Powstanie Styczniowe 1863—1864/Interwencja Europy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Powstanie Styczniowe 1863—1864 |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Drukarnia Naukowa |
Miejsce wyd. | Warszawa, Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W dniu 16 lutego szlachta galicyjska, utrzymująca kontakt z Białemi w Królestwie, jak również pozostająca w ścisłym, acz czysto prywatnym związku z Hotel Lambert, otrzymała telegraficzne polecenie z Paryża z żądaniem zmiany jej polityki względem powstania. Wieść ta natychmiast rozeszła się, zarówno wśród żywiołów politycznych Galicji, jak i przedostała się do Królestwa, wywołując wszędzie zdumienie.
Biali bowiem w Królestwie, jak i ogół polskich żywiołów umiarkowanych, sprawę ruchu zbrojnego uważali za skończoną. Niewczesne powstanie, wywołane przez żywioły rewolucyjne, uznano i ogłoszono za wybuch protestu zrozpaczonych rekrutów, po którego rychłym stłumieniu — jak głosiła programowa odezwa białych „Do współobywateli“ — „szlachta stanie się rozjemcą pomiędzy rządem a krajem“... W Galicji tworzono komitety i koła pomocy dla rannych, powstrzymując, bez rezultatu zresztą, młodzież od wymykania się w pole. Z tego stanowiska, zajętego przez ogół szlachecko-mieszczański, a urozmaicanego nawet próbami rozbijania organizacji, lub też agitacji wśród samych oddziałów, nie mogły Białych sprowadzić ani gwałty moskiewskie, dochodzące wręcz do jakiegoś dzikiego znęcania się nad spokojną ludnością, ani niedołęstwo rządu, zastraszonego wybuchem i oddającego kraj na pastwę zupełnej anarchji i samowoli komendantów walczących ze sobą oddziałów, a ignorujące zupełnie Radę Stanu, Rady powiatowe i miejskie i całą biurokrację Królestwa, ani wreszcie wzrastający stopniowo napływ co gorętszej szlachty do powstania. Z pośród niej nawet niektórzy „szlagoni“ czystej krwi, jak hr. Stroynowski, Czachowski, Drahomirecki, Mielęcki, Oksiński, Bohdanowicz, Zakrzewski, Deskur, zyskali odrazu sławę i popularność.
Hasło jednak z Paryża zmieniło front Białych w zupełności. Wkrótce zaś w głosach prasy europejskiej zaczęło odbijać się żywe zainteresowanie sprawą polską i zupełna zmiana poglądów na powstanie w Królestwie. Widocznem było ze wszystkiego, że kwestja polska wprowadzona została na wokandę spraw europejskich i że wprowadza ją mianowicie Napoleon III. Tem zaś to bardziej było znamienne, że po wybuchu powstania, krzyżującego plany sojuszu Francji z Rosją, monarcha ten zajął względem ruchu polskiego stanowisko nieprzyjazne.
Jak się wyjaśniło, powodem zaszłej zmiany było nadzwyczaj zręczne posunięcie polityki pruskiej.
Znany nam już mianowicie z zeszłorocznych swoich intryg w Petersburgu, ówczesny poseł pruski, a dziś już pierwszy minister króla Wilhelma Otton v. Bismark uznał zamieszki polskie za wspaniały powód do zakończenia swej, trwającej już od lat kilku, misternej roboty politycznej. Robota ta polegała z jednej strony na przywróceniu i, o ile możności wzmocnieniu nawet, starego przymierza prusko-rosyjskiego, z drugiej zaś — na odsunięciu możliwości wznowienia groźnej dla Prus sprawy polskiej.
Jak widzieliśmy, w Petersburgu przez popieranie Margrabiego zdołał Bismark unicestwić plany polskiej polityki Austrji. Obecnie zaś przedstawiła się możność obalenia całej polityki kompromisu polsko-rosyjskiego, a jednocześnie rozbicia nawiązującej się przyjaźni rosyjsko-francuskiej.
Przedewszystkim więc polityka pruska postarała się o możliwie szerokie rozreklamowanie upadającego powstania, jako pierwszego etapu rewolucji ogólnej. Ostentacyjnie ogłoszono w tym celu stan oblężenia w Poznańskiem, nad granicami przeciwko garstkom tułających się po lasach powstańców, ześrodkowano cztery korpusy wojska, a w końcu gen. Alwensleben został wysłany, jako nadzwyczajny poseł pruski, do Petersburga z propozycją wspólnej walki przeciwko powstańcom.
W tym też celu w dniu 8 lutego zostata zawarta umowa rosyjsko-pruska, którą natychmiast, mimo, że miała ona być tajną, rząd pruski postarał się rozgłosić po Europie.
Konwencją tą zostały zaskoczone przedewszystkim Austrja i Francja. Samo powstanie polskie nie wydawało się rządom tych państw za dostateczny powód do niej, a przypuszczano że jest ona jedynie objawem zawiązanego w tajemnicy ścisłego przymierza. Przymierze zaś takie dwu najpotężniejszych wojskowo, i najbardziej reakcyjnych państw w Europie było bardzo groźnem niebezpieczeństwem w stosunkach międzynarodowych. Napoleon III ponadto ujrzał się oszukanym przez rząd rosyjski, z którym od lat kilku już, a w końcu i z pewnym skutkiem — zawiązywał przyjazne stosunki i dla nich robił znaczne ofiary z tradycyjnej sympatji Bonapartych dla Polski.
Przeciwko też polityce prusko-rosyjskiej Francja i Austrja, rozpoczęły swoją własną politykę — opartą przedewszystkiem na wykorzystaniu kłopotów Rosji z powstaniem polskim. W tym też celu Napoleon zwrócił się do Hotel Lambert, stamtąd zaś poszły wiadomości i wskazówki do kraju.
Sprawa wydawała się niezwykle poważną. Cała prasa francuska, z urzędowym pismem — „Constitutionel“, głosy posłów i ministrów w Paryżu, prasa angielska i belgijska, a wreszcie i wiedeńska, zaświadczyły, że sprawę polską Zachód Europy traktuje niezwykle ostro. Austrja — odmówiła rosyjskiemu żądaniu wydawania zbiegłych w jej granice z bronią w ręku powstańców. Wreszcie, marszałek krajowy Galicji, Ludwik Wodzicki, wysłany do Paryża, na szeregu konferencji z wybitnymi politykami Francji, otrzymał daleko idące zapewnienia oraz instrukcje od nich.
Mianowicie prezes Ciała Prawodawczego, i wybitny polityk francuski hr. Colonna-Walewski, oświadczył Wodzickiemu, że koniecznym jest rozszerzenie granic powstania, oraz zapewnienie mu trwałości. Da się to uskutecznić przez odjęcie ruchowi znamion związku z rewolucją i uczynienie go wyłącznie skierowanym przeciwko Rosji ruchem ogólno-narodowym. Będzie to bowiem ściśle związane z akcją w sprawie polskiej, którą rozpoczął Cesarz Napoleon, prowadząc układy dla wspólnego działania z Anglją i Austrją. Punktem wyjścia w rokowaniach o Polskę będzie żądanie, przedstawione Rosji, aby połączyła z Królestwem Litwę i w tak rozszerzonym Królestwie Polskim przywróciła stan rzeczy z przed powstania Listopadowego. W razie zaś odmowy ze strony Rosji, ma stanąć, jak zapewniał Walewski, na porządku dziennym utworzenie państwa Polskiego, jako sekundogenitury austrjackiego domu.
Wodzicki, powróciwszy do kraju, natychmiast dał hasło żywiołom umiarkowanym do tworzenia organizacji powstańczej, formowania oddziałów, poszukiwania dla nich dowódców, przedewszystkim zaś, skłaniał Białych do owładnięcia powstaniem.
Nie było to rzeczą zbyt trudną. Czerwoni dokonali faktycznie rewolucji socjalnej w Królestwie. Była nią uwłaszczenie chłopów, którzy wszędzie przestali odrabiać pańszczyznę i płacić czynsze, do czego ich zresztą ośmielały oddziały powstańcze i bezwarunkowe posłuszeństwo szlachty manifestom 22 stycznia. Jednocześnie Czerwoni odpowiedzieli na barbarzyńską brankę protestem zbrojnym, krwią swoją niosąc hasło niepodległości Polski wbrew kompromisowej polityce Margrabiego. W ten sposób wyczerpali oni cały swój program ostatnich czasów przed wybuchem. Zrobili, co mogli, i dziś w większości walczyli i ginęli w polu, bądź na czele oddziałów, bądź też jak Rolski, Wereszczyński, Godlewski, Denel, Koskowski, jako prości żołnierze. W Warszawie, po aresztowaniu w tych czasach Marczewskiego, a wyjeździe członków Komitetu Centralnego na prowincję, Daniłowskiego zaś do Paryża, z wybitniejszych Czerwieńców pozostawał jedyny naczelnik miasta, Bobrowski. Sytuację Czerwonych utrudniało jeszcze nieudane ujawnienie się Rządu Narodowego, wobec czego wszczęte przez nich powstanie, jak widzieliśmy, było bez władzy naczelnej i kierunku. Biali też odrazu przystąpili do roboty. Za pośrednictwem Ruprechta i Gillera w krótkim czasie opanowali oni powiększoną do liczby kilkunastu osób Komisję Zastępczą, w której zasiedli na równych prawach z wyłącznie umiarkowanymi członkami jej i powracający powoli do Warszawy członkowie Rządu Narodowego. Klęska i emigracja Mierosławskiego wybornie posłużyła Gillerowi, obecnie prowadzącemu całkowicie sprawę polityki powstania, do zlikwidowania dyktatury Czerwonego gienerała. Gdy przybył w początkach marca po długiej podróży, spowodowanej zarówno trudnościami, jak i załatwieniem spraw osobistych, wysłany przez Mierosławskiego Daniłowski, zastał on sprawę swego mocodawcy przegraną zupełnie. Komisja była mu niechętna. Sprawę wreszcie zakończono formalnie w ten sposób, że dano gienerałowi krótki termin powrotu i objęcia dowództwa w Królestwie z zaznaczeniem, że w razie jego nieprzybycia w tym terminie do kraju, wszelkie umowy, zawarte między gienerałem a Komitetem Centralnym, tracą na wartości.
Pozbywszy się w ten sposób zobowiązań powstania względem Mierosławskiego, żywioły umiarkowane prowadziły swoją grę dalej. Przedewszystkim zorganizowały się one w Galicji i Księstwie Poznańskim. Następnie, dla nadania powstaniu charakteru ogólno-narodowego Biali w Królestwie rozpoczęli gorącą agitację za podaniem się do dymisji wszystkich członków Rady Stanu, rad municypalnych i powiatowych oraz t. zw. „mirowych“ pośredników włościańskich na Litwie. Radcy Stanu wahali się nieco, gdy tymczasem wysoce ryzykowny nietakt rządu rosyjskiego sprawę tę przyśpieszył gwałtownie. W dniu 6 marca władze wojskowe wezwały chłopów do pomagania wojsku przy łapaniu powstańców, oddając jednocześnie sprawowanie obowiązków policyjnych po wsiach chłopom, przyczym chłopi mieli podlegać bezpośrednio naczelnikom wojennym z pominięciem zarządu gmin. Dla lojalnej szlachty był to cios straszny, gdyż chłopi i bez zachęty w wielu okolicach występowali wrogo przeciwko powstańcom, wyłapując zbłąkanych i maruderów, dobijając i rabując rannych i t. d.
Obecna odezwa stawiała lud polski masowo przeciw innym warstwom i mogła wywołać wojnę domową w społeczeństwie. Na znak więc protestu Radcowie Stanu, nie otrzymawszy ani od W. Księcia, ani od Margrabiego żądanych wyjaśnień i uspokojenia, podali się do dymisji. Za Radą Stanu poszły rady samorządowe i w krótkim czasie cała tak chlubna praca Margrabiego runęła w gruzy. Niemałą zachętą do tej manifestacji umiarkowanych i — rzec można — rządowych żywiołów polskich była doręczona w tym czasie w Petersburgu nota angielska w sprawie polskiej. Rząd angielski wręcz wyjaśniał Rosji, iż całe powstanie jest skutkiem nieposzanowania przez nią swoich zobowiązań względem Polski na Kongresie Wiedeńskim powziętych i zwracał uwagę na międzynarodowość sprawy polskiej. Ton ostry noty pozwalał przypuszczać gotowość Anglji do poparcia w razie potrzeby swoich postulatów siłą i łączność jej z Napoleonem III.
Dokonawszy swego z Radą Stanu i po zorganizowaniu szlachty wszystkich zaborów, politycy umiarkowani postanowili uwieńczyć swoją sprawę stworzeniem rządu powstania. Tajny rząd uznany został zupełnie za niemożliwy. Trudności zaś, jakie miał pierwszy Rząd Narodowy z ujawnieniem się swoim, jak również i warunki ówczesne powstania, nie pozwalały nawet marzyć o długiem istnieniu i o powadze jawnego rządu powstańczego ściganego po kraju całym. Pozostawała więc dyktatura któregoś z bardziej wsławionych wodzów partyzantów, których siły słabe starano się równocześnie według możności powiększyć.
Garść bowiem kilkutysięczna bojowników topniała coraz bardziej. Po zniesieniu w końcu lutego partji Dworzaczka, przyszła w początkach marca kolej na Mielęckiego. Obroniwszy się przed atakiem przeważających sił Moskwy w klasztorze Biniszowskim w dn. 1 marca, Mielęcki połączył się z pięknym oddziałem, z 240 strzelców i 30 ułanów złożonym, a wprowadzonym z Księstwa Poznańskiego przez Garczyńskiego i Glogiera. Na drugi dzień jednak po bitwie Biniszowskiej połączone oddziały poniosły klęskę od 5 rot piechoty i 200 jazdy moskiewskiej pod Mieczownicą. Zasłaniając odwrót całego oddziału, legło tu na zajętym wśród cmentarza stanowisku kilkudziesięciu strzelców, w większości uczniów gimnazjum w Trzemesznie. Z całego oddziałku, pozostawionego w arjergardzie, ocalał jeden tylko ranny, resztę wymordowali moskale. Mielęcki i Garczyński z niedobitkami przeszli granicę. Współcześnie nieomal Lüttich i Oksiński po bitwach pod Jaworowem i Brodnią wyparci zostali w Krakowskie. Ciosem ostatecznym dla słabego powstania Kaliskiego było samobójstwo przysłanego przez Rząd Narodowy organizatora, b. oficera huzarów Rudzkiego, który, osaczony w Gruszczycach przez moskali, nie chcąc dostać się do niewoli, odebrał sobie życie wystrzałem z rewolweru. W Krakowskiem organizował oddział ocalały z pogromu miechowskiego Cieszkowski, oraz nad samą granicą, po bitwach pod Skałą, gdzie poległ znany nam dobrze Andrzej Potiebnia, i Pieskową Skałą — zajął stanowisko Langiewicz.
Obóz wsławionego szeroko po kraju wodza sił narodowych dwu południowych województw stał się teraz jakby ośrodkiem powstania. Do Goszczy, gdzie na obszernej polanie i folwarku powstańcy rozłożyli się obozem, przybywali ochotnicy, oficerowie i politycy. Przymaszerował przedewszystkim oddział Cieszkowskiego, który zdążył już stoczyć niezgorsze potyczki pod Pankami i Mrzygłodem. Z Krakowa, dokąd wysłano rozkaz stawienia się do szeregów wszystkim przebywającym tam powstańcom, Rochebrun i Wenert, dawni oficerowie Kurowskiego, przyprowadzili rozbitków miechowskich, z których nanowo organizował Rochebrun bataljon „żuawów śmierci“. Prócz tego, zewsząd ochotnicy przybywali całemi partjami, tak że w krótkim bardzo czasie stanął oddział, liczący 450 ułanów, zbrojnych w lance, pistolety i szable, 200 żuawów, umundurowanych w czarne żuawki z białemi krzyżami na piersiach i fezy, a uzbrojonych w karabiny lub stucery z bagnetami, 400 strzelców, mających broń myśliwską i 1,500 kosynierów. Oddział podzielono na pułki i bataljony. Jazdą dowodził gien. Czapski, piechotą: Czachowski i Wenert pod naczelną komendą Śmiechowskiego. Szefem sztabu został poseł do Sejmu Pruskiego, Władysław Bentkowski, intendentem — dawny członek Komitetu Centralnego, Tomasz Winnicki, instruktorem kosynierów — Wierzbiński. Prócz tego w obozie przebywał stale komisarz Rządu Narodowego na województwo Krakowskie — Biechoński i wiecznie przesiadywali politycy z pobliskiego Krakowa.
Ci ostatni przeprowadzali właśnie dyktaturę Langiewicza. Do tego zmuszała ich, poza koniecznością utworzenia jawnego przedstawicielstwa powstania, jeszcze i agitacja Mierosławskiego, który, oburzony na udzielenie mu dymisji przez Komisję Zastępczą, oraz przerażony polityką żywiołów umiarkowanych, rozwinął w tym czasie wytężoną działalność i osiadł ze swym sztabem w Krakowie.
Rzecznicy dyktatury nie przebierali w środkach. Z inicjatywy organizacji poznańskiej zwołano do Krakowa zjazd przedstawicieli wszystkich dzielnic polskich, na który delegat poznański, Łubieński wprowadził w roli przedstawiciela Rządu Narodowego, jakoby zupełnie rozbitego przez aresztowania, niejakiego hr. Adama Grabowskiego. Grabowski oświadczył zebranym, że Rząd Narodowy, wobec zupełnej nieodpowiedzialności gien. Mierosławskiego, postanowił powierzyć dyktaturę Langiewiczowi i żąda zgody na to zebranych na zjazd przedstawicieli Galicji i Poznańskiego. Dyktatura oczywiście została uchwalona jednomyślnie, a następnie Grabowski z gien. Wysockim i kilku krakowianami decyzję tę zawieźli do obozu w Goszczy.
Langiewicz na dyktaturę swą zgodził się i natychmiast wydał odpowiednią odezwę, datowaną: „Głowna Kwatera Goszcza, 10-go marca 1863 r.“, a zatwierdzającą manifesty 22-go stycznia.
Odezwę tę dyktator uzupełnił dekretem o przekazaniu przez siebie władzy cywilnej Rządowi Narodowemu, z czterech dotychczasowych członków i 3 przedstawicieli poszczególnych zaborów złożonemu, a mającemu działać w jego imieniu.
Komisarz Biechoński nie protestował, wojsko zaś przysięgło na wierność dyktatorowi bez oporu, owszem z wielkim zapałem i zaraz ruszyło w głąb kraju, naprzeciw zbliżającego się wroga.
Wieść o dyktaturze przyjęto w kraju z entuzjazmem. Odezwy dyktatora, jego fotografje, były rozchwytywane, a Komisja Zastępcza w Warszawie, której niewielu tylko członków było w całą intrygę wtajemniczonych, zaskoczona spełnionym faktem, wysłała Gillera, Janowskiego i Bobrowskiego do obozu dyktatora dla zbadania sprawy i ułożenia warunków dalszego wspólnego działania.
Korpusik dyktatora w tym zaś czasie umiejętnym manewrem, po krótkich potyczkach forpocztowych, wymknął się z obławy, jaką nań urządzili moskale w 2,000 piechoty, 500 jazdy i 4 działa i szedł forsownemi marszami nad Nidę, znów wymykając się otaczającym go moskalom pod wodzą Czengiery’ego. Stoczywszy umiejętnie prowadzoną potyczkę pod Chrobrzem, gdzie zwłaszcza odznaczyli się żuawi Rochebruna, dyktator ruszył w lasy pod Grochowiskami, gdzie miał zamiar wypocząć, a potym iść w Świętokrzyskie. Pod Grochowiskami jednak na oddział polski napadli moskale, wzmocnieni do 2,400 piechoty i 700 jazdy przy 6 działach. Lesista okolica i słota z gęstą śnieżycą uniemożebniła ogólny kierunek bitwy, która zamieniła się w szereg potyczek poszczególnych oddziałów. Ku wieczorowi moskale, straciwszy sporo zabitych, rannych i jeńców, rozpoczęli odwrót. Polacy jednak, mając kilkuset zabitych i rannych, wyczerpawszy amunicję, znaleźli się mimo zwycięstwa w położeniu krytycznym, tymbardziej, że jazda cała uciekła na początku bitwy, a Czachowski ze znaczną częścią sił został odcięty.
Na radzie wojennej postanowiono rozdzielić oddział na kilka części i działać w różnych okolicach Krukowskiego i Sandomierskiego. Dyktator zaś miał z niewielkim oddziałem przez Galicję ruszyć dla ożywienia powstania w Lubelskie.
Nagły wyjazd dyktatora z obozu wywołał panikę. Śmiechowskiemu, który objął po Langiewiczu komendę, i miał wyprawiać poszczególne oddziały według uchwały rady wojennej, z trudem udało się skupić kilkuset ludzi koło siebie, reszta zaś bezładnym tłumem rzuciła się ku granicy i, dognawszy dyktatora z eskortą, wraz z nim przeprawiała się przez Wisłę. Tymczasem nad granicę przybyli huzarzy węgierscy, za uciekającymi zaś, osłanianymi przez Śmiechowskiego, parli moskale. Śmiechowskiemu udało się zakopać broń i przejść granicę ze stratą tylnej straży, która w Igołomji po zażartej bitwie została wycięta w pień przez moskali. Langiewicz jednak został wraz z pełniącą przy nim obowiązki adjutanta, córką gienerała rosyjskiego, Henryką Pustowojtówną, aresztowany przez austrjaków i osadzony w Tarnowie, a następnie przewieziony do Krakowa.
W ten sposób, po dziewięciodniowym trwaniu, w d. 19 marca zakończona została dyktatura powstania. Zeszedł z widowni jeden z najpoważniejszych bądź co bądź działaczy jego, zarówno, jako organizator, jak i jako partyzant. Langiewicz bowiem obok Lewandowskiego — na Podlasiu — był jedynym — który jako tako powstanie u siebie w Sandomierskiem przygotował i zaimprowizowany plan wykonał. Wyruszywszy zaś w bój partyzantką prowadził aż do chwili swego upadku bardzo umiejętnie.
Sprawa cała miała swój tragiczny epilog. Bobrowski, po przybyciu wraz z innymi wysłańcami Komisji Zastępczej do Krakowa, wykrył całą intrygę Białych. Dla uniknięcia więc dalszych intryg wydał natychmiast po upadku Langiewicza odezwę, zawiadamiającą, że Komitet Centralny, jako Tymczasowy Rząd Narodowy z powrotem bierze w swoje ręce władzę. Jednocześnie zaś wystąpił ostro przeciw autorom całej imprezy. Wynikł z tego pojedynek jego z Grabowskim, który szlachetny i dzielny Bobrowski przypłacił życiem.
Współcześnie nieomal z upadkiem dyktatora, ponieśli klęskę stanowczą dwaj inni wodzowie powstania: Lewandowski na Podlasiu i Padlewski w Płockiem.
Lewandowski, wyparty w końcu lutego wraz z Lelewelem i Zakrzewskim z Podlasia, czas jakiś trzymał się w Lubartowskiem, gdzie szczęśliwie ucierał się z mniejszemi oddziałami, aż wreszcie poniósł porażkę pod Adamkami. Niedługo potem wszystkie trzy połączone partje zostały na głowę rozbite pod Lutą. Po klęsce tej Lewandowski, pozostawiwszy w Lubelskiem Lelewela, sam z Zakrzewskim powrócił na Podlasie, gdzie w krótkim czasie zebrał nowy oddział. Pod Grężówką w Łukowskiem i pod Staninem dzielny wojewoda podlaski odniósł zwycięstwa, lecz następnie, gdy, ośmielony powodzeniem uderzył na załogę Garwolina, poniósł porażkę i musiał się cofnąć, naciskany przez osaczających go zewsząd moskali. Dla łatwiejszego wymknięcia się z obławy, Lewandowski podzielił swój oddział na dwie części, z których jedna pod dowództwem Zakrzewskiego ruszyła w Lubelskie, z drugą zaś sam próbował wydostać się z koła moskali na północ. Oba jednak oddziały spotkała klęska. Zakrzewski został zniesiony pod Kurowem, Lewandowski zaś, osaczony przez kilkakrotnie przeważające siły moskiewskie pod Jagodnem, poniósł straszną klęskę i ranny dostał się do niewoli 24 marca.
W tym że czasie zakończył swą działalność powstańczą Zygmunt Padlewski.
Objąwszy dowództwo nad oddziałami Zameczka i paru innych dowódców, wojewoda założył swą główną kwaterę w Myszyńcu, gdzie w dniu 9 marca stoczył piękną bitwę, prowadząc ze sztandarem w ręku na białym koniu do ataku kosynierów. Niedługo jednak potem, po szeregu potyczek: pod Drążewem, gdzie poległ dawny naczelnik miasta Warszawy, a później organizator powstania płockiego, Edward Rolski, pod Chorzelami, gdzie pobito oddział straży pogranicznej, pod Zeńbokiem gdzie legła bohatersko co do jednego cała arjergarda z setki strzelców złożona, zasłaniająca odwrót oddziału, a natomiast połączyły się z Padlewskim resztki rozbitego oddziału Jurkowskiego, uzupełnione nowym zaciągiem przez nowego dowódcę Malinowskiego, wreszcie pod Strzygowem — zmęczony dwunastodniowym marszem wśród ciągłych bojów korpusik jego stanął w lasach Mławskich na wypoczynek. Tu napadły powstańców, liczących koło 1,000 ludzi, 2 roty piechoty i sotnia kozaków, którym wkrótce przybyły znaczne posiłki. Mimo walecznego oporu, powstańcy zmuszeni zostali do odwrotu, który z winy oficerów zamienił się w paniczną ucieczkę. Z resztą oddziału Padlewski cofnął się do lasów Skempskich. Tam zmordowany i zdenerwowany do ostateczności, stoczywszy jeszcze nieszczęśliwą potyczkę pod Chramponiem, Padlewski, widząc wyczerpanie żołnierzy, w dniu 22 marca pod wsią Gorzeniem kazał broń zakopać i rozpuścił oddział. Mniej tylko zmęczona jazda i świeżo do oddziału przybyli ochotnicy z Pułtuska ruszyli znowu za Narew, gdzie formował oddział pułkownik Wawer (b. major 4 pułku piechoty z 31 r. Ramotowski). Padlewski w kilkanaście koni udał się w Mławskie, i tam po wypoczynku znów zajął się organizacją nowych oddziałów, nie występując w pole.
W ten sposób w drugiej połowie marca zostały zgniecione resztki powstańczych oddziałów, które wyruszyły do boju w Noc Styczniową. Zastąpiły je jednak natychmiast nowe siły, różne od dawnych całkowicie.
Biali, przystępując do ruchu, poważnie zajęli się organizacją nowych oddziałów powstańczych w pogranicznych z Królestwem miejscowościach Poznańskiego, Prus i Galicji. Oddziały te były dobrze uzbrojone, umundurowane i zaopatrzone w amunicję i pieniądze, oraz zostawały pod komendą fachowych oficerów. Jednym z pierwszych takich oddziałów była zniesiona pod Mieczownicą partja Garczyńskiego, za którą szybko poszły inne. W dniu 22 marca w Kaliskiem, pod Kleczewem i Kazimierzem Kujawskim toczy walki z przeważającemi siłami przybyły zza kordonu oddział z 250 piechoty i 100 jazdy złożony, dowodzony przez Mielęckiego oraz b. oficera Legji Zagranicznej, Edmunda Calliera. Pomimo otrzymania ran ciężkich przez obu dowódców, powstańcy zmusili moskali do odwrotu. Nie mając jednak już amunicji, oddział polski ruszył ku Ślesinowi, gdzie napadnięty przez nowe siły moskiewskie, poniósł zupełną klęskę.
W Lubelskie, gdzie jedyny oddział Lelewela, mimo porażek, trzymał się dzielnie, w dniu 15 marca wkroczył pułkownik Leon Czechowski, b. oficer wojsk polskich i dowódca powstania Tarnowskiego w 1846 roku, na czele świetnie uzbrojonych 500 piechoty i 50 ułanów. Zająwszy Tarnogród, powstańcy pobili moskali pod Potokiem i Jedlinkami. W dniu jednak 21 marca Czechowski, pobity poprzednio pod Hutą Krzeszowską, gdzie legło przeszło 200 powstańców, i Gozdem, został wyparty do Galicji. W parę dni po klęsce Czechowskiego — pod Krasnobrodem rozbita została partja Lelewela, z 300 ludzi z czego 80 strzelców i 20 konnych złożona. Lelewel cofnął się w lasy biłgorajskie.
Ogółem w marcu rzucono na pomoc 4,000-nej garstce, którąśmy widzieli w końcu lutego — 750 mniej więcej ludzi z Poznańskiego i koło 600 z Galicji. Obok wzmożonego napływu ochotników z Królestwa, wzmogło to siły powstania do jakichś 7,000 ludzi. Ta garść stoczyła koło 70 bitew i potyczek, między któremi, jak widzieliśmy, były bardzo poważne.
Obok pomocy z za kordonu, powstanie w marcu ozwało się echem na Litwie.
W Kowieńszczyźnie zorganizował kilka niewielkich oddziałków oficer rosyjski Korejwa Klety. Oddziałki te stoczyły potyczki pod Kruszanami i Budą. W Wileńskiem pod Rudnikami szczęśliwie walczył już 9 marca oficer rosyjski Narbut na czele 95 „wileńczuków.“
W końcu marca pod Megjanami niedaleko Kiejdan, odnieśli zwycięstwo nad przeważającym siłą moskalem ks. Mackiewicz i naczelnik wojenny województwa Kowieńskiego, Dłuski (Dr. Jabłonowski). Naogół jednak siły całego powstania litewskiego nie przechodziły 500 ludzi.
Lepiej natomiast układały się stosunki w sferach kierowniczych powstania. Po upadku Langiewicza trzeba było pogodzić się z koniecznością tajnego Rządu Narodowego, którym też pozostał Komitet Centralny ze znaczną teraz już przewagą żywiołów umiarkowanych. Weszli do Komitetu: Awejde, Giller, Janowski i Maykowski. Wkrótce z powodu skompromitowania się politycznego Awejdy i Maykowskiego wysłano ich obu z Warszawy w charakterze komisarzy pełnomocnych i na miejsce ich do Komitetu weszli: Karol Ruprecht, oraz publicysta i profesor Edward Siwiński. Mając oddaną sobie przez Dyrekcję Białych całą ich doskonałą organizację prowincjonalną, nowy Rząd Narodowy w krótkim bardzo czasie stworzył obejmującą kraj cały tajną biurokrację, dla której ustawę napisał Stanisław Krzemiński. Zbierano podatki narodowe, urządzano wszędzie poczty, pomoc wojsku narodowemu i t. d.
Pod względem politycznym nowy rząd oddał się w zupełności pod komendę Hotel Lambert i przekształcił powstanie na trwającą wciąż demonstrację zbrojną w oczekiwaniu interwencji mocarstw Zachodu. „Wystarczy — mówi Ruprecht — jak w powiecie padnie jeden strzał na tydzień, ażeby Europa Polskę zbawiła.“ Pozatym starano się zatrzeć wszelkie znamiona rewolucji społecznej w powstaniu: zarzucono sprawę włościańską, sojusze z rewolucjonistami Zachodu i Rosji i t. d., ażeby tylko nie kompromitować sprawy polskiej wobec Europy.
Tymczasem w Europie nie wszystko tak dobrze się działo, jak sobie wyobrażali nasi politycy i ogół. Mocarstwa, które miały interweniować w sprawie polskiej, nie ufały sobie wzajemnie i wolały działać na własną rękę. Sam Napoleon postępował dwulicowo. Zwróciwszy się do Anglji i Austrji, jednocześnie sam napisał prywatny list do cara z radą utworzenia niepodległego Królestwa Polskiego z W. Ks. Konstantym na tronie, na co otrzymał dość szorstką odmowną odpowiedź. Propozycja ta w dodatku szybko została ujawniona i zniechęciła do Francji zarówno Anglję jak Austrję. Pierwsza, stojąc na gruncie uchwał Kongresu Wiedeńskiego — ulgi dla Polaków traktowała jako wymiar sprawiedliwości dla uciśnionego narodu, bynajmniej zaś nie życzyła sobie oderwania Królestwa Polskiego od Rosji, Austrja zaś była w zupełności przeciwną niepodległemu Królestwu, do którego ciążyłaby Galicja. Wszystkie zaś państwa bez wyjątku absolutnie nie życzyły sobie wojny. Napoleon III w dodatku bał się zarówno zwołania Kongresu państw, o które zabiegała Anglja, jak i ostatecznego zerwania z Rosją. Przekonawszy się wreszcie o zupełnej do siebie niechęci Rosji, cesarz Francuzów zwrócił się natychmiast w sprawie polskiej do Austrji, bezpośrednio przez Rosję sprawą tą szachowanej.
W tym celu, po uprzednim porozumieniu się z Napoleonem, udał się do Wiednia poseł austrjacki w Paryżu, ks. Metternich, wioząc daleko idące, niemniej bardzo mgliste propozycje wspólnej polityki obu cesarstw. Jednym z najbliższych celów byłoby odbudowanie w warunkach dla Austrji i Francji dogodnych Polski. Misja jednak ks. Metternicha nie udała się zupełnie. Austrja w polityce polskiej miała swój własny system, którego zmienić nie miała ochoty, podtrzymywana w tym kierunku zarówno przez Anglię, jak i sąsiednie Prusy.
Wszystkie te jednak trudności były głęboką tajemnicą gabinetową dla polityków polskich, których — rzecz oczywista — zachęcano ze strony dyplomatów i ministrów francuskich do wytrwania w walce. Ks. Walewski bez ceremonji zapewniał, że sprawa polska od rozbiorów nie stała tak dobrze jak teraz, że „byt polityczny Polski przynajmniej 15-to miljonowej jest zapewniony“. Wszyscy zaś bez wyjątku polecali powstanie rozszerzyć na Litwę i Ruś, „krew bowiem powstańców oznaczy granice przyszłego państwa polskiego“. Równocześnie zaś Polska stała się przedmiotem entuzjazmującym ogół europejski. W Paryżu, Londynie, Brukselli, Lizbonie, Turynie, nie licząc miast pomniejszych, odbywały się olbrzymie mityngi ludowe na rzecz niepodległości Polski. Na mityngach tych, tak samo jak w prasie, zabierały głos wszystkie znakomitości europejskie: hr. Montalambert, Wiktor Hugo, Karol Marx, Fryderyk Engels, Garibaldi, Herzen, Mazzini, Kossuth i wielu innych. W Szwecji olbrzymie manifestacje ludowe pchnęły rząd do zawiązania z Francją konkretnych zupełnie układów w sprawie wojny z Rosją; wojny o Polskę żądały manifestacje ludowe we Francji... Wreszcie na sprawie polskiej powzięli zamiar ufundować swoją przyszłą politykę mężowie stanu Kościoła katolickiego i sam papież Pius IX...
Wydawało się więc, że gabinety europejskie, mając z jednej strony nacisk opinji publicznej, a z drugiej wolę Napoleona III, uważanego wówczas powszechnie za wyrocznię w sprawach europejskich, nie oprą się i jeszcze w ciągu lata wojna o Polskę w razie oporu Rosji wybuchnie.
Zachowanie się Rosji również dawało dużo do myślenia. Wielopolskiego, pomimo jego kilkakrotnych próśb o dymisję, nie uwalniano; na miejsce znienawidzonego Kellera, dyrektorem Komisji spraw wewnętrznych mianowano polaka Ostrowskiego, a wreszcie w d. 12 kwietnia ogłoszony został manifest carski, zawierający zupełną nieomal kapitulację przed ruchem polskim. Sankcjonując uroczyście wszystkie zdobycze polskie, w 61 i 62 roku uzyskane, manifest zapowiadał dalszy ich rozwój, oraz ogłaszał zupełną amnestję wszystkim — z niewielkiemi wyjątkami — tym co przed 1/15 maja złożą broń dobrowolnie.
Chwila była niezwykle krytyczna. Straszna odpowiedzialność ciążyła na ówczesnych kierownikach polityki narodowej. W obozie naszego ruchu myśl zaprzestania walki nie była obcą; myśleli o tym „Czerwieńcy“ już po upadku Langiewicza, a niemożność poruszenia mas ludowych, bezsilność fizyczna Polski była widoczna. Zbrojne powstanie, pomimo bohaterstwa, pomimo nadludzkich wysiłków, nie było w stanie sprostać olbrzymowi moskiewskiemu. A tu po złamaniu sił zbrojnych Polski, reprezentowanych przez garstkę kilkutysięczną młodzieży, carat ofiarował kompromis. Powtórzyła się chwila z czasów oblężenia Warszawy w 1831 r. W obliczu śmierci, przykładając broń do gardła, proponowano Polsce wyrzeczenie się Litwy, wyrzeczenie się praw i zdobyczy historycznych, oraz uznanie dobrowolne jarzma moskiewskiego wzamian za swobodny rozwój Królestwa Polskiego... I powtórzyła się ta chwila pamiętna co do joty. „Prawdziwie polskie serce wzdrygnie się na myśl jakiegokolwiek paktu z Moskwą“ — brzmiała odpowiedź Komitetu Centralnego — z 12 kwietnia — na ukaz amnestyjny.
„Precz z carskiemi łaskami: chwyciliśmy za oręż i oręż spór nasz z Moskwą rozstrzygnie“.
Inna rzecz, że Komitet Centralny nie tyle orężowi, ile interwencji Zachodu, ufał i w niej nadzieje pokładał. Wszak tu chodziło przedewszystkim o Litwę i Ruś, które Polska zdobyła dla Zachodu, i których wyrzeczenia się od niej, oddania na pastwę molochowi bizantynizmu, żądała Moskwa. Trudno było Polakom przypuścić, ażeby mocarstwa zachodnie tak mało dbały o interesy kultury Zachodu i nie poparły Polski w walce o tak rozległe tejże dziedziny. Na 17 kwietnia wyznaczone było podanie not kanclerzowi Gorczakowowi przez ambasadorów Francji, Anglji i Austrji. Dochodziły wiadomości, że za tym przykładem pójdą i pozostałe państwa Zachodu. Słowem — okoliczności najmniej sprzyjały kapitulacji... Walka miała trwać dalej...
W kwietniu ruch zbrojny ożywił się znacznie. Zabrzmiały ponowne utarczki w Sandomierskiem, gdzie ocalony z pogromu pod Grochowiskami Czachowski, mianowany naczelnikiem województwa, rozpocząwszy w sile 170 strzelców, 150 kosynierów i 53 ułanów, objął wkrótce naczelne kierownictwo nad sformowanemi w kraju oddziałami Kononowicza i Grelińskiego, oraz przybyłemi z za kordonu — Łopackiego i Markowskiego. Rozporządzając siłami 810 strzelców, 560 kosynierów i koło 250 jazdy, Czachowski pobił moskali pod Stefankowem, Jeziorkami, Grabowcem i surowo stłumił ujawniający się w powiatach: Opoczyńskim i Końskim ruch chłopski przeciw powstaniu. Wkrótce przybyły w Sandomierskiem partje mniejsze: Zawadzkiego, Stamirowskiego, iskry-Sokołowskiego, oraz oddziały żandarmerji narodowej Wiśniewskiego, tak że w początkach maja, pomimo zniesienia partji Grelińskiego pod Brodami, siły województwa Sandomierskiego przeszły 1,500 ludzi. Wraz z temi siłami działały przybyłe z Podlasia partje Zielińskiego i Jankowskiego oraz oddział żandarmerji krakowskiej Bończy. Szeroko też rozniosły się wieści o szczęśliwych lub też zaszczytnych potyczkach pod Gielniowem (Bończa 22.IV), Czermnem (Zawadzki 21.IV), Grzybową Górą i Magnuszewem (Kononowicz), Michałowem (24.IV Markowski), Rzeczniowem (5.V Czachowski, Zieliński, Jankowski) i wreszcie spore zwycięstwo pod Rozniszewem, odniesione przez połączone partje Kononowicza, Zielińskiego i Jankowskiego 14 maja. Poczem Jankowski i Zieliński z 400 ludźmi powrócili na Podlasie, aby tam podtrzymać chwiejące się powstanie.
Po wzięciu na Podlasiu do niewoli Lewandowskiego, oddział jego prowadził Czarnecki, który wspólnie z partją Krysińskiego walczył pod Międzyrzecem i Dołką. Prócz nich, na czele uzupełnionych nowym ochotnikiem rozbitków swego konnego oddziału, uwijał się Zakrzewski, a dalej — mniejsze oddziały: Sokoła, Lutyńskiego i przebywająca czasowo we Włodawskim, chełmska partja Kuźmy (Izbiński). Siły jednak powstania nie dochodziły tu do 1,000 ludzi, nawet po powrocie z Sandomierskiego oddziałów Jankowskiego i Zielińskiego.
Podlasie działało wraz z Lubelskiem pod wspólną komendą pułkownika Lelewela, który po klęsce krasnobrodzkiej, przez cały kwiecień z 300 ludźmi, mając, oprócz swego, jedynie krasnostawski oddział z 600 ludzi, w czym 409 bezbronnych — Czerwińskiego, podtrzymywał walkę. Pobity jednak pod Borowem, oraz pod Józefowem 24 kwietnia, gdzie polegli, jako żołnierze arjergardy broniącej odwrotu: Gustaw Wasilewski i poeta Mieczysław Romanowski, oddział Lelewela częściowo tylko połączył się z wkraczającym w Lubelskie gien. Antonim Jeziorańskim.
Jeziorański przekroczył granicę na czele 110 jazdy i 600 piechoty, wybornie uzbrojonej i umundurowanej, wioząc zapasy broni i amunicji, oraz dowódców i oficerów dla formowanych w Lubelskiem oddziałów. Na wstępie 1 maja, udało mu się odeprzeć napad moskali — przyczem wzięto nieco broni i armatę — pod Kobylanką. Zamiast jednak iść wgłąb kraju, Jeziorański stał w miejscu, i 6 maja został znów napadnięty. Odniósłszy, mimo przeważające siły wroga walne zwycięstwo, powstańcy jednak wyczerpali amunicję i mając straty ogromne w oficerach, nie byli zdolni do energicznego boju. Mimo to Jeziorański ruszył wzdłuż granicy, szukając oddziałów i gromadząc ochotników. Wśród marszu jednak tego nie zdołał już przedrzeć się przez zwiększone siły moskali i został wyparty za granicę. Świetnie pomyślana i przygotowana wyprawa została zmarnowana zupełnie. Tak że w całem Lubelskiem powstanie w początkach maja reprezentował Czerwiński, który mimo klęski poniesionej pod Bobami — miał 30 jazdy i 150 kosynierów, prowadzonych przez majora Poradę, chłopa-gospodarza z Zamojszczyzny.
Nie lepiej niż Jeziorańskiemu powiodło się wkraczającym z Galicji oddziałom i w Krakowskiem, gdzie po klęsce Langiewicza pozostały jedynie słabe partje Cieszkowskiego i Oksińskiego, nie dochodzące nawet do liczby 500 ludzi.
W początkach kwietnia wysłane tam zostały przez organizujących wojsko narodowe gien. Kruszewskiego, a po jego aresztowaniu — przez Bentkowskiego i pułk. Jordana, oddziały Grekowicza (230 p. i 32 jazdy) oraz Mossakowskiego (280 p. i 20 j.). Grekowicz, znany nam, jako niefortunny dowódca napadu na Radomsk w Noc Styczniową, zmarnował swój oddział odrazu na granicy w bitwie pod Szklarami. Mossakowski zaś, odparłszy moskali pod Golczewicami, przegrał następnie krwawą całodzienną bitwę pod Jaworznikiem. Resztki oddziału opuszczone przez dowódcę, przeszły za kordon z powrotem. W początkach maja znowu fatalnie, choć w wielu razach z chwałą, stoczył kampańję nadgraniczną oddział Malczewskiego (250 l.), który, pobity pod Igołomją i Pobiednikiem wparty został na terytorjum Galicji, i tam rozbrojony przez austrjaków. Legja zagraniczna, prowadzona przez pułk. Nullo, połączyła się z oddziałem Józefa Miniewskiego. Oba te oddziały, liczące razem do 500 ludzi dobrze uzbrojonych, po przejściu granicy pobiły stawiających im opór moskali pod Podlesiem. Na drugi dzień jednak w boju z przeważającą siłą moskali zostały one zupełnie zniesione pod Krzykawką. Nullo poległ, a Miniewski z trudnością, ostrzeliwując się otaczającym go zewsząd moskalom, przeprowadził rozbitków za kordon. Równocześnie z temi oddziałami, które zorganizował gien. Mierosławski, poniósł klęskę na pograniczu pod Szycami zorganizowany przez pułk. Jordana, z 300 ludzi złożony, oddział Józefa Romockiego.
Tak więc pomoc powstaniu w sile 2400, wybornie uzbrojonych i pod dobrą komendą zostających ludzi, zorganizowana w ciągu kwietnia i maja w Galicji — poniosła stanowczą klęskę na samej granicy. W Krakowskiem, po wymaszerowaniu Oksińskiego w Kaliskie, pozostał jedynie oddział żandarmerji narodowej 200 koni liczący, pod komendą Bończy (znany dowódca napadu na Płock 22 stycznia, Konrad Błaszczyński).
W Zaborze pruskim Komitet krzątał się żywo nad organizowaniem oddziałów, które miały zostawać pod komendą podpułkownika Younga de Blankenheima, przybyłego z Francji na czele instruktorów, oraz b. oficera wojsk pruskich, uczestnika rewolucji 1848 r. ordynata Taczanowskiego. Pierwszy oddział z 500 ludzi, świetnie uzbrojonych, wzmocnił kujawskie partje Zeyfrieda, Oborskiego i Solnickiego, z któremi działał wspólnie, i pobił na głowę oraz wyparł za granicę pod Nową Wsią 2 roty piechoty i 100 jazdy moskiewskiej. W parę dni jednak połączone, 1000 ludzi wynoszące oddziały te zostały na głowę pobite pod Brdowem, gdzie poległ dzielny pułk. Young. Po zniesieniu tych oddziałów, powstanie Mazowieckie zamarło, jedyna bowiem poza niemi partja (270 l.) z warszawiaków złożona, została w pień wycięta pod Budą Zaborowską.
Dłużej trzymał się wysłany w Kaliskie korpusik Taczanowskiego z 500 strzelców, 650 kosynierów i 50 jazdy z 3 armatkami złożony. Taczanowski w połowie kwietnia zajął Pyzdry, sąsiednią zaś Słupcę obsadziło 300 ludzi u francuza Faucheux. Zjawienie się Taczanowskiego i wieść o jego ładnie umundurowanym i dobrze uzbrojonym oddziale, ożywiły powstanie w całym województwie, tak że Kaliskie w tym czasie stało się najpoważniejszą ostoją powstania. Do ruchu przystąpił ogół szlachty. W województwie powstały nowe oddziały: Parczewskiego (500 ludzi), który walczył pod Kuźnicą, Ochęczynem i Rudnikami, Urbanowskiego (Chojczyny i Rychłocice — 250 l.), Dąbrowskiego (40 l.). Sam Taczanowski, odparłszy atak 9 rot piechoty i 2 szw. jazdy z 4 działami, stoczył w ciągu krótkiego czasu żywe utarczki pod Choczem, Dąbroszynem i Kołem. Wreszcie 8 maja, osaczony przez przeważające siły (3600 ludzi i 6 dział na 1200 l.) moskali, poniósł straszną klęskę pod Ignacewem. Tegoż dnia pobite zostały ciągnące dla połączenia się z Taczanowskim partje: Oksińskiego i Lütticha pod Rychłocicami, oraz Michała Sokolnickiego w Licheniu.
Dzień 8 maja zadał ciężką klęskę powstaniu Kaliskiemu, które w tym okresie wystawiło koło 2000 żołnierza, a któremu Poznańskie 1000 przeszło przysłało na pomoc.
Mniejszą niż Kujawom i Kaliskiemu pomoc udzielił zabór pruski województwu Płockiemu, gdzie w kwietniu wkroczyło kilka małych oddziałków. Największy z nich, niespełna stu ludzi liczący Szermentowskiego (major b. wojsk polskich, Łowiński) zniesiony został pod Nietrzebą. Co gorsze, jednocześnie pochwycony został jadący na spotkanie tej partji wojewoda Padlewski, którego następnie rozstrzelano w Płocku.
Płockie powstanie też trzymało się własnemi siłami. Od początku działała partja pod dowództwem niezmordowanego Kolbego w Mławskiem (koło 100 l.) oraz cztery oddziały Ostrołęckie, liczące razem przeszło 1200 ludzi, prowadzonych przez Mystkowskigo, Deskura, Fryczego i Podbielskiego. W d. 5 maja oddziały te odniosły spore zwycięstwo pod Stokiem. Tegoż jednak dnia został zniesiony i sam poległ pod Rydzewem Kolbe. Niezależnie od tych oddziałów przebiegały województwo niewielkie oddziałki żandarmerji narodowej.
W Augustowskiem, mianowany naczelnikiem sił zbrojnych pułk. Wawer miał do rozporządzenia, prócz swoich 200 ludzi, partję Andruszkiewicza z 250 l., która walczyła pod Kozłową Rudą i Sapieżyszkami, gdzie poległ Bolesław Denel, i kilka drobnych oddziałów. Z siłami temi Wawer stoczył kilka potyczek, z których szczególniej rozsławiły go bitwa pod Jastrzębną oraz umiejętny a niezwykle trudny dziesięciomilowy odwrót wśród walk z Moskwą w rozległe lasy Sztabińskie.
Na Litwie, którą „Wydział litewski“ powołał do powstania na 30 kwietnia, walczono zajadle już na miesiąc przed tym terminem. Grodzieńskie, po klęsce Rogińskiego i wysłanego tam Walentego Parczewskiego w marcu, długo było spokojne. W końcu dopiero kwietnia zjawiły się oddziały: białostocki z Ejtminowiczem (70 l.), sokolski pod Kobylińskim (32 l.), bielski pod Kiersnowskim (130 l.) i Swisłocki (48 l.). Ogólną komendę miał Duchyński, którego szefem sztabu został, znany nam już, Walery Wróblewski. W woj. Wileńskim partje Narbuta (150 l.), Wysłoucha (130 l.), Horodeńskiego (140 l.) stoczyły w kwietniu i na początkach maja koło 10 potyczek, wśród których słynniejsze były: zwycięstwa Wysłoucha i Horodeńskiego pod Szyrwintami, oraz Narbuta pod Dubiczami. Pod temi samemi jednak Dubiczami w dniu 5 maja, napadnięta zdradziecko partja Narbuta, straciwszy dzielnego swego wodza, została doszczętnie zniesiona. Rozwinął się również, pomimo ujęcia i rozstrzelania organizatora pierwszych oddziałów, Korejwy Klety’ego, ruch na Żmudzi, gdzie siły powstańcze doszły do 1500 ludzi i wciąż wzrastały. Powstańcy, niezgorzej zorganizowani w partje „powietników“, a dowodzone przez Kołyszkę, ks. Mackiewicza, majora Kuszłejkę, Staniewicza, oraz włościan żmudzinów, Bitisa i Pujdoka dzielnie walczyli pod Leńczami, Cytowianami, Misiurami, Bielaniszkami, gdzie 28 kwietni, odniósł zwycięstwo piękne Staniewicz. W końcu kwietnia zamiast Dłuskiego ogólną komendę nad powstańczemi partjami objął Zygmunt Sierakowski, jako „gienerał Dołęga“.
Dołęga rozpoczął swoje urzędowanie od zwycięstwa 21 kwietnia w puszczy Rogowskiej, gdzie na czele żmudzkich chłopów — kosynierów ks. Mackiewicza tęgo pobił moskali, zabierając im tabor i zapasy broni. Starłszy się jeszcze szczęśliwie z Moskwą pod Korsakiszkami, Dołęga założył duży obóz powstańczy w puszczy Andronickiej, gdzie w krótkim czasie zebrało się przeszło 2500 ochotników. Korpusik ten w początkach maja został zorganizowany w bataljon strzelców, 8 bataljonów kosynierskich i oddziałek jazdy z 30 koni. Była to jedyna w powstaniu armja ludowa, w ¾ bowiem z chłopów złożona. Wszyscy żołnierze i oficerowie byli jednako umundurowani w żmudzkie sukmany, pasy i czapki, a komenda żmudzka i polska były równouprawnione zupełnie.
Na ten też oddział pokładała wielkie nadzieje cała opińja polska.
Tak w ogólnych zarysach przedstawiały się siły i czyny powstania, gdy zbliżał się wyznaczony przez cara termin złożenia broni w dniu 13 maja.
Jak widzieliśmy, zgnębione w drugiej połowie marca powstanie nie upadło. Siły jego z garstki kilkutysięcznej rosły powoli lecz bezustanku mimo gęste i krwawe bitwy, kosztujące mnóstwo rannych i poległych. Galicja i Poznańskie rzuciły w tym czasie przeszło 3000 wybornie uzbrojonych i zorganizowanych powstańców, i zapowiadały dalszą pomoc. Z Paryża, od ks. Czartoryskiego, z prasy zagranicznej i trybun parlamentarnych szły głosy zachęty. Noty dyplomatyczne Francji, Anglji i Austrji wręczone zostały w Petersburgu. Treść pozostawała tajemnicą, jednak wiadomo było, że rozpoczynają one poważną kampańję w sprawie polskiej. Wewnątrz kraju chłop coraz więcej zwracał się ku powstaniu. Dawna niechęć ustała. Masy, otrzymawszy ziemię, czekały dalszych wypadków obojętnie, ale jednostki coraz liczniej wypełniały szeregi powstania. Zjawili się chłopi komendanci: Porada, Bitis, Pujdok, wymieniano nazwiska chłopów bohaterów...
W takich warunkach Komitet Centralny przestał się wahać. W dniu 10 maja ukazała się programowa odezwa w formie dekretu. Dekret ten, w 8 artykułach streszczony, ogłosił przemianowanie Komitetu Centralnego, występującego jako „Tymczasowy Rząd Narodowy“, na „Rząd Narodowy“.
Rząd Narodowy, zaznaczywszy, że zmiana nazwy nie zmienia w niczym zasad, które powodowały Komitetem Centralnym w Styczniu, zapowiadał wywalczenie zupełnej niepodległości Polski, Litwy i Rusi, uznanych za równorzędne części jednej całości państwowej, bez przesądzenia jakiejbądź formy rządu na przyszłość, z zabezpieczeniem równości i wolności obywateli bez różnicy narodowości, stanów i wyznań, oraz zatwierdzał dokonane przez manifesty 22 stycznia uwłaszczenia chłopów.
Termin amnestji, 13 maja 1863 r. minął — ani jeden powstaniec nie złożył broni. Polska polityka odrzuciła ugodę z Moskwą i, ufając Zachodowi, wzywała ogół w bój o wolność Polski, Litwy i Rusi, i o zdobyte dla kultury zachodniej obszary na Wschodzie.