<<< Dane tekstu >>>
Autor Karl du Prel
Tytuł Spirytyzm
Wydawca Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Data wyd. 1923
Druk Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Miejsce wyd. Lwów — Złoczów
Tłumacz Maria Czeska-Mączyńska
Tytuł orygin. Der Spiritismus
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III.
Walka o spirytyzm w Medyolanie.

Jeżeli ogłaszam własne sprawozdanie z seansów w Medyolanie, pomimo, że mamy wspólny raport ze strony eksperymentatorów,[1] do których ja sam należałem, to nie skłania mnie do tego zasadnicza różnica poglądów, któraby mię zmuszała do zachowania odrębnego stanowiska, ale raczej następujący powód: raport wspólny może z natury rzeczy wyrażać tylko przeciętny pogląd podpisanych, nie uwzględnia natomiast indywidualnych różnic zapatrywań, które zarówno mogą mniej, lub więcej dotyczyć obserwacyi zjawisk, jak i wnioski, dające się z nich wysnuć. Jeżeli dalej uczestnicy seansów składają się częścią z doświadczonych i zupełnie przekonanych zwolenników, częścią zaś z ludzi, obcych sprawie i dlatego usposobionych sceptycznie, to wspólny raport może być dla pierwszych minimum tego, co możnaby twierdzić, dla drugich zaś maximum tego, co przyznają.




Kiedy w r. 1892 profesor Lombroso i kilku z jego kolegów, eksperymentując z medyum Eusapią Paladino, zniewoleni byli uznać fakta spirytystyczne, było do przewidzenia, że, przynajmniej we Włoszech, spirytyzm stanie się jedną ze spraw dziennych. Przypuszczenie to sprawdziło się istotnie. We włoskich, zresztą także niemieckich i francuskich dziennikach pisano wiele o tem „niepojętem“ nawróceniu, oczywiście przeważnie w usposobieniu nieżyczliwem, i dlatego to ucieszyłem się bardzo, otrzymawszy od radcy stanu, Aksakowa, zaproszenie do Medyolanu, dokąd zaprosił on również wspomniane medyum na cały szereg seansów. Było zaś dla mnie tem bardziej pożądanem, aby módz wytworzyć sobie sąd z własnego poglądu, że nie należę do owych uprzywilejowanych duchów, którzy — jak np. pewien znany lekarz w Berlinie — nie opuszczając swej pracowni, umieli dokładnie podać, w jaki sposób Eusapia sztuczną drogą, t. j. oszukańczą, sprowadzała zjawiska, i w jaki sposób Lombroso uległ złudzeniu, którego nawrócenie nie posiada zatem żadnej wagi.[2] Ja zato, podobnie do wielu biednych śmiertelników, sam musiałem przypatrzeć się sprawie, musiałem odbyć podróż do Medyolanu, na którą też tem chętniej się zdecydowałem, że miałem dobrą sposobność osobiście poznać radcę Aksakowa.
Aksakow, któremu należy zasługa wprowadzenia spirytyzmu do Niemiec — wydawane przez niego „Psychischo Studien“ doczekały się dwudziestu lat istnienia — może być uważanym za nieznużonego wojownika tej zawsze jeszcze niepopularnej prawdy. Jest on też najgruntowniejszym znawcą spirytyzmu, poświęcił bowiem studyom i doświadczeniom trzydzieści lat swego życia i ciągle jeszcze wyzyskuje każdą sposobność wzbogacenia swych doświadczeń na tem polu. I jak w rok przedtem odbył z Mrs. Esperance w Gothenburgu bardzo ciekawe seanse, tak też i teraz zainicyował seanse z Eusapią Paladino, o których poniżej będzie mowa.
Kiedy mianowicie ukazało się oświadczenie Lombrosa, w którem tenże uznał fakta spirytystyczne, ale wkrótce postawił teoryę, w której zjawiska wyjaśnił z sił, spoczywających w samem medyum, zwrócił się Aksakow do pana Ercole Chiaia, długoletniego protektora medyum, z prośbą, aby Eusapia przybyła do Turynu. Tam miał Aksakow wespół z Lombrosem odbyć szereg seansów z Eusapia. Lombroso, powiadomiony o tem przez p. Chiaia, przyjął współudział; odbywał on tymczasem dalej seanse z Eusapia w Neapolu, przy których znowu wielu świadków zostało przekonanych. Przysłanie mu egzemplarza dzieła[3] Aksakowa „Animismus und Spiritismus“ dało początek korespondencyi pomiędzy Aksakowem i Lombrosem, i ostatni, który chciał już zaprzestać badań, zabierających mu zbyt wiele czasu, powrócił do nich z tem żywszem zaciekawieniem; albowiem jego teorya zgadzała się mniej więcej z teorya berlińskiego filozofa, E. v. Hartmanna, którą właśnie Aksakow zwalczał w pomienionem dziele.
Tymczasem zaszły jednak po stronie medyum i jej protektora, p. Chiaia, okoliczności, które nie pozwalały im opuścić Neapol. Już chciał Aksakow — w lipcu 1892 — sam udać się do Neapolu, kiedy Chiaia mu doniósł, że w sprawach familijnych zmuszony jest wyjechać do Medyolanu na wrzesień i październik, dokąd też może zabrać z sobą i medyum. Aksakow przyjął oczywiście propozycyę.
Tymczasem w Medyolanie przeciwnicy i zwolennicy spirytyzmu już natarli na się, a włoska prasa w Medy olanie, Wenecyi i Rzymie poczęła się sprawa interesować. Po stronie medyum stanął Angelo Brofferio, profesor filozofii w Medyolanie. Eksperymentował on przed rokiem z Eusapią w Neapolu i napisał dzieło, w którem występuje jako zwolennik spirytyzmu.[4] Trzej fizycy, którzy również eksperymentowali z Eusapią, t. j. profesor Gerosa tudzież doktorowie Finzi i Ermacora trzymali stronę Brofferia, a Ermacora wystąpił nawet piśmiennie przeciw teoryi Lombrosa.[5]
Z drugiej zaś strony ogłosił senator Negri w piśmie „Perseveranza“ listy, w których zwalczał spirytyzm i książkę Brofferia. Odpowiedział mu Dr. Finzi w czasopiśmie „Vita moderna“, stojąc na gruncie własnych doświadczeń. Jako przeciwnik wystąpił także Torelli, dziennikarz i wydawca „Corriere della sera.“ Odbywał on wprawdzie przed czteroma laty seanse z Eusapią, ale sądził, że miał do czynienia tylko ze zręcznem oszustwem. Wprawdzie nie wystąpił był wówczas publicznie przeciw Eusapii; ale teraz, skoro usłyszał, że w samym Medyolanie mają się odbyć seanse, ogłosił w „Corriere“ trzy artykuły, w których opisał sposób, w jaki Eusapia dokonywa swoich sztuczek. Bądźcobądź jednak artykuły owe nie dawały nic nowego, lecz tylko ciągle powtarzane twierdzenie, że Eusapia w ten sposób manewruje z rękami sąsiadów, które ją trzymają, że ci sąsiedzi w końcu trzymają wszyscy jedne i tę samą jej rękę, podczas gdy drugiej wolnej używa ona do różnych sztuczek. Przypuszczenie to jednakże, upadające zupełnie przy seansach, odbywanych w świetle (Lichtsitzung), w części tylko wystarcza do wyjaśnienia zjawisk, zachodzących w ciemności (Dunkelsitzung).
Jakkolwiekbądż, Torelli mógł liczyć na poparcie nieświadomej rzeczy publiki, tem bardziej, że ofiarował 3000 lirów, jako nagrodę, w razie, gdyby Eusapia przed komisya naukową zdołała dokonać tylko jednego ze swych zjawisk spirytystycznych.
Tem samem zaś określił komisyę, zebraną już w Medyolanie, jako nienaukową, — postąpienie tem bardziej nieuzasadnione, że przyłączył się do niej także profesor Schiaparelli, astronom, którego sława naukowa sięga daleko poza granice jego własnej ojczyzny (niedawno właśnie odkrył sieć kanałów na powierzchni Marsa), i który nie znał dotąd bliżej spirytyzmu, a zatem nie był jeszcze jego zwolennikiem. To też Torelli zupełnie zasłużył na nauczkę, jaką otrzymał przez to, że panowie, zgromadzeni w Medyolanie, przedsięwzięli badanie wyłącznie sami dla siebie i nie mieli nawet wogóle zamiaru nawracać pana Torellego, lub kogokolwiek wreszcie innego. Wyzwanie Torellego przyjął zresztą inżynier Ciolfi i odpowiedział na nie w czasopiśmie „Paese.“
A teraz sądzę, że czytelnik zgodzi się ze mną co do tego, że nie było potrzeba „naukowej“ komisyi, ponieważ zebrani już panowie sami mogli ją utworzyć, choćby bez niczyjego zresztą zlecenia w tym względzie. Oto poczet tych panów:
Aksakow, ces. rosyjski rzeczyw. radca stanu.
Schiaparelli, dyrektor Osservatorio di Brera.
Brofferio, profesor filozofii w Medyolanie.
Gerosa, profesor fizyki w Portici.
Finzi, doktor fizyki w Medyolanie.
Ermacora, doktor fizyki w Padwie.
du Prel, doktor filozofii z Monachium.
Wszystkich seansów było 17, w których brali udział wszyscy panowie, wyjąwszy mnie, którym uczestniczył tylko od 9. do 15. seansu, włącznie.
Przypuszczam, że czytelnicy ciekawiby byli dowiedzieć się czegoś przedewszystkiem o samej Eusapii Paladino. Własności jej medyalne odkrył już przed 16 laty niejaki p. Damiani z Florencyi. Odbywał on w Londynie seanse z medyum, nazwiskiem Williams, i tam dowiedział się, że w Neapolu znajdzie również medyum. Przybywszy tamże, zasłyszał o domu, w którym miały się ukazywać duchy — i tam właśnie znalazł Eusapię. Dopiero po kilku latach dowiedział się o niej także Chiaia, zamieszkały w Neapolu, i od ośmiu już lat zużywa czas i pieniądze na to niewdzięczne zadanie, aby znaleźć uznanie dla medyum, wykształconego przez się.
Eusapia, jest to bardzo nie wielka, ale proporcyonalnie zbudowana, żywa Włoszka, w wieku 35 lat, nie mająca szkolnego wykształcenia. Jest zamężna, ale bezdzietna, przyczem można wspomnieć dla jej charakterystyki, że adoptowała dwie sieroty. W normalnym stanie mówi ona w neapolitańskim dyalekcie, zato poprawną włoszczyzną, kiedy jest w transie. W jej zachowaniu się niema nic takiego, co mogłoby dać jakikolwiek powód do podejrzeń; przeciwnie, obstaje ona sama często za środkami, które wzmacniają tylko dowodową siłę zjawisk. Doszły niestety do jej wiadomości zaczepki dziennikarskie, których była przedmiotem. Wpłynęło to oczywiście najszkodliwiej na seans, miany w tym samym dniu, który łzy jej często przerywały, podobnież na inne seanse, ponieważ urozmaicanie i wzmożenie przez nas środków ostrożności tłumaczyła sobie jako podejrzenia, wzbudzone w nas owemi zaczepkami. Psychiczny stan medyum nie był zatem zbyt sprzyjającym dla seansów, i jeżeli pomimo to rezultat był wogóle zupełnie zadawalającym, to przemawia to za wybitną siłą medyalną Eusapii. Odbywaliśmy nasze seanse co dnia, wieczorem od godz. 9 — 12., w prywatnem mieszkaniu Dra Finzfego, w którem przynajmniej wszystko to było przygotowanem, co tylko dało się przewidzieć, jako konieczne. Mieliśmy aparat do nagłego wytworzenia światła magnezyowego, trzy aparaty fotograficzne, które, ustawione w różnych punktach pokoju, mogły dostarczyć fotografii, uzupełniających się stereoskopicznie, mieliśmy wagę i kartony, powleczone warstwą siarkanu wapnia. Chcieliśmy o ile możności, unikać seansów w ciemności (Dunkelsitzung), a ponieważ w pokoju urządzone były lampki elektryczne, przeto wedle potrzeby mogliśmy używać albo tychże, albo świec, lub wreszcie latarni, zaopatrzonej przytem w szybki o trzech kolorach — czerwonym, niebieskim i białym.
Umawialiśmy się co do eksperymentów przeważnie jeszcze przed rozpoczęciem seansu, ale często zmienialiśmy plan w porozumieniu z Johnem,[6] „duchem kontrolującym.“ Z Johnem porozumiewaliśmy się za pomocą pukań, które wyraźnie dawały się słyszeć w stole, i których liczba ustaloną była na oznaczenie pewnych odpowiedzi. Przy dłuższych komunikacyach pukała noga od stołu, podnosząc się i opadając na podłogę — podczas gdy jeden z uczestników wymawiał kolejno litery alfabetu. Często też mówił John do nas przez medyum, i to w jego stanie normalnym, przyczem — jak nam się zdawało — używał suggestyi, ale też często wprawiał go w trans (sen magnetyczny) — co poznawaliśmy po oczach wywróconych w słup — przyczem Eusapia mówiła owym zduszonym głosem, który opisał był już stary Psellus.
W ten sposób przerywane były często nasze rozmowy — przez niewidzialną inteligencyę, która zdała się być nieustannym świadkiem wszystkiego, co się działo w czasie seansu — przerywane były przez „tak“, lub „nie“, lub też żądano zgaszenia świateł itd.
Znaczną część czasu, mianowicie przy oświetleniu, zużyliśmy na sprawdzenie ruchów i podnoszeń stołu — bez widocznych wpływów zewnętrznej siły. Używaliśmy w tym celu zwykłego stołu, długości 1,10 m., szerokości 0,70 m., wysokości 0,80 m., ważącego 8 kg. Zwykle siedzieliśmy wszyscy w koło stołu, trzymając się za ręce. Medyum siedziało przy węższej krawędzi stołu. Ręce jego trzymali sąsiedzi, stopy zaś przyciskali własnemi stopami, i po większej części trzymał jeszcze jeden z sąsiadów rękę na kolanach medyum. Ponieważ wykluczonem w ten sposób było użycie mechanicznej siły przez Eusapię, przeto mogliśmy niewidzialnej sile działającej ułatwić zadanie, przytwierdzając czasami do nóg stołu rolki. Poruszenia stołu w bok na jakie 20 cm. w prawo i w lewo skonstatować mogliśmy nawet wówczas, skoro, jak tylko spotrzegliśmy pierwsze oznaki ruchu, podnieśliśmy cały łańcuch rąk w górę. Inny środek uniemożliwienia Eusapii mechanicznego wpływu polegał na takiem urządzeniu: Kładliśmy na stół trzy kule, wielkości bilardowych, a na nich deskę 42 × 32 cm., na którą medyum kładło swe ręce. W ten sposób wpływom mechanicznym podlegać mogła deska, ale stół w żaden sposób. A jednak podnosił on się w górę po stronie medyum. Wskutek ewentualnego nacisku rąk medyum mogła się była conajwyżej unieść przeciwległa strona stołu. Inna próba polegała na tem, że opatrzyliśmy rzeczoną deskę rolkami. Medyum kładło na niej swe dłonie, a my w powietrzu tworzyliśmy łańcuch rąk. Przytem albo stół z deską unosił się w górę, lub też poruszały się one w przeciwnych sobie kierunkach. Przy wszystkich tych doświadczeniach kontrolowaliśmy ustawicznie nogi medyum.
Horyzontalne unoszenie się stołu zwykle miało miejsce przy świetle świecy, które wzmacniano nadto w chwili fotografowania światłem magnezyowem. Zjawisko nie zmieniło się też, kiedy dwaj świadkowie, siedząc na ziemi po obu stronach medyum, zblizka obserwowali nogi stołu. Uniesienie się węższej strony stołu po stronie medyum na jakie 45° obserwowaliśmy przy pełnem świetle. Atoli najznaczniejsze uniesienie się całego stołu następowało w ciemności, przyczem jeden z obecnych trzymał rękami stopy medyum, które ponadto były skrępowane, a końce więzów przypieczętowane do podłogi.
Takie horyzontalne unoszenia się stołu wynosiły przeciętnie 30 do 40 cm. wysokości i utrzymywały się przez czas około jednej sekundy, co wystarczało do wytworzenia fotografii, poczem stół opadał z hałasem równocześnie na wszystkie cztery nogi. Zarówno fotografie, jak i bezpośrednia obserwacya przekonywały nas o istotnem podnoszeniu się stołu w powietrze, co utrzymało się pewnego razu dosyć długo nawet przy świetle elektrycznem.
Że siła wywołująca zjawisko, która mogła być nawet siłą mięśni, przynajmniej w części pochodziła od medyum, zdradzało się w zachowaniu się Eusapii. Z chwilą rozpoczęcia się wahań, będących wstępem do raptownego często podniesienia się stołu, poczynała ona wzdychać, ramiona i ręce wiły się konwulsyjnie, a rysy twarzy wydłużały się, co wszystko ustawało w chwili, kiedy stół opadł.
Można zatem powiedzieć, że fakt unoszenia się stołu bez mechanicznego wpływu medyum skonstatowano w sposób, wykluczający wszelkie zarzuty. Niejeden czytelnik mógłby wprawdzie mniemać, że wnioski, dające się wysnuć z tego faktu na korzyść spirytyzmu, zbyt są nieznaczące, ażeby się opłacało zużywać na to tyle czasu, ile my go zużyliśmy. Ale tymczasem tak nie jest. Weźmy choćby nie wiem jakiego sceptyka, któryby się jednak przekonał przy tych doświadczeniach o istotnem unoszeniu się stołu bez wpływów mechanicznych, to musiałby on przedewszystkiem na nasze zapytanie, czy była tu czynną jakaś siła, odpowiedzieć twierdząco; albowiem wszelkie zjawisko wymaga przyczyny. Jeżeli następnie zapytamy, czy ta siła, mogąca przezwyciężyć siłę ciężkości, znaną jest nauce, to musi on temu zaprzeczyć. Zato znowu musiałby potwierdzić to, że nieznana ta siła — jak wogóle wszystkie siły natury — może przetworzyć się na równoważne ilości innych sił, zarówno znanych, jak i znowu — nieznanych. Ale tem samem sceptyk ten zostałby przyparty do muru; jeżeli bowiem uzna on siłę nieznaną nauce, a mogącą przeistoczyć się w inną znaną lub nieznaną siłę, to musi on uznać przynajmniej możliwość istnienia całego i nie dającego się określić szeregu niepojętych zjawisk, a takie zjawiska wychodzą na jaw właśnie w spirytyźmie. Sceptyk ten musi zatem zrzec się apriorycznej negacyi, przy której obstawać mógłby już tylko kosztem logiki.
Inne doświadczenie w celu dowiedzenia siły pokonywującej i modyfikującej siłę ciężkości, urządzono za pomocą wagi, na której ustawiono stołek, a na nim usiadło medyum. Miano przytem konstatować zmiany na wadze. Połączono wagę ze sztyftem, którego koniec dotykał aparatu notującego, mianowicie szyby stojącej, poczernionej sadzą, która, skoro aparat nakręcono, niby zegar, wykonywała na osi poziomej pełny obrót w przeciągu jakichś czterech minut. Przy tem rysował koniec sztyftu białe linie na okopconej szybie, a linio te, odstępując od linii kołowej, wykazywały zmiany, zaszłe w wadze. Mogliśmy stwierdzić zmniejszenie się wagi o 10 kg., tudzież zwiększenie się o 1 do 2 kg. Muszę jednak przyznać, że — jak to wykazały nasze próby — można było wprawić w ruch wagę, wstając na niej ze stołka. Medyum nie zrobiło tego w żadnym wypadku, ale mimo to zastąpiliśmy tę stałą wagę przez wagę wiszącą w rusztowaniu. Na to jednakowoż nie znaleźliśmy właściwego zrozumienia u Johna, który najpierw podnosił na wagę ciężarki, leżące na podłodze, potem przesuwał cię żarek, wiszący na belce u wagi, słowem nie wpadł na nasze zamiary.
Należy tu również eksperyment, przy którym stołek razem z siedzącem na nim medyum uniesiony został na stół. Miało to jednak miejsce jedynie w ciemności, tak że dowód polega wyłącznie na świadectwie sąsiadów medyum, którzy nie wypuszczali jego rąk ze swoich i z których jeden skonstatował nawet unoszenie się medyum, pozostałego ze stołka, ponad stołem, w ten sposób, że przesuwał rękę pomiędzy nogami medyum a stołem. John zwrócił przytem naszą uwagę na kataleptyczny stan medyum; potem zniósł medyum znowu na dół, podczas gdy stołek pozostał na stole.
Teorya spirytyzmu żąda wykazania sił, niepochodzących od medyum, wykazania inteligentnej istoty, nieidentycznej z medyum, posiadającej ludzką organizacyę. Dowodu takiego dostarczają materyalizacye, ale te w ograniczonej jedynie mierze zachodziły na naszych seansach. Za materyalizacyę głowy mógł jeden z uczestników, Schiaparelli, ręczyć tylko do pewnego stopnia, ponieważ tylko w ciemności i tylko za pomocą wrażeń dotykowych mógł wnosić o istnieniu głowy o jakieś 30 cm. ponad stołem. Szczęśliwsi byliśmy w stosunku do materyalizacyi rąk, a mianowicie przy jednym seansie, kiedy medyum siedziało przed ciemną nyżą, utworzoną z zasłon. Obie połowy zasłony spadały mu wprawdzie po plecach aż do podłogi, ale głowa, ręce, kolana i stopy medyum pozostały wolne. Gabinet, tj. część pokoju zamknięta zasłoną, miała wprawdzie drzwi od zewnątrz, ale te były zamknięte i zalepione. Niezależnie od tego ręce medyum trzymane były ciągle przez sąsiadów i spoczywały albo na stole, albo też na kolanach medyum. Latarnia na stole, wokół którego tworzyliśmy łańcuch, rzucała światło, wystarczające do obserwowania zjawisk. Były to w części takie, które kazały wnosić o istnieniu niewidzialnej ręki, np. jeżeli zasłona wydęła się w stronę medyum, albo jeśli sąsiedzi czuli dotknięcia na nogach i plecach, przyczem dawały się nieraz słyszeć głośne uderzenia, albo jeśli zasłona silnie była wstrząsaną. Stołki sąsiadów, jakby chwycone jedną ręką, ciągnięto w tył, wraz z ciężarem siedzących na nich: Schiaparelliego i mnie. Jeżeli któryś z nas kładł rękę na zasłonie, to czuł za nią ruchomy opór, jakby obcej ręki. Wyraźniej mówił dotyk o obecności ręki przy końcu tegoż właśnie seansu: kiedy bowiem, mówiąc: „Dobranoc, John!“ wsunąłem rękę za zasłonę, potrząśnięto mi ją silnie; podobnież stało się, kiedy jeszcze kilku panów to samo zrobiło.
Na innych seansach, jak tu nadmieniam, można było stwierdzić działalność zmateryalizowanych rąk pomimo zupełnej ciemności. Dotknięcia następowały wówczas niezwykle często, nawet na życzenie, jeszcze niewypowiedziane i to w odległości 1 do 2 m. od od medyum. Dawały się słyszeć silne uderzania w stół, a że pochodziły one od pięści, o tem sam się przekonałem. Mianowicie używaliśmy przy ciemnych seansach kartonów, powleczonych świetlną masą, które leżały bądź na stole, bądź też wisiały na ścianach. Z tego blasku, jak również z blasku od okien, których okienice nie były przymknięte, wyłaniały się zjawiska, widoczne dla uczestników według miejsc, które zajmowali. W ten sposób widziałem np. opuszczającą się z świetlnego kartonu na stół rękę z wyciągniętymi palcami, która była znacznie większą, niż ręka medyum, potem widziałem rączkę dziecięcą, również wyprężoną. Innym razem spostrzegłem, jak ramię z pięścią, wyłoniwszy się z blasku od okna, uderzyło potem w stół. Cała sytuacya dowodziła, że medyum nie mogło być sprawcą tego; medyum bowiem siedziało przy ważkiej krawędzi stołu, na prawo odemnie, a lewą jego rękę trzymałem w swej prawej. Tymczasem ramię i ręka pojawiły się po mej lewej stronie i to prostopadle do długości stołu. Jeżeli przyj mierny, że złudzeniem było trzymanie ręki medyum przezemnie, to w takim razie medyum musiałoby mieć ramię na 2 m. długie, przytem od łokcia do ręki normalne, ażeby w ten sposób mogło przesunąć się za memi plecami i uderzyć w stół.
Ale i inne zajścia kazały wnosić o działalności obcej ręki, np. to, że wyciągnięto mi chusteczkę z prawej kieszeni surduta i wetknięto w lewą rękę, albo to, że uderzano nas dosyć silnie w plecy. Takie trzy uderzenia w plecy otrzymałem raz zamiast zwykłych uderzeń w stół, jako twierdzącą odpowiedź na zapytanie, które postawiono.
Ażeby od tych zjawisk w ciemności wrócić I do seansu w świetle (Lichtsitzung), na którym I medyum siedziało przed zasłony, to i tutaj zachodziły v wypadki, każące wnioskować o niewidzialnej ręce. Kiedy Aksakow wetknął poza zasłonę ołówek, który następnie wypuścił z ręki, to tenże nie upadł na ziemię, ale odrzucony został na nasz stół. Innym razem wetknięto Aksakowowi w rękę poprzez szparę w zasłonie nizki stołeczek, który przedtem poza się postawiono.
Ale wreszcie, na wspomnianym seansie, stała się czynna ręka widoczną, i to dosyć często, szczególnie w szparze, gdzie oba skrzydła zasłony, spadając po obu stronach głowy medyum, tworzyły wysoki trójkąt. Pewnego razu położyła się zamknięta rączka dziecięca na głowie medyum i otworzyła się następnie, podnosząc paluszki, tak że mogliśmy dokładnie widzieć dłoń. Medyum nigdy jeszcze dotąd nie usiłowało, ani też w późniejszych seansach, usadowić się przed zasłoniętą częścią pokoju, dlatego też było ciekawe, zobaczyć samo raz taką rękę. Ale kiedy się teraz odwróciło w tym zamiarze, uszczypnięcie w policzek pouczyło je, że John nie życzy sobie tego. Również, kiedy Schiaparelli, aby móc lepiej obserwować daną rękę, rozszerzył szparę między zasłonami, ręka ta przejechała drapiąc, po jego własnej. Niechęć tę ku zbyt dokładnej obserwacyi, często już wspominaną przy seansach spirytystycznych, możnaby sobie tem wytłumaczyć, że ludzkie oko, z którego, jak wiadomo, wychodzą promienie magnetyczne, być może działa paraliżująco, podobnie, jak spojrzenie węża na ptaka, albo „mai ocello“ u Włochów, którzy takiemu spojrzeniu przypisują szkodliwy magnetyzm. Atoli trudniej wytłumaczyć niochęć objawiającą się już wobec milczącego i naprężonego oczekiwania. Słyszeliśmy niejednokrotnie na naszych seansach pukania, którym odpowiadające litery i wyrazy żądały od nas ożywionej, wzajemnej rozmowy.
Wobec zjawiska widzialnej ręki ma sceptycyzm zawsze jeszcze zarzut halucynacyi. Dlatego też od dawna już starano się o dalsze dowody realności zmateryalizowanych rąk i używano w tym celu różnych środków: odcisków ręki na okopconym papierze lub w glinie, odlewów gipsowych w formach z parafiny, wreszcie fotografii tychże rąk. I my również próbowaliśmy tych doświadczeń, ale z niewydatnym wynikiem.
Na jednym seansie położyliśmy na stół okopcony papier, atoli nie otrzymaliśmy odcisku całej dłoni, lecz tylko odcisk końców pięciu palców i części brzuśca kciukowego. Kiedy wypowiedziałem życzenie, aby dotknięto mego policzka poczernioną ręką, nie zostało ono spełnione, ale dotknięto się mej lewej ręki, która potem przy świetle okazała się również poczernioną. Zbytecznem byłoby mówić o tem, że ręce medyum, które ponadto bez przerwy były trzymane, okazywały się czystemi, skorośmy je bezpośrednio po takich doświadczeniach badali. Również próba otrzymania odcisków w glinie nie wypadła zupełnie zadawalająco. W gabinecie, przed którym siedziało medyum, postawiono miskę z gliną. John uskarżał się jednak (przez usta medyum), że glina jest zbyt twarda. Usiłował on wprawdzie wcisnąć w glinę bokiem swą głowę, ale znaleźliśmy jedynie niezupełne i bardzo słabe odbicie ucha. Zdaje się nawet, że Johna zirytowała twardość gliny; albowiem zamiast odcisku ręki znaleźliśmy w glinie głębokie bruzdy, wyglądające, jakby je wyryto palcami i paznogciami, z których później zrobiono odlew gipsowy. Wyjaśniło nam to zajście, zaszłe chwilę przedtem, tj. rzucenie przez szparę w zasłonie zbitej grudki gliny na stół. Ślady zaś paznogci zdradzały dosyć wyraźnie, że ręka, żłobiąca bruzdy, owiniętą była w chusteczkę. Mówię zaś o tem, ponieważ łączę to z tem, że przed chwilą ręka, która ukazała się w szparze, trzymała chusteczkę i potrząsała nią tu i tam, co też dopiero teraz zrozumieliśmy. Ani medyum, ani żadnemu z nas nie brakowało chusteczki, której pochodzenie pozostaje zatem niewyjaśnionem. Możnaby zatem przypuszczać, że gwałtowne wciskanie się w glinę mogłoby, wobec znanej solidarności pomiędzy duchem (Phantom) a medyum, przenieść materyalne ślady na ręce medyum; że John starał się tego uniknąć, aby odwrócić podejrzenie od Eusapii, dla której zawsze okazywał się troskliwym, i że właśnie też dlatego pokazał nam chustkę, której chciał użyć, albo już użył. Sceptyk oczywiście chwyci się o wiele prostszej napozór hypotezy, że wszystko to sprawka medyum, które za pomocą chusteczki oczyściło sobie ręce. Dla nas jednakże, ponieważ trzymaliśmy medyum za ręce i do tego mieliśmy dosyć światła, hypoteza ta była wykluczoną.
Próba otrzymania odlewu z ręki Johna — raz tylko wykonana — nie udała się zupełnie. Postawiono w gabinecie kubeł z zimną wodą i drugi z gorącą, wraz z pływającą po wierzchu warstwą parafiny. Przy zanurzaniu się ręki ducha najpierw w gorącej wodzie tworzy się dokoła tejże w chwili wyciągania rękawiczka z parafiny, która następnie przy zanurzeniu w zimną wodą tężeje i po wielokrotnem powtórzeniu tego procesu tak dalece grubieje, że można ją potem nalać matą gipsową. Atoli rękawiczka ta otacza również przegub ręki, jak gdyby była zapiętą. Zatem z takiej rękawiczki może się wysunąć tylko ręka, mogąca się zdemateryalizować, ale ludzka ręka tylko wtedy, kiedy rozbije się formę. Jeżeli zatem wreszcie po zimnej wodzie pływa pusta, nienaruszona powłoka, to tem samem już mamy dowód na istnienie ręki ducha. Jak powiedziano, eksperyment ten nie udał się. John wyniósł wprawdzie jeden z kubłów z gabinetu i postawił przed nami na stole, co było bezwątpienia godnym uwagi czynem, ale nie tem, czegośmy chcieli.
Trzeciego dowodu realności rąk zmateryalizowanych i przeciw teoryi halucynacyi dostarcza aparat fotograficzny. Otrzymaliśmy wprawdzie taką fotografię, ale nie okazuje ona niestety jednocześnie rąk medyum, które nie leżały na stole, ale na kolanach medyum. Fotografia okazuje również rękę ducha niezbyt wysoko ponad głową medyum. Dowód leży zatem tylko w tem, że na fotografii zasłona przylega ściśle do pleców i ramion medyum, jak również w twierdzeniu obu sąsiadów, którzy byli dobrze świadomi siebie i tego, że trzymali ręce medyum.
W każdym razie całość zjawisk wystarcza na dowód realności ręki. Ale teraz pytanie: Do jakiej to istoty należała ręka? — Tu stoimy przed alternatywą, od której nas nawet bardzo udałe fotografie nie zawsze uwalniają. Alternatywą tą jest: animizm, lub spirytyzm. Znaną jest rzeczą, że przy seansach spirytystycznych zdarza się nierzadko częściowe (np. ręka) zjawisko sobowtóra (Doppelganger). Mogłaby zatem pojawić się trzecia ręka obok obu rąk medyum, a jeszcze mimoto nie oświadczylibyśmy się za spirytyzmem, przyczem podobieństwo tej ręki z rękami medyum nasuwałoby wyjaśnienie animistyczne. W tym wypadku znajdywaliśmy się kilka razy w naszych doświadczeniach. Zato przynajmniej w dwóch wypadkach jestem zupełnie pewnym, że widziałem znacznie większą rękę, która raz wyłoniła się z światła od okna, a drugi raz z odblasku, który rzucał karton świetlny — i to przemawia znowu za spirytyzmem. Czy utworzenie się rączki dziecięcej wytłumaczyć należy ze spirytyzmu, czy też jako przejście do utworzenia normalnej reki sobowtóra, niech to pozostanie nierozstrzygniętem.
Wzmożenie się zjawisk z chwila nastania ciemności i w naszych również seansach miało miejsce. Siła dowodowa jest wówczas z natury rzeczy mniejszą, ale mimo to chciałbym wspomnieć to i owo. John umiał sobie zresztą radzić nawet przy świetle; jakoż wpadło nam w oczy, że używał on przestrzeni, zamkniętej sukniami medyum, jako ciemnego gabinetu. Nieraz wydymała się suknia Eusapii, jak gdyby poza nią czynną była jakaś ręka i to — tak się zdawało — w kierunku przedmiotu, na który miano działać, np. nogi stołu.
Pukania potężniały w ciemności aż do grzmiących uderzeń. Do takiego uderzenia w stół użyto raz ręki Schiaparelliego, który nam to zakomunikował. Wspominam o tem, ponieważ na seansach, których uczestnicy nie znają się wzajemnie dostatecznie, łatwo w ten sposób powstać mogą nieporozumienia. Gdyby np. użyto ręki samego medyum, to uchodziłoby to za zdemaskowanie; gdyby zaś użyto ręki jednego z uczestników, to ten wyszedłby na pomocnika medyum.
Przynoszenie przedmiotów również wzmogło się w ciemności. Z bocznego stołu, którego medyum, nawet gdyby nie było trzymane, nie mogłoby dosięgnąć, przyniesiono na stół mały aparat elektryczny. Innym razem postawiliśmy poza medyum stołek, a na nim dzwonek. Obie ręce medyum, każda osobno w odstępie jakich 30 cm. były w ten sposób skrępowane, że każdy przegub ręki był dwa razy otoczony sznurem i związanym. Tym samym zaś sznurem były ręce medyum połączone z rękami sąsiadów, również silnie obwiązanemi. Niezależnie od tego były ręce medyum trzymane przez ręce sąsiadów, a stopy kontrolowane przez ich stopy. Zażądaliśmy więc, aby dzwonek przeniesiono na stół i usłyszeliśmy i to w tej samej chwili, jak John zakrzątnął się koło tego: stołek zakreślił na ziemi ćwierć obrotu, skłonił się na mą stronę i podniósł się razom z dzwonkiem, który przytem spadł na podłogę, — na stół.
W podobnych okolicznościach związaliśmy znowu wspomnianym sposobem ręce medyum z rękoma sąsiadów, wbrew życzeniu Johna, który zaproponował był związanie razem rąk wszystkich obecnych. Spowodowało to zajście, które rzuca nieco światła na „zdemaskowania, * o których tak wiele słychać. Usłyszeliśmy mianowicie nagle głos medyum, które przeciw czemuś żywo protestowało i wołało o światło. Lampki elektryczne zajaśniały w jednej chwili. Okazało się, że John usiłował rozwiązać węzeł na jednej z rąk medyum. Przyjmijmy teraz, że medyum w tej chwili byłoby w transie — jak na chwilę przedtem, kiedy John wyraził swoje życzenie — i że to usiłowanie Johna nie doszłoby do jego świadomości, to węzeł znalezionoby później rozwiązanym, i po całym świecie roztrąbionoby zdemaskowanie. Przyjmijmy dalej, że dokonanoby rozwiązania węzła i uwolniono rękę medyum — była ona jeszcze w każdym razie trzymana przez rękę sąsiada — to John mógłby tej ręki użyć także mechanicznie, aby wytworzyć odcisk w stojącej w pobliżu misce z gliną. I wtedy każdy obecny przy tem sceptyk oszustwo przypisałby nie Johnowi, ale medyum.
W podobnych również okolicznościach usiłowano rozwiązać węzeł u mej prawej ręki, która była związaną z lewą ręką medyum; i ponieważ pozwoliłem na to Johnowi, aby zobaczyć, co z tego wyniknie, rozwiązano węzeł w samej rzeczy. W czasie tego procesu zakomunikowałem o tem obecnym. Ale gdybym był niczego nie zauważył i gdybym znajdował się w obcem kole, to wziętoby mię z pewnością za wspólnika medyum.
Widać to z takich zajść, że „kwestya zdemaskowania“ nie jest tak prostą, jak to zwykli przyjmować niedowiarkowie. Dla zjawisk spirytystycznych nie istnieje wyłącznie alternatywa ich prawdziwości, albo oszustwa medyum, ale należy tu rozróżnić więcej wypadków, mianowicie zamiast dwóch tylko — pięć:
1. Świadome oszustwo medyum. Że ono się zdarza, o tem wiemy, i jak długo medyalność będzie tak dobrym interesem, i ono również dopóty zdarzać się będzie.
2. Oszustwo ze strony ducha ze świadomością, lub bez świadomości medyum, kiedy duch używa ręki medyum mechanicznie, aby np. uderzyć nią w stół.
3. Oszustwo ze strony ducha, który bez pomocy medyum działa samodzielnie i np. rozwiązuje więzy medyum.
4. Zjawisko animistyczne, kiedy wytwarza się sobowtórna ręka medyum i użytą jest np. do odfotografowania albo do wytworzenia odcisku. Przypuszczenie, że medyum mogłoby świadomie i dowolnie stwarzać taką część swego sobowtóra, jest conajmniej bardzo nieprawdopodobnem.
5. Zjawisko czysto spirytystyczne, przy którem medyum jest zupełnie bierne.
Ktoby zatem w zjawiskach spirytystycznych widział tylko pierwszy lub piąty wypadek, ten nietylko, że nie dojdzie do właściwego wytłumaczenia tych zjawisk, ale co więcej, narazić się może na to, że zada medyum ciężką krzywdę.
Co się tyczy Eusapii, to dla mnie przynajmniej istotność jej medyalności nie ulega żadnej wątpliwości, t. zn., zjawiska, należące do pierwszej kategoryi, uważam u niej za wykluczone; zato zdaje mi się, że zachodzą u niej wszystkie inne cztery kategorye. Tego nie można jej oczywiście poczytywać za winę; ale właśnie przez to staje się ona medyum bardzo skomplikowanem i narażoną jest na „zdemaskowanie,“ o ile będzie miała do czynienia z nieświadomymi rzeczy niedowiarkami, którzy znają tylko 1. i 5. wypadek, zamiast wszystkich pięciu. Tacy niedowiarkowie będą natychmiast mówić o zdemaskowaniu, skoro tylko spotkają się ze zjawiskiem animistycznem, z czwartej kategoryi. Przecież już dziś oskarżają Eusapię o oszustwo, jak to zrobił Torelli w „Corriere della sera.“ Ale przytem powtarza się zawsze jedna i ta sama stara piosenka, której spirytyści od długich lat aż do znudzenia się nasłuchali, przyczem każdy nowy przeciwnik przekonany jest, że przeniknął osobistą bystrością sztuczki medyum. Zawsze powtarza się tu twierdzenie, że medyum uwalnia za pomocą konwulsyjnych ruchów ramion jedną rękę, podczas gdy sąsiedzi w mniemaniu, że każdy z nich trzyma osobną rękę, w samej rzeczy trzymają tylko wspólnie jednę i tę samą. Ale to tłumaczyłoby jeszcze tylko takie zjawiska, które zachodzą w promieniu długości ramienia medyum, i tylko takie, które ręka mogłaby wywołać. Odnosi to się jednakże do szczupłej jedynie części programu spirytyzmu i ma znaczenie również tylko przy nieoświetlonych seansach (Dunkelsitzungen), które u nas należały do wyjątków.
W ten sam sposób, według Torellego, miała Eusapia uwalniać również jednę ze 6wych stóp i używać do podnoszenia stołu w górę. W tym wypadku uniesienie mogłoby być tylko wtedy horyzontalnem, gdyby Eusapia utrzymywała równowagę stołu ręką. Ale aby w ten sposób utrzymać stół w powietrzu ręką i nogą, potrzeba do tego — jak sami próbowaliśmy — znacznej siły, i medyum niechybnie zdradziłoby się drżeniem ramienia i nogi, unoszących stół. Zarzut ten ma tem mniejszą wagę, że przy naszych doświadczeniach medyum było pięciokrotnie kontrolowane. Ręce jego trzymali sąsiedzi, podobnież kontrolowane były stopy, a jeden z sąsiadów trzymał jeszcze rękę na kolanach medyum. Niezależnie od tego, jak już wspomniałem, miały miejsce w poszczególnych wypadkach: bezpośrednia obserwacya nóg stołu, trzymanie stóp medyum przez ręce jednego ze świadków, skrępowanie tychże stóp i przypieczętowanie kończyn więzów do podłogi. Jeżeli Torelli przy swoich doświadczeniach nie przedsięwziął takich środków ostrożności, to wystawił sobie przez to tylko świadectwo naiwnego badacza. W każdym razie, po przeczytaniu jego twierdzeń, staraliśmy się rzekomemu uwolnieniu się ręki medyum zapobiedz w wyższej jeszcze, niż dotąd, mierze. Stało się to mianowicie na seansie, w którym brał udział także prof. Richet z Paryża. Siedział on na lewo od medyum, a ja na prawo; ręce medyum, siedzącego w przedziale zasłony, leżały na stole, trzymane przez nas. Richet założył na palce lewej ręki medyum plecionkę z kauczuku, szeroką na 1 cm., w każdej chwili zatem mógł czuć, że trzyma rękę, opatrzoną plecionką kauczukową. Skoro tylko występowało jakieś zjawisko, powtarzał on słowa: „Trzymam rękę z plecionką kauczukową,“ a ja mogłem w każdej chwili odpowiedzieć: „Trzymam rękę bez kauczuku.“
Zresztą ja sam mniemałem pewnego razu, że przyłapałem Eusapię na niesumienności. Na jednym seansie przejechała ona paznogciami jednej ręki po stole, a John miał ten szmer naśladować. Ręce jej leżały wówczas, trzymane przez nas, na jej kolanach; atoli zdawało mi się, jakobym w czasie konwulsyjnych ruchów jej rak utracił na chwilę ten kontakt, i to w chwili, gdy usłyszałem naśladowanie rzekomego szmeru na spodniej stronie, płyty stołowej. Ale John, jak gdyby czytał w moich myślach; skoro bowiem następnie mocno uchwyciłem rękę medyum, powtórzył się tenże szmer w środku pod stołem, dokąd nawet wolna ręka nie mogłaby dosięgnąć bez poruszenia tułowia.
Zarzuty przeciwników mogą do pewnego stopnia zasługiwać na uwagę, o ile rozchodzi się o seans w ciemności (Dunkelsitzung). Atoli my poszczególne ze zjawisk, które z reguły tylko w ciemności zwykły zachodzić, mogliśmy częściowo obserwować nawet przy świetle, np. materyalizacye rąk, dotknięcia, przynoszenia przedmiotów itp. Przy czerwonem świetle latarki widać było nawet bardzo wyraźnie tworzenie się iskier ponad głową medyum, w pomienionej szparze trójkątnej w zasłonie. Wobec tych okoliczności nie powinno się zatem przypuszczać, że zjawiska w świetle były prawdziwemi, zjawiska zaś w ciemności fałszowanemi. Byłby to zupełnie zbyteczny dualizm, i o wiele bliższem jest przypuszczenie, że w obu razach, przy świetle i w ciemności, zjawiska przychodziły do skutku w podobny sposób, jako skutek jednej i tej samej przyczyny. Sceptyk wnioskuje zatem z możliwości oszustwa w ciemności — o rzeczywistości oszustwa, a powtórzenie się tych samych zjawisk przy świetle jest dla niego niewytłumaczalną resztą; nielogiczne rozumowanie na nic mu się zatem nie zda. Ja przeciwnie, z istotności i prawdziwości zjawisk przy świetle — wnoszę o co najmniej możliwej istotności zjawisk w ciemności; nie stwarzam zatem żadnego dualizmu i nie pozostaje mi żadna niewytłumaczalna reszta.
Oba szeregi zjawisk są zatem skutkiem jednej i tej samej siły. Ale cóż to jest za siła? W części, jak widzieliśmy, działanie jest widocznie mechanicznem, co możliwem jest od chwili, kiedy w grę wchodzi ręka zmateryalizowana. W ten sposób mogą przyjść do skutku — uderzenia w stół, dotykania obecnych, poruszanie i przynoszenie przedmiotów itp. Co dotyczy innych zjawisk, to można np. ze zjawisk świetlnych, ukazujących się w ciemności ponad stołem, wnioskować o odpowiedniej sile, która działa fizykalnie, a zatem prawidłowo. Przy jednej sposobności poznałem, jak sądzę, niemylnie, co już gdzieindziej widziałem, że owo światło ponad stołem płynęło z kończyn palców, które były przez to słabo oświetlone. O ile wiem, nie próbowano jeszcze spektroskopicznego badania takich promieni świetlnych. Kiedy Schiaparelli trzymał pewnego razu prawą rękę medyum, a ja lewą, głowa jego dostała się wskutek poruszenia zasłony do ciemnego gabinetu. Mógł on skonstatować ogniki, które bujając tu i tam zdawały się wzajemnie ścigać, i kiedy począł pewien zapach w nosie, zdało mu się — jak wnosił ze swych wrażeń dotykowych — że jakaś ręka zawisła mu pod nosem. Z zapachu wnosił, że była to ręka medyum, która jednak w danych warunkach mogła być jedynie ręką sobowtórną. Przytem uczuł on jak gdyby wilgotne pociągnięcie po policzku, które następnie znowu osuszono. Kiedy zaś ja sam później wetknąłem głowę do gabinetu, naturalnie nie wypuszczając ręki medyum, mogłem również widzieć rzeczone ogniki. Atoli wyciągnięto mi znowu głowę za ucho — na zewnątrz, przyczem obecni widzieli czynną i ruchliwą rękę pomiędzy moją głową i medyum. Wszystko to wystarcza do wykazania tego, że zjawiska spirytystyczne u Eusapii są nader skomplikowanej natury, że zatem byłoby ze wszechmiar pożądanem, aby i w przyszłości komisye naukowe nią się zajęły. Muszę tylko, zrobić zastrzeżenie odnośnie do uczonych zawodowców, którzyby w tem mieli uczestniczyć. Że winni to być ludzie, wyćwiczeni w urządzaniu eksperymentów naukowych, umiejący przytem obserwować i chwytać momenta przemijające, — to rozumie się samo przez się. Rozchodzi się tu przedewszystkiem o ustalenie fizyki spirytyzmu, i dlatego pierwszy głos należy fizykom. Ale pozatem uznaję jednę tylko kategoryę fachowców: tych, którzy są już dostatecznie obyci w dotyczącej dziedzinie, którzy zatem już uprzednio badali spirytyzm. Co się zaś tyczy innych, choćby nawet słynnych z uczoności panów, twierdzę, że nie pomoże im w stosunku do spirytyzmu nawet wielka w innej dziedzinie uczoność, t. zn., że uważam ich za obowiązanych do studyum i eksperymentu, zanim jeszcze wejdą w skład danej komisyi; tam bowiem nie można ich mierzyć miarą odrębnej ich kompetencyi.
Sprawa Eusapii mogła mieć wreszcie wynik — jakikolwiek. Bez względu na to spirytyzm znacznie dotychczas postąpił naprzód pomimo oporu ze strony uczonych i ich zwolenników, — i w przyszłości również naprzód się posunie. Dzisiaj jest on już silnym młodzieńcem w porównaniu z owem dzieckiem, jakiem był jeszcze z nastaniem mody wirujących stolików. Zjawiska wzmagają się ustawicznie, co w części nawet zawdzięczyć należy przeciwnikom, których zarzuty były bodźcem do odpowiadania coraz to silniejszymi dowodami. W dalszym rozwoju zjawisk coraz więcej wychodzić będzie na jaw, że nie mamy w tej dziedzinie do czynienia z żadnymi cudami, ale raczej z nieznaną nam fizyką i psychologią, zatem ze zjawiskami prawidłowemi. Wykrycie tej prawidłowości wytrąci przeciwnikom z ręki przedewszystkiem ten argument, że zjawiska spirytystyczne prowadzą nas do zupełnie niegodnego wyobrażenia o duchach i ich działalności. Zarzut ten polega jedynie na rażącem pomieszaniu ograniczoności fizycznej — z umysłową. Poznanie prawidłowości rzeczonych zjawisk przedstawia dalej zupełną rękojmię na to, że spirytyzm w swym rozwoju stawał się coraz to więcej — umiejętnością; umiejętność bowiem możliwą jest jedynie w dziedzinie zjawisk prawidłowych. Proces ten atoli z natury rzeczy skończyć się musi tem, że w nastepnem stuleciu cały świat uwierzy w spirytyzm.







  1. „Psychische Studien,“ 1893, styczeń.
  2. Porówn. „Psych. Stud.“, zeszyt marcowy, 1892 str. 137.
  3. Oswald Mutze, Lipsk 1890
  4. Brofferio: „Per lo spiritismo“ (Bricla, Milanol893). Książkę tę przetłumaczono już na język niemiecki. (Przyp. tłum.)
  5. Ermacora: „I fatti spjritici.“ (Padwa 1892).
  6. Imię angielskie, odpow. naszemu Jan. (Przyp. tłum.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Karl du Prel i tłumacza: Maria Czeska-Mączyńska.