ILIADA.
XIĘGA IV.
Wzłotym Jowisza domu, wspartym na obłokach,
Zebrane radzą bogi o wiecznych wyrokach;[1]
Witaią się czaszami, nektar Hebe toczy,
A na Troiańskie mury obrócili oczy:
Wtedy Jowisz, by dumną Junonę rozdąsać,
Chytre czyniąc stosunki, zaczął ią przekąsać.
„Dwie boginie Menelay na swéy liczy stronie,
Ma pomoc i w Palladzie i w możnéy Junonie,
Lecz ie bawią Olimpu roskoszne pałace,
I tylko na rycerskie iego patrzą prace:
Zaś matka śmiechów zawsze, gdzie iéy Parys luby,
Teraz nawet od bliskiéy wydarła go zguby.
Wszakże, nikt Atrydowi zwycięztwa nie przeczy:
My radźmy, iaki obrót maią wziąć te rzeczy;
Srogichli boiów pożar na nowo rozszerzem,
Czyli dwa ludy wiecznem złączymy przymierzem?
Jeżeli rada bogów zdanie to pochwali;
Tak się i możne miasto Pryama ocali,
I Atryd żonę weźmie, krom wszelkiéy zatargi.„
Na te słowa z Minerwą Juno gryzły wargi:
W obu piersiach przeciwko Troi złość zaciekła;
Siedziały blisko siebie: Pallas nic nie rzekła,
[218]
Chociaż ią w głębi serca straszliwy gniew zjada: 23
Juno wstrzymać nie może, i tak odpowiada:
„Twardy Saturna synu, iakież słowa twoie?
Także więc próżne będą me prace i znoie?
Pozaieżdżałam konie, zgromadzaiąc sama
Woyska Greckie na Troi zgubę i Pryama.
Czyń, ieśli się poróżnić żądasz, z niebem całém.„
A na to chmurowładca tak mówi z zapałem:
„O zaiadła bogini, cóż Pryam, lub syny
Zgrzeszyły przeciw tobie? iakie ich są winy,
Że tak zawzięcie dążysz na zniszczenie Troi?
Wtenczas twoia podobno zemsta się ukoi,
Gdy w miasto wszedłszy, które iest Azyi cudem,
Pożrzesz surowo króla z synami i z ludem.
Nasyć twoię nienawiść: niechay od téy pory,
Oboyga nas nie różnią więcéy przykre spory.
Ty zważay, bo ci moie chcę myśli wynurzyć:
Jeśli ia przedsięwezmę iakie miasto zburzyć,
Gdzie maią ludzie tobie przyiemni mieszkanie,
Nie wstrzymuy gniewu mego, nie wstawiay się za nie.
To ia ci miasto daię z niemałém zmartwieniem.
Ze wszystkich miast pod słońcem i nieba sklepieniem,
Naymilszy sercu memu Jlion potężny,
I król Troiański Pryam, i lud iego mężny.
Tam ofiary, tam święte czynią mi obrzędy,
I wszystkie nieśmiertelnym należyte względy.„
[219]
Na to Juno wielkiemi oczyma wspaniała. 49
„Trzy miast kocham, tem sobie nad inne wybrała:
W Argach, w Sparcie, w Micenach, mam roskosz iedyną
Lecz gdy ci nienawistne będą, niechay zginą,
Nic w dopełnieniu zemsty Juno nie przeszkadza:
I próżnyby był odpór, twoia większa władza.
Lecz niech i ia nie cierpię w chęciach mych zawodu:
Bom bogini, bom z tobą iednego iest rodu.
Jako córa Saturna, słusznie uwielbiona,
I stąd niemniéy czci godna, żem Jowisza żona.
Wszyscy iednak twe berło naywyższe uznaiem,
Odtąd my sobie chciéymy ulegać nawzaiem:
Ty bądź dla mnie, ia będę uczynną dla ciebie,
A tak się naszéy woli nic nie oprze w niebie.
Teraz zaś bez odwłoki, day rozkaz Minerwie,
Nech zaszłą między ludy ugodę rozerwie:
Niech Troia, z jéy namowy, pomimo przymierzy,
Na Greki, świeżą chwałą wyniosłe, uderzy.„
Takie były królowéy Olimpu żądania.
Chętnie się do nich oyciec nieśmiertelnych skłania,
I mówi do Minerwy: „Bież, córo, bez zwłoki,
Gdzie i Grek i Troianin zaiął plac szeroki:
I dokaż, że Troianin, pomimo przymierzy,
Na Greki, świeżą chwałą wyniosłe, uderzy.„
Tém słowem wrzącą z siebie Minerwę podżega:
Wraz bogini z Olimpu śnieżystego zbiega.
[220]
Jak, gdy zesłana gwiazda od Jowisza błyśnie, 75
W maytkach, w rycerstwie, serca nagły przestrach ściśnie,
Z niéy tysięc iskier pada, i blask sypie złoty;
Tak się spuszczała Pallas między zbroyne roty.
Wszystkich tam zadumienie objęło niezmierne,
I waleczne Troiany i Greki pancerne.
Na dwie strony ten widok rycerze tłumaczą:
„Ach! mówią, znowu krwawe bitwy nam się znaczą:
Albo się też i pokóy żądany odrodzi;
Wszak Jowisz waśni ludzi i Jowisz ich godzi.„[2]
Takie wnioski czynili Grecy i Troianie,
Kiedy Pallas, w pośrodku hufców zbroynych stanie,
Wydaiąc się na twarzy mężnym Laodokiem;
Pandara między szyki bystrem śledzi okiem.
Postrzega bohatyra, a przy nim rycerze,
Od Ezepu ściągnieni, przybrani w puklerze,
Do niego Pallas rzecze: „Synu Likaona,
Czy twoia, co ci rzeknę, prawica wykona?
Wypuść na Menelaia z łuku zgubną strzałę;
Pozyskasz stąd u Troian znakomitą chwałę:
Od Parysa, w nagrodę takiego uczynku,
Wielkiego się spodziewać możesz upominku.
Czegożby ten bohatyr mógł odmówić tobie,
Gdy z twéy ręki Menelay w smutnym legnie grobie?
Nuż więc, na króla Sparty ciśniy grot stalony;
A Licyyskiemu bogu, co łukiem wsławiony,
[221]
Slubuy setne w ofierze iagniąt piérworody, 101
Gdy w oyczystéy Zelei święte wrócisz grody.„
Tak mówiła bogini, a chytra iéy rada,
Niebacznemu wodzowi do serca przypada.
Zatém świetny łuk bierze: ów łup okazały,
Z dzikiego kozła, który gdy wyszedł ze skały,
Na zasadzce ukryty, bohatyr nań galił,
I ugodziwszy w piersi, na ziemię, obalił.
Ten długie na szesnaście dłoni nosił rogi,[3]
Przecudnie sztukmistrz umiał wykształcić łup drogi.
Pyszny róg wystrugawszy, łuk z niego wyrobił,
I oba iego końce złotem przyozdobił.
Ten łuk napina Pandar i do ziemi chyli:
Wierni go towarzysze tarczami okryli,
Aby go piérwéy Greckie nie postrzegły męże,
Niżeli zgubnym grotem Atryda dosięże.
Nieużywaną ieszcze strzałę wziął w kołczanie,
Strzałę, co tylu bólów przyczyną się stanie,[4]
Piórami nastrzępioną raniącą straszliwie,
Umieiętnie na tęgiéy nakłada cięciwie:
A Licyyskiemu bogu, co strzela z daleka,
W dom wróciwszy, stugłowną ofiarę przyrzeka.
Już grot wsparty na wierzchu, pierś dotyka żyły,
Gdy obwód skrzywił, z wielkiém natężeniem siły:
Szczękła strona, łuk warknął, a strzała skrzydlata,
Okrutny cios niosąca, na Greki wylata.[5]
[222]
Lecz Menelaiu! bogi pamiętne o tobie: 127
Piérwsza na pomoc Pallas, w złéy przybiegła dobie.
A iak matka z śpiącego dziecka muchę zgania,
Tak ona grot odpędza, i ciebie zasłania.
Tam odwróciła strzałę, gdzie spięty pas złotem,
Drugim się stał kirysem, przed śmiertelnym grotem.
Jednak i tą przeszkodą nie był cios odparty,
I pas mocny i kirys od strzały przedarty,
Nawet przeciw tysiącznym pociskom zasłona,
Blacha z miedzi została od niéy zdziurawiona:
Dosięga ostrze ciała i skórę rozrywa.
Z niego zaraz krew nakształt purpury wypływa.
Jaką farbę, z Meońskiéy lub Karyyskiéy włości,
Przebiegła gospodyni słoniowéy da kości,
Gdy ią w purpurze zmacza: tysiąc życzy sobie,
Nabyć iéy ku wspaniałéy wędzidła ozdobie:
Lecz dla króla schowana w domu piękność taka,
Z któréy chwała dla iezdcy, świetność dla rumaka;
Podobnie, Menelaiu, czystéy krwi płynienie,
Zafarbowało twoie biodra i golenie.
Wzdrygnął się Agamemnon, gdy krew postrzegł z rany,
I Menelay sam został niemniéy pomieszany,
Ale nabiera serca, gdy widzi, że strzała,
Kolcami w pas utkwiwszy, mało sięgła ciała.
Z westchnieniem, rzekł król, brata czule cisnąc w ręku.
Około pełno wiernych towarzyszów ięku.
[223]
„Bracie, na zgubę twoię, wszedłem, w te umowy,[6] 153
Dla Greków nadstawiwszy Troianom twéy głowy,
Gdy cię ranili zdraycy, złamali przymierze.
Ale umowa w świętéy uczyniona wierze,
I wina poświęcenie, i prawic podanie,
I z ofiar krew rozlana, próżno nie zostanie.
Jeśli pan nieba teraz nie karze téy zdrady,
To w przyszłości da pomsty okropne przykłady:
Na ich głowy, na żony, na dzieci ią zleie.
Bo ia zawsze mam w sercu te pewne nadzieie,
Że przyydzie czas, gdy Pryam i lud iego zginie,
A Jlion się w smutnéy zagrzebie ruinie.
Siedząc na górnym tronie, Saturna syn możny,
Straszną Egidą wstrząśnie na naród bezbożny,
I obrażon téy zbrodni nie puści bezkarnie.
Lecz ieśli, Menelaiu, tubyś zginął marnie,
Z jakim wtedy mi bólem, i w jakiéy ohydzie,
Powracać się do Argów, od tych brzegów przydzie?
Już na tém polu woysko dłużéy nie dostoi,
A przy Pryamie chwała, Helena przy Troi!
W dalekiéy ziemi twoie ostatki gnić będą,
Nasze zaś wszystkie trudy na niczym osiędą.
Wtedy Troianin dumny, na twym skacząc grobie:
Niech, rzecze, Agamemnon zawsze w tym sposobie,
Daie nieprzyjaciołom czuć swéy zemſty skutki:
Ściągnął tu próżno woyska, i z gorzkiemi smutki,
[224]
Straciwszy brata, skończył wyprawę nikczemną: 179
Ach! niech się wtenczas ziemia rozstąpi podemną!„
A Menelay go ciesząc: „Ukóy ten żal srogi,
Nie trać serca, i w woysku nie rozszerzay trwogi:
Bo nie wziąłem śmiertelnéy rany od téy strzały,
Pas i kirys, i blacha, te mnie ratowały.„
„Nayukochańszy bracie, król z jękiem odpowie:
Ach! żebyć niścili te słowa bogowie!
Machaon, lekarz biegły, z rany cię wyléczy,
I przeciw ostrym bólom plastrem zabezpieczy.„
Spieszno rozkaz woźnemu Taltybowi daie:
„Pódź, niechay tu czémprędzéy boski lekarz staie,
Godny syn Eskulapa: niechay nie odwleka,
Oto Menelay wsparcia z jego ręki czeka:
Z Troian, czy z Lików, zgubną ktoś wypuścił strzałę:
Z czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę.„
Nie odkłada rozkazu spełnić sługa wierny:
Czémprędzéy się przeciska przez naród pancerny,
Szukaiąc Machaona: zaciągnione z Tryki,
Otaczaią go wkoło mężne woiowniki.
Do niego się odzywa woźny tym wyrazem:
„Przychodzę tu do ciebie z Atryda rozkazem,
Jak nayprędzéy cię widzieć król narodów żąda,
Menelay ranny wsparcia twéy ręki wygląda.
Z Troian, czy z Lików, zgubną ktoś wypuścił strzałę:
Z czego my rzewnie płaczem, z tego on ma chwałę.„
[225]
Zasmucił się Machaon, słysząc wyraz taki: 205
Idą oba przez gęste Achiwów orszaki.
Przychodzą, gdzie Menelay raz wziął z rąk zdradzieckich:
Otoczony od piérwszych bohatyrów Greckich,
Stał w pośrodku ich rycerz do bogów podobny.
Zaraz wyymuie strzałę: kolce w pas ozdobny
Mocno wbite, gdy ciągnął, skrzywione zostały.
Zdiął z niego pas i blachę lekarz doskonały;
Opatrzywszy zaś ranę, wyssał krew, a potém
Rozlał balsam na mieysce, ostrym tknięte grotem.[7]
W cudnych skutkach moc tego balsamu wsławiona,
On go dostał od oyca, oyciec od Chirona.
Gdy ci maią o rannym Atrydzie staranie,
Tymczasem się waleczni zbliżaią Troianie:
Równie się biorą Grecy do Marsowéy sprawy.
Wtenczas Agamemnona widać umysł żwawy:
Nie zna trwogi, od bitwy zwlekania daleki,
I sam na plac krwi leci i prowadzi Greki.
Wysiadł z wozu, a konie, z których ogień pryska,
Eurymedon hamuie w pośród boiowiska,
Powoźnik doskonały, syn Ptolomeiowy.
Blisko się trzymać, wielą król zaleca słowy,
By gdzie spocząć miał, długim zmordowany trudem.
Sam pieszy między Greckim przechodzi się ludem:
Gdzie widzi serca chciwe kurzawy i znoiu,
Takiemi ieszcze słowy zachęca do boiu.
[226]
„Niech w was, Grecy, ten zapał ślachetny nie stygnie: 231
Nie za zdraycami Jowisz swą prawicę dźwignie.
Którzy świętą przysięgę złamali niegodnie.
Na brzydką póydą pastwę sępom za swe zbrodnie:
A my, gdy padnie od nas Jlion zburzony,
Powieziem na okrętach ich dzieci i żony.„
Ale na gnuśnych ostrym wyrazem powstaie,
I sprawiedliwym gniewem zapalon tak łaie:
„Na łup nieprzyiacielskiéy wysławiony strzały,
Motłochu podły, czemu stoisz odurzały?
Skąd ta niemęzka boiaźn? skąd to pomieszanie?
Za co, iak długim biegiem zmordowane łanie,
Ledwie się mdłą na ziemi wspierające nogą,
Na plac bitwy patrzycie z zimną w sercach trwogą?
Czekacież, aż się zbliżą Troianskie szeregi,
I szeroko zastąpią całe morza brzegi?
Natenczas wy dopiero chcecie nikczemnicy,
Doświadczyć wsparcia możnéy Jowisza prawicy?„
Tak łaie gnuśnych, mężnych grzeie woiowników,
Wreście do licznych Krety przybliżył się szyków:
Te przy Jdomeneiu biorą się do zbroi,
Wódz, iak silny odyniec, na czele ich stoi.
Smiały Meryon tylne ustawia orszaki.
Bardzo Agamemnona cieszy widok taki,
Więc królowi oświadcza z tego radość swoię:
„Między wodzami Greków, przybyłych pod Troię,
[227]
Słusznie trzymasz piérwszeństwo, czy w boiu, czy w radzie, 257
Czyli na poświęconéy dla bogów biesiadzie,[8]
Gdzie się wodzom stawiaią pełne wina czary:
A gdy napóy dla innych leią podług miary,
My zawsze napełnioną mamy czaszę oba,
I tyle wypić możesz, co ci się podoba.
Ale śpiesz się do boiu, dawną utwierdź sławę.„
„Zawsze, Atrydzie, wiernie popieram twą sprawę,
Odpowiedział wódz Krety: iaki do zaczęcia,
Taki aż do skończenia będę przedsięwzięcia.
Lecz pódź, zachęcay drugich, przyśpieszay spotkanie.
Kiedy przymierze piérwsi złamali Troianie,
Za znieważenie bogów, za zdradę szkaradną,
Smierć i tysiączne klęski na ich głowy padną.„
Podnoszą serce w królu słowa tak ślachetne.
Oddala się, obiega inne hufce świetne:
Przychodzi do Aiaxów: tych iuż zbroyne szyki,
Za niemi tłumem piesze ciągną woiowniki.
A iak, gdy od zachodu zadmie wiatr ponury,
Widzi ze skały pasterz wznoszące się chmury:
Czarne się mu, iak smoła, okazuią zdala,
Idą z okropnym szumem, wnet powstaie fala,
I ode dna porusza Oceanu wody:
On przelękły zapędza do iaskini trzody;
Tak idzie z Aiaxami, w gęstych szykach młodzież,
Przeraża iéy broń straszna i Marsowa odzież.[9]
[228]
Cieszy się król, gdy zastęp tak świetny obaczy, 283
I czucie swoie temi wyrazy tłumaczy:
“Aiaxowie, nsypiérwsi w bohatyrskiéy zbroi;
Tu mi słowa iednego wyrzec nie przystoi:
Tak mężnych, pilnych wodzów pokrzywdzałbym cnotę,
Niecąc w rycerzach waszych do boiu ochotę.
W was samych maią oni do męztwa wzór żywy.
Oby tym ogniem wszystkie zapalił Achiwy
Jowisz, Pallas, Apollo! a wnet Greckie ramie,
Dumnéy Troi dobędzie i wieże iéy złamie.„
Oddala się, to mężnéy powiedziawszy młodzi,
Aż do słodkiego mówcy Nestora przychodzi.
Stawia swoich, zachęca: z nim bitew świadomi,
Alastor, Hemon, Biias, Pelagon i Chromi.
W piérwszym rzędzie z wozami dzielne stawia konie,
W tyle piechotę liczną tamtym ku obronie:
A podeyrzanych w męztwie we środku zamyka:
Tak gnuśny, choćby nie chciał, żwawo się potyka.
Lecz iezdnym przykazuie wstrzymywać rumaki,
I nie lecieć do boiu, zmieszawszy orszaki:
„Niech żaden z was, niewczesnym zapałem zagrzany,
Nie wybiega, rzuciwszy swóy szyk, na Troiany:
Zbyt ufny w sztuce iazdy, na los niesie życie;
Lecz nie cofaycie kroku, bo się osłabicie.
Kto z swego wytrącony, na cudzy wóz wsiędzie,
Niech raczéy dzidą robi, tak naylepiéy będzie.[10]
[229]
Temi niegdy sposoby, w Marsa sztuce sławni, 309
Brali miasta i pole wygrywali dawni.„
Tak w boiach doświadczony starzec ich oświeca,
Co w sercu mężów króla żywą radość wznieca.
„Oby, mówi, iak dusza w tobie niezłamana,
Tak miałeś dzielne siły i krzepkie kolana :
Lecz cię starość nachyla, która wszystkich gniecie,
By raczéy innych gniotła, a tyś był w lat kwiecie!„
„O Atrydzie! rzekł Nestor, wiek mię dziś osłabił:
Czemum ia nie ten, kiedym Ereutala zabił!
Nie wszystkie ludziom niebo daie razem dary:
Wtedym był młody, silny, dziś słaby i stary.
Lecz będę w boiu, wesprę walczących przestrogą,
Toć iedno iest, co ieszcze starzy zrobić mogą.
Niechay ten dzidą w polu nieprzyjaciół zmiata,
Kogo ogniem kwitnące podżegaią lata.„
Skończył, a król z pociechą serca daléy śpieszy:
Aż nareście przychodzi do Ateńskiey rzeszy.
Lecz nic przy Menesteiu boiu nie oznacza,
Bezczynny wódz, bezczynne woysko go otacza.
Tuż Jtak wielki radą, niezmordowan trudem,
Walecznych Cefalensów otoczony ludem.
Jeszcze do nich woienne nie doszły okrzyki,
Gdyż dopiero się właśnie poruszały szyki
Troian, iezdców odważnych, i Greckich rycerzy.
Czekali więc, aż który wprzód zastęp uderzy,
[230]
I zaczynając bitwę, na Troian poskoczy. 335
Agamemnon im gnuśność wyrzuca na oczy.
„Krwi Peteia, którego Jowisz kochał wiele,
I ty, co zawsze chytre przemyślasz fortele,
Czemu zdala stoicie? nie szukacie znoiu?
Czekacie, aż was drudzy uprzedzą do boiu?
Wam piérwszym należało mężnie zacząć sprawę,
I Marsową na placu poruszyć kurzawę,
Jak was piérwszych przyzywam do moiego stołu.
Bo gdy się zgromadzaią wodzowie pospołu,
Dobrze wam zgotowana smakuie biesiada.[11]
Dobrze się wino spiia, dobrze mięso zjada.
Lecz gdy mężnie wystawić trzeba w polu życie,
Dziesięciu się uprzedzić półkom dozwolicie.„
Wskroś Ulissesa takie wymówki przebodły:
„Do mnież, rzekł, królu! wyrzut obracasz tak podły?
Namże wymiatasz gnuśność do rycerskiéy sprawy?
Niech się tylko z Troiany rozpocznie bóy krwawy,
Chciéy patrzyć, a nie będzie tayno twemu oku,
Że Ulisses nikomu nie ustąpi kroku;
W naypiérwszym rzędzie oyciec Telemaka stanie,[12]
A ty wstydzić się będziesz za tak płoche zdanie.„
Poczuł Atryd, że wyraz ten z gniewu pochodzi,
Więc z uśmiechem tak pierwsze wyrzuty łagodzi.
Przemyślny Ulissesie, cny Laerta synu,
Nie łaię cię, nie grzeię do mężnego czynu.
[231]
Wiem, że w roztropne rady, twoie myśli płodne, 361
Wiem, że twoie uczucia z moiemi są zgodne.
Niechże słowo zbyt prędkie nie wzbudza niechęci,
Niech ie bogi na zawsze wygładzą z pamięci.„
Tych zostawia, obiega daléy lud orężny,
I przychodzi do miejsca, gdzie był Tydyd mężny:
Stoi rycerz w pośrodku swych wozów i koni,
Przy nim Stenel, od młodu spólnik iego broni.
Ich także Agamemnon gniewny upomina,
I w takie rzecze słowa do Tydeia syna.
„Wielkiego oyca plemię, i ciebie strach ima?[13]
I ty patrzysz na pole błędnemi oczyma?
Niezwykła Tydeiowi, by kiedy się wzdrygał,
W męztwie,w sztuce walczenia, nayśmielszych wyścigał:
Jam nie widział, świadkowie dzieł iego tak głoszą,
Którzy nad bohatyrów wszystkich go przenoszą.
W owym on czasie, kiedy zbierali lud zbroyny,
Z Polinikiem walecznym do Tebańskiéy woyny,[14]
Przyszedł, iak gość do Micen, i na bogi żebrał,
By od nas pomoc w mężnem rycerstwie odebrał.
Myśmy im chcieli silne przystawić orszaki,
Ale nas Jowisz wstrzymał opacznemi znaki.
Poszli bohatyrowie: będąc na przestrzeni
Azopu, co się wieczną murawą zieleni,
Zgodném ślą do Teb zdaniem Tydeia za posła:[15]
Nie zlękła się wyprawy téy dusza wyniosła.
[232]
Zastał u Eteokla na uczcie Tebany: 387
Choć sam, w Kadmeiów tłumie staie niezmieszany.
Jeszcze śmiało wyzywa wszystkich i zwycięża,
Tak przychylna wspierała Pallas tego męża.
Czém rozżarci Tebanie, gdy rycerz odchodzi,
Na zasadzce pięćdziesiąt zastawiaią młodzi,
Pod dwoma dowódzcami, Likofontem dzielnym,
I Meonem, co równał bogom nieśmiertelnym:
Wszyscy polegli trupem, i z tego pogromu,
Sam Meon, z woli nieba, powrócił do domu.
Taki był wielki Tydey, Etolii chwala:
Syn iego lepiéy mówi, lecz za to mniéy działa.„
Nie był z czucia, z żywości Dyomed wyzuty,
Skromnie iednak przyymuie monarchy wyrzuty:
Lecz żwawy Kapaneia syn przerwał milczenie:
„Nie praw nam fałszu, królu, miéy prawdy baczenie,
Bo my się dzielnieyszemi i od przodków znamy:
Myśmy i Teby wzięli, ów gród siedmiobramy,
Z małą tam przyciągnąwszy liczbą towarzysza,
Wsparci tylko na łasce i znakach Jowisza.
Oni swym nierozumem zgubili się sami:
Nie kładź więc, królu, w równi oyców naszych z nami.„
A Dyomed na niego spoyrzawszy surowo,
„Milcz, rzecze, móy Stenelu, bacz na moie słowo:
Nie mam za złe królowi, ani mię to gniewa,
Że on obchodząc Greki, do boiu zagrzewa:
[233]
Jeśli Troia upadnie, lud iéy będzie zbity, 413
Jego stąd, iako wodza, naypiérwsze zaszczyty.
Wstyd zaś, gdy z niczém Greckie powrócą narody:
A teraz daymy męztwa naszego dowody.„
Rzekł, i co wyrzekł, tego wykonać nie zwłoczył,
Wraz w pysznéy zbroi z wozu na ziemię wyskoczył;
Około piersi króla tak strasznie miedź szczękła,
Iżby na ten dźwięk dusza naytęższa się zlękła.
Jak, gdy ogromną paszczą morze wiatr ozionie,
Pędzą wały ku brzegom poruszone tonie,
Naypiérwéy się na głębi zbierają bałwany,
Wnet ziemię hukliwemi szturmuią tarany,
I wzdąwszy się, nad góry wznoszą się skaliste,
Daleko wybuchaiąc słoności pieniste;[16]
Tak skupione do boiu Greckie woysko śpieszy,
Każdy z osobna swoiéy wódź przodkuie rzeszy,
A naygłębsze milczenie w tylu mężów tłumie:
Sądziłbyś, że tak liczny lud mówić nie umie.
Tém szanuią milczeniem przewodniki swoie,
Naokoło blask świetne rozstrzelaią zbroie:
A że słowa nie słychać od tylu rycerzy,
Zda się, że sam dzid idzie las i mur puklerzy.
Z jakim się owce w stayni odzywaią bekiem,
Gdy z wymion ich naczynia napełniaią mlekiem,
A mać na głos iagnięcia swego odpowiada:
Z takim się wrzaskiem Troian porusza gromada.
[234]
Niesfornemi powietrze rozlega się krzyki, 439
Różne ludy, różnemi wołaią ięzyki.
Ta Marsa, ta Minerwę ma za sobą strona:
Wszędzie Boiaźń, Ucieczka, Niezgoda szalona,
Co nigdy krwi niesyta, na nie zawsze dyszy,
Sroga siostra, srogiemu bratu towarzyszy:
Mała ona w początkach, wnet w górę się wzbiie,
Nogami depce ziemię, głowę w niebie kryie.[17]
Ta zaiadłą nienawiść w serca ludu wlewa,
I przechodząc przez roty, do mordów zagrzewa.
A skoro się na Marsa polu woyska znidą,
Wnet się z puklerzem puklerz, dzida miesza z dzidą,
Siła walczy na siłę, tarcza trze się z tarczą,
Zgiełk się szerzy, pociski na powietrzu warczą,
Krzyczą zwycięzcy, smutnie wyią zwyciężeni.
Ziemia płynie od krwawych rozmiękła strumieni.[18]
Jak z krynic wychodzące dwa bystre potoki,
Spadaią po urwiskach wyniosłéy opoki:
Szum straszny się rozlega po całéy krainie,
Nim nurty w przepaścistéy połączą dolinie,
A pasterz zdala słucha, co znaczy ta flaga;
Tak, gdy ci z sobą walczą, strach i krzyk się wzmaga.[19]
Antyloch Echepola, który stał na czele,
Jednego z piérwszych mężów silną dzidą ściele,
Trafia w szyszak, na którym pyszna pływa kita;
Skaleczone pociskiem czoło, kość przebita.
[235]
Zaraz noc wieczna w oczach bohatyra siada, 465
I zwalony iak wieża, na ziemię upada,
Elefenor, co wodzą Abantów się szczycił,
Upadłego rycerza za nogi uchwycił,
I z pośród strzał unosił, aby odarł zbroię:
Lecz niedługo przypłacił życiem śmiałość swoię;
Bo gdy postrzegł Agenor, że wódz przechylony,
Ciągnąc trupa, odsłonił bok na obie strony,
Zaraz mu ostrą dzidą ciężką ranę zadał.
Upadł syn Chalkodona, i życie postradał.
Przy nim srożą się Greków i Troian oręże,
Walczą z sobą iak wilcy, stron przeciwnych męże.
Wnet Aiax Telamonid Symoiza zmiecie:
Młody bohatyr ieszcze w piérwszym wieku kwiecie.
Gdy matka z rodzicami trzody odwiedziła,
Przy Symoencie, z Jdy schodząc, go powiła,
I nazwała od rzeki. Prędko życie stracił,
Ni się za wychów miłym rodzicom wypłacił:
Pchnięty w pierś straszną dzidą syna Telamona,
Która za ramię przeszła, upada i kona.
Jako na brzegach bagna topola wyrosła,
Co pysznemi gałęźmi wierzch do góry wzniosła,
Gdy ią sztukmistrz obali powtarzanym razem,
Maiąc z niéy koło płytkiém wyrobić żelazem,
Więdnieie i usycha na pobrzeżu wody;
Tak, ze zbroi odarty, leży rycerz młody.
[236]
W świetnym kirysie Antyf oszczep swój wymierza, 491
Ale chybia Aiaxa, a za to uderza
Ulissa towarzysza Leuka i zabiia,
Gdy wedle Symoiza ciała się uwiia.
W bok srogi raz odebrał, puścił trupa z ręki,
Upadł, a zbroi głośne uderzyły dźwięki.
Na śmierć spółziomka strasznie Uliss się rozjada:
Więc zemstą zapalony, na przodek wypada,
Krwawym połyska wzrokiem, groźnym ciosem godzi,
{{errata|Tym|Tém]] zatrwożone Troian woysko w tył uchodzi.
Jednak zamach niepróżny z jego ręki idzie,
Demokon, syn Pryama, który pasł w Abidzie
Oyca klacze i stamtąd na woynę pośpieszył,
Wziął ranę, cios na wylot skronie iego przeszył:
Zaraz się w oczach smutnéy nocy ciemność zgęsła,
Upadł, a zbroia na nim przeraźliwie chrzęsła.
Naypiérwsze się cofaią Troian woiowniki,
Nawet sam wielki Hektor: a Grecy z okrzyki
Ciągną trupy i śmiałym następuią krokiem:
Co Apollo z Pergamu boskiém widząc okiem,
Rozgniewany, Troianom tak dodaie męztwa:
„Trwaycie! nie ustępuycie Achiwom zwycięztwa:
Nie z żelaza ich ciała, ani z twardéy skały,
Aby krwawemi groty tknięte bydź nie miały!
Prześlicznéy syn Tedydy, Pelid się nie biie,
Lecz warząc w sercu gniewy, na nawie się kryie.„
[237]
Tak im z murów Pergamskich mówił bóg straszliwy; 517
Lecz z drugiéy strony Pallas zagrzewa Achiwy,
Gdzie tylko osłabione w nich męztwo postrzegą.
Wtedy okrutnym Dyor wyrokiem polega:
Wódz z Enu, syn Jmbraza, co Trakom przywodził,
Pirus go w nogę ostrym kamieniem ugodził.
Trzasła kość, pękły żyły od okrutnéy skały:
Chyli się, pada na wznak bohatyr omdlały,
I ledwie oddychaiąc, swym ręce podaie:
Lecz Pirus co go ranił, nagle nad nim staie,
Pcha spisą, rana wnętrze wypuszcza szeroka:
Skonał, iuż biedny więcéy nie otworzy oka.
Wtedy na Pira mężny Toas oszczep rzuca,
Przedziurawiwszy piersi, wbił się pocisk w płuca:
Przyskoczył i wyciągnął: zaraz mieczem błysnął,
Utopił go we wnętrzu, i duszę wycisnął.
Lecz próżno na odarcie iego zbroi dyszy,
Znalazł odpór od śmiałych wodza towarzyszy:
Trakowie, co na wierzchu głowy wznoszą włosy,
Grożącemi zwycięzcę obskoczyli ciosy:[20]
Więc choć bił się odważnie, nacierał zażarcie,
Cofnąć się musiał, równe znalazłszy odparcie.
Tak wodze, ten Epeiów, ten Trackiéy młodzieży,
Obok padli, a przy nich mnóztwo innych leży,
Gdyby kto po tém krwawym przeszedł boiowisku,
Nie lękaiąc się razów gęstego pocisku,
[238]
Przez Palladę, od szwanku broniącą, niesiony,[21] 543
Oboiéyby zarówno męztwo wielbił strony:
Bo tak na śmierć Troianie, iak i Grecy biegli,
I pole zmieszanemi trupami zalegli. 546
|