Kościół a polityka

>>> Dane tekstu >>>
Autor Wojciech Korfanty
Tytuł Kościół a polityka
Podtytuł Zadania Związku Katolick. Tow. Polek
Wydawca Śl. Zakł. Graf. i Wyd. „Polonia“ Sp. A.
Data wyd. 1927
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

Biblioteczka
katolicko-społeczna


Nr. 1
Kościół a polityka

Zadania Związku
Katolick. Tow. Polek
Nap. Wojciech Korfanty
Katowice
1927
Nakładem Śl. Zakł. Graf. i Wyd. „Polonia“ Sp. A.






Przedmowa.



W czasach powojennych jesteśmy świadkami tego, jak wrogowie Nauki Chrystusa Pana i Kościoła wytężają wszystkie siły i używają wszelkich nowoczesnych środków, aby usunąć z życia prywatnego i publicznego wpływ Kościoła św. i zasad katolickich. By dopiąć tego zgubnego dla społeczeństwa i Państwa celu, nadużywają w owej walce z katolickim poglądem na świat wszelkich postępów techniki i wytworów ducha ludzkiego jak kinematografu, radia, teatru, literatury, zebrań publicznych, trybun parlamentów a przedewszystkiem drukowanego słowa. Mimo spustoszeń moralnych, wywołanych przez wojnę, duch katolicki jednakże i w Polsce zaczyna odżywać i coraz głośniej manifestować się publicznie. Widzimy wyraźny zwrot w tym kierunku i katolicyzm z defenzywy, w której się dotychczas znajdował, przeszedł do ofenzywy i rozpoczął śmiałą walkę o zwycięstwo zasad katolickich także w życiu społecznem i publicznem. Bojownicy katoliccy, jednak częstokroć kierują się więcej ogólnym sentymentem katolickim, bo nie posiadają ideowego wyrobienia i ugruntowania naukowego bronionego i propagowanego przez nich katolickiego poglądu na świat. Aby temu brakowi zaradzić i naszych bojowników zaopatrzyć w broń duchową Spółka Wydawnicza „Polonia“ postanowiła rozpocząć tanie popularne wydawnictwo książeczek, traktujących zasadnicze zagadnienia z punktu widzenia nauki Kościoła Katolickiego. Sądzimy, że tem wydawnictwem wypełnimy pożałowania godną lukę w naszym ruchu katolicko-społecznym. Pewni zaś jesteśmy, że dobre chęci nasze spotkają się z uznaniem i poparciem kół katolickich.

Wojciech Korfanty.

Katowice w czerwcu 1927 r.




Kościół a polityka.



W dzisiejszych czasach niema zagadnienia gospodarczego ani społecznego, którem nie interesowałaby się władza publiczna. Ile razy chodzi o rozwiązywanie tych zagadnień, widzimy, że obok usiłowań warstw społecznych w tym kierunku, zawsze się niemi zajmują władze publiczne, czy to na drodze ustawodawczej, czy administracyjnej; a w praworządnem państwie, czyniąc to, władze mają zawsze na celu obronę interesów ogólnych. Ta interwencja władz w kierunku obrony interesów ogólnych przeciw zachłanności jednostronnych interesów klas lub innych ugrupowań społeczno-gospodarczych ma więc m. in. zawsze pewne znaczenie i cele moralne, przeciwstawiające się jednostronnym uroszczeniom, niezgodnym z interesem ogólnym, bądź to przedsiębiorców, lub pracobiorców, bądź to pośredników, producentów lub konsumentów.
W praworządnem państwie ta interwencja władzy publicznej powinna mieć zawsze tylko ogólny interes na oku, bo wtedy jest ona tylko moralną. W tym celu jednak potrzeba, aby zarówno ci, którzy dzierżą w swoich rękach władzę ustawodawczą i wykonawczą, jak i ci, którzy im te władze powierzają, postępowali zawsze zgodnie z zasadami moralności i uczciwie spełniali swoje obowiązki.
Kościół, jako najwyższy stróż moralności, od początku istnienia swego ma w swoim skarbcu odwieczne zasady, określające odpowiedzialność moralną i obowiązki moralne wszystkich czynników w życiu publicznem i społecznem. Działalność gospodarcza i społeczna człowieka, niemniej jak i jego praca zawodowa i życie prywatne kierować się powinny zawsze pewnemi zasadami moralnemi. Tak samo ma się z działalnością polityczną każdego obywatela. Patrząc na te sprawy pod tym kątem widzenia, nikt się nie zdziwi, że i kościół — jako najwyższy stróż moralności chrześcijańskiej — musi się interesować zagadnieniami politycznemi.

DO JAKICH SPRAW POLITYCZNYCH KOŚCIÓŁ SIĘ NIE MIESZA?

Wielka jest liczba ludzi współczesnych, którzy odznaczają się śmieszną wprost drażliwością na punkcie tego, iż kościół zabiera głos również w sprawach politycznych. Nawet ludzie skądinąd poważni i zrównoważeni, wpadają w zdenerwowanie, gdy kościół zabiera głos w zagadnieniach politycznych i upatrują w tem wielkie niebezpieczeństwo, mogące, zdaniem ich, naruszyć podwaliny ustroju społeczeństw nowoczesnych. Nie wspominamy wcale o tych demagogach, którzy swojemi wystąpieniami, rzekomo antyklerykalnemi, a w gruncie rzeczy zwróconemi przeciwko kościołowi jako takiemu, pragną uzyskać tanią popularność wśród kół socjalistycznych, liberalnych i masońskich, które — niestety — w nowoczesnych państwach dziś mają wielki wpływ na sprawy publiczne. W Polsce obóz sanacji moralnej, liberalnego mieszczaństwa, socjalistyczny również wśród tłumów nieoświeconych pod względem religijnym prowadzi usilna agitację antykościelną dla ugruntowania swoich wpływów. Stwierdzić należy, że po przewrocie majowym i wpływy masońskie bardzo znacznie wzrosły w Polsce. Co gorsza, nieraz jesteśmy świadkami tego, jak w niektórych państwach europejskich wybitni mężowie stanu, partje polityczne i rządy usiłują ratować zanikające swe wpływy hałaśliwą walką z kościołem i duchowieństwem.
W nowoczesnem życiu publicznem istnieje cały szereg zagadnień, któremi zajmować się musi nietylko władza cywilna, lecz także władza kościelna, oczywiście każda ze swego punktu widzenia. Ile razy więc kościół w tych sprawach, choćby i z innych przyczyn niż władza świecka zabiera głos, wywołuje to zaniepokojenie i zdenerwowanie w pewnych kołach i to nietylko wśród tych, co w kościele upatrują instytucję czysto ludzką, ale często nawet wierni katolicy wypowiadają zapatrywanie, że kościół pod żadnym warunkiem i w żadnym wypadku nie powinien zajmować się sprawami politycznemi.
A jednak jedni i drudzy powinni zachować spokój, bo kościół nie miesza się nigdy do spraw najwięcej ich interesujących, stojąc zdala od sporów i walk partyjno-politycznych, ani nie dążąc do tego, by zająć miejsce rządów, które sobie narody nadały, ani nie ograniczając praw narodów do wybierania sobie takich form rządów, jakie im się podobają.

KOŚCIÓŁ STOI PONAD WALKAMI PARTYJNEMI.

Kościół nigdy nie miesza się do walk partyjno-politycznych i zawsze stoi ponad niemi. Intrygi poszczególnych partyj, ich podstępne kombinacje, manewry wyborcze i targi partyjne, ambicje polityków, wzajemnie się zwalczających i ubiegających się o ujęcie władzy w państwie w swoje ręce, częstokroć w egoistycznych interesach własnych lub pewnych ugrupowań społecznych pod pozorem służenia interesom ogólnym, są kościołowi zupełnie obce. Z tą zawieruchą partyjno-polityczną kościół nie chce mieć nic wspólnego. Kościół zajmuje takie stanowisko chociażby z tej prostej przyczyny, że przeważna część ludzi współczesnych treść działalności politycznej upatruje w sporach, toczących się po gminach, w dyskusjach gwałtownych na zebraniach politycznych, w kompromisach, zawieranych na tajnych konwentyklach, a jak u nas w czasie ostatnim nawet w burdach publicznych i używaniu siły fizycznej przeciwko przeciwnikom politycznym. Z taką polityką kościół nie ma nic wspólnego i nie stanie nigdy po stronie jednej ze stron walczących, bo nadwerężyłby przez to swoją powagę i zatracił charakter powszechności. Przeciwnie, jeżeli te walki partyjno-polityczne przybierają formy i rozmiary, niezgodne z dobrem publicznem i niezgodne z zasadami chrześcijańskiemi, kościół musi je publicznie potępić i nawoływać swoich wiernych, by w nich udziału nie brali.

KOŚCIÓŁ NIE PRAGNIE ZAJĄĆ MIEJSCA WŁADZ PAŃSTWOWYCH.

Pojęcie polityki zdrowej obejmuje wszystko to, co dotyczy określenia formy rządu danego państwa, ustroju władz publicznych, wyboru mężów, którzy tę władzę dzierżą i wykonują, dążeń i programu rządowego, działalności rządu w dziedzinie wewnętrznej i zagranicznej. Kościół do tych wszystkich spraw nie chce się mieszać i w nich głosu nie zabiera. Albowiem zadaniem kościoła nie jest rządzenie państwami. Zasada o rozróżnianiu dwuch władz, świeckiej i duchownej, została postawiona przez samego P. Jezusa, gdy żądał, że winno się oddawać cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co Boskie. Tej zasady kościół nigdy nie zapomniał i nigdy nie przekreślił. Zadaniem władzy politycznej jest zaprowadzenie i utrzymanie ładu i porządku wśród społeczeństw ludzkich, troska o ich dobro doczesne i zabiegi o wewnętrzną i zewnętrzną potęgę państwa.
Zadaniem władzy duchownej zaś jest nauczanie wszystkich narodów, chrzczenie ich w Imię Boga Ojca, Syna i Ducha Świętego, troska o wieczne zbawienie dusz, nauczanie ludzi prawd wiary i obowiązków moralnych, napominanie do prowadzenia życia bogobojnego, udzielanie im Sakramentów św. i niezbędnej łaski Boskiej wśród trudności życia doczesnego, aby ich szczęśliwie doprowadzić do życia wiecznego.
Kościół, krzewiąc wśród ludzi miłość bliźniego, sprawiedliwość i poczucie obowiązkowości, w wysokim stopniu przyczynia się do rozwoju dobra społeczeństw ludzkich.
Ta działalność kościoła nie jest jednak jego właściwym i bezpośrednim celem. Nie dąży on nigdy do tego, by tą swą działalnością zastąpić działalność władz świeckich, albowiem nigdy nie zmierzał do narzucania ludziom jawnej lub ukrytej teokracji, czyli panowania kościoła lub duchowieństwa nad ludźmi w sprawach świeckich.
To stanowisko kościoła oczywiście nie stoi na przeszkodzie temu, że wybitni jego przedstawiciele mogą mieć swoje własne odrębne poglądy na sposoby rządzenia państwami, a dzieje pouczają nas, że te poglądy wybitnych mężów kościoła częstokroć nie są bynajmniej gorsze od pojęć świeckich mężów stanu, którzy z kościołem nic nie chcą mieć wspólnego. Ojciec Święty i biskupi mogą nawet udzielać dobrych i mądrych rad kierownikom państw, a wiemy z historji, że kościół nieraz dostarczył narodom pierwszorzędnych mężów stanu.
Naogół stwierdzić wypada, że w czasach nowoczesnych kościół nie objawia bynajmniej tendencji do rządzenia państwami tak samo, jak państwa nowoczesne nie żądają od kościoła pomocy w wykonywaniu władzy. Żaden rozsądny człowiek nie będzie brał poważnie zarzutów, podnoszonych przez ludzi nieżyczliwych kościołowi, że księża pragną zagarnąć władzę państwową w swoje ręce. Przeciwnicy kościoła katolickiego lubią się w takich wypadkach powoływać na przeszłość, gdzie to wpływ papieży i duchowieństwa na sprawy państwowe był bardzo poważny, oraz na działalność tych księży, którzy — jako obywatele — biorą udział w pracach politycznych i stoją nieraz w środku walk politycznych.
Co do księży, zajmujących się polityką, należy nadmienić, że właśnie ci, którzy w kapłanie katolickim upatrują tylko zwyczajnego obywatela, jakich w państwie mamy miljony, nie mogą udawać zdziwienia i zgorszenia, że ten zwyczajny w ich pojęciu obywatel, aczkolwiek jest księdzem, żąda dla siebie wszystkich praw obywatelskich, a więc także prawa zajmowania się polityką. Tylko własne sumienie kapłana, oraz jego przełożona władza duchowna, mogą stanowić o tem, w jakim stopniu wolno mu korzystać z praw obywatelskich w dziedzinie politycznej. Ksiądz katolicki w żadnym razie dlatego jedynie, że jest księdzem, nie może podlegać jakimś prawom wyjątkowym.
Co zaś do przeszłości, to przyznajemy, że w wiekach ubiegłych kościół daleko większą odgrywał rolę polityczną niż dzisiaj, ale przyczyną tego była okoliczność, że w owych niespokojnych czasach, gdy powstawały nowe narody i społeczeństwa, kościół był jedyną instytucją, cieszącą się powagą u wszystkich bez wyjątku, a równocześnie jedyną potęgą moralną, wywierającą decydujący wpływ na ówczesną ludzkość. Nic więc dziwnego, że kościół w owych czasach za pomocą zakonów, biskupów i papieży wywierał pierwszorzędny wpływ na bieg wypadków politycznych. W rzeczywistości jednak nawet w owych czasach nie czynił kościół tego z chęci panowania, ale wyświadczał raczej dobrodziejstwo bezradnej ludzkości. Gdy państwo rzymskie zaczęło upadać, kościół był jedynym autorytetem w świecie. Gdy po upadku państwa rzymskiego, zaczęły powstawać społeczne i państwowe nowotwory, oparte na feodaliźmie, gdy ambicje i pożądania tych nowych tworów społecznych i nowopowstających państw, rozpętały wprost anarchję w świecie, kościół uważał za swoje zadanie utrzymywać ład i porządek w ówczesnych społeczeństwach źle zorganizowanych. Wspólność wiary i fakt, że wszyscy ludzie są braćmi, przeciwstawił kościół niszczycielskim dążeniom tych czasów, nauczając ludzi miłości bliźniego, poszanowania prawa i sprawiedliwości, dążył do ujęcia w karby chrześcijańskiej karności niebezpieczne i niespokojne czasy feodalne. Przedewszystkiem zaś kościół korzystał z wielkich swych wpływów, aby bronić szerokie warstwy ludowe przed uciskiem i wyzyskiem możnych, a jako najszczytniejsze swoje zadanie uważał pouczanie ówczesnych władców, że wiara chrześcijańska nakazuje im odnosić się z miłością do bliźnich, którzy wspólnego z nimi mają Boga, i że nie wolno im być tyranami dla swych podwładnych. Byli to ludzie siły i gwałtu i kościół napominał ich, że mają obowiązek szanować prawo a przedewszystkiem Przykazania Boskie. Kościół nietylko stawał w obronie maluczkich i uciśnionych, ale, jak to uczy historia, nieraz użyczał im pomocy w zdobywaniu wolności i niezależności od możnych tego świata, szczególnie gdy za burzliwych czasów feodalnych rodziły się nowoczesne społeczeństwa i państwa — kościół odegrał rolę opiekuna uciemiężonych.
W miarę tego, jak gruntowały się narody europejskie i dojrzewały nowoczesne społeczeństwa, usiłowały one usunąć się zupełnie z pod wpływów i opieki kościoła. Nowoczesne narody i państwa, zazdrosne o swą niezależność, podkreślały ją na każdym kroku i nie przebierały w środkach, by ją gruntować. W czasach feodalnych kościół również pod względem naukowym i intelektualnym miał przewagę nad władcami świeckimi, ale ten stan rzeczy się później zmienił, bo i państwa miały swoich uczonych, mędrców i ustawodawców.
Nowoczesne państwa zaczęły traktować kościół jako potęgę obcą i międzynarodową i za wszelką cenę usiłowały się wyzwolić z pod jego wpływów. Mężowie stanu zaczęli nawet odmawiać kościołowi prawa przypominania władcom świeckim, że ich również obowiązują prawa moralności chrześcijańskiej, i przepisy o „świętych obcowaniu“, dane ludzkości przez Zbawiciela. Kościół z takiem stanowiskiem rządzących państwami nie mógł się pogodzić, bo nie wolno mu było wyrzec się posłannictwa, nadanego mu przez Chrystusa Pana, a nawet pomyśleć nie mógł o spełnieniu żądania władz świeckich, które chciały go uzależnić od siebie i zrobić z niego narzędzie polityki państwowej.

KOŚCIOŁOWI OBOJĘTNA JEST FORMA RZĄDU.

Kościół uznaje prawo ludów do nadawania sobie takiego ustroju państwowego i takiej formy Rządu, jaka im się podoba, oczywiście pod warunkiem, że nie będzie ona sprzeczną z prawem, prawdą i sprawiedliwością i nie będzie gwałcić zasad chrześcijańskich. Papieże pod tym względem wypowiedzieli się zupełnie jasno. Enuncjacje Leona XIII mają wszyscy jeszcze w pamięci.
„Jest rzeczą jasną — powiada Leon XIII w encyklice „Sapientiae Christianae“ — że kierownicy państw mają zupełną wolność w sprawowaniu rządu, a kościół nietylko nie jest przeciwnikiem tej wolności, ale ją nawet popiera. Kościół i społeczeństwo polityczne mają swe odrębne własne suwerenności. Wskutek tego w spełnianiu zadań, należących do ich kompetencyj, ani kościół państwu, ani państwo kościołowi nie winno posłuszeństwa w granicach, zakreślonych przez ich konstytucje“.
„Nic nie stoi na przeszkodzie — powiedział ten sam papież w roku 1881 w encyklice Diuturnum — by Kościół uznawał rząd, złożony z jednej lub kilku osób pod warunkiem, że ten rząd jest sprawiedliwy i służy dobru powszechnemu; z wyjątkiem wypadku, gdy chodzi o prawa nabyte, nie zabrania się ludziom, by nadawali sobie taką formę rządu, jaka najwięcej odpowiada ich duchowi, tradycjom lub obyczajom.“
Tę samą zasadę po trzykroć Leon XIII wygłaszał w encyklice „Immortale Dei“ w roku 1885:
„Suwerenność nie jest związana z żadną formą rządu. Może przyjąć tę lub ową formę, ale pod warunkiem, że ta forma naprawdę będzie zdolna zapewnić dobro powszechne...“
Co do poglądów o pochodzeniu władzy, która według nauki kościoła pochodzi od Boga, Leon XIII powiada, że „zasady kościoła nie potępiają żadnej formy rządu, jako takiej, o ile ta forma nie jest sprzeczną z jego nauką, a każda forma rządu mądrze i sprawiedliwie stosowana, może zapewnić dobro publiczne“.
W wspomnianej wyżej encyklice „Sapientiae Christianae“ papież mówi z naciskiem:
„Stojąc ponad wszelkiemi społecznościami ludzkiemi, kościół z prawa i obowiązku kategorycznie odmawia podporządkowania się partjom politycznym i dostosowywania się do zmiennych wymagań politycznych. W następstwie tej zasady kościół, broniąc praw własnych, a szanując prawa innych, poczytuje sobie za obowiązek zachować neutralność w stosunku do form rządu i urządzeń świeckich państw chrześcijańskich, a wśród różnych systemów rządu, kościół uznaje wszystkie te, które szanują religję i chrześcijańską karność obyczajów.“
Pius X wypowiada się tak samo:
„Przypominaliśmy już — powiada w liście o „Sillonie“ — że kościół pozostawiał zawsze narodom troskę o nadawanie sobie rządu, jaki uważają dla siebie za najlepszy. Jeszcze raz podkreślam, że błędem i niebezpieczeństwem jest wiązać katolicyzm z jakąkolwiek formą rządu.“
A Benedykt XV w liście do biskupów portugalskich z dnia 19 grudnia 1919 roku przypomina ponownie, „że kościół nie powinien mieszać się do sporów partyjno-politycznych, ani nie wysługiwać się partjom politycznym...“ Dalej Benedykt XV wzywa biskupów do napominania wiernych, aby byli posłusznymi kierownikom rządu bez względu na konstytucyjny ustrój państwa. „Albowiem od nich zależy dobro powszechne, które w oczach Boga jest najwyższym obowiązkiem państwa, jak to uczył nasz poprzednik śp. Leon XIII w encyklice „Sollicitudo“ z dnia 16 lutego 1892 r. i w liście do kardynałów francuskich z dnia 3 maja 1892 r.“
Leon XIII w liście do biskupów portugalskich z 1883 r. powiada:
„Ci, którzy piastują władzę kapłańską, powinni sprawować swój urząd zawsze tak, aby rządzący rozumieli, że mogą i powinni im ufać zupełnie... Podejrzenia, nieufność wzbudzają zawsze spory partyjno-polityczne, jak to uczy bardzo często doświadczenie.“
A dalej potępia zgubne błędy tych, którzy nie rozróżniają spraw świętych od świeckich i nadużywają religji do wysługiwania się partjom politycznym.
Kościół nie odmawia wiernym i duchowieństwu prawa, by mieli swoje własne przekonania polityczne i stosowali je w praktyce, ale żąda, aby wskutek ich działalności politycznej nie ponosiły szwanku religja i kościół.
„Jeśli chodzi o zagadnienia czysto-polityczne — powiada Leon XIII w encyklice „Immortale Dei“ — czy to o najlepszą formę rządu, czy to o system administracji cywilnej, uczciwe różnice zapatrywań są dozwolone. Sprawiedliwość nie pozwala, aby ludziom, znanym z pobożności i gotowości do posłuszeństwa dla decyzji Stolicy św., poczytywano za zbrodnię tę okoliczność, że inne mają zapatrywania w sprawach powyższych. Byłoby jeszcze większą niesprawiedliwością poddawać w podejrzenie ich dobrą wiarę, lub oskarżać ich o zdradę, nad czem już nieraz ubolewaliśmy. Nie ulega wątpliwości, że szanując prawo, sprawiedliwość i prawdę wolno dążyć do urzeczywistnienia idei, o których się sądzi, że skuteczniej od innych przyczynią się dla dobra powszechnego. Ale chcieć angażować kościół w te sprawy partyjne i używać jego poparcia celem łatwiejszego pokonania przeciwników, oznaczałoby nadużywanie niedyskretne religji.“
A pod koniec, by nikt nie miał wątpliwości o ważności tych słów Leon XIII dodaje:
„Ponadto nie odmawia się ludowi prawa do uczestniczenia w większym lub mniejszym stopniu w rządzie. W niektórych czasach i pod pewnemi ustawami może to być nietylko korzyścią, ale nawet obowiązkiem obywateli.“
Rok wcześniej Leon XII powiedział:
„Przekładanie ustroju demokratycznego dla państwa samo w sobie nie sprzeciwia się obowiązkom pod warunkiem, że szanuje się nauki kościoła o pochodzeniu i wykonywaniu władzy.“
Widzimy więc, że stanowisko kościoła jest jasno określone, również jego stosunek do państwa i partyj politycznych, oraz obowiązki obywateli względem państwa i ich stosunek do partyj politycznych.


PRZYCZYNY NIEZALEŻNOŚCI KOŚCIOŁA W SPRAWACH POLITYCZNYCH.

Sama właściwość kościoła, charakter czysto-duchowy jego posłannictwa, powszechność jego panowania i nieograniczoność jego misji wymagają niezależności politycznej kościoła i dostatecznie wyjaśniają jej nieodzowną potrzebę.
Każdy z nas żyje w pewnej chwili czasu i przestrzeni. Życie nasze stanowi niejako jeden moment w bezustannej ewolucji, w której instytucje i społeczności ludzkie z zapadającej przeszłości przechodzą do teraźniejszości, noszącej w sobie zarodek śmierci. Wszystko, co się na świecie rozpoczyna, nosi w sobie początek końca. Ta ewolucja nie stanowi koniecznie ani postępu, ani też upadku. Stanowi raczej na grafikonie czasu i dziejów krzywą linję, która to podnosi się, to się obniża, ale życie, które ją kreśli, nie zatrzymuje się ani na chwilę.
Często popełniamy błąd, myśląc, że ta linja powinna się zatrzymać na punkcie, na którym — według naszego zdania — osiągnęło się szczyt doskonałości osiągalnej na ziemi. Błędem jest również sądzić, że to, co istnieje dzisiaj, musi przetrwać do jutra i dłużej, chcieć utrzymać teraźniejszość za wszelką cenę, ponieważ czujemy się w niej dobrze, dążyć do zmiany natychmiastowej teraźniejszości, ponieważ jest nam w niej źle, wreszcie zapominać o tem, że zawsze teraźniejszość w rzeczywistości jest powstaniem nowego stanu rzeczy i to powstawaniem bez przerwy.
Kościół katolicki patrzy na to wszystko z wyższego punktu. Jest on jedyną potęgą, nieulegającą zmianom, o ile chodzi o jego naukę i przykazania, będąc urządzeniem Boskiem. Wszystkie dzieła ludzkie, stojące niżej wyżyn kościoła, są zmienne i dlatego kościół zdaje sobie dokładnie sprawę z ich niestałości i nietrwałości chwili, która przemija i ciągle staje się przeszłością. Dlatego to kościół nie może się wiązać na stałe z żadną formą rządu, nawet gdyby mu z nią chwilowo było dobrze, ani też sprzeciwiać się zasadniczo żadnej formie rządów dlatego, że jest mu pod niemi niedobrze.
Kościół jest cierpliwy, jak Pan Bóg, którego zastępuje tu na ziemi. Czeka on na godzinę sprawiedliwości, chociażby miała ona wybić nawet dopiero pod koniec świata. Tymczasem godzi się z ustrojami społecznemi i z urządzeniami, które sobie ludzie nadają, z żadnem z nich się nie wiążąc.
Dzieje kościoła najlepszemi są tego świadkami.
Kościół urodził się niejako na łonie Izraela i zdawało się przez pewien czas, że zwiąże się nierozerwalnie z losami narodu, który Pan Bóg sobie wybrał dla przygotowania dróg swoich. Lecz Pan Bóg na to nie zezwolił. Pod wpływem św. Pawła, natchnionego przez Ducha św., kościół odłącza się od narodu żydowskiego i śmiało idzie pomiędzy wszystkie narody, zaznaczając zaraz w swych początkach, że chrześcijaństwo jest łaską całej ludzkości, której nikt dla siebie wyłącznie zagarnąć nie może. Napotyka potem kościół na swej drodze Cesarstwo Rzymskie, które go prześladuje i usiłuje utopić w krwi jego wyznawców. Mimo to kościół nie przestaje nauczać, że jego dzieci winny posłuszeństwo wszystkim prawom prześladującego go państwa, o ile nie są one przeciwne przykazaniom Boskim... i ten stan rzeczy trwa aż do chwili, gdy Cesarstwo Rzymskie przestało więzić dzieci kościoła w podziemiach, palić je na stosach i rzucać na żer dzikim zwierzętom. Kościół staje się najsilniejszą podporą tego państwa, które go tak okrutnie prześladowało. Nie odmawia mu swojej pomocy, ale nie łączy swych losów z jego losami. A gdy Imperium Rzymskie, wyczerpane i zwiędłe z starości, pada w gruzy pod naciskiem barbarzyńców północnych, kościół nie potrzebuje swych losów odłączać od losu państwa, aby zbliżyć się do nowych ludzi, którzy są niejako piastunami i twórcami przyszłości.
Kościół patrzy na ten chaotyczny ustrój społeczny, który wznosi się na gruzach Państwa Rzymskiego, aż wreszcie przy jego pomocy powstaje Święte Imperium Rzymskie pod wodzą cesarzy niemieckich, przedstawiające urzeczywistnienie, acz niedoskonałe, pewnych ideałów, lecz i wtedy kościół nie bierze z niem ślubu dozgonnego.
Widzimy potem, jak kościół przez wieki całe uznaje ideę monarchistyczną, która się rozwija z biegiem wieków, udoskonala, aż w wieku XVII dochodzi do zrealizowania pewnego ideału tego ustroju, obarczonego wielu brakami, ale niepozbawionego wielkości. Ale i w stosunku do systemu monarchistycznego kościół znów zachowuje swą niezależność.
A teraz, gdy nowe nastają prądy i zaczynają ogarniać całą ludzkość, gdy szerokie warstwy ludowe uzyskują wielki wpływ na kształtowanie swych losów, kościół uznaje z idei demokratycznych wszystko, co jest zdrowe i pożyteczne dla ludzkości. Nie jest przeciwny demokracji, aczkolwiek nie spełniła jeszcze obietnic, danych ludowi i jeszcze wysila się nad wynalezieniem takiej formy rządu, któraby była zbliżona do wymarzonego ideału. Kościół uznawać ją będzie przez wieki całe, tak jak uznawał kiedyś monarchję. A gdy demokracja kiedyś zdoła stworzyć idealny system rządów, kościół się z tego będzie cieszył bez zastrzeżeń, ale nie zwiąże się z nią na stałe. Jeśli zaś demokracja nie zdoła stworzyć tej idealnej formy rządów, a umysł ludzki nowych dróg i nowych form będzie poszukiwał, kościół zawsze będzie gotów uznać nowy stan rzeczy.
A więc Kościół Katolicki nie jest niczyją własnością! Nie jest kościołem ani panów ani ludu, nie wiąże swych losów ani z królami, ani z cesarzami, nie jest ani za monarchją, ani za republiką, ani za cesarstwem. Kościół Katolicki wiecznie złączony jest tylko z Chrystusem Panem i duszami ludzi, odkupionych św. Krwią Jego. Kościół służy wszystkim nieoświeconym, którzy szukają światła, wszystkim słabym i ułomnym, którzy uciekają się do niego o pomoc, i służy tylko sprawiedliwości, prawdziwemu braterstwu ludzi, porządkowi społecznemu i pokojowi na ziemi.

POLITYKA KOŚCIOŁA.

Kościół uznaje prawo ludzi do nadawania sobie rządów według ich upodobania. Uznaje prawo rządów do wyboru najskuteczniejszych środków do służenia dobru powszechnemu, którego piecza im została powierzona. Kościół nie miesza się do sporów partyjnych i zdala się trzyma od stronnictw, walczących o władzę, ale kościołowi nie jest i nie może być obojętnie, w jaki sposób się władzę wykonuje.
Ci, którzy władzę dzierżą, tak jak wszyscy ludzie, zarówno w wykonywaniu władzy jak w wszystkich innych czynnościach, podlegają prawu Boskiemu i nie mogą się uchylić od jego kontroli. Przeważnie się zdarza, że autorytet Kościoła jak i autorytet państwa oddziałują na jedno i to samo zagadnienie i że według słów Leona XIII jedna i ta sama sprawa podlega jurysdykcji władzy duchownej i władzy świeckiej. W tych wypadkach kościół musi objawiać swoje żądania, zgłaszać swoje protesty przeciw zarządzeniom władzy świeckiej lub określać obowiązki wiernych, przez co w praktyce zajmuje się z konieczności aktualnemi sprawami politycznemi. Pod tym względem i w tym kierunku kościół uprawia politykę.

KOŚCIÓŁ PRZYPOMINA WŁADZOM ICH OBOWIĄZKI.

Kościół uprawia politykę, pouczając władzę cywilną o jej obowiązkach względem Boga, tak samo jak o tem poucza zwyczajnych obywateli. Kościół w tym wypadku musi nieraz zajmować określone stanowisko i podejmować nawet kroki oficjalne — co może mieć charakter polityczny. Poczucie tej obowiązkowości i skłonność do uczynienia mu zadość czasami może nawet przeważyć obawy przed rewolucją i upadkiem rządów, aby tylko nakłonić władzę świecką do lepszego spełniania obowiązków względem kraju. Ale kościół idzie nawet dalej. Stoi na stanowisku, że władza świecka ma obowiązek stawać w obronie władzy duchownej przed jej wrogami i popierać ją w usiłowaniach utrzymania czystości wiary i nieskazitelności obyczajów chrześcijańskich. Kościół podkreśla nawet swe prawo do potępiania każdego zarządzenia, niezgodnego z prawem Boskiem i pozbawionego dlatego wszelkiego autorytetu, szczególnie jeśli to zarządzenie mogłoby stać się narzędziem ucisku ludu lub prześladowało prawdę. Są to zasady, głoszone przez papieży tak w wiekach ubiegłych jak w czasach nowożytnych.
Jeśli władze świeckie nie uznają jego posłannictwa Bożego, to ubolewając nad ich ciemnotą lub potępiając ich upór, kościół żąda od nich dla siebie tylko takiej wolności i takich praw, jakie przysługują wszystkim. Interes publiczny i dobro powszechne zawsze decydują o stanowisku kościoła i jego zarządzeniach. Wysuwając swoje żądania pod adresem władzy świeckiej, kościół zawsze ma na oku troskę o dobro powszechne, nie przekracza nigdy miary i nie naraża nigdy interesów wyższych duszy nieśmiertelnej powierzonych mu owieczek, a postępuje zawsze z umiarkowaniem według okoliczności, czasu i miejsca. A jeśli w dziedzinie swych stosunków z państwem kościół zmuszony jest do uprawiania polityki, to czyni to zawsze z wielkiem umiarkowaniem, taktem i dyskrecją, oraz z wielkiem zrozumieniem rzeczywistości i możliwości, czego nie zawsze można powiedzieć o tych, którzy pod pretekstem robienia polityki mieszają się do spraw kościelnych.

KOŚCIÓŁ BRONI SWYCH PRAW.

Wskutek wkraczania polityków w dziedzinę czysto religijną, kościół często jest zmuszony do zajmowania się polityką, aby bronić praw, które chce mu się odebrać, aby protestować przeciwko ustawom wyjątkowym, przeciwko niemu skierowanym i prześladowaniu, aby piętnować jako niezgodne z prawem Boskiem i dobrem powszechnem ustawy, godzące ze szkodą całego społeczeństwa w pierwszą komórkę życia społecznego, jaką jest rodzina, aby żądać dla zakonników i zakonnic, których poświęcenie, zdolności umysłowe i wysoka wartość moralna powszechnie są znane, prawa bytu i prawa nauczania i wychowania młodzieży, przyznawanego każdemu obywatelowi nieposzlakowanemu, aby odmawiać kategorycznie posłuszeństwa każdemu zarządzeniu ustawowemu, które zwraca się przeciwko Boskiemu pochodzeniu kościoła i jego posłannictwu. W tych wypadkach państwo zmusza kościół do opuszczenia swej rezerwy i przeciwstawienia się zarządzeniom państwa, sprzecznym z sumieniem i prawem Boskiem. Nie znaczy to, aby kościół zajmował stanowisko nieprzejednane, przeciwnie będzie on czynił państwu ustępstwa, jaknajdalej idące. Może utrzymywać z jakiemś państwem poprawne stosunki dyplomatyczne, nie pochwalając jednak bynajmniej całego jego ustawodawstwa i nie stawiając warunku poprzedniego usunięcia niezgodnego z zasadami jego ustawodawstwa. Może uważać, iż celem uchylenia większego zła mądrzej jest czekać, nie protestować na razie, nie domagać się usunięcia złych ustaw. Takie stanowisko jednak bynajmniej nie może być uważane jako uznawanie i aprobowanie złych ustaw. Kościół w tych sprawach posuwać może ustępstwa aż do granic ostatecznych. Kościół zawsze uprawiał politykę umiarkowania i ustępliwości pełną mądrości i przezorności. Z tego oportunizmu kościołowi nikt nie może robić zarzutu, bo sam on określa swe prawa i pożyteczność swych kroków.
Istnieje jednak granica, której kościół nigdy nie pozwoli przekroczyć. Jeśli władze świeckie naruszają objawioną Prawdę Boską, której kościół jest stróżem, jeśli atakują odwiecznie niezmienne Prawo Boskie i fundamenty kościoła, przez Chrystusa Pana położone, wtedy kościół mężnie i śmiało przeciwstawia się takim zakusom, może bezbronny wobec państwa, ale niewzruszony, gotowy do zniesienia wszelkich prześladowań, nieustępliwy ani na krok. A jeśli obrona tych praw istotnych, Prawdy Odwiecznej i sumienia oznacza uprawianie polityki, to kościół zawsze będzie siebie uważał za zaszczyt być oskarżanym o robienie takiej polityki, bo to jest jego obowiązkiem.
Dobrze jest, że na świecie istnieje czynnik, który ma prawo i obowiązek przypominania ludziom, że siła nie oznacza wszystkiego, dobrze jest, że istnieje czynnik, gotowy zawsze potępić pogwałcenie prawdy, prawa, sprawiedliwości i moralności. Jest to odwieczny zaszczyt kościoła, że przeciwstawia się wszelkim tyranom, gwałcącym sumienie katolickie i za przykładem Apostołów woła: „Nie możemy“ i powtarza, że „Lepiej być posłusznym Bogu niż ludziom“.
To posłannictwo kościoła jest jedynym czynnikiem, który chroni społeczeństwa ludzkie od podłych pochlebstw i bałwochwalczych pokłonów przed władzą świecką, szczególnie w chwilach upadku i przed ostatecznem pogrążeniem społeczeństw w anarchji. Ze względu na interes publiczny dobrze jest, że ktoś ludzkości zawsze udziela tej nauki.

KOŚCIÓŁ POBUDZA CZUJNOŚĆ MORALNĄ CZYNNIKÓW RZĄDZĄCYCH.

Istnieje jeszcze jeden rodzaj polityki, którego się kościół nigdy nie wyrzeknie, i za który ludzkość zawsze mu będzie wdzięczna: Kościół zawsze przypomina wszystkim czynnikom rządzącym wielkie obowiązki moralne, które mają jako piastunowie władzy. Królom i cesarzom, narodom, czyli mówiąc językiem nowoczesnym, rządzącym i rządzonym, kościół wciąż przypomina ich obowiązki. Kościół nakazuje obywatelowi, wyborcy i posłowi, prawodawcy, urzędnikowi, rządowi postępować zgodnie z zasadami moralności chrześcijańskiej. Od wszystkich czynnych w polityce i sprawujących władzę żąda, aby kierowali się interesem powszechnym i dobrem publicznem, a nie interesami prywatnymi, lub ambicją osobistą. Kościół żąda przestrzegania moralności w życiu politycznem!
Obowiązuje bowiem i w życiu politycznem moralność, tak jak w życiu rodzinnem, gospodarczem i społecznem. Działalność polityczna człowieka nie może być wyjęta z pod kontroli praw moralności. Cele polityki, to znaczy urzeczywistnienie w najwyższym stopniu dobra publicznego, tem łatwiej będą osiągnięte, im więcej ludzie przestrzegać będą w tej działalności zasad moralności chrześcijańskiej.
Niejeden z współczesnych polityków uśmiechać się będzie może ironicznie wobec żądania, że polityka musi być poddana kontroli moralności chrześcijańskiej, tak samo jak realiści i pozytywiści nie uznają zasad moralnych w życiu gospodarczem i społecznem, bo dla nich siła i interes osobisty lub pewnych warstw jest jedynym bodźcem ich działalności politycznej. Kościół potępiał taki pogląd na pobudki i zadania działalności publicznej jako niemoralny, a historja zresztą przeczy temu, jakoby moralność nie miała wpływu na życie polityczne, społeczne i gospodarcze. Może liczba działaczy, kierujących się zasadami moralności chrześcijańskiej w dzisiejszych czasach zmaterjalizowanych jest niewielka, ale dlatego właśnie powinniśmy dołożyć wszelkich sił, aby i w życiu publicznem zapanowała moralność chrześcijańska, jeżeli społeczeństwa nie mają pochylić się do ostatecznego upadku i pogrążyć się w zupełnej anarchji. Od przestrzegania zasad moralności chrześcijańskiej w życiu publicznem zależy przyszłość narodów.
Widzimy więc, jakie usługi może oddać społeczeństwom moralność chrześcijańska, która przypomina przedstawicielom władzy wciąż ich obowiązki i poucza ich bezustannie o ważności moralnego ustroju społecznego, do którego dążą instynktownie wszystkie społeczeństwa, chcące się utrzymać przy życiu. Do tego moralnego porządku i ładu społecznego dążą społeczeństwa bez wytchnienia, nieraz nawet drogą przewrotów i rewolucji, do których się uciekają na widok, że rządy okazują się niezdolnymi do urzeczywistnienia porządku rzeczy, opartego na zasadach moralnych. Albowiem w gruncie rzeczy rewolucje są tylko usiłowaniami, zmierzającemi do ustanowienia moralnego porządku w społeczeństwie, którego nie zdołali urzeczywistnić dotychczasowi władcy. Jeśli rewolucje również rzadko ten cel osiągają, jest to tylko dowodem, że i nowi władcy niewiele są lepsi od tych, których od władzy usunęli.
Kościół po przez wszystkie wieki pracował nad wielkiem dziełem ustanowienia porządku społecznego, opartego na zasadach moralnych i ludziom niósł swoją pomoc w dążeniu do tego celu, każąc, że bez zasad moralnych niema szczęścia dla narodów, bez moralności w polityce niema sprawiedliwości w życiu publicznem.
Gdy narody z życia państwowego usunęły zasady moralności chrześcijańskiej, nie wiedzą, po jakiej kroczyć drodze i błądzą jak w labiryncie. Z jednego systemu popadają w drugi, a każdy okazuje się błędnym. Błądzą od monarchizmu do demokratyzmu, od liberalizmu do socjalizmu, od anarchizmu do bolszewizmu i faszyzmu, a chorobliwy ten stan rzeczy trwać będzie dopóty, dopóki losy narodów będą spoczywały w rękach polityków, nieuznających zasad moralności chrześcijańskiej w życiu politycznem. Rozdźwięk pomiędzy moralnością chrześcijańską a dążeniami władzy państw nowoczesnych jest przyczyną głębokiego niezadowolenia społeczeństw. Wszystkie rewolucje z tego niezadowolenia się rodzą. Ale te rewolucje nie dają ludziom zadowolenia, ponieważ żadna z nich nie zabiera się do usunięcia zła z korzeniami, t. zn. do usunięcia lekceważenia zasad moralności chrześcijańskiej w życiu publicznem.
Szczególnie w czasach dzisiejszych narody odczuwają niesłychanie żywo potrzebę uzgodnienia działalności publicznej z wymaganiami moralności chrześcijańskiej. Dzisiaj ludzie instynktownie zdają sobie sprawę z tego, że celem władzy nie jest tylko wywyższenie ponad szare masy tego, który sprawuje rządy. Masy dziś dopominają się gwałtownie, aby rządy służyły interesom rządzonych. Społeczeństwo ma dosyć bezpłodnych walk partji o władzę. Głośno żąda, żeby jedynie troska o dobro publiczne i interes powszechny dyktowały zabiegi i posunięcia tych, co władzę dzierżą. Rządom tylko o tyle przyznaje się rację bytu, o ile oddają usługi dobru powszechnemu.
Jeśli społeczeństwo się przekonuje, że wbrew deklamacjom o służeniu dobru publicznemu władcy je zaniedbują, bez wahania usuwa ich i to nieraz w sposób brutalny. Dzieje się więc to, czego zawsze uczył kościół katolicki, że polityka nie może uchylać się od wpływów natury moralnej i że narody nie będą szczęśliwe, dopóki zapatrywania i obyczaje panujące nie ulegną zmianie, dopóki działalność publiczna nie będzie opierać się na etyce chrześcijańskiej.
Ten powrót do światopoglądu chrześcijańskiego jest tem konieczniejszy w dzisiejszych czasach, gdy wszystkie narody skłaniają się do demokratycznych form rządów. Demokracja więcej wymaga cnót od poszczególnych obywateli, niż jakakolwiek inna forma rządów. Praca kościoła nad umoralnieniem jednostki, rodziny i społeczeństwa walnie się przyczynia do stworzenia i podtrzymania prawdziwej demokracji, ponieważ uczy człowieka rządzić się sumieniem w życiu rodzinnem, zadowodem i narodowem.
Dzisiaj wszystkie poważne umysły zastanawiają się nad tem, jak ratować upadającą cywilizację i podnieść upadający poziom moralny narodu. Wszyscy mówią, że trzeba zreformować nasze urządzenia publiczne i naprawić obyczaje narodu. Mamy do rozwiązania zagadnień bez liku. Naprawę Konstytucji, reorganizację administracji, reformę społeczną; zarówno po miastach jak i na wsi i t. p., temi zagadnieniami zajmują się wszyscy, którzy przedewszystkiem myślą o państwie i społeczeństwie. Ale odrodzenie naszego społeczeństwa zależne jest od sumienia i poczucia moralności każdej jednostki. Trzeba więc przedewszystkiem uzdrowić sumienie i moralność jednostek. Pomiędzy siłami, mogącemi dokonać tego dzieła, pierwsze i najzaszczytniejsze miejsce zajmuje chrześcijaństwo i trzeba być zaślepieńcem i upartym sekciarzem, by odrzucać pomoc, niesioną przez Kościół znękanym i stroskanym o swą przyszłość narodom.


Ćwierć wieku wysiłku.
NOWE CZASY, NOWE ZADANIA.
Z okazji 25-letniego Jubileuszu Związku Kat. Towarzystw Polek na Śląsku p. Wojciech Korfanty ogłosił następujący artykuł programowy w organie tego Związku:

W czasach panowania wielkiej niesprawiedliwości narodowej i społecznej i powstającego z tej przyczyny przeciwko niemu świętego oburzenia naszych sióstr i matek, powstała pierwsza organizacja katolickich niewiast polskich na Górnym Śląsku. Było to 25 lat temu. Jak głęboko szerokie koła Polek-Górnoślązaczek odczuwały naszą krzywdę narodową i społeczną, o tem świadczy najlepiej piękny i szybki rozwój naszych organizacyj kobiecych, mimo trudności napotykane na drodze, mimo ciężkie prześladowania rządu zaborczego, na które były narażone. Świadczy o tem bujne ich życie narodowe i społeczne. Patrzymy dziś na żniwo ćwierć-wiekowych wysiłków naszych Towarzystw Polek, a patrzymy na nie z dumą, bo świadczy ono, że T-wa Polek walczyły z wielkim skutkiem o sprawiedliwość w życiu narodowem i społecznem i w tej walce posługiwały się praktykowaniem miłości bliźniego i charytas chrześcijańskiej, które były główną zachętą ich działania.
W czasach niewoli działalność Towarzystw Polek miała przeważnie charakter obronny, bo była to walka o prawa języka i kościoła, walka o podniesienie poziomu kulturalnego i materjalnego naszych rodzin. Działalność charytatywna zaś miała na celu przedewszystkiem niesienie pomocy duchowej, moralnej i społecznej szerokim warstwom ludowym, a przedewszystkiem bezbronnym i upośledzonym siostrom.
Z chwilą odzyskania niepodległości państwowej i wolności narodowej zadania Towarzystw Polek z konieczności rzeczy musiały się zmienić i do nowych przystosowywać się warunków. Dziś T-wa Polek, niekrępowane zaborczemi ustawami wyjątkowemi i prześladowaniami policyjnemi, w nowych warunkach w całej pełni powinny zabrać się do zbożnej pracy i do spełniania narodowych i społecznych obowiązków.
Pierwszem i najzaszczytniejszem polem działania katolickiej i polskiej niewiasty jest i będzie zawsze rodzina. Wszak rodzina jest komórką rodzaju ludzkiego i wszelkiego jego poczynania społecznego. Budując jakąkolwiek instytucję społeczną, u podstaw jej widzimy, jako kamień węgielny, rodzinę. Rodzina jest piastunką wszelkich tradycyj, twórczynią wszelkich idei i energji, najważniejszą szkołą człowieka, w której pobiera pierwsze nauki, całe życie przetrwać mające. T-wa Polek są instytucją społeczną, opierającą się przedewszystkiem na rodzinie polsko-katolickiej. Ta rodzina w dzisiejszych warunkach nie może żyć życiem odosobnionem, nie może zamknąć się w swoich ścianach. Na każdą rodzinę wywiera wpływ społeczeństwo, którego jest cząstką, i odwrotnie — każda rodzina wywiera wpływ na społeczeństwo. Głównem zadaniem T-wa Polek jest obrona chrześcijańskiego charakteru rodziny, oraz natężenie wszystkich sił, aby chrześcijańska rodzina wywierała jaknajwiększy wpływ na nasze życie społeczne.
Dzisiejsze prądy duchowe, idee, walczące przedewszystkiem w wielkich skupieniach ludzkich o przewagę, wypowiedziały walkę rodzinie chrześcijańskiej. Na każdym kroku stwierdzamy bunt przeciwko zasadom chrześcijańskim w życiu prywatnem i publicznem, a przedewszystkiem konstatujemy generalny atak na chrześcijańską rodzinę, opierającą się na Sakramencie małżeństwa. Przewrotne idee nowoczesne i sofistyczne argumenty działają jak dynamit, podkładany pod fundamenty instytucji, jaką jest rodzina chrześcijańska. Jak każdy gmach monumentalny — a rodzina chrześcijańska jest największem monumentem ustroju społecznego — także rodzina chrześcijańska opiera się na niezmiennych zasadach statyki i równowagi. Zasadami temi są: jedność, trwałość, hierarchja i powaga. Jedność w małżeństwie chrześcijańskiem oznacza, że jeden mąż połączony jest dozgonnym węzłem sakramentalnym z jedną tylko żoną. Trwałość uświęca tak pojętą jedność i określa ją jako nierozerwalną i dozgonną, a więc wyklucza rozwody, które dzisiaj stały się plagą społeczną i naruszają podstawy narodu. Hierarchja wyznacza każdemu członkowi rodziny odpowiednie miejsce i odpowiednią rolę. Powaga zaś rodziny określa wzajemne stosunki męża, żony i dzieci. A stosunki te polegać mają na serdecznej ofiarności i wzajemnej miłości. Nowe prądy żądają niczem nieskrępowanej wolności dla jednostki, prawa rozwodów, a nawet wolnych związków współżycia bez względu na to, że koszty tej wolności zazwyczaj płaci słabsza strona, t. j. żona i dzieci. Popularne również jest hasło, zakorzenione nawet w kołach chrześcijańskich o zupełnem równouprawnieniu kobiety z mężczyzną, nie baczące na to, że już sama natura pod względem fizycznym, moralnym i ideowym, kobiecie inną wyznaczyła rolę, niż mężczyźnie. Najniebezpieczniejszem z postulatów nowoczesnych jest dążenie do zupełnego uniezależnienia dziecka od rodziny, bo zrealizowanie tego żądania grozi rozbiciem całego ustroju społecznego.
Patrząc dookoła siebie, widzimy niestety, że przewrotne żywioły prowadzą nieustanną walkę przeciwko praktykowaniu cnoty chrześcijańskiej w życiu prywatnem i publicznem, a tem samem przeciwko chrześcijańskiemu ustrojowi naszego życia. Wszędzie widzimy zanik karności, pokory chrześcijańskiej, poszanowania powagi, zamiłowania do pracy i chęci do nadzwyczajnego wysiłku. Natomiast panoszy się żądza zabawy, używania i życia tanim kosztem. Choroba ta ogarnęła dzisiaj wszystkie warstwy społeczne. A rośnie dzięki temu, że dla rozszerzania jej pracują dziś t. zw. sztuka, literatura, prasa, kinematograf, skrajne antychrześcijańskie żywioły, na zebraniach i w stowarzyszeniach. Wszystkie te czynniki prowadzą systematyczną walkę o wyłączenie chrześcijańskich zasad i chrześcijańskiej moralności z rodziny i życia publicznego.
Z tą epidemją społeczną do walki stanąć musi przedewszystkiem kobieta katolicka, bo epidemja ta zagraża bytowi jej królestwa, jakiem jest ognisko domowe! Jednakże ta akcja defenzywna w dzisiejszych warunkach nie wystarcza! W walce o zwycięstwo zasad chrześcijańskich w życiu społecznem i publicznem niewiasta polska musi przejść do ofenzywy i stanąć w pierwszej linji walczącego frontu chrześcijańskiego. A na sztandarach tego naszego walczącego frontu są wypisane hasła: „My chcemy sprawiedliwości! My chcemy praktycznej miłości bliźniego“.
Światłe jednostki, ożywione troską o przyszłość społeczeństw i narodów, ze zgrozą patrzą na tę chorobę, coraz szersze koła zataczającą, ale równocześnie z litością na tych zbłąkanych, którym nowoczesne prądy i idee przewrotne nie rozwiązują zagadki życia i świata. Mimo ogromny rozrost tej zarazy moralnej widzimy dokoła siebie przesyt i zwątpienie. Oznacza to początek zupełnego bankructwa filozofji i programów, wymyślonych przez fałszywych proroków i przewrotnych uwodzicieli społecznych i politycznych. W tych ciemnościach, otaczających świat nowoczesny, chrześcijanin jedno wielkie widzi słońce! Jest niem Słowo Boże, to samo, które w przeszłości zepsuty i znieprawiony świat pogański przekształciło na społeczeństwo zdrowe i wolne. To słowo Boże, jak w przeszłości tak i dzisiaj określa nam warunki, w których możemy urzeczywistnić ideał sprawiedliwości na ziemi. Tem Słowem Bożem jest Pismo Święte, które i dzisiaj ma swoją moc nieskończoną. Uczy ono ludzi wyrozumiałości w współżyciu, niesienia sobie pomocy i łączenia się w jedną całość około Tego, który jest Dobrem Najwyższem. Nakazuje bogatemu, by się zbliżał do biednego i udzielał mu poparcia, nakłada na człowieka obowiązek niesienia pomocy nieszczęśliwemu bratu. Pociesza płaczącego i daje mu pewność, że znosząc swe troski z cierpliwością, odrzucając daleko od siebie zawiść, żądzę zemsty i rozpacz, znajdzie spokój i ukojenie w sercu. Przypomina wszystkim, że są dziećmi jednego Ojca, czuwającego nad niemi, a jeśli służyć będą sprawiedliwości, to zostaną dopuszczeni do Jego chwały. Gdy ta nauka zapanuje znowu niepodzielnie na świecie, zanikną wszelkie zarazki epidemji, toczącej dzisiejsze społeczeństwa i rozproszą się czarne chmury wznoszące się nad nami. Ludzkość tylko przez powrót do zasad chrześcijańskich może odzyskać zdrowie moralne i szczęście na ziemi, które jednakże zawsze może być tylko względnem.
Przez wytrwałą akcję ofenzywną T-wa Polek skutecznie mogą przyczynić się do zapewnienia zwycięstwa zasadom chrześcijańskim w naszem życiu społecznem i publicznem.
Oprócz działania na terenie rodziny Polki katolickie natężoną działalność rozwinąć muszą także w życiu społecznem i narodowem.
Z małemi wyjątkami członkinie Towarzystw Polek — to żony i córki robotników. Chrześcijański świat robotniczy ciężkie dziś staczać musi walki i to na kilka frontów. Z jednej strony walczyć musi o zapewnienie sobie i swojej rodzinie minimum egzystencji, które wskutek następstw wojny światowej poważnie jest zagrożone, z drugiej zaś strony ciężko zmaga się z uwodzicielami społecznymi i politycznymi, którzy tarcia pomiędzy kapitałem i pracą wyzyskują dla krzewienia nienawiści społecznej, walki klas, i dokonania przewrotu, który ludowi przyniósłby tylko jeszcze większą nędzę moralną i materjalną. W tej walce na dwa fronty robotnik chrześcijański wytrwać musi aż do zwycięstwa naszych zasad w życiu społecznem i gospodarczem. Zwycięstwo tych zasad chrześcijańskich nie zapewni ludziom raju na ziemi — bo nigdy go nie będzie na ziemi — ale zrobi z nich wolnych obywateli i wyzwoli ich od cierpień niepotrzebnych a pracodawcom zapewni spokój i stałość warunków produkcyjnych.
Trzy nakazy widnieją na czele chrześcijańskiego programu społecznego: obrona religji, obrona rodziny i uznanie własności prywatnej.
Szczęście ludzkie nie polega jedynie na używaniu dóbr doczesnych. Ludzie, złączeni węzłem jednem wiary, powinni wznosić duszę i serce wciąż do wyżyn Ewangelji św., bo ta naucza ludzi prawdziwego braterstwa, braterstwa zdolnego do skupienia sił duchowych i moralnych ludzi, celem uzyskania prawdziwej wolności.
Robotnik chrześcijański broni rodziny, żąda dla niej poszanowania, opieki, ochrony tak pod względem moralnym, jak materjalnym. Walczy o sprawiedliwy zarobek za uczciwą pracę, aby tę rodzinę utrzymać, dziatwę wychować, podnieść poziom swego życia, jak tego wymaga interes społeczeństwa.
Prawo własności jest prawem przyrodzonem, dla tego nienaruszalnem, ale każda własność ma do spełnienia obowiązek społeczny, bo według nauki Kościoła człowiek jest tylko jej zawiadowcą. Chrześcijański robotnik potępia walkę klas, sianie nienawiści społecznej i dąży do tego, by robotnicy i pracodawcy przejęci zasadami chrześcijańskiemi, współpracowali dla dobra powszechnego. Praktykowanie tych zasad w życiu codziennem zapewni triumf sprawiedliwości społecznej i pojednanie warstw społecznych przez chrześcijańską działalność charytatywną. Robotnicy i robotnice polskie zrealizują swój program przedewszystkiem przez organizacje zawodowe, oparte na programie chrześcijańskim. Obowiązkiem każdej członkini T-wa Polek jest troska o to, by jej mąż i syn był wiernym członkiem tej organizacji, która ma przekształcić nasz ustrój społeczny na ustrój, oparty na zasadach chrześcijańskich, zapewnić triumf sprawiedliwości społecznej i zaprowadzić spokój społeczny.
Uczucie miłości Ojczyzny wrodzone jest każdemu człowiekowi. Objawia ono się żywiej szczególnie w chwilach niebezpieczeństwa, grożącego całości Ojczyzny. Podczas wojny światowej byliśmy świadkami tego, że kobiety niemniejsze ponosiły ofiary od mężczyzn na froncie. Nasze T-wa Polek mają teren działalności na wysuniętym i zagrożonym odcinku narodowym. Propaganda zachodniego sąsiada, który nie może przeboleć utraty tej ziemi, jest u nas szczególnie silna i intensywna. Wyzyskuje on częstokroć ciężkie położenie materjalne naszych rodaków, by ich pozyskiwać dla swych dążności, szkodliwych dla państwa naszego. Obowiązkiem Towarzystwa Polek jest przeciwdziałać tym zabiegom nieprzyjacielskim i szczególnie uświadamianiem narodowem pozyskiwać wszystkich Polaków dla naszej młodej państwowości. Szczególną opieką winny otaczać T-wa Polek szkołę polską, staczającą ciężką walkę z szkołą niemiecką i dusze polskie. Dom rodzicielski winien utrzymywać ścisły kontakt ze szkołą, a równocześnie dbać o to, aby szkoła ta była szkołą chrześcijańską, wiernie spełniającą swe zadanie: wychowanie naszej dziatwy na dobrych chrześcijan i wiernych synów Ojczyzny.
Nietylko zewnętrznych wrogów ma Ojczyzna. Niemniej niebezpiecznymi są wrogowie wewnętrzni, zwolennicy przewrotu społecznego, utrzymujący ścisłe związki z zagranicą, różni radykałowie, którzy walczą o to, aby z naszego życia państwowego usunąć wszelki wpływ wiary i moralności chrześcijańskiej. Z ich strony niemniejsze grozi państwu niebezpieczeństwo, niż ze strony wrogów zewnętrznych. Katolicka kobieta polska winna się przeciwstawiać tym wrogim zakusom, w swej organizacji zespalać wszystkie siły i energję duchowe i moralne do walki o zbudowanie państwa polskiego, opartego na zasadach chrześcijańskich.
Szeroki to program i wielka obfitość zadań, ale program ten wykonany być musi, jeśli chcemy wielkiej Polski, o którąśmy walczyli i Boga prosili.
W tej pracy na przyszłość: Szczęść Boże!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wojciech Korfanty.