Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres III/całość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852) |
Część | Okres III |
Wydawca | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Data wyd. | 1918 |
Druk | Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
„W epoce Flottwellowskiej — zauważa Jan Koźmian[1] — biurokracya wzięła niejako W. Księstwo Poznańskie w posiadanie, ugruntowała swoje rządy i zorganizowała silny zastęp. Czując się na siłach, nie w jednym wypadku urzędnicy poznańscy nawet dobre chęci wyższej władzy udaremniali.”
Tak było do śmierci króla Fryderyka Wilhelma III, zmarłego 7 czerwca 1840 r.
Syn i następca jego, 45-letni Fryderyk Wilhelm IV, był człowiek światły, niezwykłą w obejściu odznaczający się uprzejmością, skłonny do szlachetnych porywów, obdarowany trafnym dowcipem i humorem, niezapalony wojskowy, ale dziwną przejęty czcią dla przestarzałych form feodalnych i idei absolutyzmu.
Przebywając nieraz jako następca tronu w W. Księstwie Poznańskiem, miłe zawsze po sobie pozostawiał wrażenie, stąd też Polacy powzięli nadzieję, że niejedno się na ich korzyść zmieni.[2]
Jakoż zaraz po wstąpieniu na tron uwolnić kazał arcybiskupa Dunina, który ku wielkiej radości dyecezyan 5 sierpnia wraz z swym penitencyarzem ks. Józefem Walkowskim powrócił do Poznania, a dnia 27 sierpnia 1840 r. wydał okólnik tej treści, że ponieważ prawem krajowem zabronionem jest duchownym katolickim przy zawieraniu małżeństw mięszanych stawiać przepisanych przez Kościół warunków, przeto kapłani w takich razach nie powinni czynić, coby mogło mieć pozór, jakoby uznawali takie małżeństwa za słuszne, i wolno im stosownie do oświadczenia królewskiego i przepisu prawa krajowego (Rozdział II, tyt. XI. § 442) odwrócić swej przytomności i wszelkiej religijnej czynności bez podania powodów.
Dnia 10 sierpnia 1840 r. ogłosił król amnestyą dla przewinień politycznych, skutkiem czego odzyskali wolność więzeni od lat 5 i więcej obywatele, między innymi pułkownik Ludwik Sczaniecki z Boguszyna, lub powrócili z wygnania, jak Tytus hr. Działyński i Seweryn hr. Mielżyński.
Zniósł także król zakaz dalszego przystępowania do Ziemstwa kredytowego i wielu obywateli polskich odznaczył.
Miano hrabstwa dla dóbr swych przygodzickich otrzymali książęta Radziwiłłowie, a Atanazy hr. Raczyński głos wirylny w sejmie prowincyonalnym, hrabiami zostali mianowani: Stanisław Poniński z prawem pierworodztwa i posiadania Wrześni, pułkownik Józef Goetzendorf-Grabowski z prawem pierworodztwa i posiadania dóbr Łukowa, Józef Goetzendorf-Grabowski z prawem pierworodztwa i utworzenia ordynacyi z dóbr Grylewa, Rajmund Skorzewski, ordynat na Czerniejewie, z prawem pierworodztwa, Jan Nepomucen Żółtowski z prawem pierworodztwa i posiadania Jarogniewic. Szambelanami mianowano: Kęszyckiego z Ilginia, Władysława hr. Radolińskiego z Borzęciczek, Marcelego Żółtowskiego z Czacza, niegdyś adjutanta generała Kickiego, hr. Adolfa Potworowskiego z Parzęczewa i Erazma Stablewskiego z Dłoni. Ordery otrzymali: hr. Edward Raczyński, hr. Edward Potworowski z Przysieki, ks. dr. Leon Przyłuski, proboszcz katedralny gnieźnieński i ks. Kompałła.
W dniu 10 września miały stany W. Księstwa Poznańskiego złożyć w Królewcu hołd królowi. Gdy już wszyscy z Księstwa zebrali się deputowani, wniósł Flottwell, aby marszałek w przemowie swej do króla ograniczył się na dziękczynnej treści, a żadnych skarg, zażaleń ni próśb z nią nie łączył, „bo jest się w Królewcu tylko w charakterze poddanych pruskich.”[3] Ale nie przyznano mu ani słuszności przyczyny ani prawa przepisywania, jakiej treści powinna być mowa marszałka. Zgodzono się wreszcie na wybór komisyi redakcyjnej. Skoro jednak zaraz na pierwszem posiedzeniu wystąpił prezes sądu apelacyjnego Frankenberg z czysto pruskiego stanowiska, a hr. Edward Potworowski bez ogródki skarcił go za to, powstała tak gwałtowna sprzeczka, że trzeba było przerwać posiedzenie.
Nie pozostało tedy nic innego jako poddać już gotowy projekt mowy pod głosowanie w komisyi. Ale zaledwie przewodniczący w komisyi hr. Edward Raczyński projekt ten na zebraniu odczytał, Niemcy w żaden sposób na niego zgodzić się nie chcieli, a Flottwell krzyknął: „Tu niema Polaków, tylko Prusacy!” Na to hr. Potworowski, zwróciwszy się do Flottwella, zawołał: „My na naszej własnej jesteśmy ziemi, a Wy, Panowie, jesteście przybranemi jej dziećmi.”
Straszliwy powstał zamęt, wśród którego krzyczał Flottwell: „Wypraszam sobie, panie hrabio, abyś podobnych nie powtórzył wyrażeń.” Potworowski do najwyższego stopnia oburzony, chciał odpowiedzieć, gdy hr. Edward Raczyński, z zimną krwią odezwawszy się, burzę zażegnał, poczem, nie czekając, jął wymieniać nadużycia władz poznańskich, dając tym sposobem do poznania, że oburzenie Polaków było słuszne, a cała wina zajścia spadła na Flottwella. Snać zmiarkował to Flottwell, bo, gdy hr. Raczyński przestał mówić, odezwał się: „Będzie nie wątpię, lepiej, bo musi być lepiej.” Na co Raczyński odrzekł: „Dobrze, ale niechże nam tego władze czynem dowiodą!”
Po tej scenie odczytany został inny projekt mowy, na który składali się Twardowski, były radca ziemiański, Erazm Stablewski i Naumann. Projekt ten, nie zawierający nic obraźliwego ani dla jednej ani dla drugiej strony, przyjęto. Z tak ułożoną mową wystąpił marszałek Poniński przed królem 10-go września.
Rota przysięgi dla deputowanych W. Księstwa Poznańskiego już nie brzmiała tak, jak w r. 1815 przy składaniu hołdu w ręce namiestnika. W r. 1841 składano bowiem hołd „królowi pruskiemu, margrabiemu brandenburskiemu, burgrabiemu norymberskiemu” — i nic więcej.
Chodziło koniecznie o to, aby przedłożyć królowi skargi na bezwzględne postępowanie Flottwella. Tego zadania podjął się hr. Edward Raczyński.
Według zwyczaju wyznaczona została audyencya u króla dla wszystkich tych obywateli z Księstwa, którzy nowych byli dostąpili odznaczeń. Pomiędzy nimi znajdował się też Raczyński. Gdy tedy ceremonia podziękowania już się ukończyła, wystąpił Raczyński i poprosił króla o głos, który uzyskawszy, w te przemówił słowa:
— N. Panie! Powodowany wielkodusznością, jaką Cię Pan Bóg dla dobra Twych poddanych obdarzył, puściłeś na wolność naszego arcybiskupa i wydałeś powszechną dla politycznych przestępców amnestyą. Najwyższem zatwierdzeniem przystępu do instytutu Ziemstwa kredytowego zwiększyłeś liczbę dobrodziejstw, wyświadczonych naszej prowincyi w tak krótkim przeciągu panowania. Przejęci uczuciem wdzięczności, pozwalamy sobie tak w naszem jak i w naszych rodaków imieniu złożyć za te doznane dobrodziejstwa jak najpoddajniejsze dzięki. Równie wzniośle przestrzegający czci ku rodzicom, jak dbający o miliony poddanych, nie znasz N. Panie wyższego szczęścia nad zespolenie się wszystkich w równej miłości i wdzięczności około dostojnego tronu. Pospieszyć naprzeciw takim przekonaniem dopomagać tak uszczęśliwiającym celom przystoi poddanym, pierwszym wszelako i niezbędnym warunkiem dopełnienia tej powinności jest czysta prawda. Albowiem taki tylko monarcha zdolen uszczęśliwiać miłością ojcowską, który zna potrzeby poddanych, skarg ich chętnie słucha i z współczuciem je sprawdza. Wasza Królewska Mość dałeś pierwszymi swymi czynami przed całym światem dowód łagodności, jaka być zwykła udziałem prawdziwej potęgi, i ona to spowodowała nas, że, usuwając wszelkie wątpliwości, czujemy konieczność dać Ci, N. Panie, choć mały obraz cierpień, na które nam się uskarżać przychodzi. Wasza Królewska Mość będziesz umiała znaleść przeciw nim najskuteczniejsze środki.” —
Jesteśmy ludem, który nie zatracił ani pamięci ani poczucia swej dawnej godności. Cóż więc dla nas boleśniejszego jak myśl, że najpotężniejsze rządy Europy, którym Opatrzność losy nasze powierzyła, skazały nas, zdaje się, na zatratę. W wzniosłej Twej duszy goreje miłość wszystkiego, co szlachetne i dobre, więc uznajesz też, N. Panie, że Twoje ludy powołane są do duchowego i moralnego doskonalenia się, anibyś chciał panować nad niegodnem plemieniem. Dla tego nie będziesz mógł N. Panie tłomaczyć sobie z złej strony prośby naszej najuniżeńszej o uchylenie tych prześladowań, któremi nam dotąd dokuczano. Spoczywający w Bogu ojciec Waszej Królewskiej Mości szedł za głosem tychże samych pobudek królewskiego poczucia, kiedy nam jak najuroczyściej w patencie okupacyjnym z 15 maja 1815 r. zapewnił ojczyznę, narodowość, religię i język naszych ojców. To samo zapewnienie powtórzył namiestnik królewski, nim hołd naszego posłuszeństwa odebrał 3 sierpnia 1815 r. Przysięgaliśmy w tej mocnej wierze, że słowo króla, od którego szczęście milionów zależy, czyste jest jak światło słońca i żadnej nie podpada interpretacyi. Któżby był w tem, co nam ofiarowano w zamian za to, cośmy postradali, widział co innego aniżeli najczystszą prawdę? Któżby był zdołał powiedzieć, jak wyglądać będzie rzeczywistość i zawiedzione będą gorzko nasze nadzieje? co wszystko w kolei czasów aż do odprawy sejmowej z r. 1837 i aż do dziś dnia nas nawiedzi? Racz, N. Panie, porównać z duchem jasnym pierwszej obietnicy królewskiej one późniejsze prawa, rozporządzenia i instytucye, które nam krok po kroku zatruwały najdroższe te prawa i dobra, jakie uratowaliśmy z wielkiego rozbicia. Racz porównać, N. Panie, z zewnętrznym pozorem, który tylko przelotnie zachowuje litera, te sposoby, jakimi prawa wchodzą w życie, praktykę, władz naprzeciw nam, nie uwierzysz, N. Panie, abyśmy dzisiejszy stan naszego ojczystego kraju mieć mogli za ojczyznę, aby nasze wyższe potrzeby zaspokojone były, a nasze wznioślejsze życzenia cel godny szlachetnej energii znajdowały. Nie prawo, lecz nadużycia jego odarło nas z wszystkich przywilejów, które śp. ojciec Waszej Królewskiej Mości przy okupacyi naszego W. Księstwa w swej wspaniałomyślności nam nadał. Najdostojniejsze słowa królewskie, wyrzeczone w patencie z 15 maja 1815 r. „I wy macie ojczyznę, a z nią dowód mego szacunku za wasze do niej przywiązanie. Zostajecie wcieleni do mojej monarchii, nie potrzebując zrzec się waszej narodowości, język wasz ma być używany obok niemieckiego w wszystkich urzędowych czynnościach”, słowa te niezatarcie wyryły się w nasze dusze, tak samo i ogłoszone z najwyższego rozkazu rozporządzenia z 8 i 12 lipca, wedle których „władze W. Księstwa Poznańskiego używać mają pieczęci z prusko-wielko-książęco-poznańskim orłem z napisem okólnym władzy w niemieckim i polskim języku, miejsce dotychczasowego herbu publicznego i znaków krajowych zająć ma w W. Księstwie Poznańskiem królewsko-prusko-wielkoksiążęcy orzeł; pierwszy prezes najwyższego sądu apelacyjnego i prezesi sądów ziemskich winni być wybierani z pomiędzy rodaków; polska mowa zachowaną być ma w wszystkich czynnościach.”
Oto są, N. Królu i Panie, te przywileje i łaskawe wyrażenia, któremi nas powitał przy okupacyi ojciec Waszej Królewskiej Mości. W przeciągu lat 25 utraciliśmy powoli w praktyce wszystkie te nadane nam korzyści. Regulamin z 17 kwietnia 1832 r., wydany przez ministeryum, wygnał tak dalece z wszelkich publicznych sądowych i niesądowych czynności język polski, że władze wydają już tylko niemieckie rozporządzenia, a dla tych, którzy nie rozumieją wcale po niemiecku, dołączają polskie tłomaczenia, zwykle bardzo niedostateczne, a których w aktach często śladu niema, skoro nie posiadają prawnie zobowiązującej siły i znaczenia. —
W obydwóch królewskich rejencyach są zaledwie dwaj członkowie rozumiejący jako tako po polsku, a mamy sądy, w których oprócz tłomacza zaledwie jeden znajduje się asesor lub referendaryusz, mogący rozmówić się z stronami. Nigdzie zaś nie brakuje takich, których po polsku brzmiące nazwisko zakryć ma zupełną nieświadomość polskiego języka.”
„Biedny wieśniak musi niemieckie rozporządzenia i wyroku kazać sobie dopiero tłomaczyć, gdy jest indagowany, każą mu zrzec się polskiego protokołu, którego treść opowiadają mu w zaledwie zrozumiałej polszczyźnie”.
„Pułkownika Andrzeja Niegolewskiego odrzucił w zeszłym roku najwyższy sąd apelacyjny jako opiekuna, wyznaczonego przez familią, dla tego tylko, że żądał prowadzenia korespondencyi po polsku dla dobra pierwszego opiekuna, którym była wdowa, umiejąca tylko po polsku. Sąd oświadczył bowiem, że pułkownik tak dobrze posiada język niemiecki, iż musi go używać.”
„Sławiona niemiecka pilność skazuje dumnie na zniszczenie język ludu, skazanego na upadek, a, aby lud ten przestał powątpiewać o zgotowanym dlań losie, aby się tem bardziej oswoił z myślą zagłady i stracił pamięć o osobie, wygnano ze szkół historyą polskiej ojczyzny!”
„Tytuł W. Księstwa Poznańskiego, nadany nam przez śp. zmarłego króla, ustąpił we wszystkich publicznych korespondencyach tytułowi „prowincya poznańska”, orzeł biały znikł na wszystkich godłach i pieczęciach z piersi czarnego, a poddanych berłu Twemu, Najjaśniejszy Panie, Polaków zowią mieszkańcami polskiego pochodzenia.”
„W gimnazyach udzielano dawniej nauki w czterech niższych klasach w języku polskim. Dzisiejsze gimnazyum św. Maryi Magdaleny od r. 1816—1824 wykształciło 154 abituryentów. Było to wtedy, gdy język polski był wykładowym. Odtąd przez podwójny przeciąg czasu, bo przez lat 16, gimnazya poznańskie i leszczyńskie 45 tylko dostarczyło abituryentów. Podczas gdy polska młodzież zmuszona jest przyswoić sobie język niemiecki, nim dokładnego nabędzie o innych umiejętnościach pojęcia, niemiecka młodzież nie potrzebuje tego ani też nie uczy się po polsku. Stąd wypływa samo przez się, że umiejętność obu języków coraz rzadziej u władz prowincyonalnych napotkać można, że brak takowy główną stanowi przeszkodę do utworzenia szkoły realnej w Poznaniu, albowiem braknie potrzebnej liczby nauczycieli, oba języki posiadających.”
„Wsparcie pieniężne, udzielone dotąd młodym, z innych prowincyi przybywającym urzędnikom celem zachęcania ich do polskiego języka, nie osiągło wcale celu, służyło natomiast za stypendyum faworytom, skoro żaden z nich nie nauczył się tak dalece po polsku, aby mógł się w tym języku zrozumiale wysłowić. Korzystniejsze byłoby użycie tych wsparć dla polskiej młodzieży z warunkiem, aby się nauczyli języka niemieckiego, skoro Polak posiada, jak wiadomo, łatwość przyswojenia sobie języków.”
„W seminaryach katolickich, poznańskiem i gnieźnieńskiem, jako też w zakładach, kształcących tych, którzy ludowi, umiejącemu tylko po polsku, zwiastować mają naukę Chrystusa i nauczać słowo Boże, wykładana jest teologia i wszystkie inne umiejętności po niemiecku. A przecież język niemiecki wogóle nie będzie księżom potrzebny w ich powołaniu, gdy polski jest niezbędnym.”
„Wyboru landratów z pośród właścicieli dóbr dotąd nie dostąpiliśmy; skasowano wszystkich, których okupacya zastała,” a którzy byli rodakami i dziś zaledwie trzech czy czterech posiada język polski.”
„Niech wolno będzie powiedzieć Ci, Najjaśniejszy Panie, Tobie, którego wzniosły umysł z nami współczuje, że takie wynaradawianie mieści w sobie najhaniebniejsze upokorzenie i że dobra, których bronimy, są prawdziwemi moralnemi dobrami, które wyżej od wszelkich materyalnych cenimy, chociaż nam mówią, że powinniśmy się czuć niemi wynagrodzeni i udarowani za utratę owych — jak nazywają — idealnych.”
„Dzięki Najwyższemu! Jeszcze nie pogrążyli się poddani Twoi polscy, Najjaśniejszy Panie, do tego stopnia w kale egoizmu ani zdemoralizowani tak dalece nieszczęściami politycznemi, aby takie wynagrodzenie mogło nakazać milczenie wyższym ich uczuciom. Uznajemy dobro nam wyświadczone z wdzięcznością, ale go nie przeceniamy; rozróżniamy dobrze, co jest dziełem mądrego i ludzkiego prawodawstwa i rządu, a co na nas spłynęło z złotego rogu obfitości, który wydał pokój. Ale właśnie dla tego zmuszeni byliśmy położyć na przeciwną szalę niejeden ciężar, niejedną pregrawacyą i uszczuplenie, gdyby nie obawa zbeszczeszczenia przez to szlachetniejszego przedmiotu naszych użaleń. Jedno tylko niech nam wolno będzie wspomnieć, co bezpośrednio z tem się łączy — otóż wymierzono cios nie tylko na naszą narodowość i język, na nasz byt narodowy, ale, aby go tem snadniej zniszczyć, zagrożono i naszej własnosci, aby szczep nasz tem szybciej znikł z ziemi naszych ojców. Tak zwana zapamiętałość germanizacyjna rozciąga się aż na parcelowanie dóbr rządowych i innych, które nabyło państwo, a odprzedaje ludziom z innych prowincyi z wyłączeniem Polaków. Dzieje to się podobno na podstawie instrukcyi ministeryum dóbr rządowych[4] z r. 1836, przyczem nakazano sprzedawać takie majątki nie na licytacyi, ale całkowicie drogą submisyi z wyłączeniem Polaków. I cóż spowodowało ten środek prześladowczy przeciw całemu ludowi? Cóż mogło tak bardzo odwrócić od nas serce króla, którego historya przydomkiem Sprawiedliwego uczciła? Nic innego, Najjaśniejszy Panie, jak system ludzi, którzy, zapoznając lepszy swój obowiązek, starali się wcisnąć między króla i Jego poddanych i za pomocą nieprzyjaznych sprawozdań usiłowali rodaków z Księstwa podać w podejrzenie. Tym sposobem myśleli ci ludzie stać się nieodzownymi. Z jakiegoż to pióra płyną wszystkie artykuły po pismach niemieckich przeciw naszej prowincyi? Ileż fałszu i kłamstw nie zawierają te pamflety! Nawet Staatszeitung nr. 205, 206 i 207 z roku bieżącego zawiera p. t. „O departamencie poznańskim podczas 15-letniej okupacyi” rzeczy, które podać mógł tylko urzędnik, należący do władz prowincyonalnych, a którego zła wola znalazła zadośćuczynienie ślepej nienawiści w szkalowaniu całego narodu.”
„Wasza Królewska Mość, która stoisz ponad takiemi rzeczami, potrafisz zaciemnioną rozeznać prawdę, pozwolisz, aby się spełniło i na nas hasło Twego królewskiego domu: Suum cuique i wypełnisz to, co nam się według boskich i ludzkich praw należy.”
Mowa ta niemałe sprawiła wrażenie. Król oświadczył, że „narodowość polska nie ma być nadwyrężoną” i zażądał szczegółowych od hr. Raczyńskiego dowodów, które tenże po powrocie do W. Księstwa zebrał i przesłał do Berlina.
Król Fryderyk Wilhelm IV uznawał uprawnienie Polaków do utrzymania i pielęgnowania swej narodowości, a uważając za niesłuszne niejedno, co się stało w ciągu panowania ojcowskiego, gotów był w pewnych granicach zadość uczynić żądaniom Polaków i usiłować ująć ich sobie ustępstwami.
Jakoż zniósł §. 150 ustawy z 9 lutego 1817 r., uwłaczający językowi polskiemu, i Polakom bezwarunkowo w ojczystym języku w sądach odzywać się pozwolił. Przystał też na nową emisyą listów zastawnych w wysokości 11 milionów talarów, co umożliwiło Ziemstwu kredytowemu uratowanie niejednej posiadłości polskiej.
Dalej nakazał ustanowić dwie katedry języków słowiańskich na uniwersytetach w Berlinie i Wrocławiu i pomnożył liczbę wsparć nie tylko dla sposobiącej się do nauk młodzieży polskiej; ale i dla tych z pośród niej, którzy już rozpoczęli zawód urzędniczy.
Wreszcie odwołał Flottwella,[5] a na jego miejsce przysłał do Poznania hr. Arnima, człowieka dobrych chęci, który tak jak król miał nadzieję, że względnem postępowaniem, przyzwoleniem na pewną swobodę i popieraniem materyalnych interesów Polaków z przynależnością do Prus pogodzić będzie można.
Po ustąpieniu Flottwella wziął też radca szkolny Jacob emeryturę i wyniósł się do Berlina.
Piąty sejm prowincyonalny, a pierwszy za Fryderyka Wilhelma IV rozpoczął się 28 lutego 1841 r. pod laską pułkownika Stanisława hr. Ponińskiego.
Do składu jego należeli ze stanu rycerskiego Zacha z Strzelec w zastępstwie księcia Thurn-Taxis z głosem wirylnym, Józef hr. Mycielski z Rokossowa za małoletniego księcia Augusta Sułkowskiego, także z głosem wirylnym, książę Wilhelm Radziwiłł z Przygodzic z głosem wirylnym i Atanazy hr. Raczyński, podówczas tajny radca legacyjny, z głosem wirylnym, dalej Aleksander Brodowski z Dębowej Łęki, Tytus hr. Działyński z Kórnika, Gustaw hr. Dąmbski z Jadownik, Wincenty Kalkstein z Psarskiego, Józef Kurcewski z Tarkowa, Wojciech Lipski z Lewkowa, Andrzej Niegolewski z Niegolewa, Franciszek Przyłuski z Starkówca, Edward hr. Potworowski z Niemieckiej Przysieki, Stanisław hr. Raczyński z Wrześni, Edward hr. Raczyński z Rogalina, Karól Stablewski z Zalesia, Heliodor hr. Skórzewski z Próchnowa, Pantaleon Szuman z Czeszewa, Tadeusz Wolański z Pakości, Stefan Wiesiołowski, radca Ziemstwa, z Strzyżewa, Eustachy hr. Wołłowicz z Działynia, Leon Zawadzki z Bednar, z Niemców: hr. Goltz z Tłuchomia, baron Hiller-Gaertringen z Pszczewa i baron Massenbach z Białokosza.
Z deputowanych miejskich było tylko dwóch Polaków: Paternowski, burmistrz z Dobrzycy, i Robowski, burmistrz z Kościana, deputowanych wiejskich także tylko dwócj: Dobrowolski i Sadowski.
Sekretarzami zostali: Pantaleon Szuman i nadburmistrz Nauman z poznania, redaktorem mających się drukować artykułów Wojciech Lipski.
Książę Wilhelm Radziwiłł, ur. 1797 r. w Berlinie, był synem namiestnika księcia Antoniego i Ludwiki, księżniczki pruskiej. W 16 roku życia wstąpiwszy do armii pruskiej, odbył ostatnie kampanie przeciwko Napoleonowi, znajdował się w bitwie pod Lipskiem w sztabie generała Bülowa, 1814 r. mianowany został kapitanem, 1816 r. majorem, a po trzyletnim kursie w akademii wojennej w Berlinie, 1821 r. komendantem batalionu 19 pułku piechoty w Poznaniu. W czasie piątego sejmu W. Księstwa Poznańskiego był generał-majorem.[6] Podobny zewnętrznie do ojca, chociaż czuł się przedewszystkiem oficerem pruskim, nie zniemczył się tak, jak hr. Atanazy Raczyński, owszem mówił po polsku, chociaż nieco z trudnością, chętnie świadczył, ile mógł, usługi Polakom, przyjmował ich uprzejmie w Berlinie, synów oddał pod dozór krakowianina Podlewskiego, córki zaś pod opiekę panny Paleńskiej, a później owdowiałej sędziwej Karczewskiej, słowem zachował sympatye polskie.[7]
Polakiem natomiast całą duszą, ojczyznę namiętnie kochającym i zdolnym dla niej wszystko poświęcić, był Tytus hr. Działyński. Urodzony 25 grudnia 1797 r. w Poznaniu z Franciszka Ksawerego, senatora-wojewody Księstwa Warszawskiego, i Justyny z Dzieduszyckich, pierwsze nauki pobierał w domu pod kierunkiem Jezuity ks. Miszewskiego i z tych to już czasów datuje się jego zamiłowanie w klasykach starożytnych i rzadka ich znajomość. Później, towarzysząc za granicą ojcu, który posłował przy Napoleonie, we francuskich szkołach dalej się kształcił i takiego nabrał smaku do nauk przyrodniczych i matematyki, że, wstąpiwszy do szkoły Politechnicznej w Pradze, nie tylko kurs zupełny w niej ukończył, ale nawet złożył egzamin na profesora matematyki. Te dwa kierunki pierwotnego wykształcenia, klasyczny i realny, przebijały w całem późniejszem życiu jego. Zostawszy członkiem Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Warszawie, miał sobie zlecone napisanie historyi panowania króla Michała i już do tej pracy nagromadził bardzo rzadkie materyały, gdy wybuchło powstanie listopadowe. Natychmiast wyruszył z Poznania i utorowawszy sobie drogę przez granicę konno, z pistoletem w ręku, przybył do Warszawy. Zaliczony początkowo do szwadronów poznańskich, w których pierwszej formacyi najczynniejszy brał udział, przeszedł następnie na adjutanta przy boku naczelnego wodza, a po upadku Skrzyneckiego do sztabu generała Ramoriny. Odznaczywszy się męstwem, wyniósł na emigracyą krzyż wojskowy i stopień majora. Pozbawiony majątku przez rządy pruski i rosyjski, a do tego przez Moskali zaocznie na śmierć skazany, po krótkim pobycie w Paryżu, przeniósł się do Galicyi, gdzie przez lat 8 w majątku żony Celiny z Zamoyskich, córki ordynata Stanisława i księżniczki Zofii Czartoryskiej, przemieszkując, przeprowadził wzorowo i jeden z pierwszych usamowolnienie i oczynszowanie włościan w rozległych dobrach oleszyckich. Wygrawszy wreszcie proces z rządem pruskim o zabrany nieprawnie jako poddanemu Królestwa Polskiego majątek, powrócił do W. Księstwa Poznańskiego, gdzie, otrzymawszy naturalizacyą, stale odtąd zamieszkał.[8]
Gdy mu jeden z najwyższych dostojników pruskich uczynił wyrzut, że przyłączył się do rewolucyi 1830 r., odpowiedział hr. Tytus: „Byłbym chętnie poświęcił prawicę, gdyby mogła była przeszkodzić przedwczesnemu wybuchowi walki orężnej, ale byłbym oddał życie, gdyby powstanie było się powiodło.”
„Zawsze — pisze Motty — miał jakieś chęci, zamiary i plany, nad których urzeczywistnieniem rozmyślał, o których rozmawiać lubił i często z zapałem rozprawiał. Spostrzeżenia jego i wywody tak co do osób, jak co do rzeczy odznaczały się bystrością, dowcipem, nieraz genialnością, szczególnie w dziedzinie naukowej zadziwiał czasami uwagami swemi i pomysłami nawet ludzi fachowych. Mało kto bowiem był tak ogólnie, a w kilku kierunkach tak szczegółowo wykształcony jak pan Tytus Działyński. Trzema językami mówił i pisał dokładnie i ozdobnie, kilka innych nowszych znał tak, iż z łatwością czytał wydane w nich dzieła, ale co nader rzadką jest rzeczą u ludzi tego stanowiska, po łacinie umiał jak filolog z rzemiosła. Nie tylko znani gruntownie byli mu klasyczni pisarze i poeci rzymscy, z których w późniejszym nawet wieku całe ustępy przytaczał na pamięć, lecz pisał po łacinie tak biegle, z taką obfitością właściwych wyrażeń i znajomością frazeologii cyceroniańskiej, że byłby mógł pod tym względem niejednego profesora niemieckiego zawstydzić. Miał prócz tego mnóstwo wiadomości z matematyki, mechaniki, nauk przyrodniczych, szczególnie z botaniki, polem jednakże, na którem mało kto mógł mu u nas sprostać, była historya i bibliografia polska.” „W pożyciu towarzyskiem nie zdarzyło mi się spotkać człowieka przyjemniejszego i bardziej uprzejmego wzięciem i rozmową, którą w chwilach dobrego humoru rzadkim dowcipem, uderzającemi spostrzeżeniami o ludziach i rzeczach i trafnemi wyrażeniami urozmaicał. Głębokie mając poczucie wyższości swej osobistej, a bardziej jeszcze wyższości rodowej, był wprawdzie wyszukanej grzeczności dla wszystkich, nieraz wesołej poufałości, szczególnie dla niższych, słał się do stopek każdego, ale ta poufałość była niestała, a grzeczność często umyślna celem naznaczenia granicy, której lekkie przekroczenie i stawienie się na równi wywoływało zmianę wyrazu twarzy, a czasem cierpkie słowa i pojawy niezwykłej drażliwości nerwowej, której mu natura nie poskąpiła.”[9]
Panem polskim w całem znaczeniu tego wyrazu był Edward hr. Raczyński. Wielką była jego duma rodowa, mało był przystępny, prawie z nikim w bliższych nie żył stosunkach i dla tych, co od niego byli zależni lub których za niższych uważał, był nieraz niemiłym i szorstkim, co było wynikiem nerwowego ustroju, ale sam żyjąc do zbytku skromnie (nosił zwykle surdut brunatny, polskim krojem robiony, i białą chustkę na szyi) uważał za swą powinność pracować dla narodu i na jego korzyść wielki swój majątek obracać.[10] On to i brat jego Atanazy wielką mieli zasługę, osuszając jako dziedzice Szamocina i Wyrzyska znaczne przestrzenie nadnoteckich łęgów.
Do najwybitniejszych członków piątego sejmu prowincyonalnego należał Wojciech Lipski. Urodzony 1805 r. z ojca Michała herbu Grabie, który 1813 r. umarł w więzieniu moskiewskiem w Kaliszu, nie chcąc wykonać przysięgi wierności, i z matki Józefy Zarembianki, oddany został do gimnazyum św. Macieja w Wrocławiu, gdzie w 17 roku życia złożył egzamin dojrzałości, następnie uczęszczał na uniwersytet w Hali i Lipsku. W 20 roku życia został oficerem obrony krajowej, a w 21 poślubił Stanisławę Grodzicką i objął majątek ziemski Kwiatków. Jak wielu innych, tak i on przeszedł 1840 r. granicę i wstąpił jako oficer do formującego się 2 pułku Kaliszanów, w którym odbył kampanią i dosłużył się stopnia majora. Po upadku powstania powróciwszy do W. Księstwa Poznańskiego, został uwięziony w Poznaniu i na zdegradowanie ze stopnia oficerskiego i na powieszenie 'in effigie skazany, w drodze łaski jednak zamieniono tę karę na 9 miesięcy więzienia w fortecy głogowskiej.
Powróciwszy do dóbr swych Lewkowa, w krótkim czasie zaprowadził tam wzorowe gospodarstwo, chętnie spełniał obywatelskie usługi i starał się o podniesienie oświaty wśród ludu w powiecie odolanowskim. Był jednym z założycieli kasyna gostyńskiego, a później raszkowskiego. Dom jego w Lewkowie był przytułkiem dla emigracyi i nieszczęśliwych.[11]
Śmiałym obrońcą praw naszych był Edward hr. Potworowski. Urodzony w Andrychowicach w powiecie wschowskim z Jana i Pauliny z Mielęckich, w 16 roku życia, mimo wątłego zdrowia, zaciągnął się do wojska polskiego i odbył wyprawę do Moskwy, już to w pułku ułanów, już też jako adjutant generała Tolińskiego, wreszcie w sztabie księcia Józefa. W owej to wyprawie legią honorową udzielił mu osobiście Napoleon. Ciężka rana pod Lipskiem przykuła go na kilka miesięcy do łoża. W r. 1815 wrócił do służby wojskowej i pełnił obowiązki adjutanta kapitana przy generale Kurnatowskim. Po kilku jednak latach wystąpił z wojska i objął dobra Przysiekę w powiecie koźmińskim. W r. 1831 podążył do Warszawy, ale cierpko przyjęty przez Chłopickiego, jak się powyżej wspomniało, zwątpił o możności udania się wojny i wrócił do rodzinnej zagrody. Po kilku latach ożenił się z Franciszką Lubowiecką, córką dawnego towarzysza broni. Choć wyznania kalwińskiego, szanował religią żony i dzieci chował w katolickiej wierze. Wytrwałą pracą i oszczędnością nie tylko puściznę po ojcach zachował, ale ją znacznie pomnożył.[12] Energicznem wystąpieniem w Królewcu przeciwko Flottwellowi zjednał sobie mir u rodaków.
Bardzo zacnym obywatelem był Gustaw hr. Dąmbski. Urodzony w Lubrańcu na Kujawach 6 marca 1799 r. z Michała herbu Godziemba i Anny Jasińskiej, siostry generała Jakóba Jasińskiego, pobierał nauki w szkołach poznańskich, potem słuchał przez lat kilka na uniwersytetach w Wrocławiu i Heidelbergu ekonomii politycznej i doktoryzował się w prawie. Bawił właśnie za granicą, gdy go doszła wieść o powstaniu w Warszawie. Choć dyliżans na samem odjezdnem w Brukseli zgruchotał mu wypadkiem palce u nogi, wbrew zdaniu lekarzy, którzy uznali amputacyę za konieczną, podążył do Warszawy i wstąpił do sławnego 4 pułku piechoty, w którym odbył całą kampanią w pantoflu na jednej nodze jako prosty szeregowiec, a ranny dwukrotnie pod Rudkami i Grochowem, otrzymał krzyż virtuti militari. Naglony przez swych przełożonych, by przyjął nominacyą na oficera, odparł, że jego stanowczym zamiarem pozostać nadal szeregowcem, gdyż u nas właśnie to nieszczęście w narodzie, że wszyscy chcą zaraz być generałami, a prostego żołnierza brak, bo nikt nie chce słuchać. Gdy jednakże oficerów zabrakło, przyjął nominacyą na oficera. Po powstaniu odsiedział rok jeden w fortecy magdeburskiej i zapłacił jako karę za udział w powstaniu 5000 talarów, poczem osiadł w Jadownikach w Inowrocławskiem. Ożenił się z krewną, Leokadyą hr. Dambską, objął Kołaczkowo w powiecie wrzesińskim, pracując chlubnie na polu obywatelskiem.[13]
Zaszczytną przeszłość wojskową miał za sobą Heliodor hr. Skórzewski. Urodzony 6 maja 1792 r. w Margońskiej wsi z Fryderyka i Antoniny z Garczyńskich, kształcił się najprzód w szkole Pijarów w Warszawie, potem w szkole artyleryi w Dreźnie. W r. 1811 wstąpił jako prosty żołnierz do 16 pułku piechoty, a dosłużywszy się stopnia podporucznika, został adjutantem generała Fiszera. Pierwszy świetny czyn wojenny spełnił pod Smoleńskiem, gdy bowiem rozkaz, wysłany przez księcia Józefa Poniatowskiego do batalionu pułkownika Kurcyusza, wysuniętego na pierwszą linią bojową, nie mógł dojść do miejsca przeznaczenia, bo trzej po sobie wysłani adjutanci legli na drodze od kul nieprzyjacielskich. Skórzewski zgłosił się na ochotnika i wśród rzęsistego ognia rozkaz szczęśliwie przeniósł, za co otrzymał krzyż złoty. Walczył potem pod Możajskiem, Tarutyną, Małym Jarosławiem i nad Berezyną, wreszcie jako adjutant księcia Józefa odbył kampanię saską, podczas której ozdobiony został krzyżem legii honorowej. Ciężko ranny pod Lipskiem, leczył się dla lata we Włoszech, poczem powrócił do ojczyzny i poślubiwszy Emilię Goetzendorf Grabowską z Grylewa, oddał się całkiem pracy w roli.[14]
Dzielnym żołnierzem był też w młodości Tadeusz Wolański, syn Jana z Wolan herbu Przyjaciel, po dwakroć posła przy dworze szwedzkim, i Julianny de Buch. Urodzony w Szawlach na Żmudzi 17 października 1785 r. kształcił się pod przewodnictwem uczonego ojca, potem przebywał przez dwa lata na dworze krewnego swego, kasztelana Karpia w Rykijowie, w r. 1804 zwiedził Anglią, Szwecyą, Holandyą i Francyą, a 1806 r. wstąpił do pułku lekkiej jazdy pod generałem Krasińskim. Spotkawszy się następnego roku z starszym bratem, porucznikiem 6 pułku ułanów, który później 1809 r. pod Zamościem zginął, przeniósł się do tegoż pułku, ale niebawem mianowany przez księcia Józefa Poniatowskiego porucznikiem, przeznaczony został do Torunia do sztabu generała Wojczyńskiego, wkrótce został pierwszym adjutantem w stopniu kapitana. Odbywszy kampanią 1812 r., odznaczył się następnie przy obronie Torunia, czem sobie zdobył krzyż legii honorowej. Pozostawiony w Toruniu jako komendant fortecy, kapitulował na wyższy rozkaz i równocześnie wystąpił z wojska. Poślubiwszy Wilhelminę baronównę Schrötter, osiadł 1820 r. stale w W. Księstwie Poznańskiem, gdzie go obywatele wybrali radcą ziemiańskim powiatu inowrocławskiego. W r. 1835 został przez rząd przeniesiony na tenże urząd do powiatu gnieźnieńskiego. W rok później opuścił służbę, by się całkiem oddać botanice, archeologii, astronomii i innym umiejętnościom, o czem poniżej.[15]
Józef hr. Mycielski z Rokossowa, syn starosty konińskiego Michała i Elżbiety Mierzejewskiej, ożeniony z Karoliną hr. Wodzicką, od r. 1822 hrabia pruski, także szambelan dworu pruskiego i kawaler honorowy maltański, odnowiciel kościoła parafialnego w Pempowie, był pilnym członkiem sejmu prowincyonalnego.
Jednym z najczynniejszych i najśmielszych obrońców sprawy polskiej był Pantaleon Szuman.
Urodzony z Jana i Agnieszki z Poradowskich 17 lipca 1782 r. w Pile, miejscu rodzinnem Staszyca, z którego rodziną rodzice jego przyjazne utrzymywali stosunki, wychowany w tradycyach polskich, przodkowie bowiem jego, pochodzący z Chojnic, od dawna zaliczali się do narodowości polskiej, chodził do szkół w Wałczu, które w 18 roku życia ukończył, poczem udał się 1798 r. na uniwersytet w Frankfurcie nad Odrą, gdzie słuchał prawa i administracyi. Po złożeniu egzaminu auskultatorskiego 1801 r. pracował przy rejencyi w Kaliszu za ówczesnych Prus Południowych. Złożył tam drugi egzamin na referendaryusza i już miał składać asesorski, kiedy wypadki 1806 r. zmieniły stosunki polityczne. Przy organizacyi Księstwa Warszawskiego wszedł do sądownictwa i był do r. 1811 podsędziem w Wyrzysku. Po złożeniu trzeciego egzaminu w Warszawie został prokuratorem przy trybunale cywilnym w Siedlcach, a 1812 r. adjunktem generalnego prokuratora przy sądzie kasacyjnym w Warszawie i na tym urzędzie pozostał do r. 1815. Po utworzeniu W. Księstwa Poznańskiego przeniósł się tam ze względu na rodzinę, do której był bardzo przywiązany, i znalazł zatrudnienie przy trybunale cywilnym w Poznaniu, zastępując prezydenta I wydziału i prezydując w sądzie handlowym. Gdy 1 marca 1817 r. nastąpiła reorganizacya sądownictwa, przyczem dotychczasowych urzędników upośledzono, bo zamiast otrzymać wyższe posady, zostali pomieszczeni o stopień niżej, Szuman, mianowany drugim radcą przy sądzie ziemiańskim w Krotoszynie, uważając to za upokorzenie, wziął dymisyą i żył odtąd na ustroniu. Ożeniwszy się w 35 roku życia z Teklą Kalksteinówną, siostrą Wincentego i Ferdynanda, osiadł w Kołdrąbiu. Gdy 8 kwietnia 1823 r. ogłoszono prawo regulacyi i separacyi gruntów włościańskich, Szuman za staraniem księcia namiestnika Radziwiłła wezwany został na członka Komisyi generalnej i mianowany radcą rejencyjnym; później sprawował także urząd syndyka przy konsystorzu gnieźnieńskim.
Czas urzędowania w Komisyi generalnej był czasem największego wpływu i znaczenia Szumana; chociaż nie był prezesem, wszystko się toczyło koło niego, we wszystkich naradach głos jego był rozstrzygającym. Po r. 1831 chciano go przenieść do Śląska, a lubo cała Komisya generalna wstawiała się za nim, nic to nie pomogło. Minister Schuckmann odpowiedział, że wszelkie inne względy ustąpić muszą politycznej konieczności. Wtedy udał się Szuman do Berlina i poprosił Schuckmanna o audencyą. W ciągu posłuchania minister, zniecierpliwiony, rzekł: „Jeśli Pan dobrowolnie nie pójdziesz, każę Pana przez żandarmów sprowadzić do Śląska.” „A ja nie pójdę, odparł Szuman, i oto moja dymisya.”
Szuman osiadł w Poznaniu, ale dostał się pod dozór tajnej policyi, którą za ministerstwa policyi Brenna zorganizowano pod kierownictwem osławionego Tschoppego.
W r. 1832 przybył do Szumana jakiś człowiek, który przedstawił się jako Rosen i oświadczył, że jest wysłannikiem reńsko-bawarskiego deputowanego Schülera. Mówił o zamiarach patryotów niemieckich w Bawaryi reńskiej wywołania rewolucyi na rzecz wolności Niemiec i pytał się, czyby Polacy sprawy swojej ze sprawą niemiecką połączyć nie chcieli. Szuman jako były prokurator poznał od razu wysłannika tajnej policyi, zbył Rosena ogólnikami i wdał się niebacznie w odegranie z nim komedyi, sądząc, że potrafi zastawione na siebie sidła potargać i ohydne rzemiosło tajnej policyi wyprowadzić na jaśnią przed opinią publiczną. Tymczasem sam wpadł w sieci, obiecał bowiem wedle zostawionego adresu pisać liczbowym kluczem do Schülera. I w istocie dwa tak pisane listy przesłał na ręce Rosena. Chociaż treść ich była ogólnikową, stały się te listy podstawą, na mocy której aresztowano Szumana 14 stycznia 1833 r. i wytoczono mu proces o zbrodnią stanu. Że Rosen był szpiegiem, wykrył to Venedsy w piśmie p. t. „Prusy odsłonione”. Był zaś dymisyonowanym oficerem artyleryi z nad Renu innego nazwiska. Szumana trzymano najprzód w domu cholerycznym pod dozorem całego odwachu przez dwa miesiące, a następnie zawieziono go do Magdeburga. Ponieważ tymczasem nastąpiło powstanie w Frankfurcie nad Menem, połączono na domysł sprawę Szumana z procesami niemieckimi, aż wreszcie król kazał sądzić ją osobno. Proces toczył się w sądzie kryminalnym w Poznaniu. Gdy i tu, jak w Magdeburgu sędzia śledczy na mocy akt wniósł o uwolnienie, przeniesiono proces do sądu kameralnego w Berlinie, który wyznaczono do sądzenia spraw politycznych na całe Prusy. W Berlinie osadzono Szumana w Hausvogtei i jak najściślej pilnowano. Wreszcie zapadł wyrok pierwszej instancyi, skazujący go na 15 lat fortecy. Szuman założył apelacyą. Wyrok drugiej instancyi z dnia 16 października 1837 r., obwieszczony obżałowanemu dopiero 30 grudnia tegoż roku, uwolnił go od winy, ale minister policyi Brenn wyrobił u króla rozkaz gabinetowy, mocą którego Szuman miał sobie obrać miejsce na wygnanie, lecz ani na Śląsku ani w Prusach Zachodnich ani w W. Księstwie Poznańskiem. Obrał więc sobie Pomorze i, chory, wywieziony został do Szczecinka. Na tem wygnaniu przeżył do r. 1840, w którym na mocy amnestyi, ogłoszonej przez Fryderyka Wilhelma IV przy wstąpieniu na tron, powrócił Szuman do W. Księstwa Poznańskiego i osiadł w Kujawkach pod Kcynią. Chociaż złamany na siłach i postarzały, nie przestał służyć sprawie publicznej.[16]
Karol Stablewski, dziedzic Zalesia, syn Kajetana i Róży z Korytowskich, a brat Erazma, ożeniony z Kordulą z Łogowa Sczaniecką, serdeczny przyjaciel Karola Marcinkowskiego, był obywatelem powszechnie, a wysoko poważanym. Dotąd w rodzinie jego przechowują się listy Marcinkowskiego.
Franciszek Przyłuski, syn Stanisława, konfederaty barskiego, i Agnieszki Dziembowskiej, odbył prawie wszystkie kampanie Napoleońskie, walcząc pod Jeną, Frydlandem, pruską Iławą, potem w Rosyi; z wojska wystąpił ze stopniem kapitana.
Eustachy hr. Wołłowicz, za czasów Księstwa Warszawskiego podpułkownik ułanów gwardyi, ozdobiony krzyżem kawalerskim, w r. 1831 pułkownik 6 pułku ułanów,[17] był dziedzicem znacznym dóbr Działynia, a zięciem Stanisława Brezy, ministra-sekretarza stanu Księstwa Warszawskiego. Działyń przeszedł później w ręce niemieckie, a rodzina Wołłowiczów całkiem zniknęła z Księstwa.
Z niemieckich deputowanych wymienić należy Jana Willmanna. Pochodził ze Śląska z włościańskiego stanu, w r. 1823 został sędzią pokoju w Lesznie, później był przez czas długi dyrektorem leszczyńskiego sądu ziemiańskiego. Należał do małej liczby tych naczelników sądownictwa, którzy szanowali prawa języka naszego przy wymierzaniu sprawiedliwości. Nigdy żaden Polak nie doznał przykrości z jego strony, gdy w ojczystym odezwał się języku czy ustnie czy piśmiennie. Wszędzie, gdy o nasze prawa chodziło, przemawiał w duchu najbezwzględniejszej sprawiedliwości. Choć był Niemcem, nie umiejącym nawet po polsku, nie widział w Polaku przeciwnika, lecz współobywatela, którego właściwości szanować uważał za swój obowiązek. W r. 1868 wziął jako tajny radca sprawiedliwości dymisyą i umarł w Lesznie w lutym 1870 r.
W zastępstwie hr. Arnima, który jeszcze przybyć nie mógł, zagaił sejm Flottwell przeczytaniem dekretu królewskiego, z którego wynikało, że zasadnicze zmiany w zarządzie W. Księstwa Poznańskiego nie nastąpią, król bowiem wyraźnie oświadczył, „że wyższe władze, mające sobie poruczony zarząd Księstwa, zgodnie z obowiązkiem swoim, czuwały nad sumiennem wykonywaniem wydanych przez nieboszczyka króla rozporządzeń i że na teraz niema dostatecznych powodów do istotnej zmiany dotychczasowych zasad administracyjnych.” Że zaś nie wszystko działo się po myśli Polaków, przypisywał król im samym, bo „nie poznając własnego interesu”, usuwali się od urzędów.
Polacy znów poruszyli sprawę języka polskiego w szkołach, domagając się ścisłego wykonywania odprawy sejmowej z r. 1828. Sejm odnośną petycyą przyjął.
Nadto podał deputowany Wojciech Lipski wniosek o założenie nowego gimnazyum katolickiego w Ostrowie, uzasadniając go tem, że, kiedy dawniej w obrębie W. Księstwa Poznańskiego istniały katolickie gimnazya w Poznaniu, Bydgoszczy, Międzyrzeczu i Wschowie, szkoła Pijarów Rydzynie i szkoły klasztorne w Trzemesznie i Pakości, pod rządem pruskim z 5 gimnazyów tylko dwa były katolickie i to w Poznaniu i Trzemesznie, które to dwa gimnazya jednak nie były w żadnym stosunku do ludności katolickiej W. Księstwa Poznańskiego, w najgorszem zaś położeniu wedle wywodów Lipskiego znajdowały się powiaty ostrzeszowski, krotoszyński, odolanowski i pleszewski, z których młodzież dawniej kształciła się w gimnazyum w Kaliszu i w szkołach klasztornych w Wieluniu i Warcie, a tę sposobność kształcenia się utraciwszy wskutek rozgraniczenia między Królestwem Polskiem a W. Księstwem Poznańskiem, żadnego nie miała wyższego zakładu naukowego w pobliżu, skutkiem czego mniej zamożni rodzice synom swoim przy najznakomitszem nawet usposobieniu umysłowem przyzwoitego naukowego wykształcenia dać nie mogli.
Wielkie wrażenie sprawiło na sejmujących stanach wykrycie przez deputowanego Kurcewskiego rozkazu gabinetowego z dnia 13 marca 1833 r., tyczącego się wykupowania ziemi z rąk polskich. Zgodzono się jednogłośnie wręczyć królowi petycyą o zniesienie tego rozkazu.
Dalej uchwalił sejm petycye o zniesienie komisarzy obwodowych, a o przywrócenie pensyi byłym oficerom Księstwa Warszawskiego, którzy utracili je z powodu udziału w powstaniu listopadowem, oraz o przywrócenie wyboru radców ziemiańskich. Petycyą Karola Stablewskiego[18] o wyjednanie u króla zniesienia wszystkich przepisów prawa, czyniących różnicę pomiędzy szlachtą a nieszlachtą (czem chciała szlachta polska dowieść niesłuszności czynionych jej zarzutów) sejm jednym głosem większości odrzucił, petycyą zaś o przywrócenie napisów w obu językach na tablicach miejscowych, drogowskazach i w ostrzeżeniach przekazał naczelnemu prezesowi do uwzględnienia.
Żywe rozprawy wywołał wniosek deputowanego Naumanna, ab przy układaniu praw, całą monarchią obchodzących, zwoływane były stany ze wszystkich części monarchii pruskiej.
Przeciwko temu wystąpił stanowczo Edward hr. Raczyński.
„Uczynilibyśmy — mówił — rozbrat z samymi sobą, gdybyśmy przyjęli podany wniosek, i popełnilibyśmy po trzykrotnym kraju rozbiorze moralne samobójstwo.”
„Gdyby ten zgubny dla narodowości naszej wniosek przejść miał, wyrzeknijmy się chlubnych naszych z ostatnich czasów wspomnień. Zrzućcie z siebie wtenczas, wojownicy polscy, honorowe znaki, któreście zyskali nad rzeką Moskwą i nad Dunajem, i bierzcie udział jeżeli możecie, w wojennej sławie, którą sobie germańskie narody przypisują z pod Lipska i z zdobycia Paryża. Żałujcie składek, któreście niedawno dali na pomnik księcia Józefa Poniatowskiego; może niezadługo dawać je zechcecie na pomnik jaki dla Arminiusza. Gdybyście podany wniosek przyjęli, radziłbym wam nawet zmienić nazwiska wasze, wymawianie ich zbyt trudnem by zdawać się mogło Nadreńczykowi jakiemu lub Westfalczykowi na głównem zebraniu stanów w Berlinie.”
„Wszystkie te zgubne dla narodowości naszej skutki pociągnęłoby za sobą zlanie się nasze w jedno z Niemcami monarchii pruskiej lub Związku reńskiego. Protestuję więc przeciwko niemu, bo chcę zostać Polakiem.”
W drugiej części mowy swojej wystąpił hr. Edward wogóle przeciwko formom konstytucyjnym, po których nie obiecywał sobie korzyści. Przeciwko zdaniu jego zaprotestował deputowany Stablewski. Wniosek zresztą upadł.
W dalszym ciągu obrad oświadczył się hr. Edward Raczyński w zasadzie przeciwko wolności druku i jawności w czynnościach sejmowych, obawiał się bowiem niebezpiecznych stąd skutków.
Na tym samym sejmie przedłożył hr. Edward sprawozdanie z wystawienia pomnika w katedrze poznańskiej Mieczysławowi i Bolesławowi Chrobremu, z którego wynikało, że składki wystarczyły tylko na przyozdobienie kaplicy, posągi zaś on sam ofiarował. Zarazem żądał pokwitowania z rachunków, do których udzielenia jednak sejm uznał się nie powołanym.
Wreszcie ofiarował hr. Edward 20,000 talarów na założenie szkoły realnej w Poznaniu, ale pod warunkiem, aby w niej język polski stał przynajmniej na równi z niemieckim; upraszał więc Izbę o rozpatrzenie tej sprawy i zaniesienie prośby do króla, aby szkołę spiesznie urządzić kazał.
Z woli królewskiej wybrano z łona sejmu, jak w innych prowincyach, komitet, który miał na żądanie królewskie częścią objawiać swe zdanie tak w prowincyonalnych, jak ogólnych sprawach, częścią dopilnować poza sejmem spraw, które należały do zakresu stanów.
W skład komitetu weszli ze stanu rycerskiego: Aleksander Brodowski, Tytus hr. Działyński, Wilhelm książę Radziwiłł, dr. Antoni Kraszewski i Wojciech Lipski, jako zastępcy: Edward hr. Raczyński, Józef Kurcewski, Edward hr. Potworowski, Pantaleon Szuman, Andrzej Niegolewski i Heliodor hr. Skórzewski; ze stanu miejskiego: Naumann, Veigel, Willman i Brown; jako zastępcy: Hausleutner, Robowski, Bauer i Graetz; z stanu wiejskiego: König i Grunwald, jako zastępcy Jordan i Quandt.
Zarazem oznaczył sejm wedle króla bliżej te czynności administracyjne stanów, nad któremi miał czuwać komitet, t. j. dozór i zarząd zakładów stanowych w Kościanie, Poznaniu i Owińskach.
Odprawa sejmowa nastąpiła dnia 6 sierpnia 1841 r. Król położył wprawdzie przycisk na to, że W. Księstwo Poznańskie jest prowincyą państwa w tem samem rozumieniu, w tej samej bezwarunkowej wspólności, jak wszystkie inne prowincye berłu jego podległe, zganił „wszelkie usiłowania, nacechowane niejasną dążnością do utrzymania politycznego odosobnienia żywiołu polskiego”, ale też wypowiedział te słowa:
„Traktatami wiedeńskiemi i odezwą z dnia 15 maja 1815 r. przyrzeczono uwzględnienie i opiekę narodowości polskiej. Owo chlubne dla każdego szlachetnego ludu zamiłowanie do swego języka, swych obyczajów, swych wspomnień historycznych i w Polakach uszanować było zamiarem wykonawców traktatu wiedeńskiego, a i pod naszym rządem ma ono znaleźć podobnież ocenienie i opiekę.”
W odprawie owej król przyrzekł:
1) umieszczać na przyszłość w W. Księstwie Poznańskiem przy wyższych zakładach szkolnych (gdzie tego potrzeba i o ile to być może) takich tylko nauczycieli, którzy dostatecznie umieją obydwa języki krajowe;
2) ściśle utrzymać w mocy co do używania języka polskiego przepisy ustawy z 9 lutego 1817 r. i z 16 czerwca 1834 r.,
3) przy obsadzaniu posad sędziowskich mieć wzgląd na urzędników mających posady w innych prowincyach, a będących rodem z W. Księstwa Poznańskiego i umiejących oba języki urzędowe, polski i niemiecki,
4) przywrócić stanom powiatowym prawo wyboru radców ziemiańskich, jeżeli stosunki na to pozwolą, t. j. jeżeli znajdą się ludzie, którzyby nadawali się na ten urząd „swoim sposobem myślenia i odpowiedniem wykształceniem”.
5) przy zakupywaniu dóbr z funduszów rządowych nie uważać na narodowość właściciela, a przy odprzedawaniu tychże dóbr równy mieć wzgląd na osoby niemieckiej i polskiej narodowości, skoro tylko — obok niewątpliwego przywiązania do monarchii i znajomości gospodarstwa — dostateczne mieć będą zasoby i okażą takie rękojmie, które tuszyć pozwolą o skutecznym wpływie na rozwój kultury prowincyi,
6) przywrócić pensye byłym oficerom Księstwa Warszawskiego, którzy je utracili za udział w powstaniu listopadowem, jeżeli łaski tej godnymi się okażą i słowem i czynem udowodnią swoją ku monarsze uległość i przywiązanie,
7) założyć nowe gimnazyum katolickie w Ostrowie.
Nadto rozkazał król umieszczać napisy na tablicach miejscowych, drogowskazach i ostrzeżeniach po polsku i po niemiecku, zezwolił na publiczne odczyty treści naukowej w Poznaniu, utworzył (1841) w pruskiem ministerstwie oświaty osobny wydział katolicki, który stał się rzecznikiem potrzeb także katolicko-polskiej ludności, i wreszcie upoważnił ministra Eichhorna do wydania korzystniejszej dla języka polskiego niż dotąd instrukcyi naukowej.
Język główny wykładowy stosuje się do narodowości dzieci, w każdym zaś razie język niemiecki ma być przedmiotem nauki. W szkołach, odwiedzanych przez znaczną ilość dzieci polskich i niemieckich, winno każde dziecko pobierać naukę w swoim ojczystym języku, zaczem należy starać się o nauczycieli, biegłych w obu językach.
Nauczyciele mają odtąd ile możności posiadać oba języki. Aby pozyskać dla katolickich seminaryów szkólnych potrzebną ilość uczniów zdolnych i umiejących oba języki, mają młodzieńcy po ukończeniu szkoły elementarnej być przygotowaniu do seminaryum przez dobrych nauczycieli. W razie ubóstwa otrzymają wsparcie, a nauczyciele wynagrodzenie. Wszystkim seminarzystom język niemiecki jest niezbędny, dla tego nauki wykładane być powinny jak dotąd w niemieckim języku z wyjątkiem religii i historyi świętej, przyczem wszelako jak najstaranniej baczyć należy, czy uczniowie polscy dobrze rozumieją wykład niemiecki, i dla tego w razie wątpliwości należy wykład niemiecki powtórzyć po polsku. Podręczniki mają być w obu językach skreślone. Seminarzyści udzielać mają nauk w szkółce przy seminaryach będącej wedle potrzeby dzieci tak w polskim jak i w niemieckim języku. Nauczyciele mają z seminarzystami częste odbywać powtórki w polskim języku dla przekonania się, czy pojęli dobrze wykładany po niemiecku przedmiot. Z seminaryum w Paradyżu ma być szkółka dla dzieci polskich połączona, aby w tej niemieckiej okolicy dana była sposobność seminarzystom ćwiczenia się po polsku.
W gimnazyum Fryderykowskiem w Poznaniu, w gimnazyum w Bydgoszczy i w szkole realnej w Międzyrzeczu zmian co do języka zaprowadzić nie należy. W gimnazyum św. Maryi Magdaleny w Poznaniu, oraz w gimnazyach w Trzemesznie i Ostrowie mają odtąd ile możności w 4 niższych klasach nauczać nauczyciele, posiadający oba języki. Nauka religii będzie udzielana w ojczystym języku uczniów. Nauczyciele nauczać mają w 4 niższych klasach głównie w języku polskim, języka zaś niemieckiego używać o tyle, aby przedewszystkiem cel wszelkiego uczenia osiągnięty został, a uczniowie najpóźniej aż do przejścia klasy trzeciej nabrali łatwego zrozumienia języka niemieckiego, t. j. nie byli wstrzymani od dalszej promocyi. Od sekundy język niemiecki będzie głównym językiem wykładowym, tłomaczenie jednakże łacińskich i greckich autorów ma się odbywać wedle możności po polsku i po niemiecku. W matematyce, fizyce i języku francuskim może być język polski wykładowym. O ile te przepisy do gimnazyum w Lesznie i szkoły powiatowej w Krotoszynie zastosować będzie można, postanowi się później, gdy nastąpi otwarcie nowego gimnazyum w Ostrowie. Tymczasem zważyć należy, aby nauczyciele posiadali oba języki.
Instrukcya ta nie ma pozostać niezmiennem raz na zawsze prawidłem, lecz wedle poczynionych doświadczeń i rzeczywistej potrzeby każdego czasu odmienioną lub całkiem uchyloną być może.
Generał Jan Nepomucen Umiński, dziedzic Smolic w powiecie krobskim, skazany 1826 r. przez rząd pruski za udział w tajnem stowarzyszeniu na 6 lat fortecy, siedząc w Głogowie, otrzymywał na dane słowo, że nie ucieknie, corocznie kilkotygodniowy urlop na doglądanie gospodarstwa swego. Gdy jednak powstanie listopadowe wybuchło, już mu urlopu udzielić nie chciano. Uważał się zatem Umiński zwolnionym ze słowa swego i z pomocą kilku przyjaciół zemknął z fortecy, a przedostawszy się szczęśliwie przez granicę, wstąpił do wojska polskiego i walczył przeciw Rosyi.
Po upadku powstania nie powrócił do Księstwa, gdzie go za ową ucieczkę surowa czekała kara, lecz szukał schronienia za granicą, przemieszkując przeważnie w Londynie.
Gdy Fryderyk Wilhelm IV wstąpił na tron i dnia 10 sierpnia 1840 r. wydał amnestyą dla wszystkich politycznych przestępców, którzyby w przeciągu 6 miesięcy powrócili do kraju, zaniosła zamężna w W. Księstwie Poznańskiem córka generała do króla prośbę o darowanie ojcu reszty kary więziennej t. j. jednego roku, 3 miesięcy i 27 dni.
Król rozkazem gabinetowym z dnia 31 stycznia 1841 r., wystosowanym do ministra sprawiedliwości Muehlera, zapewnił Umińskiemu bezkarność za udział w powstaniu listopadowem, zastrzegł sobie jednak wyrok co do dawniejszego przewinienia generała, skoro przekroczy granicę.
Otrzymawszy wiadomość o tem, Umiński udał się do Brukseli i stąd przez Michalskiego, niegdyś przybocznego radcę namiestnika księcia Antoniego Radziwiłła, starał dowiedzieć się, czy mógłby bezpiecznie powrócić do kraju. Minister spraw wewnętrznych Rochow odpowiedział, że w razie powrotu generała do kraju, jedynie od woli królewskiej będzie zależało całkowite lub też częściowe odpuszczenie kary.
Tymczasem minął wyznaczony dla przestępców politycznych termin i król w drugim rozkazie do Muehlera z dnia 10 kwietnia orzekł, że generał sam sobie przypisać musi, iż z amnestyi korzystać nie może.
Gdy później, dnia 13 maja, Umiński w uniżonem piśmie do króla prosił o przywrócenie mu pensyi wojskowej, król odpowiedział, że człowiek, który złamał dane słowo, nie może spodziewać się łaski królewskiej, dopóki całej kary, na jaką został skazany, nie odsiedzi.
Dotknięty do żywego Umiński zaprzeczył w piśmie do króla, jakoby złamał słowo, a Fryderyk Wilhelm IV, zbadawszy akta cofnął swój zarzut, co generał ogłosił w gazetach, poczem dnia 26 października 1841 r. ponowił z Brukseli prośbę o wypłacenie pensyi.
Rozkazem gabinetowym z dnia 31 grudnia 1841 r. król pozwolił wprawdzie Umińskiemu osiąść w jakiej miejscowości w Westfalii, ale pod warunkiem, że resztę kary odsiedzi w Minden, zabronił mu jednak udać się do Księstwa, co zaś do pensyi oświadczył, że wypłacenie jej zależeć będzie od przyszłego jego zachowania się.
Z pozwolenia Umiński nie skorzystał, natomiast dnia 24 maja 1842 r. prosił następcę Rochowa, hr. Arnima-Boitzenburg, o danie mu listu bezpieczeństwa do Księstwa, choćby na miesiąc tylko, aby mógł przed śmiercią jeszcze raz widzieć córkę.
Minister odpowiedział odmownie. Nie pomogło też wstawienie się Rozalii hr. Engeströmowej, wdowy po szwedzkim pośle w Warszawie.
Nareszcie w wrześniu 1843 r. Umiński oświadczył gotowość poddania się stawionym warunkom i prosił ministra spraw zewnętrznych hr. Bülowa o paszport, który mu też wystawiono, ale jako cel podróży podano w nim Minden. Tymczasem wierzyciele generał nie chcieli go puścić z Brukseli.
Dopiero w marcu 1846 r. wyjechał Umiński z Brukseli i, odsiedziawszy karę w Minden, zamieszkał w Wiesbadenie, gdzie w r. 1857 dokonał życia.[19] Serce żony jego, Magdaleny z Gembartów, spoczęło w kościele parafialnym w Smolicach obok grobu starościny bielskiej, matki generała.[20]
Początki rządów Fryderyka Wilhelma IV życzliwie usposobiły dlań Polaków. Dla tego też, gdy przybył do Poznania 22 czerwca 1842 r., witano go serdecznie. „Obywatele polscy wyprawili mu na sali Ziemstwa kredytowego wspaniałą ucztę. Postawiono dla niego przy stole starożytne, wyzłacane krzesło, na którem siedział podobno jeden z królów polskich. Król był łaskaw i wesół, mniej więcej do każdego z przedstawionych przemówił, a do niektórych, lepiej znanych, odezwał się bardzo dowcipnie.
Ziemstwo tak wspaniale przystrojono, że król przestąpiwszy próg jego z zachwytem zawołał: Ach, das ist ja wunderschön! Toast na króla wzniósł marszałek sejmu prowincyonalnego hr. Poniński, na królową generalny dyr. Ziemstwa hr. Grabowski, a na rodzinę królewską szambelan baron Hiller v. Gaertringen. Po bankiecie pokazano królowi cztery rozkwitłe właśnie „królowe nocy”, oraz wyłowionego w Warcie jesiotra 8 stóp długości.[21]
Późnym wieczorem odbył się na ratuszu świetny bal, który miasto wyprawiło, ulice zaś i domy tak pięknie przystrojono, jak nigdy jeszcze przedtem ani potem. Tłumy, ucieszone, roiły się w gęstych szeregach niemal wszędzie przez noc całą, bo tysiące ludzi przywędrowało ze wsi i miasteczek, a wszyscy ożywieni byli zadowoleniem i nadzieją.”[22]
Król, ucieszony przyjęciem, nadał order Orła Czerwonego I klasy byłemu krajczemu koronnemu Antoniemu Czarneckiemu z Brzostkowa, II klasy Edwardowi hr. Raczyńskiemu, gwiazdę do orderu Orła Czerwonego II klasy marszałkowi Ponińskiemu i arcybiskupowi Duninowi, wstęgę do tegoż orderu III klasy ks. Przyłuskiemu, tenże order II klasy Stanisławowi Chłapowskiemu z Czerwonejwsi, hr. Platerowi z Wroniaw, Żółtowskiemu z Ujazdu, hr. Bnińskiemu z Samostrzela, Maksymilianowi Moszczeńskiemu z Żołądkowa, order Orła Czerwonego IV klasy piwowarowi Kolanowskiemu z Poznania, przywódcy Polaków w Radzie miejskiej, Chełmickiemu, radcy sądu apelacyjnego, Jarochowskiemu, prowincyalnemu dyrektorowi Ziemstwa kredytowego, dziekanowi Boińskiemu z Uścia, zasłużonemu około wychowania publicznego mężowi, dziekanowi Węsierskiemu z Kościelca, słynącemu z dobroczynności i przykładnego życia kapłanowi, i innym. Kawalerami św. Jana mianował król radców ziemiańskich Żychlińskiego z Międzyrzecza i hr. Potworowskiego z Niemieckiej Przysieki.[23]
Wkrótce po wstąpieniu na tron pruski Fryderyka Wilhelma IV powzięli dawni wojskowi polscy myśl wystawienia w Poznaniu pomnika generałowi Janowi Henrykowi Dąbrowskiemu.[24] W tym celu wydali dnia 27 czerwca 1841 r. pułkownik Ludwik Sczaniecki, dr. Karol Marcinkowski, Mielżyński, Edward Poniński i inni odezwę do ziomków tej treści:
„Uznano od dawna wielkie zasługi generała Henryka Dąbrowskiego. Okazał on się prawym następcą wszystkich naszych sławnych wojowników, a prócz tego przez długi czas na obcej ziemi podsycał płomień życia narodowego. To mając na uwadze, niektórzy obywatele już przed wielu laty pracowali, aby zwłoki Dąbrowskiego złożone były w katedrze krakowskiej, ale ich usiłowania znalazły przeszkodę, która się nie dała podówczas usunąć i podobno teraz jeszcze nie da. Mamy nadzieję szczęśliwszych czasów, ale, nim nadejdą, nie należałoby pozwolić usypiać wdzięczności narodowej, która przez pamiątki pokrzepia ducha i wywołuje geniusze! Tyle lat żyjemy tylko wspomnieniami, więc one są życia naszego podnietą. Wychodząc z tej zasady, kochani Rodacy, wzywamy was, abyście nam podali rękę i przez składki przyczynili się do uczczenia przez jaki pomnik zasług Henryka Dąbrowskiego.”
„Skoro liczba podpisów zebrana będzie, wtedy zarząd funduszami, projektowanie i wykonanie pomnika zostaną tym oddane, którym przez wybór okażecie wasze zaufanie; dla nas niech już będzie dosyć, żebyśmy tej myśli dali początek!”
Wkrótce potem zwrócili się pułkownik Ludwik Sczaniecki do generała Franciszka Morawskiego z prośbą o zbieranie składek i ułożenie napisu na pomnik. Generał odpowiedział mu z Luboni dnia 28 sierpnia 1841 r. w ten sposób:
„Kochany Szanowny Panie Ludwiku!
Stosownie do Twego życzenia starałem się o podpisy na pomnik tak konieczny dla Dąbrowskiego, nie odpowiedziałem jednak zupełnie oczekiwaniu Twemu, gdyż wezwanie Twoje Bóg wie po jakich szukając mnie stronach, zbyt późno mnie doszło i stąd inni zbierający mieli czas mnie uprzedzić i zebrać osoby na swoje listy, które u mnie podpisać się miały”.
„Co się tyczy napisu, nie znam lepszego nad ten jeden wiersz: Jeszcze Polska nie zginęła, wzięty z nieśmiertelnego Mazurka na cześć jego ułożonego, ale nie wiem, wątpię nawet, aby go dozwolono umieścić. Nie szkodziłoby spróbować, a wystawiwszy Niemcom, że jest historyczną melodyą i pamiątką najmilszą z naszych dziejów, które sam N. Pan w swoim ostatnim do nas głosie szanować przyrzekł — kto wie, czyby się nie udało wytargować. Niemało byśmy zdobyli, uwieczniając te kilka słów na pomniku Dąbrowskiego, bo w tym słowach jest cała nasza nadzieja i życie narodowe”.
„Możnaby i ten napis dać:
Czternaście lat ojczystych nie dostaje dziejów.
Któż te przerwy zapełnia — Dąbrowski.
„Wierszem dałaby się tak ułożyć ta sama myśl:
Czternaście lat ojczystych dziejów nie dostawa.
Któż zapełnia tę przerwę? Dąbrowskiego sława.
„Wolałbym przecież powyższą prozę, a nadewszystko ów wiersz Mazurka.”
„Ściskam Cię serdecznie.
Dnia 8 czerwca 1842 r. zebraniu w Poznaniu obywatele polscy wybrali komitet, który miał wyjednać u rządu pozwolenie na zbieranie składek i wystawienie pomnika. Do komitetu tego weszli: Pułkownik Ludwik Sczaniecki, Józef Krzyżanowski, Jędrzej Moraczewski, Cypryan Jarochowski, dyrektor Ziemstwa, i Seweryn Mielżyński.
Pierwsze posiedzenie komitetu odbyło się nazajutrz, dnia 9 czerwca. Uchwalono w niem wystosować do naczelnego prezesa następujące pismo:
„Do Królewskiego Prześwietnego Naczelnego Prezydyum W. Księstwa Poznańskiego”.
„Z uczucia czci i poszanowania dla pamięci zmarłego Henryka Dąbrowskiego, generała dywizyi dawnych wojsk polskich, powstała myśl wystawienia mu tu w Poznaniu pomnika”.
„Krewni, przyjaciele Zmarłego, jako też oficerowie, którzy służyli pod jego przywództwem, chcą uskutecznić ten zamiar przez dobrowolne składki i w ich imieniu niżej podpisani wnoszą, aby Prześwietne Naczelne Prezydyum pozwolenia do ustawienia pomnika dla generała Dąbrowskiego, którego rysunek dołączamy, udzielić raczyło”.
Pułkownik Sczaniecki, Edward Poniński, pułkownik Niegolewski, Edward hr. Potworowski, Hr. Wołłowicz, Brzeżański, Wincenty Kalkstein, Seweryn Mielżyński, Bronisław Dąbrowski Józef hr. Łubieński.
Na zapytanie z dnia 1 sierpnia co do szczegółów, odpowiedział pułkownik Sczaniecki, że zamiarem Polaków jest wystawić pomnik z bronza na odpowiedniej podstawie na placu Wilhelmowskim naprzeciwko ulicy Nowej (tam, gdzie dziś pomnik cesarza Fryderyka III).
Na jednej stronie pomnika miały być wymienione wszystkie bitwy, w których wziął udział generał Dąbrowski' od 18 czerwca 1792 r. do 18 marca 1814 r., na drugiej zamierzano umieścić napis:
Żołnierz 1792.
Obrońca Warszawy 1794.
Oswobodziciel Wielkopolski 1794.
Twórca legionów 1796—1799.
Jeszcze Polska nie zginęła 1796.
Pognębiciel Prusaków 1806—1807.
Pogromca Austryaków 1809.
Obrońca Ojczyzny 1812—1813.
Wódz i obywatel od r. 1815—1818.
Na trzeciej zaś stronie napis:
Atoli tak prezes rejencyi Beurmann, zastępujący wówczas naczelnego prezesa, jako też były naczelny prezes hr. Arnim, powołany do Berlina, zwrócili królowi uwagę na to, że wystawienie pomnika mężowi, który walczył przeciw Prusakom, byłoby objawem wrogim wobec rządu pruskiego i podtrzymywałoby nadzieję odzyskania niepodległości.[25]
Przedstawienia ich odniosły skutek i komitet polski otrzymał na ręce pułkownika Sczanieckiego następującą odpowiedź:
„Wniosek, który WPan w uprzejmem piśmie z dnia 29 czerwca i 16 sierpnia r. b. razem z towarzyszami uczyniłeś, aby wystawienie pomnika dla ś. p. generała dywizyi Dąbrowskiego dozwolone było, musiał podług przepisów krajowych do najwyższego rozstrzygnięcia być przedstawiony. N. Pan nie raczył na to zezwolić i w najwyższym rozkazie gabinetowym z dnia 11 z. m. wystawienia pomnika z tego względu zakazał, że generał Dąbrowski był pierwszym w prowincyi prusko-polskiej, który w r. 1806 oręż przeciwko monarchii podniósł”.
„Uwiadamiając WPana o tem najwyższym postanowieniu, upraszam niniejszem uprzejmie, abyś o tem także towarzyszów swoich zawiadomić raczył.”
Zamiar więc spełzł na niczem. Zebrane w krótkim czasie 60,000 złp. oddał komitet po części ofiarodawcom, po części odłożył na chwilę pomyślniejszą.
Po wypuszczeniu z więzienia kołobrzegskiego niespełna dwa lata tylko żył arcybiskup Dunin, w którym to czasie, dnia 5 września 1841 r. wyświęcił na biskupa-sufragana cenionego wysoko przez siebie Anzelma Brodziszewskiego, a 14 października t. r. wydał okólnik do duchowieństwa, wzywając je do popierania Towarzystwa Pomocy Naukowej.
Umarł w Poznaniu 26 grudnia 1842 r.
Na pogrzebie jego miał mowę ks. Jabczyński, trumnę nieśli do grobu dwaj włościanie, dwaj mieszczanie, dwaj oficerowie, oraz dwaj przedstawiciele szlachty: książę Sułkowski i hr. Mycielski.
W testamencie swym z dnia 6 marca 1837 r. wyznawał, że się urodził ubogim, a doszedłszy do stanowiska, większą część dochodów rozdawał pomiędzy biednych, z reszty zaś wychowywał i utrzymywał braci i siostry, tylko jednej siostrze, pannie Scholastyce,[26] w młodości nic dobrego nie wyrządził, co sobie wyrzucał. Tej zatem siostrze z wdzięczności za przywiązanie, pielęgnowanie i osłodę życia, całe swe ruchomie mienie, bo nieruchomego nie miał, zapisał, nie nakładając jej żadnego obowiązku krom westchnienia raz po raz za duszę jego.[27]
„Ks. arcybiskup Dunin — pisze w swych Pamiętnikach Bogusława z Dąbrowskich Mańkowska — przy ogładzie światowej nie stracił ani pozorów ani charakteru czysto polskiego. Miał wrodzoną dobroduszność, łatwe wylanie uczuć; był nadzwyczajnie przystępny i niezmiernie łagodny w pożyciu. Te zalety były piętnem jego charakteru. Nie zapomnę nigdy, jak 1842 r. zajechała przez moje mieszkanie kareta, z której wysiadł lekko i sprężyście w czarnym fraku ks. arcybiskup Dunin. Był to czas, w którym Fryderyk Wilhelm IV wstąpił na tron z wielką sympatyą i życzliwością dla Księstwa Poznańskiego. Chodziło ks. arcybiskupowi o przyjęcie tego monarchy u siebie w pałacu, gdzie miała być pierwsza prezentacya dam wielkopolskich. Przyjechał więc do mnie zakłopotany, przynosząc tę wiadomość i prosząc mnie o pomoc. „Moje dziecko, jak ty mi tego wszystkiego nie urządzisz, będę zgubionym człowiekiem.” Tak się więc stać musiało, jak sobie życzył. Cały dzień w pałacu, a wieczorem na wielkiej sali wymieniłam królowi 60 nazwisk zebranych Wielkopolanek.[28]
Pod koniec roku 1842 zwołano komitety stanów wszystkich prowincyi, więc i W. Księstwa Poznańskiego, do Berlina. Wynikiem ich narad były pewne ulgi w podatkach i uznanie budowy kolei żelaznych za potrzebę naglącą. Ułatwić ją miało państwo, przyjmując rękojmią odsetek od kapitałów zakładowych.
W tym czasie zwrócił w Poznaniu dr. Karol Marcinkowski uwagę na to, że sprawy miejskie nie powinny nam być obojętne i że należałoby postarać się o to, aby także Polacy zasiadali w Radzie miejskiej. Rozpoczęto więc krzątać się po mieście i przeprowadzono wybory z takim skutkiem, że w r. 1844 na 24 radnych zasiadało w ratuszu tylko 10 Niemców i żydów, z Polaków zaś radca sprawiedliwości Ogrodowicz, którego obrano przewodniczącym,[29] dr. Karol Marcinkowski, który przez rok był zastępcą przewodniczącego,[30] dr. Ludwik Gąsiorowski, dr. Teofil Matecki, dr. Karol Libelt, Józef Łukaszewicz, sędzia, Pilaski, budowniczy Antoni Krzyżanowski, kupcy Batkowski, Milewski, Stęszewski i inni.[31]
„Niemiłe ogarnęło ździwienie Niemców i żydów — pisze Motty — gdy w sali ratuszowej pojawili się ludzie, którzy na posiedzeniach przemawiali językiem, znienawidzonym bogom Walhalli. Mianowicie żydzi uspokoić się zrazu nie mogli i wołali z przerażeniem: „Cóż się dzieje? Cały Bazar i całe Chwaliszewo zwaliły się na ratusz!”
Atoli powoli wyrugowali Niemcy Polaków z Rady miejskiej przy pomocy żydów i coraz liczniej z najrozmaitszych stron Rzeszy niemieckiej przybywających do Poznania synów Wodana.
Dnia 5 marca 1843 r. otworzył Beurmann w zastępstwie naczelnego prezesa hr. Arnima jako komisarz królewski, szósty sejm W. Księstwa Poznańskiego. Marszałkiem został Edward hr. Potworowski, zastępcą jego baron Hiller v. Gaertringen z Pszczewa.[32]
Z większej własności (rycerskiej) było z powiatów 22 posłów: Polaków 20, Niemców 2. I to z powiatu odolanowskiego Wojciech Lipski z Lewkowa, bukowskiego i obornickiego pułkownik Andrzej Niegolewski z Niegolewa, wschowskiego Aleksander Brodowski, kościańskiego Edward hr. Potworowski, krobskiego Gustaw Potworowski, krotoszyńskiego Nereusz Sokolnicki z Wrotkowa, poznańskiego Tytus hr. Działyński, pleszewskiego Józef Kurczewski z Koralewa, ostrzeszowskiego Feliks Wężyk z Baranowa, śremskiego Edward hr. Raczyński z Rogalina, średzkiego pułkownik Augustyn Brzeżański z Gołunia, wrzesińskiego Hieronim Gorzeński z Śmiełowa, bydgoskiego i mogilnickiego Tadeusz Wolański z Pakości, czarnkowskiego i chodzieskiego Heliodor hr. Skórzewski z Próchnowa, gnieźnieńskiego Eustachy hr. Wołłowicz z Działynia, inowrocławskiego dr. Antoni Kraszewski z Tarkowa, szubińskiego Gustaw hr. Dąmbski z Jadownik, wyrzyskiego Tertulian Koczorowski z Gościeszyny, wągrowieckiego Pantaleon Szuman z Czeszewa, szamotulskiego (Polak, niezapisany).
Niemcy: z powiatu międzychodzkiego baron Massenbach z Białokosza, babimojskiego i międzyrzeckiego baron Hiller v. Gaertringen.
Na sejmie 1843 r. książę Thurn Taxis nie miał zastępcy, hr. Atanazy Raczyński nie przyjechał, z książąt Radziwiłłów przybył książę Bogusław.
Ze stanu miejskiego przybyli kasyer Sachtleben z Wschowy, kupiec Roll z Zaniemyśla, burmistrz Robowski z Kościana i burmistrz Kadau z Burzynia.
Książę Bogusław Radziwiłł, ur. 1809 r. w Królewcu, był synem namiestnika księcia Antoniego i księżniczki Ludwiki pruskiej, a młodszym bratem księcia Wilhelma, z którym prowadził w Berlinie niejako wspólne gospodarstwo, zamieszkiwali bowiem razem pałac Radziwiłłowski, ożeniwszy się w jednym roku (1832) z rodzonemi siostrami, czeskiemi księżniczkami Clary Aldringen. „Chociaż ich usposobienie i kierunki były niejednakie, żyli jednak z sobą bez przerwy w serdecznej, braterskiej zgodzie. Przed r. 1830 był książę Bogusław podporucznikiem w Poznaniu i doszedł w służbie czynnej do stopnia majora, ale więcej czuł się Polakiem i synów na Polaków wychował. Był chrześcijaninem wielkiej cnoty, szczodrym dla biednych i potrzebujących, pielęgnował chorych i roznosił jałmużny. Parafia katolicka w Berlinie niemało mu zawdzięczała. Wspólnie z bratem posiadał księstwa Ołykę i Nieśwież i hrabstwo Mir na Litwie, a hrabstwo Przygodzice i Antonin w W. Księstwie Poznańskiem.[33]
Gustaw Potworowski, urodzony 3 czerwca 1800 r. w Bielejewie, syn Andrzeja i Ludwiki Żychlińskiej, kalwińskiego wyznania, odbył nauki szkolne częścią w Poznaniu u pastora Bornemana, częścią w Warszawie na Żoliborzu, a dokonawszy wykształcenia swego na uniwersytetach niemieckich, osiadł w Goli, wsi po ojcu odziedziczonej. Do tajnych porozumień przed r. 1830 należał, a chociaż krótko przed powstaniem listopadowem poślubił Klementynę Chłapowską, córkę Macieja z Czerwonejwsi i Donaty z Rogalińskich, był jednym z pierwszych, którzy zaciągnęli się pod sztandary narodowe. Razem z Karolem Marcinkowskim, Maciejem Mielżyńskim i dziewierzem swym Stanisławem Chłapowskim służył w pułku jazdy poznańskiej i odbył wyprawę na Litwę, jako adjutant generała Chłapowskiego, gdzie walecznie potykając się, ranny został pod Hejnowszczyzną od kartacza.[34] Powróciwszy do Goli, oddał się całkiem gospodarstwu i posługom obywatelskim. Gdy po nieszczęśliwym końcu powstania zwątpienie ogarnęło wielu, przyczynił się walnie do założenia kasyna gostyńskiego, które miało na celu podniesienie ducha narodowego i skierowanie rodaków na drogę wspólnej pracy. Wszędzie, gdzie chodziło o rzecz publiczną, był albo pierwszym, albo jednym z pierwszych, od niczego się nie usuwał bez względu na prywatne swoje sprawy. Był opiekunem wdów i sierot, pomagał ratować majątki i godził powaśnionych. Kto z obywateli wiejskich miał jakieś trudności familijne, majątkowe, sądowe lub inne, nie wiedząc sam sobie rady, szedł do p. Gustawa. W domu zaś swoim przyjmował każdego z serdeczną gościnnością. Gospodarzył wzorowo: za to, co z żoną dostał, kupił Kosowo i Siemowo, później nabył Karmin. Potworowski nie górował nad innymi zdolnościami, a jednak nie było przez lat niemal trzydzieści, krom Marcinkowskiego, popularniejszej i bardziej wpływowej osobistości, bo serce jego wielkie całkiem było wylane dla sprawy narodowej, dla współziomków; nawskroś to był zacny człowiek.[35]
Augustyn Brzeżański odbywał w konnicy ostatnie wojny Napoleona, z których powrócił z krzyżem legii honorowej i stopniem rotmistrza. Ożeniony z stryjeczną siostrą, osiadł w Gorzykowie pod Środą, należącem do żony, również jak Czachórki pod Gnieznem. Uczestniczył we wszystkich sprawach obywatelskich, niemniej jak w spiskach przedrewolucyjnych. Po wypadkach listopadowych podążył do Warszawy i utworzywszy pułk jazdy poznańskiej, objął nad nim dowództwo. Na czele pułku, odznaczając się zimną krwią i odwagą, odbył wojnę, należał do wyprawy na Litwę i wraz z generałem Dembińskim przerznął się do Warszawy. Powróciwszy po upadku powstania do Księstwa, odpokutował za udział w niem więzieniem, poczem wiódł do r. 1846 spokojny żywot obywatelski.[36]
Tertulian Koczorowski, syn Franciszka z Gościeszyna i Katarzyny Krzyckiej, ożeniony z Franciszka z hr. Bnińskich, był jednym z najwięcej szanowanych obywateli.
Piotr Brodnicki walczył także w powstaniu listopadowem i jako podporucznik 3 pułku strzelców pieszych otrzymał za waleczność dnia 12 września 1831 r. krzyż złoty. Po powstaniu, poślubiwszy Prowidencyą Joannę Nieżychowską z Nieświatowic, oddał się gospodarstwu w dobrach swych Miłosławicach i Strzeszkowie w powiecie wągrowieckim.
Chodziło najprzód o ułożenie adresu do króla. W tym celu wybrano komisyę, w której skład weszli hr. Potworowski, hr. Działyński, Szuman, Kraszewski, baron Hiller-Gaertringen, lipski, Naumann, Willmann, Peterson, Potworowski, Koenig, i Dobrowolski.
W adresie, który komisya ułożyła, taki mieścił się ustęp:
„Polacy, poddani Waszej Królewskiej Mości wynurzają żal swój głęboki, który w nich obudziła osnowa najwyższej odpowiedzi z 6 sierpnia 1841 r., przez nich nie wywołana. Nie mogą zaprzeczyć temu, że W. Księstwo Poznańskie jest częścią monarchii pruskiej, wszakże mimo tego politycznego połączenia, zapewniono im utrzymanie i zachowanie ich narodowości, zapewniono ojczyznę i język we wszystkich czynnościach urzędowych. — Uważają za nadwyrężenie tych sobie zapewnionych swobód, że jak mówiący litewskim i walońskim językiem poddani Twoi, którzy zatracili już swą narodowość, zlać się mają w jedną nazwę Prusaków; zatrważa ich, że zabrania się im być nadal tem, czem są wedle języka, obyczajów i dziejowych wspomnień, czem są wedle uroczystych traktatów i zaręczeń królewskich, zatrważa ich, że nie ma być im wolno pozostać i nazywać się Polakami. Zanoszą przeto prośbę do stopnia tronu W. K. Mości, abyś ich niepokoje w tej mierze uchylić i nietykalne praw ich zachowanie najłaskawiej nakazać raczył.”
W dalszym ciągu dopominał się adres o konstytucyą ogólną dla Prus, a w końcu żądał zniesienia najnowszego rozporządzenia, tyczącego się cenzury.
Był to wynik układu pomiędzy Polakami a Niemcami. Za to że Polacy poparli żądania Niemców o konstytucyą, ci zgodzili się na ustęp o odrębności narodowej Polaków.
Adres z pominięciem naczelnego prezesa wysłano wprost do króla. Dwóch tylko członków sejmu oświadczyło się przeciwko adresowi: książę Bogusław Radziwiłł, bo się sprzeciwiał jego przekonaniu, i Edward hr. Raczyński raz dla tego, że adres dotykał przedmiotów, a propozycyach królewskich nie objętych, więc uchybiał formie, a powtóre, że zdaniem jego nadanie konstytucyi, z natury rzeczy całkiem niemieckiej, byłoby zgubnem dla narodowości polskiej.
Mimo, że hr. Edward wyraźnie wypowiedział, że co do żądania zabezpieczenia nam narodowości polskiej popiera treść adresu najmocniej, stan rycerski powiatu śremskiego zaprotestował przeciwko jego wystąpieniu.
W 6 dni po wysłaniu adresu przyszła nań odpowiedź królewska. Król, rozgniewany nieprawną drogą, którą go adres doszedł, jako też śmiałem wyłuszczeniem sprawy narodowości, a nadto niezbyt oględnem dopominaniem się o konstytucyą, zgromił sejm, zarzucił mu, że działał pod wpływem stronnictwa nie umiejącego w zaślepieniu swem ocenić, z jaką ojcowską miłością usiłował oszczędzać narodowe własności Polaków i pogodzić je ku istotnemu dobru prowincyi z ogólnymi stosunkami i stanem monarchii, i zagroził, że gdyby duch owego stronnictwa owładnął sejmem poznańskim, wykluczy stany W. Księstwa od danego krajowi przyrzeczenia: zgromadzenia stanów prowincyonalnych monarchii w pewnych czasu okresach.
Ważniejsze petycye tego sejmu były:
1) na wniosek deputowanego Kurczewskiego petycya, aby władze administracyjne udzielał odpowiedzi Polakom we wszystkich przypadkach w obu językach, aby umieszczano polską odpowiedź obok niemieckiej i razem obie podpisywane były przez władze, wreszcie, aby ustanowiono urzędników, oba języki posiadających, zwłaszcza w powiatach z ludnością przeważnie polską,
2) na wniosek deputowanego Niegolewskiego petycya o przywrócenie stanom prawa wybierania radców ziemiańskich,
3) na wniosek deputowanego Niegolewskiego petycya o utworzenie eforatów dla dozoru gimnazyalnego na wzór eforatu przy gimnazyum leszczyńskiem,
4) na wniosek deputowanego Lipskiego petycya o zmienienie regulaminu egzaminacyjnego z 4 czerwca 1834 r. w ten sposób, iżby uczniowie polscy uznani byli za dojrzałych, skoroby się obeznali z literaturą niemiecką, rozumieli klasyków niemieckich i płynnie się wysławiali, chociażby nie wyrażali się piśmiennie całkiem odpowiednio do ducha języka niemieckiego,
5) na wniosek deputowanego Lipskiego petycya o założenie uniwersytetu w Poznaniu z fakultetami filozoficznym, prawniczym i teologicznym w połączeniu ze szkołą agronomiczną i chirurgiczną,
6) na wniosek deputowanego Lipskiego petycya o założenie czwartego katolickiego seminaryum nauczycielskiego.
W tej petycyi wykazano, że dwa katolickie seminarya w Poznaniu i Paradyżu i jedno ewangelickie w Bydgoszczy nie mogły dostarczyć dostatecznej liczby nauczycieli, skutkiem czego w końcu r. 1842 było w samym departamencie poznańskim około 90 szkół katolickich bez nauczycieli, a około 30, w których brakło drugiego nauczyciela. Że zaś południowe powiaty najdalej były oddalone od seminaryów, przeto wskazywano Krotoszyn jako najodpowiedniejsze miejsce do założenia tam nowego seminaryum katolickiego.
Proszono też o jawność obrad na zebraniach Rady miejskich, na zgromadzeniach powiatowych i na sejmie, o ustanowienie kasy amortyzacyjnej dla ułatwienia opłaty włościańskich ciężarów realnych, o wypłacenie pensyi wojskowym polskim, ozdobionym krzyżem legii honorowej, o podwyższenie podatku od wódki i zmniejszenie liczby szynkowni żydowskich, o uwolnienie rzemieślnika od opłaty procederowego, póki dwóch czeladników nie trzyma, a przy sprzedaży towarów ogranicza się tylko na swoich wyrobach.
Do petycyi, które nie przeszły, należały:
petycja deputowanego Wolańskiego o udzielenie duchowieństwu katolickiemu jednego głosu udzielnego w sejmie,
petycya Heliodora hr. Skórzewskiego o zaprowadzenie w miejsce kary śmierci i więzienia w domu poprawy kary deportacyi i zakupienie na ten cel jakiej wyspy,
petycya Gustawa Potworowskiego o zaprowadzenie języka polskiego jako wykładowego w gimnazyum leszczyńskiem,
petycya Lipskiego o zaprowadzenie czterech klas realnych przy gimnazyach W. Księstwa Poznańskiego, o urządzenie w Poznaniu szkoły polskiej dla dziewcząt z przyłączeniem do niej pensyonatu i szkoły nauczycielek, i kilka innych.[37]
Na sejmie tym bardzo nieprzyjemną scenę wywołał nietaktem swym deputowany Pantaleon Szuman.
Otóż Edward hr. Raczyński kazał był na posągach królów Mieczysława i Bolesława w katedrze, za które z własnej kieszeni zapłacił Rauchowi przeszło 28,000 tolarów, umieścić napis, że są jego darem.
Przeciwko temu wystąpił Pantaleon Szuman i podał wniosek o zaniesienie prośby do króla, aby nakazał zmianę napisu, ponieważ zasługa, jak twierdził, należała się twórcy pomysłu, ks. arcybiskupowi Wolickiemu, i wszystkim, którzy składki dali, a nie wyłącznie hr. Raczyńskiemu, którego nazwisko nie powinno się znajdować na pomniku królów polskich.
Sejm odrzucił wprawdzie wniosek Szumana 27 głosami przeciw 14, ale hr. Edward, dotknięty do żywego, oświadczył, że, chociaż sobie pochlebiał, iż wystawił pomniki godne królów polskich, i dla tego zasłużył się, postanawia zrzec się komisaryum, danego mu na sejmie 1830 r., zwrócić fundusze, powierzone mu na wystawienie pomników, wraz odsetkami i oddać wszystko, co względem tej sprawy odebrał z biura namiestnika, do rozporządzenia naczelnego prezesa; nie żałuje kosztów łożonych, a rozporządzenie zwróconemi sumami pozostawia sejmowi
Niestety, spraw ta stała się powodem śmierci hr. Edwarda.
Odprawa sejmowa z 30 grudnia 1843 r. nie zadowolniła Polaków, król bowiem najważniejsze petycye, jak o zniesienie regulaminu administracyjnego z r. 1832, zaprowadzenie eforatów, przywrócenie wyboru radców ziemiańskich, jawność obrad, ustanowienie kasy amortyzacyjnej, wypłacenie pensyi kawalerom legii honorowej, zwolnienie biedniejszych rzemieślników od podatku procederowego, wreszcie o założenie uniwersytetu w Poznaniu odrzucił lub ad calendas graecas odłożył.
Niezadowolenie wywoływały też sądy.
W r. 1843 adwokat Jakób Krauthofer, który nazwał się później Krotowskim, podał skargę do sądu w polskim języku, ale sąd główny ziemski w Poznaniu nie przyjął jej, żądając niemieckiego tłomaczenia. Krauthofer, opierając się na artykule IX prawa z 16 czerwca 1834 r., odpowiedział, że nie jest do tego zobowiązany, i powtórnie wręczył skargę, ale i tym razem sąd ją odrzucił. Wtedy zwrócił się Krauthofer do ministra Mühlera w Berlinie, którzy przyznając mu słuszność, rozkazał sądowi poznańskiemu przyjąć skargę w polskim języku.[38]
Dnia 1 marca 1843 r. ustąpił z naczelnego prezesostwa W. Księstwa Poznańskiego hr. Arnim, a następcą jego został Beurmann, biegły urzędnik, człowiek prawy, umiarkowany i uprzejmy.
Wkrótce po objęciu przez Beurmanna dnia 15 września 1843 r. umarł komenderujący generał V korpusu Grolman. Pogrzeb jego miał się odbyć 19 września z ulicy Wilhelmowskiej, w pobliżu Bazaru, na położony za cytadelą cmentarz na Winiarach. W sam dzień pogrzebu przybyło przed południem do Poznania kilku urzędników rosyjskich powozem swoim, a końmi ekstrapocztowymi i, wysiadłszy w hotelu Bawarskim, naprzeciwko poczty przy Wilhelmowskiej ulicy, tak przy obiedzie, jak po obiedzie do wieczora bawili się wesoło, nie szczędząc sobie darów Szampanii. Poprzedzali oni przyjazd cara Mikołaja, który, o czem już władze wiedziały, dla okazania swej niełaski Poznaniowi nie chciał tu wysiąść i tylko żądał przeprzągu.
Gniewał się na Poznań i W. Księstwo Poznańskie car Mikołaj, bo wówczas bardzo wielu wychodźców z Francyi i Królestwa znajdowało tu przytułek, czemu się władze krajowe nie sprzeciwiały. Z tej też przyczyny nie pozwolił, aby linia kolei żelaznej od Łowicza szła prosto do Poznania, gdzie go już dawniej, gdy jechał do Berlina, spotkała nieprzyjemność. Otóż, gdy przejeżdżał przez miasto, na skręcie z ulicy Wronieckiej na Kramarską, zawadził pocztylion o narożnik kamienicy Mielżyńskich. Wtedy kozak cesarski zaczął bić pocztyliona, ale ujęła się za nim publiczność, krzycząc bez zdejmowania czapek z głowy: „Tu bić niewolno, tu nie Rosya” itd., nie dbając, że car to słyszy. Tego Mikołaj Poznaniowi darować nie mógł.
W dniu tedy 19 września, ponieważ przeprząg nie mógł się odbyć przed domem pocztowym przy ulicy Wilhelmowskiej, właśnie dla pogrzebu Grolmana wojskiem i ludem zapełnionej, gdyż pogrzeb prawie na godzinę z przyjazdem cara, na 3 po południu zapowiedziano, przeto uchwalono, aby się pochód pogrzebowy cokolwiek spóźnił, a przeprząg odbył się na Rybakach, tuż za ogrodem rejencyjnym, dawniej jezuickim, na ulicy Zielonej. Tu więc powitał Beurmann z kilku wyższymi oficerami i urzędnikami administracyjnymi cara, który nawet wcale z powozu nie wysiadł, gdy przeprzągano konie.[40]
Pozbywszy się cara, udali się wszyscy na pogrzeb, który odbył się z wszelkimi obrzędami wojskowymi, strzelaniem z ręcznej broni i armat.
Mając uwagę w inną stronę zwróconą, policya nie dała baczenia na Rosyan, bawiących się w hotelu Bawarskim. Tymczasem zbliżył się wieczór, zabębniono capstrzyk i owi goście zażądali koni, już dawno dla nich przysposobionych. Jechali po bruku pędem i z wielkim łoskotem; w tyle powozu, na tłomoku siedział kozak z nabitą bronią. Na Chwaliszewie koło pompy, przy uliczce pierwszej, po lewej ręce z miasta idąc, która wiodła do ulicy Weneckiej, był głęboki rynsztok. W ten stoczył się powóz tak zwanej cesarsko-rosyjskiej kancelaryi, a przy gwałtownem wstrząśnieniu, strzelba kozaka puściła. Nikomu się jednak nic złego nie stało. Przybitkę naboju podniesiono z ziemi, oglądano i, obejrzawszy, porzucono znowu. Policyi przytem nie było.
W 48 godzin po przejeździe cara kuryer rosyjski spieszył przez Poznań z depeszami księcia Paszkiewicza do Berlina, mając rozkaz wręczyć list jego wraz z kopią depeszy Beurmannowi. Z tej depeszy dowiedziano się, co zaszło w Warszawie.
Otóż ledwo tam Paszkiewicz przyjął cara, ten opowiedział mu, jak niegodnie(!) postąpiono sobie w Poznaniu. „Już na przeprzągu — mówił Mikołaj — traktowano mnie z pogardą, nikt nie zdjął czapki (Beurmann temu zaprzeczył), a ktoś bezkarnie uderzył kijem siedzącego na koźle służącego mego (czego znów nikt nie widział!).
Ale nie dosyć tego. Gdy powóz mojej kancelaryi jechał przez Chwaliszewo, tam przy ulicy poprzecznej koło pompy stały osoby podejrzane. Z ich strony padł strzał na powóz, a kula przeszyła na wylot puklat i jednemu urzędnikowi płaszcz w powozie przedziurawiła. Urzędnicy moi bali się stanąć w miejscu i w ogóle w mieście i zatrzymali się dopiero za miastem na drodze warszawskiej. Nie chcę jednak, abyś o tem powiadomił władze pruskie.”
Tak pisał Paszkiewicz, uważając za dobre donieść o tem, co słyszał od cara, ministerstwu pruskiemu nie taił jednak, że car nie wymagał żadnego dochodzenia.
Natychmiast po przeczytaniu depeszy Beurmann powołał policyą, ale ta o niczem nie wiedziała. Rozpoczęło się więc śledztwo, badano rozmaitych ludzi, ale bez skutku.
Tymczasem, zaledwie depesza Paszkiewicza doszła do Berlina, król przysłał do Poznania osobną, złożoną z generałów komisyę śledczą, na czele której stawił generała Müfflinga, prezesa Rady stanu, męża nader godnego, i dodał mu do pomocy znanego z przebiegłości dyrektora policyi ruchomej Dunkera. do tej komisyi dołączył Beurmann nadradcę l'Estocqa, dyrygenta wydziału spraw wewnętrznych, radcę prezydyalnego Noaha i tłomacza z obowiązkiem spisywania protokułów w języku polskim z osobami, nie rozumiejącymi języka niemieckiego, oraz dopilnowania, aby protokuły niemieckie, które miał pisać Dunker, dosłownie zgadzały się z polskimi. Przytomny śledztwu był także generał Rauch, mający od króla zlecenie udania się natychmiast po ukończeniu śledztwa do Petersburga i powiadomienia cara Mikołaja o wyniku.
Komisya odbywała swą czynność w pomieszkaniu naczelnego prezesa w gmachu pojezuickim na pierwszem piętrze. Sprowadzano rozmaite osoby, ale niczego się nie dowiedziano, a pocztylioni, którzy wieźli ową kancelaryę cesarską z Poznania do granicy, i urzędnicy, którzy powóz rewidowali, zeznali pod przysięgą, że owi panowie jechali jednym ciągiem i bez szwanku dostali się do Królestwa.
Nareszcie Beurmann wyznaczył 1000 dukatów na wykrycie sprawcy.[41] Wtedy stanął przed komicyą rzeźnik Karkuszewski z Chwaliszewa i zeznał pod przysięgą co następuje:
„Onego dnia, kiedy pogrzeb generała Grolmana odbywał się w Poznaniu, powracałem z zakupionymi skopami do domu. Już było około 9 wieczorem, jak stanąłem w domu i poszedłem do pompy przy uliczce poprzecznej na Chwaliszewie stojącej.
Ruch był na ulicy znaczny, ale szczególnie zwrócił na siebie uwagę powóz tętniący, który z hukiem spieszył końmi pocztowymi od miasta. Patrzałem na niego pilnie i widziałem, jak do mnie dojechał i z łoskotem wpadł w rynsztok tak nagle, że słudze za powozem na tłomoku siedzącemu flinta puściła i wystrzeliła. Nadbiegło parę ludzi na odgłos wystrzału i znaleźliśmy przybitkę od naboju, którą wielu oglądało.”
Generał Müffling pragnął wiedzieć, co sobie myślał Karkuszewski, widząc powóz pędzący.
„Wej ślachta — odrzekł — ciesząc się, golnęła wina i z ukontentowaniem dąży do domu.”
„Ale z czego miałaby się cieszyć?” — zapytał Müffling.
„Z tego pewnie — odparł Karkuszewski, wedle mego zdania, że jednego Prusaka mniej.”
Karkuszewskiego bez nagrody odprawiono do domu, a generał Rauch, powstawszy, zaczął się wymawiać i uniewinniać, że po wyrazach, jakich cesarz użył do księcia Paszkiewicza, nie śmie i nie może jechać do Petersburga, bo wypadałoby powiedzieć, że się rzecz ma wcale inaczej. Na to odpowiedział Müffling, że on jako prezes komisyi śledczej nie może dawać przepisów Rauchowi, który ma osobne zlecenie od króla; niech więc robi, co myśli. Najprzód pojadę napowrót do Berlina”, rzekł Rauch, ukłonił się i wyszedł.
Po jego odjeździe Müffling kazał nająć u powoźnika podobny zupełnie powóz i równie ciężki, jak miała kancelarya rosyjska, wziąć konie pocztowe i jechać szybko od mostu przez Chwaliszewo. I przekonano się, że powóz gwałtownie się zatrząsł nagłym zjazdem w rynsztok i że mogła wskutek tego wstrząśnienia łatwo puścić strzelba. Poczem opisano i wyrysowano miejsce jak najdokładniej.
Następnego dnia radca Noah pojechał do Paszkiewicza dla wybadania istotnego stanu rzeczy, ale Paszkiewicz źle go przyjął. „Czego chce?” zapytał. „Radbym widzieć ten powóz, odparł Noah, i płaszcz przedziurawiony, oraz pomówić z urzędnikami, który w powozie jechali.” „A to po co? Powóz zaraz został porąbany, płaszcz zniszczony, a urzędnicy pojechali do Petersburga.”
Ponieważ Noah nic nie sprawił, wybrał się do Warszawy Dunker. Ale Paszkiewicz przywitał go słowy: „Właśnie jadę do Skierniewic na polowanie, możesz jechać także.”
Dunker, sądząc, że na łowach będzie miał sposobność pomówienia z Paszkiewiczem, pojechał do Skierniewic bez namysłu, ale napróżno. Paszkiewicz unikał rozmowy. Po trzech dniach Dunker przyszedł pożegnać się z satrapą, przyczem wyjawił mu cel podróży.
„Co? jak? krzyknął Paszkiewicz, strzał padł w Poznaniu, a wy chcecie śledztwo prowadzić w Warszawie? A ja wiem! Wiem nawet, jak się nazywa ten, co strzelił!”
Nuż tedy Dunker w prośby i wreszcie pozwolił mu Paszkiewicz zapisać w pugilaresie: Korzeniewski.
Niezmiernie ucieszony, powrócił Dunker do Poznania i zaraz kazał przyprowadzić przed siebie introligatora, który zszywał akta rządowe. Jakież było ździwienie tego człowieka, gdy się dowiedział, o co go posądzono, — jego, który nie miał czasu chodzić na Chwaliszewo, a strzelby w życiu swojem nie miał w ręku. „Przecież ty jesteś Korzeniewski!” zawołał Dunker. „Nie wielmożny panie dyrektorze policyi, ja się zowię Korzeniowski, a nie Korzeniewski.”
Puszczono więc introligatora, a sprowadzono kucharza, który istotnie nazywał się Korzeniewski. Był to starzec, najspokojniejszy w świecie, który od lat 25, gdy zniesiono jatki mięsne na Chwaliszewie, nie był w tej części miasta, a kiedy miał ostatni raz strzelbę w ręku, gdy był jeszcze kucharzem na wsi, nie pamiętał nawet. I tego więc puszczono.
Nie ustały jednak śledzenia za jakimś spiskiem i zamachem na życie cara Mikołaja.
Zdarzyło się, że jakiś L. J. dla okoliczności kieszonkowych uszedł z Poznania do Kalisza, gdzie go dla braku legitymacyi przyaresztowano. Było to przed wrześniem 1843 r. Położenie owego człowieka pogorszył list, do niego bez podpisu nadeszły, w którym niby przyjaciel radził, aby zjechał do wiadomego miasta, przez które przejeżdżać będzie C. R. M. (tak tylko oznaczył podróżnika), tam dostanie pieniędzy i niech dokona sławnego na pomnie wieki dzieła. L. J. za radą przyjaciół, lękających się o niego z powodu listu, uciekł do Kalisza i wrócił do Poznania, czując się niewinnym i nie wiedząc o żadnym spisku. Atoli w Poznaniu znów go aresztowano, wypuszczono jednak, gdy Franciszek Skąpski, wówczas 49 lat liczący, zeznał protokularnie, że ów list był sprawką niejakiegoś Wilkowskiego, którego L. J. za dług wsadził był do więzienia.
Tak powiastka o spisku okazała się zupełną bajką, ale na żądanie władz rosyjskich i z rozkazu władz wyższych pruskich nastąpiło bezwzględne wypędzenie wszystkich emigrantów polskich tak z Poznania, jak i z prowincyi. Rosya dopięła celu.
Po śmierci Dunina został arcybiskupem poznańskim i gnieźnieńskim Leon Przyłuski.
Urodzony w Strzeszynku pod Poznaniem 5 października 1789 r. z Stanisława herbu Lubicz i Anny, kształcił się w szkołach wydziałowych w Poznaniu, poczem wstąpił do seminaryum, które wtenczas utrzymywali XX. Misyonarze.
„Będąc w seminaryum — tak sam później opowiadał[42] — byłem 1806 r. świadkiem wielkich demonstracyi w dzień, kiedy generał Dąbrowski i Wybicki przyjechali z odezwą, wzywającą do pospolitego ruszenia. Już przy bramie miasta obywatele odprzęgli konie i ciągnęli powóz aż do ratusza. Widząc to, wybiegłem z seminaryum i chwyciłem za dyszel, mówiąc sobie: „Wolę być żołnierzem niż księdzem.” Poszedłem na odwach, zrzuciłem sutannę, wdziałem mundur i dumnie stałem z przypasanym pałaszem, gdy mój ojciec po długiem szukaniu ujrzał mnie raptem. Co mi powiedział i jaką karę ojcowską wymierzył, domyśleć się można. I tak znów byłem w seminaryum w sutannie.”
W r. 1818 przeszedł Przyłuski na wydział teologiczny w Wrocławiu, gdzie uzyskał stopień doktora św. teologii. Wyświęcony przez biskupa Tymoteusza Gorzeńskiego na księdza, udał się do Rzymu, skąd powrócił doktorem obojga prawa i został proboszczem w Tarnowie, a od r. 1823 w Śremie, później został prałatem-dziekanem katedry poznańskiej, a 1832 proboszczem katedralnym gnieźnieńskim. Pod arcybiskupami Gorzeńskim, Wolickim i Duninem pełnił urząd oficyała. Po śmierci Dunina obrano go administratorem obydwóch dyecezyi.
Rząd chciał mieć arcybiskupem Stanisława Gajerowicza, proboszcza katedralnego poznańskiego, ale opinia powszechna oświadczała się za Przyłuskim. Wybór odbył się 21 października 1844 r. w obecności pełnomocnika królewskiego, księcia Wilhelma Radziwiłła, generał-majora, który przybył w towarzystwie dwóch Polaków, Chełmickiego, radcy wyższego sądu apelacyjnego, i Krzywdzińskiego, radcy wyższego sądu ziemskiego w Poznaniu. Po mszy św., którą odprawił biskup-sufragan poznański Jan Dąbrowski, książę Radziwiłł zagaił posiedzenie odczytaniem listu królewskiego, w którym Fryderyk Wilhelm IV oświadczał, że w arcybiskupie gnieźnieńskim i poznańskim chce mieć przedstawiciela narodowości polskiej w W. Księstwie Poznańskim i pośrednika. List ten bardzo miłe sprawił wrażenie.
Z urny wyszedł ks. Leon Przyłuski, a książę Radziwiłł przyjął ten wybór w imieniu króla.[43]
Przyłuski został prekonizowany w Rzymie 20 stycznia 1845 r., a 27 kwietnia t. r. konsekrowany w katedrze poznańskiej prezz biskupa-sufragana Jana Dąbrowskiego w asyście dziekana katedralnego poznańskiego Gajerowicza i kanonika-prymaryusza przy katedrze gnieźnieńskiej ks. dr. Grzeszkiewicza.[44]
Arcybiskup Przyłuski był — jak się wyraża o nim Bogusława Mańkowska — kapłanem-patryotą i szlachcicem w duchownym ubiorze.
Dnia 1 stycznia 1844 r. przeznaczył król: 10,000 talarów rocznie na lepsze uposażenie posad nauczycielskim w miastach i po wsiach, 3,500 talarów rocznie na wykształcenie preparandów, kursa metodyczne i dopełnienie wykształcenia nauczycieli miejskich, 7,506 talarów rocznie na zapomogi rektorów w miastach sądowych, 5,600 talarów rocznie na budowę gmachów szkolnych, 1,500 talarów rocznie dodatku dla wyższej szkoły obywatelskiej w Międzyrzeczu, 400 talarów rocznie dodatku dla seminaryum nauczycielskiego w Bydgoszczy i 100 talarów rocznie na podwyżkę pensyi nauczycieli polskiego języka, 1,000 talarów rocznie dodatku dla seminaryum nauczycielskiego w Poznaniu i 400 talarów rocznie do tamtejszego Towarzystwa Przyrodniczego, 1,200 talarów rocznie na alumnat przy gimnazyum św. Maryi Magdaleny, 1,500 talarów na alumnat przy gimnazyum w Trzemesznie i 800 talarów jednorazowo dla powiększenia biblioteki i zakupno fizykalnych aparatów. Nadto kupił rząd za 13,000 talarów zamek leszczyński książąt Sułkowskich i urządził w nim gimnazyum.[45]
W r. 1845, dnia 11 kwietnia otwarto trzecie w W. Księstwie Poznańskiem gimnazyum katolickie w Ostrowie.
Twórcą tego gimnazyum był ks. Jan Kompałła, proboszcz ostrowski i dziekan ostrzeszowski. Był to mąż dla swych wielkich cnót i przymiotów powszechnie szanowany i kochany. Parafianom ostrowskim, których pasterzem został 1834 r., był prawdziwym ojcem; nikt bez rady, pomocy i pociechy od niego nie odchodził. Kochali go też bracia w kapłaństwie, wysoko ceniły władze duchowne i świeckie. On to powziął 1841 r. myśl wzniesienia gimnazyum w Ostrowie. Pewnej tedy niedzieli przemówił z ambony o potrzebie i korzyściach nauk i wyższego wykształcenia, wyjawił swój zamiar i zachęcił słuchaczy, aby, nie żałując grosza, dopomogli mu w wykonaniu tak zbawiennego dzieła. Słowa jego takie wywarły wrażenie, że wkrótce po mszy św. przyszedł do niego sołtys Biegański z pobliskiej wsi Krempego na czele 7 gospodarzy i wręczył mu w imieniu gminy dopiero co przed kościołem uzbierane pieniądze w ilości 19 talarów. Wzruszony tą ofiarnością dziekan, dołożył natychmiast do owej sumy 1000 złotych z własnej szkatuły.
Przykład gospodarzy z Krempego podziałał na innych: chłopi, mieszczanie, szlachta, książę Radziwiłł z Antonina dawali pieniądze, drzewo, cegły, kamienie, podwody, a władza duchowna odstąpiła pod zamierzoną budowę część gruntu kościelnego. Dzielnie dopomagał ks. Kompalle serdeczny jego przyjaciel, Wojciech Lipski z Lewkowa, który jak w zwyż powiedziano, popierał gorliwie sprawę gimnazyum ostrowskiego w sejmie prowincyonalnym.
Ks. Kompałła miał tę pociechę, że umierając 23 stycznia 1843 r., widział budynek gimnazyalny prawie na ukończeniu.[46]
Przy otwarciu gimnazyum tego, wzniesionego staraniem i po większej części kosztem Polaków, przemówił Wojciech Lipski po polsku, gorące zanosząc prośby do profesorów i dyrektora o spełnienie woli królewskiej, by w gimnazyum polska narodowość i mowa doznały opieki i pielęgnowania. Także radca rejencyjny i komisarz królewski dr. Brettner (następca kanonika Busława) miał polską mowę, wzywając błogosławieństwa nieba dla nowego zakładu, wreszcie dyrektor Robert Enger,[47] choć wówczas jeszcze niezupełnie władał językiem polskim, rzekł do uczniów polskich: „W odezwie do was, kochani uczniowie, za rzecz uważam stosowną użyć języka polskiego, gdyż tenże najpewniej ułatwi mi przystęp do serc waszych.”[48]
Gimnazyum ostrowskie tak samo urządzono jak poznańskie św. Maryi Magdaleny i trzemeszeńskie.
Śladem odszczepieńca ks. Jana Rongego z Laurowej Huty na Górnym Śląsku poszedł w r. 1844 ks. Jan Czerski, młody wikary w Pile i, zerwawszy z Kościołem katolickim, zaczął głosić nową religią, którą nazwał „chrześciańsko-apostolsko-katolicką”. Ale głównie pomiędzy Niemcami znalazł zwolenników. Dzięki opiece władz pruskich udało mu się utworzyć gminy „chrześciańsko-apostolsko-katolickie” w Pile, Rawiczu, Lesznie, Swarzędzu i Poznaniu. Miał to być początek „niemiecko-katolickiego” kościoła.
Przeciwko tym nowym prądom wystąpił dr. F. Kozłowski w piśmie: Stosunek Kościoła rzymsko-katolickiego do nowopowstających sekt religijnych poczętych przez Rongego i Czerskiego (Poznań 1845).
W sądzie duchownym w Gnieźnie zapadł 14 maja 1845 r. na Czerskiego wyrok potępienia, atoli sąd ziemsko-miejski w Pile nie tylko nie chciał tego wyroku ogłosić, ale nawet wystąpił w obronie Czerskiego. Co więcej, gdy Czerski w paszkwilu p. t. „Usprawiedliwienie odpadnięcia mego od rzymskiego Kościoła” dopuścił się najgrubszych obelg przeciwko Kościołowi katolickiemu, papieżowi i duchowieństwu, sądy, złożone z samych protestantów, w Pile i Bydgoszczy nie dopatrzyły się w paszkwilu obrazy i pomimo wszelkich przełożeń odmówiły wytoczenia śledztwa.
Skargi władzy duchownej na zupełnie nieprawne, a publiczne wykonywanie przez Czerskiego tak zwanej służby bożej, jako też na przywłaszczenie sobie katolickiego mienia, tudzież krążenie po kraju, naruszające spokojność, pozbyto odwołaniem się do służącej Czerskiemu wolności sumienia.[49]
Przyszło wreszcie do rozruchów z powodu Czerskiego w Poznaniu, gdzie wyklęto apostatę z ambon dnia 23 lutego 1845 r.[50]
Superintendent Fischer pozwolił mu w kościele swego wyznania p. t. św. Krzyża[51] odprawić nabożeństwo. Wiadomość o tem wzburzyła katolików, już i tak rozdraźnionych wybrykiem, którego dopuścił się księgarz Jakób Cohn, wywieszając w oknie wystawowem dnia 4 maja tegoż roku karykatury na katolickie duchowieństwo, pomiędzy któremi znajdowały się dwa alegoryczne przedstawienia zwycięstwa niemieckich katolików nad rzymsko-katolickim Kościołem,[52] zaczem 1138 obywateli poznańskich podało prośbę do arcybiskupa Przyłuskiego, aby u władz wyjednał wstrzymanie wichrzeń Czerskiego i nie dopuścił głoszenia nowej nauki w kościele św. Krzyża.
Arcybiskup udał się do komendanta twierdzy, następnie do radcy Strödla, który zastępował naczelnego prezesa, wreszcie do prezesa policyi Minutolego z przedstawieniem, że przy wzburzeniu umysłów łatwo przyjść może do starcia, jeśli władze królewskie zezwolą na zniewagę wiary katolickiej. Krok arcybiskupa nie odniósł skutku.
Gdy tedy Czerski dnia 28 lipca 1845 r. pokazał się na ulicy, kobiety, które go poznały, zaczęły rzucać na niego kamieniami. Czerski ledwo umknął cały. W ten na Wodnej ulicy jakiś szewc wystrzelił na wiatr z pistoletu, czem spowodował zbiegowisko. Policya rzuciła się na lud i aresztowała kilka osób. Te usiłowano odbić i rozpoczęła się bójka z policyantami. Wnet napełniły się boczne ulice i rynek tłumami ludu, chłopcy zaczęły przed odwachem gwizdać na żołnierzy i wołać: „Precz z Czerskim!” Dopiero oddział huzarów i dwie kompanie piechoty rozpędziły zbiegowisko. Tymczasem Czerski potajemnie dostał się do mieszkania superintendenta Fischera i u niego przenocował.
Nazajutrz o godzinie 7 rano mnóstwo luteranów zebrało się w kościele św. Krzyża. Czerski wygłosił kazanie, a potem rozdzielił komunią pomiędzy 86 dawniejszych, a 70 nowych wyznawców.
W tym czasie z Katedry wyszła kilkunastotysięczna procesya z arcybiskupem Przyłuskim na czele; pomiędzy chorągwiami cechów i bractw niesiono szczątki Mieczysława I i Bolesława Chrobrego. Z Chwaliszewa, przeszedłszy przez most, szła procesya przez Garbary i Wodną ulicę ku Farze. Był to wspaniały objaw wierności dla Kościoła.
Po skończonym u św. Krzyża nabożeństwie Czerski udał się do gmachu pocztowego pod ochroną bagnetów i wyjechał do Piły.
Długo jeszcze po jego wyjeździe roiły się ulice ludem. Przed kościołem św. Krzyża pikieta aresztowała kilku ludzi. Na żołnierzy, którzy ich prowadzili, uderzył lud na ulicy Wodnej. Wnet przybiegły posiłki z odwachu i rozpoczęła się bitwa na bagnety i kamienie. Kilka osób zraniono, wiele potłuczono. O 2-giwej z południa wojsko oczyściło rynek, dopiero jednak pod wieczór miasto zwróciło do zwykłej ciszy. Z aresztowanych policya ochłostała ubogich rózgami, innych bez kary puściła na wolność.
Liczba zwolenników Czerskiego malała, w końcu z sekty nie pozostało śladu.[53]
Edward hr. Raczyński nigdy nie ubiegał się o popularność, postępował sobie tak, jak mu przekonanie nakazywało, i śmiało wypowiadał swe zdanie. To, jako też duma rodowa i nieprzystępność sprawiały, że niewielu liczył przyjaciół. Okazywano mu niechęć, na szóstym sejmie prowincyonalnym nawet zaczepiano go gwałtownie. I stało się, że mąż, który tak wielkie około kraju położył zasługi, że mu się głęboki szacunek i szczera wdzięczność należały od rodaków, doznał niewdzięczności. Szczególnie namiętna zaczepka Pantaleona Szumana głęboko zraniła go.
On, co nikogo nie przypuszczał do poufałości — co był przekonany, że jest wyższy nad wszystkie sądy, pisał 21 czerwca 1843 r. do Józefa Morawskiego z Kotowiecka te słowa:
„Odebrałem uprzejmy list WPDobrodzieja, za który Mu żywe moje składam podziękowanie, oraz prośbę, abyś mi zachował te swoje uczucia tyle łaskawe, lubo o wiele za pochlebne i abyś mnie bronił, jak mi kto szkodzić zechce. moje zdrowie nie najlepsze, dla tego kończę i najmilej Pana ściskam”.[54]
W lipcu tegoż roku Józef Morawski żegnał hr. Edwarda, odjeżdżającego do Gasteinu. Kiedy wsiadł do powozu, nadszedł dr. Marcinkowski i rzekł: „Niechajże hrabia więcej jak dwie lub trzy kąpiele na tydzień nie bierze, bo mogłoby nastąpić uderzenie krwi do głowy”. Za powrotem hr. Edward przyznał się, że mu żal było czasu i że się codziennie kąpał. Marcinkowski był tem bardzo zaniepokojony.[55]
Skruszonem sercem przepraszam WPana za zły przykład, za zgorszenie, którego w parafii jestem powodem. Upraszam WPana pokornie, aby kąt jaki dla spoczynku mych zwłok wynalazł podług surowości praw naszych kościelnych. Upraszam, aby choć o świcie wynieść kazał trupa i oddał grzesznika ziemi a to jak najskromniej, szczególnie upraszam, aby żadnej mowy nie było. WPan Dobrodziej może jednak zmówisz pacierz za tego, który go tak wysoko cenił i wspólnie z nim przez czas niejaki pracował. Boże bądź miłościw mnie grzesznemu! E. Raczyński.[56]
Nazajutrz, dnia 20 stycznia 1845 r. na wysepce w Zaniemyślu wystrzałem z armatki, nabitej wodą, życie sobie odebrał.
Mówiono powszechnie, że głównym powodem tego nadzwyczajnego wypadku były dokumenty, rzucające cień ponurą na pamięć bezpośrednich jego antenatów, które znalazł, uzyskawszy przystęp do tajnych archiwów berlińskich.[57]
Tak skończył mąż, którego imię dziś cała Polska, jak długa i szeroka, z czcią najwyższą wspomina.
Spoczął w kościele w Rogalinie, który wystawił na wzór rzymskiej świątyni w Nimes, znanej pod nazwą Maison carrée.[58]
Ostatni sejm prowincyonalny, który większe miał dla nas znaczenie, a na którym jeszcze przemawiali Polacy, rozpoczął się 9 lutego 1845 r. Komisarzem królewskim zamianowany został naczelny prezes Beurmann, marszałkiem Józef hr. Goetzendorf-Grabowski, generalny dyrektor Ziemstwa kredytowego,[59] zastępcą jego baron Massenbach z Białkowa.
Mianowanie marszałkiem Grabowskiego powszechne wywowało zdziwienie i zaniepokojenie, nie dlatego, aby był człowiekiem nieodpowiednim lub nielubianym, lecz dlatego, że był wprawdzie członkiem Sejmu, ale nie wyszłym z wyboru i tylko zastępcą księcia Thurn i Taxis. Upatrywano w tem ze strony króla uchybienie godności sejmu, a Grabowskiemu zarzucano, że nierozważnie sobie postąpił, przyjmując urząd jako pełnomocnik księcia niemieckiego, zupełnie krajowi obcego. Grabowski, chcąc zasięgnąć zdania samych posłów w tej draźliwej kwestyi, zwrócił się do dr. Antoniego Kraszewskiego, Feliksa Wężyka, Tadeusza Wolańskiego, Tertuliana Koczorowskiego, Józefa Kurczewskiego i Dąbskiego. „Przyznać się muszę — pisał — że uliczne i pokątne głosy i sądy mało mnie obchodzą; gdyż każdemu wiadomo, jak się formuje opinia w Poznaniu, jak koterye, partye i intrygi poniewierają reputacyą jednych niewinnie, a drugich nad zasługi wynoszą. Mnie jedynie obchodzi opinia mych przyszłych kolegów sejmowych, deputowanych kraju.”
Zapytani o zdanie obywatele oświadczyli się prócz Kraszewskiego za tem, aby Grabowski ofiarowanej sobie przez króla godności nie zrzekał się. Jakoż z pożytkiem dla sprawy narodowej przewodniczył sejmowi do końca.[60]
Prawo sejmowe chce, żeby marszałek zapraszał królewskiego komisarza do Izby przez deputacyą, złożoną z członków tej Izby. Marszałek hr. Poniński uwolnił mnie od tego obowiązku, marszałek hr. Potworowski, mniej łaskaw, nałożył go na mnie. Śmiem dziś prosić JW. Marszałka o łaskawy wzgląd na kaszel, który mnie trapi, i na tę okoliczność, że JW. Marszałkowi służą do dyspozycyi daleko paradniejsze figury od mojej i takie, które są ozdobione z przodu i z tyłu,[61] co sprawi wiele piękniejszy widok, z jakiejbądź strony ci szanowni koledzy oglądani będą. Mam honor pisać się Jaśnie Wielmożnego Marszałka najniższym sługą Działyński.[62]
9 lutego 1845.
W składzie członków sejmu zaszły następujące zmiany:
W stanie rycerskim zastępował, jak się wyżej rzekło, księcia Thurn i Taxis marszałek Grabowski, księcia Sułkowskiego Seweryn Skórzewski z Gołanic, z książąt Radziwiłłów przybył książę Wilhelm, z powiatu kościańskiego Julian Jaraczewski, z powiatu śremskiego Ignacy Sczaniecki, z powiatu szamotulskiego Cypryan Jarochowski, z powiatu gnieźnieńskiego Albin Węsierski, z powiatu szubińskiego Arnold hr. Skórzewski.
Stan rycerski liczył 4 członków, mających głos wirylny, i 22 szlachty, przedstawiającej powiaty. Pomiędzy nimi było 2 Niemców, baron Massenbach i baron Hiller von Gärtringen, dziedzic Pszczewa.
Deputowanych miejskich było 16 i to 2 z Poznania, a po jednym z Bydgoszczy, Wschowy, Leszna, Gniezna, Międzyrzecza i Rawicza, które to 7 miast miało głos wirylny, 8 miast powiatowych miało również 8 posłów. Z tej liczby 16 posłów miejskich byli Polakami Józef Paternowski, burmistrz dobrzycki, i Jan Kugler, aptekarz z Gniezna.
Gminy wiejskie miały w sejmie również 8 przedstawicieli, z których Polakami byli Michał Sadomski, właściciel w Łysinach w powiecie ostrzeszowskim, i Kazimierz Dobrowolski, właściciel w Wiktorowie w powiecie średzkim. Wszyscy inni, sądząc z imion i nazwisk, byli Niemcami.
Tak więc w sejmie, złożonym z 28 Polaków i 24 Niemców, Polacy mieli większość, choć nieznaczną.[63]
Arnold hr. Skórzewski, urodzony 10 listopada 1798 r., pan na Łabiszynie, ożeniony z Malwiną Skórzewską, był bratem hr. Heliodora. Walczył w powstaniu listopadowem i jako porucznik jazdy poznańskiej ozdobiony został 12 września 1831 r. krzyżem złotym. Tytuł hrabiowski otrzymał już 1787 r. ojciec jego Fryderyk od króla pruskiego.
Seweryn Skórzewski, ur. 1807 r. w W. Krzycku z Andrzeja i Ludwiki z Krzyckich, był na uniwersytecie berlińskim, gdy wybuchło powstanie listopadowe. Wstąpiwszy do 1 pułku jazdy kaliskiej, odbył w nim całą wojnę, za co później przesiedział rok w fortecy kołobrzeskiej. Przez 25 lat pełnił obowiązki radcy Ziemstwa z gorliwością. W r. 1846 poślubił Celestynę hr. Sokolnicką.
Julian Jaraczewski, dziedzic Głuchowa pod Kościanem, ożeniony z Antoniną z Koszutskich, waleczny żołnierz z r. 1831, radca Ziemstwa Kredytowego, znany był w Księstwie jako wzorowy gospodarz.
Albin Węsierski, urodzony 12 kwietnia 1812 r., wstąpił 1830 roku jako prosty żołnierz do jazdy poznańskiej, dnia 13 czerwca 1831 r. mianowany został podporucznikiem, z generałem Różyckim był na Litwie, w bitwie pod Drohiczynem z pięciu kolegami zabrał generała rosyjskiego do niewoli i do końca walczył pod Różyckim w Królestwie. Powróciwszy do Księstwa, poślubił Ludwikę hr. Kwilecką i z zamiłowaniem oddał się gospodarstwu w dobrach swych Zakrzewie i Sławnie.
Cypryan Jarochowski, urodzony 4 października 1796 r. z Józefa, porucznika kawaleryi narodowej, i Krystyny z Gosłębowskich, dziedzic Sokolnik, walczył w powstaniu listopadowem i jako podporucznik jazdy poznańskiej ozdobiony został 25 maja 1831 roku krzyżem złotym. Obrany dwukrotnie prowincyonalnym dyrektorem Ziemstwa, piastował ten urząd od r. 1839 do 1851. Po śmierci pierwszej żony, Zofii z Mielęckich, poślubił Konstancyą Trąmpczyńską, z którą, rozpocząwszy urzędowanie, osiadł stale w Poznaniu.
„Dom ich był otwarty, a pokoje rzadko kiedy próżne; zawsze mogłeś tam zastać kilka, kilkanaście osób tak ze wsi, jak z miasta, a nieraz i liczne zgromadzenie bądź dla zabawy, bądź też dla spraw ważniejszych. Tak pani, jak i pan domu równie przyciągali do siebie; pani z piękną i ujmującą twarzą łączyła rzadką szczerość i serdeczność w mowie i obejściu, a ponieważ prócz tego wiedzieli wszyscy, jak przykładną była matką rodziny, jak niezmienną w stosunkach, przyjaźni, życzliwą i chętną, gdy chodziło o dobry uczynek, wreszcie jak gorącą w uczuciach patryotycznych, dla tego otaczał jej osobę powszechny szacunek i każdy bez różnicy płaci i wieku uważał sobie za miły obowiązek odwiedzać jej gościnne progi, dyrektor zaś, jak go zwykle nazywano, zjednał sobie nie tylko prostotą i otwartością i równą dla wszystkich uprzejmością licznych przyjaciół i życzliwych jeszcze w czasach szkolnych i uniwersyteckich, lecz jako Polak i jako obywatel zajmował ważne stanowisko polityczne. Żarliwą miłość ojczyzny łączył z wyobrażeniami demokratyczno-republikańskiemi.”[64]
Jakkolwiek Polacy wdzięczni byli Fryderykowi Wilhelmowi IV za dotychczasowe ulgi, domagali się jednak, opierając się na traktacie wiedeńskim i przyrzeczeniach tak jego ojca, jako i jego własnych,
1. aby we wszystkich czynnościach sądowych tylko tekst polski był obowiązujący dla Polaka,
2. aby język polski nie jako tłomaczenie, lecz jako język urzędowy we wszystkich czynnościach, tyczących się polskich interesantów, był używany,
3. aby król cofnął rozkazy gabinetowe z 5 maja 1839 r. i 6 marca 1841 r., dozwalające zrzeczenia się polskiego protokółu,
4. aby regulamin z 14 kwietnia 1832, wywołany przez władze poznańskie, zniesiono, a przywrócono służące językowi polskiemu przed wydaniem tego regulaminu prawa,
5. aby, ponieważ ani w rejencyi, ani pomiędzy radcami ziemiańskimi nie znajdował się już w r. 1845 ani jeden Polak, a 2 tylko radców rejencyjnych umiało po polsku, polecono młodszym poznańskim urzędnikom tak administracyjnym jak sądowym nabycie w pewnym oznaczonym czasie znajomości języka polskiego jako koniecznego warunku dalszego posuwania się na urzędy w W. Księstwie Poznańskiem,
6. aby znajdujących się w innych prowincyach monarchii urzędników tak administracyjnych, jak sądowych, język polski posiadających, powołano do W. Księstwa,
7. aby przy obsadzaniu nadal urzędów w W. Księstwie Poznańskiem uważano we wszystkich gałęziach służby publicznej jako nieodzowny warunek na znajomość dokładną języka polskiego z zachowaniem szczególnego na rodaków tutejszych względu,
8. aby odjęte mieszkańcom W. Księstwa prawo obierania radców ziemiańskich w myśl ustawy z 13 kwietnia 1822 r. przywrócono w ten sposób, iżby stanom powiatowym wybór z pomiędzy siebie, bez ograniczenia na obywateli ze stanu rycerskiego, dozwolono, a po uchyleniu rozkazu gabinetowego z 13 września 1839 r. nadano na nowo deputowanym powiatowym prawo zastępowania radców ziemiańskich,
9. aby w gimnazyum leszczyńskiem, gdzie połowa uczniów składa się z Polaków, wykładano połowę przedmiotów w polskim, a połowę w niemieckim języku przez wszystkie klasy, a literaturę polską w dwóch najwyższych klasach uczniom polskiej narodowości. A ponieważ dyrektorem gimnazyum ostrowskiego mianowano nauczyciela wyższego z Opola Engera, któremu dopiero za warunek położono, aby się nauczył po polsku (czego zresztą święcie dopełnił), a w gimnazyum w Trzemesznie razem z dyrektorem było 1845 r. 5 nauczycieli, którzy albo nie umieli po polsku, albo tak mało, że im prawie nie podobna było wykładać w nim, w gimnazyum zaś poznańskiem w dwóch wyższych klasach uczyli nauczyciele, nie znający języka polskiego, a przy obsadzaniu posad etatowych powoływano zwykle nauczycieli z innych prowincyi z pominięciem krajowców — przeto prosił sejm:
10. aby a) tylko takich nauczycieli i dyrektorów w gimnazyach poznańskiem, trzemeszeńskiem i ostrowskiem umieszczano, który język polski posiadają do tyla, że nie udaremnią nauk przez kaleczenie gramatyki i ducha języka,
b) aby nauczycieli i dyrektorów, którzy obecnie przy wymienionych gimnazyach urzędują, a języka polskiego dokładnie nie znają, przeniesiono do gimnazyów czysto niemieckich, ich miejsce zaś aby zajęli nauczyciele, obadwa języki umiejący,
c) aby licznych polskich kandydatów, którzy jako nauczyciele pomocniczy już od lat uczą, stanowczo instalowano i stałemi pensyami opatrzono,
11. aby, jeśli już nie zupełny uniwersytet, to przynajmniej dwa fakultety, teologiczny i filozoficzno-kameralistyczny w Poznaniu urządzono, co było złagodzeniem trzech petycyi: Lipskiego, Karola Czarneckiego i władz miejskich poznańskich o założenie uniwersytetu, oraz aby założono wyższą szkołę polsko-katolicką dla płci żeńskiej z zaopatrzeniem jej w budynek i fundusz potrzebny, a to w miejsce zniesionych klasztorów żeńskich, które trudniły się kształceniem dziewcząt,
12. aby nietylko władzom, w ustawie z dnia 9 stycznia 1817 r. wymienionym, ale i wszystkim władzom i urzędnikom herbu W. Księstwa Poznańskiego na tarczach i pieczęciach używać nakazano,
13. aby stosownie do patentu okupacyjnego z 15 maja 1815 r. przyłączono powiaty wałecki i kamieński do W. Księstwa Poznańskiego.[65]
Na wszystkie te żądania odpowiedział król sucho w odprawie sejmowej z 27 grudnia 1845 r., że nie może przychylić się do wniosków o zmianę obecnego postępowania, przyrzekł natomiast polepszyć byt materyalny nauczycieli przy gimnazyum św. Maryi Magdaleny, utworzeniu zaś w Poznaniu katolicko-polskiej szkoły żeńskiej nie okazał się przeciwnym, ale pozostawił rzecz nierozstrzygniętą.
I w następującej sprawie doznali Polacy zawodu.
W r. 1842 z ustanowieniem ekonomicznego kolegium krajowego powstała myśl założenia we wszystkich prowincyach
monarchii pruskiej Centralnych Towarzystw rolniczych, któreby, łącząc w każdej dzielnicy poszczególne Towarzystwa rolnicze, nadawały im spójność i kierunek w działaniu i były organem rolniczych interesów tak wewnątrz prowincyi, jak i w stosunkach z rządem. Rząd nadał z własnego popędu tym Towarzystwom gotowe ustawy, na najliberalniejszych oparte zasadach. Gdy więc wszystkie prowincye miały Centralne Towarzystwa rolnicze, przyszła kolej i na W. Księstwo Poznańskie.
Projekt tworzenia Towarzystw rolniczych powiatowych, okręgowych i miejscowych, mających stanowić ogólne Towarzystwo Prowincyonalne, nie wywołał z początku żadnego ruchu w W. Księstwie Poznańskim. To spowodowało naczelnego prezesa Beurmanna do odwołania się do Towarzystw już w podobnych celach istniejących t. j. do Towarzystwa agronomicznego gnieźnieńskiego i Wydziału rólniczno-przemysłowego Kasyna gostyńskiego, na czele którego stał wówczas Gustaw Potworowski. Oba te Towarzystwa zajęły się gorliwie sprawą i ułożyły projekt do statutów Towarzystw powiatowych, okręgowych i miejscowych w tej myśli, że, jeżeli zaraz na początku Polacy zabiorą się energicznie do dzieła, cały Zarząd tych sił zespolonych, w polskie dostanie się ręce. Towarzystwo gnieźnieńskie zajęło się utworzeniem po powiatach Towarzystw agronomicznych z prawej strony Warty, Kasyno gostyńskie zaś z lewej strony tej rzeki.[66]
Potworzyły się więc stowarzyszenia rolnicze powiatowe, które stosownie do statutów, jakie im dano, wysłały swych członków do Poznania na walne zebranie, naznaczone przez naczelnego prezesa na dzień 28 grudnia 1844 r. Na niem miano przyjąć przedłożony przez rząd statut dla Centralnego Towarzystwa i dokonać wyboru Dyrekcyi.
Zjechała się tak wielka liczba członków, że musiano podzielić zebranych, na dwa koła, z których jedno obradowało pod przewodnictwem naczelnego prezesa Beurmanna, drugie pod przewodnictwem hr. Itzenplitza, późniejszego ministra rolnictwa. Ilość obywateli Polaków przeważała; na przeszło 400 przybyłych zaledwie ¼ była Niemców. Wybór więc Dyrekcyi centralnej nie wypadł w myśl rządu, obrano bowiem samych Polaków i to Gustawa Potworowskiego, Wojciecha Lipskiego, Kasyusza, Macieja hr. Mielżyńskiego, Cypryana Jarochowskiego i dr. Karola Libelta.
Mimo, że wybory odbyły się najlegalniej wedle przepisanego regulaminu, rząd nie potwierdził Dyrekcyi, na założenie Centralnego Towarzystwa rolniczego tymczasowo nie pozwolił i Towarzystwom powiatowym jednoczyć się pod zarządem naczelnego prezesa nakazał.
Wobec takiego położenia rzeczy polskie Towarzystwa rolniczego powiatowe poczęły się rozwiązywać, a te, które dobrowolnie rozwiązać się nie chciały, jak gostyńskie i gnieźnieńskie, rząd w r. 1846 sam rozwiązał.[67]
Już za czasów Prus Południowych rozpoczęło się wraz z germanizacyą, protestantyzowanie Wielkopolski. I tak sprowadzono do r. 1800, głównie z Wyrtembergii, 1111 ewangelicko-niemieckich rodzin, które osiadły w okolicy Gniezna, w Kalinie, Oborkach, Jankowie, Jankówku i Mnichowie, oraz w 4 koloniach w okolicy Krotoszyna.
W r. 1815 było w W. Księstwie Poznańskiem gmin ewangelicko-luterskich 70, a ewangelicko-reformowanych 10, ale niektóre gminy składały się z osób, rozrzuconych po kraju. Jeszcze w r. 1833 parafianie pastora Streckera z Pleszewa mieszkali na obszarze 10 mil kwadratowych, a w protestanckiej dyecezyi ostrzeszowskiej, gdzie dziś jest 16 pastorów, było tylko 4 i to w Ostrzeszowie, Odolanowie, Ostrowie i Kępnie. Wiele gmin nie miało nawet kościołów.
Za Księstwa Warszawskiego ustał napływ Niemców-ewangelików do kraju, ale rozpoczął się znowu od r. 1815. Zaraz też zabrano się do tworzenia nowych gmin i budowania kościołów.
Już r. 1817, gdy protestanci obchodzili 300 letni jubileusz wystąpienia Marcina Lutra, odbyło się poświęcenie kościoła protestanckiego w Rogoźnie. Odtąd wznosiły się szybko po sobie z pomocą królewską protestanckie kościoły: 1818 w Lipiejgórze, 1819 w Brojcach i Racocie, 1820 w Łabiszynie, 1821 w Pobiedziskach, 1822 w Fordonie i Pile, 1824 w Sierczu, Lewicach, Nakle, Jędrzejowskich Olędrach, 1826 w Strzelnie i Murowanej Goślinie, 1827 w Koźminie, Szamocinie, Bninie i Rawiczu, 1830 w Czarnkowie, Śmiglu, Chodzieżu i Koronowie, 1832 w Dembionku i Kargowie, 1834 w Włoszakowicach i Międzyrzeczu, 1836 w Swarzędzu, 1838 w Kwieciszewie, 1839 w Żninie itd.
Zabierano też dawniejsze klasztory katolickie, jak w Gołańczy, Śremie, Obornikach.
Gdzie jeszcze nie było ani kościoła, ani pastora, panowie niemieccy pozwalali swym współwiercom w dworach swoich odprawiać wspólne nabożeństwo. Tak się działo w Pniewach, dobrach od 1820 Karola Rapparda, i w Pszczewie, dobrach od r. 1829 barona Hillera-Gaertringen.
Stosunek katolików do ewangelików był wogóle przyjazny. Na obchód jubileuszowy t. z. reformacyi 1817 r. proboszcz katolicki w Książu pożyczył protestantom moździerzy, a czterej katoliccy cechmistrze, choć nie zaproszeni, szli w pochodzie do kościoła. Przy wprowadzaniu nowego pastora lub innej jakiej uroczystości protestanckiej uczestniczyli katolicy np. w Grodzisku 1817 r., w Dobrzycy 1821 r., w Śmiglu 1830 r., w Witkowie 1832, w Międzyrzeczu 1834, w Międzychodzie 1840 r. Przy poświęcaniu zboru protestanckiego w Witkowie był obecny proboszcz Ożarowski z swymi parafianami, a nawet powiedział mowę polską od ołtarza. W sześć lat później (1838 r.) katedralne duchowieństwo katolickie w Gnieźnie przyjęło zaproszenie na uroczystość położenia kamienia węgielnego pod kościół ewangelicki.[69]
W pierwszych latach panowania Fryderyka Wilhelma IV powstały gminy i kościoły protestanckie w Poznaniu (kościół Piotra), Śremie, Rogozinku, Kozieniu, Solcu, Buku, Kcyni, Dąbrownie w powiecie mogilnickim, Kościanie, Pieskach w powiecie międzyrzeckim i Trzciance, a król nie tylko dawał pieniądze np. na kościół w Rogozińcu 1900 talarów, a na kościół w Trzciance 11,300 talarów, ale nawet sam rysował plany np. kościołów w Trzciance i Połajewie.
Walnie przyczyniły się do wzrostu protestantyzmu stowarzyszenia Gustawa Adolfa, które za staraniem radcy konsystorskiego Romberga z Bydgoszczy, generalnego superintendenta Freymarka i wojskowego kaznodziei Cranza z Poznania, powstały po r. 1840 w Bydgoszczy, Poznaniu, Międzyrzeczu, Wschowie, Koźminie, Bninie, Wolsztynie itd. Stowarzyszenia te połączyły się 1845 r. w stowarzyszenie prowincyonalne, które dawało wsparcia na budowę kościołów i zajmowało się zakładaniem szkół protestanckich. Także z poza granic Księstwa płynęły datki na te cele.
To wzmaganie się protestantyzmu zaniepokoiło katolików, a r. 1848 zaostrzył się stosunek obu wyznań do siebie. Odtąd polscy dysydenci, jak Żychlińscy, Bronikowscy, Mielęccy, Potworowscy, Kurnatowscy, Karczewscy, Dziembowscy i inni zaczęli powoli powracać na łono katolickiego Kościoła.
- ↑ Pisma I. 25.
- ↑ Z powinszowaniem wstąpienia na tron pojechała z Poznania do Berlina deputacya, którą składali Neumann, nadburmistrz, Bielefeld, radca handlowy i przewodniczący Rady miejskiej, Kramarkiewicz, radca miejski, i kupcy Graetz i Kolanowski. Dopuszczono ją do króla 21 lipca. Gazeta W. Ks. Pozn. nr 191.
- ↑ L. Żychliński, Sejmy. II. i n.
- ↑ Działo się to na podstawie rozkazu gabinetowego z r. 1833.
- ↑ Flottwell został naczelnym prezesem prowincyi saskiej i otrzymał na pociechę order Orła Czerwonego I klasy. Miasto Poznań mianowało go obywatelem honorowym. Gdy złożył urząd w Poznaniu 1 maja 1841 r. wyprawiono mu ucztę pożegnalną, na której byli sami Niemcy. Gazeta W. Ks. Pozn. R. 1841, nr. 109.
- ↑ W r. 1860 został szefem korpusu inżynierów i naczelnym inspektorem twierdz państwa pruskiego. Tknięty po kilkakroć paraliżem, wystąpił 1866 r. z wojska i umarł 1870 r. w Berlinie. T. Żychliński, kronika żałobna.
- ↑ Motty. V, 31.
- ↑ Dziennik Poznański. R. 1861, nr. 86.
- ↑ Motty. I, 24 i n. Koźmian Jan, Pisma III. 269.
- ↑ Motty. II, 5 i n.
- ↑ Żychliński T., kronika żałobna.
- ↑ Kuryer Poznański. R. 1876.
- ↑ T. Żychliński, kronika żałobna.
- ↑ Umarł 1858 r. Mowa pogrzebowa ks. Aleksego Prusinowskiego. Lucyan Osten: Z wojny 1812 r. w Przeglądzie Wielkopolskim. II. 14.
- ↑ Umarł 17 lutego 1865 r. T. Żychliński, kronika żałobna.
- ↑ Nekrolog w Dzienniku Polskim z r. 1849, redagowany przez Karola Libelta, nr. 92–94.
- ↑ St. hr. Tarnowski, Księga Pamiątkowa.
- ↑ Karol Stablewski, dziedzic Zalesia, umarł 25 maja 1843 r. w Poznaniu przy ulicy Podgórnej nr. 13, w 47 roku życia. Z Korduli z Sczanieckich pozostawił dzieci: Stefana, Stanisława, Emilię, Tertuliana, Elizę i Macieja. Liber Mortuorum kościoła św. Marcina.
- ↑ Laubert M. Friedrich Wilhelm IV und General von Uminski. Hist. Monatsblätter. XIII, nr. 3
- ↑ Mayer A.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego nr. 146.
- ↑ Motty M. Przechadzki, I 195.
- ↑ Laubert M. Standeserhöhungen und Ordensverleihungen. Zeitschrift der Histor. Gesselschaft. T. 23
- ↑ Z archiwum hr. Korzbok Łąckich w Posadowie.
- ↑ Laubert M. mniej więcej tak samo rzecz przedstawia w swej rozprawce p. t. „Eine gescheiterte Denkmalserrichtung in Posen”. „Historische Monatsblätter. VI, nr 12.
- ↑ Scholastyka Duninówna umarła 26 czerwca 1852 r. w Poznaniu, mając lat 71. Przeżyły ją dwie siostry: Józefa Duninowa i Maryanna Koszutska, oraz brat Franciszek, który mieszkał w Królestwie Polskim. Liber Mortuorum kościoła św. Marcina
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1844, nr. 123.
- ↑ Żywot arcybiskupa Dunina wydał po niemiecku ks. F. Pohl, regens i profesor seminaryum poznańskiego, w Poznaniu 1843 r.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1844.
- ↑ Zielewicz I.. Dr. Żywot Dr. Karola Marcinkowskiego, str. 53.
- ↑ Przechadzki po mieście. I. 53.
- ↑ Żychliński L. Sejmy itd.
- ↑ Umarł 2 stycznia 1873 r. Motty V. 36. Kuryer Poznański. R. 1837 nr 3
- ↑ Wyprawa na Litwę. Według zapisków Macieja hr. Mielżyńskiego, Kraków 1908. A. Z. Wojna na Litwie. Kraków 1913.
- ↑ Motty M. Przechadzki po mieście II. 125 i n.
- ↑ Motty. II. 87.
- ↑ Żychliński L. Historya sejmów itd.
- ↑ Die polnische Sprachfrage.
- ↑ Z notatek byłego urzędnika rejencyi poznańskiej. Dziennik Poznański. R. 1878, nr. 165.
- ↑ Gazeta W. Ks. Pozn. R. 1843, nr. 220, 233.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskie. R. 1843, 4 październila. R. 1844 15 stycznia.
- ↑ Pamiętniki Bogusławy Mańkowskiej. I, zeszyt II, str. 215.
- ↑ Encyklopedya Powszechna. Artykuł Jul. B.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1845, nr. 58.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego. R. 1846 nr. 230.
- ↑ Karwowski St. Ks. Dr. Antoni Kantecki. Przyczynek do dziejów W. Księstwa Poznańskiego, Poznań 1896, 6.
- ↑ Robert Enger ur. 1813, był dyrektorem gimnazyum ostrowskiego do roku 1866, od tego roku zaś po śmierci Brettnera dyrektorem gimnazyum św. Maryi i Magdaleny w Poznaniu. Przez młodzież polską kochany i szanowany, umarł 14 kwietnia 1873 r.
- ↑ Dziennik Poznański. VII, 270.
- ↑ Promemoria arcybiskupa Przyłuskiego z r. 1848.
- ↑ Gazeta W. Księstwa Poznańskiego R. 1845.
- ↑ Był to pierwszy kościół ewangelicki, który za czasów Stanisława Augusta wybudowano w Poznaniu. W zakrystyi znajduje się piękny portret króla Stanisława Augusta z takim napisem w niemieckim języku: „Portret ten przedstawia Stanisława Augusta, króla polskiego, za którego rządów otrzymaliśmy wolność budowania ewangelickich kościołów 1768 r., ojciec jego Poniatowski był wojewodą mazowieckim. A przeto rozpocząłem w Poznaniu budowę ewangelickiego kościoła w r. 1777 w imię Boga. A. Ackermann; poświęcony został w r. 1786 w miesiącu marcu.”
- ↑ Laubert M. Ein Volksauflauf in Posen 1845. Historische Monatsblätter IX. 195.
- ↑ Die Vorfälle in Posen am 28 und 29 Juli 1845 von Carl v. Heugel, Posen 1845, przytoczono w Agatona Gillera historyi powstania. III. 174.
- ↑ J. Morawski. Z powodu Przechadzek po mieście. Dziennik Poznański 1888, nr. 246.
- ↑ J. Morawski. Z powodu Przechadzek po mieście. Dziennik Poznański 1888, nr. 246.
- ↑ J. Morawski. Z powodu Przechadzek po mieście. Dziennik Poznański 1888, nr. 246.
- ↑ Motty M. Przechadzki. II. 16.
- ↑ Porter jego w białej chustce na szyi i w zbroi rycerskiej, z pod której widać było frak, znajdował się dawniej w Rogalinie.
- ↑ Krótko po r. 1845 nastąpiła katastrofa w życiu Józefa hr. Goetzendorf-Grabowskiego. Zbyt wystawne życie i szczodrość sprowadziły finansowe zawikłania i przesilenia, mało kto zrozumiał, czemu i jakim zbiegiem okoliczności wybornie zagospodarowane i znaczne dobra, Wełna i Uchorowo, przeszły dobrowolną, a potem Łukowo przymusową sprzedażą, w niemieckie ręce. Żona dyrektora, Klementyna z Wyganowskich, wyjechała z córkami do Włoch, synowie wynieśli się do Królestwa, gdzie poślubili rodzone siostry, Adam Jadwigę, a Władysław Maryę księżniczki Lubomirskie. Za synami podążył ojciec, za resztę fortuny kupił wieś w Lubelskiem, najczęściej jednak przemieszkiwał w Warszawie, gdzie umarł 1880 r. w 89 roku życia. Motty M. Przechadzki IV. 48—51.
- ↑ Kętrzyński W. Przyczynki do historyi ostatniego sejmu poznańskiego r. 1845. Lwów 1908.
- ↑ Działyński miał na myśli barona Hillera von Gärtringen, jedynego szambelana w gronie ówczesnych posłów.
- ↑ Kętrzyński, przyczynki itd.
- ↑ Kętrzyński przyczynki itd.
- ↑ Motty M. Przechadzki. I. 162.
- ↑ Żychliński, II, 249—277.
- ↑ Odezwy w archiwum p. dr. Tadeusza Dembińskiego w Poznaniu.
- ↑ Swinarski W. Centralne Towarzystwo Gospodarcze i Kółka włościańskie. Księga jubileuszowa Dziennika Poznańskiego z r. 1909, str. 126.
- ↑ Die evangelische Kirchen des Posener Landes seit 1772. Von A. Angermann in Wirsitz. Posen 1912.
- ↑ W r. 1842 kapituła gnieźnieńska odmówiła udziału w poświęceniu owego kościoła.