, był przymknął na wszystko oczy i zabiegał o jej względy, możeby zgodziła się na ten związek, bo zdaje się, chłopak jest porządny i Hanka go kocha... Lecz teraz musi postąpić inaczej i smarkacza „położy“ a Hanka rychło przeboleje ten cios... Zresztą nie o takim marzyła mężu... Za głupi... Prawością i szumnemi zasadami daleko się nie zajedzie... A ten chłystek śmie na nią szczekać, gdy jego siostra, Lenka jest od Helmanowej nie lepsza... Jeśli o tem nie wie, to rychło się dowie a również się dowie, co znaczy prowadzić z Helmanową wojnę...
Dyskretny stuk w drzwi przerwał te rozważania.
— Tolek! — pomyślała i schowawszy do szuflady leżącą na biureczku korespondencję, rzuciła głośno:
— Proszę!
W rzeczy samej, był to pan Tolo, jak zawsze wyświeżony i wyelegantowany, który punktualnie przybył na wezwanie. Choć wszedł mile uśmiechnięty, śmiech ten krył niepokój, bo zerknąwszy na twarz Helmanowej, zauważył, że jest dziwnie zimna i zasępiona — a szefowa zdawała się o nim zapominać od pewnego czasu.
— Najdroższa Wiruchno! — począł przymilnie swoim zwyczajem, całując z przejęciem ręce właścicielki „salonu mód“ — Jakże się cieszę, że cię widzę... Ładnie, tak zaniedbywać Tolka?...
— Wyjątkowo byłam zajęta...
— Ale, żeby nie znaleźć choć chwileczki, choć najmniejszej chwilki!.. Wiesz, jaki jestem do ciebie przywiązany... Stęskniłem się naprawdę...
Helmanowa nie miała żadnych złudzeń, co do istotnych uczuć swojego amanta. Przeciwnie, zgodnie z zakreślonym planem, zamierzała jednocześnie załatwić dwie sprawy: zerwać z Tolkiem i zużyć go, jako narzędzie. To też, przerywając potok komedjanckich czułości, oschle rzekła:
— Wzrusza mnie to wielce, żeś się za mną stęsknił... Jednak musisz się przyzwyczaić do tego, że coraz rzadziej będziemy się widywali!..
— Czemu? — zawołał, tym razem z niekłamanem niezadowoleniem.
— Co było, więcej nie wróci!..
— Zrywasz ze mną?
Helmanowa skinęła głową.
Tolek przeraził się nie na żarty. Kieszeń szefowej stanowiła dlań, choć skromne, ale pewne źródło dochodów. Lecz, pozatem, w grę wchodziły poważniejsze względy. Jak wiemy z rozmowy Tolka z panną Mary, dawno kusiła go chętka dobrania się do biżuterji „starej“ i wynagrodzenia sobie sutym łupem, dotychczasowych poświęceń i nudnych umizgów miłosnych. Mogło się to powieść tylko w tym wypadku, o ile Helmanowa, nabrawszy doń większego zaufania, pozwoliłaby w mieszkaniu dłużej pozostawać, gdyż mimo rad Mary, Tolek bał się wszelkich włamań i czynów gwałtownych. A tu nagle taka niespodzianka...
Próżno zostały stracone zachody? Z rąk mu się wymyka jedyna w swoim rodzaju sposobność? Co powie na to Mary, która jest taka niecierpliwa i wciąż nagliła o przyśpieszenie „roboty“. Wścieknie się i zwymyśla Tolka a może więcej wogóle nie zechce z nim gadać...
Cóż wpłynęło na raptowne postanowienie Helmanowej? Głupstw jej kto naznosił, czy też inny wpadł w oko? Należy ją dyskretnie wybadać. A nuż, wszystko da się odrobić jeszcze?
— Nigdy nie spodziewałem się — począł, robiąc smutną minę, że w podobny sposób postąpisz ze mną!
— Jaki?..
— Tak odejść!... Za tyle przywiązania, tyle miłości!...
— Cóż? Widocznie mam poważne względy!...
— Zakochałaś się? Zmienna jesteś w uczuciach!
— W nikim się nie zakochałam, ani też w nikim więcej na przyszłość się nie zakocham!...
— Nie wierzę!...
— Wierz, nie wierz, a tak jest, jak mówię!...
Tolek przewrócił gwałtownie oczami i przybrał do tego stopnia zrozpaczony wyraz twarzy, iż ktoś, ktoby na niego popatrzył, — mógłby uwierzyć, iż miłuje on Helmanową namiętnie i że ta podstarzała, pięćdziesięcioletnia kobieta, wydaje mu się droższa od najpiękniejszej dziewicy.
— Nieszczęście! — szepnął. — Spotkało mnie nieszczęście...
Helmanowa nie dała się „nabrać“ na tę komedję i ironicznie zerknęła na swego „kochanka“.
— Przestań udawać, Tolku! — oświadczyła sucho — Przestań!.. Na nic się nie zda!... Możemy się rozstać, jak dobrzy przyjaciele... A lepiej cię znam, niźli sądzisz!..
— Masz mi coś do zarzucenia?
Zwyczajem Helmanowej było, chcąc komuś okazać swą przewagę, zanurzyć go w błocie.
— Powtarzam, nie udawaj! Doskonale wiedziałam, jakie cię trzymały przy mnie powody i nie łudziłam się, ani przez chwilę. Zresztą, lepiej się stało... Kobiety w moim wieku, gdy się zakochają, łatwo posunąć się mogą do szaleństw... Szczęście, że nie jestem kochliwa... A was wszystkich traktuję, niczem pajaców... Gdybyś był inny...
— Inny?
— Może nie łatwo poszłoby zerwanie... A tak?.. Kaprys... Fantazja i do widzenia!
— Obrażasz mnie! Wiro! Traktujesz, jak lokaja!
— Chcesz, abym mówiła wyraźniej?.. Dobrze! Czyż na chwilę wątpisz, że nie wiem o twoim stosunku z tą... jakąś dziewczyną?... Ma, zdaje się, na imię Mary?...
Tolek, mimo całej bezczelności, zmięszał się nagle.
— Plotki... — mruknął.
— Plotki? A jednak zaczerwieniłeś się! Myślisz dalej, że nie wiem, iż kręcąc się koło mnie, usiłowałeś wywąchać rozmaite moje tajemnice, aby to później wykorzystać!...
— Nieprawda!
— Sądzisz jeszcze — prawiła, nie zwracając na zaprzeczenie uwagi i bijąc weń każdem słowem, niby uderzeniem, — że cała twoja przeszłość nie jest mi znana?... Że nie wyliczę, gdzieś popełnił jakieś drobne łajdactwo, czy szantażyk i za co siedziałeś w więzieniu?... Mały, w gruncie z ciebie kanciarz, bo na wielkie łotrostwa, jesteś za tchórzliwy!..
— Wiro!...
— Nie wypominam bynajmniej twoich sprawek, aby ci dokuczyć, albo zemścić za to, że opowiadając tyle o swojej dla mnie miłości, żyłeś jednocześnie z lafiryndą uliczną... Obserwowałam twoje postępowanie spokojnie, a później przestałam cię wogóle wpuszczać do mieszkania... Zapamiętaj więc sobie jedno!.. O mnie, pomimo najlepszych chęci i największych wysiłków, nie wiesz nic, podczas gdy ja mam takie dowody, że w każdej chwili mógłbyś osiąść w areszcie...
Tolka porwała nagła pasja. Ta przeklęta baba, nietylko odprawiała go z kwitkiem, bo po obecnej scenie ani marzyć było o jakiejkolwiek pieniężnej „zapomodze“, ale igrała z nim tyle czasu, bawiła się niczem kukłą, gdy on uważał, że jest od niej sprytniejszy i bardziej przebiegły. A teraz śmie triumfować i rzuca pogróżki! Żeby choć czemkolwiek móc się odpłacić!
Pod wpływem gniewu i nie mając w obecnej sytuacji już nic do stracenia, zrzucił maskę i skrzywiwszy się złośliwie, zapytał:
— Hm!.. Sądzisz, żem ostatni osioł!.. A Gliniewska? Nic ci nie mówi nazwisko Hanki Gliniewskiej?...
Helmanowa lekko drgnęła, na tyle nieoczekiwanie wybiegło nazwisko jej córki z ust kawiarnianego apasza. Wnet jednak odparła spokojnie:
— I cóż ty wiesz o Gliniewskiej?
Teraz z kolei Tolek się zdumiał. Choć o Gliniewskiej, mimo wysiłków, nie zdołał się nic dowiedzieć, sądził, wnioskując ze zdenerwowania, jakie wówczas zdradzała Helmanowa, że większe wrażenie wywrze to nazwisko. Z typową wprawą jednak szantażysty, począł kręcić i straszyć:
— Hm... hm... Mieszka na Długiej... Coś niewyraźnego!... Gdyby dowiedziano się, że wciągasz studentki do „Helwiry“? Hm... hm... Brzydka sprawa!... Panienka wyszła stąd zapłakana... Podstępnie omotujesz ją w swe sieci?... Myślę...
Helmanowa porwała się z miejsca i tupnęła nogą o podłogę z taką siłą, że Tolek, przestraszony, przerwał nagle i umilkł.
— Durniu! — zawołała z gniewem — Głupcze potrójny, który udajesz, że coś wiesz, a naprawdę nic nie wiesz... Hanka Gliniewska! Wara ci od niej!.. Dowiedz się, że Gliniewska jest moją córką, choć nosi inne nazwisko. Bynajmniej tego nie ukrywam. Wyszła zapłakana, bo miałyśmy dość przykrą rozmowę... Wychowała się zagranicą, obecnie przyjechała niedawno... Przez nią właśnie, zamierzam sprzedać, lub zlikwidować „Helwirę“ i zapewne wyjadę z Warszawy... Tak!... Wytrzeszcz jeszcze więcej oczy!
Istotnie, źrenice Tolka rozszerzyły się ze zdziwienia niezmiernie i stał teraz przed Helmanową z wyrazem twarzy nieskończenie głupim. Strzał całkowicie spalił na panewce i musi z dalszej walki zrezygnować. Czyż domyśliłby się kto kiedy, że Gliniewska jest jej córką? Że Helmanowa wogóle ma córkę? Dobrze się wybrał... Chcąc babę nastraszyć, nie tylko nie osiągnął celu, a więcej ją rozdrażnił. Sam djabeł sobie z nią chyba poradzi! Trudno teraz nagabywać o „odszkodowanie“ i Tolek najlepiej zrobi, jeśli stąd odejdzie!..
Zamierzał właśnie udać obrażonego i nie skłoniwszy się nawet Helmanowej, opuścić salonik, gdy wtem z ust tej ostatniej, wybiegły niespodzianie słowa, już pozbawione gniewu:
— Kiepski z ciebie detektyw! Bądź sprytniejszy innym razem! A teraz siadaj, bo chcę ci coś powiedzieć...
Tolek zawahał się chwilę, lecz usiadł. Właściwie, nic przykrzejszego nie mógł usłyszeć, niźli dotychczas usłyszał. A jeśli zatrzymywała go Helmanowa, musiał w tem być jakiś cel ukryty.
— Jeśli sobie życzysz!... — bąknął sztywno — Choć po poprzedniej rozmowie...
— Poprzednia rozmowa niema nic do rzeczy!... — odparła, zajmując naprzeciw pognębionego amanta miejsce.
Istotnie wyświetliwszy swój z nim stosunek i udzieliwszy mu porządnej nauczki, pragnęła obecnie go użyć do wykonania pewnego planu, na którymi jej zależało wielce i gdzie pomoc Tolka mogła się okazać bardzo pożyteczna. To też rzekła, uśmiechając się lekko:
— Dawno już chciałam wyjaśnić pewne sprawy między nami, ale nie leżało w moich zamiarach robienie ci przykrości... Wiem tylko, że masz czasami niemądre hm... kawały i koncepty, a od tych „konceptów“ właśnie, pragnęłam się zabezpieczyć... Teraz zrozumiałeś, że próżna walka... Niczem mi zaszkodzić nie potrafisz, ja zaś cię trzymam w ręku... Pocóż to wypominać?.. Powtarzam, pożegnajmy się, jak dobrzy przyjaciele!...
— Pewnie! — potwierdził Tolek, nie mogąc uczynić inaczej.
— Dobrzy przyjaciele! — podkreśliła raz jeszcze — Bądź spokojny Tolku... Aczkolwiek niezbyt na to zasłużyłeś, nie rozstanę się tak z tobą i dam ci kilka tysięcy, abyś nie musiał przez pewien czas robić „kantów“... to jest — poprawiła się — żeby ci lżej było w życiu...
Tolek nie wierzył własnym uszom — na tyle nieoczekiwanie spadła nań ta obietnica. Po poprzednim potraktowaniu go przez Helmanową, wszystkiego raczej mógł się spodziewać, prócz pieniężnego „wsparcia“. Choć kroił na daleko większe rzeczy, lepiej było wziąć kilka tysięcy, niż odejść z kwitkiem. To też, nowa fala udanego rozczulenia, rozlała się po jego zepsutej a ładnej twarzy i wybełkotał:
— Zawsze wiedziałem, Wiro, że nie jesteś zdolna do nieszlachetnego postępku. Uniosłaś się pod wpływem posłyszanych głupich plotek... Zapewniam!... Nędznej obmowy!..
Lecz Helmanowa nie miała chęci wznawiania poprzedniego tematu.
— Mniejsza z tem! — rzekła, czyniąc nieokreślony gest. — I tak rozstalibyśmy się, skoro córka bawi w Warszawie. Lecz widzisz, że o tobie pomyślałam!
Pan Tolo również nie nalegał i nie usiłował nadal z zarzutów się wytłomaczyć. Posłyszana obietnica, wywarła nań wpływ magiczny. Już czuł w kieszeni szeleszczące, zielone i niebieskie papierki i obliczał, na jakie życiowe rozkosze dadzą się one zamienić. Ledwie wstrzymywał, zawisły na ustach, pełen niecierpliwości wykrzyknik:
Więc, ileż ostatecznie mi dasz, Wiruchno?!..
Lecz to, co posłyszał, ostudziło nieco zapał. Helmanowa, głaszcząc ambicję Tolka, zmierzała prostą drogą do wytkniętego z góry celu. A jakby odgadując, co się w jego duszy działo, wyrzekła:
— Dostaniesz trzy tysiące! Lecz nie zaraz!..
— Nie zaraz?... A kiedy? — zapytał z wielkiem rozczarowaniem, w głosie.
Helmanowa jęła cedzić powoli wyrazy:
— Pojutrze... Musisz mi oddać pewną usługę!
— Usługę? Z najmilszą chęcią!
— W gruncie rzeczy, chodzi o bagatelę... — mówiła niby odniechcenia — Znajdziesz mi przystojną dziewczynę, bez zbytnich skrupułów... Może być „zawodowa“. I żeby umiała trzymać język za zębami! Cokolwiek u mnie zobaczy, ma o tem milczeć, jak grób.
— Hm!.. no... — wybąknął Tolek, zdumiony otrzymanem zleceniem.
— Właśnie dlatego do ciebie się zwracam — przybrała swobodny ton, zapalając papierosa — że ty masz duże znajomości w tych „sferach“ i wiem, że wynajdziesz taką, jakiej mi potrzeba... Ja z temi damami nie mam nic do czynienia, do siebie ich nie wpuszczam i nie wypada mi szukać — tu Helmanowa nie skłamała, gdyż, w rzeczy samej, jej „salon“ był niedostępny dla „panienek fachowych“, a żadna z „przyzwoitych kobiet“, zapewne, nie zgodziłaby się na rolę, jaką jej przeznaczyła właścicielka „Helwiry“. — Nie zaprzeczaj, że znasz wiele dziewczyn! Teraz gadamy szczerze... Może być nawet ta twoja Mary... Mało mnie to wzrusza, a podobno sprytna i lubi zarobić pieniądze... Ty zaś będziesz za nią odpowiedzialny... Żeby nie naraziła mnie na przykrość i dobrze odegrała swoją rolę. Oto powód, czemu zatrzymuję twoją sumkę!
Choć Tolo czynił chytrą minę i wtórował porozumiewawczemi grymasami słowom Helmanowej, — w gruncie nic nie pojmował. Aby wyświetlić sytuację, zagadnął:
— No dobrze! Powiedzmy znajdę dziewczynę... Lecz, zanim która się zgodzi, zechce wiedzieć, czego od niej zażądasz...
— Słusznie! — mruknęła, a niezbyt zadowolona, że z konieczności musi we wszystko wtajemniczyć Tolka, jęła ogólnikowo informować: — Będzie miała bardzo łatwe zadanie... Przyjdzie do mnie pojutrze, wieczorem... Pozostawię ją, sam na sam, z pewnym młodzieńcem... Ma udać, za wszelką cenę, że łączą ich bliskie stosunki... Gdyby gwałtownie zaprzeczał, musi wmawiać czelnie, nawet przy świadkach, że jest jej kochankiem...
— A nie wyniknie z tego awantura? — przezornie zapytał.
— Najmniejsza! Toć wszystko rozegra się u mnie w mieszkaniu, a ja chyba nie dopuszczę do skandalu... Żadnego ryzyka... Powie, co ma powiedzieć i odejdzie... Ot, zwykła komedyjka, z której dziewczyna później sama się uśmieje... Zresztą, roli ją nauczę...
— Skoro jest, jak mówisz! — rzekł uspokojony. — Sądzę, że ci sprawę pomyślnie załatwię... A nuż, Mary przystanie? Na kiedy ci ona potrzebna?...
— Przyjdzie do mnie jutro obgadać szczegóły, a pojutrze odbędzie się samo „przedstawienie“! Oczywiście dobrze ją wynagrodzę... Pięćset złotych! — rzuciła, chcąc zachęcić go sumą, a jednocześnie obawiając się, czy nie wymieniła za wysokiej i nie zwróci to uwagi, że zadanie nie jest tak proste, jakby się na pierwszy rzut oka zdawało. — Tak! Dam pięćset złotych!..
— Niezłe honorarjum! — zauważył, myśląc o tem, że Mary połaszczy się napewno na podobną kwotę. — Więc pięćset dla niej, a trzy tysiące dla mnie? — raz jeszcze się upewnił.
— Płatne tegoż wieczoru, po wykonaniu! Wiesz, że słowa dotrzymuję zawsze i nie będziecie czekali ani sekundy... Tylko jeden warunek...
— Mianowicie?
— Pamiętaj, dyskrecja całkowita!... Gdybyście zechcieli później rozsiewać plotki, lub inaczej przedstawiać całą historję, niźli ja chcę ją przedstawiać... potrafię dać się wam we znaki... A wiesz, że ze mną zaczynać niebezpiecznie!
— Pocóż wspominać o tem Wiro! Rad jestem, że ci mogę wyrządzić przysługę, reszta mnie nie obchodzi... A za osóbkę, którą sprowadzę, ręczę całkowicie!
— Więc doskonale!...
Porozumienie nastąpiło. Fred[1] powstał z miejsca, ucałował rękę Helmanowej i uczynił parę kroków w kierunku drzwi. Wnet jednak zatrzymał się i zerknął na „szefową“ niepewnie.
— Chcesz jeszcze o coś zapytać? — zagadnęła.
— Nie!.. Natychmiast idę na poszukiwania!.. Ale, ale...
— O cóż chodzi?
— Widzisz!... Sama zrozum!... Są koszta... Zdałoby się małe a conto!
Właścicielka „Helwiry“ uśmiechnąwszy się lekko i wyciągnąwszy z torebki kilka dwudziestozłotowych banknotów, wręczyła je Tolkowi.
— To wystarczy!... Więcej nie dostaniesz!
— Dziękuję!
— Do widzenia! Jutro czekam!
A gdy odszedł, wyraz triumfu osiadł na jej twarzy.
Plan jest tak znakomicie obmyślony, że nie może się nie udać. A wtedy Hanka... Hance otworzą się oczy...
Mniej możeby była zadowolona, gdyby nieco później, mogła posłyszeć rozmowę, jaką wiódł zacny pan Tolo z panną Mary.
Dziewczyna, wysłuchawszy z natężoną uwagą szczegółowego sprawozdania Tolka o wizycie u Helmanowej, oraz o późniejszej propozycji, czy podjęłaby się wykonać zadanie, do którego potrzebna jest właścicielce „Helwiry“, poczęła się długo a złośliwie śmiać.
— Durniu kołowaty! — zawołała, w swej swoistej gwarze — Frajerze nad frajerami!... Każda baba cię wykiwa!
— Jakto? — oburzył się wytworny młodzieniec — Cóż miałem robić? Siłą jej nie zmuszę, żeby żyła zemną? A lepsze trzy tysiące, niż guzik! Ty zaś nic nie ryzykujesz, jeśli się zgodzisz!
Mary zerknęła na towarzysza, jak się patrzy na skończonego głupca.
— Posłyszałeś, że masz dostać trzy tysiące i już jesteś zadowolony? Och, byle ochłapem można się od ciebie odczepić... A tyle miesięcy próżnych zachodów? Tyle nadskakiwań? Myślisz, że na to przystanę? Mądrzejsza jestem od ciebie i jeśli wywącham „robotę“, tak łatwo jej nie rzucam... A ty i te twoje interesy? Wyśledził jakąś Hankę Gliniewską i był kontent, że skarb znalazł! Tymczasem, pokazuje się że to córka tej starej i Helmanowa tylko się uśmiała... Teraz przed oczami mignęło kilka setek i się raduje! Kupi nowe garnitury, uchleje się parę razy, a co dalej będzie, nie myśli! O ile do wszystkiego się nie zabiorę, nic z tego nie wyjdzie.
Tolek podrapał się ze skupieniem po nosie.
— Co zamierzasz? — zagadnął.
— Zamierzam?... zamierzam?... — powtórzyła ze zniecierpliwieniem — Czyż ty sam nie rozumiesz, że stara chce zmajstrować kawał i sama lezie nam w ręce?... Za taką „komedyjkę“ nie daje się pięciuset złotych... Pierwsza z brzegu dziewczyna, za piędziesiątaka podobną odwaliłaby bujdę... Baba myśli, że tak cię ma w ręku, że nie ośmielisz się wsadzić nosa do jej spraw i sprowadzisz jej pokorne cielę, które zadowolni się byle tłomaczeniem, a gdy odegra swoją rolę, ucieszone z zarobku, odejdzie...
— Rzeczywiście! — bąknął, bowiem dawno mu przychodziły te refleksje do głowy, czując jednak przewagę właścicielki „Helwiry“, nie miał ochoty komplikować sprawy, uważając poprzednie plany za stracone. — Rzeczywiście! Ale zauważ? Jeśli nawet tak jest, musiała ona dobrze wszystko obmyśleć i niewiele jej zrobimy... Mojem zdaniem, bierzmy, co się do wziąć i pluńmy na Helmanową!
Zaśmiała się ironicznie.
— Ty możesz zrobić, jak ci się podoba — ja nigdy się nie cofam! Powiedziałam, że biżuterja starej musi być moja, to znaczy — poprawiła się — nasza i tę biżuterję zdobędę!... A ty siedź cicho i nie wtrącaj się!.. Ma ona rację, żeś głupi!... O, z gustem odegram rolę, jaką mi przeznacza.. Już dzwoń do niej, że się zgadzam... Lecz pożytek nieco większy wyciągnę... Pięćset złotych dla mnie frajer!
— Więc, ty?
— Bądź spokojny, otrzymasz swoje... Grubo więcej, niż liczysz... Jeszcześ nie pojął? Najprzód, przeniknę, co właściwie „kant“ Helmanowej znaczy i pewnie mi się to przyda... Ale najważniejsze!.. Nareszcie znajdę się w jej mieszkaniu! Tyś tam łaził miesiącami i nic nie wskórałeś, mnie jeden wieczór wystarczy! Teraz o nic się nie pytaj, bo nie odpowiem!
— Kiedy...
— Osioł jesteś!
Tolek niezbyt miał rozradowaną minę. Wolał wziąć trzy tysiące bez ryzyka, za to przyjemnie spędzić jakiś czas, niźli się wdawać w awantury. Obawiając się jednak Helmanowej, bardziej jeszcze bał się wybuchów gniewu Mary. Pozatem, zepsuty do cna i tchórzliwy, nie odznaczał się silnym charakterem, i gdy dobrze nań krzyknięto, zazwyczaj zgadzał się na wszystko.





  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; winno być Tolo lub Tolek.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Antoni Wotowski.