Z historyi trucizn i otruć

>>> Dane tekstu >>>
Autor Leon Wachholz
Tytuł Z historyi trucizn i otruć
Pochodzenie Przegląd lekarski, 1903, Nr 13-16.
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ODBITKA.







Z CZASOPISMA »PRZEGLĄD LEKARSKI«
ORGANU TOWARZYSTW LEKARSKICH
KRAKOWSKIEGO I GALICYJSKIEGO,
WYCHODZĄCEGO W KRAKOWIE.
REDAKTOR GŁÓWNY: DR. AUGUST KWAŚNICKI.




KRAKÓW. DRUKARNIA UNIWERSYTETU JAGIELL.
POD ZARZĄDEM JÓZEFA FILIPOWSKIEGO 1903 R.



Z historyi trucizn i otruć.
Podał
Prof. Dr. Leon Wachholz.

«O! moc to pełna cudów, co się mieści
W sokach ziół, krzewów, w martwej kruszców treści!»
(Szekspir).

Od najdawniejszych już czasów znane były ludzkości pewne substancye, których użytek był dwojaki: raz skuteczny w chorobach i przywracający zdrowie, drugi raz niszczący zdrowie i zadający śmierć. Przetwory te zwano lekami, a częściej jeszcze truciznami. Zacchiasz, protomedyk państwa kościelnego w XVI. wieku, wyraża się „venena non solum appellantur medicamenta, quae occidunt, set etiam quae sanant“, a jeszcze dosadniej, a zarazem poetycznie określa tę dwulicową naturę trucizn, a równocześnie i lekarstw, Szekspir, wyrażając się:

«W mdłym kwiatku, w ziółku jednem i tem samem
Ma nieraz miejsce jad wespół z balsamem«.

Że znajomość trucizn sięga początkiem w bardzo odległe przeszłością wieki, świadczą najdawniejsze mity i pomniki literackie. I tak mity starogreckie mówią o pokrytej pomrokiem tajemniczości Kolchidzie, krainie czarnoksięstwa, pozostającej pod berłem ponurej Hekaty, krainie, która miała być ojczyzną ziół, tak trujących, jak zbawczych dla zdrowia. W księgach indyjskich Ayur-Veda oświadcza Susrutas, ich autor, że leki w ręku biegłego stają się dla ludzi ambrozyą w ręku partacza trucizną. Wymienia on leki, które chociaż objęte są nawet dzisiejszymi lekospisami, przecież w codziennem życiu znane są tylko pod mianem trucizny, n. p. arszenik. Dzieje medycyny starożytnej pouczają dowodnie, jak wybitną w niej rolę odgrywała nauka o truciznach; wszakżeż władcy Pontu, Pergamu i Egiptu, jak Mitrydates Eupator (124 przed Chr. — 64), Attalus III i Kleopatra, częścią z pobudek naukowych, a więcej z popędu do okrucieństwa lub obawy o własne życie, osobiście, naukę tę uprawiali.
Doświadczenia swe z truciznami podejmowali oni na niewolnikach i rozkoszowali się widokiem wywołanych trucizną objawów, oraz śmierci. W ten sposób wypróbowane trucizny służyły im następnie do podstępnego pozbywania się niemiłych osób lub w niełaskę popadłych zauszników. Miarę tej podstępności określa dosadnie sposób, jakiego użyć miała Parysatis, siostra Kserksesa, przy otruciu swej synowej. Oto jak Baladyna Słowackiego kraje ona mięso nożem, którego jedną powierzchnię brzeszczotu powlekła wpierw trucizną, poczem podaje część mięsa zatrutą synowej, zaś część wolną od trucizny spożywa sama, dla tem pewniejszego uchylenia się przed podejrzeniami.
Niedostateczne podówczas i przez długie wieki następne aż do doby obecnej wiadomości o truciznach były powodem, że jak nie umiano na pewne rozpoznać otrucia za życia lub po śmierci, względnie wykazać poszczególnych trucizn w ustroju, niemi zatrutym, tak nie umiano w sposób właściwy otruciom zaradzić, mimo że w tym ostatnim względzie nie brak było usiłowań. Usiłowania te jednak skierowane były w błędnym kierunku znalezienia ogólnej odtrutki na wszelkie trucizny. Niezasłużoną sławę zjednała sobie wielce nawet przez całe wieki średnie wychwalana odtrutka, zwana „dryakwią“, mięszanina najróżniejszych leków i guseł, podana przez lekarza Nerona, Andromacha z Krety (w piśmie wierszowanem „περι της θηριακης“). W Heladzie, w której obok poezyi i nauk, tak poważnie się rozwinęły i nauki lekarskie, dzielono trucizny wedle królestw przyrody, do których się zaliczały. Obok pryszczawki lekarskiej (Cantharis vesicatoria) i wężów jadowitych uchodziły n. p. za trujące, zwierzęta, jak ropucha, salamandra i rodzaj skorupiaka, zwanego zającem morskim (lepus marinus). Za truciznę uchodziły krew z byka, zdaje się gnijąca, którą wedle żywotów Plutarcha miał być otrutym Temistokles, oraz miód heraklejski, zwany szałotwórczym, gdyż miał po spożyciu wywoływać silne podniecenie, jakiemu n. p. ulegli towarzysze Ksenofonta. I dziś wiemy, że miód zebrany z roślin trujących, n. p. z tojadu[1] (Aconitum), może sprowadzić nawet śmiertelne zatrucie. Z trucizn roślinnych znano między innemi: pokrzyk (atropa mandragora) z jego nasennem działaniem[2], który później, bo w wiekach średnich, dla dziwacznego kształtu swych korzeni zażywał wzięcia w kuchniach czarodziejskich jako ważny składnik cudownych maści i napojów miłosnych[3]; winnym nastojem pokrzyku, pozostawionym rozmyślnie na łup, pogrążył w sen wódz kartagiński Maharbal[4] zastępy dzikich ludów starożytnej Afryki. Tojad (aconitum napellus), równoznaczne z toxicum, czyli trucizną do zatruwania strzał[5], który wedle mitu greckiego[6] wyrósł z jadu sączącego się z paszczy Cerbera, gdy go Herkules z polecenia Eurysteusa wydobył z Tartaru na światło dzienne, używanym był podobnie jak sok z ciemiernika (helleborus) do zatruwania strzał. Zimowitu (colchicum) używać miała czarodziejka Medea z Kolchidy (zkąd jego nazwa) do przyrządzania swych trucizn. Znane było powszechnie odurzające działanie lulka i bieluniu, a smarowaniu maściami z bieluniu przypisuje Gmelin obłędy nagminne u kobiet wieków ubiegłych, które jako czarownice ogniem, mieczem i torturami zabijano, zamiast leczyć jako zatrute. Poeta Nikander (136 przed Chr.) opisał już wcale dokładnie obraz otrucia zapomocą makowca, a któż nie zna klasycznego opisu otrucia pietrasznicą (conium), jaki podaje Plato, omawiając śmierć otrutego nią Sokratesa! O ile świat zwierzęcy i roślinny, jako na powierzchni ziemi rozpostarty, był łatwo dostępny ludom starożytnym tak, że mogły łatwo korzystać z jego „mocy, pełnej cudów“, o tyle ukryte w nie tak jak dzisiaj rozkopywanem wnętrzu ziemi bogactwa mineralne dostarczały daleko mniej przetworów trujących, a jednak już w Heladzie znano siarczek arsenu, o którym Pedanius Dioskorides (50 r. po Chr.) pisze, że wznieca gwałtowne bole żywota i nadżera trzewia. Znano również trujące własności cynobru i cerusy. Z tem wszystkiem najbardziej zdumiewać musi, że kapłani starożytnego Egiptu znali[7] już kwas pruski, wyrabiany z jąder pestek brzoskwini, którym truli swych członków, zdradzających tajemnice zawodu; zdumiewać musi tem bardziej, że ta modna dzisiaj trucizna nie była znaną jeszcze w początkach zeszłego wieku, skoro tak poważny toksykolog, jak Gmelin[8], zapytuje się naiwnie, czyby olejek gorzkich migdałów lub mleko ugotowane z liśćmi brzoskwini miało działać trująco?
W starożytnej Heladzie rozporządzanie truciznami należało do państwa i nikomu nie wolno było użyć trucizny nawet na sobie bez pozwolenia władzy. Obywatel, który sprzykrzył sobie życie, zgłaszał się do władzy, podawał powody niechęci swej do życia, a gdy władza uznała je za dostateczne, otrzymywał pozwolenie na spełnienie kubka z napojem z pietrasznicy. Mimo to jednak nosili podług Plutarcha Demostenes i inni współcześni mu mężowie truciznę pod kamieniem w pierścieniu, aby w razie potrzeby módz sobie szybko odebrać życie. Tenże Plutarch i Liwiusz podają, że i Hannibal, gdy się schronił do króla Bitynii, a miał być wydany konsulowi Flamminikowi, odebrał sobie życie trucizną, którą ukrywał w pierścieniu. W Marsylii, osadzie focyjskiej, obowiązywało podobne prawo, a jeźli ktoś popełnił samobójstwo bez zezwolenia władzy, pozostawiał po sobie zhańbioną pamięć, a dzieci jego traciły prawo dziedziczenia po nim majątku. Tak w Grecyi, jak i w Egipcie, wydarzały się otrucia w części jako nieszczęśliwe zdarzenia, w części jako samobójstwa lub morderstwa, w części wreszcie jako wymiar kary ze strony państwa.
Rzym starożytny przejmując sztuki i nauki od Grecyi, przejął od niej także i znajomość trucizn, których zastosowaniem w celach zbrodniczych przeszedł rychło swą mistrzynię. I tak już w r. 332 za konsulatu Claudiusa Marcella i Tytusa Waleryusza[9] odkryto spisek 170 dam z arystokratycznych rodów, które trucizną pozbywały się niewygodnych sobie mężów, lub tych osób, których majątek chciały zagarnąć w drodze spadku. Skazanie tych trucicielek nie na długo powstrzymało damy rzymskie od tej zbrodni, skoro już w r. 184 przed Chr. był zniewolony pretor Quintus Naevius skazać za tę samą zbrodnię 2000 trucicielek w Rzymie, a w kilka lat potem pretor Maenius 3000 kobiet na prowincyi, którym dowiedziono licznych zbrodni otrucia. Przed trzecią wojną punicką zasądzono za zbrodnię otrucia Publilię i Licynię, należące do pierwszych magnackich rodów. W Rzymie i Egipcie (za Ptolomeuszów) pojawiły się te istne epidemie trucia, których sprawczyniami były kobiety. Odtąd też aż po obecną chwilę zbrodnia ta zdaje się być niemal przywilejem kobiet, albowiem wedle zestawienia Krausa[10] chociaż ogólna zbrodniczość kobiet pozostaje do ogólnej zbrodniczości mężczyzn w stosunku jak 1:6, to stosunek częstości zbrodni otrucia, popełnionych przez mężczyzn a kobiety jest równy. Jak zbrodnia podpalenia nadaje się najbardziej do wykonania ze wszystkich zbrodni przeciwko własności i mieniu bliźnich osobom fizycznie słabym, bojaźliwym, a podstępnym, tak samo zbrodnia otrucia. Tam zapałka, tlące łuczywo, tu niepostrzeżenie domięszana do potraw, napoju lub lekarstwa trucizna szerzy bez hałasu, bez zwrócenia uwagi w sposób łatwy dzieło zniszczenia. Skoro zaś kobietom z natury przypadły w udziale fizyczna słabość, bojaźliwość i skrytość, przeto nie dziwna rzecz, że ogromem tej potwornej zbrodni wprawiły one, a nie mężczyźni, świat w postrach i zdumienie. Nawet u starożytnych Galów dopuszczały się kobiety często zbrodni otrucia; to też podaje Caesar w swych pamiętnikach, iż w razie śmierci męża, gdy zachodziły wątpliwości co do naturalnego jego zgonu, palili Galowie wszystkie pozostałe po nim wdowy jako domniemane jego zabójczynie. Jak dalece częstemi musiały być w Rzymie zbrodnicze otrucia, świadczy dowodnie ustawa Sulli „lex Cornelia de sicarris et veneficiis“. W czasach cesarstwa i upadku rzymskiego imperyum zyskali truciciele i trucicielki schronienie w pałacu imperatorów, a zbrodnicze otrucia usuwały z drogi nie tylko niewygodnych poddanych, lecz także i samych cezarów. I tak wedle Swetoniusza zmarł Tyberyusz wskutek podania mu przez jego następcę Kajusa Kaligulę wyniszczającej ustrój trucizny, Klaudyusz, wskutek połechtania mu gardła zapomocą piórka (ówczesny sposób wywołania wymiotów), zatrutego z polecenia czwartej jego żony, Julii Agryppiny[11], która w ten sposób wzniosła syna swego Nerona na tron. Nero, obawiając się właściwego następcy tronu, usuniętego przez Agryppinę, Brytanikusa, polecił słynnej trucicielce Lokuście sporządzić pod formą leku silną truciznę dla usunięcia swego przeciwnika. Gdy pierwszy raz sporządzona przez nią i podana trucizna wywołała tylko biegunkę, zniewolił Nero Lokustę do przyrządzenia w jego obecności i we własnym pałacu silniejszej trucizny, której też Brytanikus uległ podczas uczty. Nero tłómaczył wobec dworu śmierć jego napadem padaczkowym, na które Brytanikus cierpiał[12]. Później zajęła miejsce Lokusty trucicielka Kanidya, będąca również na usługach cezarów, wedle Filostrata zmarł Tytus Wespazyan również wskutek otrucia.
W pismach spółczesnych autorów, jak Pliniusza, Swetoniusza i Tacyta spotyka się wiele wzmianek o truciznach. I tak charakterystycznem dla owych czasów okrucieństwa i ustawicznej groźby utraty życia z rąk potwornych cezarów jest zdanie Pliniusza, jakoby przyroda na to stworzyła trucizny, aby czujący przesyt i wstręt do życia łatwo mogli sobie je odbierać[13]. Jak dalece w owych czasach, a nawet i później, aż do początków XIX wieku mogły być bezkarnie w celu zbrodniczym używane trucizny, świadczy zupełny brak pewnych sposobów stwierdzania otrucia na zwłokach. Wedle Swetoniusza dowodziła śmierci z otrucia obecność piany w ustach zwłok (zdaniem Hipokratesa był to znak pewnej śmierci, wobec czego należało „non revocari in vitam, quibus spuma in ore aparuit“ — Zacchias); wedle Seneki dowodu takiego upatrywano w braku toczenia ciała zwłok przez robaki. Inny dowód śmierci z otrucia, przytoczony przez Pliniusza, Swetoniusza i Tacyta, a uznawany niemal do końca XVIII wieku za ważny, polegał na przekonaniu, że serce otrutego nie daje się spalić; Zacchiasz, powołując się na powagę wymienionych autorów, powiada: „cor eorum, qui veneno sublati sunt, nullo modo cremari posse, sed bene magis resistere igneae vi, quam cetera omnia membra“; Fedeli[14] zaś, omawiając tę cechę, wspomina, że serce Brytanika, ofiary Nerona, nie mogło się spalić właśnie z powodu obecności trucizny.
Mimo tych podań o licznych otruciach w starożytnym Rzymie nie przekazali nam współcześni kronikarze żadnych bliższych wyjaśnień co do jakości używanych trucizn tak; że tylko przypuszczać można, iż były one mniej więcej te same, jakich używała Helada. Zdaniem Ogiera umiano już w Rzymie izolować z dwóch rodzimych siarczków arsenu, zwanych pod nazwą „sandaraca“ i „arsenicum“ tak czysty arszenik biały, jak i arsen metaliczny.
W wiekach średnich nie spoczęli truciciele, jak to wynika ze skąpych ówczesnych zapisków. Tak n. p. podał Majmonides, syn uczonego żyda z Kordowy, znany teolog, filozof i lekarz (1139—1208), dokładne przepisy, jakich pokarmów lub napojów należy się wystrzegać, by nie paść ofiarą trucizny. Odradzaniem używania pokarmów o woni czosnku składa on dowód, że znanym był wówczas dobrze ten zapach, wydawany przez arsen. W r. 1384 wysłał Karol Zły, król Nawarry, minstrela Woudrettona na dwór Karola VI, króla Francyi, z poleceniem otrucia zapomocą arszeniku króla, księcia de Valois, jego brata i książąt de Bezzy, de Bourgogne i de Bourbon, jego wujów. Truciciela rozćwiartowano na placu de Grève. Król duński Waldemar otruł podczas uczty, danej z okazyi zaślubin córki swej z królem norwegskim Haquirem, synem króla szwedzkiego Magnusa, zapomocą zatrutego wina oboje rodziców pana młodego (ojciec dzięki pomocy lekarskiej ozdrowiał); przy tej sposobności otruł się i zmarł syn Waldemara, ponieważ wskutek nieuwagi napił się tego wina. Steno Stuur starszy zmarł otruty przez narzeczoną jego następcy Swantona Stuura, podczas uczty w Söderköping. Wilhelm Connyn, kanclerz szkocki, zmarł podczas uczty wskutek zatrutego puharu, a w Anglii epidemiczną była śmierć z otrucia bliżej nieznanym płynem błękitnym między wielu szlachetnymi i uczonymi mężami w czasie panowania osławionego Ryszarda III. Nawet psy głodzone nie chciały się imać strawy, zatrutej tym płynem.
I z tych czasów, podobnie jak i z dziejów rzymskich, brak nam wiadomości co do używanych podówczas trucizn. Sądząc jednak z pism lekarskich, n. p. najsłynniejszego z arabskich lekarzy Avicenny (980—1037), który górował nad innymi autorami przez długie czasy, mogły to być w części przetwory mineralne, n. p. arszenik (sandaraca i auripigmentum), antymon, cerusa (rozumieć należy węglan i octan ołowiu) itp., w części zaś roślinne, znane już w Helladzie, jak lulek, makowiec, pietrasznica, tojad itd. Avicenna pierwszy stosuje szkło miałko tłuczone, jako środek ściągający, a być może, że to zastosowanie wewnętrzne szkła stało się powodem późniejszych, do dziś jeszcze sporadycznie zdarzających się, tak zwanych mechanicznych otruć zapomocą kawałków szkła; otruciem tem każe n. p. Słowacki ginąć jednemu z bohaterów swoich dramatów (Giani w „Beatryx Cenci“).
Niedokładna znajomość trucizn, sposobów ich działania, zabobony i gusła starożytności, spotęgowane jeszcze w wiekach średnich, a z trudem ustępujące nawet w czasach obecnych pod wpływem ścisłej, doświadczalnej nauki, były powodem wiary w trujące działanie substancyj całkiem nieszkodliwych, lub wiary w zioła i leki cudowne, n. p. obudzające w człowieku uczucie miłości względem osoby przedtem mu obojętnej. I tak posądzano płazy i gady, zresztą dla człowieka nieszkodliwe, o zgubne dlań działanie. Zacchiasz[15] podaje między innemi, że ropuchy, jak liczne uczą przykłady, wprawiają wyziewem swym spotkanych ludzi przez samo powonienie w stan otrętwienia. Tenże autor twierdzi: „venena omnia odorata cordis tremorem, capitis dolorem, vertiginem, alia mala afferunt“. Zdaniu temu nie można zadać kłamu ze stanowiska dzisiejszej nauki, lecz osłabiają je przytoczone dalej dowody na jego poparcie. Tak n. p., powołując się na świadectwo Bruyera (De re cibaria lib. IX. cap. 12), oświadcza, że woń zgaszonej lampy może u kobiet brzemiennych wzniecić poronienie; powołując się zaś na naszego Marcina Kromera (De reb. Polon. lib. VIII), wspomina pewnego biskupa, którego od śmierci z woni róż ocalił Kromer, poczem sam o sobie dodaje „et mihi quidem albarum (!?) rosarum odor adeo inimicus est, non quod mihi sit ingratus, ut capitis non modicum dolorem illico excitet“. Tenże sam autor, a podobnie inni mu współcześni, jak Ambroży Paré i F. Fedeli, wierzą, iż trucizny mogą drogą wszystkich zmysłów zabić człowieka („homo potest per omnes sensus venenari“), a sam o sobie powiada, że ujrzawszy raz tarantulę, doznał silnych i cały dzień trwających wymiotów[16]. Te, przez ówczesnych uczonych głoszone zapatrywania, przechowały się między publicznością do chwili obecnej. To też zdarza się n. p. nie raz widzieć na wystawach sztuk plastycznych obrazy, których treścią „śmierć na kwiatach“. Wiara w zabójcze działanie woni kwiatów, utrzymująca się dzięki swemu poetycznemu urokowi, uchodziła jeszcze za dogmat na schyłku wieku XVIII, gdyż nawet tak poważny toksykolog ówczesny, jakim był Gmelin[17], rozwodzi się obszernie nad zabójczą wonią kwiatów lilii białej, tuberoz, siana, fiołków, bzu i innych, przytaczając rzekome odnośne spostrzeżenia, które, niestety, nie były nigdy poparte sekcyą i innymi sposobami przedmiotowego dochodzenia istotnej przyczyny śmierci. Podobnie i Plenck wierzy jeszcze w zabójcze działanie kwiatów, przytaczając za przykład pewnego żyda, który usnąwszy na worku z szafranem, więcej się już nie przebudził. Z tem wszystkiem i w tych fantastycznych zapatrywaniach minionych wieków mieściła się obok baśni prawda. Wszakżeż dziś wiemy, że pewne wonne przetwory działają trująco nie tyle drogą powonienia, ile raczej wetchnięte do płuc, mogą nawet działać zabójczo, n. p. para chloroformu, kwasu pruskiego, arsenowodór (ofiarami jego stali się prof. Grehlen w Monachium i Britton w Dublinie) itd. Zgodne z prawdą, choć i tu przeradzające się w baśń, były zapatrywania, że trucizny mogą wywrzeć działanie swe nie tylko, gdy będą podane do żołądka, lecz także, gdy się je wprowadzi do innych naturalnych otworów i jam ciała, gdy się je zetknie z ranami, powłokami ciała itd. Otrucie per clysma uchodziło zrazu za wątpliwe, ponieważ odbytnica stanowi miejsce, którem substancye szkodliwe ustrój opuszczają, ale już Zacchiasz sam wierzy w możliwość takiego otrucia i przytacza na jego poparcie śmierć Carradona, króla Neapolu, otrutego rzekomo drogą enemy przez swego naturalnego brata Manfreda. Jako przykład otrucia drogą powłok skórnych przytaczają autorowie śmierć Heraklesa, wywołaną przez zatrutą krwią Nessusa koszulę Dejaniry; Szekspir mówi przez usta ducha ojca Hamleta o otruciu kroplami blekotu, wlanemi do przewodu usznego itd. Nie pozbawione prawdy są twierdzenia, że otrucie może nastąpić wskutek noszenia zatrutej odzieży, zwłaszcza jeźli się weźmie pod uwagę, że do niedawna jeszcze uważano choroby zakaźne za równoznaczne z zatruciami. To też nie można odmówić słuszności twierdzeniu n. p. Zacchiasza, że trąd, dżuma, suchoty (phthisis) i przymiot (morbus gallicus, lues) udzielają się przez ubrania. Tem pomięszaniem pojęcia choroby zakaźnej a otrucia trzeba sobie tłómaczyć przekonanie, któremu i Zacchiasz daje wyraz, jakoby niektóre kobiety umiały truć mężczyzn zapomocą obcowania płciowego z nimi. Tenże autor podaje, że Aleksandrowi Wielkiemu ofiarowano w darze dziewczynę, biegłą w truciu zapomocą aktu płciowego, że pewien król Neapolu padł ofiarą takiego otrucia; w dalszym ciągu wspomina on za Schenkiem o podobnem zatruciu pewnego mężczyzny przez prostytutkę, wskutek którego miała się mu na żołędzi utworzyć krosta tak silnie żrąca, że dla ratowania życia musiano mu je odjąć. W objaśnieniu tego przypadku, któryby dziś był rozpoznany jako zgorzelinowy wrzód weneryczny, nadmienia, że niektórzy autorowie „ex venenata natura“, inni „ex gallica lue evenisse“ zmianę tę uważali, jemu zaś przypadek ten wydaje się być podejrzanym.
Błędnem i na prawdzie nie opartem było przekonanie, zaprzeczone już przez Parego[18], że są pewne trucizny, które zależnie od ilości sposobu podania, nie działają przez pewien czas wcale, a dopiero po upływie tego określonego z góry czasu sprowadzają śmierć powolną lub szybką. Tak n. p. Attilius Regus, który radził Rzymianom zaniechać wymiany jeńców z Kartaginą, miał sam jako więzień otrzymać tamże truciznę taką, której działanie zabójcze miało się uwidocznić dopiero po wymienieniu go Rzymowi. Podobną własność przypisywano także winu Borgiów i głośnej „aqua Tofana[19]“. Na gusłach opierało się inne, pokrewne z poprzedniem przekonaniem, że istnieją trucizny, które niemal natychmiast wprawiają człowieka w stan śmierci pozornej, trwający przez wiadomą z góry liczbę godzin. Taką to truciznę podaje ojciec Laurenty Julii, by ją uwolnić od ślubu z Parysem, a oddać w ręce Romea:

»Filtrowany likwor ten wypijesz;
A wnet po wszystkich żyłach cię przebiegnie
Usypiający dreszcz, który owładnie
Wszelką żywotną funkcyę; wszystkie pulsa
Wstrzymają w tobie swe zwyczajne bicie, —
Ni dech, ni ciepło nie wskaże, że żyjesz.

Róże ust twoich i policzków zbledną
Jak popiół: oczu zasłony zapadną,
Jak gdy dłoń śmierci zakrywa dzień życia;
Każdy twój członek pozbawiony władzy,
Zdrętwieje, zstęgnie, zziębnie, jak u trupa.
I w tym pozornym stanie nagłej śmierci
Zostawać będziesz czterdzieści dwie godzin;
Wtedy się ockniesz, jak ze snu błogiego».

Natomiast przekonanie, iż istnieją trucizny, które natychmiast sprowadzają śmierć, trucizny, o których Szekspir mówi przez usta Romea:

»daj mi
Drachmę trucizny takiej, coby mogła
Po wszystkich żyłach rozejść się od razu,
I nienawistne życie odjąć temu,
Co jej zażyje; coby tak gwałtownie
Wygnała oddech z piersi, jak gwałtownie
Lontem dotknięty proch wypędza pocisk
Z czeluści działa«,

nie jest zmyślonem i przesadnem, wszak bowiem znamy podobnie piorunujące działanie kwasu pruskiego.
W szeregu substancyj, znanych pod nazwą trucizn, mieściły się liczne zioła, które dzisiejsze badania wykazały jako dla zdrowia obojętne, a którym jednak dawniejsza wiara, zakorzeniona w zabobon ludowy, dotąd przypisuje trujące, lecznicze lub inne cudowne właściwości[20]. W szeregu tym figurują jako trucizny różne narządy i wydzieliny zwierząt i ludzi, n. p. wedle Codronchiego[21] mózg kota, mocz mysi (zapach pietrasznicy, może dla tego?), pot koński i muła, świeża krew byka, krew miesiączkowa itd. Co do działania tej ostatniej opowiada Sonnini[22], że Egipcyanki zazdrosne o mężów, podają im w pewnych fazach księżyca własną krew miesięczną w pokarmach, w następstwie której ci zmierają w ciągu roku z wycieńczenia. Nawet Metzger[23], poważny autor sądowo-lekarski, który przytacza powyższe podanie, zdaje się wierzyć mu, skoro je uzupełnia swem oburzeniem: „po tak wstrętne rzeczy sięga zabobon i ślepy szał“. Na usprawiedliwienie tych błędnych i zabobonnych zapatrywań i przekonań, od których, jak późniejsze kiedyś wieki wykażą, i my obecnie nie całkiem może byli wolni, może posłużyć trafne zdanie, jakie nasz Syreński[24] w swym Zielniku wypowiada: „wiele tajemnych rzeczy natura w każdej niemal rzeczy ma, których rozumem dosiędz nie możemy“.
Wielką rolę w dziedzinie otruć odgrywały w starożytności, wiekach średnich, a także dziś jeszcze między ludem, tak zwane „napoje miłosne“ (philtra)

»Hej[25] pod słońcem niemasz mocy,
Niemasz na niebie i ziemi
Nad kochanie, gdy człowieka,
Opęta i żre i toczy»...

i dlatego, odkąd ludzka sięga pamięć, szukano leków na miłość. A jak wedle dawnych, klasycznych mitów Kupido —

»strzał pary z sajdaku dobył[26], lecz różności
Wielkiej; owa pomaga, ta wroga miłości»,

taksamo znano dwojakie napoje, jedne odczyniające, inne zaś zaczyniające miłość. Już Cyrce, czarodziejka, umiała miłość zaczyniać i odczyniać, do niej to wedle Owidyusza zgłasza się Glaukus z prośbą o zaczynienie miłości w zimnej dlań Scylli. Dejaneira, małżonka Heraklesa, zazdrosna o niewolnicę Jolę, posyła mężowi przez Lichasa szatę, napojoną krwią centaura Nessusa, w przekonaniu, że w ten sposób wzmocni miłość jego ku sobie; tymczasem jadowita krew zabija herosa.
W księgach Vedy mieści się niezawodny przepis na pozyskanie sobie męża przez kobietę. Przepis ten zaczyna się od zdania: „tę roślinę wykopuję; to silnie działające ziele, którem skutecznie usuwając współzawodniczkę, zyskuje się męża“.
Napoje miłosne starożytnej Grecyi, a potem wieków średnich i nowych, składały się w części z nietrujących, lecz wstrętnych ingredyencyi, np. ze sproszkowanych włosów z części płciowych, z nasienia, z krwi i potu (wedle Plossa[27]) żują cyganki siedmiogrodzkie włosy ukochanego z kroplą własnej swej krwi, a spoglądając na księżyc w pełni, wymawiają po trzykroć: „żuję twe włosy, żuję moją krew, z włosów i krwi niech się stanie miłość i nowe życie dla nas obojga“, lub z części zwierzęcych, np. ze serc gołębi, języka bajecznego ptaka Jyopa, z ikry rybiej, ogonów raka (zkąd zdaje się bierze przekonanie do dziś utarte o działaniu podnoszącem popęd płciowy kawioru, ryb, itd), wreszcie z odwarów ziół w części obojętnych, jak lubczyku (levisticum), lub szparagów (napój, którym Apulejus zyskał miłość zamożnej Pudentilli, składał się z odwaru szparagów, ogonów rączych, ikry rybiej, krwi gołębiej itd.), w części z trujących, jak z ruty (wedle L. Rydla „świeżo, w piątek na nowiu miesiąca zerwanej“), lulku, bieluniu i innych odurzających, a nawet z owadów, jak chrabąszczów majowych w miodzie, zawierających kantarydynę. De Sauvages[28] donosi, że właścicielki domów nierządu raczą świeże adeptki kultu Kybeli napojem miłosnym z bieluniu, w celu odurzenia ich i pozbawienia wstydu w początkach zawodu; francuskie dziewczęta dają upatrzonym przez się kandydatom na mężów odwar kantaryd w kawie; o podobnym napoju miłosnym z chrabąszczy wspomina z własnego doświadczenia Metzger. Jeszcze w r. 1859 aresztowano w Berlinie pewną handlarkę napojów miłosnych, która czerpała z tego zajęcia doskonałe dochody. Podania, jakoby Lukullus stracić miał rozum, a potem życie, wskutek napoju miłosnego, jakoby poeta Lukrecyusz miał popełnić samobójstwo w szale miłosnym, wywołanym przez „philtrum“, skłoniły zdaje się Zacchiasza do wypowiedzenia zdania: „pocula amatoria hominem infatuunt et insaniam pariunt, ut nonnullorum animalium cerebra et solanum furiosum“.
Jakkolwiek Owidyusz przestrzegał już przed wiarą w gusła miłosne, to jednak orzekł Wydział lekarski w Lipsku[29] w r. 1697, że napoje miłosne, a bardziej jeszcze sztuki magiczne, zdolne są wymusić miłość i wywołać obłęd miłosny. Potworne praktyki, mające wzbudzić pożądaną miłość, były na porządku dziennym w Paryżu za Ludwika XIV. Sławnym z nich był rozpustnik Guibourg[30], który w celu przywiązania króla do jego kochanki markizy Montespan, nachodzącej go z prośbą o środek na spotęgowanie miłości króla do niej, poleca jej nago położyć się na ołtarzu czarnej kaplicy, oświetlonej czarnemi świecami i odprawia nabożeństwo na jej brzuchu, całując jej nagie ciało od czasu do czasu. Potem podżyna gardło kupionemu w tym celu niemowlęciu, krew tryskającą chwyta do kielicha i każe ją pić markizie. Wśród tego zaklina szatanów o pomoc dla markizy: „Astaroth, Asmodée, princes de l’amitié; je vous conjure d’accepter le sacrifice, que je vous présente de cet enfant pour les choses, que je vous demande“. A skoro „missa peracta, presbyter mulierem inibat et manibus suis in calice mersis pudenda sua et feminae lavabat“. Cały ten obrzęd satanistyczny odbywa się wobec dwóch sławnych podówczas trucicielek La Voisin i Des Oeillets, skutek zaś jego pomyślny, bo cierpiący na obłęd lubieżny (satyriasis) Ludwik XIV nazajutrz przyjmuje do łask markizę, która odtąd jeszcze silniej, niż dawniej do siebie go przykuwa.
Mówiąc o substancyach, którym przypisywano działania niezwykłe i nie stwierdzone, nie można pominąć milczeniem i tych podań, dzisiaj jeszcze pojawiających się na szpaltach dzienników w formie sprawozdań ze świeżych a konkretnych wrzekomo zdarzeń, wedle których mają istnieć tak silne trucizny, że przedmioty, napojone niemi, nawet przez dalsze zetknięcie działają na ludzi trująco. I tak doniósł „Czas“[31] w artykule „słynne trucizny“ o przypadku zatrucia pewnej młodej mężatki listem, adresowanym pismem kobiecem do jej męża. Autor artykułu nazywa ten przypadek rzadkim w naszych czasach w przeciwstawieniu do podobnych mu z epoki Borgiów i Medyceuszów, w której podobne otrucia były na porządku dziennym. Przypadek powyższy, powtórzony przez „Czas“ za pismami rosyjskiemi, każdy choć z grubsza obeznany z toksykologią, musi między bajki włożyć, a trzeba przyznać, że nie jest on pierwszym i ostatnim, wylęgłym w fantazyi reporterskiej, lub w głowie histerycznej kobiety, względnie zręcznego oszusta, usiłującego baśnią zatrzeć ślady własnej zbrodni. I tak, wyraża się Hofmann[32], że przypadki podstępnego odurzenia podróżnych w celu rabunku lub zgwałcenia, o których często wspominają dzienniki, polegają prawie bez wyjątku na oszustwie, lub bujnej wyobraźni. W pewnym wiedeńskim przypadku zeznała jedna dama, iż ją odurzono gazetą, napojoną przetworem narkotycznym i potem ograbiono; w innym przypadku z r. 1885 doniósł pewien poczmistrz, który z powodu sprzeniewierzenia w urzędzie opuścił swe stanowisko, że go nieznany mu podróżny wprawił tabaką w odurzenie i wyprowadził z pociągu na nieznanej mu stacyi. Doniesienie to, jak podaje Hofmann, zyskało wiarę ogólną tak, że pod wpływem jego, gdy pewna młoda dziewczyna w tydzień potem tęsamą odbywała drogę w przedziale I. klasy, a obok niej siedzący mężczyzna chciał ją poczęstować papierosem, zerwała się z miejsca i usiłowała wyskoczyć oknem z obawy, że jej towarzysz pragnie ją odurzyć. Jakkolwiek odurzenie takie papierosem jest mało prawdopodobne, to przecież nie zawsze bezpiecznie przyjmować od nieznanych sobie osób, zwłaszcza na zachodzie Europy, papierosy lub cygara, wiadomo bowiem ze zbiorów londyńskiego muzeum policyjnego w New Skotland Yard[33], że anarchiści umieją machinom piekielnym nadawać kształt cygar lub papierosów; z drugiej strony znamy nie zatrute, ale wybuchające przy otwarciu listy, np. list przesłany w r. 1895 paryskiemu Rotschildowi.
Podania, podobne do powyżej wymienionego o zatrutym liście, przekazują nam dawni autorowie i dzieje. I tak przytacza Gmelin[34], jako przykłady mniej lub więcej nieprawdopodobnych otruć, śmierć cesarza Ottona III, Henryka IV i jednego z książąt sabaudzkich, wrzekomo wywołaną zapachem zatrutych rękawiczek; śmierć Antoniusza, którą Pliniusz odnosi do zatrucia wieńcem zaprawionych trucizną kwiatów, włożonym mu na skronie przez Kleopatrę, otrucie zapomocą zatrutej monety srebrnej, darowanej przez pewną matkę własnemu dziecku (Schenk), otrucie zapomocą zatrutego kwiatu goździka (Matthiol), zwykłe wrzekomo u Turków otrucia zapomocą zatrutych siodeł (Scaliger), wreszcie dodaje „taksamo: mówią inni o zatrutych listach“. O przykładach tych wyraża się Gmelin z niewiarą, albowiem, jego zdaniem, śmierć mogła być w tych przypadkach następstwem innych przyczyn, a przyczyny te, jak wiemy, nie mogły być wówczas wykryte, skoro nie wykonywano sekcyi zwłok, a nadto nie znano także dzisiejszych metod stwierdzania otrucia. Wobec braku przedmiotowych sposobów dochodzenia przyczyny śmierci, było nadto wiele sposobności do tworzenia fantastycznych przypuszczeń, oblekanych w formę pewników. I dzisiaj znamy różne i wcale częste przypadki śmierci szybkiej wśród objawów, przemawiających wielce za otruciem, które sekcya i badanie chemiczne wykluczają potem z całą stanowczością. Gdyby więc w takich przypadkach także obecnie nie wykonywano sekcyi, nie badano treści zwłok chemicznie, uchodziłyby one za otrucia. Gmelin, przyznając przykładom wymienionym wielką fantastyczność, dodaje, że jednak nie można wykluczać możliwości otrucia trującemi wonidłami, albowiem działają one na zmysł powonienia, który jest tak blizkim mózgu, zbiornika wszelkich zmysłowych wrażeń. Dlatego, jego zdaniem, mógł był papież Klemens VII.[35] umrzeć wskutek otrucia dymem niesionej przed nim, a zatrutej pochodni. Cesarz[36] Leopold I. uległ zatruciu świecą woskową, dostarczoną przez jezuitów, a tylko bystrości umysłu i energicznej pomocy Garelliego i Borriego udało się od śmierci ocalić cesarza. Dwa ostatnie przypadki otrucia nie należą do nieprawdopodobnych, gdyż w pierwszym z nich dym pochodni, zawierajmy tlenek węgla, mógł wywrzeć trujące działanie; wszak wiemy, że dymem kopcącej lampy można uledz zaczadzeniu, jak to się zdarzyło w przypadku, wspomnianym niedawno przez Puppego[37]; w drugim zaś stwierdzono, że świeca była zarobiona arszenikiem, który w ciepłocie płonącej świecy, przestalając się jako taki w formie białawej mgły, wdechany, musiał działać trująco. Van Hasselt[38] tłómaczył zatrucie świecami, których knoty były zaprawiane arszenikiem, (tak zwane „bougies de l’étoile)“ powstawaniem przy paleniu się ich silnie trującego gazu arsenowodorowego; tłómaczenie to zbił Galtier, wykazawszy osadzający się z takiej świecy płonącej na sprzętach biały proszek arszeniku. Jeszcze około roku 1840 dodawano arszenik do świec stearynowych, aby mogły równomiernie krzepnąć; arszenik znajdowano wówczas w papierze, użytym do ich pakowania[39].
Arsen i jego związki, zwłaszcza z siarką, były, jak już nadmieniłem, znane w starożytności pod różnemi nazwami, zwłaszcza pod nazwą „sandaraca“ i „arsenicum“, chociaż zdaniem Albertiego[40] mylono arsen często z tojadem. Znano też jego trujące własności, dla których musiał być częściej używany, zwłaszcza w celach zbrodniczych. Ale zyskał on dopiero na znaczeniu kryminalnem w nowych wiekach. Ambroży Paré[41] wyraża się o związku arsenu z siarką, zwanym wtedy „risigallum“, że wznieca on w ustroju, jako że jest przyrody najgorętszej i najsuchszej (a trucizny dzielono wówczas wedle nauki Galena na gorące i zimne, suche i wilgotne), pragnienie i gorąco, a nadto takie rozpłynięcie się wszystkich humorów, iż jeźli nawet otrucie nie zakończyło się śmiercią, otruty pozostawał na całe dalsze życie kaleką, niezdolnym do używania swych członków. (Risigallum, quia naturae est callidissimae et siccissimae sitim ardoremque, totum in corpus infert, tantamque humorum omnium colliquationem, ut etsi praesidiis mature adhibitis aegri mortem effugiant, in reliquum tamen vitae membris ad solita munia uti nequeunt eorum vigore destituti, propter ingentem ressicationem et articulorum contractionem). Zacchiasz, pisząc o arszeniku, wyraża się krótko „arsenicum tamen non solum venenum est, set inter venena validissimum“. Nic też dziwnego, że ta „najsilniejsza“ zdaniem Zacchiasza i współczesnych mu trucizna, zyskała niebawem taką wziętość u trucicieli, że wszystkie w tajemnych kuchniach sporządzane napoje śmierci już to jako wyłączny, już też jako główny składnik w sobie go mieściły, a wedle Chevaliera i Boys de Loury[42] na 94 zbrodniczych otruć, przez nich zestawionych, 54 dokonano wyłącznie tylko zapomocą arszeniku. Obok tej jego największej siły trującej zalecały go do zbrodniczych celów bezwonność, brak uderzającego smaku i zabarwienia. A w tym samym czasie istniało przekonanie, któremu Zacchiasz daje wyraz, że wszystkie trucizny zdradzają się wstrętną wonią i smakiem, że właściwości te nadała im przezorność przyrody, aby się ludzie tem łatwiej mogli przed niemi ustrzedz. (Nam venena tam odore, quam sapore in eorum assumptione sese produnt, quia omnia odore sunt tetro et abominabili et sapore horribili, ut omnes medici testantur; quod quidam fortasse naturae providentia factum dicent, ut facilius homines ab illis sese custodiant). Słowa, przez Słowackiego włożone w usta hr. Fantazego, a tyczące się trucizny „w cukrowej masce zamaskowana złość! możnaby przysiądz, że rzecz uczciwa“, najlepiej mogą być odniesione do arszeniku, który nie zdradzając ani smakiem, ani wonią, ani zabarwieniem swych właściwości trujących, posiada wszystkie cechy, kwalifikujące go jako najstosowniejszy środek do spełnienia „veneficii dolosi“.
W wiekach XV i XVI należały otrucia zbrodnicze po małych dworach włoskich do wydarzeń pospolitych, a jednym z najwybitniejszych trucicieli tego czasu był wedle podania papież Aleksander VI z domu Borgia (1491—1503), który, bądź z zemsty, bądź też w celu przywłaszczenia sobie majątku, struł wielu z kardynałów, wreszcie sam z otrucia zginął, jak to podają wszyscy współcześni. Wedle jednej z tych współczesnych, a najwięcej znanych, wersyi, zaprosił Aleksander wraz z ukochanym swym synem Cesarem bogatego kardynała Hadryana na ucztę, aby go zapomocą zatrutego wina pozbawić życia. W skutek pomyłki służącego wypili obaj Borgiowie wino, przeznaczone dla gościa, poczem Aleksander zmarł wśród objawów gwałtownej febry, syn zaś jego, dzięki swym młodzieńczym siłom, ocalał. Wiek XVII słynie w dziejach otruć napojem trującym „Toffy“ lub „Toffany“. Toffa albo Toffana zamieszkiwała zrazu Palermo, potem Neapol. Napój przez siebie sporządzony, a znany pod nazwą „aqua Toffana“ lub „acquetta di Napoli“ lub „di Perugia“ sprzedawała w niebieskich flaszkach z sygnaturą „Manna di S. Nicola di Bari“ i wizerunkiem tego świętego, u którego grobu miała płynąć cudowna oliwa, lecząca wszelkie ludzkie niemoce. Skład tego napoju nie jest znany dokładnie. Haller[43], Berends, Pyl, Hahnemann i Metzger[44] dowodzą, że to czysty roztwór arszeniku; Halle[45], że to napój, sporządzany przez bandytów włoskich z piany ust ludzi dręczonych na śmierć, Mangetti[46], że to rozczyn arszeniku i antymonu z odwarem lulka, Löffler, że to wodny wyciąg z rozgniecionych trujących owadów, Garelli, przyboczny lekarz cesarza Karola VI, a potem i Fr. Hoffmann, że to silny rozczyn arszeniku, zaprawiony odwarem wyżlinu (anthirrinum zymbalaria), rośliny, która wedle Syreńskiego, noszona przez człowieka, ma mu zjednywać miłość i łaskę ludzi. Napojem Toffany, zawierającym bezsprzecznie arszenik, truły we Włoszech, a zwłaszcza w Rzymie, kobiety swych mężów tak, że po tylu wiekach powtórzyły się w tem samem mieście owe liczne otrucia mężów z czasów konsulatu Klaudyusza Marcella i Tytusa Waleryusza. Mimo, że otruć dokonywano małemi, a dłuższy czas podawanemi dawkami, zatem w sposób przewłoczny, nie budzący podejrzenia, przecież częste przypadki śmierci młodych mężów zwróciły na siebie uwagę władz. Toffanę wzięto na tortury i tu zeznała ona, że około 600 osób zmarło wskutek jej napoju, między niemi papieże Pius III i Klemens XIV. Na mocy wyroku uduszono ją w Neapolu. Napój Toffany stał się tak głośnym, że do dziś dnia wedle Lombrosa[47] oznaczają w Sycylii każdą trucicielkę mianem „gnura Toffana“, zarazem był on takim postrachem, że ludzie uczeni, jak np. Archenholtz[48], przypisywali mu nieprawdopodobne działanie rozluźniania poszczególnych części ciała z wzajemnego ich połączenia. Wymieniony autor podaje, że gdy niesiono przez most św. Anioła odkrytą trumnę z zwłokami papieża Klemensa XIV, wówczas odpadła noga zwłok. Toffana przekazała tajemnicę swej trucizny Hieronimie Spana i ta podobnie jak i Marya Spinola, Giovanna de Grandis i Laura Crispiolti sprzedawały truciznę nadal kobietom, pragnącym pozbyć się swych mężów.
Arszenik i sublimat rtęci, którego sposób przyrządzenia opisał Otto Tachenius[49] około połowy XVII wieku, stanowiły przetwory, używane głównie w nader licznych otruciach, jakie się wydarzały we Francyi za Ludwika XIV.
W czasie panowania we Francyi dynastyi Valois miały być skrytobójcze otrucia nader częstemi, chociaż trudno obecnie dowieść słuszności ówczesnych podejrzeń. Katarzyna Medycejska, żona Henryka II, miała z Włoch sprowadzić trucicieli, wysługujących się raz katolikom, to znów Hugenotom. W tym to czasie miały się zdarzać otrucia zapomocą listów, których pismo miało być przysypywane proszkiem trującym, także i zapomocą różnych części ubrania, np. rękawiczek, zaprawionych odurzającemi truciznami i wonidłami dla zatarcia podejrzanych wyziewów. Joanna d’Albret, królowa Nawarry, przybywszy na zaślubiny syna swego do Paryża, zmarła tam po krótkiej chorobie, a wedle Henryka Martin[50] mówiono, że przyczyną śmierci jej było otrucie, dokonane z polecenia Katarzyny, zapomocą rękawiczek zatrutych przez włoskiego handlarza wonideł. Tymczasem inny dziejopis, Palma-Cayet, nauczyciel późniejszego króla Henryka IV, przeczy temu stanowczo, powołując się na dokonaną sekcyę zwłok, która miała wykazać chorobę płuc, jako przyczynę śmierci. Martin wspomina także o morderstwie księcia Kondeusza, księcia Dwóch-Mostów, kardynała Châtillon i marszałka de Vieilleville, którzy mieli w tych samych czasach paść ofiarą trucizny. Karol IX, syn Henryka II, miał paść również ofiarą otrucia, dokonanego przez spiskowców, na których czele mieli stać La Mole i Coconas, zasięgający porady u astrologa i wróżbity Ruggieriego. Przywódców obu, mimo że nie przyznali się do czynu nawet na torturach, skazano na śmierć i wyrok wykonano. Gilles de la Tourette i Brouardel[51], wykazują obecnie na podstawie aktów i wyniku sekcyi, że Karol IX zmarł na gruźlicę płuc.
Panowanie Ludwika XIV wypełnia długi szereg notorycznie stwierdzonych zbrodniczych otruć, z których najgłośniejsze przypadają na Maryę Małgorzatę d’Aubray, późniejszą małżonkę wyuzdanego markiza de Brinvilliers. Ta głośna trucicielka, której życiorys opracował niedawno Franciszek Funck-Brentano[52], mając lat 7, wedle własnego przyznania miała utracić cześć dziewiczą. Wyszedłszy za mąż za wyuzdanego i niedbającego o nią markiza de Brinvilliers, nawiązała rychło stosunek miłosny z przystojnym, lecz ubogim kawalerem Sainte-Croix. Gorszący, a nie tajony ten stosunek skłonił ojca markizy do uzyskania od króla zezwolenia na zamknięcie jej kochanka w Bastylii. Tu miał się on zapoznać z uwięzionym włochem Exili, który miał go wtajemniczyć w działanie trucizn. Brentano przeczy temu podaniu i dowodzi, że mistrzem jego w nauce o przyrządzaniu trucizn był głośny chemik szwajcarski, aptekarz królewski i demonstrator chemii w Jardin des plantes, Krzysztof Glaser, autor wydanego w r. 1665 podręcznika chemii. Sainte-Croix wyszedłszy z Bastylii przyrządzał trucizny dla swej kochanki, a ta otruła niemi ojca swego z zemsty za rozdzielenie jej z kochankiem i dwóch swych braci w celu zabrania po nich spadku. Przedtem zaś wypróbowała siły trucizn na licznych biedakach i chorych z Hotel Dieu, którymi wrzekomo z dobrego serca się opiekowała. Właśnie gdy miała już połączyć się węzłem małżeńskim ze swym kochankiem, zaskoczyła go niespodzianie śmierć z otrucia szkodliwymi gazami, jakie w swej tajemnej pracowni wywiązywał. Znaleziona u niego skrzynka z truciznami i list, polecający ją po jego śmierci wręczyć markizie, zdradziła jej zbrodnie. Markiza schroniła się do Anglii, następnie do Belgii, zkąd podstępem wywabiona, potem uwięziona i stawiona przed sąd w Paryżu, po przyznaniu się do zbrodni została straconą w r. 1676. Markiza posługiwała się do spełnienia swych zbrodni trzema mięszaninami trującymi. W skład ich miały wchodzić sublimat, arszenik, antymon, sole ołowiu i makowiec. Znane są one pod nazwami: „l’eau mirable de Brinvilliers“, „poudre de succession“ i „aqua del Petesino“. „Poudre de succession“ miał się składać wedle Hallera[53] głównie z ołowiu, a wedle Stenzela[54] „si fabuła vera“, mógł w dowolnym czasie, zależnie od dawki, przyprawiać o śmierć osoby, po których się chciało dziedziczyć majątek. Z innych osławionych owoczesnych trucicielek wymienić należy kabalarkę Voisin, spaloną żywcem w r. 1679, która rzemiosłem swem zarabiała rocznie 100,000 franków dzisiejszego kursu; pani de Dreux, która między innemi otruła swego męża, a kochając się w kardynale de Richelieu, chciała przy pomocy czarów zostać jego żoną, rywalka Voisin Filatore, dalej Sardone, Poligny, Meline, Louison de Loges, Joly itd.
W tym samym czasie niemal żyła w Berlinie „pruska Brinvilliers“, żona radcy tajnego Ursinusa. Otruła ona zapomocą arszeniku 4 osoby, a między niemi swego męża. Zdradził ją jej służący, również przez nią otruty, jednak szczęśliwie ocalony od śmierci. W r. 1803 zasądzono radczynię na dożywotnie więzienie, gdzie też w 76 roku swego życia zmarła (1760—1836). Rozpoznania otrucia arszenikiem na zwłokach jej ofiar dokonano między innemi na podstawie stwierdzonego strupieszenia zwłok, które Welper[55] pierwszy za cechę tego otrucia ogłosił. Cecha ta, uznana orzeczeniem królewskiej naukowej deputacyi w Berlinie z 30 czerwca 1824 r. za nie mającą rozpoznawczego znaczenia, stanowiła jeszcze przez długi czas między lekarzami sądowymi dowód otrucia arszenikiem. Na niej to opierali Robert Koch, podówczas jeszcze prowincyonalny fizyk i lekarz sądowy, oraz Zagrodzki, swe orzeczenie, stwierdzające otrucie arszenikiem w głośnej sprawie Babimostkiej[56] aptekarza Speicherta, skazanego na tej podstawie za domniemane morderstwo na swej żonie. Dopiero Zaaijer[57] wykazał na podstawie przykładów z piśmiennictwa, oraz na podstawie badanych przez siebie zwłok 13 ofiar głośnej holenderskiej trucicielki Van der Linden, że arszenik nie wywołuje mumifikacyi w zwłokach osób nim otrutych. Zdawałoby się, że po tylu zbrodniach otrucia arszenikiem i dzięki wybitnemu obrazowi anatomicznemu tego otrucia, oraz łatwym a pewnym metodom chemicznego stwierdzenia trucizny, powinna była jego dyagnostyka przynajmniej na schyłku XVIII wieku stać już na szczeblu bodaj pewnej doskonałości. Tymczasem pisze poważny Gmelin[58], że otrucie to odznacza się bardzo szybkiem gniciem zwłok, połączonem z silnem nie do zniesienia ich cuchnieniem, powstawaniem nalotów na nożu sekcyonującym takie zwłoki i tępieniem się jego, zesznurowaniami i znacznemi rozstrzeniami żołądka i jelit, dotkniętych nadto czarno-sinemi plamami zgorzelinowemi i małemi przedziurawieniami, wreszcie powstawaniem gęstego białego dymu o woni czosnku, gdy się treść żołądka i jelit rzuci na żarzące się węgle. Dym ten osadza biały osad na podstawionej blasze miedzianej, który, przestalony z siarką, tworzy czerwony sublimat arsenu. Ehrmann w pracy swej „De veneficio doloso“ wierzył jeszcze, że gdy się serce otrutych arszenikiem rzuci na płonące węgle, wtedy czuć woń arsenu, a Meckel[59], choć zdaniu temu zaprzecza, jeszcze przecież objaw ten dla dokładności przytacza. Widzimy ztąd jasno, jak bardzo niestety mała odległość czasu oddziela nas od okresu, w którym, mimo że nauka o otruciach sięga najodleglejszej starożytności, przecież w istocie była dziedziną niemal dziewiczą. Wielką i ważną przyczyną tego powolnego postępu w zakresie nauki o truciznach było przekonanie, że o działaniu trucizn i o otruciach nie należy pisać i prac ogłaszać, gdyż, jak się Gmelin wyraża, daje się w ten sposób złoczyńcom broń w rękę przeciw bezpieczeństwu życia ludzi prawych. Mimo tej obawy zrywa z nią Gmelin, ogłaszając swe prace, a zrywa dlatego, ponieważ jego zdaniem truciciele nie mogą się z nich niczego takiego dowiedzieć, czegoby przedtem już nie znali, natomiast prace te mogą posłużyć do łatwiejszego ustrzeżenia się otruć, do pewniejszego ich rozpoznania, tem samem sprawiedliwszego ukarania trucicieli.
Rówieśnicą trucicielki Ursinus była Anna Zwanziger, córka właściciela gospody z Norymbergi, a żona notaryusza. Otruła ona zapomocą arszeniku ogółem 22 osób, z tych trzy śmiertelnie. Stracono ją za wyrokiem w r. 1811. Przed śmiercią swą oznajmiła, iż śmierć jej jest dla ludzi szczęściem, albowiem nie byłaby zdolną wstrzymać się od dalszych zbrodni.
Gesche Małgorzata Gottfried, córka krawca, urodzona w Bremie r. 1783, obdarzona z natury wielką urodą, podobnie jak markiza Brinvilliers, otruła arszenikiem wiele osób, z których 15 utraciło życie. Stracono ją w r. 1831. Przed śmiercią przyznała, że trucie ludzi sprawiało jej wielką przyjemność. Anna Marya Günther otruła na wsi koło Freibergu 21 osób śmiertelnie, 25 innych osób zaś bez utraty życia. Używała arsenu (Fliegenstein). Wzięta na tortury, zakończyła życie w r. 1767. Pewna służąca, o której wspomina Platner[60], otruła w Niemczech swą służbodawczynię zapomocą arszeniku, wsypanego do zupy grzybowej. Następnie otruła swą koleżankę czekoladą zmięszaną z arszenikiem, inną zaś towarzyszkę usiłowała pozbawić życia kołaczem, posypanym cukrem i mączką arszenikalną. Skazano ją na dożywotnie więzienie, gdyż, jak się wyraża Platner, znawcy nie badali treści zwłok wedle zasad „der Scheidekünstler“, a obrońcy ujęli się za nią z zapałem, godnym lepszej sprawy tak, że dzięki ich „sprytnemu przekręceniu prawa“, nie mógł zapaść zasłużony wyrok śmierci. Hasenest[61] podał wiadomość o pewnej kobiecie, która zatruła wiele osób zapomocą soli, zmięszanej z trucizną; czyniła zaś to w tym celu, aby mężowi swemu, partaczowi wiejskiemu, trudniącemu się leczeniem, przysporzyć jak największą liczbę pacyentów. We Francyi, względnie w Bretanii, stracono w r. 1851 Helenę Jegado, która otruła z górą 40 osób zapomocą arszeniku, a tylko panująca wówczas nagminnie cholera przez długi czas nie dozwalała władzy wpaść na trop zbrodniarki. W Szwajcaryi skazano z powodu wątpliwego stanu umysłowego Maryę Jeanneret z Genewy, zamiast na karę śmierci, tylko na 20 lat więzienia. Trudniła się ona jako dyakonisa opieką nad chorymi. Zdołała ona od końca października 1867 r. do połowy stycznia 1868 otruć zapomocą atropiny lub morfiny 9 osób, z tych 6 śmiertelnie. W roku 1900 jak doniosły dzienniki, wykryto w Zsebely na Węgrzech szeroko rozgałęziony spisek kobiet, zadających swym niewygodnym mężom arszeniku w celu ich pozbycia się.
Przywiedziona galerya głośnych trucicielek, mieszkanek Europy, posiada dosadne przeciwstawienie w trucicielkach innych ras ludzkich. Wedle Lombroso i Ferrero pozbywają się kobiety szczepu Makololo bardzo łatwo swych mężów zapomocą trucizny, w Arabii zaś znawstwem i handlem trucizn zajmują się wyłącznie tylko kobiety. Wreszcie podaje Katscher[62], że w Chinach posiadają czarodziejki Mi-Fu-kau tajemnicę pozbawiania życia mężczyzn żonatych i ztąd mają między kobietami zamężnemi rozgałęzione stosunki. I Chinom bowiem nie obce były od najdawniejszych czasów trucizny, któremi przyroda bardzo obficie je obdarzyła. Pierwszy podręcznik medycyny sądowej, zestawiony przez głośnego chińskiego lekarza Sung-tze w r. 1248 pod nazwą „Si-Yuen-Lu“[63] wymienia w księdze III długi ich szereg. Z ważniejszych godne są wzmianki: „pi-schoang“, t. j. arszenik biały, którego sposób działania już wtedy wcale dobrze był znany, a Sung-tze opisuje przypadek zbrodniczego otrucia przez wprowadzenie arszeniku do przewodu słuchowego; „Sing-gen“, t. j. kwas pruski, wyrabiany z gorzkich migdałów; „shue-yin“, t. j. rtęć, którą wykrywano zapomocą płytki złota, jeźli ona bielała w zetknięciu z trucizną, dowodziło to otrucia rtęcią; „ya-pien-yen“, t. j. makowiec, obecnie pospolity środek, używany przez kobiety w celach samobójczych; „tsao-ou-teou“, t. j. korzeń tojadu i trucizna na szczury, zioło zwane „shou-ma-tsao“ (illicium religiosum) z rodziny magnoliaceae, zawierające sikiminę, działającą podobnie jak pikrotoksyna. Z grzybów wymieniony jest jadalny i smaczny gatunek „kou-oun“, który dopiero wówczas nabiera trujących własności, gdy go ugryzie wąż jadowity. Sung-tze wymienia także liczne gatunki robaków trujących. Robaki „tchou“, „ ken-tchou“ itd. umieszczone w jednem naczyniu, pożerają się nawzajem, a ostatni pozostały ma być tak silnie trującym, że ukąszenie przezeń zabija człowieka natychmiast. Robaki te nie są szkodliwe dla kurcząt, które je zjadają bez szkody w wielkich ilościach, lecz mięso tych kurcząt staje się dla człowieka zabójczem. Pewien mężczyzna zmarł po spożyciu kurczęcia, więc obwiniono jego żonę o skrytobójcze otrucie, gdy jednak w żołądku nieboszczyka znaleziono resztki spożytego kurczęcia, uwolniono ją od zarzutu, przyjęto bowiem, że mięso kurczęcia było zatrute jadem tych robaków. Obok licznych wrzekomo jadowitych ryb, węży itd. figurują jako trucizny środki obojętne, np. woda, służąca do polewania kwiatów. Godnem wreszcie uwagi jest, że za dynastyi Song skazanych na śmierć przestępców używano do doświadczeń toksykologicznych, których celem było uzyskanie naukowych podstaw dla przyszłych ekspertyz sądowo-lekarskich w przypadkach zbrodniczego otrucia. Wszystkie te wiadomości mieszczą się w dziele, którego dokonano w r. 1248!





Osobne odbicie z »Przeglądu lekarskiego« 1903.

Kraków 1903. — Drukarnia Uniwersytetu Jagiell. pod zarządem Józefa Filipowskiego.





  1. Dwa podobne przypadki opisał Haller w »Annal. d’hyg. publ.» 1901, Nr. 6.
  2. Nasz lekarz i autor wziętego dzieła »Syntagma universae medicinae practicae libri XIV. sumpt. Viti Jacobi Trescher 1673», Dr. med. Jan Jonston pisze: »mandragora, quae somnem gravem infert«.
  3. Husemann: Handb. d. Toxikologie. Berlin 1862. — Podanie o działaniu tego korzenia określa Szekspir:

    »A potem... krzyk podobny
    Do tego, jaki wydaje ów korzeń
    Ziela pokrzyku, gdy się go wyrywa;
    Krzyk, wprawiający ludzi w obłąkanie«.

  4. Gmelin: Allg. Gesch. d. Pflanzengifte. Nürnberg 1803.
  5. Tak samo „venenum“ i φαρμακον uchodziło za lekarstwo, truciznę, szminkę i czary czarownic (Pliniusz, Owidyusz i Wergiliusz).
  6. »Jest pochodzista droga, którą...,
    Z dyamentu łańcuchy Cerbera dopadłszy.
    Wywindował Herkules; a ów się rozsiadłszy,
    Pianami pola spryskał zielone białemi!

    Te... dopadłszy płodnej
    I bujnej ziemi, — mocy doszły szkodnej,
    Które, że się po skałach twardych zbyt udają,
    Akonitem je ludzie prości nazywają«.

    Owidiusza Nasona Przeobrażenia. Przekład J. Zebrowskiego. Kraków 1636. Ks. VII. W. 425—434.

  7. Ogier: Traité de chimie toxicologique. Paris. 1899.
  8. l. c. str. 774.
  9. T. Livius: Dzieje rzymskie L. VIII.
  10. Die Psychologie des Verbrechens. Tübingen 1884.
  11. Zdaniem Zacchiasza (obacz dalej, pag. 186) podała mu Julia truciznę w formie enemy.
  12. Suetonius: Nero, cap. XXXIII.
  13. P. Zacchiae: «Quaestionum medicolegalium». Tomi I. Lib. II. Pag. 175. Noribergae 1726.
  14. De relationibus medicorum itd. Lib. IV. Cap. II. Pag. 575 Lipsk 1624.
  15. l. c. pag 162.
  16. Przesąd powyższy jest zdaje się źródłem zabobonu o urokach i uroczliwych osobach.
  17. Allgem. Geschichte der Gifte. Leipzig. 1776, str. 188.
  18. Opera chirurgica Ambrosii Paraei itd. Lib. XX. c. III. Francofurti ad Moenum 1594.
  19. Archenholtz: England und Italien. Leipzig 1786. Zw. Th.
  20. Patrz Rostafiński: Zielnik czarodziejski. Kraków. 1893.
  21. Methodus testificandi cap. VII. Francofurti 1597.
  22. Reise nach Ober- und Nieder-Aegypten. Leipzig 1800.
  23. System der gerichtl. Arzneiwissenschaft V. Aufl. Könisberg. Leipzig, 1820.
  24. Wedle Rostafińskiego l. c.
  25. Rydel. Zaczarowane koło — akt I.
  26. Owidyusz. Przemiany. Ks. I. W. 580.
  27. Das Weib. Leipzig 1895. I. Band.
  28. Metzger l. c.
  29. Meckel l. c.
  30. Herman: Genesis. Leipzig 1899, Bd. III. Huysmans: Là-Bas. Paris 1901, str. 88. Dr. Legué: Médecins et Empoisonneurs.
  31. Nr. 292 z 1902 r.
  32. Lehrbuch der ger. Med. 1895, str. 149.
  33. Annal. d’hyg. publ. 1894.
  34. Allg. Geschichte der Gifte. Leipzig 1776, str. 172.
  35. Paré l. c. Lib. XX. Pag. 578.
  36. Metzger l. c.
  37. Zeitschrift für Medizinalbeamte 1899.
  38. Husemann l. c. str. 817.
  39. Henke. Lehrbuch der ger. Med. Berlin 1841, str. 489.
  40. Systema jurisprudentiae medicae. Halae 1725. Cap. XIII. Pag. 255.
  41. l. c. Lib. XX. cap. 20.
  42. Sobernheim und Simon. Handb. d. prakt. Toxikologie, Berlin 1888.
  43. Vorlesungen. Bern 1784. II Bd. S. 190.
  44. l. c.
  45. Gifthistorie. S. 80.
  46. Wildberg’s Lehrb. d. Arzneiwissenschaft. Erfurt 1824.
  47. Lombroso-Ferrero: Das Weib ais Verbrecherin und Prostituirte. Hamburg 1894.
  48. England und Italien. Leipzig 1786. II Th.
  49. Brouardel. Les empoisonnements. Paris 1902.
  50. Histoire de France 4. édit. T. IX.
  51. Brouardel. Les empoisonnements l. c.
  52. Le Drame des poisons. Hachette et Cie, 1900.
  53. l. c. str. 193.
  54. De venenis terminatis et temporaneis, quae Galii poudre de succession vocant. Dissert. 1730.
  55. Hufeland’s Journal 1803. Bd. 16.
  56. Blumenstok. Przegl. 1887. Nr. 3.
  57. Virchow’s Jahresber. 1887. Bd. I, str. 533.
  58. Allgem. Geschichte der Gifte I. Th. Leipzig 1776, str. 143.
  59. l. c.
  60. Untersuchungen üb. einige Hauptcapitel der gerichtl. Arzneiwissenschaft. Leipzig. 1820, str. 342.
  61. Meckel l. c.
  62. Bilder aus dem chinesischen Leben. Leipzig 1881.
  63. Exposé des principaux passages contenus dans le Si-Yuen-Lu par le Dr. Martin. Paris 1884.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Leon Wachholz.