Stary Kościół Miechowski/Księga I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Stary Kościół Miechowski |
Wydawca | Wydawnictwa Instytutu Śląskiego |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Dziedzictwa w Cieszynie |
Miejsce wyd. | Katowice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
I.
Gromada w szkole; kłótnie przytłumione perorą Boncyka. P. Rektor Bienek przymawia gromadzie, aby zezwoliła na budowanie kościoła i na konieczności stąd wynikające; wspomnienia o starodawnych Miechowicach.
Lat dziecinnych, szczęśliwych przebłogie wspomnienia,[1][2] 5 Nad dach komin bielony szyję swą podnosi,Chciałby widzieć wieś całą, więc z niechęcią znosi, 10 Tam miód pachnie, tam pszczółek brzęk, muzyka miła.
15 Tam zamek, plebanija, tam szkoła z Rektorem!Wiosko! We dnie raj oczu, a słuchu wieczorem: 20 Bydła stada z pod Więzu i od Zakaźnego,[7]Z Nomiarek, Żabich Kółek, z Brzezin, od Jeziorka, 25 Gdy zwolna noc się zbliża i w szarym pomrokuNiesie koniec dla pracy, a słodki sen oku, 30 Gdzież to bowiem to dawne szczęście się podziało?Byłoż rzeczywistością, czy tylko marzeniem? 35 Będę nim choć w spomnieniu, a na wspomnień wątku[11]Opieję stare dzieje w dowolnym porządku![12] 40 Cały stós gminnych aktów z zwierzchności rozkazem:[15]„Dzisiaj zwołać gromadę.” Zanim więc lewicą[16] 45 Otrząsł palce, wziął pismo, gromadzie wskazuje,I z zlecenia zwierzchności tak się wywięzuje: 50 Opolskiemu Rządowi i którą nazwałemKapitalną; więc będziem, Szanowne Zebranie, 55 Podniósł się Marcin Żyła, zwykle zwan „Marcinek”Lub „Garnuszek”, snać z wzrostu dźwigał ten przycinek, 60 Że mi dobro ogólne nigdy rzecz nie lada.Pytam więc, Panie Rektor i Sołtysie Panic: 65 Gdzież Karf, Worpie i Gruba? a gdzież Bobrkowianie?Rónot, Podlas, Osiny, nawet Rokitnianie? 70 Od wrót do wrót, niech grozi, że starzy i młodziPod karą przyjść powinni obradować, aby 75 Tak kipiało z Garnuszka, a jak kipieć pocznieZ jednego garnca, syczą natychmiast poboczne. 80 Wszak ja chodzę, bezemnie nie bywa gromada.”Koronowicz, Adamiec Staś, dwaj starsi gminni Ale Fołtyn ordynanc zbiera stare siły 85 „Marcinku! prawdę mówisz, że jesteś za młody, A więc nie wiesz, że trzeba rozważyć rzecz wprzódy, 90 Gdzież honor gospodarzy, dać się za łby wodzić I ulegać pogróżkom starego Fołtyna? 95 Znał-li Marcin Klózioka Kaspra? Już pod trawą Odpoczywa, z pańskiego stodolnego sławą, 100 Śród mrozów stary Fołtyn był wierny stodolny! Nigdy nóg nie szczędziłem, a Marcinek młody 105 Nie o milę odległy sąsiad od sąsiada, Niechże woła ten tego, a będzie gromada. 110 Pradziadów, kto tej nocy był wachtarz miejscowy, Wczas rano sąsiadowi dzidę zanieść raczy; 115 Nie czyniono nam żadnej w rozkazach grzeczności! O północy wstał Szaflik (już on we wieczności, Marcin go nie pamięta), wstał więc Szaflik miły, 120 Dziś z kosą do Nomiarek! Białasik, do pługa!Stasiu, dzisiaj do siana! Wojtku, ty z cepami!...” 125 Teraz, iżeście wolni, w słuchu tępiejecie,Czego wam się nie trąbi, tego już nie wiecie. 130 Grzesia; tam z Rokitnicy połyskuje staraGłowa Hatlapy; jest tu Grabowy, Kompalik, 135 Bargiel: „Fołtynie!” — woła, — „i cóż to ma znaczyć,Że ty zamiast się z tego przed nami tlomaczyć, 140 Czemużeś ani stopą nie był na Szkarotce?Mówże, czemużeś nie był?” — „Niegrzeczne drągale!” — 145 Cóż nam ty dasz na kościół? A wreszcie, mój Panie,Kiedyż kto Bargla w jego komorze zastanie? 150 Lecz i ty względu nie masz na mą siwą głowę!“
Rzekłszy, usiadł na ławie; aże stękła ława, 155 Oto już wstał Marcinek, Żyłowie, Barglowie,Gryczyki, Solipiwo, Krzón, bo w owej mowie 160 „By nas w twarze bić miała pięść gminnego sługi;Za drzwi z nim!” Już wykonać, co grożą, gotowi, 165 Bułeczka, Boncykowie, Pieckowie, Łaszczyki,Stoją mocno jak w grochu walącym się tyki, 170 Wołam was do porządku! Cicho tam, Mitula!Uciszcież się!” Gdy w lecie nagle wiatr powstanie, 175 Niekiedy jeszcze zagrzmi, lecz wnet niebo jasne,Co przed chwilą dla czarnych chmur było za ciasne; 180 Powstał stary gwardzista Walek Boncyk, krząknąłNa znak, że chce coś mówić; nastało milczenie, „Aleć, moi sąsiedzi, cóż się to dziś święci? 185 Ale taka, jak dzisiaj przenigdy nie była!Wierzę, że uszczypliwie mówił Marcin Żyła, 190 Każdy, chcąc nie chcąc, serce ordynanca rani!Aleć zaś miły Foltyn rąbał, a bez względu 195 Ja, com się tegoż roku jak nasz Biskup rodził,Pamiętam, że miechowski sołtys boso chodził, 200 Oj, wieleżbym wam o nich mógł rozprawiać, aleTa rzecz tu nie należy! Ja, moi kochani, 205 Wady naszych współbraci przebaczać, zakrywać,Nie rozgłaszać po świecie! Ja nie chcę używać, 210 Już od karczmy do karczmy ojciec jego chodziłKosztować, gdzie gorzałka była najsmaczniejszą, 215 Nawet dziecku dawano zamiast piersi matki,Kilka kropli gorzałki; mówiły sąsiadki, Że takiemu gorzałka już nie będzie szkodzić... 220 Z wódką żyli i z wódką ze świata schodzili. —Smutneć to były czasy, bardzo smutne, ale 225 Nie gniewaj się, Marcinie!“ — „Wszak ci się nie gniewam,Panie Sztajgier, bo o cóż? Ale się spodziewam, 230 Wszystkie gminy tu siedzieć powinne na ławie,Tego tylko żądałem, tak zawsze bywało.“ 235 Była rada, podpiszą, co my usądzimy,Wszak to u nas przysłowiem: jak wy, tak też i my. 240 Ten się drogą daleką, ten zdrowiem zastawiał,Ów się już cały tydzień radował niedzieli, 245 Swój paciorek niedzielny, nie śpieszcie do domuRazem z nami, lecz mówcie z Miechowianów komu 250 Teraz zaś tu w gromadzie, a Panie Rektorze,To rzecz pewna, że za mną z całej Rokitnicy 255 Jeszcze chciał coś tłomaczyć, lecz zwróciwszy oczy,Widział, jak z dalszej ławy na niego się mroczy 260 Aleć też do biegania miał interes mnogi,Bo pieprz nosił z Bytomia, a z Pyskowic buty, 265 Nikt go w karczmie nie zastał, tak o nim gadano,Do kościoła zaś chodził w niedziele wczas rano, 270 Gdy Dobrodziej Hatlapa mowę swą przedłużał,Aże wzdychał Widawski, wzdychał, oczy zmrużał, 275 Już was słucham godzinę i myślałem właśnie,Że nie wiecie, po coście tu przyszli. Już tego 280 Więc cóż to o kościele?” „Oj Widasiu miły,Pyskowice nie Paryż! Mnie nogi nosiły,” — Tam i nazad, a przecie zdrów jestem i żyję, 285 W nocy zręczniej, jak we dnie, innym drogę wskażę.“
290 Śmiechem parsknęli wszystcy na te niby fraszki,Bo któż wszerz i wdal nie znał na Karwie Forbaszki, 295 Na ganiących nie chciała zważać, aże zważać. Nim serdeczny zarażał śmiech ławę za ławą, 300 Zabiły Salomona, Dawida, Samsona,Ciężko westchnął: „A cóż ja Bujar, a cóż ona!” 305 Wytarł już też pan Rektór ślady śmiechu z twarzy;Ten przykład naśladują chustką pięćpalcową 310 Gospodarze, śmiejem się, a tuby przystałoSmucić się, nawet płakać! Już to lat niemało 315 A jednak wszystko stoi, ktoś nie miał ochoty!Ale latoś inaczej! Najłaskawsza Pani 320 W krótkim czasie z tych pustków cmentarz, opasanyZ pięknej cegły murami, ślicznie wyrównany, 325 Tymczasowy kościółek z łaski Jejmościnej.Tam Najświętsza Ofiara ma być sprawowaną, 330 Tu bąknął Wojtek Kóna: „Nam Pani budujeKościół, kościółek, cmentarz, a to nie kosztuje 335 Konie w stajniach, twe łąki, a na polach zbożeNie świadczą o ubóstwie; wszak ty oprócz Pana 340 A mówisz, żeś biedakiem? Nie strój komedyi!”„Franku!” — rzekł z śmiechem Kóna, — „powiedz mi no, w czyjej 345 Lepszy rozum Halinki, jak żon twoich oczy!Jednem cię tylko Kasia, twa pierwsza, kochała, 350 Sądź, jak chcesz!” Milczał Łaszczyk, znów się śmiech rozpoczął,Lecz zwinnie przed naciskiem nasz Wojtek uskoczył, 355 Smucić się, nawet płakać. »Już się wykonało«:Tak niby mówi do nas konającym głosem 360 Zajmowały te miejsca, gdzie teraz wieś stoi;Któż tu pierwszy zamieszkał: czy obcy, czy swoi? 365 Był — zaiste — i ten czas, w którym tegoż domuBożego wyglądano jak duszy zbawienia! 370 Tak lat było set kilka... A teraz! Za staryJuż kościółek ten dla nas, a jego rozmiary 375 Ale kościół tak wielki, że drewniany staryZ dachem pięknie się zmieścił w przestrzeni nowego. Kościoła; a co proboszcz Dronia w Sławięcicach 380 Przyszły kościół Jejmości, kto go tu doczeka!Słowem jaka jest kolej każdego człowieka: 385 Na wieki nieprzeżyte niegdyś budowano.Pisze do mnie minister” — tu czoło wysokie, 390 Kapitalną, że możem, Szanowne Zebranie,Kościół nowy budować. Nowe budowanie, — 395 Prawa wypadałoby trzecią część wszelkiegoKosztu włożyć na gminy. Aleć nasze Państwo 400 Odkładała na kościół. Tysiąc rąk ze skałyW Orzeszu dla niej kamień piaskowy łamały, 405 Obrabiają ten kamień; kamienie gotoweNa wózkach długich, niskich, żelazną koleją 410 Już tu do wsi przybyli; w sposób u nas nowy,Bo za pomocą koni, będzie wnet gotowy Cegły dobrej milijon albo jeszcze więcej! 415 Zowie się pan Kalide, a krewny w rodzinieNaszej łaskawej Pani, ma wykuć z marmuru 420 Panny siedmiobolesnej, Józefa świętego,Co będzie stał w ołtarzu ganku północnego, 425 Święty Jacek, a z drugiej dziewica Barbara.Szanowni Zgromadzeni! Co wam tu powiadam, 430 Wielkie więc, jak widzicie, są przygotowaniaDla nowego kościoła; według mego zdania 435 Boncyk Walek — „tej naszej Jejmości zamiaryNie są pono zbyt mądre! Nie ganię ja Pani, 440 Kurzawka, gdzie teraźni cmentarz. Moje zdanieJest, że podwiel świat światem, kościół tam nie stanie!” 445 Lub żeby swe ciężary w kurzawkę wgniatały.”
450 I stałby do sądnego dnia; lecz kto poruszyNiecoś głębiej ów piasek, cały kościół skruszy! 455 I utonie. Jać nie mam na piśmie obrazkuWnętrznych ziemi chodników, ale go mam w głowie, 460 Gdyż jest blisko kościoła; niecoś tylko dalejJuż mi dla córki Rózi mokry grób grzebali, 465 Że aż dotąd, gdzie wzgórek piasku się usiada,Będzie wszystko zniesione. Szanowni Słuchacze, 470 Przenieść, gdzie będzie nowy cmentarz poświęcony;Tam znów spoczną ojcowie, dziatki, męże, żony!” „Tam trzy żony czekają na me stare kości” , — 475 Westchnął Boncyk, — „trzy córki dziecinnej młodościTam śpią po ciężkiej męce, tam ojciec kochany 480 O niech stoi, a nowy możemy wystawićŚród nowego cmentarza! Nowy może sławić 485 By był pokój doczesny zadatkiem wiecznego!”„Wyście smutni, kochani!” — rzekł Bienek — „pojmuję 490 Gdy pomyślę, że niema i w grobie pokojuDla tych, co chcieli spocząć po doczesnym boju! 495 Ustąpią, bo on im da mieszkanie w wieczności.Wy płaczecie o groby?! Ja jeszcze mam wielki 500 Moje ręce służyły ołtarzom, kaplicy,I organom i dzwonom i świętej chrzcielnicy! 505 Kącika w tym kościółku czcigodnym, któregoJabym nie znał na pamięć! O, te święte mury Kiedym rano wczas, albo o wieczornej porze 510 Lały się oknem wieży w serca mego cienie:Tedy, płacząc, klękałem; gorące modlenie 515 Zemną dzieląc mój smutek, do mnie przemawiały.Jak wam pole jest razem pracą i spocznieniem 520 Nie myślałem inaczej, jak, że rozdzielenieW śmierci tylko nastąpi. — Otóż tu spełnienie! 525 Wnet wspanialsza świątynia wzniesie się ku niebu!”
530 Jako słuszną jest rzeczą nie czynić przykrościRządowi i łaskawym zamiarom Jejmości. 535 Czynić co tylko można, aby zezwolenieZe strony waszej dzisiaj jeszcze nastąpiło. 540 Urzędowi, dodawszy swe w tej sprawie zdanie;Myślę, że się z tem zgadza Szanowne Zebranie?” 545 Niechże Jejmość, kiedy chce, nasz kościół rozwalaI niech zmarłych przenosi; nam już dosyć będzie, 550 Gdy tylko dusza w niebie! Chciałbym jednak prosić,By dzień trumn przenoszenia raczono ogłosić, 555 Rzekł pan Rektór — „możno już przy przyszłej niedzieliDowiemy się o wszystkiem z kazania w kościele. 560 Chce-li jeszcze kto mówić?” — „Cóżbyśmy mówili?” —Wołał Kańtoch: „Gdybyśmy na kościół płacili, 565 Czas więc, by zgromadzenie znów się rozchodziło.W poniedziałki niektórzy zwykli długo leżeć, 570 „A więc kończę obradę. Zostańcież mi z Bogiem!”Wola pan Rektór; wszystcy mówią: „Z Panem Bogiem!” 575 Nabrał, zażył i kichnął głośno, lecz przystojnie;Pozdrawiano: „Na zdrowie!” — on grzecznie dziękuje 580 Wszystkie wargi w czynności, każdy głośno gada,Robi gesty rękami: „I na cóż gromada?” — 585 „Bo tu jakieś chytrości! Jeszcze nie słyszałyUszy moje, by Pan gdzieś chłopom chciał wygodzie! 590 Kto strzyże za Panami!” „Aleć, mój sąsiedzie,Jam zły sąsiad takimu, co z Panami jedzie!” 595 Tam się głośni gadacze nagle gdzieś podzieli.Rozsuła się gromada w kupy, w kupki, wreszcie 600 Dwaj starzy postępują ociężałym krokiem.Pierwszy z nich się zatrzymał, rozrzewnionem okiem Spojrzał w stronę kościoła, wskazał ręką, potem 605 Nowy, wspaniały kościół! Ja się nadziwowaćNie mogę tym odmianom. Gdyby z grobu wstali 610 Kiedym ja służył do Mszy, tedy tak bywało:W niedziele kilka kobiet przed ołtarzem stało, 615 Gdzie się te stare czasy Miechowic pod ziały!”
620 Już i Sobek Kaczmarczyk! Myśmy dwaj zostali!I cóżbyśmy nad tej wsi odmianą dumali? 625 Będąc dzieckiem? Jakież ja Miechowice znałem?Z tej strony ciemne lasy, z owej wielkie stawy, 630 Lecz ze zbutwiałych, grubych snopów długiej słomy,Pod strzechami niziuśkie czerniły się domy. Gdyż ówcześni majstrowie nie miewali piły! 635 Klinem belki łupano! Poławy łupaneNiezgrabnie na sękate belki przybijano, 640 Na sęk ubiór wieszano; Całe pomieszkanieTak niskie, że mój ojciec, daj mu niebo Panie, 645 A zaś ślicznym ogrodem ówczesne bagnisko;Śród wsi gościniec z dwiema po bokach rowami, 650 Już na niebie noc weszła z gwiazdmi błyszczącemi,W jej objęcie się rzucił świat z troskami swemi. 655 Walka ku grobu żony same niosły nogi,Znały drógę na pamięć! Tam na jej mogile |
- ↑ W. 1—36 stanowią ekspozycję, a zarazem inwokację całego poematu, utworzoną pod silnym wpływem początkowych wierszy ks. I. i epilogu „Pana Tadeusza”.
- ↑ W. 1. przebłogie — najbardziej błogie. Bonczyk używa chętnie przymiotników, złożonych z przedrostkiem prze- np.: przedrogi I 268, przemiły I 309, III 216, przedziwny I 404, prześwięty VI 527, 615, przegłośny VIII 213, przebłogi VI 603, a nawet raz rzeczownika: przeszkoda V 621 w znaczeniu: wielka szkoda.
- ↑ W. 9. pszczelnik — użyty także II 225 i III 198, oznacza miejsce, gdzie stoją ule, ale bez pola, przeznaczonego dla pszczół (Słownik jęz. pol. warszawski IV 419). Bonczyk prawdopodobnie poszedł w użyciu tego wyrazu za słownikiem Troca: „w pszczelniku albo w ulownicy stoją ule, a na pasiece pszczoły się pasą”.
- ↑ W. 11. raj mej młodości, śliczne Miechowice — rozkoszne miejsce rodzinne. Miechowice, wieś o kilka kilometrów na północ od Bytomia, dziś ludna osada przemysłowa.
- ↑ W. 13. kościółek — mowa tu o starym kościele miechowskim, murowanym i krytym gontami, czyli szędziołem. Gdy skutkiem rozwoju przemysłu i górnictwa w połowie XIX w. kościół ten okazał się za mały dla parafji miechowskiej, dziedziczka Miechowic Marja z Domesów Winklerowa postanowiła zbudować na tem samem miejscu nowy, obszerniejszy kościół. Dlatego w r. 1853 zburzono dawną świątynię, a groby najbliższe kościołowi przeniesiono na nowy cmentarz. Do tych zamiarów i faktów odnosi się cały poemat, w szczególności zaś narada w ks. I 37—570, nocne rozruchy na cmentarzu IV 497—669, rozstanie się z kościołem i przenosiny trumien VI 497—738. W poemacie czas zburzenia kościoła przesunął poeta o lat parę wstecz, występuje bowiem sam w nim jako uczeń szkoły miechowskiej, gdy tymczasem od 30 września 1851 r. był studentem gimnazjalnym. Takich przesunięć chronologicznych akcji jest w poemacie kilka.
- ↑ W. 18 rechtanie — rechotanie, kumkanie żab.
- ↑ W. 20—21 Wiąz, Zakaźne, Nomiarki, Żabie Kółka, Brzeziny, Jeziorko — pola, staw i pastwiska pod Miechowicami.
- ↑ W. 22 wiewiorka — Bonczyk używa o i ó często odmiennie od języka literackiego, nie przestrzegając niekiedy pod tym względem jakiejś stałej zasady. W I wydaniu ma dwukrotnie wiewiorka; w II wyd. w tem miejscu: wiewiorka, ks. IV 235 wiewiórka.
- ↑ W. 28 kolebią — kołyszą; w II wyd. wyraz ten zastąpiono pospolitszym: usypiają.
- ↑ W. 33 i 34 określają dosadnie stopień przywiązania poety do rodzinnej wioski i dumę, że jest „Miechowianem”, którą dałoby się zestawić tylko z nakazem Wergilego w Enejdzie ks. VI 847— 853:
Niech inni życiem tchnące zręczniej kują spiże —
Nie bronim! Niech w marmurze żywo rzeźbią lica,
Niech mowy głoszą lepiej, przemiany księżyca
Mierzą i wschody gwiazdy, co w przestworze płynie, —
Ty władnąć nad ludami pomnij Rzymianinie!
To twe sztuki: — Nieść pokój, jak twa wola samać
Nakaże, szczędzić kornych, a wyniosłych łamać!- (przekład ks. T. Karyłowskiego.)
- (przekład ks. T. Karyłowskiego.)
Forma: Miechowian zamiast Miechowianin częsta u ks. Bonczyka, podobnie Rokitnian od Rokitnicy.
- ↑ W. 35 w spomnieniu, a na wspomnień wątku — są dobrym przykładem oboczności językowych, ulubionych Bonczykowi.
- ↑ W. 36 w dowolnym porządku — przez to wyrażenie chce poeta zaznaczyć zamiar swobodnego kształtowania treści, rozbijania jej na opowiadania kilku osób lub powracania do niej w różnym związku. Dotyczy to zwłaszcza dziejów Miechowic i życia Franciszka Winklera, oraz spostrzeżeń astronomicznych.
- ↑ W. 37 — miechowska gromada — Bonczyk używa stale form krótszych, ludowych śląskich dla przymiotników, tworzonych z nazw miejscowości, a więc do rzeczowników: Miechowice, Biskupice, Sieroty, Stolarzowice, Mikulczyce występują przymiotniki: miechowski, biskupski, sierocki, stolarski, milkucki, podobnie jak w języku ludowym słyszymy dziś jeszcze: bogucki (Bogucice), gierałtowski (Gierałtowice), katowski (Katowice), niedobecki (Niedobczyce), szopieński (Szopienice). Pewne odchylenie stanowią: tarnowiecki (VIII 261, 288) do Tarnowskich Gór i rokitnicki (II 310) do Rokitnicy. Obok tarnowiecki mamy też: górski (VII 356).
- ↑ W. 39 pijuskę — czarną, okrągłą czapeczkę aksamitną, biret; tak samo nazywa ją poeta III 33, ale w I 574 i Pam. szkolarza miech. 122 aksamitką; biret księży nazywa kwadratem VI 514.
- ↑ W. 40 stós — Bonczyk stale wyraz ten przegłasza (I 527, II 87, V 72, VII 19).
- ↑ W. 41 gromadę — zgromadzenie, w tym wypadku nie gminne, jakby się mogło zdawać, lecz parafjalne, dlatego przewodniczy Rektor, a nie sołtys.
- ↑ W. 44 szczyptem — Bonczyk używa tego rzeczownika jako męskiego, dlatego dopełniacz l. mn. brzmi: szczypet (Echo z więzienia 38).