Mazepa (Słowacki, 1894)/całość

>>> Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Mazepa
Podtytuł Tragedya w pięciu aktach
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom II
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



MAZEPA.
TRAGEDYA W PIĘCIU AKTACH.
OSOBY.
KRÓL JAN KAZIMIERZ.
MAZEPA, dworzanin króla.
WOJEWODA.
AMELJA, żona Wojewody.
ZBIGNIEW, syn Wojewody z pierwszego małżeństwa.
CHMARA  dworzanie Wojewody.
CHRZĄSTKA
KASZTELANOWA.

Pokojowi Królewscy, Szlachta, ludzie Wojewody, Xiądz, etc.
Scena w zamku Wojewody.
AKT PIERWSZY.

SCENA PIERWSZA.
Sala oświecona jak na bal.

WOJEWODA, ZBIGNIEW potém KASZTELANOWA.
WOJEWODA.

A przy moździerzach trzymać zapalone lonty. —
Waść mi Panie Zbigniewie synu, zajrzyj w kąty
Czy wszystko jak potrzeba na królewskie gody.

(Do wchodzącéj Kasztelanowéj.)

Mościa Kasztelanowo mam wielkie powody
       5 Cieszyć się, że cię widzę w zdrowiu i w świeżości.

KASZTELANOWA.

Jakże mi pięknie zamek wygląda Waszmości,
Co lamp! co pozłotowin! — A gdzie Aści żona?

WOJEWODA.

Dotychczas nie gotowa i nie przystrojona —
A to mój syn zastąpi ją tu przy Asińdźce.
       10 Pójdę tym czasem z wieży zajrzeć na gościńce
Czy się już król nie toczy po drodze lipowéj.
Zbigniewie, atentuj się Waść Kasztelanowéj
I baw Jaśnie Wielmożną.

KASZTELANOWA (do Zbigniewa.)

Waść przyjeżdżasz z Padwy?

ZBIGNIEW.

Nie, Mościa Dobrodziejko, już z wojska.

KASZTELANOWA.

       15 Doprawdy?
Waść w wojsku?

ZBIGNIEW.

Tak, rotmistrzem zostałem pancernym.

KASZTELANOWA.

Strzeż mi się Waść, bo zaraz zostaniesz niewiernym,
Płochym, uwodzicielem, jak wszyscy rotmistrze.

ZBIGNIEW.

Broń Boże!

KASZTELANOWA.

Masz oczęta co się błyszczą bystrze,
       20 Ale coś trochę mgliste i afekcyonalne.
I cóż to jest Waćpanu... ot, w pancerz cię palnę
Wachlarzykiem i wszystko serduszko wyśpiewa. —
Mówże mi co o Włoszech Asińdziéj.

(Słychać zgiełk za sceną.)
WOJEWODA.

Cholewa!
Panie Cholewa, co tam za wrzask? Panie Chmara!
       25 Mości Chrząstko! czy wszystkich djabli wzięli? — Wiara!
Szablice dzwonią, trzeba iść pacyfikować.

(Wychodzi.)



SCENA DRUGA.
ZBIGNIEW, KASZTELANOWA PAN CHRZĄSTKA (wchodzący innemi drzwiami.)
CHRZĄSTKA.

Gdzie Wojewoda?

KASZTELANOWA.

Chciéj nas Wać zainformować
Co to za krzyk?

CHRZĄSTKA.

Zdarzenie Mościa Dobrodziéjko
Bardzo smutne.

KASZTELANOWA.

A powiedz że?

CHRZĄSTKA.

Bryka za bryką
Wjechała na dziedziniec, Mościa Dobrodziko.
       5 Z tych bryk wysiadło szlachty, panów co niemiara.
Jednych prowadził pan Marszałek ziemski Szczara,
Lubomirszczyk zajadły, rokoszanin, śmiałek;
Drugim pan Olgopolski przywodził Marszałek
Babińcowym nazwany, bo trzyma z królową.
       10 Zeszli się Mościa pani przed bramą zamkową
Owi dwaj marszałkowie, a każdy jak patron
Caudy swéj przyjacielskiéj, amicos i matron.

KASZTELANOWA.

Proszę Waćpana nie léź w łacinę jak w błoto.

CHRZĄSTKA.

Obu więc tym marszałkom przeciwnym szło o to
       15 Który z nich krok najpierwszy ma mieć do przedsienia;
Lecz jako oba grzeczni, więc bez ubliżenia
Jeden drugiemu, oba, mając czapki w rękach
Nuż się kłaniać, we dwoje giąć się jak na mękach;
Próżno obu łysiny mroził xiężyc chłodny,
       20 Jeden krzyczał: niegodny — i drugi: niegodny!
I były by na wieki trwały te respekta,
Gdyby jeden z baczących na te kontrefekta
Jezuickiéj grzeczności, nie był krzyknął z brzucha:
A weź że panie Szczara krok, i nakryj ucha.
       25 Co słysząc Olgopolski, jak piorun z obłoku
W bramę — co widząc, równie accelerans kroku
I pan Szczara uczynił. — Waćpani się spytasz
Co się stało? — Jak razem wstąpili w korytarz

Tak i razem ugrzęźli, brzuch z brzuchem, nos z nosem;
       30 Próżno ich szlachta częstym szturchańcem i głosem
Podżega i na dalsze zaprasza pokoje —
Nie mogą — więc myśl wzięto seccare na dwoje
Zaciętych inimicos, więc błysnęły szable.
Jako więc w ciasnym porcie dwa wielkie korable
Które fortunum niosą, przed burzliwym gromem...

WOJEWODA (za sceną.)

       35 Rozbić mur, niechaj wejdą Ichmoście wyłomem.
Panie Chmara! rozwalić mur.

KASZTELANOWA.

O! krotochwila.

(Chrząstka wychodzi.)



SCENA TRZECIA.
ZBIGNIEW, KASZTELANOWA, wchodzi AMELJA.
KASZTELANOWA.

Cóż to jest za dzieweczka? Ze skrzydeł motyla
Trzewiczki ma; na głowie bez żadnego fiocha.

ZBIGNIEW.

To Mościa Dobrodziéjko jest moja macocha.

KASZTELANOWA.

Ta młodziutka? To jeszcze dziecko!

(do Amelii.)

A proszę cię
       5 Bądźże mi przyjaciółką moje piękne dziecie.
Uważaj mię jak swoją. — Cóż? jaka ty ładna!
A to panie Zbigniewie cud! — z sąsiadek żadna
Nie wyrówna. — Nie płoń się, staréj wolno mówić.
Trzeba ci było muszek wiosennych nałowić,
       10 Oberwać im skrzydełka i upstrzyć twarzyczkę.
Nadto białą we włosach zatknęłaś różyczkę,

Nadto białą — To jeszcze dzieciątko niewinne. —
Panie Zbigniewie czy masz respekta powinne
Dla takiéj młodéj matki? jakże wy z nią razem?
       15 To dziwnie, Waszeć mi się zdajesz zimnym głazem,
Atentuj że się Wasze téj młodziutkiéj matce.

(do Amelii)

Tobie tu jak białemu gołębiowi w klatce,
Ten zamek bardzo smutny, tobie trzeba słońca.
Cóż — czy cię nudzi staréj gawęda bez końca?
       20 Powiem ci coś miłego: tu z królem przybywa
Pan Mazepa.

AMELJA.

Któż to jest?

KASZTELANOWA.

Jakto, nieszczęśliwa!
Ty nigdy nie słyszałaś o panu Mazepie?

AMELJA.

Nie Mościa Dobrodziéjko.

KASZTELANOWA.

Ja ciebie oślepię,
Ja ci zacznę o złotym mówić sowizdrzale,
       25 A może twoje czyste serduszko rozpalę
Ogniem nieugaszonym — Obaczysz go sama.
Serce jego otwarte jak przejezdna brama,
Jedna wjeżdża, a druga wyjeżdża za wrota...
Spojrzenia jego nakształt kowalskiego młota,
       30 Ciągle w biedne serduszka uderzają, tłuką
Na miazgę — Niech to będzie Asińdźce nauką.

(Walą z dział.)
AMELJA.

O Boże, król!

KASZTELANOWA.

Nim wejdzie, mamy czasu dużo,
Tam na ganku pan Pasek, z powagą papużą
I z wielkim stał papierem — ba! to mówca śliczny
       35 Przygotował dla króla wiersz makaroniczny.
O czém że ja mówiła Mościa Dobrodziéjko?...

Ha — Otóż paź Mazepa... jeszcze mu czuć mléko
Pod nosem, a już o nim tyle rzeczy plotą.




SCENA CZWARTA.
CIŻ SAMI, MAZEPA (włazi oknem nie widziany przez aktorów.).
KASZTELANOWA.

Wystaw ty sobie co to za sowizdrzał! co to
Za urwis ten Mazepa.

MAZEPA (na stronie.)

Ba, tu o mnie mowa.

KASZTELANOWA.

Wystaw sobie co to jest za przewrotna głowa!
Co to za wróg niewieści! Węża wziął za godło...
       5 Paź kochanek włosami kazał wypchać siodło...

MAZEPA (kłaniając się Kasztelanowéj nagle.)

Fałsz Mościa Dobrodziejko — proszę nie dać wiary.

KASZTELANOWA.

Jakże tu pan przyszedłeś?

MAZEPA.

Z xiężycem przez szpary.
Lecz w czas przychodzę bronić własnego honoru.

KASZTELANOWA.

Lecz jak tu pan przyszedłeś?

MAZEPA.

Jak motylek dworu
Przez okno, Mościa pani.

KASZTELANOWA.

       10 Ba, kłamcy masz minę;
Okno wysokie.

MAZEPA.

Z włosów mam różnych drabinę.

KASZTELANOWA.

Z włosów kochanek?

MAZEPA.

Tak jest.

KASZTELANOWA.

Lecz czemuż przez szyby
Nie przeze drzwi?

MAZEPA.

Bo we drzwiach jest Pan Pasek, niby
Cerber z trzema głowami — krew się w żyłach ścina,
       15 Co jedna skończy mówić, to druga zaczyna...
Myśląc że to się nigdy nie skończy — uciekłem.

KASZTELANOWA.

Już ja widzę że Waćpan ten dom zrobisz piekłem,
Że tu Waćpan przez okno wniesiesz niepokoje.

MAZEPA.

Skądże tak zła opinija?

KASZTELANOWA.

Ja bardzo się boję
       20 Waszéj niestateczności — Niech nas Bóg ochrania,
Waszeć nigdy nie możesz być bez zakochania.
Lecz tutaj wartoby się rozkochać ze skruchą...
Jak się zakochasz, to mi powiesz w kim na ucho,
Ja stara cię nie zdradzę...

MAZEPA (z ręką na sercu.)

Paź Asćkę przekona...




SCENA PIĄTA.
CIŻ SAMI. KRÓL, WOJEWODA, i wiele szlachty.
WOJEWODA.

Oto jest Najjaśniejszy Panie moja żona,
Która ci się pokornie do kolan uniży.

A to — Kasztelanowa Robroncka ze Spiży.
A to mój syn jedynak twój potencyi sługa.

KRÓL.

Cóż to? paź tu?

MAZEPA.

       5 Oracya, była bardzo długa,
Nie chciałem się rozczulić, wnet mi oczy mokną —
Wszedłem przez okno...

KRÓL.

Strzeż się wylecić przez okno.

MAZEPA.

W szczęśliwsze pozwól Królu ufać horoskopy.

KRÓL (do wojewodziny.)

Pani racz mi dać rękę — Te ogniste stropy
       10 Prawdziwie empirejskim zdają się obłokiem,
A ty Wojewodzino...

(kończy do ucha komplement.)
WOJEWODA.

Za królewskim krokiem,
Mości Panowie proszę — proszę — bardzo proszę. —

(Wychodzą wszyscy, oprócz Mazepy, na dalsze pokoje.)



SCENA SZÓSTA.
MAZEPA (sam.)

O! dziwny świat! ten młody Rotmistrz, przy macosze
Tak cudownéj, a zimny jak lód się wydaje,
Gdy ja, ledwom ją ujrzał, już mi serce taje...
Już chciałbym albo żyć z nią — albo umrzeć dla niéj.
       5 Mościa Kasztelanowo, o! zgadłaś Waćpani,
Że tu przyjdzie w miłości zapisać się wiecznik.
Zacznę jak słońce, może skończę jak słonecznik —
Ona mi będzie serce obiacać oczyma.

(Wojewoda wchodzi.)
WOJEWODA.

Cóż to — czy mój stół żadnych względów nie otrzyma,
       10 Proszę Wielmożny Panie nie pogardzaj strawą.

(Mazepa kłania się i odchodzi.)



SCENA SIÓDMA.
WOJEWODA, CHMARA.
WOJEWODA.

Panie Chmara, w ogrodzie czy od lamp jaskrawo?...

CHMARA.

Już się palą...

WOJEWODA.

Wyłamać zaraz tę przegrodę.
Niech król zobaczy dobrze w zamku Wojewodę.
Niechaj mu będzie jasno — cóż — wyjąć tę ścianę...

(Ludzie wyjmują ścianę w głębi teatru, pokazuje się ogród illuminowany).

       5 To pięknie! — Czy tam wszystkie rozkazy wydane?
Czy włość pije, Mospanie, czy upiekli wołu?

CHMARA.

Wszystko Panie.

(Wchodzi Pan Pasek.)
PAN PASEK.

Jegomość Król wstaje od stołu.
Już kazał sobie podać z nalewką miednicę.

WOJEWODA.

Panie Pasek każ urżnąć polskiego muzyce.

(Rozchodzą się w różne strony, Wojewoda idzie do Króla...)



SCENA ÓSMA.
Muzyka gra poloneza — KRÓL wchodzi w pierwszéj parze prowadząc WOJEWODZINĘ — Za nim Paź MAZEPA z KASZTELANOWĄ, potém opodal ZBIGNIEW z jakąś Panią. WOJEWODA na końcu.
KRÓL (do Amelii.)

Pani Wojewodzino, to królewskie gody.
Jeśli wola, pójdziemy kołem przez ogrody?

AMELJA.

Sługa Waszéj Królewskiéj Mości.

KRÓL.

Proszę w ślady.

(Polonez wychodzi do ogrodu.)
KASZTELANOWA (przechodząc do Mazepy.)

A Wać Pan się już kochasz?

MAZEPA.

Już.

PIERWSZA Z PAŃ (do Zbigniewa.)

Jak Waszmość blady...

ZBIGNIEW.

       5 Mościa Pani zapewne takim byłem wczora.

(wychodzą.)
Polonez wraca z ogrodu. Król puszcza rękę Wojewodziny — wszystkie pary rozłączają się.
KRÓL.

Wielmożne panie, proszę iść same, gąsiora.
A teraz nowym wszystkich wyborem zaszczycić.

Kasztelanowa bierze rękę Króla... inne panie wybierają tancerzy: Amelja zostaje na przodzie sceny a paź z boku... Polonez cały wychodzi — i bal przenosi się do sal dalszych.



SCENA DZIEWIĄTA.
AMELJA, MAZEPA.
MAZEPA (na stronie.)

Udało mi się żadnéj ręki nie uchwycić
I zostać z nią sam na sam... Piękności cudowna!
Owiała mię przy tobie trwoga nie wymowna,
Jak w miejscu świętém.

AMELJA (do siebie.)

Tak mi coś na sercu smutno!

MAZEPA (na stronie.)

       5 Niespokojnością jestem dręczony okrutną.
Jak tu zacząć —

(do Amelii.)

Czy wolno Panią prosić w tany?

AMELJA.

Niech Pan wybaczy.

MAZEPA.

Więc nie?

AMELJA.

Nie.

MAZEPA.

Głosek twój śklanny
Wyuczył się harmonii od leśnych słowików;
Oczy twoje z błękitów całe i z promyków,
       10 Od gwiazd się nauczyły być tak błękitnemi,
I tak zawsze, tak prosto zlatywać ku ziemi,
Pozwól mi głos usłyszéć, i zobaczyć oczy,
Bo pomyślę żeś gniewna — Ty drżysz? — Nikt nie wkroczy,
Wszyscy za królem ciągną po zamku — My sami. —
       15 O! to kraj dziwny! tu są niebianek ustami
Róże zamknięte, nie chcą otworzyć się całe...
Widzę na ustach uśmiech... Muszę oczy śmiałe
Odwrócić, bo mię twoich brwi mignienie zgubi.

AMELJA.

Nie wiem czy Waszmość wiejską prostotę polubi,
       20 Ale muszę mu wyznać, że ta jego mowa
Wcale mi się nie zdaje...

MAZEPA.

Bywaj Pani zdrowa
Jeślim obraził...

AMELJA.

O! nie.

MAZEPA.

Idę — w łeb strzelę.

AMELJA.

Tak żartować!

MAZEPA.

Bynajmniéj — jak sobie podchmielę
Gotów jestem na wszystko, idę pić z rospaczy.

AMELJA.

A potém?

MAZEPA.

       25 Potém Pani z okna mnie zobaczy
Strzelającego sobie w łeb.

AMELJA.

Pan stroi żarty.

MAZEPA.

Cóż mam robić na świecie? co — czy grać w drużbarty,
Albo z królem odmawiać litanije smętne?
Ot — nie mam już w nic wiary, serce moje mętne —
       30 Ciebie bym jeszcze Pani, wziął za spowiednika
Boś podobna do świętéj — Ty słuchasz słowika
A ja mam więcéj, Pani, z tobą do mówienia
A ty mnie słuchać nie chcesz.

(Do siebie.)

Już się zarumienia,
Dobry znak.

(Głośno.)

O! niebieska, bądź świętą osobą,
       35 Tylko mi się ty pozwól spowiadać przed sobą;
Ja mam wiele na sercu ciążącéj spowiedzi. —
Pod oknem twoim pewnie jaki ptaszek siedzi
I przez całą noc śpiewa piosnkę nieudolną:
Czyliż mi dziś słowika zastąpić nie wolno?
Czy to gniew twój obudzi?

AMELJA.

       40 O! Boże! O! Boże!

MAZEPA.

Jam się rozpytał dobrze o wszystko we dworze.
Wiem że twój balkon brzozą płaczącą okryty,
Lilijami ubrany.

AMELJA.

Pan nie jesteś skryty,
Gdy się do roli szpiega przyznajesz tak snadnie.

MAZEPA.

Tak, jestem bez honoru.

AMELJA.

       45 Pan tu w przepaść wpadnie.
Ja mam obrońcę — ja tu będę obroniona.

MAZEPA.

Lecz Pani będziesz tego żałować, kto skona.

AMELJA.

Próżne słowa, tak błaho nikt życia nie traci;
I bez żadnéj nadziei.

MAZEPA.

W twéj drżącéj postaci
Wiele dla mnie nadziei.

AMELJA.

       50 Żadnéj nie ma — żadnéj.

(Odchodzi.)



SCENA DZIESIĄTA.
MAZEPA, potém KASZTELANOWA.
MAZEPA.

Już się jak rybka wędki uchwyciła zdradnéj
Przysięgnę że się z okna dziś do mnie wychyli.
Resztę uczyni djabeł.

(Wchodzi Kasztelanowa.)
KASZTELANOWA.

A gdzież to wy byli
Mój panie Dworzaninie? z kim się to gwarzyło?

MAZEPA.

Z nikim Wielmożna Pani.

KASZTELANOWA.

       5 Serduszko się wpiło
Jak kleszcz! — Ja ci coś powiém — jestem tu na oku.
Widziałam jak was Zbigniew wypatrywał z boku.
Strupiałbyś panie paziu gdybyś go zobaczył,
Bo tak wyglądał jak trup — Żeby Waszmość raczył
Podać mi do powozu rękę.

MAZEPA.

       10 Już cię tracę
Mościa Kasztelanowo?

(Daje rękę i wyprowadza Kasztelanowę.)



SCENA JEDENASTA.
ZBIGNIEW I WOJEWODA który przez cały ciąg sceny wyprowadza gości z czapką w ręku, i kłania się nizko.
ZBIGNIEW.

Serce mi kołace
Jak bym miał omdleć. — Tutaj stała nieruchoma —
On gadał do niéj, trwoga w niéj była widoma.
O czém on do niéj mówił? jakiemi wyrazy?

       5 Ona się odwróciła, widziałem dwa razy,
Jakby z niespokojności — trzebaż mi się było
Pokazać? — Ten dom będzie paziowi mogiłą.

WOJEWODA.

Gasić światła — Król się Pan ma ku spoczynkowi.

(Wychodzi.)
ZBIGNIEW.

I niktże mi tu z duchów litośnych nie powié
       10 O czém oni gadali — Nie — ja spać nie będę;
Pójdę aż się tych myśli dręczących pozbędę,
Ukołysany nocną cichością w ogrodzie.
Jeśli usłyszy — ona mię pozna po chodzie
I przypomni że jestem na świecie — O! męka.

(Wychodzi.)



SCENA DWUNASTA.
Inny pokój w zamku.
KRÓL, WOJEWODA z pochodnią, MAZEPA, POKOJOWI KRÓLEWSCY.
KRÓL.

A niechże przecie Waszmość przedemną nie klęka.

WOJEWODA.

Król się pozwoli rozzuć.

KRÓL (podnosząc go z ziemi.)

Waść za nadto czyni,
Prosiemy cię, zostaw nas nocnéj monarchini
Dyannie, co w te szyby zamierszchłe zagląda,
       5 Sam się ku spoczynkowi miéj: Morfeusz żąda
Ofiary po ofierze Bachusa.

(Wojewoda kłania się i odchodzi.)

Bóg z wami.

(Pokojowce królewscy odchodzą.)



SCENA TRZYNASTA.
KRÓL, MAZEPA.
KRÓL.

Podaj mi brewiarz. Niebo iskrzy się gwiazdami.
Ave Maria gratias plena. — Mazo?

MAZEPA.

Panie?

KRÓL.

Czy wiesz Acan gdzie tutaj śpią moi dworzanie?

MAZEPA.

Na lewo.

KRÓL.

A pan zamku?

MAZEPA.

Nie wiém.

KRÓL.

Toś kiep.

MAZEPA.

Zgoda.

KRÓL.

       5 Ave Maria. — Nie wiész gdzie śpi Wojewoda?

MAZEPA.

Nie wiém.

KRÓL.

Toś wielki dureń.

MAZEPA.

Już drugi raz słyszę.

KRÓL.

A ty gdzie śpisz?

MAZEPA.

Ja nie śpię.

KRÓL.

A cóż robisz?

MAZEPA.

Piszę.

Dzieje twe Miłościwy panie.

KRÓL.

Sowizdrzale
Historjografie.

MAZEPA (na stronie.)

Bogdajś pękł ex kardynale.

KRÓL.

Co Waść mruczysz?

MAZEPA.

Nie, wiersze.

KRÓL.

       10 Bo... ja się założę
Że ty masz jaką schadzkę po nocy.

MAZEPA.

Być może.

KRÓL.

Ja wiem pewnie. Waść gadał już z Wojewodziną.

MAZEPA.

Chwaliłem przed nią Waszą Królewską Mość.

KRÓL.

Ino
Mów prawdę. Waść ją będziesz widział dzisiaj jeszcze?

MAZEPA.

       15 Jak tylko serce moje gdziekolwiek umieszczę,
To mi Król Miłościwy wnet zajrzysz.

KRÓL.

Nie zajrzę,
Bynajmniéj.

MAZEPA.

Wnet przeszkadzasz mi królu...

KRÓL.

A dajże
Mi święty pokój, głupcze — tak mi trąbisz w uszy
Że aż uciekam...

(Bierze na siebie płaszcz Mazepy zostawiony na krześle, i kapelusz Mazepy kładzie na głowę.)
MAZEPA.

Królu, to mój płaszcz.

KRÓL.

Bez duszy!
       20 Chcesz żebym dostał febry, bez płaszcza, po rosie.

MAZEPA.

Król Miłościwy wszakże masz swój.

KRÓL.

Co? młokosie,
Chcesz żeby mnie po nocy w królewskiéj odzieży
Poznało zaraz całe wojsko nietoperzy
I oddawało winne królewskie honory...
       25 Cóż Mazo, Waść nie jesteś na gorączkę chory;
Jeśli nie płaszcz zarazi czém, to głupstwem chyba.
Czekaj tu Waść.

(Wychodzi do ogrodu.)



SCENA CZTERNASTA.
MAZEPA (sam.)

Niech djabli wezmą tego grzyba!
Jemu to w pazia płaszczu po xiężycu chodzić
I pod oknami marznąć — i niewiasty zwodzić!...
Ortodoxus! przeklęty Ortodoxus! ckliwy!
       5 Wszak jeszcze wezora włos mu wyrywałem siwy,
Poczekaj! Drugi raz mię nie złapiesz tak snadnie.
Dalibóg że mu w moim płaszczu bardzo ładnie,
Gotowa jeszcze okno otworzyć.




SCENA PIĘTNASTA.
KRÓL wraca ze szpadą dobytą, ranny w rękę... MAZEPA.
KRÓL.

Nędzniku!

MAZEPA.

Królu!

KRÓL.

Zdrajco bezczelny.

MAZEPA.

Skądże tyle krzyku?

KRÓL.

Waść mię posłał na zgubę.

MAZEPA.

Ja?

KRÓL.

Zbójcę nasadził.

MAZEPA.

Przysięgam Miłościwy Panie...

KRÓL.

Waść mię zdradził..

MAZEPA.

       5 Co widzę? Najjaśniejszy Pan masz krew na dłoni!

KRÓL.

Wytłómacz się urwisie! Niech się Waszeć broni,
Będziesz Waść ukarany. — Ledwom djabeł dwa kroki,
Jakiś olbrzym wypada, jak sosna wysoki,
Z szablą dobytą — i wnet, nuż rąbać na ślepo;
       10 Krzycząc: podły Mazepo! tchórzu ty Mazepo!
Nie będziesz ty mi więcéj po xiężycu łaził.

MAZEPA.

I król go nie zabiłeś?

KRÓL.

On mię nie obraził,
On Waści lżył — a mnie co do tego Mospanie?

MAZEPA.

Lecz on ranił królewską dłoń — i znak zostanie.

KRÓL.

       15 Bogdajeś pękł — to wszystko ja cierpię za Waści.

MAZEPA.

On widział, że król jego uchodząc napaści
Zostałeś ranny?

KRÓL.

Widział... krew ciekła z oszczepa...
A mój ludojad krzyczał... jaki tchórz Mazepa;
Ranny już, a z pod szabli jak łajdak uchodzi.

MAZEPA.

I król go nie zabiłeś?

KRÓL.

       20 A cóż to mi szkodzi
Że ktoś Waści nazywa tchórzem?

MAZEPA.

W żaden sposób...

KRÓL.

Injurje takie zawsze należą do osób
Do których wymierzone są i do nazwiska.

MAZEPA.

Lecz jutro Miłościwy Panie, krew odzyska
Swoje prawa.

KRÓL.

       25 Co? jakie krew odzyska prawa?

MAZEPA.

Jutro, nazwisko tchórza, weźmie ręka krwawa.

KRÓL.

Co ty mówisz?

MAZEPA.

Racz o tém pomyśleć raz drugi.

KRÓL.

Idź Waść i obudź moje pokojowe sługi,
Pakować się — ja jutro wyjeżdżam przed słońcem.
Przeklęta noc!

MAZEPA.

Przeklęta noc!

KRÓL.

       30 I koniec końcem
Wyjedziemy.

MAZEPA.

I koniec końcem pojedziemy.

KRÓL.

Ten zabójca rozpapla...

MAZEPA.

Nie musi być niemy.

KRÓL.

Przeklęta noc!

MAZEPA.

Injurje należą do osób.

KRÓL.

Co ty mruczysz?

MAZEPA.

Ot! panie, wynalazłem sposób
Aby tu zostać jutro.

KRÓL.

       35 Ba! to rzecz ciekawa?

MAZEPA.

Jutro nazwisko tchórza weźmie ręka krwawa.

KRÓL.

No i cóż? jakże Waszeć mój honor obroni.

MAZEPA (bierze szpadę króla i sam siebie w dłoń rani.)

Oto mi królu patrzaj krew trysnęła z dłoni...

KRÓL (ściskając go.)

Dziecko moje kochane.

MAZEPA.

Cóż jest w téj zadzierce!
       40 Jabym się może królu dla niéj ranił w serce.


KONIEC AKTU PIERWSZEGO.


AKT DRUGI.

SCENA PIERWSZA.
Gallerya z arkadami otworzonemi na ogród.
KRÓL, WOJEWODA.
KRÓL.

Mój Mości Wojewodo! to rzecz nie do wiary,
Paź napadnięty.

WOJEWODA.

Niech mię położą na mary
Jeśli ja co rozumiem Najjaśniejszy Panie
W tej gmatwaninie...

KRÓL.

Niech to już i tak zostanie.
       5 A Waszeć Wojewodo nie wdawaj się w śledztwo.

WOJEWODA.

Co? Miłościwy Panie, moje tu ślachectwo
Na szwank jest wystawione, assasynium w domu.

KRÓL.

No, przecież się nie stało wielkie zło nikomu,
Paź tylko przywileju wietrznika nadużył
       10 I oberwał Mospanie to na co zasłużył;
Dobrze mu tak, niech ładnym się oczkiem nie wabi.
No — cóż tak Wojewodo dumasz?

WOJEWODA.

Wabik babi,
Ten paź — może się strasznie oparzyć — Mopanek
Niechaj się strzeże, niech tu nie szuka kochanek...
Mój dom nie jest...

KRÓL.

       15 I cóż tak drzesz pas złotolity?

WOJEWODA.

Więc Pazik szukał tutaj po nocy kobiéty?

KRÓL.

Wojewodo, ja nie wiem.

WOJEWODA.

Miłościwy Panie...
Pozwól mi — pójdę — ranne zastawić śniadanie.

KRÓL.

Dajem wam wszelką wolność.

(Wojewoda odchodzi.)



SCENA DRUGA.
KRÓL (sam.)

Ten starzec zazdrośny —
Jakże taki charakter w starych ludziach sprośny!
Jaki śmieszny! — Rwał wąsa i rozdzierał pasa.
A wszystko więził w sobie, i krwi tylko krasa
       5 Wyszła mu na policzki starością zwiędniałe.
Wstrząsał się jakby dźwigał na ramionach skałę;
Widziałem jak mu błysła źrennica czerwona
Gdy wyrzekłszy, kobiéta, w myśli dodał: żona.
Oj Wojewodo tak mi wyglądałeś Wasze,
       10 Jak Radziejowski gdy jadł ze Szwedami kaszę.
Cóż to? Wojewodzina.



SCENA TRZECIA.
KRÓL, AMELJA.
AMELJA.

Panie Miłościwy!
Przyszłam ze skargą.

KRÓL.

Jakżem dumny i szczęśliwy.

AMELJA.

Królu, widzisz mię jeszcze drżącą z przelęknienia,
Wielką zniosłam obelgę — twarz mi opłomienia,
       5 Mówić nie mogę — Niech król w lice mi nie patrzy.

KRÓL.

Któżby chciał na tych licach kwiat oglądać bladszy.
Kiedy jesteś tak cudnie piękną, gdy się płonisz.

AMELJA.

Królu, ty mię obronisz — ufam że obronisz,
Jeśli mię nie chcesz widzieć Panie pod mogiłą...
Twój dworzanin mnie zelżył... Panie...

KRÓL.

       10 Jak to było?

AMELJA.

O tak Królu, jak zwykle, dziś, o słońca wschodzie
Szłam na mszę... Pan Mazepa mnie spotkał w ogrodzie.
Na wązkiéj kładce zewsząd okrytéj drzewami
Ukląkł — jam się bladością okryła i łzami,
       15 Lecz nie chciałam się cofnąć, by nie zdradzić strachu;
Począł mówić że poznał mię po róż zapachu,
Że mu wschodzące słońce powiedziało o mnie —
Zawstydzona — ile że ubrana mniéj skromnie
Bom nie myślała że mnie kto z ludzi nadybie...
       20 Musiałam spuścić oczy i w rzeczułki szybie
Wołać rybek na pomoc i prosić o radę...
Gdy ten bezczelnik lica moje widząc blade,
Rozumiał że mię z barwą zarazem różaną
Odleciał wstyd — i z trwogi na kładce zachwianą
       25 Zatrzymał tak, że usta uczułam na twarzy.

KRÓL.

O! szatan!

AMELJA.

Więc się Panie zawstydzona skarży...
Ufam że się król ujmiesz za sprawą kobiéty...

KRÓL.

Osądź go sama.

AMELJA.

Jakto! ja mam sądzić — nie ty?
Królu, ty w naszym domu.

KRÓL (na stronie.)

Przeklęty Paziku!...

(do Amelii.)

       30 Pani, w naszym kodexie jest zbrodni bez liku,
Lecz takiéj nie ma zbrodni, ani kary na nią.

AMELJA.

Królu! powiedz mu że on domu tego panią
Zhańbił — że podłe serce mu w piersiach uderza,
Ani serce Polaka, ni serce rycerza;
       35 Powiedz mu, że my biedne kobiéty się bronim
Wzgardą — więc ja pogardzam — i zapomnę o nim.
Że choćbym nierządnicą była — nie skorzysta,
Bo jeszcze ja dlań będę za dumna, za czysta.
Powiedz mu, że nikogo nie mając za stróża,
       40 Mogłabym mieć mściciela, — lecz mam go za tchórza,
I wzgarda moja, litość urodziła we mnie.
Ale mu powiedz królu że zrobił nikczemnie,
Powiedz i wypędź — niech go nie widzę przed sobą.

KRÓL.

Czemuż winienem pani że z twoją żałobą
Do mnie przyszłaś...

AMELJA.

       45 Sądziłam że króla przytomność
Nie wstydzi...

KRÓL.

O szczęśliwy król któremu skromność
Zawierza, i w całém się zdaje zaufaniu,
Szczęśliwy cię oglądać po świeżém spłakaniu,
Jeszcze cichemi łzami żalu brylantowa —

       50 O! nie płacz, ja ukarzę Pazia — daję słowo —
Ukarzę — i nie ujrzysz go więcéj przed tobą.
Teraz o innych rzeczach pomówimy z sobą,
Piękna Wojewodzino — o zakład że zgadnę
Jak masz imie; być musi imie smętne, ładne —
Jakże twe chrzestne imie?

AMELJA.

Amelja.

KRÓL.

       55 Bóg z nami!
Słowik téj nocy ciągle pod memi oknami
Spiewał to imie — jam spał i słyszał po trosze
Teraz już z serca tego słowika nie spłoszę —
Piękna Ameljo! i tak więdnąć tu odludnie? —
       60 Ten zamek nad jeziorem położony cudnie,
Ale smętny jak moje we Francji więzienie...
Te okna, te arkady, te lipowe cienie...
Ale tu całe życie, prawie przeżyć trudno...
Ameljo, czy ci w zamku tym czasem nie nudno?
       65 Czy nie żądasz odmiany — tu dnie smutne płyną,
Jabym w tym zamku umarł już Wojewodzino.
To więzienie jak moja francuska wieżyca;
Ach! było i tam dziewcze, tak jasnego lica
Jak ty pani — tak w każdém ujęcia okrzętna.
       70 Która mi wtenczas miłą — a dziś jest pamiętna...
Jesteś od niéj piękniejsza, lecz podobna trochę,
Ty jesteś smutna, tamte dziewcze było płoche.
Nieraz oszukiwała więzienia pachołków
I list z kraju przyniosła w bukiecie fijołków...
       75 Dziś woń fijołków zawsze mi ją przypomina.

AMELJA.

Jakże się nazywała ta biedna dziewczyna?

KRÓL.

Klaudija...

AMELJA.

Więc kochała i umarła z żalu.

KRÓL.

Wdową jest po Marszałku dzisiaj d’Hopitalu.

AMELJA.

Zapomniała? zdradziła?

KRÓL.

Odmieńmy rozmowę.
       80 Dziś gdy mię gryzą kolce korony cierniowe,
Cóżbym nie dał by dawne powróciły lata,
Gdy chléb spleśniały przy mnie, w oknach była krata,
A serce kochające przy sercu mi biło.
O! pani, jakże teraz samotnemu miło
       85 Znaleść tak piękną, smętnych uczuć powiernicę,
Takie dwie łzy, dwie takie w oczach błyskawice,
Co z gniewnym ogniem niosą razem przebaczenie;
Takie słyszeć nad własną niedolą westchnienie,
Tak białą dłoń i miękką mieć do łez otarcia.
       90 Tron i koronę rzucić, bez przyjaciół — wsparcia...
Opuścić kraj, gdzie ludzie są w sercach zatruci.
Rzucić wszystko, z tą jedną, co nigdy nie rzuci.

AMELJA.

Mogęż odejść?

KRÓL.

O! pani zostań — jedna chwila...
Ty nie wiesz że w téj chwili los mój się przesila,
       95 Że mi korona spada z głowy co się schyla
Przed tobą czarodziejko.

AMELJA.

Mogęż odejść panie?

KRÓL.

O! dumna, raz niechętne dałaś całowanie
Czołu Pazia — lecz teraz spotkasz...

AMELJA.

Już mi widne...

KRÓL.

Czoło w koronie...

AMELJA.

Zimne...

KRÓL.

Dokończ...

AMELJA.

I bezwstydne.

(Odchodzi.)


SCENA CZWARTA.
KRÓL, WOJEWODA.
WOJEWODA (spotykając odchodzącą Amelję).

Co to jest? — Do swych Aśćka idź apartamentów.

KRÓL.

Cóż tak srogi? —

WOJEWODA.

Mościwy Panie, bez wykrętów,
Coś mi dziś we łbie jęczy pogrzebowym dzwonem,
Krew co się lała, leży pod żony balkonem...

KRÓL.

Co? Pazik taki śmiały?

WOJEWODA.

       5 Królu, proszę o to:
Wypraw ty mi z zamczyska tę laleczkę złotą,
Wypraw ją — bo już Panie Miłościwy ranna.
To jak się dotknę — stłuc się gotowa jak szklanna;
Ja żony nie podzieram, to święta kobiéta...
       10 Lecz ten paź, on się czegoś tu królu dopyta —
Ja ciebie może Panie Miłościwy nudzę,
Lecz powiadam, jeśli chcesz mieć w dalszéj usłudze
Twojego dworzanina, to go wypraw prędzéj —
On się tu może zgubić jak worek pieniędzy —
       15 Złoto wabi — on cały złoty — toć ukradną —
Wypraw go Mciwy Panie, ma figurkę ładną,
Ja się o niego boję...

KRÓL.

No mój Wojewodo,
Widzę że w tobie, ta krew, to nie szafran z wodą...
Cieszę się, żeś mi jeszcze czerstwy i ognisty...
       20 Przyszlij mi Pazia — zaraz mu napiszę listy —
I wyszlę do Warszawy.

WOJEWODA.

A ja mu dam szkapę.

(Odchodzi.)


SCENA PIĄTA.
KRÓL (potém MAZEPA.)

Ja zgrzeszyłem jak dziecko — a Paź weźmie w łapę;
To i dobrze, on w moich zamiarach przeszkadza.
A jak widzę, to mnie tu on haniebnie zdradza
I sam pięknie przy własnéj patronuje sprawie.
       5 To i dobrze, z listami Pazika wyprawię —
Zostanę sam, a pomoc mi rychło przybędzie.

(Wchodzi Mazepa.)

Nastraszyłeś mi Waćpan przed czasem łabędzie.
Próżno spuszczasz oczęta, i przegryzasz wargi,
Były tu na Waćpana, gapiu, różne skargi;
       10 Wywędrujesz mi stąd precz, z listami do żony.
Do gabinetu za mną...

Wchodzi do pokoju bocznego.
MAZEPA.

Proszę jaki słony,
Mój ortodoxus, nigdy tak źle nie zaczynał.

KRÓL (za sceną.)

Za mną do gabinetu Wać...

MAZEPA.

Djabeł kardynał.

(Wychodzi za Królem.)



SCENA SZÓSTA.
ZBIGNIEW (wchodzi.)

Tu wszedł Paź — już go nie ma — zaczekam — Tą razą,
Niechaj nas po dniu zimne rozsądzi żelazo.
O! zabić go! a potém zabić się samemu.
Cóż jest w téj cichéj śmierci okropnogo? czemu
       5 Lękamy się téj ziemi co nam czoło plami,
I snu z założonemi na piersiach rękami...
Smierć — innéj nie ma drogi przede mną — O! Boże.

Gdyby mi kto powiedział wczora że być może,
Jaki człowiek na ziemi, z sercem ludzkiém w łonie,
       10 Śmielszy, niż róża listkiem kryjąca jéj skronie,
Bliższy jéj ust, niż swojski jéj kanarek złoty,
Szczęśliwszy niż powietrze, niż owe istoty,
Muszki wieczorne którym ja zazdroszczę co dnia...
Ach — nie wiem... wczoraj mi się zdawała to zbrodnia
       15 Dotknąć jéj twarzy... dzisiaj możebym szalony...
Tak więc ten co się pali sam — żar zapalony
Ciska na serca drugich i winien pożogi
Która człowieka wali losowi pod nogi
Zimnym — zwalanym trupem...




SCENA SIÓDMA.
WOJEWODA, ZBIGNIEW.
WOJEWODA.

Waść tu czekasz kogo,
Waść widzę porysował marmury ostrogą.
Cóż to jest za rysunek... trupia głowa — Synu
Waszeć mi chcesz się rąbać? wstyd — to człowiek z gminu:
       5 Takiego Wojewoda pod kijem zatłucze...
Posłałem Chmarę... ja go respektu nauczę...
Melka niewinna że krew pod oknem — niewinna
Lecz z Paziem co ją sądził ścierką — to rzecz inna.
Pod kijami odszczeka, już posłałem Chmarę...
       10 Zostaw to wszystko Waszeć, na te czoło stare. —
Czy ty myślisz że matka o tém nie wiedziała?

ZBIGNIEW.

O! na to ja przysięgnę.

WOJEWODA.

Panu Bogu chwała
Że mi nadarzył świętą kobiétę za żonę...
Czy Waść uważał, miała oczęta czerwone
Od płaczu...

ZBIGNIEW.

       15 Bo też każde posądzenie boli...

WOJEWODA.

Posłałem ludzi — będą przy wielkiéj topoli
Koło karczmy na tego czatować gałgana.

ZBIGNIEW.

Lecz jak się król pan dowie?

WOJEWODA.

Króla mam za pana,
Ale nie w moim domu.




SCENA ÓSMA.
Ciż sami, KRÓL i MAZEPA wychodzą z bocznych drzwi.
KRÓL.

Mości Wojewodo.
Paź jedzie do Głuchowa, potém z naszą zgodą
Powraca do Warszawy, rzecz ukartowana.
Pozwól że mu Waścine uściskać kolana,
I każ mu spuścić mosty.

WOJEWODA.

       5 Niech odjeżdża zdrowo...
A ode mnie niech przyjmie szable turkusową,
I rumakiem murzynem nie gardzi na drogę...
Koń ten bystre ma oczy i lotną ma nogę...
Oby Waści szczęśliwie niósł przez nasze pola
Do szczęśliwego celu.

MAZEPA.

       10 Jeśli wasza wola
Przyjmuję oba dary — Piękny upominek,
Dobra szabla, a jeszcze lepszy koń murzynek...
I bodajby to koń był — co kiedyś po lesie
I po łąkach aż na tron Pazika zaniesie,
       15 Jak to już wywróżyła cyganka przed laty.

KRÓL.

A leć że mi po łąkach Paziku skrzydlaty,
Wspomnij o mnie na tronie i bądź mi aljantem. —
A teraz Wojewodo chodźmy alikantem
Pić za szczęśliwą podróż tego pretendenta
Do korony.

(Do Mazepy)

       20 Niech Waszeć o listach pamięta.

(Odchodzi z Wojewodą).



SCENA DZIEWIĄTA.
MAZEPA, ZBIGNIEW.
ZBIGNIEW (dobywając szabli).

Mościpanie do szabli.

MAZEPA (dobywa szabli).

Wiem co się to znaczy.

ZBIGNIEW.

Strzeż łba.

MAZEPA.

Mości rotmistrzu jestem syn kozaczy,
Bić się umiem — lecz wcale nie czuję ochoty
Tłuc ojca turkusówką, w syna pancerz złoty;
       5 Ani Wojewodzica co jak róża młody
Zabiwszy, uciec z zamku koniem Wojewody.
Wreście i to Waćpanu w pokorności ducha
Wyznaję, że mnie teraz poruszyła skrucha,
Że się wstydzę téj w zamku odegranéj roli:
       10 Więc jeżeli Szanowny Pan Zbigniew pozwoli,
Ścisnąwszy się jak bracia, rozjedziemy w zgodzie.
Czar był jakiś w tym zamku, w xiężycu, w ogrodzie,
Co mię obłąkał, ogniem zapalił, miłością;
Czar trwa — i mnie uniża teraz przed Waszmością,
       15 I szczerym mnie afektem ku niemu zapala.
Cóż mówisz na to Waszmość? czy serce pozwala?
Czy od proponowanéj jest dalekie zgody? —

Wierzaj mi, wrzućmy nasze zatargi do wody,
I bądźmy przyjaciołmi.

ZBIGNIEW.

Drwisz? czy jesteś tchórzem?

MAZEPA.

       20 Każdy swego honoru powinien być stróżem.
Zdaj to na mnie; potrafię zniżyć się bez szwanku.

ZBIGNIEW.

Waść zmykałeś téj nocy.

MAZEPA.

Xiężyca kochanku
Czy pewny jesteś że ja przed Waścią umykał.

ZBIGNIEW.

Mój Boże! jak wąż z bolu pod żelazem ksykał,
       25 Zdejm rękawiczkę... krwawe masz na ręku znamię.

MAZEPA.

Pewnyż jesteś że twoje żelazo i ramie
Temu winne, Mospanie, że mam krew na ręce.

ZBIGNIEW.

Wykręcasz mi się podle...

MAZEPA.

Lecz się nie wykręcę.
Co? — Oto moja ręka... tak, dalibóg krwawa,
Lecz nie Waćpan ją zranił.

ZBIGNIEW.

       30 Ba! to rzecz ciekawa!

MAZEPA.

Mospanie, jak nabierzesz znajomości świata,
Poznasz że nieraz cześci albo krwi utrata
Potrzebną jest ut salvat miłe nam osoby.
Waćpan jeszcze przez żadne nie przeszedłeś proby,
       35 A jednak w tym się właśnie Wać znajdujesz razie,
Że nie tak na odwadze szumnéj, na żelazie

Honor najdroższéj tobie osoby spoczywa,
Jako na rostropności... to sztuka prawdziwa
Serce mieć pełne ognia, zimne jak lód lice,
       40 I do grobowca z sobą zanieść tajemnicę.

ZBIGNIEW.

Żadnych takich tajemnic nie mam do ukrycia.

MAZEPA.

Więc może ja się mylę. — Każdy ma do picia
Kielich mniéj więcéj gorzki; a ja się lituję
Nad tym co się codzienną męką serca truje.
       45 Zdjął mię smutek gdym ujrzał, w chmurach ciemnych losu,
Dwie istoty cierpiące bez jęku, bez głosu,
Ciche, co mając serca od Chrystusa krwawsze
Mówią: niestety! dodać zmuszeni: na zawsze!
Jestem dziecko; lecz takie widząc przeznaczenie,
       50 Szczere i wielkie w sercu uczułem cierpienie,
I litość — i poświęciłbym siebie...

ZBIGNIEW.

Za kogo?

MAZEPA.

To moja tajemnica.

ZBIGNIEW.

Do szabli!

MAZEPA.

Tak srogo?

ZBIGNIEW.

Serce wydrę...

MAZEPA.

Dla czegoż pobladłeś jak chusta? —
Pewien mi pocałunek wiecznie zamknął usta.

ZBIGNIEW.

Kłamiesz jak pies...

MAZEPA.

Koniecznie?

ZBIGNIEW.

       55 Do szabli Mospanie...

MAZEPA.

Ha! kochasz ją...

(Biją się — Zbigniew końcem szabli rozdziera i wyrzuca listy królewskie które Paź był schował przy piersi.)
ZBIGNIEW.

Dostałeś.

MAZEPA.

Waść lepiéj dostanie.

(Mazepa wytrąca pałasz z ręki Zbigniewowi i obala go na kolano.)
ZBIGNIEW.

Korzystaj z losu, przepędź mi sztychem przez kości.

MAZEPA (podnosząc go.)

Zbigniewie! proszę teraz drugi raz Waszmości
O braterstwo i przyjaźń. Daj zemście spoczynek.
       60 Użyłem słów wabiących gniew i pojedynek.
Abym poznał czy Wasze jest jednym z tych ludzi
Który się w domu ojca szpiegowaniem trudzi,
I odejmuje pokój starca włosom siwym;
Czy Waść jesteś ślachetnym ale nieszczęśliwym.
       65 O! tak, szczerze Waszmości chcę być teraz bratem..

(Zbigniew rzuca się w objęcia Mazepy.)

Zbigniewie mój, z tym biednym kłócący się światem
Walką wrącego serca, mój drogi! ślachetny!
Ty mi się podobałeś — ty w tym zamku świetny
Jak rycerz dawnych czasów ująłeś mi serce,
       70 Słuchaj — twój pożar jeszcze w maleńkiéj iskierce,
A już cię strawił, już cię zwiędniałym uczynił.
Aniś ty jeszcze w niczem skalał się — przewinił —
W jéj szafirowych oczach twoja bogobojność
Zostawiła anielskość dotąd i spokojność;
       75 Lecz to nie potrwa wiecznie, to nie potrwa długo...
Wierzaj mi — ty być musisz twego losu sługą
Bo nie możesz być panem — nie — to nie podobna.
Zostaw ją tu — jak róża kwiatami ozdobna,
Niech się błyszczy i cicho na słońcu przekwita.
       80 Lecz ty uciekaj — ciebie już skrzydłami chwyta

Straszny duch ognia — tobie uciekać potrzeba.
Wierzaj mi, są miłoście bez gwiazd, Boga, nieba,
Te wkrótce zetrą serce na proch — tak go znudzą,
Tak splamią, tyle razy do niczego zbudzą.
       85 Tyle razy w sen cichy ogłupienia wtrąca,
Że wreście źródło wspomnień na wieki zamącą —
To się i z tobą stanie. Jedź ze mną Zbigniewie.
Jak dwa motyle w wichru kręcone powiewie,
Przeleciemy przez okna otworzone dworu,
       90 Gdzie gapie, a w kontuszach różnego koloru,
Jak ćmy głupie obsiadły starą francuzicę.
Przewrócimy ten cały stary świat na nice,
Brzękiem, śmiechem, szyderstwem napełnimy salę.
Jak mi serce zagaśnie, to je znów zapalę
       95 Przy ogniu twego serca — a jak ogień Boski
I w tobie zamrze — wtenczas żadne łzy i troski
Już nie wrócą, i będziem śpiewali victoria.
Widzisz, moje kazanie gorzkie jak cykorja,
Wycisnęło ci z oczu łzy drogi Zbigniewie...
I cóż?

ZBIGNIEW.

Pojadę z tobą...

MAZEPA.

       100 Dziś przy wielkiém drzewie
Koło karczmy zaczekam na cię do północy.

ZBIGNIEW.

Nie tam — jedź inną drogą...

MAZEPA.

Co? czy tam Rakocy
Stoi z wojskiem.

ZBIGNIEW.

Nie pytaj bo mi wstyd wyjawić...

MAZEPA.

Więc potrafię się w bliskiém miasteczku zabawić,
       105 Grą w kości, choćby z jakim wojakiem ciemiegą.

ZBIGNIEW.

Czekaj tu ja ci każę klacz osiodłać tęgą.
Wtenczas wiatr nie doścignie.

MAZEPA.

Idź chłopaku szczery.

(Zbigniew odchodzi.)



SCENA DZIESIĄTA.
MAZEPA (sam.)

Panie Mazepo! teraz Wasze innéj cery —
Co się z twoją złoconą zrobiło maszkarą?
Mówiłeś jak xiądz — próżno djabeł krzyczał: haro!
Ty brnął w cnotę jak w błoto, ani dbał o siebie...
       5 Dwa dni tego humoru: a umrę, i w niebie
Będę siedział po uszy. — Ba — lecz bies powróci.

(Podnosi listy królewskie z ziemi.)

A ha! królewskie listy... Ten król mi coś czmuci —
Dalibóg! szablą pieczęć przecięta na dwoje —
Schowam — ja się téj szelmy ciekawości boję;
       10 To mój wróg — ba! — lecz pieczęć na dwoje złamana.
Tylko troszeczenieczkę...

(Zaziera w listy.)

„Proszę Waszmość Pana“
Do Głuchowskiego pisze komendanta...

(Przebiega list oczyma.)

Nieba!
Ukartowane wszystko na rapt jak potrzeba,
Ortodoxus chce porwać żonę Wojewodzie!
       15 Daléj — tu widać jakiś przypisek na spodzie —
Czy ja ślepy? czy bielmo mi na oczach leży?

(Czyta.)

„Pana Mazepę — zaraz zasadzić do wieży,
I strzedz aż do dalszego z nim rozporządzenia.“

(Chowa listy.)

Ach Panie ortodoxus — co? — mnie do więzienia?
       20 A młodziutką starego żonę w twoje łapy?...
Więc ty myślisz że wszyscy, włącznie ze mną, gapy:
Że w twoich sidłach muszki uwikłane zginą? —
Téj nocy muszę widzieć się z Wojewodziną.
Jéj tylko mogę wyznać tę dziecka ciekawość —
       25 Czegoż się lękam? — Moja zwinność, lotność, prawość
Wszystko ocali. — Będę ją widział téj nocy...
Mam jéj honor i własną śmierć we własnéj mocy,
Z tém się zgubić nie można.




SCENA JEDENASTA.
ZBIGNIEW wraca, MAZEPA.
ZBIGNIEW.

Koń czeka gotowy.

MAZEPA.

Do widzenia.

(Wychodzi.)
ZBIGNIEW (sam.)

Skończona rzecz — ugiąłem głowy
Przed nieszczęściem — skończona ze mną rzecz — zginąłem.
Gdyby wiedzieć że człowiek smutny jest aniołem
       5 Że co tu niespokojnych miłości uniknie
To będzie miał u Boga — Mój cień wkrótce zniknie,
I w téj krainie więcéj o mnie nie usłyszą —
Ale po latach wielu z jaką straszną ciszą
Trumny się starych ludzi w jednym lochu schodzą,
       10 Jakby się nigdy z sobą nie znały — i płodzą
Robactwo obrzydliwe. — Patrząc na te kości,
Ktoby wtenczas przypomniał ludziom o miłości,

Odebrałby śmiech dziwny trumien w odpowiedzi
I odszedłby jak głupiec z mistycznej spowiedzi —
       15 Czas jest rozgrzeszycielem — O! jakże tym błogo
Co swe gryzące wiecznie serce przeżyć mogą.




SCENA DWUNASTA.
ZBIGNIEW zamyślony — Widać AMELJĘ zbliżającą się po drugiéj stronie arkad — XIĄDZ idzie za nią — AMELJA staje przed ZBIGNIEWEM i uderza go lilją po twarzy.
AMELJA.

Cóż tak smutny?

ZBIGNIEW.

Nic — głowa mi cięży jak ołów.

(Amelja daje Zbigniewowi lilję — lecz Xiądz stojący za nią wyrywa kwiat z ręki Amelji i mówi srogo)
XIĄDZ.

Daj do kościoła — lilja jest kwiatem aniołów.



KONIEC AKTU DRUGIEGO.


AKT TRZECI.

SCENA PIERWSZA.
Pokój Wojewody. — WOJEWODA, CHMARA.
WOJEWODA.

Więc Paź jest tu? w ogrodzie?

CHMARA.

Widziałem na oczy...

WOJEWODA.

Zdejm Wacan strzelbę... spróbuj czy zamek odskoczy.
Czemu Waść patrzysz na mnie — Co? — zbierz Acan ludzi,
Ale cicho, niech się Król Jegomość nie zbudzi.
Idź — z ludźmi bądź w ogrodzie.

(Chmara wychodzi.)

       5 Panie! Chryste Panie!
Otóż to rzecz! w zamezysku moim polowanie
Na gacha mojéj żony! Chryste! Jezu Chryste!
A dajże ty umarłym światło wiekuiste!
Pomrą! piekielnie pomrą.

(Wychodzi zbrojny.)



SCENA DRUGA.
Mieszkanie Wojewodziny - Okno otwarte na balkon — z jednéj strony alkowa zasłoniona firankami.
MAZEPA (włazi oknem).

Wszystko śpi w zamczysku.
Żadnego po komnatach szmeru ani błysku.
Doskonale — to pokój kobiécy — Gdzież ona?
Może jeszcze w ogrodzie chodzi zamyślona,
Może u swoich niewiast

(pokazując na alkowę.)

       5 Może tam uśnięta.
Co robić? czy tam zajrzéć? — Alkowo przeklęta!
O najniebeśpieczniejsza z zasadzek alkowo!
Za tą zosłoną lekką, wiotką, purpurową,
Ona śpi snem różowa, cicha. — Djable! djable!
Jak ty mnie dręczysz...

(Zaziera w alkowę i wraca.)

       10 Pusta. — Przysięgam na szablę
Że nie miałem złéj myśli ruszając firanek.
Cóż robić? — Ona przyjdzie — skryję się na ganek
A na wachlarzu kilka słów do niej napisze...

(Pisząc.)

Odeszlij twe niewiasty — jestem tu —

(Rzuca wachlarz.)

Co słyszę?
       15 Kroki dwóch osób — mury te dla mnie fatalne!
Ha! jeśli mnie odkryją tu — w łeb sobie palnę.

(Wchodzi do alkowy i zasłania firanki.)



SCENA TRZECIA.
AMELJA I ZBIGNIEW.
AMELJA.

Więc to ostatnie twoje ze mną pożegnanie?

ZBIGNIEW.

Tak moja matko.

AMELJA.

Słyszysz słowików śpiewanie?
Chce mi się płakać — biedna ja! biedna!

ZBIGNIEW.

Dla czego?

AMELJA.

Nie wiem — ja na tym świecie nie pragnę niczego,
       5 A jednak ja nie jestem szczęśliwa — Ja nie wiem
Co mi jest. — Siedząc teraz z tobą pod modrzewiem
Zdało mi się że jakaś okropna godzina
Dzwoni w nocném powietrzu. — Wczoraj moja sina
Szpileczka turkusowa którą mam po matce,
       10 Złamała się — to mała rzecz! — lecz na okładce
Xiążki od nabożeństwa zapisałam sobie
Ten dzień, jak zły dzieli. — Boże! skądże przyszło tobie
Odjeżdżać?... ty mi nigdy nie mówiłeś o tém. —
Zostanę sama! — Lecz ty odjeżdżasz z powrotem?

ZBIGNIEW.

Nie, matko.

AMELJA.

       15 Nie — więc nigdy tu już nie powrócisz?!

ZBIGNIEW.

Nigdy! nigdy już! nigdy!

AMELJA.

Żałośnie mi nucisz
Jak szpaczek co jednego nauczony słowa,
Nie rozumie i gada...

ZBIGNIEW.

O! matko, bądź zdrowa!

AMELJA.

Chodź tu! klęknij mi Wasze — coż tak nie serdecznie
       20 Żegnasz się? — i ty mówisz że się żegnasz wiecznie!
Ja ciebie nie rozumiem — Chodź — czoło Waszmości
Okropnie zimne.

ZBIGNIEW (klęka przed nią.)

Matko! o! matko, litości...

AMELJA.

Milcz! milcz! ja cię rozumiem — tak padłeś przede mną,
Waćpan przede mną strasznie upadłeś — Bóg ze mną,
       25 Ja Waćpanu nie mogę nic — prócz łez — ja sama
Cierpię. — Idź Waść.

ZBIGNIEW.

Litości!

AMELJA.

Prócz łez... Jaka plama
Dla mojéj czystéj duszy tak z Waćpanem gadać,
Jak gdybym rozumiała. — Nie chcę o nic badać —
Ja będę wiecznie Boga za ciebie prosiła. —
       30 Nie bój się, my niewinni: Bóg cierpienia zsyła
Ale można spokojność wyprosić u Boga. —
Ja Pana żegnam wiecznie — ja jestem uboga,
Nie mam co dać mu prócz łez. — To ciebie nie splami,
Że schylona nad tobą obleję cię łzami,
       35 Ty będziesz je pamiętał te łzy — Proszę! proszę!
Proszę te łzy pamiętać — i o mnie. — Ja znoszę
Wielkie męki, lecz proszę źle nie myśleć o mnie
Bo to co teraz mówię — mówię nieprzytomnie.
Bądź zdrów.

ZBIGNIEW (chce wstać i mdleje.)

Ciemno mi w oczach...

AMELJA.

Słyszysz! ktoś nadchodzi. —
O! wstań! o! wstań... to ojciec nasz —

(do wchodzącego Wojewody.)

       40 Niech Pan Dobrodziéj
Ratuje — twój syn leży mi u nóg zemdlały.




SCENA CZWARTA.
CIŻ SAMI, WOJEWODA, CHMARA.
WOJEWODA (do ludzi za sceną.)

Pilnować drzwi i okien — Jeszcze honor cały,
Mój syn tu był na straży —

do Amelii.

Czyś ty jego struła?

AMELJA.

Ja?

WOJEWODA.

Ty bez cześci.

AMELJA.

Mężu!

WOJEWODA.

Waćpaniś tu czuła
Gacha w komnacie; czarów użyłaś na dziecko.
Wszedł i omdlał.

AMELJA.

Co Waćpan mówisz?

WOJEWODA.

       5 O! zdradziecko
Umiesz ty się wykręcać czarna ohydnico. —
Panie Chmara! synowi memu pod nos świécą —
Czy żyje?

CHMARA.

Dycha, Panie.

WOJEWODA.

Wynieść do ogrodu.

ZBIGNIEW (przychodząc do zmysłów.)

Gdzie jestem? co to znaczy? ojciec! —

WOJEWODA.

Bez wywodu
       10 Panie synu — nie kryj się Waćpan — ja świadomy
Całéj rzeczy. — Bogdajby mnie trzasnęły gromy!
Bogdajbyśmy obadwa legli od pioruna...
I ta winna! ta sądna! ta przebiegła kuna
Ta! ta ścierka!

ZBIGNIEW.

Ach! ona mój ojcze niewinna.

WOJEWODA.

       15 Nie — ona jest, jak mówią, kobiéta uczynna,
Nic więcéj — ona tylko się...

ZBIGNIEW.

Ojcze! na Boga!

WOJEWODA (do Amelii.)

Jak mi Waćpani płaczesz? jak cię trzęsie trwoga?
Ha! bo też tu się stanie z nami rzecz okropna. —
Waćpani mi tu byłaś bardzo nie rostropna!
       20 Waćpaniś prowadziła źle twe ceregiele,
To teraz będą kiry i trumny w kościele;
Przygotuj się Waćpani! bo to sprawa czarta.
O! jaka ty na czole ze wstydu wytarta!
Innaby już mi do nóg padła cała długa
I całowała stopy.

AMELJA.

       25 Ja Waszmości sługa
Ale jestem niewinną.
Zbigniew pada do nóg.

WOJEWODA (do Zbigniewa.)

Ty śmiesz prosić za nią?

ZBIGNIEW.

Nie, ja sam jestem...

WOJEWODA (przerywając.)

Tak, ty — z twoją matką panią
Złączyliście się...

ZBIGNIEW.

Ojcze!

WOJEWODA.

Przeciw starca głowie,
Aby ją okryć hańbą — niech Ci Bóg da zdrowie;
       30 Wybrałeś się tu dobrze z protekcyą Wasze.

ZBIGNIEW.

Ojcze! choćbyś mial piorun; to ja go zagaszę
Krwią moją, i sam jeden tę winę odkupię.

WOJEWODA.

O! synu krwi wężowéj! synu — zimny — trupie!
Bez duszy — i ty żadnym gniewem się nie palisz?
       35 Czy twoje młode kości naruszył paraliż?
Czy serce tylko twoje tknięte paraliżem.

ZBIGNIEW.

Ojcze! te słowa dla mnie są boleści krzyżem —
Reszta będzie bez męki. — Syn z pokorą czeka.

WOJEWODA (do Amelii.)

Waćpani masz W sypialnym pokoju człowieka.

AMELJA.

Ja...

WOJEWODA.

       40 Patrzcie na nią teraz! patrzcie; jak się chwieje,
Ona tu wnet omdleje.

AMELJA.

Nie — ja nie omdleję.
O! Matko Boska! bądź ty ze mną w téj godzinie.

WOJEWODA.

Przysięgam że Waćpani gach jak mucha zginie,
Panie Chmara, poszukać w alkowie.

AMELJA (zatrzymując Chmarę.)

Stój Wasze!
       45 Pierwéj w tych piersiach srogie utopcie pałasze,
Nim dotkniecie firanek — a ty słuchaj mężu.

WOJEWODA.

W twoim pokoju człowiek jest — kobiéto! wężu!

AMELJA.

Zbigniewie! nie ma w moim pokoju nikogo.

WOJEWODA.

Da się to widzieć.

ZBIGNIEW.

Ojcze, nim postąpisz nogą,
       50 Pomyśl co robisz — tu się rzecz okropna stanie...
Ja wierzę — i ty musisz wierzyć — o! mój Panie,
O! mój ojcze, ty wierzysz? nieprawdaż?

WOJEWODA.

Ruflanie!!

ZBIGNIEW.

O! mój ojcze!

WOJEWODA.

Dla czegoż ty si z passyonatem
Droczysz — i stoisz tutaj — i jesteś mi katem?...
       55 Dla czego ty jéj wierzysz? — O godzino sromu!
Waść by mnie teraz wtrącił do szalonych domu?
A jednak ja mam zmysły wszystkie dobrze zdrowe.
Panie Chmara! każ ludziom tę straszną alkowę
Zrewidować — tam nie ma okien; nie uciecze —
       60 Tu go Waćpani kozak za włosy wywlecze,
Będziesz ssać jego rany i całować w usta,
Położysz się na piersiach — lecz pierś będzie pusta
Bo ja mu z piersi serce jak oko wyłupię. —
Ja Waćpani pozwolę potém spać przy trupie —
       65 Jeśli nie będziesz chciała — przywiążę jak sukę. —
Ja dam niewiernym żonom okropną naukę,
Będą o niéj pamiętać, aż Polski nie będzie.
Waćpani będziesz słynąć w sławnych ścierek rzędzie,
Mną będą straszyć dziatwę — Héj iść pod kotary.

(Ludzie zawołani przez Chmarę chcą iść do alkowy — Zbignicw staje u wejścia i dobywa szabli.)
ZBIGNIEW.

       70 Ojcze, każ im się cofnąć bo pójdą na mary...
Bo ja tu ich nie puszczę. —

WOJEWODA (sam daje krok wprzód.)
Zbigniew dobywa pistoleta i przykłada sobie do piersi.

On ze mną zaczyna.

ZBIGNIEW.

Stój ojcze! bo na progu tu wstąpisz w krew syna.

WOJEWODA.

A to djabeł zacięty!

AMELJA.

Zbigniewie! Zbigniewie!
Odsłoń firanki — ja wiém że twój ojciec nie wie
       75 Co ja cierpię — lecz niech się przekona oczyma...
Oczy są jego sercem, on innego nie ma;
Gdyby miał — ulitowałby się tysiąc razy.

(do Wojewody.)

O! Panie ja niewinna! ja bez żadnéj zmazy —
Lecz patrzaj, co ty robisz tu z sercem kobiéty?
       80 Patrz! twój syn do ust kładzie pistolet nabity:
On nie może wytrzymać udręczenia mego,
On się chce zabić panie...

WOJEWODA.

A wiesz ty dla czego
Do ust włożył pistolet i za śmiercią dyszał?
Bo tam za sobą szelest człowieka usłyszał,
Bo ja aż tu słyszałem.

AMELJA.

       85 Ten starzec mię łamie!
Zbigniewie! tyś nie słyszał nic? — ten starzec kłamie.

ZBIGNIEW (jakby pasując się z sobą i wpadając w obłąkanie.)

Nie, ja nic nie słyszałem — nie — to rzecz skończona.
Tam nikt nie wejdzie — Piersio Chrystusa czerwona
Siedmią ranami — tam nikt nie wejdzie... o! Boże...

(Idzie ku Amelii.)

Matko! — macocho —

(cofa się ze wstrętem i znów wraca przed alkowę.)

       90 Ojcze — ja się tu położę
Jak pies i nikt nie wejdzie, miéj litość nademną.
Ojcze! o! ja omdleję — słabo mi i ciemno...
Ja omdleję — drugi raz — Ta scena mię dręczy!
Ojcze syn ci na duszę nieśmiertelną ręczy
       95 Że tam nie ma nikogo — czy ci nie dość na tem...

Ojcze! o! będzie ze mną tak jak z moim bratem
Którego ty zabiłeś przed laty niechcący...
Patrzaj — ja cały blady — patrzaj, cały drżący —
Ja słabnę — jeszcze chwila a serce mi pęknie.

AMELJA (do Wojewody.)

       100 Litości Panie — niechaj twa zaciętość zmięknie —
Ja bardzo cierpię —

WOJEWODA (ponuro.)

Chciałbym uwierzyć w Waćpanią.

zdejmuje ze ściany krucyfix.

Przysięgniesz na krucyfix?

ZBIGNIEW.

Ja przysięgnę za nią
Ojcze! co myślisz? — kazać przysięgać kobiécie?
Ja sam oto na moje nieśmiertelne życie,
       105 Na tym krzyżu obiedwie położywszy ręce
Przysięgam. — Usta kobiet są jak niemowlęce,
Ich straszliwemi słowy niepotrzeba mazać...
Mój ojcze, daj krzyż — ludziom już można rozkazać
Aby odeszli —

(na stronie.)

Cóż to i ona się zbliża? —

AMELJA.

Ja przysięgnę.

ZBIGNIEW.

Ty?

AMELJA.

I cóż?

ZBIGNIEW (cicho do ucha Amelii.)

       110 Matko — precz od krzyża.

AMELJA (kładzie rękę na krucyfixie.)

Na Chrystusowe rany, i na matki duszę,
Na wycierpiane teraz krzyżowe katusze,
Przysięgam, że niewinnie byłam posądzona,
Niech wam tak Bóg odpuści.

ZBIGNIEW.

Ojcze! rzecz skończona.

WOJEWODA.

Ha?

ZBIGNIEW.

Wszak przysięgła?

WOJEWODA.

Amen.

ZBIGNIEW.

       115 Ojcze! idźmy razem,
Ja sam jestem — jak senny!

WOJEWODA.

Chmara! idź z rozkazem,
Niechaj mi tu mularzy przyszle budowniczy.

Chmara odchodzi.
ZBIGNIEW.

Cóż to jest?

WOJEWODA.

Król Jegomość tutaj sobie życzy
Kaplicę mieć pod bokiem; więc trzeba mularzy.

ZBIGNIEW.

       120 Ojcze! tobie coś patrzy okropnego z twarzy.

WOJEWODA.

Ja Mospanie spokojny — Na Chrystusa rany
Spokojny jestem starzec. Choćby teraz w tany
Tak mi wesoło, tak mię ta przysięga cieszy.
Gdyby nie to, że śmierci się kościotrup śpieszy
       125 I już stoi nad głową, śmiałbym się na gardło...
Lecz, Mości Panie, serce już we mnie umarło;
Śmierć się dotknie i kości na proch się rozsypią...
Cyt - cyt — cyt... czy słyszałeś? jakieś bóty skrzypią —
Czemu Waść drżysz?

ZBIGNIEW.

Już późno, ojcze, już poranek...

(Wchodzą mularze i Chmara.)
WOJEWODA.

       130 Zamurować alkowę — nie tykać firanek.

ZBIGNIEW.

Mój ojcze, ta nie wiara...

WOJEWODA.

A Waść mojéj żonie
Wierz — przysięgła na krzyżu — to ja teraz bronię
Abyś ją Waść o krzywą posądził przysięgę. —
Zamurować! — Na piekieł czerwonych potęgę
       135 Zaklinam się, że nigdy tam nie zajrzą ludzie.
Tam leży tajemnica, tam żeńskiéj obłudzie
Jest zamknięta rzecz czarna, dręcząca — tam kara!
Tam po ciemnościach z głodem tłukąca się mara,
Tam letargnik żyjący swego ciała strawą...
       140 Ze szklannemi oczyma, z gębą wyschłą, krwawą,
Gryzący ręce. — Patrzcie jak ten mur podrasta.
Otoż to z sercem prawie kamienném niewiasta
Żona co dba o siebie, o honor kobiécy,
Zabójczyni zrobiona nagle z nierządnicy.
       145 Synu! Co Wacan myślisz o swojéj macosze?

(Podczas tych słów mularze już część wejścia zamurowali — Amelja która stała zamyślona rzuca się nagle do nóg Wojewody.)
AMELJA.

Panie! mój mężu...

WOJEWODA.

Aśćka mi rozkazuj.

AMELJA.

Proszę
Pozwól mi, nim alkowę zamurują...

WOJEWODA.

Aha!

AMELJA.

Ja muszę tam wejść mężu!

WOJEWODA.

Już Aśćka się waha —
A przysięgłaś!

AMELJA.

Ja muszę tam wejść nim dokończą.

WOJEWODA.

Jak Waćpanią Bóg złączy — ludzie nie rozłączą...
       150 Gotowi zamurować.

ZBIGNIEW (na stronie.)

Dzień sądu prawdziwy.

AMELJA (pokazując na alkowę.)

Panie tam jest...

WOJEWODA.

Ha — jest kto? i cóż?

AMELJA.

Tam jest żywy.

AMELJA.

Kto? czy tam król?

AMELJA.

Konterfekt mój nieboszczki matki.

WOJEWODA.

Na Boga ran siedmioro — wybieg bardzo gładki!
       155 Precz od kolan! — a wy tam spieszniéj z tą robotą.
Rozwiedziemy się Pani; tę obrączkę złotą
Odbierzesz cudzołożna żono w konsystorzu
A teraz mi Acani utoniesz jak w morzu.
Pod klucz serce, nie będziesz mnie więcéj hańbiła.

CHMARA.

Panie, mur dokończony.

WOJEWODA.

       160 Zamknięta mogiła.
Na murze krzyż napisać...

ZBIGNIEW (znajduje wachlarz rozłożony, na którym był Mazepa o swoim przyjściu napisał — Czyta, i chowa wachlarz.)

O! nieba — co widzę.

WOJEWODA.

Chodź stąd Waćpani, nie płacz... ja z łez próżnych szydzę,
Precz stąd wszyscy — tu będzie królewska kaplica;

A za ołtarzem straszna, trupia tajemnica;
       165 Między tobą niewierna a piekłem chowana...
O! straszliwa to ściana! boleśna to ściana!

(do Chmary.)

A wy — co tam byliście tego muru bliscy
Milczcie. — Et requiescat in pace! — I wszyscy
Precz stąd.

(Wychodzą wszyscy. Wojewoda ostatni żonę za ręk napół omdlałą wyciąga.)

KONIEC AKTU TRZECIEGO.


AKT CZWARTY.

SCENA PIERWSZA.
Pokój ciemny — okno jedne z kratami — AMELJA sama, potém CHMARA.
AMELJA.

Z wszystkich nędz — najstraszniejsze ludzkie zapomnienie.
O! jak posępnie błyszczą xiężyca promienie!
Już druga noc — jam ani godziny nie spała.

CHMARA (wchodząc z wody dzbankiem i z chlebem.)

Czy Pani będzie jadła?

AMELJA.

Nie.

CHMARA.

Pani płakała?

AMELJA.

       5 Nie... Czy nikt się nie pytał ciebie Panie Chmara
Jak ja się mam?

CHMARA.

Nikt, Pani.

AMELJA.

I nikt się nie stara
Za mną? nikt się nie wstawia? — Czy jegomość w zdrowiu?

Powiedz, że tu od tego na dachu ołowiu
Zimno mi ja mam febrę.

CHMARA.

Czy przysłać doktora?

AMELJA.

       10 O! nie, jeszcze nie jestem ja śmiertelnie chora,
Tylko mi zimno. Czy tu xiądz nie przyjdzie do mnie
Xiądz spowiednik.

CHMARA.

Pan się dziś rozgniewał ogromnie
Na panicza, godzinę się kłócili z synem.

AMELJA.

Ach!

CHMARA.

Panicz się za xiędzem ujął kapucynem
       15 Lecz bardzo bylo trudno dójść do ładu z panem,
Wreszcie zezwolił. Oto chleb i woda z dzbanem,
Niech się Pani posili — wszystko dobrze będzie.
Przypomniały dziś Panią Panu dwa łabędzie
Co przypłynęły po żér aż pod okno śklane,
Pan je chciał spłoszyć...

AMELJA.

       20 Moje łabędzie kochane.

CHMARA.

Pan je chciał spłoszyć, nawet już ze strzelby mierzył,
Ale Pan Zbigniew ręką po lufach uderzył
I nabój poszedł na wiatr. Jegomość już wzdycha;
Wczoraj ledwo przy stole wziął się do kielicha
       25 Nie mógł dopić — i ryknął jak lew — wstał od stołu
I chciał odbić alkowę... ba — pańskiemu czołu
Coś cięży, coś dolega — wstyd samego siebie...
Ja go znam — on się prędzéj pod zamkiem zagrzebie
Niż przyzna się do żalu — to panisko dumne,
       30 Ja go znam; taki dzieckiem był i pójdzie w trumnę.
Ja go znam — to dotkliwy jest Pan na honorze.

AMELJA.

Panie Chmara, Acana słowo wiele może,
Proś Acan jegomości i nalegaj na to
Aby zajrzał w alkowę.

CHMARA.

Juścisz, całe lato
       35 Nie przejdzie tak, wypłynie na wierzch tajemnica —
Ale teraz nie można.

AMELJA.

Czemu?

CHMARA.

Tam kaplica
Gdzie był pokój Imości, ołtarz gdzie alkowa.
Królisko się tam ciągle z brewiarzem chowa,
Wpadł w religijny afekt i sprowadził popów
Unitów.

AMELJA.

       40 Panie Chmara, zbierz ty kilku chłopów.
Pójdź w nocy, każ rozwalić mur — Pan się przekona
Że niewinną posądził — że ja wierna żona.
Ty nawet Panu wielką uczynisz przysługę.

CHMARA.

Ale Pani, tam człowiek jest — ja w te framugę
Zajrzałem — stał tam blady jak trup...

AMELJA.

       45 Matko Boska!
Czy to jest urok jaki? Panno Częstochowska!
Czy jaki zły duch ludziom tym pokazał lice.
Człowieku, ty widziałeś szatana źrennice
Błyszczące się w ciemności po nad mojém łożem...
Idź precz! idź, jesteś kłamcą.

(Chmara wychodzi.)


SCENA DRUGA.
AMELJA (sama.)

O! gdyby tym nożem
Można się przebić i być spokojną i zasnąć!
Nie, nie, nie mam odwagi — ja muszę zagasnąć
Zwolna; wypiwszy do dna, ten kielich goryczy.
       5 Cóż to? słychać po wschodach znów krok tajemniczy?
Ktoś idzie — xiądz zapewne.




SCENA TRZECIA.
AMELIA, ZBIGNIEW wchodzi zakapturzony w xiędza habicie.
AMELJA. (Rzucając się ku niemu)

To anioł z obłoków.
Zbigniewie, jam poznała szelest twoich kroków!
To ty!

ZBIGNIEW.

Precz! precz — z daleka odemnie.

AMELJA.

Co słyszę?
To musi być kto inny.

ZBIGNIEW (odsłania twarz.)

To ja.

AMELJA.

Gniew kołysze
       5 Twoją wiotką postacią jak znikomym cieniem. —
I z czémże ty przyszedłeś do mnie?

ZBIGNIEW.

Z potępieniem...

AMELJA.

Za cóż ty mię potępić chcesz? Ty cały drzący.

ZBIGNIEW.

Przyszedłem cię potępić jak umierający,
I przekląć — i przed tobą trupem się położyć,
Lecz pierwéj przekląć...

AMELJA.

       10 Skądże ci mnie biedną trwożyć!
Dla czego ty przeklinać mnie masz? Wszak ty jeden
Nie masz prawa przeklinać.

ZBIGNIEW.

O tu mi był Eden...
Oczy twe były dla mnie gwiazdami zbawienia,
Hymnem anielskim, twoje tłumione westchnienia,
       15 Twoja dusza, półową méj duszy weselszą;
Nie mówiłem ci tego pókiś była bielszą;
Teraz ty czarna, ciebie już słowa nie splamią
Choćbym powiedział: kocham — oczy twoje kłamią,
Serce twoje jest brudne, usta twoje drżące
       20 Zdają mi się tak na mnie oddychać gorące
Że mi się czoło pali i więdnie. — O! matko
Z daleka stój — Przyszedłem się na twoją gładką
Twarz zapatrzyć i ludzkiéj piękności urągać...
Nie śmiéj już po mnie żadnéj przysięgi wyciągać,
       25 Bo już nie mógłbym przysiądz żeś nie jest fałszywą;
Chociaż ty mnie przysięgać nauczyłaś krzywo —
Ja ciebie teraz czegoś na wzajem nauczę —
Chodź tu — powiem na ucho — Utnij włosy krucze,
I powieś się — lub, słuchaj, zakryj twarz wlosami
Bo się nie płonisz...

AMELJA.

Zbigniew!

ZBIGNIEW.

       30 Ty mię raz już łzami
Oszukałaś — więc oszczędź sobie teraz mdłości —
O! jak ja tę kobiétę kochałem! — Litości!
O! jak ja tę kobiétę kochałem!!!

AMELJA.

Zbigniewie...

ZBIGNIEW.

Ktoby myślał że ona nic o żądzach nie wie!
       35 Ja sam myślałem — głupi! — Teraz dobrze pomnę
Jakie mi ona nieraz uściski nieskromne,
Jakie gorące usta na czole mi kładła...
Drżę cały kiedy myślę... i tego widziadła
Nie mogę teraz wygnać z pamięci — nie mogę! —
       40 Śmiała się ze mnie w duchu! - Chodź, dam ci przestrogę:
Nie kochaj się ty nigdy w człowieku cnotliwym
Bo to jest miłość długa i głupia, i żywym
Nie przystoi — lecz musi być wreście wyśmianą.

AMELJA.

Jakżem się ja za niego modliła dziś rano!

ZBIGNIEW.

Ty?

AMELJA.

       45 Czy wiesz ty co do mnie mówiłeś Zbigniewie?

ZBIGNIEW.

Czy ty go bardzo kochasz?

AMELJA.

Kogo?

ZBIGNIEW.

O! żarzewie
Piekielne — ona pyta kto... wiesz! twój kochany!
Wiesz... o! ten podły... o! ten tchórz — zamurowany.
Czy ty go bardzo kochasz? mów! mów! klnę się duszą,
       50 Że się rączęta twoje w moich rękach skruszą
Jeśli nie powiesz — Wyznaj, nie potrzeba szlochać —
Ty zamurowanego musisz bardzo kochać,
Bo ty myślisz że się on poświęcił za ciebie?
Kłamstwo!! omdlał ze strachu — to tchórz — Jak Bóg w niebie!
       55 To tchórz — ze strachu omdléć musiała gadzina...
Ale gdy się obudził, to ciebie przeklina,
To pierś drze, i przeklina; ręce w piersiach broczy,
Ot i chciałby tę swoją krew ci rzucić w oczy...

Tu — gdzie te łzy, po czystym migają lazurze...
       60 On cię przeklina, ręce swe krwawi na murze,
Potém je niesie do ust z głodu i krew pije,
Ten człowiek teraz tylko przekleństwami żyje...

(Zamyśla się.)

Ona go będzie wiecznie kochać umarłego...
To sęk, jak wydrzeć marę z pamięci — bez tego
       65 Zemsta się jak skorpijon własnym jadem chłoszcze.

(Ze smutkiem i skargą.)

Ameljo! o! Ameljo — chodź tu — ja zazdroszczę
Tamtemu człowiekowi i zawiść mię dręczy...
Ameljo... ja jęczałem, jak on teraz jęczy,
Jak on, patrzaj — pogryzłem z bolu ręce obie,
       70 Ja mu będę zazdrościł spokojności w grobie
Tak, jak teraz zazdroszczę męczarni i głodu...
Daj mi ten nóż... to serce chce zimnego lodu,
Obaczysz, jak ja umiem kochać, cierpieć, konać,
Daj nóż — Ja ciebie muszę kobiéto przekonać
       75 Że gdybyś mnie kochała, to jabym był godny
Nawet miłości wiecznéj.

AMELJA.

Stój! nóż nadto chłodny —
Ja ci go moim sercem rozdartém ogrzeję —
O! jak ten człowiek straszny! — serce we mnie mdleje.
Zbigniewie! czy ty pewny że tam był kto taki?

ZBIGNIEW (rzuca jéj wachlarz.)

Patrz.

AMELJA.

Wachlarz mojéj matki.

ZBIGNIEW.

       80 Czytaj — tam są znaki
Po których ja poznałem że był...

AMELJA.

Chryste Panie!...
Prowadź ty mnie — przed królem uczynię wyznanie.
Prowadź mię — ja niewinna — lecz tam człowiek kona.

Potém umrę ze wstydu i w twoje ramiona
       85 Upadnę skonać — Ty mię uwierzysz niewinną.
O! przed królem ujrzycie wy mnie teraz inną,
Ja was tam dobrze wszystkich i ciebie przekonam,
Ja wam opowiem wszystko co wiem — potém skonam.
To może wy się przecie zmiękczycie litością.




SCENA CZWARTA.
CIŻ SAMI, WOJEWODA.
WOJEWODA.

Waćpani masz przed królem stanąć Jegomością —
Ze mną! Rzecz się odkryła.

(Wyciąga za sobą żonę.)
ZBIGNIEW.

Bronić ją! niewinna! —

(Zrzuca habit Xiędza i wychodzi.)



SCENA PIĄTA.
Pokój jak w trzecim akcie, przeniesiony na kaplicę — KRÓL, stoi na stopniach ołtarza — Kilku XIĘŻY — Potém WOJEWODA. AMELJA, potém ZBIGNIEW.
KRÓL.

A to święci ojcowie, jakby powieść gminna,
Mary jęczą — trudno tu strachom nie dać wiary...
Coś mi się bardzo kręci Wojewoda stary.
Żona jego zniknęła — może tu zamkniona.

(Wojewoda wchodzi z Amelją.)
WOJEWODA.

       5 A ot mi, królu, moja zmartwychwstała żona.

KRÓL.

Lecz tam jęk słychać było, przeniknął mi kości.
A Panie Wojewodo — gdzie jest syn Waszmości?

WOJEWODA.

Nie wiem?

(Wchodzi Zbigniew.)

A ot i Pan Bóg zesłał mego syna.

KRÓL.

To rzecz dziwna! Ojcowie święci, to kraina
       10 Zaczarowana — duchy wywołane stają,
Mury te Wojewodo, dziwne rzeczy tają,
Rozkazujemy zaraz tę ścianę rozwalić.

WOJEWODA.

Wolałbym Miłościwy Panie zamek spalić,
Za mur ten niezajrzawszy — lecz gdy taka wola...
       15 Panie Chmara rozbić mur... Panie Chmara hola!
Krzyknij mi tam na ludzi niechaj przyjdą z młoty.
Lecz Miłościwy Panie królu, ten skarb złoty
Będzie należyć do mnie... cały skarb cacany —
Bo to skarb przez małżonkę moją pochowany.

KRÓL.

Rozbić mur.

(Ludzie rozwalają mur, jeden z Xięży wchodzi do alkowy.)

Cóż tam?

XIĄDZ.

       20 Jakiś człek bez zmysłów leży.

KRÓL.

Wynieść go tu...

WOJEWODA.

Lecz królu, on do mnie należy.




SCENA SZÓSTA.
CIŻ SAMI. MAZEPA wyprowadzony z alkowy przez XIĘDZA.
KRÓL.

Co to znaczy? mój własny Paź — to Pan Mazepa!

WOJEWODA.

Fortuna mi jak widzisz królu daje ślepa
Twego Pazia za trupa.

KRÓL.

Ocucić go winem.
Na Boga! — Wojewodo z twoim Panem synem
       5 Odpowiecie przed sądem i przed trybunały!

WOJEWODA.

To mi więc Mości Królu, jest krok nazbyt śmiały
Zabić cudzołożnika?

KRÓL.

Rzecz się ta wyświeci...
Gościnny mi się wcale zdaje dom Waszeci! —
Panie Mazepo — Cóż się Waćpanu wydarza?

MAZEPA.

       10 Mości Królu wychodzę z pod tego ołtarza
Jak Lazarus — rzecz całą jak była odsłonię,
A przynajmniéj że honor téj Pani obronię,
Która niewinnie męża posądzenie znosi.
Potém paź kogo potrzeba pokornie przeprosi,
       15 A komu trzeba — mignie pod oczy żelazem.
Wyprawiony przez ciebie, panie mój, z rozkazem,
Wziąwszy za mądre listy, groźby i odprawę,
Musiałem tu załatwić honorową sprawę...
W pojedynku zaś owym przez traf oczéwisty
       20 Przeciwnik mi otworzył szablą twoje listy
A ja w otwarte, jak paź ciekawy...

KRÓL.

Mazepo!

MAZEPA.

Listy te były takie, żem się tu na ślepo
Wrócił do zamku — Króla chcąc uniknąć twarzy

Wkradłem się do ogrodu, nie spotkałem straży.
       25 I długo ważąc w myślach owego wieczora
Kogo by w mojéj biedzie wziąć za protektora —
Albowiem mnie to srogie groziło więzienie —
Wpadłem... bo tak nieszczęsne chciało przeznaczenie,
Do pustego pokoju téj Pani. — W tém słyszę
       30 Któś nadchodzi — Osób dwie; — kilka słówek piszę
Na wachlarzu Jéjmości, o prezencyi własnéj,
Potém z trwogi do ciupy téj wpadam niejasnéj
I zapuszczam firanki. — Moja dotąd wina! —
Z Wojewodzicem była to Wojewodzina.
       35 Jużem chciał łeb wychylić jak ryba z niewoda,
Gdy oto wpada z ludźmi zbrojny Wojewoda,
Krzyczy, grzmi, wietrzy — zwietrzył mnie za tą firanką;
Już miałem wyjść i moją szabelką acanką
Drogę sobie otworzyć i wrota kozacze...
       40 Lecz słucham — ona Panie Miłościwy płacze;
Ona, kiedy mąż wrzeszczy i tupce ciemięga,
Na krzyżu mu najświętszym Chrystusa przysięga
Że mnie w alkowie nie ma. — Jakże tu wyjść było?
Przysięgła — jam się kurczył i serce mi biło:
       45 Już myślałem że burzę przeczekam bez szwanku,
W tém Wojewoda ludzi zawołał z krużganku...
Przyszli — ja słucham — włosy mi wstają na głowie,
Każe mnie kamieniami zawalić w alkowie...
Walą głazy — ja słucham — stosują do węgła...
       50 Lecz jakże było Królu wyjść? — ona przysięgła!
Téj kobiecie by nigdy wtenczas nie wierzono...
Nie wyszedłem. — Lecz jakże drżało moje łono,
Gdy usłyszałem już mur rosnący przede mną.
Zamurowali. — Ciszę uczułem podziemną —
       55 W oczach stanęły różne młodości obrazy,
Wyciągnąłem przed siebie ręce, czuję głazy
Zimne, nieporuszone... zacząłem żałować
Że się tak marnie dałem żywcem zamurować...
I zdjął mię strach — o głodzie pierwsza myśl nadbiegła,
       60 Gdzie zajrzę — ciemność; czego się dotknę, to cegła.
I zdjął mię strach i strach mi był bratem do końca.
Nie wiem wiele tych godzin minęło bez słońca,
Jużem się rezygnował na wszelkie boleści,

W tém słyszę... coś nademną jęczy, i szeleści,
       65 Szukam, przebiegam ręką drżącą czarne ściany —
Znalazłem... to kanarek był zamurowany
I zdychający z głodu. — Te skargi pisklęce,
Trzepiotanie się jego — gdy konał na ręce,
Taką mię zdjęły zgrozą — że padłem bez ducha.

KRÓL.

       70 Byłbyś tam Waszeć zamarł jak w bursztynie mucha
Gdyby nie ja. — Nad czémże dumasz Wojewodo?
Nie widziemy aby to było z jaką szkodą
Waścinego honoru, że ten świszczypała
Zmartwychwstał.

WOJEWODA.

Co?

KRÓL.

Ta rzecz się przez omyłkę stała.
       75 Paź mówi prawdę, mógłbym pokazać te listy,
A obaczyłbyś Waćpan że miał zamiar czysty:
Że pragnął owszem honor Waściny ocalić.

WOJEWODA.

Na Boga! — To mnie, Królu, na nic się żalić;
Być ukontentowanym — z hańbą zostać wiecznie...
Nie prawdaż?

KRÓL.

Ja tu hańby nie widzę...

WOJEWODA.

       80 To grzecznie!
To Miłościwy Panie dowód twojéj laski...
Więc ty hańby nie widzisz? Ja stawiam zatrzaski
Na wilka, a złowiłem wróbla i czyżyka;
Pokój chcę zamurować — i cudzołożnika
       85 Zamurowałem. — Smutny to wypadek Panie! —
A teraz niech się ze mną wola Boska stanie:
Ale ja tego pazia już mam i nie puszczę.

KRÓL.

Co? — i ty śmiesz? —

WOJEWODA.

Gdy jeleń wejdzie w moją puszczę
To, Mości Królu jeleń mój — ja dobrze strzelam.
       90 Ja tu was teraz starą męką rozweselam.
Śmiejcie się! — i ty żono śmiej się, pokiś żywa...

KRÓL.

Cóż to za zemsta w starym twarda i straszliwa!

MAZEPA.

Chodzi mi o tę panię — co u Waszéj Mości
Nie znajduje obrony, ani też litości...
       95 Cóż pocznie tu obelgom na zęby wydana? —
Oto Miłościwego mi zaklinam Pana
Aby temu, co powiem, chciał dodać powagi
Królewskiém przyzwoleniem. Oto jest miecz nagi,
Na tym pałaszu honor niewiasty spoczywa,
       100 Kto śmie ją lżyć, niech szabli z jaszczuru dobywa,
Ja żądam sądu Boga.

KRÓL.

Zezwalamy z żalem.

WOJEWODA (dobywając szabli.)

Chodź się bić..

KRÓL.

Ty sam starcze?

WOJEWODA.

Ja będę rywalem
Tego gacha co broni niewiernicy sprośnéj;
A jużby też był Pan Bóg bardzo nielitośny,
Gdybym ja go nie zabił.

ZBIGNIEW.

       105 Ojcze, zdaj to na mnie;
Lecz jeżeli ja zginę - to wtenczas przynajmniéj
Uwierz ty w jéj niewinność... Niechaj żyje błoga,
Krwią ludzką od potwarzy broniona przez Boga.
Przyrzekasz mi — tu Boski cios nie może minąć —
Przyrzekasz mi? —

AMELJA (do Wojewody.)

Nie pozwól mu iść — on chce zginąć.

WOJEWODA.

Precz! on zwycięży — a ty! —

(odpycha ją.)

No synu do szabli!
Zbigniewie — ot mi teraz szepcą jakby djabli
Że ty się pomścisz za mnie. Czy czujesz to w sobie?
Jeżeli nie, to zostań.

ZBIGNIEW.

Nie myślę o grobie...
       115 To za wcześnie, za wcześnie. Cóż Panie Mazepo...
Co się tak mamy rąbać i może na ślepo
Przy xiężycu albo li przy pochodni blasku,
Proponuję broń palną. Miejsce, w bliskim lasku...
Czekam na Pana...

MAZEPA.

Chodźmy...

ZBIGNIEW.

A ha — Mości Panie
       120 Nim się tu z nami wola Pana Boga stanie:
Jako rycerz osoby któréj cześci bronisz,
Warto że się jéj kornie do kolan ukłonisz,
Że ciebie i obrończą broń pobłogosławi...

WOJEWODA.

Paź przed nią?

ZBIGNIEW.

Jeśli winna, to pazia odprawi
       125 Z błogosławieństwem zguby... Bóg winnym nie sprzyja.

(Mazepa klęka przed Amelją która stoi nieruchoma.)
WOJEWODA (do Amelii.)

Słyszysz! Błogosławieństwo Wać Pani zabija —
Błogosław go — Cóż, martwa jak kamień, daj rękę.

AMELJA (wyrywając rękę Wojewodzie.)

Czemu mnie Waćpan ciśniesz! —

(Błogosławiąc Mazepę.)

Na Chrystusa mękę,
Bądź pobłogosławiony — A tamten? a drugi? —

WOJEWODA.

       130 Tamtego błogosławił ojciec... Héj, niech sługi
Wyjdą w las z pochodniami; poświecić synowi. —

ZBIGNIEW.

Niech nikt nie idzie za mną.

WOJEWODA (do Zbigniewa.)

Zamorduj! — strach mrowi
Przenika minie... Zamorduj! — mierz w serce głęboko.

(Zbigniew całuje ojca w rękę i daje znak Mazepie. Wychodzą oba.)



SCENA SIÓDMA.
CIŻ SAMI prócz Zbigniewa i Mazepy.
KRÓL (do Wojewody.)

Osłupiał mi coś Waszmość — w ziemię wlepił oko.
Pomyśl, jeszcze czas cofnąć tych szaleńców obu.

WOJEWODA.

Już nie czas — moja krzywda domaga się grobu...
Już nie czas Mości Królu — Wszak tam winny padnie.
       5 A mój syn — ot mi czoło ni trochę nie bladnie;
Mój syn przeciwko mojéj cześci nie zawinił.
Niesprawiedliwość by to sam Pan Bóg uczynił
Gdyby mój syn nie wrócił — Cyt, proszę o ciszę —
Proszę... o wielką cichość...

(Chwila milczenia, słychać strzał z pistoletu.)
XIĄDZ.

To sąd Boga.

WOJEWODA.

Słyszę. —
       10 To mój syn strzelił... drugi nie strzela. Nie strzeli...
Już mu się czoło śmierci okropnością bieli,
Już serce pękło... leży u stop mego syna.
Bądź pochwalony Boże! — Twoja to przyczyna
Najświętsza Panno, ciebie moje serce sławi! —
       15 Jakże się nad tym trupem mój syn długo bawi...
To dziwnie... strzał był tylko jeden mego syna
A po nim już ogromna ubiegła godzina —
Trup musiał umrzeć... Czemuż tu nie widać mego...




SCENA ÓSMA.
CIŻ SAMI. MAZEPA wchodzi z pistoletem w ręku i staje przy królu.
WOJEWODA.

Gdzie jest mój syn? — gdzie syn mój? Gdzie mój syn? Dla czego
Wy tacy bladzi? — W imię Przenajświętszej Panny
Co to jest? Pokaż piersi mi twoje? —

(Biegnie do Mazepy i rozdziera mu żupan na piersiach.)

Nie ranny!!!
Mój syn zabity! — Chłopiec mój zamordowany!!!

(Wali się u stóp króla twarzą do ziemi...)
KRÓL.

       5 Nie ruszać go — nie mówić nic — bo takie rany
Same się muszą goić — i łzy mają swoje.

WOJEWODA (wstając.)

Gdzie moje dziecko! ja chcę widzieć dziecko moje!

(Wychodzi.)
KRÓL.

Iść za nim...

(Jeden z xięży wychodzi za Wojewodą.)



SCENA DZIEWIĄTA.
CIŻ SAMI, prócz Wojewody.
KRÓL (do Mazepy.)

Czy się wszystko odbyło z honorem...

MAZEPA.

Nie pytaj Najjaśniejszy Panie: on był wzorem
Szlachietności i wdzięku — śmierć miał bardzo smutną.
Zajmij się ty jéj losem — patrz blada jak płutno,
       5 Posąg który się trzyma strętwieniem boleści...
Jéj ducha anioł teraz podnosi i pieści...
A ona mu rospaczy ciszą odpowiada.

KRÓL.

Patrzcie, powraca stary — wraca mara blada...
Nie zatrzymujcie — idzie obłąkany — puśćcie!...




SCENA DZIESIĄTA.
CIŻ SAMI. Wojewoda wraca niosąc w ręku chustę zbroczoną.
WOJEWODA.

Oto me łzy i syna mego krew na chuście.

AMELJA (z obłąkaniem postępuje ku niemu.)

To dla mnie.

WOJEWODA (Rzuca jéj w twarz chustkę krwawą.)

Masz ją w oczy.

AMELJA.

A! — A! —

(Pada na wznak omdlała.)
KRÓL.

To dzień sądny!

WOJEWODA.

Królu! proszę na pogrzeb — a będzie porządny...
A ty mi panie wszakże nie odmówisz, sądzę...
       5 I ten paź także — U wrót zasunąć wrzeciądze —
I ten paź także — Czarną wywiesić chorągiew...
Tokaju z beczek zaraz utoczyć do stągiew...
Będzie stypa...

KRÓL (na stronie.)

On widzę mię tu więzi gwałtem.

WOJEWODA.

Dla oszczędności — grzebać będziemy ryczałtem.


KONIEC AKTU CZWARTEGO.


AKT PIĄTY.

SCENA PIERWSZA.
Sala w zamku, WOJEWODA, CHMARA.
WOJEWODA.

Czy syn już w trumnie?

CHMARA.

W trumnie już panicz spoczywa.

WOJEWODA.

Czy moja żona jeszcze nie umarła?

CHMARA.

Żywa —
Ale już jéj nie długo. —

WOJEWODA.

Teraz Panie Chmaro
Cokolwiek się tu stanie z moją głową starą
Waćpan mię nie opuścisz?

CHMARA.

       5 Przysięgam na krzyżu.

WOJEWODA.

Więc ty widziałeś wojsko kwarciane w pobliżu.

CHMARA.

Jadąc po trumnę, wojsko spotkałem i działa.
Tu szli.

WOJEWODA.

Stąd o dwie mile?

CHMARA.

O dwie.

WOJEWODA.

Bogu chwała
Dosyć mam czasu... Król chce wyjechać koniecznie,
       10 Ja króla puszczę — lecz paź tu zostanie, wiecznie,
Choćby mi spadł łeb siwy. Idź — czekaj rozkazu.

(Chmara wychodzi.)

Proszę.. nie zapłakałem jeszcze ani razu
Tak mi ta zemsta wszystkie łzy w oczach wypiekła...
Lękam się tylko, by mi już z rąk nie uciekła.




SCENA DRUGA.
WOJEWODA, KRÓL — ubrany jak do podróży MAZEPA — kilku pokojowych królewskich.
KRÓL.

Mój Wojewodo, z naszą by to chęcią było
Nad twojego chłopaka zapłakać mogiłą,
Bo to nam i pancerny tęgi wojak ubył...
Zaprawdę, że to smutna rzecz! on wczoraj tu był,
       5 Śmiał się z nami, rozmawiał, dziś już gdzieś przed Bogiem,
A na nas tu spogląda z litością; i głogiem
Nazywa róże świata. To rzecz jest głęboka
Kiedy tak nagle młodość nam schodzi z przed oka,
I wynosi swe wszystkie, za ten świat, nadzieje.
       10 Dziwnie że się i kiedy człowiek głośno śmieje
Będąc na takim świecie... lecz cóż robić z dolą! —
Stary mój druhu, jak ci te rany przebolą
Zapraszamy cię do nas, do stolicy, w gości —
Dalipan że mi smutno rzucać dom Waszmości.
       15 Ale są interesa rzeczy-pospolitéj
I te mnie bardzo naglą.

MAZEPA.

Pogrzeb nie odbyty
A ty Panie wyjeżdżasz?...

KRÓL.

Wierzaj Wojewodo
Że gdyby to nie było z wielką kraju szkodą...

WOJEWODA.

Ot — na co próżno gadać Miłościwy Panie,
       20 Ty wyjeżdżasz — lecz syna mego kat zostanie...

KRÓL.

Na Boga! Mości Panie, na co?

WOJEWODA.

By zdał sprawę.

KRÓL.

Cóż to? czy Waszmość sądną chcesz postawić ławę.
A niechże się coś Waszmość na Króla ogląda —
Czy Waszeć męki, czy Waść krwi człowieczéj żąda?
       25 Na Boga! — a to może gdy mi przyśniesz w oczy,
I Waćpana się głowa po trumnie potoczy.
Śmiałżebyś tutaj zrobić rokoszową probę?...
Czy Waść myśli uwięzić królewską osobę?

WOJEWODA.

Król stąd wyruszy — ale bez pazia wyruszy.

KRÓL.

       30 Zobaczémy czy śmiesz nas trzymać? — Waść się puszy,
Ale Waść nie śmie.

WOJEWODA.

Żadnéj nie użyję siły;
Ale ci Królu drogę zastąpią mogiły.

KRÓL.

Do szabel Mospanowie.

WOJEWODA.

Moja w pochwie leży.
Kazałem zaszpuntować gardła mych moździerzy.

       35 Ja się nie oprę siłą... tylko w moim dworze
Nieprzestąpiony jeden próg tobie położę...
Próg dla królewskiéj nogi...

KRÓL.

Ba — gadzino dumna! —

(Wojewoda wychodzi do bocznego pokoju i wraca niosąc na ramionach trumnę syna, którą w drzwiach stawia poprzek.)
WOJEWODA.

Oto jest Mości Królu, syna mego trumna.
Oto próg Mości Królu, święty trup człowieka.
       40 Teraz że Najjaśniejszy Panie ojciec czeka...
Niechaj twoja ostroga to ciało ubodzie...
Niech będzie każda hańba znaną w moim rodzie...
Daj Pazia... lub idź Panie...

KRÓL.

Odsuń tego trupa...

WOJEWODA.

O! teraz dobrze moja zamknięta chałupa...
       45 Cóż Panie Paziu — ze mną zostajesz? czy zgoda?
Ja Waćpana dzień jeden chcę mieć... Dzisiaj środa?
W piątek wypuszczę — żywcem wypuszczę — niech zginę.
Lecz cię żywego będę miał — choć przez godzinę...
Na matkę się Najświętszą klnę że wyjdziesz żywy,
Ja tylko chcę mieć ciebie w rękach...

MAZEPA (na stronie.)

       50 O! straszliwy...
W ręce mię chce wężowe owinąć jak w bluszcze.

WOJEWODA (do króla.)

Przysięgan — Panie że ci go żywcem wypuszczę.

MAZEPA (do króla na boku.)

Panie, zostaw mnie, sam jedź. Twoje szyki blisko.
Przyjedziesz tu, działami otoczysz zamczysko;
       55 Mnie się tu nic nie stanie; Król stracisz powagę...
Mam szczęśliwe przeczucie, będę miał odwagę...
Król wrócisz za godzinę...

KRÓL (namyśliwszy się do Wojewody.)

O! starcze zacięty,
Ja ci pazia zostawiam — lecz za jeden zdjęty
       60 Włosek z niego — za jedną plameczkę na cześci
Ty mi odpowiesz głową...

WOJEWODA.

W tym domu boleści
Paziowi będzie dobrze...

KRÓL.

Zobaczym się, stary.

(Wojewoda trumnę bierze na ramiona; Król i pokojowce wychodzą.)



SCENA TRZECIA.
}
WOJEWODA, MAZEPA, potém Chmara i słudzy w żałobie.
WOJEWODA.

Nie wiem czy do widzenia... tu szerokie mary,
Ja może pójdę z synem — tu śmierć ludzi ściga...
O! patrzajcie jak człowiek krzyż Chrystusa dźwiga,
Zmorduje się i gotów się powalić trupem...

(Kładzie trumnę na środku sali.)
MAZEPA (na przedzie sceny sam z sobą gada... Wojewoda zaś nad trumną stoi i daje rozkazy.)

       5 Zostałem się więc teraz królewskim okupem.
Stary zda się że nie dba — ani na mnie patrzy...
Lecz się w nim żółć gotuje strasznie, coraz bladszy,
Coś żuje jakby zemstę żuł...

WOJEWODA.

Héj! Panie Chmara

(Wchodzi Chmara i słudzy.)

Ustawić tu katafalk — trupów będzie para...

MAZEPA.

Zimno mi trochę...

WOJEWODA.

       10 Rzędem postawić gromnice.

MAZEPA.

Wolałbym jaką prędką śmierć — jak błyskawicę.

WOJEWODA.

Na drugiéj trumnie także przybić moje herby...

MAZEPA.

To nie dla mnie...

WOJEWODA (do Mazepy uderzając go po ramieniu.)

Mospanie!

MAZEPA.

Co?

WOJEWODA.

Czy liczysz szczerby
Na tym suficie?

MAZEPA.

Patrzę na sufit bez celu...

WOJEWODA.

Stary dóm.

MAZEPA.

Jeszcze potrwa.

WOJEWODA.

       15 Dłużéj niż nas wielu.

MAZEPA.

Życie jest w ręku Boga.

WOJEWODA.

Waszmość mi pozwoli
Że zostawię samego — jest to dom niedoli —
Ot zostawiam Waćpana z nim.

MAZEPA.
(Pokazuje na trumnę syna i do niéj mowę obraca.)

A wstańże śpiochu!
Wstańże i baw — Co, nigdy już? — nigdy! — Garść prochu,
       20 Kilka desek i wszystko! —

MAZEPA (na stronie.)

Biedny stary.

WOJEWODA.

Proszę...
Zostań Waść z tym nudziarzem i baw się potrosze,
Jak można, aż powrócę.

MAZEPA.

Mam suplikę jedną
Do ciebie Mości Panie...

WOJEWODA.

Co? — masz matkę biedną?
Którą żywisz? — ja dam jéj dławiącego chleba
Jak Waść umrzesz.

MAZEPA.

       25 Tu mówić otwarcie potrzeba.
Syn twój — Wielmożny Panie nim skonał...

WOJEWODA.

Nim?... daléj...

MAZEPA.

Kilka mi proźb ostatnich zdał...

WOJEWODA.

Starcze oszaléj!!
Syn go exekutorem zrobił testamentu...

MAZEPA.

Nie chcesz więc słuchać Panie, cierpliwie?

WOJEWODA.

Bez wstrętu.

MAZEPA.

       30 Klnę się Bogiem, i śmiercią jak sądzę już bliską
Że mam czyste zamiary. Te biedne chłopczysko
Polecił mi, bym widział się tu z matką panią.

WOJEWODA.

Ja ci ją przyszlę.

(Wychodzi.)



SCENA CZWARTA.
MAZEPA późniéj AMELJA.
MAZEPA.

Boże! o jakże mię ranią
Słowa tego człowieka — próżno — cierpiéć muszę.
Wartoby też i na śmierć przygotować duszę
I pomodlić się Pannie Najświętszéj przy trumnie...
       5 To potém czoło moje będę nosił dumnie
I będzie mi pomocą Przenajświętsza Trójca...

(Wchodzi Amelja z rozpuszczonemi włosami biało ubrana.)

Otóż i ona... Jaka ty blada?

AMELJA (daje mu znak aby się nie przybliżał.)

Zabójca!

MAZEPA.

Pozwól mi się przybliżyć — biedna moja Pani
Nie oddalaj mnie ręką — jesteśmy związani
       10 Łańcuchem tajemnicy, jak trzy cienie bratnie...
Ja mam od umarłego zlecenia ostatnie. —
On ciebie kochał Pani.

AMELJA.

On!

MAZEPA.

Śmierć jego sama...

(Amelja pokazuje ze zgrozą na Mazepę.)

O! nie, na czole mojém krwi nie leży plama;
Jam go nie zabił.

(Amelja postępuje krokiem ku niemu.)

Słuchaj — Gdyśmy byli w lasku
       15 Brzozowym — przy xiężyca ujrzałem go blasku
Bardzo smutnym i bladym — Co? serce ci bije?

(Amelja daje znak ręką aby mówił daléj.)

On mi się rzucił pierwszy z uściskiem na szyję
I położywszy głowę mi na pierś bijącą
Milczał długo i rękę moją trzymał drżącą —
       20 Niestety w mojéj ręce była broń nabita! —
Nagle, strzał usłyszałem. Patrzę — on się chwyta
Rękami za powietrze i na wznak się wali...
Przybiegam — patrzę: mały sznureczek korali
Zbiegał mu po puklerzu i plamił stokrocie.
       25 Otworzył oczy całe w xiężycowém złocie,
I rzekł... przebacz! ty byłeś rycerzem zhańbionéj,
Ja ginę z ręki przez nią pobłogosławionéj,
Przebaczcie mi i razem pamiętajcie o mnie.
Potém zaczął pacierze mówić nieprzytomnie
       30 I zamknął oczy pełne łez — mówiąc o tobie.

(Amelja zaczyna płakać.)

O! płacz! o płacz go Pani... ten co leży w grobie
Godzien jest teraz naszéj zobopólnéj cześci.
Ameljo — oto jestem ci bratem boleści;
Jeśli kiedy, ja biedny na dworze sierota...
       35 Wszak nie masz braci? Jeśli więc biedna istota,
Dworskie pachole, może być tobie pomocą?
Otom jest na kolanach.

AMELJA (kładąc ręce na głowie klęczącego pazia i nachylając się nad nim.)

Niech ci drogę złocą
Matki Boskiéj anieli. — Ja umierająca...




SCENA PIĄTA.
CIŻ SAMI. WOJEWODA.
WOJEWODA (chwyta za rękę Amalją i odrzuca ją od pazia.)

Co? w obec trupa?!

AMELJA.

Niech mię Waszmość nie odtrąca,
Ja sama padnę — jestem otruta...

(Chwiejąc się idzie i klęka przy trumnie.)
WOJEWODA.

To dumnie!
A nie kładź się Waćpani tam, na dziecka trumnie,
Bo ją splamisz...

MAZEPA.

Okropność! — Starcze, daj niech skona...

WOJEWODA.

       5 Co? trupie ty!




SCENA SZÓSTA.
Ciż sami, CHMARA potém GONIEC od Króla.
CHMARA.

Posłaniec Króla...

WOJEWODA.

Śmierci wrona,
Niech wleci, ścierwo tutaj gotowe i świeże.

(Goniec wchodzi.)
GONIEC.

Król Jegomość spotkawszy kwarciane żołnierze
Jest przed zamkiem i każe ci otworzyć wrota,
O dworzanina się też upomina.

WOJEWODA.

Złota
       5 Wolność szlachecka — zamku nie dam. Niech król bierze;
Co zaś do dworzanina; na szlacheckiéj wierze
Król może poledz, pazia mu wypuszczę żywcem;

Ale król będzie dobrym Mopanku, myśliwcem
Jeśli go złowi.

GONIEC.

Mości Panie są harmaty.

WOJEWODA.

       10 Da się to słyszéć — idź precz.

(Goniec i Chmara odchodzą.)



SCENA SIÓDMA.
WOJEWODA, MAZEPA I AMELJA, umarta na trumnie.
WOJEWODA.

Moje antenaty
Cieszcie się — ja ostatni nie bez szlachetności
Swiatowi daję habdank.

MAZEPA (na stronie.)

Mróz idzie przez kości...

WOJEWODA (zbliżając się do trupa Amelii.)

Cóż to? na trumnie! — czy to cudzołożne łoże?
Cóż to? Waćpani milczysz — Co? ja ci otworzę
       5 Piersi i tam zobaczę twój strach... Wstań obłudna.
Waćpaniś mi tak była zawsze czysta, schludna,
A teraz się nie lękasz popiołem powalać...
A wstańże Imość i precz!!

(zrzuca ją z trumny.)

Jak się można skalać
Dotknąwszy takiéj rzeczy rękami — pfu! zgroza!

(Do Mazepy który klęczy nad ciałem Amelii.)

       10 Słuchaj mię ty urwany wisielcze z powroza!
Ty mi nie tykaj żony...

MAZEPA (wstając.)

Starcze wściekły, siwy,
Żałowałem cię sądząc żeś był nieszczęśliwy,
Teraz pogardzam.

WOJEWODA.

Mówisz paniczu rozumnie...
Poczekaj — pogadamy... usiądę na trumnie...
No — i cóż? —

MAZEPA.

       15 Podłą duszę masz... Jać się nie boję.

WOJEWODA.

Ha...

MAZEPA.

Mogę na proch strzaskać podłe serce twoje...
Mogę cię tu otrętwić jak piorun co miga. —
Ot — wstań z trumny bo trup się tam, pod tobą wzdryga.

WOJEWODA.

Trup mego syna!...

MAZEPA.

Syna twego trup się męczy,
       20 On cię nie chce na sobie czuć — on w trumnie jęczy.
Wstań hańbicielu zmarłych i upadnij czołem...
Bo ja tu jestem dla nich mścicielem aniołem...
Bo ja mam piorun w ustach i przez litość jedno
Nie rzucam go na twoję głowę siwą, biedną.
Na twoję nędzną głowę...

WOJEWODA.

       25 Waszmość jesteś głupi...
Mówisz a tu w około słuchają cię trupi;
A Waszmość jesteś trzecim.

MAZEPA.

Jam się zdał na Boga...
Lecz Wać mi Wojewodo do nóg — bo wieść sroga —
Bo jak powiem — Waćpana krew zabić gotowa...

WOJEWODA.

Mów...

MAZEPA.

A Waćpan precz z trumny.

WOJEWODA.

       30 Mów, bo twoja głowa.

MAZEPA.

Niechże więc ciebie żółcią zgryzoty napoję. —
Ot — kochało się razem do śmierci tych dwoje!

WOJEWODA (porywając się z trumny.)

Łżesz!

MAZEPA.

A ty wstałeś z trumny.

WOJEWODA.

Przenajświętsza Trójco!

MAZEPA.

I twój syn, był dla żony twojcj — samobójcą.

WOJEWODA.

       35 Mój syn — czekaj przypomnę, czy prawda. — Ohydni!

(Słychać huk dział, kilka kul wlatuje do sali.)

Idź Waćpan stąd — tu kule latają... Bezwstydni!!
Idź Waść...

MAZEPA.

Powrócę z królem Mości Wojewodo...
Syn twój chce leżeć przy niéj...

WOJEWODA.

Precz!

MAZEPA.

Z Waszmości zgodą
Oddalam się — cokolwiek mię czeka za progiem...

(Wychodzi — słychać że go w korytarzu napadają ludzie zbrojni — szczęk krótkiéj walki.)



SCENA ÓSMA.
WOJEWODA sam.

Biorą go — wiążą — To mi to zemsta nad wrogiem!
Sznury się w mięso wpiły... koń ciało roztarga. —
Zimno mi — Synu! ojciec Waszmości się szarga

We krwi, a ty się krwaw—j nie przelęknij mary....
       5 Co to jest? — jak tu ciemno?... Jakie to poczwary
Całujące się głośno w ciemnym korytarzu? —
A wstańże z trumny — wstańże ohydny nędzarzu,
Powiedz że to nie prawda... każ się deskom spaczyć!
Wstań! otwórz ty się trumno! ja gotów przebaczyć
       10 Jak mi do nóg upadniesz — Łzy gotowe pociec...
O! trumno! ja ci gotów przebaczyć — ja ojciec,
Jeżeli z ciebie wyjdą łzy nad moją nędzą. —
Precz trupy! Niech szatani was przez ognie pędzą!
Dosyć oszukiwania! i dosyć żywota.




SCENA DZIEWIĄTA.
WOJEWODA, CHMARA, póżniéj Król na czele zbrojnych.
CHMARA.

Król...

WOJEWODA.

Daj mi kindżał.

CHMARA.

Panie ukorz się...

WOJEWODA.

Do błota?...

(Król wchodzi.)
KRÓL.

Wojewodo! dasz głowę...

WOJEWODA (zabija się.)

Ot masz... niech ją zwleką...
Lecz każ mnie od tych trupów pogrzebać daleko...

(Pada martwy.)


KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.