Faust (Goethe, tłum. Zegadłowicz)/Część druga/Przed pałacem Menelausa

<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Faust
Wydawca Franciszek Foltin
Data wyd. 1926
Druk Franciszek Foltin
Miejsce wyd. Wadowice
Tłumacz Emil Zegadłowicz
Tytuł orygin. Faust
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 1
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT TRZECI
PRZED PAŁACEM
MENELAUSA
W SPARCIE

HELENA  /  PANTALIS  /  FORKJADA-MEFISTOFELES  /
CHÓR NIEWOLNIC TROJAŃSKICH

HELENA
(w orszaku chóru)

Powracam do ojczyzny lżona, podziwiana —
— nazbyt długą podróżą znużona; — pijana
kołysaniem fal morskich; — z frygijskich wybrzeży
na grzywach wodnej toni statek lotny bieży
siłą wiatru, opieką Posejdona gnany —
aż tu po te rodzinne, dobrze znane ściany.
Król Menelaus powrotem moim się raduje
i w gronie bohaterów walecznych ucztuje.
Przywitaj mnie miłośnie ukochany dworze,
oto córa Tyndara wstąpiła w przedproże
domu, który jej ojciec wracając z podróży
wybudował wspaniale wśród cienistych wzgórzy.
Otom-ci z Klitemnestrą, Polluksem, Kastorem
w dzieciństwie na majdanie igrała przed dworem,
który dla zacnych gości na ściężaj otwarty
był duszą i ozdobą dworzyszcz całej Sparty.
Witajcie mi przyjaźnie wy spiżowe wrota;
patrzę na was, a w sercu wzbiera mi tęsknota,
za tym czasem odległym, gdy z grona cnych dziewic
tędy wiódł mnie w łożnicę Menelaus królewic.

Otwórzcież mi się znowu! Stoję u podwoi
wierna mężowi służka, jak żonie przystoi.
Przepuście mnie! Niech ze mną szczęście wejdzie samo,
przeszłość jak sen złowrogi zostanie za bramą.
Odkąd w święto Cytery opuściłam progi,
odkąd mnie porwał zbójca podstępny i srogi,
aż po czasy niedawne — ileż się podziało!
Ileż dni niepojętych i przygód przewiało,
z których ludzie skwapliwie wyłuskując błędy,
z rąk do rąk przerzucają obmierzłe legendy;
dla nich to jest zabawą, ba! plotką niewieścią —
górze tym, którzy legend są nieszczęsną treścią.

CHÓR

Nie przeklinaj-że doli swej niesłychanej,
bezmiar szczęsnego losu tobie jest dany!
Sławy i piękna w świecie największa cena
nosi wszak twoje imię — zwie się: Helena.
Bohater czynem wdałym, sławą się puszy —
twoja piękność go zmoże, zmiażdży i skruszy.

HELENA

Więc z mężem-ci przybyłam, z rycerskim narodem,
przez Menelausa właśnie wysłana tu przodem.
Lecz jaki zamysł w głębi myśli swoich chowa?
wracam jako małżonka? czy jako królowa?
czyli jako ofiara za cierpienia księcia,
za niefortunne greckich ludów przedsięwzięcia?
Jako łup wracam? — nie wiem! — czy jako niewolna?
O! droga losów moich i sławy mozolna!
Bogowie kierowali życiem mem opacznie —
i oto stojąc tutaj — tak w sercu rozpacznie
łkam w niepewności wielkiej; — podczas całej drogi
rzadko spojrzał, a nie rzekł nic, małżonek srogi!
Jednem słowem łagodnem nie zwrócił się do mnie,
w milczeniu podstępliwem zacięty niezłomnie.

Gdy skrzydlate okręty zhamowały biegi
i dziobami twardemi wspięły się na brzegi,
witając tak ojczyznę sobą i swem cieniem,
wyrzekł te słowa jakby za bogów natchnieniem:
oto tutaj staniemy; zwołam rycerzyków
i uczynię na brzegu walny przegląd szyków;
a ty jedź dalej; przywdziej strój podróżny, lekki,
kieruj się dolinami uprawnemi rzeki —
aż rumak twój kwieciste łąk kobierce minie
i podjedzie ku sławnej ojczystej dolinie,
którą Lacedemończyk poprzez wieki liczne
lemieszem zmienił w łany żytnie i pszeniczne.
A tam już stoi dwór nasz; zlustrujesz służebne
jejmość — oraz poczynisz porządki potrzebne
na nasz przyjazd; więc, mówię, uczyńże to skoro;
służby doma pod on czas ostawiłem sporo
pod wodzą starej, mądrej, oddanej szafarki;
każesz sobie pokazać kolje, wazy, czarki
i całe złote mienie, co w skarbczyku leży,
rozstawione po półkach, skrzyniach, jak należy —
jak je ojciec twój zebrał — pomnożone mnogo
zasobkiem czasu miru — i tym, który wrogom
odebrałem — zwycięzca! — Służba wierna, chętna,
na powrót z wojny pana i pani pamiętna,
pieczołowicie dbała — od szatnych do prządek
o rolę, stajnie, skarbczyk i domu porządek.

CHÓR

Rozraduj serce swoje skarbów mnogością!
Spojrzy na ciebie złoto z dumną hardością,
spojrzą na cię iskrzące kolje, korony —
— twe źrenice, czy wzrok ich — któż jest zdumiony?
Któż zwycięży? Perły i złota zbroja,
kamienie drogie, puhary — czy piękność twoja?

HELENA

A tedy z ust władyki dalszy rozkaz padnie:

gdy już dom i obejście zlustrujesz dokładnie,
wejdź w sprzętów liturgicznych świątynne alkierze,
wybierz trójnóg, naczynia potrzebne ofierze
uroczystej, więc kotlik z przypłaskim obrębem;
najczystszą wodę z źródeł szemrzących pod dębem
świętym każ nalać w dzbany; niechże służba żywo
przyładzi smolne szczapy i suche łuczywo;
nóż ofiarny każ zostrzyć i wszystko po za tem
co uznasz za potrzebne; jejmość znasz się na tem.
Tak oto rzekł Menelaus. Nie wymienił wcale,
jakie zwierzę zarzezać chce ku bogów chwale;
to dziwne! — Cóż poradzi serce me kobiece,
ostawiam wszystko bogom, ich mądrej opiece;
oni zamysł swój pełnią w odpowiednim czasie,
bez względu, czy to ludziom dobrem, czy złem zda się.
Śmiertelni los znieść muszą; zdarza się, iż mierzy
ofiarny topór w zwierzę, co we więzach leży,
aż oto obraz bóstwa błyśnie przed oczyma
i podniesiony topór w powietrzu zatrzyma.

CHÓR

Co stać się musi, tego nie zmienisz,
zyskasz, jeśli się męstwem spłomienisz.
Naprzód! Jak bogi chcą, tak się stanie!
Dobry i zły los nas niespodzianie
nawiedza zawsze; — otośmy w Troji
u strasznych śmierci stali podwoji,
a już po wszystkiem, jakoby po śnie —
tutaj stoimy z tobą radośnie.
Słońce nas grzeje promieńmi swemi,
o najpiękniejsza pani na ziemi!

HELENA

Niechaj się losy pełnią! Mnie trudno coś orzec;
spełniam rozkaz — wstępuję na królewski dworzec,
w uciechach zapomniany, w latach zagubiony,

a oto żywy sercu w chwili wytęsknionej.
Już mnie znużone stopy po schodach nie niosą,
jak w młodości, gdy po nich uganiałam boso.

(wchodzi, w sień dworu)
CHÓR

Porzućcie siostry smutki i troski,
pomóżcie pani, swej pani boskiej
szczęścia udźwignąć brzemię! — Powraca!
Jakże w wspomnieniach czas się ukraca!
wczoraj stąd wyszła, dziś w ojców progi
kieruje kroki z dalekiej drogi.

Chwała! cześć bogom, którzy z manowca,
w ojczyznę wiodą szczęśnie wędrowca!
Wolny w poczuciu radosnych skrzydeł
mija pustynie strzyg i straszydeł;
niewolnik w pleśni więziennej kona,
próżno ku słońcu pręży ramiona.

Bóg ją, daleką, w dobroci swojej
wyrwał z pożogi płonącej Troji
i w dworzec stary, dziś w szacie nowej,
Helenę przywiódł w jej dom ojcowy!
Po czasach uciech i przeciwności
w zielonych latach sercem zagości.

PANTALIS
(chórowi przewodząca)

Zaprzestańcie już śpiewów, radosny wstrzymajcie krok,
oto tam ku wierzejom skierujcie zlękniony wzrok!
Siostry! Siostry, popatrzcie! Królowa wraca bez tchu!
w sieniach podzwania jej krok! Królowa wraca tu!
O! Dlaczego, królowo? — Dopieroś weszła na próg,
czyliż cię nie przywitał radosny okrzyk twych sług?
Jakaż groza cię zmogła? W łuk ściągasz królewską brew,
walka w twem sercu płonie, lecz lica rumieni gniew.

HELENA
(wraca wzburzona)
(drzwi ostawia otwarte)

Drżeć w trwodze córze Dzeusa wcale nie przystoi,
nie z błahej też przyczyny staję u podwoi;
przerażenie wylęgłe z łona nocy czarnej,
ten bezmiar chmur w pioruny i grozę ciężarny,
stuoki, sturamienny — gdy się w serce wpiera
zatrzęsie najmężniejszą piersią bohatera,
I oto mi przed oczy zjawa nagła, bliska
rzuciła się purpurą w świetlicy z ogniska —
— broni mi wejścia, progi wytęsknione kala —
przeto jako wzgardzony gość, tu staję — zdala!
Światła! — To nie są, wierzcie, zwidzenia niewieście;
nie ścigajcie mnie moce, czemkolwiek jesteście!
Jakąż ofiarą z domu straszydło wyświęcę?
wszak dom winien być czysty jak sny niemowlęce.

PANTALIS

Przed służkami wiernemi, wypowiedz, o Pani —
— one cię czczą, kochają! — Co serce twe rani?

HELENA

Com widziała? — To ujrzeć trza na własne oczy,
jeśli wpierw noc straszydła nie schłonie w pomroczy.
Ach! na samo wspomnienie strach przechodzi mrowiem,
pytacie, chcecie wiedzieć? — Słuchajcie, opowiem:
pamiętna obowiązku, szłam radośnie w sienie;
wraz struchlałam, tak głuche stało w nich milczenie;
krok mój podzwaniał tępo w płyt kamiennej głuszy;
pusto; nigdzie nikogo; ani żywej duszy,
ni służebnych, co zwykle w szczebiotnej radości
wybiegały przywitać podróżnych lub gości.
Idę dalej, w świetlicę krok kieruję śmiele —
i tam to, przy ognisku gasnącem w popiele,
ujrzałam wiedźmę starą zakutaną w chusty,

przykucniętą w naśnieniu, melankolji pustej.
Zdziwiona, że bez ruchu siedzi ta nędzarka,
mówię: wstań! Pewno, myślę, to owa szafarka,
o której mąż mi prawił; — lecz ona bez ruchu
trwa, rozkazaniom moim nie dając posłuchu.
Po chwili, władnym ruchem wzniesionej prawicy,
wypędza mnie niejako z domu i świetlicy.
Odwracam się i w gniewie zmierzam, gdzie wspaniałe
małżeńskie łoże piętrzy swe posłanie białe —
tam bowiem do sypialni skarbczyk nasz przytyka;
wtedy widmo, ta zmora wychudła jak tyka,
zrywa się z pawimentu, zabiega mi drogę,
ślepiem razi mnie krwawem! — iść dalej nie mogę,
chwieję się, blednę znagła, to znów znagła płonę,
a oczy me i duch mój zmącone, spłoszone.
Lecz nacóż puste słowa! Możeż słowo sprostać
wyobraźni i w dźwięku zakląć straszną postać?
Spójrzcie! Oto ta idzie! — Światła się nie boi!
Lecz wystraszy ją pobrzęk pana mego zbroi.
Tutaj, w świetle my górą! Feba władza święta,
brzydotę strąci w otchłań, zabije lub spęta.

(w odrzwiach, na progu staje Forkjada)
CHÓR

Doznałam wiele, choć głowę słoni
dziewczyński warkocz wokoło skroni!
Patrzałam w oczy otwarte zgonu,
w zwaliska trupów, w rozpacz IIjonu.

Przez zachmurzone walki skowyty,
przez wrzawę boju — niesamowity
krzyk ów słyszałam od niebios progów,
jak grom walący, krzyk wiecznych bogów —
tak się zaplotły słowa echowe
w pogłosy waśni głuche, spiżowe —
wzdłuż murów.


Ach! Stały jeszcze kamieńce Troji,
ale w płomieniach, wśród iskier roi;
szły tak od domu ognie do domu
pośród przerażeń krwawych pogromu,
jak błyskawica, jak grom, jak burza,
co się z północy nagle wynurza.

Wtedy ujrzałam przez zgliszcza, dymy,
wyrosłe z ognia straszne olbrzymy.
Pośród skier burzy i krwi zalewu
kroczyli groźni bogowie gniewu —
i szły te widma przerażające
przez ciemnych ulic mroki płonące.

Byłyż to zjawy, trwogi, majaki,
czy przeznaczenia widome znaki?
Nie wiem, nic nie wiem! — Lecz oto kroczy
widmo okropne w widzące oczy;
stoi przed nami z mroków udręką —
blisko, że mogę dotknąć je ręką!
Stoi przed nami w słońca powodzi,
a strach nam drogę ku niemu grodzi.

Zdasz mi się jedną z córek Forkisa,
twarz twa okropna, szata obwisa
na chudem ciele; toś ty wywłoko,
co ząb masz jeden i jedno oko?!
Tyś tu przybyła z nocnych rozstai
siostro sióstr strasznych, okropnych Grai?

Ty-że strasząca okiem kamiennem
stajesz przed pięknem na świetle dziennem?
Chodź! — Twa brzydota dnia nie zohydzi,
słońce brzydoty nie zna, nie widzi;
ono co świętość dnia wypromienia
nie widzi nigdy swojego cienia.

Lecz nas śmiertelnych los patrzeć zmusza;
bolą źrenice; wzdryga się dusza;

bolą nas oczy piękna łaknące
z patrzenia w zjawy przerażające.

Oto nam gniewem serce już pała;
usłysz przekleństwa! Usłysz, zuchwała!
Ty jesteś złością, tyś jest nieszczęście,
dosięgną ciebie słów naszych pięście;
przeklęta! Odejdź z domu i z progów
ludzi stworzonych na obraz bogów.

FORKJADA

Stara, dobra przypowieść, o której snać wiecie:
by wstyd był przy piękności, tego niema w świecie.
Idą drogą doczesną przez ciąg wieków wiela,
nienawiść je nurtuje, nieprzyjaźń rozdziela;
gdziekolwiek się spotkają, na jakąby drogę
weszli — jedno drugiemu już podstawia nogę,
a potem każde pędem w swoją zmierza stronę:
wstydliwość zasromana, piękno niezmożone;
obie wkońcu noc wchłonie pusta, niepojęta,
o ile je wpierw starość zgarbiona nie spęta.

Bezczelne swawolnice, zgubione w zabawie,
przybłędy rozgdakane, niczem te żórawie
co zwartym kluczem lecą w żałosnym klangorze
jak chmura po znaczonym, przyrodzonym torze;
krzykiem, wrzaskiem cichego wędrowca zmuszają
do spojrzenia ku onym żórawim wyrajom —
cóż? — wędrowiec ostaje, one mkną w żałobie;
tak to i z nami będzie: ja sobie, wy sobie.

Bo i któż wy jesteście, co te kolumnady
budzicie szałem dzikim, chutne jak Menady?
co na domu szafarkę, która was wyświeca,
wyjecie i szczekacie, jak psy do księżyca?
Znam was dobrze, na wylot, sprośne córki wojny,
pożóg i pobojowisk miocie niespokojny;

łasy na chłopskie plemię, w krwie słodyczy lubej
rycerzy i kochanków przywodzisz do zguby.
Żyjąca z cudzej pracy, bezwstydna gromada!
Jesteście jako szarańcz, co na zboża pada.
Złodziejki, wszetecznice, dziewki, ladacznice,
zdobycz przefrymarczona, marne niewolnice!

HELENA

Kto w służki wobec pani obelgami miota,
nierządowi niebacznie wraz otwiera wrota;
chwalić, jako i karać, prawem gospodyni,
i ona winna baczyć, co i jak kto czyni.
Rada jestem z obsługi tej gromadki mojej;
od chwili, gdy upadły mężne mury Troji,
przez cały czas nużącej, obłędnej podróży,
orszak spisał się dobrze i wiernie mi służy;
każdy zwykł dbać o siebie, gdy się fale wełnią,
one myślały o mnie; więc i tu wypełnią,
sądzę, swe powinności; kto zacz, nikt nie pyta
służby, a jeno baczy, czy w pracy obyta.
Przeto zamilcz i nie szydź z nich! Jeżeliś mienia
pańskiego dopatrzyła ty wedle sumienia,
należy się dank tobie — lecz oto w dom stary
wchodzi pani, więc odstąp, byś nie wzięła kary.

FORKJADA

Małżonce pana domu, co przez szereg długi
lat władała, przystoi karcić swoje sługi;
ty oto wracasz, pani, uznana królowo,
by rządy poniechane wziąć w ręce na nowo;
panuj więc, ujmij mocno lejce dziś zwiotczałe,
weź w posiadanie skarby, dom, bogactwo całe.
Broń mnie starą szafarkę przed tych dziew gromadą,
co przy tobie — łabędziu, jest jak gęsi stado.

PANTALIS

Jakżeż brzydką przy pięknie staje się brzydota!

FORKJADA

Przy mądrości w dwójnasób głupią jest głupota.

(tu poszczególne chóru osoby występują pojedynczo)
PIERWSZA Z CHÓRU

Mów o ojcu Erebie, o matce swej Nocy.

FORKJADA

Przywołaj siostrę swoją Scyllę ku pomocy.

DRUGA Z CHÓRU

Na twem drzewie rodowem roją się potwory.

FORKJADA

W piekle krewniaków twoich zastęp wcale spory.

TRZECIA Z CHÓRU

Dla ciebie w piekle wszyscy za młodzi, potworo.

FORKJADA

Tirezjasza zawołaj w łoże swe, a skoro.

CZWARTA Z CHÓRU

Mamka Orjona była twoją praprawnuczką.

FORKJADA

Ciebie Harpje swym kałem karmiły, maluczką.

PIĄTA Z CHÓRU

A cóż ty jadasz, wiedźmo, wychudła i blada?

FORKJADA

Nie chłepcę krwi napewno! Ty to czynisz rada.

SZÓSTA Z CHÓRU

Ty żywisz się trupami, trupowi podobna.

FORKJADA

Wampirze! W ostre kielce gęba twa zasobna.

PANTALIS

Twoją zapcham, gdy powiem czem była twa matka.

FORKJADA

Wyjaw czem sama jesteś! Choć to nie zagadka.

HELENA

Nie z gniewem, lecz z żałością patrzę na was, smutnie,
o służbo wszczynająca nierozważną kłótnię.
Cóż szkodliwszego może spotkać gospodarza,
jak swary, które służba potajemnie stwarza?
Wtedy jego rozkazy zamierają w echu,
miastżwawym czynem wrócić we wdzięcznym pośpiechu.
Napróżno gromy ciska; grom powraca gromem
1 wieści wielką burzę wiszącą nad domem.
To nie wszystko! Słowami niebacznie wołacie
z otchłani niepoznanych straszliwe postacie,
które krążą koło mnie — przeraźliwą zgrają
z przed ojcowego domu w piekło mnie wciągają.
Czy to wspomnienie? Obłęd? Czy w tej ponurości
żyłam kiedy? Czy żyję? Będęż żyć w przyszłości
w tych mrokach potępienia — kędy tak grobowo?
Drżycie?! Więc ty mów, stara, jedno powiedz słowo.

FORKJADA

Komu przez długie lata los się zmiennie waży,
temu snem zda się szczęście, kiedy się przydarzy.
Lecz ty właśnie nad miarę, nad zwykłe możności
spotykałaś pragnienia chutne i miłości.
Jeszcześ z latek dziewczynskich znacznie nie wyrosła,
już się ku tobie miłość Tezeusza niosła
buńczuczna, w huraganie, z wieńcem róż u głowy!
Mąż silny jak Herakles, piękny, posągowy.

HELENA

Dziesięcioletnią sarenkę rzucił w otchłanie niedoli,
w Afidzie mieście Attyckiem wczesnej zażyłam niewoli.

FORKJADA

Ale cię Kastor i Polluks wyrwali z ciężkiej obierzy,
dziewosłębili o ciebie sławni na świat bohaterzy.

HELENA

Lecz w sercu mojem nad wszystkich skłonnością cichą przesila,
postać zacnego Patrokla współtowarzysza Achilla.

FORKJADA

Lecz wola ojca cię daje Menelausowi za żonę,
w którym zarówno żaglowiec, jak dom ma walną obronę.

HELENA

Oddał mu ojciec swą córkę i oddał w władanie włości
i przyszła na świat Hermjona z naszej małżeńskiej miłości.

FORKJADA

Lecz na wojenkę mąż poszedł zdobywać dziedzictwo, na Kretę —
do domu gość wszedł nadobny, zastał samotną kobietę.

HELENA

Nie przypominaj mi, stara, samotnych lat półwdowieństwa,
straszliwe z niego powstały klęski i straszne przekleństwa.

FORKJADA

I mnie wyprawa kreteńska zabrała wolność i dolę,
straciłam dom i rodzinę, w długą popadłam niewolę.

HELENA

Aliści zyskałaś sobie przez szereg lat zaufanie,
oddanoć dworzec wspaniały i skarb i włości w władanie.

FORKJADA

Tyś je swawolnie niechała — wabiło trojańskie miasto,
tam zapragnęłaś miłości, nienasycona niewiasto.

HELENA

Jedynie klęski znalazłam, losy przeciwne, żałosne
i wniwecz się obróciły wszystkie radoście miłosne.

FORKJADA

Lecz ponoć w dwojej postaci — jakąż to siłą nieznaną? —
byłaś w Egipcie i Troji — i tu i tam cię widziano.

HELENA

O nie powiększaj strachami rozterki i nie budź dziwa,
bo w niepewności wciąż żyję, gdzie, która jestem prawdziwa.

FORKJADA

A potem, wieści tak mówią, w krainie wieczystych cieni
byliście, ty i Achilles, miłośnie z sobą złączeni,
że za małżonkę cię pojął — on, co cię kochał za życia.

HELENA

To były śluby widmowe, wykwitłe zmroków ukrycia;
to sen był tylko, sen tylko, i w baśniach jako sen słynie
....i teraz snem jestem, już gasnę.... ja jestem cieniem jedynie.

(słania się na ręce chóru)
CHÓR

Zamilcz! o zamilcz, psie jednooki;
rzucisz na panią straszne uroki!

Kłem jednym błyskasz i grozisz, jędzo,
słowa twe panią z życia przepędzą.

Zło dobroczynne zwiastuje burze,
jest jak wilk srogi w jagnięcej skórze,
na kogo parol zagnie — zamiera!
wolej nam spotkać w puszczy cerbera.
Serce spłoszone, umysł strwożony,
gdzie? kiedy? jaki? i z której strony
uderzy piorun w chmurze ukryty
mowy obleśnej, niesamowitej?!

Zamiast przyjaźni, cichej opieki
słów, co jak fale letejskiej rzeki
darzą ukojem i zapomnieniem —
ty ukrytego gniewu zognieniem
złą przeszłość wskrzeszasz! Złości zawieją
jej teraźniejszość smagasz, zasmucasz —
kir osmętnienia na przyszłość rzucasz,
co rozkwitała bladą nadzieją.

Więc zamilcz! — Oto znika odnowa,
ledwo powstała, nasza królowa!
Trwaj, najpiękniejsza między pięknemi,
jaką wyśniło słońce na ziemi...!

FORKJADA

Z poza wiotkiej chmur zasłony błyszczy złote, słońce dnia,
jakże wzrusza i zachwyca! Cała przestrzeń mży i drga;
cały świat opromieniony — spójrz jak pięknie tu, a tam!
Przezywacie mnie brzydotą, lecz rozumię piękno, znam.

HELENA

Wracam z pustki, strwożona, budzę się z omdlenia,
ciszy pragnę; osłabłam, stłumiony mój głos —
wszak dla nikogo niema wstydu, pohańbienia,
że się zlęknie, opatrzy i pozna swój los.

FORKJADA

Stajesz znowu w swej wielkości, w pięknie wyrzeczonych słów,
wzrok twój jasny rozkazuje; co rozkażesz? — powiedz! mów!

HELENA

Oby waśnią zamącony, czyn wasz opieszałość zmazał
śpieszcie! Spełnić trza ofiary tak, jak pan mój, król rozkazał.

FORKJADA

Wszystko w domu przyładzone, znajdziesz trójnóg, topór, czarę,
świętą wodę i kadzidło; — co przeznaczasz na ofiarę?

HELENA

Tego król mi nie powiedział —

FORKJADA

— a więc ukrył straszne słowa.

HELENA

Czemuś rzekła: straszne słowa?

FORKJADA

— bo ofiarą ty! Królowa!

HELENA

Ja? —

FORKJADA

— i one! —

CHÓR

— my nieszczęsne!

FORKJADA

Spadnie topór na twój kark!

HELENA

Przeczuwałam los żałosny!

FORKJADA

Przeznaczenie! Szkoda skarg!

CHÓR

Z nami, z nami, cóż się stanie?!

FORKJADA

A! Krzyczycie w wielkim strachu!
Jej szlachetna śmierć! — Wy? — spójrzcie! Tam gdzie krokwi występ z dachu,
zadyndacie w porządeczku w tej huśtawie niewesołej,
jak schwytane w sidła włosie w jałowcowych krzach kwiczoły.

(Helena i chór stoją zdumione i przerażone)
(w ugrupowaniu wyrazistem)
FORKJADA

Jak posągowe widmo, stanęłaś gromado!
Śmiertelne lęki cieniem na głowach się kładą;
dzień jutrzejszy już nie wasz! Wierę — nikt nie zmieni,
z ludzi widmom podobnych — słonecznych promieni
ochotnie na mrok nocy —;— na to niema rady,
nie umkniesz się i próżne ze śmiercią układy!
Śmiertelni wiedzą o tem i złorzeczą nędzy!
Tak! Zgubione jesteście! Trza kończyć coprędzej!

(klaszcze w dłonie)
(u drzwi zjawiają się postacie karle)
(w miarę dalszej mowy Forkjady-Mefistojelesa spełniają zwinnie co należy)

Do mnie, pokurcze! Nocy zasmęcone śmiecie!
przytoczcie się — tu szkodzić do woli możecie.
Nuże — przynieście ołtarz zdobny w złote rogi,
dzbany napełńcie wodą — czemże-bo się zmyje
krew, którą trup bezgłowy wyrzyga przez szyję?
Tu wzorzysty kobierzec niech na piachu leży,
ofierze tak królewskiej, godność się należy;
zwłoki się nim okryje, gdy odpadnie głowa,
i z należnym dostojnej szacunkiem pochowa.

PANTALIS

Królowa stoi niema, w sobie zamyślona,
dziewczęta więdną w trwodze jak trawa skoszona.
Lecz mnie najstarszej z chóru, z słusznością bezsprzeczną,
trza zamienić słów kilka z osobą odwieczną.
Zdasz się nam sprzyjać, mądra jesteś, doświadczona,
zapomnij gęgań dziewek — rzesza rozpuszczona,
jak bicz dziadowski — zmiera! Zważ serca poczciwość,
powiedz, znasz-li ratunku jakową możliwość —?—

FORKJADA

Wszystko zależy od królowej! w jednej chwili,
jeżeli zechce i wasz i swój los przesili.
Zdecydować się trzeba wyraźnie i szparko —

CHÓR

O najmądrzejsza Sybillo, o najdostojniejsza Parko,
zamknij złociste nożyce i obwieść nam dzień zbawienia;
już w całem ciele czujemy te rozhojdania i drżenia,
całą okropność wisielczą! My niewolnice i branki!
Do tańca tylko stworzone! My pieszczotliwe kochanki!

HELENA

Tchórzą! Ja cierpię jeno! Niema we mnie trwogi,
lecz posłucham cię chętnie; znasz ratunku drogi?
powiedz! Może twa mądrość i wzrok przenikliwy
dla mnie i dla nich znajdzie ewentus szczęśliwy.

CHÓR

Mów! O powiedz! powiedz prędko! Ból i żałość nas przenika —
jak uniknąć, jak się bronić, czem przepłoszyć widmo stryka,
co się wokół szyi węźli, ciasnym naszyjnikiem ściska!
Dusimy się, ratuj Reo! Bez pomocy twej, śmierć bliska.

FORKJADA

Macież cierpliwość cicho wysłuchać powieści?
będzie długa i pełna najrozmaitszej treści.

CHÓR

W słuchaniu życie nasze! niech nam duch twój wieści.

FORKJADA

Kto dba o dom swój, skarbów domowych pilnuje,
stare mury naprawia i nowe buduje,
kto dach utrwala na czas wiosennych powodzi,
temu się całe życie szczęśliwie powodzi;
lecz kto świętego proga wydeptane stopnie
w bezszacunku zuchwałym przekracza pochopnie
i w świat rusza — niebaczny! — wracając w swe strony
zastaje dom zmieniony, ile nie zburzony.

HELENA

Przysłowia mi powtarzasz, sens ich dobrze znany;
mów, co masz mówić, starej nie rozdrapuj rany.

FORKJADA

To historja, nie wyrzut! Racz posłuchać, pani:
Menelaus od przystani jedzie do przystani,
w wiecznem korsarstwie łupi wyspy i wybrzeża,
zdobycz do domu zwozi i skarbcowi zwierza,
gdzie niszczeje na kupie; — potem Iljon burzył
przez lat dziesięć — ile na powrót czasu zużył

nie wiem; — a tu tymczasem dom pusty niszczeje,
a któż pyta, co z domem, co z państwem się dzieje?

HELENA

Swarzeniem wiecznem, widać, myśli masz spsowane,
usta twe znają tylko klątwy i naganę.

FORKJADA

Tak długo północ Sparty stała bez opieki,
ów kraj wzgórzy i dolin, piękny i daleki,
aż po grzbiety Tajgetu — skąd wypływa strumień
Eurotas i tu do nas wśród zbłyszczeń i szumień
płynie przez oczerety i zrasza nam ziemię —
i kołysze łabędzie —;— tam buńczuczne plemię
wylęgłe gdzieś z pod Cymbrów północnej krainy,
zajęło leśne wzgórza i plenne doliny,
zbudowało grodzisko dla walk i obrony
i wgłąb kraju zapuszcza zaborcze zagony.

HELENA

I mogą tak napadać? i znikąd protestu?

FORKJADA

Osiedlili się przecież od lat wzwyż dwudziestu.

HELENA

Mająż wodza? czyli też są rabusiów zgrają?

FORKJADA

To nie zbójcy! I wodza odważnego mają!
Nie narzekam na niego, trudno mu złorzeczyć,
był tutaj z swą watahą, mógł wszystko zniweczyć,
dom ograbić, haraczu zażądać rok-rocznie —
lecz nie! Podarki przyjął i odszedł niezwłocznie.

HELENA

Jakiż jest? jak wygląda?

FORKJADA

Niczego! Niezgorzej!
Chłop na schwał zbudowany, odważny i hoży —
gdzież tam Grekom do niego! Rozumny mężczyzna!
Zwie się ich pohańcami, ale każdy przyzna,
kto ich choć trochę pozna, że Grekowie butni
bardziej byli pod Troją, zacieklej okrutni.
Wielkoduszność władyki wzbudza zaufanie,
a to grodzisko jego piękne niesłychanie!
to nie wasze kamienne, niezdarne okopy,
które ojcowie wasi jak istne cyklopy
pobudowali, kamień piętrząc na kamieniu;
tam wszystko lśni w kunsztownem, zacnem obramieniu,
a wszystko według reguł do piona i wagi, —
zewnątrz budowa cudna i pełna powagi,
w jasnym słonecznym blasku lustrzy się i płoni
tak gładko, że myśl sama zślizguje się po niej;
wewnątrz podworce zacne pełne dziwnych czarów,
otaczają budynki szlachetnych rozmiarów:
tu słupy i kolumny, wykusze, podłużne
galerje i altany, tam rzeźby przeróżne,
herby —

CHÓR

— co to są herby?

FORKJADA

Pamiętacie męża,
który zwał się Ajaksem? — na tarczy miał węża;
również i ci pod Teby idący w siedmioro
na paiże rozmaite odznaczenia biorą,
jako-to: księżyc, gwiazdy wśród nocnego cienia,
miecze, pochodnie, lutnie, bóstw wyobrażenia —
wszystko, co dziwi bliźnich, straszy i przeraża.
Podobnie, w jasnych barwach lud ten wyobraża
znaki odziedziczone i wklina je w mury,

więc lwy, orły ogromne, dzioby i pazury,
turze rogi, skrzydliska, pawie, łodzie, róże,
lub runy w barwach czarnych, modrych i w purpurze;
wszystko to tarcz przy tarczy wisi w salach w górze —
a sale jak świat wielki obszerne i duże;
miejsca też tam na pląsy!

CHÓR

A są tam tancerze?

FORKJADA

Chłopcy jak malowanie! złotowłose, świeże;
aże pachną młodością; chyba jeden Parys
tak woniał, gdy się do królowej zbliżał —

HELENA

Zarys
swej mowy łamiesz; zakończ opowieść, słów szkoda!

FORKJADA

Ty ją zakończ jednem powiedzeniem: tak! zgoda! —
a natychmiast w grodzisko zaprowadzę ciebie.

CHÓR

Wypowiedz słowo zgody! Ratuj nas i siebie.

HELENA

Jakoż? Lęk mam mieć w sobie? Czyliż wy wierzycie,
że małżonek, Menelaus dybie na me życie?

FORKJADA

Zapomniała-żeś, jaka Deifoba, brata
poległego Parysa, spotkała zapłata,
co sobie rościł prawo do pięknej bratowej,
a nawet, jak wieść niesie, zyskał względy wdowy?
Menelaj nos mu obciął, uszy — — bez obsłonki
powiem — zbeszcześcił męża, obciął wszystkie członki.

HELENA

Istotnie tak postąpił; bronił czci niewieściej.

FORKJADA

Z tych-że samych powodów dziś ciebie zbezcześci.
Niepodzielne jest piękno; czyim jest udziałem,
ten woli, miast je dzielić, zgładzić pchnięciem śmiałem.

(hejnały trąb w oddali)
(wzdrygnął się chór)

Jak ten głos trąb mosiężnych, co w uszy się wwierca
i jelita tarmosi — tak kąsze u serca
męża zczajona zazdrość; pamięta stokrotnie,
zdradzony, że co stracił, stracił bezpowrotnie.

CHÓR

Trąby grają rozgłośnie, już dzwonią rynsztunki!

FORKJADA

Witaj panie! Szafarka zda tobie rachunki.

CHÓR

Lecz my?!

FORKJADA

Już widzę przed nią straszną śmierci drogę
i was widzę na belce; pomóc nic nie mogę.

(pauza)
HELENA

Więc dobrze! Postanawiam; oddalić chcę kaźnię;
demonem jesteś strasznym, widzę to wyraźnie
i lękam się, że z tobą dobro w złe się zmieni;
lecz teraz chodźmy; prowadź do grodu podcieni.
Resztę myśli ukryję! Spowiedź przed narodem
to nie jest rzecz królewska! Chodźmy! Ty idź przodem!

CHÓR

Z jakąż radością mkną nasze kroki!
Za nami pomrok śmierci głęboki,
przed nami mury, nasza ostoja,
niechaj nas bronią, jak ongi Troja;
dotąd by stała nad ludów zwadą,
gdyby ją podłą nie wzięto zdradą.

(mgła napływa; tonie w niej plan dalszy najpierw, potem bliższy)

Lecz cóż to siostry? cóż to się dzieje?
Dzień nagie gaśnie, zmierzcha, ciemnieje!
Z brzegów Eurotu, z fal świętych głębi
mgła się wyłania, snuje i kłębi;
już oczerety nikną, maleją,
białe łabędzie już nie bieleją,
co się tak niosły szumnie, radośnie —
— znika dnia piękno — ach! przeżałośnie!

Lecz jeszcze słychać, słychać, jak gędzi
pieśnią śmiertelną kierdel łabędzi;
czyliż, o grozo, i nam nie wieści
zamiast ratunku — zguby, boleści? —
nam — co się szyją chlubimy białą,
jej — co łabędzi córą jest, chwałą!

Wszystko się w białej mgławicy kryje,
nic już nie widzą oczy niczyje.
Cóż to się dzieje? — wiatr nami chwieje,
wiatr nas unosi, zgasły nadzieje.
Czy to po mlecznej, ślepej równinie
Hermes przed nami w mgle sinej płynie?
Czy to zdaleka, czyli to zbliska
w ćmie kaduceus złoty wybłyska? —
władczo wskazuje drogę, prowadzi,
a my płyniemy radzi, nieradzi —

do nieznanego, groźnego kresu,
do przepełnionych pustyń Hadesu?

Znagła się widok jawi ponury,
ciemne, zczerniałe, posępne mury — —
Kędyż prowadzi ta kuta brama?
czy to podworzec? przepastna jama?
Ku strasznej, siostry, płyniemy doli,
do niezaznanej nigdy niewoli.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Johann Wolfgang von Goethe i tłumacza: Emil Zegadłowicz.