Targowisko próżności/Tom III/XVI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | III |
Rozdział | Odnowienie dawnej znajomości |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Nadskakująca grzeczność lorda Tapeworm bardzo korzystne na umyśle Józefa sprawiła wrażenie. Nazajutrz przy śniadaniu oświadczył on że Pupernikel jest najprzyjemniejszem miejscem w świecie. Potem dodał kilka wiadomości genealogicznych o rodzinie Tapeworm i parę szczegółów o zamku tegoż imienia. Józef przybrał wówczas powagę człowieka, który wie co mówi, ale wybiegi jego zawsze były łatwe do odgadnienia i Dobbin uśmiechał się słysząc go rozprawiającego z taką pewnością, bo miał w tem oczywisty dowód że godny jego towarzysz wstał raniej jak zwykle, żeby mieć czas zaglądnąć do Dykcjonarza Parów, który go nigdy nawet w podróży nie opuszczał. Józef utrzymywał już że widział hrabiego Bagwig, ojca hrabiego... na przyjęciu dworskim... lub też kiedyś na rannem posłuchaniu... tylko sobie teraz dokładnie przypomnieć nie mógł.
Dyplomata, wierny danej obietnicy, złożył podróżnym wizytę i ujął sobie Sedleja głębokiemi ukłonami, jakie mu oddawał.
Zaraz po przybyciu Jego Ekscelencji Józef mrugnął na Kirsch’a, ten uprzedzony pierwej, zastawił stół zimnemi przekąskami. Nalegał tak silnie, że szlachetny gość nie mógł się wymówić i do stołu zbliżyć się musiał.
Tapeworm nie opuszczał żadnej sposobności okazania swego uwielbienia dla pięknych oczu mistress Osborne; chętnie też przyjmował każde zaproszenie Sedley’a żeby kilka godzin w towarzystwie jego siostry przepędzić. W samej rzeczy świeżość i piękność Amelji z każdym niemal dniem nowego nabierały blasku. Tapeworm zrobił Sedley’owi parę śmiałych zapytań o pięknościach i boginiach indyjskich; zadziwił Amelję winszując jej powodzenia w teatrze, zapytywał ją czy była matką pięknego chłopczyka który był z nią razem; i nakoniec prawił majorowi o czynach wojennych dokonanych w Belgji, o posiłkach dostarczonych przez państwo Pupernikel i o tej walecznej armji zostającej wówczas pod rozkazami księcia następcy tronu, a dziś szczęśliwie panującego księcia de Pupernikel.
Wszyscy członkowie rodziny Tapeworm byli wielbicielami płci pięknej. Wierny familijnym tradycjom, dzisiejszy przedstawiciel tego szlachetnego rodu był przekonany głęboko że kobieta, na którą raz tylko spojrzał, do niego już należała. Żegnając Amelję po pierwszej wizycie nie wątpił ani trochę że ją zupełnie oczarował wyższością swego umysłu i urokiem, któremu — według niego — nic oprzeć się nie zdoła. Emmy dosyć obojętnie przyjmowała pochwały; z początku była jakby odurzona gadulstwem, naperfumowaną chustką, przewracaniem oczu i wysokiemi lakierowanemi butami, ale w końcu dostała migreny. Wyszukane komplementa były dla niej po większej części niezrozumiałe. Mało znając świat, nie rozumiała nawet znaczenia jakie przywiązują zwykle do wyrazów niebezpieczny lub szczęśliwy, kiedy się mówi o mężczyznach z powodzeniem. Zresztą milord wydawał się jej więcej ciekawym aniżeli zajmującym, dziwił ją wprawdzie, ale nie zachwycał wcale. Za to Józef był nim najzupełniej oczarowany.
— Otóż to mi prawdziwie, pańska osobistość, mówił. — A co to za grzeczność, jaka uprzejmość! Jego Ekscelencja raczyła mi nawet ofiarować swego lekarza. Kirsch, zaniesiesz natychmiast nasze bilety hrabiemu Schlüsselbach; chciałbym jak najprędzej złożyć mu moje uszanowanie; sądzę że i major nie inaczej postąpi. Kirsch, przygotuj mi mój uniform... nasze uniformy, chcę mówić, musimy je przywdziać na tę wizytę, cóż robić! Żaden Anglik nie powinien i nie może ubliżać ani panującemu, którego jest gościem, ani przedstawicielowi swojego narodu.
Doktor lorda Tapeworm, Von Glauber, lekarz nadworny Jego książęcej Wysokości nie dawał długo czekać na siebie, i upewnił Józefa że powietrze i wody mineralne w Pupernikel powrócą dygnitarzowi Bengalu rumieniec i siły młodzieńcze. Von Glauber nie mówił po angielsku, ale posiłkował się narzeczem Gallów z tymi, którym mowa niemiecka obcą była.
— Il est arifé ici — mówił doktor — l’an ternier, le chénéral Bulkeley, un chénéral anglais teux foa cros comme fou. En pien, mosié, au pou de troa moa, che l’ai renfoyé tout á fait maigre, et au pou de teux moa, il afé pu tanser afec la paronne de Glauber.
To miało znaczyć że w roku ubiegłym generał angielski Bulueley, dwa razy grubszy od Pana Sedley’a przybył do Pupernikel, gdzie po dwóch miesiącach mógł już tańczyć z baronową Glauber, a po trzech miesiącach wyjechał chudy jak deska.
Czy podobna było jeszcze się wahać? Nie zaiste! Zbawienne źródła, doktor znakomity, dwór, ambasodor, wszystko to najwymowniej przemawiało za tem żeby się całą jesień w tem Eldorado zatrzymać, na co Józef stanowczo się nie zdecydował. Wierny danemu słowu ambasador przedstawił jego i majora J. ks. Mości Wiktorowi Aureljuszowi XVII. Hrabia de Schlüsselbach, mistrz ceremonji, wprowadzał naszych podróżnych na posłuchanie u panującego.
Wkrótce nasi podróżni otrzymali zaproszenie na objad do dworu, potem posypały się wizyty najznakomitszych dam z towarzystwa, które odwidzały mistress Osborne; ponieważ zaś każda z nich, choćby najuboższa, miała co najmniej tytuł baronowej, Józef zatem był w siódmem niebie. Pisał on do jednego ze swoich znajomych w klubie że w niemczech umieją poznać się na ludziach i mają należne względy i poważanie dla kompanji Indyjskiej. Dodawał nadto że obiecał hrabiemu Sahlüsselbach nauczyć go polowania na dziki tak jak się to w Indjach odbywa, i zakończył tem że nigdy w życiu nie zdarzyło mu się spotkać tak miłych i ugrzecznionych ludzi jak dostojni przyjaciele jego: JJ. WW. książę i księżna.
Emmy była także przedstawioną u dworu, gdzie swojemi wdziękami zachwyciła nietylko JJ. ks. Moście, ale i całe ich otoczenie. Wsparta na ramieniu brata, prześlicznie wyglądała w sukni z krepy różowej i w djamentach, żałoba bowiem sprzeciwia się dworskiej etykiecie, o zachwycie majora byłoby zbytecznem. Nie widział on nigdy Amelji w strojach balowych, nic więc dziwnego jeżeli przysięgał że Emmy nie wygląda więcej jak na lat dwadzieścia pięć.
Amelja tańczyła polonesa z pułkownikiem Dobbin, Józef miał zaszczyt służyć do tańca pani hrabinie Schlüselbach. Była to stara kobieta z szynjonem puszystemi piórami pokrytym, ale licząca w swoim rodzie szesnaście szlachetnych pokoleń i koligacje z wszystkiemi prawie panującemi rodzinami w Niemczech.
Pupernikel leży w pięknej dolinie, użyźnionej wodami rzeki Rump, która w tysiącznych płynie zakrętach i wpada do Renu; miejsca tego dokładnie wskazać nie możemy, nie mając mapy geograficznej przed sobą. W kilku miejscach nurty rzeki są dosyć silne żeby łódkę unosić, a niekiedy nawet i młyn obracać. W samem Pupernikel wielki i potężny Wiktor Aureljusz XIV kazał postawić most wspaniały, na którym wynosi się jego posąg otoczony Najadami, unoszącemi nad jego głową emblemata zwycięstwa, rogi obfitości i gałązkę oliwną. Książę trzymając jedną nogę na głowie Turka, pełzającego przed władcą, uśmiecha się łaskawie do przechodzących i mieczem wskazuje plac Aureljusza, gdzie rozpoczęto budowę książęcego pałacu. Gmach ten byłby zapewne do cudów świata zaliczony, gdyby prześwietny książę miał potrzebne do tego pieniądze w gotówce. Park i ogród, zaniedbane dzisiaj, rozciągały się na przestrzeni mogącej pomieścić wygodnie dziesięć dworów i tyluż panujących takich książąt Puperniklu.
W ogrodach znajdują się terasy, fontanny i figury allegoryczne, nieustępujące bynajmniej wartością wersalskim; ogrody te z wodotryskami stałyby się niezawodnie przedmiotem podziwu cudzoziemców, gdyby nie ciągle reparacje wodociągów.
Rząd, dla dobra i szczęścia swoich poddanych, jest despotyczny, ale złagodzony Izbą, powstałą, jeżeli się podoba, z wyborów obywateli lub korony. Przez cały czas mego pobytu w Puperniklu nie słyszałem nigdy żeby izba na obrady zebrała się była. Armja składa się z bardzo świetnego sztabu i z małej niezmiernie liczby żołnierzy; w kawalerji zawsze jest najmniej trzech lub czterech jeźdźców do przesyłki depesz; każdy kawalerzysta ma naturalnie inny uniform, stosownie do służby, w jakiej zostaje.
Arystokracja oddaje sobie ciągłe wizyty. Każda markiza, hrabina lub baronowa ma swój dzień w tygodniu kiedy przyjmuje; tym sposobem szczęśliwy śmiertelnik, mający wstęp na salony wysokich sfer towarzyskich w Puperniklu, ma cały tydzień zapełniony.
Stolica tego niezbyt rozległego państwa nie jest jednakże tak spokojną jakby się na pozór zdawało. Umysły są tam w najwyższym stopniu roznamiętnione polityką; stronnictwa walczą z sobą zażarcie i nieraz silne w Puperniklu sprowadzają burze. Z wybitniejszych odcieni politycznych dwa są najpotężniejsze stronnictwa, jedno z nich jest po stronie pani Strumpff, drugie zaś walczy pod sztandarem pani Lederburg. Jedno jest podtrzymywane przez ministra angielskiego, drugie przez posła francuskiego, pana Macabau. Od chwili kiedy nasz reprezentant oświadczył się głośno za panią Strumpff — która jest o wiele lepszą od tamtej spiewaczką, bo ma o trzy tony szerszą skalę głosu — nie trzeba było niczego więcej żeby minister francuski rzucił się do innego obozu i stanął w opozycji z naszym.
Każdy mieszkaniec miasta musiał się przyłączyć do jednego z dwóch obozów.
Nasze stronnictwo liczyło w swojem łonie mistrza ceremonji dworu książęcego, pierwszego koniuszego, sekretarza JKs. Mości i nauczyciela następcy tronu. Francuzi zaś mieli za sobą ministra spraw zagranicznych, żonę jenerała głównodowodzącego armją, który służył pod Napoleonem, marszałka dworu i jego żonę, wielką zwolenniczkę mód paryskich, niecierpliwie czekającą zawsze depeszy odbieranych przez ambasadę, bo pan Macabau był tak grzeczny że służył tej damie za pośrednika z magazynami mód w Paryżu. Zapomnieliśmy wymienić tu jeszcze pana de Grignac, sekretarza kancelarji; mała ta figurka posiadała złośliwość szatańską; nie było jednego albumu w miasteczku, na którymby de Grignac nie narysował karykatury pana Tapeworm.
Główna kwatera i restauracja francuskiego stronnictwa była w hotelu pod Słoniem; jedyny to zakład tego rodzaju, w Puperniklu, oprócz hotelu, który już poznaliśmy. Przeciwnicy nie szczędzili sobie złośliwych epigramatów i kąsali się wzajemnie, ale zawsze w granicach konwencjonalnej przyzwoitości. Wszystkie depesze i raporta urzędowe panów Tapeworm i Macabau nosiły wybitny charakter antagoizmu. Oto co pisał nasz ambasador w nocie rządowej z dnia ***:
„Interesa i honor Wielkiej Brytanji będą w tym kraju — jak i w całych Niemczech — na szwank wystawione tak długo jak długo poseł francuski przy tutejszym dworze utrzymywać się będzie na swojem stanowisku. Jest to człowiek nikczemny, ohydny, który się nie cofnie przed żadną podłością, który największe zbrodnie popełnić gotów, byleby dójść do zamierzonego celu. Niskiemi podstępami, obrzydliwemi intrygami stara się on wpłynąć na usposobienie dworu względem reprezentantów Wielkiej Brytanji, i usiłuje przedstawić postępowanie naszego rządu w najfałszywszem i najhaniebniejszem świetle, a na nieszczęście znajduje poparcie u ministra, którego gruba nieświadomość i ograniczony umysł czyni wpływ jego fatalnym.“
Pan de Macabau z swej strony tak się wyraża w korespondencji z rządem którego interesa były mu powierzone:
„Pan de Tapeworm nic nie stracił z swojej brytańskiej arogancji, i do śmieszności prawie posuwa chęć poniżenia najpotężniejszego i największego narodu na kuli ziemskiej. Kilka dni temu pochwycono go jak się zbyt lekko o dworze francuskim wyrażał, a wczoraj ośmielił się bezczelnie twierdzić że JKr. Wysokość książę Orleański, znający tak dobrze swoje obowiązki względem rodziny i siebie, spiskuje przeciwko Najjaśniejszemu Panu. Tam gdzie nie może nic dokazać oszczerstwem, rzuca pełnemi garściami złoto. Niskiemi wybiegami udało mu się zjednać sobie dosyć liczny zastęp figur dworskich. W takim stanie rzeczy Pupernikel i Niemcy całe, napróżno będą oczekiwać spokoju; ale i Francja nie może używać tej czci, jaka się jej niezaprzeczenie od całej Europy należy, aż do chwili kiedy głowa tej jadowitej hydry startą nie zostanie.“
W tym tonie i stylu wszystkie depesze pisane były, a chociaż na kopercie znajdował się zawsze napis „poufne,“ żadna jednak z tych tajemnic nie została długo ukryta.
Z nadejściem zimowego sezonu Emmy wybrała dzień w tygodniu do przyjmowania znajomych. Nie zbywało jej na obejściu ujmującem, ani na uprzejmości naturalnej, z jaką robiła honory domu swoim gościom. Nauczyciel francuskiego języka, zamówiony przez nią, nie mógł się odchwalić czystości jej akcentu, i łatwości w stosowaniu prawideł gramatycznych, co się łatwo da wytłumaczyć nam, którzy wiemy że Amelja wiele pracowała wówczas kiedy sama zmuszoną była synowi pomagać. Pani Strumpff dawała jej lekcje śpiewu, które szły tak dobrze, że major otwierał okna swego pokoju żeby ani jednej nuty nie stracić. Niemieckie damy, flegmatyczne i spokojne, tak sobie upodobały Amelję, że nie mówiły do niej inaczej jak „kochana przyjaciółko“. Nie pomijamy tych szczegółów, które się może nie jednemu z łaskawych czytelników zbyt drobiazgowemi wydadzą, dla tego że się odnoszą do chwil szczęśliwych, których Amelja tak mało w życiu swojem doznała. Major zaś został prawie korepetytorem Żorża; tłumaczył z nim „Cezara“ i przygotowywał go do lekcji matematyki, udzielanych mu przez miejscowego profesora. Co dzień wieczorem Dobbin i Żorż jechali na spacer konno obok powozu Emmy, podczas kiedy Józef krzepił snem błogim znużone członki.
Józef rozniecił iskrę miłości w sercu czułej hrabianki Fanny de Butterbrod, której pargaminowe dyplomy dawały prawo do tytułów hrabianki i kanoniczki, ale która nie miała więcej jak 250 funtów rocznego dochodu. Fanny mówiła każdemu że gorąco błaga niebios o jedno tylko... żeby zostać siostrą Amelji, co byłoby dla niej największem szczęściem. Tym sposobem Józef mógłby koronę hrabiowską i tarczę herbową umieścić na swoich srebrach i powozie.
Wśród tych marzeń i projektów przypadły wielkie zabawy i uczty z powodu zaślubin księcia następcy tronu w Pupernikel z księżniczką Amelją Homburg Schlippen-Schloppen. Okazałość tych festynów przypomniała świetne czasy Wiktora XIV. Książęta, księżniczki i znakomici dygnitarze byli zaproszeni do wzięcia udziału w uroczystościach. Łóżka w hotelach doszły do ceny bajecznej w Pupernikel, bo żądano talara za noc od osoby. Armja zaledwie wystarczyć była w stanie na szyldwachy, które należało stawiać przy drzwiach Ekscelencji i książęcych Wysokości zjeżdżających się ze wszystkich stron na dzień naznaczony. Akt ślubny odbył się w rezydencji ojca księżnej, gdzie hrabia Schlüsselbach reprezentował następcę tronu przy ślubnej uroczystości. Jubiler dworski mówił mi że na upominki zakupiono u niego znaczną ilość tabakierek, które w kilka dni potem wróciły do niego pojedyńczo odprzedawane. Wszyscy dygnitarze dworu panny młodej zostali zaszczyceni orderem św. Michała Pupernikla, gdy tymczasem na piersiach znakomitych mężów Puperniklu błyszczały wstęgi i krzyże św. Katarzyny de Schlippen Schloppen. Pełnomocnik francuski otrzymał obie dekoracje.
— Macabau pokryty wstęgami jak koń zaprzężony do karawanu; przy nim wstęgi, przy nas zwycięstwo! — mówił Tapeworm, któremu prawa krajowe nie pozwalały przyjmować cudzoziemskich orderów.
Nie ulega wątpliwości że stronnictwo brytańskie było górą. Partja francuska starała się ożenić następcę tronu z księżniczką z domu Potztausend Donnerwerter, a partja angielska poruszyła natychmiast wszystkie sprężyny żeby inny aljans ułożyć.
Jak powiedzieliśmy mnóstwo ludzi zjechało na tę uroczystość. Łuki tryumfalne i wieńce z kwiatów zdobiły drogę, którą księżniczka przejeżdżać miała. Na placu św. Michała wielka fontanna tryskała winem porządnie kwaśnem, na placu Broni lały się potoki piwa, wszystkie wodotryski były otwarte. W parku i w ogrodach urządzono gry ludowe; na wierzchołkach giętkich palów drzewa, zegarki, sztućce srebrne i kiełbaski, różowemi wstążeczkami związane, wyzywały amatorów w zapasy. Żorż wydrapał się przez swawolę na jeden z takich palów i spuścił się lotem błyskawicy na ziemię przy hucznych oklaskach widzów; ale wyprawa ta była przedsięwzięta dla chwały tylko, a nie dla interesu, bo Żorż oddał swoje kiełbaski jakiemuś wieśniakowi, zmartwionemu że jego próby nie zostały uwieńczone tak pomyślnym skutkiem.
Kancelarja francuska miała sześć latarni więcej, jak legacja angielska, ale ta ostatnia zawiesiła wspaniały transparent, przedstawiający wjazd młodej pary i ucieczkę Niezgody, która to postać alegorycznie była żywym portretem francuskiego posła. Francja zatem zupełnie była pokonaną; co do nas przynajmniej widocznem jest jak słońce, że awans Tapeworm’a i krzyż kawalerski były nagrodą za urządzenie tej świetnej manifestacji.
Zjazd cudzoziemców był ogromny, w ich liczbie nie mało anglików. Na balach nie zbywało wcale, zabawie pomyślano nawet o stołach zielonych do rulety, ale to tylko przez tydzień trwania uroczystości.
Żorż, mający zawsze pełne kieszenie pieniędzy, udał się z panem Kirsch, tłumaczem swego wuja, na jeden z takich balów miejskich, podczas kiedy reszta towarzystwa była zaproszona na bal do dworu. Żorż był już raz w sali gry w Badenie, ale będąc w towarzystwie majora, mógł być tylko w roli prostego widza; bardzo mu się więc uśmiechała swoboda, z jaką mu teraz było wolno kręcić się pomiędzy krupierami i grającymi. Przy stole gry siedziały także i kobiety, ale twarze ich były maskami zakryte, co tylko w te dni powszechnej wesołości dozwolonem było.
Jedna z tych dam, jasna blondynka, w pomiętej i wypłowiałej sukni, z błyszczącemi dziwnie pod maską oczyma, śledziła pilnie grę, notując na karcie kolor lub wypadłe numera z najściślejszą dokładnością. Jeżeli długa serja jednego koloru pozwalała rachować na kolor przeciwny, wtenczas dopiero dama stawiała pieniądze. Widok tej kobiety sprawiał na wszystkich jakieś niewypowiedziane wrażenie.
Pomimo obliczań i ciągłej uwagi tej damy, los był dla niej tak nieubłagany, że ostatnia jej złotówka została przez krupiera ściągniętą. Dama westchnęła, wzruszyła białemi ramionami za nadto może na zewnącz sukni wychylonemi i zaczęła szpilką przekalać kilkakrotnie kartę z gorączkową niecierpliwością. Wzrok jej w tej chwili zatrzymał się na poczciwej twarzyczce Żorża, który przypatrywał się ruchliwej damie z pewnem zadziwieniem.
— Pan nie gra? — zapytała po francusku, dosięgając chłopczyka przez otwory swojej maski spojrzeniem żmii, gotowej rzucić się na swoją zdobycz.
— Nie, pani, odpowiedział Żorż w tymże języku. Dama łatwo poznała angielską wymowę, i również cudzoziemskim dodała akcentem:
— Jakto? I nigdy pan nie grałeś? W takim razie oddaj mi pan małą przysługę.
— Jaką? — zapytał rumieniąc się Żorż.
Kirsch był w tym momencie tak swoją grą zajęty, że nie myślał bynajmniej o tem, co się z jego paniczem dzieje.
— Graj pan za mnie i postaw ten pieniądz na pierwszy lepszy numer, jaki panu na myśl przyjdzie.
To mówiąc wyjęła z kieszeni woreczek, z woreczka jedyną sztukę złotą, jąka jej została, i wsunęła ją w rękę chłopca, który usłuchał i wygrał.
— Merci, mówiła przysuwając do siebie pieniądze; merci. Jak się pan nazywasz?
— Nazywam się Osborne — odpowiedział Żorż.
Jednocześni sięgnął do kieszeni, wyjął pieniądze i gotował się już próbować szczęścia na własne ryzyko, gdy major w uniformie z Józefem jak markiz wyelegantowanym weszli do sali. Przedtem już wiele osób, znudzonych etykietą dworską, opuściło podwoje książęce żeby się swobodniej w sali gry zabawić. Co zaś do majora i jego towarzystwa, ci zapewne wrócili do domu ale zaniepokojeni nieobecnością Żorża wyszli żeby go odszukać. Major zbliżył się do Żorża, ujął go silnie za rękę i pociągnął ku sobie w chwili kiedy dziecko ulegając pokusie kładło pieniądze na stole. Kirsch — jak wiemy — mocno był grą zajęty; Dobbin podszedł ku niemu i zapytał go jakiem prawem ośmielił się zaprowadzić Żorża w podobne miejsce.
— Daj mi pan pokój, odparł Kirsch podniecony grą i winem; każdy musi się zabawić! A zresztą czy to ja u pana służę?
Widząc w jakim stanie Kirsch się znajdował, major uważał za stosowne nie wdawać się z nim w żadne dyskusje i wyprowadzić co prędzej młodego chłopca.
Józef siedział obok zamaskowanej damy, której szczęście znowu uśmiechać się zaczęło, i z wielkiem zajęciem jej grze się przypatrywał.
— Chodźmy, Józefie — odezwał się do niego major. — Nic lepszego zrobić nie możesz nad to, żeby ze mną i z Żorżem razem do domu wrócić.
— Zaraz, zaraz, wrócę z tym błaznem — odpowiedział Józef wskazując palcem w stronę gdzie Kirsch siedział.
Przez szacunek dla drugich major powstrzymał się od uwag, jakie miał ochotę zrobić towarzyszowi, i zostawił go uprowadzając z sobą młodego Żorża.
— Czy grałeś? zapytał major chłopczyka kiedy opuścili salę.
— Nie, odpowiedział Żorż.
— Daj mi słowo że nigdy w życiu grać nie będziesz.
— A dla czego? Mnie się to wydało bardzo zabawne.
Major przedstawił dziecku, z energją jaką daje silne przekonanie, całe niebezpieczeństwo i następstwa gry. Gdyby go nie wstrzymała godna pochwały cześć dla pamięci przyjaciela, mógłby był poprzeć swoje zdanie smutnym przykładem ojca Żorża, który tyle razy doznawał zgubnych skutków tej nieszczęśliwej namiętności. Po powrocie do domu major widział przez okno jak światło w pokoju Żorża, a zaraz potem w przyległym pokoju Amelji zagasło; wszędzie zaległa ciemność i milczenie. Major — jak widzimy — miał umysł spostrzegawczy i widział co się w około niego działo.
Ale wróćmy do Józefa Sedley, którego zostawiliśmy koło zielonego stołu, jak wspólnie z innymi widzami swego rodzaju spostrzeżenia robił. Nie był on z natury graczem, ale nie gardził wrażeniami, jakich mu ta zabawa dostarczyć niekiedy mogła. W kieszeni wspaniałej kamizelki, którą dał poznać u dworu, znajdowało się kilka napoleonów. Wyciągnąwszy rękę po nad białem gorsem zamaskowanej sąsiadki, rzucił jedną sztukę złota i wygrał. Dama zabrała fałdziste draperje swojej sukni i opróżniła tym sposobem najblizsze krzesło mówiąc:
— Siadaj pan, może mi szczęście przyniesiesz.
Te słowa były wymówione z cudzoziemskim akcentem, wcale różnym od tej czystości wymowy, jaką się odznaczały pierwsze podziękowania do młodego Żorża zwrócone. Majestatyczny swoją otyłością Józef obejrzał się w około siebie, jakby dla upewnienia się czy kto na niego nie patrzy, i siadając obok pięknej nieznajomej, rzekł do niej półgłosem:
— Prawdziwie, jest mi tu bardzo dobrze... na honor... rzeczywiście, mam dosyć szansy, to i pani szczęście przyniosę. Tu wysypał kilka niezrozumiałych komplementów, które mu się nie zbyt gładko kleiły.
— Czy pan nie puszczasz się na wielką grę? — zapytała znajoma.
— Postawię parę napoleonów, powiedział chełpliwie, rzucając na stół złoto.
— To bardzo naturalne, łatwiej panu jest rzucić napoleona, aniżeli nie jednemu szylinga, rzekła maseczka z wyrazem takiej pewności, że Józef osłupiał. O tak! wiem dobrze że pan również jak i ja nie grasz dla zysku i nie szukasz wygranej — dodała znowu głosikiem wprost do serca idącym — ja gram dlatego tylko żeby się odurzyć, żeby zapomnieć wszystko... ale to łatwo nie przychodzi. Trudno zagłuszyć wspomnienia przeszłości, trudno je zatrzeć w pamięci i... w sercu... Ale siostrzeniec pański to żywy portret swego ojca, a pan... pan się nic nie zmieniłeś... ale nie, źle mówię; wszyscy się tu zmieniają... wszyscy zapominają... Czyjeż serce...
— Na Boga, pani — szepnął Józef w najwyższem zadziwieniu — z kimże mam zaszczyt mówić?
— Jakto! pan mnie nie poznajesz, panie Józefie Sedley? powiedziała melancholicznie dama podnosząc maskę i przeszywając Józefa przenikliwym wzrokiem. Widzę że i pan mnie już zapomniałeś!
— Wielki Boże! mistress Crawley! zawołał Józef nie mogąc ochłonąć z podziwienia.
— Tak jest, Rebeka, rzekła dama biorąc go za rękę.
Trzymając go siłą swego wzroku, Rebeka nie przestawała śledzić biegu gry.
— Ja mieszkam w hotelu pod Słoniem — mówiła — zapytaj pan o panią Rawdon. Widziałam dziś drogą Amelję, chociaż z daleka, zawsze ładna; wydała mi się przytem swobodna i szczęśliwa. A pan, panie Józefie? Niestety! kochany panie Sedley, zdaje się że łzy i boleść są moim wyłącznie udziałem.
To mówiąc przesunęła niby machinalnie swoje pieniądze z czarnego na czerwone i otarła oczy chustką obszytą kawałkami podartej koronki.
Wygrana padła na czarny kolor i Rebeka przegrała znowu ostatnią stawkę.
— Wyjdźmy ztąd; powiedziała — podaj mi pan rękę, i odprowadź mnie do mego hotelu. Wszakże jesteśmy dawni znajomi, nieprawdaż? kochany panie Sedley.
Kirsch, który nie więcej w grze był szczęśliwym i wszystko co miał przy sobie przegrał, postępował smutnie za swoim panem, przy srebrzystym blasku księżyca walczącego z drżącemi połyskami gasnących już świateł.