Dzieje stosunku wiary do rozumu/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor John William Draper
Tytuł Dzieje stosunku wiary do rozumu
Podtytuł Początek chrzesciaństwa. — Przekształcenie jego po osiągnięci panowania. — Stosunek do nauki.
Wydawca Drukarnia Narodowa w Krakowie
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Jan Aleksander Karłowicz
Tytuł orygin. History of the Conflict Between Religion and Science
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ II.
Początek chrzesciaństwa. — Przekształcenie jego po osiągnięciu panowania. — Stosunek do nauki.
Stan religijny rzeczypospolitej rzymskiej. — Ustalenie cesarstwa prowadzi do jednobóstwa. — Chrześciaństwo szerzy się w państwie rzymskiem. — Okoliczności, wśród których dochodzi do zapanowania, czynią połączenie jego z pogaństwem koniecznością polityczną. — Tertulliana opis zasad i form jego. — Szkodliwy wpływ polityki Konstantyna na chrześciaństwo. — Przymierze jego z władzą świecką. — Rozbrat z nauką. — Zburzenie księgozbioru aleksandryjskiego i wygnanie filozofii. — Wykład filozofii św. Augustyna i wogóle nauki ojców kościoła. — Pismo św. na czele wiedzy.

Z punktu politycznego, chrześciaństwo jest przekazaną światu spuścizną państwa rzymskiego.
W okresie przejścia Rzymu z republikańskiej do monarchicznej formy rządu, wszystkie niepodległe dawniej narody, dotykające morza śródziemnego, dostały się pod władzę tej głównej naówczas potęgi. Lecz kolejne ich podbicie wcale zgubnem dla nich nie było; owszem powstrzymało nieustanne wojny pomiędzy nimi, a klęski stąd pochodzące zamieniło na pokój powszechny.
Nietylko na znak podboju, lecz oraz dla zaspokojenia swej dumy, zwycięska rzeczpospolita przeniosła bóstwa zhołdowanych narodów do Rzymu i z pogardliwą tolerancyą pozwoliła wszystkim cześć oddawać. Rzecz jasna, iż urok powagi, wywierany w ojczyźnie każdego bożka, znikał od razu w tłumie otaczających go bogów i bogiń. Pierwej już, jakieśmy rzekli, odkrycia geograficzne i krytycyzm filozofii głęboko zachwiały wiarę w religie staroświeckie; teraz zaś polityka Rzymu ostatecznie ją wyziębiła.
Królowie zawojowanych krain poznikali; na ich miejscu zasiadł jeden cesarz. Podobnież niknęły i bóstwa. Pamiętając na związek łączący od wieków pojęcia polityczne z religijnemi, zrozumiemy bez trudu, dlaczego wielobóstwo okazywało wówczas dążenie do przeistoczenia się w jednobóstwo; wszakże oddawano cześć boską zmarłym cesarzom, a później i żyjącym.
Łatwość, z jaką tym sposobem wytwarzano bogów, wywarła potężne wrażenie: sporządzanie nowych bóstw rzucało śmieszność na początki dawnych. Wschodnie awatary i apoteozy zachodnie szybko napełniały Olimp. Na wschodzie bóstwa zstępowały z nieba i wcielały się w ludzi; na zachodzie ludzie wznosili się z ziemi i zasiadali pomiędzy bogami. Widocznie tedy nie wszczepienie sceptycyzmu greckiego nauczyło Rzym niedowierzania: sam zbytek religii podkopał fundamenta wiary.
Nie wszystkie warstwy ludności równie szybko przyjmowały poglądy monoteistyczne. Kupcy, prawnicy i żołnierze, którzy z natury swych zatrudnień bardziej są oswojeni z kolejami życia i posiadają szerszy widnokrąg umysłu, ci pierwsi przyswoili je sobie; najpóźniej rolnicy.
Właśnie gdy cesarstwo dosięgało szczytu w rozwoju wojennym i politycznym, pod względem religijnym i społecznym doszło do najwyższej niemoralności. Przejęło się ono nawskróś epikureizmem, którego hasłem było: życie uczynić biesiadą, cnotę uważać tylko za przyprawę rozkoszy, a wstrzemięźliwość za środek do jej przedłużenia. Jadalnie połyskujące złotem i wysadzane klejnotami, niewolnicy we wspaniałych strojach, przyjemności towarzystwa kobiet i to zepsutych, pyszne kąpiele, teatra, gladyatorowie, — takie to były cele pragnień Rzymianina. Zwycięzcy świata doszli do odkrycia, że jedyną rzeczą godną czci jest siła. Nią zdobyć można było wszystko, cokolwiek praca i zabiegliwość powoli i mozolnie nagromadzały. Konfiskowanie bogów i krajów i wysysanie prowincyj bywały nagrodą pomyślnych wojen; cesarz zaś stawał się symbolem siły. Nie brakło i poloru towarzyskiego; ale była to fosforescencya gnijącego świata rzymskiego.
Tymczasem w jednej z prowincyj wschodu, Syryi, gromadka ludzi bardzo niskiego stanu zjednoczyła się w imię dobrych uczynków i religii. Zasady ich wtórowały poczuciu braterstwa powszechnego, rodzącego się z połączenia tylu podbitych królestw. Mówimy tu o nauce zaszczepionej przez Jezusa.
Naród żydowski żywił naówczas nadzieję opartą na starodawnych podaniach, iż powstanie wśród niego zbawca i przywróci mu dawną świetność. Uczniowie Jezusa mieli go właśnie za tego długo oczekiwanego Mesyasza. Ale kapłani, uważając głoszoną przezeń naukę za szkodliwą ich sprawie, oskarżyli go rządcy rzymskiemu, ten zaś dla uciszenia wrzawy, wydał go, choć niechętnie, na śmierć.
Ale nauka jego o miłości i braterstwie przeżyła ten wypadek. Uczniowie, zamiast się rozprószyć, stowarzyszyli się na zasadach wspólnej własności, tak, iż każdy składał do ogólnej kasy całe swe mienie i wszystkie zyski. Tym sposobem utrzymywano wdowy i sieroty bractwa, wspomagano swoich ubogich i chorych. Z tego zarodka rozwinęła się nowa i, jak wypadki późniejsze dowiodły, wszechwładna społeczność, — kościół; nowa, gdyż nic podobnego nie istniało w starożytności; wszechwładna, bo kościoły różnych miejscowości, z początku oddzielnie się zawiązujące, wkrótce zaczęły się łączyć we wspólnej sprawie. Tem zjednoczeniem chrześciaństwo dokonało wszystkich swoich tryumfów politycznych.
Jak już powiedziano, wojenna potęga Rzymu sprowadziła pokój powszechny i obudziła poczucie braterstwa u ludów zwyciężonych. Skład rzeczy pomyślny był przeto dla szybkiego rozszerzenia się nowonarodzonej nauki chrześciańskiej po całem państwie. Rozeszła się ona z Syryi po całej Azyi Mniejszej, a następnie dosięgła Cypru, Grecyi i Włoch, rozciągając się z czasem na zachód aż do Gallii i Brytanii.
Rozkrzewienie się jej przyspieszali apostołowie opowiadając ją na wszystkie strony; żadna klasyczna filozofia starożytności nigdy nie rozporządzała takimi środkami.
Warunki polityczne określiły granice nowej religii: były one z czasem tesame, co i państwa rzymskiego. Rzym, mniemane miejsce śmierci Piotra, ale nie Jerozolima, niewątpliwa widownia zgonu Zbawiciela, stał się stolicą religijną. Dogodniej było owładnąć wszechpotężnym grodem o siedmiu pagórkach, niżeli Getsemane i Kalwaryą, ze wszystkiemi świętemi ich pamiątkami.
W ciągu długich lat chrześciaństwo dawało się poznać jako nauka nakazująca trzy rzeczy: cześć Boga, czystość w życiu domowem, miłość braterską w społecznem. W dniach początku i słabości pozyskiwało ono wyznawców jedynie przekonaniem; lecz gdy wzrosło we wpływ i liczbę, zaczęło objawiać dążności polityczne, a mianowicie skłonność do utworzenia rządu w rządzie, państwa w państwie i tego popędu nigdy się odtąd nie pozbyło. Był on zresztą logicznym wynikiem własnego jego rozwoju. Cesarzowie rzymscy, spostrzegłszy, że nowy kościół bezwarunkowo sprzecznym jest z ich widokami, próbowali obalić go przemocą. Było to w zgodzie z duchem ich reguł wojennych, które nie znały innych środków, prócz siły do ustalenia jednomyślności.
W zimie z r. 302 na 303 po Chr., w niektórych legionach żołnierze chrześcianie odmówili przyjęcia udziału w uświęconych wiekami uroczystościach ku przebłaganiu bogów. Bunt rozszerzył się tak prędko, a sprawa stała się tak groźną, że cesarz Dioklecyan musiał zwołać radę, aby wskazała, co czynić należało. Łatwiej może ocenimy trudność położenia, gdy sobie przypomnimy, że nawet żona i córka Dioklecyana były chrześciankami. Cesarz był człowiekiem wielkich zdolności i szerokiego poglądu politycznego; zrozumiał, że stawienie oporu nowemu stronnictwu jest koniecznością polityczną; rozkazał jednak wyraźnie, aby unikano krwi przelewu. Lecz któż może zapanować nad szalonymi rozruchami domowymi? Zrównano z ziemią kościół w Nikomedii; w odwecie za to podpalono pałac cesarski, a edykt jego publicznie znieważono i zdarto. Poszło za tem zdegradowanie oficerów chrześcian, oraz wszelkiego rodzaju mordy i męczeństwa. Potok wypadków tak był gwałtowny, że sam cesarz nie był w stanie powstrzymać prześladowania.
Stało się teraz widocznem, że chrześcianie stanowią w państwie potężne stronnictwo, przejęte oburzeniem za okrucieństwa, których doznało i zdecydowano nie dopuszczać ich więcej. Po zrzeczeniu się Dioklecyana, w r. 305 Konstantyn, jeden ze współzawodników do purpury, pojąwszy korzyści, jakieby mu urosły z takiej polityki, stanął na czele partyi chrześciańskiej. To mu pozyskało we wszystkich częściach państwa obojga płci zwolenników, gotowych za niego iść pod miecz i w ogień, i przyniosło niezachwianych stronników we wszystkich legionach. W stanowczej bitwie, nad mostem Milwijskim, zwycięstwo uwieńczyło jego zamiary. Śmierć Maksymina, a następnie i Licyniusza usunęła wszelkie przeszkody: Konstantyn zasiadł na tronie Cezarów jako pierwszy cesarz chrześcianin.
Posady, zyski, władza oczekiwały każdego, ktokolwiek przystępował teraz do stronnictwa zwycięskiego. Mnóstwo ludzi światowych, których nic nie obchodziły dążenia religijne, zostawało jego najżarliwszymi zwolennikami. Że zaś byli poganami w sercu, więc wpływ ich wkrótce się objawił szybkiem spogańszczeniem chrześciaństwa. Sam cesarz, nie lepszy w tem od nich, niczego nie uczynił dla przeszkodzenia temu i dopiero pod koniec niegodziwego swego życia, w r. 337, poddał się obrzędom i ceremoniom kościoła.
Ażebyśmy mogli dokładnie ocenić owo przeobrażenie chrześciaństwa, które go później powaśniło z nauką, powinniśmy poszukać, dla porównania, opisu dni kiedy było czystszem. Takowy na szczęście, znajdziemy w „Apologii czyli obronie chrześcian od oskarżeń pogan“, napisanej przez Tertulliana w Rzymie, podczas prześladowania za Sewera. Przypisał on ją nie cesarzowi, ale urzędnikom sądzącym obwinionych. Jest to głos bardzo poważny, bardzo uroczysty, wyłuszczający wszystko, cokolwiek zmierzać mogło ku wyjaśnieniu rzeczy; jest to wykład wiary i sprawy chrześcian, ogłoszony w stolicy państwa, w obliczu całego świata, jest to poważne świadectwo dziejowe, ale nie jakiś pamflet żałosny lub namiętny. Uważano zawsze to pismo, za należące do najcelniejszych w rzędzie utworów chrześciańskich wcześniejszej epoki. Pochodzi ono z r. 200 mniej więcej po Chr.
Z niepospolitą sztuką rozpoczyna Tertullian rzecz swoją. Powiada sędziom, że chrześciaństwo jest wędrowcem na ziemi i że przygotowane jest spotykać nieprzyjaciół w obcej sobie krainie. Prosi ono tylko, aby go nie potępiano bez wysłuchania i aby sędziowie rzymscy pozwolili mu się bronić. Dalej autor powiada, że prawa cesarstwa okryją się nową świetnością, gdy wyrok nad chrześciaństwem wydany zostanie po rozpatrzeniu sprawy, lecz nie bez jej wysłuchania; że niesłuszną jest rzeczą nienawidzieć coś, czego się nie zna, chociażby godnem było nienawiści; że prawa rzymskie mają na baczeniu czyny, lecz nie same tylko przezwiska, a że wbrew tej zasadzie ukarano wielu za to, że ich przezywano chrześcianami, chociaż o żadną zbrodnię nie byli pomówieni.
Przechodzi dalej do wykładu początków, istoty i wpływu chrześciaństwa, twierdząc, że się opiera ono na piśmie świętem Hebrajczyków, księdze najczcigodniejszej ze wszystkich. Powiada tak do sędziów: „Księgi Mojżesza, w których Bóg, niby w skarbnicy, zawarł całą religię żydowską, a tem samem i chrześciańską, starożytnością daleko przechodzą wasze najdawniejsze, starsze są nawet od wszystkich waszych pomników narodowych, od założenia państwa waszego i wielu innych wielkich grodów, od wszystkiego, co uważacie za pierwotne w całym przebiegu dziejów i w całej pamięci czasów, wreszcie od wynalezienia pisma, które jest tłómaczem wiedzy i strażnicą najwyborniejszych rzeczy. Myślę, że więcej jeszcze mogę powiedzieć, iż starszemi są od waszych świątyń, wyroczni i ofiar. Ten, który napisał te księgi, żył tysiąc lat przed oblężeniem Troi i przeszło półtora tysiąca przed Homerem“. Czas jest sprzymierzeńcem prawdy, a mądry człowiek wierzy w to tylko, co wytrzymało próbę czasu. Główna więc powaga pisma świętego pochodzi z szanownej starożytności jego. To też najuczeńszy z Ptolemeuszów, przezwany Filadelfem, król doskonały, za radą Demetryusza Falerejskiego, postarał się odpisu tej świętej księgi. Odpis ten znajduje się do dziś dnia w jego księgozbiorze. Boskość zaś pisma świętego tem się stwierdza, że wszystko, cokolwiek się stało za dni naszych, znajduje się w niem przepowiedziane, zawiera bowiem wszystko, co później zajść miało w oczach ludzi.
Czyż wypełnienie proroctwa nie jest świadectwem jego prawdziwości? Czyż mamy być ganieni za to, że wierzymy w nie co do przyszłych wypadków, gdy widzimy, że przeszłe udowodniły przepowiednie? Otóż ponieważ wierzymy w proroctwo rzeczy, które się już sprawdziły, tak samo wierzymy i w przepowiednie jeszcze niespełnione, albowiem to samo pismo święte przewidziało i te sprawy, które się codzień dokonywają, i te, co jeszcze stać się mają.
Księgi te nauczają nas, że jeden jest Bóg, który stworzył świat z niczego, który, choć codzień widziany jest niewidzianym; nieskończoność jego znana jest jemu tylko samemu; niezmierzoność jego skrywa go nam, lecz zarazem i objawia. Przeznaczył on dla ludzi nagrody i kary, stosownie do ich życia; wskrzesi wszystkich zmarłych, którzy istnieli od stworzenia świata, rozkaże im znowu przywdziać ciała, a potem osądzi albo na szczęśliwość bez końca, albo na wiekuiste płomienie. Ogień piekielny, to właśnie owe ukryte pożary, które ziemia zawiera w swem łonie. Dawnemi czasy Bóg zsyłał na ziemię nauczycieli czyli proroków; byli oni Żydami; Żydom też opowiadali swe proroctwa, bo niemi zaiste były, a ci zgromadzili je w piśmie świętem. Na tem piśmie, jak powiedziano wspiera się chrześciaństwo, chociaż wyznawcy jego różnią się w obrzędach od Żydów. Oskarżają nas, że ubóstwiamy człowieka, ale nie Boga żydowskiego. To nie prawda. Cześć, którą oddajemy Chrystusowi nie czyni ujmy chwale, którą składamy Bogu.
Przez zasługi dawnych patryarchów Żydzi byli jedynym ludem, ukochanym przez Boga; upodobał On sobie w bezpośredniem obcowaniu z nim i wywyższył go do wielkiej potęgi. Ale z czasem, skutkiem własnej przewrotności, lud ten nikczemnie opuścił swojego Boga, zamieniwszy zakon jego na bałwochwalstwo. Ostrzegał więc go Bóg, że przyjmie sługi wierniejsze i nareszcie ukarał za zbrodnie wygnaniem z własnej ojczyzny. Otóż teraz Żydzi rozproszeni są po całym świecie; wędrują po wszystkich jego zakątkach, nie mogąc cieszyć się jego powietrzem, którem oddychali przy urodzeniu, nie mając ani człowieka, ani Boga królem. Bóg spełnił groźby swoje. Wybrał ze wszystkich ziem i narodów świata służbę wierniejszą od nich. Przez proroków oznajmiał, że ci nowi słudzy większych łask dostąpią i że przyjdzie Mesyasz głosić wśród nich nowe prawo. Tym Mesyaszem był Jezus, który jest również Bogiem. Bóg albowiem może pochodzić od Boga, jak światło jednej świecy od drugiej. Bóg i Syn jego są jednym i tym samym Bogiem, jak światło jest tem samem światłem, od którego je wzięto.
Pismo święte zapowiada dwa przyjścia Boga Syna: pierwsze w poniżeniu, drugie w dzień sądu, w wielkości. Żydzi mogliby wiedzieć o tem wszystkiem od proroków, ale grzechy tak ich zaślepiły, że nie poznali pierwszego przyjścia jego i ciągle napróżno go oczekują. Zdawało się im, że wszystkie zdziałane przezeń cuda dokonane zostały za pomocą czarnoksięztwa. Doktorowie zakonu i starsi kapłani zazdrościli mu i wydali go w ręce Piłata. Został więc ukrzyżowany, umarł, został pogrzebiony, a po trzech dniach zmartwychwstał. Czterdzieści dni przebywał potem pomiędzy uczniami, później, otoczony obłokiem, wstąpił do nieba, co jest prawdą daleko pewniejszą, aniżeli wszystkie świadectwa ludzkie, dowodzić mające wniebowzięcia Romulusa, lub innego jakiego władcy rzymskiego, unosić się mającego do niebios.
Dalej Tertullian opisuje początek i istotę złych duchów, które, zostając pod władzą zwierzchnika swego Szatana, sprowadzają choroby, zaburzenia w powietrzu, zarazy, zniszczenie kwiecia ziemskiego, kuszą ludzi do składania ofiar na to, aby dostać krwi istot poświęconych, która im służy za pożywienie. Chyżemi są one jak ptaki, wiedzą przeto o wszystkiem, cokolwiek się dzieje na ziemi; mieszkając w powietrzu, mogą podpatrywać co się odbywa w niebie; dlatego też są w stanie oszukiwać ludzi fałszywemi proroctwami i udzielać wyroczni. I tak oznajmiły one w Rzymie, że będzie odniesione zwycięstwo nad królem Perseuszem, kiedy w istocie wiedziały już, że bitwa została wygrana. Leczą choroby podstępnie; owładnąwszy ciałem człowieka, sprowadzają nań niemoce, a potem, przepisawszy lekarstwo, przestają dręczyć, a ludzie myślą, że to było uleczenie.
Chociaż chrześcianie przeczą, aby cesarz był Bogiem, niemniej wszelako modlą się za pomyślność jego, gdyż grożący wszechświatowi koniec, t. j. spłonięcie jego, dopóty jest odroczony, dopóki trwać będzie świetność przemożnego państwa rzymskiego. Nie pragną oni być obecnymi przy zburzeniu całej przyrody. Uznają jedną tylko rzeczpospolitę, a jest nią świat cały; stanowią jedną społeczność, czczą jednego Boga i oczekują wiecznej szczęśliwości. Modlą się nie tylko za cesarza i za urzędników, ale i o pokój. Czytają pismo aby krzepić w sobie wiarę, ożywiać nadzieję i wzmacniać ufność w Bogu. Zgromadzają się aby upominać się wzajemnie; oddalają grzeszników ze swego społeczeństwa; mają biskupów za przełożonych, wybierających się głosami tych, którym przewodniczą. Pod koniec każdego miesiąca każdy chrześcianin daje do składki, jeżeli chce, lecz niema w tem żadnego przymusu; pieniądze zebrane są zasobem dobroczynności; używają się nie na jedzenie i picie, ale na karmienie ubogich, na grzebanie ich, na wspieranie dzieci bez rodziców i mienia, na zapomaganie starców, którzy spędzili najpiękniejszą część życia, na usługach wiernym, na zasilanie rozbitków ogołoconych z mienia, na skazanych do kopalń, wygnanych na wyspy lub wtrąconych do więzienia za to, że wyznawali religię prawdziwego Boga. Jednej rzeczy tylko chrześcianie nie posiadają wspólnie, mianowicie żon. Nie biesiadują, jak gdyby mieli jutro umierać, ani budują, jak gdyby nigdy umierać nie mieli. Celem ich życia jest niewinność, sprawiedliwość, cierpliwość, wstrzemięźliwość i czystość.
Do tego wzniosłego wykładu wiary i żywota chrześcian za dni swoich, Tertullian nie wahał się dodać złowieszczej przestrogi urzędnikom, do których przemawiał: złowieszczej, powiadam, gdyż wróżyła wielki wypadek, wkrótce stać się mający: „Początek nasz niedawny, a jednak pełno nas wszędzie, gdziekolwiek władzę waszą uznają: w miastach, warowniach, wyspach, prowincyach, zgromadzeniach ludowych, w dzielnicach Rzymu, w pałacu, w senacie, na urzędach, a szczególnie w wojsku. Nie tknęliśmy tylko waszych świątyń. Zastanówcie się, jakąż to walkę zdolnibyśmy wam wypowiedzieć! Z jakąż szybkością potrafilibyśmy chwycić się oręża, gdyby nas nie wstrzymywała religia nasza, która nas naucza, że lepiej być zabitym, niż zabijać“!
Przed zakończeniem obrony, Tertullian powtarza zasadę, która, wprowadzona później w życie, wpłynęła na rozwój umysłowy całej Europy. Utrzymuje on, że pismo święte jest skarbnicą, z której wyszła na świat wszelka mądrość prawdziwa; że filozofowie i poeci najwięcej jemu zawdzięczają. Usiłuje też dowieść, iż stanowi ono wzór i miarę wszelkiej prawdy, a że cokolwiek z niem się nie zgadza, koniecznie musi być fałszywem.
Z tego pięknego pisma Tertulliana widać, czem było chrześciaństwo w dobie prześladowań i walki o byt. Zobaczmyż teraz, czem się stało doszedłszy do wszechwładztwa. Wielka jest różnica pomiędzy chrześciaństwem za Sewera, a chrześciaństwem po Konstantynie: nie jedna zasada, wybitnie odznaczona w okresie późniejszym, nieznaną była w poprzednim.
Dwie przyczyny przyłożyły się do zmieszania chrześciaństwa z pogaństwem: 1. Potrzeby nowej dynastyi; 2. Polityka przyjęta przez nową religię dla własnego rozpowszechniania.
1. Chociaż stronnictwo chrześciańskie dowiodło, iż ma dość siły, aby dać pana cesarstwu, nigdy jednak nie posiadało tyle potęgi, aby zniszczyć przeciwnika swojego, czyli pogaństwo. Skutkiem walki pomiędzy niemi było zmieszanie zasad obudwu; to właśnie jest jedną z różnic chrześciaństwa od mahometaństwa, które do szczętu wytępiło przeciwnika i rozpowszechniło naukę swą bez żadnej domieszki.
Konstantyn wszystkiemi czynami swojemi okazywał, iż chce być bezstronnym władcą całego narodu, ale nie przedstawicielem tylko zwycięzkiego stronnictwa. Dlatego to budując kościoły chrześciańskie, odnawiał i pogańskie świątynie; słuchając duchowieństwa, radził się i augurów; zwołując sobór nicejski, oddawał cześć posągowi Fortuny; poddając się obrzędowi chrztu, wybijał medal, zwąc na nim siebie „Bogiem“. Posąg jego, wznoszący się na wysokiej kolumnie porfirowej w Carogrodzie, był po prostu starożytną statuą Apollina, z obliczem przerobionem na cesarskie, a głową otoczoną gwoździami, któremi jakoby ukrzyżowano Chrystusa, ułożonemi w wieniec chwały.
Czując, iż się należą pewne ustępstwa zwyciężonemu stronnictwu pogańskiemu, spoglądał Konstantyn przychylnie na bałwochwalcze objawy w własnym pałacu; wprawdzie na czele ich stali członkowie rodziny jego.
2. Niema wątpliwości, że cesarz, oddany wyłącznie sprawom światowym, nie posiadając żadnych przekonań religijnych, uważał za lepsze dla siebie samego, dla państwa i dla ścierających się stronnictw, chrześciańskiego i pogańskiego, z całej siły dopomagać zlaniu się ich i zmieszaniu. Zdaje się nawet, że szczerzy chrześcianie nie sprzeciwiali się temu; sądzili może, iż nowa nauka głębiej się zakorzeni wsiąkając w siebie myśli zaczerpnięte z dawnej, że prawda wreszcie weźmie górę i fałsz odrzuci... Odżyły niektóre wierzenia starożytnych Greków; powracały poniekąd czasy, kiedy można było w Metaponcie oglądać narzędzia, któremi zrobiono konia trojańskiego; w Cheronei berło Pelopsa, w Fazelis włócznię Achillesa, a w Nikomedyi miecz Memnona; kiedy Tegejczycy pokazywali skórę dzika kaledońskiego, a bardzo wiele miast chlubiło się posiadaniem prawdziwego palladyum trojańskiego; kiedy się znajdowały posągi Minerwy wstrząsające dzidą, rumieniące się malowidła, potniejące obrazy i mnóstwo relikwii i świętości, które cudownie uzdrawiały...[1]
Wracając do czasów Konstantyna, zauważmy, że jakkolwiek na ustępstwa wyobrażeniom staroświeckim i ludowym pozwalano i nawet zachęcano do nich, to jednak panujące stronnictwo religijne ani chwili się nie wahało popierać swych wyroków ramieniem władzy świeckiej, która zresztą chętnie szła na pomoc. Tym sposobem Konstantyn wykonał postanowienia soboru nicejskiego. W sprawie zaś Aryusza nakazał nawet, iż ktokolwiekby znalazł pisma tego odszczepieńca i nie spalił ich, to miał śmierć ponieść. Podobnież Teodozy młodszy wygnał Nestoryusza na oazę egipską.
Do stronnictwa pogańskiego należało wiele starych arystokratycznych rodzin cesarstwa; wszyscy też zwolennicy dawnych szkół filozoficznych w jego szeregach pozostali. Patrzyło ono na przeciwników swoich z pogardą. Utrzymywało, że wiedzę nabyć można jedynie pracowitem gromadzeniem dostrzeżeń i ćwiczeniem rozumu ludzkiego.
Stronnictwo chrześciańskie twierdziło, że nauka wszelka znajduje się w piśmie świętem i w tradycyach kościoła; że w zapisanem objawieniu Bóg podał nam nietylko środki poznania, ale i wszystko, co chciał, abyśmy znali; że biblia przeto zamyka w sobie cały obszar, początek i koniec wszelkiej wiadomości; że duchowieństwo, z cesarzem w odwodzie, nie ścierpiałoby niczyjego wdania się w sprawy ducha ludzkiego.
Takim to sposobem zarysowała się tak nazwana nauka duchowna i świecka; tak to stanęły naprzeciwko siebie dwa sprzeczne obozy; jeden uznający za przewodnika rozum ludzki, drugi — objawienie. Pogaństwo szukało opory w zasadach swoich filozofów, chrześciaństwo w natchnieniu swych doktorów.
Kościół tedy występował jako posiadacz i sędzia nauki, gotów w każdej chwili wezwać władzę świecką dla nakazania posłuszeństwa swoim wyrokom.
Okazało się też tutaj, że zasada zmiany kształtów dwóch ciał uderzających się o siebie działa zarówno w świecie społecznym jak i mechanicznym: chrześciaństwo przerobiło pogaństwo, a pogaństwo przekształciło chrześciaństwo.
W sporze z trynitaryanami, który wybuchł nasamprzód w Egipcie, głównym punktem rozpraw było określenie stanowiska „Syna“. Mieszkał naówczas w Aleksandryi prezbiter imieniem Aryusz, niedoszły biskup. Wychodząc z założenia, iż był czas, kiedy z samej natury synowstwa, syn nie mógł istnieć, oraz że była chwila, kiedy zaczął istnieć, utrzymywał on, iż koniecznym warunkiem synowstwa jest, że ojciec musi być starszym od syna. Oczywiście twierdzenie takie zaprzeczało współwieczności trzech osób trójcy, wprowadzając do niej wzajemną zależność i nierówność, a także przypuszczając czas, gdy trójca jeszcze nie istniała. Na to biskup, który zwyciężył Aryusza w ubieganiu się o posadę, dał poznać swe krasomówstwo w publicznych rozprawach o tem pytaniu, a gdy spór się rozpowszechnił, żydzi i poganie, stanowiący bardzo znaczną część ludności Aleksandryi, zabawiali się wystawianiem tej sprzeczki na scenie teatru, wyszydzając jednostajność wieku ojca i syna.
Z czasem jednak dysputa doszła do takiej zaciętości, że musiano sprawę przełożyć cesarzowi. Z początku spór wydał mu się zupełnie błahym, może skłaniał się on nawet do zdania Aryusza, że z samej natury rzeczy ojciec musi być starszym od syna. Ale tak nań zaczęto nalegać, że wkrótce musiał zwołać sobór do Nicei, a ten, dla przerwania sprzeczki, postanowił zasadę, dołączając do niej następną klątwę: „Święty kościół katolicki i apostolski wyklina tych, którzy twierdzą, że był czas, kiedy syn boży nie istniał, że przed urodzeniem nie był, że utworzony został z niczego, albo z innej istności lub pierwiastku, że jest stworzony i że ulega przemianom lub przekształceniom“. Konstantyn natychmiast poparł wyrok soboru ramieniem władzy świeckiej.
Niedługo potem cesarz Teodozyusz zakazał ofiar, wróżenie z wnętrzności zwierząt ogłosił za sprawę gardłową i zabronił wszystkim wchodzić do świątyń pogańskich. Naznaczył inkwizytorów wiary i nakazał każdego, ktoby się nie zgadzał na zasady religijne Damazego, biskupa rzymskiego, tudzież Piotra biskupa aleksandryjskiego, skazywać na wygnanie i pozbawienie praw obywatelskich. Ktokolwiek się odważał obchodzić wielkanoc jednego dnia z żydami, karany był śmiercią. Tymczasem zaś język grecki coraz to mniej pojmowano na zachodzie, a prawdziwa wiedza wygasała.
Na biskupstwie aleksandryjskiem zasiadał niejaki Teofil. Ponieważ chrześcianom tego miasta oddano zwaliska świątyni Ozyrysa, aby tam kościół pobudowali, zdarzyło się, iż kopiąc podwaliny nowego gmachu, wydobyto przypadkiem sprośne godła czci dawnego bóstwa; Teofil, więcej gorliwością niż skromnością powodowany, wystawił je na rynku ku pośmiewisku publicznemu. Poganie, mniej powściągliwi od chrześcian, gdy z nich drwiono na teatrze podczas rozpraw trynitaryańskich, uciekli się do gwałtu i wszczęli rozruchy. Obrali sobie Serapion za główną kwaterę. Zamieszki i przelew krwi doszły do tego stopnia, że cesarz musiał się wmieszać. Wysłał on rozkaz do Aleksandryi, polecający biskupowi Teofilowi zburzenie Serapionu. Tym sposobem wielki księgozbiór, zgromadzony przez Ptolemeuszów, uszedłszy ognia za Juliusza Cezara, rozproszony został za sprawą tego zagorzalca.
Na tronie przezeń zajmowanym zasiadł później synowiec jego ś. Cyryll, zaszczycony w mniemaniu gminy aleksandryjskiej rozgłosem zdolnego i wytwornego kaznodziei. On to tyle starań położył ku wprowadzeniu czci Maryi Panny. Ale wpływ jego na umysły płochego miasta wielce osłabiała Hipatya, córka matematyka Teona, odznaczająca się nie tylko wykładaniem Platona i Arystotelesa, lecz także objaśnianiem dzieł Apolloniusza i innych geometrów. Codzień przed akademią, gdzie przemawiała, stały szeregi powozów; do audytoryum cisnął się cały zamożniejszy i elegancki świat Aleksandryi. Przybiegano, aby się przysłuchiwać rozprawom jej nad pytaniami, które człowiek we wszystkich wiekach sobie zadawał, nadaremnie szukając odpowiedzi: „Czem jestem? Gdzie jestem? Co poznać mogę“?
Hipatya i Cyryll! Dusze tak sprzecznych dążeń razem istnieć nie mogły. Czuł to Cyryll i według tego uczucia działać zaczął. Gdy się Hipatya udawała do Akademii, napadły ją tłumy Cyrylla, złożone z mnichów. Obnażono ją i wleczono po ulicach aż do kościoła, gdzie zginęła pod kijem Piotra Czytelnika. Ciało jej porąbano na kawałki, pooddzierano ostrygowemi skorupami mięso od kości, a resztki wrzucono do ognia.
Taki był koniec filozofii greckiej w Aleksandryi; tak przedwcześnie zagasło światło, które Ptolemeuszowie starannie żywili. „Biblioteka Córka“, czyli księgozbiór Serapionu, poszła w rozproszenie. Los Hipatyi służył za przestrogę każdemu, ktoby chciał uprawiać umiejętność świecką.. Odtąd nie było już wolności dla myśli ludzkiej. Każdy człowiek tak miał myśleć, jak nakazała zwierzchność kościelna w roku 414. Wkrótce też wybić miała ostatnia godzina dla filozofii nawet w Atenach: Justynian zabronił nauczania jej i kazał zamknąć wszystkie szkoły, w których ją tam wykładano.
Podczas gdy te wypadki zachodziły we wschodnich dzielnicach państwa rzymskiego, duch, który je natchnął, rozwijał się na zachodzie. Pewien mnich brytański, który się przezwał Palagiuszem, przebiegał zachodnią Europę i północną Afrykę nauczając, że śmierć powstała na świecie nie przez grzech Adama; że śmiertelnym on był z natury rzeczy i chociażby nie zgrzeszył, toby i tak umarł; że skutki jego grzechów na nim się skończyły i nie mogą dotykać potomności. Ze zdań tych Pelagiusz wyprowadzał ważne wnioski teologiczne.
W Rzymie przyjęto go łaskawie; ale w Kartaginie, za namową ś. Augustyna, oskarżono go. Synod, zgromadzony w Dyospolis, oczyścił go od zarzutu kacerstwa; lecz gdy sprawę przeniesiono do biskupa rzymskiego, Innocentego I, Pelagiusz został potępiony. Zdarzyło się, że wkrótce umarł Innocenty; następca jego, Zosin, skasował wyrok poprzednika, oświadczając, że twierdzenia Pelagiusza są prawowiernemi. Przeciwnicy nieomylności papieskiej, często się powołują na sprzeczność tych wyroków. Sprawa pozostawała w stanie zawikłanym, gdy przebiegłym biskupom afrykańskim, przez wpływ komesa Waleryusza, udało się wyrobić u cesarza edykt, ogłaszający Pelagiusza odszczepieńcem, skazującym jego i wspólników na wygnanie oraz konfiskatę. Oczywiście tedy twierdzenie, że śmierć była na świecie przed upadkiem Adama, uważano za zbrodnię stanu.
Bardzo pouczającem jest przypatrzenie się zasadom, na których dziwny ten wyrok oparto. Ponieważ kwestya była czysto filozoficzna, możnaby więc mniemać, iż powinnaby się roztrząsać drogą naturalną; lecz przeciwnie, powoływano się jedynie na względy teologiczne. Uważny czytelnik przypomni sobie, że w Tertulliana wykładzie zasad chrześciaństwa wcale mowy niema ani o grzechu pierworodnym, ani o zupełnem zepsuciu, o przeznaczeniu, łasce i zadośćuczynieniu. Cele chrześciaństwa, przezeń opisane, nic nie mają wspólnego z teoryą odkupienia, rozwiniętą we dwa wieki potem. Wyjaśnienie i ustalenie tego ważnego pytania zawdzięczamy właśnie ś. Augustynowi, Kartagińczykowi.
Przy rozstrzygnięciu sporu, czy śmierć istniała na ziemi przed upadkiem Adama, czy też była karą za grzechy świata, dochodzono przedewszystkiem, czy pogląd Pelagiusza zgadza się lub nie, nie z przyrodzeniem, ale z teologicznemi widokami ś. Augustyna. Odpowiedź łatwo było przewidzieć... Dzisiaj jest już rzeczą pewną, że przed ukazaniem się istoty ludzkiej na ziemi, poumierały miliony jestestw przeróżnych, poginęły tysiące gatunków a nawet rodzajów, tak iż te, które dziś istnieją, stanowią drobny ułamek ogromnego mnóstwa zaginionych.
Zakończenie sporu Pelagiańskiego wydało skutek wielkiej doniosłości: Księga Rodzaju stała się podwaliną chrześciaństwa. Jeżeli ze stanowiska teologicznego opowiadaniu biblii o grzechu w ogrodzie edeńskim, o wykroczeniu i karze Adama tak wielką wagę nadano, to i we względzie filozoficznym stary testament został pierwszorzędną powagą w teoryi ojców kościoła, czyli tak zwanej patrystycznej. Astronomia, geologia, chronologia, geografia, antropologia i wogóle wszystkie gałęzie wiedzy ludzkiej musiały się do niej stosować.
Ponieważ zapatrywanie się ś. Augustyna przyczyniło się do wyrobienia sprzeczności pomiędzy teologią a umiejętnościami, nie od rzeczy tu będzie roztrząsnąć pokrótce te poglądy owego wielkiego męża, które się odznaczają bardziej filozoficznym polotem. W tym celu najstosowniej będzie przytoczyć niektóre ustępy z badań jego nad pierwszym rozdziałem Księgi Rodzaju, zawartych w księdze jedenastej, dwunastej i trzynastej jego „Wyznań“.
Pismo to składa się z rozpraw filozoficznych, przeplatanych różnemi deklamacyami. Autor prosi Boga, aby mu dał zrozumieć Pismo Święte i otworzył mu znaczenie jego; oświadcza, iż nic w niem niema zbytecznego, tylko że słowa mają wielorakie znaczenie.
Sama postać świata stworzonego dowodzi istnienia twórcy; lecz wnet się rodzi pytanie: „Jak i kiedy stworzył on niebo i ziemię? Nie mogły być one uczynione na świecie; świat nie mógł być stworzony we świecie; nie mógł też powstać wtedy, gdy nic nie istniało z czegoby mógł być urobionym“. Odpowiedź na te zasadnicze pytania ś. Augustyn znajduje w słowach: „Tyś rzekł i stało się“.
Lecz trudności nie kończą się na tem. Św. Augustyn dodaje zaraz uwagę, że zgłoski wyrzeczone przez Boga, wychodziły jedna po drugiej i że musiało być już coś stworzonego dla wyrażenia słów. To coś stworzonego przeto musiało istnieć przed niebem i ziemią, a jednak nie mogło być nic cielesnego przed niebem i ziemią. Musiało to być jednak coś stworzonego, bo słowa przebrzmiały i skończyły się; wiemy zaś, że „Słowo Pana przetrwa wieki“.
Dalej ś. Augustyn tłómaczy, bardzo zresztą mistycznie, co znaczą wstępne wyrazy pierwszej księgi: „Na początku“. Opiera się on na innym ustępie biblii: „Jakże dziwne są twe dzieła, o Panie! W mądrości wszystkieś je uczynił“. Ta „mądrość“ jest „początkiem“, a na tym początku Pan stworzył niebo i ziemię.
„Niektórzy“, dodaje „spytać mogą: co czynił Bóg przed stworzeniem nieba i ziemi? Gdyż jeżeli w danej chwili rozpoczął działanie, to takowe przypuszcza czas, ale nie wieczność? W wieczności nic się nie staje, wszystko jest teraźniejszością“. Odpowiadając na to pytanie, nie może się powstrzymać od wycieczki krasomówczej, za którą go tak sławiono: „Nie odpowiem na tę kwestyę przypomnieniem, że gotuje On piekło dla chcących przenikać Jego tajemnice. Utrzymuję, że Bóg, przed stworzeniem nieba nic nie robił, bo nic nie mogło być stworzonego przed stworzeniem czegośkolwiek. Sam czas jest stworzonym, nie mógł przeto istnieć przed stworzeniem.
„Czemże jest tedy czas?“ Przeszły nie istnieje, przyszły nie istnieje także, a teraźniejszy czemże jest innem, chyba czemś pozbawionem trwania, znajdującem się między dwoma niebytami? Niema tego, co nazywamy „długi czas“, albo „krótki czas“, bo tak zwana przeszłość i przyszłość nie istnieją, chyba tylko w duszy“.
Styl, którym ś. Augustyn wyraża swe myśli, wygląda, jak urywana rozmowa z Bogiem. Aby czytelnik mieć mógł o nim pojęcie, pozwalam sobie przytoczyć tu parę ustępów, wybranych na chybił trafił. Następny wyjmuję z dwunastej księgi:
„To więc rozumiem, o Boże mój, gdy słyszę słowa Pisma: Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię; a ziemia była nieukształcona i próżna a ciemność była nad przepaścią, — bez wskazania kiedy je stworzyłeś; to też rozumiem, że ponieważ owe niebiosa niebios są tem niebem duchowem, którego umysły znają wszystko od razu, nie częściowo, nie mętnie, nie przez szkło niby, lecz całkowicie, oczywiście, oko w oko; nie tak, że jedną rzecz teraz, a drugą zaraz potem; ale (jak rzekłem) znają wszystko od razu, bez żadnego następstwa czasu; ponieważ ziemia jest tu ziemią niewidzialną i bezkształtną, bez wszelkiego następstwa czasu, które to następstwo przedstawia „jedną rzecz teraz, a drugą zaraz potem“: ponieważ, gdzie niema kształtów, tam niema żadnej różnicy; z tych tedy dwóch przyczyn: pierwotnej kształtowności i pierwotnej bezkształtowności, naprzód niebios, ale niebios nad niebiosami, a powtóre ziemi, ale ziemi ruchomej i bezpostaciowej; z tych dwojakich powodów rozumiem, dla czego Pismo Twe mówi nie wymieniając dnia: Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię. Zaraz bowiem dalej dodano, o jakiej to ziemi mowa; a także ponieważ o rozpostarciu czyli firmamencie powiedziano, że stworzony został dnia wtórego i nazwany niebem, jasną jest rzeczą, o jakiem niebie przedtem była mowa, bez wymienienia czasu.
„O cudowna głębokości słów Twoich! Powierzchnia ich tuż przed naszemi oczyma, wabiąc maluczkich, a jednak cudownie są one głębokie, o Boże mój, cudownie głębokie! Straszno spojrzeć w te głębie: przestrach czci, dreszcze miłości. Nieprzyjaciół tych słów nienawidzę straszliwie; a racz ich porazić Twym mieczem obosiecznym, aby raz przestali być ich wrogami: pragnę, aby zginęli w sobie, iżby w Tobie żyć mogli“.
Jako próbkę metody hermeneutycznej, za pomocą której ś. Augustyn rozjaśnia tajemnicze ustępy Biblii, przytaczam ustęp z trzynastej księgi „Wyznań“; autor usiłuje w nim okazać, że nauka o Trójcy zawiera się w Mojżeszowej powieści o stworzeniu świata:
„Otóż Trójca ukazuje się mu w mętnem zwierciedle; Tyś nią, Boże mój, bo to Ty, Ojcze, któryś początkiem naszej mądrości, a ta mądrość jest Twoją, z ciebie zrodzoną, Tobie równą i współwieczną, to jest w Synu Twoim, stworzyłeś niebo i ziemię. Wieleśmy teraz mówili o niebie niebios, o ziemi niewidzialnej i bezkształtnej i o mrocznej głębi, co do zmiennej niestałości jej duchowej brzydoty, póki się nie nawróciła ku temu, od którego dostała stopień swego żywota, pod którego światłem stała się ślicznem życiem, niebem tych niebios, które później utwierdzono pomiędzy wodami a wodami. Więc pod imieniem Boga rozumiem teraz Ojca, który te rzeczy uczynił; pod słowem początku, pojmuję Syna, w którym te rzeczy uczynił; a wierząc w Boga mego jako w Trójcę, szukałem dalej w świętych jego słowach, aż oto: Duch Twój unosił się nad wodami. Otóż i Trójca, Boże mój! Ojciec i Syn i Duch Święty, Twórca całego stworzenia“.
Aby dać czytelnikowi dokładne wyobrażenie o naturze pism filozoficznych ś. Augustyna, w dwóch wyżej przytoczonych wyjątkach trzymałem się tłómaczenia nie własnego, lecz wielebnego dra Puseya, w tomie I-m Biblioteki Ojców ś. Kościoła katolickiego (Library of Fathres of the Holy Catholic Church), wydanej w Oxfordzie r. 1840.
Zważywszy wysokie poszanowanie, którem świat religijny otaczał pisma ś. Augustyna przez piętnaście blisko wieków, należy mówić o nich ze wszelką względnością. W istocie niema potrzeby czynić inaczej: ustępy tu przywiedzione same siebie malują... Autor ich bardzo mało cenił naukę świecką, a i później nie brakło naśladowców tego przykładu: wkrótce dzieła wielkiego myśliciela greckiego z pewną pogardą nazywać poczęto światowemi, a szczytne, wiekopomne odkrycia szkoły aleksandryjskiej przysłonięto mgłą nieuctwa, mistycyzmu i niezrozumiałego szwargotu, z której zbyt często błyskały niszczące pioruny mściwości kościelnej.



Objawienie nauki nie przypuszcza żadnych ulepszeń i zmian, żadnego postępu; zniechęca do wszelkich nowych odkryć, jako zbytecznych, a nawet zuchwałych, bo bezprawnie wdzierających się w sprawy, które zamiarem Boga było utaić.
Czemże więc była owa święta objawiona nauka, głoszona przez ojców kościoła za zbiór wszelkiej wiedzy.
Upodobniała ona wszystkie zjawiska, zmysłowe i duchowe, do czynów ludzkich. W Bogu Wszechmocnym, Przedwiecznym widziała tylko olbrzymiego człowieka.
O ziemi utrzymywała, że jest płaszczyzną, nad którą niebo rozpostarło się nakształt sklepienia, albo, jak się wyraża ś. Augustyn, nakształt rozciągniętej skóry. Po niem słońce, księżyc i gwiazdy się posuwają, aby człowiekowi świecić we dnie i w nocy. Ziemia urobioną została z substancyi stworzonej przez Boga z niczego, w ciągu sześciu dni, ze wszystkimi rodzajami zwierząt i roślin ją zamieszkującemi. Po nad rozpostarciem czyli firmamentem znajduje się niebo; a w ciemnej, ognistej otchłani pod ziemią jest piekło. Ziemia jest środkowem i najważniejszem ciałem wszechświata; wszystko inne dla niej i na jej posługi jest przeznaczonem.
Człowiek stworzony został z mułu ziemi. Z początku był samotny, lecz później przybyła kobieta z żebra jego. Ludzie są najwyższem i najprzedniejszem dziełem boskiem; umieszczeni zostali w raju, nad brzegiem Eufratu; byli bardzo mądrzy i czyści; ale gdy zakosztowali owocu zakazanego, czem przestąpili dany sobie zakaz, skazani na pracę i śmierć zostali.
Potomstwo pierwszych ludzi, nie ustraszone tą karą, odznaczyło się taką niegodziwością, że należało koniecznie je wytępić. Potop więc zalał oblicze ziemi, aż ku szczytom gór się wznosząc. Po dopięciu tego celu, wiatr osuszył wody.
Noe z trzema synami i ich żonami uratował się w arce od zguby. Z synów jego, Sem pozostał w Azyi i zaludnił ją na nowo, Cham zaludnił Afrykę, Jafet Europę. Ponieważ Ojcom kościoła niewiadomem było istnienie Ameryki, nie było więc mowy o jej praojcu.
Posłuchajmy teraz, co niektórzy pisarze, za powagi uważani, przytaczają na dowód twierdzeń powyższych. Laktancyusz naprzykład, mówiąc o kacerskiem mniemaniu, że ziemia jest kulista, powiada: „Czy ludzie mogą być tak niedorzecznymi, aby wierzyć, że zboża i drzewa wiszą na drugiej stronie ziemi i ludzie chodzą do góry nogami? Gdy się zapytamy ich, jak dowiodą tak potwornych rzeczy, jakim sposobem wszystkie istoty nie odpadają od ziemi, to odpowiadają, że z natury rzeczy ciężkie ciała dążą ku środkowi, jak sprychy u koła, a lekkie przedmioty, jak obłoki, dym, ogień dążą wszędzie od środka ku niebu. W prawdziwym jestem kłopocie, jak nazwać takich, co raz w błąd popadłszy, uparcie omamienia się trzymają, broniąc jednej niedorzeczności drugą“. Co do antypodów, ś. Augustyn utrzymuje, że „niepodobna, aby zamieszkiwali drugą stronę ziemi, bo żadnego takiego plemienia Pismo nie wspomina pomiędzy potomkami Adama“. Zdaje się jednak, iż za najbardziej niezbity argument przeciw kulistości ziemi uchodził ten, że „w dniu sądu ludzie z drugiej strony kuli ziemskiej nie mogliby widzieć Pana zstępującego w powietrzu“.
Nie mam potrzeby tu się rozwodzić nad tem, jak sobie wyobrażano powstanie śmierci na świecie, ciągłe wtrącanie się potęg nadziemskich w sprawy ludzkie, powołanie aniołów i dyabłów, przyszły pożar ziemi, wieżę babilońską, pomieszanie języków, rozproszenie się ludzi, znaczenie takich zjawisk przyrodzonych, jak zaćmienia, tęcze i t. d. O Bogu zaś pojęcia były bardzo cielesne i pozbawione szczytności.
Pozwolę sobie jednak przywieść z Kozmasa Indykopleustesa rys wyobrażeń, panujących w szóstem stuleciu. Napisał on dzieło p. t. „Topografia chrześciańska“, którego głównem dążeniem było zbicie heretyckiego mniemania o kulistości ziemi, oraz pogańskiego twierdzenia o istnieniu sfery umiarkowanej ku południowi od gorącej. Utrzymuje on, że według zasad geografii prawowiernej, ziemia jest czworoboczną równiną, rozciągającą się czterysta dni drogi ze wschodu na zachód, a połowę tego z północy na południe; że opasana jest górami, na których opiera się niebo; że łańcuch północny, wyższy od innych, pochłania promienie słoneczne i przez to noc sprowadza; że wreszcie płaszczyzna ziemska nie jest dokładnie poziomą, lecz pochyłą ku południowi: dla tego to Eufrates, Tygrys i inne rzeki, płynące na południe, są bystremi, a Nil, zdążając pod górę, toczy się oczywiście nader leniwie.
Czcigodny Beda, piszący w siódmym wieku, że „stworzenie świata odbyło się w sześć dni i że ziemia jest środkowym i najważniejszym przedmiotem wszechświata. Niebo jest ognistej i subtelnej natury, okrągłe i wszędzie równo odległe, niby baldachim utwierdzony po środku ziemi. Obraca się ono codzień z niesłychaną szybkością, miarkowaną jedynie oporem siedmiu planet, z których trzy leżą powyżej słońca: Saturn, Jowisz i Mars, dalej samo słońce, a trzy poniżej jego: Wenera, Merkury i Księżyc. Gwiazdy krążą stałymi obrotami; północna obiega najmniejsze koło. Najwyższa część nieba stanowi oddzielny obszar: mieści w sobie cnoty anielskie, które schodzą na ziemię, przyoblekają eteryczne ciała, spełniają powinności ludzkie i powracają. Wody lodowate ostudzają niebiosa, bo inaczej zapłonęłyby ogniem. Niższe niebo nazywa się firmamentem i oddziela górne wody od dolnych. Górne wody leżą niżej od nieba duchownego, ale wyżej od wszelkich istot cielesnych i są przeznaczone, jak chcą niektórzy, na drugi potop, albo raczej, jak inni utrzymują, na pomiarkowanie ognia gwiazd stałych“.
Dla takich to niedorzecznych bredni, zrodzonych z ciemnoty i zarozumiałości, wyrzeczono się wielkich myślicieli Grecyi! Nie było więc przedwczesnem wystąpienie wielkich krytyków z czasów reformacyi, którzy, porównawszy dzieła tych pisarzy z greckimi, wyznaczyli im miejsce właściwe.
Najdziwaczniejszą stroną tych zuchwałych poglądów jest ich logika i natura dowodów, opierające się na cudowności. Przypuszczano, że fakt można było dowieść, przytaczając opowiadanie o czemś innem, równie zdumiewającem. Pewien pisarz arabski, dotykając tej rzeczy, tak się wyraża: „Gdyby czarodziej jaki powiedział mnie: trzy więcej jest od dziesięciu, a na dowód tego przemienię tę laskę w węża, tobym się zdumiał na takie kuglarstwo, ale z pewnością nie zgodziłbym się z jego twierdzeniem“. Jednakże w ciągu tysiąca przeszło lat taka była logika powszechna i w całej Europie równie niedorzeczne twierdzenia przyjmowano z równie śmiesznymi dowodami.
Stronnictwo, które wzięło górę w cesarstwie, nie było w stanie zdobyć się na dzieła, mogące sprostać pismom wielkich myślicieli pogańskich; nie chcąc przeto zająć niższego stanowiska, musiało koniecznie zniechęcać ogół do nauki świeckiej, a nawet uciekać się do jej prześladowania. Z tej to konieczności politycznej wynikł ucisk Platonistów za Walentyniana: oskarżano ich o czary i wielu na śmierć wydano. Zawód filozofa stał się niebezpiecznym: uważano go za przestępstwo polityczne. Miejsce filozofii zajął pociąg do cudowności, do zabobonów. Egipt wielkich ludzi swoich, którzy unieśmiertelnili Szkołę Aleksandryjską, zamienił na niezliczone tłumy pustelników, mnichów mniszek i pustelniczek.








  1. W dalszym ciągu, na czterech blisko stronicach, autor wylicza wierzenia i obrzędy, które zdaje mu się, że chrześcianie przejęli od Rzymian. (Przyp. tłómacza).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: John William Draper i tłumacza: Jan Aleksander Karłowicz.