Hero i Leander (Konarski, 1908)/całość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Muzajos
Tytuł Hero i Leander
Wydawca Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Wydanie drugie
Data wyd. 1908
Druk Księgarnia Wilhelma Zukerkandla
Miejsce wyd. Lwów, Złoczów
Tłumacz Franciszek Konarski
Tytuł orygin. Ἡρώ καὶ Λέανδρος
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


MUZAJOS.
HERO I LEANDER.
PRZEŁOŻYŁ
FRANCISZEK KONARSKI.
 Wydanie drugie przejrzane 
i poprawione.
LWÓW — ZŁOCZÓW.
Nakładem i drukiem księgarni Wilhelma Zukerkandla.







FRANCISZEK KONARSKI, tłómacz »Herony i Leandra«, urodził się w Spasie (w okolicy Sambora) 1857 r. a umarł we Lwowie w sierpniu 1907 r. Ukończywszy we Lwowie studya uniwersyteckie na wydziale filozoficznym, gdzie słuchał wykładów filologii klasycznej oraz języka i literatury polskiej, rozpoczął zawód nauczycielski w temże mieście, gdzie w końcu był profesorem V. gimnazyum. Powszechnie ceniono wysoko jego zdolności pedagogiczne, a ujmującem obejściem zjednywał sobie ogólną sympatyę. Na polu literackiem rozwinął działalność nie można powiedzieć bardzo płodną, ale za to wszystko, co ogłosił, miało prawdziwą wartość. Wydał »Zwięzłą gramatykę języka polskiego«, która z pomiędzy wszystkich podręczników tego rodzaju u nas rozpowszechniła się w największej ilości egzemplarzy. Napisał kilka rozpraw z dziejów literatury polskiej: o Krasickim, o Mickiewiczu. Brał udział w wydawnictwie najobszerniejszego słownika polsko-niemieckiego i opracował tamże litery A do H. Umieszczał od czasu do czasu wiersze po czasopismach, a wybór najudatniejszych zamknął w tomiku wielce popularnym i ulubionym p. t. »Śmiech i Łzy«. Z literatury greckiej przetłómaczył misternie Arystofanesa komedyę »Rycerze« i Muzajosa poemat »Hero i Leander«. Utwór ten, wyczerpany w wydaniu pierwszem (z r. 1882), przeznaczył krótko przed śmiercią do ponownego wydrukowania w »Bibliotece Powszechnej«. Wydawnictwo nasze w zgasłym przedwcześnie profesorze i literacie utraciło wiernego przyjaciela i życzliwego zwolennika. R. i. p.
Lwów, w październiku 1907.
Redakcya „Biblioteki Powszechnej“.



WSTĘP.[1]

Poemat Muzajosa zajmuje odrębne poniekąd miejsce w literaturze starożytnej, a cechy tej odrębności nie nadały mu ani wybitna oryginalność formy, ani też charakterystyczne jakieś znamiona w przeprowadzaniu rzeczy lub kolorycie utworu, lecz tylko treść, a raczej pojęcie i zrozumienie przez autora przedmiotu, który w nim opiewa. Treść »Herony i Leandra« stanowi miłość, lecz miłość przedstawiona w duchu nieco odmiennym od pojęć starożytnych poetów — bardziej nowożytnym, romantycznym.
Starożytni znali potęgę miłości, korzyli przed nią czoło, czcili ją i szanowali, lecz znali miłość przeważnie tylko jako szczodrą szafarkę czarów i rozkoszy, — rwali róże, nie tykając cierni. Chrystyanizm dopiero, uduchowniając całą istotę człowieka, uduchownił także i miłość jego, nauczył go kochać bez nadziei, a nawet i bez wzajemności; podniósł społeczne stanowisko kobiety, stąd też złoty wiek minstreli i trubadurów mógł zakwitnąć tak bujnie tylko pod ożywczymi promieniami ciepła chrystyanizmu. Miłość więc i siostrzyca jej poezya wspólnymi kroczyły tory: jedna i druga musiała się wpierw uwolnić od krępujących ją więzów cielesności, zanim zdołała w wznioślejszym polocie wzbić się ku niebu, nim jej zaświtała epoka romantyzmu.
Realne poglądy na miłość starożytnych Greków i Rzymian sprawiły, że choć wieszcze ich poruszali wszystkie struny uczuć drgających w sercu człowieka, kreślili wszystkie zachwyty i boleści duszy ludzkiej, a więc także bardzo często i miłość opiewali, to przecież w całym skarbcu podań i poezyi starożytnych nie wielu doszukać się możemy śladów miłości pojmowanej tak, jak my ją dziś pojmujemy. Psyche oczarowana potęgą wdzięków Erosa i błądząca za nim po całym świecie, nieszczęśliwa miłość Dydony do Eneasza, Safo rzucająca się ze skał Leukadyi w toń morską z rozpaczy za przeniewierczym Faonem, a wreszcie Leander płynący przez wiry Hellespontu w objęcia ubóstwianej kochanki, oto może już wszystkie wypadki, w których miłość ofiary swoje nie samą tylko słodyczą poiła. Żadna atoli z tych ofiar nie wzbudza w nas takiej sympatyi, żadna z historyi miłosnych przekazanych nam przez starożytność nie mieści w sobie tyle pierwiastków romantycznych, a zarazem i grozy takiej, jak krótka powieść o miłości dwojga kochanków z nad brzegów Hellespontu.
Oto młoda i piękna Hero, a piękna tak, że sława jej wdzięków sprowadza z dalekich krańców świata tłumy uwielbiającej dziewicę młodzieży, stracona jest na wieki dla świata i serca własnego, bo choć dusza jej tęskni i marzy, choć istota cała rwie się do miłości — jej kochać wzbroniono: złość, czy fanatyzm religijny rodziców, skazał ją na wieczne sieroctwo serca, poświęcił ją twardej służbie bogini miłości, która mimo to, że sama jedynie miłością żyje i świat cały nią upaja, od służebnic wymaga wiecznego dziewictwa uczuć, dozgonnej czystości.
Smutne były chwile Herony od czasu wstąpienia jej w służbę bogini; nadmorska wieża służyła jej za mieszkanie, a wierna służebnica była samotnej jedyną towarzyszką niedoli, powiernicą smutków. Pobożna dziewica nie sarkała jednak na okrutne wyroki rodziców, a choć żal za straconą młodością i tęsknota za życiem szarpała boleścią młodzieńcze jej łono — nigdy nie opuściła grobowych murów swej wieży, aby podzielić ochocze tańce lub śpiewy wesołych towarzyszek.
Lecz cóż znaczą najsilniejsze postanowienia, najświętsze śluby, wobec nieubłaganej potęgi miłości?...
Zbliżył się dzień uroczysty, święcony ku czci bogini, w której służbie pozostawała Herona, a w dniu tym zgromadziły się w Sestos — rodzinnem mieście dziewiczej kapłanki — zblizka i zdala niezliczone tłumy pobożnych pątników, chcąc uczcić wszechwładną boginię; najliczniej atoli zebrała się młodzież, przywiedziona do Sestos nie tyle duchem pobożnym, ile raczej sercem żądnem podziwiać wdzięki dziewcząt zgromadzonych przy tak wielkiem święcie. Pomiędzy przybyłymi wyróżniał się pięknością oblicza i postawy Leander, młodzieniec z sąsiedniego Abydu, a królował on między wszystkimi rówieśnikami tak, jak i Herona królowała krasą między dziewicami zgromadzonemi we wspaniałej świątyni. Cóż więc dziwnego, że Leander za pierwszem spojrzeniem na czarującą kapłankę rozgorzał ku niej nieugaszonym ogniem miłości i tęsknoty, cóż więc dziwnego, że i Herona ujrzawszy namiętne spojrzenia jego, uczuła również raźniejsze serca bicie? Przyjazna chwila zbliżyła ich do siebie, a gorące słowa Leandra zwalczyły wnet opór i skrupuły dziewicy, przekonały ją o dozgonnej jego miłości. Lecz jak smutna przyszłość odsłaniała się oczom kochanków! Ślub prawy nie mógł ich nigdy jawnie zespolić, bo Hero była własnością bogini i jej służbie miała całe życie poświęcić. Tajemnie więc tylko mogli się widywać, a noc miała zawsze opiekuńczem skrzydłem ciemności osłaniać miłosne ich schadzki.
Rzecby można atoli, że nawet przyroda spiknęła się z losem tak wrogim kochankom i postanowiła stanąć w drodze świętokradzkiej miłości. Abydos, rodzinne miasto Leandra, choć sąsiadujące z grodem Sestos, było oddalone od niego cieśniną burzliwego Hellespontu. Lecz nie przeląkł się Leander morskich bałwanów, co noc rzucał się w toń morza i przepływał Hellespont dążąc do tęskniącej kochanki, która z pochodnią w dłoni stała na brzegu morskim i światłem jej wiodła lubego wśród wirów przepastnych. Nie długo wszakże cieszyli się kochankowie tymi kradzionymi uściskami, — pochodnia miłości stała się wkrótce żałobną pochodnią śmierci. Zbliżyła się bowiem zima, a z nią poczęły szaleć burze po rozwścieklonem morzu. Leander przecież nie zadrżał i teraz przed groźnem niebezpieczeństwem, zapragnął jak zwykle podążyć po grzbiecie morza do Sestos ukochanego i puścił się nieustraszony w zapasy z morzem, mimo ryku wichrów i piętrzących się bałwanów. I Hero też stała jak zawsze na brzegu morza z pochodnią w ręku, lecz próżne jej oczekiwania i próżno pociesza zrozpaczone serce, że Leandra uściska za chwilę — kochanka niema i niema! Słońce już wbiegło na szlak niebieski, a Herona stoi wciąż jeszcze, zdrętwiała wpatruje się w zdradliwą toń morza, trzymając w ręku zgasłą już pochodnię. W tem spostrzega u stóp skały, na której stała, zwłoki kochanka poszarpane przez nielitosne bałwany — niema z bólu rozdziera szaty na piersi i rzuca się w bezdeń morską, chcąc się z ukochanym na wieki już połączyć...
Śmiercią zatem kończy się ta tragiczna historya nieszczęśliwych kochanków; być może, że pokarała ich w ten sposób bogini, zagniewana na Heronę za potarganie ślubów jej złożonych, lecz być także może, iż ulitowała się nad nieszczęśliwymi i zabrała oboje do siebie, w krainę, w której tylko błogość i szczęście miłości jest udziałem.
Kogoż nie uderzy szczególna analogia między powieścią o Heronie i Leandrze, o miłości ich i zgonie, a historyą niemniej smutnej miłości Romea i Julii? Ileż wspólnych pierwiastków zawiera się w obu, ileż podobieństwa w zawiązaniu, przeprowadzeniu i epilogu obu tych strasznych dramatów, czasem i miejscem akcyi tak bardzo odległych od siebie? Powieść o miłości Romea i Julii z nad Hellespontu cieszyła się też w starożytności nie mniejszą popularnością od tej, jaką geniusz Szekspira wyjednał w całym świecie nieszczęśliwym ofiarom waśni Montekich i Kapuletów. Urok wiejący z niej chwytał za serce i oczarowywał wrażliwy ród poetów, którzy od Wergilego i Owidego aż do Schillera, opiewali ją bądź w osobnych poematach, bądź też poświęcali jej przy sposobności wzmianki pełne serdecznego współczucia. Istnieje podanie, niczem zresztą nieuzasadnione, że Apelles, genialny malarz żyjący w czasach Aleksandra Wielkiego (IV. w. przed Chr.), miał uwiecznić miłość Herony i Leandra w jednym ze sławnych swoich obrazów; do dziś jeszcze przechowały się monety z czasów Karakalli i Aleksandra Sewera, a więc z II. i III. wieku po Chrystusie, na których widzimy Heronę trzymającą w ręku lampkę, ową gwiazdę przewodnią jej kochanka, u stóp jej Leandra prującego morskie głębiny, a nad nimi unoszącego się skrzydlatego bożka miłości z gorejącą pochodnią w dłoni. Pamiątki te po Heronie i Leandrze, przekazane nam przez starożytnych, wskazują widocznie, że odczuwali żywo grozę mieszczącą się w strasznej o nich powieści, że uszanowali siłę ich uczucia; a z tych właśnie powodów, że tyle pierwiastków romantycznych łączy w sobie ta powieść tak w treść uboga, lecz tak bogata w zasób uczucia, nader ciekawe byłoby studyum nad tem, w jaki sposób odczuli i przedstawiali greccy i rzymscy poeci tę miłość, która wbrew ich pojęciom, tyle bólów zrodziła, a tak mało w zamian przyniosła rozkoszy. Lecz niestety, wir czasów pochłonął wszystkie poemata, opiewające miłość starożytnego Romea i Julii, a pozostawił nam jedyny tylko utwór Muzajosa pod tytułem »Hero i Leander«, i on to stanowi dziś jedyne źródło, z którego czerpiemy wiadomości o całej ich historyi.
Czas, w którym żył Muzajos, nie da się ściśle oznaczyć, podobnie jak czas, w którym powstała u starożytnych powieść, będąca przedmiotem jego poematu. Wolno nam się wszakże domyślać, że istniała ona już czas dłuższy przed Wergilim (I. w. przed Chr.), bo on wspomina o niej jako o rzeczy ogólnie już znanej; wzmianka zaś, że Apelles obrał ją za przedmiot jednego ze swoich obrazów, jest tylko jak już wspomnieliśmy, podaniem, które dostało się do nas za pośrednictwem jednego z wszystko wiedzących scholiastów. Nie zamierzamy wcale schodzić w tej krótkiej przedmowie na ślizkie pole domysłów i hipotez i roztaczać przed czytelnikiem całego szeregu najrozliczniejszych przypuszczeń, dotyczących poruszonych tu kwestyi; jako charakterystyczną rzecz jednak wypada przytoczyć, że byli tacy, którzy autorstwo Herony i Leandra przypisywali owemu na pół mytycznemu Muzajosowi, żyjącemu w zamierzchłej przeszłości przed Chrystusem, jak i to również, że z drugiej strony i na takich nie zbywało, którzy powieść naszą uważali za płód fantazyi mnicha jakiegoś z XIII. lub XIV. stulecia, puszczony w świat pod imieniem starożytnego poety dla pozyskania rozgłosu i sławy, pod płaszczykiem renomowanej już firmy. Dopiero Gotfryd Hermann, genialny niemiecki filolog, rzucił nieco światła na sprawę tę, pogrążoną w ciemnościach niewiadomości i domysłów i wykazał tak na podstawie budowy metrycznej poematu, jak i języka jego, że jest on jednym z utworów, należących do epoki tak zwanego »mytograficznego eposu.«
Epoka, której zawdzięczamy Heronę i Leandra, zarysowuje się w literaturze greckiej najwyraźniej w V. i VI. wieku po Chr., a że twórcą, gdy tak rzec można i najważniejszym przedstawicielem tej nowej szkoły był niejaki Nonnos, nazywają ją także i szkołą Nonnosa. Już sama nazwa wskazuje najdokładniej, jaką była istota poematów epicznych, powstałych w owych czasach: treścią ich były po większej części cudowne historye mytyczne, w których fantazya grecka walczyła o lepsze z zamiłowaniem Wschodu i Południa do tajemniczości i mistycyzmu. Nienaturalną tę dążność i chorobliwe gusta pracowników na polu mytograficznego eposu zrozumiemy snadnie dowiedziawszy się, że byli oni prawie wszyscy Egipcyanami, na których przeszła teraz w spuściznie oświata helleńska, którzy jednak nie mogli mimo to zerwać na zawsze z tradycyami przeszłości, i chrystyanizmem nawet oświeceni, lgnęli wciąż do pogańskich mytów i religii. Złote czasy nieśmiertelnych pomników geniuszu greckiego, prastarych homerowych pieśni, minęły już bezpowrotnie; ani stosunki, ani ludzie nie nadawali się już do stworzenia eposu w prawdziwem znaczeniu tego wyrazu. Od czasów Homera przemknęło w pochodzie dziejów nad nieszczęśliwą Grecyą tyle już wieków, naród grecki tyle od tego czasu odniósł tryumfów, tyle walk stoczył i przebolał tyle, czyż więc teraz, gdy już nie tylko wyrósł na męża, ale nawet zgrzybiałej doczekał się starości, moglibyśmy się spodziewać usłyszeć z ust jego naiwne szczebiotanie dziecięcia, jakiem jest w rzeczy epos prawdziwe? Dojrzały też, uczony, pełen sofistyki, a nierzadko i dworactwa jest każdy z poematów szkoły Nonnosa: naiwność i prostotę zastępuje sztuka, serce — fantazyi ustępuje miejsca. Epik z czasów homerowych, wędrowny od osady do osady włóczący się rapsoda, był jak nasz lirnik ukraiński, w pieśń u łona matki upowity, uczący się jej dalej od szumu drzew i rozgoworu wiatrów na mogilniku stepowym, — on śpiewał, bo musiał śpiewać, serce mu słało pieśni na usta; — epik zaś z czasów naszej epoki to przedewszystkiem uczony, który za stosem ksiąg, pracą mozolną dopiero wżył się w to, co tamten odczuł jednem serca biciem, który w poemacie składał nagromadzone skarby erudycyi, ale nie uczuć miłości tego, co opiewał; on śpiewał, bo chciał śpiewać. Nie dziw też, że począwszy od budowy wiersza, którym epopeje owe spisano, a skończywszy na treści samej, wszystko w nich wymuszone, a częstokroć i dziwackie. Prosty, a tak dźwięczny i potoczysty wiersz homerycki (heksametr), spokojna, a poważna dykcya homerowych pieśni, nie przemawiały już do serca uczonych epików — w poezyi widzieli oni sztukę, podziwiali zręczność, z jaką pokonywano napiętrzone trudności. Zatrzymano wprawdzie homerycki heksametr, lecz dobroć wiersza tak pod względem rytmiczności, jak szyku, a nawet i używania pewnych wyrażeń, zawarowywała niezliczona ilość formuł i formułek, tak, że poeta dostawszy się raz w błędne koło owych przepisów, utykał co chwila o jakąś zaporę, tamującą wolniejszy polot jego ducha.
Wspomnieliśmy już powyżej, że ulubionym tematem epików ze szkoły Nonnosa były myty cudowne i fantastyczne, awanturnicze powieści Wschodu; nie dziw zatem, że próżno usiłowalibyśmy dopatrzyć się w którymś z większych poematów owej epoki jakiej myśli przewodniej, planu, podług którego autor rzecz całą wykończył. Logiczna ciągłość idei, a nawet logiczny związek faktów, nie leżały poetom owym zgoła na sercu: i owszem, z skrzętnością i zamiłowaniem godnem podziwienia wyszukiwali jakąkolwiekbądź, choćby najluźniejszą sposobność wsunięcia epizodów, w żadnym z całością nie pozostających związku, byleby tylko cudownością i nienaturalnością pociągały. Z przeładowaniem treści pozostawała i dykcya w najzupełniejszej harmonii: przesadna retoryka, sofistyczne wykręty, nagromadzenie niesmacznych obrazów i zbytecznych ozdóbek, karkołomne i z logiką w niezgodzie będące przenośnie są najlepszą miarą poetycznego zmysłu i poczucia piękna wieszczów samych, a snać i czytającej publiczności, której prosty, jędrny, a zdrowy pokarm zadowolić już więcej nie zdołał.
Z takiej to szkoły, tak podobnej do czasów rozkwitu epoki Jezuickiej w naszej literaturze, wyszedł śpiewak Herony i Leandra; na jego chlubę jednak przyznać musimy, że jakkolwiek nie ustrzegł się wpływu ducha czasu, który go wydał, a był nadto nierzadko ślepym prawie naśladowcą mistrza swego Nonnosa, Homera i innych pisarzy, to przecież umiał nadać poematowi swemu cechę miejscami tak oryginalną, że każdy z nas musi przyklasnąć jego talentowi. Okoliczność ta, że ponad wszystkie cudowne historye o Dyonizosie i Aleksandrze Wielkim, nastręczające tyle sposobności do popuszczenia wodzy wybujałej fantazyi, wybrał Muzajos skromną a smutną powieść o kapłance z Sestos, musi bezsprzecznie szalę sądu naszego przeważyć na stronę jego korzyści. Nie stworzył on z tej historyi ani gmatwaniny cudowności i nieprawdopodobieństw, ni też nie wsadził jej na koturn eposu o większych rozmiarach, lecz dał jej formę treści najzupełniej odpowiednią i nakreślił w skromnych ramach chwytający za serce obrazek rodzajowy — elegię erotyczną.
Wobec tego, cośmy przytoczyli dla naszkicowania epoki i szkoły, do której krytycy zaliczają Muzajosa, a zwłaszcza wobec tego, że autor sam najlepiej przemówi do każdego z czytelników, uważamy za rzecz zbyteczną rozwodzić się szerzej nad poematu wartością. Kogoż z nas bowiem, dla których równowaga, miara i spokój są warunkami piękna, nie uderzy w nim ów patos miejscami nienaturalny, owa drobiazgowość i malowniczość zbytnia, które całemu poematowi tyle wdzięku ujmują?
A przecież mimo braków i wad, musi on się odznaczać i niepospolitymi przymiotami, kiedy się oparł tylu wiekom ziejącym niepamięcią i do dziś jest ulubieńcem cywilizowanego świata, przekładany na wszystkie prawie języki[2]. Cóżto więc wyposażyło go ową cudowną władzą ujmowania serc ludzkich, cóż było dla niego owym sezamem, otwierającym podwoje wszystkich ziem i krajów? Oto perły prawdziwego natchnienia, rozsiane licznie po całym utworze, których blask fałszywych kamieni i szychu nigdy zaćmić nie zdołał. Oto prostota rzewna, ujmująca czytelnika tam, gdzie się Muzajos nie dał uwieść zwodniczym ponętom szkolarskiej maniery, prostota tem wdzięczniejsza, że tuż obok niej spotkać możemy sentymentalność i przeładowanie. Nie upstrzył on powieści swej luźnymi epizodami, nie obciążył balastem erudycyi, lecz znalazł w niej miejsce jedynie dla kochającej się pary, której na chwilę nie spuścił z oczu, nie wydalił z serca. Młodzieńczy zapał i rzewność uczucia, z jakiem autor skreśla koleje nieszczęsnych kochanków, cieniując najdelikatniej ich tęsknotę, zachwyty i bole, serdeczność i ciepło jakieś wiejące z całego utworu, były jak sądzimy, owym cudownym środkiem utrzymującym go przy życiu przez wieków tyle: czy nie uleciały one jednak bez śladu w nieudolnym naszym przekładzie, osądzi baczny, a łaskawy czytelnik.









Świadka skrytej miłości, pochodnię, bogini,
Pieśnią wielbij mi szczytną, opiewaj też przy niej
Tego, co z wirem morza nocą szedł w zawody,
Spiesząc w objęcia lubej na weselne gody!
I śluby skryte, których nieśmiertelna Zorza
Okiem zajrzeć nie mogła, miasta, które hoża
Hero pod nocy tarczą świadkiem ślubu czyni:
Sestos, Abydos sławne, opiewaj, bogini!
Patrzcie! — tutaj Leander fal zwycięża szczyty!
Tam pochodnia, zwiastunka boskiej Afrodyty[3]
I Herony w noc ślubu posłanka weselna!
Pochodnia, ich serc hasło, którą nieśmiertelna
Potęga Zeusa[4] winna za przetrwane próby
Wprowadzić między gwiazdki, nazwać ją dla chluby
Gwiazdką-druchną miłości, gdyż dzieliła wiernie
Ślepych szałem kochanków zawody i ciernie,
I w noc bezsenną ślubu wieści słanych skrycie
Strzegła — aż wrogich wichrów zaryczało wycie!
Muzo! o zanuć w końcu w wspólnem ze mną pieniu
O zgaśnieniu pochodni — Leandra zgaśnieniu!

Gród Sestos i Abydos, sąsiednie dwa grody
Naprzeciw siebie stały nad morskiemi wody.
W tem Eros[5] łuk napina, za pocisku miotem
Oba miasta swej strzały jednym razi grotem,
I od niej spłonął żarem młodzian i dziewica,
A nimi: cny Leander, Hero krasawica.
Ona w Sestos mieszkała, w Abydos on zasię;
Oboje miast tych gwiazdki o niebiańskiej krasie,
Podobni wzajem. — Ty zaś, gdy twój krok zabieży
Kiedyś w te strony może, poszukaj tej wieży,
Gdzie z pochodnią Herona Sestias[6] stała w dłoni,
Ścieląc lubemu drogę w pośród morskich toni;
I zatok morza szukaj w Abydos omszonem,
Co płaczą nad Leandra miłością i zgonem
Dotąd jeszcze.

Lecz jakto? on w Abydos gości,
A natchnął ją miłością, sam uległ miłości?
Prześliczna Hero — w żyłach jej płynie krew boża —
Była w służbach Kiprydy[7], małżeńskiego łoża
Nigdy przeto w dziewictwie nie zazna słodyczy!
W nadmorskiej wieży, którą po ojcach dziedziczy,
Mieszka więc, rzekłbyś równa władczyni Kiprydzie!

Nigdy ona w dziewiczej skromności i wstydzie
Rozmowy innych niewiast ni zabaw nie dzieli,
Ni serca pląsem w kole rówieśnic weseli,
Przed zawiścią zjadliwą strzegąc swojej cześci —
Bo na piękność zawistny bardzo ród niewieści!
Ona ciągle śle tylko modły Afrodycie,
A chcąc z matką niebianką przebłagać i dziecię,
Erosowi też często dań ofiarną składa,
Grotów jego widokiem strwożona i blada.
A przecież nie zdołała ujść ognistej strzały!

Gdyż wkrótce dzień Kiprydy zbliżył się wspaniały,
W jej cześć i Adonisa[8] w Sestos obchodzony:
Tłumnie więc na dzień święty spieszą ze wszej strony,
Tu lud z głębi wysp mytych falą morskich toni,
Tam z ponad Kipru brzegów, tam znów od Hajmonii...[9]
Żadna z niewiast Kitery[10] nie została w mieście,
Żadnej na wonnych szczytach Libanu niewieście
Nie przypatrzysz się teraz, jak pląsa wesoła;
Żaden w domu nie został z sąsiadów do koła,
I Frygii[11] i Abydu mieszkaniec tam bieży.
Każdy się też pojawił z pośród tej młodzieży,
Której serce miłością żądną dziewic pała...
Na wieść święta wraz spieszy gromada ich cała,

Nie tak, by dań ofiarną nieść bogom z swej ręki,
Jak, by zebranych dziewcząt móc podziwiać wdzięki.
Oto w świątynię Hero wstępuje dziewicza,
Siejąc w około blaskiem cudnego oblicza,
Tak, jak o wschodzie świeci księżyc bladolicy.
Rumieniec tylko zakwitł na twarzy dziewicy,
Jak róża, bo dwubarwną pierś z pączka wychyla:
Więc rzekłbyś, że się wdzięcznie oczom twym przymila
Z jej postaci obrazek w róże strojnej łąki —
Taki rumieniec zdobi czarowne jej członki!
Gdy szła w bieli, z pod stóp jej róże wykwitały,
A z członków jej rój Gracyi[12] zlewał się wspaniały!
Mylnie w trzech Gracyi starzy wierzyli istnienie:
Bo gdy ona z uśmiechem rzuci ci wejrzenie,
Oko każde — ich setkę sieje blaski swemi!
Godną ma w niej kapłankę Kipryda na ziemi!

Tak zaiste nad wszystkie dziewice, niebianka,
Czarem wdzięków króluje Kiprydy kapłanka,
Jak gdyby druga Kipris jawi się wśród ludzi!
W miękkich sercach młodzieży ona żary budzi,
Lecz i z mężów żadnego nie było, co żony
Miećby nie pragnął rzewnie z nadobnej Herony
Za nią, kiedy w świątyni wzniosłym gmachu kroczy,
Biegną w ślad wszystkich myśli i serca i oczy.
A ten i ów z młodzieży zawoła zdumiały:

»Spartęm zwidził, przeszedłem Lakedajmon cały,[13]
Gdzie, jak wiemy, w zapaśne piękność wkracza szranki —[14]
Lecz nigdzie nie widziałem tak cudnej niebianki!
A może Kiprys zsyła którąś z młodszych Gracyi?
Jam się już strudził patrząc, a przecież postaci
Jej widokiem nie napasł! W tej chwili, o Boże,
Umrzeć chciałbym, raz tylko dzieliwszy z nią łoże!
I w samym ja Olimpie nie chciałbym być bogiem,
Mając z Herony żonkę za mej chaty progiem!
Jeśli zaś o twą sługę kusić się wzbroniono,
Taką mnie, Kiterejo słodka, obdarz żoną!«

Tak ten i ów z młodzieży. Inny w sercu rany
Kryjąc — oszalał w wdziękach tylu rozkochany.

Ty zaś, biedny Leandrze, widząc cud dziewoję,
Nie chciałeś skrycie żądłem zatruć serce swoje,
Lecz ognistymi strzały z nienacka rażony
Żyć już nie chcesz na świecie bez pięknej Herony!
Pod ócz jej blaskiem strzelił żar uczuć płomieniem,
Serce — wrzało pod ognia niezwalczonem tchnieniem!
Bo piękność cnej dziewicy, która zachwyt budzi,
Ostrzej niż wartka strzała rani serca ludzi.

Oko jej drogą — oko srogie groty ciska,
W sercu młodzieńca ranie szukając siedliska.
I jego więc zdjął podziw, śmiałość, wstyd i trwoga,
Drży — w głębi serca; wstyd mu, że popadł w moc wroga;
Zdumiał na cudów tyle — lecz miłość wstyd płoszy!
Śmiałość więc w duszy pieszcząc i śniąc o rozkoszy,
Staje przed nią, w ślad cichym podążywszy krokiem,
Z boku patrzy, zwodniczym miota na nią wzrokiem,
Gestem niemym jej serce w zdradne wikła sieci.
Ona widząc żar złudny, co mu w oczach świeci,
Cieszy się jego krasą — a milcząc, zasłoną
Sama często twarz swoją tuli rozmarzoną,
Serca wzajemność znakiem tajemnym mu wieści,
I odwraca się znowu. On już serce pieści
Myślą, że miłość jego odgadła dziewica
I że ze wzgardą odeń nie odwraca lica!

Gdy tak Leander czeka ukradkowej chwili,
Światła zbierając pęki, dzień w morze się chyli,
A z przeciwka cienista Zorza mknie już chyża.
On więc śmiało się teraz do dziewicy zbliża,
Gdy ujrzał, że noc szaty już ścieli żałobne.
Milcząc ściska paluszki jej róży podobne
I z głębi serca wzdycha — lecz ona w milczeniu,
Jakby gniewna, wyrywa rączkę uściśnieniu.
On jednak widząc opór powolny kochanki,
Chwyta zuchwałą ręką szat jej drogie tkanki,
Wiedzie w głąb cześci godnych przybytków świątnicy.

Powolnie, jakby niechcąc zdąża krok dziewicy
Za nim — aż ona z piersi swych dobywszy mowy,
Tak Leandrowi grozi niewieściemi słowy:

»Szalejesz, cudzoziemcze? nieszczęsny! niebogą
Przecz mnie ciągniesz dziewicę? O idź swoją drogą!
O puść! puść moje szaty! i unikaj mściwej
Ręki możnych rodziców moich, nieszczęśliwy!
Nie wolno ci Kiprydy kalać służebnicy,
Ni też możebne w łoże wstępować dziewicy!«

Tak mu grozi, jak godzi się dziewiczej cześci.
Leander zaś ujrzawszy szał groźby niewieściej,
Znak powolności dziewcząt wyśledził w nim bacznie.
Bo gdy tylko mężczyznie dziewczę grozić zacznie,
Groźby te — to miłosnych szczebiotów posłanki!
On więc różaną szyję całuje kochanki
I serca zdjęty szałem rzekł słowy takiemi:

»O po Kiprydzie moja ty Kiprys na ziemi!
O ty moja Ateno[15] po boskiej Atenie,
Bo cię równą tej ziemi niewiastom nie mienię,
Lecz cię córom Kroniona[16] równać mi się godzi!
Szczęsnym twój ojciec, szczęsna matka, co cię rodzi!
O najszczęśliwsze, co cię piastowało łono!
Lecz prośb moich wysłuchaj, nad nieuniknioną

Serca tęgą się zlituj! Kiprydyś kapłanką,
Kiprydy zatem służbę wypełniaj, kochanko!
O pójdź, zwyczajów ślubnych udziel tajemnicy!
Afrodycie nie godzi się służyć dziewicy,
Kiprys dziewkom nie rada! Gdy zaś żywisz chęci
I obrzęd poznać słodki i zakon, co święci
Wierność ślubów bogini — ślub i łoże będzie!
Ty zaś, jeśli Kiterę kochasz, to w obrzędzie
Słodkim lubuj się uczuć, co czarami poją,
Mnie zaś sługą mień kornym, a gdy wolą twoją,
I mężem, co go Eros swemi tknąwszy strzały,
Upolował dla ciebie. Tak Herakles śmiały
Szedł za Hermesem[17] gońcem z złotą laską w ręce,
Idąc się wysługiwać Jardana panience.[18]
Mnie zaś Kiprys ci zsyła, nie Hermes wiódł krewki.
Wszak znasz los Atalanty, arkadyjskiej dziewki,
Co to panieństwa strzegąc, uciekła z łożnicy
Melaniona, co ku niej gorzał, ku dziewicy.
Lecz gdy się na to gniewem Afrodyta wzruszy:
Wpierw niekochany — w całej wnet zamieszkał duszy![19]
Słuchaj więc luba, nie budź Kiprydy zawzięcia!«

Tak mówiąc, wnet oporną zwalczył myśl dziewczęcia,
Serce jej uwiódł słowem, co miłość jednoczy.
A dziewczę, nieme na to, w ziemię wbija oczy,
Rumieniejącą z wstydu twarzyczkę zakrywa,
I nogą gródki ziemi zbija, a wstydliwa
Raz po raz szatą białe otula ramiona.
Lecz powolności tylko wszystko to znamiona,
Bo dziewcząt, gdy do łoża ochota je skłania,
Milczenie jest najpierwszą oznaką przystania.
Pierś jej żądła miłości już ukrywa rany,
Żądła, co żółć i słodycz niesie na przemiany.
Pierś dziewiczej Herony już słodkim tli żarem
I nad krasy Leandra zdumiewa się czarem!
A gdy z spuszczonem w ziemię wpatruje się okiem,
Leander nieznużonym, pałającym wzrokiem
Spogląda na jej szyję delikatną, świeżą.
Aż wreszcie z ust miodowe słowa jej wybieżą,
A rumieniec na licu łez oblał się zdrojem:

»Skałębyś, cudzoziemcze, wzruszył słowem swojem!
Któż to zwodniczych mów ci wskazał kręte drogi?
Biada! któż cię wprowadził w ojczyzny mej progi?
Wszystkoś na wiatr tu mówił! Miłością wzajemną

Jakżeż gość obcy, błędny, połączysz się ze mną?
Otwarty, prawny ślub nas nigdy nie zespoli,
Bo to moich rodziców w przekór staje woli.
Gdy zaś, błędny tułaczu, chcesz zostać w mej ziemi,
Nigdzie się skryć nie zdołasz z miłostkami swemi.
Bo język ludzki chciwy potwarzy, a ciszą
Gdyś co zdziałał — »na drogach rozstajnych już słyszą!«[20]
Lecz mów, nie taj imienia, ni ziem, gdzieś zrodzony;
Moje znasz pewnie — imię mam słynne Herony.
Szumu fal pełna wieża, co się w niebo wspina —
To dom mój; ze mną mieszka służebna jedyna.
Tam przed miastem, u brzegu, co nad fal pokładem
Stromych się wznosi, morze jedno mi sąsiadem,
Gdyż tak rodziców srogie kazały wyroki!
Ni tam z rówieśnic którą, ni ochocze skoki
Młodzieży w tańcu ujrzysz, lecz czy noc, czy dnieje,
Wciąż tylko świst burz morskich w uszach ci szaleje!«

Tak rzekła; twarz-różyczkę znów tuli rańtuchem,
Znów się sroma i własnych słów rumieni słuchem.

Leander zaś, miłości ostrą zranion strzałą,
Duma, jak z tą miłością wdać się w walkę śmiałą,
Bo szczwany Eros grotem choć draśnie mężczyznę,
Wnet znów koi troskliwie zadaną mu bliznę;
Sam wszechmocny doradcą tych on, którym włada,

Więc i teraz w tęsknocie wsparła jego rada
Leandra, który westchnął, przemyślne rzekł zdanie:

»Dziewczę! dla twej miłości — mórz przebrnę otchłanie,
Choćby ogniem kipiało, bez dna było morze!
Nie zadrżę w wichrach zimy spiesząc w twoje łoże,
Ni też ryku się zlęknę fal ziejących grzmotem!
Zawsze nocą, przemokły, nurtów niesion lotem,
Ja, mąż twój, Hellespontu przebrnę wirowisko,
Bo przeciw twego miasta mój gród leży blizko —
A nim — Abydos. Ty zaś z swej wieży wysokiej
Pochodnię tylko wznieś mi wśród nocnej pomroki,
Aby mnie, korabiowi Erosa, wśród jazdy
Gdy ją ujrzę, służyła za przewodnie gwiazdy!
A patrząc w nią, nie ujrzę Booty[21] zachodu,
Ni dzikiego Oryona[22] ni Wozu[23], co brodu
Morza w biegu swym nie tknie; i w słodkie przystanie
Wpłynę podle mej ziemi! Lecz strzeż się, kochanie,
Aby wichrów gwałtownych nie zgasiło wianie
Pochodni światłodajnej, przewodniczki życia —
Bo zginę! Chcesz me imię wydostać z ukrycia:
Jam Leander, mąż z piękną przepaską Herony!«

Stanął układ — połączyć miał ich ślub tajony;
I przysięgli, pochodnię wzywając na świadki,
Strzedz nocnych ślubów swoich i ślubnej komnatki:
Hero ma światło wznosić, on pruć głębie fali;
Gdy zaś noc tak w uściskach ciągłych nie przespali,
Niechętnych rozdzielały konieczności mocy:
Ona szła do swej wieży, on, w czeluściach nocy
By się nie zbłąkał, w ślady hasłom z wieży idzie,
Dążąc ku mnogim ludom w rozsiadłym Abydzie.
Lecz po tych trudach nocy, miłości spragnionej,
Niecierpliwie, wzywali znowu nocnych cieni.

Czarnostrojny Zmrok ścieli już świat cieniów siwy,
Śląc sen mężom — lecz nie śpi Leander tęskliwy!
On na brzegu wałami kipiącego morza
Czeka jasnej posłanki małżeńskiego łoża,
Śledząc wieszczych pochodni weselnej połysków,
Zdala widnego hasła kradzionych uścisków.
Hero zaś, gdy bezświetlnej nocy mrok zoczyła,
Wzniosła pochodnię — z chwilą gdy ona zatliła,
Eros rozżarzył serce Leandra tęsknieniem,
Tak, że gorzał pospołu z pochodni płomieniem!
Nad morzem zaś fal wściekłych słysząc poświst głuchy,
Zadrżał zrazu — lecz wkrótce zaczerpnął otuchy,
I krzepiąc w sobie serce, rzekł słowa zachęty:

»Strasznym Eros! a morze władca nieugięty!
Lecz morze płynie wodą — a w mej pała wnętrzy
Ogień Erosa! Serce, to twój wróg zaciętszy,

O drżyj przed nim, a nie drżyj przed fali przestworzem!
Żwawo spiesz do kochanki! Przecz troszczysz się morzem?
Nie wiesz-li, że ród z morza Kiprys wiedzie boski,
Ona, co fal tych panią i ludzkiej jest troski?«

To rzekłszy, ściągnął szaty z krasnych członków swoich,
Ponad głową je związał siłą rąk oboich,
Skoczył z brzegu i ciałem pchnął się w morskie tonie;
I spieszył ku pochodni, która nad nim płonie —
Sam jeden sobie sterem, żeglarzem, okrętem.[24]

Hero z wyniosłej wieży świeci nad odmętem,
A skąd tylko wichr zawył gwałtownym podmuchem,
Zaraz chroniąc pochodnię osłania rańtuchem —
Aż on strudzony brzegów nie dotarł ostoi.
Do swej wieży go wiedzie i u jej podwoi
Ściska milcząc kochanka, co staje zdyszany:
Z włosów mu jeszcze morskie ociekają piany.
Wiedzie go potem w wnętrze dziewiczej komnatki —
Chluby dziewcząt — tam z skóry wodę ściera gładkiej,
Ciało wonnym mu z róży naciera balsamem,
Aż woni nie zniszczyła morskim tchnącej szlamem.
A potem zdyszanego na łożu wzniesionem
Pieszcząc kochanka, słowem zawoła pieszczonem:

»Luby mój! tyś zniósł wiele, jak nikt dla kochanki!
Luby mój! tyś zniósł wiele! Dość ci już solanki,

Dość ryb zapachu, którym morskie zieją tonie!
O pójdź! pójdź złożyć znoje swe na mojem łonie!«

Tak rzekła; on przepaskę rozpiął jej z kolei,
I służbę pełnić jęli słodkiej Kiterei..
Ślub to bez tanów, łoże bez hymnów pieśniarzy:
Ni gęślarz wielbił Herę[25], co śluby kojarzy,
Ni blask pochodni ślubnej przyświecał pościeli,
Ni tam kto duszę skocznym pląsem rozweseli,
Ni pieśń w łoże im śpiewał rodzic z panią matką.
Lecz milczenie im łoże wysłało, komnatką
Ono ślubną ich darzy w wesela godzinie;
Oblubienicę Ciemność sama stroi ninie,
Przy ślubie nikt nie nucił weselnej piosenki,
Noc zaś druchną im była, a oko Jutrzenki
Oblubieńca, Leandra, w znanem sobie łożu
Nigdy zastać nie mogła, bo on już po morzu
Mknął znowu ku mieszkańcom w Abydos poblizkiem,
Dysząc jeszcze niesyty ponocnym uściskiem.
Hero zaś w długich szatach, zwodzi swe rodzice —
Nocą żona, uchodzi we dnie za dziewicę.
I tak wciąż z upragnieniem tęsknili oboje,
By dzień czemprędzej wstąpił w zachodu podwoje.

Tak swą miłość przeważną w skryte tuląc ciemnie,
Ukradkiem się Kiterą poili wzajemnie.
Lecz czas krótki tak żyli i nie długo wzajem
Tej tułaczej żeniaczki cieszyli się rajem!

Bo gdy nadszedł czas zimy, co świat śniegiem ścieli,
Kłębiąc spiętrzone wiry przepastnych topieli,
A bezdeń mórz ruchliwą i mokre posady
Ryły wciąż wichrów wściekłych hukliwe gromady,
Morza toń rozszalałym siekąc uraganem,
Żeglarz już okręt czarny po morzu smaganem
Ciągnął do brzegów suchych[26] bezpiecznej przystani,
Rozhukanej i zdradnej strzegąc się otchłani.
Lecz ciebie strach nie wstrzymał mroźnej nawałnicy,
Wielkoduszny Leandrze! a hasło z wieżycy,
Błyszcząc znanem światełkiem, co ci dziewosłębi,
Uwiodło cię, coś gardził rykiem wściekłych głębi,
O zdradne i okrutne! Hero zaś nieboga,
Winna była, gdy zima zbliżyła się sroga,
Pozostać bez Leandra i przelotnej owej
Nie świecić więcej gwiazdki ich ślubnej alkowy!
Lecz ją szał i los[27] przemógł: więc w szału brnąc toni,
Śmierć już, nie Miłości pochodnię ma w dłoni!

Noc była — kiedy wichry fal ziejące grzmotem,
Wichry, mroźnym oddechem rażące jak grotem,
Tłumnie ku brzegom morskim runęły zawieją.
Lecz i wtedy Leander ożywion nadzieją
Uściśnienia kochanki, podążał miotany
Na fal grzbiecie. Już bałwan roztrąca bałwany,
Otchłań wre — a z powietrzem zmieszało się morze!

Wichrów poświst dmie zewsząd w wściekłym z sobą sporze:
Eur[28] zadął w twarz Zefyra[29], a znów paszcza Nota[30]
Boreaszowi[31] straszną groźbą w oczy miota,
I łoskot nieustanny był na grzmiącem morzu!
Leander zaś nieszczęsny na srogiem przestworzu
Wciąż błaga Afrodytę, co z morza zrodzona,
Wciąż nawet mórz samego władcę Posejdona[32],
Boreasza, kochanka Atenki[33], nie mija —
A przecież nie wspomogła go ręka niczyja,
I Eros Przeznaczenia nie wstrzymał wyroku!
Bo w piętrzących się zewsząd przed nim fal natłoku
On się błąka miotany; omdlały nóg siły,
Rąk mu strudzonych władze ruchu odmówiły,
A wody moc się wielka do gardła mu wciska —
I pił ten zgubny trunek wirów topieliska!
I wnet pochodnię zdradną wichrów gasi wycie,
A z nią — miłość Leandra biednego i życie!...

Jego niema — a Hero wciąż z bezsennym wzrokiem
Stała, a strach w jej sercu nurtuje potokiem:
Zorza błysła — kochanka nie ujrzała przecie!
Wzrokiem więc po rozległym morza wodzi grzbiecie,

Czy zbłąkanego męża oko nie dobieży,
Gdy pochodnia już zgasła. A w tem — u stóp wieży
Spostrzegłszy ciało męża wśród skał poszarpane,
Rwie na swych piersiach szaty misternie utkane,
Gwałtownym skokiem z wieży wyniosłej, szalona,
Rzuca się w toń przepastną...
Zginęła Herona,
W zgonu godzinie zgonem poprzedzona męża,
A tak w wspólnym uścisku i śmierć ich zwycięża...










  1. Za wskazówkę przy pisaniu niniejszego słowa wstępnego posłużyły następujące dzieła:
    Grundriss der griechischen Litteratur von G. Bernhardy. 3-te Bearb. Halle. 1877.
    Griechische Literaturgeschichte in neuer Bearbeitung von Dr. Rudolf Nicolay. Magdeburg 1878.
    Musaei de Herone et Leandro Carmen — recognovit et adnotationibus instruxit Carolus Frider. Heinrich. Hannoverae 1793.
    De Musaeo Nonni imitatore liber Ludovici Schwabii. Tubingae 1876.
  2. Powieść Muzajosa była, o ile nam wiadomo, dwukrotnie przekładaną na język polski. Pierwszy przekład okazał się r. 1572 drukowany w Krakowie u Mikołaja Szarfenberga, a dokonany przez X. Walentego Jakóbowskiego. Drugi wyszedł pod tytułem: „Muzeusz Poeta Grecki o Leandrze i Erze, przekładania Franciszka Z. (Zagórskiego) z przydatkiem Sielanek (tłómacza). Warszawa w druk. Korespondenta 1796. str. 126“. Z żadnem z tych dzieł nie mogliśmy się niestety nigdzie spotkać.
    Przekładu dokonaliśmy wprost z oryginału podług wydania F. S. Lehrsa — Parisiis, Editore Ambrosio Firmin Didot. 1862.
  3. Bogini miłości i piękności — rzymska Wenus.
  4. Zeus, najstarszy z bogów, pan nieba i ziemi.
  5. Bóg miłości, uzbrojony jak rzymski Kupido łukiem i kołczanem napełnionym strzałami, któremi wszystkich ranił.
  6. Mieszkanka miasta Sestos.
  7. Kipryda, Kipris, przydomek Afrodyty, która z piany morskiej zrodzona, po raz pierwszy na wyspie Kipros, dzisiejszym Cyprze, na ląd wystąpiła. Wyspa ta była też głównem siedliskiem jej kultu. Hero była w „służbach Kiprydy“ t. j. kapłanką jej, a jako taka złożyła ślub dozgonnej czystości, podobnie jak Westalki czyniły w Rzymie.
  8. Adonis, kochanek Afrodyty.
  9. Hajmonia czyli Tessalia, wschodnia część północnej Grecyi.
  10. Wysepka na morzu Egejskiem, dziś Cerigo; na niej także czczono głównie Afrodytę, skąd nazwa jej Kitereja.
  11. Kraina w Azyi Mniejszej, sławna z rozwiązłości zwłaszcza w późniejszych czasach.
  12. Gracye, Charyty, boginie wdzięków, przyjaciółki Muz, a nierozłączne towarzyszki Afrodyty.
  13. Przez Spartę rozumieć należy stolicę kraju, przez Lakedajmon zaś kraj sam.
  14. Niektórzy twierdzą, że w Sparcie współzawodniczyły rzeczywiście kobiety ze sobą publicznie co do piękności, podobnie, jak to się w Elis i Lemnos odbywało — inni znowu rozumieją to zdanie przenośnie, tak, że kobiety spartańskie, jako słynne w całej Grecyi z piękności, ze wszystkiemi innemi o lepsze walczyć mogły.
  15. Atena, córka Zeusa, z którego głowy wyskoczyła na świat, bogini mądrości, siły i dziewiczej czystości.
  16. Kronion — przydomek Zeusa, króla i ojca bogów, Kronos bowiem zwał się ojciec jego.
  17. Poseł bogów, bóg sprytu, przemysłu i wynalazków; nosił zawsze laskę, o której jest wzmianka.
  18. Herakles (Herkules), półbóg, syn Zeusa i śmiertelnej kobiety, najwyższy ideał siły bohaterskiej, musiał na rozkaz wyroczni udać się za popełnione przestępstwa do Omfali, córki Jardanosa, króla Lidyi w Azyi Mniejszej i służyć jej przez trzy lata. Zniewieściał on przy niej zupełnie i zajmował się przędzeniem wełny — później atoli wstąpiły weń znów dawne męstwo i siła.
  19. Atalanta, córka Jazosa i Klimeny z Arkadyi na Peloponezie, w niemowlęctwie przez ojca w górach porzucona, została piersią niedźwiedzicy wykarmiona i wychowała się wśród myśliwych. Gdy wyrosła i wsławiła się wielu czynami, dowodzącymi jej nadzwyczajnej odwagi, uznał ją ojciec napowrót za swoje dziecię i postanowił wydać za mąż. Ona atoli pozbyła się wkrótce wszystkich zalotników, ogłosiwszy, że ten jej rękę posiędzie, kto ją w biegu do mety przegoni. Zgłosiło się wielu, lecz wszyscy zostali przez nią w biegu zwyciężeni, a następnie dzidą przebici. Jeden tylko Melanion, wsparty radą Afrodyty, rzucał po drodze złote jabłka, które mu bogini ofiarowała, a gdy Atalanta zajęta była ich zbieraniem, podążył prędzej do mety i posiadł następnie rękę okrutnej dziewicy. Melanion i Atalanta zostali potem w lwy przemienieni.
  20. Przysłowie greckie, odpowiadające naszemu: „Już o tem wróble na dachu śpiewają.“
  21. Bootes (wołów poganiacz), konstelacya, zwana także Arkturus lub Arktofilaks.
  22. Oryon — olbrzym namiętnie lubiący polowanie, który później między gwiazdy wprowadzony został.
  23. Wóz, inaczej Niedźwiedzica wielka, konstelacya. Wszystkie wyżej wymienione konstelacye były w starożytności nader ważne dla żeglarzy, oni bowiem kierowali podług nich bieg okrętu. Leander atoli nie potrzebuje gwiazd na niebie jako przewodników, dla niego pochodnia w ręku Herony, „dziewicy o pięknej przepasce“ (wyrażenie właściwe greckiej epopei), najlepszym będzie przewodnikiem.
  24. Uderzającą jest jednozgodność wiersza tego z analogicznym wierszem „Ody do młodości“ Adama Mickiewicza.
  25. Hera, małżonka Zeusa, była opiekunką małżeństw.
  26. Odstąpiliśmy w tem miejscu od lekcyi F. S. Lehrsa jako nie jasnej i nie zrozumiałej, a poszliśmy za Bruckem.
  27. Los, przeznaczenie, fatum, zwało się u Greków Mojra. Mojry, u Rzymian Parki, były w ogóle boginiami życia ludzkiego i śmierci.
  28. Euros, wiatr wschodni.
  29. Zefir, wiatr zachodni.
  30. Notos, wiatr południowy.
  31. Boreasz, wiatr północny.
  32. Posejdon, syn Kronosa i Rei, brat Zeusa, władca oceanów.
  33. Atenką ta była dziewica Orejtya, córka Erechteusa, najdawniejszego króla Attyki — porwał ją przemocą Boreasz i uniósł do Tracyi.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Muzajos i tłumacza: Franciszek Konarski.