Szpieg (Cooper, 1829-30)/Tom II/Rozdział VI

<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Szpieg
Podtytuł Romans amerykański
Tom II
Rozdział VI
Wydawca A. Brzezina i Kompania
Data wyd. 1829
Druk A. Gałęzowski i Komp
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz J. H. S.
Tytuł orygin. The Spy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ VI.

Ta sama twarz znamienita,
Każdy w niéy serce wyczyta,
I niewinność z niéy iaśniała,
I czuła miłość — i chwała.
Co za zmiana? iuż te oczy
Straciły wyraz uroczy,
Ach! przez niedolę doznaną,
Nabył tę chytrość przybraną,
Z doświadczenia straszliwą,
Okropną i nieszczęśliwą,
Która choć duszy nie zmieniła,
Nieufność w nim zaszczepiła.

Duo.

Mason zaprowadził swego więźnia, do izby za kordegardę służącéy, zrewidował iego skrzynkę z tą gorliwością i staraniem, iakie mu dość częste libacyie dozwalały, i żadnych przy nim papierów nie znalazł. Nie długo sen go rozmarzył, oczy zlepiać mu się zaczęły: zdawało mu się, iż ławki i krzesła tańcuią po izbie, i widząc, iż Bachus Morfeuszowi ustępywał praw swoich, zawołał na Sierżanta Hollister, i ledwie że przebełkotać do niego zdołał, aby odprowadził więźnia w pewne mieysce i nayściśleyszą miał na niego baczność, natychmiast rozciągnął się na ławce i zasnął tak dobrze, iakby na naymiększym puchu spoczywał.
W głębi podwórza, znaydowała się duża wozownia, przy któréy mała komórka, służąca niegdyś za skład różnych staiennych effektów, od dawnego iuż czasu pustkami stała. Dopiero Betty Flanagan zaymuiąc dom cały w swe posiadanie, uznała iż izba ta bezpieczna od złodzieia, naydogodnieyszą iey będzie na skład swych produktów, i w niéy sypialną sobie alkowę obrała. W wozowni złożone były wszelkie bagaże, zapasy i broń oddziału, a szyldwach stoiący przy drzwiach na warcie, dniem i nocą, magazynu tego pilnował. Drugi zaś żołnierz, postawiony przy drzwiach stayni, naprzeciw bramy będącéy, mógł widzieć każdego, kto wszedł i wychodził z domu. Ze izba o któréy dopiero powiedzieliśmy, iedne tylko drzwi i okno miała, rozsądny Sierżant osądził, iż w całém mieście lepszego mieysca na więzienie nie znaydzie, i tam to zaprowadził Kramarza, aby w nim aż do momentu exekucyi zostawał.
Obok téy iego przezorności, miał on i inne w tém ieszcze powody. Widział on, iż szynkarka na ławce pod piecem, głęboko zasnęła, i po iéy nosowo-chrapliwéy harmonii, nie spodziewał się, aby innego noclegu szukać miała. Chciał przytém umieścić swego więźnia w takiém mieyscu, gdzieby samotnie, w przytomności iedynie Boga, Sędziego spraw ludzkich, mógł obrachować się z sumieniem swoiém, nimby społeczeństwo ludzkie opuścił. Sierżant bowiem Hollister, człowiek rzadkiéy pobożności, święcie przepisy religiyne szanował. Lat przeszło pięćdziesiąt liczył on sobie wieku swoiego, z których trzydzieście usługom oyczyzny, w zawodzie woyskowym poświeciwszy, godząc obowiązki chrzcścianina z powołaniem żołnierza, umiał zjednać sobie względy u starszych, miłość u równych, i szacunek u niższych. Sam nawet kapitan Lawton, takie pokładał w nim zaufanie, iż go zawsze do nayważnieyszych zleceń wybierał.
Rozkazawszy przeto Birchowi póyść za sobą, zaprowadził go w milczeniu do izby, która mu za wiezienie służyć miała. Gdy tam obydwa z sobą weszli, Sierżant postawił na ziemi latarnię, usiadł na małym antałku napełnionym ulubionym trunkiem Betty Flanagan, i dał znak Kramarzowi, aby zabrał mieysce na drugim.
Więzień uskutecznił iego żądanie, a Hollister przez kilka minut ciągle wpatruiąc się w niego: spodziewam się rzekł, iż powinieneś mi bydź wdzięczen, żem cię zaprowadził w takie mieysce, gdzie wolny od wszelkich przeszkód światowych, będziesz mógł sobie spokoynie, roztrząsnąć grzechy życia swoiego, i przygotować się na śmierć, iak tego religia nasza wymaga.
— Wielki Boże! zawołał Birch, spoglądaiąc na mury swoiego więzienia, iakież mieysce do rozwagi przed bramą wieczności?
— Nie mieysce, ale czyny człowieka stanowią, odpowiedział Hollister, gdziekolwiek kto obowiązków swych dopełnia, Bóg wszędzie widzi iego sprawy, i zasłużoną za nie nagrodę wymierza. Jeżeli chcesz, przyniosłem tu z sobą książkę moię, z któréy zwykle każdego dnia po kilka rozdziałów sobie odczytuię; w niéy znaydziesz pociechę, i męztwo do wytrwania przeznaczenia twoiego.
Wtych słowach dobywszy z kieszeni małéy biblii, oddał takową swoiemu więźniowi, który przyiął ią z nieiakiém roztargnieniem, iakie Sierżant obawie śmierci przypisuiąc, za swoię powinność osądził przywołać go na drogę zbawienia, i religiynéy nadziei.
— Jeżeli iest co takiego, co duszę twoię udręcza, oto masz moment upamietania się i żalu. Jeżeli popełniłeś iakie błędy na świecie, iest ieszcze czas do pokuty, która w nieskończoném miłosierdziu zbawcy naszego, przebaczenie znaleść może.
— Któż iest wolnym od winy, aby rzucił kamień na grzesznego? odpowiedział Harwey testem pisma, przenikliwie mierząc swoiego dozorcę.
— To prawda, człowiek z ułomnościami zrodzony, często popełni, czego późniéy żałuie. Z tém wszystkiém, okropna rzecz umierać z obciążoném sumieniem.
Harwey tymczasem rozpatruiąc się w więzieniu swém, naymnieyszego nie upatrywał środka, któren mógłby go ucieczką ratować. Nadzieia iednak w naysroższym razie iedyną pociechą się staie, osładza cierpienia, i ulgę w boleści przynosi. Wprawdzie biedny kramarz cienia iéy nie widział dla siebie, i ani śmiał nawet o niéy pomyśleć, z tém wszystkiém mimo całéy okropności losu swoiego, zdawał się bydź w duszy przekonanym, iż ieszcze ostatnia iego nie wybiła godzina. Zwróciwszy uwagę swoię, na mówiącego sierżanta, tak ostro w niego się wpatrywał, iż Hollister mimowolnie oczy spuścił w ziemię: nauczono mnie, odpowiedział, iak ciężar grzechów moich składać u stóp Zbawiciela naszego.
— Tém lepiéy powinieneś téż znać przewinienia swoie, wiedzieć że cudza krzywda nigdy nikomu szczęścia ani pożytku nie przynosi, gdyż Bóg niesprawiedliwość drugiemu wyrządzoną w dwóynasób wytrąca; nigdy iak w teraźnieyszéy woynie nie było więcéy przyczyn i okazyi do tego występku: wielu napełniaiąc własne kieszenie myśleli, że tem naylepiéy kraiowi swoiemu usłużyć potrafią, dla tego iednak zapytay się kogo chcesz czy mnie zarumienić zdoła, abym mimo dozwolonego rabunku dotknął się cudzéy własności, zawsze maiąc na uwadze, iż podobne czyny w jakimkolwiek bądź razie, hańbią żołnierza, iego woysko i naród.
— Te ręce, zawołał Birch, wyciągaiąc wychudłe swe palce, z nieiaką wyniosłością, lat iuż kilkanaście krwawo pracuią, nigdy ieszcze żadnym nie splamiły się rabunkiem, żadna podłość do nich nie przylgnęła.
— Wielką téż to powinno bydź dla ciebie pociechą, żeś nie popełnił tego iednego z trzech głównych grzechów, które podług mnie są mianowicie: kradzież, zabójstwo i ucieczka.
— Bogu dzięki, nie odebrałem życia nikomu.
— Oh! zabić człowieka podczas bitwy, nie iest bynaymniéy grzechem, tylko dopełnieniem powinności swoiéy; ieżeli zaś woyna iest niesprawiedliwa, wina spada na tych, którzy do niéy dali powód, i którzy ią rozkazali: lecz zabójstwo z zimną krwią dopełnione, naywiększym iest w oczach Boga występkiem po ucieczce.
— Nie służyłem nigdy, i oczewiście uciekać nie miałem przyczyny.
— Lecz można uciec nieopuszczaiąc swoich chorągwi, chociaż ucieczka tego rodzaiu, iest bez wątpienia naywiększą zbrodnią ze wszystkich. Naprzykład można.... odbiedz od sprawy oyczyzny swéy, kiedy ta naybardziéy pomocy i wsparcia potrzebuie, dodał z zaiąknieniwm, lecz zmarszczył czoło, oczy mu się zaiskrzyły, gdy te ostatnie słowa wymawiał.
Harwey na obydwóch rekach oparł głowę i cały trząsł się z wzruszenia. Sierżant, chociaż nienawidził samego nawet widoku człowieka, którego za zdraycę kraiu uważał, powodowany iednak religiyną gorliwością, nie wprzód chciał oddalić się od niego, dopókiby go nie widział szczerze żałuiącego za grzechy swoie.
— Z tém wszystkiém, rzekł daléy, zbrodnia ta może otrzymać przebaczenie, w łasce zbawiciela naszego, ieżeli w duchu pokory, Majestat jego błagać będziesz, o miłosierdzie nad sobą. Co znaczy, iakim sposobem człowiek umiera, byleby umarł po chrześciiańsku? kilka chwil przeto, poświęć modlitwom i rozmyślaniu, a potem spoczniy sobie, abyś w ostatnim swym momencie okazał, iż z radością połączasz się z Bogiem stwórcą twoim. Nie spodzieway się żadnych względów dla siebie, dziekuy maiorowi Dunwoodi, że ci pozwolił przygotować się na śmierć, gdyż pułkownik Syngleton wydał naysurowszy rozkaz, aby wyrok naprzeciw ciebie wydany, natychmiast był wykonanym, skoro tylko schwytanym zostaniesz. Powtarzam ci, że nic ocalić cię nie zdoła, i że zginąć, nieochybnie musisz.
— Wiem o tém, rzekł Birch, lecz iuż zapóźno. Zniknęły nadzieie moie, iedyny obrońca ratować iuż mnie nie może.
— Jaki obrońca?
— Żaden; przynaymniéy on odda sprawiedliwość pamięci moiéy.
— Kto on?
— Nikt.
— Żaden i nikt. Cokolwiek bądź wszystko na nic ci się iuż teraz nie przyda. Lepiéy uspokóy się, pomniy, że godziny twoje są policzone, i myśl iedynie o uratowaniu duszy swoiéy. Ja iutro zrana nawiedzić cię przyide, z całego serca chciałbym ci bydź użytecznym: nie lubię bowiem patrzeć na człowieka, którego iak psa wieszaią.
— Kiedy zechcesz, możesz uwolnić mnie od téy haniebnéy śmierci, zawołał Birch podnosząc się z żywością, i porywaiąc za rękę Sierżanta. Oh! czegóż bym ci niedał w nadgrodę twéy usługi.
— Jak to? zapytał zdziwiony Hollister.
— Jakto? powtórzył Kramarz, oto masz, bierz, ale to ieszcze niczém nie iest ztém co ci dać mogę, bylebyś tylko chciał sprzyiać ucieczce moiéy.
W tych słowach pokazał mu gwinee, które spekulant za sprzedaż domu wypłacił; a których Skinner zaięty przyrzeczoną za dostawienie iego nagrodą, odebrać od niego zapomniał.
— Gdybyś był nawet tym, którego wyobrażenie widzisz na téy sztuce złota, odpowiedział stary dragon, nie zniewoliłbyś mnie, abym stare moie lata, podobną podłośoią znieważył, i na twą własną wzgardę zasłużył. Zapomniy o wszystkiém, pogódź się z Bogiem, i więcéy iuż do tego świata nie wzdychay.
Nie chcąc dłużéy pozostawać z człowiekiem, który go za narzędzie złego użyć chciał, Hollister, chociaż czuł się nieugiętym w swym charakterze, wstał, wziął latarnię, i więźnia swego własnym iego rozmyślaniom zostawił.
Niewiadomo nam co zaymowało Harweya, w pośród samotności iego, czyli polecił się opiece nieba, czy téż oddał się rozpaczy: to tylko pewna, iż sierżant wychodząc zalecił szyldwachowi, aby miał iak naywiększą baczność na więźnia, i nie pozwolił mu mówić do nikogo.
— Kiedy iednak odpowiedział żołnierz, Betty Flanagan weyść i wyiśc zechce, spodziewam się, iż zabronić iéy tego nie będziesz miał prawa.
— Oh! Betty nie przyidzie téy nocy tutay. Nadto, wolno iéy bydź Panią w swym domu, tém więcéy kiedy ią znamy, i pewni bydź możemy, że nam przecie więźnia pod fartuchem nie przeniesie.
W półgodziny po odeyściu Hollistera, szyldwach stoiący na warcie, usłyszał lekki odgłos rozlegający się po więzieniu Harweya Bircha. Nadstawił ucha, podwoił uwagę, i wkrótce przekonał się, iż takowy był iedynie skutkiem mocnego oddychania, które późniéy w głuche zamieniło się chrapanie. Przechodzić się przeto na nowo zaczął podedrzwiami, rozmyślaiąc iak człowiek skazany na śmierć, mógł tak łagodnego używać spoczynku: czy to pochodziło z oboiętności, lub pogardy życia, czyli téż władza natury, miałaby bydź tak silną, iżby nawet w podobnie okropnym momencie, fizyczne potrzeby, przenosiły moralne cierpienia. Obok tego imię Harweya Bircha, nadto było nienawidzone w całym oddziale, aby los iego miał wzbudzić politowanie w sercu dragona, i ieżeli żaden żołnierz, z równą iak Hollister dobrocią, nie mówiłby do winowaycy, nie każdy idąc śladem sierżanta ofiarowanym sobie darem, zniewolićby się nie dał. — Z pewném oburzeniem, stojący na warcie szyldwach, słyszał spokoynie śpiącego człowieka, którego za winnego naywiększéy zbrodni uważał, i z ochotą byłby mu sen przerwał, gdyby przyzwyczaienie do karności, i wstręt od grubiaństwa, nie wstrzymywały go od tego postępku.
Właśnie gdy tak dumał nad stanem kramarza, i różne ztąd czynił sobie wnioski, nadeszła szynkarka, która od saméy kuchni przez całą drogę ciągle miotała przeklęstwa na służących Officerskich, że ustawiczném swem sztukaniem, spać iéy nie dali. Chciał on był odezwać się do niéy, i w ściśleyszą weyść z nią rozmowę: lecz Betty Flanagan na wpół rozespana trzęsąc się ze złości iak Meduza, słuchać go nie chciała; odepchnęła go silnie, poszła ku wozowni, i udała się do swéy zwykłéy sypialni, nie spodziewaiąc się, aby takowa zaiętą iuż bydź miała. Przybycie iéy musiało bez wątpienia obudzić znayduiąccgo się tam więźnia, gdyż natychmiast uciszył się i chrapać przestał; lecz nie wyszło kwadransa, gardłowa harmonia na nowo usłyszéć się dała.
W tym momencie wartę zmieniać przyszli, i szyldwach zdaiąc straż drugiemu, rzekł do niego: Dobrze tu się wytańcuiesz, nim nogi zagrzeiesz Johnie! Słyszysz muzykę Szpiega? Betty tam weszła, i wkrótce zapewne oboie przygrywać ci zaczną.
Kapral z towarzyszącemi dragonami, głośnym odpowiedzieli mu śmiechem, i poszli daléy zmieniać służbę.
W kilka minut późniéy Betty, drzwi otworzyła i wyiść chciała, lecz ią szyldwach za fartuch przytrzymał.
— Stóy, matko Flanagan stóy! może czatsem Szpiega w kieszeniach swych wynosisz?
— Opętany szaleńcze! odpowiedziała Szynkarka, któréy głos się zmienił ze złości, wszystkie członki ciała drżały, znać dla téy saméy przyczyny: nie słyszysz go chrapiącego w mém łóżku! tak obchodzicie się ze mną! z kobietą uczciwą! iakiegoś nieznaiomego człowieka postawić w méy sypialnéy izbie, i to bez mego pozwolenia! poczekaycie, nauczę ia was, iak się z kobietami uczciwemi obchodzić macie!
— Ah! chyba nie wiesz, że ten człowiek, iutro z rana ma bydź powieszony! cicho, nie przeszkadzay mu, niech spi spokoynie, iutro lepiéy on zaśnie.
— Na dół z rękami piianico! rzekła szynkarka broniąc butelki, którą iéy szyldwach wydrzeć usiłował. Idę obudzić kapitana Lawton, zapytać się go iakim prawem wkwaterował mi iakiegoś włóczęgę do méy komory, gdzie wszystkie rzeczy mam złożone.
— Milcz stara czarownico! krzyknął żołnierz wyrywaiąc iéy od gęby butelkę, dokuczaiącém mu zimnem zniecierpliwiony, idź sobie budź Kapitana, Majora, samego nawet szatana, byłeś mi tylko nie przebudziła szpiega. Śpiącego łatwiéy dopilnować można.
Betty odchodząc od niego cóś sobie niewyraźnie pod nosem pomruczała, wyszła z domu, i szyldwach stoiący przy bramie, widział ią idącą, ku mieszkaniu kapitana Lawton, iak sama mówiła, po wymierzenie sprawiedliwości. Oboie iednak nie widzieli się z sobą, i późniéy dopiero dowiedzą się o sobie, iak noc przepędzili.
Żaden zresztą wypadek nie zatrwożył spoczynku Kramarza, który w słodkim śnie ukoił swe troski, i zapomniał że nie dla niego, iuż iutro słońce przyświecać miało.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: anonimowy.