Iliada (Dmochowski)/Xięga XV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Homer
Tytuł Iliada
Data wyd. 1804
Druk w Drukarni Xięży Piarów
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Ksawery Dmochowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ILIADA.
XIĘGA XV.

Zwycięzką bronią Greków ścigani tuż w tropy,
Cofaią się Troianie za rowy, okopy;
Mnóstwo ich legło trupem w ucieczce, i zbladli
Dopiero się wstrzymali, iak wozów dopadli.
Wtedy Jowisz, na górnéy Jdzie przebudzony,
Wyrwał się z roskosznego łona swoiéy żony:
Wstał, na Greków i Troian boskiem rzucił okiem;
Ci pierzchaią, ci mężnym następuią krokiem,
Neptun Greckiey na czele przywodzi młodzieży,
Hektor wśród towarzyszów osłabiony leży,
Silną ranion prawicą, krew z piersi wyrzuca,
I ledwie mu tchem słabym oddychaią płuca.
Zabolał oyciec bogów nad rycerza losem,
Spoyrzał ostro na żonę, i rzekł groźnym głosem:
„Chytra! twoie podstępy dokazały skryte,
Że Hektor został ranny, że Troiany zbite:
Ey! czy nie iękniesz za to, coś zrobiła zdradnie,
Czy cały ciężar zemsty na ciebie nie padnie!
Pomniy, iakeś w Olimpie wisiała wybladła,
Na rękach maiąc łańcuch, na nogach kowadła,[1]
Sarkały na to bogi, lecz żadnego siła,
Nigdyby tych niezłomnych więzów nie skruszyła.

Ten, co śmiał cię ratować, zuchwalstwa przypłacił,        23
Pchnięty z nieba, zaledwie życia nie utracił:
I ta me gniewy niedość złagodziła kara,
Co też ucierpiał Herkul, twéy złości ofiara!
Srogą miotany burzą, prawie co nie zginął,
Do odległéy Kos wyspy, mdłém wiosłem przypłynął,[2]
Jam go przecież wydźwignął z tylu klęsk nacisku,
I szczęśliwie w oyczystém postawił siedlisku.
Jeszcze raz tę naukę dam ci nieprzyiemną,
Żebyś kiedy przestała twéy chytrości ze mną;
Przekonasz się niedługo, czy ci wiele łoże,
I ta roskosz, którąś mię uwiodła, pomoże.„
Na te słowa sarknęła Juno zjęta strachem:
„Swiadczę się, rzecze, ziemią i niebieskim gmachem,
I Styxem, skrapiaiącym podziemne siedliska,
Którego próżno bogi nie wezwą nazwiska:
Ręczę i na twą głowę i na wspólne łoże,
Na co umysł móy lekko przysięgać nie może;
Nie, mężu, nie odemnie władca wód zagrzany,
Wspiera Greki, a gromi Hektora z Troiany.[3]
Własny do tego zapał Neptuna przywodzi,
Litość w nim obudziły klęski Greckiéy młodzi.
Biegnę zaraz do niego, sama mu poradzę,
By tobie był powolnym, i czcił twoię władzę.„
Na ten głos zmiękczyła się boga twarz surowa,
Uśmiechnął się, i w słodkie mówi do niéy słowa:

„Jeśli, Juno, wielkiemi upiękniona oczy,        49
Scisła zgoda umysły nasze poiednoczy,
Próżno gniewać się będzie Neptun, próżno silić,
Musi się do twych myśli i moich przychylić.
Lecz, abyś rzeczą twoie stwierdziła wyrazy,
Pódź do bogów mieszkania, i wyday rozkazy:
Niech Jrys i bóg łuku do mnie tu pośpieszy.
Piérwsza się uda zaraz do Achayskich rzeszy,
I powie Neptunowi, że moia iest wola,
By do swych siedlisk wrócił, ustąpiwszy z pola;
Drugi w Hektorze zapał Marsowy rozszerzy,
Nowém go natchnie męztwem, a bole uśmierzy.
Niechay blada Ucieczka ściga Greki drżące,
Niech, przy Pelida flocie, giną ich tysiące.
Wtedy, za iego wolą, Patrokl się uzbroi,
Ale tego obali silny mściciel Troi:
Wprzód iednak wiele mężnych młodzieńców pokona,
A między niemi syna mego Sarpedona.
Orężem Achillesa wielki Hektor legnie,
Szczęście do Greków przeydzie, od Troian odbiegnie,
Będą ich gnać ku murom, będą bić bez przerwy,
Aż też i Troię wezmą, za radą Minerwy.
Do téy pory trwam w gniewie moim niewzruszony,
Nikt z nieba wyyśdź nie może, dla Greków obrony,
Póki zadość Pelida nie stanie się chęci:
Com przyrzekł iego matce, mam w czułéy pamięci,

Że się pomszczę iéy syna, chwałą go zaszczycę,        75
Stwierdziłem tę, skłonieniem głowy, obietnice.„
Rzekł: Juno chcąc wykonać Jowisza wyroki,
Rzuca Jdę, i śpieszy na Olimp wysoki:
A iako bystrym biegiem myśl człowieka lata,
Który przewędrowawszy różne kraie świata,
Wnet przypomni, co przykro doświadczył, lub miło,
Tu byłem, to widziałem, to mi się zdarzyło,
I nad każdym się pilnie zawiesza przedmiotem;
Tak właśnie bystrym Juno przeskoczyła lotem,
Niezmierne między ziemią i niebem przestrzenie.
Zastaie w męża domu bogów zgromadzenie:
Ci gdy wchodzącą w Olimp królową postrzegli,
Witaiąc czarą, z mieysca swoiego wybiegli:
Od Temidy przyięła: ta piérwsza ią wita,
A widząc zasmuconą, temi słowy pyta:
„Po coś przyszła do nieba? skąd ta boleść w tobie?
Czy w jakiéy pogrążona zostaiesz żałobie?
Nie cierpiszli krzywd nowych od Saturna syna?„
„Nie baday, iaka mego zmartwienia przyczyna:
Znasz dobrze, Juno rzekła, iak w nim dusza twarda,
Jaka dla żony względów należnych pogarda.
Ty nie przestaway bogów przodkować biesiadzie.
Usłyszysz, co chce Jowisz, na powszechnéy radzie.
Jakożkolwiek do uciech umysł nasz przywykły,
Już one i dla ludzi, i dla bogów znikły.„

To rzekłszy, Juno siadła na swym złotym tronie.        101
We wszystkich nieśmiertelnych serce złością płonie:
Uśmiechnęła się, widząc gniewne bogów koło,
Lecz usty, nad brwią czarną zasępione czoło.[4]
„Jak szaleni jesteśmy, daléy smutna mówi,
Co my dokazać możem przeciw Jowiszowi?
Daremnie wszystkie nasze sposoby natężem,
Nie skłonimy go prośbą, siłą nie zwyciężem:
Spokoynie siedząc, naszéy urąga się radzie,
Pewny, że go moc wyżéy wszystkich bogów kładzie.
Pod srogiém iarzmem korne uchylaymy głowy,
Już Marsa iego wyrok dosięgnął surowy:
Askalaf syn, naymilszy ze wszystkiéy młodzieży,
I uznany od oyca, iuż bez życia leży.„
To słysząc Mars, rozpaczy oprzeć się nie zdoła,
Rzuca się, biie biodra, i krzycząc zawoła:
„Nieśmiertelni bogowie, dziś mi przebaczycie,
Że póydę mścić się syna, który stracił życie;
Póydę, ani mię piorun Jowisza zatrwoży,
Póydę, niech mię w posoce z trupami położy.„
Rzekł: Ucieczka i Postrach konie mu zaprząga,
Sam zaś zbroię straszliwą na ramiona wciąga:
Głupi, iego zuchwalstwem Jowisz rozgniewany,
Jeszczeby się był bardziéy rozjadł na niebiany,
Gdyby Pallas, troskliwa o los wszystkich bogów,
Spiesznym krokiem z niebieskich nie wybiegła progów,

I nie wstrzymała złości, która go rozżarła:        127
Ona mu szyszak z głowy, puklerz z ramion zdarła,
Wytrąciła z rąk spisę, okutą żelazem,
Potém go łaiać takim zaczęła wyrazem:
„O szaleńcze! zginąłeś: nic cię nie poruszy?
Trzebaż cię upominać? gdzie rozum? gdzie uszy?
Jaki cię uniósł zapęd? iaka myśl zaciekła?
Czyś nie słyszał, co Juno dopiero wyrzekła?
Chcesz lecieć na twą zgubę, i wrócić w rozpaczy!
Całe niebo przez ciebie w smutku się obaczy:
Rzuci Greków i Troian, siedzący na Jdzie
Jowisz, tu z piorunami i swą zemstą przydzie:
Straszny gniew iego da się uczuć wszystkim innym,
Nie rozróżni on wtedy winnego z niewinnym.
O zgon twoiego syna niech cię żal ominie,
Tylu lepszych rycerzy zginęło i zginie:
Próżno wyrokom śmierci moc nasza przeszkadza.„
To mówi i burzliwca na tronie posadza.
Juno Feba z Jrydą wywołuie z domu,
I za drzwiami im daie rozkaz pokryiomu:
„Ta iest wola Jowisza, iżbyście w téy chwili,
Na Jdę, gdzie on siedzi, oboie śpieszyli:
A gdy tylko staniecie przed boga obliczem,
Pełniycie iego wyrok, niecofnięty niczem,
To powiedziawszy wraca do niebian świątyni,
I siada na swym tronie wielmożna bogini.

Jrys bogów posłanka i Apollo zmierza        153
Na Jdę wyniesioną, matkę płodną zwierza.
Jowisz siedział, obłokiem wonnym się otoczył:
A skoro przed swém boskiém obliczem ich zoczył,
Serdecznie tém przybyciem został ucieszony;
Bo i prędko spełnili rozkazy Junony,
I ona się w ich daniu okazała szczera.
Naprzód Jrys takowe zlecenie odbiera.
„Nieś wiernie ten odemnie rozkaz dla Neptuna,
I powiedz, że z nim idziesz od władcy pioruna.
Niech bitwę porzuciwszy, w téy mi zaraz porze,
Spieszy do rady bogów, lub skryie się w morze:
Jeśli na me rozkazy nie chce bydź powolny,
Niech zważy, czy méy sile oprzeć się iest zdolny:
I władza mię nad niego wynosi i lata.
Więc tak lekce starszego będzie ważył brata?
Więc sobie równość ze mną w pysznéy uprządł głowie,
Ze mną, przed którym wszyscy insi drżą bogowie?„
Rzekł: zaraz wykonana była iego wola,
Zbiega Jrys z Gargaru na Troiańskie pola.
A iak śnieg, lub grad pada, z tchnieniem Boreasza,
Który wraca pogodę, a chmury rozprasza;
Tak posłanka, złotemi ozdobiona pióry,
Szybko spada z Jdeyskiéy do Neptuna góry.
„Neptunie, mówi, Jowisz panuiący w niebie,
Przysyła mię z takowém zleceniem do ciebie:

Byś porzuciwszy bitwę, w teyże zaraz porze,        179
Szedł, lub do rady bogów, lub też skrył się w morze.
Nie będzieszli słów iego miał w należnym względzie,
Sam tu z otwartą woyną do ciebie przybędzie:
Nie radzi ci doświadczać sił starszego brata,
I władza go nad ciebie wynosi i lata.
Jak więc sobie z nim równość w pysznéy przędziesz głowie?
Z nim, przed którego mocą wszyscy drżą bogowie?„
A Neptun rozgniewany, tak iéy odpowiada:
„Choć iest mocny, atoli nadto dumnie gada:
Próżno równego w stopniu siłą swą zastrasza.
Trzech nas miała z Saturna synów matka nasza,
Jowisza, mnie, Plutona, co Ereb dziedziczy:
Trzech panów, na trzy części podzielon świat, liczy.
Każdy ma swe dziedzictwo: za losów udziałem.
Pluton wziął czarne cienie, ia morze dostałem,
Jowisz obiął w swéy części niebo i obłoki:
Ziemia wspólna iest wszystkim i Olimp wysoki.
Rządzić mną, dla Jowisza byłoby zawiele,
Choć mocny, niech spokoynie siedzi w swym wydziele.
Mam umysł wyniesiony, więc mu nie przyklęknę,
Ręką niech mi nie grozi, bo się iéy nie zlęknę:
Niech na syny i córki te pogróżki chowa,
Co ze drżeniem słuchaią iego lada słowa.„
Na to bogini, urząd sprawuiąca posła:
„Chceszli, abym odpowiedź tak twardą odniosła?

Czy ią raczéy osłodzisz? Lubo czasem zbłądzi,        205
Nigdy się wielkie serce uporem nie rządzi.
Znasz doskonale, iakie stopnie są rodzeństwa,
Mszczą się Jędze za prawa zgwałcone starszeństwa.„[5]
Postrzegł się bóg, na morzu wzruszaiący flagi.
„Czuię, rzecze, Jrydo, moc twoiéy uwagi:
Jak dobrze, gdy w posłańcu i poradnik wierny!
Ale ogarnął serce moie ból niezmierny:
Gdy ten, z którym wyroku zrównały mię prawa,
Wyrazy grożącemi ze mnie się naygrawa.
Ustąpię, lecz ci serce otworzę w téy chwili:
Jeśli, mimo żeśmy się zgładzić ugodzili,
Ja, Juno i Minerwa, Wulkan i Merkury,
Jowisz zechce ocalić Jliońskie mury,
I danéy obietnicy Achiwom nie zjści;
Niech wie, że będzie w wiecznéy u nas nienawiści.„
Skończył Neptun, i zaraz w morzu się zagłębił:
Uczuł to Grek, bo w piersiach zapał się oziębił.
„Weź pieczą (rzekł do Feba Jowisz) o Hektorze:
Chroniąc się mego gniewu, Neptun uszedł w morze.
Gdyby na mnie śmiałemi czekał był rękoma;
Strasznym łoskotem walki między nami dwoma,
W swychby zasadach niebo i piekło zadrżało:
Ale lepiéy dla niego i dla mnie się stało,
Że, choć z gniewem, ustąpił, nie czekaiąc boiu:
Rzeczby ta wiele bardzo kosztowała znoiu.

Weź Egidę, i w groźnéy wstrząsay nią prawicy,        231
By Greccy na iéy widok, drżeli woiownicy.
Szczególne miéy o wielkim Hektorze staranie,
Z nową w piersiach odwagą niechay w polu stanie,
Niech przed nim zbladłe Greków pierzchaią szeregi,
Póki o Hellespontu nie oprą się brzegi.
Wkrótce się los odmieni: moment niedaleki,
Kiedy znowu po ciężkich znoiach wytchną Greki.„
Rozkazał: wykonywa Feb zlecenie oyca:
Jak szybko leci iastrząb, grzywaczów zabóyca.
Żaden mu ptak lekkiemi nie wyrówna pióry;
Takim on właśnie lotem spadł z Jdeyskiéy góry.
Już bohatyr nie leżał, gdy Feb przed nim staie,
Siedział, odzyskał zmysły, przyiaciół poznaie,
Co mu we wszystkich byli przygodach nayszczersi;
Pot nie leie się z niego, nie robią mu piersi:
Tak go Jowisza pamięć ożywiła sama.
Apollo rzekł w te słowa do syna Pryama:
„Za co siedzisz na stronie, od woysk twoich zdala?
Co cię wyzuwa z siły? iaki ból przywala?
Uchylił Hektor powiek, i rzekł słabym głosem:
„Ktoś ty z bogów naylepszy, moim tknięty losem?
Nie wieszli, gdym przed flotą stoczył walkę śmiałą,
Aiax wtedy na ziemię obalił mię skałą?
Mniemałem, że odwiedzę dzisiay progi piekła,
Już iuż ledwie co ze mnie dusza nie uciekła.„

„Ufay, bóg odpowiada: pan władnący w niebie,        257
Silnego pomocnika przysyła dla ciebie:
Ja Apollo przy tobie z mieczem groźnym stoię,
Ja, com dawniéy i ciebie zasianiał i Troię.
Zapal Troian walecznych, niech z końmi i wozy,
Natrą na flotę Greków i na ich obozy:
Ja, przodkuiąc na czele, utoruię drogę,
Trwożne Greki rozproszę, a wam dopomogę.„
Tém słowem wzmocnił siły, które w nim iuż gasły.
Jak przy żłobie trzymany długo koń wypasły,
Zerwawszy uwiązanie, bieży, piasek miece,
I przywykły się kąpać w przeźroczystéy rzece,
Pyszny swoią pięknością, leci, dumnie pląsa,
Głowę do góry wznosi, a grzywą potrząsa,
I pędzi na znaiome sobie klacz pastwiska;
Tak, za wzmocnieniem boga, który strzały ciska.
Mężny Hektor wielkiemi kroki w pole sadzi,
I waleczne do boiu Troiany prowadzi.
A iak biegną zwierzyny pięknéy dostać chciwi,
Za sarną, lub ieleniem i psy i myśliwi;
On, gdy mu ieszcze zguby zły wyrok nie niesie,
Chowa się między skały, albo w gęstym lesie;[6]
Wtém gdy się lew pokaże, krzykiem ich wzbudzony,
Psy i myśliwcy w różne rozpierzchną się strony;
Tak trwożnych pędzą Troian szeregami Grecy,
Tną mieczami, dzidami przebiiaią plecy;

Lecz gdy uyrzą Hektora, przeięci są trwogą,        283
I cała ich w tém siła, że uciekać mogą.
Piérwszy z Etolów Toas odezwał się w tłumie,
Toas dzidą i w boiu wstępnym walczyć umie:
A kiedy szło na radach o chwałę wymowy,
Mało kto mógł płynnemi wyrównać mu słowy.
„O bogi! krzyknął, iakież cudo wzrok móy biie,
Hektor wydarł się śmierci! Hektor ieszcze żyie!
Gdy nas wszystkich pochlebne cieszyło mniemanie,
Że z pod razu Aiaxa iuż więcéy nie wstanie.
Jakiś go bóg przychylny zachował od Parki,
Ożył ten nieprzyiaciel na Achiwów karki:
O! nie bez woli bogów on staie tak śmiele,
I Troiańskim przywodzi zastępom na czele.
Pódźcie za moiém zdaniem, ieśli wasze zyska:
Niech się mnóstwo na flotę cofnie z boiowiska:
My zaś, między piérwszemi znani woiowniki,
Pęd Hektora długiemi zatrzymaymy piki.
Na ten rząd, iakożkolwiek iego silne ramie,
Nie będzie on śmiał natrzeć: choć natrze, nie złamie.„
Czynią tak: dwa Aiaxy, Jdomeney siwy,
Meryon, Teucer, Meges, iak Mars, zapalczywy,
Z Achayskich bohatyrów skupionym wyborem,
Niełatwym do złamania stawaią odporem:
Ich gęsty rzęd, przstepu Hektorowi broni,
A tymczasem się mnóstwo na okręty chroni.

Idą Troianie, Hektor wielkim stąpa krokiem,        309
Apollo go poprzedza, odziany obłokiem:
W rękach iego Egida nieśmiertelna błyska,
Franzle ią srożą, groźny blask daleko ciska.
Na postrach ludzi, Wulkan dał ią panu nieba:
Taka Egida rękę uzbraiała Feba.
Scisnąwszy swe zastępy, czekaią Achiwy,
Z obu stron krzyk powietrze napełnia straszliwy:
Z mocnych rąk dzidy, z brzmiących cięciw lecą strzały,
Jedne się w łono mężów ślachetnych dostały,
Drugie nie dóydą ciała, i w ziemię się wbiią,
Ani się krwi tak chciwie żądanéy napiią.
Póki Feb trzymał w rękach tarczę niewzruszoną,
Ginął lud, bóy za żadną nie zważył się stroną:
Lecz wkrótce przeciw Grekom zwrócona Egida,
Wraz nią wstrząśnie i z piersi głos ogromny wyda:
Słabieią w męztwie, boiażń w umysłach zaięta.
Jak gdy w nocy napadną dwa srogie zwierzęta,
W nieprzytomności stróża, na woły, lub owce,
Drżąca trzoda się w różne rozbiegnie manowce;
Tak uciekaią Grecy, Feb ich mdłemi zrobił,
A Troian i Hektora chwałą przyozdobił.
Zadaią rozproszonym Grekom zgubne sztychy:
Z ręki Hektora padli, Arcesylay, Stychy:
Ten do boiu przywodził Beotom pancernym,
Tamten był Menesteia towarzyszem wiernym.

Tuż legli Eneasza zwycięzkiém żelazem,        335
Medon, syn Oileia, z godnym chwały Jazem:
Więc iedna krew w Medonie, i w Aiaxie płynie,
Lecz zdala od swych mieszkał w Filackiéy krainie,
Bo nieszczęśliwym zgładził przypadkiem ze świata,
Żony Oileiowéy, swéy macochy brata:
Jazus zaś Ateńczykom przewodniczył w polu,
Cny Jazus, twóy syn Sfelu, a twóy wnuk Bukolu.
Echy, na czele walcząc, legł z Polita dłoni,
Mecystey z Polidama, z Agenora Kloni:
Deiocha, gdy w ucieczce z piérwszemi się śpieszył,
Postrzelił w ramie Parys, i piersi mu przeszył.
Gdy się zwycięzcy bawią nad krwawemi łupy,
Uciekaią w nieładzie drżące Greków kupy:
Hektor swoich zachęca, wielkim głosem krzyczy,
By prosto szli na flotę, niechciwi zdobyczy:
„A kto mi kolwiek od naw na stronę odbiegnie,[7]
W tymże zaraz momencie z moiéy ręki legnie:
Ni go bracia, ni siostry nie uczczą pogrzebem,
Ale go psy w kawały rozszarpią pod niebem.
Rzekł, i ogniste biczem rumaki zacina,
Do śmiałego natarcia roty upomina:
Zwracaią wszyscy konie, z groźnemi okrzyki,
Przodkiem Apollo mężne wiedzie boiowniki,
Zarzuca rów, okopy zwala iego noga:
Wnet się dla nich zrobiła tak szeroka droga,

Ile zasięgnie dzida, od męża rzucona,        361
Gdy doświadcza, iak silne są iego ramiona.
Tą drogą tłumem idą Troianie zuchwali,
Pod stopą Feba gruby mur Greków się wali:
A iako drobne dziecę, bawiąc swe tęsknoty,
Rozmaite na piasku buduie roboty,
Wnet ie ręką i nogą igraiąc zagrzebie;
Tak się mur Grecki kruszy pod twą stopą Febie:
Tyś ich zmieszał, tyś zrobił, że pierzchli nikczemnie.
Dopiero się przy nawach wstrzymuią wzaiemnie:
Tam i w męztwie szukaią pomocy od zguby,
I w bogach nieśmiertelnych, którym czynią śluby.
Stróż ludu Nestor, smutną przerażony bitwą,
Do nieba ręce wznosi z takową modlitwą:
„Boże! ieśli kto w Argach grunt dzierżący żyzny,
Prosił cię, by do miłéy powrócił oyczyzny,
A tyś ofiarę przyiął i raczył się skłonić;
Teraz o tém pamiętay, i chciey nas obronić;
Nie day wyginąć Grekom na Troiańskiéy niwie.„
Słyszał bóg prośbę starca, i zagrzmiał straszliwie.
Troianie znak ten wzięli dla siebie, i zjadli
Z większą natarczywością na Achiwy wpadli.
Jak gdy zhukane wiatry na morzu srożeią,
Wzdęte nad boki, w okręt bałwany się leią,
I nic go nie zachowa od gwałtowney fali;
Tak się woysko Troiańskie na mur Grecki wali.

Pędzą ku nawom konie śmiałe woiowniki:        387
Troianie z wozów długie wyciągnęli piki,
Grecy z okrętów drągi wzięli na odparcie,
Kute miedzią, w ogniowym ustalone harcie.
Gdy się bóy zdala od naw przy murze wysila,
Patrokl siedział w namiocie cnego Eurypila:
Miłemi w nim tęsknotę rozmowami słodził,
A plastrem bole rany glębokiéy łagodził.
Lecz widząc, że Troiany przez mur się waliły.
Że Grecy uciekaią bezładu, bez siły,
Jęczy, biie się w biodra, łza mu gęsta ciecze,
I tak do przyiaciela z ciężkiém łkaniem rzecze:
„Mimo twey rany, dłużéy nie mogę bydź z tobą,
Wkrótce się Grek ostatnią okryie żałobą:
Niech ci pomoc potrzebną wierny sługa niesie,
Ja biegnę, chęć do boiu wzbudzić w Achillesie.[8]
Któż wie, czy go nie skłonię za pomocą boga?
Mocna iest, z ust przyiaźni idąca przestroga.„
Rzekł, i opuścił namiot Patrokl rozpłakany:
Tymczasem Grecy dzielnie wstrzymuią Troiany,
Lecz ni ci zdolni, lubo mnieysze odbić roty,
Ni ci Greków przełamać, i wpaśdź im w namioty.
A iak płytkim toporem cieśla zręcznie włada,
Którego sztuki sama uczyła Pallada,
I za sznura kres ostréy nie zapuści stali;
Tak ci w równi zupełney bóy utrzymywali.

Po wszystkich stronach walka uparta się szerzy:        413
Hektor z okrytym chwałą Aiaxem się mierzy,
Przy iednéy walczą nawie, ni Hektor iéy spalić,
Ni Aiax od niéy może Hektora oddalić.
Już Kaletor niósł ogień, twóy śmiały syn, Klity,
Lecz w piersi został dzidą Aiaxa przeszyty:
Leci na ziemię, głownia z ręki mu wypada.
Patrząc na śmierć krewnego, Hektor się rozjadą,
I wielkim głosem woła na Troiańskie szyki;
„Troianie i Dardany i waleczne Liki,
Nie ustępuycie z mieysca, walczcie w téy ciaśninie,
I nie daycie wziąć zbroi, po Klitego synie.„
Skończył, i długą dzidę w Aiaxa wymierzył,
Chybił go, Likofrona mężnego uderzył:
Przymuszony z Cytery uciec dla zaboiu,
Aiaxowi w rycerskim towarzyszył znoiu:
Przy boku przyiaciela stał bohatyr dzielny;
Przy nim walczył, gdy w głowę dostał raz śmiertelny:
Bez duszy z wyniesioney nawy na łeb zlata.
Aiax, przeięty żalem, tak mówi do brata:
„Teukrze! iakie nas teraz czekaią tęsknice,
Syn Mastora, kochany od nas, iak rodzice,
Którego w domu naszym żaden wzgląd nie minał,
Zaiadłego Hektora srogim ciosem zginął.
Gdzie twe strzały, niosące śmierć, bóle i ięki?
Gdzie iest łuk, otrzymany z Apollina ręki?„

Na głos brata przybiega Teucer, strzelec główny,        439
Łuk ma w ręku i kołczan strzałami ładowny:
Grot wylata po grocie, warczy żyła tęga,
Wraz Pizanora syna, strzałą swą dosięga,
Ranny Klitus, powoźnik Polidama śmiały:
W Hektora oczach pięknéy szukaiący chwały,
Gardził niebezpieczeństwem, tam pędził rumaki,
Gdzie się naybardziéy mężne zgęszczały orszaki.
Nie mogła go od zguby żadna zbawić siła,
Puszczona strzała w szyię z tyłu utrafiła:
Padł na ziemię, śmiertelnym dosięgniony grotem,
Konie wóz próżny z wielkim wstrząsnęły łoskotem:
Postrzegłszy to Polidam, zaraz ie uchwycił,
I Astynoia rękę strażą ich zaszczycił:
A gdy mu blisko siebie trzymać ie zaleci,
Sam znowu między piérwsze woiowniki leci.
Teucer zaś na Hektora nowy grot nakładał:
I pewnie ostateczny byłby mu cios zadał,
Gdyby Jowisz srogiego nie wstrzymał wyroku.
On maiąc bohatyra dni na baczném oku,
Nadto wyniosłym Teukra zamiarom urąga,
Rwie mu w ręku cięciwę, kiedy ią naciąga:
Prysła strzała, i łuku dotrzymać nie umiał,
Nadzwyczaynym przypadkiem strwożył się i zdumiał:
„Bracie, rzekł, boga ręka nam nie sprzyiaiąca,
Miesza układy nasze, i łuk mi wytrąca,

Z tęgich żył dziś odemnie skręcona cięciwa,        465
Zdolna nieść strzał tysiące, nagle mi się zrywa.„
„Porzuć twóy łuk i strzały, rzekł Aiax żałosny,
Gdy ci ie z rąk wydziera iakiś bóg zazdrosny:
Weź raczéy długą dzidę, piersi okryy tarczą.
Walcz, zachęcay, biymy się, póki siły starczą.
Jeśli maią wziąć flotę, niech ią wezmą z pracą,
I niech drogo zwycięztwo Troianie opłacą.„
Tak radził, Teucer zaraz namiotu dopada,
Łuk zostawia, na ramie tęgi puklerz wkłada,
Głowę kształtnie zrobionym szyszakiem przykrywa,
Nasrożona piórami groźna kita pływa,
Ogromną bierze dzidę, a nie szczędząc kroku,
Bieży spieszno, i staie przy Aiaxa boku.
Widząc łuk Teukra, boskim osłabiony cudem;
Hektor między Troiańskim głośno woła ludem:
„Walczcie, gdzie z taką chwałą bitwa rozpoczęta,[9]
Niech każdy z was o dawnéy sławie swéy pamięta.
Widziałem na me oczy, iak bezsilne strzały,
W ręku naybiegleyszego rycerza zostały.
Jowisz to sam dokazał, i znak iest niemylny,
Dla kogo on niechętny, a komu przychylny:
Dziś od niego Achiwów zmnieyszona odwaga,
Dziś przeciwko nim biie, a nam dopomaga,
Walczcie więc, bo zwycięztwem pewném się zaszczyciem.
Kto ma paśdź, niech bez żalu rozstanie się z życiem.

Ach! iak tu dla rycerza, chwały plac iest żyzny!        491
Pięknie mu z bronią, w ręku, umrzeć dla oyczyzny,
A dom swóy, żonę, dzieci, maiątek ocali,
Gdy męztwem swém Achiwy z tych brzegów oddali.„
Tak Hektor w serca wszystkich zapał swóy przelewał.
Nie z mnieyszą Aiax siłą Achiwy zagrzewał:
„Mężowie! dziś naysroższych klęsk iesteśmy bliscy,
Albo ocalim flotę, albo zginiem wszyscy.
Mniemacieli, gdy Hektor naw panem zostanie,
Że możecie piechotą przeyśdź po Oceanie?
Nie widzicieli? iak on rzuca się gwałtownie,
Jak zapala, iak woła na Troian o głownie?
Nie na tańce ich wzywa, lecz żeby nas dobić.[10]
Ja sądzę, że nie możem nic lepszego zrobić,
Jako, gdy nasz zmieszamy oręż z ich orężem:
Niech iuż raz, albo zginiem, albo też zwyciężem.
Próżno wycieńcza siły nasze ta obrona,
Słabszy nas nieprzyiaciel w tym ścisku pokona.„
Gdy on zapalał woyska, od Hektora wtedy,
Mężny rycerz Focensów, legł na ziemi Schedy:
Wielki zaś Aiax syna Antenora zgładził
Laodamanta, który piechotę prowadził.
Pod Megesem walczący, wódz Epeiów dzielny,
Od Polidama dostał Oty raz śmiertelny.
Widzi zwycięzcę Meges, zaraz się nań rzuca,
A zemścić się nie może, i to go zasmuca:

Nie chciał Feb, aby Panta syn w tym boiu zginął.        517
Lecz za to oszczep Krezma piersi nie ominął,
Upada z trzaskiem rycerz na ziemię i kona.
Wtedy Dolop, syn Lampa, wnuk Laomedona,
Który się zręcznem dzidy ciskaniem był wsławił,
Pchnął go, i puklerz silnym razem przedziurawił.
Atoli przecież ostrze nie doszło do ciała,
Bo się o pancerz tęgi dzida zatrzymała.
Szczęśliwy pancerz, wielka onego zaleta,
Wziął go w zakład przyiaźni Filey od Eufeta.
On w bitwach nieraz twoie dni ocalił oycze,
On dziś wstrzymał od syna żelazo zabóycze.
Usilnie następnie Meges na rycerza,
Ostrą dzidą w szyszaku wierzchołek uderza,
Wraz mu kita od hełmu oderwana zleci,
W któréy zdaleka świeża purpura się świeci.
Dolop stał, i nadzieią zwycięztwa się cieszył,
Gdy Atryd Megesowi na pomoc pośpieszył:
Skrycie z tyłu zaszedłszy, dzidą w ramie godzi,
Aż przez piersi zbroczony krwią oręż przechodzi.
Podstępnym ciosem duszę wyzionął ślachetną.
Przybiegaią zwycięzcy, chcąc wziąć zbroię świetną:
Hektor widząc, że wkrótce będzie z niéy wyzuty,
Ostre do krewnych swoich obraca wyrzuty.
Piérwszy ie słyszy mężny Melanip i młody:
Na równinach Perkoty pasł on dawniej trzody,

Lecz gdy Grecy przybyli, oręża się chwycił,        543
Tysiącznemi dziełami w boiu się zaszczycił,
Pryam go w domu trzymał, i kochał iak syna.
Hektor rycerza temi słowy upomina :
„Takie więc utrzymuiem rycerskie zaszczyty?
Czy cię nie boli serce, że krewny zabity?
Nie widzisz, iak z Dolopa zbroię biorą Greki?
Zbliska walczmy, nic niewart dziś oręż daleki:
Lub oni będą zbici, i stąd precz ustąpią,
Lub wezmą miasto, i w krwi Troiańskiéy się skąpią.„
Wraz leci, a Melanip za nim zemsty chciwy.
Aiax ze swoiéy strony zapalał Achiwy:
„Pokażcie się mężami, niech w was honor żyie,
Niech się nikt w oczach woyska hańbą nieiokryie.
Ludzi, na imię czułych, więcéy się obroni,
Dla tchórza sławy nie masz, i śmierć go dogoni.„
W gorących sercach nową wzniecił żądzę sławy,
Miedzianym z tarczy murem otoczyli nawy:
Jowisz wzmaga w Troianach zapał i nadzieie,
A Menelay tak serce w Antylochu grzeie:
„Nikt z tobą, Antylochu, z Achayskich rycerzy,
Ni młodością, ni biegiem, ni siłą się zmierzy:
Wyskocz, byś kogo z wodzów Troiańskich obalił.„
Tém słowem iego zagrzał, a sam się oddalił.
Z błyszczącą zaraz dzidą przed piérwszemi stanie,
Na iego widok trwożni uchodzą Troianie:

Jednak nie był rycerza zamach bezskuteczny.        569
Gdy śmiało biegł do boiu Melanip waleczny,
W piersi raz dostał, upadł tym zwalony ciosem,
A zbroia na nim smutnym zaiękła odgłosem.
Jak szybko wyskakuie bystry chart do łani,
Gdy ią myśliwiec z kniei wychodzącą rani:
Tak prędko piérwszy z Greckiéy Antyloch młodzieży,
By z ciebie, Melanipie, odarł zbroię, bieży.
Ale próżny był zapęd, bo go Hektor zoczył,
I tchnąć zemstą za brata, przeciw niemu skoczył:
Antyloch, lubo dzielny bohatyr, nie czeka,
Zbiera swe wszystkie siły, i co tchu ucieka.
Jak zwierz srogi, niemałe gdy porobi szkody,
Zabiie psa, lub męża broniącego trzody,
Chroni się wprzód, niż mnóstwo pasterzy się zbiegnie;[11]
Tak on ucieka, skoro Hektora postrzegnie:
Krzyczą za nim Troianie, gęste miecą groty.
Zwrócił czoło, ze swemi złączywszy się roty.
Jak lwy do naw Troianie szli wielkiemi kroki.
Tak się spełniały boskie Jowisza wyroki:
Z jego woli Dardanin śmiałości nabierał.
On w Greku męztwo słabił, chwałę mu wydzierał,
On chciał imię Hektora zrobić wiekuiste,
Iż pierwszy rzucił głownie na flotę ogniste:
Tak Tetydzie uiszczał, co iéy przyrzec raczył,
Więc czekał, aby ogień na nawach obaczył:

Od téy chwili przedsięwziął Troian szczęście skrócić,        595
I zwycięztwo na stronę Achiwów obrócić.
W tym zamyśle Hektora sam pchał na okręty,
Lubo iuż dosyć własnym zapałem był pchnięty.
Straszny iak Mars, gdy zbóyczą dzidę chwyci ręką,
Albo ogień, gdy lasy zjadłą żrze paszczęką,
Wścieczony lata Hektor, gęba pianę toczy,
Zapalone pod groźną brwią iskrzą się oczy,
Niezmordowana robi oszczepem prawica,
A podskakuiąc, skronie tłucze mu przyłbica.
Bo mu sam z wysokości Jowisz przewodniczył,
Jemu w téy walce chwały nayświetnieyszéy życzył:
Już bowiem ten ślachetny oyczyzny obrońca,
Zbliżał się nieszczęśliwie do dni swoich końca:
Przyśpieszała tę chwilę okrutna Pallada,
Gdy mu Achilles w piersi raz śmiertelny zada.
Chcąc złamać Greków, ciosy tam obraca swoie,
Gdzie naydzielnieysze męże i naytęższe zbroie:
Lecz nadaremnie wszystkie swe siły wywiera,
Niewzruszony, iak wieża, zastęp go odpiera.
Tak kiedy szturm przypuszczą do nadbrzeżnéy skały,
I wiatry rozhukane, i spienione wały,
Ona ich gniew silnemi wstrzymuie ramiony.[12]
Widząc, że Grek na mieyscu stoi niewzruszony,
Odpór ten bardziéy ieszcze Hektora rozjadą,
Zbiera ostatnie siły, i w środek ich wpada.

A iako, gdy nawalność morze wzruszy nagle,        621
Wzdęte szumnemi wiatry, smutnie świszczą żagle,
Cała powierzchnia wody bieli się od piany,
A maytki otoczone groźnemi bałwany,
Widzą zgon w każdym wale, który morze leie;[13]
Tak się w Achiwów piersiach, trwożny umysł chwieie.
Widzą cię wpośród siebie, waleczny Hektorze.
Jak gdy na pasące się woły przy ieziorze,
Wpadnie lew; nieprzywykły walczyć pasterz młody,
Już od czoła, iuż z tyłu broni swoiéy trzody;
On skacze nagle w środek i buhaia zjada,
W rożne się strony drżąca rozpierzcha gromada;
Podobnie gdy wpadł Hektor, (Jowisz go zapalił),
Wszyscy pierzchli, i tylko Peryfeta zwalił.
Oyciec iego rozkazy Erysteia nosił
Do Alcyda; zły oyciec, lecz syna świat głosił:
Rzadki mąż, szybko ścigać, dzielnie walczyć umie,
A z piérwszemi radcami równa się w rozumie.
On chwałę Troiańskiego powiększył rycerza:
Trącił się, w nagłym zwrocie, o obwód puklerza,
Od własnéy zwalon zbroi, nie od cudzéy ręki,
Padł na wznak, szyszak ięknął chrapliwemi dźwięki.
Przybiegł Pryamid, w piersi raz głęboki zadał:
Biedny, w oczach przyiaciół żywota postradał,
Wszyscy nad nim boleli, żaden nie zasłoni,
Bo się bali dla siebie Hektorowéy broni.

Z przodu Greki okrętów ieden rząd zamykał:        647
Stad wyparci, przy drugim, który morza tykał,
Stawaią, przy namiotach gęsto się gromadzą,
I o daniu odporu naytęższego radzą.
Przez wstyd i strach w obozie rozbiedz się nie śmieią,
Jedni krzycząc na drugich, krzepią się nadzieią:
Nestor, ludu stróż, wszystkich czule upomina,
On rycerzów na imię ich oyców zaklina:
„Przyiaciele! chcieycie się mężami pokazać,
A nadewszystko hańbą lękaycie się zmazać!
Myślcie o żonach, dzieciach, maiątku, rodzicach:
Czy żyią, czy iuż w wiecznych zostaią ciemnicach,
Oni wołaią na was tém słowem przezemnie:
Stóycie! wstydźcie się tyły podawać nikczemnie!„
Tak starzec męztwo w sercach swych ziomków zapala:
W téyże chwili Minerwa, precz od nich oddala
Zesłane, by ich zmieszać, od Jowisza chmury:
A kiedy im ustąpił z oczu cień ponury,
Przy świetle widzą pole, nawy i namioty,
Widzą Hektora, widzą iego mężne roty,
I tych, co przy nim walczą, w swoiéy ufni sile,
I którzy iśdź nie śmieiąc, zostali się w tyle.
Wielki Aiax za hańbę sobie to rozumie,
By z innemi Grekami dłużéy krył się w tłumie:
Wraz na widok Troiańskiéy pokazał się młodzi,
Z nawy na nawę krokiem sążnistym przechodzi,

Dwudziestodwułokciowym obracaiąc drągiem,        673
Z okrętów na okręty przeskakiwał ciągiem.
Jak obok cztéry konie sprzągłszy ieździec zręczny,[14]
Ludowi ciekawemu chcąc dadź widok wdzięczny,
Bieży ku miastu, chlubney szukaiąc zalety,
Zbiegaią się mężczyźni, zbiegaią kobiety.
Obróconych na niego oczu pełno wszędzie,
On z konia na koń skacze w naybystrzeyszym pędzie;
Tak po nawach wielkiemi skakał Aiax kroki,
A ogromnym swym głosem przebiiał obłoki.
Zachęca bezustannie ten mąż nieznużony,
Do dzielney i namiotów i floty obrony.
I Hektor między swemi nie został orszaki:
Lecz iak orzeł, zoczywszy pasące się ptaki,
Uderza na żórawie, gęsi, lub łabędzie;
W takimże Hektor śmiały rzucił się zapędzie:
Na nawy prosto leci, bo ręka Jowisza
Jego pcha, i licznego za nim towarzysza.
Pod samą flotą walkę stoczyli tak srogą,
Iżbyś rzekł, że wyczerpnąć swoich sił nie mogą:[15]
Taka zjadłość ich piersi, taki ogień pali,
Jakoby w tym momencie bitwę zaczynali.
Wielki do męztwa powód miały strony obie,
Grek iuż zbawienia prawie nie rokuie sobie,
Troianin dzisiay wszystko chce zakończyć razem,
Okręty zniszczyć ogniem, a Greki żelazem:

W tém przekonaniu, wszystkie swe siły wywarli,        699
Jedni, by zwyciężyli; drudzy, by odparli.
Hektor chwycił za okręt, co wiosły licznemi,
Protezylaia stawił na Troiańskiéy ziemi,
Ale go nie powrócił : zginął z wziętéy rany.
O iego walczą okręt Greki i Troiany.
Nikt tu strzał, nikt oszczepów dalekich nie ciska,
Obie równo zaiadłe strony walczą zbliska:
Okrutna rzeź, ten kole, ten rąbie, ten siecze,
Błyszczą się w rękach dzidy, siekiery i miecze,
Powietrze od orężów tłukących się chrzęści,
Z rąk, z ramion lecą szable strzaskane na części,
Podruzgotanych zbroi pełno na równinie,
Ziemia cała zbroczona, krwi potokiem płynie.
Hektor iak chwycił okręt, tak się ciągle trzyma,
Z zapalonemi na swych wołaiąc oczyma :
„Nieś pochodnie, następuy śmiało mężna młodzi,
Dzień ten dziesięcioletnie klęski nam nagrodzi:[16]
Weźmiemy flotę, całkiem wyrzniemy lud Grecki,
Bez woli bogów przyszedł ten naród zbóiecki.
Gnusność starych zrobiła, że się Grek ocalił,
Jabym był dawno natarł, ich zbił, flotę spalił,
Lecz mię wstrzymała starców rada zbyt ostrożna.
Dziś wszystkich błędów naszych powetować można.
Bo Jowisz nam łaskawey udziela opieki.„
Rzekł: oni z nową mocą natarli na Greki.

Na Aiaxa tysiączne zwrócone pociski,        725
Już on zaczął rozumieć, że iest śmierci bliski:
Schodzi z wierzchu na ławę przed licznemi groty,
Tam staie, pilnie Troian zważaiąc obroty:
Ktokolwiek z ogniem bieży, dzida go oddala,
A Greków nieustannym głosem tak zapala:
„Przyiaciele! narodzie, bogu woyny miły!
Nie ustawaycie w męztwie, zbierzcie wszystkie siły:
Czyż myto posiłkowe w tyle woyska mamy?
Czy nas nowe zasłonią mury, nowe bramy?
Jestże w bliskości miasto, któreby nas trudem
Osłabionych schroniło? świeżym wsparło ludem?
Tu iesteśmy, daleko od oyczystych brzegów,
Od morza i Troiańskich ściśnieni szeregów:
Nie gnuśność, ale ręka tylko nas ocali.„
Rzekł: i iak wściekły, drągiem macha, tłucze, wali;
Kto od Hektora pięknym zapałem natchnięty,
Z ogniem w ręku zuchwale bieżał na okręty,
Na tego się okrutnym Aiax ciosem srożył:
Tak dwunastu rycerzy przed flotą położył.        744








  1. Dawni sprawiedliwie uważali, ie Homer wszystkich tych baiek z siebie nie utworzył: wziął ie z podania, i w swoich poematach umieścił. Możnaby się tu zapytać, czy godzi się Poecie przytaczać bayki, wyſtawuiące bóſtwo w śmiesznéy i nizkiéy poſtaci? Zależy to od obyczaiów i religii wieku. Może Poeta użyć baiek, iakożkolwiek niezgodnych z rozumem, ieżeli się powszechnie rozeszły, i ieśli oswoiliśmy się z niemi, przez nałóg, który ma tyle mocy nad naszym umysłem.
    Rodzay takowéy kary był w używaniu. Przywięzywano osobę do ſłupa za ręce, a to w tym sposobie, że się nogami ziemi nie dotykała: Dla powiększenia zaś męki, przydawano do nóg ciężary, iakoto kamienie, sztuki żelaza, kowadła. W Poemacie Heraklei, dawnieyszem od Jliady, było opisano, iż Jowisz tym sposobem Junonę ukarał.
  2. Tam Juno przez nawałnicę zapędziła Herkulesa, aby go na nowe wyſtawiła niebezpieczeńſtwo. Wyspa Kos nie chciała mieć żadnego związku z cudzoziemcami, w boiaźni, żeby się iéy panami nie uczynili. Wszyscy mieszkańcy tłumem uderzyli na Herkulesa, i ledwie mu życia nie odebrali.
  3. Ta obrona ieſt zręczna. Juno nie może przysiąc, że nie podeszła Jowisza, ale część winy ſkłada na Neptuna, i zapewnia, że w żadne umowy z nim nie wchodziła.
  4. Juno nieubłagana ieſt w swoim gniewie. Na pozór zaleca bogom posłuszeństwo ku Jowiszowi, a wszyſtkich używa środków, aby ich przeciw niemu zbuntować.
  5. Widać z tego mieysca, iak prawa ſtarszeństwa były szanowane. Zdaie się, że ten wiersz iakie przysłowie Greckie zamykać musiał.
  6. Z tego mieysca pokazuie się, że Homer rozciągał wyrok, albo pieczą opatrzności, nietylko do ludzi, ale i do zwierząt. Pismo święte podobną zawiera naukę.
  7. Ten nagły zwrot napomnienia Hektora do woyska, wielki zapał okazuie, i tém mocnieysze czyni wrażenie. Longinowi ta byſtrość w przeyściu tak się podobała, że ią między naypięknieyszemi mieyscami Homera umieścił.
  8. Zatrzymanie Patrokla w namiocie Eurypila, ieſt nowym dowodem zręczności i gieniiuszu Homera. Patrokl własnémi widzi oczyma nieszczęścia Greków, a nieczynność Achillesa, w tém samém ddaleniu przyiaciela, wymówkę znayduie.
  9. Mowa Hektora i Aiaxa, wyższe są nad wszyſtkie pochwały. Trudno co ślachetnieyszego i mocnieyszego w podobnych okolicznościach powiedzieć.
  10. Aiax ostro wyrzuca Grekom ich gnuśność, że słysząc Hektora zapalaiącego swoich, aby nieśli ogień na okręty, tak oboiętni są na to, iak gdyby go słyszeli zachęcaicego ich do wesołości i tańców.
  11.  
    Ac velut ille, prius quam tela inimica sequantur,
    Continuo in montes se se avius abdidit altos,
    Occiso pastore lupus magnove iuvenco,
    Conscius audacis facti; caudamque remulcens
    Subjecit pavitantem utero sylvasque petivit:

    Æn: Lib: XI. v. 809.

     
    „Jak zabiwszy pasterza, lub wielkiego byka,
    „Czuiąc, że wiele zbroił, czémprędzéy umyka
    „Wilk między wyniesionych gór skrytą ustronią,
    „Wprzód niż go nieprzyiazne pociski dogonią:
    „Drżący ogon pod siebie tuląc, dąży w lasy.

  12.  
    Ille, velut pelago rupes immota resistit;
    Ut pelagi rupes magno veniente fragore:
    Quæ se se, multis circum latrantibus undis,
    Mole tenet: scopuli nequiquam et spumea circum
    Saxa fremunt; laterique inlisa refunditur alga.

    Æneid: Libr: VII. v. 586.

     
    „On, iak skała nadmorska, niewzruszony stoi,
    „Jak skała, która żadnych szturmów się nie boi,
    „Biią w nię wody, ięczy oblana od piany,
    „Lecz trzyma się ciężarem, i groźne bałwany
    „Próżno w twardy bok tłukąc, spływaią na morze.

  13. Porównanie to zachwalone od Longina, przedziwnie wyłożył Boileau, lubo text oryginału trzema wierszami przeciągnął. Grzegorz Piramowicz w dziele o Wymowie i Poezyi, użył tłumaczenia Boileau, i tak ie prozą wydał. „Burza wznosi fale walące w okręt, który się im opiera, wiatr rozjuszony żagle rozdziera i szumi, morze od piany bieleie, powietrze szeroko warczy straszliwie, ſternik przytomność stracił, sztuka go odstąpiła, w każdéy fali widzi śmierć, która go otacza i ogarnia.„
    Wymowa dla szkół narodowych karta 305.
  14. Z tego mieysca sądzić można, że Grecy iuż wtenczas ieździli na koniach. Widać to ieszcze z xięgi X. gdzie Dyomed i Ulisses wziąwszy konie Reza, wsiedli na nie, i konno do obozu wrócili.
  15. Opis nayżywszy, naymocnieyszy, iaki trudno czytać w inném Poemacie.
  16. Nie mógł poeta lepiéy wydać zapału Hektora, a razem zręczniéy go wymówić, że dawniéy na okrety Greckie nie uderzył.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Homer i tłumacza: Franciszek Ksawery Dmochowski.