Gałązka dzikiej oliwy/Wojna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gałązka dzikiej oliwy |
Podtytuł | Cztery odczyty: O pracy, handlu, wojnie i przyszłości Anglii |
Redaktor | Julian Ochorowicz |
Data wyd. | 1900 |
Druk | Drukarnia A. T. Jezierskiego, Warszawa |
Tłumacz | Wojciech Szukiewicz |
Tytuł orygin. | The Crown of Wild Olive |
Podtytuł oryginalny | Four Lectures on Work, Traffic, War and the Future of England |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Młodzi żołnierze! Nie wątpię, że wielu z was przyszło tu dzisiaj niechętnie, a wielu z pełnej pogardy ciekawości, aby usłyszeć, co piszący o malarstwie może powiedzieć, czyli ośmielić się powiedzieć odnośnie do waszej wielkiej sztuki wojennej. Myślicie sobie w głębi duszy, że malarz może bez zarozumiałości wykładać młodym malarzom o malarstwie, ale nie młodym prawnikom o prawie, albo młodym lekarzom o medycynie — tem mniej zaś młodym żołnierzom o wojnie. To też istotnie gdy mnie proszono o wykład dla was, odmówiłem pierwotnie i odmawiałem długo, ponieważ czułem, że wy nie zainteresujecie się moją specyalnością, a przytem pomyślicie sobie, że nie było potrzeby, abym przychodził uczyć was waszej specyalności. Ba, nawet sądziłem, że nie powinno być takiej potrzeby, ponieważ weterani wojskowi w Anglii są ludźmi pod każdym względem tak myślącymi, tak szlachetnymi i tak dobrymi, iż nie potrzeba wam niczego ponad ich rycerski przykład lub ponad kilka słów ich poważnej i doświadczonej rady, którąbyście mogli przyjąć bez żadnej wiary.
Ale będąc proszonym nie raz i nie dwa, nie śmiałem odmawiać tak uporczywie; to też spróbuję w kilku słowach objaśnić was, dlaczego powinniście przyjąć moje tłomaczenie i wysłuchać mnie cierpliwie. Może się wam zdawać, że praca wasza jest zupełnie obca i różna od mojej pracy. W rzeczywistości zaś wszystkie czyste i szlachetne sztuki pokojowe opierają się na wojnie; nigdy jeszcze nie powstała na ziemi wielka sztuka gdzieindziej, jak wśród żołnierskiego narodu. Nie powstanie sztuka u narodu pasterskiego, dopóki trwa w pokoju. Nie powstanie sztuka u ludu rolniczego, dopóki trwa w pokoju. Handel zaledwie znosi się ze sztuką piękną, ale nie jest w stanie wytworzyć jej. Rzemiosło zaś nie tylko nie jest w stanie jej wytworzyć, ale nieodmiennie niszczy wszelkie jej zarody, Wielka sztuka możliwa jest tylko w narodzie, opierającym swój byt na bitwach.
Jakkolwiek spodziewam się, że lubicie walkę dla samej walki, to zapewne musicie być zdziwieni mem twierdzeniem, że walka może wydawać takie dobre owoce. Przypuszczaliście zapewne, że funkcyą waszą jest obrona dzieł pokoju, ale nie ich wytwarzanie; co więcej, mogliście sądzić, że zwyczajny przebieg wojny niszczy je. I zaiste, ja sam, który wam mówię o tych korzyściach wojny, byłbym ostatnim z ludzi, któryby wam mówił tak, gdybym jeno miał się opierać na własnem doświadczeniu. Dlaczego? Poświęciłem znaczną część swego życia badaniu malarstwa weneckiego; wynikiem tego badania było zatrzymanie uwagi na człowieku, największym ze wszystkich Wenecyan, a zarówno, mojem zdaniem, największym ze wszystkich malarzy wogóle. Wyrobiłem sobie tę wiarę (słuszną, czy fałszywą, to obecnie rzecz obojętna) w supremacyę Tintoreta pod dachem, pokrytym jego malowidłami; z malowideł tych trzy najszlachetniejsze były w stanie zupełnej ruiny, bo poszarpały je trzy austryackie granaty. Otóż nie każdy prelegent mógłby wam powiedzieć, że widział swe trzy ulubione obrazy poszarpane przez kule na szmaty. A patrząc na taki widok, nie każdy prelegent powiedziałby wam mimo to, że wojna była źródłem każdej wielkiej sztuki.
A jednak nieodzownie trzeba wyciągnąć taki wniosek z porównania stanów wszystkich historycznych narodów, w jakich się różnemi czasy znajdowały. Aby wam pokazać, jak to rozumiem, naszkicuję przed wami pobieżnie w szerokich zarysach rozwój najlepszej sztuki na ziemi. Pierwszy jej brzask widziany w Egipcie; potęga jej opiera się na nieustannej kontemplacyi śmierci, oraz przyszłego sądu, jakiej oddawał się naród, którego panującą kastą byli kapłani, a drugą z rzędu wojownicy. Największe przez nich stworzone dzieła, to rzeźby ich króli, wyruszających na bitwy, lub przyjmujących hołd pokonanych armij. Powinniście także pamiętać jako o jednem z wielkich źródeł świetności narodu egipskiego, że kapłani zajmowali się nie tylko teologią. Teologia ich była podwaliną praktycznego rządu i prawa, tak, że nie tyle byli kapłanami, ile raczej sędziami religijnymi: urząd Samuela wpośród żydów odpowiadał mniej więcej ich stanowisku.
Wszystkie więc początki sztuki, a więcej niż początki wszelkiej wiedzy zostały stworzone przez ten wielki naród wojowników, który pogardzał wszelkiem rzemiosłem mechanicznem, a nienawidził wprost spokojnego życia pasterskiego. Z Egiptu sztuka przechodzi prosto do Grecyi, gdzie wszystka poezya i wszelkie malarstwo nie są niczem innem, jak opisem, pochwałą lub dramatycznem wyobrażeniem wojny lub ćwiczeń, do wojny przygotowujących, a zostających w związku z praktykami religijnemi. Wszystkie greckie instytucye odnosiły się przedewszystkiem do wojny; a pojęcie jej, jako niezbędnej czynności całego ludzkiego i boskiego życia, wyraża się poprostu w obrazach ich głównych bóstw. Apollo jest bogiem wszystkich władz intellektu; dzierży łuk i strzały wprzód, nim weźmie do ręki lirę. Atena zaś jest boginią wszelkiej mądrości praktycznej. Ale hełm i tarcza prędzej niż wrzeciono odróżniają ją od innych bóstw.
Istniały atoli dwie ogromne i zasadnicze różnice między grecką a egipską teoryą polityczną. W Grecyi nie było kasty wojskowej, bo każdy obywatel był z konieczności żołnierzem. Następnie, jakkolwiek Grecy słusznie pogardzali sztukami mechanicznemi, tak samo jak i Egipcyanie, to jednak nie popełnili fatalnego błędu, polegającego na pogardzie życia rolniczego i pasterskiego; obydwa bowiem rodzaje życia wysoko poważali. Te dwie cechy zdrowszej myśli wznoszą ich na najwyższy stopień mądrości, jaki dotąd wogóle ludzkość osiągnęła, gdyż wszystkie może wielkie sztuki i niemal wszystkie wielkie myśli zostały od nich zapożyczone, bo od nich pochodzą. Odbierzcie nam to, cośmy od nich wzięli, a trudno sobie nawet wyobrazić, jak nizko stałby współczesny Europejczyk.
Przechodząc do następnej fazy historycznej, winniście pamiętać, że chociaż potrzeba wojny dla wytworzenia sztuki — potrzeba jeszcze czegoś więcej niż wojny, a mianowicie instynktu dla sztuki, czyli geniuszu, tkwiącego w narodzie, i że cały talent do malarstwa nie zrobi z was malarzy, chociaż posiadacie zdolności wojenne, jeżeli nie posiadacie równocześnie zdolności artystycznych. W następnej wielkiej dynastyi żołnierskiej instynktu dla sztuki brak całkowicie. Nie zbadałem jeszcze charakteru Rzymian na tyle, aby wam powiedzieć przyczynę tego; wierzę atoli, jakkolwiek się to może wydawać wam paradoksalnem, że jakkolwiek Rzymianin ma prawo mówić, iż pochodzi od Marsa i że ssał wilczycę, to jednak w gruncie rzeczy był więcej farmerem, niżeli żołnierzem. Ćwiczenia wojenne były u niego praktyczne, ale nie poetyczne; poezya jego tkwiła jedynie w życiu domowem, a celem walki pacis imponere morem. Sztuki też nikną w rękach Rzymianina i nie podnoszą się powtórnie aż dopóki razem z gotyckiem rycerstwem nie zrodziło się powtórnie w umysłach europejskich zamiłowanie wojny dla niej samej. Wtedy to razem z romantycznem rycerstwem, nie mogącem pojąć innego szlachetnego rzemiosła — pod walczącymi królami Francyi, Anglii i Hiszpanii, jakoteż pod wojowniczemi księztwami i municypalnościami Włoch sztuka rodzi się znów i wznosi się do wyżyny na wielkich równinach Lombardyi i Toskanii, przez które nie przepływa ani jeden strumień, biorący początek w Alpach lub Apeninach, któryby nie zaczerwienił się krwią, w bitwach przelaną; punktu kulminacyjnego zaś dosięga w mieście, które dało historyi najdzie|niejszy typ żołnierza, jaki istniał kiedykolwiek — w mieście, którego armie prowadził do boju ich król i prowadził do zwycięztwa, chociaż sam był niewidomy i w bardzo późnym wieku.
Od tego zaś czasu w miarę, jak pokój powstaje i rozszerza się w Europie, sztuki upadają. Dosięgają niesłychanego stopnia kosztowności, lecz tracą swą żywotność i w końcu stają po stronie zbytku i korrupcyi, a wśród zupełnie spokojnych narodów więdną całkowicie; częściowo pozostają tylko wśród ras, które, jak Francuzi lub my, zachowały jeszcze usposobienie żołnierskie, jakkolwiek nie wszyscy mogą być żołnierzami.
„Może tak być istotnie,“ zechce zapewne zawołać filantrop: „Niech więc giną sztuki, jeżeli mogą kwitnąć za taką cenę tylko. Cóż są warte zabawki z płótna i kamienia w porównaniu z radością i spokojem życia domowego pozbawionego sztuki?“ Odpowiedzią na to jest: istotnie, same w sobie nic. Ale jako wyraz najwyższego stanu ducha ludzkiego, mają wartość nieskończoną. Jako wyniki mogą być bez wartości, ale jako objawy są nieocenione. Ponieważ nie ulega wątpliwości, że gdziekolwiek zdolności ludzkie występują w całej pełni, tam muszą wyrazić się w sztuce, a powiedzieć, że państwo jest bez tych objawów, to znaczy powiedzieć, że spadło z właściwego pozioniu męzkości. Tak więc mówiąc wam, że wojna jest fundamentem wszystkich sztuk, rozumiem także, iż jest fundamentem wszystkich wysokich cnót i zdolności ludzkich.
Dziwnem było dla mnie to odkrycie i strasznem — lecz widziałem, że to fakt nie ulegający wątpliwości. Przekonałem się, że nie ma podstawy powszechne przekonanie, iż pokój i cnoty życia cywilnego rozwijają się pomyślnie razem. Tylko pokój i występki życia cywilnego kwitną równocześnie. Mówimy o pokoju i nauce, o pokoju i dostatku, o pokoju i cywilizacyi; znalazlem atoli, że nie są to słowa, które muza historyi zestawiła z sobą; na ustach jej bowiem były słowa — pokój i zmysłowość, pokój i samolubstwo, pokój i zepsucie, pokój i śmierć. Krótko mówiąc: znalazłem, że wszystkie wielkie narody nauczyły się prawdy słowa i potęgi myśli w wojnie; że wojna karmiła je, a pokój niszczył, że wojna uczyła je, a pokój zdradzał; — słowem, że rodziły się w wojnie, a wyzionęły ducha w pokoju.
Ale zanotujcie sobie starannie, że nie można tego powiedzieć o każdej wojnie — nie o wszystkich zębach smoczych, które posiane wydadzą zbrojnych ludzi. Nie można tego powiedzieć o spustoszeniu barbarzyńskiego stada wilków pod Genzerykiem; ani o nałogowym niepokoju i wojowniczości górali, jak to było na dawnej granicy Szkocyi, ani o okolicznościowych zapasach silnego, ale pokojowego narodu, broniącego swej egzystencyi, jakiemi były wojny Szwajcaryi z Austryą; ani o walce ambitnych narodów o rozszerzenie władzy tylko, jak to było w wojnach francuskich pod Napoleonem, lub w świeżo skończonej wojnie amerykańskiej. Żadna z tych form wojny nie stworzy niczego innego, oprócz grobów. Twórcza zaś wojna to ta, w której wrodzony duch niepokoju i zamiłowanie do walki wśród ludzi zamienia się za ogólną zgodą w rodzaj pięknej — choć może zgubnej — zabawy, w której wrodzona ambicya i zamiłowanie władzy zamienia się na zwycięski podbój otaczającego zła, i w której wrodzony instynkt samoobrony znajduje uświęcenie w szlachetności instytucyj i czystości ognisk domowych, których ma bronić. Do takiej wojny wszyscy ludzie są zrodzeni, w takiej wojnie każdy człowiek może umrzeć szczęśliwie, i z takiej to wojny w ubiegłych wiekach wyrastały wszystkie najwyższe świętości i cnoty rodzaju ludzkiego.
Wobec tego więc, co powiedziałem, wojnę, o której mam do was mówić, podziely na trzy klasy wojnę dla ćwiczenia, czyli zabawy; wojnę dla podboju i wojnę dla obrony.
Naprzód więc pomówimy o wojnie dla ćwiczenia, czyli zabawy. Traktuję ją w tem świetle głównie dlatego, że przez ciąg całej historyi wojna była wśród klas, które ją wywoływały i proklamowały, więcej rozrywką, aniżeli czemkolwiekbądż innem. Ale nie jest to igraszka dla konskrybowanego lub żeglarza; żaden bowiem z nich nie dał przyczyny do wojny. Dla rządcy, który ją postanawia, i dla młodzieży, która robi ją dobrowolnie swojem rzemiosłem, wojna taka była i będzie zawsze pyszną rozrywką, uprawianą głównie dlatego, że nie mają nic innego do roboty. I to jest święta prawda, bez żadnego wyjątku. Żaden król, zupełnie zajęty rozwojem wewnętrznych zasobów swego królestwa, lub jakim innym wystarczającym przedmiotem myśli, nie wdawał się w wojnę bez przymusu; żaden młodzieniec, zajęty poważnie spokojnemi studyami, lub jakąś pożyteczną działalnością, nie zostawał żołnierzem dobrowolnie. Zajmij go wcześnie i rozumnie rolnictwem lub handlem, nauką lub literaturą, nie pomyśli o wojnie inaczej jak o klęsce. Ale pozwól mu tylko próżniaczyć, a wtedy im dzielniejszy, czynniejszy i bardziej uposażony jest od natury, tem więcej będzie pragnął jakiegoś określonego pola działalności i tembardziej znajdzie w gorączce i niebezpieczeństwie bitwy jedyne zadowalające zajęcie dla swej rwącej się do czynu istoty. Od samych początków cywilizacyi aż do dnia dzisiejszego cała ludność ziemi dzieli się, z grubsza biorąc, na dwie klasy: pracowników i bawiących się — uprawiających ziemię, zajętych przemysłem, budujących, oraz na inne sposoby zdobywających środki do życia — i dumnych próżniaków, potrzebujących nieustannie rozrywki, w której używają klas produktywnych, i pracujących częścią jako bydło, a częścią jako maryonetki i pionki w śmiertelnej zabawie.
Pamiętajcie, że cała cnota i zaleta, jakie mogą tkwić w grze wojennej, sprawiedliwie granej, nikną, gdy do gry wprowadzamy całe masy małych ludzkich pionków.
Jeżeli wy, szlachta tego, czy innego królestwa, chcecie zrobić sobie rozrywkę z zapasów, to nikt wam tego nie broni, bawcie się; ale nie ustawiajcie nieszczęśliwych włościan — pionków na szachownicy zieleniejących pól. Jeżeli zakład idzie o śmierć, ściągajcie ją na swoje, a nie na ich głowy. Na uczciwą walkę w pyle olimpijskim, choćby to był pył grobowy, bogowie chętnie będą spoglądali i sympatyzowali z wami; ale nie staną po waszej stronie, gdy siadacie na bokach amfiteatru, którego stopniami są góry ziemi, areną zaś doliny, zmuszając miliony włościan do gladyatorskich zapasów. Wy także, czułe i delikatne kobiety, dla których i z rozkazu których wybuchnąć musi każda walka, wy doznałybyście może teraz przykrości na myśl o przyglądaniu się jak królowe turniejowi, mogącemu zakończyć się śmiercią. O ileż zatem więcej przykrości winnyście doznawać na myśl o pójściu do amfiteatru, gdzie kilku biednych niewolników morduje się dla waszej przyjemności. Czyż nie wzdrygacie się na myśl o zasiadaniu w teatrze, na którego scenie mordują się nie na śmierć skazani niewolnicy, lecz najlepsi i najdzielniejsi synowie ludu — i to nie w pojedynczej walce — człowiek z człowiekiem — jak gladyatorowie, lecz w zbiorowej walce narodów całych, w pojedynku pokoleń? Powiecie mi może, że wy nie przyglądacie się temu; istotnie prawdą jest, że kobiety Europy — które nie widzą swego własnego interesu sercowego w niebezpieczeństwach walki, zasłaniają kotary swych loż i zatykają ich otwory, tak, że ze sceny mordu może dolecieć ich tylko chwilami nawpół dosłyszany krzyk i pomruk, jakby poświst wiatru w chwili, gdy tysiące dusz opuszcza ciała. Zatykają uszy przed śmiertelnemi okrzykami, i czują się szczęśliwe i wiodą z sobą dowcipne rozmowy. Oto jak dosłownie spędzają nasze damy swe przyjemne żywoty.
W obronie ich występując, moglibyście odeprzeć: — „Nie powodujemy tych wojen dla naszej rozrywki, ani wskutek niedbalstwa; nie możemy wprost im zapobiedz. Jakże spory narodów mogą być inaczej rozstrzygane, niż za pomocą wojen?“ Nie mogę teraz odbiegać od przedmiotu i uczyć was, jakby inaczej spory polityczne mogły być rozstrzygane. Ale zgódźmy się, że nie może być inaczej. Zgódźmy się, że narody nie mogą pojąć praw rozumu; że nie mogą poddać się przepisowi sprawiedliwości i że podczas, gdy sprawa o kilka akrów lub o drobną kwotę pieniężną może być rozsądzona na podstawie prawdy i słuszności, to sprawy, mające się kończyć zatratą lub ocaleniem królestw, mogą być rozsądzane tylko logiką miecza i słusznością armaty. Zgódźmy się na to, ale i wtedy osądzcie, czy będzie zawsze rzeczą konieczną zaszczepiać wasze spory w serca biedaków i podpisywać traktaty krwią włościan? Wstydzilibyście się czynić to samo w zakresie waszych prywatnych stosunków. Dlaczegóż więc nie macie się wstydzić czynienia tego w zakresie spraw publicznych? Gdy się spieracie ze swymi sąsiadami, a spór nie może być sądownie rozstrzygnięty, przytem jest śmiertelny, to przecie nie posyłacie swych lokajów, aby się za was bili; ani też nie podpalacie chat swych dzierżawców i nie niszczycie ich mienia. Załatwiacie spór pomiędzy sobą i sami narażacie się na niebezpieczeństwo. Nie przypuszczacie wcale, aby na sprawę wpływał fakt, że jeden posiada większe domostwo niż drugi, tak, że gdyby słudzy i dzierżawcy wyszli w pole razem ze swymi panami, to wynik walki nie mógłby być wątpliwym. Albo odrzucacie pojedynek, albo odbywacie go według praw honoru, nie zaś według praw siły fizycznej, aby w ten sposób spór do pewnego stopnia sprawiedliwie zakończyć. Otóż sprawiedliwy lub niesprawiedliwy wynik prywatnego sporu nie ma wielkiego znaczenia, podczas gdy sprawiedliwy lub niesprawiedliwy wynik publicznego sporu posiada wieczne znaczenie; a jednak w tym publicznym sporze bierzecie synów swych sług z ich objęć, aby walczyli oń, i odejmujecie pokarm od ust waszych sług, aby go podtrzymywać; czarne pieczęcie na pergaminach waszych traktatów pokojowych, to porzucone ogniska domowe i bezpłodne pola. Tak w tem, jak i w powszechnych zbrodniach, tkwi jakiś ponury komizm. Posłuchajmy, co myśli o tem największy z angielskich myślicieli:
„Jakiż, mówiąc całkiem nieurzędowym językiem, jest cel i wynik wojny? O ile wiem, to żyje i pracuje w brytańskiej wiosce Dumdrudge około pięćset dusz. Z tych pewni, naturalni wrogowie Francyi wybierają po kolei w czasie wojny z Francyą, powiedzmy trzydziestu do noszenia broni zdolnych mężczyzn. Drumdrudge wykarmiło ich i wychowało własnym kosztem; nie bez trudu i zmartwienia wyżywiło ich do wieku męzkiego i wykształciło ich w rzemiosłach tak, że jeden umie prząść, drugi budować, inny kuć, a nawet najsłabszy udźwignąć znaczny ciężar. Mimo to wśród płaczu i klątw wybierają ich; wszystkich ubrano czerwono, wywieziono na okrętach na publiczny koszt o jakieś dwa tysiące mil, albo powiedzmy tylko na południe Hiszpanii, gdzie są żywieni aż do chwili, kiedy będą potrzebni.
Do tegoż samego miejsca w poludniowej Hiszpanii zdąża trzydziestu podobnych francuskich rzemieślników z jakiegoś francuskiego Dumdrudge, aż w końcu po nieskończonych trudach obie partye staną naprzeciwko siebie; trzydziestu staje naprzeciwko trzydziestu, a każdy ma karabin w ręku.
Nagle rozlega się słowo — ognia! — i oto wystrzeliwają sobie nawzajem dusze ze swych ciał, a w miejsce sześćdziesięciu rzeźkich, pożytecznych robotników, pozyskał świat sześćdziesiąt martwych ciał, które musi pogrzebać i opiakać. Czyż ci ludzie mieli z sobą jaką sprzeczkę? Najmniejszej nawet nie mieli; ba, nawet w tak rozległym świecie pomagali sobie wzajemnie drogą handlu.
Stanowczo więc, moi panowie, gry w bitwę nie należy ostatecznie uprawiać w ten sposób. Ale czy należy uprawiać w jakikolwiek sposób wogóle? Jeżeli nie przez waszych służących, to czy winna być uprawiana przez was samych? Sądzę, że tak. Zarówno historya, jak i instynkt ludzki zdają się odpowiadać na to pytanie twierdząco. Wszyscy zdrowi mężczyzni lubią bić się i lubią się narażać; wszystkie dzielne kobiety lubią słyszeć o ich walkach i o ich wystawianiu się na niebezpieczeństwa. Jest to stały instynkt u subtelnych ras; i trudno mi uwolnić się od myśli, że honorowa walka jest odpowiednią dla nich zabawą i że turniej był lepszy od polowania na koniu.
Zarówno we Francyi, jak i u nas, może nastać pora ogólnego polowania z przeszkodami i krokieta; ale nie zdaje mi się, aby w krokiecie mogły się ujawnić najlepsze cechy szlachty obydwóch narodów. W sprawie tej zastosowuję próbę, opierającą się na związku między wojną a sztukami, i zastanawiam się nad tem, jakiego uczucia doznawałbym jako rzeźbiarz, gdyby mi polecono wystawić w Westminster Abbey pomnik dla zmarłego rycerza, z młotkiem w jednej, a bilą krokietową w drugiej ręce. Może być, że są to u mnie jeno resztki dzikiego gotyckiego przesądu; lecz jabym wolał go wyrzeźbić z tarczą po jednej a mieczem po drugiej stronie. Uczyniłbym to bez względu na przywiązaną do postaci zmarłego opowieść o spełnionym obowiązku lub obronie dobrej sprawy.
Przypuśćmy, że ów rycerz wyjechał sobie okolicznościowo tylko, aby pobić się ze swym sąsiadem dla wprawy; przypuśćmy, że był on tylko awanturnikiem i że zdobywał sobie chleb, oraz napełniał sakiewkę przy pomocy miecza. Mimo to doznaję takiego wrażenia, jak gdyby szlachetniej z jego strony było zdobywać swój chleb zabawą wojenną, aniżeli jakąkolwiek inną zabawą; o wiele wolę, aby rąbał, aniżeli zakładał się. O wiele jest lepiej, ażeby ujeżdżał wojenne rumaki, aniżeli konie wyścigowe; wreszcie — a mówię to poważnie i z rozmysłem — o wiele bardziej wolę, ażeby zabił swego sąsiada, aniżeli oszukiwał go.
Ale pamiętajcie, że o ile to może być prawdą, odnosi się jedynie do zabawy w wojnę, w której osobista siła ludzka przejawia się w całej pelni przy władaniu orężem.
A to mianowicie, z trzech powodów:
Po pierwsze wielkiem uświęceniem tej zabawy jest fakt, że gdy jest dobrze grana wykazuje, kto jest najlepszym człowiekiem — kto jest najwyżej urodzonym, najzdolniejszym do zaparcia się, najbardziej nieustraszonym, kto ma najmocniejsze nerwy, najszybsze ramię i najpewniejsze oko. Nie można wypróbować tych właściwości całkowicie, dopóki nie nasunie się możność walki na śmierć lub życie. Tylko przy takiem narażaniu się można w całej pełni wypróbować człowieka, jego duszę i ciało. Możesz oddać się zabawie w bramki, przeszkody lub karty, a mimo to cała tkwiąca w tobie nikczemność pozostanie nieujawniona.
Ale gdy zabawa może się skończyć każdej chwili pchnięciem lancy, człowiek uczyni zapewne mały obrachunek wprzód, zanim zaangażuje się w nią. Wszystko, co w nim złe i zgniłe, osłabi jego dłoń bardziej przy wojowaniu mieczem, aniżeli kijem bilardowym; a na ogół biorąc, zwyczaj lekkomyślnego życia wobec nieustannie grożącej śmierci, miał i zawsze mieć musi skłonność zarówno do tworzenia, jak i doświadczania uczciwych ludzi. Gdy nam chodzi o rozstrzygającą próbę, to wynik walki musi zależyć od szlachetności ciała i pewności ręki. Wynik nie może zależyć od tego, kto z walczących ma najdłuższą armatę, albo kto ustawił się za najgrubszem drzewem, albo kto ma wiatr w twarz, lub komu najlepszy chemik sfabrykował proch strzelniczy, komu żelazo wytopiono przy najlepszym węglu, lub kto ma wreszcie za sobą najzacieklejszy tłum. Rozstrzygajcie wasze bitwy, czy to między narodami, czy między jednostkami, w ten sposób, a tylko powiększycie zamieszanie i dodacie rzeź do braku słuszności. Ale rozstrzygajcie bitwy za pomocą wyprobowania, kto ma najsilniejsze ramię lub najdzielniejsze serce — a postawicie stanowczy krok w kierunku rozstrzygnienia wielu rzeczy ubocznych i to słusznego rozstrzygnienia.
Inne zaś okoliczności, przemawiające za tym sposobem rozstrzygania sporów, to zmniejszenie zarówno spustoszenia i kosztu, jak i fizycznych cierpień. Nie sądźcie, że wygłaszając przed wami tę fantastyczną (jak możecie przypuszczać) pochwałę bitew, przeoczyłem to wszystko, co przemawia przeciwko mnie.
Wszystkich, którzy jeszcze nie czytali, upraszam o przeczytanie z wytężoną uwagą dwóch szkiców Helps’a o Wojnie i Rządzie, drukowanych w pierwszym tomie ostatniej seryi „Przyjaciół w narodzie.“
Wszystko, co można podnieść przeciwko wojnie, zostało tam wyrażone prosto, wyczerpująco i obrazowo. A wszystko, co podniesiono, jest prawdą. Ale dwa wielkie zarzuty, uczynione wojnie przez tego wielce myślącego pisarza, odnoszą się jedynie do współczesnej wojny. Jeżeli trzeba odrywać masy ludzi od zajęć przemysłowych — karmić ich pracą innych — zaopatrywać ich w zabójcze machiny, ulegające niemal codzień zamianie wskutek cywilizacyi narodów, jeżeli trzeba plądrować najechany kraj i zniszczyć na dziesiątki lat jego drogi, lasy, miasta i zatoki, i jeżeli nakoniec, postawiwszy twarz w twarz masy ludzi, liczące setki i tysiące, rozrywacie te masy na szmaty przy pomocy kartaczy, zostawiając fragmenty żywych istot po za pomocą chirurgiczną na to, aby w strasznej torturze ginęły z głodu i pragnienia — to jakaż księga rachunkowa zapisze koszta waszej roboty, jakiż kodeks osądzi waszą winę?
To, powtarzam, jest współczesna wojna — uczona wojna — chemiczno — mechaniczna wojna, gorsza od zatrutej strzały dzikiego. A jednak zechcecie mi może powiedzieć, że inny rodzaj wojny jest dziś wprost niemożliwy. Być może; postęp nauki nie da się, być może, zapisywać inaczej, jak nowemi pomysłami destrukcyjnemi, a braterska miłość chrześciańska udowadniać tylko wzrastającym mordem. Ale słuchajcie przez chwilę, czem wojna była w czasach pogańskiej ignorancyi i czem jeszcze wojna stać się może, gdyby się nam udało zmierzyć naszą czarną naukę i po łączyć pogańską praktykę z chrześciańską teoryą.
Przeczytam wam ustęp z książki, którą każdy z was zapewne zna dobrze, a którą wszyscy znać powinni, to jest z Müllera „Dorians;“ — zestawiłem ze sobą bliżej te punkty, które chcę, aby wam utkwiły w pamięci.
„Główną charakterystyką wojowników spartańskich był wielki spokój i okiełznana siła; gwałtowność Aristodemusa, oraz Izadasa uważano raczej jako naganną, niż pochwały godną; cechy te, ogólnie biorąc, odróżniały Greków od północnych barbarzyńców, których dzielność polegała zawsze na wrzawie i zamieszaniu. Z tej samej racyi Spartanie składali zawsze ofiary muzom przed rozpoczęciem akcyj; oczekiwano po tych bóstwach, że utrzymają regularność i porządek w bitwie; przy tej samej sposobności na Krecie składali ofiarę bogu miłości, jako sprawcy wzajemnego szacunku i poważania. Każdy z mężczyzn wkładał wieniec, gdy orkiestra, z flecistów złożona, dawała sygnał do ataku; wszystkie tarcze w szeregu połyskiwały swym silnym blaskiem, którego świetność mieszała się z purpurą płaszczy, mających zarówno ozdabiać walczących, jak i ukrywać krew zranionych; jedną więcej pobudkę do heroicznej dzielności była chęć upaść na placu boju dobrze i ładnie. Zachowanie się Spartan w bitwie zdradzało piękne i szlachetne usposobienie, odrzucające wszelką krańcowość brutalnego szału.
„Pościg za nieprzyjacielem ustawał po dokonanem zwycięztwie, a gdy rozległ się sygnał do odwrotu, kroki wojenne ustawały.
„Łupienie broni, przynajmniej podczas bitwy, było zakazane, a ofiarowanie bogom łupów, wziętych na poległym nieprzyjacielu, jak wogóle wszelką radość z odniesionego zwycięztwa, uważano za złą wróżbę.“
Tak przedstawiała się wojna największych pogan żołnierzy, modlących się do pogańskich bogów. Czem jest chrześciańska wojna, głoszona przez chrześciańskich mistrzów, niech wam powie ten, co widział święte wieńczenie się i słyszał święte dźwięki fletu, i co doznał natchnienia lub uświęcenia pod wpływem boskiego i muzykalnego języka któregokolwiek z północno-amerykańskich pułków, gotujących się do ataku. Jaki zaś jest względny koszt w życiu wojen pogańskich a chrześciańskich, niech was pouczy ten jeden fakt: Spartanie wygrali rozstrzygającą bitwę koryncką ze stratą ośmiu ludzi; zwycięzcy z pod Gettysburga przyznają się do straty 30,000 ludzi.
Przechodzę obecnie do drugiego rodzaju wojny, najzwyklejszej wpośród ludzi, to jest podejmowanej w chęci zdobycia nowych posiadłości. Pozwólcie mi poprosić was, ażebyście się zastanowili przez chwilę, jakie jest rzetelne znaczenie tego pragnienia panowania naprzód w umysłach królów, potem w umysłach narodów.
Przedewszystkiem rozważcie, że mówię bądź to o królach, bądź o masach ludzi, z tem niezachwianem przekonaniem, że natura ludzka jest rzeczą szlachetną i piękną, nie zaś nikczemną i szpetną; wszystkie grzechy ludzkie uważam za chorobę, a nie za stan normalny, jako szał, któremu można zapobiedz, a nie konieczność, na którą trzeba się zgodzić. A kiedy sprawy biorą nawet najgorszy obrót, to dziwię się zawsze, jak znacznej wyżyny może dosięgnąć natura ludzka. Uważając ją za wzniosłą, znajduję ją zawsze jeszcze wznioślejszą, niż sądziłem, gdy przeciwnie ci, którzy uważają ją za nizką, znajdą ją zawsze jeszcze niższą, niż przypuszczali; w rzeczywistości jest ona nieograniczona i zdolna do nieskończonego wznoszenia się lub nieskończonego upadku; ale istotą jej i tu jest owa wiara, którą chciałbym wam wszczepić, istotą jej jest szlachetność, a nie nikczemność.
Weźcie tę wiarę w jej ostatecznej konsekwencyi. Gdy kapitan okrętu „Londyn” uścisnął ręce oficerowi, mówiąc: — Niech cię Bóg prowadzi! ja pójdę na dno morza z pasażerami — to według mnie, okazał „ludzką naturę, ” nie zrobił tego z żadnych pobudek religijnych, z żadnej nadziei nagrody lub obawy kary; uczynił to poprostu jako człowiek. Ale gdy matka, mieszkająca wśród pięknych pól wesołej Anglii, pozwala swemu dwuletniemu dziecku udusić się pod materacami wewnątrz izby, podczas gdy sama stoi i rozmawia nazewnątrz, to według mnie okazała się nieludzką matką.
Macie tu krótko zestawione dwa krańce. A wy, mężczyzni i kobiety, znajdujący się tu ze mną twarz w twarz, powiedzcie mi, który z tych postępków jest ludzki, który zaś nieludzki — który „naturalny,” a który „nienaturalny?”
Zaklinam was, wybierzcie niezwłocznie swą wiarę — wybierzcie ją bez wahania — wybierzcie raz na zawsze. Czy jako podstawę czynów i nadziei wy bierzecie wiarę, że ów kapitan był takim, jakim go Bóg stworzył, czy że matka była taką, jaką ją Bóg stworzył? które z nich sprzeniewierzyło się swej naturze — swej obecnej istocie i naturze; nie swej dawnej, lecz swej obecnej naturze? które z nich zdradziło ją i sfałszowało? Czy opiekun, który zginął na posterunku, umarł nie po ludzku, jak głupiec, albo czyż morderczyni swego dziecka spełniła prawo swego istnienia? Wybierajcie, powtarzam; od tego zależy cała nieskończoność wyborów. Mieliście wśród siebie fałszywych proroków — mieliście ich przez wieki — chociaż ostrzegano was przed nimi uroczyście; mieliście fałszywych proroków, którzy wmawiali w was, że wszyscy są szatanami albo szakalami, nawpół bydlętami, nawpół dyabłami. Uwierzcie w te słowa, a zaiste możecie upaść do tego poziomu.
Ale odrzućcie te słowa i wierzcie, że Bóg „stworzył was sprawiedliwymi,“ chociaż poczyniliście wiele wynalazków; wtedy codzień będziecie dążyć do stania się czemś więcej, niż chciał lub chce wasz Stwórca, dając wam siłę do stania się czemś lepszem — a będziecie się coraz bardziej wznosić ku szlachetności i dzierżyć się cnoty, która jest w was, mówiąc: „Sprawiedliwości swej trzymam się mocno i nie opuszczę jej.“
Dałem wam wolny wybór, tak jak gdybyście mogli się przechylać na którąkolwiek stronę. Ale w rzeczywistości niema dla was wyboru, fakty bowiem łatwo można sprawdzić. Nie potrzebujecie wcale myśleć o rzeczy, albo czynić wyboru. Bo faktem jest, że istota ludzka, najwyższego gatunku i najdoskonalsza w swym rodzaju, jest niewątpliwie dobra i rzetelna, i że obniżając gatunek, otrzymujemy okrucieństwo i fałsz, zarówno jak i zniekształtnienie, a to tak stale i tak pewnie, że dwa wielkie słowa, które pierwotnie oznaczały tylko doskonałość rasy, stały się oba wskutek niezmiennego łączenia cnoty z subtelną naturą ludzką nazwami dobrotliwego usposobienia.
Słowo szlachetny i słowo delikatny, obadwa pierwotnie znaczyły tylko „czystej rasy,“ ale ponieważ miłosierdzie i łagodność są nieodłączne od tej czystości krwi, słowa, ongi oznaczające pychę, stały się dziś synonimami cnoty.
Czy sądzicie, że myśleć i działać bodajby za milion ludzi, słyszeć ich skargi, strzedz ich słabości, opanowywać ich występki, stanowić dla nich prawa, prowadzić ich, dzień w dzień, do lepszego życia, to nie dosyć pracy dla jednego człowieka? Gdyby którykolwiek z nas był absolutnym panem jednego tylko okręgu, wynoszącego sto mil kwadratowych i postanowił działać dla niego jak może najlepiej — tak, aby mógł wyżywić jak największą ilość ludzi, aby każda grudka ziemi stała się urodzajną, każda skała obronną, a każda ludzka istota szczęśliwą, to czyż nie sądzicie, że miałby dosyć pracy i trudów? Ale gdy władający ma inne, niż ten, cele, gdy nie dbając o wynik swego mieszania się w sprawy, pożąda tylko władzy do interwencyi, i gdy bez względu na to, czy rzecz została źle lub dobrze wykonana, troszczy się o to jedynie, aby ją na jego rozkaz spełniono — jeżeli woli raczej popełnić występek na dwustumilowej przestrzeni, niżeli dobry czyn na stumilowej przestrzeni, to oczywiście będzie się starał o rozszerzanie swego terytoryum i to bez żadnych granic.
Ale czy w ten sposób rozszerza swą władzę? Czy nazwalibyście władzą w dziecku, gdyby mu pozwolono bawić się kołami i transmisyami jakiegoś ogromnego motoru parowego, bawiącego zgrzytem i świstem tak długo, aż jedno nierozsądne dotknięcie sprowadziłoby ruinę całej machiny? A jednak jakaż machina jest tak wielka i tak trudna do poznania, jak umysł narodu?
W dalszym ciągu rzeczy zważcie, że ta prawdziwa potęga, potęga ratunku, nie polega ani na mnóstwie ludzi, ani rozległości terytoryum. Ustawicznie przyjmujemy, że siła narodu pozostaje w prostym stosunku do jego liczebności. Dzieje się tak istotnie jeżeli ta znaczna liczba da się przejąć ideą jednomyślności, ale zkąd pewność, że uda się utrzymać wszystkich w jednej opinii, a powstrzymać od rozdwojenia myśli? A przypuściwszy, że się staną jednomyślnymi, zkąd pewność, że będą takimi w sprawiedliwości? Jeżeli staną się jednomyślni w złem, to im więcej są takimi właśnie, tem są słabsi. Albo przypuśćmy, że nie mogą oni być ani jednej myśli, ani dwóch myśli, lecz poprostu całkiem bezmyślni? Przypuśćmy, że to tylko bezradny motłoch, posuwający się szybko ku katastrofie, na podobieństwo wozu, naładowanego kamieniami, gdy mu się koło złamie. Motłoch taki jest niewątpliwie niebezpieczny dla swych sąsiadów, ale zgoła nie „potężny“.
Siła nie zależy tak samo od rozległości terytoryum, jak i od liczby zaludnienia. Weźcie do ręki mapy — wróciwszy do domu dziś wieczorem — umieśćcie kupkę wysp brytańskich obok wielkiej masy Południowej Ameryki, a potem zapytajcie, czy jakikolwiek naród powinien troszczyć się bardzo o to, ile ziemi zajmuje? Siła tkwi w ludziach, w ich jedności i cnocie, a nie w zajmowanej przestrzeni; mała grupka rozumnych serc jest lepsza od lasu głupców.
A teraz wyciągnijmy z tego wszystkiego krótki wniosek praktyczny. Pamiętajcie, że ostatecznie żaden rząd nie jest silny inaczej, jak tylko w stosunku do swej dobroci i sprawiedliwości, i że naród nie wzmacnia się przez rozmnażanie się i rozpraszanie. Jak dotąd, nie wzmocniliśmy się przez rozmnożenie się w Ameryce. Ba, nawet i wtedy, kiedy naród nie staje wobec ruchu emigracyjnego, to nie powinien pysznić się rozmnażaniem się na swej własnej ziemi, jeżeli rozmnaża się tylko tak, jak muchy, albo szarańcza. Pomnaża swą siłę tylko wzrastając jakby jedna wielka rodzina w doskonałej spójni i braterstwie, wreszcie nie rośnie w siłę drogą rozszerzania panowania nad narodami, którym nie może przynieść żadnej korzyści.
Austrya nie wzmocniła się, lecz osłabiła zajęciem Lombardyi, i jakkolwiek przybyło nam z objęcia Indyi pozornego majestatu i bogactwa, to kwestya czy okażą się one dla nas ostatecznie mocą, czy słabością, zależy w zupełności od stopnia, do jakiego wpływ nasz na miejscową rasę okaże się dobroczynnym i podniosłym. Lecz o ile jakiś naród z własnem narażeniem się rozciąga swoje panowanie z prostego pragnienia władzy, o tyle jeszcze z większem narażeniem się wzdraga przedsiębrać zaczepną wojnę, w stosunku do swej siły, ilekroć razy jest pewien, że jego autorytet byłby pomocny i żeby mógł udzielić ochrony.
Nie powinniście słuchać sofistycznych zarzutów odnośnie do niemożności poznania, kiedy pomoc jest potrzebna, a kiedy nie. Oczyśćcie swe sumienie narodowe, a wasz wzrok narodowy wkrótce się rozjaśni. Żaden człowiek, który rzeczywiście gotów jest wziąć udział w szlachetnej walce, nie będzie wahał się długo nad tem, kto lub w jakiej sprawie potrzebuje jego pomocy. Uważam sobie za obowiązek nie wygłaszać obecnie żadnego wyznania wiary politycznej; ale powiem wam tylko śmiało, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat my, Anglicy, straciliśmy nasze ostrogi, jako naród rycerski: walczyliśmy bowiem tam, gdzieśmy walczyć nie powinni byli, a to z prostego wyrachowania i dla zysku, a znów biernie zachowywaliśmy się tam, gdzieśmy się nie byli powinni biernie zachowywać, i to z obawy.
Powiadam wam, że zasada nieinterweniowania, tak jak ją teraz głoszą między nami, jest tak samo egoistyczna i okrutna, jak najgorszy szał zaborczy, a różni się od niego nie tylko złośliwością, lecz i tchórzostwem.
Wiem, że opinie moje o tym przedmiocie różnią się zanadto od opinij powszechnie panujących, abym je miał wam narzucać; dlatego też przechodzę w końcu do zbadania warunków trzeciego rodzaju szlachetnej wojny — wojny prowadzonej w obronie kraju, w którym urodziliśmy się i dla utrzymania, oraz wykonywania jego praw, bez względu na to, kto mu grozi. Sądzę, że większość ludzi, wstępujących do armii, poczuwa się wistocie do tego obowiązku, to też pragnę obecnie, abyście się razem ze mną zastanowili, jakie są przepisy samoobrony i jaki obowiązek żołnierza, jak się go teraz pojmuje. Postanowiliście uroczyście być angielskimi żołnierzami dla obrony Anglii. Chcę, abyście odczuli, jakie jest właściwe znaczenie tego waszego ślubu.
Po raz pierwszy czynicie go, będąc jeszcze sentymentalnymi uczniami szkolnymi; udajecie się do wojskowego zakonu, albo do baraków zupełnie tak samo, jak dziewczyna udaje się do zakonu, kiedy jest jeszcze w wieku sentymentalizmu; żadne z was nie wie jeszcze wtedy, o co wam właściwie chodzi, jakkolwiek dobrzy żołnierze i dobre zakonnice wyzyskują wasze usposobienie w jak najlepszym kierunku.
Nie rozumiecie zapewne, dlaczego nazwałem was „sentymentalnymi“, kiedy wstępujecie do armii? Otóż dlatego, że na ogół biorąc, zamiłowanie do hazardu, podniecenia, ładnego stroju i pożądanie rozgłosu (a to są wszystko sentymentalne pobudki), skłaniają chłopca, żeby raczej wstąpił do służby wojskowej, niżeli do biura.
Wyobrażacie sobie może, iż surowe poczucie obowiązku łączy się z temi dziecinnemi pobudkami? U najlepszych z was jest tak istotnie, ale nie sądźcie, że to stanowi główny motyw. Gdybyście chcieli spełnić swój obowiązek względem kraju w sposób prozaiczny i niesentymentalny, to wierzajcie mi, że w naszych czasach większym obowiązkiem jest zbierać żniwo, niżeli niszczyć je; większym obowiązkiem budować domy, niżeli palić je — zdobywać pieniądze własną pracą i w ten sposób pomagać ludziom, niżeli opodatkowywać pracę innych, aby za pobrane pieniądze zabijać ludzi; wreszcie większym obowiązkiem jest uczciwie i niesamolubnie żyć, niżeli uczciwie i niesamolubnie umierać, chociaż to ostatnie jest w waszych młodzieńczych umysłach najdzielniejszą rzeczą. O ile więc dla własnego honoru i honoru waszych rodzin przekładacie bohaterską śmierć w czerwonym mundurze nad bohaterskie życie w czarnym surducie, o tyle jesteście sentymentalni; a teraz spojrzyjcie, do czego prowadzi ten wasz uczuciowy ślub. Z początku jeździcie konno, polujecie na tygrysy albo dzikich, strzelacie i padacie od strzałów, jesteście zawsze szczęśliwi i dumni, czczeni i opłakiwani w razie śmierci; czujecie zadowolenie z waszego życia i jego zakończenia; naogół biorąc, wierzycie, że inni osiągają z tego więcej zysku, niżeli szkody, a wy samą tylko przyjemność.
Lecz w miarę, jak pojęcie obowiązku zaczyna się krystalizować w waszych umysłach, ślub przybiera inny charakter. Przychodzicie do przekonania, że oddaliście się w ręce waszego kraju jako broń. Ślubowaliście uderzyć na jego rozkaz i schować miecz w pochwę, jeżeli taka będzie jego wola; wszystko, za co odpowiadacie, to pewność ręki. Tkwi w tem zapewne i dobroć i wielkość, o ile możecie zaufać i ręce i sercu Britomarka, który przytwierdził miecz do waszego boku....
Ale pamiętajcie, że chociaż stan ten może być dobrym i szlachetnym, to jednak jest stanem niewoli. Różne są rodzaje niewoli i różni właściciele. Jednych zapędza do pracy chłosta, drugich krewkość lub ambicya, mniejsza o to, jakiej natury jest bat, niemniej jest batem, chociaż rzemienie wycieliście z własnych dusz; istotą niewoli jest fakt, że człowiek zaprzęga się do bezmyślnej pracy na cudzy rozkaz. Jednych niewolników kupuje się pieniędzmi, drugich pochwałą. Przy pomocy czego dokonywa się kupna, to rzecz całkiem obojętna; znamiennym rysem niewoli jest posiadanie ceny i sprzedawanie się za nią. I wszystko jedno, do jakiej was pracy zaprzęgną: jednych niewolników zaprzęgają do kopania, innych do forsownych marszów; tych do wykopywania rowów, tamtych do wykopywania grobów. Jedni wyciskają sok trzcinowy, drudzy winogronowy, a jeszcze inni wysączają krew ludzką.
Jakkolwiek owoce pracy mogą być różne, rzecz pozostaje całkiem niezmieniona.
Ślubując zostać niewolnikiem jakiegokolwiek pana, powinniśmy się naprzód zastanowić nieco nad tem, do jakiej pracy może nas ewentualnie użyć. Sądzicie zapewne, że bierność jest jedynym obowiązkiem żołnierza, że kraj, który pozostawiliście za sobą, ma prawo posyłać wam rozkazy, których wy macie jeno słuchać. Ale czyście pewni, żeście pozostawili cały kraj po za sobą, albo że część, w ten sposób, pozostawiona, jest najlepszą częścią?
Przypuśćmy — a to przecie łatwe do pojęcia — że wy sami jesteście właśnie najlepszą częścią Anglii; że wy, którzyście się stali niewolnikami, powinniście być panami, a że ci, którzy są panami, powinni być niewolnikami.
Jeżeli macie spełnić rozkaz szlachetnej Anglii, to dobrze, ale jeżeli wy jesteście jej sercem, Anglia zaś, którą pozostawiliście za sobą, tylko pół-sercem, to cóż powiecie wtedy o swem posłuszeństwie? Byliście za dumni na to, aby stać się kramarzami, czyż więc przyjemnie wam zostać sługami kramarzy? Za dumni byliście na to, aby samym zostać kupcami lub rolnikami; czyż więc chcecie mieć kupców i farmerów feldmarszałkami? Uważacie się za wojsko Anglii, a jakież byłoby wasze uczucie, gdybyście znaleźli, że jesteście tylko policyą jej miast fabrycznych?
Jeszcze tak nie jest i ufam, że nie będzie nigdy; ale co wam chcę pokazać i o czem zapewnić to o tem, że ideałem wojskowości nie jest bierne posłuszeństwo i dzielność; że żaden kraj nie znajduje się w zdrowym stanie, jeżeli nawet w małym stopniu oddzielił swą władzę cywilną od wojskowej. Wszystkie państwa świata, jakkolwiek wielkie, upadają natychmiast, skoro tylko zaczną używać wojsk najemniczych, chociaż jestto łagodniejsza forma błędu (ponieważ nie zabarwiona tchórzostwem narodowem), to jednakże nie mniej jest blędem fatalnym — specyalnie zaś błędem naszych czasów, którego wszystkich groźnych następstw jeszcze znać nie możemy, polegającym na pojmaniu najlepszej krwi i siły narodu, tego wszystkiego, co jest dzielne, a nie stoi o wynagrodzenie, kpi z bólu i dochowuje wiary; polegającym na pojmaniu tego wszystkiego i zakuciu w stal, jako też obróceniu na prosty miecz, polegającym na pozbawieniu głosu i woli najlepszej, a oszczędzaniu najgorszej części narodu — tchórzliwej, chciwej, zmysłowej i wiarołomnej — aby dać jej głos i autorytet i główny przywilej, kiedy posiada ona właśnie najmniejsze potemu uzdolnienie.
Wypełnienie waszego ślubu bronienia Anglii nie stanie się bynajmniej poparciem takiego systemu. Nie jesteście prawdziwymi żołnierzami, jeżeli zamiarem waszym jest tylko stać przy drzwiach sklepu i ochraniać subiektów, którzy oszukują. Żołnierz ślubuje umrzeć za ochronę domowych cnót swego kraju, jego słusznych praw, jego podrażnionego lub na szwank wystawionego honoru.
Państwa bez cnoty, bez praw, bez czci, nie jest obowiązany bronić; przeciwnie, naprawić wlasną dłonią to, co w niej widzi podłego. Tak surowem jest prawo natury i życia, że naród zupełnie skorrumpowany może odkupić jedynie despotyzm militarny — nigdy zaś jego własny, wolny wysiłek. Zdrowie każdego państwa polega poprostu na tem, ażeby najrozumniejsi byli też najsilniejszymi, żeby jego władcy byli zarazem jego żołnierzami, albo raczej, aby siłą intellektu raczej, niżeli miecza, żołnierze stali się jego władcami. Wpływ, jaki arystokracya angielska wywiera na cały naród przez to, że przoduje mu zawsze w bitwach, nie utrwali się, jeżeli nie zechce mu też przodować myślą.
Jeżeli kiedykolwiek, to teraz wlaśnie myśli Anglii wymagają uwagi. Bo, czy wiecie na jakie myśli wpadła Anglia wreszcie wskutek tego pięknego podziału pracy (na mocy którego jej dzielni synowie walczą, a tchórze myślą)?
Oto urywek z gazety w mojem ręku, dobrej i uczciwej gazety — reprezentującej najlepszą myśl publiczną w tej chwili; w jednym ze swych artykułów wstępnych traktuje o naszym „dobrobycie społecznym“ — o naszej „gorączce życia“ — o politycznem zwierzchnictwie Wielkiej Brytanii. I jakże myślicie, czemu się to wszystko zawdzięcza? Może temu, co nasi przodkowie uczynili, lub czego nas nauczyli przez tyle wieków? Nie: nie temu. Może uczciwości waszego serca, albo trzeźwości głowy, albo stałości woli? Nie, i nie temu. Może naszym myślicielom, mężom stanu, poetom, generałom, męczennikom, lub cierpliwej pracy biedaków? Nie, i nie temu, a przynajmniej nie temu głównie.
„Nie — powiada gazeta — więcej, niż jakikolwiek inny czynnik, taniość i obfitość węgli uczyniła nas tem, czem jesteśmy.“ Jeżeli tak, to „popiół do popiołu“ będzie naszym nagrobkiem! i im prędzej, tem lepiej.
Powiadam wam, dżentelmani Anglii, jeżeli kiedykolwiek chcecie widzieć wasz kraj oddychający znów czystym oddechem nieba i przyjmujący w siebie ducha, zamiast gnijący i rozpadający się, wydęty kwasem węglowym (i w ten tylko sposób wielki), to musicie zarówno myśleć i czuć za Anglię, jak wszyscy bić się za nią; musicie nauczyć się, że prawdziwa wielkość, jaką kiedykolwiek dotąd osiągnęła lub jeszcze osiągnąć może, zdobyła wtedy, kiedy pola jej były zielone, a twarze jej dzieci zarumienione — że wielkość jeszcze jest dostępna dla Anglików, chociażby ziemia pod ich stopami nie była wyżłobiona, a firmament nad ich głowami czarny — i że gdy dla ich kraju nadejdzie czas złożenia swego honoru w pyle, to jego flaga nie powieje wyżej dlatego, że to będzie pył węglowy. Dżentelmani, odzywam się do was uroczyście, że zbliża się dzień, w którym żołnierze Anglii staną się jej wychowawcami, a kapitanowie jej armii kapitanami jej myśli.
Pamiętaj więc, wojskowa młodzieży, która jesteś w ten sposób całą nadzieją kraju, albo musisz nią być, jeżeli kraj ma posiadać jakąkolwiek nadzieję; pamiętaj, że zdolność twa do spełnienia twego całego przyszłego zadania zależy od tego, czem jesteście obecnie.
Żaden żołnierz dobry w starszym wieku nie był niedbałym lub umysłowo leniwym w młodości. Niejeden bezmyślny chłopiec stał się dobrym biskupem, albo dobrym prawnikiem, albo wreszcie dobrym kupcem, ale nigdy taki chłopiec nie został dobrym generałem.
Wzywam was do pokazania mi w całej historyi choć jednego żołnierza, któryby nie był poważnym i rozważnym w swej młodości. Nie toleruję wogóle ludzi, mówiących pobłażliwie o bezmyślności „młodego wieku“. Wolę raczej słyszeć o bezmyślnej starości i pobłażliwości dla niej.
Gdy człowiek spełnił już swą pracę i nic już nie może w jego losie uledz istotnej zmianie, niechaj zapomni o trudach i żartuje ze swego losu, jeżeli tak chce; ale jakie usprawiedliwienie możecie znaleźć dla bezmyślności wtedy, kiedy cała przyszłość zależy od jednego postanowienia?
Młodzieniec bezmyślny, kiedy całe szczęście jego ogniska domowego zależy od jednej chwili; bezmyślny młodzieniec, gdy cała jego karyera zależy od jednego kroku; bezmyślny młodzieniec, gdy każdy jego czyn jest fundamentem przyszłego postępowania, a każda myśl źródłem życia lub śmierci!
Bądźcie bezmyślni kiedykolwiek, potem raczej, niż obecnie — jakkolwiek, zaiste, jest tylko jedno miejsce, w którem człowiekowi wolno być bezmyślnym — to jest śmiertelne łoże. Żaden proces myślenia nie powinien się odkładać aż do tej ostatniej chwili.
Postanowiwszy tedy, że nie będziecie trwonić lekkomyślnie, lecz używać poważnie tych waszych młodych lat życia, pamiętajcie, że wszystkie obowiązki dzieci Anglii względem jej ojczyzny można wyrazić w dwóch słowach: praca i honor.
Naprzód mówię: praca; ponieważ młodzież wojskowa szczególniej ulega pokusie szwankowania w tym kierunku. Czyż dlatego, że życie wasze może być przypuszczalnie krótsze od życia innych ludzi? To nie racya, aby je lekkomyślniej od innych trwonić; ani też obowiązki waszego zawodu, którego wymagają ćwiczenia ciała, nie pociągają wcale zaniedbywania umysłu.
Przeciwnie, doświadczenia, trudy i czynności życia wyrabiają w żołnierzu silniejszą niż u innych władzę myślenia; a kiedy dla innych wiedza znaczy często nie wiele więcej niż rozrywka, dla żołnierza nie ma takiej wiadomości, któraby nie mogła odegrać w jego życiu bardzo ważnej roli.
Studentowi matematyki można wybaczyć niedbalstwo w studyowaniu krzywych, które znaczy się tylko ołówkiem, ale nie można wybaczyć niedbalstwa w studyowaniu krzywych, nakreślanych kulą armatnią. Znajomość zdrowej rośliny może pociągnąć za sobą wykarmienie armii, znajomość jakiegoś ciemnego punktu w geografii może rozstrzygnąć powodzenie kampanii.
Nigdy więc nie marnujcie ani chwili czasu; grzech próżniactwa jest tysiąc razy większym grzechem u was, niżeli u innej młodzieży, bo los tych, którzy znajdą się kiedyś pod waszymi rozkazami zależy od waszej wiedzy; obecnie stracone chwile mogą znaczyć na śmierć wystawione życia ludzkie, a każdą chwilę, obróconą na zabawę, kupujecie czyjąś krwią.
Ale jest sposób marnowania czasu, ze wszystkich najnikczemniejszy, ponieważ przy jego pomocy marnujecie nie tylko czas, ale i energię waszego umysłu. Ze wszystkich niedżentelmańskich zwyczajów, w jakie możecie popaść, najbrzydszym jest zakładanie się lub interesowanie się wynikiem zakładów. Łączy on w sobie wszystkie niemal cechy szaleństwa i występku; skupiacie bowiem uwagę waszą na kwestyi szansy, zamiast na rzetelnej wiedzy, a popieracie opinie, których nie macie czem poprzeć, chyba tym faktem, że to wasze opinie. Cała bezczelność egotyzmu tkwi w tym fakcie, o ile zaś jeszcze zamiłowanie podniecenia łączy się z nadzieją wygrania pieniędzy, stajecie się najgorszym gatunkiem kupców — to jest kupców, żyjących ze spekulacyi. Gdyby za pracą nic innego nie przemawiało, jak tylko to, że chroni od tak skandalicznego występku, to jużby zupełnie wystarczało. Pracujcie uczciwie, a znajdziecie się w posiadaniu pełnego chwały szczęścia; nie takiego, jakie można zdobyć rączością nóg końskich, lub stracić wskutek nierówności kuli.
Po pierwsze, przez pracę musicie spełnić swój ślub wobec ojczyzny; ale cała praca i poważne traktowanie życia okażą się nieużyteczne, jeżeli nie uświęci ich wasze postanowienie pozostania we wszystkiem ludźmi honorowymi; nie honorowymi w zdawkowem pojęciu tego słowa, ale w najwyższem.
Oprzyjcie się na potędze dwóch głównych słów w wierszu: integer vitae, scelerisque purus. Ślubowaliście Anglii swe życie; oddajcie jej to życie w całosci — czyste, nieskazitelne, doskonałe życie — rycerskie życie.
Dlatego, że dziś musicie walczyć maszynami, a nie lancami, to może z tego wynikać większe niebezpieczeństwo, niż dawniej, ale nigdy mniejsza wartość charakteru. Możecie być rzetelnymi rycerzami, chociaż nie nazywacie się equites; możecie się nazywać „artylerya“ zamiast „kawalerya“, ale to nie racya, dla której nie mielibyście się nazywać równocześnie rzetelnymi ludźmi.
Pierwsza rzecz, o jaką winniście się troszczyć jako żołnierze, to być rzetelnymi ludźmi. Odwaga jest rzeczą zwykłą wśród zwyczajnie dobrze wychowanej młodzieży; ale ani prawda, ani szlachetność nie są tak zwyczajne. Musicie się niemi opasać jak tarczami; musicicie je wypisać sobie na sercach, chociaż nikt może nie wymagać od was, to jednakże wy sami wymagajcie od siebie tego ślubu nieskalanej prawdy. Serca wasze, jeżeli je zostawicie bez uprawy, będą jakby grobami, w których dobro leży pochowane.
Zamieńcie się na krzyżowców dla odzyskania tego świętego grobu, a pamiętajcie przedewszystkiem, gdyż nic innego tak bardzo strzedz was nie będzie, że najwyższem prawem rycerskości są obowiązki względem kobiet. Kogokolwiekbyście oszukali, skrzywdzili lub zostawili bez pomocy, to nie wolno wam oszukać, skrzywdzić, lub zostawić bez pomocy, oczywiście odpowiednio do waszej mocy, żadnej kobiety na jakiemkolwiek stanowisku w życiu. Wierzcie mi, że każda cnota wyższych form charakteru męzkiego zaczyna się tutaj — w prawdzie i skromności wobec wszystkich dziewic; w prawdzie i litości, albo w prawdzie i szacunku względem wszystkich kobiet.
A teraz niechaj mi wolno będzie zwrócić się na chwilę do was — kobiety i dziewice, które jesteście duszami żołnierzy, do was, matki, które poświęciłyście waszych synów wielkiej hierarchii wojskowej. Niech mi będzie wolno skłonić was do rozważenia, jak macie pomagać tym, którzy was kochają; bo jeżeli wy zrobicie zawód i oni go uczynią; wy jesteście tak absolutnemi pomocnicami, że żaden mężczyzna nie może się ostać bez tej pomocy, ani też pracować o własnych siłach.
Znam wasze serca i wiem, że nigdy nie zawodzą w chwili stanowczej próby. Ale nie wiecie, kiedy lub gdzie zaskoczy was ta stanowcza próba. Wyobrażacie sobie, ze przeznaczeniem waszem jest tylko czekać i cierpieć z poddaniem się. Wiecie, że wam nie wolno osłabiać serc swych mężów i kochanków, nawet tą jedną jedyną obawą, do jakiej ich serca są zdolne, obawą rozłąki z wami, albo obawą zmartwienia was w ciężkich latach rozłąki, w chwilach oczekiwania nieznanego losu; w dziesięciokrotnej goryczy zmartwienia, które tak łatwo mogło stać się radością, i w tęsknocie za życiem przedwcześnie zgaszonem — we wszystkich tych cierpieniach nie zawodzicie i nie zawiedziecie.
Ale próba wasza nie w tem tkwi. Być bohaterskiemi w nieszczęściu, to nic wielkiego; — wszak jesteście Angielkami. Być heroicznemi w zmiennych kolejach losu, to nic; — bo czyż nie kochacie? Zachować cierpliwość po bolesnej stracie, to nic, bo czyż nie kochacie jeszcze i w niebie? Ale być heroicznemi w szczęściu, zachowywać się poważnie i sprawiedliwie w olśniewającym blasku wschodzącego słońca; nie zapomnieć o Bogu, któremu ufacie, kiedy wam daje najwięcej; nie zawieść tych, którzy wam ufają, kiedy zdają się najmniej was potrzebować; oto jest konieczna dla was dzielność. Nie w cierpieniach rozłąki, nie w niebezpieczeństwie bitwy, nie w udręczeniach choroby modlitwa wasza winna być najgorętsza, lub opieka wasza najczulsza. Módlcie się, matki i dziewice, za młodych żołnierzy w pełni ich pychy; módlcie się za nich, gdy jedyne otaczające ich niebezpieczeństwa tkwią w ich własnem niewłaściwem postępowaniu, czuwajcie i módlcie się wtedy, kiedy mają stanąć nie wobec śmierci, lecz wobec pokusy. Ale też taką właśnie dzielność czeka piękna nagroda. Wierzcie mi, że cały charakter i bieg życia waszych kochanków w waszych spoczywa dłoniach; czem zechcecie ich mieć, tem będą, jeżeli zapragniecie nie tylko ich mieć takimi, ale i zasłużycie sobie na to; są oni bowiem jeno lustrami, w których oglądacie same siebie; jeżeli jesteście płoche i oni będą takimi; jeżeli wy nie rozumiecie zakresu ich obowiązków, oni też o nim zapomną; nie będą oni, bo nie mogą słuchać innej interpretacyi swego obowiązku, jak tylko tej, którą wasze usta wygłaszają.
Każcie im być dzielnymi; będą przez was dzielnymi; każcie im być tchórzami, a chociaż byliby nie wiem jak szlachetni, to spodleją przez was. Każcie im być mądrymi, a staną się przez was mądrymi; szydźcie z ich wad, a staną się przez was głupcami; taką i tak bezwzględną jest wasza nad nimi władza. Wyobrażacie sobie może, bo często wam to mowiono, że żona powinna rządzić tylko domem męża, a nie jego umysłem.
Ah, nie! prawdziwa zasada jest tej wprost przeciwna; rzetelna żona jest sługą w domu swego męża, królową jest w jego sercu. Jej rzeczą jest być najwyższą dla niego ideą; jej rzeczą dać obietnicę najwyższych jego nadziei; wszystko, co jest w nim ciemnego, jej zadaniem jest rozjaśnić; wszystko, co jest w nim słabego, ona musi w nim wzmocnić; u niej to musi on zyskać pochwałę bez względu na to, co świat mówi, i w niej, mimo wojny, obejmującej świat cały, musi znaleźć spokój.
Wreszcie jedno słowo jeszcze. Dziwicie się może, iż cały czas wygłaszałem słowa na cześć wojny. Prawdziwie, gdyby to było możliwe, to ja pierwszy przyłożyłbym rękę do młota, mającego przekuć miecze na pługi; a jeżeli to niemożliwe, to już nie ma w tem naszej winy. To wasza wina, w całości wasza. Tylko wskutek waszego rozkazu, lub wskutek waszego pozwolenia, jakakolwiek walka między nami powstać może.
Prawdziwą i ostateczną przyczyną wszystkiej biedy, nędzy i szału wojennego w Europie jest to, że wy, kobiety, jakkolwiek dobre, religijne i poświęcające się dla tych, których kochacie, jesteście zanadto samolubne i bezmyślne na to, aby troszczyć się o kogokolwiek po za waszem bezpośredniem otoczeniem.
Wyobrażacie sobie, że was ból innych martwi. Otóż powiem wam tyle tylko, że gdyby przez wojnę rozumiano nie zrywanie dachów z chałup chłopskich i nie plądrowanie ich pól, lecz tłuczenie porcelany i szkła na waszych stołach w salonach, to wojna w żadnym cywilizowanym kraju nie trwałaby i tygodnia. Powiem wam więcej, że kiedykolwiek zechcecie położyć koniec wojnie, uda się wam dokonać z mniejszym trudem, niżeli potrzebujecie do ubrania się na obiad uroczysty.
Wiecie, a raczej mogłybyście wiedzieć, pomyślawszy nieco, że każda bitwa, o jakiej słyszałyście kiedykolwiek, natworzyła wiele wdów i sierot. Nikt z nas nie ma dosyć serca na żal razem z niemi. Ale moglibyśmy conajmniej przywdziać zewnętrzne symbole żalu.
Niech każda chrześcianka, obdarzona sumieniem, ślubuje nosić bodaj zewnętrzną żałobę po pomordowanych bliźnich. Modlitwa wasza jest bezużyteczna, a wasze chodzenie do kościoła prostem przedrzeźnianiem Boga, jeżeli nie jesteście w stanie tego na sobie wymódz.
Niech każda dama z wyższych klas cywilizowanej Europy ślubuje poprostu, że podczas każdej wojny będzie ubierała się czarno; bez klejnotów, ozdób i figielków — a powiadam wam, że żadna wojna nie trwałaby i tygodnia.
I wy, kobiety angielskie, i wasi duchowni, krzyczycie w niebogłosy dlatego, że słyszycie, jako biblie wasze narażone są na ataki. Jeżeli chcecie być posłuszne waszym bibliom, będzie wam zupelnie obojętnem, kto je atakuje.
Właśnie ponieważ nie spełniacie ani jednego z przepisów tej księgi, to troszczycie się tak bardzo o jej kredyt, i ponieważ nie staracie się być posłusznemi jej całym słowom, to dlatego dbacie tak bardzo o litery. Biblia każe wam ubierać się skromnie, a wy szalejecie za świecidłami. Biblia kaze wam litować się nad biednymi, a wy miażdżycie ich pod kołami waszych powozów. Biblia nakazuje wam sprawiedliwość, a wy ani wiecie, ani chcecie nawet wiedzieć, co znaczy biblijne słowo „sprawiedliwość.“
Nauczcie się bodaj tyle prawdy, ile w tem się mieści; wiedzcie, czego On chce, kiedy chce, abyście byli sprawiedliwi; uczcie swych synów, że dzielność ich jest tylko głupią przechwałką, ich czyny jeno miotaniem się podpalacza, jeżeli nie są sprawiedliwi i nie boją się Boga, a wkrótce nie będziecie miały więcej wojny, chyba taką, której On chce, o którym, chociaż jest księciem pokoju, powiedziano: „W sprawiedliwości swej sądzi i wojnę czyni.“