Głownia piekielna/XXII
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Głownia piekielna |
Wydawca | S. Orgelbrand |
Data wyd. | 1849 |
Druk | S. Orgelbrand |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Oskar Stanisławski |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Proste i szczere wyznanie Iwona, żal tych wszystkich uniesień, których gwałtowność spowodowała śmierć jego żony, postanowienie odkupienia swych błędów, albo raczéj upożytecznienia onych dla przyszłego szczęścia swéj córki, niepokonany zapał przepełniający jego piersi, miłość ojcowska, która zawsze kierowała jego postanowieniami, wszystko to zjednoczyło się dla napełnienia serca Sabiny litością dla nieszczęść w których tylko fatalny charakter największy miał udział.
Widząc dziewicę tak mocno wzruszoną, Segoffin, Zuzanna i Onezym powzięli niejaką nadzieję.
Stary sługa i ochmistrzyni spojrzeli na siebie wzrokiem porozumienia i obojgu jedna myśl zabłysła: że nie należało ani jednego słowa wymówić podczas téj przerwy, ale pozostawić Sabinę w milczeniu pod wpływem jéj uwag.
Dla tego też po chwili, Zuzanna pochyliwszy się do swego siostrzeńca, rzekła do niego pocichu:
— Jeszcze nie wszystko stracone... czytaj, czytaj daléj mój synu kochany...
Onezym czytał jak następuje:
„Udałem się z Segoffinem do Dieppe, skąd, w owéj epoce, wyruszali najśmielsi korsarze i zaciągnęliśmy się na prostych majtków. Musiałem odbyć ciężką naukę mojego nowego rzemiosła.
„Odbyliśmy w ten sposób kilka wypraw. W chwilach spoczynku lub braku zatrudnienia oddawałem się nauce matematyki i teoryi sztuki żeglarskiéj, ażebym nabywszy potrzebnego doświadczenia, mógł z czasem i sam korsarskim statkiem dowodzić.
„Nauka ta dwa lata trwała, w ciągu których nie mało krwawych stoczyliśmy bitew.
„Jakem przewidywał tak się stało.
„To życie walk i niebezpieczeństw było moim żywiołem.
„Każdym razem gdy zbliżała się chwila uderzenia na Anglików, uczuwałem wszystkie symptomata ciężkiego gniewu... Skoro się zaś bitwa rozpoczęła, wściekłość ta wybuchała jak piorun i w dziesięćkroć siły moje pomnażała.
„Jedna okoliczność będzie ci się dziwną wydawała moje dziecię, a jednak wytłómaczyć ją można.
„Puściwszy w ten sposób wodze gwałtowności mojéj, i kiedym się pozbył nareszcie tego zbytku wezbranych sił moich, czułem się na długi przeciąg czasu uspokojonym...
„Było to rzeczą tak widoczną, że w zwyczajnych stosunkach życia, te przeciwieństwa lub niesnaski częstokroć drobne i śmieszne, które dawniéj byłyby mnie do ostateczności przywiodły, w chwilach mego uspokojenia znajdowały mnie zupełnie obojętnym i pobłażającym; dla tego też, od kilku lat, słyszałem cię tyle razy, moje dziecię, wychwalającą cierpliwość i spokojność mego charakteru...
„Czy zmianę tę przypisać należy postępowi wieku? Nie wiem; może być że z niektóremi charakterami gwałtownemi dzieje się tak samo jak z temi rumakami pełnemi ognia i siły, które w bezczynności stają się dzikiemi i niebezpiecznemi, gdy tymczasem na polowaniu lub w bitwie nie mają równych sobie, ponieważ wtedy mają sposobność użycia całego swego ognia który je pożera.
„Daleką jest odemnie, moje dziecię, myśl zasmucenia twego serca opowiadaniem wypadków, które świat nazwał bohatyrskiemi czynami twego ojca.
„Powiem ci tylko, że po dwóch latach służby w obowiązkach prostego majtka, ofiarowano mi miejsce porucznika na okręcie jednego słynnego korsarza. Pełniąc przez półtora roku te podrzędne obowiązki, taką zjednałem sobie sławę, że pewien armator ofiarował mi dowództwo jednego ze swoich okrętów, zwanego Głownia-Piekielna. Od tego czasu, służyłem już ciągle jako Kapitan, i dziwne nazwisko pierwszego statku którym dowodziłem, dawane było przez mego armatora każdemu okrętowi zostającemu pod niemi rozkazami.
„Przypadek chciał, że nigdy nie byłem ranionym (pierwszą moję ranę odebrałem onegdaj spiesząc na twój ratunek). Nie śmiem wyznać przed tobą, jakiemu dziwnemu przesądowi przypisuję tę okoliczność, że z pośród tylu krwawych bitew zawsze wychodziłem bez szwanku.. musiałbym wspomnieć imię twéj matki, a to odnowiłoby twą boleść.
„Poczciwy Segoffin nigdy mnie nie odstąpił; jego odwaga, wrodzona obojętność na każde niebezpieczeństwo, uczyniły go w moich oczach nieocenionym przywódzcą mojéj bateryi okrętowéj; gdyż do rzemiosła tego potrzeba nadzwyczajnéj przytomności umysłu śród zamięszania bitwy, trzeba ręki pewnéj i oka bardzo wprawnego.
„Na nieszczęście los nieodgadniony, który dotąd zawsze był dla mnie przyjaznym, dla Segoffina okazywał się prawdziwym prześladowcą: odniósł on kilka ciężkich ran, i w ostatniéj walce naszéj, wdzierając się razem zemną na pokład nieprzyjacielskiego okrętu, utracił oko w skutek rany zadanéj dzidą. Opowiedzieć ci moje dziecię, poświęcenie tego zacnego człowieka, byłoby niepodobieństwem; nie jest on już dla mnie sługą, ale przyjacielem.
„W ciągu tych lat w których prawie ustawiczne odbywałem wycieczki, odniosłem bardzo znaczną zdobycz; tym sposobem, jakem to przewidział, zdołałem zabezpieczyć twój los i otoczyć cię wszelkim dostatkiem.
„Jeszcze jedno usprawiedliwienie, moje dziecię.
„Znałem twoje przywiązanie do mnie; niestety! po powrocie moim z pierwszéj wyprawy przekonałem się że skutkiem przerażenia jakiego doznałaś w czasie zgonu twéj biednéj matki, nabawiłaś się pewnego rodzaju choroby nerwowéj, która czyniła cię skłonną do ciągłych prawie napadów mimowolnéj trwogi; przekonałem się, że jak moja biedna Jenny, byłaś nadzwyczajnie tkliwą i drażliwą; postanowiłem tedy, porozumiwszy się w téj mierze z Segoffinem, zataić przed tobą moje niebezpieczne i awanturnicze powołanie... gdyż, dla ciebie moje dziecię ukochane, byłoby rzeczą niepodobną do zniesienia, to życie pełne trwogi i niespokojności; albowiem twoje przywiązanie do mnie, byłoby ci ustawicznie nasuwało myśl o niebezpieczeństwach na jakie się twój ojciec zdala od ciebie narażał.
„Umówiliśmy się zatem z Segoffinem, że w twoich oczach i w oczach Zuzanny, uchodzić, będziemy za negocyantów trudniących się handlem wyrobów rueńskich; częste nasze oddalenia były wtedy usprawiedliwionemi; a urządziłem się w taki sposób, że listy twoje do mnie pisane i adressowane do miejsc poprzednio przez nas obranych, były mi przesyłane do Dieppe: wróciwszy do tego miasta po moich wycieczkach, odbierałem je dopiero i adressowałem do ciebie moje odpowiedzi z rozmaitych miejsc, z których za pomocą przedsięwziętych przezemnie środków łatwo do ciebie dochodziły.
„Takie były, drogie dziecię, wszystkie moje drobiazgowe zabiegi, ażeby cię pozostawić w błędzie i nie obudzić twego podejrzenia.
„Przebacz mi te podstępy, ale konieczna ich potrzeba niechaj będzie mojem usprawiedliwieniem w twoich oczach.
„Dwa lata temu, lekarze upewnili mnie, że zbawienne i pokrzepiające powietrze nadmorskie, korzystnem będzie dla twego zdrowia; sprowadziłem cię więc z Orleanu; kupiłem ten dom i w nim cię osiedliłem, a to z uwagi że okolica ta dosyć jest oddaloną od Dieppe, skąd właśnie wyruszałem na moje wyprawy. Tajemnica moja aż dotąd starannie była zachowaną, dzięki mojemu wojennemu nazwisku Kapitana Kamienne-Serce; nigdy, ani ty, ani Zuzanna, nie domyślałyście się bynajmniéj, ażeby ten straszny korsarz, którego krwawe czyny taką obudzały w tobie trwogę, był twoim ojcem, był owym Iwonem Cloarek, handlującym wyrobami rueńskiemi.
„Teraz, drogie i kochane dziecię, znasz moje życie... całe moje życie; nie dla tego czynię ci to wyznanie ażeby zmienić twoje postanowienie... Obecność moja, jak przewiduję, byłaby ci odtąd bardzo przykrą; lecz nie chcę cię opuścić bez odkrycia przed tobą tajemnicy, która postępowanie moje aż do téj chwili otaczała.
„Teraz, żegnam cię na zawsze, żegnam, drogie i ukochane dziecię moje...
„Ostatnią moją pociechą jest to, że cię zostawiam bliską nieomylnego szczęścia... — Kochasz godnie i jesteś kochaną; serce któreś sobie wybrała jest piękne i szlachetne; Zuzanna będzie dla ciebie druga matką... zostawiam ci także mojego dobrego i wiernego Segoffina...
„Notaryusz mój otrzymał już stosowne polecenia co do twego zamęźcia... Pragnę, ażeby się ono odbyło pierwszego dnia przyszłego miesiąca, iżbym chociaż z daleka mógł życzeniami mojemi westchnąć do nieba o szczęście dla ciebie.
„Żegnam cię... i żegnam na zawsze, moja córko najdroższa... łzy zaciemniają moje oczy... Nie mogę już więcej pisać.
„Twój ojciec który cię zawsze jak najczulej kocha.
„Segoffin objaśni ci przyczynę mego nagłego wyjazdu do Hawru, jak równie jakim sposobem zdołałem dosyć wcześnie powrócić, ażeby cię oswobodzić z rąk tych nędzników którzy cię uprowadzić chcieli.“
Po odczytaniu tego listu, którego ostatnia część była często przerywana płaczem Onezyma i jego słuchaczów... Sabina, blada i nadzwyczajnie wzruszona, zakryła twarz rękami i głośno płakać zaczęła.
Segoffin spojrzał powtórnie znaczącym wzrokiem na Zuzannę, i tłumiąc swoje rozrzewnienie, powiedział;
— Teraz, jeżeli Panna Sabina pozwoli... opowiem jéj w krótkich słowach, jakim sposobem Pan Iwon tutaj powrócił, ażeby ją z rąk tych oprawców oswobodzić.
Ponieważ Sabina nic na to nie odpowiedziała, przeto stary sługa mówił daléj:
— Ów upudrowany jegomość, któregoś tu Pani niedawno widziała, był naszym armatorem.. przybył on nakłonić Pana Iwona do nowej wycieczki; szło bowiem o zdobycz dwóch milionów i o walkę bardzo ponętną; lecz Pan Iwon przyrzekł że już Pani nie opuści, — odmówił zatem; wtedy armator oznajmił że ekwipaż przyjdzie tutaj po niego, że go zabierze gwałtem lub dobrowolnie... Ażeby uniknąć tego nieszczęścia, któreby Panią o wszystkiem uwiadomiło... wyjechaliśmy do Hawru, gdzie oczekiwał nasz bryg; część ekwipażu zebrała się już w pewnym hotelu. Tu pan Iwon przyjęty został z radością, z uniesieniem niewypowiedzianem. Słowem, panno Sabino, było to dla nich szczęście niesłychane, jak zawsze, kiedy tylko Pan Iwon znajdował się na okręcie... bo, widzisz Pani, ci opętańcy... majtkowie nasi... oni go równie czule kochają... jak pani i my... Bo też jeżeli kapitan jest surowy... to znowu z drugiéj strony... jest sprawiedliwy, dobry i ludzki... Ja sam znam kilku kapitanów z angielskich statków korsarskich, których Pan Iwon zabrał do niewoli a potem wypuścił na wolność z całym ich majątkiem osobistym; gdyż, pierwsze zapytanie które ojciec Pani zadawał każdemu więźniowi, było: — Czy masz córkę? — Jeżeli odpowiedział: mam, — mówił daléj Segoffin nie zważając pozornie na wzruszenie Sabiny, — jeżeli odpowiadał: mam, wtedy sprawa jego była jak najlepsza... Pan Iwon mówił wtedy do mnie: — „Czyliż to ja nie dosyć kocham moję Sabinkę, ażeby zatrzymywać w niewoli człowieka który także ma córkę?” — Dla tego też, Panno Sabino, nie domyślając się tego wcale, uszczęśliwiłaś Pani nie jednego ojca i nie jedną córkę w Anglii.. Ale, przebacz Pani, nie o to nam tu chodzi.. Otóż widziemy Pana Iwona wśród naszych korsarzy, szalejących z radości że go ujrzeli jeszcze; ale majtkowie wkrótce oburzyli się nadzwyczajnie, dowiedziawszy się, że nie chciał już wyruszyć na morze, i z tego powodu, nie było prawie sposobu ażeby ich uspokoić. Wszyscy krzyczeli. — „Odstąpimy kapitanowi część naszych łupów. Nie dla pieniędzy pragniem się potykać, ale dla tego tylko, ażeby się spróbować z tym rozbójnikiem... dostarczycielem pontonów.” (Tak nazywano jednego walecznego kapitana angielskiego dowodzącego fregatą eskortującą statek który zabrać chciano). To też, wierzaj mi Pani, widziałem już Pana Iwona w wielkich niebezpieczeństwach; razu nawet pewnego widziałem go, kiedy musiał walczyć przeciw nieprzyjacielowi, przeciw burzy i przeciw płomieniom które nasz statek ogarnęły; a nigdy jeszcze nie okazał się równie odważnym, jak tego wieczoru, kiedy odmówił swego udziału w wycieczce która mogła być najsławniejsza w całem jego życiu marynarskiem, a to dla tego tylko, że przyrzekł nigdy już Pani nie opuścić... „Tak jest.” — powiedział do mnie, — „dałem córce moje słowo ojcowskie... A słowo to jeszcze świętszem jest w moich oczach od słowa honoru.” — Lecz to nie wszystko... Odmowa Pana Iwona przywiodła do takiéj rospaczy nasz ekwipaż... że najśmielsi z majtków odważyli się nawet powiedzieć ojcu Pani, że się chyba lęka spotkać ze sławnym kapitanem angielskim... On! Pan Iwon... miałby się lękać!... on!... I na to wszystko... wiesz Pani, co Pan Cloarek powiedział do mnie pocichu, ze smutnym usmiechem, którego nigdy w życiu mojem nie zapomnę: — „Pierwszy raz wystawiono na próbę moje przywiązanie do córki; przysięgam teraz, że nie masz ojca któryby więcéj odemnie kochał dziecię swoje...
— O! nie, — wtrącił Onezym z zapałem, nie masz na świecie mężniejszego i tkliwszego ojca.
— Mów... o! mów daléj, Segoffinie, — rzekła Sabina któréj wzruszenie z każdą wzrastało chwilą.
— Na zarzut takiéj podłości, który rzeczywiście do żywego dotknął Pana Iwona, odpowiedział on obojętnie, że postanowienie jego jest niezmienne; poczem inna znowu nastąpiła scena. Korsarze odzywają się wtedy: „A więc zaprowadzimy kapitana gwałtem na okręt, porucznik odbędzie całą drogę, a jak tylko staniemy naprzeciw dostarczyciela pontonów, kapitan połączy się wtedy z nami, ręczymy za to.
— Pomimo wszelkich usiłowań z mojéj stony i dwóch czy trzech innych towarzyszów moich, nie wiem coby się stało, tak dalece załoga była rozdrażniona, gdyby jeden z officerów wiedzący że kapitan Głowni-Piekielnéj znajdował się w nowym hotelu, nie był przybiegł donieść Panu Iwonowi że jakiś statek rybacki przybył z wiadomością iż wielki szoner, bardzo podejrzanéj powierzchowności, zmierzał ku nadbrzeżnym skalom z widocznym prawie zamiarem wysadzenia swojéj ludności, jak się to już kilkakrotnie w rozmaitych punktach zdarzyło... Z tego powodu officer portowy wzywał kapitana Głowni-Piekielnéj, ażeby w nieobecności innego statku wojennego, natychmiast, wyruszył na morze i uderzył na okręt nieprzyjacielski, jeżeliby rzeczywiście ludność jego wylądować zamierzała. Pan Iwon musiał być posłusznym, gdyż tu chodziło o obronę kraju... Spieszymy więc do czółn i dostajemy się do brygu; następnie puszczamy się na morze udając się w ślad za szonerem. Tutaj, Panno Sabino, muszę wspomnieć o jednéj rzeczy, której Pan Iwon nie śmiał wyznać w swoim liście, kiedy, przypominając Pani że nigdy jeszcze nie był rannym, wspomina o jakiejś myśli przesądnéj: wyznać tedy muszę, Panno Sabino, że życie biednego ojca Pani było podzielone jakby na dwie części... jedna była zupełnie szczęśliwa... to jest kiedy był w domu lub rozmawiał ze mną o swéj córce;... druga zaś nieszczęśliwa i strapiona... kiedy myślał o swéj nieszczęśliwej żonie... którą równie kochał jak panię... Zuzanna powtórzyła to już Pani najmniéj sto razy... Wreszcie i to jeszcze powinienem Pani dodać... że przypadek zrządził, iż tego nieszczęsnego wieczoru kiedy swą żonę utracił, miał na sobie nasz ubiór narodowy bretoński, zamierzając udać się w nim na bal maskowy...
Dla téj to przyczyny, będąc jeszcze bardzo małą nie poznałaś go Pani wcale... Kiedy po owem nieszczęściu zaciągnęliśmy się na majtków na statki korsarskie, gdzie każdy ubiera się dowolnie, Pan Iwon powiedział do mnie: „Ponieważ zaciągnąłem się dla odpokutowania za nieszczęście które cale życie opłakiwać będę... przeto pragnę zawsze nosić na morzu ubiór mojego kraju; ubiór ten został dla mnie świętym, albowiem miałem go na sobie téj nieszczęsnéj nocy, kiedym moję biedną kochającą żonę po raz ostatni ściskał w moich objęciach.” — Od tego czasu Pan Iwon nie uchybił ani razu swojemu słowu, a to nawet mimo próśb moich, gdyż skoro się wieść rozeszła w Anglii że sławny korsarz Kamienne-Serce nosi na sobie ubiór bretoński, przy każdem starciu się z nieprzyjacielem, Anglicy z największą zawziętością strzelali do Pana Iwona, którego tak łatwo było śród innych rozpoznać; otóż Panno Sabino.. pomimo że ojciec Pani więcéj jak każdy z nas narażał swoję osobę, nigdy przecież nie był ranionym; że zaś człowiek zawsze bywa trochę zabobonnym, mianowicie w naszem rzemiośle, przeto i Pan Iwon zdaje się jakby uwierzył nareszcie, że jest jakiś urok przywiązany do naszego stroju narodowego... Z drugiéj znowu strony, majtkowie nasi myślą że ubiór ten przynosi szczęście dla załogi; i zapewne byliby mieli daleko mniéj ufności, gdyby nimi był dowodził w innéj odzieży, nie w téj w której go zawsze widzieli na swojem czele uderzającego na nieprzyjaciela; widzisz Pani teraz, dla czego Pan Iwon przywdział swój ubiór wyprawiając się na okręt angielski, a to tem bardziéj, że nie spodziewał się wcale przybyć tak prędko do własnego domu. Byliśmy już od trzech kwadransów na morzu, gdy nagle ujrzeliśmy ogromny słup dymu wznoszący się nad skałami nadbrzeżnemi. Pan Iwon zastanawia się nad położeniem miejsca... i w krótce przekonywa się z trwogą, że to własny dom jego w którym swą córkę zostawił, goreje. Prawie jednocześnie, porucznik naszego brygu spostrzegą za pomocą perspektywy nocnéj, że szoner zarzucił kotwicę pod skałą Barra... gdzie zapewne i Anglicy na ląd wysiedli. Skałę tę widać z naszych okien: Pan Iwon niespokojny o Panią, rozkazuje spuścić szalupę na morze, i rzuca się do niéj ze mną i dwudziestu majtkami... w kwandrans potem przybywamy tutaj... Pan Iwon pierwszą otrzymał ranę powaliwszy u stóp swoich przywódcę tych rozbójników niejakiego Kapitana Russell, który już poprzednio uknuł ów spisek w celu porwania Pana Iwona, a o którym czytałaś Pani w gazetach; zraniony przez mego Pana zostawał on w niewoli w Dieppe, lecz potrafił się wymknąć i teraz ułożył właśnie ten powtórny zamach. Oto Panno Sabino, cała prawda dotycząca Pana Iwona... Wierzaj mi Pani... od trzech dni, wiele on wycierpiał... lecz to jeszcze jest niczem.. w porównaniu z tem co mu cierpieć przyjdzie.. aż do chwili Pani zamężcia.. gdyż potem... wiedząc, że Pani już będziesz szczęśliwą... obawiam się bardzo... ażeby wyczerpnąwszy resztę sił swoich... nie..:
— Mój ojciec... zawołała Sabina, drżąc z boleści, obawy i rozrzewnienia, — gdzie jest mój ojciec?
— Panno Sabino, — rzekł Segoffin łudząc się już niejaką nadzieja, — nie wiem czy mogę...
— Mój ojciec,.. — powtórzyła dziewica, on jest tutaj...
— Być może... że jest niedaleko... — odpowiedział Segoffin, uśmiechając się z radości, — lecz... jeżeliby powrócił;... to chyba dla tego tylko... ażeby się już nigdy nie oddalić...
— O! niechaj mi tylko przebaczy, żem się nie poznała czas jakiś na jego przywiązaniu... na jego... tak wzniosłym żalu... Niechaj mi tylko przebaczy... a całe moje życie jemu poświęcę... Boże mój!... ty milczysz... wzrok twój zwraca się w tę stronę... on tam jest... o szczęście niewypowiedziane! mój ojciec tam jest... — wołała Sabina w radosnem swojem uniesieniu, biegnąc ku drzwiom przyległego pokoju.
Drzwi — te otworzyły się nagle. Ojciec i córka rzucili się w swoje objęcia i w serdecznym uścisku swoim zapomnieli oboje o wszystkich swoich cierpieniach....
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W miesiąc potem, pod przewodnictwem Iwona Cloarek odbyły się dwa śluby łączące Sabinę z Onezymem i Segoffina z Zuzanną.
Wracając z kościoła, Segoffin powiedział do Zuzanny głosem tryumfującym:
— A co! moja droga, czy ja się myliłem mówiąc do ciebie: Co ma być to będzie. Zostaniesz Panią Segoffin... Jesteś nią, czy nie?
— Cóż chcesz, złośliwy człowieku, — odpowiedziała Pani Segoffin z szyderskiem westchnieniem, — trzeba uledz; co się stało odstać się nie może!
GŁOWNI PIEKIELNEJ.