[4]
OSOBY: NORBERT JASTRAMB, kpt.-pilot myśliwiec, lat 28 do 30
JERZY ODBIECKI, kontraktowy lekarz neurolog, lat 40
NOLA, jego żona, lat 25
ANDRZEJ MILAN, porucznik-pilot, myśliwiec, lat 25
WOJCIECH KOBUZ, por.-pilot, myśliwiec, lat 29
GABRJEL HERRUB, major-pilot, myśliwiec, lat 35
JAN NIEBOROWSKI, porucznik-obserwator, lat 22
LOTKA LUBÓWNA, narzeczona Milana, lat 18
SIERŻANT PUSTUŁKA
MARYSIA, przyjaciółka Lotki, lat 20
BUFETOWY
SŁUŻĄCA
Rzecz dzieje się w obrębie lotniska blisko jednego z większych miast w Polsce. I i III akt w mieszkaniu lekarza, II akt w kasynie lotniczym.
[5]AKT I.
Mieszkanie lekarza Jerzego Odbieckiego i jego młodej żony, Noli, umeblowane nowocześnie. Na ścianach śmiga i fotografje samolotów. Drzwi otwarte do gabinetu lekarskiego. Godzina wczesna popołudniu.
SCENA 1: NOLA, JERZY.
NOLA Zamykając okno. Burza idzie. Błysk, grzmot.
JERZY Siedzi w fotelu, przegląda pisma. Pocóż zamykasz okna?
NOLA Będzie okropny przeciąg. Deszcz poczyna szumieć.
JERZY To właśnie dobrze. W Anglji otwierają naoścież wszystkie okna, gdy jest burza. Dlaczego wy, kobiety, tak nie znosicie silniejszego powiewu.
NOLA Bo może zawiać w szyję. To bardzo nieprzyjemne...
JERZY Hm... No tak, tak. To się zdarza, taka wrażliwość, przy dyspareunji konstytucjonalnej. Zapalno światło, kochanie. Ciemno jest —
NOLA Zapala światło, lampę kontaktową. Przy czem?
JERZY Nazwijmy to — dysharmonją małżeńską na niektórych punktach. Jest to choroba, jak każda inna.
NOLA Z uśmiechem. Ty to mówisz na serjo?
JERZY Jaknajbardziej serjo... Uważam, że twoja oziębłość jest stanem patologicznym. Wzdycha. Frigidatas! Nie jesteś zdrowa, kochanie. Myślę, czy nie zrobiłaby ci dobrze [6]Folliculina! Żeński hormon. Gdybyś ty dała sobie zastrzyknąć tej follikuliny, choć pięć ampułek, po dwa centymetry, odpowiadające 500 jednostkom mysim... Zbudziłabyś się na nowo do życia, do miłości. Śmieje się dziwacznie.
NOLA Po chwili namysłu — jakby się przygotowywała do wyznania. Miłość — to właśnie sen i obawiam się przebudzenia... Słuchaj — czy ty się nie domyślasz, że ja...
JERZY Szybko zasłania się książką i mówi. Dosyć, dosyć! — Ja nie chcę adnychżadnych zwierzeń! Wiesz o tem! Nie jestem konfesjonałem. Już ci nieraz mówiłem. Samoanalizą pogarszasz tylko swój stan.
NOLA Wolałabym abyś wiedział prawdę...
JERZY Zmięszany. Hyperaestezja! Nerwy! Mówię ci — folliculina.
NOLA Gorzko. Dziękuję ci. Ach, żebyś ty wiedział, jaki jesteś zabawny! Nie wybierzesz się do kasyna na pikietę?
JERZY Na taki deszcz trudno przejść kilka kroków! Ale wracając do poprzedniej kwestji; weź naprzykład oziębłą erotycznie świnkę morską i spróbuj preparatu, o którym...
NOLA Przerywa, gwałtownie jak na nią. Nie nudź mnie już! Nie mogę słuchać — —
JERZY Dobrodusznie. Chcę przecież tylko twojego dobra! Medycyna stoi dzisiaj tak wysoko, że najbardziej skomplikowane stany duszy umie sprowadzić do bardzo prostej, fizjologicznej przyczyny i leczyć je najskuteczniej w świecie. Twój stan somatyczny i psychiczny nie jest nieprawidłowy... Wzdychasz, milczysz całymi dniami! Folliculina, dziecko, cała moja nadzieja w folliculinie! Śmieje się po swojemu.
Błysk, grzmot, wzmożona ulewa.
NOLA Patrząc w okno. Patrz, jak ciemno się robi!
JERZY Odkłada książkę, wstaje. Zaczną się dni już nie „lotne“, ale „lotnicze“, to znaczy, że nasi kochani chłopcy będą [7]sobie próżnować w kasynie! Tylko że oni zamiast wypoczywać, zrywają sobie nerwy przy bridge’u. A na moje zakazy pozostają głusi. Niewiem, doprawdy, na co mnie tu zakontraktowano! Zwykły lekarz wojskowy wystarczyłby najzupełniej! No, przecież chciałbym z całej duszy, aby mogli latać długo, jak najdłużej, ale na to muszą się przecież szanować! Co? a tam niejeden powinien już przejść w stan spoczynku. W sercach tony głuche, aż miło!
NOLA Podparłszy głowę na dłoni patrzy wdal. Imponują mi ci ludzie!... Podobnych przykładów odwagi i poświęcenia należałoby szukać aż gdzieś chyba w starożytnej Grecji...
JERZY Chodzi po pokoju, przeciąga się. Tak, ale za to po trzydziestce nerwy często zerwane jak włókna w przepalonej żarówce!! Nieraz mam wrażenie, że jestem lekarzem w domu warjatów. Co ja się nasłuchałem tych historyj! A to jeden siadł przymusowo na las. „Panie kapitanie“ — mówię mu — któżby inaczej na lesie siadał? Przecież to kłuje! — „Przymusowo“ — powiada — Drugi znowu opowiada, że mu się urwał ogon. Widać za wiele nim kręcił! Wesołe chłopaki! Kto ich pozna bliżej, ten już na innych ludzi patrzeć nie może!
NOLA Byłeś dzisiaj w dowództwie? Cóż tam słychać?
JERZY Chodząc po pokoju z rękami w kieszeniach. Nic szczególnego. Dwóch wystartowało w stronę gór, choć meteorologicznie, dzień jest fatalny.
NOLA Meteorologicznie — ja tego jeszcze nie umiem wymówić. Więc powiadasz że dwóch poleciało? Jeszcze im się co stanie...
JERZY No, oni twierdzą, że pilot powinien sobie dawać radę przy każdej pogodzie, ale, niestety, nie zawsze tak bywa... Mnie się zdaje, że ja tu chyba sam zwarjuję i zacznę latać.
NOLA Tego to już sobie nie wyobrażam!
JERZY Ale jeszcze z tem poczekam, aż rozwieszą wielkie [8]sieci między niebem a ziemią, aby w nią łapać spadających w korkociągu.
NOLA Przesadzasz! Wypadków jest podobno z roku na rok coraz mniej! Postęp w konstrukcji.
Błyskawica.
JERZY Przerywa jej, z nieco sztuczną swobodą. Poczekaj, poczekaj, niech tylko Jastramb cało dzisiaj wróci, to już dobrze będzie! Nie patrzy na Nolę.
NOLA Otwiera usta, zakołysała się, ścisnęła ręką poręcz krzesła. Ach, więc to Jastramb poleciał! Nie wiedziałam...
JERZY On i Brodziec.
NOLA Białym głosem, siląc się na spokojny ton. I myślisz, że oni nie wrócą?
JERZY No, no, uspokój się! To są za dobrzy piloci, aby narażać siebie i maszyny. Gdy będzie źle, Jastramb siądzie na jakiej hali i zabawi się w Janosika. Co innego, że na taki czas tylko polski lotnik odważa się lecieć. Niemcy nazywają to: „Das Polnische Flugwetter“...
Błyskawica.
NOLA Oparta, zwieszona prawie na oknie. Błyska się... gdzie oni mogą być teraz? ...Mam najgorsze przeczucia...
JERZY Układa się na kanapie. Pod głowę podsuwa sobie jedwabną poduszkę, przeciąga się znowu. Masz złe przeczucia? To depresja wywołana przez burzę. Mam pacjentkę, zresztą bardzo miłą, która też ma „przeczucia“ i tak ci się boi grzmotów, że włazi wówczas pod łóżko, ale tam znowu mdleje, usłyszawszy chrobotanie myszy. To jest bardzo sympatyczne, lecz nie sprzyja równouprawnieniu kobiet, bo tam pod łóżkiem nie spotka się nigdy z mężczyzną.
NOLA Zapatrzona w okno. Nie powinno być drzew tej wysokości w pobliżu lotniska — jak one dzisiaj groźnie szumią...
Wiatr wyje, drzewa huczą.
[9] JERZY Za mojej pamięci nie było jeszcze wypadku z temi drzewami! A ten groźny szum, to już tylko twoja imaginacja, wrogo nastawiona do całego świata.
NOLA Wzrusza ramionami. Wiesz, że to wszystko nieprawda...
JERZY Z uwagą przeciera okulary. Nagle. Milan żeni się. SłyszałeśSłyszałaś o tem?
NOLA Zimno. Nie.
JERZY Z lekkim naciskiem. Nic cię to nie obchodzi, oczywiście!
NOLA j. w. Owszem, cieszę się dla niego — bardzo dobrze robi!
JERZY Mam nadzieję, że wyleci z niebezpiecznej służby w tych myśliwcach. Małżeństwo jest już samo przez się dostatecznem bohaterstwem. Ciekaw jestem, kiedy mi się i Jastramb ożeni. Świetny chłopak. Nietylko mistrz w akrobacji, ale i myśliciel! Ho, ho! Siedzi jak jaki Diogenes powietrzny w tych swoich „beczkach“. Ale ty go nie lubisz... co?
NOLA W oknie odwraca się zwolna. Chcesz wiedzieć!?
JERZY Prędko. No, no, no, właściwie nie powinnaś go lubić, bo to jest pełnowartościowy mężczyzna, a tacy, podług Müllermanna, zawsze budzą odrazę w kobietach upośledzonych pod względem fizjologicznym. Przeczytaj sobie dzieło mojego sławnego kolegi: „Die FrauenkälteFrauenkälte“. Śmieje się.
NOLA Rozdrażniona. Zawsze to samo! Nudzą mnie już te koncepta!
JERZY Podchodząc ku niej. No dobrze, więc już nie będę tak mówił, ale uściskaj mnie, gorąco, z przekonaniem. Chwyta ją w objęcia. Daj mi usta... Pokaż źrenice, czy ci się rozszerzają... i puls czy ci się przyśpieszył. Przyciska ją do piersi.
NOLA Wyzwalając się skwapliwie z jego ramion. Nie, nie! Ach, rozburzysz mi włosy... No, nie żartuj, bo żarty, żartami, [10]a pognieciesz mi świeżo odprasowaną suknię... Szarpnąwszy się mocno. Nie, no puść — naprawdę, cóż za pomysł, mój drogi — — —
JERZY Pobłażliwie i z pewnym tryumfem. A widzisz, czy ja nie mam racji? Czy tak nie jest oddawna? Niedorzeczne teorje, co? Djagnoza, nic więcej? Muljer frigida! Gdybyś wiedziała, jak reagują w takiej chwili inne kobiety! Za oknem, po którem deszcz spływa mignęła się przechodząca, ciemna sylwetka. O! Milan właśnie przechodzi. Puka w szybę, daje znaki. Chcę z nim pomówić, może coś wie o naszych lotnikach.
SCENA 2: CIŻ, MILAN
Puka i wchodzi porucznik Milan.
JERZY Wyciąga ku niemu obie ręce. Jak się ma kochany porucznik? No, jakież wiadomości?
MILAN Kłaniając się i całując w rękę Nolę. Moje uszanowanie pani doktorowej. Przepraszam za mój strój, ale pan doktór wezwał mnie... Panie doktorze, miał pan jednak słuszne obawy. Przykra sprawa! Był przed chwilą fonogram z LudzidzimierzaLudzimierza. Samolot rozbity. Co z pilotem, nie wiemy jeszcze, bo nie pilot, ale posterunkposterunek policji nadał fonogram...
JERZY Szczerze zmartwiony. No i macie! Więc albo Jastramb, albo Brodziec? No dajcie spokój!
MILAN Posępnie. Albo Jastramb albo Brodziec. Nikt więcej nie startował... ale cóż! To nasz chleb powszedni!
JERZY Biorąc się za głowę. A! co ja mam z wami!
NOLA Cicho, wstając ze swego miejsca, błędna, oczy szeroko otwarte. Nie, nie! Na miłość boską! — to niemożliwe!!
Błysk, piorun blisko.
JERZY Zmartwiony. Brodziec, żonaty i dzietny... albo Jastramb, bardzo dobry pilot, wybitny myśliwiec...
[11] MILAN Patrząc na Nolę. Żałuję, że zmartwiłem panią doktorową...
NOLA Cicho, błagalnie. Przecież jeszcze nic nie wiadomo... zmiłujcie się!... Nie chcąc zwracać uwagi, siada w rogu salonu.
JERZY Zamyślony. Tak — — Brodziec, troje dzieci... żona... Co ja będę miał z tą żoną... No, może Bóg da, że to nie on...
Milan na sekundę wychodzi aby zdjąć płaszcz skórzany.
NOLA Żywo, odwracając się. Życzysz źle Jastrambowi?
JERZY Nie, ale ty nie wiesz, co to jest krzyk takiej wdowy!
NOLA Z dreszczem. Wierzaj mi, że śmierć Jastramba wywołałaby krzyk, jakiegoś jeszcze nie słyszał!
JERZY Dziwnie. Ale to nie byłby legalny krzyk... Musiałby przebrzmieć w ukryciu... Nie wiedziałbym o nim, mam nadzieję... co?
NOLA Nie wiem.
Wraca Milan.
JERZY Weź i to pod uwagę, że Jastramb znany jest ze swej brawury. Lata tuż nad ziemią, widać mu na niczem i na nikim nie zależy...
MILAN Nie martwmy się przedwcześnie, moi państwo, nie przewidujmy! Tylko piątkowe kraksy bywają złośliwe.
JERZY Masz! Czekałem tylko na jakiś neurogenny zabobonik. Więc bądźmy jaknajlepszej myśli, bo dzisiaj dopiero środa i mamy czas... Nola, każ nam dać herbaty... trzeba się pokrzepić.
SCENA 3:
Nola dzwoni na służącą, która w dalszym ciągu, w toku rozmowy robi przygotowania i zakłada kontakt grzejnika. Nola jej pomaga. Po ukończeniu misji swojej, służąca cicho wychodzi w nieokreślonym czasie dalszego djalogu, co nie będzie zaznaczonem, jako nowa scena.
[12] MILAN Poufnie. Ale z moją narzeczoną będę miał kłopot!... Panie doktorze, coś strasznego! Obie z moją przyszłą teściową wciąż mają pietra o mnie, mam surowy zakaz latania!
JERZY Pogodnie. To przejdzie po ślubie.
MILAN Z ukłonem. Dziękuję, panie doktorze!
JERZY Zresztą mogę im zapisać nervocitinę.
MILAN Z uśmiechem. Pan doktór ma na wszystko środki.
JERZY Mówiłem już mojej żonie, że pan wstępuje w związki małżeńskie. O — — — ale tyś jakaś zmieniona... co ci jest moje dziecko?...
MILAN badawczo patrzy na Nolę, poczem skruszony schyla głowę. Błysk, piorun.
NOLA Nic mi nie jest — naprawdę... Gasi elektrykę. Gaszę, bo i tak już nie czytasz — —
JERZY Musiałaś zjeść coś niepewnego w kasynie. W kasynie trują. Balbo wprowadził w Italji jarską kuchnię do lotnictwa! U nas nieprędko zmądrzeją pod tym względem! Poczekaj, przyniosę ci węgla, to najlepsza dezynfekcja żołądka...
NOLA Nie, nie, zajmuj się gościem... a nie mną — proszę cię. Opiera się o krzesło, opuszcza głowę.
Jerzy wychodzi.
SCENA 4: NOLA, MILAN.
Pauza.
MILAN Z wahaniem, przystępuje bliżej do Noli. Przepraszam panią doktorową, może byłem nieostrożny. mówiąc tak otwarcie o...
NOLA O kraksie?
MILAN Miękko, łagodnie. Nie, do tych rzeczy już się pani chyba przyzwyczaiła... Co innego... Doprawdy, może to zarozumialstwo z mojej strony, ale obawiam się, że... może nie powinienem wspominać o tem narzeczeństwie... Wogóle nie [13]miałem jeszcze sposobności wytłumaczyć się przed panią z mojego może trochę dziwnego postępowania... Pani ma mi bardzo ze złe?
NOLA Zdziwiona i znudzona. Jakto? Ach, prawda... Nie, wcale... Cóż za pomysł.
MILAN Niepewnie. Pani mnie tak unika...
NOLA Zdaje się panu...
MILAN J. w. spuszczając oczy. ...bo ja jestem zawsze najszczerszym wielbicielem pani... Niestety — życie nieraz bez naszej woli decyduje... Zresztą czynić krzywdę doktorowi było ponad moje siły... my go wszyscy tak lubimy...
NOLA Przerażona. Ach... dosyć... Nie chcę! Nie pamiętam... nie wiem — — nie rozumiem!...
MILAN Prawie czule. Pani doktorowo! Nie okażę się niegodnym zaufania! Najmocniej, najmocniej przepraszam za to, co powiedziałem...
NOLA Syknąwszy przeciągle i biorąc się za głowę z rozpaczy. Och!...
MILAN Patrząc jej w oczy. Wszystko to w mojem sercu pozostanie na wieki... głęboko ukryte...
NOLA J. w. Cicho! Nie, nie!
MILAN Nie myślałem, że pani tak odczuje. Szalenie mi przykro. Myślałem, że pani dawno zapomniała... że mnie pani zlekceważyła...
NOLA Odrywając ręce od twarzy, głęboko znużona. Kochane dziecko! Pan jest w błędzie. Opanowawszy się, serdecznieje, obejmuje go za ramiona. Pan siebie samego widzi we wszystkiem, pan jest zaślepiony miłością własną!... Proszę, niech się pan szczęśliwie żeni!... Nie o to mi chodzi... nie z tego powodu cierpię... Błysk, piorun daleki. Ach! gdyby tylko takie były nieszczęścia!
MILAN Chciałbym pani pomóc... Cóż to za nieszczęścia?
[14] NOLA Ach! Nie mówmy, nie mówmy o tem...
MILAN Wciąż nieprzekonany. Pani doktorowo — więc nie mówmy... ale raz jeszcze proszę o przebaczenie. Życie winne, nie ja... Całuje jej ręce z wahaniem. I przepraszam, chciałbym się jeszcze o jedno zapytać... Co mam zrobić z listami — — odesłać czy spalić... Choć to dla mnie cenna pamiątka, ale sądzę, że pani będzie wolała... Urywa, wzruszony.
NOLA Trochę nieprzytomnie, patrząc w okno. Z listami?... Uśmiech, ruch głową jakby zdziwienie nad sobą. To ja pisałam listy?... Odesłać... sama je zniszczę... Przytomniej. O tak, proszę odesłać — prędko.
MILAN Rzeczowo. Pocztą niebezpiecznie. Chyba, że odniosę osobiście... są zapieczętowane.
NOLA Tak... Zresztą czy to już nie wszystko jedno?...
MILAN Nie powinny wpaść w niepowołane ręce... Mogłaby być przykrość...
NOLA Z gorzkim uśmiechem. Och, oby wpadły!... Zgadzam się na to! Byle miały w czyje ręce wpaść...
MILAN Nie rozumiem pani...
NOLA Gorąco. Oby te niepowołane ręce były, oby mi je Bóg zachował. Mniejsza o wszystko inne...
MILAN Co pani się stało... Ach, zły jestem na siebie, słowo daję... Całuje ją po rękach.
NOLA Wyrywa ręce. Już, już dobrze...
MILAN Zmartwiony i sztywny. Nie będę dłużej swoim widokiem... który panią najwidoczniej drażni...
SCENA 5: CIŻ, JERZY.
JERZY Wraca z proszkami, szklanką wody. Jest węgielwęgiel. Oczyszczający, dobrotliwy środek...
NOLA Spojrzawszy. Ależ to nie węgiel! To tabletka nervocitiny!
Ostatnie, dalekie głosy burzy.
[15] JERZY Jakby zawstydzony, popędza ją, podając szklankę. Co cię to obchodzi! Zażywaj, co ci daję! Teraz siadaj sobie... oprzyj główkę — tak. Sadza ją w fotelu.
NOLA Zwisając w fotelu. Zagrajcie mi coś... gitary hawajskie!
JERZY Owszem, owszem, meloterapja... Łagodzi, uspokaja. Cicho, z perswazją. Przecież się jeszcze nic nie stało! Nakręca gramofon. Możemy dać cichą igłę...
MILAN Pan pozwoli, panie doktorze. Już ja to zrobię... Zajmuje się gramofonem — ogląda płyty — gramofon gra.
JERZY Pociesza się. Meloterapja...
MILAN Bez wyrazu. Bardzo ładne... szalenie smutne... Jak dzisiejszy dzień...
Podczas gdy gramofon gra, słychać nagle głośny warkot i szum nad domem. Przelatuje samolot.
MILAN Pierwszy usłyszał, żywo. Słyszycie państwo? Jeden wrócił!
JERZY Rzeczywiście!
Wszyscy podbiegają do okna, otwierają, patrzą.
MILAN Wychylony przez okno. Nic nie widać, taka mgła... to napewno jeden z dwóch naszych... ale który?
NOLA Posępnie. Już ja się domyślam, który... Zakrywa oczy, odchodzi na bok.
MILAN Pogodnie. Żeby tylko nie zaczepił o antenę — bo przy dzisiejszym wietrze podejście od radjostacji... Zamyka okno, potem wygraną już i zgrzytającą płytę zatrzymuje. Byłaby radjokraksa!
JERZY Oburzony lotniczą rezygnacją. Jeszczeby tego brakowało! On sobie to tak lekko mówi! No, niech porucznik zatelefonuje, dowiemy się.
NOLA Wstaje. Nie — nie!
[16] JERZY Dlaczego nie? Niech pan dzwoni! Zaraz „nie“, wszystko „nie“! Trzeba się jaknajprędzej dowiedzieć.
MILAN Wojskowo. Hallo? Centrala!! Połączyć z portem! Dyżurny startu do aparatu. Tylko natychmiast. Wiesza słuchawkę.
JERZY No nic. Zaraz się dowiemy, kto i co. Nola, żałujesz nam herbaty! Dawno gotowa i gorzknieje. Pocichu. Nie poddawaj się tak! Myśl o czem innem!
NOLA Nalewając herbatę, blada, do Milana. Panu mocnej?
JERZY Nie za mocnej, proszę cię. Mocna herbata, to trucizna!
MILAN Rycersko. Choćby trucizna, jeśli z rączek pani...
JERZY Widzisz, jak ci powiedział... A ona na to nic... Ani mrugnie. O, posągu marmurowy, nieczuły na komplementy!
MILAN Pani doktorowa niełaskawa dziś dla mnie...
JERZY Jeszcze się taki nie urodził, dla którego byłaby łaskawa! Krótki,dziwaczny śmiech.
MILAN Rycersko. Oczywiście, panie doktorze. Telefon dzwoni. Hallo! Kto mówi? Tu porucznik Milan. Mówcie wyraźnie i powoli. A gdzie jest startowy?... Acha, no dobrze. Więc słuchajcie, sypcie do hangaru, tam wylądował albo pan kapitan Jastramb albo pan porucznik Brodziec. Jeden, albo drugi, proszony jest, aby się natychmiast stawił w mieszkaniu pana doktora Odbieckiego. Zrozumiano? Wiesza słuchawkę.
JERZY No, ta moja pikieta odwlecze się. Wyjdziesz do miasta, Nola? Zatelefonujemy po auto, chcesz? Słuchaj, ty musisz mi się naświetlać, ty mi się nie podobasz.
NOLA Bezsilnie. Nie, nie — proszę cię — daj mi spokój.
MILAN Niestety, na mnie już czas... mam się spotkać przed piątą... Waha się.
JERZY Z narzeczoną zapewne? Proszę nam ją kiedyś pokazać.
[17] MILAN Z wahaniem. O ile pani doktorowa nie będzie miała nic przeciwko temu...
JERZY Cóż mogłaby mieć?
NOLA Ostatkiem sił. Przeciwnie, bardzo proszę.
JERZY Powinien pan zaznajomić narzeczoną z jej przyszłym eskulapem... bo nasze lotnicze panie stają się powoli wszystkie mojemi pacjentkami, tak im życie uprzyjemniacie... A słyszałem, że śliczne dziewczątko...
MILAN Ostrożnie. No, brzydka nie jest, ale uroda to jeszcze nie wszystko... Ona jest tem rozbrajająca, że to jeszcze prawie dziecko...
JERZY A nie jest pan za młody, aby być szczęśliwym z taką pensjonarką?
MILAN Panie doktorze! Nie jestem tak młody, jakim się wydaję. Już mnie życie zmęczyło.
JERZY Jowialnie. To pan przy takiej nie odpocznie! Weźmie ona pana do galopu! Jabym dla pana osobiście wolał elektroterapję. Nie, to nie. Ale ja pana otoczę ścisłą opieką.
MILAN Zgadzam się, panie doktorze!
JERZY Założywszy okulary i patrząc na Nolę. Nola, co to jest, jak ty wyglądasz, moje dziecko, przecież to chyba nie refleks od drzew. Sino-zielona! To ma jakiś związek z aurą. Jesteś kobieta-barometr.
NOLA Słabym głosem. Czekam tylko jeszcze na wiadomości, a potem się położę. Cicho. Dlaczego mnie męczysz — przecież rozumiesz —
JERZY Cicho. Nie wolno mi nic rozumieć. Teraz ty rozumiesz? Głośno. Tak, tak, kobieta barometr. Daj-no rękę. Trzymając ją za puls. Cóż za puls! Folie cardiaque! Moja droga, Twój muskuł sercowy nie jest w porządku. — Co to? Ktoś przyszedł?
W korytarzu słychać czyjeś wejście i głosy. Ktoś rozmawia ze służącą, informuje się, czy zastał państwa.
[18]SCENA 6: CIŻ, JASTRAMB.
Słońce nagle oświetla pokój. Burza przeszła. W drzwiach staje Jastramb, salutując. Jest w mokrym kombinezonie z zamszu i płótna, w okularach na szyji, w haubie lotniczej, którą zaraz zdejmuje.
JERZY Ze szczerą radością. O jastrzębiu mowa, a jastrząb tu! No, chwała Panu Bogu! Więc jednego warjata już mamy, a gdzież drugi?
JASTRAMB Wesoły, pełen życia, witając się ze wszystkimi. Nie zdążyłem się przebrać, deszcz ze mnie spływa. Państwo wybaczą.
MILAN A co się stało z Brodźcem?
JASTRAMB Zdaje się, że mu silnik nawalił i lądował w dolinie Bystrego... Nadleciałem i widziałem go chodzącego koło rozbitej maszyny. Jednem słowem wszystko w porządku.
MILAN Oprócz maszyny!
JERZY No, cieszę się, że pan cały i Brodziec nie będzie potrzebował remontu. A ja już byłem niedobrej myśli!
MILAN Bardzo się cieszę! Ściskają sobie ręce.
JASTRAMB Dobrze, że cię tu widzę! Wysyłajcie pomoc, tylko nie koleją ale samochodem.
MILAN Trochę daleko...
JASTRAMB Nie będzie ponad sto drogą kołową... Idź zaraz, mój drogi i załatw... ja tu chwilę posiedzę i odpocznę, jeżeli państwo pozwolą...
MILAN Zrobione. Salutuje i odchodzi.
SCENA 7: NOLA, JERZY, JASTRAMB.
JASTRAMB Napiłbym się czego, jeśli mi dacie. Wody z sokiem, herbaty, kawy czarnej, wszystko jedno. No, pani doktorowa, ruszać się!
[19] JERZY Otóż to i odżywiać mi się intenzywnie!
Śmiech, pogoda. NOLA rusza się rzeczywiście, jakby w nią nowe życie wstąpiło. Cieszy się podawaniem herbaty, śmieje się teraz z byle czego.
JERZY Prawda! Przecież ty miałaś się położyć — wiesz co? Ja go zabiorę do kasyna. Tam już pułkownik pewnie czeka z tą pikietą.
NOLA Żywo. Nie! Jest mi znacznie lepiej — naprawdę.
JERZY Bo i burza przeszła i słońce świeci! A mówiłem — kobieta-barometr! No i zbawienne działanie mojego proszku, co? Ale pan się musiał porządnie zmęczyć — proszę mi pokazać swój puls...
JASTRAMB Usuwając ręce. Mowy niema, doktorze, żadnych badań!
JERZY No, jakże tam było?
JASTRAMB Nad górami rzucało niemiłosiernie! Chmury dziś nisko i musieliśmy lecieć nad samą ziemią... Do tego stopnia rzucało, że parę razy silnik mi się zachłysnął i już myślałem, że będę musiał odnowić znajomość z pewną chudą panią... Zabiera się do podwieczorku, który stoi przed nim.
JERZY Z chudą panią?
JASTRAMB Skromnie, z pełnemi ustami. Moja dentystka. Chuda jest.
JERZY No, żeby mi się pan naprawdę kiedy nie „grobnął!“ Stanowczo zabraniam!
JASTRAMB Wesoło. E, panie doktorze, w lotnictwie musi być przecie od czasu do czasu jakiś wypadek, inaczej straconoby do nas zaufanie! I zmniejszonoby nam dodatek lotniczy!
JERZY Proszę się jutro zameldować chorym i odpocząć, a teraz jeść i pić, zdjąć ten ciężki kombinezon — a co pan ma pod nim? Koszulę? Nic nie szkodzi. I proszę bawić mi grzecznie moją żonę. Macie gramofon, herbatę, muchy — [20]wszystko. Mnie tylko mieć nie będziecie, ale to musicie przeboleć. Bądźcie mi zdrowi. Partja pikiety czeka. W tych dniach zbadam panu serce elektrokardjografem, no, i głowę panu opukam, bo tam coś, zdaje mi się — Gest ilustrujący słowa. Wychodzi.
JASTRAMB odprowadza go do drzwi, potem sprawdza czy wyszedł.
SCENA 8: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Obejmuje w uścisku Nolę. No, nareszcie! Djabli mnie już brali! No masz mnie, masz. Trzymaj! Nie łatwo było wrócić, ale jabym do ciebie i z tamtego świata wrócił. Całuj, bo zmarzłem!
NOLA W uniesieniu. Co ja przeszłam! Jakby mi żyły otworzono! Daj mi ręce — tak — jesteś — jesteś!
JASTRAMB Przybiegłem tu jak stałem, choć nie uznaję tego łażenia w kombinezonach — ale bałem się, że mi zachorujesz ze strachu, swoim głupim zwyczajem — ech, ty!
NOLA Nie rób mi tego więcej. Siadając na sofie.
JASTRAMB Kto chce kochać lotnika, musi mieć zdrowe nerwy! Ale przyznam ci się, że się nietęgo czułem. Pomyślałem sobie o nas... jeśli się grobnę — to kogo ty stracisz, powiedz mi? Obcego człowieka... pocieszysz się — inny się znajdzie — przyjdziesz z kimś drugim złożyć kwiaty pod śmigą na krzyżu...
NOLA Daję ci uroczyste słowo, że pójdę za tobą! Czy ci to wystarcza...
JASTRAMB Trzymając ją w ramionach. Nola... a nie mówiłaś tego już innemu?
NOLA Nie! Jak możesz tak myśleć!
JASTRAMB Widzisz. Podejrzywam cię o wszystko! Nawet o to, że ja... że jestem tylko twoją przygodą na lotnisku... Odsuwa ją.
[21] NOLA Ach, nie mów tak! Ledwie przyszłam do siebie — miejże trochę względów z uśmiechem dla rekonwalescentki...
JASTRAMB Zamyślony. Kiedy ja cię właściwie jeszcze nie znam. Mam w twojem życiu tylko ten gościnny pokój — nie wolno mi przewracać w twojem życiu jak w obcym domu, ani przewracać, ani biurka otworzyć — ani nic...
NOLA Proszę cię — nie mów tak —
JASTRAMB Widzisz — ja chcę codzień więcej. — Wczoraj chciałem tylko twojej urody — ale teraz oddasz mi całą swoją duszę. Rozumiesz? Żądam tego!
NOLA Moja dusza — to moja miłość dla ciebie —
JASTRAMB To dziś — ale co było przede mną? Rok temu? Dziś właśnie podczas lotu zaczęła mnie prześladować ta myśl. Siedzi tu jak drzazga. Co się paliło dawniej w tych oczach? Nie było nic? Letarg? Pustka?
NOLA Nie mówmy o tem.
JASTRAMB Widzisz! Nie mówmy! Mnie nie wolno ogarnąć wszystkiego! Kochanek musi przyjąć to, co mu łaskawie wyznaczą! A ja chcę wszystko! Mniej przyjąć nie mogę i dać mniej nie chcę! — Urządź się z tem jak chcesz!
NOLA Och, takim cię chciałam! Tylko takim właśnie. Tak sobie wyobrażałam. — Ciebie.
JASTRAMB Sucho, zapalając papierosa. To świetnie! A teraz — słuchaj...
NOLA chce go objąć.
JASTRAMB Zdejmuje jej ręce ze swoich ramion. Nie jest przyzwyczajony do mówienia, więc z trudem układa zdanie. Okłamujesz swego męża, mnie nie będziesz! O, nie!
NOLA Mylisz się! Ja go wcale nie chcę okłamywać...
JASTRAMB Co gorsza, kochany doktór ma, jak wiesz, niezbyt taktowny zwyczaj mówienia o tem, a to, że ty jesteś [22]kawałkiem lodu, a to, że nie cierpisz mężczyzn, że on jeden nie potrzebuje się obawiać zdrady małżeńskiej... Zauważyłem kiedyś, gdy była o nim mowa, niewyraźne uśmiechy kolegów... To mnie nieprzyjemnie dotknęło... Zdawało mi się, że oni coś wiedzą o tobie, więcej odemnie, że mogliby udzielić jakichś informacyj i mnie i twojemu mężowi, który jest tak ślepy, że aż niektórzy uważają to za honorową komedję z jego strony, aby zrzucić z siebie odpowiedzialność! Nie mogę się na to zgodzić! Ja, twój najlepszy przyjaciel, muszę wiedzieć wszystko od ciebie samej, abym znał powody tych głupich uśmiechów i mógł na nie odpowiadać, jak się należy.
NOLA Z ciężkiem westchnieniem. Uspokój się... Przemokłeś, zmęczony jesteś... Może napijesz się koniaku... nalewa mu. I siadaj na fotelu, wygodnie. Słucham cię dalej. Ale poco zachmurzać nasze jasne chwile.
JASTRAMB Siadając w szerokim fotelu klubowym. Nola, chcę, aby moja miłość wzniosła się wysoko ponad mgły przyziemne.. Daj mi słowo, że mi w tem dopomożesz i jak wierny obserwator będziesz mi towarzyszyć bez trwogi.
NOLA Dobrze... skoro chcesz... Ale zdobyłeś już raz rekord wysokości — czy to nie dosyć?... Ten może być trudniejszy...
JASTRAMB Zdecydowany jestem na wszystko... Pauza. No, cóż? Pomożesz mi?
NOLA Uczynię, co w mojej mocy...
JASTRAMB Chce wiedzieć kogo kocham. Siadaj tu.
NOLA I ty się zmieścisz.
JASTRAMB Zdejmując z komody mały model samolotu. Nie, ja tu stanę. Patrz na ten mały model. Wyobraź sobie, że to jest mój samolot. Jeśli skłamiesz, on przy najbliższej sposobności spali się, albo mu skrzydła odmaszerują. Jestem przesądny, wiesz o tem. A suggestja działa. Stawia model na stole.
NOLA Przerażona. Skoro mnie aż tak zaklinasz!
[23] JASTRAMB Zacznijmy od tego: jaki jest twój stosunek do męża?
NOLA Jest między nami duża różnica wieku i wielka przyjaźń...
JASTRAMB Dlaczego wyszłaś za niego? Poco?
NOLA Znużonym głosem. Nie wiem... to było tak dawno... Osiem lat temu... Jakby historja z przeszłego życia...
JASTRAMB Jesteś młoda — z mężem, jak mówisz, przyjaźń... Twardo, krótko, zdecydowanie. Miałaś kochanków przedemną?
NOLA Złamana. Tak.
JASTRAMB Kochał cię kto prawdziwie?
NOLA J. w. Nie. Patrzy w ziemię. Wszystko to rwało się jak pajęczyna.
JASTRAMB Z czyjej winy tak się rwało? Naturalnie z twojej, prawda? Zrywałaś, bo nie kochałaś nikogo przedemną. Tak?
NOLA Niecałkiem tak — Załamuje ręce nad głową, pochylona.
JASTRAMB Więc to oni cię porzucali?...
NOLA Słucha. I tak się zdarzało...
JASTRAMB Zrywali! Lekceważyli... Gniecie to słowo w ręku. A twój mąż nic o tem nie wiedział?
NOLA Podnosi głowę Właściwie powinnam się z nim rozwieść — ta niejasna sytuacja męczy mnie bardzo — ale on nie chce prawdy — woli być szczęśliwy po swojemu...
JASTRAMB Chciałbym znać nazwiska twoich kochanków...
NOLA Zrywa sięsię. Nie żądaj tego! To niemożliwe...
JASTRAMB Gwałtownie. Bo to zapewne moi koledzy, prawda?... Więc zrozum, że dlatego właśnie wiedzieć muszę, by ustosunkować się do nich inaczej... Pomogę ci, bo słyszałem [24]ich nazwiska... Kobuz i Milan. Nie zaprzeczaj. Grozi samolotem.
NOLA Milczy.
JASTRAMB Zaczerpnąwszy oddechu. Milczysz — — A ja się jednak łudziłem, że to nieprawda! No, a kapitan Krogulec, który był tu zeszłego roku? Słyszałem coś o nim w związku z tobą...
NOLA Zdziwiona i stanowcza. On? Nie.
JASTRAMB Mów... nie żałuj mnie! Zresztą masz we mnie najlepszego obrońcę... Obronię cię sam przed sobą, ty, kobieto z temperamentem!
NOLA Z goryczą. Bądź tylko sprawiedliwy! To wystarczy.
JASTRAMB Serdeczniej. Mów, mów, bez żadnych obaw, moja droga! Kto tu bywa?... O, Nieborowski, prawda?
NOLA Z bladym uśmiechem. Uczucia Nieborowskiego dla mnie są całkiem platoniczne! Kocha się w innej!
JASTRAMB Ironiczny. Nie może być!
NOLA Kiedyś, w maju, spacerowaliśmy razem wieczorem po ogrodzie kasyna... Byłam wtedy w nastroju, który łatwo wykorzystać. Jakaś tęsknota, gorączka. Pochwycił mnie w ramiona — ale w tej chwili już był na klęczkach przedemną, całował mnie po rękach i mówił tak: „to jest właściwie profanacja, bo ja kocham inną“ — Uśmiecha się wyraźnie. Od tego czasu jesteśmy w przyjaźni... On mi się zwierza... Jest taki wzruszający, naprawdę...
JASTRAMB Ze złością. A i mnie wzruszył! Szlachetny Jasio! Dureń!
NOLA Ruch głową. Jastrzębiu, nie podobasz mi się!
JASTRAMB Przeszedł się po pokoju — pauza. Jak się skończyło z Kobuzem?
NOLA Zimniej. O, bardzo dla mnie niepochlebnie.
[25] JASTRAMB Gorączkowo. Mniejsza o to, mów...
NOLA Tęsknie, biednie. Po jednym wieczorze, spędzonym ze mną — nie przyszedł więcej. Widzisz, los mścił się na mnie za to, że nie umiałam czekać na ciebie.
JASTRAMB Surowo. Daj spokój! To podłość!
NOLA J. w. Dlaczego? Szczerość jest zawsze dobra!
JASTRAMB Ale może ty cierpiałaś... Zbliża się, litośnie pochyla nad nią.
NOLA Z nagłą falą dumy. Och, prędko zapomniałam!
JASTRAMB Sucho. Ach, tak? No a Milan?
NOLA Zmęczona bardzo. Zaręczył się z inną i dlatego zerwał nasz krótki romans — —
JASTRAMB Łapie się za głowę. Nie do wiary! I pomyśleć, że ja ich tak lubiłem! Cóż za brutalność...
NOLA Zastanowiwszy się. Byli w swojem prawie — — szukamy się, rozłączamy, mijamy — — czyż można od amora wymagać humanitarności?
JASTRAMB Oddychając głęboko i obcierając czoło. Nic to, nie... Nola... jesteśmy wysoko ponad kłamstwem! Ale cieszmy się teraz... Czujesz wysokość? Czujesz, jak nam duszno obojgu? Jak zimno? Zdałyby się maski z tlenem. Ale to nic. Rekord wyżyny!... A każdy rekord kosztuje trochę zdrowia... Odpycha jej uścisk. Nie, nie teraz — puść — przebiorę się i wrócę... Proszę cię, nie odchodź nigdzie... Wiem, że to było poświęcenie z twojej strony — —
NOLA Ekspiacja, mój drogi — — gorzka ekspiacja... Uśmiecha się smutno.
JASTRAMB Nagle. Gdybym nie wrócił, żałowałabyś mnie?
NOLA Głęboko, prawdziwie. Nie.
JASTRAMB Krótko. I słusznie. W drzwiach, cicho, zwolna, miłością, z uśmiechem. Nola... nie bój się... ja wrócę...
NOLA Cicho. Wrócisz, wrócisz, moje dziecko!
[26]SCENA 9: NOLA, NIEBOROWSKI.
NOLA chodzi po pokoju, z dłoniami splecionemi na oczach, wyciąga kilka fotografij z jakiejś skrytki i drze ją z uniesieniem. Zbiera szczątki i wrzuca je do kosza. Po chwili pukanie. Wchodzi wysoki podporucznik NIEBOROWSKI przystojny anioł.
NIEBOROWSKI Nieśmiało. Czy można na chwileczkę pani doktorowo?
NOLA Zdziwiona. Ach, proszę — to pan?
NIEBOROWSKI Całuje ją w rękę. Przepraszam najmocniej, nie przeszkadzam przypadkiem? Jako sąsiad, pozwoliłem sobie przyjść po dawnemu. Byłem wczoraj, nie zastałem... takbym pragnął chwilki rozmowy...
NOLA Jeśli mam być szczera, to dzisiaj może raczej nie...
NIEBOROWSKI Składając ręce, błagalnie. Pani doktorowo, z kim się podzielę, komu powiem?... Pani jedna mnie zrozumie. Przepraszam, że narzucam się pani. Ja wiem, że jestem pani już niemiły i nie dziwię się temu, ale mam do pani takie zaufanie...
NOLA Rozczulona. Niech pan tak nie mówi. Nie przestałam panu dobrze życzyć.
NIEBOROWSKI Przepraszam — ze wzruszenia nie wiem już co mówię... Pani jest tak wielkoduszna — — A ja jestem zwykły tuman, ale taki szczęśliwy tuman!
NOLA Jaki pan rozpromieniony!
NIEBOROWSKI Potrząsając czubem. Pani doktorowo!... Pani jest tak niepodobna do innych kobiet! Inaczej nie miałbym tej śmiałości, aby przychodzić i czas zabierać — pani zrozumiała, że przyjaźń, że uwielbienie, a miłość, to dwie odmienne rzeczy. Że jeśli idzie o porównanie...
NOLA Dosyć. Ani komplementów, ani pociech mi nie trzeba! Niech pan mówi, z czem pan przyszedł.
[27] NIEBOROWSKI Z rumieńcem. Przepraszam — ja zawsze nie tak się wyrażę, jakbym chciał. Wówczas, gdym przed panią wyznał prawdę, nie chcąc kłamać...
NOLA Zgnębiona. Ach, poco to wszystko? Boże! Jak mnie dzisiaj ludzie prześladują.
NIEBOROWSKI Wzruszony, czerwony, wyjmuje list z kieszeni na piersi. Wówczas, pani, słysząc o mojem nieszczęśliwem uczuciu, dała mi rady, których usłuchałem. Przeczekać, nie pisać, udać obojętność — — i oto dzisiaj mam list. I jaki! Ona mi wróciła, cała, dawna, jeżeli listom można wierzyć... Proszę przeczytać choćby sam koniec...
NOLA Czyta. Cieszę się... niechże pan teraz nie popsuje sprawy zbytnim entuzjazmem... Mężczyzna musi być opanowany. Niech ona wpierw oszaleje! Z odpowiedzią poczeka pan trzy dni.
NIEBOROWSKI Skwapliwie. Dobrze. I co potem?
NOLA Potem — co pan chce. Najważniejsze, że rybka już połknęła haczyk. Uśmiecha się blado.
NIEBOROWSKI Z entuzjazmem. Jaka pani doświadczona.., A ja myślałem że listami, miłością, telefonami przewalczę. Chciałbym pani doprawdy podziękować na kolanach. Gdy byłem już na krawędzi zwątpienia, pani mnie natchnęła nadzieją. Zabroniła wątpić o sobie. I zwyciężyliśmy.
NOLA Serdecznie, trochę nerwowo. Zwyciężyliśmy, panie Jasiu. Cieszę się, ale się dzisiaj tak źle czuję, że za chwilę pana przeproszę...
NIEBOROWSKI Zmartwiony. Wiem, wiem, że panią znudziłem.
NOLA Ależ nie...
NIEBOROWSKI Pociesza. Pani pozostanie moim ideałem. Gdzież tam ją nawet porównać... Niegodna byłaby pani zawiązać trzewiczka... To tylko kobieta...
[28] NOLA Z uśmiechem. Niech mi pan tak nie pochlebia, panie Jasiu! Ja wiem, że pan jest dobry chłopiec, ale mnie to tak śmieszy!
NIEBOROWSKI Tłumacząc się. Ona może nie jest warta takiej miłości, ale ona jest piękna, bardzo piękna. Wobec niej zapomina się w jednej chwili o wszystkiem, co nazywamy prawdą, dobrocią, intelektem. To wszystko wydaje się moralną bajeczką dla małych dzieci — i tylko jakby łąka pełna kwiatów ciągnie, zmysły odbiera — — chce się lądować... Patrzy w sufit. Ach, gdyby pani znała to uczucie... Niech mnie pani wyrzuci!
NOLA To nie tak łatwo!
NIEBOROWSKI Śmiejąc się. Nie tak łatwo. Świetne! Ach, pani jest niezrównana!
NOLA Znowu?
NIEBOROWSKI Gorąco. Znowu! Panią musi się podziwiać! A teraz powiem pani prawdę: kochać panią, jak równy równą, niegodny jestem! Za nisko jeszcze stoję. Ale przyjdzie taki... Poważnieje. I wówczas będą się działy nadzwyczajne rzeczy...
NOLA Gorzko. I wówczas dopiero zapłacę za własne i cudze pomyłki. Zakrywa oczy.
Dzwonek.
NIEBOROWSKI Ktoś idzie. Uciekam.
NOLA Stanowczo. Nie, panie Jasiu, teraz już proszę nie uciekać. Zapóźno.
Wchodzi JASTRAMB.
SCENA 10: CIŻ, JASTRAMB.
JASTRAMB Wytrzymuje chwilę Nieborowskiego bez podania mu ręki — wreszcie wita się z nim. No, co słychać?
NIEBOROWSKI Serdecznie. Dobrze słychać! Klasa!
JASTRAMB Wyobrażam sobie tę klasę.
[29] NIEBOROWSKI Jestem bardzo szczęśliwy, panie kapitanie. Kto wie, czy nie pójdę w ślady Milana. A zawdzięczam to pani.
JASTRAMB I pan tem zabawia doktorową, miły panie poruczniku?
NIEBOROWSKI Pomijając te słowa z prostotą. Panie kapitanie, przed chwilą, jak słyszałem, wrócił pan cało z dość trudnej przeprawy. Cieszę się.
JASTRAMB Uprzejmie. To dobrze, że się pan cieszy. Gdybym przypuszczał, że panu będzie to obojętne, nie byłbym wracał.
NOLA Zaniepokojona. Może papierosa, panowie? tu są egipskie, a tu domowe...
NIEBOROWSKI Dziękuję, nigdy nie palę... Ciszej. Pani już zapomniała...
JASTRAMB Zapalając papierosa. No i co pan jeszcze powie, Nieboraczku? Życie jest zbyt skomplikowane, co? Najpiękniejsze fale zadługie lub zakrótkie dla pańskich szlachetnych ale młodocianych bębenków? A od latania spać się chce, co? I mleka kwaśnego nigdy dosyć w kasynie? Znam pańskie zmartwienia!
NIEBOROWSKI Rozbrajająco ufny. Te ostatnie uwagi słuszne, panie kapitanie. Szczególnie snu odczuwam coraz większą potrzebę, zwłaszcza po wysokich lotach.
JASTRAMB No, ale wstępuje pan w ślady Milana, to będzie gorzej!
NIEBOROWSKI Miesza się. Ach, to nic pewnego! Ot, tak mi się wyrwało! Proszę pana kapitana o dyskrecję! Ale ja państwu może przeszkadzam?
JASTRAMB Zjadliwie. Mnie nie, ale pani domu wydaje mi się mocno znudzona!
NIEBOROWSKI Naiwnie i grzecznie. Czy tak, pani doktorowo?
[30] NOLA Ależ nie... przeciwnie.
NIEBOROWSKI Z dumą. Widzi pan kapitan!
JASTRAMB J. w. Radzę się panu jednak pośpieszyć do kasyna, bo tam podobno będą dziś na kolację naleśniki, a wiem, że pan lubi je porywać wprost z patelni. Do Noli. Nawet kucharz raz podobno groził, że panu porucznikowi nos utrze naleśnikiem.
NIEBOROWSKI Zdziwiony. Co — panie kapitanie — serjo? Ośmielił się? No, to pójdzie do paki!
JASTRAMB Niech się pan śpieszy, aby go podać do raportu!
NIEBOROWSKI Z wahaniem. Więc moje uszanowanie!
JASTRAMB Cześć, chlubo i nadziejo naszego lotnictwa!
SCENA 11: NOLA — JASTRAMB
NOLA Spostrzegł się, że chcesz go ośmieszyć...
JASTRAMB To dobrze — chodziło mi o to. Trudno mi zapanować nad sobą.
NOLA Co ci jest?
JASTRAMB Niedobrze się czuję... niewiem... jak sobie poradzę...
NOLA Chciałeś prawdy...
JASTRAMB Przerachowałem się... Tamci dwaj, to ni mniej ni więcej, tylko jakbym śmigłem dostał po głowie... W pierwszej chwili nie zdawałem sobie sprawy... Słuchaj, zdaje mi się, że to... że na to niema już rady.
NOLA Rozumiem. Nie możesz mnie już kochać.
JASTRAMB Choćbym chciał przestać kochać, to już nie dam rady. Tylko tak: spotkałem właśnie Kobuza i on spojrzał na mnie... Miał wypisaną na twarzy bezczelność i zadowolenie z siebie. On cię skrzywdził, wzbogacił się tobą i teraz tryumfuje. Ja wszystko rozumiem. Ale oni powinni byli [31]przynajmniej kochać ciebie, patrzeć ci tylko w oczy i wreszcie odejść, wzgardzeni przez twój kaprys.
NOLA Z melancholją. I jabym tak wolała, ale nie jestem nato dosyć piękna...
JASTRAMB Porywczo. Ty nie jesteś piękna? Ależ ty masz urok niepospolity. Nie, to ślepcy, głupcy. To są skały bez duszy. Powiedz, że to ty znużyłaś się nimi! Powiedz, to będzie znośniejsze!
NOLA J. w. Zapomniałeś o małym samolocie.
Wskazuje na model.
JASTRAMB W rozpaczy. I dlaczego? Jak mogłaś? Czemu? Wytłómacz! Czy jesteś taka, jak inne? Czy musiałaś upaść tak nisko?
NOLA Tracąc cierpliwość. Słuchaj, nie doprowadzaj mnie do rozpaczy, bo zapytam się ciebie: A ty?
JASTRAMB Co ja?
NOLA Z siłą. Czy ty nie miałeś kobiet przedemną? Czy i to nazwiesz „upadkiem“? Słyszałam o twoich niezliczonych miłostkach!
JASTRAMB To co innego!
NOLA Wzruszając ramionami. Jakto, i ty tak mówisz? Ty? „Co innego“ — nie bądź śmieszny!
JASTRAMB Z uporem. Co innego, bo ty nie cierpisz nad tem. A ja cierpię — widzisz — gdy pomyślę... I jeszcze o jednem zapomniałaś. — Ja jestem wolny!
NOLA Jeśli tak szanujesz związki małżeńskie, to dlaczego zbliżyłeś się do mnie — wiedziałeś, że jestem zamężna!
JASTRAMB Masz zawsze na wszystko odpowiedź!
NOLA Namiętność jest jedna dla wszystkich. Głód życia jest jeden dla wszystkich. I tylko pycha jest w was większa.
JASTRAMB Okrutnie. Szukałaś ich, wybierałaś wśród nich, jak Katarzyna II wśród swojej gwardji.
NOLA Bardzo zimno. Zbyt szumne porównanie.
[32] JASTRAMB Znęcając się nad samym sobą. Ale oni porzucili cię, zaspokoiwszy ciekawość.
NOLA O, to prawda! Opiera się na oknie odwrócona plecami.
JASTRAMB Nagły odruch serca, już jest przy niej, gotów nawet uklęknąć. Przebacz już, w tej chwili, i nie pamiętaj, Nola!
NOLA odwraca się, podaje mu obie ręce.
JASTRAMB Kładąc sobie jej rękę na czole. Nola, choć mi życie obrzydło, jednak chcę żyć, aby ci wszystkie dawne krzywdy wynagrodzić... Ale oni, poco oni chodzą po świecie... powiedz?
NOLA Oburzona, wyzwaląwyzwala się z jego objęć. To są ludzie, nasi bliźni... Niech chodzą i latają jaknajdłużej i jaknajszczęśliwiej.
JASTRAMB Zamyka oczy, zaciska ręce. Nie, nie, nie mogę się z tem pogodzić...
NOLA Wzdrygając się, odsuwa się daleko. Ty chyba nie wiesz, co mówisz!
JASTRAMB J. w. Wiem i źle im życzę — nie mogę inaczej! Może mi to przejdzie z czasem!
NOLA Z pokornej staje się powoli tą, która dominuje, i prowadzić zaczyna namiętnego ślepca. Musi przejść. To niegodne ciebie... Ja przeciw tym twoim uczuciom protestuję, rozumiesz? Protestuję! Z całej duszy!
JASTRAMB bierze ją oporną, lecz o tyle słabszą, w ramiona, tuli jej głowę przemocą do swoich piersi. Włosy jej złote zaczepiły się o orzełka na jego piersiach, więc mówi, szarpiąc głową i starając się oswobodzić.
NOLA Zaplątały mi się włosy o twojego orzełka. Nie chce mnie puścić ten drapieżny ptak...
JASTRAMB Patrząc na nią z góry, z niezmierną czułością. Gotów dla tych włosów wypuścić z dzioba swój zielony wieniec.
NOLA Ach, puśćże — to boli!
JASTRAMB Przyciskając ją silnie, natchniony uczuciem pełnem cierpienia. Mnie więcej boli — a trzymam!
Koniec aktu pierwszego.
[33]AKT II.
Wczesna godzina popołudniowa. Czerwiec. Pogodny dzień. Mała sala w kasynie lotniczem. Naprzeciw widowni wielkie oszklone drzwi rozsuwane, otwierające rozległy widok na dalekie zielone lotnisko. Na ścieżce przed drzwiami krzaki róż. Na horyzoncie hangary. Widać rolujące małe samoloty wojskowe. Czasem bliski — tuż lub nad dachem — hałas motoru. Drzew niema w pobliżu. W ścianie na lewo drzwi wejściowe do saloniku, w prawej łukowe otwarte wejsciewejście do bufetu. W nim siedzi bufetowy w białym fartuchu, cywil. Na ladzie flaszki i przekąski.
W salce ściany ozdobione lotniczemi fotografjami i portretem Marszałka. Głośnik radjowy. Stoły i krzesła. Pisma polskie i francuskie.
SCENA 1: JASTRAMB, KOBUZ, BUFETOWY.
JASTRAMB w mundurze, zdobnym wstążeczkami dekoracyj, siedzi podparty na ręku, zadumany samotnie. Wchodzi porucznik KOBUZ w kombinezonie lotniczym z haubą w ręku, a okularami na szyji. Zagląda do bufetu, gdzie nikogo niema, więc woła głośno: „Bufet“ — na to wbiega na scenę bufetowy w białym fartuchu.
BUFETOWY Rozjaśniony. Do usług pana porucznika.
KOBUZ Proszę mi dać papierosów. Egipskie przednie. Bufetowy przynosi w mig papierosy. Kobuz wyjmuje jednego z pudełka, bufetowy zapala mu go usłużnie. Następnie [34]przygotujecie w gabinecie stolik — cztery nakrycia. Co możecie dać na zakąskę?
BUFETOWY Z gorących rzeczy mogą być zaraz tylko gularz i gołąbki, albo parówki.
KOBUZ Takich rzeczy panie nie lubią.
BUFETOWY Eee, dlaczego? Panie wszystko lubią. A z zimnych mamy wędliny, sardynki i schab pieczony. Bardzo elegancko wygląda. Obrzucimy galaretką dookoła... ożywimy —
KOBUZ No, więc proszę to wszystko przygotować. Wódka czysta i wiśniówka, aby mi były dobrze zimne. No i sałatka z pomidorów musi być bezwarunkowo.
BUFETOWY Na którą godzinę, panie poruczniku?
KOBUZ Za jakie trzy kwadranse. Potem dacie czarnej kawy, ale dobrej.
BUFETOWY Już się robi, panie poruczniku. Wraca na lewo.
SCENA 2: KOBUZ, JASTRAMB.
KOBUZ Ziewając, podchodzi do Jastramba, który cały czas siedzi odwrócony, podparty nad jakiemś pismem. Cóż ty tak studjujesz? Uderza go w ramię. Ogłoszenia matrymonjalne? Pauza. Jedziesz dziś do miasta? Pauza. Jak nie, to możebyś się do nas przyłączył. Przyjechała narzeczona Milana z przyjaciółką. Milan oprowadza je po lotnisku. A gdy już odwalimy nasze loty, no to ziewa z paniami przyjdziemy tu, do kasyna.
JASTRAMB Nie patrząc na niego, bardzo chłodno. Dziękuję. Życzę wam dobrej zabawy.
KOBUZ Nie będziesz dzisiaj kręcił?
JASTRAMB Nie — nie mam ochoty.
KOBUZ Patrzy przez chwilę na niego — wzrusza ramionami — wreszcie siada przy nim, otaczając ramieniem jego krzesło. JASTRAMB usuwa się. Słuchaj chłopcze, ty mi się [35]nie podobasz od kilku dni. Co się z tobą dzieje? Rzucasz mi jakieś wilcze spojrzenia. Czy masz co przeciwko mnie?
JASTRAMB Niedbale, nie patrząc na niego. Coś ci się przywidziało. Pauza. Zmęczony jestem trochę.
KOBUZ Wiesz co, poproś o urlop. Wyjedź, może ci zmiana dobrze zrobi. Depresja, bracie — to nie dla nas, myśliwców.
JASTRAMB Wodząc oczami po gazecie. Jakiś ty o mnie dbały! Cóż ja ciebie obchodzę?
KOBUZ Przeciągając się. Nic, ale cię lubię. Choć niezawsze się rozumiemy...
JASTRAMB J. w. O, tak, niezawsze...
KOBUZ Ale w tobie przynajmniej coś siedzi... a inni — takie to wszystko szare... Coraz więcej nudy widzę dokoła. I wiesz — naprzykład — gdy byłem ostatnio na czterech i pół tysiącach w górze, poczułem ci taką niechęć do tej matki ziemi, tak mi się to stare babsko przejadło, żem leciał, niezdecydowany, zasypiałem jak po weronalu i tylko resztką istynktuinstynktu zmuszałem się do trzymania knypla... Możliwe, że gdybym się stąd przeniósł do stolicy...
JASTRAMB Z ironją. Złej tancerce i fartuszek na zawadzie.
KOBUZ Bluffujemy wszyscy, ale co to warte. Życie to głupstwo...
JASTRAMB Życie to materjał, który wymaga twórczej ręki i iskry bożej w człowieku...
KOBUZ Gest lekceważący. Eech!...
JASTRAMB Jeśli jesteś niemuzykalny, to nie możesz wydawać bezwzględnych sądów o wartości koncertu... rozumiesz?
KOBUZ Koncertu! Pokazuje w szerokim uśmiechu białe zęby. Ojej! Jaki z ciebie poeta! Reklamujesz życie! Coś ci padło na mózg. Ale wyleczysz się, wyleczysz.
JASTRAMB Nie życz mi tego! Stać się tak normalnym jak ty i tobie podobni? Dziękuję!
[36] KOBUZ Wesoło. Widzisz, na szczytach życia nikt długo nie wytrzyma. Przypomnij sobie, jak to jest w górach. Drapiemy się na jakiś wierzchołek po piękny widok. A wreszcie, gdy się już wywindujemy, a znajdzie się tam przypadkiem jakaś buda, zadymiona, pełna smrodów góralskich, to się w nią czemprędzej chowamy przed pięknością widoku i zabieramy się do otwierania plecaków i przyrządzania buljonu z Maggi. Na wyżynach szczęścia tak samo się postępuje. A to dowodzi, że pospolitość przerasta każdy szczyt! Ziewa.
JASTRAMB Ile ty masz lat?
KOBUZ Rozbawiony. Pod trzydziestkę, bracie.
JASTRAMB Gdy mówisz — masz lat pięćdziesiąt.
KOBUZ Patrz pod światło, co mam siwych włosów... Pochyla głowę, burzy ręką swoje włosy. Nic, co tam, napijmy się na wzmocnienie. Hej, bufet! Proszę tu pokazać moją własną wiśniówkę i dwa kieliszki!
JASTRAMB Na mnie nie licz! Nie potrzebuję dolewać sobie ducha z flaszki!
BUFETOWY Służbiście. Tak jest, panie kapitanie. Tajemniczo, na ucho. Ale baraninkę z obiadu schowałem dla pana kapitana.
BUFETOWY wychodzi.
KOBUZ A ja muszę się trzeźwić. Śpiący jestem dzisiaj, jak djabli.
JASTRAMB Kiedy ty nie jesteś śpiący, powiedz mi?
KOBUZ Pijąc. Cóż to za tony? Powiedz — co się stało? Rozumiem. Ziewa. Ty się kochasz.
JASTRAMB Wstaje i mówi gorzko i zgryźliwie. Śmiałbyś się z tego, co? Tyś wyższy nad takie rzeczy, prawda?
KOBUZ Rzeczowo, podpierając się na stole. Wiesz, nieraz się zastanawiam co to jest ze mną. Chcę tego, czego nie mam. Gdy to raz osiągnę, wszystko się kończy. Ja kobiety traktuję po napoleońsku, to trudno!
[37] BUFETOWY Który się przysłuchuje zachwycony. Tak jest, panie poruczniku!
KOBUZ Odwraca się do niego, przedrzeźnia. Co „tak jest“? co, co?
BUFETOWY Służbiście, rozpromieniony. Bo ja też, panie poruczniku!
JASTRAMB Ruchem głowy, wskazując go Kobuzowi z ironją. Winszuję! Oglądając jeszcze jedno pismo. Czy miałeś niedawno podobne zdarzenie, panie Napoleon?
KOBUZ Rozgadał się. Owszem. Naturalnie wpominamwspominam tylko o poważniejszem przeżyciu w tym rodzaju. Zanosiło się na dłuższy romans. Kobieta była prawdziwą damą. Z dużym ziewa temperamentem, owszem. Jednakowoż — post factum — zacząłem jej unikać. Myślałem — po co? powtarzać — to odgrzewać wrażenia, które były silne przez swoją nowość. Zresztą tego popołudnia, gdy się zastanawiałem, czyby nie zajrzeć do niej — poznałem jedną dziewczynkę z „Trocadero“ i spędziłem z nią kilka godzin. No i powtórzyła się ta sama historja, choć dziewczynka była mówię ci, pierwszorzędna. Uśmiecha się do wspomnień.
JASTRAMB Gniewnie. Bo jesteś głupcem bez fantazji i twoje ubogie serce nigdy nic nie stworzy, rozumiesz? Przechadza się blady, z rękami w kieszeniach.
KOBUZ Serdecznie i kpiąco. Gadasz mi świństwa, ale tonem tak mentorskim, że czuję się skruszony i pełen żalu doskonałego... Masz zresztą trochę racji... Ta moja tragedja, że zapalam się i gasnę jak rakieta...
JASTRAMB Z pogardą. Rakieta! Jak licha zapałka! Z niedomaczaną główką! Tak powiedz!
KOBUZ Mile zamyślony. Może, gdyby doskonała piękność...
JASTRAMB Ze wstydem. Ach, jakiś ty głupi!
KOBUZ No, bo i powiedz mi, jakie my znamy kobiety? [38]Gdzie jest taka, za którą możnaby oszaleć? Przecież nie będę się, jak Milan, kompromitował z takiem gąsiątkiem... powiedz sam...
JASTRAMB Myślisz o paniach z naszego kółka?
KOBUZ No, panie pułkowe nie liczą się z zasady, ale zdaje mi się, że nie potrafiłaby mnie żadna prawdziwie zainteresować. Można ci nalać? Nalewa. Nie? No, to niech stoi. Stawia przed nim kieliszek.
JASTRAMB Posuwając machinalnie kieliszek tam i z powrotem po stole, zwolna i niby obojętnie. No... a żona naszego neurologa?
KOBUZ Ostrożnie i starannie strzepując popiół z papierosa do popielniczki. Ona? ...Hm... Niewiadomo co to jest. Ładna... co kto lubi... hm... owszem. Jedno tylko wiem napewno, że nieźle gra w bridge’a i bardzo zacna osoba.
JASTRAMB J. w. ale z ironją. Trafne określenie! Ciszej. A co do możliwości — jak się przedstawiają? Bardzo niedostępna?
KOBUZ Bardzo uważając co mówi. Wyciągasz mię na plotki. Czy ja jestem jakąś starą bajczarą? Śmieje się pysznemi zębami. Wiem, że się panią Nolą interesujesz, a myślisz, że tego nikt nie widzi! Ale się rozczarujesz; ona jest za poważna. Z pocałunku robi jakąś lekcję metafizyki...
JASTRAMB Groźnie. Czy wiesz to może z własnego doświadczenia?
KOBUZ Ostrożnie. Skądże! Śmieje się mimowoli. Ale słyszałem! Gdy mąż jest stary nudziarz, to coś mówić muszą. A to komedja z tym mężem! On ma chyba jakiś cel w tem, aby udawać aż tak naiwnego...
JASTRAMB Zimno. Pod jakim względem?
KOBUZ Ugryzł się w język. Och, mniejsza z tem. Tak... to jest pustynia jeśli chodzi o kobiety... Ale nie przestaję wierzyć, że gdzieś na świecie — w Ameryce może, szczególnie [39]południowej, są te niebezpieczne ziewa szeroko piękności. No, ale i taka musiałałabymusiałaby mnie porządnie dręczyć, trzymać w szachu, nigdy mi wzajemności nie okazać. Inaczej — proszę ciebie — znów nudy.
JASTRAMB Westchnienie gniewne. Szkoda było, żeś się urodził. Smutny z ciebie ateusz.
KOBUZ Zaciekawiony. Ateusz? Uważasz, że miłość to religja? Ano trudno, nie mogę postawić sobie na ołtarzu pierwszej lepszej łatwej kobieciny i palić się przed nią jak paschał. Bo cóż — jeśli jej jeszcze nie zdobyłem, to nie mam na to czasu i śpieszę do celu — prawda? — a gdy już raz była moją, to mnie już niczem nie wzruszy i nie porwie. Moje własne dotknięcie starło z niej jak z motyla, cały ten tęczowy proszek... Przepraszam, co ci jest?
JASTRAMB Któremu muskuł twarzy drga. Mam nerwowe tiki, gdy słyszę głupstwa.
KOBUZ W rezultacie jestem sam i będę sam...
JASTRAMB Żal mi ciebie.
KOBUZ Ech, nudy, mój drogi. Nudy wszystko bez wyjątku!
JASTRAMB Uważaj, abyś ty się Panu Bogu nie znudził. Uważaj...
KOBUZ Dziwnie jesteś rozdrażniony. Jedź nad morze, mówię ci. Póki czas. Przepadniesz przy komisji.
JASTRAMB Z ironją. Dobrze. Już jadę.
SCENA 3: CIŻ, LOTKA, NIEBOROWSKI.
Za drzwiami przed kasynem ukazują się: urocza panna LOTKA w lekkiej strojnej sukni i z wielkim letnim kapeluszem na wstążce w ręku, oraz NIEBOROWSKI. Nieborowski zrywa dla niej róże. Słychać szczebiot Lotki.
LOTKA A pan się nie boi ogrodnika? Niech się pan nie ukłuje...
[40] NIEBOROWSKI Dla pani mogę nawet krew przelać. Ale rozsądniej będzie pójść po nóż. Wchodząc do sali kasyna.
LOTKA Czarująco do Kobuza. Pan tutaj?
KOBUZ Pozwoli pani, że jej przedstawię naszego asa, pana kapitana Jastramba. Jastramb kłania się chłodno. Gdzież pani zostawiła Milana?
LOTKA Fyrtając się jak motyl. On zasiadł w „aureoplanie“ w jednej z tych dużych stodół o, tam i coś demonstruje Marysi, która wszystko chce wiedzieć o lotnictwie a ja się nudziłam. Więc pan Nieborowski zaproponował mi wyprawę po róże. Nieborowski wziął nóż i ścina róże. Przynosi bukiet. Dziękuję panu... Proszę przyjąć jedną. Do Kobuza. I pan też dostanie. Rozdaje róże.
BUFETOWY Zatrwożony serjo. Panienko! Proszę nie dawać kwiatów przed lotami panom porucznikom! Mamy taki przesąd, my lotnicy!
LOTKA O! Bufetowy jak słyszę, ma złe przeczucia — więc może dacie sobie dzisiaj spokój z tą jazdą?
KOBUZ Uśmiechając się szeroko. Z lotami?
LOTKA Tak. Ja się tak martwię o Andrzeja! Jeszcze „aureoplan“ spadnie.
KOBUZ Mówimy: samolot. A co do prośby łaskawej pani, to zmuszony jestem odmówić. My musimy latać, dla codziennego treningu a taka pogoda jak dziś rzadko się zdarza.
LOTKA A weźmiecie ze sobą przynajmniej spady?
KOBUZ J. w. Co, proszę pani?
LOTKA No, spady. Przecież gdy się zlatuje z góry, to do tego jest spad.
NIEBOROWSKI Uprzejmie. Pani myśli o spadochronie? To co innego. Spadochron to jest taki parasolik, który się otwiera, siup! i Grześ z parasolem leci nad polem. A spad, to samolot.
[41] LOTKA Wałęsa się zalotnie. Andrzej mówił mi, że będziecie pokazywać jakieś akrobacje. Fe, jak w cyrku. Nie znoszę takich rzeczy. Co innego ładnie pofruwać... Robi wdzięczny gest rączętami, jak młode kurcze skrzydłami.
BUFETOWY Wesoło. O to, to, proszę panienki. Ja tobym chciał skonstruować taki samolot, coby tylko fajnie po ziemi: ze smakiem wymawia wyuczone słowo rolował!
LOTKA Ro-lo-wał?
KOBUZ Ubawiony. Nie wiem, czy zdołamy wychować panią na żonę lotnika.
NIEBOROWSKI Przynosząc z bufetu talerz owoców. Może pani pozwoli coś z owoców?
LOTKA Przypomina sobie jakieś wyczytane zdanie. Ja, jako nieodrodna córka Ewy, zjem jabłko. Rzuca się z wdziękiem na jabłko.
KOBUZ Ślicznie powiedziane!
LOTKA Rozcięła i martwi się. O, robaczywe.
KOBUZ My tu naumyślnie takie hodujemy, aby potem móc zalewać robaka!
LOTKA Zapomniawszy o jabłku, doskakuje do stolika. O, widzę! Jaki ładny kolor. Proszę mi nalać tego czerwonego. Zasiada przy stoliku.
KOBUZ Zaraz, tylko przyniosę pani kieliszek. Ten jest mój.
LOTKA Wszystko jedno — może być i pański. Alkohol to przecież jest najlepszy środek antyseptyczny.
KOBUZ Ależ proszę, nalewa jej wiśniówki.
LOTKA No, będę znała pańskie myśli — wypija, zakrztusiła się porządnie, myśli. Zaraz, zaraz... Hahaha! Pan nic nie myśli!
KOBUZ Przyłapuję się nieraz na tem.
LOTKA Podeszła do Jastramba i ogląda jego odznakę. A pański ptak trzyma w dziobie taki zielony wianuszek, a nie zwyczajny złoty? Co to znaczy?
[42] KOBUZ To znaczy, że ten lotnik nie utracił jeszcze dziewictwa.
LOTKA Co za wyrażenia! Ale się nie dziwię. Taki ponury! Jeśli zawsze jest taki, to każdego odstraszy!
JASTRAMB Walcząc ze śmiechem. Jakże pani prędko zjadła to jabłko. Szkoda. Może jeszcze jedno?
LOTKA Nieborowski staje przed nią służbiście z talerzem owoców. Lotka bierze i zajada jabłko. Dziękuję bardzo. A właśnie że zjem! Odwraca się do Kobuza z wypchanym policzkiem. Więc niech mi pan przyrzeknie, że nie będziecie za wysoko jechali?...
KOBUZ Nie, nie niziutko, dokoła noska pani. Tylko koła podwozia mogą się łatwo zaplątać we włosy...
LOTKA No, no! Ja jestem dzisiaj świeżo zaondulowana! Nie wolno! Zresztą ja wiem, że to wszystko żarty!
Radjo gra.
KOBUZ Takie cudne włoski!
LOTKA Słaby komplement! Ale i tak pierwszy, który słyszę na lotnisku!
KOBUZ Na co pani słowa! Niech pani spojrzy, jakim wzrokiem patrzy na panią ten drapieżny żółtodziób. Wskazuje na Nieborowskiego.
LOTKA Tupiąc nóżką do Jastramba. Hum! A pan dlaczego taki zachmurzony? No, proszę się uśmiechnąć! Lotnik powinien być wesoły jak skowronek.
Kobuz robi minę skowronka.
JASTRAMB Z westchnieniem. Biedna dzieweczko... może jeszcze jabłuszko?
LOTKA E, chodźmy panie poruczniku. Co mi za przyjemność słuchać wzdychania. Tam Andrzejek przebrał się już pewnie w tę swoją jakąś kombinację. A nie zimno mu będzie w samej kombinacji?
KOBUZ Pani widok go rozgrzeje. Ułożę panią na leżaku [43]blisko kasyna. Naokoło będą samoloty jeździć piechotą Poetycznie — jak duże białe ćmy o drżących skrzydełkach. Tylko proszę nie życzyć tam czasem Andrzejowi szczęśliwej drogi... I nie machać chusteczką.
LOTKA Dlaczego?
KOBUZ Ukrywając uśmiech. Mamy taki przesąd „My lotnicy“. Pije do bufetowego. No, cóż? A lotnisko podoba się pani?
LOTKA Kapryśnie. Lotnisko bardzo — ale lotnicy nie dosyć grzeczni... Jedni żartują ze mnie a drudzy wzdychają nademną... Wskazuje Jastramba.
NIEBOROWSKI Stojąc wciąż z talerzem przed Lotką, rycerski. A ja?
LOTKA A pan — to jest taki wąż, który kusi Ewę! Tem jabłkiem!
NIEBOROWSKI Zawstydzony odchodzi, stawia talerz na bufecie. Gdzieżbym śmiał!
KOBUZ Coraz weselszy. A jeśli to prawda, to ich za karę przeniesiemy do materjałówki, tam będą liczyli mundury i bryzgali atramentem w kancelarji...
LOTKA To przecież bezpieczniej. Może pan tam wsadzi Andrzeja, proszę bardzo.
KOBUZ A pani tak się boi śmierci? My lotnicy W stronę bufetowego uważamy, że to osoba poczciwa z kościami... ha, ha, ha! z kościami!
LOTKA Z grymasem. Fe! Pan myśli o szkielecie! Nie lubię!
KOBUZ Więc pani tak mało dba o karjerę narzeczonego?
BUFETOWY Przepraszam, że się wtrącam, ale jest jeszcze bezpieczniejsze miejsce, proszę panienki: oficera żywnościowego.
KOBUZ Bo na tamtem stanowisku mogą gentlemana [44]pchły pogryźć w magazynie, a tu conajwyżej sam pogryzie słoninę. To pan chciał powiedzieć? Śmieje się do łez.
BUFETOWY Tak jest panie poruczniku!
LOTKA Szczebioce. Ach, jak tu wesoło w tem kasynie!
KOBUZ Prawda?
LOTKA Panie poruczniku, ale on nie poleci przez ocean? Ja nie pozwolę! Składa rączki.
KOBUZ Nie, ale do raju poleci na pełnym gazie! Za to ręczę!
LOTKA No to już chodźmy, chodźmy, inaczej jeszcze do raju z kim innym poleci.
KOBUZ Dobrze że go pani pilnuje! Ja ręczę za naszych drabów, że... są draby. Nie trzeba im dowierzać.
LOTKA Oj! Prawda! Zostawiłam na lotnisku przyjaciółkę, jeszcze ją jaki „aureoplan“ przejedzie.
KOBUZ A ta przyjaciółka z „auroplanu“ ładna?
LOTKA Taka sobie! Ale bardzo dobra.
KOBUZ No, to jej się napewno nic nie stanie. Ciekawe, wie pani, ale każda brzydka kobietka ma jakiegoś tam anioła stróża, który ją broni od złej przygody.
LOTKA Śmieje się. A tak! Co do Marysi to już to nieraz zauważyłam. Do widzenia! Pan jest bardzo miły podaje rękę. Do widzenia podaje rękę poraz drugi, wzdycha. Narzeczony! podaje rękę poraz trzeci. Do widzenia panom! Panie Jasiu, chodźmy, chodźmy!
NIEBOROWSKI Wyjdźmy tędy, to pani pokażę ogród po tamtej stronie i jeszcze piękniejsze róże.
Wychodzą przez bufet, Nieborowski wychodząc wykrzywia się do Kobuza, który się z niego śmieje.
SCENA 4: KOBUZ, JASTRAMB.
Jastramb nad gazetą.
KOBUZ Trochę rozmarzony. Śmieszna dziewczyna. Ile to może mieć? Szesnaście? Osiemnaście... Bezcenna to rzecz taka [45]młodość. Głupie to, jak but, ale świeże jak świt. Gdy skończy 25 lat, nie będzie miała już tego ziewa szeroko — czegoś. Ha, żeby to były takie kobiety, jak te czarodziejskie bułki-niedogryzki i flaszki — niedopijki: kobiety-niedolatki. Wiecznie siedemnastoletnie! Co? Ech, ale z tobą to już się nie można dogadać!
BUFETOWY Wtrąca się z lubością. Bułki-niedogryzki? E, to jabym ładnie wyglądał, panie poruczniku.
SCENA 5: CIŻ i MILAN.
Wchodzi Milan.
KOBUZ O, jest i Milan. A gdzie panna Marysia?
MILAN Marysia jest groźna! Stawia tysiące pytań i nie słucha odpowiedzi. Kazałem sierżantowi Pustułce wygłupiać się za mnie i zwiałem! a gdzie moja narzeczona? Coście z nią zrobili? Wody z sokiem!
KOBUZ Wyszła dopiero co z Nieborowskim przez ogród.
JASTRAMB Cóż to, pełno was tu, a nie słychać, aby kto latał? Przeszkadzacie tylko czytać.
KOBUZ Do Milana. Ej ty, narzeczony! A pończoszkę jako fetysza dostałeś? Zapalają papierosy.
MILAN Naturalnie! Cielistą pończoszkę jedwabną. Noszę ją tu, na głowie, podczas lotów. Przyda mi się teraz, bo świeży zapał do latania we mnie wstąpił!... Wogóle czujeczuję się jak nowonarodzony. Naprawdę! Nie śmiejcie się! Jastramb — cóż tak surowo na mnie patrzysz?
JASTRAMB Wcale nie. Nie śmieję się. Oto wszystko. Czyta dalej.
MILAN Człowiecze, ty się robisz ponury. Wiesz Wojtek, ja go nie poznaję. Skończże ty z tem nadąsaniem! Skoroś się nieszczęśliwie zakochał, to daj nam spokój, bo cośmy ci winni? A jeśli szczęśliwie, to nas zaproś na wieczór zaręczynowy, postaw szampana i ciesz się, jak ja się cieszę!
[46] JASTRAMB Podnosi oczy na niego. Zaraz, zaraz, mój drogi — nie każdy może się zdecydować tak: raz dwa... A wspomnienia przeszłości?
MILAN Niedbale. Przeszłości? Zapomnieć o niej! Komuby się tam chciało pamiętać. Dla mnie wspomnienia, to jakaś woda, mętna, stojąca, zarośnięta. Nie zaglądam do niej. Wiem, że coś się tam rusza, coś pływa, jakieś topielice...
Kobuz siadł, czyta gazetę.
JASTRAMB Mów, mów...
MILAN Czasem obróci się coś twarzą do góry. Czasem zamajaczą jakieś ramiona, może i drogie kiedyś. Ale to martwota. Odwracam się od tego ze wstrętem. Co ci się stało?
JASTRAMB Wstrzymuje go za rękę. A jeśli tam utopione leży coś sto razy piękniejszego, coś nadzwyczajnego i wspaniałego, wobec czego twoje obecne szczęście, to śmiech, parodja?
MILAN Cóżby to być mogło? Trochę kłamstw, trochę łatwych zdobyczy, wesołych paniusieczek, dziewczynek...
JASTSAMBJASTRAMB Natarczywie. Nic poza tem? Nic, Andrzeju, nic?
MILAN Odchodząc z nim od miejsce, gdzie siedzi Wojtek Kobuz. Owszem... pojawienie się Loteczki zlikwidowało jeden mój poważniejszy flirt. Ale to nie było dla mnie. Niewiasta starsza: ze 28 lat... Dość nudna, bo śmiać się nie umie... tańczyć nie lubi... wiecznie jakaś roztęskniona... A przytem wydawało mi się, że ona chce sobie ze mnie stworzyć jakieś złudzenie, że jestem dla niej jakimś surogatem... Byłem szczęśliwy, że się jej wyrwałem. Przyznam się, że nie miałem zresztą trudności, jak to często bywa przy zrywaniu. Zaimponowała mi! to też patrzeć jej w oczy nie mogę...
JASTRAMB Widujesz ją nadal?
MILAN Tak... Poprawia się szybko. Nie, gdzież... Głośniej. To była cudzoziemka. Zagranicą to było.
KOBUZ Z humorem z za gazety. Kiedyż to tak długo [47]bywałeś zagranicą? Nie słyszałem o tem. Może za granicami zdrowego rozsądku, albo przyzwoitości, co?
MILAN Rozmaicie tam bywało!
JASTRAMB No, a oczy miała piękne? Przypomnij sobie.
MILAN Kiedy ja widzę tylko oczęta Loteczki. Musiała tam mieć jakieś. Nie wiem. Może i piękne. Ale powtarzam ci — wszystko razem — nie dla mnie. Wiesz, ja nie lubię takich „kobiet-ludzi“. Musiało jej być trochę przykro — nie mogłem inaczej. Uprzejmie to nie było, trudno — ale zerwałem. Wróciłem do swoich upodobań... do słońca, do dziewczęcego śmiechu... Ach, niema to jak kochać taką pensjonareczkę, takiego psiakrew szkraba, kochanego, rozczulającego, niemądrego...
KOBUZ Najzupełniej podzielam twoje zdanie! Nawet naiwne słowa w ustach pięknej dziewczynki dorastają do wartości głębokiej sentencji. Kwiatom i kobietom mózgu nie potrzeba.
BUFETOWY Znowu dodaje swoje 3 grosze, na baczność stojąc. Tak jest panie poruczniku!
MILAN Kobieta powinna być ograniczona do obrębu ramion męskich.
BUFETOWY Rozkaz! panie poruczniku!
JASTRAMB Więc to ci wystarcza?
MILAN Szaleję, poprostu szaleje! Choć sam wiem, że jest to maleńkie zero, jednak ja to zero ubóstwiam, jako pozycję w nieskończoności, jako najbardziej tajemniczą cyfrę w boskiej matematyce... Co mi tam cudza indywidualność... Dość mi własnej... Chodzi mi o to, jak na mnie ktoś działa, jakie mi daje przeżycia... Taka kobieta to nieustanna zabawa, ja tego nie rozumiem, ja to oglądam, ja się tem nacieszyć nie mogę!
JASTRAMB Żałuję cię, Andrzeju...
MILAN Na progu. Co ci się dzieje. Nie rozumiem. Mów prędzej, bo się spieszę.
[48] JASTRAMB I takbyś nic nie zrozumiał!
MILAN Może kiedyindziej, gdy będzie więcej czasu, wytłumaczysz mi. Ty coś musisz o mnie wiedzieć. Mniejsza z tem... Tajemnice na mnie nie ciężą... A moja żona i tak dowie się odemnie o wszystkiem.
JASTRAMB Surowo. Tego ci nie wolno — nie masz prawa mówić. O przeszłości — milcz!...
MILAN Wzrusza ramieniem. Będę się ciebie pytał! Zresztą do niej można mówić, jak do dziecka. Usłyszy, zapomni. To nie człowiek, dzięki Bogu.
KOBUZ No, dowidzenia. Przeczytałem kurjera i idę. Loty już się rozpoczęły.
MILAN Deklamuje śpiewnie. Chodźmy! Skrzydłem orlem lub sokolem unosić się nad Podolem!
KOBUZ Jazda! Wychodzą.
SCENA 6: JASTRAMB, HERRUB.
Kapitan HERRUB, który już przedtem stał w bufecie, wchodzi i stadasiada przy Jastrambie. Gabrjel Herrub, lat 32, ma twarz zniekształconą z powodu wypadku, jedną jej połowę opaloną w ogniu. Może być wysoki, chudy, z dużą zaczesaną do góry siwiejącą czupryną.
JASTRAMB Źle jest ze mną. Znajdź mi lekarstwo.
HERRUB Widzę, żeś jakiś struty. Co ci jest?
JASTRAMB Nawet tobie powiedzieć nie mogę.
HERRUB Więc jakżeż mam ci pomóc, skoro nic nie wiem? No, gadaj! Jestem spowiednikiem wszystkich. Czego ja już nie słyszałem!
JASTRAMB Spowiednik nie powinien pamiętać.
HERRUB Zanadto się przejmuję, aby móc łatwo zapomnieć! Za to milczę, jak grób. Moja rola to słuchać i rozumieć, samemu stojąc na uboczu...
[49] JASTRAMB Zmartwiony. Na uboczu? Dlaczegóż tak... Cóż to za zniechęcenie?
HERRUB Z lekkim sarkazmem. Przeciwnie! Jestem pełen entuzjazmu! Spotkał mnie wielki, niezasłużony los: żyję... Ale widzisz: zrozumiałem wspaniałość z życia dopiero w chwili, gdy moja spalona twarz czyni mnie już audytorem, a nie nadawcą fal życiowych.
JASTRAMB Gestem lekceważenia. Gabryś! za wiele sobie z tego robisz... To nawet klasowo wygląda, jeśli chodzi o sport.
HERRUB Dla was moi drodzy. Ale kobiety...
JASTRAMB Ech, kobiety! Jest tylko jedna. Wierzaj mi, bracie: tylko jedna.
HERRUB Z uśmiechem. Wiesz, że ja to samo myślę. Zgadzamy się.
JASTRAMB To zabawne! Któż to jest?
HERRUB Krótko. Nie znasz.
JASTRAMB No i co? Nie masz szans?
HERRUB Nigdy nie pragnąłem, aby wiedziała, co dla niej czuję.
JASTRAMB Trochę lekceważąco. Mój Boże!
HERRUB Zapalając się. Pociąga ją uroda młodych — ich beztroska i zmysłowość — ale zawiodła się już kilka razy — myślałem więc, że przez kontrast zyskam w jej oczach, że i mnie wreszcie zauważy — ale niestety, właśnie teraz widzę ją poraz pierwszy prawdziwie zakochaną — —
JASTRAMB Stara się współczuć. No, nie! — To przykre...
HERRUB Pozostaje mi tylko modlić się, aby to jej uczucie pozostało należycie ocenione...
JASTRAMB Modlić się o to? No, to już jest lekka przesada!
HERRUB Obserwuję ją nieustannie. To moja gra i jedyna przyjemność. Znam jej wszystkie życiowe kapotaże, z których [50]zawsze wychodziła z podniesioną głową. Nie uszedł moim oczom żaden z jej gestów, czasem bezradnych, ale nigdy śmiesznych — bo jest dobra... To anioł dobroci — nie moralności — bo aniołów moralności na szczęście nie bywa...
JASTRAMB Miejmy nadzieję, że pozna się na tobie.
HERRUB Dajże spokój. Dla niej trzeba wyglądać conajmniej tak jak ty.
JASTRAMB Z ukłonem. Dziękuję. Przeceniasz moje walory.
HERRUB Zresztą nic już nie pomoże, bo, jak rzekłem, widzę ją znowu zakochaną. Zdaje mi się, że już wiem w kim. Ale tym razem ma gwiaździste oczy szczęśliwej kobiety... Tym razem to będzie na całe życie!
JASTRAMB Lekko i ironicznie. Przyjemna paniusia! I cóż ty zrobisz?
HERRUB Postaram się przyjąć to jako radość.
JASTRAMB Wzrusza ramionami. Ładna radość! A nie będziesz zazdrosny?
HERRUB Kto wie... hm... zazdrość... może nie potrafię jej stłumić, ale potrafię trzymać ją na wodzy.
JASTRAMB Imponujesz mi... jabym tak nie umiał.
HERRUB Przyjaźń może dać czasem niespodziewaną siłę i związać życie niegorzej od miłości.
JASTRAMB Ciebie coś jednak odmieniło wtedy, gdyś się smażył w swoim Brèguecie... Pamiętasz?
HERRUB Zamyślony. Pamiętam! Na chwilę przed tą naszą kraksą w tej mgle nocnej przypomniał mi się nagle ten psalm: „Na lwa srogiego bez obrazy siędziesz i na ogromnym smoku jeździć będziesz“... a potem widzę ciebie, jak mnie rozpinasz i wyciągasz z płonącego kadłuba, ogromnego smoka, Brèguet’a ...Twojej odwadze i przytomności mam do zawdzięczenia... Ściska rękę Jastramba.
JASTRAMB Nie puszczając jego ręki. Żałujesz teraz, co?
[51] HERRUB Podnosi głowę. Nigdy. Życie jest wielkim darem, może dlatego cięży nieraz, jak wór złota.
JASTRAMB Z głębokiem westchnieniem. O cięży... wiem coś o tem, bracie. Pocóż ja wtedy wyskakiwałem! Gorszy jest ten ogień, który mnie teraz powoli spala... Patrzy w ziemię
HERRUB Łagodnie. — Musisz dojść do harmonji ze światem. Stać cię na to! Ty masz jeszcze wrogów, prawda?
JASTRAMB Gorąco. O, tak!
HERRUB Ale z nich wyrośniesz! Wierzę w ciebie!
JASTRAMB Gest lekceważenia. Ty zawsze swoje! Stara panna z Armji Zbawienia!
HERRUB wzrusza ramionami.
JASTRAMB Mnie tylko śmierć może pomóc!
HERRUB Zamiast umierać, zmień się! Jeszcze ci brakuje trochę czasu, aby się twoja dusza rozwinęła, jak spadochron. Wtedy będziesz uratowany!
JASTRAMB Zasłaniając oczy. Ale narazie cierpię...
HERRUB Patrząc na niego zbliska. Co tobie, rycerzu bez trwogi i zmazy?
JASTRAMB Uśmiech. Zwarjowałem. Wiem.
HERRUB Okłamała cię kobieta, czy co?
JASTRAMB Uśmiecha się z bólem. Stokroć gorzej. Gdy kobieta mówi prawdę, to jest to czasem bardzo ciężkie...
HERRUB No tak! Prawda, to średnia frajda! Ale zadałeś jej zapewne pytania!
JASTRAMB Tak. Okrutne pytania.
HERRUB Źle zrobiłeś. Słusznie za to cierpisz teraz. Swoim zwyczajem nisko latałeś!
JASTRAMB Z głową w rękach. Nie mów nic. To mój święty obraz... Moja Madonna o świętokradzko pociętej twarzy!
HERRUB Rozumiem! Uważasz, że dotknięcie mężczyzny [52]shańbiło ją, ale twoje ją oczyści? Jakiś ty dziecinny!! Śmieje się serdecznie i szydersko zarazem.
JASTRAMB Odsłaniając twarz. Mam prawo tak myśleć. Ona jest dla mnie więcej niż kobietą!
HERRUB Stojąc w otwartych drzwiach. Ech, cóż z tego? to jeszcze nie racja, aby dziecinnieć... Patrz, co za niebo, co za pogoda! Z łąk jaki zapach płynie. Startują: piątka: Sokołowski, trójka: Kaczor, ósemka Bajbak...
JASTRAMB podchodzi do drzwi — obaj obserwują coś w oddali.
HERRUB Hahaha! Co za amatorski „Amerykan“! To będzie Kobuz. Milan tak sobie nie pozwala.
JASTRAMB Patrząc w górę. Patrz! Teraz się atakują. Czy aby nie za nisko? Ej, czuję, że się to wszystko skończy raportem u pułkownika! Za wiele brawury... Wracają od drzwi, siadają, zapalają papierosy.
HERRUB Więc tak, mój drogi, wyzwalaj się, uniezależniaj się! Musisz rozpocząć ofenzywę, przekroczyć własne granice.
JASTRAMB Z poczucia honoru nigdy się nie wyzwolę.
HERRUB Wskazując niebo. Nie o honor będą się ciebie tam pytać.
JASTRAMB Trudno. Póki żyję, muszę zachować godność osobistą.
HERRUB Wzrusza ramionami. Godność?... Jesteś godny, powiedzmy, ale czego? Ludzkiego uznania, czy boskiego śmiechu? Wyżej, wyżej! Jastrzębiu! I to jest przecież twoja specjalność! Bardzo nisko — lub najwyżej...
JASTRAMB Z gorzkim uśmiechem. W stratosferę...
HERRUB A tak! Czy nie stać cię na to?
JASTRAMB Jestem tylko zwykłym lotnikiem! Co mi tam stratosfera! Ale powiedz mi, co do djabła, taki idealista, jak ty, ma do roboty w lotnictwie? A w razie wojny?
[53] HERRUB Z ogniem w oczach. Pozwól mi żyć nadzieją, że lotnictwo w przyszłości będzie jedynie międzynarodową obroną ogólno-ludzkiego bezpieczeństwa. Niebo trzymać będzie straż nad ziemią, a w naszem ręku zabłyśnie miecz ognisty, którym karać będziemy tych, którzy naruszą święte prawo pokoju!
JASTRAMB Gwałtownie stając i idąc do drzwi. Co to... patrz! Wszyscy biegną z hangarów na lewo! Sanitarka pędzi już przez lotnisko, jak szalona...
PUSTUŁKA Żołnierz, przebiega za drzwiami, krzyczy. Rany boskie! Kraksa! Kraksa!
BTFETOWYBUFETOWY Zdyszanym głosem. Kraksa, panie kapitanie... widziałem!
W dali gwar, głos syreny, zgiełk.
HERRUB Wstając z nim w drzwiach. A co pan widział?
SCENA 7: CIŻ, BUFETOWY.
BUFETOWY Spiesznie, gorączkowo. Tam, za tą górką zleciały dwa spady. Jeden wpadł na drugiego i widać było, jak mu urwał ogon. Przed chwileczką, tam, nad temi drzewami...
HERRUB Żaden nie wyskoczył ze spadochronem? — A wysoko byli? No, mówże pan!
BUFETOWY Nie, nie wysoko! Tuż nad drzewami, ale nikt nie wyskakiwał, zdaje mi się.
HERRUB Lećmy tam.
JASTRAMB Ziębnąc. Chcesz, to idź, ale i tak im nic nie pomożesz. Cóż? Lekkie życie, lekka śmierć...
HERRUB Ale jeszcze nic nie wiadomo. Wszystko w ręku Boga! Chodź, dowiemy się kto...
JASTRAMB Twardo. Idź! Wiem, że Kobuz i Milan... I nie pójdę...
HERRUB Zatrzymując się w ruchu, naprzód, zdumiony. Co, serjo? Ty nie pójdziesz?
[54] JASTRAMB Z zaciętością. Nie! Siada.
HERRUB wybiega, BUFETOWY pozostaje w drzwiach. Po chwili spogląda na siedzącego bez ruchu Jastramba. Podchodzi, patrzy na niego.
BUFETOWY Pan kapitan, to aż jakby skamieniał! Pan Kapitan był zawsze dobrym kolegą. My tu za bufetem wszystko wiemy! Oj, ale kto wie, czy nie będzie biedy z narzeczoną? To zdaje się był pan porucznik Milan. Ej, Boże, coraz to jakieś zmartwienie. Co tu tych kielichów goryczy, jak to mówią, było już wypitych, toby ich cały nasz kredens nie pomieścił! Nie zostałbym lotnikiem, żeby mnie na kolanach prosili! Wraca przed kasyno i tam gada z żołnierzami.
SCENA 8: JASTRAMB, NIEBOROWSKI, MARYSIA, BUFETOWY.
Wkrótce gwar i rumor w kasynie. Gorączka. Po chwili przez kasyno przechodzą do saloniku na lewo: płacząca Lotka, prowadzona przez Nieborowskiego i swoją przyjaciółkę, pannę Marysię.
NIEBOROWSKI Przechodząc, do Lotki. Ależ nic się nie stało! Co najwyżej potłukli się trochę, niech się pani uspokoi!
MARYSIA Do Nieborowskiego. Panie poruczniku! Prędko zimnej wody i jakąś serwetkę, Loteczka się położy w saloniku i zrobimy jej kompres na serce.
Ruch na scenie. Marysia wchodzi z Loteczką do saloniku na lewo, Nieborowski z Bufetowym biegnie do bufetu na prawo, poczem z serwetką i karafką w ręku biegnie do saloniku. Marysia odbiera od niego wodę i zamyka drzwi do saloniku. Nieborowski zatrzymuje się, a widząc siedzącego wciąż bez ruchu Jastramba, podchodzi ku niemu.
SCENA 9: JASTRAMB, NIEBOROWSKI
NIEBOROWSKI Panie kapitanie! Pan widział, co się stało?
JASTRAMB Zimno. No, cóż? Stuknęli się.
[55] NIEBOROWSKI Mówi pan to, jak rzecz zupełnie zwykłą. Obaj są ciężko ranni.
JASTRAMB Nic im nie będzie! Jeśli się nie grobnęli na miejscu...
NIEBOROWSKI Niezadowolony. Zanadto sportowo traktuje pan tę sprawę.
JASTRAMB Spokojnie. Kochany panie poruczniku! Dzisiaj oni — jutro ja albo pan.
NIEBOROWSKI Porywczo. Dziękuję bardzo, panie kapitanie! Nie wybieram się jeszcze na tamten świat! A i panu z pewnością życie się uśmiecha!
JASTRAMB Zwolna, przeczący ruch głową. Mnie? Złym pan jest obserwatorem, Panie Jasiu. Bierze papierosa. Z trzaskiem zamyka papierośnicę.
BUFETOWY Wygląda. Panience słabo!
Pisk MARYSI Kropli!
NIEBOROWSKI Lecę po walerjanę do izby chorych! Wybiega z lotniska.
Wchodzi Nola.
SCENA 10: NOLA, JASTRAMB.
NOLA stoi bez ruchu.
JASTRAMB Cóż tak na mnie patrzysz, Nola?
NOLA Mój mąż pojechał na miejsce wypadku, a ja szukałam przedewszystkiem ciebie... prawda, że oni żyją? Uspokój mnie...
JASTRAMB Najgorsze to, że przestrach może ci zaszkodzić... Tyś taka nerwowa, kochanie... chodź stąd, chodź...
NOLA Z oburzeniem. O mnie teraz mówisz? O moich nerwach?!... Ależ tam życie ludzkie w grze!
JASTRAMB Posępnie. Nie dbam o nie, jak nie dbam o swoje własne Ciska papierosa przez drzwi na trawę.
[56]SCENA 11: CIŻ, MARYSIA.
MARYSIA Towarzyszka Lotki, młode poetyczne dziewczę, zagląda przez drzwi. Pani doktorowo... czy mogę prosić o coś w rodzaju puderniczki, zaraz odniosę... Biedna Lotka, bardzo zmartwiona... zgubiła swoją torebkę w tym całym chaosie! Ach, jak mi jej żal...
NOLA Zaraz poszukam, czy mam... Szuka w woreczku. O, jest, proszę.
MARYSIA Dziękuję. Wie pani, że jestem bardzo zaniepokojona o Loteczkę. Taki grom z jasnego nieba...
JASTRAMB Luźna uwaga. Uspakaja mnie ten puder...
MARYSIA Dotknięta w najświętszym zapale, trzepie bardzo prędko. O, proszę pana kapitana, to niesprawiedliwie! Wątpić o uczuciu kobiety dlatego tylko, że w krytycznej chwili pomyślała o pudrze? Prawda, proszę pani? To czysto męski punkt widzenia. Staje obok lotnika w zapędzie krasomówczym. Widzi pan, kobieta szanująca swoje cierpienie, zakrywa ślady łez pudrem i różem, aby przejść wzdłuż szpaleru ciekawych z nieodgadnioną maską na twarzy!... Zresztą pocóż nieestetycznym wyglądem dorzucać sobie cierpienia... Prawda, proszę pani?
NOLA Z głową w rękach. Co pani mówiła? Nic nie rozumiem...
JASTRAMB A tam przyjaciółka czeka i czeka na ten puder... Pewnie się niecierpliwi...
MARYSIA Wstaje. Och, jaki niedobry! Ale rozumiem, że z lotu ptaka nawet kobieta wydaje się płaska!... Żegnam pana! Imponuje mi pański spokój...
JASTRAMB Trudno. Jestem już takim człowiekiem bez serca.
MARYSIA Oparta o drzwi, kokietując. Może pan je zostawił gdzie w obłokach? Może polecimy razem je odszukać?
[57] GŁOS LOTKI W drzwiach. Marysiu, co się z tobą dzieje? Chodź!
MARYSIA Piskliwie. Idę, Loteczko, idę. Wybiega na lewo.
SCENA 12: JASTRAMB, NOLA.
JASTRAMB Zastrzelić taką babę na miejscu! Wzrusza ramionami.
NOLA Biedne kolibry!
JASTRAMB Kolibry! Takie gęgające!...
SCENA 13: CIŻ, LOTKA, MARYSIA.
LOTKA i MARYSIA wchodzą.
LOTKA Do Jastramba. Panie kapitanie! Niech mi pan powie całą prawdę. Pocieszać to każdy potrafi, ale pan jeden powie prawdę, bo pan jest bezwzględny. Czy on wyjdzie z tego? A może będzie zeszpecony na całe życie? Ale to wszystko jedno, byleby żył. Już ja się poświęcę.
JASTRAMB Serdeczniejąc. Niech się pani zawczasu nie martwi — nieraz on już wychodził cało z różnych kraks. Ma pani chrzest na żonę lotnika.
NOLA Niech pani jedzie do niego. Tam, w szpitalu, może się pani przydać.
Wszedł Nieborowski.
SCENA 14.
NIEBOROWSKI Zdyszany, niosąc flaszeczkę i szklaneczkę. Jest walerjana, ale jak widzę, to panie już wychodzą? Pani pozwoli, że się nią zaopiekuję jako narzeczoną mego drogiego kolegi. Prósze się na mnie oprzeć. Jest właśnie autobus. Jeśli pani chce, pojedziemy zaraz do szpitala. Potem odwiozę panią do rodziców. Będę przy pani cały czas.
LOTKA Z wdzięcznością przyjmuje jego ramię. Dobrze, dobrze — jaki z pana dobry lotnik! Chodźmy Marysiu.
[58] MARYSIA Do Lotki. Patrz, jaki piękny ten kapitan — to obcowanie z niebezpieczeństwem tak ich uszlachetnia... chodźmy, chodźmy... bo się jeszcze zakocham! A nie zapomnij zwrócić pani puderniczki!
LOTKA Puszczając ramię Nieborowskiego. Proszę — oto jest... Boże, Boże, po co ja się mieszałam do tych lotników!
NOLA Biedne dziecko! Niech pani nie traci nadzieji. Wychodzą razem z Nieborowskim. Marysia ogląda się jeszcze na Jastramba.
LOTKA Jeszcze od progu. A prosiłam, żeby wysoko nie latali! Gdy się kocha kobietę, to się jej nie naraża na taki przestrach. Rozumiem, ładnie, niziutko pofruwać. Robi słabiutki gest latania, ale z tragizmem. A nie tak!
MARYSIA Dyskretnie. Zawiele masz pudru, tu, z lewej strony...
LOTKA Szeptem. Kiedy już lusterko oddałam! Nie męcz mnie! Dowidzenia pani doktorowo...
SCENA 15: NOLA, JASTRAMB.
NOLA Najbliższym autobusem pojadę do szpitala. Ty ze mną?
JASTRAMB Nie mogę. Pauza. Nola patrzy na niego. Rozmawialiśmy przed godziną. Ja i oni... obrażali mnie każdem słowem. Nie warci są życia. Nie żałuję ich!
NOLA Cofając się. Coś ty powiedział?...
JASTRAMB To, coś słyszała. Mówiłem wyraźnie.
NOLA Zasłaniając oczy. Nie żałujesz ich? — Wczoraj ty mnie sądziłeś, dzisiaj ja słyszę od ciebie wyznanie nie do darowania! Moje błędy były niczem wobec twojego...
JASTRAMB Przyjmij mnie takim, jakim jestem.
NOLA Łamiąc ręce. Nie, takim nie mogę! Stajesz mi się obcy! Giniesz mi w tej katastrofie!
[59] JASTRAMB Trudno! to przez ciebie... dla ciebie stałem się taki...
NOLA Twardo. Mnie teraz niema! O mnie nie mów! twoje myśli powinny być tylko tam, przy nich!
JASTRAMB Nie!
NOLA Twardo. Więc i ja ci mówię: nie — rozumiesz! Nie i nigdy! Jeśli tak — to nie!
SCENA 16: CIŻ, SIERŻANT PUSTUŁKA.
Na progu staje sierżant PUSTUŁKA, salutuje.
PUSTUŁKA Zdyszany z pośpiechu. Melduję posłusznie: pan kapitan wyznaczony jest przez pana pułkownika do komisji w sprawie wypadku. Pan prokurator zaraz przyjedzie...
Koniec aktu II-go.
[60]AKT III.
Dekoracja aktu I-go. Okno otwarte, popołudniowe słońce. Dzwonek. Służąca otwiera.
SŁUŻĄCA Pani doktorowa zaraz przyjdzie. Odchodzi drobnym krokiem.
HERRUB Przechadza się, zagłębiony w myślach. Dostrzega leżące blisko drzwi, na krześle białe rękawiczki damskie. Patrzy na nie, długo — przyciska do ust. Słysząc kroki, szybko kładzie je na miejsce, i opanowany, spokojny idzie ku wchodzącej Noli.
SCENA 1: NOLA, HERRUB.
Nola wita się z Herrubem.
HERRUB Miałem wrażenie, że mnie pani potrzebuje. Czy to prawda?
NOLA Tak, myślałam o panu, przyzywałam pana na pomoc. Siadają.
HERRUB Źle pani wygląda. Nie była pani w kasynie ani dziś, ani wczoraj...
NOLA Jestem rozbita... jestem skrzywdzona poraz pierwszy w życiu, panie Gabrjelu.
HERRUB Wiem... rozumiem...
NOLA Z głębokim smutkiem. Jastramb.
HERRUB Z westchnieniem. Tak. No cóż robić. Tacy już oni są ci bardzo męscy.
NOLA Ależ pan nie może chyba wiedzieć, o co mi chodzi.
[61] HERRUB Wiem. Pierwsza miłość sprawia pani dużo zmartwienia.
NOLA Moja pierwsza miłość? Pan to mówi — pan, który wie zawsze wszystko?
HERRUB Właśnie dlatego... że wiem... No tak, i chłopiec zapomniał o całym świecie.
NOLA Zapomniał nawet o człowieczeństwie!
HERRUB Wybaczam mu to. On tylko chwilowo zapomniał.
NOLA Ja nie mogę. Nie daruję mu nigdy, jeśli zniszczy w mojem sercu swój piękny obraz. Gdy zwątpię o nim — cóż mi pozostanie na świecie? On był jedyną moją ambicją... więcej panu powiem: moją godnością.
HERRUB Patrząc wdal, uśmiecha się rzewnie. To miłość! Miłość! Widzi pani, ja ją znam — wiem, co za dziwy wyczynia z człowiekiem.
NOLA Porywczo. Pan nie popełniłby tych błędów — pan jest lepszy!
HERRUB Najpierw wzruszony walczy z sobą, potem nagle gniewny. Nie wolno pani sądzić go! Tęskniła pani przecież za ogniem, za jakimś nadmiarem... On jest prawdziwie gorący, szczery! Niechże pani nie przesadza!
NOLA Zdziwiona. Dlaczego pan się tak unosi?
HERRUB Widzi pani — i ja kiedyś kochałem, ale stłumimiłemstłumiłem w sobie zazdrość, zatamowałem dopływ krwi do tej miłości, odebrałem jej cały impet — aż mi wstyd chwilami...
NOLA Dlaczego tak było?
HERRUB Dlaczego? Niech pani spojrzy na moją twarz!
NOLA Ależ to niema żadnego znaczenia...
HERRUB Wstaje. Dla pani niema znaczenia?
NOLA Przeciwnie, to jest zaszczytne! To jest piękne!
HERRUB Łamie się z sobą potężnie, milczy — wreszcie. Choćby nawet — ale ja... wyrzekłem się na zawsze tamtej [62]kobiety, bo miałem przyjaciela — przyjaciela, który dla mnie w ogień skoczył!
NOLA Tak? — kiedy? Nic o tem nie słyszałam?
HERRUB Innym głosem. Prawda. Jastramb zaraz tu przyjdzie. Mówił mi, że się wybiera... zaniepokojony jest... Niech pani jednak uważa... Niech pani nie szarpie jego nerwów... to myśliwiec.
NOLA Z wyzwalającem się uczuciem. Przyglądałam się dziś w południe jego akrobacjom. Nie potrafię już spokojnie patrzeć... Gdy idzie zwitkami w górę, serce mi bije... gdy zawisa na plecach, kołami do góry i gdy motor nagle cichnie, to i mnie serce bić przestaje a potem przy korkociągu, rachuję zwitki: raz, dwa, trzy, cztery... zamykam oczy i drętwieję... wreszcie życie wraca w jego motor, a potem we mnie i tak razem podnosimy się w górę... Nasłuchuje i patrzy uważnie w okno, widząc lecący samolot wysoko w górze.
HERRUB Spojrzawszy. To nie on. To P. Z. L. No, ja tymczasem uciekam, a wrócę niedługo — po szóstej, dobrze? Dzisiaj jeszcze chciałbym jakoś przekonać panią o wartości Jastramba — może mnie natchnie moja wielka przyjaźń dla pani...
NOLA Jaki pan dobry... Ale czy go pan nie przecenia...
HERRUB Niech pani będzie spokojna. To złoty chłopak. Wyszedł.
Nad dachem w ciszy brzmią motory. Pauza kilkusekundowa. Wchodzi JASTRAMB.
SCENA 2: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Zmieniony, blady, prawie chory. No... przychodzę nieproszony... co? Ale już tak dłużej żyć nie mogę. Do czego ty chcesz doprowadzić?... Śmieszne, żebym stał przed tobą jak winowajca... No, cóż, nie przywitasz się ze mną?
NOLA Kłania mu się zdaleka głową. Czego sobie życzysz?
JASTRAMB Czego? Ciebie!! Do kasyna nie przychodzisz, [63]od wczoraj cię nie widziałem... a dodzwonić się też nie można. Telefon stale zajęty. To pewnie ty tak bez końca telefonujesz do szpitala.
NOLA Zimno. Naturalnie... Jakżeby mogło być inaczej.
JASTRAMB Widzę nawet, że płakałaś... Wiesz co, łzy to sobie lepiej zachowaj dla mnie na wszelki wypadek... Dlaczego płakałaś?
NOLA Odwraca się do okna. Płakałam nad niedolą nieznanego lotnika! Myśliwca, który codziennie naraża życie, wspaniałomyślnie, z gestem! a którego śmierć zajmie zaledwie kilka wierszy w bocznej szpalcie dziennika... Którego wielkości nie mierzy się oceanem... O nich wszystkich myśląc — płaczę...
JASTRAMB Chodź do mnie bliżej, Nola... Wyciąga ku niej ręce nie śmiejąc przystąpić.
NOLA Nie... nie mogę...
JASTRAMB Z wielką goryczą. Więc ty nie rozumiesz, że ja cierpię za twoje grzechy?
NOLA Nie uczyniłam nikomu nic złego! Nie byłam nieludzka! Krzywdę uczyniłam tylko sobie samej!
JASTRAMB A człowiek, którego nazwisko nosisz?
NOLA Dla niego jedynie krzywdą byłoby, gdybym go opuściła na zawsze.
JASTRAMB A to jest nieuniknione! Opuścisz go! To małżeństwo demoralizuje cię... sensu niema... zakuty lekarski łeb... ładna opieka rzeczywiście...
NOLA Nie wolno ci go ośmieszać.
JASTRAMB Chodzi o twój honor. Bo jakaż pewność dla mnie, że dalej nie pójdziesz tą samą drogą...
NOLA Z uśmiechem. O, jedna jest tylko pewność: wiara! Bez niej miłość, to motor bez skrzydeł!
JASTRAMB Nie chce poezji! Chcę tego, co mi moja krew dyktuje! Czy ty nie widzisz, że daję ci, co jest we mnie najlepszego, że ta zazdrość, to właśnie to najsilniejsze...
[64] NOLA Ruch głową. Nie! dla mnie to zamało!
JASTRAMB Z goryczą. Nie umiesz ocenić! i nawet nie chcesz wybaczyć...
NOLA Tobie niczego nie wybaczam! Tobie jednemu — pamiętaj!
JASTRAMB Zgnębiony. Gdybyś miała więcej dumy, nie potrzebowałbym ci tłumaczyć...
NOLA Uśmiech wzgardliwy. Dumy? Czy patrząc z góry na mrowisko ludzkie, nie uświadomiłeś sobie jeszcze, że duma jest nie na miejscu w tym świecie?
SCENA 3: CIŻ, SŁUŻĄCA.
SŁUŻĄCA Wchodzi. Jakaś młoda panienka przyszła i pyta o panią doktorową. Mówi, że jest narzeczoną tego pana porucznika, co to miał wypadek...
NOLA Wstaje i idzie ku drzwiom. Ależ proszę, proszę panią...
Wchodzi LOTKA, SŁUŻĄCA wychodzi.
SCENA 4: NOLA, LOTKA, JASTRAMB.
NOLA Panno Loteczko! Biedna, kochana pani! To ładnie, że pani przyszła do mnie...
LOTKA Tragicznie i sztywno. Wiem, że mój widok przypomina niewesołe rzeczy... Mieliśmy tu być z wizytą we dwoje...
NOLA Prowadząc ją ku środkowi sceny. No, a tymczasem przychodzi pani sama... Panno Loteczko kochana, ciężki to był dla nas wszystkich cios, ale przecież nadzieja jest... wszystko będzie dobrze... przyjdziecie jeszcze razem...
LOTKA Zimno, siadająćsiadając. Chciałam podziękować pani za jej łaskawą dobroć i troskliwość dla Andrzeja. Myśmy się aż dziwiły... mama zaraz powiedziała, że pani musiała szczególniej lubić mojego narzeczonego.
JASTRAMB Gest zniecierpliwienia.
[65] NOLA Ozięble. O, tak, lubię go.
LOTKA Mama martwi się bardzo, że nie jestem już żoną Andrzeja... mówi, że to byłoby praktyczniej z różnych względów... Ale ja się cieszę, że nie jestem związana z Andrzejem.
NOLA J. w. Co pani mówi.
LOTKA Twardo, rozgoryczona. A żeby pani wiedziała, że go już nie kocham.
NOLA Bo pokaleczony i chory, co?
LOTKA Z siłą. Nie, nie dlatego! Z naciskiem. Pani jedna powinna mnie zrozumieć! Ja nie chcę wszystkiego mówić i pani też wiele rzeczy przemilcza.
JASTRAMB Ho ho! Rozmowa zaczyna być ciekawa...
LOTKA Grymaśnie. Z panem wogóle nie mówię! Nawet Marysia zauważyła, że pan ma więcej z jastrzębia niż z człowieka. A to, że pan jest kapitanem, wcale mi nie imponuje! Z błogim uśmiechem. I tak już nigdy nie będę w wojsku.
NOLA Cierpliwie. Ale o co pani chodzi? Dlaczego gniewa się pani na Andrzeja?
LOTKA Z czupurną groźbą. Ja się nie gniewam, ja tylko wiem! to gorzej!
JASTRAMB Łagodnie. Mamy nadzieję, że się pani podzieli z nami swojemi wiadomościami.
LOTKA Bardzo chętnie. Trudno. Gdy chory w gorączce wyjawia swoje tajemnice, to cóż ja miałam robić? Nie słuchać? — Byłam zdumiona — przyznam się! Nagle oczy mi się otworzyły! Otwiera szeroko i tragicznie oczy i składa ręce na kolanach, patrząc przed siebie.
NOLA Łagodnie. Niech pani mówi wszystko — no, śmiało!
LOTKA Przy tym panu.
NOLA Tak, właśnie przy tym panu.
JASTRAMB Gorzko. O, ja jestem wytrzymały.
[66] LOTKA Wybuchając zwolna. Otóż wie pani, o kim Andrzej mówi w gorączce? Nie o mnie. Kogo woła po imieniu? Nie mnie. Panią!! Zrozumiałam, że on się w pani kocha. Ale czem jest dla pani cały ten wypadek? Ot, zmartwieniem z grzeczności. Raczy się pani łaskawie interesować, dowiadywać! Zakrywa oczy chusteczką. A ja straciłam narzeczonego jeszcze przed tym wypadkiem...
NOLA Sama pani mówi, że jest teraz nieprzytomny! Andrzej w normalnym stanie myślał tylko o pani, wiem to napewno!
LOTKA Nie wierzę już...
NOLA Zaburzenie pamięci, jakaś gra podświadomości.
LOTKA Kocha tylko panią... Chmurnie. I to nieszczęśliwie! Sądząc ze wszystkiego.
NOLA Wzruszając ramionami. Gorączka potasowała mu wszystkie karty i dziwna z tego wyszła kabała.
LOTKA Bardzo dziwna. Ja już teraz nic nie wiem — czy się gniewać, czy go żałować? Byłam dla niego tylko plasterkiem na ranę w sercu. Bo gdzież pani, taka doświadczona i ja... Z głębokim żalem. I wie pani, co on jeszcze powiedział do siostry szpitalnej: „Zabierzcie to cielątko“ — to znaczy mnie — „bo mnie denerwuje“! Cielątko! Nie do wiary, prawda! Kiwa główką i wyciera nosek.
NOLA Serdecznie i bezradnie. Panno Loteczko! Moje biedactwo!
LOTKA Wszystko przepadło. Nawet wspomnienia. Ale to i lepiej. Jak ja się martwiłam z początku, kiedy sobie uświadomiłam, że może byłam po części winna temu, co się stało...
NOLA Jakto, pani? Dlaczego?
LOTKA Bo obaj prosili mnie, abym im nie mówiła „szczęśliwej drogi“. A ja jednak uparłam się... i powiedziałam, i kwiaty dałam i machałam chusteczką... Nieborowski wprawdzie twierdzi, że to są przesądy...
JASTRAMB O, to śmiałe, jak na Nieborowskiego!
[67] LOTKA Wszystko pan musi wyszydzić! Nieborowski jest dobry i ma takie śliczne, smutne oczy. Wzdycha. Ale wyprowadza się w tych dniach.
JASTRAMB Tak. Przyszedł rozkaz przeniesienia go do hydroplanów. O, tam będzie mu bezpieczniej... no i zdrowiej. Morski klimat.
LOTKA A mnie pan Wojtek mówił, że bezpiecznie jest tylko w materjałówce. Dlaczego tam wszyscy nie siedzicie? Przez głupią próżność! Przykłada chusteczkę do oczu po raz ostatni, wstaje. No, przepraszam panią, że powiedziałam, co miałam na sercu...
NOLA Smutnie. Nie, to nic nie szkodzi...
LOTKA Ale się jednak dziwię, że się pani chciało odbijać chłopca biednej dziewczynie, jak ja. Płacze. To jest dla mnie klęska i upokorzenie na całe życie! Nigdy się z tego nie podniosę!... Och, pani jest filmowy wampir!... Zakrywa oczy, płacząc.
NOLA Głęboko wzruszona, pełna litości, obejmuje ją. Kochanie, cicho!... Nie jestem wampirem, przeciwnie, to on, zakochawszy się w pani, zerwał ze mną, najzwyczajniej w świecie! Oszalał, zapomniał odrazu!
JASTRAMB w rozpaczy.
LOTKA Podnosząc twarz. Nie wierzę! — Gdyby tak było, nie powiedziałaby pani tego choćby przez samą ambicję... Chyba — że nie jest pani kobietą —
NOLA W tej chwili jestem tylko człowiekiem...
LOTKA Zniechęcona. Ech, najlepiej będzie, jak ja sobie pójdę. Żegna się, przechodzi do korytarza.
JASTRAMB Rzeczywiście, dobrze pani zrobi — bo niewiadomo coby pani tu jeszcze za zwierzenia mogła usłyszeć... Do Noli ciszej, z bólem i złością. Stanowczo za wiele gestu!
LOTKA Wraca z korytarza. Prawda! Andrzej w gorączce zaklinał mnie wczoraj, aby doręczyć pani jakąś zalakowaną [68]popertę! Przecież dlatego tu przyszłam... Wyjmuje ją z płaszcza w korytarzu. Proszę... i niech pani pamięta: ja jestem pani wdzięczna, bo dzisiaj... kochać Andrzeja — to znaczyłoby cierpieć! A ja chcę żyć! Ja wcale nie mam ochoty „w wiośnie życia” zostać jakimś tam człowiekiem! A mama słusznie mówi, że mnie nie na to „w bólach urodziła”, abym cierpiała! Wychodzi, popłakując.
JASTRAMB stoi wpatrzony w listy, które trzyma Nola.
SCENA 5: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Drapieżnie. Co to za paczka? Listy — naturalnie...
NOLA Zimno. Tak, to moje listy. Zostaw te suche liście zeszłoroczne —
JASTRAMB Wziął paczkę. Pali mnie w ręce ta paczka... mało ich jest, ale muszą być gorące.
NOLA Zostaw! Sama je spalę!
JASTRAMB Nie! Zmuszony jestem zniszczyć tę cząstkę ciebie, ale przyznaję się, że uczynię to z radością! Pali listy przedarłszy je na pół, w dużej popielniczce. Podczas tego wypadł na ziemię jeden, bez koperty. JASTRAMB podnosi go i mimowoli czyta nagłówek. Przepraszam cię, ale przeczytałem niechcący dwa słowa: „Drogi Andrzeju”. Tak pisałaś! Tak myślałaś — i to się już nigdy nie zmieni! Gniecie list w ręku i rzuca list w ogień z pasją. Ja mam ich żałować, ale ty nie miałaś nademną litości!... Siedzi przy stoliku, listy palą się przed nim tragicznym płomieniem — słychać dzwonek.
SCENA 6: CIŻ, NIEBOROWSKI.
SŁUŻĄCA wpuszcza NIEBOROWSKIEGO. Zamyka drzwi. Przywitanie. Listy palą się jeszcze. JASTRAMB pilnuje ognia. Nieborowski spojrzał, zdziwił się — dyskretnie nie pyta się o nic, uśmiechnął się tylko.
[69] NIEBOROWSKI Pani doktorowo! Spotkała mnie wielka i niezbyt przyjemna niespodzianka. Przenoszą mnie do lotnictwa morskiego i muszę pojutrze meldować się na miejscu nowego przydziału. Może to i dobrze dla mnie, bo się oderwę od wrażeń ostatnich dni. Chodzę przecież jak nieprzytomny, wciąż jeszcze uwierzyć nie mogę! Co za szkoda tych ludzi! Kobuz naprzykład, ile w nim było życia, ile energji!
JASTRAMB Tego nie zauważyłem — stale ziewał.
NIEBOROWSKI Ale latał z ogromną brawurą! A biedny Andrzej — w przeddzień ślubu.
JASTRAMB To małżeństwo byłoby również katastrofą w swoim rodzaju! W sanatorjum rozmyśli się napewno.
NIEBOROWSKI Dlaczego? Panna Lotka jest cudna z tą swoją naiwnością. I jak ona go kocha!
JASTRAMB Cóż — byłby dla niej świetną partją — ot wszystko.
NIEBOROWSKI O, Andrzej wogóle podobał się kobietom!
JASTRAMB wzrusza ramionami.
NIEBOROWSKI Widziałem takie, które za nim szalały!
JASTRAMB Dotknięty. Szalały! Pan zawsze mówi superlatywami, to zła maniera, niech mi pan wierzy! Radziłbym panu oduczyć się tego.
NIEBOROWSKI Dobrodusznie. Panie kapitanie... przyznaję! Może to źle, że mówię zwykle tak, jak oddycham: pełną piersią, bez zastanowienia. Szczególniej, że i Milan i jego narzeczona budzili we mnie zawsze szczery podziw. Kto ma oczy i serce, ten musi się zachwycać panną Lubówną!
JASTRAMB Pan nigdy nie będzie umiał odróżnić plew od ziarna!
NIEBOROWSKI Zgorszony. Doprawdy, czemże ona zasłużyła na takie porównanie? Pan kapitan jest ostry w sądach... Acha, prawda! Miałem polecenie od jej mamy, aby przynieść [70]ze szpitala jego pierścionek zaręczynowy — boi się, by nie zginął... prócz tego upomina się o dwie chusteczki do nosa, które pożyczył u tych pań przed tygodniem, kiedy był zaziębiony. Panie kapitanie, gdybym nie zdążył przed wyjazdem, znaczone są literami S. L. — Sabina Lubowa... Będzie pan tak łaskaw?
JASTRAMB Musi się pan udać z tem do kapitana Herruba! On zamknął i opieczętował mieszkanie Milana; ale przyznam się, że rozczulił mnie pan do łez swoją dobrocią dla tych pań! Czuję, że sam potrzebuję chustki, a nie mam — zdaje się... Udaje że szuka po kieszeniach chustki.
NIEBOROWSKI W pierwszej chwili sięgnął do kieszeni po chustkę, ale zaraz się uśmiechnął. Pan kapitan znowu żartuje...
JASTRAMB Skąd! Trudno byłoby mi żartować w chwili, gdy naiwność ludzka stanęła przedemną w całej swej potędze.
NIEBOROWSKI Jakto? czyja? Mniejsza z tem... Obrażony trochę. Od dłuższego czasu uchodzi mi sens pańskich słów. Z Andrzejem rozumiałem się zawsze... Ten potrafi jasno wyrażać swe myśli! Pisze także wspaniale, mam zeszyt jego wierszy! Umiał on zawsze znaleźć czas na studja, zdał przecież dwa doktoraty...
JASTRAMB W którym krew zaczyna wrzeć. Panie poruczniku, po co to wszystko? Dlatego, że ktoś miał kraksę, pochlebiać mu, wynosić go pod niebiosa? Przyznam się, że nie lubię takiej czczej gadaniny, która nikomu i tak już nic nie pomoże.
NIEBOROWSKI Wzburzony. To jest kwestja zapatrywania panie kapitanie, a przedewszystkiem serca.
JASTRAMB Szyderczo. Serca! Pan lubi to słowo! Serce! A czy pan wie, że ciasto z najlichszej mąki sprzedajęsprzedaje się po jarmarkach w postaci lukrowanych serc?
NIEBOROWSKI Uparcie. To mi jest obojętne! Ja się muszę wyrażać tak, jak mi serce dyktuje. Dla mnie Kobuz i Milan przez to samo, że im teraz zagląda w oczy śmierć lotnicza...
[71] JASTRAMB Przerywa mu. O, to może spotkać każdego z nas. To nie jest żaden wyczyn! Pański sposób myślenia przypomina mi — niech pan daruje — te dwie podfruwajki, co się tu wówczas plątały.
NOLA Panie kapitanie! jak pan może!
NIEBOROWSKI Uroczyście i zimno. Jestem zmuszony protestować przeciwko temu określeniu, panie kapitanie.
NOLA Błagalnie. Panie kapitanie...
JASTRAMB Chodząc z rozmachem po pokoju. Więcej musieli zwracać uwagi na te damy na ziemi, niż jeden na drugiego, wpadli na siebie, jakby ich dopiero co wylaszowano! Moi uczniowie.
NIEBOROWSKI Dosyć głośno. Panie kapitanie! o nieobecnych nie mówmy.
JASTRAMB Z gniewem, serdecznie. Jabym im to najchętniej powtórzył w żywe oczy! Rozumie pan? W żywe oczy! A swoje nauki niech pan zatrzyma dla siebie!
NOLĄNOLA Z rozpaczą. Panie Norbercie! proszę się opanować!
NIEBOROWSKI Blady. Słowo daję nie rozumiem pana kapitana.
JASTRAMB Wzgardliwie. Nie żądam, aby mnie pan rozumiał. Musiałbym być wówczas podobny do wypisów dla pierwszej normalnej.
NIEBOROWSKI Widzę, że działam panu kapitanowi na nerwy.
JASTRAMB Dobrze pan widzi.
NIEBOROWSKI Przejęty i poważny. I to nie od dzisiaj! Zastanawiałem się nad przyczyną. I zdaje mi się, że zrozumiałem. Mimowoli wszedłem panu w drogę w stosunku do jednej osoby...
JASTRAMB Wstając, groźnie, idąc ku niemu. Panie poruczniku, kogo pan ma na myśli?
NIEBOROWSKI Przerażony jego wyglądem. Co panu jest... Jakto kogo? No, panią Wandę Ptaszeczkową... naszą wspólną znajomą...
[72] JASTRAMB Odprężony. Ach, więc o tę panią wogóle chodziło! Winszuję!
NIEBOROWSKI Tracąc głos z oburzenia. Ożenię się z nią, gdy tylko otrzymam pozwolenie!
JASTRAMB Mnieby to miało w czemkolwiek przeszkadzać?... Ale wątpię, aby panu udzielono zezwolenia na małżeństwo z panią Ptaszeczkową.
NOLA Panie kapitanie, pan obraża osobiste uczucia mojego gościa!
JASTRAMB Wyraźnie. Pani daruje, ale pomimo najszczerszych chęci nie mogę brać serjo ani porucznika Nieborowskiego, ani pani Ptaszeczkowej.
NIEBOROWSKI Blady, uroczysty. Pan mi za to odpowie. Panie kapitanie...
JASTRAMB Jestem do pańskiej dyspozycji.
NIEBOROWSKI Z ukłonem. Pani pozwoli, że się pożegnam.
NOLA Nie, nie, panie Jasiu! Nie pozwolę panu odejść.
W drzwiach staje HERRUB.
NOLA Nareszcie! Pan Herrub! Niech pan patrzy... Wskazuje na stojących sztywno młodych ludzi — bezradny gest. Nieporozumienie!
SCENA 7: CIŻ, HERRUB.
HERRUB W obecności pani? Niewiarogodne!
NIEBOROWSKI To nie z mojej winy.
HERRUB Wszystko jedno z czyjej, ale muszą panowie przedewszystkiem przeprosić panią domu.
NIEBOROWSKI Najmocniej przepraszam, pani doktorowo!
JASTRAMB ...i ja. Kłania się NOLI.
NIEBOROWSKI Sztywno. Ja się jednocześnie pożegnam!
HERRUB Serdecznie. Nie pójdziesz nigdzie, głuptasie!... Pani pozwoli, że rozwikłam tę sprawę. Siadajcie państwo.
[73] NIEBOROWSKI Stoi wciąż. Pan kapitan daruje, ale bardzo się śpieszę. Moi świadkowie zajmą się tą sprawą...
HERRUB Bierze go pod ramię. Nie uciekniesz mi! Wpierw pogadamy. Jastramb, a oczy masz ciemne, jak dwie lufy! No, gadajcie, o co wam poszło?
NIEBOROWSKI Pan kapitan mnie obraził.
HERRUB Ech, nerwy! Co, Nieborowski i ty nie miałbyś przebaczyć naszemu asowi?
NIEBOROWSKI Pan kapitan obraził nietylko mnie, ale i moją narzeczoną!
HERRUB Miałeś do mnie zawsze zaufanie, prawda, a więc znając Jastrzębia i ciebie, mówię ci: zapomnij o tem, co było. Proszę cie o to.
NOLA I ja proszę.
NIEBOROWSKI To będzie trudno.
HERRUB My, których śmierć może tak łatwo zaskoczyć i rozłączyć, na co mieliśmy ostatnio dowód, powinniśmy się kochać. Słońce niech nie zachodzi nad naszym gniewem!
NIEBOROWSKI Wzruszony, patrząc na wspaniały, krwawo-czerwony zachód słońca w otwartem oknie. I ja tak myślę. A więc, wobec tego, że słońce wkrótce zajdzie — postaram się zapomnieć patrzy jeszcze w okno. Tembardziej, że kapitan Jastramb był zawsze moim ideałem lotnika... i pomimo wszystko co zaszło, będę go zawsze z żalem wspominał tam, daleko... Żegnam panią... Kiedyż się znowu zobaczymy! Czerwień zachodu zalewa pokój zwolna.
NOLA Nieprędko. Życzę panu szczęścia, panie Jasiu...
HERRUB Bądź zdrów... Jesteś dobrym kolegą.
Nieborowski wychodzi.
[74]SCENA 8: HERRUB, NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Smętny, do Herruba. Podziałałeś jak oliwa na fale... Werset o zachodzącem słońcu przekonał go...
HERRUB A ciebie nie?
JASTRAMB Nie jestem takim poetą...
NOLA Z żalem. To prawda! Szkoda!
HERRUB Prowadzi Jastramba do okna i pokazuje Nieborowskiego. Patrz, odchodzi, jak skrzywdzone dziecko! No, co, nie żal ci?
Jastramb odwraca głowę.
NOLA Do Herruba. Panie Gabrjelu, niech go pan dogoni... Herrub wybiega.
NOLA Wychylając się za okno, woła. Panie Jasiu! Panie poruczniku!
JASTRAMB Chwytając ją za rękę. Dosyć, dosyć, cicho!
SCENA 9: NOLA, JASTRAMB.
NOLA Z miłością i goryczą. Próbujesz być zły... ale za wiele cię to kosztuje... O własne szpony kaleczysz się, mój jastrzębiu...
JASTRAMB Daj mi spokój...
SCENA 10: CIŻ, NIEBOROWSKI, HERRUB.
Wracają HERRUB i NIEBOROWSKI. Nieborowski staje oko w oko z Jastrambem. Pauza. Patrzę na siebie. Wreszcie Jastramb wyciąga ręce do Nieborowskiego. Obejmuje go i uderza po ramieniu w formie serdecznego uspokojenia. Oblewa ich jakby krwią gorącą blask zachodzącego słońca.
NIEBOROWSKI Z uniesieniem. Wiedziałem. Zawsze wiedziałem, że pan jest najlepszy z ludzi!
JASTRAMB Bardzo wzruszony, ściskając go. Żegnaj mi, [75]Nieboraczku. Trzymać się proszę ciepło. Nie wpadać w morze, unikać pilotów-warjatów. Cofam wszystko, co mówiłem o pani Wandzie.
NIEBOROWSKI J. w. Ach, co tam pani Wanda! Dla pana mam stokroć większy kult!
JASTRAMB Gładząc go po ramieniu, nieco drżącym głosem. Jest młoda, piękna, wogóle... pierwszorzędna... A czasem rozumiesz, zbierze się coś w człowieku ...i niema rady... piękna pani Wanda — piękna...
NIEBOROWSKI Patrząc mu w oczy. E, panie kapitanie, mnie tylko lotnictwo prawdziwie obchodzi! Pan kapitan nie wie, jak go zawsze podziwiałem! Życzę panu światowej sławy, na którą pan zasłużył. A jeśli pana czemkolwiek kiedy — mimowoli — obraziłem, to proszę mi wybaczyć. Głos mu się łamie.
JASTRAMB Dobrze. Postaram się. Ze łzami prawie. No, no! Nieboraczku! nie rozczulajmy się zbytnio.
NIEBOROWSKI Żegnam was. Cześć. Salutuje długo od drzwi, patrząc na Jastramba.
SCENA 11: NOLA, HERRUB, JASTRAMB.
Dzwonek telefonu. NOLA podbiega, chwyta słuchawkę, mówi w nerwowem podnieceniu, oddając Herrubowi słuchawkę.
NOLA Szpital wojskowy. Panie Gabrjelu, proszę za mnie odebrać — ja nie mogę — mam złe przeczucie...
HERRUB Bierze słuchawkę telefonu — głosem bezbarwnym. Hallo. Słucham. Tu kapitan Herrub. Tak. Tak. Zakomunikuję. Odkłada słuchawkę zwolna, patrzy na Nolę i Jastramba.
NOLA Z nagłą trwogą. Co? co się stało? co?
JASTRAMB Ze strachem. Jakie wiadomości?
HERRUB Zwolna. Są wiadomości takie, jakie cię powinny ucieszyć... Jastramb mając nieczyste sumienie, przeraża się, tembardziej, że i Nola jest blada i przerażona.
[76] JASTRAMB Marszcząc brwi. Jakie mnie powinny ucieszyć — jakto?
NOLA Z trwogą. Milan i Kobuz!... Herrub milczy, bez ruchu stojąc.
JASTRAMB Zająkliwie, pomięszany. Co ty mówisz?... Przecież wczoraj... jeszcze... doktór Odbiecki zaręczał — gdzie doktór — czemu pozwala im umierać! Doktorze! Doktorze! Biegnie w stronę pokoju doktora. Doktorze! Znika na sekundę — przez ten czas Herrub przyskakuje do Noli.
HERRUB Teraz ma pani dowód! Oni żyją, mają się lepiej a pani będzie nareszcie szczęśliwa — —
Jastramb wraca z pokoju lekarza, Nola śledzi jego twarz.
JASTRAMB Trzymając się za głowę, pochylony. Niema go... no to ja już pójdę!
HERRUB Dokąd?
JASTRAMB Złamany, patrząc na boki. Nie wiem — wszystko jedno — mam ochotę na jakieś ryzyko. Pies jestem podły... Chce wyjść, ale Nola go zatrzymuje i walczy z nim w drzwiach. Puść mnie... Muszę iść. Puść, kochana...
NOLA W krzyku tryumfu. Nie, nie, nie pójdziesz! Zagradza mu sobą drzwi.
JASTRAMB Słabnie, opiera głowę i ręce o futrynę drzwi — płacze — Nola odsłania mu twarz przemocą, krzyczy.
NOLA Łzy!... Łzy!... Nie zaprzeczaj! Widzę!... moje łzy, moje najdroższe klejnoty!
JASTRAMB Dajcie mi spokój... naprawdę coś się ze mną głupiego dzieje... chcę być sam... zostaw mnie.
NOLA Gorąco. O, nie! Nie puszczę cię teraz! Teraz jesteś mój!
JASTRAMB Złamany. Ach, po djabła całe to życie... i po diabła to serce. Zwiesza głowę.
HERRUB Zaczerpnąwszy oddechu. Poczekaj, uspokój się — nie rozumiem o co ci wogóle chodzi? Oni żyją i są uratowani! [77]Oto jest komunikat szpitalny, o którym mówiłem, że cię powinien ucieszyć.
JASTRAMB Odżył, podnosi głowę. Jakto... to prawda! No i co ty ze mną wyprawiasz, Herrub? Niech cię nie znam!
NOLA Obejmuje go. Żyją! I nasza miłość żyć będzie!... Ty masz serce!... ty jesteś dobry!
JASTRAMB Ściskając za ramię Herruba. Herrub, ale właściwie to — otworzyłeś mi oczy! Właściwie to — dziękuję ci! Uśmiecha się przez ostatnie łzy.
HERRUB Zawstydzony. Ja? co? ani mi się śniło! Źle mnie zrozumiałeś, nie dałeś mi przyjść do słowa... — widać miałeś nieczyste sumienie. Co? — idźże, idź! Wstydziłbyś się!
JASTRAMB Z westchnieniem szczęścia. Nola! Obejmuje ją. Nola! To dobrze! to pięknie! Niechże sobie żyją! Śmieje się serdecznie i szeroko.
NOLA I już im dobrze życzysz? Tak jak ja?
JASTRAMB Jak ty... i jestem baba... jestem baba... psiakrew tak jak ty... Całuje ją.
HERRUB Z ukłonem. Żegnajcie państwo. Nie, mnie już czas.
NOLA Co, już?... tak prędko?... Pan daruje że my tak szczerze — przy panu —
HERRUB O! Przeciwnie. To dla mnie piękny widok — tylko muszę śpieszyć do hangarów. Mam jeszcze dzisiaj nocne loty.
NOLA Pan jakiś smutny... Co panu jest?
HERRUB Nic, nic... twarz mnie pali, może to na zmianę...
NOLA Wpatrując się w niego. Ale pozostanie pan moim przyjacielem...
HERRUB Dziękuję...Dziękuję...
NOLA Odprowadza go do drzwi, mówiąc nieuważna i szczęśliwa. Pan zawsze taki dobry — taki kochany przyjaciel...
[78]SCENA 12: NOLA, JASTRAMB.
JASTRAMB Biorąc ją za rękę. Teraz pozostaje tylko jedna kwestja: twój mąż.
NOLA Muszę go wybadać. Gdyby zanadto cierpiał...
JASTRAMB Gorączkowo. To nic... To nic. Musimy przejść nad tem do porządku dziennego. Jedno cięcie, sprawa załatwiona i krótsze cierpienie.
NOLA Nie chcę żadnych cięć... daj mi czas, abym go mogła zwolna przygotować. To człowiek nauki... Trochę dziwak, ale dobry jak dziecko, nie krzywdźmy go!
NOLA O tak! Idąc z nim do okna. Jak cicho, jak niebiesko...
JASTRAMB Wkrótce zaczną się loty.
NOLA Wskazując. Patrz, nietoperz.
JASTRAMB Robi rundy na pełnym gazie... NOLA? A więc wszystko zapomniane —
NOLA Jak echo. Wszystko darowane...
JASTRAMB i NOLA obejmują się i całują na tle okna. W pokoju robi się coraz błękitniej od zmierzchu. Drzwi skrzypnęły, ale oni nie słyszą... Wszedł LEKARZ, zapalił nagle lampę w drzwiach.
SCENA 13: CIŻ, JERZY
JASTRAMB odsunął się od Noli, zapalił papierosa. JERZY zmięszany, robi nieokreślone gesty.
JERZY No cóż, moi państwo, rozmawiają sobie, jak widzę! Spostrzegł czarne strzępy w popielniczce. A to co? Tyle niedopałków? Nola, ty nie masz sumienia! Pozwalasz tyle palić lotnikowi! Pauza. Zmiana tonu, którego Jerzy wyraźnie szuka [79]i dobiera. No a ze szpitala to mamy dobre wiadomości... taak... Milan nie chce się już żenić, a Kobuz przestał ziewać... już wiecie, tak? No dzięki Bogu... dzięki Bogu. Cóż? Próbował pan odnikotynowanych papierosów? Nie... A który to dzisiaj, pewnie pięćdziesiąty papieros...?
JASTRAMB Łagodnie. Panie doktorze, pan wybaczy, ale musimy wyjaśnić sytuację. Najwyższy czas wyrównać ten korkociąg, w który wpadliśmy, panie doktorze!
JERZY Zdejmując okulary. Co, co? Ja nic nie wiem... Jaką sytuację? Jaki korkociąg.
JASTRAMB Z uśmiechem. Najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy, drogi panie doktorze!
NOLA Ze strachem. Ostrożnie!
JERZY Po pauzie, z rezygnacją. No więc powiedzmy, że dostrzegłem wchodząc tutaj, jakieś zgrupowanie dwóch sylwetek... Ale cóż ja na to poradzę?... Biedni my mężowie! W każdym domu jest nas o jednego zawiele! Zapomniałem teczki z referatem... Zaraz sobie idę...
JASTRAMB Stanowczo. Nie! Musimy najpierw pomówić, panie doktorze!
JERZY Mruga oczami. No — no? O czem? O czem?
JASTRAMB Prosto i spokojnie. O moich uczuciach dla pańskiej żony.
JERZY Serdecznie, trochę niespokojnie. Widzę, że się pan wzburzył, przejął! Ależ ja panu przecież nie mam za złe... lotnikowi? — Nie dziwię się kobietom, bo ja sam nierazbym was uściskał z całej duszy! — Najlepiej, dajmy spokój... już zapomniałem, mam nadzieję, że się poprawicie, no i przejdźmy nad tem...
JASTRAMB Zimno. Panie doktorze, ja stosunek mój do pani Anny traktuję bardzo poważnie i proszę pana o zgodę na rozwód!
[80] JERZY Bardzo nerwowo. Co? — rozwód! Panie kapitanie, nie mówmy nawet o tem! Lotnik nie powinien się wiązać. Ja panu coś powiem: platoniczna miłość, oto rozwiązanie całej sprawy. Dla niej zresztą, to najodpowiedniejsza forma... moja żona to mulier frigida! Ona bluffuje tylko, ech, no niema o czem mówić! Jakiś uraz w dzieciństwie wywołał u niej absolutną oziębłość... Ale lubi pozować na Aspazję — o lubi! Takie to zawsze tak...
JASTRAMB Surowo. Panie doktorze, na moją krótką prośbę żądam krótkiej i rzeczowej odpowiedzi.
JERZY Zgnębiony do Noli. Nola! A cóż ty na to? Czy to prawda, że chcesz mnie porzucić? Dlaczego? Co ja ci zawiniłem?
NOLA Do Jastramba. Tego się najwięcej bałam! Do męża. Przebacz mi, byłeś taki dobry... ale ja go kocham...
JERZY Patrzy na jedno, na drugie, walczy z własnem sumieniem. Pauza. Ojejej... ten zły na mnie, zdenerwowany, ta bliska płaczu. Poczekajcie, co tu robić... chciałbym wam iść na rękę... Widzisz dziecino, jest taka historja... Jeśli rozwód, no to i ja czy chcę czy nie chcę, jako rozwiedziony i wolny muszę się żenić... a to będzie ciężko, bardzo ciężko... a jak się wykręcić? Co? — ha? Pan, kapitanie, jako honorowy człowiek, rozumie, co? Wzdycha gorzko. Ale ja się już poświęcę, swoim zwyczajem!
NOLA Która skamieniała ze zdumienia. Musiałbyś się żenić? Ty? Z kim?...
JERZY Z wisielczym humorem. Jakto z kim? — Z moją rozkoszną przyjaciółeczką!
NOLA Cofa się. Z jaką znowu przyjaciółką?
JERZY Jakto z jaką? Bardzo miłą... tylko mi się bestyjka już trochę przejadła! Pomyśl: 5 lat!
NOLA Zdumiona bez żalu. No niemożliwe... od tak dawna?...
[81] JERZY Z gestem rozpaczy. Moje dziecko, a cóżbym ja bez niej robił? Popadłbym chyba w jakąś zadumę! Ja przecież jestem kochanie, normalnym, pełnowartościowym człowiekiem! A że u ciebie psychogenne czynniki i tam dalej... to nie racja... Ale widzisz na żonę tobym jej niechciał...
NOLA Przerywa z uśmiechem. Widzę, że ja milczałam z litości, a ty dla ułatwienia sobie życia! Prawda?
JERZY Jakby przepraszał. Ale czyż byłem złym mężem? Czy twoje zdrowie nie było ciągłym przedmiotem moich trosk? Czy byłaś skrępowana, nieszczęśliwa? Czy — czy byłem niesprawiedliwy —? Egoista?
NOLA Rozumiem już wszystko i dziękuję ci. Oszczędziłeś mi wielu skrupułów... Widzę przed sobą szczęście... bez chmur.
JERZY Raz jeszcze gra komedję. No więc drogi kapitanie... skoro inaczej być nie może, zapominam na chwilę, że jestem lekarzem, zamykam oczy na kliniczny obraz mojej żony, i przystaję już na ten rozwód. Wzamian żądam od was przyjaźni. Ostatecznie, frigiditas może w szczęśliwym wypadku zanieistnieć! Uderza go po ramieniu. Müllermann cytuje taki wypadek. Aleście mi narobili kłopotu! Słowo daję! Moja dziewczyna to ma charakter! Jutro mi się tu gotowa wprowadzić! Bądźcie łaskawi choć do czasu w sekrecie to wszystko zatrzymać... Ajejej, jak ta młodość musi wszystko komplikować! A tak dobrze było i spokojnie! Wychodzi do swego pokoju, ale zatrzymuje się jeszcze w progu. Ale słuchaj, możebyś tak, ot dla pewności, wzięła jednak przed ślubem tych kilka zastrzyków hormonowych! Choć dziesięć ampułek po 30 jednostek mysich! Krztusi się śmiechem. Ach, ta medycyna! Co? kolega Müllermann! Co? Frigiditas... Śmieje się wreszcie otwarcie, trochę smutno, kiwając głową. No cóż robić, cóż robić!... Wychodzi.
[82]SCENA 14: JASTRAMB, NOLA
JASTRAMB No, to już chyba ostatnia niespodzianka!
NOLA Zamyślona. Więc mnie naprawdę nikt dotychczas nie kochał! Dlaczego!...
JASTRAMB Biorąc ją w ramiona. Bo to niebezpieczna rzecz... Obejmując ją. I moja, tylko moja...
NOLA Patrz! Gwiazdka czerwona płynie! W oknie na ciemnem niebie przesuwa się zwolna samolot Herruba. Oboje w oknie otwartem wołają z cicha. Herrub! Dobrywieczór Herrub!
KONIEC.
Druk ukończono dnia 11 stycznia 1936 roku.