Sztuka i czary miłości/Rozdział I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Sztuka i czary miłości |
Wydawca | Wydawnictwo Księgarni Popularnej |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Sz. Sikora |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wszystko w naturze uczy,
Że kochać — rozkosz prawdziwa.
Serca miłością złączone
Szczęścia na świecie doznają,
W niem uciechy niezliczone,
Gdyż się wzajemnie kochają.
Nieczułe tylko stworzenia,
Sprzeczną duszy idąc drogą,
Gardzą darem przyrodzenia
I szczęśliwe być nie mogą.
„Piosenka z 1810 r.“,
Warszawa, K. W. Woycicki.
Erosie wszechpotężny, ty któryś przetrwał wieki i rządzisz wszystkiem, tyś był na początku, będziesz i przy końcu świata...
Miłość...
Miłość, ten „kapryśny rajski ptak“, mieniący się wszystkiemi barwami tęczy, nieuchwytny i zmienny — iluż pisarzy, filozofów, poetów starało się go zwabić do klatki, by ściślej go zbadać, by jakoś go określić, lub ustalić, na zasadzie jakich praw figlarny amor działa.
Daremnie...
Nikomu z najgenialniejszych myślicieli dotychczas nie udało się stwierdzić, czem jest w rzeczy samej miłość, ani też, czy podlega to uczucie jakimś określonym zasadom. Jeśli dla przykładu pochwycimy pierwsze lepsze z brzegu maksymy, wnet zauważymy, jak są one biegunowo z sobą sprzeczne.
Więc?
Więc powiada Szekspir, iż kto nie kochał ten nie wie, co to słodycz świata, na co drwiąco zauważa Wolter, iż kto pragnie się zakochać, niechaj przódy raczej legnie do trumny. Św. Augustyn orzeka, iż bez miłości bogacz jest biednym, a miłością nędzarz bogatym — podczas, gdy inni ojcowie Kościoła mówią... amor feminae, mors animae... co oznacza, iż miłość kobiety gubi jednocześnie duszę... A Bibieno wręcz odmiennie świadczy — miłość dla duszy tego, który kocha, jest tem, czem dusza dla ciała, które ożywia...
Jeśli teraz od samej definicji miłości przejdziemy do warunków, w jakich ona powstaje i co najczęściej ją wywołuje u odmiennych płci, znajdziemy takież paradoksalne różnice.
Twierdzi pani Sand, iż miłość mężczyzny zależy od mnóstwa pojedyńczych szczegółów, że zwraca on uwagę na piękność oblicza, postaci, na cerę, miękość skóry, tuszę, głos i ruchy niewieście — gdy tymczasem kobieta wartość kładzie w kilku cechach psychicznych i dba tylko o to, aby zewnętrzna postać mężczyzny nie była nadmiernie już odstraszającą. Dlatego wyraz „piękność“ inne ma zupełnie znaczenie u obu płci, a mianowicie mniej swoiste u kobiety, gdy jej o mężczyznę chodzi.
W myśl więc tej zasady, panie najwięcej pociągałaby umysłowość męska. Bardzo pięknie, lecz słuchajmy dalej.
Inna autorka, również niewiasta, pani de Coicy, powiada... kobietom podoba się wzięcie, uroda, mundur, postawa żołnierska... Zachwyca je wogóle siła i naturalny jej towarzysz-męstwo. Zalety umysłowe nie wywierają na nie żadnego bezpośredniego wpływu, głupota żadną nie jest przeszkodą dla dopięcia łaski, prędzej inteligencja wyższa, lub nawet genjusz przeszkadza...
Złośliwe to zdanie rozwija jeszcze bardziej Max Nordau w swych „Paradoksach“. Pisze:
„Pierwotny popęd kobiety ciągnie ją nieprzeparcie ku pospolitemu, przeciętnemu mężczyźnie, nie wyróżniającemu się ani tępością nad miarę, ani też wyższym umysłem; podoba jej się wzór poczciwego mieszczucha, chętnie rozprawiającego o pogodzie, czczącego ideały szkoły elementarnej, dopasowywującego swe poglądy starannie do poglądów zamożnych mieszczan i dowodzącego kształtem i barwą swoich krawatów, że stoi na poziomie czasu. Na sto kobiet — dziewiędziesiąt dziewięć zakocha się napewno w podobnym arcytworze natury, nie utrzyma się obok niego w łasce żadna bogaciej uposażona męska istota.“
Ideałem więc dzisiejszych powojennych czasów, w myśl twierdzenia Maxa Nordau — byłby młodzieniec o pstrokatym krawacie... posiadający auto własne.
Lecz słuchajmy dalej...
„Wśród miłosnego kaprysu — pisze znakomity autor książki „O miłości“ Stendhal — zważa kobieta na wszystko raczej, co inne kobiety widzą w jej ukochanym, aniżeli, jak on jej się samej wydaje. Stąd owo powodzenie, jakim cieszą się u kobiet mówcy, śpiewacy, aktorzy — wogóle osoby, które zdołały pozyskać rozgłos. W Ludwiku XIV kochały się wszystkie damy dworu nawet, gdy już był bardzo starym.“
Powiada jeszcze Stendhal, że znał sześćdziesięcioletniego mężczyznę, który potrafił rozkochać w sobie i dwa lata w tem uczuciu utrzymać dziewczę, budząc ciągłą rywalizację między nią a jej towarzyszką, inną młodą dziewczyną.
Podkreślając uczucie zazdrości przy powstawaniu miłosnego afektu, dodaje: „Miłość aktorek z całem swem namiętnem uniesieniem, dochodzącem nieraz do samobójstwa, ulatnia się jak kamfora, skoro tylko kto zdoła usunąć rywalkę.”
Jeszcze nie koniec...
Nawet to, co normalnie winno oburzyć kobietę, wedle świadectwa niektórych, może wzbudzić miłość.
Znów zacytuję niewiastę.
Pani de Stael opowiada, iż raz gdy ją wraz z przyjaciółką prześladował na ulicy jakiś natręt — postanowiły dowiedzieć się, którą z nich upatrzył sobie. Każda chciała się założyć, że nie ją, a mimo to opowiadająca wyznaje szczerze, iż czuła się nad wyraz upokorzoną, dowiedziawszy się, że natrętowi chodziło o jej przyjaciółkę.
Stąd zapewne pochodzi ów przez licznych psychologów zauważony czar, jaki wywierają na kobiety osławieni rozpustnicy. Podkreśla to Rochebrune mówiąc — „miłość kobiety w dokładnym znajduje się stosunku do ilości kobiet poprzednio posiadanych przez jej kochanka... a uwielbienie rozpustnika nawet w prawej kobiecie budzi uczucie dumy z odniesienia zwycięstwa nad tylu rywalkami, choćby to były kobiety, które jej — istocie cnotliwej — powinnyby się wydać potworami.“
Więcej aforyzmów cytować nie będę.
Jak z paru przytoczonych zdań wynika, badania tyczące się miłosnych spraw i rzekomych przyczyn mogących wywołać ten kapryśny afekt są najsprzeczniejsze. Czegośmy się nie podowiadywali. To niewiasty lubią jeno mężów uduchowionych, statecznych, to bezduszne wymuskane lalki, to imponuje im rozgłos, sława, aureola wielkiej popularności, to znów jeno przeciętny mieszczański młodzieniaszek o ulizanej główce i dobrze skrojonem ubranku... Gdybyśmy się z kolei zwrócili do badań nad tem, co mężczyznę pociąga do niewiasty, takąż otrzymalibyśmy mozajkę. Jeden więc pragnąłby niewiasty-poetycznej, sielskiej, anielskiej, inny smukłej, wysportowanej chłopczycy, trzeci — girls’y, o zgrabnych łydkach... Winnibyśmy zawołać wraz z Firdusim
Miłość się w sercu rodzi i zmaga
Duszę opuszcza spokój, rozwaga
Nic nie pomoże rozumu siła
Gdy ją namiętność w lot ujarzmiła...
Winnibyśmy tedy dojść do przekonania, że ani miłości ściśle określić nie można, ani też określić nie można, co właściwie pociąga daną osobę do osoby płci odmiennej. Szeroko pisać byśmy tu mogli o wpływie zmysłów, wychowania, wykształcenia, o doborze fizycznym naturalnym i duchowym doborze. Wszak tyle razy to już poruszano i opisywano na tylokrotne sposoby. I w zakończeniu winnibyśmy dojść do wniosku, że miłość jako uczucie nader kapryśne może jeno być traktowane od wypadku, do wypadku, że tylko psychicznie analizować można tą lub inną sprawę, ten lub inny romans, czy miłosną tragedję, lecz z nich ani przesłanek ani uogólnień wyciągać nie wolno. A jednak...
A jednak, mimo wszystko istnieją, śmiem twierdzić, pewne prawa, rządzące nami i w tym zakresie, jak istnieje prawo ogólne rządzące całym wszechświatem...
Lecz zanim przejdę do scharakteryzowania prawa mogącego nieco prześwietlić miłosne tajniki, zanim przejdę do scharakteryzowania tego cobyśmy w ścisłym słowa znaczeniu określić mogli miłosnemi czarami czy magją miłości, niech mnie wolno będzie przez chwilę się jeszcze zatrzymać nad tak zwanemi kodeksami amora.
Parokrotnie różni wytwornisie, nadobne damy i poważni mężowie — zupełnie bez żartu układali coś w rodzaju pisanych zbiorów praw, mających dać niezłomne zasady w sercowych powikłaniach.
Z podobnych kodeksów najbardziej znane są dwa: indyjski zaczerpnięty z księgi świętej Padma Purana i cours d‘amour średniowiecza.
O ile cours d‘amour były zabawką jedynie choć w nich odzwierciadlała się współczesna moralność, o tyle hinduskie przepisy brane były z całą powagą, na serjo. Jeśli średniowiecze jawnie przechylało się na stronę kobiety, o tyle Purana niemal sprowadzała ją — do roli zwierzęcia...
Lecz posłuchajmy sami...
Zaczynam od Padmy Purany... i z góry.. przeczuwam, jak ten ustęp przypadnie do smaku moim męskim czytelnikom.
Padma Purana głosi:
„Dla niewiasty niemasz innego Boga na ziemi, prócz męża, któremu podobać się jest najświętszym obowiązkiem. Posłuszeństwo bezwzględne mężowi jest jedyną niewiast modlitwą.
Chociażby mąż był szpetny, stary, chorowity odpychający obrzydliwemi obyczajami, gwałtowny, rozpustny, bez charakteru, pijak, gracz chociażby uczęszczał do złych towarzystw, żył z innemi poza domem, nie dbał zupełnie o dom swój, latał po świecie tu i owdzie, choćby za podszeptem złego ducha prowadził życie niehonorowe, był ślepy, głuchy, potworny, jednem słowem, bez względu na wszystkie jego wady i występki, żona, przekonana zawsze, że jest jej bogiem, powinna otaczać go troskliwością, nie zwracać uwagi na charakter jego i nie dawać mu żadnego powodu do zmartwienia.
Żona powinna zawsze myśleć o swoim mężu i nigdy się na innego nie spojrzeć. Gdy jej małżonek śmieje się i ona śmiać się powinna; gdy smutny i ona ma być smutną; gdy płacze i ona płakać musi; gdy ją zapyta, wtedy dopiero niech mówi.
Żona dopiero jeść powinna po mężu swoim. Gdy pości i ona także; gdy on nic nie je i ona również jeść nie będzie.
Mniej przywiązania do dzieci, wnuków i klejnotów, powinna ze śmiercią męża zginąć na stosie a świat cały będzie głosił jej cnotę.
Powinna z poddaństwem całem służyć teściom i mężowi a choćby widziała, że oni prowadzą majątek do ruiny, nie wolno jej skarżyć się na to a tem mniej oponować.
Kobieta powiną kąpać się codzień, namaszczać ciało wodą szafranową, ubierać się czysto, malować sobie brzegi powiek antymonem i kreślić na czole znaki różane.
Przytem jednak.
Niech codzień zamiata izbę, wyciera podłogi, utrzymuje w porządku naczynia i sporządza na czas potrawy. Jeśli małżonek idąc gdzie, każe jej towarzyszyć, niech z nim pójdzie; jeśli jej każe zostać w domu, niema się wydalać nigdzie i aż do powrotu męża nie myć się, nie namaszczać oliwą, nie czyścić zębów i paznokci, nie spać na łóżku, nie nosić nowych sukien, nie stroić czoła zwykłemi znakami i jadać raz na dzień.
W obecności męża żona nie powinna patrzeć na prawo i lewo, lecz mieć oczy w niego utkwione; skoro mąż mówi niech nie przerywa a gdy ją woła, niech wszystko rzuca i biegnie.
Jeśli mąż śpiewa, żona w ekstazie radości być powinna, jeżeli tańczy, niechaj na niego patrzy z rozkoszą, jeśli mówi o nauce, niechaj go słucha z uwielbieniem a zawsze w obecności jego ma być wesołą.
Gdy mąż w gniew wpadnie, grozi, znieważa a nawet bije niesprawiedliwie, żona nie krzyczeć i uciekać, lecz ze słodyczą ręce jego całować powinna.
Gdy męża niema, żona nie powinna nigdy spać sama, lecz zawsze pod opieką krewnych.”
W ten to sposób brzmi induski kodeks małżeński, najidealniejszy chyba, jaki kiedykolwiek napisany został na użytek... małżonków. Jeśli odrzucić żart na stronę to cel „Padma—Puramy” był taki, by zupełnie ujarzmić kobietę, do czego zdążały i późniejsze rządy mahometańskie.
Wprawdzie nasz imć Bartosz Paprocki w księdze p. t. „Dziesięcioro małżeńskiego przykazania”, gorsze jeszcze podaje porady. Zaleca on „złą żonę związawszy, w kominie miast szynki umieścić, sadłem wysmarować i takowe nieco kijem wycierać.”
Hasłem średnich wieków staje się połączenie kobiety z rycerstwem, owiane jakimś mglistym urokiem, powstają zwyczaje i instytucje, pełne poezji, uświęcające podobne połączenie a starające się same sprawy miłości ująć, rzekłbyś, w ramy prawodawcze.
Powstają więc „sądy miłości”, które na Zachodzie odegrały ważną kulturalną rolę a owe „cours d‘amours” mają za cel rozstrzyganie spraw, tyczących się zawiłych sercowych zagadnień:
Według autora romansu „de la Rose”. — bóg miłości w ten sposób zawiadamia, iż odbędzie się posiedzenie jego parlamentu
Le Dieu d’amour, sans terme metre
De lieu, de temps, ni de lettre
Toute sa baronie mande
Aux un prie, aux autres commande
Que tantôt ces lettres vues
Et qu‘iceux les auront reçues
Ils viennent à son parlement
Najwybitniejszą z nauczycielek miłości była Cleonora Akwitańska, zaślubiona w 1137 r. królowi francuskiemu Ludwikowi VII, a wyroki jej ferowane w pomienionych parlamentach starannie zebrane zostały przez poetę Andreasa Capellanus‘a. Prócz królowej Cleonory przezwanej Alienor, niezwykle czynną w miłosnem prawodawstwie była jej córka Marja z Szampanji, której zawdzięczamy wiele wyjaśnień w zawiłych sprawach amora. Niemniejsze zasługi w tym względzie położyła później królowa Nawarry a damskie decyzje, z zachwytem opiewane przez trubadurów i minstretów, legły, jako podłoże, erotycznych opowieści przeróżnych poetów i wpływu ich doszukać się możemy w osławionym „Dekameronie” Bokacjusza. Lecz jeśli na początku damy swą rolę pojmowały nader poważnie, z biegiem czasu „cours d‘amours” przerodziły się w miejsca wesołych zabaw a same rozprawy tych parlamentów mogły wywoływać rumieńce na niejednej, nawet do zgorszenia przywykłej twarzy.
Odbywały się one w następujący sposób:
Przewodniczącą posiedzeń bywała zazwyczaj jedna z pań wyższego rycerstwa a dopomagał jej zawsze znawca ustaw miłosnych, rodzaj sekretarza. Zasiadał szereg sędziów płci obojga, częstokroć w maskach, przedkładano trudną sprawę, na którą zapaść musiała odpowiedź.
Najciekawsze wyroki zebrane zostały przez Martiala d‘Auvergne i Andreas‘a Capelanus‘a. Ten ostatni ułożył z nich coś na kształt kodeksu a dokoła tego kodeksu cieszącego się niebywałym respektem, uknuto nawet legendę, iż został on przez bożka amora, we własnej osobie, niewiastom na pociechę, przyniesiony na ziemię.
Oto próbki pomienionego prawodawstwa:
Sądy miłości nieprzychylnie były małżeństwu i rozróżniały: „l‘amour de dette“ — miłość z obowiązku, wynikającą z małżeństwa i „l‘amour de grace“ — wolną, na której nie ciążą żadne narzucone więzy. Przyjętą powszechnie zasadą było w rycerstwie mieć dwie żony, jedną dla pozostawienia potomków, dla prowadzenia domu gospodarstwa, drugą dla przyjemności, dla rozrywki w smutnych chwilach. Z założenia tego wysnuwał się dość smutny wniosek: gdy rycerz z miłości nawet stawał się swej bogdanki prawowitym małżonkiem, ostrze postanowień... cours d‘amours zwracało się przeciw niemu i tracił on prawo do wierności, które jedynie zobowiązywało damy wobec swych kochanków.
Kto nie umie milczeć — nie wart jest miłości.
Miłość nie może nic odmawiać miłości.
Ucieczka od miłości jest największem nieszczęściem.
Kto przedkłada boje czy też inne sprawy ponad niewiastę i na każde skinienie nie gotów jej służyć... wart jest rogów!
Zapoznawszy się, oczywiście bardzo powierzchownie z zasadami miłosnego kodeksu, przyjrzyjmy się jakie w sprawach spornych zapadały wyroki.
Kochanek skarży się na lichwę pani swego serca, która wymaga od niego rozlicznych usług, kwiatów, podarunków a za to wszystko darzy go tylko jednym pocałunkiem na tydzień.
Wyrok: winną jest. Ma ta niepoczciwa kobieta tyleż składać pocałunków ile ofiar wymaga, skoro — powiada królowa Alienor — niewiasta przyjmuje podarki, zobowiązaną jest do wdzięczności, lub wogóle podarunków przyjmować nie powinna.
Drugi przykład:
Czy małżeństwo rozwiązuje poprzednie związki miłości? Pewna dziewica szlachetnego rodu obdarzała swemi względami młodego rycerza pod wpływem jednak czy to rodziców czy też innych okoliczności zmuszoną została do zamążpójścia za zgoła kogo innego. Gdy rycerz ją zapytał, może li nadal jej nieść swe służby, ona oddaliła go, twierdząc, iż jako niewiaście zamężnej przyjmować obcych hołdów jej nie przystoi. Stąd zapytanie, słusznie ona dama postąpiła azali nie słusznie?
Trybunał, po dłuższej debacie, opierając się na znanym nam już paragrafie, iż małżeństwo nie jest przeszkodą w miłości, doszedł do wniosku, że wzmiankowana dama postąpiła niesłusznie. Wolno było jej wyjść zamąż za innego, skoro tego wymagały okoliczności, swe serce jednak ma zachować dla kochanka i dla tego niesłusznie czyni, odtrącając obecnie pierwszego rycerza.
Przykład trzeci:
Czy zgrzeszył ten, który prosił damę swego serca o zezwolenie składania hołdów innej damie?
Pewien rycerz zapytał razu pewnego swą bogdankę, czy zezwoli mu ona zalecać się przez czas pewien do innej pani. Gdy odparła mu na to z gniewem, zabraniając stanowczo podobnego postępowania, opuścił ją i pojawił się dopiero po dłuższej nieobecności. Gdy powrócił, jął przepraszać ukochaną i tłomaczyć, iż o niczyje względy nie zabiegał a jeno chciał jej miłość wystawić na próbę, podrażnić zazdrość celem spotęgowania uczucia. Rozsierdzona jednak dama nie przyjęła przeprosin i kazała mu pójść precz, nazywając zachowanie rycerza niegodnem i jego niegodnym prawdziwej miłości.
W zawiłym tym procesie amora wyrok wypadł na korzyść przekornego amanta. Dobra królowa Alienor ogłosiła następującą kazuistyczną sentencję:
Sprawy serca są sprawami niezwykle zawiłemi a miłość sama, ptakiem kapryśnym a nieuchwytnym. Ileż to razy, zakochani czegoś żądają, czego w rzeczy samej ich serce wcale nie pragnie a czynią tak jeno, by się wypróbować nawzajem, by tembardziej ożywić, podniecić swe uczucie, które bez tej sztucznej podniety stałoby się nudnem, oziębłoby lub całkiem zamarło. Skoro, w danym wypadku rzeczona dama niema dostatecznych danych do twierdzenia, iż rycerz w rzeszy samej chciał jej być niewiernym a jedynie zerwanie opiera na jego kapryśnej zachciance, winna przyjąć przeproszenia... i mu wybaczyć... gdyż zgrzeszył z miłości...
Wreszcie czasem zajmowano się takiemi zagadnieniami: Czy miłość męża do żony jest śmieszną? na co padła oczywiście twierdząca odpowiedź, bowiem tylko uczucia rycerza do mężatki są godne pochwały i raczej wypada być kochankiem niźli małżonkiem — oraz kogo lepiej kochać ludzi kościoła, duchownych czy rycerzy — co zadecydowano w ten sposób, iż ludzie kościoła są zacniejsi i uczciwsi, zatem bardziej są godnemi mieć ładną kochankę aniżeli rycerz.
Takie były zasady „sądów miłości“, w których przebijają się poglądy średniowiecza na te zawiłe sprawy oraz również średniowieczna moralność. Mimo bardzo szlachetnych pozornie zasad, cześć kobiet, doprowadziła w rycerskiem społeczeństwie do niemoralności a pieśni trubadurów dają nam w tej mierze bardzo dosadne dowody. Sainte-Palaye przytacza wierszyk, opowiadający, jak znana chatalaina, mając w zamku znakomitego gościa i troszcząc się, aby nawet noc przepędził przyjemnie, woła do siebie najpiękniejszą ze swych służebnic i poleca jej, aby pomagała gościowi do zaśnięcia.
Skorośmy nie znaleźli odpowiedzi na postawione pytanie — czemu w ten a nie inny sposób przejawia się miłość — ani w rozlicznych określeniach, sentencjach i aforyzmach ani też w sławnych kodeksach miłości, której raczej jako curiosum traktować należy — a jednak mimo wszystko wyczuwamy poświadomie, że i „kochanie“ jakimś swoistym prawom podlega, skoro podlega im wszystko przejawiające się w wszechświecie — odpowiedzi szukać musimy w sferach transcendentalnych i tam choć może ślad odpowiedzi znajdziemy.
Zbliżamy się więc do magji miłości... i to magji pojętej w najszczytniejszem tego znaczeniu słowa.
Powiada stara legenda, iż na początku świata stworzył Stwórca Najwyższy męża i niewiastę, jako jedną całość. Rozdzielił ich następnie, by rozrzucić w różne strony i te dwie rozrzucone istności poszukują się wzajem z utęsknieniem, aby ponownie powrócić do poprzedniego nierozerwalnego związku.
Tak brzmi legenda... i nie jest ona czczym poetycznym wymysłem, opiera się bowiem na jednem z najgłębszych okultystycznych objawień.
Stanisław Przybyszewski pisze — „człowiek przed odkupieniem się na ziemi był „androgyną“ — kobietą i mężczyzną zarazem — drwinki Platona w jego „Symposion“ są tylko chytrą odsłonką najgłębszej prawdy okultystycznej, której zdradzić nie chciał ani niemógł — wielki kabalista, jeden z najprzedniejszych mistrzów różokrzyżowców Khunrath, znał ją zapewne Hoene-Wroński... a do mnie zaleciał na jeden błysk sekundy pyłek tej świadomości androgynicznego bytu z jakiegoś tajemniczego międzyplanetarnego świata.”
„Czemu kocham kobietę.? Kocham, bo w kobiecie kocham jedynie siebie, moje do najwyższej mocy spotęgowane ukryte Ja, które się nagle w Miłości przejawia... W tej idei androgynizmu — może być niejasnej, przeczuwającej tylko, niezdarnie wyrażonej, w mękach porodu chaosu, który gwiazdy rodzi, spłodzonej, w tym potworku do ostatecznych, dla mnie przystępnych granic wyrażonej myśli — skuwi klucz nietylko dla moich poematów, ale dla całego mego tworu“.
Tak pisał w „Moich Współczesnych“ Przybyszewski a wielki Goethe, w jednym ze swych listów do pani von Stein, nie mniej pięknie tęż samą myśl wyraża. I on twierdzi, że musiał z nią być już złączonym podczas któregoś ze swych poprzednich bytowań i jeśli dziś kochać ją musi jest to dla tego, iż już raz ją kochał przed szeregiem wieków...
Jeśli pomiędzy twierdzeniem Przybyszewskiego a zdaniem Goethe‘go zachodzi nawet wielka różnica — Przybyszewski bowiem dociera do jednego z najwyższych praw stworzenia, podczas gdy niemiecki wieszcz opiera się na t. zw. reinkarnacji czyli ponownej ziemskiej wędrówce, którą odbywamy w ślad za poprzedniemi naszemi bytowaniami — wrzeczywistości zasada pozostanie jedna i niezmienna... Wyrazićby ją można w sposób następujący i tu zbliżamy się do jednej z najszczytniejszych zasad magji miłości.
Każdy znas przybywa na świat z pewnym zarodkiem miłosnego ideału, który nosi w duszy w postaci wspomnień podświadomych. Dziać się to może czy dla tego, iż ongi był androginicznie stworzony, czy też, że żyjąc kiedyś już na tym ziemskim padole, złączony był z taką a nie inną niewiastą... Ponieważ nie piszę książki okultystycznej zatrzymywać się nie będę nad tem, która z tych zasad wydaje mi się słuszniejszą, — zresztą zwolennicy reinkarnacji teorję ponownego wcielenia znakomicie z androgynizmem połączą... Dość, iż przybywamy z pewnem dziedzictwem, obarczeni wewnętrznym nakazem, zmuszeni niemal do miłowania określonego typu kobiety.
— Czemu mnie kochasz? — zapytuje czasem dziewczyna swego kochanka — wszak są piękniejsze, rozumniejsze odemnie?
— Nie wiem... jest w tobie coś...
Innym razem znów on bada.
— Czemu ci zależy na mnie? Wszak nie jestem ani urodziwy, ani sławny, ani bogaty...
— Niewiem... jest... coś...
Owo nieokreślone „coś“ — to ten podświadomy nakaz, wyniesiony ze sfer międzyplanetarnych!
Teraz jasnem się staje czemu kochamy tą a nie inną kobietę. Oczywiście, nie mogę równie śmiało twierdzić, że każdy nawet przez całe życie poszukując — odnajdzie drugą swoją połowę, lub odnajdzie ową istotę, z którą był przed laty związany. Tak śmiało twierdzić nie mogę a przypuszczam raczej, iż jej nie odnajdzie. Lecz powolny wielkim prawom, sam nie zdając sobie sprawy szukać będzie typu najbardziej, zbliżonego do tego, z którym był złączony — i tu znamy całe rozwiązanie zagadki.
Oczywiście, w swych poszukiwaniach omyli się niejednokrotnie. Omyli co do właściwości duchowych, bo o zmysłach tu nie mówię. Oman zmysłu — nic nie ma wspólnego z magją miłości i do niej w takim znajduje się stosunku, jak piosenka kabaretowa do prawdziwej poezji.
Jeżeli więc mówić będziemy, nie o zmysłach a o duchowych poszukiwaniach, — błąkać się czasem człowiek będzie, mylić, cierpieć, tęsknić — bo miłość jest w rzeczy samej, wielką tęsknotą — dopóki nie napotka tej drugiej cząsteczki, owego „Ja“, cząsteczki najbardziej zbliżonej do pierwowzoru... Lecz aby podobne spotkanie odbyło się najrychlej i bez cierpień... na to trzeba być magiem... a jak zostać w sprawach miłosnych magiem... ja czytelnika w następnych rozdziałach pouczę..
Jeśli nawet wiemy teraz, lub przynajmniej przypuszczamy, iż wiemy, czemu istnieje jakieś podświadome ciążenie do tej a nie innej osoby — wnet pytanie następujące się nasuwa:
Bardzo pięknie! Lecz cóż z tego, że zdobyłem tę świadomość, kiedy osoba, za którą szaleję, wcale na mnie uwagi zwracać nie chce!
Weźmy konkretny wypadek.
Młodzian mówi do wybranej swego serca:
— Pani! Nasza miłość jest transcendentalną. Musisz być mi powolną, byliśmy wszak wiązani w poprzednich bytach...
— Widzę, że pan doprawdy zwarjował! — słyszy odpowiedź. — Radzę wypić szklankę wody... Zresztą mój mąż lepiej panu do rozumu przemówi...
Cóż czynić, aby uniknąć podobnych pomyłek? Z góry zaznaczam, że mag prawdziwy nigdy w takiej sytuacji się nie znajdzie i dążyć będzie do zobopólnego uczucia. Lecz, czy wogóle istnieć może jakaś siła mogąca zmusić osobę usposobioną zgoła obojętnie, czasem nawet wrogo do ukochania tego, który ją jednostronnie swą miłością obdarza?
Jednem słowem, czy można zmienić kogoś do kochania?
Nad pytaniem tem, brzmiącem wprost paradoksalnie, łamano sobie nieraz głowy — i w sposób zwykły i normalny paść na nie musi — jeno odpowiedź przecząca.
A w sposób niezwykły?
Znów zwrócić się musimy do magji i bliżej wyjaśnić nieuświadomionym — czem jest ta nauka tajemna w istocie.
Magję — mocno spostponowaną w życiu codziennem i złączoną w jedno z praktykami oszukańczemi różnych magików — ongi ceniono wysoce, zwąc ją nauką królewską, nauką nauk. Stare księgi kabalistyczne przedstawiają magję, jako piękną niewiastę w koronie, stawiającą jedną nogę na rozszalałej fali, podczas, gdy jednocześnie skinieniem ręki tłumi wybuchające płomienie. Symbolicznie oznacza to, iż magja jest sztuką panowania nad żywiołami i ukrytemi siłami przyrody.
W jakiż sposób się to opanowanie przejawia?
Powiadają dalej okultyści — albowiem magja w tem sensie pojęta jest jednoznaczną z okultyzmem — iż istnieją subtelne, niewidzialne fluidy w wszechświecie, władanie któremi zapewnia wszechpotęgę człowiekowi, co się stał magiem. Dzięki tym promieniowaniom zwanym różnie — czasem vril czasem wprost światłem astralnem — możemy dowolnie przedłużać życie, zachować młodość, zdobyć skarby, przenosić się z miejsca na miejsce, panować nad tłumami... ba, nawet nad siłami zaświata, nad śmiercią. Skoro panować możemy nad tłumem, stąd wniosek łatwy do wysnucia, że równie zapanować możemy nad sercem niewiasty, choć — jak powiadają niektórzy — łatwiej owładnąć zrewoltowaną zgrają, łatwiej suchą nogą przejść przez morze, niżli, poradzić kobiecie...
Żart na stronę! W myśl tej samej teorji, mówiących o falach astralu, istnieją i prądy sympatji i antypatji, któremi wtajemniczony umiejętnie daną osobę omota, by posiąść czyjąś przychylność — lub działać na czyjąś zgubę.
Co za straszliwy rewelacje, prawda? — aż groza przejmuje!
Lecz wnet uczyńmy pewne zastrzeżenie.
Władanie siłami owemi, dostępne zaledwie nielicznym adeptom, wykorzystywane być może zarówno na dobre jak i złe. Pełnię jednak panowania nad straszliwą potęgą — posiadają jedynie prawdziwi magowie, istoty doskonałe, niemal nadludzkie, co do tej pełni władania doszli przez uduchowienie długie, fizyczną ascezę, wyrzeczenie wszelkich pokus, zwalczania ciała na korzyść psyche. Nie zachodzi zatem obawa, iż ludzie ci, stojący na pograniczu amaterjalnego i materjalnego świata — swe wiadomości zużytkowują celem szkodzenia — bliźnim, oni bowiem z samego założenia swego, z tytułu swej wielkiej misji — muszą być nauczycielami, lekarzami ludzkości!
Natomiast część tej tajemnicy, część którą my w jednej zaledwie setnej znamy pod popularną nazwą hypnotyzmu — może się przedostać do ludzi złych, ludzi niedostatecznie opanowanych, nieoczyszczonych i zbyt ziemskich a ci zużywać ją będą w swych egoistycznych zamiarach, przynosząc tem krzywdę innym... Oto — co w tym względzie uczy nas wiedza tajemna i stąd wielki podział pochodzi — na Wysoką Magję i magję niższą czyli czarownictwo.
Magowie niżsi — nie, nie nadużywajmy tej szlachetnej nazwy maga — czarni adepci, wprost czarownicy, ci którzy stali na dalekich stopniach wtajemniczenia, będąc odtrąconemi od stopni wyższych, jako nieposiadający z dostatecznie szlachetnego kruszcu wykutego charakteru, ci — powtarzam znają zaledwie część wielkiej siły, jak również nie znają owej siły czarownicy, którzy przypadkiem na częściowe władanie falami astralu natrafili. Oni, w rzeczy samej, w niektórych wypadkach umieją — jeśli chodzi o interesujące nas zagadnienie — narzucić swą wolę komuś, omotać, oplątać, zmusić do miłości — nie będzie to miłość żadna jednak — a wprost karygodne nadużycie, szantaż astralny, zbrodnia... Próby podobne nie ujdą im bezkarnie i jeśli uda im się nawet uchronić od zmiennej sprawiedliwości ludzkiej, padną ofiarą własnych przedsięwzięć, padną ofiarą straszliwej potęgi, którą lekkomyślnie szafowali, nie znając jej istotnych praw działania.
Skorośmy obecnie przebiegli pokrótce magję — od najwyższych jej szczytów aż do nizin czarownictwa, zwrócę się w rozdziałach następnych do samych już praktyk czarnoksięskich czy magicznych. Cytować będę, gwoli ciekawości, ze starych ksiąg, skryptów — odróżniając wszędzie, gdzie do czynienia mamy z jakąś siłą istotną czy cieniem tej siły — a wprost zabobonem i głupotą.
Tak przebiegną długą drogę oczarowań, zaklęć i omotań miłosnych — by ją zakończyć opisem wskazań miłosnych prawdziwego maga.