Iliada (Dmochowski)/Xięga XVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Homer
Tytuł Iliada
Data wyd. 1804
Druk w Drukarni Xięży Piarów
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Franciszek Ksawery Dmochowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ILIADA.
XIĘGA XVII.

J to przed Menelaia okiem się nie kryie,
Że Patrokl ręką Troian zwalony, nie żyie,[1]
Więc z zastępów prędkiemi wysuwa się kroki,
I zasłania drogiego przyiaciela zwłoki.
Jak piérwszy płód iałówka złożywszy na ziemię,
Z czułym rykiem troskliwa obchodzi swe brzemie;
Tak on krążył przy trupie, świetną tarczę zniżył,
Grot wytknął, śmiercią grożąc, ktoby się przybliżył.
Widząc Patrokla, zgubnym zabitego ciosem,
Bieży Euforb, i dumnym odzywa się głosem.
„Atrydzie, ludów królu, porzuć myśl daremną,
Nie chciey walczyć o zwłoki, ni o zdobycz zemną.
Nikt z Troian, z przymierzeńców nikt mię nie uprzedził,
Jam piérwszy pchnął Patrokla, iam porę wyśledził.
Pozwól, niech wielką chwałą u ziomków zabłysnę,
Inaczéy, tym oszczepem duszę ci wycisnę.„
„Wielki boże! zawołał Menelay w zapale,
Możnaż się tak nadymać? chlubić tak zuchwale?
Ni lwy srogie, ni rysie, ani silne dziki,
Nayzaiadliwsze sobie w boiach przeciwniki,
Nie maią téy wściekłości, co Panta synowie:
Taka śmiałość w ich sercu! taka duma w głowie!

Lecz twóy brat Hyperenor, gdy się ubezpieczył        23
W swych koniach, czekał na mnie, i brzydko złorzeczył,
Zowiąc mię naygnuśnieyszym wpośród Greków mężem,
W kwiecie wieku swoiego, mym poległ orężem.
Już się więcéy do swego domu nie pośpieszył,
Ni żony swéy, ni miłych rodziców ucieszył.
Koniec równy niedługo twoiéy będzie dumie.
A przeto, sam ci radzę, abyś skrył się w tłumie,
I nie mierzył się zemną w Marsowym zawodzie.
Głupi dopiero widzi nieszczęście po szkodzie.„
Euforb na to: „Więc teraz i za brata zgubę,
Twoia mi krew odpowie, i za dumną chlubę.
Owdowiłeś mu w świeżéy małżonkę łożnicy,
Oycaś i matkę w wiecznéy pogrążył tęsknicy,
Osłodziłbym ich żale, długie ięki skrócił,
Gdybym do nich z twą zbroią i głową powrócił:
Dar ten iakby dla Panta i Proty był miły!
Teraz doświadczyć naszéy nie zwlekaymy siły:
Kto lepiéy walczyć umie, niechay ten przemaga,
Niech się wyda nas obu boiaźń, lub odwaga.„
Rzekł, i uderza w tarczę, lecz iéy nie przebiia,
Twardą miedzią odparte żelazo się zwiia.
Menelay do Jowisza zaniósłszy modlitwy,
Od którego pomyślny zawisł koniec bitwy,
Poskoczył za Euforbem, kiedy cofał nogi:
Trafia w brodę, a silnie grot naparłszy srogi,

Nawylot miękką szyię przebiia rycerza:        49
On z łoskotem o ziemię swém ciałem uderza.
Wala w kurzu i we krwi, Euforb rozciągnięty,
Sliczny włos i od wdzięków samych ziołem spięty.
Jako pielęgnowana w ustroniu oliwa,[2]
Gdzie czysta woda nurtem poskocznym wypływa,
Stroi się w liść zielony, kwiaty białe wiszą,
Lekkim ią tchem, Zefiry igraiąc, kołyszą;
Aż Akwilon przybywszy z wichry gwałtownemi,
Wyrywa ia z korzeniem, i zwala na ziemi;
Tak syna Panta mężny Menelay uchodził,
I zaraz na odarcie iego zbroi godził.
Jako gdy lew żarłoczny na bydlęta wpada,
Nayokazalszą krowę porywa ze stada.
Chwyta ią, w ostrych zębach potrzaskana szyia,
Zrze chciwie iéy wnętrzności, posokę wypiia,
Szczekaią psy zdaleka, i pasterze krzyczą,
Król zwierząt się spokoynie pasie swą zdobyczą,
Bo zbliżyć się im nie da zimne w sercach drganie:
Tak też daleko stali przelękli Troianie:
Nikt, bić się z Menelaiem, nie miał dosyć męztwa.
I byłby Atryd łatwo dokonał zwycięztwa,
Łup odarł, iemu drogi, Troianom żałosny,
Gdy Apollo, téy chwały zwycięzcy zazdrosny,
Hektora nań pobudził, który mógł mu dostać,
I rzekł, wodza Cykonów, Menty wziąwszy postać.

„Czemu, Hektorze, próżnéy pracy nie oszczędzisz?        75
Scigasz konie Achilla, których nie dopędzisz:
Niemi śmiertelne ramie kierować niezdolne,
Pod pana tylko swego ręką są powolne.
Lecz gdy za niemi dążysz zawodnemi kroki,
Wtenczas Atryd, Patrokla zasłaniaiąc zwłoki,
Z naywalecznieyszym Troi, spotkał się młodzieńcem,
Poległ Euforb, nie iednym zaszczycony wieńcem.„
Rzekł bóg, i między tłumy walczące się rzucił.
Hektor się w głębi serca na ten głos zasmucił:
Spoyrzał pomiędzy szyki, i zaraz postrzega,
Że ten odziera zbroię, ten ziemię zalega:
Krew, z rany świeżéy, czarnym płynęła potokiem.
Wyskakuie z zastępów, i sążnistym krokiem,
Jako pożar, którego nic wstrzymać nie zdoła,
W groźnéy miedzi pośpiesza, i straszliwie woła.
Głos iego wnet uderza w Menelaia uszy,
Jęczy, i takie myśli rozbiera w swéy duszy.
„Jakież dzisiay nieszczęście na mnie się wylało!
Jeśli porzucę zbroię i Patrokla ciało,
Który, dla moiéy sprawy, z życia tu wyzuty,
Lękam się ściągnąć Greków powszechne wyrzuty.
Jeżeli samę chwałę będę miał przed oczy,
Gardząc niebezpieczeństwem, Hektor mię otoczy:
Bo widzę, że tu wszyscy idą z nim Troianie.
Lecz zaco się niepewne we mnie chwieie zdanie?

Kto na miłego bogom rzuca się człowieka,        101
Niechybne go nieszczęście za ich wzgardę czeka.
Gdy zeydę Hektorowi, któż mię stąd obwini?
Nic bez nieba on woli tak odważnie czyni.
Gdybym gdzie mógł Aiaxa obaczyć w téy chwili,
Aniby nas bogowie od boiu zwrócili:
Wszystkie natężem siły, aby ciało zbawić,
I przynajmniéy tę ulgę Achillowi sprawić.
W złym razie to naylepsze. „Wtem nieprzyiaciele
Idą gęstemi roty, a Hektor na czele.
Odszedł i rzucił trupa, lecz w tył zwracał oczy.
Jak lew, co przeciw mężom i psom walkę toczy,
Gdy lud z drągami leci i strasznie nań krzyczy,
Lubo niechętny, swoiéy zaniecha zdobyczy,
I odeydzie od stayni, do któréy wpaśdź żądał;
Tak odchodził Menelay, a w tył się oglądał.
Złączywszy się ze swemi, stanął niestrwożony.
Wraz Aiaxa na wszystkie upatruie strony,
Na lewém skrzydle wielki głos rycerza słyszy,
Ożywiaiący męztwo w piersiach towarzyszy,
Które w nich, boską mocą, Apollo osłabił.
Pobiegł i rzekł: „Spiesz! Hektor Patrokla nam zabił!
Przyiacielu, tu całéy użyymy odwagi,
By przynieść Achillowi przynaymniéy trup nagi:
Już zuchwały zwycięzca iego trzyma zbroię.„
Na to Aiax rozdartą uczuł duszę swoię.

Zaraz za Menelaiem wysunął się z kupy.        127
Już wtedy Hektor świetne zdarł z Patrokla łupy.
Ciągnął go, chcąc znieważyć sposobem niegodnym,
Odciąć głowę, na pastwę ciało dać psom głodnym:
Gdy Aiax z równym wieży puklerzem przypada.
Kryie się w tłumie Hektor, szybko na wóz wsiada,
Zlecaiąc swoim, żeby pyszny łup téy zbroi,
Pamiątkę iego chwały, zanieśli do Troi.
Aiax zasłania drogie swym puklerzem zwłoki.
Jak lwica, młodych dzieci wspieraiąca kroki,
Gdy ią w lesie myśliwców tłum nagle obskoczy,
Gniewna, na wszystkie strony wzrok zaiadły toczy,
Brew ściągniona zrzenice zasłania iéy prawie;
W tak strasznéy Aiax trupa obchodził postawie:
Miał przy sobie mężnego obok Menelaia,
Którego każda chwila boleści podwaia.
Wtedy Glauk, co na czele dzielnych Lików staie,
Ostrym nań patrząc wzrokiem, Hektora tak łaie,
„Hektorze! kiedyś łatwo do ucieczki skory,
Jak sobie śmiesz rycerskie przywłaszczać honory?
Zważ, czy twoię oyczyznę zachowasz od zgonu,
Z ludźmi urodzonemi w murach Jlionu:
Kto z Lików dla was będzie stawił życie swoie?
I cożeśmy zyskali za tak długie boie!
Jaka będzie dla niższych rycerzy obrona,
Gdyś pozwolił wziąć Grekom ciało Sarpedona,

Z którym cię i przymierze i przyiaźń wiązały?        153
On póki żył, dla waszéy obrony żył cały.
Nieraz ciebie i Troię wsparły iego ręce:
Chciałżeś go wyrwać dzisiay chciwéy psów paszczęce?
Jeśli zechce lud, wracam do moiéy krainy:
Nic Troi od ostatniéy nie zbawi ruiny.
Gdybyć Troianie mieli w swych sercach natchniętą,
Smiałość niezwyciężoną, odwagę niezgiętą,
Jaką mieć swéy oyczyzny obrońcom przystoi;
Wnetby ciało Patrokla było w murach Troi.
A skorobyśmy iego zostali panami,
Niezadługoby przyszli do nas Grecy sami:
Nicby im, dla Patrokla, drogiem się nie zdało,
Daliby Sarpedona i zbroie i ciało:[3]
Bo naywiększego męża, który tu przypłynął,
Naymilszy w nim towarzysz i przyiaciel zginął.
Lecz bałeś się wielkiemu Aiaxovi dostać,
Sam cię przeraził iego wzrok i groźna postać.
Przyznay więc, że w nim większa odwaga i śmiałość.„
Hektor obrażon: „Glauku! skąd twoia zuchwałość?
Mniemałem, przyiacielu, że z Licyyskiéy młodzi,
Żaden cię w rostropności rycerz nie dochodzi:
Nie wiem, iak mam osądzić teraz płochość twoię;
Mówisz więc, że z Aiaxem potykać się boię!
Nie drżałem ia, ni w mężów, ni w rumaków tłumie;
Lecz wszystkie nasze chęci Jowisz zniszczyć umie:

Naywiększego rycerza osłabi on męztwo,        179
Zapali w nim odwagę i wydrze zwycięztwo.
Stań przy mnie, abyś próbę potrzebną uczynił,
Czy ia tak gnuśny iestem, iakeś mię obwinił;
Czy też w téy walce długiéy, niżli zaydzie słońce,
Poznaią moię rękę Patrokla obrońce.„
Wraz woła: „Idźcie śmiało Troianie i Liki!
Wywrzyycie wszystkie siły mężne woiowniki!
Ja na chwilę odeydę, ale wnet pośpieszę,
Tylko na sobie zbroię Achilla zawieszę,
Wziętą z Patrokla, który mym oszczepem leży.„
To wyrzekłszy, ku miastu szybkim pędem bieży,
Dościga towarzyszów, co do wielkiéy Troi
Chwalebny nieśli trofey Achillesa zbroi.
Tam zdala od krwawego przebrał się pogromu,
Swoie świetne oręże kazał nieść do domu,
Sam zaś przywdziewa oręż Achillesa drogi.
Zbroię tę Peleiowi dały niegdyś bogi:
Peley, przygniecion wiekiem, na syna ią włożył,
Ale syn w niéy starości oycowskiéy nie dożył.
Wielki Jowisz, co rządy nieba dostał w podział,
Widząc go, że się w zbroię Achilla przyodział,
Wstrząsaiąc głową rzecze: „O! fortuno śliska!
Nie myślisz nieszczęśliwy, że twa zguba bliska:
Oręż męża dzielnego ramie twoie bierze,
Przed którego oszczepem wszyscy drżą rycerze.

Poległ bohatyr, sławny z ludzkości, z odwagi,        205
Odarłeś go, trup iego znieważyłeś nagi.
Lecz abym ci nagrodził pomyślność nietrwałą,
Zwycięstwem cię zaszczycę, otoczę cię chwałą:
Bo cię więcéy w swych murach nie obaczy Troia,
Ni się téy zbroi dotknie Andromacha twoia.„
Rzekł i czarne brwi zmarszczył: wraz się zbroia składa,
I do ciała Hektora zupełnie przypada:
Mars wszedłszy w piersi, nowym ogniem go zagrzewa,
Nadzwyczayną mu siłę po członkach rozlewa,
Krzycząc strasznie, na czele hufców licznych staie,
I drugim się Achillem w téy zbroi wydaie.
Wszędzie obiega, wszędzie grzeie lud orężny,
Mestles, Glauk, Medon, Forcys, Asteropey mężny,
Tersyloch, co Achayskie roty dzielnie gromi,
Dyzenor, Ennom wieszczek, Hyppotoy i Chromi,
Rycerze, co mu w pracach Marsa towarzyszą,
Z piersi wodza swoiego te wyrazy słyszą.
„Słuchaycie niezliczone woyska sprzymierzeńców,
Nie dla liczbym tu waszych zgromadził młodzieńców,
Ale że ich przydana broń do naszéy broni,
Żony i dzieci Troian od Greków zasłoni.
Ciągnąc z moiego ludu żywność i pobory.
Nagradzam was, by każdy był do boiu skory.
Trzeba zatem, żebyście mężnie nacierali.
Czyli z was który zginie, czyli się ocali:

Taki iest układ woyny. Kto więc póydzie śmiało,        231
Kto Aiaxa odpędzi, uniesie to ciało;
Temu ia dam połowę Patrokla zdobyczy,
I iednaką z Hektorem chwałę odziedziczy.„
Tylko to wyrzekł, długie wyciągnąwszy piki,
Z całemi siły mężne idą woiowniki,
Pewni wydrzeć łup z ręki syna Telamona.
Bezrozumni! broń iego mnóstwo ich pokona.
Aiax choć pełen w piersiach odwagi i siły,
Mówi do Menelaia: „Królu! niebu miły,
Już się ostatnia dla nas przybliża godzina.[4]
Nie tak mię los obchodzi Menetego syna,
Który tu psy i sępy swym nakarmi trupem,
Jak, byśmy oba śmierci nie zostali łupem.
Cały lud Hektor na téy zgromadził równinie,
Z Marsowym idzie tłumem: zguba nas nie minie.
Niech głos twóy naymężnieyszych Greków tu przywoła,
Jeśli tylko w tym wrzasku, kto usłyszeć zdoła.„
Menelay, równie smutnym przerażony losem,
Woła na Greki silnie natężonym głosem.
„Rycerze! co przywodząc w polu woyska nasze,
Przy Atrydach spełniacie uwieńczone czasze,
A iak Jowisz każdego w swoiéy zważył szali,
Takieście nad ludami przewództwo dostali;
Ze wszech stron pożar woyny zaiął się tak srogo,
Że wcale niepodobna z was rozeznać kogo:

Lecz śpieszcie na to mieysce, by przez wasze wsparcie,        257
Psom zgłodniałym nie poszedł Patrokl na pożarcie.„
Aiax, syn Oileia, pierwszy głos ten słyszy,
I zaraz bieży zpośród swoich towarzyszy:
Za nim król Jdomeney, a za iego krokiem
Spieszy Meryon, godny stać pod Marsa bokiem.
Lecz kto wszystkich imiona ogarnie w swéy myśli,
Którzy z niemi, dla wsparcia tego boiu, przyśli?
Piérwsi na nich Troianie uderzyli tłumem,
Hektor szedł na ich czele. A iak z strasznym szumem
Przy uyściu, rzekę morskie odbiiaią wały,
Roznoszą ryk po lasach okoliczne skały;[5]
Z takim krzykiem na Greków Troianie natarli.
Ci iednym tchnący duchem, mężne roty zwarli,
I murem tarcz Patrokla zasłonili zwłoki.
Jowisz przy kitach ciemne rozciągnął obłoki.
Za życia był bohatyr, iego łaski celem.
Gdy dzielił prace Marsa ze swym przyiacielem:
Chciał więc przez towarzyszów zbawić trup wybladły,
I nie pozwolił na to, aby go psy zjadły.
Piérwsi od Troian Grecy zostali odparci;
Lecz choć na nich Troianie wpadli tak zażarci,
Żadnego nie zabili, tém zaięci cali,
Aby zwłoki Patrokla czémprędzéy porwali.
Ale niedługo z mieysca Greków strach oddalił,
Nagłe się powracaią, Aiax ich zapalił.

On męztwem, wzrostem, wszystkie przewyższa rycerze,        283
I, po boskim Achillu, pierwsze mieysce bierze.
On przebił drogę między silnemi orszaki.
Jak odyniec, przez gęste przedarłszy się krzaki,
Rozpędza psów i ludzi, gdy kłami zaszczęka;
Tak wielkiego Aiaxa niezwalczona ręka,
Skupione przy Patroklu rozbiia Troiany,
Mniemaiące, że wezmą łup tak pożądany.
Hyppotoy, przed Hektorem chcący się zaszczycić,
Już za nogi Patrokla nie omieszkał chwycić,
Już ie pasem uwiązał: choć broń gęsta godzi,
Nic nie zważa, i z pola precz z trupem uchodzi,
Gdy go w téy pracy nagle ostry cios dogonił,
A mimo chęci wszystkich, nikt go nie zasłonił.
Bo przebiwszy się Aiax przez tłumy rycerzy,
Natychmiast go w miedzianą przyłbicę uderzy:
Od długiego pocisku na dwoie miedź pęka,
Tak iéy tęgi cios dała, i dzida i ręka:
Mózg razem z krwią zmieszany na powietrze prysnął.
Z niego gdy wyrok siłę i duszę wycisnął,
Upuszcza nogę z ręki, którą iuż nie włada,
I przy Patroklu czołem na ziemię upada.
Tak zdala od oyczyzny legł zacny syn Leta,
Kochanie swych rodziców, młodzieży zaleta,
Ni się za wychów oycu, ni matce wypłacił,
Bo Aiaxa orężem prędko życie stracił.

Leci z ręki Hektora na Aiaxa pika,        309
Ale ten, cios postrzegłszy, zręcznie go unika.
Schedy, który w Panopie pyszny dom posiadał,
I możném berłem, ludem niezliczonym władał,
Naydzielnieyszy z Focensów, godny syn Jfita,
Wziął ciężki raz, łopatka na wylot przeszyta:
Upada wódz, śmiertelnym obalony grotem,
A miedź na nim hukliwym zaiękła łoskotem.
Smiało przy Hyppotoia stoiącego ciele,
Forcysa, zapalony Aiax trupem ściele.
Przebił tarczę miedzianą, wnętrza dosiągł bronią,
Padł Forcys, ziemię cisnąc drętwieiącą dłonią.
Uchodzi Hektor, piérwsze cofaią się szyki.
Grecy porwawszy trupy z strasznemi okrzyki,
Swietne zbroie z Forcysa, z Hyppotoia, zdarli.
Byliby aż, do miasta Troianów odparli,
Których równie strach ścigał, iak Achiwów męztwo,
Byliby mieli, mimo Jowisza, zwycięztwo;
Gdy bóg, którego lotne strzały świat ogłasza,
Nanowo podniósł męztwo w piersiach Eneasza.
Feb w twarzy Peryfanta, łukiem zbroyny groźnym,
Peryfanta, co niegdy był Anchiza woźnym,
W którego ustach rada z wymową osiadła;
„Jaki, rzecze, z was odpór, by Troia nie padła?
Bogowie nie chcą zguby, lecz cóż wy czynicie?
Bierzcie sobie za przykład tych rycerzów życie,

Których w męstwie swém ufność i wytrwanie dziwne,        335
Pokonywało nawet wyroki przeciwne.
Nam, nie Grekom iest wsparcie w Jowisza prawicy,
Cóż stąd, kiedy pierzchacie z pola nikczemnicy!„
Wielką baczność Eneasz na twarz iego daie,
I wnet boga, w postaci zmyśloney, poznaie.
Podnosi glos: „Hektorze! i wy! którzy roty
Sprzymierzeńców do Marsa wiedziecie roboty,
Jaka hańba, gdy Grecy w polu nas przemogą!
Większa, gdy w miasto będziem zapędzeni trwogą!
Któryś bóg, widziałem go własnemi oczami,
Dopiero mi powiedział, że Jowisz za nami.
Obróćmy się! przynaymniéy oręż nasz przeszkodzi,
Że spokoynie Patrokla nie wezmą do łodzi.„
Rzekł, i na przód wybiegłszy, niestrwożony stanie,
Za nim na odwrót śpieszą waleczni Troianie:
Wnet iego grot synowi Aryzba wziął życie.
Likomed towarzysza kochał w Leokrycie;
Widząc iego upadek, bardzo się zasmucił,
I zemstą zapalony, długi oszczep rzucił:
Trafił Apizaona, narodów pasterza,
I przebiwszy wnętrzności, obalił rycerza:
On Peonii grunta obfite uprawiał,
A po Asteropeiu naybardziéy się wsławiał.
Zapłakał Asteropey na tak drogą stratę,
Wybiegł zatém, by Grekom równą dał zapłatę:

Lecz próżno, bo obrońcy Patrokla niezwłocznie,        361
Jak mur ścisnęli tarcze, wyciągnęli włócznie.
Aiax wszystkich obchodzi, w każdym męztwo wznieca,
Ni cofać się, ni na przód wybiegać, zaleca,
Ale każe przy trupie krążyć na około,
I przeciwko Troianom śmiałe stawić czoło.
Tak ogromney postaci mąż ich upomina,
Purpurową krwią cała oblana równina,
Jedni na stosie drugich padaią młodzieńce,
I Grecy i Troianie, i ich sprzymierzeńce:
Lecz Greków mnieysza strata, bo swoim zwyczaiem,
Umieli sobie w boiu bydź wsparciem nawzaiem.
Jako pożar zaiadły, trwała bitwa wściekła,
Noc ponure ciemności nad polem rozwlekła:
Tak nią byli zmroczeni Patrokla obrońce,
Jak gdyby zagasł xiężyc, albo znikło słońce.
Gdzieindziéy bóy wolnieyszy pod niebem pogodném,
Słońce na ziemię okiem patrzaiąc łagodném,
Rozlewało po niwach swe świetne promienie,
Ni z gór, ni z dolin, żadne nie wzrastały cienie;
A że walczyli zwolna, groty szły odległe,
Chroniły się ich męże, w sztuce Marsa biegłe:
Tu cierpią, mgłą i śmiercią otoczeni razem,
Tu naymocnieysi giną, pod zgubném żelazem.
Trazymed i Antyloch, w inney walcząc stronie,
Nic ieszcze nie wiedzieli o Patrokla zgonie,

Mniemali, że iak zaczął, tak gromi Troiany.        387
Ale na swoiém mieyscu, widząc lud zmieszany,
Tam się bili; tam oyciec kazał mężnie stawać,
I Troianom przystępu do floty nie dawać.
Przy Patroklu, dzień cały, bóy okrutny wszczęty,
Równie w rzezi Troianin, równie Grek zawzięty:
Uziaiał ich i zwalał brzydko Mars surowy,
Potem, kurzem, posoką, od stopy do głowy.
Jak garbarz, namaściwszy tłuszczem skórę z wołu,
Każe ią mnóstwu ludzi uchwycić pospołu:
Ci gdy równo pociągną, wraz się skóra poci,
A tłustość w nię wstępuie na mieysce wilgoci;[6]
Tak oni ciągną ciało Patrokla ku sobie,
I w ciasném mieyscu, strony wydzieraią obie.
Jedna nadzieia Troian i Achiwów poi,
Tych, że ie do naw wezmą, tamtych, że do Troi.
Tak trwał bóy uporczywy i hałas bez przerwy,
Iżby zyskał pochwałę Marsa i Minerwy:
Tak Jowisz, przy mężnego Patrokla obronie,
W okrutną zaprzągł pracę, i męże i konie.
Nie domyślał się Pelid przyiaciela zgonu,
Od floty przeszła bitwa pod mur Jlionu:
Że odpędziwszy Troian powróci, tak sądził,
Nie troszcząc się, by wyrok co smutnego zrządził.
Słysząc od matki wieczne ustawy Jowisza,
Wiedział po części losy swego towarzysza:

Wiedział, iż taki wyrok bogowie wydali,        413
Że, ni z nim, ni bez niego, Troi nie obali;
Lecz cios naysroższy chciała milczeniem przeminąć,
Iż mu nayukochańszy miał przyiaciel zginąć.
W śmiałych ręku przy zwłokach, długie błyszczą piki,
Wzaiemnie sobie grożą srogie woiowniki,
Gęste lataią rany, trupów śmierć nie skąpi.
„Ach! niech się raczéy ziemia pod nami rozstąpi,
Wołaią Greki, niźli cofniem sie do floty:
Smierć iest dla nas znośnieysza od takiéy sromoty!
Scierpiemyż, by Troianie, prawicą zuchwałą
Wzięli trupa, i wieczną okryli sie chwałą?„
„Zgińmy! zgińmy! wołaią nawzaiem Troianie,
Niechay raczéy z nas żaden żywy nie zostanie,
Niżby nam Grecy ciało Patrokla wydarli!„
Tak grzeiąc siebie, ieszcze bardziéy się rozżarli:
Wzmaga się zgiełk, szczękaią żelazne oszczepy,
Dźwięk ich biie o nieba miedzianego sklepy.
Boskie zaś Achillesa, stanąwszy na stronie.
Rzewnie płakały swego powoźnika konie,[7]
Widząc, że był zabity od Pryama syna.
Daremnie Automedon biczem ie zacina:
Wszystkich używa środków: nic nie znaczą groźby,
Nic wyrazy łagodne i naytkliwsze prośby.
Uparte konie w mieyscu niewzruszone stały,
Ni do floty, ni w pole iśdź nazad nie chciały.

Tak, gdzie wieczne schronienie zrobił człowiek sobie,        439
Stoią nieporuszone kolumny na grobie.[8]
Przy świetnym wozie głowy nachyliły smutne,
Serca im rozdzieraią boleści okrutne:
Którego rękę znały, zginął mężny człowiek!
Rzęsiste im na ziemię łzy leią się z powiek,
Rozpuszczonemi piasek zamiataią grzywy.
Postrzegłszy z nieba Jowisz stan ich nieszczęśliwy,
Zaraz się tego smutku i płaczu użali.
„Pocożeśmy was, rzecze, Peleiowi dali?
Człowiek śmiertelny, konie nieśmiertelne zyskał:
Czy, by nędzny stan ludzi równie was uciskał?
Bo cokolwiek na ziemi oddycha i chodzi,
Nic się tak nieszczęśliwym, iak człowiek, nie rodzi.
Ale przynaymniéy wasze w tém osłodzę dolę,
Że, aby na was ieździł Hektor, nie pozwolę.
Czyli mu niedość zbroię Achilla posiadać?
Wam zaś nową chcę lekkość, nową siłę nadać,
Byście Automedona uniosły na nawy.
Jeszcze zgromi Achiwów oręż Troian krwawy:
I póty ich przemaga, póty walczy, biie,
Póki się słońce w nocy ciemnościach nie skryie.„
Rzekł Saturnid, i w piersi natchnął ogień żywy:
One przepyszne z piasku otrząsnąwszy grzywy,
Bystrym pędem wóz świetny zaraz niosą w pole.
Automedon, choć cierpiał naydotkliwsze bóle,

Rzucał się między zbroyne Troianów orszaki:        465
Tak sęp wpada na łące między trwożne ptaki.
Raz szybkim biegiem z tłumu gęstego się chronił,
Znowu wpadał na mężów i zmieszanych gonił,
Lecz nikogo nie zwalił: sam leyc maiąc w dłoni,
Nie mógł razem i dzielnych powodować koni,
I żeby dzidą z wozu swe męztwo oznaczył.
Wtém go syn Laerceia ślachetny obaczył,
Alcymedon towarzysz: ten zaraz przybiega,
I temi przyiaciela słowami ostrzega.
„Miły Automedonie! czyś rozum postradał?
Albo który ci z bogów tę dziką, myśl nadał,
Byś na Troian sam ieden leciał odurzały?
Już twóy zginął towarzysz, a Hektor zuchwały,
Pyszną zbroią Achilla, swe okrył ramiona.„
Na to rycerz tak mówi do Alcymedona:
„A któż, nad ciebie lepszy, aby w ręce dzielne
Wziął leyc, i powodował konie nieśmiertelne,
Po Patroklu, podobnym, póki żył, do boga?
Lecz teraz go iuż Parka ogarnęła sroga.
Weź bicz, kieruy bieguny, a ia z wozu zsięde,
Mszcząc się za niego, walczyć do upadłey będę.„
Alcymedon tych żądań wykonać nie zwłoczył,
Tamten ustąpił z wozu, a ten na wóz wskoczył:
Bierze leyce i biczem rumaki postrasza.
To wielki Hektor widząc; rzekł do Eneasza:

„Ty! który hufcom naszym przywodzisz twą dzidą,        491
Nieśmiertelne Achilla konie w pole idą,
Pędzi ie słabszych mężów nierozsądny zapał.
Gdybyś mi chciał dopomóc, pewniebym ie złapał.
Niech Mars naybardziéy ludzi tych piersiami władnie,
Gdy nas uyrzą, niedługo śmiałość ich odpadnie.„
Wraz Eneasza serce myśl taż sama chwyci.
Idą oba, twardemi tarczami okryci,
Których obwód umacnia miedź, ze skórą byczą.
Ten czyn podzielić z niemi dway rycerze życzą,
Chromi i piękny Aret: obu zamysł taki,
Zabić dwóch powoźników i zabrać rumaki.
Głupi! nie wrócą: ieden ziemię krwią zabroczy.
Automedon podniosłszy do Jowisza oczy,
Wzywa wsparcia i zapał poczuwa niezmierny.
„Bądź, rzecze, z końmi blisko, przyiacielu wierny:
Niech nad ramieniem czuię gorące ich tchnięcie.
Niełatwo Hektor swoie rzuci przedsięwzięcie:
Póty będzie Marsowey kosztował roskoszy,
Aż lub nas obu zwali, Achiwów rozproszy,
I na boskie rumaki Achillesa wsiędzie;
Albo, pchnięty oszczepem, w piérwszym padnie rzędzie.„
Przednieyszych więc rycerzów przyzywa na wsparcie:
„Aiaxowie! i królu panuiący Sparcie!
Innym zaleccie mężom, by śmiałemi kroki
Obstąpiwszy, Patrokla zasłaniali zwłoki;

Nas żywych niech wasz oręż od zgonu ocali,        517
Oto się na nas, boiu cały ciężar wali,
Eneasz, Hektor, idą z wyborem młodzieży.
Ale od woli bogów zwycięztwo zależy:
Ja rzucam dzidę, resztą będzie Jowisz rządził.„
Wymierzył silny pocisk i celu nie zbłądził,
Trafił w tarczę Areta: miedź iéy nie wstrzymała,
Przeszła ią dzida, przez pas do wnętrza dostała.
Jak, uzbroion siekierą płytką, wieśniak młody,
Zabiiaiąc buhaia, wodza leśney trzody,
Kiedy mu cios ogromny między rogi zada,
On podskoczywszy w górę, na ziemię upada;
Tak ten skoczył i upadł wpośród boiowiska,
A grot, we wnętrzu drgaiąc, duszę mu wyciska.
Hektor Automedona obalić się silił,
Ale ten, raz postrzegłszy, zręcznie się nachylił:
Nad ramieniem świsnąwszy dzida w grunt się wbiła,
Tam drgała, aż iéy wreście umorzona siła.
Jużby na miecze poszli rycerze zaiadli,
Gdyby dway Aiaxowie byli nie przypadli,
Przywołani swoiego towarzysza głosem.
Nie chcąc dlużéy z wątpliwym potykać się losem,
Eneasz, Hektor, Chromi, nazad się cofali.
Aret leży, od plytkiéy przewiercony stali.
Automedon, Mars prędzéy skoczyćby nie zdołał,
Przybiegł i odarł zbroię, i chlubnie zawołał:

„Podły ten mąż, Patrokla straty nie nagradza,        543
Lecz przynaymniéy cóżkolwiek me żale osładza,„
To powiedziawszy, na wóz krwawe łupy wkłada,
I sam także na wozie wspaniałym usiada:
Jak lew, co byka świeżo w głodnéy zżarł paszczęce,
Krwią miał zaczerwienione i nogi i ręce.
Nad Patroklem trwa walka smutna, krwawa, zjadła,
Minerwa ią zapala: po to z nieba spadła,
Zesłana od Jowisza, żeby zagrzać Greki,
Który iuż był od piérwszych wyroków daleki.
W jakich się farbach tęcza maluie na chmurze,
Zwiastuiąca lub woyny, lub też zimne burze,
Patrząc, iak na sklepieniu górnem rozciągnięta,
Rzucaią prace ludzie, smucą się zwierzęta;
Tak Minerwa, niebieskim odziana obłokiem,
Między Greckie narody śpiesznym wchodzi krokiem,
I nowy ogień w sercach woiowników żarzy:
A w głosie Fenixowi podobna i w twarzy,
Temi słowy bliskiego Menelaia grzeie.
Jaka hańba na imię twoie się rozleie,
Achilla towarzysza gdy wezmą Troianie!
Gdy się psom pod murami na pastwę dostanie!
Biy więc śmiało i w woysku ożyw zapał równy.„
A Menelay: „Fenixie! móy oycze szanowny!
Gdybyć Minerwa w swoiéy miała mię obronie,
Gdyby ogień na nowo rozżarzyła w łonie;

Niestrwożony przy zwłokach Patroklabym krążył.        569
Ach! iak mię w gorzkich żalach zgon iego pogrążył!
Lecz Hektor, gdy mu Jowisz chętny wsparcie daie,
Rozszerza się, iak pożar, i bić nie przestaie.„
Rzekł: cieszy się niezmiernie błękitna bogini,
Że, z niebian wszystkich, do niéy piérwsze śluby czyni,
Rozlewa siłę w członkach, i ożywia ducha.
A iak upornie ludziom naprzykrza się mucha,
Spędzana, w nacieraniu póty się zacieka,
Dopóki nie skosztuie słodkiey krwi człowieka;[9]
Tak zjadły w jego sercu upór się rozszerzył,
Zbliżył się do Patrokla, i oszczep wymierzył.
Był między Troianami, Podes człowiek rzadki,
Nie zmnieyszyły w nim męztwa obfite dostatki:
Hektor go umiał cenić w towarzyszów kole,
Zaszczycał swą przyiaźnią, przy swym sadzał stole.
Gdy się cofał, Menelay dostał go pod pasem,
I na ziemię obalił z ogromnym hałasem.
Zwycięzca ciągnie trupa, i czasu nie traci,
Gdy Apollo w Fenopa zbliżył się postaci,
Który w Abidzie domy wspaniałe dziedziczył,
A Hektor w gronie swoich przyiaciół go liczył:
I mówi, przyodziawszy postać tego męża:
„Któż z Greków będzie twego lękał się oręża,
Gdy iuż słaby Menelay twe piersi zatrwożył?
Oto ci w oczach trupem rycerza położył,

Oto go na bok ciągnie, dla odarcia zbroi:        595
Legł Podes, twóy towarzysz, dzielny mściciel Troi.„
Na to Hektora serce, żal niezmierny ścisnął:
Wybiegł na przód, i miedzią grożącą zabłysnął.
Ogromną wziął Egidę pan władnący chmury,
Nad całą Jdą obłok rozciągnął ponury,
Zagrzmiał i groźnym tarczę wstrząsaiąc zamachem,
Troian męztwem, a Greków napełnił przestrachem.
Peneley, który dotąd na czele dowodzi,
Ucieczki daie przykład, i piérwszy uchodzi,
Bo nań zbliska waleczny Polidam naciera,
I długą dzidą skórę z ramienia mu zdziera.
Leita zaś oszczepem w rękę Hektor kole.
Tak, że walczyć niezdolny, musiał rzucić pole:
Ucieka, iuż nie mogąc dotrzymać dziryta.
Kiedy zaś Hektor ściga rannego Leita,
Jdomeney wódz, silne natężywszy ramie,
Pchnął go w kirys pod piersi, lecz dzida się łamie:
Troianie się radosnym odezwali głosem.
Nic Hektor niezmiesznny tak ogromnym ciosem,
Przeciw królowi Krety swóy oszczep wymierzył,
I mało co go chybił: a za to uderzył
Cerana, który życie wziąwszy w Likcie sławnym,
Był koni Meryona powoźnikieni sprawnym.
U floty wóz porzucił Meryon zbyt śmiały.
Zgon iego, Troian wielkiey nabawiłby chwały,

Gdyby nie przyprowadził Ceran bystrych koni.        621
Tak od śmierci swoiego przyiaciela broni,
Lecz sam ginie zabóyczem Hektora żelazem.
Pod uchem go Pryamid zgubnym dosiągł razem,
Stłukł zęby, przyciął ięzyk; on z glośnemi ięki
Stoczył się z wozu, leyce wypadły mu z ręki.
Ale natychmiast szybki Meryon przybiega,
Podnosi ie, i Krety wodza tak ostrzega:
„Spieszmy się na okręty! daremne tu męztwo:
Nie zwodźmy się! dziś Troian, nie Greków zwycięztwo.„
To rzekł, a zjęty zimną Jdomeney trwogą,
Pędzi ku nawom konie, ile zdążyć mogą.
Ani się wielki Aiax, ani Atryd mylił,
Że Jowisz ku Troianom los boiu nachylił.
„Już człowiek, Aiax krzyknął, i nayprostszy powie,
Że całkiem życzą Troi zwycięztwa bogowie.
Czy silna puszcza groty, czyli słaba ręka,
Wszystkie Grekom śmierć niosą, tak nas Jowisz nęka;
A nasze utykaią na ziemi bez skutku.
Nie upadaymy iednak pod ciężarem smutku.
Lecz myślmy, iakby trupa stawić pod namiotem,
I towarzyszów naszym ucieszyć powrotem.
Ach! iaka ich tam boleść, iaki żal przytłacza!
Ku nam wzrok obróciwszy, nie ieden rozpacza,
Że niezdolni oprzeć się Hektorowey broni,
Każdy się z nas haniebnie na okręty schroni.

O! żebyć iak nayprędzéy doszła ta nowina,        647
Przez którego z rycerzy, do Peleia syna!
On nie wie, że naymilszy przyiaciel mu zginał.
Lecz nikt mi się do tego zdolny nie nawinął;
Nas i wozy otacza wkoło cień ponury.
Wszechmocny niebios panie! spędź, te od nas chmury,
Wróć dzień, day oczom widzieć, a ieśli do końca
Zawzięty, chcesz nas zgubić, zgub przy świetle słońca.„[10]
Mówił z płaczem, łzy iego nie były daremne:
Oddalił obłok Jowisz, mgły rozpędził ciemne,
Słońce błysnęło, przestrzeń cała w świetle staie.
Aiax Menelaiowi to zlecenie daie.
„Menelaiu! którego wielki Jowisz kocha,
Na wszystkie strony okiem szukay Antylocha:
Niech zaraz do Achlla z tą nowiną bieży,
Że naymilszy przyiaciel iego trupem leży.„
Odchodzi, lecz niechętnie. Jak lew, gdy utrudzi,
Drażniąc ich bez przestanku, psów pilnych i ludzi:
Chce koniecznie do wołów przybliżyć się stayni,
Ale ci, napaść zwierza odpierać zwyczayni,
Całą noc wszyscy baczne odprawuią straże;
Wpada lew zapalony, lecz nic nie dokaże,
Próżno na mięso ostrzy kły w krwawéy paszczęce,
Zewsząd nań gęste miecą groty śmiałe ręce,
I smolne niosą głownie: a tak bez nadziei,
Smutnie ryczący, rano uchodzi do kniei;

Tak niechętnie od ciała szedł Menelay boski,        673
W głębi serca wielkiemi napełniony troski,
Ażeby Grecy trupa nie rzucili w trwodze.
Temi więc słowy piérwsze upomina wodze.
„Aiaxy! Meryonie! stawcie mężnie roty,
I biednego Patrokla przypomniycie cnoty:
Póki żył, nikt na iego serce się nie żalił,
Teraz go śmierć i wyrok niezbędny obalił.„
Odchodzi, wzrok na wszystkie obracaiąc strony.
Jak pod niebem lotnemi skrzydły uniesiony,
Powietrzne plemię bystrym celuiący wzrokiem,
Wiedzie orzeł zrzenicę za zaiąca skokiem,
Choć skryie się w zaroślach, on go uyrzy przecie,
Spadnie, pochwyci w szpony, i ducha wygniecie;
Tak Menelay, szukaiąc, kogo uyrzeć żądał,
Błyszczącym wzrokiem roty i szyki przeglądał.
Sledzi syna Nestora, czyli ieszcze żyie.
Niezadługo na lewém skrzydle go odkryie:
Zagrzewa swych, by mężnie postawili czoła.
Bieży do niego Atryd, i zaraz tak woła.
„Posłuchay, Antylochu, naysmutnieyszéy wieści:
Czemuż nie oszczędziły nieba téy boleści!
Już sam widzisz zapewne, że bóg zagniewany,
Przyśpiesza Grekom zgubę, a wspiera Troiany.
Jeden z piérwszych rycerzy i woyska ozdoba,
Legł Patrokl: iakaż po nim dla Greków żałoba!

Bież, donieś Achillowi o tém, co się stało,[11]        699
By nam pomógł przynaymniéy zbawić nagie ciało.
Już się Hektor zwycięzca pyszni w jego zbroi.„
Na te słowa Antyloch oniemiały stoi:
Mowa mu w ustach kona, żałość serce ściska,
A z oczu łza gęstemi kroplami wytryska.
Lecz go nie zatrzymała boleść tak głęboka.
Oddawszy swe oręże w ręce Laodoka,
Który sprawował iego rumaki ogniste,
Spieszy, a z oczu w drodze łzy leiąc rzęsiste,
Z naysmutnieyszą nowina do Achilla bieży.
Nie chciał przywodzić Atryd Piliyskiéy młodzieży,
Którą odeyście wodza osłabiło wiele.
Mężnego Trazymeda stawia na iéy czele:
A sam dąży, gdzie leżał Patrokla trup nagi,
I zaraz te Aiaxom przekłada uwagi.
„Już do Achilla, syna Nestora posiałem:
Lecz choćby był naywiększym uniesion zapałem,
Chcąc pomsty na Hektorze, zapęd iego płonny:
Bo iak w pole Marsowe może wyyśdź bezbronny?
Więc iego tu przybycie za niepewne kładę.
Ale sami zbawienną przedsięweźmy radę,
Ażebyśmy i drogie zwłoki zachowali,
I z téy walki okrutnéy sami wyszli cali.„
„Bardzo mi się, rzeki Aiax, myśl twoia podoba.
Więc wy, nie tracąc czasu, z Meryonem oba,

Trzeba, żebyście wziąwszy ciało, z pola wyśli.        725
My, których iedno imię, iedne łączą myśli,
Blisko walcząc, przywykli dawać sobie wsparcie,
Wstrzymamy i Hektora i Troian natarcie.„
Rzekł: oni wznieśli ciało: Troian żal przeniknął.
Cały lud w tyle głosem przeraźliwym krzyknął,
I przeciwko nim wszystkie swe siły wywiera.
Jak mnóstwo psów na dzika rannego naciera,[12]
Pędzą, zapuścić w niego zęby ostre chciwi,
Za niemi postępuią zdaleka myśliwi;
Ale gdy zwróconego ku sobie postrzegną,
Drżące psy, nagłe w różne strony się rozbiegną;
Tak za niemi tuż w tropy szły przez czas nieiaki,
Mieczem i dzidą biiąc, Troiańskie orszaki:
Lecz gdy zwróceni groźnem spoyrzą na nich okiem,
I śmiałym się Aiaxy postawią im krokiem,
Blednieie, drży, dopiero żwawa Troian kupa,
I nie śmie wiecéy zbliska nacierać na trupa.
Rycerze drogie zwłoki unoszą do łodzi:
Lecz znowu w Troian piersi Mars zaiadły wchodzi,
Zatém wzmaga się walka, straszny hałas wzrasta.
Jako, gdy ogień zaymie cały okręg miasta,
Walą domy pożary, pyszne wieże niszczą,
Dym zagęszczaią wiatry, i okropnie świszczą;
Tak gdy ich uchodzących woysko Troian goni,
Wzmaga się zgiełk i mężów i wozów i koni.

Jak muły, których razem pod iarzmo zaprzęgną,        751
Z góry, po ostrey drodze, bal ogromny ciągną,
Wszystkie zawady swoią przezwyciężą mocą,
Jednak bardzo się zdyszą, zaziaią, zapocą;
Tak zmordowani niosą ten ciężar mężowie,
A z tyłu odpieraią Troian Aiaxowie.
Jako wdłuż pola grobla, gdy się wody wzbiorą,
Niezwyciężoną rzekom staie się zaporą,
Naybystrzeysze ich wały nazad wraca w łoże,
I grzbietu iéy pęd wody przełamać nie może;
Tak Aiaxowie Troian z tyłu odpierali.
Ci przecież nie przestaią nacierać zuchwali,
Zagrzani od Hektora i od Eneasza.
A iak szpaki, lub sóyki wrzaskliwe zastrasza
Jastrząb, którego drobne ptaki są zdobyczą,
Pierzchaiąc w różne strony, przeraźliwie krzyczą;
Tak na ich widok reszta Greków się rozbiega,
A ostry wrzask po całém polu się rozlega.
Wielu Grekom w rów padły zbroie w téy gonitwie:
Lecz nie tu ieszcze koniec był upartéy bitwie.        770








  1. Czytaiąc tę xięgę, pamiętać trzeba, że u dawnych oddanie czci zmarłemu, było nayważnieyszym obrządkiem. Przez nie wywdzięczała się przyiaźń żyiących dla umarłych: przez nie umarli odbierali nieiakie osłodzenie z utraty życia.
  2. U wschodnich narodów oliwa między drzewami naywięcéy była szacowana. Pismo święte często używa tego porównania. Pitagorze szczególnie podobało się to mieysce. Napisał pieśń z téy okoliczności, i nucąc ią grał razem na arfie. Ten filozof nauczał, że dusze z ciał iednych w drugie przechodzą: a o sobie powiadał, że piérwéy był Euforbem, który tutay od Menelaia zabity.
  3. Glauk nie wiedział, że Jowisz przeniósł do Licyi ciało Sarpedona: mniemał więc, że zostawało w ręku Greków. Boleść z utraty przyiaciela, wymówić powinna ostrość wyrzutów, które czyni Hektorowi.
  4. Musiało bydź bardzo wielkie niebezpieczeńſtwo, kiedy sam Aiax boiaźń okazuie.
  5. Powiadaią, że Solon chciał walczyć o sławę z Homerem w Poezyi: lecz przeczytawszy ten opis uyścia Nilu w morze, w takie wpadł zadziwienie, że straciwszy nadzieię wyrównania, swoie poemata spalił. Przydaią, że i Platon, czytaiąc Homera, podobną ofiarę z swych wierszy uczynił.
  6. Sztuki pożyteczne były natenczas w naywyższym szacunku: a zatém porównanie to, które może obrażać naszę fałszywą delikatność, u dawnych za podłe wzięte bydź nie mogło.
  7. Naturaliści i historycy piszą, że konie płaczą nad śmiercią swoich panów zabitych w boiu. Mógł więc poeta dać im taką czułość, tém bardziéy, że konie Achillesa były bozkiego rodu. W Wirgiliuszu koń Pallasa leie łzy nad nim.

     
    Post bellator equus, positis insignibus Aethon
    It lacrimans; guttisque humectat grandibus ora.

    Ænei: Lib: XI. v. 89.

     
    „Złożywszy stróy, koń woyny, zwolna nogę wznosi
    „Eton, i nozdrze łzami kroplistemi rosi.

  8. Na grobach stawiano słupy, na których kładziono wozy i konie.
  9. Porównanie to, może zanizkie, wydaie uporczywą stałość Menelaia w obronie ciała Patrokla.
  10. W mieyscu tém iaśnieie w całém blasku odwaga Aiaxa. Nie prosi on Jowisza, ażeby go ocalił, ale żeby nie zginął w ciemnościach, a przez to nie stracił sławy, z walecznego opierania się nieprzyiaciołom. „O Jowiszu oycze, uwolniy tylko od téy pomroki synów Greckich, powróć iasność, i pozwól oczom widzieć, a potém zgub i zniszcz nas w pośród światła, kiedy ci się tak podoba.„
    Przełożenie Grzegorza Piramowicza w dziele o Wymowie karta 205.
  11. Antyloch był przyiacielem Achillesa, i prawie równego z nim wieku: pospolicie używani bywaią przyiaciele, aby nam smutne donieśli wiadomości.
  12. Ta xięga kończy się wielką liczbą porównań po sobie następuiących: wszystkie są piękne, stosowne i bynaymniéy akcyi nieopoźniaiące.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Homer i tłumacza: Franciszek Ksawery Dmochowski.