[144]AKT DRUGI.
SCENA PIERWSZA.
Gallerya z arkadami otworzonemi na ogród.
KRÓL, WOJEWODA.
KRÓL.
Mój Mości Wojewodo! to rzecz nie do wiary,
Paź napadnięty.
WOJEWODA.
Niech mię położą na mary
Jeśli ja co rozumiem Najjaśniejszy Panie
W tej gmatwaninie...
KRÓL.
Niech to już i tak zostanie.
5
A Waszeć Wojewodo nie wdawaj się w śledztwo.
WOJEWODA.
Co? Miłościwy Panie, moje tu ślachectwo
Na szwank jest wystawione, assasynium w domu.
KRÓL.
No, przecież się nie stało wielkie zło nikomu,
Paź tylko przywileju wietrznika nadużył
10
I oberwał Mospanie to na co zasłużył;
Dobrze mu tak, niech ładnym się oczkiem nie wabi.
No — cóż tak Wojewodo dumasz?
[145]WOJEWODA.
Wabik babi,
Ten paź — może się strasznie oparzyć — Mopanek
Niechaj się strzeże, niech tu nie szuka kochanek...
Mój dom nie jest...
KRÓL.
15
I cóż tak drzesz pas złotolity?
WOJEWODA.
Więc Pazik szukał tutaj po nocy kobiéty?
KRÓL.
WOJEWODA.
Miłościwy Panie...
Pozwól mi — pójdę — ranne zastawić śniadanie.
KRÓL.
Dajem wam wszelką wolność.
(Wojewoda ochodziodchodzi.)
SCENA DRUGA.
KRÓL (sam.)
Ten starzec zazdrośny —
Jakże taki charakter w starych ludziach sprośny!
Jaki śmieszny! — Rwał wąsa i rozdzierał pasa.
A wszystko więził w sobie, i krwi tylko krasa
5
Wyszła mu na policzki starością zwiędniałe.
Wstrząsał się jakby dźwigał na ramionach skałę;
Widziałem jak mu błysła źrennica czerwona
Gdy wyrzekłszy, kobiéta, w myśli dodał: żona.
Oj Wojewodo tak mi wyglądałeś Wasze,
10
Jak Radziejowski gdy jadł ze Szwedami kaszę.
Cóż to? Wojewodzina.
[146]SCENA TRZECIA.
KRÓL, AMELJA.
AMELJA.
Panie Miłościwy!
Przyszłam ze skargą.
KRÓL.
Jakżem dumny i szczęśliwy.
AMELJA.
Królu, widzisz mię jeszcze drżącą z przelęknienia,
Wielką zniosłam obelgę — twarz mi opłomienia,
5
Mówić nie mogę — Niech król w lice mi nie patrzy.
KRÓL.
Któżby chciał na tych licach kwiat oglądać bladszy.
Kiedy jesteś tak cudnie piękną, gdy się płonisz.
AMELJA.
Królu, ty mię obronisz — ufam że obronisz,
Jeśli mię nie chcesz widzieć Panie pod mogiłą...
Twój dworzanin mnie zelżył... Panie...
KRÓL.
AMELJA.
O tak Królu, jak zwykle, dziś, o słońca wschodzie
Szłam na mszę... Pan Mazepa mnie spotkał w ogrodzie.
Na wązkiéj kładce zewsząd okrytéj drzewami
Ukląkł — jam się bladością okryła i łzami,
15
Lecz nie chciałam się cofnąć, by nie zdradzić strachu;
Począł mówić że poznał mię po róż zapachu,
Że mu wschodzące słońce powiedziało o mnie —
Zawstydzona — ile że ubrana mniéj skromnie
Bom nie myślała że mnie kto z ludzi nadybie...
20
Musiałam spuścić oczy i w rzeczułki szybie
Wołać rybek na pomoc i prosić o radę...
Gdy ten bezczelnik lica moje widząc blade,
Rozumiał że mię z barwą zarazem różaną
Odleciał wstyd — i z trwogi na kładce zachwianą
25
Zatrzymał tak, że usta uczułam na twarzy.
[147]KRÓL.
AMELJA.
Więc się Panie zawstydzona skarży...
Ufam że się król ujmiesz za sprawą kobiéty...
KRÓL.
AMELJA.
Jakto! ja mam sądzić — nie ty?
Królu, ty w naszym domu.
KRÓL (na stronie.)
(do Amelii.)
30
Pani, w naszym kodexie jest zbrodni bez liku,
Lecz takiéj nie ma zbrodni, ani kary na nią.
AMELJA.
Królu! powiedz mu że on domu tego panią
Zhańbił — że podłe serce mu w piersiach uderza,
Ani serce Polaka, ni serce rycerza;
35
Powiedz mu, że my biedne kobiéty się bronim
Wzgardą — więc ja pogardzam — i zapomnę o nim.
Że choćbym nierządnicą była — nie skorzysta,
Bo jeszcze ja dlań będę za dumna, za czysta.
Powiedz mu, że nikogo nie mając za stróża,
40
Mogłabym mieć mściciela, — lecz mam go za tchórza,
I wzgarda moja, litość urodziła we mnie.
Ale mu powiedz królu że zrobił nikczemnie,
Powiedz i wypędź — niech go nie widzę przed sobą.
KRÓL.
Czemuż winienem pani że z twoją żałobą
Do mnie przyszłaś...
AMELJA.
45
Sądziłam że króla przytomność
Nie wstydzi...
KRÓL.
O szczęśliwy król któremu skromność
Zawierza, i w całém się zdaje zaufaniu,
Szczęśliwy cię oglądać po świeżém spłakaniu,
Jeszcze cichemi łzami żalu brylantowa —
[148]
50
O! nie płacz, ja ukarzę Pazia — daję słowo —
Ukarzę — i nie ujrzysz go więcéj przed tobą.
Teraz o innych rzeczach pomówimy z sobą,
Piękna Wojewodzino — o zakład że zgadnę
Jak masz imie; być musi imie smętne, ładne —
Jakże twe chrzestne imie?
AMELJA.
KRÓL.
55
Bóg z nami!
Słowik téj nocy ciągle pod memi oknami
Spiewał to imie — jam spał i słyszał po trosze
Teraz już z serca tego słowika nie spłoszę —
Piękna Ameljo! i tak więdnąć tu odludnie? —
60
Ten zamek nad jeziorem położony cudnie,
Ale smętny jak moje we Francji więzienie...
Te okna, te arkady, te lipowe cienie...
Ale tu całe życie, prawie przeżyć trudno...
Ameljo, czy ci w zamku tym czasem nie nudno?
65
Czy nie żądasz odmiany — tu dnie smutne płyną,
Jabym w tym zamku umarł już Wojewodzino.
To więzienie jak moja francuska wieżyca;
Ach! było i tam dziewcze, tak jasnego lica
Jak ty pani — tak w każdém ujęcia okrzętna.
70
Która mi wtenczas miłą — a dziś jest pamiętna...
Jesteś od niéj piękniejsza, lecz podobna trochę,
Ty jesteś smutna, tamte dziewcze było płoche.
Nieraz oszukiwała więzienia pachołków
I list z kraju przyniosła w bukiecie fijołków...
75
Dziś woń fijołków zawsze mi ją przypomina.
AMELJA.
Jakże się nazywała ta biedna dziewczyna?
KRÓL.
AMELJA.
Więc kochała i umarła z żalu.
KRÓL.
Wdową jest po Marszałku dzisiaj d’Hopitalu.
[149]AMELJA.
KRÓL.
Odmieńmy rozmowę.
80
Dziś gdy mię gryzą kolce korony cierniowe,
Cóżbym nie dał by dawne powróciły lata,
Gdy chléb spleśniały przy mnie, w oknach była krata,
A serce kochające przy sercu mi biło.
O! pani, jakże teraz samotnemu miło
85
Znaleść tak piękną, smętnych uczuć powiernicę,
Takie dwie łzy, dwie takie w oczach błyskawice,
Co z gniewnym ogniem niosą razem przebaczenie;
Takie słyszeć nad własną niedolą westchnienie,
Tak białą dłoń i miękką mieć do łez otarcia.
90
Tron i koronę rzucić, bez przyjaciół — wsparcia...
Opuścić kraj, gdzie ludzie są w sercach zatruci.
Rzucić wszystko, z tą jedną, co nigdy nie rzuci.
AMELJA.
KRÓL.
O! pani zostań — jedna chwila...
Ty nie wiesz że w téj chwili los mój się przesila,
95
Że mi korona spada z głowy co się schyla
Przed tobą czarodziejko.
AMELJA.
KRÓL.
O! dumna, raz niechętne dałaś całowanie
Czołu Pazia — lecz teraz spotkasz...
AMELJA.
KRÓL.
AMELJA.
KRÓL.
AMELJA.
(Odchodzi.)
[150]SCENA CZWARTA.
KRÓL, WOJEWODA.
WOJEWODA (spotykając odchodzącą Amelję).
Co to jest? — Do swych Aśćka idź apartamentów.
KRÓL.
WOJEWODA.
Mościwy Panie, bez wykrętów,
Coś mi dziś we łbie jęczy pogrzebowym dzwonem,
Krew co się lała, leży pod żony balkonem...
KRÓL.
WOJEWODA.
5
Królu, proszę o to:
Wypraw ty mi z zamczyska tę laleczkę złotą,
Wypraw ją — bo już Panie Miłościwy ranna.
To jak się dotknę — stłuc się gotowa jak szklanna;
Ja żony nie podzieram, to święta kobiéta...
10
Lecz ten paź, on się czegoś tu królu dopyta —
Ja ciebie może Panie Miłościwy nudzę,
Lecz powiadam, jeśli chcesz mieć w dalszéj usłudze
Twojego dworzanina, to go wypraw prędzéj —
On się tu może zgubić jak worek pieniędzy —
15
Złoto wabi — on cały złoty — toć ukradną —
Wypraw go Mciwy Panie, ma figurkę ładną,
Ja się o niego boję...
KRÓL.
No mój Wojewodo,
Widzę że w tobie, ta krew, to nie szafran z wodą...
Cieszę się, żeś mi jeszcze czerstwy i ognisty...
20
Przyszlij mi Pazia — zaraz mu napiszę listy —
I wyszlę do Warszawy.
WOJEWODA.
(Odchodzi.)
[151]SCENA PIĄTA.
KRÓL (potém MAZEPA.)
Ja zgrzeszyłem jak dziecko — a Paź weźmie w łapę;
To i dobrze, on w moich zamiarach przeszkadza.
A jak widzę, to mnie tu on haniebnie zdradza
I sam pięknie przy własnéj patronuje sprawie.
5
To i dobrze, z listami Pazika wyprawię —
Zostanę sam, a pomoc mi rychło przybędzie.
(Wchodzi Mazepa.)
Nastraszyłeś mi Waćpan przed czasem łabędzie.
Próżno spuszczasz oczęta, i przegryzasz wargi,
Były tu na Waćpana, gapiu, różne skargi;
10
Wywędrujesz mi stąd precz, z listami do żony.
Do gabinetu za mną...
Wchodzi do pokoju bocznego.
MAZEPA.
Proszę jaki słony,
Mój ortodoxus, nigdy tak źle nie zaczynał.
KRÓL (za sceną.)
Za mną do gabinetu Wać...
MAZEPA.
(Wychodzi za Królem.)
SCENA SZÓSTA.
ZBIGNIEW (wchodzi.)
Tu wszedł Paź — już go nie ma — zaczekam — Tą razą,
Niechaj nas po dniu zimne rozsądzi żelazo.
O! zabić go! a potém zabić się samemu.
Cóż jest w téj cichéj śmierci okropnogo? czemu
5
Lękamy się téj ziemi co nam czoło plami,
I snu z założonemi na piersiach rękami...
Smierć — innéj nie ma drogi przede mną — O! Boże.
[152]
Gdyby mi kto powiedział wczora że być może,
Jaki człowiek na ziemi, z sercem ludzkiém w łonie,
10
Śmielszy, niż róża listkiem kryjąca jéj skronie,
Bliższy jéj ust, niż swojski jéj kanarek złoty,
Szczęśliwszy niż powietrze, niż owe istoty,
Muszki wieczorne którym ja zazdroszczę co dnia...
Ach — nie wiem... wczoraj mi się zdawała to zbrodnia
15
Dotknąć jéj twarzy... dzisiaj możebym szalony...
Tak więc ten co się pali sam — żar zapalony
Ciska na serca drugich i winien pożogi
Która człowieka wali losowi pod nogi
Zimnym — zwalanym trupem...
SCENA SIÓDMA.
WOJEWODA, ZBIGNIEW.
WOJEWODA.
Waść tu czekasz kogo,
Waść widzę porysował marmury ostrogą.
Cóż to jest za rysunek... trupia głowa — Synu
Waszeć mi chcesz się rąbać? wstyd — to człowiek z gminu:
5
Takiego Wojewoda pod kijem zatłucze...
Posłałem Chmarę... ja go respektu nauczę...
Melka niewinna że krew pod oknem — niewinna
Lecz z Paziem co ją sądził ścierką — to rzecz inna.
Pod kijami odszczeka, już posłałem Chmarę...
10
Zostaw to wszystko Waszeć, na te czoło stare. —
Czy ty myślisz że matka o tém nie wiedziała?
ZBIGNIEW.
WOJEWODA.
Panu Bogu chwała
Że mi nadarzył świętą kobiétę za żonę...
Czy Waść uważał, miała oczęta czerwone
Od płaczu...
[153]ZBIGNIEW.
15
Bo też każde posądzenie boli...
WOJEWODA.
Posłałem ludzi — będą przy wielkiéj topoli
Koło karczmy na tego czatować gałgana.
ZBIGNIEW.
Lecz jak się król pan dowie?
WOJEWODA.
Króla mam za pana,
Ale nie w moim domu.
SCENA ÓSMA.
Ciż sami, KRÓL i MAZEPA wychodzą z bocznych drzwi.
KRÓL.
Mości Wojewodo.
Paź jedzie do Głuchowa, potém z naszą zgodą
Powraca do Warszawy, rzecz ukartowana.
Pozwól że mu Waścine uściskać kolana,
I każ mu spuścić mosty.
WOJEWODA.
5
Niech odjeżdzaodjeżdża zdrowo...
A ode mnie niech przyjmie szable turkusową,
I rumakiem murzynem nie gardzi na drogę...
Koń ten bystre ma oczy i lotną ma nogę...
Oby Waści szczęśliwie niósł przez nasze pola
Do szczęśliwego celu.
MAZEPA.
10
Jeśli wasza wola
Przyjmuję oba dary — Piękny upominek,
Dobra szabla, a jeszcze lepszy koń murzynek...
I bodajby to koń był — co kiedyś po lesie
I po łąkach aż na tron Pazika zaniesie,
15
Jak to już wywróżyła cyganka przed laty.
[154]KRÓL.
A leć że mi po łąkach Paziku skrzydlaty,
Wspomnij o mnie na tronie i bądź mi aljantem. —
A teraz Wojewodo chodźmy alikantem
Pić za szczęśliwą podróż tego pretendenta
Do korony.
(Do Mazepy)
20
Niech Waszeć o listach pamięta.
(Odchodzi z Wojewodą).
SCENA DZIEWIĄTA.
MAZEPA, ZBIGNIEW.
ZBIGNIEW (dobywając szabli).
MAZEPA (dobywa szabli).
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
Mości rotmistrzu jestem syn kozaczy,
Bić się umiem — lecz wcale nie czuję ochoty
Tłuc ojca turkusówką, w syna pancerz złoty;
5
Ani Wojewodzica co jak róża młody
Zabiwszy, uciec z zamku koniem Wojewody.
Wreście i to Waćpanu w pokorności ducha
Wyznaję, że mnie teraz poruszyła skrucha,
Że się wstydzę téj w zamku odegranéj roli:
10
Więc jeżeli Szanowny Pan Zbigniew pozwoli,
Ścisnąwszy się jak bracia, rozjedziemy w zgodzie.
Czar był jakiś w tym zamku, w xiężycu, w ogrodzie,
Co mię obłąkał, ogniem zapalił, miłością;
Czar trwa — i mnie uniża teraz przed Waszmością,
15
I szczerym mnie afektem ku niemu zapala.
Cóż mówisz na to Waszmość? czy serce pozwala?
Czy od proponowanéj jest dalekie zgody? —
[155]
Wierzaj mi, wrzućmy nasze zatargi do wody,
I bądźmy przyjaciołmi.
ZBIGNIEW.
Drwisz? czy jesteś tchórzem?
MAZEPA.
20
Każdy swego honoru powinien być stróżem.
Zdaj to na mnie; potrafię zniżyć się bez szwanku.
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
Xiężyca kochanku
Czy pewny jesteś że ja przed Waścią umykał.
ZBIGNIEW.
Mój Boże! jak wąż z bolu pod żelazem ksykał,
25
Zdejm rękawiczkę... krwawe masz na ręku znamię.
MAZEPA.
Pewnyż jesteś że twoje żelazo i ramie
Temu winne, Mospanie, że mam krew na ręce.
ZBIGNIEW.
Wykręcasz mi się podle...
MAZEPA.
Lecz się nie wykręcę.
Co? — Oto moja ręka... tak, dalibóg krwawa,
Lecz nie Waćpan ją zranił.
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
Mospanie, jak nabierzesz znajomości świata,
Poznasz że nieraz cześci albo krwi utrata
Potrzebną jest ut salvat miłe nam osoby.
Waćpan jeszcze przez żadne nie przeszedłeś proby,
35
A jednak w tym się właśnie Wać znajdujesz razie,
Że nie tak na odwadze szumnéj, na żelazie
[156]
Honor najdroższéj tobie osoby spoczywa,
Jako na rostropności... to sztuka prawdziwa
Serce mieć pełne ognia, zimne jak lód lice,
40
I do grobowca z sobą zanieść tajemnicę.
ZBIGNIEW.
Żadnych takich tajemnic nie mam do ukrycia.
MAZEPA.
Więc może ja się mylę. — Każdy ma do picia
Kielich mniéj więcéj gorzki; a ja się lituję
Nad tym co się codzienną męką serca truje.
45
Zdjął mię smutek gdym ujrzał, w chmurach ciemnych losu,
Dwie istoty cierpiące bez jęku, bez głosu,
Ciche, co mając serca od Chrystusa krwawsze
Mówią: niestety! dodać zmuszeni: na zawsze!
Jestem dziecko; lecz takie widząc przeznaczenie,
50
Szczere i wielkie w sercu uczułem cierpienie,
I litość — i poświęciłbym siebie...
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
Dla czegoż pobladłeś jak chusta? —
Pewien mi pocałunek wiecznie zamknął usta.
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
ZBIGNIEW.
[157]MAZEPA.
(Biją się — Zbigniew końcem szabli rozdziera i wyrzuca listy królewskie które Paź był schował przy piersi.)
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
(Mazepa wytrąca pałasz z ręki Zbigniewowi i obala go na kolano.)
ZBIGNIEW.
Korzystaj z losu, przepędź mi sztychem przez kości.
MAZEPA (podnosząc go.)
Zbigniewie! proszę teraz drugi raz Waszmości
O braterstwo i przyjaźń. Daj zemście spoczynek.
60
Użyłem słów wabiących gniew i pojedynek.
Abym poznał czy Wasze jest jednym z tych ludzi
Który się w domu ojca szpiegowaniem trudzi,
I odejmuje pokój starca włosom siwym;
Czy Waść jesteś ślachetnym ale nieszczęśliwym.
65
O! tak, szczerze Waszmości chcę być teraz bratem..
(Zbigniew rzuca się w objęcia Mazepy.)
Zbigniewie mój, z tym biednym kłócący się światem
Walką wrącego serca, mój drogi! ślachetny!
Ty mi się podobałeś — ty w tym zamku świetny
Jak rycerz dawnych czasów ująłeś mi serce,
70
Słuchaj — twój pożar jeszcze w maleńkiéj iskierce,
A już cię strawił, już cię zwiędniałym uczynił.
Aniś ty jeszcze w niczem skalał się — przewinił —
W jéj szafirowych oczach twoja bogobojność
Zostawiła anielskość dotąd i spokojność;
75
Lecz to nie potrwa wiecznie, to nie potrwa długo...
Wierzaj mi — ty być musisz twego losu sługą
Bo nie możesz być panem — nie — to nie podobna.
Zostaw ją tu — jak róża kwiatami ozdobna,
Niech się błyszczy i cicho na słońcu przekwita.
80
Lecz ty uciekaj — ciebie już skrzydłami chwyta
[158]
Straszny duch ognia — tobie uciekać potrzeba.
Wierzaj mi, są miłoście bez gwiazd, Boga, nieba,
Te wkrótce zetrą serce na proch — tak go znudzą,
Tak splamią, tyle razy do niczego zbudzą.
85
Tyle razy w sen cichy ogłupienia wtrąca,
Że wreście źródło wspomnień na wieki zamącą —
To się i z tobą stanie. Jedź ze mną Zbigniewie.
Jak dwa motyle w wichru kręcone powiewie,
Przeleciemy przez okna otworzone dworu,
90
Gdzie gapie, a w kontuszach różnego koloru,
Jak ćmy głupie obsiadły starą francuzicę.
Przewrócimy ten cały stary świat na nice,
Brzękiem, śmiechem, szyderstwem napełnimy salę.
Jak mi serce zagaśnie, to je znów zapalę
95
Przy ogniu twego serca — a jak ogień Boski
I w tobie zamrze — wtenczas żadne łzy i troski
Już nie wrócą, i będziem śpiewali victoria.
Widzisz, moje kazanie gorzkie jak cykorja,
Wycisnęło ci z oczu łzy drogi Zbigniewie...
I cóż?
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
100
Dziś przy wielkiém drzewie
Koło karczmy zaczekam na cię do północy.
ZBIGNIEW.
Nie tam — jedź inną drogą...
MAZEPA.
Co? czy tam Rakocy
Stoi z wojskiem.
ZBIGNIEW.
Nie pytaj bo mi wstyd wyjawić...
MAZEPA.
Więc potrafię się w bliskiém miasteczku zabawić,
105
Grą w kości, choćby z jakim wojakiem ciemiegą.
[159]ZBIGNIEW.
Czekaj tu ja ci każę klacz osiodłać tęgą.
Wtenczas wiatr nie doścignie.
MAZEPA.
(Zbigniew odchodzi.)
SCENA DZIESIĄTA.
MAZEPA (sam.)
Panie Mazepo! teraz Wasze innéj cery —
Co się z twoją złoconą zrobiło maszkarą?
Mówiłeś jak xiądz — próżno djabeł krzyczał: haro!
Ty brnął w cnotę jak w błoto, ani dbał o siebie...
5
Dwa dni tego humoru: a umrę, i w niebie
Będę siedział po uszy. — Ba — lecz bies powróci.
(Podnosi listy królewskie z ziemi.)
A ha! królewskie listy... Ten król mi coś czmuci —
Dalibóg! szablą pieczęć przecięta na dwoje —
Schowam — ja się téj szelmy ciekawości boję;
10
To mój wróg — ba! — lecz pieczęć na dwoje złamana.
Tylko troszeczenieczkę...
(Zaziera w listy.)
„Proszę Waszmość Pana“
Do Głuchowskiego pisze komendanta...
(Przebiega list oczyma.)
Nieba!
Ukartowane wszystko na rapt jak potrzeba,
Ortodoxus chce porwać żonę Wojewodzie!
15
Daléj — tu widać jakiś przypisek na spodzie —
Czy ja ślepy? czy bielmo mi na oczach leży?
(Czyta.)
[160]
„Pana Mazepę — zaraz zasadzić do wieży,
I strzedz aż do dalszego z nim rozporządzenia.“
(Chowa listy.)
Ach Panie ortodoxus — co? — mnie do więzienia?
20
A młodziutką starego żonę w twoje łapy?...
Więc ty myślisz że wszyscy, włącznie ze mną, gapy:
Że w twoich sidłach muszki uwikłane zginą? —
Téj nocy muszę widzieć się z Wojewodziną.
Jéj tylko mogę wyznać tę dziecka ciekawość —
25
Czegoż się lękam? — Moja zwinność, lotność, prawość
Wszystko ocali. — Będę ją widział téj nocy...
Mam jéj honor i własną śmierć we własnéj mocy,
Z tém się zgubić nie można.
SCENA JEDENASTA.
ZBIGNIEW wraca, MAZEPA.
ZBIGNIEW.
MAZEPA.
(Wychodzi.)
ZBIGNIEW (sam.)
Skończona rzecz — ugiąłem głowy
Przed nieszczęściem — skończona ze mną rzecz — zginąłem.
Gdyby wiedzieć że człowiek smutny jest aniołem
5
Że co tu niespokojnych miłości uniknie
To będzie miał u Boga — Mój cień wkrótce zniknie,
I w téj krainie więcéj o mnie nie usłyszą —
Ale po latach wielu z jaką straszną ciszą
Trumny się starych ludzi w jednym lochu schodzą,
10
Jakby się nigdy z sobą nie znały — i płodzą
Robactwo obrzydliwe. — Patrząc na te kości,
Ktoby wtenczas przypomniał ludziom o miłości,
[161]
Odebrałby śmiech dziwny trumien w odpowiedzi
I odszedłby jak głupiec z mistycznej spowiedzi —
15
Czas jest rozgrzeszycielem — O! jakże tym błogo
Co swe gryzące wiecznie serce przeżyć mogą.
SCENA DWUNASTA.
ZBIGNIEW zamyślony — Widać AMELJĘ zbliżającą się po drugiéj stronie arkad — XIĄDZ idzie za nią — AMELJA staje przed ZBIGNIEWEM i uderza go lilją po twarzy.
AMELJA.
ZBIGNIEW.
Nic — głowa mi cięży jak ołów.
(Amelja daje Zbigniewowi lilję — lecz Xiądz stojący za nią wyrywa kwiat z ręki Amelji i mówi srogo)
XIĄDZ.
Daj do kościoła — lilja jest kwiatem aniołów.
KONIEC AKTU DRUGIEGO.