Przygody czterech kobiet i jednej papugi/Tom IV/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Przygody czterech kobiet i jednej papugi |
Wydawca | Alexander Matuszewski |
Data wyd. | 1849 |
Druk | Jan Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Aventures de quatre femmes et d’un perroquet |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Powiedziałam ci, że napisałam do hrabiego i przesłałam mu skazówkę podróży mojéj. Zamierzałam sobie jechać pocztą do Lugdunu: tam, zatrzymać się dni parę, aby dać czas hrabiemu by mi odpowiedział, potém statkiem parowym popłynąć do Marsylii, gdzie jeszcze, kilka dni zatrzymać się chciałam, a ztamtąd udać się do Włoch; bo zdawało mi się, że Francya nie dość mnie od mego ojca przedzieli. Zresztą, dawno już pragnęłam i żądałam odbyć tę przejażdżkę; prawda że wołałabym była pod innym pozorem i w inném usposobieniu podróżować, tém bardziéj, że jechałam sama, a dawniéj myślałam że z hrabią wszystko oglądać będę.
— Napisałam mu: że zmuszoną byłam wyjechać, alem mu ani słowem jedném nie dała do zrozumienia powodów tego wyjazdu. Słowa ulatują a pismo zostaje, a że gdybym była prawdziwą przyczynę opisała, byłabym tém bardzo oskarżyła mego ojca, nie śmiałam zatem powierzyć tego wszystkiego papierowi, który z łaski niedość regularnéj poczty we Francyi, idzie Bóg wie w jakie miejsca. Skazówka którą mu przesłałam, powinna go była przekonać, że nie od niego uciekałam, a niewiadomść tego co mi się przytrafiło, i chęć dowiedzenia się, powinny były podniecić ciekawość i przyspieszyć jego wyjazd. Gdyby raz znalazł się obok mnie, byłabym mu wszystko powiedziała, pewna będąc że byłby postąpienie moje pochwalił.
— Przybyłyśmy do Lugdunu. Wstrzymam się od opisu téj drugiéj Francyi stolicy. Przepędziłam w nim dwa dni; drugiego dnia zastałam list hrabiego poste restante, w którym widać było że bardzo był zdziwiony nagłą moją emigracyą; oświadczał mi, nie pytając się o przyczyny mego odjazdu, że go ten bardzo zmartwił, tém bardziéj, że interesa familijne zmuszały go zatrzymać się na miejscu, dłużéj niż to sobie z początku wystawiał. Do tego listu przyłączony był wexel do wypłaty, któren o bardzo wiele przewyższał koszta mojéj podróży. Mogłam więc podróżować jak wielka jaka pani, własnym moim powozem; lecz byłam już zmęczona, i myślałam że w statku parowym odpocznę.
Przez te parę dni które przepędziłam w oberży, uważałam, a raczéj zmuszona byłam uważać, młodego człowieka, który ze mnie oczu nie spuścił: gdym wychodziła, pewna byłam ze go na wschodach spotkam; gdym wracała, najpewniejsza byłam że go znajdę patrzącego przez okno; ze dwadzieścia razy twarz w twarz spotkaliśmy się, i ze dwadzieścia razy zdawało mi się że do mnie przemówi; lecz czy że nie śmiał tego uczynić, czy że nie wiedział jak mnie zaczepić, poprzestał na patrzeniu się na mnie, i na ukłonieniu mi się jak się zwykle kłania sąsiadom, których często napotykamy. Zresztą, zdawało mi się, że nie zwracam uwagi na jego grzeczności, choć nieme ale nieustanne; więcéj niż te zasługiwały; zdawało im się, że musiał by być bardzo zarozumiałym, gdyby mógł myśleć że ja na niego uważam; śmiałam się, myśląc, że może jemu się wydaje, iż ja się na pierwsze spojrzenie szalenie w nim rozkocham: co zresztą mogłoby się było każdéj innéj kobiecie wydarzyć, bo był młody, i jak to mówią ładny chłopiec; zdaniem mojém, jest to smutna nazwa, zwłaszcza gdy się ją nadaje męzczyźnie, choćby najmłodszemu, samą jedną bez dodatku innych zalet. Do tego miał to jeszcze, na co się wiele kobiet daje łatwo ułowić, to jest piękną nogę, i piękne ręce, ten podwójny znak rasowy; ubierał się wytwornie chociaż niby skromnie, chód miał zgrabny i palił fajkę poważnie, co jest rzadszém niż się zdaje.
Za krótko jeszcze natenczas żyłam na świecie, abym mogła była odgadnąć do jakiej klassy społeczeństwa mógł ten młody człowiek należeć: czy posiadał imię i dostatki towarzyszące szlachectwu, czy był finansistą. To tylko wiem, żem dla niego była, dzienną kwestyą żywotną i że wszystko co tylko robił zależało od tego co ja robić będę. Przyznaję się, że w oczekiwaniu listu owego, te drobiazgi dosyć mnie bawiły; kobieta zawsze jest szczęśliwą, jeżeli wie że ktoś ją ściga wzrokiem lub myślą, i że przy okoliczności, ten ktoś, stać się może dla niej podporą lub przyjacielem.
— Jednakże po odebraniu listu, zapomniałam o tém dzieciństwie, które jak miarkujesz nie mogło mnie wiele obchodzić, i przygotowałam się do wyjazdu.
— Gdy o czwartéj zrana, bo o téj godzinie ten wygodny statek odchodzi, zeszłam, spotkałam na dziedziéńcu mego sąsiąda, który w stroju podróżnym spokojnie palił swoje cigarette.
— „No! powiedziałam sobie, jeżeli ten pan za mną jedzie, to się naraża na długą podróż.
— Rzeczywiście, jakem jechała po spiczastym bruku tego miasta, widziałam że się tą samą co i ja drogą udawał wszedł do statku do którego i ja wejść miałam, i gdy musiałam przejść ze stałego lądu na ruchomy żywioł, chociaż deska była dość szeroka, nie byłam jakoś dosyć śmiałą; natenczas z głębokim ukłonem przybliżył się i podał mi rękę, pomógł mi przejść i ukłonił się powtórnie, a wszystko to odbył, nie wymówiwszy ani słowa! ah! mój drogi Tristanie, jaką też powierzchowność przybiera przypadek, aby się zamienił potém w przeznaczenie!
— Prawda, odpowiedział Fabiano, zaczynam rozumieć.
— Wcale nie, nie rozumiesz i mogę powiedzieć że niepodobieństwem jest abyś mógł zrozumieć.
— No! w takim razie mów daléj.
— Mówię daléj, uśmiechając się odpowiedziała Lea: Od téj chwili, znajomość już była zrobioną, a przynajmniéj pierwszy krok do niéj. Szło już tylko o najmniejszą choćby okoliczność, o troszkę chociaż rozumu ze strony mego nieznajomego a o cokolwiek dobréj woli z mojéj strony, aby znajomość lepsza nastąpić mogła. Zapewniam cię, że to jest bardzo zabawnie dla nas kobiet, gdy nie mamy co lepszego do roboty, uważać na tysiączne sposoby, których mężczyźni używają, aby się do nas zbliżyć i z nami się zapoznać. Często bardzo zachwycone byłybyśmy gdyby do nas zagadali szczególniéj w podróży, ale trzeba żeby zaczepili i przemówili rozumnie i dorzecznie, bo dla wartości rozsądnéj rozmowy przebacza się nie właściwe jéj zaczęcie. A potém, te wieczne zapytania które w ich oczach zgadujemy, te szpiegowania nas kto jesteśmy? zkąd przybywamy? gdzie się udajemy? wszystkie te rzeczy, na których mogą opierać swoje wyrachowywanie, zakładać swoje plany o których szczęściem dla nas nie wiedzą, dają nam pierwszeństwo w téj małéj walce, to jest, my spotykamy się korzystnie pod cieniem, a oni oświeceni blaskiem słońca. Mój nieznajomy patrzył ciągle na mnie, aż do czasu, dopóki przez schodki nie zeszłam do miejsca przezemnie najętego. Statek parowy przeznaczony do pływania na małéj rzece, jest zwykle bardzo brzydki; to też jak weszłam do sali nizkiéj sali do tego gorącéj i dusznéj, w któréj cały dzień pozostać musiałam; gorzkom żałowała żem swój pojazd porzuciła, i poszłam na pomost, gdzie wszyscy prawie podróżujący znajdowali się, dla przypatrzenia się znoszonym pakunkom. Widno było, widziałam więc na końcu statku, mego nieznajomego, opartego łokciem o poręcz. W tém, służąca moja zbliżyła się do mnie i odezwała się z radością:
— „Pani! znalazłam salonik dla pani.
— „Salonik? zapytałam.
— „Tak jest pani; na końcu statku, jest salonik umeblowany i zupełnie od wszystkich oddzielony.
— „No! i możemy go nająć?
— „Nie pani, nie można.
— „Ale będziemy z niego pożytkować?
— „Już najęty.
— „A więc to zupełnie dla mnie, jak gdyby go wcale nie było.
— „Nie pani, powiedział mi kapitan że jest najęty przez jednę tylko osobę i że ta podzieliłaby się może z panią mieszkaniem; tém bardziéj można się téj grzeczności spodziewać, że to jest młody człowiek który salonik najął.
— „Aha! zgaduję teraz! wyrzekłam do Maryi.
— „Co pani zgaduje?
— „Zgaduję że to ten młody człowiek oparty na poręczy najął go pewnie, i czeka tylko aby kapitan się pokazał, puczem niezawodnie przyjdzie ofiarować go nam.
— „Pani zgadła, ja prosiłam kapitana, żeby zaproponował właścicielowi saloniku, o ustąpienie go pani, o widzi pani że się przybliża do niego.
— „Patrzaj, właściciel saloniku zbliża się teraz do nas: miejmy minę jak gdybyśmy go nie widzieli.
— „Pozwól Pani, abym mógł jéj ofiarować pokoik który nająłem.
— „Doprawdy! ależ boję się i nie śmiem pozbawiać go pana.
— Właściwe wyrażenie tych którzy przyjmują.
— „Przyjmując, zrobisz mi pani łaskę.
— „Ależ panie, wyrzekłam, chcąc mu wynagrodzić tę grzeczność, przynajmniéj całkowitego odstąpienia nie przyjmę, udział w połowie, to przyjęłybyśmy.
— „Lecz ja się boję nieprzyjemności pani zrobić zamiast przysługi, podzielając z nią pokój. Taka jest pogoda, tak miło na pokładzie, że mogłabyś pani bez żadnego sobie wyrzutu zostawić mnie tutaj.
— „Nie przyjmuję, tylko z warunkiem wspólności mieszkania.
— „Niech będzie wola twoja pani, mówił dalej, tém bardziéj, że ta pani wola jest dobrodziejstwem.
— „I oddalił się, mówiąc, że idzie wszystko przygotować, aby mnie mógł przywoicie przyjąć.
— W istocie, jakeśmy weszły, zastałyśmy go zajętego układaniem poduszek, posiadałyśmy, on stał, dopóki go nie poprosiłam aby usiadł także.
— Gdy się znajdujemy pierwszy raz z człowiekiem takim, który ma w życiu naszém zająć wielką rolę, jest coś tajemnego w sercu naszém co nas o leni ostrzega; doznaje się natenczas jakiejś niewyraźnej trwogi, bo niewierny czy mu wierzyć czy go się strzedz winniśmy. Chociaż miał ruchy i całe obejście się jak tylko można najwykwintniejsze i wytworne, jednakże obawiałam się tego młodego człowieka, nie tak jak się obawia kobieta mężczyzny którego się boi pokochać, ale tak, jak się strzeżeni jakiegoś raptem ukazanego cienia wieczorem, którego dobrze rozpoznać nie możemy i strzeżemy się. Byłam najpewniejsza wewnątrz duszy, że go nigdy kochać nie będę, a jednak nie rozumiem dla czego, czułam że wielki wpływ wy wrze na życie moje.
— Nie wiem jak się to stało, ale zaszła pomiędzy nami jakaś jakby poufałość, taka jaka bywa pomiędzy ludźmi, którzy chociaż się nie znają, żyli jednak w takim samym świecie i zachowali pamięć jego; cytował mi wszystkie sławne imiona w Paryżu, wszystkie słynne w modzie kobiety, i nadzwyczaj był obznajmiony ze wszystkiemi intrygami kulisowemi i salonowemi, z łaski których wiadomości, rozmowa nie upada nigdy, tak, że rozmawiając o tém wszystkiém, godzina śniadania nadeszła: jedliśmy je razem.
— Po śniadaniu, przedstawił mi: że dobrzeby było żebym wyszła na pomost dla odetchnięcia świeżém powietrzem, i dla napatrzenia się na brzegi Rodanu, które są bardzo ładne; przystałam na to; usiedliśmy oboje w tym statku.
Natenczas, poufała rozmowa między nami, znów się rozpoczęła, a że to było na wolném powietrzu i w nieprzytomności Maryi służącéj, siała się bardziéj jeszcze poufałą.
— „Pani jedziesz do Marsjlii? zapytał się mnie, mój towarzyszysz podróży.
— „Tak jest panie, odpowiedziałam.
— „Ale pani nie zabawisz się w tém mieście, które tak mało daje zajęcia pięknym paniom Paryzkim.
— „Nie, czekam tylko na kogoś, a potém jadę do Włoch.
— „To się ma rozumieć, że pani natychmiast pojedziesz, bo toby było świętokradztwem dać pani długo czekać.
— „Tak się spodziewam.
— „A więc pani, do owego czasu, jeżeli statkiem podróżować będziesz, możemy razem tę drogę odbyć, a ponieważ pewnie pierwszy raz udajesz się na południe Francyi, raczysz pozwolić mnie, znającemu dobrze całą tę okolicę, iż się zajmę wyborem hotelów dla pani, gdzie się tylko zatrzymać zechcesz, i wszystkiemi jéj rzeczami i pakami: bo toby było nadto dla niéj utrudzającém.
— „Przyjmuję grzeczność pana.
— „A ja pani za to bardzo wdzięczny jestem, dodał, bo nie mając nikogo ktoby smucił się moim odjazdem, ani też nikogo któryby przybycia mego wyglądał, gdybyś do tego jeszcze pani nie pozwoliła mi być ci choć w czemkolwiek użytecznym, to prawdziwie niewiem coby się zemną działo w mojéj samotności, nim dojdę do miejsca przeznaczenia mego.
— „Więc pan daleko się udajesz?
— „Do Afryki.
— „Ależ tam udają się w dwóch tylko celach, to jest: albo się zbogacić, albo dać się zabić.
— „Właśnie też jadę tam dla jednéj z tych dwóch rzeczy.
— „Więc panu się zdaje że nie jesteś dość bogatym?
— „Nie, nie znajduję się dość szczęśliwym.
— „I jedziesz pan?...
— „Do mego pułku; jest to takie same samobójstwo, jak każde inne; za to przynajmniéj ziomkowie są, wdzięczni a Bóg je prędzéj przebaczy.
— „Przynajmniéj, aby w niebie jak na ziemi, nie brano chęci za uczynek.
— „Natenczas byłbym potępiony, ot cała rzecz!
— „Jednakże, dopiero co mówiłeś mi pan z wielkim zajęciem i prawie z zapałem o Paryżu.
— „Naturalnie, tak samo jak wygnaniec mówi o kraju który opuścił: jak umierający mówi o uciekającém od niego życiu: jednakże zamiast lubić, powinienbym przeklinać Paryż, z przyczyny Paryża jadę do Afryki. Nie jestem dość bogatym, abym mógł zostać aktorem codziennéj pustoty odgrywanéj w Paryżu, w tym prawdziwym teatrze, a nadto wiele mam próżności, abym chciał zostać tylko figurantem.
— „Jest przecie z tysiąc sposobów, z których jakikolwiek byłbyś pan wybrał, pewnieby był lepszym o tego któryś sobie upodobał.
— „Jakież by to mogły być sposoby?
— „Ożenienie naprzykład.
— „Otóż! pan w téj chwili podobna jesteś do kata, odpowiedział uśmiechając się, który w chwili spełnienia wyroku, na skazanym na ścięcie, mówi mu: „Zetną ci głowę, lecz żebyś był chciał. byliby cię powiesili.
— „O mój Boże! odpowiedziałam mu, jest mnóstwo pocieszonych, którzy do życia powrócili.
— „To chyba dla tego, odrzekł, że powróz się zerwał, czyli inaczej mówiąc, że żona umarła; a że to jest tylko prawdopodobieństwo, a mnie chodziło o rzeczywistość, więc nie mogłem się żenić. A zresztą, po co robić nieszczęśliwą kobietę, która niepopełniła innego występku, tylko ten że posag wniosła?
— „To sprawiedliwie, ale z czasem mógłbyś ją pan pokochać.
— „To nieba rdzo łatwém do uskutecznienia, kiedy się już inną kocha.
— „Ach! to pan byłeś zakochanym?
— „Niestety!
— „I to dla uleczenia się z miłości, jedziesz pan się dać zabić?
— „Niezawodnie.
— „Sposób jest dość pewny.
— „Na wielkie dolegliwości, wielki ratunek być powinien.
— „Czyż była taka nieubłagana?
— „Wcale nie.
— „W takim razie nic nie rozumiem.
— „Nie dość byłem bogatym, oto jest cała przyczyna. Wiesz pani, że są kobiety dające, miłość, ale są inne które przedają swoją miłość a ja miałem nieszczęście kochać jednę z tych ostatnich, tak, że idąc ze zniechęcenia w zniechęcenie: doszłem aż do postanowienia, i to dla spełnienia tego postanowienia, ten statek mnie wiezie: dziękuję tylko niebu żem panią spotkał, to mi przynajmniej drogę osłodziło.
— Wszystko było mi powiedziane z takiem przekonaniem, że zaczęłam uczuwać litość nad biednym chłopcem, który tak młody jeszcze, tyle się już na życie uskarżał, ze go aż chciał porzucić. Mówiłam sama w sobie: otóż to kobiety, nie wiedząc o tém, i to tylko może być całą ich wymówką, doprowadzają do tego, iż nie jeden młody człowiek traci duszę, i traci życie, które, inna dobra kobieta mogłaby uczynić szczęśliwém. Mówiłam sobie jeszcze, że gdybym była wolną, to podobnego jemu człowieka chciałabym kochać, i że o ile się kobieta zniża, dzieląc bogactwa swego kochanka, o tyle się podwyższa, podzielając boleści i cierpienia jego. Myślałam sobie i powtarzałam tysiące rzeczy uczciwych i rozumnych, z których może nie jedną mniej rozważnie dokonałabym była, gdyby nie to, że czułam wewnątrz duszy czy sumienia, ten głos odzywający się do mnie: że ta która ma zostać matką, powinna zapomnieć tego że jest kobietą.
— Przez ten czas, mój nieznajomy, patrzył napromienię słoneczne, złocące wierzchołki gór otaczających rzekę i zaciemniających ją miejscami. Już to przyznać można, że był zupełnie pięknym; i w gruncie serca zasmuciłam się, że ołowiana kula ma zgruchotać to stworzenie Boga, którego w téj chwili serce biło obok mego, i który żył i oddychał jedném zemną powietrzem. To znów myślałam sobie, że nie każdy chcący być zabitym, ginie; że może łatwiéj jeszcze kula paść w przestrzeń ogromną, niż w ten mały punkcik jaki człowiek tworzy w przestrzeni.
— „No! zobaczysz pan, że powrócisz jeszcze pułkownikiem i z orderem.
— „I o jednéj ręce może; odrzekł mi, oh! życie dopiero wtenczas zdawać mi się będzie szczęśliwém, jak moi współziomkowie zawieszą mi wstążkę czerwoną na piersiach: „Odebraliśmy rękę, daliśmy za to krzyż; rachunek skończony.”
— Rozmowa w tym samym tonie trwałą ciągle, on, udawał odludność, żal do ludzi i całego świata; ja przesadzając nadzieję; tak dojechaliśmy do Arles. Przybywszy do tego miasta, zaprowadził nas do hotelu północnego; i zajął się żeby wszystkie nasze rzeczy tam przeniesiono. W kilka chwil późniéj, wrócił do nas. Niepodobna było znaleść na świecie usłużnejszego i grzeczniejszego człowieka; poszedł potém na wspólny obiad, (table d’hôte) mówiąc: że po księżycu obejrzy szranki, co mnie wcale, jako utrudzoną, nie kusiło mu towarzyszyć. Marya i ja jadłyśmy w swoim pokoju: nazajutrz o szóstéj zrana byłyśmy już na statku, który nas miał odwieść do Marsylii, zawsze pod opieką naszego nieznajomego.
— Zdawał się być tak samo smutnym jak dnia wczorajszego, ale miał takie sposoby tłomaczenia swego smutku, że wzbudzał pociąg mimowolny. Mówił mi: że w dzieciństwie stracił ojca, a matki nigdy nie znał, ale z takiém czuciem z taką czcią mówił o swoich rodzicach, żem sobie wystawiała tylko, jak to dziecię moję wspominać, mnie po mojéj śmierci będzie, i dziękowałam Bogu, że wlał w serce dziecięcia tyle wdzięczności dla matki. Naostatek, mówił mi o takich tylko rzeczach, które, gdyby nawet przed najsamolubniejszemi niewiastami powtarzane były, sprowadziłby im musiały, łzy do oczu a litość do serca, tak dalece, że gdyśmy przybyli do Marsylii, starałam się wszelkiemi sposobami odwieść go od wyjazdu: Powiedziałam mu, żeby zemną został, że czekałam na kogoś, że potém z nami podróżować będzie, i koniecznie wynajdziemy sposób rozerwania go w smutku; natenczas przepraszał mnie, że nie umiał być wesołym, że mnie zasmucił, ręką posuwał po czole i uśmiechnął się czasem do mnie, jak się uśmiecha brat do siostry; zresztą, w całych jego opowiadaniach i śród mego spółczucia, nigdy najmniejszego do mnie słowa nie wymówił, któreby tchnęło lub wspomniało miłość. Powiedział mi: że byłby szczęśliwym, podzielając szczęście nasze, lecz że nie mógł ofiary moj fj przyjąć; że się już zapisał i że musi kończyć podróż swoją.
— Już więcéj nie nalegałam.
— Przybywszy do Marsylii, zajechaliśmy do hotelu wschodniego, gdzieśmy razem z nieznajomym weszli: on to zamawiał dla mnie mieszkanie, i w chwili gdy się o nie gospodarza zapytywał, ujrzałam przybywającego, jedynego przyjaciela hrabiego, którego kilka razy widziałam: przywitał się zemną: zdawało się, że był zdziwiony, iż mnie w towarzystwie nieznajomego postrzega; ukłonił się i poszedł. Zrozumiałam zaraz, ile taka zażyłość była sama w sobie nieroztropną, chociaż niewinną, i jaką krzywdę najmniejsze posądzenie moich postępków mogłoby mi przynieść, lecz pomyślałam, niech no raz hrabia będzie przy mnie, tak mi łatwo będzie zniweczyć jego podejrzenia, że nawet nie myślałam o tém więcéj.
— Oh! co tym razem to rozumiem wszystko! wymówił Tristan:
— I cóż rozumiesz? z wątpliwością zapytała Lea.
— Rozumiem: że przyjaciel hrabiego, jak każdy przyjaciel w takim razie, napisze do hrabiego że cię widział z obcym, dla tego żeby mu mógł największą zrobić przykrość, i że ty nie zgrzeszywszy karę poniesiesz.
— Tylko to rozumiesz?
— Tak jest.
— To mi dowodzi téj jednéj rzeczy; żem umiała tak dobrze ułożyć moje opowiadanie, żeś się nie domyślił rozwiązania; możesz tedy mój biedny przyjacielu powrócić do stanu słuchacza; z wszelką wolnością wygwizdać sztukę jeżeli ci się nie podoba, ale tę będziesz miał zawszę pociechę, że usłyszysz; historyę prawdziwą — Pierwsza rzecz o którą się — zapytałam, była: gdzie jest poste restante!
— „Jeśli pani chcesz, odpowiedział mój towarzysz, mogę ci do niéj towarzyszyć bo wiem gdzie jest.
— „Myślałam że pan nie czekasz listów? odpowiedziałam z uśmiechem.
— „Któż to wie? odpowiedział, zostawiłem w Paryżu wielu kolegów, z których przez oddalenie może się porobili przyjaciele.
— „Przyjęłam jego rękę, on nie znalazł nic na poczcie, ale ja zastałam list hrabiego, w którym kazał mi abym na niego zaczekała, że nie może prędzej jak w ośm dni przyjechać; do tego listu przyłączony był bilet do wypłaty jak zwyczajnie. Powróciłam z moim Wertherem i napisałam zaraz do hrabiego. Wiesz zapewne jak się dnie przepędzają w Marsylii, w słońcu i w kurzawie; siedziałam więc ciągle zamknięta u siebie; o godzinie drugiéj, mój sąsiad zwykle przysyłał prosić o pozwolenie przedstawienia mi się; rozmawialiśmy razem aż do godziny obiadowéj, jadaliśmy tym sposobem, że on schodził na dół a ja u siebie; wieczorem zaś wychodziłam, czyli wychodziliśmy, bo zdawało się że już został nie oddzielonym rycerzem czyli towarzyszem moim — Już trzy dni byłam w hotelu, i zawsze prawie z nim mnie widywano, gdy, zaproponował mi abym poszła na wielki teatr, którego truppę niezmiernie mi chwalił. Przystałam na to, wtedy prosił mnie o bilet do mojéj loży, bo spodziewał się, że będzie mógł przyjść do niéj choć na chwilę, ukończywszy interes jakiś, jak mi powiedział.
— Wieczór przeszedł jak było ułożonem i tylko że o dziesjątéj przyszedł mnie zaprowadzić, i wszedł razem zemną na teatr. Nigdy mi się nie zdawał być tak wesołym jak wówczas.
— Nazajutrz rano, zostałam obudzona jakąś wrzawą pod mojemi drzwiami. Potém z gwałtownością ktoś wszedł do mego pokoju: tylko co miałam zapytać się, co znaczy takie nieprzyzwoite postępowanie, gdy ujrzałam przed sobą urzędnika policyi, i usłyszałam na korytarzu stuk jak kiedy broń opierają o ziemię.
— „Chciej pani pójść zemną, wyrzekł do mnie ten człowiek.
— „A to dla czego? zapytałam.
— „Aby się usprawiedliwić przed prokuratorem królewskim, z kradzieży o którą jesteś oskarżoną, nie, żebyś miała czynny w niéj udział, ale tylko o wspólnictwo.
— „Ja wspólniczką złodziejstwa? wykrzyknęłam, ależ panie! chyba się mylisz!
— „Wskażesz to pani przybyłaś tutaj przed trzema dniami z młodym człowiekiem?
— „Tak jest panie.
— „No! więc, ten młody człowiek nieodstępujący pani, i z którym byłaś wczoraj w teatrze, znikł dzisiaj rano ze srebrami należącemi do gospodarza hotelu.
— „On?
— „Tak jest pani.
— „Ale ja żadnym sposobem nie powinnam być w to wmieszaną: panie, spotkałam tego młodego człowieka, na statku parowym, oświadczył mi że jedzie do Afryki, i oddawał usługi jakie się zwykle ofiarują saméj kobiecie: nie tylko że domyśleć się nie mogłam, że on jest złodziej, ale nawet nie wiem nazwiska jego.
— „Ja wtem nic nie mogę pani poradzić, dostałem rozkaz abym dostawił i dostawiam panią. Oto jest cała moja władza. I chciéj więc pani ubrać się i iść za mną.
— „A jeżeli odmawiam iść za panem? Bo wreszcie to jest nikczemnością tak sobie zemną postępować.
— „Jeżeli pani odmówisz iść dobrowolnie, siły użyjemy.
— „Ależ przynajmniéj to jest w mocy pana, abym nie przechodziła pod strażą przez miasto. Bo umarłabym ze wstydu, pierwéj nimbym doszła do miejsca.
— „Sam tylko towarzyszyć pani będę. Zresztą, warta na to się tu ukazała, aby schwycić złodzieja, jeżeliby tu się znajdował i przechowywał.
— Służąca moja nadbiegła właśnie kiedy się umawiałam, zapłakana, przestraszona, niewiedząca co się to wszystko znaczy.
— „Maryo! zawołałam na nią, daj mi wszystko co potrzeba do ubrania.
— „Przeszła do przyległego pokoju i powróciła, z krzykiem:
— Pani jesteśmy okradzione!
— „Okradzione! wykrzyknęłam z kolei.
— „Tak jest pani, zamki u pak są poodrywane, i prócz kilku mało znaczących rzeczy, wszystko zabrane!
— Natenczas nie zważając że ten pan się znajdował w pokoju, porwałam się z łóżka i pobiegłam do tłomoków; pieniądze, klejnoty, papiery i wexle, wszystko zostało zabrane.
— „Panie! wyrzekłam, wracając i porwawszy na prędce szlafrok na siebie, nie tylko że nie jestem wspólniczką tego złodziejstwa, ale nadto jestem jego ofiarą.
— „Oh! znamy się na tém, uśmiechając się odpowiedział.
— „Jak to pan to znasz?
— „Tak jest pani, to jest sposób wywinięcia się od oskarżenia, ale powtarzam pani, że mam rozkaz aresztowania jéj, spiesz się, bo już i tak straciłem wiele czasu.
— Co do mnie, byłam jakby pozbawioną przytomności. Ten młody człowiek który mnie tyle zajmował, był więc tylko złodziejem, ja byłam zarazem zwiedzioną przez niego i jego ofiarą. Nie mogłam wierzyć wszystkiemu com widziała: tak byłam pognębiona, uciśniona, żem nawet łez na ulgę znaleść nie mogła.
Gdy już byłam gotową, kazano mi zejść ze schodów. Wszyscy byli w oknach, i weszłam do pojazdu wśród tłumu z pomiędzy którego spojrzenie mnie oskarżało, a każde słowo co wychodziło z ust jakich, było obelżywym dla mnie.
— Jakżeż to się skończyło? zapytał Tristan.
— To się skończyło, jak powinno się było skończyć. Lubo prokurator królewski był szanownym człowiekiem i cierpiał nademną, chociaż opowiedziałam mu podróż moją i wszystko co mogłam, aby udowodnić niewinność moją, jednakże dwa dni przebyłam w więzieniu, w końcu których wypuszczono mnie. Znalazłam się więc w obcém mieście, sama jedna, bez żadnych zasobów, i nieznana nikomu, prócz tego że zaraz w pierwszéj chwili mego przybycia oskarżona byłam o złodziejstwo.
— Na pisałam do hrabiego.
— Hrabia mi odpowiedział, że odebrał mój list, ale zarazem odebrał drugi od swego przyjaciela, w którym dowiedział się o nikczemném mojém postępowaniu, że nie byłam już godną nie tylko miłości ale litości jego nawet, i że od dnia tego nie chciał mnie znać więcéj.
— Po takiéj odpowiedzi, poznałam, że wszystko z mm zerwaném zostało, i że nie mogłam już ani zakołatać nawet do jego litości.