[60]AKT III.
Dekoracja aktu I-go. Okno otwarte, popołudniowe słońce. Dzwonek. Służąca otwiera.
SŁUŻĄCA Pani doktorowa zaraz przyjdzie. Odchodzi drobnym krokiem.
HERRUB Przechadza się, zagłębiony w myślach. Dostrzega leżące blisko drzwi, na krześle białe rękawiczki damskie. Patrzy na nie, długo — przyciska do ust. Słysząc kroki, szybko kładzie je na miejsce, i opanowany, spokojny idzie ku wchodzącej Noli.
SCENA 1: NOLA, HERRUB.
Nola wita się z Herrubem.
HERRUB Miałem wrażenie, że mnie pani potrzebuje. Czy to prawda?
NOLA Tak, myślałam o panu, przyzywałam pana na pomoc. Siadają.
HERRUB Źle pani wygląda. Nie była pani w kasynie ani dziś, ani wczoraj...
NOLA Jestem rozbita... jestem skrzywdzona poraz pierwszy w życiu, panie Gabrjelu.
HERRUB Wiem... rozumiem...
NOLA Z głębokim smutkiem. Jastramb.
HERRUB Z westchnieniem. Tak. No cóż robić. Tacy już oni są ci bardzo męscy.
NOLA Ależ pan nie może chyba wiedzieć, o co mi chodzi.
[61] HERRUB Wiem. Pierwsza miłość sprawia pani dużo zmartwienia.
NOLA Moja pierwsza miłość? Pan to mówi — pan, który wie zawsze wszystko?
HERRUB Właśnie dlatego... że wiem... No tak, i chłopiec zapomniał o całym świecie.
NOLA Zapomniał nawet o człowieczeństwie!
HERRUB Wybaczam mu to. On tylko chwilowo zapomniał.
NOLA Ja nie mogę. Nie daruję mu nigdy, jeśli zniszczy w mojem sercu swój piękny obraz. Gdy zwątpię o nim — cóż mi pozostanie na świecie? On był jedyną moją ambicją... więcej panu powiem: moją godnością.
HERRUB Patrząc wdal, uśmiecha się rzewnie. To miłość! Miłość! Widzi pani, ja ją znam — wiem, co za dziwy wyczynia z człowiekiem.
NOLA Porywczo. Pan nie popełniłby tych błędów — pan jest lepszy!
HERRUB Najpierw wzruszony walczy z sobą, potem nagle gniewny. Nie wolno pani sądzić go! Tęskniła pani przecież za ogniem, za jakimś nadmiarem... On jest prawdziwie gorący, szczery! Niechże pani nie przesadza!
NOLA Zdziwiona. Dlaczego pan się tak unosi?
HERRUB Widzi pani — i ja kiedyś kochałem, ale stłumimiłemstłumiłem w sobie zazdrość, zatamowałem dopływ krwi do tej miłości, odebrałem jej cały impet — aż mi wstyd chwilami...
NOLA Dlaczego tak było?
HERRUB Dlaczego? Niech pani spojrzy na moją twarz!
NOLA Ależ to niema żadnego znaczenia...
HERRUB Wstaje. Dla pani niema znaczenia?
NOLA Przeciwnie, to jest zaszczytne! To jest piękne!
HERRUB Łamie się z sobą potężnie, milczy — wreszcie. Choćby nawet — ale ja... wyrzekłem się na zawsze tamtej [62]kobiety, bo miałem przyjaciela — przyjaciela, który dla mnie w ogień skoczył!
NOLA Tak? — kiedy? Nic o tem nie słyszałam?
HERRUB Innym głosem. Prawda. Jastramb zaraz tu przyjdzie. Mówił mi, że się wybiera... zaniepokojony jest... Niech pani jednak uważa... Niech pani nie szarpie jego nerwów... to myśliwiec.
NOLA Z wyzwalającem się uczuciem. Przyglądałam się dziś w południe jego akrobacjom. Nie potrafię już spokojnie patrzeć... Gdy idzie zwitkami w górę, serce mi bije... gdy zawisa na plecach, kołami do góry i gdy motor nagle cichnie, to i mnie serce bić przestaje a potem przy korkociągu, rachuję zwitki: raz, dwa, trzy, cztery... zamykam oczy i drętwieję... wreszcie życie wraca w jego motor, a potem we mnie i tak razem podnosimy się w górę... Nasłuchuje i patrzy uważnie w okno, widząc lecący samolot wysoko w górze.
HERRUB Spojrzawszy. To nie on. To P. Z. L. No, ja tymczasem uciekam, a wrócę niedługo — po szóstej, dobrze? Dzisiaj jeszcze chciałbym jakoś przekonać panią o wartości Jastramba — może mnie natchnie moja wielka przyjaźń dla pani...
NOLA Jaki pan dobry... Ale czy go pan nie przecenia...
HERRUB Niech pani będzie spokojna. To złoty chłopak. Wyszedł.
Nad dachem w ciszy brzmią motory. Pauza kilkusekundowa. Wchodzi JASTRAMB.
SCENA 2: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Zmieniony, blady, prawie chory. No... przychodzę nieproszony... co? Ale już tak dłużej żyć nie mogę. Do czego ty chcesz doprowadzić?... Śmieszne, żebym stał przed tobą jak winowajca... No, cóż, nie przywitasz się ze mną?
NOLA Kłania mu się zdaleka głową. Czego sobie życzysz?
JASTRAMB Czego? Ciebie!! Do kasyna nie przychodzisz, [63]od wczoraj cię nie widziałem... a dodzwonić się też nie można. Telefon stale zajęty. To pewnie ty tak bez końca telefonujesz do szpitala.
NOLA Zimno. Naturalnie... Jakżeby mogło być inaczej.
JASTRAMB Widzę nawet, że płakałaś... Wiesz co, łzy to sobie lepiej zachowaj dla mnie na wszelki wypadek... Dlaczego płakałaś?
NOLA Odwraca się do okna. Płakałam nad niedolą nieznanego lotnika! Myśliwca, który codziennie naraża życie, wspaniałomyślnie, z gestem! a którego śmierć zajmie zaledwie kilka wierszy w bocznej szpalcie dziennika... Którego wielkości nie mierzy się oceanem... O nich wszystkich myśląc — płaczę...
JASTRAMB Chodź do mnie bliżej, Nola... Wyciąga ku niej ręce nie śmiejąc przystąpić.
NOLA Nie... nie mogę...
JASTRAMB Z wielką goryczą. Więc ty nie rozumiesz, że ja cierpię za twoje grzechy?
NOLA Nie uczyniłam nikomu nic złego! Nie byłam nieludzka! Krzywdę uczyniłam tylko sobie samej!
JASTRAMB A człowiek, którego nazwisko nosisz?
NOLA Dla niego jedynie krzywdą byłoby, gdybym go opuściła na zawsze.
JASTRAMB A to jest nieuniknione! Opuścisz go! To małżeństwo demoralizuje cię... sensu niema... zakuty lekarski łeb... ładna opieka rzeczywiście...
NOLA Nie wolno ci go ośmieszać.
JASTRAMB Chodzi o twój honor. Bo jakaż pewność dla mnie, że dalej nie pójdziesz tą samą drogą...
NOLA Z uśmiechem. O, jedna jest tylko pewność: wiara! Bez niej miłość, to motor bez skrzydeł!
JASTRAMB Nie chce poezji! Chcę tego, co mi moja krew dyktuje! Czy ty nie widzisz, że daję ci, co jest we mnie najlepszego, że ta zazdrość, to właśnie to najsilniejsze...
[64] NOLA Ruch głową. Nie! dla mnie to zamało!
JASTRAMB Z goryczą. Nie umiesz ocenić! i nawet nie chcesz wybaczyć...
NOLA Tobie niczego nie wybaczam! Tobie jednemu — pamiętaj!
JASTRAMB Zgnębiony. Gdybyś miała więcej dumy, nie potrzebowałbym ci tłumaczyć...
NOLA Uśmiech wzgardliwy. Dumy? Czy patrząc z góry na mrowisko ludzkie, nie uświadomiłeś sobie jeszcze, że duma jest nie na miejscu w tym świecie?
SCENA 3: CIŻ, SŁUŻĄCA.
SŁUŻĄCA Wchodzi. Jakaś młoda panienka przyszła i pyta o panią doktorową. Mówi, że jest narzeczoną tego pana porucznika, co to miał wypadek...
NOLA Wstaje i idzie ku drzwiom. Ależ proszę, proszę panią...
Wchodzi LOTKA, SŁUŻĄCA wychodzi.
SCENA 4: NOLA, LOTKA, JASTRAMB.
NOLA Panno Loteczko! Biedna, kochana pani! To ładnie, że pani przyszła do mnie...
LOTKA Tragicznie i sztywno. Wiem, że mój widok przypomina niewesołe rzeczy... Mieliśmy tu być z wizytą we dwoje...
NOLA Prowadząc ją ku środkowi sceny. No, a tymczasem przychodzi pani sama... Panno Loteczko kochana, ciężki to był dla nas wszystkich cios, ale przecież nadzieja jest... wszystko będzie dobrze... przyjdziecie jeszcze razem...
LOTKA Zimno, siadająćsiadając. Chciałam podziękować pani za jej łaskawą dobroć i troskliwość dla Andrzeja. Myśmy się aż dziwiły... mama zaraz powiedziała, że pani musiała szczególniej lubić mojego narzeczonego.
JASTRAMB Gest zniecierpliwienia.
[65] NOLA Ozięble. O, tak, lubię go.
LOTKA Mama martwi się bardzo, że nie jestem już żoną Andrzeja... mówi, że to byłoby praktyczniej z różnych względów... Ale ja się cieszę, że nie jestem związana z Andrzejem.
NOLA J. w. Co pani mówi.
LOTKA Twardo, rozgoryczona. A żeby pani wiedziała, że go już nie kocham.
NOLA Bo pokaleczony i chory, co?
LOTKA Z siłą. Nie, nie dlatego! Z naciskiem. Pani jedna powinna mnie zrozumieć! Ja nie chcę wszystkiego mówić i pani też wiele rzeczy przemilcza.
JASTRAMB Ho ho! Rozmowa zaczyna być ciekawa...
LOTKA Grymaśnie. Z panem wogóle nie mówię! Nawet Marysia zauważyła, że pan ma więcej z jastrzębia niż z człowieka. A to, że pan jest kapitanem, wcale mi nie imponuje! Z błogim uśmiechem. I tak już nigdy nie będę w wojsku.
NOLA Cierpliwie. Ale o co pani chodzi? Dlaczego gniewa się pani na Andrzeja?
LOTKA Z czupurną groźbą. Ja się nie gniewam, ja tylko wiem! to gorzej!
JASTRAMB Łagodnie. Mamy nadzieję, że się pani podzieli z nami swojemi wiadomościami.
LOTKA Bardzo chętnie. Trudno. Gdy chory w gorączce wyjawia swoje tajemnice, to cóż ja miałam robić? Nie słuchać? — Byłam zdumiona — przyznam się! Nagle oczy mi się otworzyły! Otwiera szeroko i tragicznie oczy i składa ręce na kolanach, patrząc przed siebie.
NOLA Łagodnie. Niech pani mówi wszystko — no, śmiało!
LOTKA Przy tym panu.
NOLA Tak, właśnie przy tym panu.
JASTRAMB Gorzko. O, ja jestem wytrzymały.
[66] LOTKA Wybuchając zwolna. Otóż wie pani, o kim Andrzej mówi w gorączce? Nie o mnie. Kogo woła po imieniu? Nie mnie. Panią!! Zrozumiałam, że on się w pani kocha. Ale czem jest dla pani cały ten wypadek? Ot, zmartwieniem z grzeczności. Raczy się pani łaskawie interesować, dowiadywać! Zakrywa oczy chusteczką. A ja straciłam narzeczonego jeszcze przed tym wypadkiem...
NOLA Sama pani mówi, że jest teraz nieprzytomny! Andrzej w normalnym stanie myślał tylko o pani, wiem to napewno!
LOTKA Nie wierzę już...
NOLA Zaburzenie pamięci, jakaś gra podświadomości.
LOTKA Kocha tylko panią... Chmurnie. I to nieszczęśliwie! Sądząc ze wszystkiego.
NOLA Wzruszając ramionami. Gorączka potasowała mu wszystkie karty i dziwna z tego wyszła kabała.
LOTKA Bardzo dziwna. Ja już teraz nic nie wiem — czy się gniewać, czy go żałować? Byłam dla niego tylko plasterkiem na ranę w sercu. Bo gdzież pani, taka doświadczona i ja... Z głębokim żalem. I wie pani, co on jeszcze powiedział do siostry szpitalnej: „Zabierzcie to cielątko“ — to znaczy mnie — „bo mnie denerwuje“! Cielątko! Nie do wiary, prawda! Kiwa główką i wyciera nosek.
NOLA Serdecznie i bezradnie. Panno Loteczko! Moje biedactwo!
LOTKA Wszystko przepadło. Nawet wspomnienia. Ale to i lepiej. Jak ja się martwiłam z początku, kiedy sobie uświadomiłam, że może byłam po części winna temu, co się stało...
NOLA Jakto, pani? Dlaczego?
LOTKA Bo obaj prosili mnie, abym im nie mówiła „szczęśliwej drogi“. A ja jednak uparłam się... i powiedziałam, i kwiaty dałam i machałam chusteczką... Nieborowski wprawdzie twierdzi, że to są przesądy...
JASTRAMB O, to śmiałe, jak na Nieborowskiego!
[67] LOTKA Wszystko pan musi wyszydzić! Nieborowski jest dobry i ma takie śliczne, smutne oczy. Wzdycha. Ale wyprowadza się w tych dniach.
JASTRAMB Tak. Przyszedł rozkaz przeniesienia go do hydroplanów. O, tam będzie mu bezpieczniej... no i zdrowiej. Morski klimat.
LOTKA A mnie pan Wojtek mówił, że bezpiecznie jest tylko w materjałówce. Dlaczego tam wszyscy nie siedzicie? Przez głupią próżność! Przykłada chusteczkę do oczu po raz ostatni, wstaje. No, przepraszam panią, że powiedziałam, co miałam na sercu...
NOLA Smutnie. Nie, to nic nie szkodzi...
LOTKA Ale się jednak dziwię, że się pani chciało odbijać chłopca biednej dziewczynie, jak ja. Płacze. To jest dla mnie klęska i upokorzenie na całe życie! Nigdy się z tego nie podniosę!... Och, pani jest filmowy wampir!... Zakrywa oczy, płacząc.
NOLA Głęboko wzruszona, pełna litości, obejmuje ją. Kochanie, cicho!... Nie jestem wampirem, przeciwnie, to on, zakochawszy się w pani, zerwał ze mną, najzwyczajniej w świecie! Oszalał, zapomniał odrazu!
JASTRAMB w rozpaczy.
LOTKA Podnosząc twarz. Nie wierzę! — Gdyby tak było, nie powiedziałaby pani tego choćby przez samą ambicję... Chyba — że nie jest pani kobietą —
NOLA W tej chwili jestem tylko człowiekiem...
LOTKA Zniechęcona. Ech, najlepiej będzie, jak ja sobie pójdę. Żegna się, przechodzi do korytarza.
JASTRAMB Rzeczywiście, dobrze pani zrobi — bo niewiadomo coby pani tu jeszcze za zwierzenia mogła usłyszeć... Do Noli ciszej, z bólem i złością. Stanowczo za wiele gestu!
LOTKA Wraca z korytarza. Prawda! Andrzej w gorączce zaklinał mnie wczoraj, aby doręczyć pani jakąś zalakowaną [68]popertę! Przecież dlatego tu przyszłam... Wyjmuje ją z płaszcza w korytarzu. Proszę... i niech pani pamięta: ja jestem pani wdzięczna, bo dzisiaj... kochać Andrzeja — to znaczyłoby cierpieć! A ja chcę żyć! Ja wcale nie mam ochoty „w wiośnie życia” zostać jakimś tam człowiekiem! A mama słusznie mówi, że mnie nie na to „w bólach urodziła”, abym cierpiała! Wychodzi, popłakując.
JASTRAMB stoi wpatrzony w listy, które trzyma Nola.
SCENA 5: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Drapieżnie. Co to za paczka? Listy — naturalnie...
NOLA Zimno. Tak, to moje listy. Zostaw te suche liście zeszłoroczne —
JASTRAMB Wziął paczkę. Pali mnie w ręce ta paczka... mało ich jest, ale muszą być gorące.
NOLA Zostaw! Sama je spalę!
JASTRAMB Nie! Zmuszony jestem zniszczyć tę cząstkę ciebie, ale przyznaję się, że uczynię to z radością! Pali listy przedarłszy je na pół, w dużej popielniczce. Podczas tego wypadł na ziemię jeden, bez koperty. JASTRAMB podnosi go i mimowoli czyta nagłówek. Przepraszam cię, ale przeczytałem niechcący dwa słowa: „Drogi Andrzeju”. Tak pisałaś! Tak myślałaś — i to się już nigdy nie zmieni! Gniecie list w ręku i rzuca list w ogień z pasją. Ja mam ich żałować, ale ty nie miałaś nademną litości!... Siedzi przy stoliku, listy palą się przed nim tragicznym płomieniem — słychać dzwonek.
SCENA 6: CIŻ, NIEBOROWSKI.
SŁUŻĄCA wpuszcza NIEBOROWSKIEGO. Zamyka drzwi. Przywitanie. Listy palą się jeszcze. JASTRAMB pilnuje ognia. Nieborowski spojrzał, zdziwił się — dyskretnie nie pyta się o nic, uśmiechnął się tylko.
[69] NIEBOROWSKI Pani doktorowo! Spotkała mnie wielka i niezbyt przyjemna niespodzianka. Przenoszą mnie do lotnictwa morskiego i muszę pojutrze meldować się na miejscu nowego przydziału. Może to i dobrze dla mnie, bo się oderwę od wrażeń ostatnich dni. Chodzę przecież jak nieprzytomny, wciąż jeszcze uwierzyć nie mogę! Co za szkoda tych ludzi! Kobuz naprzykład, ile w nim było życia, ile energji!
JASTRAMB Tego nie zauważyłem — stale ziewał.
NIEBOROWSKI Ale latał z ogromną brawurą! A biedny Andrzej — w przeddzień ślubu.
JASTRAMB To małżeństwo byłoby również katastrofą w swoim rodzaju! W sanatorjum rozmyśli się napewno.
NIEBOROWSKI Dlaczego? Panna Lotka jest cudna z tą swoją naiwnością. I jak ona go kocha!
JASTRAMB Cóż — byłby dla niej świetną partją — ot wszystko.
NIEBOROWSKI O, Andrzej wogóle podobał się kobietom!
JASTRAMB wzrusza ramionami.
NIEBOROWSKI Widziałem takie, które za nim szalały!
JASTRAMB Dotknięty. Szalały! Pan zawsze mówi superlatywami, to zła maniera, niech mi pan wierzy! Radziłbym panu oduczyć się tego.
NIEBOROWSKI Dobrodusznie. Panie kapitanie... przyznaję! Może to źle, że mówię zwykle tak, jak oddycham: pełną piersią, bez zastanowienia. Szczególniej, że i Milan i jego narzeczona budzili we mnie zawsze szczery podziw. Kto ma oczy i serce, ten musi się zachwycać panną Lubówną!
JASTRAMB Pan nigdy nie będzie umiał odróżnić plew od ziarna!
NIEBOROWSKI Zgorszony. Doprawdy, czemże ona zasłużyła na takie porównanie? Pan kapitan jest ostry w sądach... Acha, prawda! Miałem polecenie od jej mamy, aby przynieść [70]ze szpitala jego pierścionek zaręczynowy — boi się, by nie zginął... prócz tego upomina się o dwie chusteczki do nosa, które pożyczył u tych pań przed tygodniem, kiedy był zaziębiony. Panie kapitanie, gdybym nie zdążył przed wyjazdem, znaczone są literami S. L. — Sabina Lubowa... Będzie pan tak łaskaw?
JASTRAMB Musi się pan udać z tem do kapitana Herruba! On zamknął i opieczętował mieszkanie Milana; ale przyznam się, że rozczulił mnie pan do łez swoją dobrocią dla tych pań! Czuję, że sam potrzebuję chustki, a nie mam — zdaje się... Udaje że szuka po kieszeniach chustki.
NIEBOROWSKI W pierwszej chwili sięgnął do kieszeni po chustkę, ale zaraz się uśmiechnął. Pan kapitan znowu żartuje...
JASTRAMB Skąd! Trudno byłoby mi żartować w chwili, gdy naiwność ludzka stanęła przedemną w całej swej potędze.
NIEBOROWSKI Jakto? czyja? Mniejsza z tem... Obrażony trochę. Od dłuższego czasu uchodzi mi sens pańskich słów. Z Andrzejem rozumiałem się zawsze... Ten potrafi jasno wyrażać swe myśli! Pisze także wspaniale, mam zeszyt jego wierszy! Umiał on zawsze znaleźć czas na studja, zdał przecież dwa doktoraty...
JASTRAMB W którym krew zaczyna wrzeć. Panie poruczniku, po co to wszystko? Dlatego, że ktoś miał kraksę, pochlebiać mu, wynosić go pod niebiosa? Przyznam się, że nie lubię takiej czczej gadaniny, która nikomu i tak już nic nie pomoże.
NIEBOROWSKI Wzburzony. To jest kwestja zapatrywania panie kapitanie, a przedewszystkiem serca.
JASTRAMB Szyderczo. Serca! Pan lubi to słowo! Serce! A czy pan wie, że ciasto z najlichszej mąki sprzedajęsprzedaje się po jarmarkach w postaci lukrowanych serc?
NIEBOROWSKI Uparcie. To mi jest obojętne! Ja się muszę wyrażać tak, jak mi serce dyktuje. Dla mnie Kobuz i Milan przez to samo, że im teraz zagląda w oczy śmierć lotnicza...
[71] JASTRAMB Przerywa mu. O, to może spotkać każdego z nas. To nie jest żaden wyczyn! Pański sposób myślenia przypomina mi — niech pan daruje — te dwie podfruwajki, co się tu wówczas plątały.
NOLA Panie kapitanie! jak pan może!
NIEBOROWSKI Uroczyście i zimno. Jestem zmuszony protestować przeciwko temu określeniu, panie kapitanie.
NOLA Błagalnie. Panie kapitanie...
JASTRAMB Chodząc z rozmachem po pokoju. Więcej musieli zwracać uwagi na te damy na ziemi, niż jeden na drugiego, wpadli na siebie, jakby ich dopiero co wylaszowano! Moi uczniowie.
NIEBOROWSKI Dosyć głośno. Panie kapitanie! o nieobecnych nie mówmy.
JASTRAMB Z gniewem, serdecznie. Jabym im to najchętniej powtórzył w żywe oczy! Rozumie pan? W żywe oczy! A swoje nauki niech pan zatrzyma dla siebie!
NOLĄNOLA Z rozpaczą. Panie Norbercie! proszę się opanować!
NIEBOROWSKI Blady. Słowo daję nie rozumiem pana kapitana.
JASTRAMB Wzgardliwie. Nie żądam, aby mnie pan rozumiał. Musiałbym być wówczas podobny do wypisów dla pierwszej normalnej.
NIEBOROWSKI Widzę, że działam panu kapitanowi na nerwy.
JASTRAMB Dobrze pan widzi.
NIEBOROWSKI Przejęty i poważny. I to nie od dzisiaj! Zastanawiałem się nad przyczyną. I zdaje mi się, że zrozumiałem. Mimowoli wszedłem panu w drogę w stosunku do jednej osoby...
JASTRAMB Wstając, groźnie, idąc ku niemu. Panie poruczniku, kogo pan ma na myśli?
NIEBOROWSKI Przerażony jego wyglądem. Co panu jest... Jakto kogo? No, panią Wandę Ptaszeczkową... naszą wspólną znajomą...
[72] JASTRAMB Odprężony. Ach, więc o tę panią wogóle chodziło! Winszuję!
NIEBOROWSKI Tracąc głos z oburzenia. Ożenię się z nią, gdy tylko otrzymam pozwolenie!
JASTRAMB Mnieby to miało w czemkolwiek przeszkadzać?... Ale wątpię, aby panu udzielono zezwolenia na małżeństwo z panią Ptaszeczkową.
NOLA Panie kapitanie, pan obraża osobiste uczucia mojego gościa!
JASTRAMB Wyraźnie. Pani daruje, ale pomimo najszczerszych chęci nie mogę brać serjo ani porucznika Nieborowskiego, ani pani Ptaszeczkowej.
NIEBOROWSKI Blady, uroczysty. Pan mi za to odpowie. Panie kapitanie...
JASTRAMB Jestem do pańskiej dyspozycji.
NIEBOROWSKI Z ukłonem. Pani pozwoli, że się pożegnam.
NOLA Nie, nie, panie Jasiu! Nie pozwolę panu odejść.
W drzwiach staje HERRUB.
NOLA Nareszcie! Pan Herrub! Niech pan patrzy... Wskazuje na stojących sztywno młodych ludzi — bezradny gest. Nieporozumienie!
SCENA 7: CIŻ, HERRUB.
HERRUB W obecności pani? Niewiarogodne!
NIEBOROWSKI To nie z mojej winy.
HERRUB Wszystko jedno z czyjej, ale muszą panowie przedewszystkiem przeprosić panią domu.
NIEBOROWSKI Najmocniej przepraszam, pani doktorowo!
JASTRAMB ...i ja. Kłania się NOLI.
NIEBOROWSKI Sztywno. Ja się jednocześnie pożegnam!
HERRUB Serdecznie. Nie pójdziesz nigdzie, głuptasie!... Pani pozwoli, że rozwikłam tę sprawę. Siadajcie państwo.
[73] NIEBOROWSKI Stoi wciąż. Pan kapitan daruje, ale bardzo się śpieszę. Moi świadkowie zajmą się tą sprawą...
HERRUB Bierze go pod ramię. Nie uciekniesz mi! Wpierw pogadamy. Jastramb, a oczy masz ciemne, jak dwie lufy! No, gadajcie, o co wam poszło?
NIEBOROWSKI Pan kapitan mnie obraził.
HERRUB Ech, nerwy! Co, Nieborowski i ty nie miałbyś przebaczyć naszemu asowi?
NIEBOROWSKI Pan kapitan obraził nietylko mnie, ale i moją narzeczoną!
HERRUB Miałeś do mnie zawsze zaufanie, prawda, a więc znając Jastrzębia i ciebie, mówię ci: zapomnij o tem, co było. Proszę cie o to.
NOLA I ja proszę.
NIEBOROWSKI To będzie trudno.
HERRUB My, których śmierć może tak łatwo zaskoczyć i rozłączyć, na co mieliśmy ostatnio dowód, powinniśmy się kochać. Słońce niech nie zachodzi nad naszym gniewem!
NIEBOROWSKI Wzruszony, patrząc na wspaniały, krwawo-czerwony zachód słońca w otwartem oknie. I ja tak myślę. A więc, wobec tego, że słońce wkrótce zajdzie — postaram się zapomnieć patrzy jeszcze w okno. Tembardziej, że kapitan Jastramb był zawsze moim ideałem lotnika... i pomimo wszystko co zaszło, będę go zawsze z żalem wspominał tam, daleko... Żegnam panią... Kiedyż się znowu zobaczymy! Czerwień zachodu zalewa pokój zwolna.
NOLA Nieprędko. Życzę panu szczęścia, panie Jasiu...
HERRUB Bądź zdrów... Jesteś dobrym kolegą.
Nieborowski wychodzi.
[74]SCENA 8: HERRUB, NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Smętny, do Herruba. Podziałałeś jak oliwa na fale... Werset o zachodzącem słońcu przekonał go...
HERRUB A ciebie nie?
JASTRAMB Nie jestem takim poetą...
NOLA Z żalem. To prawda! Szkoda!
HERRUB Prowadzi Jastramba do okna i pokazuje Nieborowskiego. Patrz, odchodzi, jak skrzywdzone dziecko! No, co, nie żal ci?
Jastramb odwraca głowę.
NOLA Do Herruba. Panie Gabrjelu, niech go pan dogoni... Herrub wybiega.
NOLA Wychylając się za okno, woła. Panie Jasiu! Panie poruczniku!
JASTRAMB Chwytając ją za rękę. Dosyć, dosyć, cicho!
SCENA 9: NOLA, JASTRAMB.
NOLA Z miłością i goryczą. Próbujesz być zły... ale za wiele cię to kosztuje... O własne szpony kaleczysz się, mój jastrzębiu...
JASTRAMB Daj mi spokój...
SCENA 10: CIŻ, NIEBOROWSKI, HERRUB.
Wracają HERRUB i NIEBOROWSKI. Nieborowski staje oko w oko z Jastrambem. Pauza. Patrzę na siebie. Wreszcie Jastramb wyciąga ręce do Nieborowskiego. Obejmuje go i uderza po ramieniu w formie serdecznego uspokojenia. Oblewa ich jakby krwią gorącą blask zachodzącego słońca.
NIEBOROWSKI Z uniesieniem. Wiedziałem. Zawsze wiedziałem, że pan jest najlepszy z ludzi!
JASTRAMB Bardzo wzruszony, ściskając go. Żegnaj mi, [75]Nieboraczku. Trzymać się proszę ciepło. Nie wpadać w morze, unikać pilotów-warjatów. Cofam wszystko, co mówiłem o pani Wandzie.
NIEBOROWSKI J. w. Ach, co tam pani Wanda! Dla pana mam stokroć większy kult!
JASTRAMB Gładząc go po ramieniu, nieco drżącym głosem. Jest młoda, piękna, wogóle... pierwszorzędna... A czasem rozumiesz, zbierze się coś w człowieku ...i niema rady... piękna pani Wanda — piękna...
NIEBOROWSKI Patrząc mu w oczy. E, panie kapitanie, mnie tylko lotnictwo prawdziwie obchodzi! Pan kapitan nie wie, jak go zawsze podziwiałem! Życzę panu światowej sławy, na którą pan zasłużył. A jeśli pana czemkolwiek kiedy — mimowoli — obraziłem, to proszę mi wybaczyć. Głos mu się łamie.
JASTRAMB Dobrze. Postaram się. Ze łzami prawie. No, no! Nieboraczku! nie rozczulajmy się zbytnio.
NIEBOROWSKI Żegnam was. Cześć. Salutuje długo od drzwi, patrząc na Jastramba.
SCENA 11: NOLA, HERRUB, JASTRAMB.
Dzwonek telefonu. NOLA podbiega, chwyta słuchawkę, mówi w nerwowem podnieceniu, oddając Herrubowi słuchawkę.
NOLA Szpital wojskowy. Panie Gabrjelu, proszę za mnie odebrać — ja nie mogę — mam złe przeczucie...
HERRUB Bierze słuchawkę telefonu — głosem bezbarwnym. Hallo. Słucham. Tu kapitan Herrub. Tak. Tak. Zakomunikuję. Odkłada słuchawkę zwolna, patrzy na Nolę i Jastramba.
NOLA Z nagłą trwogą. Co? co się stało? co?
JASTRAMB Ze strachem. Jakie wiadomości?
HERRUB Zwolna. Są wiadomości takie, jakie cię powinny ucieszyć... Jastramb mając nieczyste sumienie, przeraża się, tembardziej, że i Nola jest blada i przerażona.
[76] JASTRAMB Marszcząc brwi. Jakie mnie powinny ucieszyć — jakto?
NOLA Z trwogą. Milan i Kobuz!... Herrub milczy, bez ruchu stojąc.
JASTRAMB Zająkliwie, pomięszany. Co ty mówisz?... Przecież wczoraj... jeszcze... doktór Odbiecki zaręczał — gdzie doktór — czemu pozwala im umierać! Doktorze! Doktorze! Biegnie w stronę pokoju doktora. Doktorze! Znika na sekundę — przez ten czas Herrub przyskakuje do Noli.
HERRUB Teraz ma pani dowód! Oni żyją, mają się lepiej a pani będzie nareszcie szczęśliwa — —
Jastramb wraca z pokoju lekarza, Nola śledzi jego twarz.
JASTRAMB Trzymając się za głowę, pochylony. Niema go... no to ja już pójdę!
HERRUB Dokąd?
JASTRAMB Złamany, patrząc na boki. Nie wiem — wszystko jedno — mam ochotę na jakieś ryzyko. Pies jestem podły... Chce wyjść, ale Nola go zatrzymuje i walczy z nim w drzwiach. Puść mnie... Muszę iść. Puść, kochana...
NOLA W krzyku tryumfu. Nie, nie, nie pójdziesz! Zagradza mu sobą drzwi.
JASTRAMB Słabnie, opiera głowę i ręce o futrynę drzwi — płacze — Nola odsłania mu twarz przemocą, krzyczy.
NOLA Łzy!... Łzy!... Nie zaprzeczaj! Widzę!... moje łzy, moje najdroższe klejnoty!
JASTRAMB Dajcie mi spokój... naprawdę coś się ze mną głupiego dzieje... chcę być sam... zostaw mnie.
NOLA Gorąco. O, nie! Nie puszczę cię teraz! Teraz jesteś mój!
JASTRAMB Złamany. Ach, po djabła całe to życie... i po diabła to serce. Zwiesza głowę.
HERRUB Zaczerpnąwszy oddechu. Poczekaj, uspokój się — nie rozumiem o co ci wogóle chodzi? Oni żyją i są uratowani! [77]Oto jest komunikat szpitalny, o którym mówiłem, że cię powinien ucieszyć.
JASTRAMB Odżył, podnosi głowę. Jakto... to prawda! No i co ty ze mną wyprawiasz, Herrub? Niech cię nie znam!
NOLA Obejmuje go. Żyją! I nasza miłość żyć będzie!... Ty masz serce!... ty jesteś dobry!
JASTRAMB Ściskając za ramię Herruba. Herrub, ale właściwie to — otworzyłeś mi oczy! Właściwie to — dziękuję ci! Uśmiecha się przez ostatnie łzy.
HERRUB Zawstydzony. Ja? co? ani mi się śniło! Źle mnie zrozumiałeś, nie dałeś mi przyjść do słowa... — widać miałeś nieczyste sumienie. Co? — idźże, idź! Wstydziłbyś się!
JASTRAMB Z westchnieniem szczęścia. Nola! Obejmuje ją. Nola! To dobrze! to pięknie! Niechże sobie żyją! Śmieje się serdecznie i szeroko.
NOLA I już im dobrze życzysz? Tak jak ja?
JASTRAMB Jak ty... i jestem baba... jestem baba... psiakrew tak jak ty... Całuje ją.
HERRUB Z ukłonem. Żegnajcie państwo. Nie, mnie już czas.
NOLA Co, już?... tak prędko?... Pan daruje że my tak szczerze — przy panu —
HERRUB O! Przeciwnie. To dla mnie piękny widok — tylko muszę śpieszyć do hangarów. Mam jeszcze dzisiaj nocne loty.
NOLA Pan jakiś smutny... Co panu jest?
HERRUB Nic, nic... twarz mnie pali, może to na zmianę...
NOLA Wpatrując się w niego. Ale pozostanie pan moim przyjacielem...
HERRUB Dziękuję...Dziękuję...
NOLA Odprowadza go do drzwi, mówiąc nieuważna i szczęśliwa. Pan zawsze taki dobry — taki kochany przyjaciel...
[78]SCENA 12: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Biorąc ją za rękę. Teraz pozostaje tylko jedna kwestja: twój mąż.
NOLA Muszę go wybadać. Gdyby zanadto cierpiał...
JASTRAMB Gorączkowo. To nic... To nic. Musimy przejść nad tem do porządku dziennego. Jedno cięcie, sprawa załatwiona i krótsze cierpienie.
NOLA Nie chcę żadnych cięć... daj mi czas, abym go mogła zwolna przygotować. To człowiek nauki... Trochę dziwak, ale dobry jak dziecko, nie krzywdźmy go!
NOLA O tak! Idąc z nim do okna. Jak cicho, jak niebiesko...
JASTRAMB Wkrótce zaczną się loty.
NOLA Wskazując. Patrz, nietoperz.
JASTRAMB Robi rundy na pełnym gazie... NOLA? A więc wszystko zapomniane —
NOLA Jak echo. Wszystko darowane...
JASTRAMB i NOLA obejmują się i całują na tle okna. W pokoju robi się coraz błękitniej od zmierzchu. Drzwi skrzypnęły, ale oni nie słyszą... Wszedł LEKARZ, zapalił nagle lampę w drzwiach.
SCENA 13: CIŻ, JERZY
JASTRAMB odsunął się od Noli, zapalił papierosa. JERZY zmięszany, robi nieokreślone gesty.
JERZY No cóż, moi państwo, rozmawiają sobie, jak widzę! Spostrzegł czarne strzępy w popielniczce. A to co? Tyle niedopałków? Nola, ty nie masz sumienia! Pozwalasz tyle palić lotnikowi! Pauza. Zmiana tonu, którego Jerzy wyraźnie szuka [79]i dobiera. No a ze szpitala to mamy dobre wiadomości... taak... Milan nie chce się już żenić, a Kobuz przestał ziewać... już wiecie, tak? No dzięki Bogu... dzięki Bogu. Cóż? Próbował pan odnikotynowanych papierosów? Nie... A który to dzisiaj, pewnie pięćdziesiąty papieros...?
JASTRAMB Łagodnie. Panie doktorze, pan wybaczy, ale musimy wyjaśnić sytuację. Najwyższy czas wyrównać ten korkociąg, w który wpadliśmy, panie doktorze!
JERZY Zdejmując okulary. Co, co? Ja nic nie wiem... Jaką sytuację? Jaki korkociąg.
JASTRAMB Z uśmiechem. Najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy, drogi panie doktorze!
NOLA Ze strachem. Ostrożnie!
JERZY Po pauzie, z rezygnacją. No więc powiedzmy, że dostrzegłem wchodząc tutaj, jakieś zgrupowanie dwóch sylwetek... Ale cóż ja na to poradzę?... Biedni my mężowie! W każdym domu jest nas o jednego zawiele! Zapomniałem teczki z referatem... Zaraz sobie idę...
JASTRAMB Stanowczo. Nie! Musimy najpierw pomówić, panie doktorze!
JERZY Mruga oczami. No — no? O czem? O czem?
JASTRAMB Prosto i spokojnie. O moich uczuciach dla pańskiej żony.
JERZY Serdecznie, trochę niespokojnie. Widzę, że się pan wzburzył, przejął! Ależ ja panu przecież nie mam za złe... lotnikowi? — Nie dziwię się kobietom, bo ja sam nierazbym was uściskał z całej duszy! — Najlepiej, dajmy spokój... już zapomniałem, mam nadzieję, że się poprawicie, no i przejdźmy nad tem...
JASTRAMB Zimno. Panie doktorze, ja stosunek mój do pani Anny traktuję bardzo poważnie i proszę pana o zgodę na rozwód!
[80] JERZY Bardzo nerwowo. Co? — rozwód! Panie kapitanie, nie mówmy nawet o tem! Lotnik nie powinien się wiązać. Ja panu coś powiem: platoniczna miłość, oto rozwiązanie całej sprawy. Dla niej zresztą, to najodpowiedniejsza forma... moja żona to mulier frigida! Ona bluffuje tylko, ech, no niema o czem mówić! Jakiś uraz w dzieciństwie wywołał u niej absolutną oziębłość... Ale lubi pozować na Aspazję — o lubi! Takie to zawsze tak...
JASTRAMB Surowo. Panie doktorze, na moją krótką prośbę żądam krótkiej i rzeczowej odpowiedzi.
JERZY Zgnębiony do Noli. Nola! A cóż ty na to? Czy to prawda, że chcesz mnie porzucić? Dlaczego? Co ja ci zawiniłem?
NOLA Do Jastramba. Tego się najwięcej bałam! Do męża. Przebacz mi, byłeś taki dobry... ale ja go kocham...
JERZY Patrzy na jedno, na drugie, walczy z własnem sumieniem. Pauza. Ojejej... ten zły na mnie, zdenerwowany, ta bliska płaczu. Poczekajcie, co tu robić... chciałbym wam iść na rękę... Widzisz dziecino, jest taka historja... Jeśli rozwód, no to i ja czy chcę czy nie chcę, jako rozwiedziony i wolny muszę się żenić... a to będzie ciężko, bardzo ciężko... a jak się wykręcić? Co? — ha? Pan, kapitanie, jako honorowy człowiek, rozumie, co? Wzdycha gorzko. Ale ja się już poświęcę, swoim zwyczajem!
NOLA Która skamieniała ze zdumienia. Musiałbyś się żenić? Ty? Z kim?...
JERZY Z wisielczym humorem. Jakto z kim? — Z moją rozkoszną przyjaciółeczką!
NOLA Cofa się. Z jaką znowu przyjaciółką?
JERZY Jakto z jaką? Bardzo miłą... tylko mi się bestyjka już trochę przejadła! Pomyśl: 5 lat!
NOLA Zdumiona bez żalu. No niemożliwe... od tak dawna?...
[81] JERZY Z gestem rozpaczy. Moje dziecko, a cóżbym ja bez niej robił? Popadłbym chyba w jakąś zadumę! Ja przecież jestem kochanie, normalnym, pełnowartościowym człowiekiem! A że u ciebie psychogenne czynniki i tam dalej... to nie racja... Ale widzisz na żonę tobym jej niechciał...
NOLA Przerywa z uśmiechem. Widzę, że ja milczałam z litości, a ty dla ułatwienia sobie życia! Prawda?
JERZY Jakby przepraszał. Ale czyż byłem złym mężem? Czy twoje zdrowie nie było ciągłym przedmiotem moich trosk? Czy byłaś skrępowana, nieszczęśliwa? Czy — czy byłem niesprawiedliwy —? Egoista?
NOLA Rozumiem już wszystko i dziękuję ci. Oszczędziłeś mi wielu skrupułów... Widzę przed sobą szczęście... bez chmur.
JERZY Raz jeszcze gra komedję. No więc drogi kapitanie... skoro inaczej być nie może, zapominam na chwilę, że jestem lekarzem, zamykam oczy na kliniczny obraz mojej żony, i przystaję już na ten rozwód. Wzamian żądam od was przyjaźni. Ostatecznie, frigiditas może w szczęśliwym wypadku zanieistnieć! Uderza go po ramieniu. Müllermann cytuje taki wypadek. Aleście mi narobili kłopotu! Słowo daję! Moja dziewczyna to ma charakter! Jutro mi się tu gotowa wprowadzić! Bądźcie łaskawi choć do czasu w sekrecie to wszystko zatrzymać... Ajejej, jak ta młodość musi wszystko komplikować! A tak dobrze było i spokojnie! Wychodzi do swego pokoju, ale zatrzymuje się jeszcze w progu. Ale słuchaj, możebyś tak, ot dla pewności, wzięła jednak przed ślubem tych kilka zastrzyków hormonowych! Choć dziesięć ampułek po 30 jednostek mysich! Krztusi się śmiechem. Ach, ta medycyna! Co? kolega Müllermann! Co? Frigiditas... Śmieje się wreszcie otwarcie, trochę smutno, kiwając głową. No cóż robić, cóż robić!... Wychodzi.
[82]SCENA 14: JASTRAMB, NOLA
JASTRAMB No, to już chyba ostatnia niespodzianka!
NOLA Zamyślona. Więc mnie naprawdę nikt dotychczas nie kochał! Dlaczego!...
JASTRAMB Biorąc ją w ramiona. Bo to niebezpieczna rzecz... Obejmując ją. I moja, tylko moja...
NOLA Patrz! Gwiazdka czerwona płynie! W oknie na ciemnem niebie przesuwa się zwolna samolot Herruba. Oboje w oknie otwartem wołają z cicha. Herrub! Dobrywieczór Herrub!
KONIEC.
Druk ukończono dnia 11 stycznia 1936 roku.