Życie płciowe i jego znaczenie/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie płciowe i jego znaczenie |
Podtytuł | ze stanowiska zdrowotno-obyczajowego |
Wydawca | Wydawnictwo »Przewodnika Zdrowia« |
Data wyd. | 1904 |
Druk | S. Buszczyński |
Miejsce wyd. | Berlin |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Chcąc niniejszy temat opracować wyczerpująco, trzebaby napisać całe tomy, poniekąd roztrząsnąć całą „sprawę socjalną“. Ograniczamy się zatem tylko na niektórych ważniejszych szczegółach.
„Kultura“, „cywilizacya“, oto hasła przeważnej części narodów zwłaszcza europejskich. U niektórych ludów nastąpił już nawet pewien rodzaj hyperkultury, i tak np. Niemcy, zbyt lubiący nazywać się „kulturtraegerami“, chcieliby swą samozwańczą, osławioną kulturą cały świat „uszczęśliwić“![1] Narody zaś, uważane poniekąd za barbarzyńskie, bronią się, jak mogą, od takiej niby cywilizacji, w przekonaniu, że ona mieści w sobie przedewszystkiem dużo moralnej a raczej niemoralnej zgnilizny! Dowodów na to namnożyło się aż do zbytku, także z najnowszych czasów. Wspominamy tu tylko o ostatniej wyprawie wojennej przeciw Chińczykom. Podanie, wystosowane przez „Berlińskie Towarzystwo kobiet“, rzuca zbyt jaskrawe światło na wysławianą europejską kulturę i na tutejszą „obyczajność“. Otóż w podaniu tem wymieniono m. i. brutalność, chuć i rozpasanie żołdaków niemieckich jak też wogóle europejskich: W samej tylko okolicy miasta Tung-Czau blisko 600 kobiet chińskich stało się ofiarami chuci żołdaków europejskich. Nie chcąc zaś dać się zgwałcić przez napastników („wysoko cywilizowanych“?), bezbronne Chińczyczki rzucały się w studnie i topiły się tuzinami.
Wskutek takiego wyuzdania mnożą się też w sposób zastraszający choroby płciowe a szczególnie przymiot (syfilis). Otóż nie tak dawno w samych Prusiech naliczono 50,000 płciowo chorych znajdujących się w kuracji w jednym dniu. Miał więc słuszność znakomity profesor Krafft-Ebing, kiedy w publicznym swym wykładzie w Moskwie humorystycznie powiedział, że obecną cywilizację nazwać trzeba raczej „syfilizacją“. Dla zapobieżenia większemu jeszcze szerzeniu się tej obrzydliwej i podobnych chorób, co prawda w ostatnim czasie założono w Niemczech osobne stowarzyszenie. Ponieważ zaś zaraza przeniosła się i na nasze społeczeństwo, życzymy więc najzupełniejszego powodzenia zawiązanemu przecież i u nas (w Poznaniu) towarzystwu do zwalczania tej strasznej klęski.
W dzisiejszych warunkach syfilis i inne choroby płciowe znajdują rozpowszechnienie przedewszystkiem w prostytucji. Przez nazwę tę pojmujemy oddawanie przez kobietę ciała swego, każdemu mężczyźnie, który jej za to zapłaci dla odbycia stosunku płciowego. Sprawa prostytucji stanowi jedną z największych bolączek społecznych. Z następnych kilku liczb sprawdzających można już poznać mniej więcej, kim są prostytutki, a również przyczyny i stopień upadku dziewcząt Dane prof. Petersen’a dla Cesarstwa Rosyjskiego brzmią w kilku słowach, jak następuje: 87,4% wszystkich prostytutek są roty, 3,6% mają oboje rodziców przy życiu, 3% tylko ojca, 5,7% tylko matkę, 79,6% nie umie ani czytać ani pisać. Pod względem materjalnym 83,5% wyszło (do r. 1897) z rodzin zupełnie ubogich. Dla Warszawy (w r. 1895) — 69,2% było małoletnich, zaś w r. 1896 — 65,8%. — Prawie wszystkie prostytutki najpóźniej w trzecim roku procederu swego ulegają zarażeniu przymiotem (syfilisem) (93,72% dla Warszawy i 93% dla Petersburga)! Prostytutki dzielą się na urzędowe czyli jawne i potajemne.[2] Tymczasem w tak ogromnych „światogrodach“, jak Londyn i Berlin, są stanowczo zakazane objawy prostytucji, mogącej nazywać się urzędowną — niema przynajmniej otwartych rozsadników najhaniebniejszej rozpusty, świecącej miedzianem czołem bezgranicznego wyuzdania. Wprawdzie nie hamuje to rozwięzłości zbytkowników, którzy nader jawnie roznoszą i rozwożą, od zmroku do świtu, wszelkie złocone i pachnidlone brudy. Co do Berlina, przekonaliśmy się osobiście, że niejeden z krajowców, na zapytanie „z jakiego powodu istnieje tutaj taka surowość przeciw pospolitym gdzieindziej ustępom płciowym, odpowiada z lekkomyślnem napyszeniem:
„ha, Berlin nie życzy sobie cząstkowych izdebek tego rodzaju, bo.... cały jest ogólnym pałacem rozpusty“.
Tem niemniej, obcy świadek bezstronny musi przyznać, że w tak płaskim niby to dowcipie wielu tutejszych światogrodzian („Weltstaedter“) tkwi spora przesada. W istocie tutaj zbytki uprzywilejowanych rozpustników nie przenikają do większości domów rodzinnych, są mn. w. zamknięte w obwodzie pewnych zbiegowisk i odpowiednich „przybytków wesołości“, odznaczających się dość ochronną niedostępnością dla szerokich warstw społeczeństwa a tembardziej dla niedorostków. Słowem zaraza ta dotyka przeważnie chyba ludzi już zkąd inąd usposobionym do ulegania zepsuciu.
Zatem z głębokim smutkiem wyznajemy, że w naszych wielkich środowiskach, szczególnie w Warszawie, Łodzi i innych miastach w Królestwie dzieje się, niestety, daleko gorzej! „Posiadamy“, czy raczej nas posiada nietylko to, że dla szukających własnej zguby istnieją obok siebie oba działy wyraźnego wszeteczeństwa — w postaciach styczności ulicznych, wespół z urzędownemi ustępami płciowemi — lecz nadto jeszcze i to, że nawet młodzież, nieszukająca przedwczesnych stosunków tego rodzaju, bywa, z bezczelnem natręctwem, wciąganą do przepaści, drogą najpodstępniejszych wybiegów ze strony pasożytnego stręczycielstwa, szczególnie żydowskiego! Ten plugawy czynnik (wreszcie niedarmo zwany „faktor“!) daje się czuć w sposób wprost haniebny także w galicyjskich miastach, jak Lwów i Kraków a podobnież w Czerniowcach na Bukowinie. Nie lepiej dzieje się i w Czechach, szczególnie w Pradze, gdzie również, oprócz domów publicznych, grasuje wszelka instytucja prywatna. W Poznaniu zaś i w innych miastach naszych pod zab. pruskim można zauważyć pod tym względem już większy rygór. Wogóle niemało się rozprawia o dążeniu naszego społeczeństwa do poprawy, niby ku „odrodzeniu“; czas więc ostatni, żebyśmy, prócz ładnych słówek nareszcie potrafili zdobyć się na odpowiednie działanie.
Prawda, że zła, tak głęboko zakorzenionego, prawie niepodobna całkiem wyrugować odrazu, lecz to nie uwalnia nas od obowiązku pracowania nad tem stopniowo — systematycznie. Gdzie nie można w żaden sposób obyć się na razie bez ustępów ściśle dozorowanych, tam nie powinno być cierpiane przynajmniej wszetcczeństwo uliczne, zwłaszcza tak jawne, jak np. w Warszawie. Wreszcie stan obyczajowości wywiera na wszystkie stosunki społeczno wpływ tak głęboki, że każdy człowiek, dbały o dobro powszechne, powinien zastanowić się gruntownie, przedewszystkiem nad tem: czy i do jakiego stopnia może być uzasadnione pospolite zapatrywanie na przedajność płciową, jako na „zło niezbędne“ (malum necessarium)? — Wprawdzie ze wszech stron daje się słyszeć lekceważne wołanie: „tak było zawsze — tak musi pozostać“! Atoli pogląd to nietylko przeciwny wszelkiemu słusznemu pojęciu o postępie, lecz zarazem zasadniczo mylny. W istocie było zawsze tak i owak — rozmaicie — stosownie do warunków miejscowych, zależnych od nas samych, wszystkich razem i każdego zosobna.
Głównych osobowych żywiołów wszeteczeństwa jest trzy: 1. Czynnik męski, zawierający się w wyuzdanej samowoli rozwięzłych mężczyzn, uważających płeć żeńską za podwładne im narzędzie do zadowalania najhaniebniejszej zmysłowości. 2. Biernik żeński, ulegający przemocy strony silniejszej i stający się następnie rozczynnikiem szerzącym plagę, niejako mszczącym się, za siebie i sobie podobne ofiary potwornych społecznych warunków — mniej na samych sprawcach swej niedoli a więcej na nieświadomie ich małpujących niedorostkach. 3. Szczujnik średni, międzypłciowy, podniecający dla wyzyskiwania męskie, żeńskie i szczególnie młodzieńcze namiętności, które początkującym zbytkownikom przedstawiają się niby niewyczerpalnem źródłem uciech a u poprzednio wykolejonych płci obojej stają się nałogiem, stopniowo nabierającym znaczenia względnej „nieodzowności“ — dopóki starczy pieniędzy i zdrowia. A gdzie to i tamte się wyczerpią, tam nader często były czynnik męski wspólnie z przeszłym biernikiem żeńskim spływają do wspólnej gnojówki stręczycielstwa.
Z tych trzech żywiołów rozpusty, pierwszy — czynnik męski — jest zarazem płodzicielem obu ostatnich. Wybitny dowód istotności tego stanu rzeczy przedstawiają dzieje rozmaitych ludów, w porównaniu do dawnej Lakonji czyli Sparty, gdzie mężczyźni, ćwiczący się w panowaniu nad własnem ciałem, nie dążyli do robienia z kobiet ofiar męskiej zmysłowości, samodzielnie poskromionej. Tam wszetecznice, czasowo zabłąkane z innych krajów, nie mogły się utrzymać a również stręczycielstwo nie miało przytułku. Oby nasze „Sokolstwo“ było drogowskazem i w tym kierunku dla społeczeństwa naszego! —
Nowoczesna — samozwańczo przesławna, czy raczej słusznie osławiona — europejska „cywilizacja“ dotąd nie zdołała skorzystać z owego znakomitego wzoru. Przeciwnie, prawie wszystkie kraje „przodujące“, przyswoiły sobie napoleonowski „kodeks“, ten szczyt uprawnionego wyuzdania, w którym „la recherche de la paternité est interdite“ (dochodzenie ojcowieństwa jest wzbronionem). Znaczy to poprostu, że mężczyzny — uwodzącego dziewicę lub niewiastę przysięgami „dozgonnej“ miłości, a potem porzucającego swe ofiary bez opieki, nie wolno nawet oskarżyć przed sądem! Wpychającego matkę i dziecko w nędzę, przymusową przedajność i wszelką (prawdziwie dozgonną!) poniewierkę — ten kodeks ludożerczy z góry uwalnia od wszelkiej odpowiedzialności!!
Dotąd sama tylko Rosja — czyli kraj uważany przez niemieckich itp. „kulturtrager’ów“ za najbardziej „zacofany“, właśnie ona jedna od r. 1902 — została udarowana nowem prawem, wbrew przeciwnem owemu napoleonowskiemu — prawem szczerze i głęboko ludolubnem.
Mocą tego prawa: 1. nieszczęsne istoty, pospolicie zwane dziećmi „nieprawego łoża“, nabyły uprawnienia do spadkobierstwa nazwiska i wszelkiej ojcowizny, narówni z potomstwem, wynikającem ze związków ślubnych. 2. Los niezamężnych matek został zabezpieczony włożeniem na sprawcę ich macierzyństwa obowiązku zapewnienia nieślubnej małżonce dożywotniego utrzymania na stopę, odpowiadającą nie jej osobistemu poprzedniemu położeniu, lecz stanowi majątkowemu rodziciela.
Coprawda, w Norwegji także już wniesiono projekt prawa, zmierzającego ku podobnemuż celowi.
Ale czyż wolno spodziewać się, żeby inne kraje, rzekomo „postępowe“ zdołały rychło przyswoić sobie to, co niektórzy zdrowo myślący Francuzi nazywają „la lumière venant du Levant“ (światłem przychodzącem ze Wschodu).... O, bodajby też nareszcie to szczere światło zostało jak najskwapliwiej rozpowszechnionem oraz najszerzej i najściślej ogólnie przestrzeganem! — Wtedy, dotychczasowe wszeteczeństwo stopniowo upadnie samo przez się.
Groźba takiego prawodawstwa musi przede wszystkiem pohamować rozpustę męską. Nawet najpochopniejszym do zbytków odpadnie ochota ku lekceważnym stosunkom płciowym, jako mogącym pociągnąć za sobą zbyt dotkliwą pokutę. W każdym więc razie większość związków miłośnych zostanie uświęconą przez połączenie ślubne przed Bogiem i ludźmi. Skoro matki przestaną być opuszczane i tak pchane w szpony przymusowego wszeteczeństwa, to tem samem kupa ciał, tuczących ten potwór, będzie coraz bardziej szczuplała. Gdy dzieciom, wynikającym ze związków przelotnych, będą zapewnione narówni z innemi środki do otrzymania dobrego wychowania, należytego wykształcenia i zajęcia w społeczeństwie odpowiedniego stanowiska, to liczba istot, skazanych od urodzenia na niewolniczą nędzę, zejdzie kolejno do minimum a następnie i całkiem do zera.
Dla szczujnika zaś stręczycielskiego niegodziwych stosunków płciowych, wśród takich warunków bytu ogólnego, wkrótce zabraknie żywności i miejsca. Zapewne w początku niektóre zgraje nie-chrzczone czy chrzczone, żydowskie lub inne, jeszcze spróbują chwytać się rozmaitych wybiegów: tu do narzucania bogatym ludziom dzieci cudzych, ówdzie do pokątnego przedawania po grubych cenach sposobów, mn. w. zapobiegających zapłodnieniu, gdzie indziej do tego i tamtego; lecz przy słusznem prawodawstwie podstawnera będzie już łatwiej odpowiednio obostrzyć środki ochronne przeciw podobnie zbrodniczym podszeptom. Zapewne, ale zanim taki postęp ogólny będzie mógł nastąpić, a nawet i potem, wszyscy uczciwi ludzie powinni pamiętać, że polepszenie stosunków społecznych w nader znacznej części zależy od samych rodzin, zwłaszcza pod względem istniejących obecnie potwornych podwładności.
Przedewszystkiem więc rodzice i prawi kierownicy naszych nowych pokoleń powinni natężyć wszystkie siły do skruszenia więzów pieniężnej zależności od wyzyskiwaczy. Trzeba koniecznie rozstać się stanowczo ze zdradnym blaskiem powierzchownej „okazałości“ nad stan. Nie wolno nam wyczekiwać biernie ogólnego, niejako „cudownego“ wyzwolenia ze szponów niemoralności. Ogół składa się z jednostek — jakie części, taka całość — każdy niech zacznie od samego siebie, od świecenia dobrym przykładem osobistego postępowania.
Czemuż i dzisiaj rozpusta nie „kwitnie“ w takim kraju słowiańskim, jak Czarnogóra (Montenegro)? — Wprost dzięki temu, że większość tych wzorowych Słowian, pędząc żyoie proste i skromne, odznacza się też znakomitem zdrowiem i siłą ciała i ducha. Sława im! — Od nich powinniśmy uczyć się odporności przeciw zarazie europejskiej „cywilizacji“, którą znakomity uczony Krafft-Ebing tak trafnie przezwał syfilizacją!
Nie trzeba jednak myśleć, że przez prostytucję znajdują rozpowszechnienie tylko choroby płciowe. Bardzo łatwo można nabyć wszelkich innych chorób zabójczych. Otóż nie tak dawno na kongresie wewnętrznej medecyny w Tuluzie dr. Bernheim wskazywał na niebezpieczeństwo rozpowszechniania gruźlicy (suchoty, tuberkuloza) przez prostytutki. Stwierdził on groźną tę chorobę u 40% prostytutektek. Rozwojowi gruźlicy śród prostytutek sprzyja szczególnie nieregularny sposób życia i nadużywanie napojów wyskokowych. Zdaniem dra B., prostytutki porzucają zupełnie swoje zajęcie nie z powodu syfilisu, jak się to mylnie przypuszcza, lecz wskutek gruźlicy, od której większość ich umiera w szpitalach. Lekarz ów zwraca przeto uwagę na to, że nadzór sanitarny nad prostytutkami polega tylko na stwierdzaniu chorób płciowych, a nie zajmuje się wcale gruźlicą, nie mniej zaraźliwą a tak rozpowszechnioną. Częstość gruźlicznych porażeń ust i narządu płciowego u prostytutek czyni z nich źródło zarazy. Dr. B. widział niejednokrotnie, że nawet najkrócej trwające stosunki płciowe z kobietą, cierpiącą na gruźlicę, mogą być przyczyną zakażenia.
Środki, podejmowane podziśdzień przeciw niebezpieczeństwom prostytucji, pozostaną tylko półśrodkami, dopóki „czynnik męski“ nie zostanie usunięty przy powstawaniu i należycie uwzględniony przy rozszerzaniu się wszeteczeństwa. Wykazano bowiem przez lekarzy, że na 1000 prostytutek 992 wstąpiło na błędną drogę z powodu tego czynnika, kuszącego nieświadome istoty kłamliwemi przyrzeczeniami stałych środków do życia „łatwym sposobem“, a tylko 8 z powodu istotnej nędzy. W petycjach stowarzyszeń moralności udowodniono, że 32% wszystkich prostytutek zostały uwiedzione najpierw przez swych pracodawców. Lichwiarz, wyzyskujący tylko materjalnie ciężkie położenie ludzi, udających się doń dobrowolnie, bywa karany więzieniem; rozpustnika zaś, zdradą niszczącego ciało i duszę zaślepionej w nim dziewczyny, nietylko nie ściga się ani karze, lecz mu nawet nieraz jeszcze się zazdrości takiego powodzenia... Piękna to moralność, godna nowoczesnej „wysokiej kultury“! —
Cóż więc dziwnego, skoro taki zdrajca, z pogodnem czołem, szuka swobodnie dalej wciąż nowych zdobyczy? Kogoż oburza to, że jego zbyt liczne ofiary jedna po drugiej toną w bezdennych przepaściach rozpusty? Któż policzy podobnie zdradzone istoty, zamykane w pułapach jatek ludzkiego ciała, nieustannie czyhających na tak „pomyślne“ sposobności do zaopatrzenia się w świeże „mięso“ kobiece? — Dla nowiczek otwierają się tam skwapliwie pozornie „czułe“ niby „macierzyńskie“ objęcia i jak najszersze drzwi do bezgranicznego „długu“. Kośnie jak na dróżdżach lista „należności“: za „tłustą“ pensję, „świetne“ stroje, „pieczołowite“ oględziny, „zasłużone“ podarunki zbiorowe na wszelkie uroczystości w imieniu to „hojnej“ przełożonej, to „troskliwej“ szafarki, to „prześwietnego“ kuratora jaskini, — wszystko to cenione na wagę szczerego złota! — To też ztamtąd rzadko która „chowanka“ wydostanie się inaczej, jak chyba „za pomocą“ tej lub owej nieuleczalnej choroby!!
Pod tym względem „czynnik męski“ nie zaniedbuje takich niewolnic swych zbytków — najprzeróżniejsze zakażenia zbiegają się tam bez liku zewsząd i ztamtąd roznoszą się dalej do wszech krańców „cywilizowanego“ świata.
Plaga to wprost przerażająca wszystkich sumiennych stróżów publicznego zdrowia.
Nasi lekarze w ostatnim czasie również wystąpili w tej sprawie. Dr. Wysłouch omówił kwestję tę w piśmie „Krytyka Lekarska“ (nr. 2, 3, 4 i 5 r. 1902) i zwrócił uwagę społeczeństwa na niedostateczność środków dotychczasowych. Zarazem zaleca on inne bardziej humanitarne i prędzej prowadzące do celu sposoby zapobiegawcze, mianowicie obliczone na usunięcie „czynnika męskiego“. Otóż wedle autora, prostytutkom się zarzuca, że one zaczepiają przechodniów, że mizdrzą się do nich, że „demoralizują młodzież“ itp. i dla zapobieżenia temu, proponuje się bądź wprowadzenie rozmaitych ograniczeń co do spacerów takich osób po ulicach, bądź też inne tym podobne środki zapobiegawcze. I znów powtarza się „piosenka, która pozostaje zawsze nową“, mnożą się bowiem przepisy, krępujące te nieszczęśliwe istoty, gdy tymczasem donżuanom, — którzy w wysokim stopniu przyczyniają się do powiększenia zastępu upadłych, nie mówiąc już o ich prawdziwie ohydnem zachowaniu się na ulicy, — pozostawia się najzupełniejszą swobodę działania. A dola tych nieszczęśliwych jest wprost straszna. Dosyć będzie, jeśli przytoczymy za autorem, że „w domach pierwszorzędnych (publicznych) dziewczyna ma zarobku od rubla 3 — 4 kopiejek, w drugorzędnych zaś 50 kop. miesięcznie, a niekiedy do 20 klientów na jedną noc!“ Nic więc dziwnego, że — mimo oględzin lekarskich — najrozmaitsze choroby w sposób przerażający rozpościerają swe panowanie śród tych, może najszczęśliwszych w społeczeństwie. Liczby przytoczone przez autora, do pewnego stopnia ilustrują smutny koniec prostytutek.
Istniejące zaś lekarskie oględziny prostytutek, zwłaszcza znajdujących się w domach publicznych, nie mogą mieć pożądanego znaczenia dla zwalczania syfilisu i innych chorób płciowych, dopóki oględzin takich nie rozciągnie się również na osoby męskie, utrzymujące stosunki z nierządnicami. — Zresztą większa część takich domów rozpusty zniknęłaby sama przez się, gdyby w nich ściśle zakazaną było przedaż napoi alkoholicznych.
Otóż alkohol, znajdujący się w piwie, winie, wódce i likierach, jest głównym sprawcą rozpusty i jej skutków. Upijanie się wywołuje w człowieku popędy zwierzęce, a równocześnie przygłusza jego sumienie t. j. owego stróża, utrzymującego w granicach żądze zmysłowe. „Dlatego też alkoholizm i syfilis stały się poniekąd udomowionemi plagami naszemi. Krocząc od wieków obok siebie, złączyły się one w bratnim uścisku, aby tem potężniej rozwinąć się w postaci choroby przewlekłej, dla której nędza jest wyborowym gruntem odżywczym, alkohol środkiem zniszczenia, a syfilis jednym z opłakanych skutków“. Gdy lekarz zapyta się chorego: „Jak mogłeś Pan być tak nierozsądnym?“ — Wtenczas odbiera prawie zawsze odpowiedź: — „Byłem podchmielony“. — Alkohol, paraliżując wolę, osłabia równocześnie zdolność odróżniania złego od dobrego. Dlatego też prawie 90% wszelkich występków przeciw moralności popełnia się w stanie nietrzeźwym. Każdy, kto występuje przeciw niemoralności, ale przytem zapatruje się pobłażliwie na używanie alkoholu, ten walczy bronią zardzewiałą, ten też z pewnością nie osiągnie żadnych skutków. Zwykłe zalecanie „umiarkowania“ nic tu nie wskóra. Pojęli to należycie totaletyści, (zwolennicy zupełnego wstrzymania się od alkoholu) i dlatego też ich zabiegi są wieńczone spaniałemi skutkami. „Pierwszy kieliszek umiarkowanego używania wódki“ brzmi hasło ich licznych związków „jest początkiem pijaństwa“, bo rzeczywiście łatwiej powstrzymać się od pierwszego kieliszka, niż wyrzec się drugiego! Byłoby bardzo pożądanem, aby obrońcy nasi przeciw alkoholizmowi przejęli się nadal tą słuszną i jedynie praktyczną zasadą. O umiarkowaniu prawi się już od czasów Noego; a jakież są z tego skutki? Otóż obliczono, że naród polski traci corocznie 400, 000, 000 M. (cztery sta milionów! marek) — na wódkę, piwo i wino. Dr. Rothe w swojej broszurce o alkoholizmie, wydanej w 1883 r., oblicza zaś, że ilość wypitego czystego alkoholu w ciągu roku wynosiła dla samego tylko Królestwa 28 milionów litrów, czyli na jednego mieszkańca wypadało 8,76 litrów 40% wódki albo czystego wyskoku 1,09 garnca. Przekracza to znacznie odpowiedni stosunek w Belgji, Stanach Zjednoczonych, Anglji, Findlandji, Francji i innych jeszcze krajach. Statystyka zaś gub. Król. Polskiego wykazuje, że ilość użytego alkoholu z każdym rokiem się podnosi!
Załączone tu ryciny unaoczniają zewnętrzne i wewnętrzne szkody, pochodzące z pijaństwa. Zniszczenia te wynikają nietylko z samej wódki, lecz także z piwa, wina i nawet owocowych napojów alkoholicznych. — Zewnątrz wyjawia się to na twarzy mężczyzny pierwotnie zdrowego, lecz który w 30-m roku życia już lubił „pociągnąć“ — w 15 lat później zestarzał o spore lat 20 a w 60-m roku już stał się zgrzybiałym starcem, z obłąkanemi oczyma i ogólnym wyrazem człowieka, pozbawionego wszelkiej ufności w siebie — skończonego niedołęgi! — Wewnątrz odpowiednie zniekształcenia. Żołądek naprzód w stanie prawidłowym, potem w zapalnym i nareszcie całkiem owrzodzony. Serce pierwotnie zdrowe, kolejno przechodzi w t. zw. „monachijsko-piwne“, widocznie wyzute z właściwej temu pierwszorzędnemu narządowi sprężystości. — Wątroba ulega podobnemuż losowi. — Nerki przybierają postać tu otłuszczoną, dalej nabrzmiałą, w końcu gąbkowato pomarszczoną.
Rozumie się, że nadewszystko mózg — raz w raz gnieciony kłębami trującej pary, buchającej z płynu jakiejbądź postaci napitków alkoholicznych
— broniąc się dopóki zdoła od wzrastającego zamglenia, wydaje coraz rozpaczliwiej bezprzytomne rozkazy całemu ustrojowi czy raczej rozstrojowi! Rozpalona krew, wzburzone soki, powszechne zamieszanie coraz zawzięciej napiera na stację krańcową układu nerwowego, dopomina się ujścia przez narządy płciowe (p. str. 22, 35 i n.). Rozpasanie przechodzi wszelkie granice — następuje zupełne wyniszczenie wszystkich zasobów żywotnych. — Nie może tu już być mowy o żadnej sile odpornej. Rozum oddawna zatonął w bezdennym wirze, wola nie istnieje, pozostało chyba tylko zdziczałe pragnienie, lecz i to właściwie już nie do napoju a raczej do obłąkania, szaleństwa, zbrodni — śmierci!.... byle skończyć; tak trwać dłużej niepodobna!!...
Mimo to wszystko alkoholizm ciągle jeszcze pozostaje uporczywym wrogiem ludzkości, niezmiernie trudnym do wyparcia — nader głęboko zakorzenionym i rozgałęzionym w przeróżnych postaciach, w związku z wszelkiemi warunkami naszego bytu. To jakby powszechny chwast, który zbyt łatwo wschodzi, rośnie, krzewi się i zagłusza pożyteczne rośliny — w każdym klimacie, we wszystkich porach roku, na wszelkiej glebie. Napłodziło się tyle rozmaitych napitków alkoholicznych, niezliczonych barw, smaków, woni i rzekomo „dobrodajnych“ własności, że się wciąż pije! tu — „dla ochłody“, tam — dla „zagrzania się“, ówdzie — „dla humoru“, gdzie indziej — „na wzmocnienie“, w prawo „z nudów“, w lewo — „dla towarzystwa“, z przodu — „za zdrowie“, z tyłu — „przeciw chorobie“ itd. itd.; wszędzie i zawsze mn. w. na chorobę, lecz tem niemniej niby z najsłuszniejszych pobudek.
Na niewiele więc zda się prawienie morałów słowami, dopóki rodzice i wychowawcy dzieci, nauczyciele i kierownicy młodzieży, lekarze małych i starych, pasterze owieczek i kozłów nie zaświecą należycie jednomyślnie żywym przykładem!
Jakżeż to nie piorunuje się ciągle z kazalnic (ambon) na „demona“ alkoholowego, a dlaczegóż nie mamy z tego lepszych skutków? Otóż dlatego, że zbyt często można tu zastosować piosnkę: „Postępujcie wedle słów moich, ale nie wedle mych czynów“.
Rozumie się, że dobry przykład powinny tu dawać również krajowe rządy. Niestety, obecnie prawie wszystkie państwa pokrywają ogromną część swego budżetu dochodami z pijaństwa ludności, a zatem walka z niem musi ograniczać się półśrodkami. Obecność alkoholu w handlu, jako artykułu spożycia codziennego, jest najjawniejszą pobudką do trwania i rozpowszechniania się pijaństwa. Wypada tu nadto przytoczyć, że europejska „cywilizacja“ stara się „uszczęśliwić“ swemi trującemi oparami także nawet narody żyjące jeszcze w pewnej dzikości. Otóż np. z niby to „wysoko cywilizowanych“ Niemiec wywieziono już tysiące beczek spirytusu do Afryki itd. — —
Dalszą główną przyczynę panującej niemoralności stanowią opłakane stosunki mieszkalne. Sprawdzono, że w r. 1890 w Berlinie 44% wszystkich mieszkańców miało tylko jedną izdebkę do mieszkania i spania. Naliczono wówczas 100,000 osób, mających wydzierżawione tylko na noc miejsca do spania (Schlafstellen). W Londynie jest w tym względzie jeszcze gorzej, gdyż wydzierżawiają tam często jedną izdebkę kilku osobom do używania na odmian, na noc lub na dzień stosownie do zajęcia lub służby we dnie lub w nocy. W Halli misja miejska sprawdziła, że już w jednym rewirze policyjnym 128 pomieszkań nie odpowiadało zwykłym przepisom. W naszych zaś miastach i miasteczkach a szczególnie w Warszawie (na Starem Mieście!), we Lwowie i Krakowie (na Kaźmierzu!) jest jeszcze znacznie gorzej! — —
Ale i po wsiach niedostateczne mieszkania przyczyniają się do zwiększania niemoralności. I tak w r. 1899 fizyk powiatowy dr. Hasse w powiecie miasta Soldina (w Brandenburgii, niedaleko Berlina!) stwierdził, że połowa (17 na 34) lichych lepianek dla żniwiarzy („Schnitterhaeuser“, przeznaczonych przeważnie dla robotników i robotnic z okolic polskich!) nie miała oddzielnych izb sypialnych. „Na jednem i tem samem posłaniu ze słomy sypiają młodzi parobcy pomiędzy dziewczynami do niżej lat 12 jako też między mężatkami, przybyłemi tu bez swych mężów“. W niektórych miejscowościach mężczyźni byli zmuszeni przechodzić przez izbę sypialną dla kobiet lub odwrotnie. Prawie wszędzie śpiący „leżeli ściśnieni jak śledzie“. Skoro zaś nadejdzie pora chłodniejsza, wtenczas skurczają się do kupy na swych legowiskach mężczyźni z kobietami, parobki z dziewczynami, aby się wspólnie rozgrzać“. „Ani jedna taka buda (Schnitterhaus) nie odpowiadała przepisom hygienicznym“. Pracodawcy po większej części nie mają żadnego pojęcia o niebezpieczeństwach, połączonych z takiemi i podobnemi warunkami.
Szczególnie ważnym czynnikiem w zwalczaniu niemoralności jest rozumne wychowanie podrastającej młodzieży: Doskonalenie i ćwiczenie się także duchowo w pracy poważnej; przyzwyczajenie do szanowania samego siebie, do panowania nad sobą; wzmacnianie woli; umiarkowany sposób życia; nareszcie większa prostota w obejściu obu płci między sobą. Słusznie profesor Ribbing żąda w tym względzie, „żebyśmy mężczyznom i kobietom dawali możność częstszego spotykania się z sobą w warunkach zwyczajnych, częstszego niż się to dzieje obecnie, gdyż młodzież obojga płci schodzi się tylko dla rozrywki i na balach, gdzie znów obyczaj pozwala na zbyteczne zbliżenie, obowiązkową galanterję i bezwstyd w ubraniu kobiet“.
Kobietę należy wogóle powołać do większego udziału w walce przeciw panującej niemoralności. Wpływ jej na uzdrowotnienie stosunków towarzyskich jako też na podniesienie poziomu etyki jest tak znaczny, że bez niego wcale a wcale obyć się nie można. Wielka część polskich kobiet odznacza się w tym kierunku coprawda już od dawna, na szczęście społeczeństwa, tak iż nawet taki niegodziwy wróg polski, jakim był Bismark, nieraz publicznie wyraził im swój podziw. — Tu jednakowoż potrzeba, żeby zostały pobudzone do czynu nie tylko jednostki lub pewne warstwy, ale cały ogół, wszystkie a więc i t. zw. najniższe warstwy społeczne. W tym celu też zachodzi konieczna potrzeba należytego uświadomienia kobiet o istniejącym stanie rzeczy, o wielkim ich wpływie jako matek i żon na polepszenie stosunków, na podniesienie poziomu etyki, na ukształcenie ducha społeczeństwa. Otóż co do kobiety mówi Mantegazza:[3] „Kobieta powinna stać się westalką moralności i ludzkiego idealizmu, hamując zwierzęce instynkta mężczyzny. Gdyby jutro kobiety umówiły się gromadnie i odmówiły swej miłości pojedynkowiczom, wiarołomcom, przestępcom, to niewiele znalazłoby się mężczyzn, zdolnych nych przyjąć obojętnie taką karę, która dla wielu zdawałaby się straszniejszą od więzienia, lub pogardy publicznej. Gdyby miłość najpiękniejszych i najlepszych kobiet była zawsze nagrodą cnoty, pracy i bohaterstwa, to postęp świata w jednem stuleciu byłby daleko znaczniejszy, niż w ciągu ubiegłych dziesięciu wieków. Kobieta powinna nietylko kształtować charakter, lecz i uszlachetniać duszę mężczyzny, myśl jego kierować ku wyższym celom“.
Aby kobieta mogła podołać swemu tak wysokiemu zadaniu, całe wychowanie jej tak cielesne jak umysłowe powinno zawierać więcej prawdy, więcej naturalności; cały też sposób jej życia powinien odznaczać się większą prostotą. Już jako dziewczęta one powinny przedewszystkiem być uświadamiano o swem przeznaczeniu, tudzież o naturze życia płciowego; niech im również będą otwarte naturalne karty wiedzy i życia. Aby zaś kobiety, zwłaszcza z wykształconej sfery, mogły lepiej wypełniać obowiązki dobrej małżonki i matki przyszłego pokolenia, powinny już z młodu być zahartowane nietylko cieleśnie, ale też duchowo a mianowicie powinny być przyzwyczajone do znoszenia trudów a również do mniejszych wymagań życiowych i wygód. Wtenczas też łatwiej będą mogły wejść w związek małżeński, gdyż mężczyźni nie będą mieli powodu do obawy, że „jakkolwiek mogliby żonę wyżywić, nie są w stanie jej przyodziać“, itp. Im więcej zaś w społeczeństwie będziemy mieli dobrze uorganizowanych rodzin, tem bardziej podniesie się poziom moralności. —
Na rozumne wychowanie, oraz należyte pouczanie młodzieży naszej zwłaszcza pomiędzy 14 a 20-tym rokiem, powinniśmy zwracać znacznie większą uwagę. Młodzież to przecież zapowiedź naszej przyszłości! Pora przełomowa dla naszej młodzieży jest mniej więcej rok 18-ty, kiedy jeszcze daleko do dojrzałości i pełnego rozwinięcia ustroju. Iluż to młodzieńców właśnie w tym czasie daje się skusić bądź przez swych już zepsutych kolegów, bądź przez knajpę lub inne obecnie tak liczne sposobności, zwłaszcza w większych miastach. W kołach akademickich, a szczególnie w Szwajcarji i Szwecji, przekonawszy się dostatecznie o wielkich tych niebezpieczeństwach dla uczącej się młodzieży, profesorowie razem ze studentami założyli osobne stowarzyszenia moralności i trzeźwości. Rektor berlińskiego uniwersytetu w tym samym celu nie tak dawno wydał również do studentów odezwę, rozpoczynającą się temi słowy: Komilitoni (współwalecznicy)! Przyszłość Wasza — a jest to przyszłość ojczyzny — zależy od Waszej moralnej siły i od zdrowia.
Otóż byłby czas, aby nareszcie ruszyli się i nasi profesorowie i studenci w Warszawie, Krakowie i Lwowie. — Sz. Zarządy Tow. Pomocy Naukowej niechże nie zapominają, że zadanie ich nie polega jedynie na rozdzielaniu zebranych pieniędzy, ale że mają prócz tego święty obowiązek wskazania młodzieńcom najprostszych dróg, prowadzących do życia moralnego, mają obowiązek uświadamiania ich także co do życia płciowego, zwłaszcza w okresie przełomowym, mają wszczepić w nich przeświadczenie o potrzebie skromności, wstrzemięźliwości.[4] Niestety, pomimo niejednych pobudek z różnych stron, dotąd prawie nic w tym względzie nie zrobiono ani w Księstwie ani w Prusach Królewskich ani na Szląsku. Ileż tysięcy marek nieraz ciężko zapracowanego grosza przepadło, ileż młodych sił zostało stracone, wprost przez nieświadomość młodzieńczą a naszą opieszałość! Czyż rzeczywiście „czekamy na jakieś niezwykłe bodźce, któreby naszą skamieniałą obojętność zdołały rozbić?“
Ze względu na to, że warstwy niższe zwykle idą za przykładem wyższych, bardziej wykształconych, polepszenie obyczajów powinnoby wyrobić się przez zapoczątkowanie z góry. Dlatego też główną odpowiedzialność za stosunki panujące obecnie niosą właśnie sfery wyższe, rozrządzające zwykle większym majątkiem materjalnym. Skoro tam zmienią się zapatrywania, zwłaszcza co do występnych stosunków pozamałżeńskich, wtenczas też dopiero zmieni się i prawodawstwo co do prostytucji, co do knajp nocnych, rozpustnych przedstawień, tingel-tanglów, a równie też co do opłakanych warunków mieszkalnych jako też pokrywania budżetu państwowego dochodami z upijania się ludu alkoholem. Atoli dla istotnego zwalczenia panującej niemoralności, tego nie dosyć.
Jednocześnie z uznaną prostytucją, którą pospolicie piętnuje się bezsprzecznie zasłużoną nazwą rozpusty, obecne społeczeństwo jest pogrążone po uszy w inną kałużę hańby, może jeszcze trudniejszą do wyczyszczenia, bo niejako „nietykalną“.
Są to zbyt modne stadła, cieszące się powszechnem poważaniem, na mocy przywłaszczonego tytułu „prawych“ związków małżeńskich, ale w rzeczy samej nieraz nietylko daleko nie warte innych, niby lewych, lecz nawet wprost potworne. Plagę tę rozbierzemy tu do naga pod jej właściwem imieniem:
Jestto niestety nader pospolite, nierzadko zbyt długie, częściej smutne niż śmieszne, przedstawienie teatralne, na scenie życiowej. Sztuka to tem haniebniejsza dla jej autorów, iż zwykle bywa wprost męczeńską dla wykonawców, czyli owych potwornych stadeł, które nie wstąpiły dobrowolnie, a zostały przymusowo wtrącone w związek małżeński — nie wedle woli Boga-miłości a na podszepty bożka-zysku, wielbionego przez tylu zaślepionych rodziców, rodzeństw i opiekunów, zapatrujących się na stan małżeński, jako na kontrakt handlowy, mający zapewnić „ukochanemu“ (?!) dziecku dobrobyt materjalny! „Vac victis“, biada zwyciężonym, których się nazywa „pokornymi“, „dobrze wychowanymi“ za to, że — stając przed ołtarzem wbrew własnej chęci, — na zapytanie „czy masz dobrą i nieprzymuszoną wolę?“.. odpowiadają świętokradzko „mam“, nieraz mając.... w konającem sercu, obraz innej osoby!
Czyż wolno się dziwić, skoro takie stadła bywają, conajmniej duchowo a często i cieleśnie, zchopólnie dozgonnem.... przeniewierstwem?!.... A i w najlepszym razie — jeśli nawet z czasem nastąpi wzajemne oswojenie — zawsze jeszcze związek taki pozostaje chyba tylko wyrazem poniżającego spodobania wygód i niemniej poziomej obawy przed światem, ale takie pobudki nie mogą sprowadzić szczerego umiłowania obowiązków, czy raczej więzów, przyjętych z odrazą. W takich związkach niezmiernie rzadko zachodzi duchowe zbliżenie, chociażby za pomocą wspólnego pokochania dzieci; nierównie częściej i na tych najniewinniejszych istotkach cięży brzemię przedrodnego przekleństwa!!
Cóż dopiero kiedy mąż — może już przed ślubem rozwiązły a i po takim ślubie niemniej pogrążony w rozpuście — wpadłszy pokryjomu gdziekolwiek w jakąś szkaradną chorobę, przyniesie ją do domu i tu pozornie spełniając obowiązek małżeński zarazi niemiłą sobie żonę? W takim razie, chociaż niejeden i dozna przelotnych wyrzutów sumienia, to zwykle nie na długo. Przeciwnie, skoro, wskutek takiego zakażenia, jego ślubna niewolnica, może przedtem piękna, raptem pocznie niszczeć, brzydnąć — wtedy niecny sprawca tego nowego upośledzenia swej ofiary znienawidzi ją ostatecznie!
Wśród takich warunków, czyż można się dziwić zwyrodnieniu nowych pokoleń? Czyż to nie objaśnia zbyt wymownie coraz szerzącej się obawy przed samą myślą o możności przyjścia licznego potomstwa? Czyż takie pożycie małżeńskie może nie być ślubnem wszeteczeństwem?!....
Coprawda, teraźniejsza przepisowa „moralność“, czyli raczej udawana obyczajność wyrokuje o tem całkiem inaczej: według niej występek mogą popełnić tylko słabsi, bezbronni.
Nietylko „siła góruje nad prawem“, lecz nadto i samo prawodawstwo musi służyć przeważnie do mnożenia środków przemocy, obracanych ku ostatecznemu gnębieniu strony bezbronnej. Najrozpustniejszego mężczyznę nazywa się chyba „hulaką“, „bałamutem“, nader rzadko „marnotrawcą“. Tu, nawet najszkaradniejsze zbrodnie zwykle bywają otaczane t. zw. „łagodzącemi okolicznościami“. Natomiast wszelki, chociażby najmimowolniejszy błąd ze strony kobiety — wnet potępia się bezwarunkowo, lub w dodatku jeszcze się go napompowuje zmyślonemi powodami obostrzenia! Czy to w małżeństwie czy poza niem, szczególnie co do spraw płciowych, sądy ludzkie są zarówno jednostronne.
Dziewczę, które w szczerem miłośnem uniesieniu zda się na wiarę ukochanego i pozornie kochającego zwodziciela — to istota „upadła“! Taką, „cywilizowane“ społeczeństwo wygania ze swego „wstydliwego“ koła, miesza z biotem razami piorunów oburzenia, piętnuje przezwiskiem „wszetecznicy“, skazuje gorzej niż na śmierć, bo na dźwiganie w nędzy i poniewierce nieraz podwójnego życia: matki z dzieckiem. A skoro z takiego „grzechu“ miłości wyniknie w istocie najwznioślejsze macierzyństwo, godne służyć za wzór samozaparcia dla wszelkich matek, to świat, niemiłosiernie „bezgrzeszny“ (?!) czy raczej wygórowanie okrutny (może przez zazdrość), mści się nawet na bezwiednym owocu takiego „występku“ — na słabej (chociażby zresztą najzdrowszej ciałem i duchem) dziecinie, którą się potrąca nogami, jako „bękarta“, „wyrzutka“ społeczeństwa, prawie już przedrodnego „zbrodniarza“!
Tymczasem rodzic, t. j. istotny sprawca tej niedoli, czyli rzeczywisty zbrodniarz, nietylko nie jest uważanym za upadłego, lecz owszem zwykle bywa jeszcze zdobiony tytułem „donżuana“ — „świetnego zwycięzcy“!... Za przykładem ślubnych pań-matek, „przyzwoite“ córy, powołanki do uświęconego związku małżeńskiego, ubiegają się często na przebój o względy takiego „bohatera“(!). O boć to „rycerz“(!) warty zostać w swą kolej „pokonanym“ strzałą w piętę Achillesa. — To też zewsząd go ścigają pociski: tu, chociażby tylko pozornie „czystych“ oczu, tam „promienie“ mn. w. szczerych czy wreszcie byle jak podrabianych błyskotek, mających stanowić zapowiedź „pękatej“ szkatuły....
Zarówno taką Djanę, boginię łowów, — która przez zimną rachubę, mężczyźnie, bardziej niż obojętnemu, nieraz całkiem wstrętnemu, wprost się zaprzedała, — tylko za pokwitowaniem, noszącem nazwę kontraktu „ślubnego“, — wszyscy „bezgrzeszni“ obsypują zaszczytami należnemi „nieskalanej“ małżonce!
Ażaliż, słusznie potępiane, przedawanie ciała za pieniądze na czas ograniczony — na „moment“, kilka godzin, jedną lub więcej nocy — ma być w istocie czemś gorszeni od uchwalonego zaprzedawania się w dożywotnią posiadłość? Na prawdę zachodzą tu dwie główne różnice: pierwsza taka, jak pomiędzy najemnictwem przelotnem a poddaństwem stałem; druga — że takie poddaństwo nierzadko przekształca się w uciemiężenie strony rzekomo „panującej“nad przeciwną, lecz w istocie nieraz nie władającej nawet samą sobą i zatem owładniętej przez roślinę pasożytną, za bardzo utuczoną kosztem własnej krwi.
Czyż zmierzanie ku takiemu „związkowi“ nie należy właśnie do najpewniejszych zadatków wszeteczeństwa ślubnego? W porównaniu do takiej obłudy, w celu wkręcenia się w związek „uprawniony“, czyż niejedna z powszechnie poniewieranych, za skutki szczerej lecz nadużytej miłości, nie jest raczej godną uwielbienia? — Czyż nie wypada tu zastosować pełnych miłosierdzia słów Chrystusa „a ostatni staną się pierwszymi“, w znaczeniu takiem, że poniżeni przez ludzi będą wywyższeni przed Bogiem?.... i na odwrót!
Związek małżeński, ukuty przymusem, lub rachubą — to nie sakrament a świętokradztwo, mogące zamieszkać jedynie w jaskini zobopólnego przeniewierstwa!
Małżeństwo wedle Boga, to ołtarz gorącej miłości, która jest i musi być wzajemnie szczerą. Taka miłość: tu, wybucha jak burza, wstrząsająca całą istotą do bezdennej głębi; ówdzie, wstępuje wolnym, cichym krokiem, miękko, lecz coraz ściślej ogarnia nieświadomą duszę, — stosownie do temperamentu — zawsze i wszędzie z bezwzględnem oddaniem. Tylko taka miłość trwa niezmiennie, nigdy nie przekształca się ani w przyjaźń ani w nienawiść — zawsze pozostaje sama sobą.
Taka miłość zawsze wierna — mimo zdrady, pogardy, poniewierki — zawsze jednakowa!
Prawdziwa miłość nie zna zawiści, zazdrości.... Te nizkie uczucia są wytworem samolubstwa, związanym z ciągłem zwątpieniem; miłość ufa bez granic.
Młodzież męska i żeńska powinna być sposobioną od kolebki do miłości nie bojącej się różności klasy ani stanu, bo istotnie i całkowicie wszechludzkiej.
W małżeństwach opartych na takiej miłości, nie da je się uczuwać próżnia duchowa, która zwykle rozprzęga stadła, związane tylko względami materjalnemi, męża pędzi do karczmy i rozpusty a w żonie rozwija namiętność ku strojom, plotkom i co ztąd wynika. W małżeństwach zawartych z istotnej miłości, wzajemna potulność i wyrozumiałość, wspólne zabiegi domowe i rodzinne wystarczają obojgu za wszystko i na wszystko.
Małżeństwo prawdziwie rzetelne zostaje zawarte m już od chwili pierwszego stopienia się dwóch dusz w jedną siłę, niezależnie od obrządków ślubnych. Wygłoszenie publiczne takiego związku stanowi jedynie obyczajowe dopełnienie spójni duchowej, już istniejącej niezależnie od uświęcenia zewnętrznego. Gdzie takiej spójni nie było poprzednio, lub gdzie ją zerwały nieprzewidziane okoliczności, tam żadna pieczęć powierzchowna, chociażby zresztą najuroczystsza, nie zda się na nic!
Ponieważ zaś te smutne wypadki muszą się zdarzać niekiedy nawet w stadłach połączonych wskutek wzajemnego pociągu, który się uważało za prawdziwą miłość — po pewnym czasie następuje rozczarowanie — zatem związek małżeński nie powinien być bezwarunkowo nierozerwalnym. W takich razach, nieskończenie lepiej rozstać się szczerze, aniżeli pozostawać nadal w związku obłudnym. A i dzieci zawsze można podzielić w sposób taki, ażeby każde z jednej strony rodzicielskiej dostało wychowanie lepsze, niż wśród obojga duchowo poróżnionych i tem samem wpadłych w ślubne wszeteczeństwo, stanowiące najgorszy przykład! Wprawdzie nadmieniliśmy poprzednio (str. 145), że, wśród ludzi, rozwiedzionych z małżeństwa, statystycznie stwierdzono wypadków samobójstwa jeszcze więcej, niż w bezżeństwie, lecz któż zdoła przeniknąć i obliczyć tajne następstwa nierozwodów mimo rozbratu, jedynie przez niewolnictwo względem stanowiska, stosunków „towarzyskich“ itp. wspólnych kajdanów? Niewola jest matką obłudy, podstępu i wszelkich przewrotności, któremi szczera wolność się brzydzi, bo ich nie potrzebuje. Jak ciasne obuwie wykrzywia nogi, tak skrępowanie ducha płodzi ułomności moralne. Niewola tonie w ciemności, tłumiącej wszelki hojny pochop; swoboda pływa w świetle samoświadomej godności.
Miłość samodzielna, szczera, samowiedna jest sama przez się uczuciem świętem, które sakramentu małżeństwa nietylko nie splami, lecz owszem jeszcze go zastrzeże od świętokradzkiego kłamu, zbyt pospolitego w małżeństwach, „rozumowych“.
Atoli szczere światło samowiedne nie zabłyśnie jednym razem. Do ślubów całkiem bezwszetecznych społeczeństwo nasze jeszcze nie dorosło i potrzebuje systematycznego wychowania, o ile możności przez odrodzenie moralne warstw przodujących.
∗ ∗
∗ |
Przyczyny istniejącej niemoralności są nader wielorakie; do głównych należą następujące: a) z jednej strony ślepe samolubstwo, z drugiej — niewolnicza podwładność; b) tu, brak ochoty, tam środków — wszędzie: niedostatek potrzebnej świadomości praktycznej do należytego sposobu życia i celowego wychowania nowych pokoleń; c) we wszystkich warstwach społeczeństwa mn. lub w. zamiłowanie w ostrych lub tępych napojach alkoholowych, rozpalających pokarmach i wszelkich szkodliwych używkach; d) powszechne rozprzężenie obyczajów i ogólne ubóstwo pod względem rozumnej a silnej woli do świecenia dobrym przykładem; e) niemniej ogólne zamglenie pojęć o celu życia, znaczeniu płciowości, związków małżeńskich, stosunkach społecznych itd. itd.
Dla skutecznego przeciwdziałania temu rozkładowi ludności, trzeba koniecznie wprowadzić w życie przedewszystkiem zasadę „Noblesse oblige“ — szlachectwo zobowiązuje (do szlachetności): im bardziej się znajduje w położeniu uprzywilejowanem, tem silniej powinno się przodować ku powszechnemu doskonaleniu. W tem więc główne kroki należą: A) do rządów, zgromadzeń prawodawczych i wszelkich władz ustanowionych; B) do stowarzyszeń, zakładów i osób, rozrządzających wielkiemi środkami; C) do ludzi wyżej wykształconych: duchownych, myślicieli, uczonych, przełożonych, wychowawców, pisarzy, artystów itd.
Pierwszorzędne zaś założenia prawdziwej, moralnej cywilizacji są:
1. Podniesienie ogólnego poziomu pojęć, uczuć, dążeń i czynności w życiu osobistem, międzypłciowem, rodzinnem i społecznem.
2. Szerzenie samopoznania, miłości bliźniego, światłej wiedzy, zamiłowania zdrowia ciała i ducha, pracy, porządku i rozumnej gospodarności.
3. Zwalczanie wszelkich niedostatków społecznych przez ogólnie zgodnomyślną ochoczość do rzetelnej wymiany każdostronnych zasobów żywotnych.
4. Wzbogacanie środków do rozsądnego, zdrowotnego i obyczajowego kształcenia oraz obcowania młodzieży płci obojga, wszystkich warstw społeczeństwa.
5. Rozpowszechnienie trzeźwości całkowitej oraz wszelkiej krzepiącej wstrzemięźliwości.
6. Poskromienie samolubstwa, szczególnie męskiego, jako pierwszorzędnego źródła rozpusty ogólnej.
7. Mnożenie małżeństw, opartych na szczerej wzajemnej miłości.
8. Piętnowanie wszeteczeństwa płci obojej, jak z wolnej ręki tak ślubnego, wynikającego z węzłów wskutek żądzy zysków.
9. Powstrzymywanie związków małżeńskich pomiędzy ludźmi wyraźnie zwyrodniałymi.
10. Pokonanie nędzy materjalnej przez podniesienie poziomu gospodarczego szerokich warstw ludności.
- ↑ Jak Hererów?!..
- ↑ Ważniejsze prace o prostytucji w języku polskim są następujące: Martineau „Prostytucja potajemna“ tłóm. 1892; Lombroso „Kobieta jako zbrodniarka i prostytutka“; Dalton „Trąd społeczny“ 1887; Rogowicz „Oględziny lekarskie kobiet“; Giedroyć „Prostytutka jako źródło chorób wenerycznych w Warszawie“ 1892. Literatura obca jest o wiele bogatsza. Pisali w tej kwestji między innymi: Parent-Duchâtel,Fournier, Specht, Tarnowskij i w. in. — Kto chce się dowiedzieć nieco o uchybieniach, jakie ciążą na urzędnikach policyjnych wobec niewinnych dziewcząt i kobiet, niech czyta następujące książki: Die Gebrechen u. Sünden der Sittenpolizei von Dr Henne-Am-Rhyn“, dalej „La Prostition“ przez Yves Guyot’a.
- ↑ P. Mantegazza „Fisiologia della donna“ Milano. p. XX.
- ↑ Dla utorowania drogi w tym celu, wydaliśmy poszczególną broszurkę: „Przestrogi i rady zdrowotne dla dorosłej młodzieży“. Red. Przew. Zdr.