Życie płciowe i jego znaczenie/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Życie płciowe i jego znaczenie ze stanowiska zdrowotno-obyczajowego | |
Wydawca | Wydawnictwo »Przewodnika Zdrowia« | |
Data wyd. | 1904 | |
Druk | S. Buszczyński | |
Miejsce wyd. | Berlin | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
|
O żadnej sprawie nie mamy tak mało zdrowego pojęcia, i żadnej sprawie nie poświęcamy tak mało uwagi głębszej, jak sprawie moralności płciowej odgrywającej w życiu naszem role najpierwszą i najważniejszą. Co gorsza, sprawę tę pozostawiamy zwykle w ciemności i staramy się otoczyć ją pewną zasłoną, prawdopodobnie w obawie przeczuciowej, aby nie ujawnić tego rozkładu i tej zgnilizny, jakie się zakradły do wszystkich dziedzin życia naszego.
Wszystkie prawa, wpływające na dobrobyt cielesny człowieka, wyryte są w jego budowie. Wszystkie prawidła prowadzenia się człowieka, jeżeli mają mieć jakąś wartość dla podniesienia jego szczęścia, muszą harmonizować z jego niezwyrodniałą przyrodą. Żadne prawo, żaden zwyczaj towarzyski nie mogą być dla nas obowiązujące, jeżeli nie są zgodne z naszem wyższem poczuciem słuszności, jeżeli nie pasują do naszej przyrody fizycznej, moralnej i umysłowej i nie odpowiadają naszemu najwznioślejszemu ideałowi prawdy, obowiązku i zadowoleniu.
Warunek powyższy musi tkwić również i w podwalinie praw rządzących moralnością płciową. Instynkt przyrodzony i niezwyrodniały wszystkich zwierząt w stanie natury jest prawem w ich życiu. Lecz instynkty człowieka są tak spaczone nienaturalnemi warunkami jego życia, że tylko rzadko kiedy można na nich polegać, jako na przewodniku w drodze do cnoty, zdrowia i szczęścia. Ludzie zwykle dziedziczą już od rodziców przyrodę zwyrodniałą, usposobienie do chorób, popędy i skłonności chorobliwe, a ich wychowanie i zwyczaje życiowe częstokroć jeszcze bardziej potęgują to dziedzictwo. Powietrze, ubiór, pokarmy i napoje, środki podniecające, zajęcia, zabawy, literatura i sztuki — słowem wszystko jednoczy się, aby mniej lub więcej wzmocnić te fałszywe i nienaturalne warunki.
Badając uważnie przyrodę człowieka, zauważyć musimy, że zupełna negacja płci jest dla dzieci prawem moralności. Każde dziecko powinno być chowane w czystości zdala od wszelkich podniet zmysłowych, które poprostu są dla niego zabójcze. Niema słów zbyt silnych i dosadnych, aby namalować to zło, płynące z podniet zmysłowych przed wiekiem dojrzałości; niebezpieczeństwo zaś jest tak wielkie, że niema innej drogi, jak tylko droga jak najwcześniejszego uświadamiania młodzieży. Sprawy życia płciowego powinny być również dzieciom wykładane, jak wykładaną jest botanika i matematyka; tego rodzaju wiedza może tylko ustrzedz je od wielu strasznych nieszczęść i — co jest niemniej ważne — będzie czerpana ze źródeł czystych, a nie z ciemnych i pokątnych.
To też uważam, że wielką usługę oddał społeczeństwu redaktor Przewodnika Zdrowia, wydając pracę niniejszą, pracę w której życie płciowe jest rozpatrywane, u nas poraz pierwszy z właściwego punktu widzenia. Zastanowmy się chwilkę głębiej nad sprawą życia płciowego!
Wszystkie naturalne czynności naszego ustroju, zwłaszcza zależące od woli naszej, sprawiają nam mniejsze lub większe zadowolenie, mniejszą lub większą przyjemność, i w tem właśnie leży największe dla nas niebezpieczeństwo. Wszystkie czynności naszego ciała powinny się odbywać nie dla przyjemności, lecz z konieczności, dla celu ściśle określonego. Jadać musimy, aby owe życie podtrzymać a nie dla tego, aby mieć przyjemność; kto jada dla tego, że coś lubi lub że mu to „coś“ smakuje, a nie dla tego że jest głodny, ten działa przeciw przyrodzie i gwałt samemu sobie zadaje, gwałt, za który wcześniej czy później musi odpokutować.
Toż samo bywa z czynnościami płciowemi. Stosunek płciowy jest to akt twórczy, w którym człowiek łączy się z Bogiem i jedynie w takim celu dokonywany być powinien: zadowolenie zmysłowe nie powinno być uważane za bodziec wystarczający. To też cel małżeństwa nie powinien być inny jak stworzenie potomstwa. Według nauki Kościoła chrześcijańskiego, małżeństwo jest symbolem jedności Chrystusa z Kościołem: mąż i żona to jedność w Panu; przeznaczeni są żyć w małżeństwie w czystości, a nie w lubieżności i rozpuście. To też nie może być bardziej wstrętnego pogwałcenia moralności chrześcijańskiej, jak roztaczanie przez męża zmysłowości na swojej słabej połowicy wbrew jej woli, zwłaszcza gdy ta nie pragnie wcale dzieci i nie ma dość sił, aby dać dzieciom zdrową konstytucję i otoczyć je niezbędną pieczołowitością macierzyńską.
Przepisy moralności chrześcijańskiej są ścisłe i jasne. Stosunek płciowy powinien mieć na względzie cel główny, t. j. stworzenie potomstwa. Obowiązkiem mężczyzny jest powstrzymanie się od stosunku: jeżeli małżonkowie nie życzą sobie mieć więcej dzieci; jeżeli to szkodzi jednemu z małżonków lub dziecku, jak naprzykład podczas ciąży i karmienia. Mężczyzna, prawdziwie kochający swoją żonę, będzie ją czcił i szanował i nie uczyni z niej ofiary swojej nieokiełzanej, samolubnej i zmysłowej skłonności.
Ta wzniosła i czysta moralność chrześcijańska rzadko kiedy jest głoszona przez dzisiejszych Pasterzy; większość naszych księży jakosi za bardzo poddaje się zmysłowości ludzkiej: zepsuciu, zamiast głosić i podtrzymywać czcigodne prawo czystości chrześcijańskiej, jako jedynej dźwigni odrodzenia duchowego.
Niektórzy lekarze są zdania, a pogląd ten w wielu dziełach lekarskich znaleść możemy, że narządy płciowe ulegają zanikowi w razie bezczynności: to też uważają za koniecznie potrzebne, żeby odbywała się czynność tych narządów, począwszy od okresu dojrzałości płciowej aż do wieku podeszłego. Tego rodzaju poglądy występują otwarcie nietylko przeciw powszechnie przyjętej moralności ogółu, stojącej na straży niewinności i czystości kobiety przed małżeństwem ale i z moralnością religijną, wymagającą zarówno od mężczyzn, jak i od niewiast czynności przedmałżeńskiej i w stanie małżeńskim.
Narządy płciowe różnią się od innych narządów swoją zdolnością pozostawania w zupełnym spoczynku przez bardzo długi przeciąg czasu. Jak wiadomo, u roślin i wielu owadów raz jeden w życiu narządy płciowe są czynne a u wszystkich wyższych zwierząt tylko po długich przerwach, trwających nawet lata i to jedynie dla celu specjalnego. Jest to również fakt stwierdzony, że tysiące mężczyzn i miljony kobiet albo nigdy nie używają narządów płciowych, albo pozostawiają je w spokoju przez długie lata nietylko bez żadnych złych następstw dla swego ciała i umysłu, ale co ważniejsza z wyraźną korzyścią dla sił cielesnych i umysłowych i życia duchowego. Twierdzenie przeto, że tego rodzaju teorja moralności a raczej niemoralności jest naturalna, wypływa albo z bardzo wielkiej nieświadomości albo też olbrzymiej bezczelności.
Chrześcijańskie prawo małżeńskie, tak jak tego naucza Pismo Święte i jak je komentują najlepsi pisarze teologji moralnej, harmonizuje z przyrodą i zgadza się z wyższą naturą człowieka. Cudzołostwo jest grzechem, ponieważ rozstraja to boskie urządzenie. Nierząd jest grzechem, ponieważ podkopuje czystość małżeństwa; prostytucja jest grzechem, jako ofiara z kobiet, które mogłyby być żonami i matkami, ofiara złożona samolubnej zmysłowości mężczyzn.
Wszystko to bardzo piękne, powiedzą niektórzy, mówić o moralności i niemoralności, ale musimy brać mężczyzn takimi, jakimi są; jakże możemy przerobić ich skłonności? Odpowiedź — prosta: wpajać im od dzieciństwa zamiłowanie do dobrego, poczucie prawości i słuszności, a będą tak samo wystrzegali się niemoralności, jak wystrzegają się złodziejstwa lub innych występków; ale do tego potrzeba, żeby nauka o życiu płciowem wykładana była młodzieży w swoim czasie i żeby młodzież zrozumiała prawa, rządzące tem życiem płciowem. Nieświadomość jest matką występków. Zło, płynące z nieświadomości, może być usunięte tylko przez wiedzę!
Nie mogę się zgodzić na zapatrywanie autora niniejszego dzieła, że dojrzewanie płciowe objawia się u mężczyzn t. zw. polucjami czyli nocnemi wytryskami nasiennemi, odgrywającemi jakoby rolę klapy bezpieczeństwa: „Dojrzały młodzieniec i dojrzały mężczyzna, nie mający prawidłowych stosunków płciowych, cierpią zazwyczaj na nocne wytryski nasienne“. Polucja jest to bezcelowa, przeciwna naturze, nie może zatem być objawem naturalnym, prawidłowym, lecz jedynie objawem nienaturalnym, chorobowym. Opierając się na doświadczeniu, jakie wyniosłem ze spostrzeżeń nad sobą samym i swoimi pacjentami, mogę stanowczo twierdzić, że polucje u młodzieży są jedynie dowodem pewnych nadużyć głównie w jadle i napojach. Kto jada przez łakomstwo za dużo, zwłaszcza późno wieczorem, ten bardzo łatwo może mieć polucje, a najłatwiej gdy ustrój jest nieco podniecony. Żaden młodzieniec nie będzie miał powodu do uskarżania się na wytryski nocne, jeżeli będzie prowadził życie czynne, nie będzie używał potraw i napojów podniecających i rozpalających i nie popełni nadużyć w jadle i napoju. Nieraz zdarza mi się, że młodzież uniwersytecka zasięga mej porady z powodu częstych polucyj; wówczas zalecam jej dyetę klasztorną z powstrzymywaniem się wieczerzy z tem nadmienieniem, że rano jadło jest złotem, w południe — srebrem, a wieczorem lub na noc — ołowiem, i to w zupełności wystarcza, aby polucje więcej się nie powtarzały.
Na wytworzenie nasienia składają się najżywotniejsze i najlepsze soki naszego ustroju, przeto niepodobna, żeby przyroda najcenniejszy swój wytwór marnowała bezcelowo. Jeżeli młodzieniec dojrzał, nie może przy niedostatecznej pracy fizycznej zużyć sił, wytworzonych z pokarmów obfitych, wówczas przyroda ratuje stanowisko ustroju i upuszcza nadmiar sił za pomocą wytrysku nasienia. Polucje przeto do pewnego stopnia są rzeczywiście „klapą bezpieczeństwa“, ale nie dla zmysłowości człowieka, lecz klapą bezpieczeństwa, przez którą uchodzi nadmiar sił wytworzonych z pożywienia. Tem się tylko objaśnia dla czego u starców, u których popęd płciowy zamarł zupełnie, niekiedy zdarzają się polucje.
Takie są moje własne na tę sprawę zapatrywania.
Dzieło to uważam za cenny nabytek dla literatury polskiej i pożądaną byłoby rzeczą, aby się ono znalazło w rękach wszystkich rodziców.
Dr. Józef Drzewiecki.
Warszawa, d. 10. 2. 1904.
Co jest życie? — Pytanie to narzuca się umysłowi naszemu jako najpierwsze i najciekawsze, a nad rozwiązaniem zagadnienia tego wysilały się, jak wiadomo, największe potęgi umysłowe, od starożytności do obecnych czasów. Żadne atoli poszukiwania za określeniem istoty życia nie doprowadziły do zadawalniających wywodów, jakkolwiek pracę tych badaczy można porównać do pracy Tytanów, chcących zdobyć niebo. Po tylu płonnych wysileniach nareszcie skierowano usiłowania do poznania nie istoty, lecz warunków i objawów życia i tu osiągnięto znakomite skutki.
W tym względzie dadzą się rozróżnić dwa prawa zasadnicze, którym ulega każdy ustrój:
1. prawo odżywiania i rozwoju,
2. prawo rozpłodu.
Wedle pierwszego prawa organizm przyjmuje i przerabia w sobie pewne substancje, przyswaja je sobie i dokonywa w ten sposób ciągłej zamiany swych soków tj. wydziela czyli traci i znów zyskuje (zamiana materji!), wskutek czego też wzrasta, rozwija się i dosięga szczytu swej siły życiowej. Takie przekształcenia jednej materji w drugą swoisto-żywą dokonywa się za pomocą oddziaływania sił otaczających, ale zarazem też i kosztem tych sił[1]. Z tej przyczyny, stanąwszy przez dłuższy lub krótszy czas na szczycie swego rozwoju życiowego, następnie każdy organizm prędzej lub powolniej traci zdolność wznawiania narządów ulegających zniszczeniu, a nareszcie jako ustrój taki przestaje istnieć czyli umiera. Wtedy żadnym bodźcem nie można wzbudzić siły swoisto-życiowej danego ustroju. Życie osobnego gatunku, przynajmniej u wyżej organizowanych jestestw, musiałoby ustać, gdybyśmy nie mieli drugiego wielkiego zjawiska tj. prawa rozpłodu. Zapłodnienie może w jednej chwili zwrócić energii ustrojowej całą jej moc pierwotną. „Jeśli choć przez jedną chwilę zatrzymamy się na punkcie widzenia nauki rozwoju czyli teorji ewolucji, to zauważymy bardzo łatwo, że pociąg ku płci drugiej wytworzył zdolności i zdobycze, które w innych warunkach byłyby zaginęły bez śladu. Jeden rzut oka na przyrodę wystarcza, aby się przekonać o nieskończenie szerokim wpływie i znaczeniu życia płciowego. Tylko dzięki jemu kwitną lilje w polu, pachną róże w gąszczach, śpiewają drozdy i słowiki, stroi się i przybiera zachwycające kształty świat roślinny i zwierzęcy; tylko dzięki jemu kobieta i mężczyzna dążą do fizycznej i umysłowej doskonałości. Gdyby nie istniało życie płciowe, to w ogóle życie zamieniłoby się w jakąś ciemną pustynię, sztuki i nauki, życie państwowe i kultura, nawet większa część religii, nie mogłyby istnieć“.[2] Zapładnianie stanowi jedyną dźwignię trwałości, jeżeli nie wszystkich ustrojów na ziemi, to w każdym razie najwyżej uorganizowanego ustroju człowieka.
Z tego też względu popęd zobopólny dwojga płci jest podstawą ciągłego nietylko trwania, ale i rozwoju ludzkiego. Stosownie do swego wybitnego celu i przeznaczenia, popęd ten jest ze wszystkich najtęższy a więc też najpotężniejszy. Popęd ten, wystąpiwszy prawidłowo dopiero wówczas, gdy mózg się rozwinął, uwydatnia się u obojga płci przez dalszy ciąg żywota naszego całą mocą myśli i czynów, przenikającą i opanowującą nasze jestestwo, duchowe i cielesne. Z tego też powodu mówimy o życiu płciowem.
Popęd ten, mający zachować gatunek, jest silniejszy nawet od powszechnego instynktu samozachowawczego jednostki, stosownie do wyższości gatunku nad jednostką. Dlatego też, u zwierząt żyjących dziko, przyroda sama reguluje stosunki płciowe w myśl zamiarów Stwórcy, a zwierzęta, skutkiem instynktu, nieświadomie spełniają wolę wszechmatki-przyrody. Człowiek, obdarzony przez Boga rozumem, ma nim poznać tajniki przyrody, zrozumieć drogi Bożej woli, i potem świadomie kierować własną wolę ku spełnieniu wskazówek przyrody. W tem jego wyższość nad zwierzętami.
Lecz cóż widzimy niestety w dziejach ludzkości na każdym kroku? Człowiek obdarzony wolną wolą i rozumem, zamiast spełniać z radością to, co poznał jako prawo matki-przyrody, jako wolę Stwórcy swego, obraca udzielony mu przywilej na to, by zbaczać z dróg przyrody, by nadużywać danych mu sił cielesnych i duchowych, by marnować sobie życie, a przez to przekraczać przykazania Stwórcy, który go wyniósł ponad inne twory.
Ztąd życie ludzkości, zamiast być radośnem i chętnem, bo rozumianem i jako potrzeba rozsądna odczutem stosowaniem się do praw i przepisów danych stworzeniu przez Stwórcę, zamiast być pełnią szczęścia, wynikającą ze świadomego wykonywania Bożej woli, jest przeciwnie pełne przewinień wobec przepisów przyrody, pełne błędów i grzechu, a co za tem idzie, pełne smutku, znękań i choroby.
Czyż istniałoby tak dużo chorób cielesnych, gdybyśmy wszyscy stosowali się do wskazówek przyrody co do odżywiania i pielęgnowania ciała, czyż istniałyby tak częste zboczenia umysłowe, gdyby ludzkość nie marnowała sił cielesnych i umysłowych używaniem wyuzdanem wbrew przepisom przyrody, wbrew Bożej woli?! Czyż nakoniec istniałoby tyle niedostatku, braków i cierpień, gdyby jednostki i społeczeństwa szły za głosem przyrody?
W ciągu wieków, choć zbadaliśmy dużo tajników przyrody, i coraz więcej pojmiemy wielkość stworzenia, oplątaliśmy się tylu więzami mylnych wyobrażeń i przyzwyczajeń życiowych, utworzonych wbrew przepisom i wskazówkom przyrody, że wśród złożonego życia nowoczesnego coraz więcej odczuwamy skutki zboczenia z dróg przyrody.
Jednym z najjaskrawszych przykładów spaczenia pojęć i wynikłych ztąd szkód dla życia, to sprawa poglądu na wiedzę o istocie i powstawaniu człowieka i wszystko, co z tem w związku, słowem o życiu płciowem.
Rozsądny układ życia płciowego jest przecież podstawą rozsądnego, zdrowego rozwoju jednostek i społeczeństw. Prawdę tę poznano już od najdawniejszych czasów. W prawodawczych księgach chińskich i indyjskich znajduje się cała moc przepisów i rozkazów w tym względzie. W Grecji zaprowadzono wprost surowe kary za przekroczenie przepisów, wydanych w celu zachowania narodowi zdrowego i silnego pokolenia. Biblja i talmud zawierają również wielką liczbę „przykazań“ tyczących się życia płciowego. Najznakomitsi lekarze jako też socjodzy we wszystkich wiekach zajmowali się szczególnie także hygienią płciową. Mimo to ogół żyje w ciemnocie pod względem prawidłowości stosunków płciowych, a w kołach t. zw. inteligencji, obok grubej nieumiejętności, można często zauważyć także jeszcze pewną wstrętną pruderję, obłudną skromność i fałszywy bo udany wstyd, nie dopuszczający zajmowania się tą sprawą otwarcie, poważnie i naukowo. Dlatego też większa część ludzi już dorosłych nie wie, co ma czynić, a tysiące osób wpada w coraz to większe zepsucie, nabawia się strasznych chorób, rujnując siebie, swe żony i dzieci. Słusznie pisze B. Limanowski w swem dziele: Historia ruchu społecznego XIX wieku str. 103: „Kwestja życia płciowego, — usuwana od poważnego badania wykrzykami zgorszenia i płytkiemi dowcipami, a pomimo to wciąż poruszana w plastycznie przezroczystych utworach powieściowych, gdzie nawpół naga tajemniczość rozpłomienia tylko wyobraźnię, — mści się okrutnie za tak lekkomyślne i niedbałe jej traktowanie. Nerwowość, ta klęska dzisiejszego społeczeństwa cywilizowanego, w znacznej części jest karą za obłudę społeczną w sprawie moralności płciowej“.
Czyżby więc znajomość życia płciowego nie powinna uchodzić wśród ludzi za koniecznie potrzebną, bo mającą ich uchować od zboczenia z dróg przyrody, od zmarnowania sobie życia?!
Tak by być powinno — a przecież nie jest. Słusznie uważamy małżeństwo za świętość, a tymczasem nie uważamy za potrzebne przygotowywać młodzież do zrozumienia tej największej dla rozwoju człowieka świętości. Uczymy dzieci czytania i pisania, ale gdy podrastają i dojrzewają płciowo, nie uczymy ich tajemnic przyrody ludzkiej, ażeby, poznawszy je, z pełną świadomością „czciły matkę i ojca“. Pozwalamy na to, by budzącą się ciekawość płciową zaspakajały pokątnie podpytywaniem się, podsłuchiwaniem, podpatrywaniem; gdy skutkiem tego zaczną nadużywać narządów, jakie mają do spełniania najświętszego obowiązku, dziwimy się, że mimo zatajenia przed niemi wszystkiego co złe, popadły na drogę występną.
Ależ zapominamy, że „złe“ jest tylko nadużywanie i niewłaściwe używanie narządów płciowych, że życie płciowe, dane nam przez Stwórcę do spełnienia jego woli co do utrzymania rodzaju ludzkiego, samo w sobie nie jest złem.
O ileż mniej byłoby w społeczeństwie nędzy cielesnej i moralnej, gdyby dorastające pokolenia uczono wczas właściwego zapatrywania się na życie nasze w ogóle i na życie płciowe w szczególności, gdyby dorastających pouczano, jak mają żyć pod względem płciowym, czego unikać a co czynić dla zapewnienia sobie zdrowia ciała i duszy, a potomstwu tem samem byt o ile możności najszczęśliwszy?!
Lekarze i moraliści, nauczyciele i politycy widzą na każdym kroku w życiu nowoczesnem skutki mylnych zapatrywań na życie płciowe i wynikających ztąd nadużywań i zwyrodnienia; wśród zagadnień gospodarczych coraz więcej uwagi zajmuje pytanie: jak ulepszyć moralną stronę życia, od czego zależy uzdrowotnienie stosunków społecznych szczególnie po wielkich środowiskach przemysłu i pracy? A na tle wszystkich tych pytań wyłania się potrzeba należytego pojmowania życia płciowego. Od tego zależy podniesienie moralnego poziomu.
Książka niniejsza ma się przyczynić do uwydatnienia ważności tej sprawy, do rozszerzenia należytych poglądów na życie płciowe, od których zależy cielesne i moralne zdrowie społeczeństwa.
Wśród ludu, i to we wszystkich, przynajmniej w społeczeństwach mniej zwyrodniałych, pojęcie „moralnego życia“ łączy się z pojęciem zachowywania miary w zapędach i w zaspakajaniu rozkoszy płciowych. Kto wstrzemięźliwy w stosunkach płciowych, kto pod tym względem wiedzie rozsądne życie, dostaje miano człowieka moralnego; człowieka zaś hołdującego lekkomyślności w tej mierze, nie umiejącego się hamować, oddającego się ślepo, nieoględnie rozkoszom chuci zmysłowych, nazywa się ogólnie „niemoralnym“.
W stosowaniu tych nazwań objawia się doświadczenie życiowe, oparte na dawnem a trafnem spostrzeganiu.
Popęd płciowy jest wszechobjawem w przyrodzie, na nim polega istnienie i postęp świata istot; dlatego też przyroda połączyła z najwyższemi rozkoszami warunki, wśród jakich występuje u stworzeń i doznaje zaspokojenia popęd płciowy. Człowiek również podlega temu ogólnemu prawu wszechbytu.
Atoli pomiędzy życiem płciowem zwierząt a ludzi jest przecież ogromna różnica. Człowiek tak samo jak zwierzę w zaspakajaniu popędów płciowych doznaje najwyższej rozkoszy. Ale zwierzę poddaje się działaniom tego popędu poczuciowo (instynktowo) i spełnia wymogi przyrody w tym względzie bez głębszej świadomości, bez szerszego poglądu na prawo przyrody, jakie niem kieruje, bez zastanawiania się nad zagadką bytu, wypełniając swoje zadania niejako automatycznie. Tymczasem człowiek, obdarzony przez Stwórcę iskrą rozsądku, spełnia czynności płciowe nie ślepo, lecz z poczuciem świadomości, iż działa w myśl prawa, przejawiającego się wszędzie w przyrodzie i dającego podstawę całemu stworzeniu!
Ta świadomość daje zarazem człowiekowi wyższe jeszcze od zwierząt poczucie rozkoszy, bo prócz rozkoszy czysto zmysłowej, zwierzęcej, rozkosze umysłowe, duchowe.
Nawet i człowiek jak najmniej zastanawiający się nad zagadką wszechbytu kosztuje przecież tych rozkoszy umysłowych i doznaje ich w ciągłem obcowaniu z istotą wybraną, w obcowaniu duchowem obok cielesnego. W tem połączeniu się dusz, w tej duchowej łączności dwóch istot ludzkich spółkujących cieleśnie, tkwi wyższość nad stosunkami u zwierząt.
Miłość u ludzi składa się z dwóch pierwiastków: z popędu czysto zmysłowego i z pociągu duchowego.
Taki stosunek dwojga ludzi połączony jest z uczuciem najwyższej rozkoszy, a więc widocznie odpowiada zamiarom Stwórcy względem ludzi. U pary połączonej w ten sposób już i sama czysto zmysłowa strona rozkoszy doznaje większego natężenia, dochodzi dopiero najwyższego szczytu.
Tak więc stosunek dwojga ludzi, odpowiadający istotnym prawom przyrody i zamiarom Stwórcy, jest iście prawidłowym (moralnym). Kto przeto spełnia czynność płciową co chwila z inną osobą drugiego rodzaju, ten widocznie zaspakaja tylko popęd czysto-zmysłowy, ale nie doznaje uczuć umysłowej rozkoszy. Ponieważ zaś w ludzkich stosunkach jestto czemś niezupełnem, bo zbliżonem do stosunków zwierzęcych, więc słusznie takie zaspakajanie popędów płciowych jest powszechnie nazywane „niemoralnem“.
Niemoralne ono, bo nie odpowiada zasadom ludzkiego istnienia, co zaś nie odpowiada tym zasadom, musi być szkodliwe. Tak też jest istotnie. W czem się tu szkodliwość objawia, będziemy rozpatrywać w dalszych rozdziałach. Ale powinniśmy zaraz rozważyć co następuje.
Zwierzę we wszystkich swych czynnościach powoduje się wrodzoną poczuciowością (instynktem), która je kieruje ku czynnościom dlań pożytecznym, a wstrzymuje od szkodliwych życiu. Człowiek, prócz popędów wrodzonych, odpowiadających instynktom zwierząt, jest obdarzony rozumną wolą, która właśnie daje mu świadomość osobistą, i wynosi go ponad zwierzęta. Zwierzę, mając tylko instynkta przyrodzone, nie może tak łatwo schodzić z drogi życiowej, wytkniętej mu przez przyrodę. Człowiek ma za pomocą rozumnej woli trzymać się zawsze popędów zdrowych, ma oceniać świadomie wymagania przyrody, i stosować się do potrzeb, a unikać wszelkich szkodliwości na drodze życia. W tej możności oceniania drogi życiowej, świadomego postępowania za przeznaczonemi dla człowieka wskazówkami przyrody, tkwi właśnie wywyższenie człowieka przez Stwórcę. Dar to wielki. Świadomość ta, gdy jej używamy na dobre, unikając wszelkich zboczeń, daje nam poczucie szczęścia, jakiego zwierzęta zaznać nie są zdolne.
Zastosowując to do życia płciowego, zrozumiemy, że człowiek nie umiejący utrzymać równowagi w swych różnych popędach, nie umiejący nadawać właściwego kierunku popędom płciowym, nie umiejący używać ich ze zrozumieniem, może łatwo popaść w rozpasanie zmysłowe, niższe od zwierzęcości. Zwierzę spełnia obowiązek płciowy, gdy głos przyrody je powołuje, gdy zachodzi dlań istotna potrzeba; człowiek zapomocą swej woli może przytłumić inne skłonności, dając natomiast wybujać popędom chuci czysto zmysłowych. Słowem, człowiek, chociaż obdarzony rozumną wolą, może popaść w błąd taki, że, zamiast oceniać rozumnie potrzeby przyrodzone, i dawać w miarę ujście popędom płciowym, wysila się kosztem innych narządów, przedewszystkiem kosztem mózgu, na pobudzanie się do podnieceń i rozkoszy płciowych nie w porę i bez istotnej potrzeby dla całego ustroju, niejako bez powołania przez przyrodę.
Im zaś bezładniej ktoś, to tu, to tam szuka zaspokojenia popędu płciowego, (jak o tem powyżej), tem łacniej może popaść w rozpasanie, tem łacniej zanika w nim władza odróżniania właściwej potrzeby, istotnego wymagania przyrody, od podrażnienia sztucznego, wywołanego przyzwyczajeniem, wyobraźnią, a kosztem innych potrzeb życiowych.
Rzecz jasna, że takie nasycanie popędu zmysłowego, wywołanego nie w porę, kosztem innych potrzeb, musi krzywdzić inne narządy ciała i, wskutek naruszania równowagi, z czasem przynieść szkodę całemu ustrojowi, ciału i duszy. Postępowanie zaś szkodliwe ciału i duszy człowieka, jest stanowczo „niemoralnem“. Słusznie więc rozwiązłych pod względem płciowym, nieopatrznie hołdujących chuciom zmysłowym, lud nazywa ludźmi niemoralnymi.
Niemoralni oni, bo nie dbają o równowagę swych sił cielesnych i duchowych, wyniszczają się i marnują życie przedwcześnie; słowem nie mają dość rozumnej woli. Siła ich woli zbyt słaba, aby mogli powstrzymywać się od postępowania nierozsądnie wobec zdrowia i życia.
A dlaczegoż właśnie przedewszystkiem ludzi rozwiązłych pod względem życia płciowego lud nazywa niemoralnymi?
Bo popęd płciowy właśnie jest tak silnym i tak stale objawiającym się u każdego człowieka zdrowego, że trudno mu się oprzeć, że każdy musi go słuchać, i że przeto potrzeba dużego zapasu zdrowej woli, by uchronić się od przeceniania tego popędu i sztucznego z czasem podniecenia go, ze szkodą dla całości ustroju.
Nie wolno nam lekceważyć popędu płciowego — z objawami jego w życiu, począwszy od młodocianych lat, powinniśmy się liczyć. Ale zarazem należy pamiętać, że potrzeba zaspakajania tego popędu, jak każdego w życiu, nie jest bezbrzeżną, i że właśnie my ludzie, mający regulować popędy za pomocą woli, powinniśmy przedewszystkiem stosować jej działanie do popędu płciowego. Inaczej wzmoże się i rozpanoszy nieprawidłowo.
U kogo nie zważano na to, by wolę swą umiał okiełznać i utrzymywać zawsze we właściwych karbach popędy płciowe, u tego wola rozluźnia się, nie umie trzymać na wodzy namiętności! Człowiek taki cierpi na brak energii, na brak woli, staje się niemoralnym.
Niemoralnością więc słusznie w pierwszym rzędzie nazywa lud rozpasanie w użyciu płciowem. Oczywiście, że ludzie „niemoralni“ pod tym względem, z czasem i pod innemi, gdzie mniej wysiłku potrzeba do utrzymania się na właściwej drodze, tracą równowagę umysłową, bo coraz częściej na manowce.
Niemoralność więc czyli wyuzdanie płciowe jest poniekąd początkiem wszelkich zboczeń, a przynajmniej, jako najsilniej rozluźniająca wolę, łatwiej niż inne zboczenia, zdolna człowieka sprowadzać z drogi obowiązków życiowych wobec siebie i społeczeństwa.
Widzimy tedy, że związek pomiędzy życiem płciowem a moralnością jednostek, zaczem i zdrowym rozwojem społeczeństw, jest bardzo ścisły. Zapatrywania nasze popiera m. i. także prof. Dr. Seved Ribbing, znakomity lekarz szwedzki, w dziele swem: „Hygiena płci i jej moralne następstwa“ temi słowy:
„Nie wiem, być może, że i ja jestem w błędzie, ale dla mnie kwestja płciowa przedstawia się jako korzeń i kwiat, początek i koniec moralności. Najusilniejsza praca, zmierzająca ku szczęściu ludzkości, dochodząca nawet do poświęcenia, wydaje mi się bezpożyteczną, jeżeli nie zwróci się należnej uwagi na życie płciowe. Wszystkim wam znane jest wyrażenie: „Przedewszystkiem ochraniaj swoje serce, ponieważ ono jest źródłem życia“. Chciałby, zastosować tę prawdę w danym wypadku. Ponieważ każda ludzka istota jest wynikiem płciowego stosunku, to ostatni można nazwać sercem ludzkości. Gdy nadwerężycie jego prawidłową działalność, każdy członek ludzkości cierpieć na tem będzie“.
Ważną więc jest rzeczą zważać przy wychowywaniu
każdej jednostki, żeby jej wpojono rozsądne zasady pojmowania życia płciowego, i dano możność zachowania się od szkód, jakiemi grozi wyuzdanie płciowe.
Wyuzdanie takie może zachodzić i ... w małżeństwie! —
Nieprawidłowości życia płciowego w małżeństwie tak samo działają rozstrajająco na nerwy człowieka, zaczem i na wszystkie jego objawy życiowe, jak nieprawidłowości bezżennych.
Skoro więc mówimy o wychowaniu w rozsądnych zasadach co do pojmowania życia płciowego, mamy na myśli także przygotowanie młodzieży do małżeństwa, wychowywanie jej tak, ażeby przed małżeństwem wystrzegała się błędów w życiu płciowem, ażeby w odpowiednim czasie zawierała małżeństwa stosowne, i ażeby w samem małżeństwie postępowała zawsze w myśl wskazówek przyrody co do życia płciowego.
Wynika więc z rzeczy samej podział na trzy główne kierunki rozpatrywań.
W pierwszym rzędzie, książka niniejsza przeznaczona dla młodzieży dorosłej i dla wychowawców młodzieży, którzy zechcą z niej czerpać wskazówki właściwego wychowania — ale brać ją też pewno będą do ręki, czego zresztą szczerze pragniemy, i tacy dorośli, którzy doświadczyli lub doświadczają na sobie złych skutków niewłaściwego w swym czasie chowania, niedostatecznego pouczenia o życiu płciowem. I oni mają znaleźć w tej książce pociechę i pomoc. Przyroda karze wprawdzie i najmniejszy wybryk przeciwko jej przepisom i prawom, ale jako dobra matka, powracającym na jej łono zawsze daje możność poprawy, powrotu na dobrą drogę!
Nieprawidłowe życie płciowe niszczy człowieka powoli, ale stale, targając mu nerwy, rozluźniając siłę woli — ale kto zachował choć iskierkę woli, może skutki mylnego życia płciowego choć w części znieść, starając się rozbudzić ową iskierkę woli, by wzmogła się w płomień dość silny do powstrzymania człowieka na pochyłej drodze. Takie zapanowanie nad sobą zawsze połączone z uczuciem szczęścia. A któżby nie pragnął być szczęśliwym?!
„Rodźcie się i rozmnażajcie się i napełniajcie ziemię“. — Boskie to przykazanie jest zarazem kierującem prawem w całej przyrodzie. Bez takiego porządku świat nie mógłby się utrzymywać. Wszystko, co istnieje w przestrzeni, począwszy od słońca zapładzającego macierzyste łono ziemi i chmur deszczowych, poddaje się temu prawu. Uwydatnia się to szczególnie w świecie ożywionym, a mianowicie roślinnym i zwierzęcym, przez dążność do rozmnażania się. U człowieka jako też u wyżej uorganizowanych zwierząt dzieje się to zapomocą popędu płciowego.
W jaki sposób to się dzieje?
Otóż wiadomo, że rozróżniamy ryby z ikrą od ryb z mleczem. Ryby ikrzate są samiczki, mleczowate są samce. Ikrę tworzą malutkie kulki czyli pęcherzyki o klejowatej zawartości, tak zw. komórki zarodkowe.
Pęcherzyki te, jako przynależne samiczce nazywamy także jajkami. Każde jajko posiada w środku drobniutki gruzełek białkowatej żywej masy. Gruzełek ten, nazywany jąderkiem czyli zarodzią, jest tak mały, że dostrzedz go można tylko drobnowidem. Zaródź jest otoczona masą klejowatą komórki podobnie, jak np. żółtko. Mlecz samca rybiego składa się również z drobniutkich komórek zarodkowych, a dla odróżnienia od samiczkowych nazywamy je komórkami nasiennemi lub wprost nasieniem. Komórki nasienne, zwane także plemnikami, pod drobnowidem mają wygląd bardzo drobniutkich kijaneczek. Każda komórka nasienna zawiera również jąderko czyli zaródź. Samiczki (ikrzate) zwykle na wiosnę upuszczają swe jajka na stosownem miejscu wodnem na dno, one „ikrzą“. Samce (mleczaki) pływając ponad ikrem i ocierając się, wyciskają swój mlecz zapładniający na jajka ikrowe. Podobnie jak dorosłe stworzenia męskie czują pociąg do żeńskich, tak też, wedle panującego prawa łączenia się odmiennych biegunów elektrycznych, ikra skwapliwie stara się przyciągać jąderka przeciwnych komórek zarodkowych. Gdy w ten sposób plemnik swą główką przeciśnie się do wnętrza jajka, wtenczas jąderka męskie i żeńskie połączą się ściśle w jedną całość dwubiegunową, tworząc przez to drobniutki gruzełek żywotworu czyli płód. Nowotwór ten znajduje pożywienie w otaczającej go białkowatej cieczy, znajdującej się w jajku samiczkowem, a zatem wsiąka ją w siebie, przez co poczyna szybko rosnąć. Po osiągnięciu pewnego obwodu, powłoczka się zwęża i zaciska w pośrodku coraz bardziej a nareszcie dzieli się na dwa jednakowe nowotwory. Obie komórki rosną i dzielą się znowu, a w ten sposób powstają już w kilku dniach najpierw 4 komórki, potem 8, 16, 32, 64 itd. itd. Układają się ściśle jedna przy drugiej podobnie jak pojedyńcze kulkowate cząsteczki jagody jeżynowej. Są to pierwsze początki czyli zarodki (embryo) przyszłej ryby.
Wszystko to można wyraźnie spostrzegać przy sztucznej hodowli ryb: Samiczki są zmuszone składać swe jajka w osobnem naczyniu. Gdy weźmiemy mleczaka, i trzymając go nad ikrą nią potrzemy jego stronę brzuchową, wtenczas wylewa się i nasienie na jajka (kulki ikrzate) i je zapładnia. Cała tajemnica zapładniania polega więc na łączeniu się dwóch przeciwności, zdolnych wydać trzecią jedność.
Podobnie jak u ryb, zapłodnienie może nastąpić u wszelkich wyżej uorganizowanych zwierząt a także i u człowieka tylko wtenczas, gdy męska i żeńska komórka w ten sposób się połączą, że pierwsza przeciśnie się główką przez drugą, tak iż zobopólne jąderka mogą ściśle się zmieszać. Z takiego płodu wytwarza się następnie nowa istota odnośnego gatunku. U zwierząt ssących jako też u człowieka zapłodnienie i rozwój zarodka nie dokonywa się zewnątrz organizmu, jak np. u ryb, ale wewnątrz ciała żeńskiego.
Dla lepszego rozpoznania wyżej wspomnianych przeciwności niech posłuży następujący krótki opis płciowych narządów człowieka.
Męski narząd płciowy. U mężczyzny tworzą się plemniki w dwóch gruczołach, nazwanych jądrami. (Ryc. 1.) Oba te gruczoły są jednakże, co do wielkości, budowy i położenia, złożone z bardzo delikatnych kanalików.
Prawidłowo rozwinięte jądro ma około 5 cm długości i 2½ cm szerokości, oraz 3 cm grubości, waży zaś około 16 gramów. W jądrze rozróżniamy dwie części:
1. właściwe jądro, mające wygląd nieco spłaszczonego małego jaja i zajmujące trzy czwarte całej masy, i
W tych kanalikach wytwarzają się przedewszystkiem niteczki nasienne czyli plemniki(spermatozoa). Są to bardzo małe żyjątka, szybko się poruszające; u każdego uwydatnia się główka nieco zgrubiała i cieniutki ogonek nitkowaty, zwykle 7 do 10 razy dłuższy od główki. (Rys. 2.)
Dla wyobrażenia sobie stopnia drobności plemników nadmieniamy, że każdy sześcienny milimetr nasiennej cieczy zawiera około 10 miljonów niteczek nasiennych.
Wprowadzone do narządów płciowych żeńskich plemniki, zachowują własności tego ruchu przez przeciąg ośmiu do dziesięciu dni; w innych warunkach zdolność ta niknie już po kilku godzinach zetknięcia się z powietrzem. Niteczki nasienne są otoczone gęstym płynem. W ten sposób nasienie męskie przedstawia się jako gęsta ciecz siwo-biaława, o dość wielkiej gatunkowej ciężkości i właściwym zapachu. W wodzie opada częściowo na dół i tworzy włókniste strzępy masy flegmistej, częściowo zaś wypływa do góry i ścina się w cienkie włókna, które się w wodzie rozpuszczają i ją nieco zamącają. Najważniejszą atoli częścią są zawarte w tej cieczy plemniki; jeżeli przy badaniach drobnowidowych nasienia męskiego okaże się stały brak owych niteczek nasiennych, wtenczas można napewno twierdzić, że mężczyzna jest niepłodnym (impotens)[4] t. j. niezdolnym do płodzenia dzieci.
Z tego powodu wygląd zewnętrzny i fizjologiczne własności prącia są bardzo zmienne.
W zwykłych warunkach jest miękkie, wiotkie i jakby skurczone, w chwili zaś drugiej czynności twarde i wyprężone.
Zmiana ta polega na tem, że prącie składa się z trzech podłużnych ciał gąbczatych, zawierających w sobie olbrzymią ilość jam i węzłów. Te mogą się napełniać krwią — sposobem odruchowym, podobnie jak się to dzieje na twarzy przy rumieńcu wstydu. W ten sposób gąbczate ciałka mogą tak nabrzmiewać, że całe prącie powiększa swą objętość 4 do 5 razy, że ciepłota się wzmaga, że następuje wzwód członka.
Żeński narząd płciowy odróżnia się od męskiego co do układu na pierwszy rzut oka tem, że główne jego części mieszczą się wewnątrz ciała. Zamieszczone odnośne ryciny unaoczniają nam poszczególne części w zarysie.
Do pierwszych i najważniejszych części całego żeńskiego narządu płciowego należą jajniki (po łac. ovaria, Rys. 7y, 8y i 12y). Dwa te utwory, mające kształt migdałów, są zachowane daleko w miednicy i leżą po obu bokach w wydrążeniu tylnego listka zdwojenia błony zwanej otrzewną (peritoneum, po niemiecku: Bauchfell). Wielkość każdego jajnika wynosi około 4 cm długości, 2,2 cm na szerokość, 1,3 cm na grubość. Każdy jajnik, ważąc tylko mn. w. 6 gramów, zawiera kilka tysięcy maleńkich t. zw. pęcherzyków Graafa. We wnętrzu każdego takiego pęcherzyka, przy dostatecznem powiększeniu drobnowidowem, można odnaleść jasne, białe, kulkowate ciałko. Jestto jajko ludzkie, mające mn. w. 1/7 milimetra średnicy. — Dojrzałe jajko ludzkie ma wielkość małego ziarneczka piasku, może więc jeszcze być dostrzeżone gołem okiem (ryc. 9, 10 i 11). Mimo malutkiej objętości, jajko to składa się jeszcze z kilku części, a mianowicie z cieniutkiej, białej osłonki, drobnoziarnistej cieczy czyli żółtka (odpowiadającego np. żółtku jaja kurzego) i nareszcie zarodkowego pączka. Ale i każdy taki pączek zawiera w sobie jeszcze tak nazwaną plamkę zarodkową (macula germinativa) — coś w rodzaju jądra komórkowego, mającego 0,0037 mm średnicy. Z takiego jajka w danych warunkach rozwija się człowiek.
Jajniki stoją w bezpośrednim związku z jajowodami i macicą (Rys. 7, 8 i 12); za pomocą t. zw. więzów szerokich, okrągłych i maciczno-krzyżowych, rozciągają się z obu stron macicy podobnie do skrzydeł nietoperza. Przez t. zw. strzępki, jajniki łączą się z jajowodami. Jajowody (Tubae Fallopianae) są rurki długie na 10 — 15 cm., biegnące w bok i nieco ku tyłowi macicy. Otwór każdego takiego przewodu, leżący przed i nieco pod jajnikiem, jest otoczony strzępkami (fimbriae). Jeden z tych strzępków a mianowicie strzęp jajnikowy, tworzy niejako mostek od jajnika do jajowodu. Rurki jajowodowe są lejkowate a zwężające się stopniowo w kierunku do ujścia macicznego. Błona śluzowa, jaką jajowód wewnątrz wyścielony, jest osiana migawkami czyli delikatnymi rzęskami, ciągle poruszającymi się w kierunku macicy i w ten sposób ułatwiejącemi jajkom przedostanie się przez jajowód do macicy.
Macica (uterus) stanowi środkową i wielce ważną część żeńskiego narządu rodnego; jest ona bowiem siedliskiem płodu w czasie jego poczęcia i rozwoju; jej kosztem szczególnie też płód się żywi i rośnie, a nareszcie siłą jej skurczów bywa wydalony, skoro doszedł do należytego rozwoju. Macica (Ryc. 7, 8 i 12) przedstawia mięsiste ciało postaci spłaszczonej gruszki. W zwyczajnym lub też w stanie dziewiczności, mierzy długości 6 do 7 cm, szerokości 3 cm, a grubości około 2 cm. W stanie brzemiennym zaś rozciąga się coraz bardziej, tak iż pod koniec ciąży przechodzi nieraz 35 cm długości. W ten sposób może pomieścić w sobie jeden lub nawet kilka płodów dojrzałych, razem z ich dodatkami, jak wodą okołopłodową i t. zw. łożyskiem. W takim stanie, jak wiadomo, usuwa ona inne organy jamy brzusznej i rozciąga zewnętrze ściany brzucha. Część górną, zgrubiałą, nazywamy dnem, środkową, węższą — ciałem, a dolną — szyjką maciczną, która końcem swym, t. zw. częścią pochwową macicy, sterczy już w sklepieniu pochwowem. Otwór, znajdujący się na końcu części pochwowej, t. zw. zewnętrzne usta maciczne prowadzą do wnętrza macicy i to najpierw do przewodu szyjkowego a ztąd przez wewnętrzne — do jamy macicy. Jama ta jest wyłożona gładką błoną śluzową, bardzo ważną zwłaszcza dla tego, że tutaj zachodzą co miesiąc owe zmiany, objawiające się mniejszem lub większem wydzielaniem krwii, t. zw. miesiączkowanie (menstruatio). Podczas ciąży zaś błona śluzowa na pewnej przestrzeni grubieje, przez co tworzy się łożysko, łączące ciało płodu z ciałem matki. Cała macica składa się przeważnie z mięśni, między któremi przebiegają liczne naczynia krwionośne i nerwy. Między macicą a powierzchniowemi częściami płodowemi, znajduje się pochwa, przy zapładnianiu służąca do przyjęcia męskiego członka, a przy porodzie jako przewód wyprowadzający na świat dziecko. Zewnętrzne części płciowe czyli srom kobiecy służą także do ochrony części wewnętrznych (np. wargi sromu) jako też do wywołania lubieży (łechtaczka).
Jak wyżej wspomniano, najważniejszym utworem żeńskiego narządu płciowego są w jajnikach owe pęcherzyki, w których znajdują się zarodki płodu czyli jajka ludzkie. U każdej zdrowej kobiety dorosłej w czasie jej pokwitania, pęcherzyk Graafa nabrzmiewa regularnie każdego miesiąca i to w skutek wielkiego dopływu krwi do płciwia. Wówczas panuje w ustroju kobiecym stan zupełnie nowy; narząd płciowy stoi bowiem w ścisłym związku z mozgiem i jest poniekąd jego odpowiednikiem czyli drugim biegunem. Kiedy więc jeden biegun poczyna nabrzmiewać czyli drgać, wtenczas i drugi biegun zostaje wzruszony. Wzruszenie udziela się w większej mierze całemu układowi nerwowemu. Nabrzmiawszy, pęcherzyk przybliża się coraz bardziej do powierzchni jajnika, aż nareszcie pęka osłonka leucynowa,[5] otaczająca go podobnie, jak delikatne skóreczki ochraniają mózg. W ten sposób uwolnione jajko wsuwa się do wspomnianych strzępków (rys. 9 i 12), przedostaje się do jajowodów i nareszcie zapomocą migawek, owych delikatnych ruchliwych włosów, zostaje przeniesione do wnętrza macicy. Jeżeli nie zostaje tu zapłodnione przez nasienie męskie (plemniki), wtenczas bywa wydalone i ginie razem z krwią miesiączkową; w razie zaś zapłodnienia przytwierdza się do macicy i rozwija się w płód. Rozwój ten trwa przeciętnie 271 dni.
Porównywając narządy rozpłodowe męskie z żeńskiemi, spotykamy się co prawda ciągle z pewnemi analogami; równocześnie jednak znajdujemy ogromne różnice, wielce ważne i charakterystyczne. Jedną z najważniejszych fizykalnych i anatomicznych różnic stanowi odmienny kierunek ułożenia gruczołów zarodkowych. U kobiety leżą one pod kątem 90° do stosu pacierzowego, u mężczyzny zaś są ułożone przeciwlegle czyli diametralnie do mózgu. Taki sam stosunek różnicowy w kierunku 90° wykazują jajowody (Tubae Fallopii) u kobiety a przewody nasienne (vasa deferentia) u mężczyzny. Otóż wyraźnie objawiająca się biegunowość czyli wzajemna przeciwność (polarność) obu rodzajów. Innej istotnej różnicy anatomicznej pomiędzy mężczyzną a kobietą prawdziwie niema.
Przeciwność fizykalna jest bezsprzecznie też główną podstawą wysnuwającej się ztąd przeciwności duchowej. Stosunek ten porównać można ze stosunkiem zachodzącym pomiędzy elektrycznością a magnetyzmem, które uzupełniają się również pod kątem prostym (90°), wytwarzając w ten sposób nową siłę spotęgowaną.
Męska dusza a żeńska dusza stanowią rzeczywiste przeciwności, które właśnie dlatego jako dwie biegunowe połowy koniecznie do siebie należą, które się zobopólnie uzupełniają, wytwarzając nowe siły tylko w prawidłowych warunkach. Dlatego też taka różnica w objawach miłości, gdyż kobieta odczuwa nietylko ośrodkami swemi, ale i każdym nerwem.
Czyż zatem będziemy jeszcze się dziwić, że kobieta inaczej odczuwa i oddziaływa, niż mężczyzna? Czyż na tej ogromnej różnicy nie polega właśnie ów uszczęśliwiający urok zobopólny? —
Czyż zatem nie jest niedorzecznością, gdy niektórzy tegocześni pracują ciągle tylko nad tem, aby różnice te zupełnie zatrzeć i zaprowadzić bezwzględne zrównanie płci?! —
Z jaką to przemocą na nas oddziaływa przeciwnościowość, możemy też poznać np. ze zwykłej przychylności synów do matki a córek do ojca.
Płeć męska i żeńska stanowią poniekąd odbicie wszechświata, owego arcydzieła twórczego, którego prostota w rozmaitości wzbudza w nas podziwienie. Prostota leży w tem, że całość została podzieloną na dwie części, i że każda z tych połów usiłuje przyciągnąć do siebie przeciwną sobie połowę i złączyć się z nią. Z tej przyczyny owa ogólna niepohamowana tęsknota — a owo uszczęśliwiające znalezienie się. Na tem polega wszelki ruch i całe życie. —
Do jakiego stopnia przyroda uwydatniła różnice
płciowe u ludzi, nietylko w narządach wewnętrznych, lecz zarazem i w powierzchownych cechach męskich i żeńskich, wykażą to zapewne dostatecznie uwagi następujące.
Stosownie do wywodów Ellis'a[6] pierwszym rzutem oka na ludzką postać, lub jej wzorowe wyobrażenie w greckiem rzeźbiarstwie, postrzegamy pewne wybitne różnice płciowe w kształtach i rysach. Mężczyzna jest większy (ryc. 13 i 14), z niejakiem zacięciem do kąciastości w rysach zewnętrznych, chociaż nie bez wdzięków, wywołujących wrażenie siły. Jego kościowe wystałości są zwykle wyraźniejsze i mięśnie wszędzie jaśniej uwydatniona. Kobieta jest mniejsza i budowy delikatniejszej. Jej końcówki kostne dają się widzieć mniej wyraźnie i mięśnie, nawet w razach silnego rozwinięcia, są
miękko przesłane obfitą tkanką łączną, która je w znacznej części okrywa i czyni mniej wyraźnemi. Postać mężczyzny jest wzniesiona i wyprężnie skupiona, kobieca zaś mniej równomierna, o szerokich biodrach oraz falisto wystających wygięciach piersi, brzucha i biódr. O ile postać męska zdaje się szukać poczuciowej działalności, o tyle kobieca łatwo wstępuje w stan względnego spokoju i zdaje się znajdować zadowolenie w postawie nieco skierowanej ku przodowi, niejako w położeniu poddania.
Zewnętrzna postać kobieca zgadza się bardziej od męskiej z prawami piękna, przeto jest przyjemniejszą i milszą oku. Głowa kobieca okrąglejsza, przedstawia mniej wystałości i jest zaopatrzona w bujny włos, stający się dla kobiety szczególną ozdobą. Twarz krótsza, czoło nie tak wysokie, jak u mężczyzny, nos mniejszy, również usta. Szyja kobieca dłuższa od męskiej, tylko w przejściach do głowy i do tułowia nie tak ostro odłączona; gardziel mniej wystaje. Już zewnętrznie spostrzega się w stosunkach tułowia przewagę podbrzusza nad piersią, węższą niż u mężczyzny. Kręgi lędźwiowe są wyższe od męskich, przez co postać staje się wysmuklejszą. Obwód klatki piersiowej zawiera się w powierzchni prostopadłej do miednicy, której okolica odznacza się swą szerokością. Pierś kobieca, złożona z mocniej rozwiniętych gruczołów piersiowych i otaczających je tkanek komórkowych, naprawia niestosunkowość między piersią a brzuchem (ryc. 14.) i przy pięknych prawidłowych kształtach oddziałuje również mile na wzrok i uczucie. Według Buffona, przy należytem położeniu piersi, odległość od jednego sutka do drugiego ma wynosić na tyleż, jak od sutka do środka jamy szyjnej, tak, iż to trzy punkta tworzą równoramienny trójkąt.
Podbrzusze kobiece jest krąglejsze i bardziej wystające, pępek nieco więcej zagłębiony i odleglejszy od okolicy sromowej, niż u mężczyzny. Kadłub w środku, mianowicie w okolicy krzyża i lędźwi, jest najwęższy i najbardziej wysmukły, czem się obwarunkowuje kibić. W kończynach wierzchnich zauważamy, że kość kluczkowa (obojczyk) jest krótsza i mniej zgięta, łopatki mniejsze i bardziej przyległe do tułowia, ramiona krótsze, krąglejsze, tłustsze, palce cieńsze i ostrzejsze. Pewna pełnia i krągłość znamionują piękność kobiecych ramion, zdających się być przeznaczonemi nie do silnie naprężnej pracy, lecz do lekkich i delikatnych ruchów. W kończynach spodnich górna część uda, jako też okolica biodrowa, jest mocniejsza (ryc. 14, 15 i 16), z masą mięśniową bardziej rozwiniętą; główne krętarze (Trochanteres) mianowicie skręt udowy i staw biodrowy są bardziej oddalone między sobą; uda wznoszą się ukośnie, tak iż kolana są węziej skupione i wewnętrzne kłykcie (guzki) stawowe mocniej wystają ku środkowi. Kolano jest krągłe i mało uwydatnione, łydka zdobniejsza i ku dołowi zwężona. Kostki jako też piszczele mniej wystają i bardziej kryją się pod skórą. Stopa mniejsza i węższa, tak iż powierzchnia wspierająca ciało jest mniejsza, niż u mężczyzny. Stosunkowo do tułowia, dolne kończyny kobiety są krótsze, tak
iż okolica sromowe nie dzieli ciała na dwie równe połowy, jak u mężczyzny, lecz przepoławiająca linia przypada ponad kość sromową. Zatem kroki kobiece są mniejsze, chód — z powodu położenia panewek — bardziej chwiejny, lecz wskutek lekkości — wdzięczniejszy; tylko do biegania kobieta nie zdatna i, według Rousseau, jestto jedyny ruch, jaki kobieta wykonywa bez powabu.
Ponieważ w tym względzie panują jeszcze pojęcia niejasne, podajemy tu więc przedewszystkiem mały szkic anatomiczno-fizjologiczny.
Gruczoły zarodkowe w ich podwójności, tak u mężczyzny jak u kobiety, uważać można poniekąd za powtórzenie w mniejszym rozmiarze dwóch połowic mózgowych; a zatem gruczoły te można nazwać mózgiem płciowym, miednicowym w przeciwstawieniu do mózgu czaszkowego. Podczas gdy mózg jest stacją pierwotną czyli wyjściową, gruczoły zarodkowe, z nim i pomiędzy sobą połączone nerwami, stanowią stację końcową układu nerwowego. Pomiędzy oboma biegunami, mózgowym a płciowym, istnieje nadto pewna stacja pośrednia, którą jest układ naczyń limfatycznych, mających w istocie znaczenie większe, niż zwykle im się przypisuje.
Stację końcową można zupełnie usunąć a mimo to stacje środkowe nie przerywają swej
czynności, lecz owszem tworzą poniekąd stację główną.
Następuje to np. w wypadkach rzezania czyli kastracji. Rozumie się, iż wtenczas w całej czynności stacji wyjściowej (mózgu) następuje przekształcenie i zmiana w kierunku myślenia, co też zwykle pociąga za sobą zmianę innych czynności fizjologicznych, wywołującą mianowicie większe nagromadzienie się tłuszczu[7]. Dopóki jednak gruczoły zarodkowe nie są zniszczone, dopóty przynależy się im uwzględnienie, przypadające naturalnemu biegunowi końcowemu układu nerwowego w podtrzymywaniu prawidłowej działalności telegraficznego przyrządu nerwów (p. ryc. 17).
Końcowy ten biegun (t. j. gruczoły zarodkowe lub po ich usunięciu węzły gruczołów limfatycznych w obwodzie miednicy) został zresztą wycieśniony z mózgu czaszkowego, który będąc powiększony przez asymilację dążył do oddalenia pewnej części swej substancji, przyczem jednak zachowała się pewna łączność w splocie licznych nerwów nitkowych.
W ten sposób wygląda to tak, jakbyśmy mieli dwa różne systemy nerwowe a mianowicie: z jednej strony, system mózgu i mlecza pacierzowego a z drugiej, system nerwowy ganglij czyli sympatyczny (wegetatywny) (p. ryc. 18). Rozgałęzienia systemu sympatycznego przebiegają po obu stronach splotu rdzenia pacierzowego, towarzysząc mu i stojąc wiernie do pomocy, o ile tylko nie bywają przytępione lub przygłuszone przez przewrotności obecnego naszego życia kulturalnego. Dwa te
systemy, będąc połączone pomiędzy sobą przeróżnemi splotami z nerwów, tworząc tylko części pewnej całości, są zdolne do wzajemnego zastępowania siebie i zależne jedne od drugich podobnie, jak w studni dwa kubły wiszące na wspólnym łańcuchu.
Jak mówiliśmy wyżej, środowisko nerwów płciowych znajduje się w możdżku, ułożonym pod mozgiem na samym spodzie tylnej części czaszki (p. ryc. 18b). Możdżek wygląda jakoby był zbudowanym z samych listków na sobie ułożonych; na przekroju
poprzecznym przedstawia on istotę szarą, ułożoną drzewkowato między białą. Przekonano się na zwierzętach, że możdżek służy przedewszystkiem do utrzymywania równowagi ciała, do regulowania
ruchów a także czynności płciowych. U 12-to letniego chłopca, wypadkiem przebitego w serce, czyli niejako trupa, dla doświadczenia podrażnione końcem noża możdżek. Po kilku sekundach podniosło się jedno jądro i oddaliło się od przewodu nasiennego, a mianowicie prawe jądro przy podrażnieniu lewego skrzydła a lewe jądro przy podrażnieniu prawego skrzydła możdżka, jako rozporządzającej stacji.
Ztąd łatwo się uwydatnia, jaki to wpływ może wywrzeć na każdy z dwóch biegunów czynność lub zaniedbanie drugiego bieguna.
Kiedy np. u dziewczynek naszych jednostronnie natężamy mózg ich, gdy w ten sposób wszystką krew kierujemy tylko do jednego bieguna, jak to niestety bywa ciągle w obecnem wychowaniu szkolnem, — czyż wtenczas nie muszą zanikać czynności systemu sympatycznego, czy nie musi nastąpić osłabienie działalności żołądka, kiszek, wątroby, śledziony a zarazem też zwyrodnienie gruczołów zarodkowych, kończące się bezpłodnością?
Ale z drugiej strony łatwo też pojąć, jak wielkie spustoszenie w mozgu i całym układzie nerwowym wogóle może wyrządzić nadużywanie części płciowych, stanowiących ową stację końcową.
Nerwowe właściwości gruczołów zarodkowych dają się wyraźnie poznać z anatomicznej budowy tych gruczołów. Wysyłają one swe rozłogi do rozgałęzień nerwów (żebrowych, lędźwiowych), z któremi wspólnie urabiają płaszczyk, zwany otrzewną (peritoneum, Bauchfell). Można zatem śmiało powiedzieć, że naprężne życie nerwowe, — ujawniające się tak wybitnie w otrzewnej a warunkujące wzrost i ciągłe odnawianie się ustroju, wybrało dla siebie tron w gruczołach zarodkowych.
Tętnica (arteria) gruczołów tych spotyka się pod prostym kątem z tętnicą mięśni płodonośnych i tworzą wspólne sklepienie, z którego około 10 gałązek dochodzi do gruczoła zarodkowego, aby mu dostarczać potrzebnego zapasu życiodajnego tlenu.
Jak silnie życie występuje w gruczołach zarodkowych kobiety, można to poznać po nadzwyczaj wielkiej liczbie naczyń limfatycznych zasilających nerwy. A ile jest naczyń limfatycznych, tyle też potrzeba i żył dla odprowadzania z gruczołów zarodkowych produktów utlenionych (oksydacyjnych) substancji nerwowej (kwasu węglowego, wody, soli itp.)
Ponad splecionym w sobie zwojem naczyń krwionośnych, gruczoł zarodkowy jest ułożony jakoby w kołysce.
Wewnątrz tkanki gruczołowej, składającej się podobnie jak mózg z tętnic, żył, naczyń limfatycznych i nitek nerwowych, znajduje się zakończenie nerwów w postaci okrągłych węzełków czyli pączków. Są to rzeczywiście pączki, które w dogodnych warunkach mogą się przekształcić w nowe istoty ludzkie. Liczba tych pęcherzyków (Folliculae Graafi) bardzo wielka; wynosi ona u nowonarodzonego dziecka żeńskiego 40 tysięcy do 400 tysięcy.
Już zewnętrzny wygląd obu jajników kobiecych (p. ryc. 7. i 8.) wskazuje na pewne podobieństwo do obu połów mozgu. Jeszcze lepiej można to poznać przy porównaniu gruczołów zarodkowych u mężczyzny (patrz ryc. 4 i 6).
Z powyższego małego szkicu widzimy, w jak ścisłym związku stoi narząd płciowy z mozgiem i z układem nerwowym. Oba te narządy możnaby porównać z oboma talerzami wagi, zawieszonemi na wspólnej baleczce.
Z pewnością też nie trudno będzie teraz zrozumieć, jak wielki wpływ może wywierać jeden narząd na drugi. W ten sposób możemy sobie wytłómaczyć zagadkę, dlaczego np. sławni mężowie, wytężający nadmiernie swój umysł, miewają często dzieci niedołężne.
Ale ze ścisłego tego związku możemy również wnioskować, jak wielki wpływ wywiera płciowość na życie nasze; przedewszystkiem łatwo nam się przekonać, jak wielkie szkody mozgowi i nerwom ustroju naszego może wyrządzać przedwczesne, niewłaściwe użycie, drażnienie, słowem nadużywanie narządu płciowego. Wpływ ten jest tak silny i znaczny, iż niektórzy zbyt jednostronni lekarze nadużywanie to uważają właśnie za główną, a wielu nawet za jedyną przyczynę chorób, zwłaszcza rozpowszechniającej się nerwowości, i coraz to większego zwyrodnienia.
Dzieciom obce są stosunki płciowe. Dziecko jest, mówimy, „niewinne”, to jest w mozgu jego nie powstaje jeszcze pojęcie z dziedziny życia płciowego. Narządy płciowe bowiem mają się dopiero rozwinąć, tymczasem odpowiedni do mozgu biegun stanowią gruczoły limfatyczne. Pojęcia takie zarysowują się wyraźniej w umyśle dziecka z chwilą, gdy narządy płciowe dojrzewają, to jest u chłopców z rokiem 14 lub 15 życia, u dziewcząt zwykle nieco wcześniej.
Ale trzeba zważać, że niejednokrotnie już przedtem wyobraźnię dziecięcą uderzają różne obrazy i urojenia, rozbudzające w dziecku nieznane a dziwnie wstrząsające uczucia niewyraźnie odczuwanej rozkoszy.
Chłopcy jedenasto- i dwunastoletni nieraz doznają dziwnych zawrotów na widok dziewcząt, i lubują się rozmyślaniem o nich, choć nie mają świadomości, dlaczego myśl ich krąży około pewnej części ciała tego lub owego dziewczęcia. Na ten stan półsenny budzącej się wrażliwości płciowej dotąd zamało uwagi zwracano w wychowawstwie. Nieraz przyczyny wprost mechaniczne powodują u dzieci miłe dreszcze zmysłowe jeszcze niepojęte dla nich co do istoty: dzieje się to często wskutek nieopatrznego, silnego uderzania dzieci po grzbiecie, lub przy „przekładaniu“ po kończynie kręgosłupa. Następuje wówczas podrażnienie nerwów, mających związek z narządami płciowemi, a zatem oddziaływanie odruchowo na wyobraźnię dziecka, jak zaznaczono powyżej.
Rodzice i wychowawcy powinni o tem pamiętać i unikać wszystkiego co może drażnić nerwy dziecięce, związane z narządami płciowemi; trzeba uważać, żeby dzieci nie bawiły się częściami rodnemi, czy to własnemi czy innych dzieci — uważać, żeby n. p. chłopcy nie trzymali rąk w kieszeni, co nieraz pobudza ich do tej niewłaściwej zabawy (często odpatrzonej od innych), itd.
Skoro zaś zaczynają rozwijać się narządy płciowe u dziecka, wtedy należy je otoczyć szczególną opieką. Wtedy to, usłyszane od starszych nieostrożne słówko, podpatrzone u starszych dzieci rozpustne igraszki, niedbałe gadanie sług itd. są zdolne popchnąć dziecko w objęcia strasznego nałogu, przyzwyczaić je do nadużywania narządów płciowych, osłabiającego na długo, i nieraz będącego powodem długotrwałych chorób, nadczułości nerwów (nerwowości) i wielu niepowodzeń w życiu, wynikających z braku dość silnej woli.
Pamiętajmy, że silna wola jest podstawą moralności, a zatem szczęścia w życiu człowieka. Baczmy, by w czasie budzenia się popędu płciowego nie nadwerężyły się w dziecku podstawy szczęścia życiowego.
Starajmy się zachowywać dziecku wstydliwość, która go uchroni od zboczeń.
Ale wstydliwość ta powinna być nie ślepa, lecz oparta na odpowiedniem pouczeniu — o czem niżej.
Chcąc zastrzedz młodzież od zboczeń płciowych, dotąd jeszcze nader wielu rodziców i wychowawców usiłuje utrzymywać dzieci jak najdłużej w stanie t. zw. „niewinności“. Dla zaspokojenia nieraz już w małem dziecku ciekawości, obudzonej np. przyjściem na świat młodszego braciszka czy siostrzyczki, starsi uciekają się do kłamstwa, durzą dziecko powiastką „o bocianie“ lub t. p. niedorzecznością. Narazie dziecina w prostodusznem zaufaniu uwierzy, lecz zwykle na krótko. Ta czy owa okoliczność zwróci żywa młodocianą uwagę na sprzeczność słyszanej baśni z rzeczywistością. Raptem dziecko traci wiarę w kłamiących rodziców i zaczyna d0szukiwać się prawdy pokryjomu. Tu, niestety, zamiast prawdy szczerej i rzetelnej, z ubocza nabywa pojęć błędnych, przedstawiających różnice i stosunki płciowe pod postacią czegoś ponętnego, lecz zarazem niejako brudnego, bo zakazane. Następnie dziecko, naturalnie coraz bardziej zbłąkane, w swej nieświadomości niebezpieczeństwa wpada bezodpornie w szpony zepsucia, podobnie jak motyl w palący płomień świecy.
Rzecz zatem jasna, że dla skutecznego uchronienia młodych pokoleń od zdradnych pokus trzeba koniecznie, w chłopczykach jak w dzieweczkach, wrodzoną wstydliwość podeprzeć pouczeniem o rzeczywistem znaczeniu i przeznaczeniu płci obojga. Rozumie się, że takie pouczenie powinno się czynić w duchu równie prostym, jak wzniosłym. Niech dzieci dowiedzą się zawczasu, że stosunki płciowe zgodne z prawami przyrody zapewniają ludziom najwyższe rozkosze ziemskie, lecz jednocześnie, że wykroczenia przeciw tym prawom pociągają za sobą najstraszliwsze klęski. Rzecz więc również jasna, że trafny wybór czasu, okoliczności tudzież sposobu do uświadamiania dzieci, odpowiednio ich rozwojowi cielesnemu i duchowemu, stanowi zadanie bardzo niełatwe. Dla osiągnięcia pożądanego skutku, należy postępować niezmiernie delikatnie i umiejętnie.
Nie można więc się dziwić, że pomiędzy wychowawcami, uznającymi potrzebę rzeczownego uświadamiania dzieci, napotyka się niemało bojaźliwości wobec posłannictwa, jeszcze powszechnie uważanego za nader drażliwe. W istocie chodzi tu nietylko o rozsądny wykład, lecz zarazem o dowcipne wyjawienie etycznej strony stosunków. Wielu więc myśli, że tylko matka, lub z biedy chyba ojciec, nadaje się najwłaściwiej do takiego pouczania. Ale czyż wszyscy rodzice posiadają potrzebne uzdatnianie, zwłaszcza ze strony naukowej? — Tak więc sprawa ta bywa Spychaną wzajemnie, z domu na szkołę i napowrót. W istocie trudności są dwojakiego rodzaju, moralne i umysłowe, a zatem powinny być pokonywane jednocześnie wychowawczo i naukowo, czyli ręka w rękę w domu i w szkole. Do szkoły należą wykłady metodyczne, wspólne dla wielu dzieci; do domu, — objaśnienia okolicznościowe, najczęściej dla każdego zosobna. Wreszcie zadanie domu zawiera się głównie w urządzeniu dla dziecka stale zdrowego sposobu życia, jak cielesnego tak duchowego.
Dla uniknięcia schybień w sposobie wyjaśniania przedmiotu z natury czystego, powinniśmy przedewszystkiem wygnać z własnej myśli przestarzałe poglądy, któreby mogły nadać rzeczy pozory nieczystości. Trzeba ujrzeć a następnie i wykazać w tem pytaniu źródło żywiące korzenie wzniosłego drzewa, przeznaczonego do wydania najwspanialszego kwiecia duchowego. Dziecko, nieznające występku, nie widzi w stosunkach płciowych nic sprośnego ani dwuznacznego. Tak np. pytanie „zkąd się biorą małe dzieci“ nasuwa się w rozmaitych okresach dziecięcego bytu. Dla młodzieży wiejskiej pytanie to zwykle rozwiązuje się okolicznościowo widokiem styczności pomiędzy otaczającemi zwierzętami. Miejska młodzież, o ile jest zastrzeganą od gorszącego wpływu niedbałej służby lub zwichniętych kolegów, może pozostać dłużej w nieznajomości różnicy płci, chybaby ukazanie się w domu nowonarodzonego niemowlęcia obudziło ciekawość starszych dzieci. Wreszcie w tem znaczne miejsce zajmuje stan rozwoju cielesnego, zwykle równoległego z duchowym. Trzeba więc mieć oko na podrastającą młodzież tem baczniej, im dłużej pozostaje w pozornej obojętności względem różnicy płciowej. Bywa to nierzadko oznaką „niewinności“ już mn. w. w udawanej, wskutek pewnego stopnia zaspokojenia ciekawości z ubocza.
Starsi więc powinni starać się o podniesienie swych własnych poglądów do widzenia w sposób czysty — tego co czyste, w naturalny — co naturalne. Wtedy, na swobodne dziecinne zapytania, będzie łatwo dać również swobodnie pouczające odpowiedzi. W rodzinach rozsądnie kierowanych, do wszystkiego, co w tej mierze wykazuje życie codzienne, wszyscy odnoszą się całkiem otwarcie, jako do rzeczy nie potrzebujących ukrywania, tylko przytem unika się lekkomyślnych żarcików, migów i dwuznaczności.
Zapewne jednakże nie będzie zbytecznem przytoczyć tu kilka przykładów postępowania rozsądnych rodziców.
Przykład pierwszy. Na widok nowonarodzonych kociąt 8 letni chłopczyk zapytuje: „zkąd wzięły się te kociątka?“
Starsza osoba (odpowiadając wzajemnem zapytaniem): A zkąd biorą się kurczątka?
Chłopczyk: Z jajek.
St: — A jajko?
Chł: — To kurka zniosła.
St: — Tak, moje dziecię, kociątko również wychodzi z jajka, tylko kocica zatrzymuje swe jajka w sobie, aż maleństwo się z nich wydostanie. Dopiero wtedy wypuszcza je na świat, ale i potem jak widzisz daje im ssać. Na to chłopczyk woła: „otóż to!“ Zatem zrozumiał dość jasno na ten raz. Następnie, gdy ujrzy nowonarodzone dziecko, to zrozumie sam, przez porównanie; tak więc starsze współdzieci już nie będą miały dlań żadnej tajemnicy do wyświetlania.
Znacznie później, tenże chłopczyk już podrastający, — za stołem, przy gościach, wypuszcza jak z procy nowe zapytanie: „zkąd to nasza kocica ma znowu kocięta?“ — Towarzystwo się śmieje, ale matka odpowiada spokojnie: „Bo to widzisz, mój chłopcze, skoro kotka wypełni swe obowiązki macierzyńskie i małe żywią się już same, wtedy ich matka powoli odkarmia się nanowo, wzmacnia się, wyokrągla i napowrót nabiera ochoty do wydawania nowych małych, które wylągają się tak samo, jak i poprzednie. Chłopczyk zadawalnia się odpowiedzią, tylko dziwno mu, że zeń śmieją się starsi. — Czyż tak prostomyślny malec nie zawstydza tem owym krzywomyślnym starszym? —
Przykład drugi. 10 letnia dziewczynka, już „oświecona“ przez szkolne towarzyszki, biegnąc co tchu do matki, woła: „Mateczko, przecież to nie prawda, co te dziewczęta gadają, że niby ja byłam niegdyś w twoich wnętrznościach?“
Matka: „Owszem, słodkie dziecię: nosiłam cię pod sercem, jesteś mojem ciałem i moją krwią, częścią mnie samej. To też cię tak serdecznie kocham“.
Dziewczynka odchodzi zawstydzona, oniemiała, lecz następnie staje się czulszą niż kiedykolwiek. Już nazajutrz tuli się do matki szepcząc trwożnie: „Prawda? ty mię kochasz, bardzo kochasz, jeszcze bardziej niż ciocia; przecież ja twoje ciało i krew?“ Myśl tę już przetrawiła główką i serduszkiem. Czyż zaszkodzi to jej moralności? —
Przykład trzeci. Znakomity lekarz jeszcze oczekuje późniejszego potomstwa. Wobec napół dorosłych dzieci matka doznaje uczucia zmartwienia i zawstydzenia. Ojciec zwołuje synów i córki. „Musieliście spostrzec, kochane dzieci, że mamy do spodziewania wkrótce nowej dzieciny. Obecny stan waszej matki wymaga szczególnej troskliwości i względów. Ufam, że wy jej nie dacie najmniejszej pobudki do zażalenia“.
Od tej chwili wszystkie dzieci otoczyły matkę najtkliwszą uwagą i rozczulającą troskliwością, puszczając się w zawody pod względem dobrego zachowania. Takie owoce przyniosło zaufanie ojca ku dzieciom. Czyż można wyobrazić sobie wpływ na młodzież lepszy, bardziej uszlachetniający od tego, który pobudził do świadomego współudziału w płciowych obowiązkach? —
Czwarty przykład, jak objaśnienie nawet ciemnych stron życia płciowego działa w Sposób uobyczajniający. Wdowa ma dwóch dorosłych synów i jedną córkę. Troszczy się przedewszystkiem o to, jakby zastrzedz synów, wstępujących w świat pełny pokus. Nie znajduje odpowiednich słów — a ojca niemasz!... Po namyśle, stroskana matka posyła synów na wykład szczegółowy o płciowości, jako też o skutkach płciowych nadużyć. Z wykładu młodzieńcy wracają do domu późno, gdy matka już się udała na spoczynek. Otwierają się drzwi do jej sypialni. Jej najmłodszy (17-letni) chłopak wchodzi, siada na łóżko, z głębokiem wzruszeniem chwyta matkę za rękę: „wybacz mamo, że ci jeszcze przeszkadzam, ale muszę wypowiedzieć, jak jesteśmy tobie wdzięczni za to, żeś nas tam posłała. Teraz wiemy, jak powinniśmy postępować, abyś nie doświadczyła przez nas żadnego zmartwienia“. —
Takie przykłady powinny usunąć nierozważną obawę, jakoby światło miało zamącić delikatne uczucia młodzieży, lub zagrozić ich poczucia wstydliwości. Czyż to nie przekonywa, że tylko wstydliwość świadoma stanowi prawdziwą niewinność?
U człowieka wstydliwość w sprawach płciowych jest uczuciem przyrodzonem. Budzące się więc w młodzieży skłonności płciowe ku drugiemu rodzajowi w warunkach prawidłowych zawsze są połączone z pewnym lękiem, z objawami wstydliwości. Gdzie ich niema, przypuszczać należy istnienie w danej jednostce jakichś popędów chorobliwych.
Wstydliwość wrodzona jest najlepszą ochroną młodzieży przed wyuzdaniem płciowem. Dobroczynny wpływ wstydliwości widzimy szczególnie u podrastających dziewcząt. Niewiasta bowiem, choć u niej narządy płciowe dojrzewają rychlej, nie odczuwa przecież tak nieprzezwyciężonego popędu do połączenia się z jednostką innej płci, jak mężczyzna; jej narządy płciowe choć już zdolne do spółkowania, pozostają przecież w stanie, że tak powiemy, napół sennym, dopóki ich ostatecznie nie podnieci uczucie rzeczywistej miłości, to jest skłonność duchowo-cielesna do pewnego upatrzonego mężczyzny. Dlatego to, mimo częstego niepokoju czysto zmysłowych podraźnień płciwa (części rodnych), niewiasta jest zdolna powstrzymywać się długo od spółkowania z mężczyzną. Dopóki nie poczuje niepowstrzymanego pociągu do kogoś, dopóty od poddania się żądzy mężczyzny chroni ją wstydliwość, za pomocą której odczuwa mimowoli, że byłoby wbrew przyrodzie łączyć się z człowiekiem nieumiłowanym, jedynie dla dogodzenia silnym chuciom cielesnym. Matka-przyroda uposażyła w ten sposób niewiasty korzystnie; wstydliwość niewieścia oczywiście stoi w związku z bierniejszą rolą w życiu płciowem. Mężczyzna zdobywa, porywa; kobieta daje miłość, daje się zdobywać. Wstydliwość jej, to opór chroniący ją od poddania się pierwszemu lepszemu popędowi, zachowujący ją do chwili, gdy całem jestestwem, ciałem i duszą odczuwa, iż poddanie się będzie dla niej najwyższem szczęściem. Na to oddanie się jednemu, na ten szczyt szczęścia przyroda zachowuje kobietę, obdarzając ją większą wstydliwością.
Do rozsądnych wychowawców należy podtrzymywanie tej wstydliwości w sposób umiejętny. O potrzebie tej wiedzą dobrze matki dorastających córek. Ale czyż wszystkie umieją działać w sposób właściwy?! Niestety nie, i ztąd to tyle dziewcząt we wszystkich stanach pozwala zrywać kwiat niewinności przedwcześnie. Zdarza się to częstokroć w rodzinach, gdzie od najpierwszych lat życia swego dziewczęta podlegają środkom niby „ochronnym“, nie dozwalającym dowiedzieć się zgoła niczego o życiu płciowem. Nagle następuje upadek — i wywołuje osłupienie rodziców! Jakże się stać mogło, że dziewczyna do ostatnich czasów tak skromna, tak nieświadoma, tak niewinna, mogła się zapomnieć?!
Wytłómaczenie nie trudne. Dopóki dziewczyna maleńka, dopóki jej narządy płciowe niedojrzałe, dobrze chować ją w zupełnej nieświadomości o życiu płciowem, o różnicy rodzajów. Nie należy opowiadać dzieciom szczegółów różnic rodzajowych, wystarcza dać ogólne porównawcze pojęcie o istnieniu dwóch płci ludzkich jak wszędzie we wszechświecie.
Mylne to zapatrywanie, jakoby dziewczyna wychowana w zupełnej nieświadomości o różnicach rodzajowych, dziewczyna, w którą jeszcze wmawiają, gdy już budzą się w niej popędy płciowe, że dzieci bocian przynosi, itp., była bezpieczną wobec wszelkich pokus ze strony męskiego rodzaju. Właśnie brak zupełnej świadomości naraża ją na upadek, podobnie jak nieświadomość niebezpieczeństwa nęci owady do płomienia świecy!
Dopóki dziecko małe, wystarcza przyzwyczajać je do przyzwoitości, bacząc na ruchy, na słowa itd.; gdy dorasta i dojrzewa, trzeba też uważać na myśli dziecka.
Ażeby myśli dziecka pozostały czyste i wstydliwe, nie wystarcza baczyć na zachowanie się zewnętrzne, na przyzwoite „branie się“ — należy myśli prostować, nadawać im kierunek prawidłowy.
A można to czynić jedynie powolnem uświadamianiem dziecka. Powtarzamy, że nie zachodzi przecież potrzeba wtajemniczenia dzieci we wszystkie szczegóły, dość chować je tak, ażeby zrozumiały, iż życie płciowe jest oparte na prawach przyrody, które należy szanować dla zdrowia cielesnego i duchowego, że wzajemne stosunki płciowe dwóch rodzajów nietylko nie są zakazane bezwarunkowo, lecz owszem są owocem szczytnych świętości życia ludzkiego; że zakazanemi przez przyrodę, przez Stwórcę, są jedynie zboczenia w życiu płciowem, jako szkodliwe. Zboczeń więc unikać należy jako bezczeszczących najświętszą czynność w stosunkach ludzkich.
Dzieci, powiadamiane o życiu płciowem w ten sposób powoli, stopniowo, w miarę dojrzewania, posiądą prawdziwą wstydliwość. Najprzód uczują a potem zaczną rozumieć w stosunku pomiędzy rodzicami a potomstwem świętość większą, bo będą otaczać rodziców czcią głębiej odczutą, i chętniej przestrzegać ich wskazówek.[8]
A wrodzona wstydliwość, podtrzymana i podparta odpowiedniem uświadamianiem o życiu płciowem, powstrzyma dziewczęta od upadku, tak często grożącego „gąskom“, powstrzyma dziewczęta i chłopców zarówno od tajemnych lubieżnych rozpasań, bawienia się narządami płciowemi, i popadania w nałóg samopłcenia (onanizacji).
Rodzice mają obowiązek bacznego śledzenia rozwoju umysłowego i wyobraźni dziecka od najpierwszych dni młodości, ażeby, skoro wyobraźnia dzieci zaczyna się dobadywać najszczytniejszych tajemnic przyrody, wczas je zaczęli uświadamiać, i zachowali od spaczenia wyobraźni i woli. O obowiązku tym pomówić jeszcze wypadnie w dziale dotyczącym życia płciowego w małżeństwie. Zresztą zaś odsyłamy też po szczegóły do dziełek: „Zakon małżeństwa czyli katechizm małżeński“ i „Onanizm Marnopłcenie“.
Domowe pouczanie młodzieży zwykle wypada ograniczać na szczerem, prostem, potocznem wyjaśnieniu zasad ogólnych; dla gruntownie naukowego oświecenia potrzeba wiedzy i metody nauczycielskiej, jakiej większa część rodziców nie może ani posiadać ani uprawiać. Wreszcie nauka o życiu płciowem stanowi część wykładów szkolnych: strona fizjologiczna należy do nauk przyrodzonych a obyczajowa do religji, historii, filozofji i t. p.. Wszystkie te nauki powinny wspierać się wzajemnie dla stopniowego rozwijania młodocianych pojęć o naturalnym a tem samem czystym i wzniosłym związku pomiędzy wiadomościami początkowemi a późniejszemi.
Rodzice lub opiekunowie młodzieży nie mogą tworzyć szkół według własnego upodobania, lecz mogą i powinni wpływać na kierunek istniejących szkół, przez oddawanie pierwszeństwa takim, w których warunki niezbędne dla zdrowia cielesnego i duchowego najtroskliwiej się przestrzega. Kto nie ma sposobności lub umiejętności ocenić tego sam przez się, ten niechaj zasięgnie rady ludzi świadomszych, najlepiej innych rodziców już znanych z dobrego wychowania własnych dzieci.
Pod względem życia płciowego, we wszystkich szkołach równoległych uczą mn. w. tych samych rzeczy, lecz nie z jednakowym naciskiem na ważność przedmiotu, na związek stosunków duchowych z cielesnemi, przyczem człowiek powinien być jasno przedstawianym, jako szczytny członek łańcucha istot żyjących. W niemałej ilości szkół przeciwnie, jakby umyślnie, przecina się węzeł naturalny, łączący ludzi z młodszą bracią żyjącą. Tymczasem jak prosto i wzniośle rozwiązuje się to zadanie, gdy w dziecko wpaja się stopniowo wzrastające poznanie potężnej siły przyrodnej, w której najwyższym objawie człowiek ma odnaleźć samego siebie. Dlatego więc do poznania obyczajowej strony życia płciowego może i powinna przyczyniać się nauka religji, historii, literatury pod względem wzorów miłości bliźniego, wzajemnych cnót pomiędzy członkami społeczeństwa, mającego dążyć do wspólnego dobra. Uczeń powinien krok za krokiem poznawać ważność wznoszenia się lub upadku oddzielnych rodzin, w widoku takich samych objawów w całym narodzie. W tym celu nauka szkolna powinna być uporządkowana w odpowiedni sposób. Do rodziców zaś lub opiekunów należy umiejętny wybór szkoły a zatem wszystkim potrzebna znajomość co najmniej zasad, mających stanowić podstawę rozsądnego wychowania przyszłych pokoleń.
W rozsądnem, stopniowem zapoznawaniu dzieci z prawami przyrody, w całej ich wzniosłej czystości, najwięcej zależy od zachowania należytego porządku w następstwie wyjaśnień. Trzeba rozwijać dziecięce pojęcia w sposób jak najnaturalniejszy, zaczynając od najprostszych objawów przyrodnych i przechodząc kolejno do coraz wyraźniej obfitujących w rozmaite czynniki. Tak więc wstępne poznanie praw przyrodnej płodności znajdujemy
W państwie roślinnem. Tu, spójrzmy najprzód na pierwotne grzyby, wodorosty i t. p. zaczątki roślinności, mnożące się za pomocą oddzielania się cząstek, przyczem jeszcze niema żadnego śladu płciowości.
Bezpośrednio potem następują nieco wyżej stojące inne grzyby, mchy, paprocie, które posiadają już komórki nasienne, zarodniki. Skoro porost macierzysty dojrzeje, komórki zarodkowe się oddzielają z właściwą sobie siłą płodną.
Dalej siła płodna rozdwaja się na męską i żeńską w odmiennych kształtach: pyłek kwieciany (Pollen) i jajeczka, w oddzielnych narządach: pylnik i słupek (p. rys. 20 do 25). Przez rozdwojenie siły płodnej wzrasta jej potęga twórcza, ztąd wynika niezmierna rozmaitość barw i kształtów, z których się wytwarza mnóstwo rodzin, rodzajów i gatunków roślin.
Każda odrobinka pyłku jest malusieńkim pęcherzykiem, zawierającym kropeleczkę białka. Skoro dojrzeje, to wychodzi ze swej torebki i zostaje przeniesiony na wierzchnią część słupka, gdzie pęcherzyk pęka i wylewa swe białeczko przez cieniutki wężyk do dolnej części słupka, czyli węzełka płodowego. Tu napotyka komórki płodowe, w których znajdują się stałe jąderka pływające w cieczy, jak żółtko jaja ptasiego — w białku. Gdy zaś białko pyłkowe przeniknie do tych komórek, wnet one zaczynają nabrzmiewać, rość i rozwijać się w płód i nasienie.
Spostrzeżenia badaczy wykazały, że kwiecie zapłodnione własnym pyłkiem wydaje owoce nie bardzo zdolne do płodzenia; im bardziej zaś pyłek wchodzący (męski) jest pochodzenia obcego zarodkowi przyjmującemu (żeńskiemu), tem większej siły nabywa następne nasienie. Przyroda więc, dla urozmaicenia odmian kwiecia co do kształtów i barw, nakazała zestosunkowania pomiędzy roślinami a owadami w sposób, przedstawiający pierwowzór życia społecznego, opartego na wzajemnej uczynności.
Wielokrotnie posłańcem miłosnym roślin bywa wiatr, (p. rys. 26 do 31) np. w zbożu, którego dobry rozwój zależy w znacznej części od tego czy w czasie jego kwitnięcia są obfite prądy powietrzne, roznoszące i rozsiewające złociste fale dojrzałego pyłku po szerokich kłosowiskach, sprawiając istne gody weselne na łanach.
Innym kwieciom taką służbę odprawiają tłumy pszczół, os, much, komarów, chrząszczów i motyli. Wiosną przeróżne barwy i wonie miododajnych kwiatów zwabiają ku sobie te latające żyjątka, które dla wyssania słodkiego soku muszą wciskać się do wnętrza kielichów, graboląc się co siły nóżkami i skrzydełkami do głębi gościnnych gospódek. W ten sposób: męskie kwiatki obsypują swych gości pyłkiem, który przylega do cienkich włosków ruchliwych ciałek; następnie w kwiatkach żeńskich przy nowych wysiłkach przyniesiony przez owady pyłek nowych wysiłkach przyniesiony przez owady pyłek ściera się napowrót, osiada na słupkach i przenika do jajeczek. Niektóre kwiaty o szerszych kielichach, jak np. pewne storczyki (orchideae),
przyroda obdarzyła własnością czasowego zamykania swych małych gości. Łakotniś, skoro się postrzeże, iż został uwięziony, z przestrachu zaczyna trzepotać się w swej wonnej klatce, przez co obrzuca jej wnętrze przyniesionym tam z poprzedniej wędrówki płodnym pyłkiem. Jak tylko nastąpi zapłodnienie, wnet kwiatek się roztwiera i wypuszcza na wolność małego więźnia, który co tchu zmyka dalej.
Jakąż pełnię poezji przedstawia już ten jeszcze nizki stopień życia płciowego. Ileż tu łagodnie miłego materjału do mnóstwa uroczych powiastek, zdolnych wywrzeć na duszy dziecięcej głębokie a słodkie wrażenia. I nie sa to bałamuctwa o bocianie lub o żelaznym wilku, ale życie istotne, wspaniałe i prawe, wśród którego każda dziecina jak najczęściej powinna i potrafi obracać się wolno i radośnie.
Tak więc już w państwie roślinnem wyłaniają się cudne podstawy życia społecznego. Z jednej strony, odmienność siły twórczej rozwija się stopniowo do podzielności szczególnych istot, na męskie i żeńskie osobniki; obok tego uwidacznia się czar piękna w okazałych barwach, upajającej woni i mnogości kształtów, zachwycających nasze zmysły.
W łączności stanowi to uobrażenie pierwotnych zasad moralnych. Zespolenie świata żyjącego z roślinnym w celu wzajemnej dążności — uwidocznia podwalinę dźwigającą wszechświat: dawanie i przyjmowanie, wzajemną usłużność, na której również opiera się zachowanie ludzkiej społeczności.
Dla stopniowego pouczania dzieci można ztąd wyciągnąć następne prawidło, co do kolejności. Na stopniu niższym, — oczywiście dotykalna, czyli nauka o budowie kwiatów i powierzchownych przejściach zapłodowych. Tu można wprowadzać powiastki: raz o pszczółce w zawiesistej jabłoni, drugi o trzmielu w słodkiej koniczynie, itd. itd.
Na stopniu średnim, — proste odbywanie się zapłodnienia, — czyli bliższa nauka o budowie kwiatów w celu zapłodnienia, przez wiatr, owady, z uroczem przedstawieniem poetyckiem.
Na stopień wyższy., — pozostają pobudki tych działań, już na podstawie poprzedniego wykształcenia fizykalnego. Tu pojęcia o sile, naprężności, odmienności powinny być już nabyte z nauk przyrodzonych, a zasady moralne już rozwinięte i utwierdzone przez religję, historję, literaturę. Wreszcie ogólnie dzieci pojmują łatwo wszystko, co się im przedstawia z uwidocznieniem, a w przyrodnictwie wciąż ma się do czynienia z oczywistością.
Życie płciowe zwierząt. Pod względem przejawów zapłodowych państwo zwierzęce przedstawia się w sposób wielce różny od roślinnego. W roślinach przyroda umieściła narządy płciowe w miejscu najwydatniejszem, wyrażając przez to, że owoc jest ostatecznym celem całego istnienia rośliny. W kwieciu, jako w ognisku życia roślinnego są zjednoczone wszystkie powaby co do kształtów, barw, woni.
Co prawda w najniższych rzędach państwa zwierzęcego, jako to w wymoczkach, koralach, mięczakach i t. p., przyroda zaczyna również od najniższych stopni krzewienia: za pomocą płodności bezpłciowej — przez podzielność, pączkowanie i wytwarzanie nasiennych komórek (jajek); lecz jak tylko się dochodzi do zwierząt dwupłciowych, tu wnet występuje widoczna przeciwność w stosunku do państwa roślinnego. Narządy płciowe, zamiast uwydatnienia zewnętrznego przez szczytne położenie i zdobne odznaki, są przeciwnie ukryte we wnętrznościach, przyczem powierzchowne odznaki płciowe ukazują się na głowie, piersi oraz innych częściach ciała, uwydatnionych kształtami i barwami.
Ztąd liczni myśliciele wyciągnęli wniosek, jakoby popęd płciowy był czemś podrzędnem, nienależnem, ponieważ przyroda w stanie samoświadomości, przejawiającej się w wyższych zwierzętach i ludziach, wobec tego popędu wykazuje pewne uczucie zawstydzenia. Lecz w gruncie siła podstawna — potęga twórcza przyrody — sięga głębiej, niż poglądy ludzkie, oparte na przesądach. Tak więc wstydliwość istot wyższych zdaje się raczej być wynikiem skromności, otaczającej osobliwym urokiem wszelką znaczniejszą czynność tych istot.
Oczywiście w rozwoju państwa zwierzęcego przyroda dąży nie do samego tylko krzewienia rody, nie będącego jedynym celem ostatecznym całego istnienia. W rozwoju mozgu tkwi biegun przeciwny, stanowiący siedlisko sił duchowych i służący przedewszystkiem do wydoskonalenia i samozachowania osobistego. Rozdwojenie duszy na siły wiedne i bezwiedne uskutecznia się przez podzielenie organizmu na środowiska nerwowe, świadome i nieświadome — głowę i narządy płciowe. Że jednak siła płodna jest i pozostaje twórczą, pierwszorzędną, panującą, można to rozpoznać już ztąd, że drugorzędne odznaki płciowe (jak roślinne kwiecie) u zwierząt rozpościerają się po całem ciele, przyczem najliczniejsze i najwybitniejsze występują właśnie na głowie: rogi — u barana; poroże — u jelenia; u konia, u lwa — grzywa; u koguta — grzebień; u innych ptaków — czubki z piór. A nie robi w tem wyjątku istota obdarzona rozumem — człowiek: niejeden mężczyzna bardzo się pyszni zawiesistym wąsem, rozłożystą brodą (nieraz rosnącą prędzej i dłużej od samego rozumu.)
Ale wróćmy do materjału naukowego. W państwie zwierzęcem jak i w roślinnem widzimy rozmaite stopnia płodności.
Atoli, prócz chyba nieruchomych korali, w zwierzętach przyroda świeci już nowemi siłami, jakiemi są: dowolny ruch, wrażliwość, władza myślenia — samoistna działalność!
Zarazem następuje rozdwojenie płci: istoty męskie noszą płyn nasienny, żeńskie — jaja. U zwierząt niższych zapłodnienie odbywa się poza obrębem organizmu samiczkowego. Jajo się składa, polewa się nasieniem i dojrzewa pod słońcem. Tu płyn nasienny, jako wywołujący życie, wypada jeszcze porównać do pyłku kwiatowego a jajo, jako rozwijające to życie, — do zawiązku owocowego. Odbywanie się zapłodnienia przez wtargnięcie żyjątek nasiennych, bruzdkowanie jaja i t. p. daje się bardzo swobodnie wprowadzić do nauki, ze znacznym naciskiem na zasadę duchową: jaskrawe barwy, ożywiona ruchliwość, dalekie podróże dla ikrzenia (śledzie, łososie), pierwsze zabiegi o rozpłod przez wybór właściwego miejsca, przysposobienia dla ochrony i bezpieczeństwa. Przebudzenie się instynktu dla czynności odpowiadającej celowi, chociaż bez świadomości tego celu, wprost przez pochop nadany wszechwiedzą i wszechmądrością przyrodną.
Następnie idzie zapłodnienie wewnętrze, przyczem rozplemienie jest bardziej zapewnionem przez to, że jajo zapładnia się w macierzystem łonie, zkąd wychodzi dopiero potem. Narządy płciowe żeńskie usuwają się w głąb a męskie występują silniej na zewnątrz, dla przeniknięcia do żeńskiego ciała i dostarczenia jaju żywotnej siły. Tu popęd duchowy już znacznie wzrasta. Samce i samice wzajemnie się szukają, miłosne zaloty zaczynają się spostrzegać w bujaniu motyli, brzęczeniu chrząszczy, rojeniu się pszczół, mrówek i t. d.. Najładniej przedstawia się to w hulaniu świecących się muszek. Niema tu miejsca dla sprosnych myśli; popęd miłosny staje się twórczym i przekształca całą istotę. Samczyki odróżniają się od samiczek: wielkością, barwami, ozdobami na głowie.
Zapłodnienie wewnętrzne wymaga przytarcia, blizkiego zetknięcia pomiędzy samczykiem a samiczką, do czego w początku potrzebne jest duchowe zbliżenie, oddanie się drugiej istocie, stanowiące pierwsze oznaki tego, co nazywamy miłością. Związek tu jeszcze bardzo przelotny i krótki, lecz w wyższych rzędach owadów już się przeciąga poza czas zapłodnienia, gdyż samczyk dzieli z samiczką troskę o młode. W zjednoczeniu dla wspólnego działania rozwijają się pierwsze dążności towarzyskie, przejawiające się w najwyższym stopniu wśród pszczół i mrówek.
Wyląg jajek odbywa się jeszcze za pomocą słońca lecz troskliwość o potomstwo już się wzmaga pod względem robienia nieraz misternych gniazd i budynków, dla zastrzeżenia zalągu od zmian powietrznych i nieprzyjaciół (u owadów, pająków itp.).
W miarę liczbowego obniżania się płodności, postacie krzewienia się podnoszą; w miarę postępu pojętności, związek pomiędzy obiema płciami staje się ściślejszy i trwalszy, jak np. u ptaków. Cechy płciowe uwydatniają się coraz wyraźniej, samiec odróżnia się od samki coraz bardziej wielkością, barwami, ozdobami piórnemi, oraz zdolnościami: do śpiewu — słowik, kanarek itp., do pląsów i prawie do tańca — wróbel i w. i..
Wspólne obowiązki stają się trudniejsze, dłużej trwałe; do nadania jajku życia, potrzeba bardziej wykształconego cieplika żywotnego w rodzicach, związanych sprawą wylęgania. To wymaga wcześniejszych przysposobień, często wielce sztucznego zwijania gniazda, przypadającego na porę zalot miłosnych, i daje początek świadomym zabiegom około samiczki. Temu puszczaniu się w zapasy zawdzięczamy piękny śpiew i wytworne ruchy ptasich samców, zachwycające i natchniewające ludzi. Ztąd też wynikają natarczywe walki, rozwijające odwagę i zgrabność.
Blizkie przyleganie ciała do ciała wytwarza osobistą stronę popędu płciowego — niezależną od czynności krzewiącej — pieszczotliwość, która przeciąga się poza okres parzenia się i łączy samca z samką przez czas dłuższy. Związek to duchowy, którego ogniwo leży nie w samolubnej rozkoszy lecz raczej w poświęceniu, łączącem oboje pomiędzy sobą i również z potomstwem. Samiczka jako matka dźwiga osobliwe trudy — zwijanie gniazda, wysiadywanie i karmienie młodych; samczyk staje po jej stronie jako obrońca, pomocnik, towarzysz. Spełnianie wspólnych obowiązków z miłości wyrabia wierność, często trwającą nie tylko przez jeden okres wylągowy, lecz nawet przez całe życie. Z ciasnych granic instynktu, ptaki występują do działalności świadomej w chowaniu młodych, uczeniu latać, szukać pokarmu lub łapać zdobycz, uciekać przed niebezpieczeństwem.
Dalej, całkiem niezależnie od popędu płciowego i samozachowawczego, przejawiają się duchowe stosunki poświęcenia dla innych, w postaci przyjaźni, gotowości do posługi, (np. przez karmienie obcych młodych), wdzięczność, współczucie (wołanie ostrzegające o niebezpieczeństwie), śmiałość, chęć poświęcenia się i t. p., jakich życiorysy ptaków przedstawiają niezliczone przykłady. Wszystkie te zabiegi biorą jednak początek z popędu płciowego, a łączącego żyjące stworzenia najprzód cieleśnie a potem coraz trwalej i mocniej duchowo.
W zwierzętach ssących cielesny rozwój narządów rodnych już jest u kresu. Tu nie przybywa już objawów nowych, jak chyba to, że niekiedy narządy te uwydatniają się bardziej, odpowiednio do zdarzającej się szczególnej budowy ciała żeńskiego. Za to drugorzędne odznaki płciowe, szerzące się po całem ciele, w ogóle występują silniej. Główny postęp wykazuje się we względzie duchowym, mianowicie co do wyboru samicy, coraz bardziej świadomie i dobrowolnie. Zamiast pożądania byle jakiej samicy, objawia się wybór pewnej, stanowczo określonej; popęd staje się osobistszym, przez co zalotność dochodzi nieraz do najzaciętszych walk. Na jakie wysiłki zwierzęta się zdobywają w okresie miłosnym, do jakiego stopnia gardzą głodem, bolem, wytężeniem aż do wyczerpania i nawet narażają życie, dla wejścia w posiadanie upragnionej samicy, tego znajdujemy niezliczone przykładu w opowieściach leśników, myśliwców i nadewszystko badaczy przyrody. Przy uświadomieniu młodzieży, opowiadania takie można poprzeć objaśnieniem tak głębokiego znaczenia, zawartego w ubieganiu się i poszukiwaniu na mocy praw wyboru ogniska, że dzieci przejęte dotkliwem poczuciem wzniosłej poważności tkwiącej w płodzeniu, będą słuchały tego z najtęższem zaciekawieniem, wolnem od wszelkiej sprośności.
Skoro zaś, wobec tego natężnego ubiegania się o jej względy, samica pozostaje w pozornej obojętności, to z powodu, że jej działalność i siła ześrodkowuje się zawczasu w kierunku przyszłego macierzyństwa, w którem jej organizm dozna dalszego rozwoju. Najprzód, malusieńkie jajeczko, ukryte w macicy (uterus), ma być zachowane we wnętrznościach samicy i wyżywione krwią macierzyńską aż do zupełnego rozwinięcia się zeń młodego zwierzątka. Następnie cały okres karmienia swem mlekiem przeciągnie tę łączność jeszcze na długo. Tu rozwijają się duchowe cnoty matki: pieczołowitość, czułość, samozaparcie aż do poświęcenia własnego życia w razie niebezpieczeństwa dziatwy. W tym czasie w samicy odwaga i zdolność do obrony przewyższa zasoby najsilniejszego samca, jak to stwierdzają jednogłośnie wszyscy, którym zdarzyło się polować na gromadę dzikich zwierząt. Jaka rola w okresie chowu młodych przypada na samca, tego jeszcze nie zbadano dostatecznie. Na zwierzętach domowych niepodobna poznać należycie stosunków rodzinnych, ulegających nader wielkim odstępstwom wskutek samowoli hodowców. Tem niemniej np. wśród psów, kotów i t p. przyroda wywołuje nieraz rozczulające objawy czułości, samozaparcia i poświęcenia. Jakżeby wreszcie mogło istnieć i tworzyć się pomiędzy obiema płciami nie przeciągały się znacznie poza okres zapłodnienia, przyczem popęd uwalnia się od pierwotnego przeznaczenia, przeistaczając się w duchową podstawę cnót społecznych, w jakie wielce obfituje życie zwierzęce. Prócz zoologji w wielu pismach podróżujących, myśliwców lub przyjaciół zwierząt, pod względem obyczajności spostrzeganej w zwierzęcych stosunkach płciowych, znajdujemy pełno obrazów, przedstawiających wyborny materjał do dobrej, zdrowej, pouczającej, kształcącej i ciekawej literatury dla młodzieży.
Oby też choć mała część powieściopisarzy zechciała zwrócić swą powabną stylistykę ku szlachetnemu opiewaniu cudów przyrody! W tymże kierunku życie płciowe ludzkie może i powinno być wygłaszane w sposób zgodny z prawami wszechświata i wykazaniem właściwej człowiekowi zdolności do uprawiania najwznioślejszych cnót społecznych.
Wszystkie więc wstępne pojęcia ogólne mają dążyć do uwydatnienia potężnej różnicy pomiędzy zwierzętami a ludźmi – do wzbudzenia w młodzieży poczucia w sobie godności istoty, przeznaczonej do wyróżnienia się wyższością duchową.
Cieleśnie człowiek nie jest niczem więcej od zwierzęcia. Mamy takież same narządy oddychania i trawienia, naczynia krwionośne, ustrój nasz odnawia się drogą takiej samej zamiany materyj. Jak zwierzęta tak i ludzie dzielą się na dwoje płci: męską i żeńską. Wyróżniamy się jednakże znacznie postawą, uczłonkowaniem — w ogóle wykwintniejszą budową — zwłaszcza pod względem przewagi układu nerwowego, będącego siedliskiem życia duchowego.
Do zaspokojenia takichże potrzeb i popędów życiowych, posiadamy nierównie obfitsze środki wykonawcze, któremi rozrządzamy dowolnie. To nam daje możność rozwijać lub przytępiać zmysły, rozszerzać lub hamować ich użytkowanie. Jesteśmy obdarzeni rozumem i sumieniem, czyli świadomością „dobrego i złego“ a zarazem wolną wolą do obracania tej świadomości według upodobania.
Zwierzę, wiedzione jedynie instynktem, który je więzi w szczupłej ramce przyrodnej należytości, poddając się swym popędom nie czyni nic niesłusznego. Je i pije to, co dlań przeznaczyła przyroda. W ten sposób popędy płciowe zwierząt przejawiają się jedynie w pewnych właściwych okresach i w warunkach najkorzystniejszych dla potomstwa.
Człowiek, wspierany samopoznaniem, może swe czynności doskonalić, lecz gdy oddaje się popędom ślepo, bez należytego zastanowienia, wtedy nieraz upada niżej zwierzęcia. Tak więc, przez nieumiarkowanie w pokarmach i przez picie alkoholu, staje się żarłokiem i opilcem. Pochodzi to przeważnie z braku potrzebnego kierunku co do wolnego wyboru, czyli z niedostatecznej świadomości następstw.
Tak samo bywa z popędem płciowym, skoro nie towarzyszy mu wzniosłe uczucie duchowe. Młodzież, prosto i zdrowo zapoznana zawczasu ze znaczeniem i przeznaczeniem sił płodnych w niższych stworzeniach, gdy następnie, ze stanowiska przyrodnej wyższości człowieka, porówna z owemi siłami własne popędy płciowe, musi w nich ujrzeć jasno hojne źródło rodzajnej miłości, w której może i powinna mieścić się pełnia życia i szczęścia ziemskiego. Pogląd na życie płciowe z tego stanowiska sam przez się wyjawi niezbędność panowania nad popędami przedwczesnemi, skoroby się miały przyczynić do zamącenia tak cennego źródła.
Przy pouczaniu młodzieży o wzniosłości prawych stosunków płciowych, trzeba przedewszystkiem wygnać z naszych własnych myśli wszelki pogląd nieczysty, jakiby się nam nasuwał wskutek przestarzałych zapatrywań, wynikłych ze spaczonych poczuć rzeczywistości.
Bezpośrednie pouczanie o czynnościach płciowych można streścić w sposób następujący:
1. Siła płodna, to wszechświetna potęga twórcza, której widomą oznakę w ustroju męskim przedstawia żywe białko czyli płyn nasienny, będący ześrodkowanym nadmiarem nagromadzonej w nerwach siły żywotnej, której wylaniu naturalnie towarzyszy wstrząśnienie całego układu nerwowego.
2. To żywe białko budzi z uśpienia odpowiednią siłę żywotną w żeńskiem jajku, które, przez współdziałanie macierzyńskiego ciała, rozwija się w nową żywą istotę. To samo dzieje się w roślinach i zwierzętach; ale w człowieku w sposób wznioślejszy, bo udoskonalony wstępnem uczuciem miłości duchowej.
3. Ześrodkowana w mężczyźnie siła nie tylko służy do krzewienia rodu, lecz posiada zarazem działanie odruchowe. Gdy ta siła przez gruczoły nasienne wraca do układu nerwowego, to młodzieniec nabywa silniejszej postawy, głębszego głosu, zwięzłych mięśni, dumnej odwagi, wytrwania w pracy, jasności umysłu, świeżości humoru (p. rozdz. IV). W stosunku do kobiety budzi się w nim poczucie stanowiska obrońcy, przewodnika, oddanego przyjaciela.
4. Jeżeli zaś nadmiar siły żywotnej nie powróci do źródła, to wytryska na zewnątrz i chociaż drogą niby ulżającą ciału, lecz istotnie w sposób niewłaściwy. Oczywiście więc wszelkie większe podraźnianie układu nerwowego sprowadza stan chorobliwy, wywołujący popęd płciowy już nie wzniośle życiodajny, lecz poniżająco zabójczy.
5. Jak dla ogólnego zdrowia trzeba unikać zbytecznych pokarmów i napoi, tak samo można i należy panować nad niewczesnym popędem płciowym, za pomocą wstrzemięźliwości od przesadnych podniet przez niewłaściwą podniecającą żywność i wszelkie wpływy zewnętrzne, rozwijając zarazem siły duchowe. W tym celu należy wygnać z użycia nie tylko alkohol, ale podobnież mocną herbatę i kawę, przesycające jadło mięsne a także zbyt miękką pościel i za ciepłe ubranie. Ponadto: ćwiczenia ciała, kąpiele i t. p. orzeźwiające czynniki utrzymują na wodzy popędy zbyteczne, których przytłumienie zgoła nie szkodzi ciału a owszem tylko podnosi męskość.
6. Wszelkie marnowanie siły płciowej sprowadza: cieleśnie, — osłabienie, zwichnięcie postawy, zwiotszenie mięśni, niedokrwistość i wszelkiego rodzaju cierpienia; umysłowo, — upadek zdolności do myślenia, pamięci, pochopu do pracy; moralnie, — małoduszność, słabość woli, samolubstwo, pogardę ku sobie samemu i co ztąd wynika.
Dzieje ludzkości a szczególnie naszego narodu stwierdziły zbyt wymownie, że nadużycia zmysłowe idą w parze z upadkiem osób, rodów i ludów! Nadto należy wpajać w młodzież płci obojej poczucie wzniosłości wzajemnych stosunków.
a) Trzymanie wspólnemi środkami popędów na uwięzi siłą rozumnej woli.
b) Uszlachetnianie zmysłowych stosunków przez czułość, tkliwość, wdzięczne pieszczoty, — nie rozmiękczające a przeciwnie podnoszące ducha. Niechaj każdy stosunek cielesny będzie wyrazem spotęgowanej miłości duchowej.
c) Wtedy spółkowanie staje się czynem wzniosłym, zawierającym też w sobie najpoważniejszą odpowiedzialność względem spodziewanego potomstwa i związanego z niem losu społeczeństwa.
Nadewszystko naszą młodzieżą powinny kierować nie żądze niby samolubne, lecz w istocie samobójcze marnych uciech, połączonych z pożerającą chciwością „sakwy“, ale dążności wznioślejsze, obfitsze w zasoby trwałego szczęścia. Cuda, jakie przyroda tworzy, dźwignią popędu płciowego i sił zeń wynikających, już w zwierzętach nierozumnych, wiedzionych jedynie instynktem, przedstawiają niezmierny zasiłek moralny dla człowieka, czującego w sobie godność istoty wyższej.
Wszystko to należy popierać: religją (6-te przykazanie), historją (rozwój i rozkład krajów), literaturą (świetlane przykłady czystości i niewinności małżeńskiej), — prawdziwą oświatą (usilnem doskonaleniem się rodu ludzkiego i jego płodów). Młodzież więc, pouczana w tym kierunku od dzieciństwa, będzie nie tylko silnie uodpornioną przeciw pokusom sprzecznym z prawami przyrody, lecz nawet zostanie potężnie pobudzoną do najgorliwszych wysiłków w celu nadania swym czynom cech jak najszlachetniejszych.
Wprawdzie wobec panującego zepsucia obyczajów nie dziw, że niejeden przyjaciel ludzkości widzi ją w barwach nader posępnych, lecz właśnie dlatego potrzebne światło tak rzęsiste, aby wśród niego nie było miejsca dla zgnilizny, lubującej się w ciemnościach.
Obyczaje zepsuły się w głównie przez spaczenie pojęć o szczęściu, trzeba więc te pojęcia wyprostować, — odświeżyć, orzeźwić młodociany zapał, przez wyjaśnienie szczytności należnej stanowisku płciowemu ludzi.
Zwierzę nierozumne, wiedzione jedynie instynktem nie zbacza z dróg przyrodnych. Człowiek zaś obdarzony rozumem, sumieniem i wolną wolą, nader często nadużywa swej wolności ku temu, żeby się stać niewolnikiem wyuzdanych żądz i upaść niżej zwierzęcia! Lecz zawsze jeszcze istnieje dosyć młodzieży nie obarczonej zgubnemi skłonnościami dziedzicznemi, a zatem zdolnej do wydawania hojnego plonu ze zdrowego nasienia, jakie utkwi się troskliwie w jej rodzajne łono. Nasieniem tem powinna być miłość życiodajna. Każda ludzka istota, młoda i świeża, posiada możność wyrabiania w sobie nietylko sił niezbędnych dla osobistego zdrowia, lecz nadto i pewnego nadmiaru, wyłaniającego się uczuciem potrzeby dawania, płodzenia, mnożenia się i doskonalenia. Chodzi więc głównie o nadanie temu uczucia w młodzieży właściwego kierunku, stanowiącego przyrodną podstawę jak osobistego szczęścia, tak i daru dzielenia się niem: mężą z żoną i nawzajem, rodziców z dziećmi i napowrót — wszystkich z każdym, zdolnym zeń skorzystać na dobro własne i bliźnich. Wszelki ogień, im więcej się udziela, tem silniej wzrasta, tem bardziej zaś ogień duchowy. Niech więc młodzież będzie od kolebki napajana tym ogniem twórczym, którym świat cały, — od istot najdrobniejszych aż do niezmierzonego ogromu, — żyje, odnawia się, jaśnieje, swym widokiem zachwycając każdą duszę, pragnącą czystej, wiecznie trwalej — nieskończenie odradzającej się rozkoszy powszechnej!
W poprzedzającym rozbiorze sposobu pouczania młodzieży płci obojej względem stosunków płciowych wykazaliśmy, że najpewniejsza rękojmia przeciw zdradnym pokusom życiowym zawiera się głównie w pełnem poczuciu godności ludzkiej i zdrowym poglądzie na wzniosłe przyrodne przeznaczenie nasze.
Prócz tego jednakże stanowisko młodych dziewcząt, jako przyszłych żon, matek i obywatelek, zasługuje na szczególną uwagę. Wprawdzie z jednej strony płeć żeńska, ogólnie obdarzona wrodzonem delikatniejszem uczuciem wstydliwości, już tem samem znajduje się niejako silniej zastrzeżoną od lekkomyślnych stosunków płciowych, lecz zkąd inąd, jako istota z natury swej wrażliwsza, kobieta bywa łatwo wystawianą na zaślepienie powierzchownym urokiem osób albo rzeczy. Do takiego zaślepienia może łatwo przyczynić się wychowanie w nader idealnych a tem samem niepraktycznych poglądach na byt ludzki wśród życiowych stosunków.
Zatem każda rozsądna matka, lub zastępująca jej miejsce doświadczona osoba, powinna, przy pierwszej stosownej sposobności, zapoznać swą rozkwitającą córkę czy wychowanicę z rzeczywistem przeznaczeniem kobiety. Jako wzorek tego rodzaju zapoznania przytoczymy tu rozmowę na przechadzce 16-letniej dziewczyny z matką.[9]
Córka (w zachwycie nad pięknością przyrody): Ach, kochana mamo, jaki tu cudny kobierzec z kwiatów, co za miła woń kwitnących lip! — W raju nie może być piękniej.... Mimowoli dusza się wznosi ku Bogu, darzącemu nas takim przepychem, taką radością!
Matka (z uśmiechem): Czyż ci się zdaje, że to wszystko stworzone tylko dla pieszczenia naszych zmysłów?
C: Nie zupełnie. Wiem dobrze, iż przyroda ma w tem niejeden cel pożyteczny. Sam brzęk pszczółek, szukających miodu, już to przypomina. Nadto kwiecie jest niezbędne dla wytworzenia płodów.
M: W tem właśnie rozpoznałaś prawdziwe znaczenie różnobarwnych, słodkowonnych cudów. „Bądźcie płodni i mnóżcie się!“ To błogosławiące słowo Stwórcy wywołało i utrzymuje istnienie świata.
C. (z rozczarowaniem): Oj, mamo, jeżeliby wszędzie widzieć tylko nagi cel samozachowania i krzewienia się, toby znikła poezja życia i uciecha z piękna. Czyż zachwycenie duszy nie jest celem wznioślejszym?
M. (z poważną czułością): Niema celu wznioślejszego od tego, który wymieniłam. Nie chcę ciebie pozbawiać poezji życia, lecz pragnę rozszerzyć dziecinne szczupłe mniemanie, zamknięte w samolubnem uważaniu siebie za środkową istotę w stworzeniu. Z takiem zapatrywaniem człowiek dojrzały, myślący, walczący rychłoby się poróżnił ze światem. Zważ, kochane dziecię, że celem życia jest nie samolubność lecz raczej samozaparcie. Powinnaś poznać i w sobie samej kwiat, stanowiący tylko jeden z niezliczonych członków wszechświetnego łańcucha istności, jak kwitnące drzewo, jak wkoło niego brzęcząca pszczółka, lub wszelkie inne stworzenie.
Im bieglej nauczysz się czytać w ogromnej księdze przyrody, tem jaśniejszy będzie twój umysł, tem czystsze twe dążności, tem ugodliwsze i dogodniejsze zaufania twoje serce. Zwątpienie i pokusy rozproszą się w zetknięciu z opoką twej ufności w Bogu, twego poczucia własnej godności.
C: Słodka mamo, nie pojmuję ciebie zupełnie, ale w twojej twarzy i mowy poznaję jasno, że masz mię nauczyć czegoś ważnego.
M: Nie mylisz się, luba córko. Właśnie mam ci wyjaśnić tajemnicę twego własnego istnienia i cel twórczej przyrody. Dowiedz się, że zachwycająca twe oko piękność roślin i zwierząt, słodka woń kwiecia, rozgłośny śpiew ptasząt, ludzkie przymioty, popędy i duchowe dążności, słowem wszystko, co nas w żyjącej przyrodzie porywa, natchniewa, podnosi, — tkwi w jednym celu: krzewienia się i doskonalenia poszczególnych istot i rodzajów. A co większa, całe zdrowie ciała i ducha, każda sztuka, poezja, moralność i miłość bliźniego — wszystko to powinno się opierać na słusznem pojmowaniu praw przyrody.
C. (z trwogą i zasmuceniem): Ach, mamo, twoje słowa, zamiast rozjaśnić i podnieść moje uczucia, przeciwnie je zaćmiewają.
M: Cierpliwości! Posłuchaj mię jeszcze trochę z pełnem zaufaniem, a rychło piękniejsze światło obejmie twą istotę.
Znasz ze szkoły odbywanie się zapłodnienia roślin?
C: Zapewne. W naczyniach pyłkowych kwiecia rozwija się drobny pyłek a raczej malusieńkie pęcherzyki, zawierające śluz, które gdy zupełnie dojrzeją, spadają na wierzchołek słupka, występującego z głębi kwiatu. Ten wierzchołek zwany znamieniem (stigma), jestto rozłupany na dwie lub więcej części koniec rurki, rozszerzającej się ku osadzie w płodowy węzełek czyli zalążnię, w której znajdują się już wytworzone małe zarodki: nasionka. Dopiero wówczas, gdy z pyłku spadłego na znamię śluzowata zawartość przez rurkę wyleje się do płodnego węzełka, ten poczyna nabrzmiewać i nabywa siły potrzebnej do rozwinięcia się w płód.
M: Czyliż tem samem nie dzieje się ty już pewien rodzaj cudu?
C. (dumając): O, niezawodnie! Dotąd nie zastanawiałam się nad tem głębiej.
M: Sprawa ta wszakże odbywa się tak prosto jedynie w niższych stopniach świata roślinnego a w wyższych rzędach przyroda umyślnie utrudnia krótką drogę.
C. (z żarliwością do popisu swą wiedzą): Często dzieje się to za pomocą rozmaitej długości właściwych narządów, lub ich zobopólnego położenia. Niekiedy nawet słupki i pylniki są całkiem rozłączone jak w roślinach jedno- i dwupłciowych.
M: Jak cechuje się te rozmaite kwiaty?
C: Pyłkowcowe nazywają się męskie a słupkowe, — żeńskie.
M: Tak więc w państwie roślinnem następuje podział istot na dwa rodzaje, zachowujący się i rozszerzający w państwie zwierzęcem aż do człowieka. Lecz już i tam gdzie płcie są połączone w jednem kwieciu, przyroda dąży przez rozmaite wybiegi do zapłodnienia w z obczyzny, t. j. pyłkiem pochodzącym z innych odmian, gdyż z tego urozmaicenia związków wynika uszlachetnienie gatunków. Czy uczono was o tem w szkole?
C: W takim razie zapłodnienie następuje za pomocą przylatujących i odlatujących owadów, przenoszących pyłek z jednego kwiecia do drugiego na swych skrzydełkach, nóżkach, kosmatych ciałkach.
M: Cóż dostają w nagrodę za swą miłosną przysługę?
C. (z uśmiechem)): Za trudy wynagradza je miodowa patoka z głębi kwiecia. Co prawda dostaje się im ona nie bez natężenia skrzydełek i nóżek, przyczem pyłek wznoszący się kłębami obsypuje ich ciałka.
M. A dla zwabienia ku sobie tych służebników kwiat rozsiewa miłą woń, stroi się w jaskrawe barwy, nawet przysposabia dla małych owadów drogowskazy w postaci jaśniejszych i ciemniejszych prążków (w listkach kielichowych), prowadzących do wnętrza. Widzisz więc, że dobroczynna matka przyroda budzi już i w niższych stworzeniach uciechę z piękna i poważny cel przyodziewa wesołemi szatami urojenia. Czyż to poznanie zagoryczyło ci pełną współuciechę z owego wiecznie tryskającego źródła natchnień?
C. (z okiem pełnem blasku): O, przeciwnie, droga mamo, radość łączy się z pełnem czci podziwieniem.
M. (uprzejmie): Z podziału płci, uwydatniającego się w świecie zwierzęcym, rozwija się właściwe mu życie duchowe. Dusza roślin — woń, barwny, kształty — zawdzięcza swój byt prawu krzewienia; w zwierzętach łączy się z tem pierwotny zarodek życia duchowego, obyczajów i sztuki. Jak tylko nadejdzie pora ich pełnego rozwoju cielesnego, natychmiast, wiedzione potężnym popędem, zwierzęta napierają się zmieszania płci, które odbywa się w sposób wielce podobny do roślinnego.
Jajko, spoczywające w ciele zwierzęcia żeńskiego, wymaga zapłodnienia przez istotę męską dla nabycia siły potrzebnej do wydania nowej istoty. To się dotyczy zarówno jajka owadów, ryb i ptaków, rozwijającego się poza obrębem ciała macierzyńskiego, jak i jajka zwierząt ssących i nareszcie ludzkiego, które dosięga pełnego rozwoju w łonie matki. Miałaś już nieraz sposobność postrzedz te przejścia na ptakach i zwierzętach.
C. (zakłopotana): Dość często.
M: Wymieniając to doznajesz przykrej trwogi, lecz gdy się bliżej zapoznasz w tem z rządami przyrody, trwoga ta przeistoczy się w uczucie świętej bojeźni.
W świecie zwierzęcym przyroda umyślnie utrudnia zapłodnienie, do którego żyjące istoty poczuciowo dążą natężnie. W ten sposób wzmaga się namiętność, naprężają się wszelkie władze do szczytu sił. Właśnie na tem naprężeniu zasadza się nowe uszlachetnienie cech przyszłego pokolenia. Tu zachodzą jednakże przeszkody nie drogą środków zewnętrznych, jak w roślinkach, ale przez karby duchowe, mianowicie przez właściwą płci żeńskiej powściągliwość i nieprzystępność, rozwijająca się w człowieku do samowiednej wstydliwości, słusznie cenionej jako pierwsza cnota istoty niewieściej.
Nic nie może lepiej wyświetlić wzniosłości i świętości rządzącego prawa przyrody, jak jego moralne znaczenie, wykazujące się już w zabiegach zwierząt, wiedzionych samym tylko instynktem. Do pozyskania względów samiczki służy nie tylko odzież samców, bogato ubarwiona łuską, włosiem lub pierzem, lecz też odwaga, siła, czułość i troskliwość, oraz dźwięczny śpiew ptaków, zgrabne obroty ryb, — wszystko to zmierza ku temuż celowi. Czyliż cię nie ubawiły rycerskie zaloty koguta, układne pieszczoty gołębia, lub kanarka? Zaczerpniesz jeszcze pełno poezji i podniosłości obyczajów w obrazach, przedstawianych przez miłosne ubieganie się i rodzinne pożycie zwierząt. Cała ta pochopna ruchliwość, której budzenie się wśród szczupłego zakresu instynktu widzimy w świecie zwierzęcym, w nas samych dosięga pełnego samopoznania i wolnego zakreślenia. Lecz im wyżej człowiek stoi w swym cielesnym i duchowym rozwoju, tem jaśniej i godniej powinnoby się przejawiać jego poznanie istoty i celu miłości płciowej. Od tego poznania zależy to, czy człowiek się wzniesie do szczytu samowiednej obyczajności, lub też upadnie głęboko, niżej od zwierzęcia. Od jego sposobu myślenia i postępowania zawisło jego własne wydoskonalenie a również uszlachetnienie ogółu ludzkości.
Środkiem do zachowania każdej poszczególnej istoty jest umiłowanie własnej jaźni, w którem się obraca byt dziecinny aż do zupełnego cielesnego rozwoju. Skoro ten nastąpi, wnet budzi się poznanie prawdziwego ziemskiego przeznaczenia, zawartego w staniu się pożytecznym dla ogółu. W dziewczęciu rozwijają się wszelkie czułe strony wrażliwości, czysta moralna dążność i owa wstydliwa powściągliwość, stanowiąca mocną ochronę obyczajności. Młodzieniec wykazuje zapał do wszelkiego dobra i piękna oraz popęd do wzięcia silnego udziału w pożytku ojczyzny i ludzkości. Oboje są łatwo wrażliwi względem sztuk, nauk i czystego napawania się przyrodą. W obojgu przejawia się tęsknota za wzajemnem zbliżeniem. Miłość przełamuje ciasną ramkę samolubstwa i uczy człowieka znajdowania szczęścia w oddaniu się z poświęceniem drugiej istocie, małżonkowi lub małżonce. Po tym pierwszym kroku samozaparcia następuje radośna ofiarność miłości rodzicielskiej, a z tych stosunków wynika jasne pojęcie współczucia, współuciechy i powszechnej miłości bliźnich. Słusznie więc życie rodzinne jest uważanem za główną podstawę oświaty i uobyczajnienia.
W dziewczynie, przejętej wzniosłem poznaniem rzeczywistości, wrodzona wstydliwość nie tylko nic nie straci, lecz owszem zostanie zasilona poważną samowiedzą, dzięki której dalszy rozwój ciała i ducha nabędzie stałego kierunku, odpowiadającego prawdziwej godności ludzkiej, jako przyszłej żony, matki, obywatelki.
Niepodobna wdawać się tutaj w obszerne wyłuszczanie rozmaitych czynników, mogących zajmować dotkliwe miejsce w zbliżeniu osób różnej płci. Ponieważ jednak w tem zbliżeniu tkwi wielka zagadka życioznawstwa stosunków ludzkich, warto więc zwrócić pewną uwagę na główne cechy wzajemnych popędów duchowych, do jakich pospolite prawodawstwo obyczajności społecznej odnosi się powszechnie w sposób zbyt powierzchowny.
Wiadomo, że miłość płciowa zależy przeważnie od upodobania, najczęściej opartego na „tajemniczej sile“ bezwiednego pociągu, zwanego sympatją. Pociąg ten wszakże wyjaśnia się w znacznym stopniu osobliwym stanem prądowym, wydzielanym przez poszczególne ustroje ludzkie drogą właściwego każdej osobie odwionu czyli wydobu płciowego, (wytworu, zbiorowości nerwów) mniej lub więcej czynnie działającego na układ nerwowy płci drugiej.
Tak więc, zaczynając od dorastającego dziewczęcia, już pierwsze wystąpienie miesiączki wykazuje się potężną zmianą w rozwoju ciała i samopoznaniem duchowem. Temu stanowi przekształcenia, wywołanemu przez postęp wzrostu, towarzyszy wydobywająca się z ciała woń płciowa, która przejawia się drażliwością krtani i oddziałuje na siedlisko głosowe. U młodzieńców następuje wyraźniej t. zw. przełom głosu i krtań znajduje się w stanie takiego rozdrażnienia, że wówczas należy obchodzić się z głosem nadzwyczaj ostrożnie. Współczulność narządu głosowego z płciowym, przejawiająca się też w chorobach płciowych, objaśnia się tem, że w kierowaniu mową, śpiewem oraz czynnością płciową, bierze udział ten sam nerw płuco-żołądkowy czyli błędny (nervus vagus). Prócz tego woń płciowa udziela się powietrzu oddychalnemu i działa osobliwie podrażniająco na krtań i błonę śluzową nosa.
Prof. dr. Gustav Jaeger mówi: „woń odziewna czystej dziewicy — o ile ona nie dotknięta wprost cierpieniem mozgu — w przeciwstawieniu do dziewczęcia na rozkwicie i do kobiety, posiada całkiem nadzwyczajną czystość i delikatność, dochodzącą prawie do bezwonności i właśnie ten brak odwonnej ostrości nadaje dziewiczemu przybytkowi ową cechę świątobliwości, znajdującą najpoważniejszy wyraz w czci ku niepokalanej Najświętszej Pannie“.
W dziewczynie zachodzą kolejno dwie główne zmiany: pierwsza, gdy się zakocha, druga — skoro przez spółkowanie stanie się kobietą. Przy pierwszem zajściu, odziewna won dziewczyny zmienia się jak w kwiecie przy rozwarciu się pączka. To woń, gdy zostanie wetchniętą przez mężczyznę i wejdzie w jego krew, działa nań bezpodzielnie jako czynnik rozkoszowy; podczas gdy jego woń sprawia dziewczynie wzruszenie mieszane, z jednej strony podobne do działania woni drapieżnego zwierzęcia na zdobycz — jako czynnik trwożny — a z drugiej strony woń mężczyzny, którego dziewczyna kocha, staje się dla niej zarówno czynnikiem uciechy. Przy częstszem obcowaniu, dziewicza trwoga ustępuje a pozostaje czyste działanie rozkoszowe. Pomiędzy wzruszeniem dziewczyny całkiem niewinnej a takiej , która już zakochana, zachodzi ta różnica, że u ostatniej z miłością łączy się natężna działalność duchowa, w kierunku myślenia i troski o ukochanego. To duchowe wstrząśnienie działa na układ nerwowy w sposób rozkładający białko, a zatem rozwiązujący łączność wzruszenia z wonią. W dziewczynie przeważają dwa źródła wydobu: woń płciowa, wytwarzająca wzruszenie niewinności i prąd mózgowy, który działa na mężczyznę podniecająco, podobnie jak wino szampańskie. Przedraźnienie wywołuje woń silniejszą, podobną do wydobu trwożnego. Przy drugiem zakochaniu wywiązywanie się woni u dziewczyny już znacznie słabnie w porównaniu do pierwszego. Mężczyzna doznaje podobnież wzruszeń „rozkosznej trwogi“, rumieni się, drży, miewa bicie serca, wybuchy bojaźnego potu, gdyż i w nim zewnętrzny i wewnętrzny czynnik wzruszenia działa jednocześnie. A gdy już pozna kobietę bliżej, to rzuca się na obecną, jak jastrząb na gołębia! Ponieważ zaś w takim razie u dziewczyny — przez raptowność i natężność wdychania męskiej woni oraz wskutek doraźniejszego wstrząśnienia duchowego — następuje przedraźnienie dosadniejsze, niż przy zbliżeniu się „bojaźliwego pastuszka“, zatem — według Jaegera — czynnik trwożny wywiązuje się z taką przemocą, że objawy porażenia biorą przewagę i dziewczyna może stać się bezwolną zdobyczą mężczyzny. Tem się wyjaśnia, przez co często nawet najwstydliwsze i najlepiej wychowane dziewczyny, których o to nie posądzano, padły ofiarami zwodzicieli. Przez nadmierne wdychanie męskiej woni, dziewczyna znajduje się pozbawioną własnej woli tak jak kataleptycznka (uśpiona magnetycznie), która poddaje się wszystkiemu. Pozwala siebie całować, lecz sama pozostaje zimną i drżącą, gdyż jest pod jego czarem tak dalece, iż dałaby sobie odebrać życie. Jeżeli rozpłomieniony mężczyzna napotyka sprzeciwienie, to pod gniewnym żarem jego wyziewa woń silnie się wzmaga i obezwładnia dziewczynę wprost jakby działaniem chloroformu. Przytem, wskutek rozpasania się czynnika trwożnego, dziewczyna zostaje rażona postrachem; niema tu zgoła wpływu duchowego. W dziewczynach niezmazanych i wyrosłych w nieświadomości zajść płciowych, opjanienie wonią i katalepsja musi następować tem rychlej. Przeciwnie zaś dziewczyny przywykłe do towarzyskiego obcowania z młodzieńcami, łatwiej zachowują panowanie ducha nad ciałem.
Słowem, dla uchronienia dziewicy od upadku, nie zawsze dosyć wychowania, nawet w najmoralniejszych zasadach, lecz nadto bywa koniecznie potrzebna świadomość niebezpieczeństw, niezależnych od własnej woli.
Zatem każda dziewczyna, dbała o zachowanie swej godności, powinna stanowczo unikać pozostawania sam na sam z mężczyzna, chociażby narzeczonym i najgodniejszym zaufania, bo i taki, dopóki nie został prawym małżonkiem, zawsze jeszcze może zdradzić, nieraz nawet mimowolnie!
Dla młodzieńców, jakkolwiek czystość powinna być również pożądaną, jednakże podobne wpływy płciowe mają, ze stanowiska osobistego, nierównie mniejsze znaczenie, pod wielu względami.
Wprawdzie przy teraźniejszem zepsuciu obyczajów istnieje też, niestety, niemało kobiet skłonnych do nadużywania braku odporności w młodzieńcach, lecz zawsze niebezpieczeństwa z tej strony są znacznie mniejsze. Przedewszystkiem kobieta rozwięzła jest już zwykle pozbawiona woni płciowej, zdolnej upodwładnić młodzieńca. Nieszczęsne istoty oddane publicznej rozpuście wkrótce całkiem tracą nęcącą woń własną, którą wtedy daremnie usiłują zastąpić sztucznemi pachnidłami, chociaż nieraz nader odurzającemi, lecz daleko nie tak zdobywczo powabnemi dla płci męskiej, jak świeży odwion przyrodny. Podobnież dzieje się z kusicielkami przez namiętność, widoki zysku, lub żądzę panowania.
Wreszcie młodzieniec, nawet najmniej doświadczony, zawsze zależy głównie od własnej woli. Jeżeli się poddaje, to w każdym razie z pewną świadomością kroku, na jaki przyzwala czynnie, gdyż posiada przyrodne stanowisko męskie, jako strony nie upadającej ale zdobywającej.
Niemniej do zasad moralnych młodzieży, jak żeńskiej tak i męskiej, powinno należeć wystrzeganie się wszelkiej nieoględnej styczności płciowej, nietylko ze stanowiska osobistego, lecz również i dlatego, żeby przez nieostrożność nie popełnić niegodziwości, nieraz mogącej mieć najsmutniejsze następstwa.
Z tego wszakże nie wynika bynajmniej, aby w ogóle międzypłciowe przestawanie miało być nagannem. Owszem, przyzwoicie otwarte obcowanie z drugą płcią mieści w sobie zobopólne niezmierne korzyści. Tylko w takiem obcowaniu zawiera się pełnia życia towarzyskiego, kształcącego wzajemnie umysł i serce. Jedynie w tych warunkach należycie wyrabia się upodobanie w postępie, rozwija się zdolność do wypełniania obowiązków i spostrzegania własnych niedostatków oraz do szanowania praw i cenienia cudzych przymiotów. Zestawienie siły z delikatnością, dzielności z czułością, zapału ze skromnością znajomi całkowicie każdego i każdą z przyszłem przeznaczeniem, wdraża do zajęcia godnego miejsca w ogólnym bycie społecznym.
Obracanie się w obopłciowem towarzystwie, to prawdziwa wszechnica życiowa, w której co dzień i cochwila przechodzimy kolejne próby stopniowo nabywanej, zdrowej, obyczajnej i płodnej dojrzałości.
Wiadomo, że należyte wykonywanie czynności cielesnych, jak jedzenie i picie, chodzenie i siedzenie, praca i wypoczynek, aż do samego oddychania, wszystko wymaga znajomości pewnych prawideł i odpowiedniej wprawy: niemniejszej więc umiejętności potrzeba dla zgodnego z ludzkiem przeznaczeniem myślenia i czucia, pojmowania i uznawania, dążności i działalności duchowej. Kto nauczył się dobrze i swobodnie pływać w czystej, bieżącej wodzie, ten chociażby nawet wypadkiem wpadł do kałuży, łatwiej będzie mógł z niej się wydostać. Tak samo ma się z pływaniem życiowem: nie trzeba stronić od towarzystwa, owszem należy wprawiać się do przestawania z dobrem i tem samem do rozpoznawania i unikania złego zdaleka, tak żeby nawet w niespodzianej przygodzie wyrwać się zeń i oczyścić bez głębszej szkody.
Ku temu główna zasada następująca: kąpać się obficie w tem, co rzeźwi i trzeźwi otwarcie, nie maczać ani palca w niczem, co draźni i odurza pokryjomu.
Z wyżej powiedzianego wynika, że powiadamianie młodzieży o życiu płciowem, odpowiednio do jej wzrastania i dojrzewania, znakomicie przyczynia się do ochrony jej od wybryków płciowych. Boć jasnem, że dziewczyna rzeczywiście wstydliwa nietylko nie będzie zadawać się z mężczyznami nieopatrznie, lecz także będzie wzdrygać się przed potajemnem zaspakajaniem popędów płciowych środkami samopłcenia[10]. Podobnież młodzieniec, pouczony przez powołanych ku temu — w pierwszym rzędzie przez rodziców i wychowawców — o znaczeniu życia płciowego, będzie umiał uszanować swe młode, bujne siły i zachować je ku celom przeznaczonym przez przyrodę, zamiast wyniszczać przedwcześnie.
Ale nie trzeba zapominać, że celem skutecznej ochrony młodzieży przed występkami w dziedzinie płciowości wraz prawidłowem pielęgnowaniem wstydliwości powinno iść ręka w rękę prawidłowe wychowanie zdrowotne. Wpajanie najpiękniejszych zasad moralnych nie ochroni stale przeciwko pokusom ciała i otoczenia, skoro nie staramy się równocześnie, aby samoż ciało było odporne na ponęty lubieżne, kuszące ze wszech stron zmysły młodzieży w naszem życiu nowoczesnem.
Należy wychowywać młodzież tak, aby rozrost ustroju odbywał się prawidłowo, aby młode ciało miało zawsze dość soków żywotnych, lecz by te soki nie były nigdy w stanie zbytniego podrażnienia, nie odpowiadającego wymaganiom przyrody.
Przy wychowywaniu więc należy unikać starannie wszystkiego, co rozburza młodocianą krew, co targa i osłabia nerwy, bądź to działając bezpośrednio na ciało, bądź też za pośrednictwem podrażnienia umysłowego wyobraźni.
Pod ostatnim względem większość rodziców i wychowawców mniema, że dość czynią, gdy baczą, ażeby dzieci nie dostawały do rąk książek, opisujących lubieżne sceny, ażeby nie widywały igrzysk rozpłomieniających wyobraźnię płciową, nie oglądały obrazków itp. wytworów, nęcących myśl ku sprawom płciowym; słowem, że przypomina sprawy płciowe, ażeby w tym umyśle nie obudziły się pragnienia i pomysły, niepokojące krew i popychające ciało ku nadużyciom.
Przedewszystkiem zaznaczyć należy, że na podstawie mylnego rozumienia stosunku wstydliwości do nadużyć płciowych, rodzice i wychowawcy nierzadko zaliczają do działających szkodliwie na umysł młodzieży rzeczy i takie, które ze swej natury nie mają takiej własności. Każdy, kto wniknął w nasze wywody w poprzednich rozdziałach, przyzna nam, że inna rzecz czytanie książek, malujących obrazy rozpasania i wyuzdania płciowości, a inna rzecz oglądanie rzeźb itp. dzieł sztuki, przedstawiających ludzi, jak ich Pan Bóg stworzył. W książkach z lubieżnemi opisami młodocianemu umysłowi przedstawiają się obrazy zwyrodnienia popędu płciowego; oglądanie zaś obrazów lub rzeźb, uwidoczniających ciało ludzkie jako takie, bynajmniej nie może dawać pojęcia o zwyrodniałych popędach płciowości. Toż prawidłowe wychowanie ma w umysł dziecka wrazić pogląd, że ciało zarówno jak duch, ożywiający je, są tworami Bożemi, że więc człowiek szanować powinien swe ciało, w którego kształtach widnieje dla nas szczyt widomej Boskiej twórczości. Czyż oglądanie nieosłoniętych ciał miałoby więc budzić w umyśle dziecka myśli nieczyste, skoro umysł ten nauczony patrzeć na zdrowe a kształtne ciało ludzkie jak na szczytny wzór stworzenia?!
Niesłusznie więc czynią rodzice, którzy mieszają dwie odmienne rzeczy, i z równą gorliwością strzegą dzieci od tego, co przedstawia obrazy zwyrodnień płciowych, jak i od patrzenia na to, co jest przyrodzeniem.
Wszystko, co przemawia do umysłu dziecka o istotnym bezwstydzie, o zboczeniach życia płciowego, a więc przedewszystkiem książki z opisami scen lubieżnych, jest bezwarunkowo szkodliwem, bo działa rozstrajająco na wyobraźnię, może ją spaczyć i sprowadzić z czasem na podobne drogi, jakich obrazy ujrzała. Ale są to rzeczy, które działają przecież szkodliwie i na wyobraźnię dorosłych!
Rzecz jasna, że tem bardziej powinniśmy przed niemi strzedz młodzież i jej wrażliwszą wyobraźnię. To samo odnosi się oczywiście i do słuchania pieśni, rozmów lubieżnych, wykładów itp., działających rozstrajająco na wyobraźnię drogą słuchu.
Słusznie więc rodzice i wychowawcy powstrzymują młodzież od oglądania wszelkich przedstawień, w których znaczną rolę odgrywają ruchy i miny, mające rozbudzać popędy płciowe; wprawdzie im dziecko niewinniejsze, tem mniej może mu zaszkodzić oglądanie takich rzeczy „dwuznacznych“, ale bądź co bądź rzeczy takie z czasem działają szkodliwie i na najczystszą wyobraźnię, pobudzając ją do potajemnych dociekań, nawiązujących przedewszystkiem do wrażenia na otoczenie, wrażenia, które musi tem bardziej podpadać dziecku, im więcej ono rozwinięte. Lepiej więc nie zabierać dzieci na żadne przedstawienia i widowiska, gdzie mogłoby postrzegać wspomniane ruchy, miny i wrażenie ich widzów, a nieraz też usłyszeć bezwstydne uwagi lub rozmowy. Gdy zaś młodzież dorasta, powinna już tymczasem tyle mieć zrozumienia istoty życia płciowego, żeby widowiska obliczone zupełnie lub po części na rozbudzanie zmysłowych namiętności, widowiska, w których zbyt dużo przypomina zboczenia życia płciowego, nie sprawiały jej żadnej przyjemności! Wtedy to istotna, rozumnie rozbudzana i ukształtowana wstydliwość nie tylko powstrzyma młodzież od szukania podobnych rozrywek, lecz raczej nawet zachęci do ich unikania!
Odwiedzanie natomiast muzeów, galeryj obrazów itp. miejsc, zwłaszcza w towarzystwie rozsądnych rodziców lub opiekunów, nie zaszkodzi jeszcze niespaczonemu umysłowi dziecka, nie łatwo zdoła sprowadzić wyobraźnię na fałszywe tory. Dziecko zupełnie niewinne, nieświadome różnic płciowych, dziecko, w którem popędy płciowości nie zaczęły jeszcze się rozbudzać, nie może ponieść szkody, gdy widzi na obrazku ciało ludzkie lub posąg bezszatny; skoro zaś podrasta, nie zgorszy się niczem, gdy w miarę rozwoju dziecka zaspakajać będziemy jego ciekawość i pouczać je o rodzaju ludzkim, którego jest członkiem. Skoro dziecko w narządach płciowych widzi nie przyrządy do zaspakajania bezmyślnie chuci zwierzęcej, lecz szlachetne części ustroju ludzkiego, dane ludziom przez Stwórcę dla utrzymania rodzaju, to na widok obnażonych ciał nie będzie odczuwało lubieżnych myśli. Tem mniej zresztą wypada tego bać się, im staranniej uchylamy od dziecka wszystko, coby je mogło zaznajomić ze zboczeniami ludzi w życiu płciowem, o czem była mowa powyżej (książki, śpiewy lubieżne itd.).
Sam widok ciała obnażonego i części płciowych może wywoływać chuci zmysłowe, chęć do rozpusty jedynie w umysłach dzieci już w znacznej mierze zepsutych — może też podrażniać wyobraźnię dzieci, na które mimo uwagi rodziców zaczęły działać ujemne wpływy postronne. Ale i w tym razie zakaz chodzenia do muzeów itp. byłby nie wiele pomocnym, a nawet prędzej szkodliwym. Jeśli dziecko mimo baczności rodziców dostało do ręki lubieżne obrazki lub książki, jeśli słuchaniem bezwstydnych piosnek itp. zaczyna się wzburzać jego wyobraźnia o życiu płciowem, skoro tylko to spostrzeżemy, należy je pouczać wprost wyraźnie, że samo sobie zaszkodzi, ulegając ponętom lubieżnych opisów itd., że są to zboczenia ludzkie w dziedzinie płciowej, których rozsądny człowiek wystrzegać się powinien. Starajmy się w takich razach, zamiast zakazywania rzeczy, które dla rozsądnego dziecka są nieszkodliwe, rozsądnem objaśnieniem raczej przyśpieszyć uświadomienie. Starajmy się wzbudzić w dziecku przekonanie, że i mimo braku nadzoru nie powinno brać do ręki książek opisujących wyuzdanie płciowe itd. Zakazujmy mu nadal tego, co dlań bezwarunkowo szkodliwe, nie zakazujmy zaś oglądania dzieł sztuki itd., słowem rzeczy przedstawiających niebezpieczeństwo tylko dla nierozsądnych, już poniekąd zepsutych. Niech dziecko zrozumie, że uważamy je za dość rozsądne, by umiało rozróżniać istotę życia płciowego od chorobliwych objawów. Zakaz oglądania nietylko rzeczy bezwstydnych, ale także obrazów przedstawiających przyrodzone kształty ludzkie, musiałby przecież w umyśle dziecka wzbudzić podejrzenie, że w objaśnieniach naszych o życiu płciowem zatailiśmy niejedno, skoro obawiamy się złego wrażenia na widok kształtów najszczytniejszego stworzenia Boskiego! Zakaz więc działałby wprost szkodliwe.
I tej młodzieży płci obojga, która skutkiem mylnego wychowania uległa po części spaczeniu wyobraźni, nie trzeba zakazywać oglądania obrazów niezwyrodniałych kształtów ludzkich. Raczej należy je właśnie ukazywać, jak przykład prawidłowego rozwoju, ale pouczając, że wszelkie nadużywanie narządów płciowych i wyuzdania marnują ducha i ciało, że chcąc wyglądać podobnie jak piękne i kształtne wyobrażenia ludzi zdrowych, jakich nam przedstawia sztuka, powinniśmy wystrzegać się wszelkich nadużyć płciowych.
Słowem, należy zakazywać młodzieży tylko rzeczy istotnie rozstrajających wyobraźnię, nigdy zaś takich, które są zdolne uszlachetniać, ukrzepiać zdrowe pojęcia a prostować wypaczone.
Pomijając więc to, że wśród rzeczy zwykle uchylanych od młodzieży, znajdujemy niejedno, co w istocie nie może rozbudzać namiętności zmysłowych, czyż naprawdę wszystko, co tylko przypomina w jakikolwiek sposób życie płciowe, może podziałać rozstrajająco na młodocianą wyobraźnię?
Rozpatrzmy się wśród czynników wychowania umysłowego, a spostrzeżemy niejedno, co chociaż w zasadzie pożyteczne, ale stosowane w sposób nieprawidłowy, miasto wzmacniać młodociany umysł, powstrzymuje go w rozwoju, przeciążając pracą, a tem samem podrywając ustrój czulcowy (nerwowy).
Przeciążanie pracą umysłową jest jedną z częstych przyczyn zdenerwowania młodego pokolenia – a wszelkie zdenerwowanie osłabia siłę woli, i czyni młodzież mniej odporną przeciw pokusom zmysłowym. Czy wychowawcy, strzegący pilnie młodzież przed demoralizującym wpływem złych książek itd., zastanawiają się zarazem, że przynaglanie do nauki, do kilkogodzinnego ślęczenia nad książką choćby najbardziej pouczającą i moralną, jest przecież szkodliwem dla młodocianego umysłu i pośrednio przyczynia się do zboczeń z drogi zdrowego życia płciowego?! Czy zastanawiają się nad tem, iż żądając od dzieci popisywania się wypowiadaniem łokciowych wierszy, zwykle tem samem powodują osłabienie a często rozstrojenie nerwów u dzieci? Zapewne, że nie, gdyż inaczej nie widzielibyśmy naokół tyle wybladłych twarzyczek wśród młodzieży tak często znamion zdenerwowania, ułatwiającego dostęp chorobliwym popędom płciowym.
Odpowiedzieć może niejeden, że szkoła nowoczesna wymaga przecież tyle od młodzieży, iż z konieczności dziecko, odwiedzające ją, musi prócz godzin szkolnych poświęcać jeszcze w domu kilka godzin na odrabianie zadań szkolnych. A jakże powstrzymywać dziecko od tego, gdy okazuje chęć do nauki? Aby dziecko dało sobie później radę w życiu, trzeba baczyć na to, by się jak najwięcej nauczyło. — Zapewne, dzieci powinny się jak najwięcej uczyć — a ponieważ w młodości umysł ludzki jest wrażliwy, i człowiek uczy się łatwo, zatem młodzież powinna korzystać z każdej sposobności do nauki. Ale jak nie wszystko, co człowiek zjada, przyczynia się do jego wzrostu, lecz jedynie to, co strawi, tak też tylko nauka, że tak powiemy, podana w strawnej formie przyczynia się do istotnego rozwoju młodocianego umysłu. I jak obciążanie żołądka nadmiarem potraw nie przynosi ciału pożytku, tak też nadmierne wpychanie nauki musi szkodzić młodemu umysłowi.
Niechaj się dziecko uczy jak najwięcej, gdy okazuje chęć do nauki; zapewne. Ale czyż za chęć do nauki nie uważamy częstokroć jedynie przyzwyczajenia sztucznie wywołanego?! W iluż to rodzinach spotykamy zwyczaj, że dzieci drobne, nim zaczną chodzić do szkoły, już muszą popisywać się przed gośćmi niezliczonemi wierszykami, grą na fortepianie lub skrzypcach, itd., na dowód wczesnego rozwinięcia?! Że skłonność do muzyki n. p. objawia się u wielu dzieci bardzo rychło, nie ulega wątpliwości — nic też nie szkodzi, że dzieci takie zajmują się grą, gdyż to im sprawia przyjemność. Ileż to razy jednak rodzice, bez względu na brak usposobienia dziecka, jedynie dla dogodzenia swej własnej próżności, zniewalają dzieci do nauki, podczas gdy dziatwa wolałaby brdysać po dworze?! — Przecież mały Władzio, mała Wandzia — słyszeć można nieraz — już tak pięknie grają na fortepianie, na skrzypcach; dla czegóż i ty nie miałbyś umieć tak samo? W ten sposób nieraz budzi się sztuczną ambicję dzieci do rzeczy, która im w istocie wcale nie przypada do smaku. Podobnież rzecz się ma z uczeniem wierszy. Niejedno dziecko ma łatwość ku temu — niechaj się uczy. Ale czyż zatem i wszystkie dzieci sąsiadów, aby się „nie dać wyprzedzić“, mają także ślęczeć nad książką, bez chęci, bez wewnętrznego zadowolenia?!
Pamiętajmy, że ludzie i umysły ich nie są równe. Co jednemu dziecku sprawia przyjemność, bo mu się dostaje bez trudności, nie jest przecież odpowiedniem dla wszystkich. Dziecko, które się w pięć minut nauczy wierszyka, nie męczy się i ma dość czasu jeszcze na pohasanie i pobawienie się — inne zaś, które na nauczenie się tegoż wierszyka potrzebuje pół godziny czasu, męczymy niepotrzebnie, wymagając od niego takiej pracy, i niepotrzebnie odrywamy je od zabawy i rozrywki, dającej mu zdrowie i zadowolenie czyli pożytek dla ciała i ducha.
Pamiętajmy, że im dziecko słabiej rozwinięte, tem więcej powinno bawić się i swywolić na świeżem powietrzu, aby wzmocniło swe ciało, a tem samem zdobyło sobie podstawę prawidłowego rozwoju ducha. Dziecko takie, choćby w nauce zrazu pozostało w tyle za drugiemi, silniejszemi, może później nadążyć za niemi. A tylko wtedy też w istocie nadąży, gdy umysłu jego nie będziemy męczyć przedwcześnie.
Pamiętajmy o tem, że małe dzieci, wychowane w posłuszeństwie dla rodziców, nietrudno przyzwyczaić do siedzenia nad książką, choćby wolały bawić się na dworze z rówieśnikami. Chęć oporu, objawiającą się zrazu, przytłumiają one, nie chcąc rodzicom sprawiać przykrości, i uczą się, uczą, choćby najmniej przyjemnej rzeczy; nauczą się też niejednego, i zaspokoją ambicję rodziców, ale zmęczą, stargają przedwcześnie swe siły, a później, po paru latach, gdy czekają ich coraz trudniejsze zadania w szkole, popadają w osłabienie nerwowe!
Przyznać trzeba, że w nowoczesnym systemie szkolnictwa zachodzi niejedno, co wymaga przeobrażenia. Zachodzi przedewszystkiem zbytnie przeciążanie dziatwy nauką pamięciową, i zadaje się zbyt dużo zadań domowych[11]. Przeciwko niedostatkom tym we wszystkich krajach walczą rozsądni wychowawcy i lekarze. W walce tej powinien dom, powinni rodzice ich popierać, zamiast ze swej strony jeszcze sprawę młodzieży utrudniać. W szkole znajdujemy w każdej klasie pewien przeciętny zakres nauki; przypuszczając, że większość uczniów zdoła odpowiedzieć zadaniu tak, iż na końcu każdego okresu nauki zasłuży na stopień „dostateczny“, podczas gdy niektórzy, wystający uzdolnieniem ponad poziom, spełnili zadanie „dobrze“ lub nawet „celująco“, pozostanie przecież zawsze cząstka takich, co wcale nie zdołają odpowiedzieć zadaniu klasy. Uczniów takich potępiamy w czambuł, nazywając leniuchami. A przecież po większej części powodem pozostania w tyle jest niedostateczne rozwinięcie, jest częstokroć jakakolwiek słabość, nierzadko spowodowana przedwczesnem nużeniem umysłu nauką. Czyż rodzice w takich razach nie powinni okazywać wyrozumiałości, czyż nie powinni pocieszać dziecko, że z czasem podoła zadaniu? Czyż słusznie jest ciągłe wyrzucanie niepilności dziecku słabemu, podcinanie jakoby batem konia do wysiłków nad jego siły?! A przecież tak dzieje się częstokroć. A ileż to razy rodzice wymagają od dzieci, ażeby poza zadaniem szkolnem zajmowały się w domu jeszcze tą lub ową nauką, by dorównać temu lub owemu z dzieci sąsiadów! Jakże często widzimy, że każą dzieciom chodzić na lekcje gry na fortepianie itd., choć dzieciaki kilka godzin dziennie strawić muszą w domu na odrabianiu zadań szkolnych! Nierzadko jeszcze późnym wieczorem muszą się dzieci czegoś uczyć.
Nie dziw, że dzieci przeciążone pracą umysłową, choć na pozór postępują w naukach, tracą przecież giętkość i jędrność umysłu; pomijając to że z czasem następuje zwykle opuszczenie się w nauce, skutkiem bezpośrednim zbytnich wysiłków umysłu jest zawsze przedwczesne zmęczenie układu czulcowego (nerwowego). Z tego zaś wynika osłabienie woli, tak, że dziecko, gdy wstępuje w okres dojrzałości płciowej, nie ma dość siły do oporu przeciwko pokuszeniom. I ztąd pochodzi, że dzieci blade, zdenerwowane, w razie znęcenia złym przykładem najprędzej zaczynają oddawać się wybrykom płciowym.
Należy więc nietylko uchylać od umysłów młodocianych wszystko to, co im przedstawia obrazy zwyrodnienia płciowego, lecz zarazem chronić umysł od wszelkiego przeciążenia, zmęczenia, ułatwiającego pośrednio dostęp zwyrodnieniu płciowych popędów.
Równomierne kształcenie ciała i ducha — oto hasło, jakie powinni mieć przed oczyma wychowawcy. Im mniej rozwinięte ciało, tem oględniej podawać strawę duchową, starając się przytem wzmacniać ciało, ażeby zdobyć zdrową podstawę dla rozwoju umysłu.
W zdrowotnem wychowaniu ciała oczywiście powinno być uchylonem wszystko to, co działa rozdraźniająco na młodociane nerwy.
Przedewszystkiem nie dawać dzieciom napojów wyskokowych. Alkohol, zawarty także w likierach, piwie i winie,[12] jest strasznym wrogiem nerwów ludzkich. Wiemy, jak szkodliwie działa na ludzi dorosłych – cóż dopiero w młodości?! Nie potrzebujemy chyba rozwodzić się o tem bliżej. Niemniej szkodzą nerwom młodzieży wszelkie używki drażniące, a więc tytuń, kawa, herbata, ostre przyprawy potraw i korzenie, jak pieprz, wanilja itp. Im mniej ich w potrawach, tem lepiej dla dziecka, tem pewniej ustrzeżemy je od przedwczesnego podrażniania zmysłowości. Wszakżeż dzieci same mają wrodzony wstręt do tego wszystkiego, i wolą zajadać owoce, mleko, jarzyny, krupy. Nie starajmyż się zmieniać gwałtem ich popędów, lecz utrwalajmy je w przyrodzonych skłonnościach! Również szkodliwy wpływ może wywierać jednostronne odżywianie dzieci mięsem, do którego też zwykle z urodzenia wcale nie mają pociągu; mięso zwłaszcza ze zwierząt starszych, zawiera, jak wiadomo dość ostre trucizny, jak kreatynę, kreatyninę, sarcynę itp., które działają zbyt pobudzająco na rozwijające się, a więc nader delikatne nerwy dzieci a zatem też na narządy płciowe.[13]
Wspomniane używki i ostre przyprawy, a tak samo duże ilości mięsa, które trzeba zawsze bardzo solić i pieprzyć, podniecają nerwy i wytwarzają w moczu nadmiar mocznika (ureum) jako też kwasu moczowego. Mocz zaś przekisły drażni błonę śluzową pęcherza, a zatem wzbudza popędy płciowe. Oto mechaniczny przebieg sprawy!
Mniemanie, jakoby winem lub piwem można wzmacniać dzieci słabowite, zwalczają od dawna najznakomitsi fizjologowie i lekarze.[14] Jakże-by też alkohol, który zbyt silcie podnieca nerwy i najzdrowszego człowieka dorosłego, miał wzmacniać ustrój młodziutki, rozwijający się?! —
Pożywienie dzieci powinno być jak najprostsze, jeśli nie zupełnie jarskie (jarzyny, owoce, nabiał), to przynajmniej nie zawierające zbyt dużo potraw mięsnych, nigdy zaś nie powinno się składać przeważnie z mięsa! Ale należy też zważać, aby dziecko nie jadło zbyt obficie, aby się nie objadało. Dzieci łatwo się przyzwyczajają do tkania w siebie co się zmieści. Objadanie się szkodzi, bo dziecko nie może wszystkiego przetrawić, co zjadło; skutkiem tego psuje się krew, dziecko leniwieje, staje się ospałem, nieruchawem, staje się nareszcie wprost strasznem, bo chorem.[15] Skutkiem tego bywają nierzadko zaparcia żywota, powodujące zastój krwi w częściach dolnych tułowia, ciśnienie na okolicę narządów płciowych, zaczem i szkodliwe ich podniecanie. Wszelkie zaparcia stolca u dzieci należy więc i ze względu na płciowość dziecka usuwać jak najstaranniej, i to wyłącznie tylko sposobami lecznictwa przyrodnego.[16] Zważać też trzeba na to, ażeby nie zachodziło nigdy powstrzymywanie moczu. Jasnem jest, że drażni ono pęcherz, a tem samem wzbudza popędy płciowe. Niechaj dzieci będą przyzwyczajone wychodzić, ilekroć poczuwają potrzebę przyrodzoną, bez względu na otoczenie, na towarzystwo, w jakiem się znajdują; fałszywy to wstyd, a szkodliwy zdrowiu, który powstrzymuje dziecko od wyjścia z pokoju, gdy są goście itp..[17]
Dziecku potrzeba jak najwięcej ruchu. Przeciążanie nauką, o czem mówiliśmy powyżej, szkodzi nietylko umysłowi, który przygnębia i denerwuje, lecz także bezpośrednio ciału dziecka, przykuwając je zbyt długo do jednego miejsca. A przesiadywanie kilkagodzinne na jednem miejscu, powoduje zbyt silny napływ krwi do podbrzusza, skutkiem czego następuje nacisk na narządy płciowe. Łatwiej też wówczas wyobraźnia dziecka, o ile już może bez wiedzy rodziców napomknięto mu coś o sprawach płciowych, zaczyna się wyrywać na szlaki szkodliwe! Pamiętajmy więc o tem, żeby dzieci nie przykuwać zbyt długo do stołka, ani dla nauki, ani dla jakiegobądź zajęcia przy stole lub dla zabawy. Nie pozwalajmy chłopcom ślęczeć przez parę godzin z rzędu nad książkami, ani dziewczętom nad robótkami ręcznemi itd. Niechaj się dzieci uczą i pracują z przestankami, wśród których pobiegać im trzeba, choćby tylko po pokoju.
Sama przyroda wszczepiła dzieciom skłonność do ciągłego biegania i uwijania się, do ruchu niemal bezustannego, przerywanego jedynie dla pofolgowania sobie, dla odpoczynku po wysiłkach mięśni. Dzieci, nie objawiające naturalnej ruchliwości, trzeba uważać za poczynające chorować. Pragnienie ruchu, jakie objawiają dzieci, jest dowodem przezorności matki-przyrody. Wskutek ruchu rozwijają się korzystnie płuca i serce dziecka, a krew przebiega równomiernie wszystkie części ustroju. Nie zachodzą wtedy zatory krwi w pewnych częściach, wogóle powstrzymujące zdrowy rozwój dziecka, a w szczególności działające też szkodliwie na płciwo. Nie przytłumiajmy więc w dzieciach i młodzieży pragnienia ruchu! Niechaj dzieci biegają jak najwięcej po dworze, a szczególnie w ogrodzie, nietylko latem ale i zimą, mimo śniegu i mrozu! Zmuszone zaś koniecznie przebywać w izbach, niechaj zbyt długo nie przesiadując na jednem miejscu, przeplatają naukę i zajęcie przy stole zabawami ruchliwemi. Co do zabaw na dworze, trzeba zważać jedynie na to, by dorastająca młodzież nie oddawała się nadto poruszeniom, zdolnym wywierać mechanicznie zbyt wielkie podrażnienie na części płciowe. Do takich należy przedewszystkiem wspinanie się na drągi i liny bez mocnego spajania i podciągania nóg; chłopcom, którzy nie mają jeszcze dość silnych mięśni do prawidłowego wspinania się, lecz suwają się ciągle po linie lub drągu, należy zakazać tej rozrywki, dopóki innemi ćwiczeniami, bieganiem itd., nie wzmocnią dostatecznie mięśni nóg. Szczególnie należy też zważać, żeby chłopcy nie zsuwali się nagle i gwałtownie z drąga lub liny.
Wszystko zresztą, co służy do wzmocnienia ciała, służy zarazem do wzmocnienia nerwów, a przeto do powstrzymania młodzieży od wybryków płciowych.
Nie rozpieszczajmy więc młodzieży, lecz ją hartujmy!
Najlepszemi zaś środkami ku zahartowaniu ciała młodzieży są: ruch na świeżem powietrzu, woda, światło słoneczne, obfity sen i przewiewna odzież.
Mówimy wyraźnie obfity sen. Dorosły człowiek potrzebuje pewnej ilości godzin snu na dobę, jeżeli chce utrzymać sprężystość sił cielesnych i umysłowych, ale może razporaz ukrócić sobie snu bez nadzwyczajnych szkód dla ustroju swego już rozwiniętego, byleby znów przy sposobności zapełnił brak; najlepiej oczywiście, gdy i dorośli zażywają snu regularnego. Dla młodzieży zaś sen regularny jest nieodzownym. Rozwijający się ustrój młodociany wymaga, po wytężeniach dnia, rozpoczynającego się rychło z wieczora i długotrwałego wypoczynku we śnie; inaczej ucierpią nerwy dziecka. Młody też mózg szczególnie dużo potrzebuje snu, inaczej ulega przedraźnieniu, a skutkiem tego jest powstrzymanie rozwoju cielesnego i duchowego, nerwowość ogólna, torująca drogę nieobyczajności płciowej.
Dzieci powinny chodzić spać jak najrychlej, powinny sypiać w ciszy i ciemności. Do spania po ciemku przyzwyczajać je od maleńkości! Nie należy zatem zabierać dzieci na jakiekolwiek zabawy, odwiedziny itp., gdzie pobyt przeciąga się późno w noc. Dziesięcio- lub jedenastoletnie chłopaki powinny sypiać po jedenaście godzin na dobę; 15-, 16-, i 17-letni, zwłaszcza niedokrwiści lub zmęczeni, jeszcze conajmniej po 8—9 godzin. Układać do snu niezbyt ciepło, ale i w niezbyt chłodnem powietrzu, na podłożu nie nader miękkiem (materac lub siennik z prześcieradłem), okrywać kołdrą lub lekką pierzynką; zimą na materac można kłaść jeszcze ciepłą derkę. Chodzi o to, ażeby dziecko w łóżku rozgrzało się w miarę, bo w zbyt chłodnem długo nie usypia, a z drugiej strony, ażeby będąc zanadto otulone, nie rozpaliło się, co wywołuje przecież napływ krwi do narządów płciowych. Nareszcie trzeba przyzwyczajać młodzież już zaraz od dzieciństwa do zmieniania koszuli rano i wieczór a także do spania w powietrzu ciągle się odnawiającem (okno otwarte!).
Woda, jak wiemy, jest znakomitym środkiem do hartowania ciała. Przyzwyczajajmy dzieci do zmywań chłodnych, do oblewania całego ciała wodą, do kąpieli i do jak najczęstszego pływania latem, o ile możności w bieżącej wodzie, zimą zaś do brania choćby ze dwa razy na tydzień kąpieli w zamkniętych łazienkach. Przyuczać je, aby po kąpieli szybko się ubierały, wytarły dobrze głowę, a potem biegiem się zagrzewały!
Latem, kąpiąc się na dworze, niechaj dziatwa używa zarazem pławienia się w słońcu i powietrzu! Kąpiele słoneczno-powietrzne działają znakomicie na obnażone ciało; należy przytem zważać, aby głowa i kark były zakryte, zachowane od ostrych promieni słońca, zresztą zaś całe ciało dostatecznie wystawione na działanie słońca. Początkujący mogą zrazu okrywać ciało lekką, przewiewną tkaniną. Kąpiel słoneczno-powietrzna, podobnie jak wodna, powinna trwać tylko dopóty, dopóki połączona z miłem uczuciem; skoro objawiają się lekkie dreszcze itp., czas się ubierać. Gdy jednak przy kąpaniu się, w wodzie lub w powietrzu i słońcu, używa się dużo ruchu, wtenczas dreszcze nie nastąpią tak łatwo. Wielkich upałów południowych w ciągu najgorętszych dni lata oczywiście należy unikać! Dzieci, przyzwyczajone do pławienia się w wodzie, w powietrzu i słońcu, nie będą cierpiały tak prędko na niedokrwistość lub zdenerwowanie.
Ubierać dzieci tak, ażeby przewiew skórny odbywał się prawidłowo, a zatem nie gęsto tkaną odzieżą, zarówno czy chodzi o spodnią, czy o wierzchnią. Inaczej warstwa powietrza, otaczającego ciało, zbyt silnie się rozgrzewa i przepełnia wyziewami, nie mogącemi się ulotnić przez gęste suknie; skutkiem tego naczynia krwionośne i nerwy osłabiają się, a dziecko rozmiękcza się i przeziębią się od lada podmuchu. Zważać też trzeba, że u dziecka zbyt mocno poowijanego, właśnie narządy płciowe są szczelnie otulone i silnie się rozgrzewają, co podrażnia krew![18]
Skoro wychowanie dziecka odbywać się będzie w ten sposób, iż w myśl powyższych wskazówek oddalać będziemy od dziecka wszystko, co mogłoby działać podraźniająco na krew, na nerwy, a starać się będziemy o prawidłowy krzepki rozrost młodocianego ciała, tem samem powstrzymamy przedwczesne rozbudzenie się chuci cielesnych.
Zapamiętajmy nakoniec, że bezczynność jest pod tym względem groźnym wrogiem dziecka i szkodzi zarówno rozwojowi ducha jak i ciała. Niechaj więc dzieci będą zawsze zajęte, czy to pracą lub nauką, czy rozrywką lub zabawą. Zrana, skoro się przebudzą, niechaj nie pozostają w łóżku! Zapamiętajmy, że samotność jest szkodliwą, skoro dzieci dojrzewają płciowo. I najlepiej wychowanego łatwiej napadnie i zmoże pokusa, gdy jest samotnym, aniżeli gdy się znajduje w towarzystwie (oczywiście wyłączając towarzystwo zepsutych rówieśników, od którego należy dzieci strzedz troskliwie!). Dla pewności lepiej więc zawsze mieć oko na dorastającą młodzież! Towarzystwo jest i w nocy, w sypialniach, korzystniejszem, aniżeli samotność. Lepiej, gdy kilku chłopaków dobrze wychowanych sypia w jednym pokoju — wówczas jeden drugiego się wstydzi, skoroby go napadła nieprzyzwoita chętka!
Na tem zakończyć możemy rozdział o wychowaniu zdrowotnem, nadmieniając jedynie, że wszystko, co odnosi się do żywienia, ubierania itd., w ogóle wszelkie powyższe wskazówki powinny być stosowane, oczywiście w odpowiedniej mierze, już i do maleńkich dzieci. Rodzice, rozpoczynając chować nowonarodzonego, powinni mieć ciągle przed oczyma obowiązek wychowania go na dziecko zdrowe, wolne od przypadłości nerwowych, na zdrowego młodzieńca. Im baczniej zważa się już u osesków na wszystko, co uchyla osłabienie nerwowe, a zapewnia zdrowy rozwój dzieka, tem łatwiej potem, gdy dziecko dojdzie wieku poczynającej się dojrzałości płciowej, kierować niem tak, ażeby omijały je pokusy. (Bliższe szczegóły podane są w książeczce: „Opieka nad dzieckiem przed urodzeniem i nad nowonarodzonem“.)
Mimo uwagi i baczności rodziców, nieraz dzieci, znęcone złym przykładem, zaczynają się oddawać potajemnie samopłceniu (samogwałceniu, onanji).[19]
Przez wyrazy te rozumiemy: nieprawidłowe rozbudzenie lubieżnych uczuć i to za pomocą macania lub tarcia części płciowych u siebie lub innych. Często można spostrzegać, że już małe dzieci a nawet niemowlęta oddają się takiemu nałogowi, lub zostają doń pobudzone przez drugie osoby, zwłaszcza piastunki! Częściej i o wiele silniej atoli występuje ten nałóg około roku 12-go, 13-go i 14-go. Wtenczas poczyna się budzić popęd płciowy, a równocześnie zmienia się całe życie uczuciowe młodzieniaszka i dziewczynki. Wyobraźnia czyli fantazja rozwijając się bujnie, wciąga w swe koła także stosunki płciowe. Otóż teraz potrzeba drobnego tylko bodźca, małego podrażnienia, a natychmiast wzbudza się lubież. Kto zaś raz skosztował takiego owocu, ten wnet polubi te łakocie, zwłaszcza że nietrudne do nabycia. Wystarcza już ku temu chwilka na ustroniu, kilka minut marzenia. W tych właśnie latach nałogowi temu oddaje się wielu, tak chłopców jak i dziewcząt.
Rzecz jasna, że chcąc dzieci powstrzymać na pochyłej drodze występku, trzeba mieć oko wciąż otwarte. Dlatego też należy radzić wychowawcom i rodzicom, aby, stosując do dzieci dojrzewających płciowo wszelkie zasady rozsądnego wychowania, niemniej uważali, czy zkądkolwiek nie naszła ich wychowanków pokusa; wytężona baczność jest konieczna szczególnie po wielkich miastach, wśród wielkich zbiorowisk ludzi.
Potajemne oddawanie się dzieci rozpuście samogwałtu poznaje się po różnych drobnych oznakach: zauważyć można, że dziecko często chodzi na ustęp i przebywa tam czas dłuższy, że od towarzyszów zabawy często ucieka na ustronie, że zaczyna zatracać dawną wesołość i swobodę, że odpowiadając nieraz nie śmie ci patrzeć w oczy, że zaczyna kłamać, w czasie nauki siedzi nieraz jakby bezprzytomne; marzy z otwartemi oczyma, itd.. Można też zauważyć, że siedząc przy stole, pisząc itp., dziecko zaczyna coraz częściej chować jedną rękę pod stół; pismo samo staje się gorszem, ma cechy pobieżności.
Wobec takich poznak, o ile nie można go przychwycić na gorącym uczynku, trzeba się starać wybadać dziecko i nakłonić do szczerego wyznania. A cóż potem uczynić, ażeby dziecko odzwyczaić od szkodliwego nałogu?
Niektórzy radzą ostre karanie. Jest ono na miejscu chyba dopiero wobec takich dzieci, które, mimo zakazów i dobrotliwych przedstawień, przez dłuższy czas oddawały się nałogowi, i mają tak osłabioną wolę, że karcenie, pobudzanie ambicji itp., wcale już na nich nie może wywrzeć skutku; na dzieci tak rozpasane, — podobnie jak na zdziczałe zwierzę, niema innej rady, jak przemoc cielesna. Nie trzeba tu atoli zapominać, że używa się środka już ostatecznego, którego działanie porównać można ze skutkami działania trucizny w leczeniu. A zatem stosować karę cielesną oględnie, z największem umiarkowaniem, na początku tylko poniekąd w „homeopatycznych dawkach“; nigdy zaś kar cielesnych nie wymierzać w surowym gniewie lub zapalczywości, ale tylko z pewnem przejęciem się i objawami litości i miłości opiekuńczej.
Każdy, kto kary cielesnej nie umie stosować rozumnie, a zwłaszcza, kto tego ostrego środka nadużywa, ten zawsze bardziej tylko szkodzi niż pomaga. Pewien hygienista pisze w tym względzie co następuje:
- „Widziałem wypadki, w których rodzice ciągle nosili przy sobie rózgę, ażeby dziecko, trzymające ręce przy częściach płciowych, ukarać zawsze na gorącym uczynku. Wszelka chłosta była jednak bezskuteczną. Przyroda bowiem, która części płciowe człowieka zespoliła z naturalnemi jego narządami wydzielin (moczu, kału), w razie obarczenia materjami obcemi, ciśnie je bezustannie do wydalenia przez też organa i sprawia przytem nieustanne ich podrażnienie. Jeżeli za pomocą spotęgowania ich woli doprowadzi się dzieci nawet do zaniechania tego występku, to jednak skłonność w nich pozostaje i nie pierwej zniknie, aż dopóki nie wydali się samej przyczyny, to jest materyj obcych. Rodzice mniemali, że czynią jak najlepiej, posługując się rózgą, gdy wszakże nieznana im była właściwa przyczyna złego, pobłądzili więc i w wyborze środka. Właśnie co do onanji wołać muszę najgłośniej, iż niemasz odpowiedniejszego środka do uchylenia występku, nad dyetę nierozdraźniającą i zgodny z przyrodą sposób życia, tudzież kąpiele i inne zabiegi wodolecznictwa, odprowadzające z ciała obce mu materje. A zatem zawsze ostrożnie z chłostą“!
Wobec dzieci, które dopiero rozpoczęły oddawać się nałogowi, szczególnie gdy zresztą bywały powolne, najwięcej wskóra się łagodnością.
Nie karcić i nie karać zatem dzieci, skoro spostrzegliśmy, iż zaczynają się oddawać nałogowi samopłcenia, lecz starać się pozyskać ich zupełne zaufanie, ażeby pochwyciły chętnie dłoń, która im pragnie nieść pomoc. Dzieci zwykle same odczuwają poniżenie, w jakie popadły, aleć same wstydzą się do kogo odzywać o sprawie. Gdy starsi spostrzegłszy coś lub domyślając się, fukną na nie, to je tem więcej odstraszą od wynurzeń. Chętnie natomiast wywnętrzą się osobie, która łagodnem obchodzeniem się umiała sobie pozyskać ich zaufanie. Wówczas łatwo nam będzie zbadać powody, wszelkie okoliczności, i usuwać je nadal. Skoro dziecko wyznało, iż oddaje się samopłceniu, powinniśmy je pouczać przedewszystkiem o złych skutkach, wskazując na przykłady itd.. Mówmy mu, że objawiająca się u niego razporaz ospałość, niechęć do pracy i rozrywki, brak pamięci itd., zwiększać się będzie, skoro nie zaprzestanie brzydkiego nałogu, że natomiast odzyska wszelką swobodę umysłu, gdy nie będzie myśleć o sprawach lubieżnych i przestanie się oddawać nijactwu. Oczywiście im dalej dziecko postąpiło w nałogu, tem ostrożniej trzeba mówić o złych skutkach w przyszłości, o koniecznem zdenerwowaniu itd.. Gdybyśmy dzieciom, u których pokazują się już objawy długotrwałego nałogu, t. j. zawroty głowy, częste bicie serca, bole głowy, niechęć do jadła, zaburzenia żołądkowe, krwawice (hemoroidy), cierpienia w krzyżu, nerwowe drżenia itd. — gdybyśmy takim dzieciom mówili, że na całe życie nieszczęśliwią się samopłceniem, że stan ich jest dowodem zupełnego osłabienia itd., a równocześnie nie pocieszali ich, że mogą wyleczyć się zupełnie, nieraz skutki pogróżek naszych byłyby przeciwne pożądanym. W każdym osobnym wypadku trzeba liczyć się z osobistemi przypadłościami, przymiotami i właściwościami dziecka, i w miarę tego działać na duszę, na umysł jego. Wzbudzać tu raczej należy ambicję dziecka, podtrzymywać i umacniać jego ku nam zaufanie.
Obok tego trzeba zważać ściśle, ażeby sposób życia dziecka w niczem nie działał podrażniająco na płciwo. Pod tym względem wystarczy wskazać na podane w rozdziale poprzednim przepisy. Nie dać więc stanowczo: piwa, wódek, kawy, herbaty itd. A wogóle nie pozwalać, ażeby dziecko dużo piło; wieczorem niech najlepiej nic nie pije; na noc nie dawać mu nawet soczystych owoców. Pęcherz pełny przeszkadza we śnie, draźni a dorastającą młodzież pobudza do upustów nasienia.
Podobnie działa przepełniona kiszka odchodowa; trzeba więc uważać, ażeby dzieci miały lekki stolec; przed pójściem na spoczynek niech się wypróżniają. Uważać, by części płciowe, jako też otwór odbytnicy były zawsze czysto wymyte, iżby dzieci nic nie swędziło; skoro w odbytnicy, jak się to zdarza u dzieci, a zwłaszcza odżywianych jednostronnie potrawami mięsnemi, swędzenie powodują robaki jak glistnica (p. rys. 32 i 33), usunąć je należy starannie odpowiednim sposobem lecznictwa przyrodnego.[20]
Zważać, by dzieci jak najwięcej były na świeżem powietrzu, by nigdy nie próżnowały, ale też, by nie zajmowały się zanadto pracą fizyczną, ruchem, aż do zupełnego wyczerpania.
U niektórych dzieci objawia się skłonność do samopłcenia już nawet we śnie, w nocy. Lubią wtenczas przedewszystkiem ciągle trzymać ręce przy częściach płciowych, a czynią to często mimowolnie zaraz po ułożeniu się na spoczynek. Chcąc nałogowi temu zapobiegać i przeciwdziałać, można ubierać dzieci w koszulkę, do której u góry obok rękawów przyszyto lub na guzikach przypięto łapki w rodzaju długich rękawków. W łapki te układa się ręce dziecka i przymocywa je tak, aby się nie mogły wysunąć. Wtenczas może dziecko ręce swobodnie poruszać i dotykać niemi głowy i piersi, ale nie może spuszczać rąk do podbrzusza a więc i płciwa. Dołączona tu rycina objaśnia, w jaki sposób każda matka może sobie łatwo sporządzić taki kaftanik ze zwykłej koszuli. Zaznaczamy na koniec, że celem powstrzymania dzieci od nałogu samopłcenia lub uleczenia popadłych w nałóg, potrzebne jest ścisłe współdziałanie domu i szkoły. Spostrzeżenia swoje rodzice i nauczyciele powinni sobie nawzajem powiadać, jako też wspólnie obmyślać, sposoby działania, pracować ręka w rękę. Nauczyciel, jeżeli ma działać na dziecko korzystnie, umoralniająco, powinien znać usposobienie i właściwości dziecka; rodzice powinni dokładnie wiedzieć, nietylko jak dziecko postępuje w naukach, lecz i jak zachowuje się pod każdym względem. Rozdzielenie płci w szkole, — osobne klasy dla chłopców, osobne dla dziewcząt — zdaniem naszem są niepotrzebne; dzieci wychowane w należytej wstydliwości umieją szanować swe narządy płciowe, widok drugiej płci i obcowanie z nią nie może ich podrażniać ku wyuzdaniom płciowym. Przeciwnie, dzieci przyzwyczajają się do myśli, że dwie płci istnieją z woli Bożej obok siebie, że istnieć powinny wstydliwie i przyzwoicie.
W szkole powinien nauczyciel zważać na objawiającą się u dzieci potrzebę częstszego oddawania moczu itp.. W natychmiastowem zaspakajaniu takich potrzeb nie trzeba nigdy dzieci krępować, zwłaszcza słabowitszych; w przeciwnym bowiem razie wyrządzoną bywa szkoda nietylko bezpośrednio na cały organizm, ale też w sposób odruchowy na mózg, co łatwo może wywołać, tak u chłopców jak u dziewcząt, podrażnienie płciwia. Stanowić to może wprost przyczynę samopłcenia, że dzieci lubią wtenczas zakładać jedną nogę na drugą.[21] W podobny sposób dzieci mogą nawyknąć do wywoływania u siebie pewnej lubieży, skoro były umysłowo zbyt natężone. Otóż dosłownie w tym względzie zwierzenia byłego pacjenta, pracującego obecnie również nad uświadomieniem ludu i zapobieganiem zgubnemu nałogowi samopłcenia:
- „Uczęszczejąc w roku 9-tym i 10-tym do gimnazjum, zmuszony byłem każdego tygodnia robić tłómaczenie z niemieckiego na łacińskie i to w klasie, pod dozorem profesora. Odnośnie pensum przypadało zawsze przed południem pomiędzy 11-tą a 12 tą godziną, a więc wówczas, gdy mózg był już bardzo natężony poprzedniemi trzema lekcjami a pęcherz zwykle napiełniony; w pośpiechu i ze strachu bowiem nikt sobie nie dał czasu do wyjścia. Wypracowania te były o tyle ważne dla każdego, że stanowiły miarę ogólnych postępów, a więc przesadzono nas stosownie do osiągniętego predykatu lub popełnionych błędów. Wytężał się zatem każdy jak mógł wszystkiemi siłami, aby tylko nie przyszedł w ostatnią ławę. Dla mnie była to praca ogromna, której mimo znacznej ambicji wtenczas wcale nie mogłem podołać. Dlatego też zwykle nie mogłem pensum mego na czas dokończyć. Dzwonią już na dwunastą! Męcząc się i coraz bardziej się wytężając, pozostałem z niektórymi równisiami kilka minut po 12-tej jeszcze w klasie, aby tylko pracę ukończyć. Otóż wtenczas mimowoli zwykle zakładałem jedną nogę na drugą, a uchyliwszy się nieco, przyciskałem krocze nogami do brzucha. Wskutek tego uczuwałem najpierw pewne ciepło, następnie jakiś szum w głowie, z początku mniej, później coraz bardziej przyjemny. Równocześnie odczuwać się dawały pewne lekkie drgnienia w kroczu i podbrzyszu, które coraz to bardziej starałem się uciskać. Wskutek tego, drgania stawały się coraz silniejsze, a szum w głowie równie się wzmagał. Mimo takich wysiłków pensum często jednak nie zostało wykończone; przeciwnie, miałem to przeświadczenie, że owe wzburzenia nerwowe dziełały nawet hamująco na mą pracę; robiłem bowiem tyle błędów, że wpakowano mnie nareszcie w najniższą ławę. Otóż mój sposób samopłcenia, otóż me grzechy tajemne, w których znajdowałem coraz to większe upodobanie. Niezmiernie wdzięczny jestem ojcu memu i rozumnej mej matce, którzy poznawszy mój występek, nie przystali na dalsze takie męczenie się moje w gimnazjum, ale oddali mnie najpierw pod opiekę pewnego doświadczonego lekarza.
- Stosownie do jego zarządzenia pozostałem najpierw przez lato w domu, na wsi, i pomagałem ochoczo przy pracach w ogrodzie, a przytem odżywiając się przeważnie owocami, biegałem dużo, pływałem i gimnastykowałem. Wnet zatęskniłem znowu za nauką. Oddano mnie do prywatnego gimnazjum, znajdującego się na wsi, a stojącego zarazem pod dozorem lekarza. Tu nie potrzebowałem się męczyć, pojmowałem teraz wszystko dobrze, rozbiłem zadawalniające postępy i stałem się człowiekiem pożytecznym dla społeczeństwa. Jestem przekonany, że wówczas byłbym się zrujnował na ciele i na duszy, gdybym nie miał tak rozsądnych rodziców i tak sumiennego lekarza“.
Z powyższego opisu pokazuje się wyraźnie ścisły związek mózgu z narządami płciowemi już nawet w dzieciństwie. Zbytnie wytężenie umysłowego spowodowało najpierw pewien rodzaj gorączki w mózgu, następnie w delikatnym ustroju młodocianym wywoływało pewną lubież i rozkosz nieprawidłową, pewien upał, który łatwo mógł zniszczyć zupełnie soki młodziutkiej roślinki.
Wypada nam nakoniec potrącić o sposób, niestety często używany dla dorastających młodzieńców, że chcąc ich odzwyczaić od samopłcenia, starsi prowadzą do domów rozpusty, w objęcia prostytucji. Jestto „leczenie“ podwójnie niebezpieczne. Jedno zło usuwają chwilowo, rzec można na noc jedną, drugiem![22]
Nie tak postępować należy, lecz zachowując młodzież od samopłcenia, zachować ją też od wszelkiej innej rozpusty, a zachować ku małżeństwu.
Rozpoczynające się dojrzewanie płciowe objawia się ważnym okresem rozwojowym, a mianowicie u osób męskich przez upływy czyli t. zw. polucje, u żeńskich przez miesiączkowanie (menstruatio). Podobnie jak u kotła parowego lub jakiejbądź machiny parowej znajdują się wentyle i poszczególne zabezpieczenia, tak też uważać należy polucje i miesiączkę jako regulatory naszej machiny ustrojowej, jako urządzenie dla zapobiegania możliwościom niekorzystnym, jeżeliby się jakie okazać miały przez niewypełnienie aktu zapłodnienia. Tak polucja jak miesiączka są zjawiskami nie tylko miejscowemi, objawiającemi się jedynie w narządach płciowych, ale zarazem w mniejszej lub większej mierze działającemi na całe usposobienie osobnika, tak cielesne jak duchowe.
Polucje (z łacińskiego polluere=splamić t. j. splamić bieliznę) są to nocne wytryski nasienne, pojawiające się w pewnych odstępach, zwykle we śnie, u dojrzałych młodzieńców lub mężczyzn. U dziewic nieraz także zachodzą podobne wypływy erotyczne, jako produkt wydzielin t. zw. gruczołów Bartholini’ego.
Nasuwa się teraz pytanie: czy i kiedy takie wytryski są stanem nieprawidłowym, a mianowicie kiedy mogą szkodzić? Ponieważ w życiu płciowem i nerwowem człowieka zachodzą liczne przejawy przejściowe ze stanu „zdrowego“ w stan chorobliwy, nie zawsze więc można tu oznaczyć ścisłą granicę pomiędzy prawidłowością a chorobą. Miara zależy od ogólnego stanu zdrowia poszczególnej osoby. Tyczy się to więc również takich zjawisk, jak polucje i miesiączka. Skoro młodzieniec doszedł do dojrzałości t. j. gdy rozwinął się tak dalece, że wytworzonych przez siebie sił nie może zużyć całkowicie na konieczne potrzeby własne i na dalszy rozwój osobisty, wtenczas przyroda, dążąc do swego drugiego, głównego celu, poczyna wytwarzać w organizmie prawie bezustannie produkt męskiego zapłodnienia. U mężczyzn stanowi to jeden z głównych warunków ciągłego wznawiania się popędu płciowego. Rozumie się, iż i tu istnieje pewien okres początkującej dojrzałości płciowej, trwający mn. w. od roku 14-go do 25 go, w ciągu którego organizm zużywa wytwarzający się w nim płyn nasienny na wyrobienie pewnej męskości i stałości. W tym czasie przejściowym pewne sole mineralne, nader ważne przy tworzeniu się plemników, a mianowicie krzem, fosfor i siarka zostają zużyte na lepsze wzmocnienie mózgu oraz do wzrostu włosów na twarzy i podbrzuszu. Widzimy ztąd, że nasienie wytwarzające się w okresie przejściowym t. j. młodzieńczym, jest przeznaczone od przyrody nie-tylko do samego zapładniania, lecz także do wzmocnienia i ustalenia osobnika, do nadania mu większej jędrności.
Dlatego też widzimy, że produkt zapłodnienia u wielu młodzieńców zostaje wprost absorbowany przez ustrój, zwłaszcza u żyjących skromnie i umiarkowanie, odżywiających się potrawami prostemi, wystrzegających się alkoholu i tytoniu a równocześnie osobiście pracujących cieleśnie. Znamy wielu dobrze rozwiniętych, silnych młodzieńców ze wsi, którzy przed 18-tym a nawet 20-tym rokiem życia nic nie wiedzieli o polucjach, bo, jak się jeden z nich wyraził,,, nie mieli na to czasu, ani we dnie ani w nocy, gdyż musieli pracować z rana przeważnie umysłowo a następnie w ogrodzie lub w polu; w czasie zaś wolnym i w niedziele oddawali się grom ruchliwym, szermierce i pływaniu“. Obyśmy mieli jak najwięcej tak dzielnych „młodych rycerzy“, a przyszłość nasza byłaby zapewnioną! Wogóle jednak dzisiejsze pokolenie jest słabsze, a wielka część młodzieńców wprost, „choruje“ na polucje. Skoro jednak, u osób wogóle zdrowych i żyjących umiarkowanie, pojawiają się polucje niezbyt częste, skoro nie następuje po nich znużenie lub ogólne osłabienie, wtenczas one nie są objawami chorobliwemi.[23] Zdanie to potwierdza m. i. także dr. Ribbing w swej „Hygjenie płci“:
- „Dojrzały młodzieniec i dojrzały mężczyzna, nie mający prawidłowych płciowych stosunków, cierpią zazwyczaj na nocne wytryski nasienne, polucje. Jeżeli polucje nie wydarzają się zbyt często, to nie należy uważać ich za szkodliwe dla zdrowia, a prędzej należy na nie patrzeć, jako na środek, oswobadzający narządy płciowe od nieprzyjemnego i zbyt silnego przypływu krwi. Jak często mogą się powtarzać polucje bez szkody dla organizmu — tego niepodobna określić liczbowo ściśle. Jeżeli się powtarzają nie częściej jak co 10 — 14 dni, to nie powinny budzić żadnych obaw. Nawet jeśli dany osobnik czuje się nazajutrz nieco zmęczonym i osłabionym, i to nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Przyroda umie szybko przywracać równowagę, zachwianą utratą soków żywotnych. Wytrysk może nastąpić zu-pełnio niezależnie od woli osobistej, gdyż cała konieczna ku temu działalność nerwów może pochodzić z rdzenia przedłużonego, jako czynność czysto odruchowa, bez współudziału ośrodków mózgowych, wyobraźni i woli. Może więc to zdarzyć się w zupełnej niezawisłości od woli danej osoby albo nawet wbrew jej woli. Jednakże należy mieć na względzie, że w podobnym wypadku ten tylko może się uważać za zupełnie niewinnego, kto usiłuje, że się tak wyrażę, wykształcić swoją wolę w stosunkach płciowych. Jeżli kto przez cały dzień oddaje się tylko rozmaitym płciowo-erotycznym marzeniom, jeżeli przepełni swoją myśl zmysłowemi obrazami, których dostarcza nieprzyzwoita literatura, to taki człowiek powinien oskarżać przedewszystkiem siebie samego, skoro doświadcza polucyj tak często, że skutkiem nich traci siły. Z uczącą się młodzieżą sprawa w tem o wiele trudniejsza, aniżeli z pracującą cieleśnie. Pierwszej, pomimo najsurowszej hygjeny i hamulców moralnych, daleko trudniej uniknąć polucji, niż tym, których zajmuje praca fizyczna“.
- „Dojrzały młodzieniec i dojrzały mężczyzna, nie mający prawidłowych płciowych stosunków, cierpią zazwyczaj na nocne wytryski nasienne, polucje. Jeżeli polucje nie wydarzają się zbyt często, to nie należy uważać ich za szkodliwe dla zdrowia, a prędzej należy na nie patrzeć, jako na środek, oswobadzający narządy płciowe od nieprzyjemnego i zbyt silnego przypływu krwi. Jak często mogą się powtarzać polucje bez szkody dla organizmu — tego niepodobna określić liczbowo ściśle. Jeżeli się powtarzają nie częściej jak co 10 — 14 dni, to nie powinny budzić żadnych obaw. Nawet jeśli dany osobnik czuje się nazajutrz nieco zmęczonym i osłabionym, i to nie ma zbyt wielkiego znaczenia. Przyroda umie szybko przywracać równowagę, zachwianą utratą soków żywotnych. Wytrysk może nastąpić zu-pełnio niezależnie od woli osobistej, gdyż cała konieczna ku temu działalność nerwów może pochodzić z rdzenia przedłużonego, jako czynność czysto odruchowa, bez współudziału ośrodków mózgowych, wyobraźni i woli. Może więc to zdarzyć się w zupełnej niezawisłości od woli danej osoby albo nawet wbrew jej woli. Jednakże należy mieć na względzie, że w podobnym wypadku ten tylko może się uważać za zupełnie niewinnego, kto usiłuje, że się tak wyrażę, wykształcić swoją wolę w stosunkach płciowych. Jeżli kto przez cały dzień oddaje się tylko rozmaitym płciowo-erotycznym marzeniom, jeżeli przepełni swoją myśl zmysłowemi obrazami, których dostarcza nieprzyzwoita literatura, to taki człowiek powinien oskarżać przedewszystkiem siebie samego, skoro doświadcza polucyj tak często, że skutkiem nich traci siły. Z uczącą się młodzieżą sprawa w tem o wiele trudniejsza, aniżeli z pracującą cieleśnie. Pierwszej, pomimo najsurowszej hygjeny i hamulców moralnych, daleko trudniej uniknąć polucji, niż tym, których zajmuje praca fizyczna“.
Słowem, dla należytego ustrzeżenia młodzieży od nieprawidłowych objawów organicznych i wogóle życiowych, trzeba zważać przedewszystkiem na to, żeby jej wychowanie było nie jednostronne — żeby obok pracy umysłowej było dosyć czynności cielesnej.
Miesiączkowanie, perjod czyli menstruacja jest najwyraźniejszym objawem dojrzewania płciowego kobiety. Objaw ten, nazywany także regularnością, polega na okresowem siączeniu krwi z macicy — któremu zwykle towarzyszy owulacja czyli przesunięcie się jajka ze swego pęcherzyka przez jajowody do macicy (p. str. 23 i 24: rys. 7 i 8). Dawniej uważano perjody za comiesięczne oczyszczenie z „lichej“ krwi, za regularne wydalenia z ciała niepotrzebnych lub zużytych cząstek. W takim atoli razie kobiety, posiadające krew czystą i zdrową, nie powinnyby miewać wcale żadnego miesiączkowania, gdyż w takich nie byłoby nic do oczyszczenia. Przekonano się więc nareszcie, że owo zapatrywanie było zupełnie mylnem. Ale również nie można przyznać słuszności niektórym dzisiejszym „powagom“ twierdzącym, że miesiączkowanie pochodzi jedynie z owulacji, po której następuje krwawienie, t. j. że krew miesiączkowa bywa dopiero wywołaną przez dojrzewanie jajnika i po rozpęknięciu pęcherzyków Graafa. Dzieje się raczej odwrotnie: wskutek spotęgowanego podczas miesiączki ciśnienia krwi na części płciowe kobiety, pękają w jajnikach pęcherzyki Graafa, poczem dopiero następuje owulacja. Działa tu przedewszystkiem siła osmotyczna,[24] a więc pęcherzyki te pękają w sposób podobny, jak np. soczyste wiśnie na drzewie pękają pod wpływem spadającego na nie deszczu i działania słońca. Że krwawienie nie jest dopiero następstwem pęknięcia pęcherzyków Graafa, jak jeszcze podziśdzień powszechnie uczą, tego dowodzi także pojawianie się miesiączki nieraz np. u takich kobiet, którym oba jajniki zostały przez operacją zupełnie wyjęte. Jajko, w ten sposób uwolnione z pęcherzyka, zostaje, zapomocą nabłonka migawkowego, wprowadzone do macicy i, w razie zapłodnienia przez plemniki, może się przyczepić do rozluźnionej już, bo krwawiącej ścianki jamy macicznej. W razie niezapłodnienia, odchodzi razem z krwią i śluzem i ginie. W ten sposób możemy sobie także łatwo wytłómaczyć, dla czego u kobiety podczas ciąży i podczas karmienia dziecka miesiączka ustaje (w prawidłowych warunkach!). Otóż wtenczas niema owego napięcia płciowego a soki i wszystka krew zostają zużyte na wyżywienie płodu i w swoim czasie na wytwarzanie mleka.
Jakkolwiek więc miesiączkę można uważać za odpowiednik do pojawiającego się u mężczyzny napięcia, mogącego wywołać polucje, widzimy tu jednak, że w ustroju kobiety proces ten jest bardzo odmienny. Podczas gdy u mężczyzny produkt zapłodnienia musi wytwarzać się ciągle, to osoba żeńska nie potrzebuje takiego odnawiania się; u niej jajniki są już rozwinięte, skoro tylko doszła do dojrzałości płciowej; z nadmiaru zaś soków w ciele, wskutek pewnego napięcia, co miesiąc wydziela się krew, przeznaczona w czasie brzemienności przedewszystkiem do wyżywienia płodu czyli owocu. „Objaw ten ma coś szczególnego i charakteryzującego ludzkość; żadne bowiem zwierzę nie przedstawia nic podobnego, lub odpowiedniego; można to zbadać tak dalece, jak tylko sięgają ludzkie wspomnienia i świadectwa“.[25]
W naszym klimacie kobiece miesiączkowanie rozpoczyna się zwykle w 14-tym lub 15-tym roku życia, a ustaje około 45-go do 50-go roku; ostatni czas nazywamy wiekiem przejściowym (climacterium). Powtarzając się w okresach 27 do 30-dnio-wych, miesiączka trwa zwykle przez 3, 4 do 5 dni. Ilość krwi, wydzielanej za każdym razem, wynosi od 100 do 250 g. W czasie miesiączki ogólny stan zdrowia zwykle bywa nieco zakłócony, zwłaszcza u osób rozdelikaconych; zdaje się, że w tym czasie kobiety są też bardziej skłonne do chorób. Powinnoby to pobudzić kobiety do bliższego rozpoznania tego objawu na sobie, do zachowywania pewnej ostrożności, jako też do ścisłego wypełniania przepisów hygjenicznych, które poniżej podajemy wedle dra Hojnackiego:[26]
Wiadomo, że jak z jednej strony, wcześniejsze wystąpienie miesiączki następuje pod wpływem ciepłego klimatu i przedwczesnego rozbudzenia się duszy i zmysłów, tak znów z drugiej strony słaba inteligencja, idąca zwykle w parze ze słabym rozwojem ciała oraz klimat mroźniejszy, przyczynia się do jej opóźnienia. Ztąd też widzimy, że u ludów południowych miesiączka pojawia się w daleko młodszym wieku, bo w niektórych krajach już nawet w 8-ym lub 9-ym roku życia, podczas gdy u nas dopiero między 14 a 18 rokiem. Przedwczesne czytanie książek, rozbudzających duszę i zmysły, przedwczesne — że tak powiemy — wprowadzanie dziewczęcia w świat sprawia, że dziewczęta miejskie daleko wcześniej dostają regularności, aniżeli wiejskie.
Ponieważ zaś regularność ma być objawem zupełnego rozwoju kobiety, przeto nasuwa się zaraz pierwsza wskazówka hygjeniczna, że trzeba wychowaniem dziewczęcia kierować tak, żeby pojawienie się regularności szło istotnie w parze z rozwojem fizycznym ciała, a nie wyprzedzało go. Wówczas tylko regularność będzie objawem fizjologicznym, a nie objawem choroby organizmu i będzie prawidłową, powtarzającą się każdego miesiąca bez wielkich wrażeń.
Drugą jeszcze wskazówką dotyczącą wychowania byłoby rozumne, a życzliwe objaśnienie dziewczęcia we właściwym czasie, co znaczy ta zmiana w jej ciele i jak się ma podczas niej zachować. Uniknęłoby się wtedy wielu niedorzeczności, szaleństw i szkód dla zdrowia, jakie podczas tego okresu zaniepokojone dziewczę częstokroć popełnia.
Każdorazowemu pojawieniu się regularności, tej jakby irytacji całego ustroju, że jajko nie zostało zapłodnionem, towarzyszy już w granicach prawidłowych pewne wzruszenie układu nerwowego. Uczucie gorąca i pełności w dolnej części brzucha, lekkie ciągnące bole dołem i w krzyżach, migreny, nerwobóle i t. p. to najczęstsze objawy. Według obserwacji Kleina w tym okresie nawet głos traci swą siłę i barwę (timbre). Nic też dziwnego, że dalszem zapozwaniem hygjenicznem jest, żeby podczas perjodu usunąć się o ile można w zacisze życia domowego i zapewnić przez to spokój swemu organizmowi. Bezwarunkowo więc należy zaniechać tańców, sportów, dalekich wycieczek i unikać cielesnych i umysłowych wzruszeń (zwłaszcza stosunków płciowych). W tym względzie dzisiejsze kobiety bardzo często błądzą przez lekkomyślność i niedbalstwo, a jeszcze częściej przez fałszywy wstyd, który nie pozwala zwrócić uwagi otoczenia na przyczynę niedyspozycji.
Jeżeli regularności towarzyszą bardzo silne bole czy to w krzyżach, czy dołom, czy też przy oddawaniu moczu lub stolca, jeżeli odchodzi bardzo wiele płynnej lub skrzepłej krwi, jeżeli regularność powtarza się bardzo często, lub nie pojawia się wcale — to w każdym takim wypadku kobieta jest chorą i powinna się poradzić lekarza specjalisty; można bowiem powiedzieć, że regularność jest prawdziwą busolą i barometrem zdrowia kobiecego.
Należy dodać, że kobiety, skłonne do obfitych i długotrwałych perjodów, powinny czas ten przepędzić przynajmniej na sofce, jeżeli już nie w łóżku; nie są to bowiem „brudy“, ani żadne „złe soki“, lecz krew, której nie można tracić nadmiernie bez szkody dla zdrowia.
Błędne są zapatrywania wielu kobiet co do obmywań części płciowych i brania kąpieli w okresie miesiączki. W okresie tym, części płciowe wymagają właśnie zwiększonej czystości i częstszego obmywania, lecz wodą cieplejszą niż zwykle. W ostatnich 2 dniach przed regularnością i w pierwszych dwóch dniach po niej nie należy brać kąpieli chłodnych lub zimnych; mogłoby to wywołać wstrzymanie odpływu krwi, przekrwienie i obrzęki macicy. Natomiast tuż przed rozpoczęciem i zaraz po ustaniu regularności dobrze jest wziąć kąpiel obojętną t. j. o ciepłocie 28 — 31° C. i krótkotrwałą. Również podczas miesiączki trzeba dbać o częste zmienianie bielizny, bez względu na panujące w tym względzie niestety jeszcze podziśdzień zwyczaje i przesądy. Wielce czas, by się kobiety nareszcie otrząsnęły z zabobonów i niczem nieusprawiedliwionych przesądów!
Dalej, w okresie regularności należy wystrzegać się zażywania ostrych, drażniących środków przeczyszczających, picia podniecających trunków (alkohol!) i napojów (kawa, herbata w nadmiernej ilości), ściskania się sznurówkami, oraz trzeba pamiętać, że podczas perjodu kobieta jest bardzo skłonną do przeziębień.
W końcu zasługuje na wzmiankę zdrowy zwyczaj noszenia t. z. przepasek perjodycznych z poduszeczkami; prócz ułatwienia czystości dla ciała i bielizny, przepaski takie utrzymują jeszcze jednostajną ciepłotę w częściach płciowych.
Poduszeczki należy zmieniać zaraz po przemoczeniu. Zwyczaj noszenia różnego rodzaju szmatek, jest niewłaściwym. Kogo nie stać na gotową przepaskę, może zrobić ją sobie sam, biorąc 2 kawałki płótna długie na 60 — 70 cm., szerokie na 8 — 10 cm., z których jeden obwiązuje się w pasie, a drugi, idący pomiędzy nogi, przypina się z przodu i z tyłu do pierwszego (p. poniższy rysunek). Pomiędzy opaskę, a części płciowe, należy położyć zwitek czystej waty, nie wywalanej po wsuwkach (szufladach) lub innych brudnych kątach.
Oprócz powyższych przestróg i wskazówek, wypada tu zwrócić szczególną uwagę na szkodliwości, wynikające z dotychczasowych, niemal powszechnie błędnych pojęć o płciowości, zwłaszcza względem młodzieży męskiej. Nietylko towarzysze szkolni, lecz nierzadko też starsi mężczyźni a nawet niekiedy i lekarze wmawiają w młodzików urojoną potrzebę zaspakajania przedwczesnych popędów płciowych, wynikających głównie z niewłaściwego sposobu życia.
Nie dziw, że młodzież chętnie słucha wszelkich bredni, pochlebiających jej chętce rychłego uchodzenia za „ludzi dojrzałych“, ale tem większy smutek sprawia lekkomyślność nieraz bezwiednych kusicieli, którzy niebacznie przyczyniają się do marnotrawienia takiego skarbu, jak zdrowie cielesne i duchowe.
Na zakończenie więc tego rozdziału, czytających, którzyby należeli do rzędu jeszcze dotąd mylnie mniemających, jakoby zupełna wstrzemięźliwość płciowa, aż do małżeństwa, miała wyrządzać rozmaite szkody zdrowiu ciała i ducha, szczególnie młodych mężczyzn — odsyłamy do naszego dziełka „Przestrogi i rady zdrowotne dla dorosłej młodzieży“ (str. 14 i nast., rozdz. II, p. nagłówek: „Czy wstrzemięźliwość płciowa jest szkodliwą dla zdrowia a szczególnie dla sprawności nerwowo-psychicznej“.)
Wśród najdawniejszych narodów i społeczeństw już poznano, że celem prawidłowego spełniania obowiązku, wskazanego przez przyrodę w ustroju płci, koniecznem jest zawieranie stałych związków. Widzimy tedy nawet u najdzikszych szczepów, już w zaraniu dziejów, stanowienie małżeństw. W wielu razach napotykamy też już nawet jednożeństwo. Wszędzie zaś, gdzie obyczaj pozwalał mężczyźnie brać po kilka żon, znachodzimy przynajmniej o tyle wykształconą zasadę stałości związków, że powinnością mężczyzny było utrzymywać swe żony do końca ich życia, kobietom zaś łączenie się z innymi mężczyznami poczytowano wprost za niewiarę. Fakt, że u niektórych narodów starożytnych mężczyźni, prócz jednej lub kilku żon, miewali w stałym związku jeszcze niewolnice, nałożnice, które po pewnym czasie mogli dowolnie odstępować innym, sprzedawać lub darować, nie zmienia istoty rzeczy. Niewolnice owe były po prostu tem, czem są dzisiaj utrzymanki bogatych rozpustników, a większa jawność stosunku tłumaczy się odmiennemi pojęciami społecznemi; niewolników i niewolnice uważano za przedmiot handlu i użytkowania, jak jakąkolwiek rzecz.
Z postępem powszechnej oświaty znikał też coraz ogólniej obyczaj wielożeństwa. Zrozumiano, że zaspakajanie popędów płciowych z rozmaitemi osobami nie odpowiada wskazówkom przyrody, która inny sposób życia płciowego przeznaczyła zwierzętom, inny ludziom. Zrozumiano, że starając się tylko o zadośćuczynienie chuci zmysłowej, człowiek zniża się bardziej od zwierzęcia, którego życie płciowe polega wszakże jedynie na zmysłowości i poczuciowości (instynkcie); zrozumiano, że życie płciowe człowieka powinno być nie niższe, ale wyższe od zwierzęcego tem, że człowiek zaspakajać może popędy płciowe z świadomością przyczyniania się do zamysłów Stwórcy, celem utrzymywania rodzaju ludzkiego. Zwierzę spełnia zamiary przyrody, skierowane ku utrzymaniu rodzaju, nieświadomie, poczuciowo — człowiek, z samowiedzą, powinien spełniać te zamiary jeszcze pilniej. Wynika z tego, że człowiek, kojarzący się z osobą płci drugiej, znajduje w zjednoczeniu płciowem tem większe zadowolenie, im więcej owej samowiedzy posiada sam a zarazem jego towarzyszka. Jasne zaś, że kobieta oddająca się mężczyźnie, o którym wie, iż tylko przelotnie lub pobocznie na krótko poszukuje jej obcowania płciowego, może też tylko, podobnie jak ów mężczyzna, upatrywać w związku nasycenia chuci zmysłowych — do czasu nie może zaś uprzytomnić sobie wyższych celów zjednoczenia płciowego wśród ludzi. Kobieta więc w takim razie może miłować jedynie ciałem i zmysłami, nie zaś duszą. I mężczyzna nigdy jej niepewien. Zdawna zaś ludzie odczuwali, iż znajdują największą rozkosz w połączeniu z osobą płci drugiej wtedy, gdy osoba ta odda je się z zupełnem wylaniem, nietylko ciałem ale i duszą, bez zastrzeżeń, bez myśli o możliwem zerwaniu związku. Mężczyźni rozsądni, szukający najwyższej rozkoszy w związku istotnie miłośnym, wymagali od małżonek wierności, wynikającej z miłowania nietylko zmysłami, lecz i całą duszą. Że zaś wierność tę pozyskiwać mogli jedynie upewnieniem towarzyszce trwałości związku, nierozerwalności, przeto widzimy wszędzie, w najdawniejszych czasach, wytwarzanie się małżeństwa w miejsce związków przelotnych. Mężczyzna, mający kilka żon, nie mógł zadowalać pragnienia każdej z nich i pod względem uczuciowej, umysłowej strony małżeństwa, ponieważ koniec końców jednej tylko mógł oddawać się zupełną miłością, obejmującą ciało i duszę. Naturalnie przeto, z biegiem czasu i wielożeństwo musiało ustępować na rzecz jedno-żeństwa. Żadna z żon jednego męża nie była przecież nigdy pewną, czy ona, lub inna jest najmilszą wspólnemu małżonkowi. Pomijając więc konieczność dzielenia się z innemi pieszczotą małżeńską, co nieraz powodować musiało zawiści, niepewność, której z żon małżonek sprzyja najwięcej, którą kocha nietylko dla jej ciała, ale i gwoli duszy, niepokoiła wszystkie żony, tak że i najbardziej kochająca musiała ostygać w przychylności dla niezupełnego małżonka. Gdy zaś konieczność nietylko zmysłowych skłonności, ale i duchowego związku z towarzyszką życia stawała się dla mężczyzny coraz niezbędniejszą, bo z tego połączenia czerpał najwyższą rozkosz, więc też wołał porzucić wielożeństwo.
Ku łączeniu się w związki stałe, na całe życie, przyroda popycha ludzi i tem, że wychowanie potomstwa ludzkiego wymaga licznych i długich zachodów. Miłość ku potomstwu wlała matka-przyroda w serca wszystkich stworzeń; człowiek zaś, widząc, iż odchowanie potomstwa u zwierząt odbywa się w przeciągu jednego roku, a u niego ciągnie się przez wiele lat, musiał pojąć, że prawo kojarzenia się co rok w nowe stadia, przysługujące zwierzętom, istnieje nie dla człowieka.
Gdy zaś spostrzegał, iż z pojedyńczego związku czerpie większy zasób rozkoszy życiowych, aniżeli ze związków, choć i stałych, naraz z kilku jednostkami drugiej płci, musiał wyrozumieć konieczność małżeństwa dozgonnego tylko z jedną osobą.
Podziśdzień wielożeństwo pozostało jedynie u wyznawców Mahometa, choć i tam zanika pod naporem ościennej cywilizacji i skutkiem utrudnionych warunków gospodarczych. Turek lub arab ubogiego i średniego stanu miewa tylko jedną żonę; a stwierdzono też, że w rzeczywistości w 95 — 98 na sto przypadków panuje tam jednożeństwo. Tylko bogatsi pozwalają sobie jeszcze czasami na parę żon, jako „zbytek“; zwykle zaś zamożni mahometanie tylko jedną oblubienicę uważają za prawowitą małżonkę, inne zaś kobiety haremu (t. j. zastępu swych niewiast) jedynie za poboczne utrzymanki. Nie można też twierdzić, żeby w Turcji a mianowicie w Stambule panowała większa niemoralność niż np. w wielkich miastach „chrześcjańskiej“ Europy. Wszędzie zaś zresztą w Europie, w Ameryce (wyjąwszy mormonów w stanie „Utah“ Am. północnej), a nawet wśród znanych nam dzikich szczepów innych części ziemi, znajdujemy jednożeństwo.
Małżeństwo i jednożeństwo jest zatem prawie ogólnie uznane jako podstawa osobistego szczęścia w życiu.
Każdy więc człowiek myślący, a nie obarczony jakąś chorobą niewyleczalną, powinien mieć przed oczyma szczytny cel: 149]utworzenia ogniska rodzinnego. A niewyleczalne choroby istnieją jedynie wskutek rodowych lub osobistych nadużyć.
Każdy młodzieniec, każda dziewczyna, doszedłszy do stanu płciowej dojrzałości, powinni pamiętać o tem, że małżeństwo jest najrozumniejszą formą używania zasobów płciowych bo dającą najwięcej wszelkich rozkoszy. Powinny więc dla tego samego przed zawarciem małżeństwa unikać wszystkiego, co może ich zasoby przedwcześnie uszczuplać, wyniszczać, marnotrawić. Niechaj sobie ciągle uprzytomniają, że w małżeństwie, łącznie z najwyższą rozkoszą zmysłową życia płciowego, znajdą też najwyższą rozkosz duchową przez posiadanie serdecznego uczucia bezwarunkowej przychylności ze strony osoby, stanowiącej drugą połowę dożywotniego związku. Prawdziwa miłość jest takim zespołem istot cielesnych i dachowych, jaki można osiągnąć jedynie w związku stałym, w małżeństwie.
- „Małżeństwo jest jednem z pierwotnych i najważniejszych przeznaczeń człowieka, niezbędną częścią wychowania i uszlachetnienia rodu ludzkiego. — W ścisłem połączeniu dwóch osób różnej płci, w celu wspólnego wspierania się, płodzenia dzieci i ich wychowania, znajduje się zasada wszelkiej szczęśliwości domowej i publicznej. Jest ono koniecznie potrzebne do moralnego wydoskonalenia rodu ludzkiego; przez ścisłe połączenie dwóch istot w jedną, ustępuje samolubność, największa nieprzyjaciółka wszelkich cnót, a człowiek staje się skłonniejszym do dobroci względem innych; żona i dzieci wiążą go nieprzerwanemi ogniwami do innych ludzi i do całej ludzkości; dusza jego jest ciągle rozgrzewaną przez troskliwość i przywiązanie ku żonie i dzieciom, ochraniając go od zabijającej nieozułości, która pochłania człowieka zostającego w świecie samotnie; słodkie powinności małżonka i ojca kształcą jego rozum, przyzwyczajają do porządku, pracy i cnotliwego życia! Stan małżeński jest jedynym środkiem do zatamowania rozkiełzanej chuci płciowej i do zabezpieczenia się od strasznych skutków rozwiązłego życia. Ludzie, którzy w czerstwem zdrowiu doczekali się najpóźniejszej starości, byli zwykle żonaci; tylko w stanie małżeńskim mogą wschodzić i kwitnąć największe pociechy; największem szczęściem jest szczęście domowe, wśród ulubionych i zdrowych dzieci obok czułej małżonki!“
- „Małżeństwo jest jednem z pierwotnych i najważniejszych przeznaczeń człowieka, niezbędną częścią wychowania i uszlachetnienia rodu ludzkiego. — W ścisłem połączeniu dwóch osób różnej płci, w celu wspólnego wspierania się, płodzenia dzieci i ich wychowania, znajduje się zasada wszelkiej szczęśliwości domowej i publicznej. Jest ono koniecznie potrzebne do moralnego wydoskonalenia rodu ludzkiego; przez ścisłe połączenie dwóch istot w jedną, ustępuje samolubność, największa nieprzyjaciółka wszelkich cnót, a człowiek staje się skłonniejszym do dobroci względem innych; żona i dzieci wiążą go nieprzerwanemi ogniwami do innych ludzi i do całej ludzkości; dusza jego jest ciągle rozgrzewaną przez troskliwość i przywiązanie ku żonie i dzieciom, ochraniając go od zabijającej nieozułości, która pochłania człowieka zostającego w świecie samotnie; słodkie powinności małżonka i ojca kształcą jego rozum, przyzwyczajają do porządku, pracy i cnotliwego życia! Stan małżeński jest jedynym środkiem do zatamowania rozkiełzanej chuci płciowej i do zabezpieczenia się od strasznych skutków rozwiązłego życia. Ludzie, którzy w czerstwem zdrowiu doczekali się najpóźniejszej starości, byli zwykle żonaci; tylko w stanie małżeńskim mogą wschodzić i kwitnąć największe pociechy; największem szczęściem jest szczęście domowe, wśród ulubionych i zdrowych dzieci obok czułej małżonki!“
Wprawdzie napotyka się, niestety, zbyt często małżeństwa „nieszczęśliwe“, bo nietrafnie skojarzone!
Dlatego też poświęcamy dalej osobny rozdział rozbiorowi dróg i sposobów, potrzebnych do zrobienia dobrego wyboru, głównie ze stanowiska zdrowotnego.
Poprzednio jednakże musimy rozpatrzyć ogólne przeznaczenie małżeństwa.
Jak parzeniu się zwierząt tak i zespalaniu się obojga płci, wśród ludzi pierwotnych, przewodniczy popęd przyrodny, dążący do krzewienia rodzaju. U człowieka, wykształconego przez oświatę, panowanie woli nad żądzą poczuciową uszlachetnia instynkt i zdobi go uroczym kwiatem miłości.
Zatem cel małżeństwa zawiera się w utrzymywaniu i doskonaleniu rodu, na podstawie miłości.
Co to jest miłość, odpowiedzieć na to również trudno, jak na zapytanie Piłata: co to jest prawda? Miłości trzeba doznać, lecz nie można jej ani określić, ani też zawyrokować — nakazać lub zabronić.
Wreszcie małżeństwo nie jest dowolnym wymysłom ludzkim ani też wyłącznym przywilejem człowieka; jestto raczej stan nakazany przez prawa przyrody, kierujące także wieloma zwierzętami, których łączność stosuje się nietylko do własnych potrzeb, lecz również do wymagań rozwoju nowych istot żyjących.
Podczas gdy w tworach jednokomórkowych krzewienie odbywa się przez oddzielanie się cząstek, zaopatrzonych w rodną materję, natomiast u zwierząt nawet niższych stopni, skoro tylko potrzeba dwóch istot żyjących do spłodzenia trzeciej, wnet ukazuje się płciowy pociąg, stanowiący pierwotną postać miłości. Już wśród owadów, np. polny świerczyk wieczorem wychodzi na próg swej dziennej kryjówki, dla wabienia samiczki ćwierkaniem. U ptaków nietylko bywają pomiędzy samcami zacięte walki zalotnicze, lecz też i ze strony samiczki przejawia się zezwolenie lub odmowa, nie zawsze na rzecz zwycięzcy. Pomiędzy zwierzętami czworonożnemi: niedźwiedź nie opuszcza niedźwiedzicy do porodu; wilk, borsuk, lis, bóbr, zając towarzyszy samce aż do rozwoju młodych. Wreszcie bociany, wąż i w. in. przedstawiają wzorowe przykłady wierności małżeńskiej.
W związkach małżeńskich ludzi pierwotnych z pewnością nie zachodziło istotnych różnic od wspólnego pożycia pomiędzy zwierzętami; uczucie miłości według naszego pojęcia musiało być dla nich prawie całkiem obce. Mężczyzna porywał dziewczynę przemocą i małżeństwo było zawarte.
Nie można więc odmówić słuszności śmiałemu wyrzeczeniu Karola Alberta: miłość jest tą postacią płciowego popędu, która odpowiada pewnemu stopniowi rozwoju i która tem samem dla takich istot stała się moralną koniecznością do płodzenia.
Niestety miłość zobopólnie szczera, wzniosła, istotnie godna uświęcenia, jest rzeczą zbyt rzadką w małżeństwach. Nie mówiąc już o dawnych czasach, kiedy istniało powszechnie wielomęstwo lub wielożeństwo, lecz nawet od chwili podniesienia jednożeństwa do godności sakramentu przez Sobor Trydencki (1545 — 1563), do czasu teraźniejszego ma się z tem nie lepiej a nawet niestety, rzec można, coraz gorzej!
W zasadzie, sakrament małżeństwa, jest oparty na słowach Chrystusa „co Bóg złączył, tego człowiek nie powinien rozdzielać“. Pięknie to dźwięczy przy istotnem złączeniu wedle woli Boga-miłości, lecz obecnie taki związek, zwłaszcza w najludniejszych środowiskach rzekomo „cywilizowanej Europy“, należy wprost do wyjątków. Najczęściej para ludzi zaprzęga się do jednego wozu nie dlatego, żeby go ciągnąć szczerze wspólnemi siłami, lecz z jednej strony przez żądzę uciech, z drugiej przez nieświadomość; z obu stron — przez samolubne widoki!
Tymczasem miłość żyje więcej tem co daje, niż tem co bierze. A w takich małżeństwach obie strony spodziewają się zysku i to nie dla duszy ale wprost dla zmysłów. Zachodzi pomyłka w rachubie, zkąd wynikają zobopólne zgryzoty, niesmak, wyrzuty — ciężkie kajdany — „nieszczęście“! Bo i gdzież tu czystość, samozaparcie — miłość wedle Boga?!...
Niechaj więc zastanowią się nad tem przedewszystkiem rodzice, od których najczęściej pochodzą te błędne rachuby, nietylko pomimo, lecz nawet najczęściej wbrew woli kojarzonej młodzieży. Świadczy o tem dostatecznie już same powieściopisarstwo, któremu od lat 200 służy za tło niezmienne: opór rodzin łączeniu się dwojga kochanków.
Zapewne, dzieje się to nie w złym celu; owszem takie rodziny zwykle pragną usilnie „zapewnić szczęście“ swych młodych „niedoświadczonych“ odrostków, ale dla osiągnięcia takiego celu potrzeba odpowiednich środków.
Tymczasem cóż może być smutniejszego nad zaślepienie zbyt doświadczonej matki, która namawia swą córkę do „rozsądnego“ zamążpójścia wyrazami: „Moje dziecię, miłość wyniknie z małżeństwa.... W początku i ja nie kochałam twego ojca, lecz teraz widzisz — żyjemy zgodnie“...
Może za bardzo „zgodnie“ — każdy w inną stronę! — Takie namawianie ma równie smutno jak śmieszne podobieństwo do uprzejmości gospodyni, zapraszającej do jedzenia słowami: trzeba skosztować, by zasmakować („l’appétit vient en mangeant“). Nawet jedzenie przymusowe, zwłaszcza rzeczy niepożądanych, chociażby najponętniej ozdobionych i przyprawionych, nie może służyć zdrowiu; a cóż dopiero nieustanne pożycie z osobą, chociaż macierzyńskiego, lecz zawsze cudzego wyboru, szczególnie gdy istnieje własny!
Czyż można się dziwić, jeśli w takich małżeństwach dzieci zostają poczęte ze wstrętem, wydane na świat z nienawiścią! Takie związki małżeńskie pędzą męża do karczmy i płodzą dla obojga zamiast miłych zdrowych dziatek — chorobliwie potworną, wzajemną obłudę!
Z takich małżeństw wynikły nie miłość i wierność lecz wiekowe choroby, tak trafnie streszczone przez słynnego francuskiego dziejopisarza-filozofa Michelet’a, zmarłego w Paryżu w r. 1874. „Każde stulecie jest nacechowane pewną główną chorobą: 13-te, było wiekiem trądu; 14-te czarnej dżumy; 15-te, religijnego obłędu; 16-te, syfilisu;[27] 18-te, ospy; 19-te, jest, od bieguna do bieguna, trzęsione nerwowością; 20-te, będzie wiekiem chorób macicznych i zwyrodniczych. Można też będzie nazwać je wiekiem nędzy i opuszczenia kobiety“.
Tymczasem ludy mieniące się „cywilizowanemi“, Francja na czele, zwaliły te wszystkie klęski na najniewinniejsze, jeszcze nie poczęte istoty, wołając na całe gardło: „mniej dzieci, mniej dzieci“!.... Niby z przeludnienia powstała nędza materjalna a z tej wynikł upadek cielesny i duchowy.[28]
Nie tutaj miejsce do mowy o wszelkiego rodzaju poniżeniach ludzkości, lecz przynajmniej dzieci, obecnych i przyszłych, każdy człowiek, mający chociaż iskierkę poczucia godności ludzkiej, powinien bronić wszystkiemi siłami!!
Wreszcie w obronie tej wesprą nietylko prawa przyrody, lecz nawet i nieustanne dzieje ludzkości, jakkolwiek obecnie tak dalece zwyrodniałej.
Teraźniejsi „cywilizatorowie“, wśród których Niemcom chce się zajmować pierwszorzędne miejsce, uroili sobie, jakoby przez ograniczenie liczby noworodów miały zyskać stosunki społeczne. Jak gdyby ludzie małodzietni mieli być skromniejsi, mniej wymagający, szczęśliwsi, lepsi.... Temu zaprzecza stanowczo powszechnie znany fakt, że mnóstwo rodzin małodzietnych, nawet posiadających zbytek mienia są, nie mówiąc już o reszcie, najbardziej bezszczęśne, podczas gdy bardzo liczne rodziny nader gromadne i przytem ubogie są najszczęśliwsze.
Czem się to dzieje, że małżeństwa najbardziej wystawione na codzienne troski o mnogą dziatwę są i pozostają we wzorowej błogości? Odpowiedź prosta. W parze, która się złączyła nie z wyrachowania, ale przez wzajemną miłość, stanowiącą szczyt przychylności i samozaparcia, skoro mąż i żona jednako pragną nieść dary i ofiary a przytem nie posiadają nic prócz siebie samych, każdy przynosi w darze i ofierze siebie całego. Dla życia, a tembardziej dla wyżywienia i wychowania dziatwy, muszą pracować ze wszystkich sił, przez co właśnie poznają swą równorodność i równowartość. Skoro żonę macierzyństwo oderwie od pracy, to mąż z tem gorętszą usilnością i z tem głębszem samozadowoleniem, wytęża się za oboje. Gdy w swą kolej mężczyzna zaniemoże, to kobieta czyni prawdziwe cuda dla pielęgnowania swego wiernego towarzysza podróży w przygodzie, utrzymania domu, drobiazgu i chociaż troszeczkę samej siebie.
Coprawda w takich małżeństwach każdostronne wymagania pod względem wspólności duchowej są nieskończenie skromniejsze, niż wśród ludzi nie potrzebujących wywalczać tak zawzięcie każdy kęsek suchego chleba, lecz przytem nie braknie tutaj równie głębokiej.... a raczej jeszcze głębszej spójni umysłowej. Niema tu czasu ani ochoty do wypowiadania myśli i dążności słowami; czynność pochłania wszystkie władze, czyny świadczą najwymowniej o tem, co się odbywa we wnętrzu każdego.
Rzecz prosta, że takie małżeństwo może istnieć jedynie przy zobopólnem najsurowszem spełnianiu każdostronnych obowiązków, bez cienia podwładności jednej strony względem drugiej. Przede-wszystkiem mężczyzna, chociażby tylko sam jeden zarabiał na potrzeby całej rodziny, nigdy nie powinien rościć praw do szczególnych, osobistych używek. Kto pragnie być godnym i szczęśliwym mężem i ojcem, ten niechaj odpędzi na zawsze zachcianki do bawienia się w pana. Niech mężczyzna będzie głową rodziny, ale nie kapuścianą — głową rozumną, wtedy kobieta będzie sercem nie płochem — jędrnie, gorąco i stale bijącem dla głowy i całego ustroju.
Dzieci, dobrze kierowane — zdrowe, skromne czułe i wstrzemięźliwe — to nie powiększenie ubóstwa, lecz raczej najtrwalsze bogactwo. Nie tyle w braku mienia, ani nawet w chorobie znajduje się źródło prawdziwej nędzy — głównie w samolubstwie!
Od pracy uciekają jedynie ludzie, którzy nie zaznali jej wdzięczności. Szczere spełnienie obowiązku, chociażby najmniej popłatnego, nagradza człowieka sowiciej, bo trwalej, niż najświetniejsze skarby zewnętrzne, przywłaszczono niesłusznie.
A cóż może być bardziej niesłusznego — czy raczej wprost zbrodniczego — nad żądzę osobistego dobrobytu, mającego niby wyniknąć z przeszkadzania przyjść na świat nowym istotom ludzkim, przecież nie mniej uprawnionym przez przyrodę do korzystania z jej darów, jak i my sami. Właściwie nawet prawo życia przyszłych pokoleń, jeszcze niewinnych, jest nieskończenie większe od prawa bytu takich obecnych, którzy, gwoli swym brudnym zachciankom, gotowi dla każdej popełnić dziesięć morderstw przedrodnych.
Dla zadania kłamu wyżej przytoczonej przepowiedni serdecznego Michelet’a względem cechowych chorób 20-go stulecia, nastał ostatni czas do nadania ludzkości lepszego kierunku przez odpowiednie:
W rozdziale I. tej książki, roztrząsając zadanie powszechnego życia, wymieniliśmy prawo twórczej przyrody, przejawiające się wszędzie biegunową dążnością dwóch przeciwnych prądów, ku zlaniu się w trzecią jednolitą siłę.
Na tejże zasadzie i jedynie na niej może się opierać — zdrowe i prawe — szczęśliwe życie ludzkie. Dwubiegunowe prądy — w postaciach osób płci obojga — są przeznaczone do zobopólnego współdziałania z ogólną potęgą wszechświata. Słowem: kobieta i mężczyzna, czyli dwa razy ja, połączone w trzecie my czyli małżeństwo, ma się uwieczniać przez jedno ono, t. j. potomstwo. Pomimo znacznej różnorodności w sposobie myślenia i czucia mężczyzn i kobiet, treść obostronnej wartości jest zupełnie równa. Zatem powinna tu być mowa nie o panowaniu jednej lub drugiej strony, lecz wprost o dwóch równodziałalnych połowach jednej całości. A jeżeli dotąd nazwa „połowicy“ była zwykle stosowaną tylko ze strony mężczyzny względem kobiety, to należy się spodziewać, że i w tem przyszłość poskromi wszelką żądzę przodowania.
Tak więc dla istotnego uposażenia młodzieży ku szczęściu w małżeństwie, powinno chodzić o równowarty zobopólny posag, nie zewnętrzny lecz wewnętrzny, rozumie się jednocześnie na ciele i duchu.
Od dzieciństwa należy: chłopczyków sposobić do uznawania — jak w matce i siostrach, tak i w innych dziewczynach i kobietach a zatem i w przyszłej żonie — ogniwa twórczej czułości; dziewczynki zaś przyuczać do widzenia — jak w ojcu i braciach, tak i w innych chłopcach i mężczyznach, a następnie i w przyszłym mężu — odpowiedniego ogniwa zarówno twórczej jędrności. Niech obie strony będą jednako wdrażano od maleńkości do cieszenia się bardziej tem co dają, niż tem co przyjmują; w ten sposób każda z nich nauczy się zawczasu ubiegania się o zaszczytne prawo zostania możliwie pożyteczną i o równie wzniosły obowiązek bycia jak najmniej uciążliwą.
Precz więc na zawsze z dotychczasowem zaślepieniem, jakoby w rodzinie syn miał być wszystkiem a córka niczem! — Tę jak i tamtego trzeba uposażyć w najtrwalszy skarb osobistej wartości. Z takiem uposażeniem zniknie potworna zależność jednej strony od drugiej, pozostanie tylko prawe i dobrowolne oddanie się wspólnemu dobru.
Pod tym względem dotąd błądzi się ogromnie w wychowywaniu chłopców na samolubów, ale podobno niemniej i w kształceniu a raczej zniekształcaniu dziewcząt, uczonych w domu i w szkole mnóstwa rzeczy, przydatnych niemal jedynie do powierzchownego przypodobania się mężczyznom, a nader mało służących do rzeczywistego pożytku w późniejszem życiu.
Precz więc nadewszystko z dwojaką miarą i wagą. W mężczyźnie jak w kobiecie wewnętrzna próżnia, przykryta pozornemi wdziękami jest zarówno zdradną, nietylko dla drugiej strony, lecz niemniej i dla własnego szczęścia; w kobiecie jak w mężczyźnie, wewnętrzne cnoty — ocienione szczerą skromnością, która nie olśniewa blaskiem, lecz wciąż cudnie pachnie — stanowią zarówno konieczny zadatek wspólnej błogości.
Przy wczesnem zaopatrzeniu w ciało zdrowe i odporne, w umysł świeży i jędrny, w duch prawy i wytrwały, obejdzie się młodzież bez spadków majątkowych i pieniężnych posagów, a może nawet nie da się oprawiać w ramki, rzucające na obraz wartości osobistej pewien cień szpecący.
Nie ulega wątpliwości, że cel rodziców, pragnących „zapewnić“ swym dzieciom samodzielność późniejszego bytu, jest w zasadzie chwalebny, ale dotychczasowe środki najczęściej prowadzą jedynie do samowoli bez istotnej dzielności, lecz nawet wprost złoczynnej. Młodzieniec „spadkobierca“, jak dziewica „posażna“, zwykle samym już tym zdradnym „tytułem“ bywają tamowani nawet w najhojniejszych skłonnościach wrodzonych ku doskonaleniu się osobistemu. Zbytnia łatwość do zaspokajania potrzeb, a co gorsza zachcianek osobistych, prawie zawsze podkopuje, szybciej lub powolniej, wszystkie siły fizyczne i moralne. Że człowiek rzeczywiście stworzony na to, żeby „spożywał chleb w pocie czoła“, tego dowodzi stanowczo niezmienny fakt, iż prawdziwie smakuje tylko to, co się dostaje z pewną trudnością, co się zdobyło walką, zwłaszcza przeciwko własnym słabościom.
Zatem rodzice rozsądnie czuli powinni ułatwiać młodzieży walkę życiową przez dostarczenie jej potrzebnych sił cielesnych i duchowych; resztę niech zdobywa i pożytkuje z wewnętrznem poczuciem własnej zasługi, bez niczyjej krzywdy.
Należy więc nieść ochoczo możliwe ofiary dla gruntownego wykształcenia młodzieży a nadewszystko troszczyć się gorliwie o wyrobienie w niej zamiłowania wzajemnie wspierających się potęg pracy, prawdy i dobra — najlepiej własnym przykładem!
Takie wychowanie, to spadkobierstwo najhojniejsze i najtrwalsze — najistotniejsze uposażenie ku szczęściu, nietylko w małżeństwie, lecz zarówno wszędzie i zawsze: od najludniejszych miast do najgłuchszych wiosek, od początku życia aż het daleko poza grobową deskę!!
Z mnóstwa sprzeczności, napotykających się w postępowaniu ludzkiem, do najbardziej rażących należy bezsprzecznie fakt, że w społeczeństwach, uchodzących za „najcywilizowańsze“ — czyli niby szczególnie uzdolnione do prawidłowych stosunków życiowych — właśnie przeciwnie przedstawia się najwybitniejsza niechęć do wstępowania w stan małżeński, przecież będący nieodzowną dźwignią wszelkich porządnych styczności społecznych.
Nie bez słusznych pobudek zostają w bezżeństwie np. ci, którzy mieli w swym rodzie czy to suchotników, czy chorych umysłowo itp., albo czuja się osobiście obarczeni słabościami, mogącemi za bardzo utrudniać spełnianie obowiązków rodzinnych lub zagrażać dziedzicznością przyszłemu potomstwu. Można też do pewnego stopnia usprawiedliwić bezżeństwo takich, którzy w młodości musieli opiekować się matką-wdową, osierociałemi siostrami itp. i przytem opuścili wszelką sposobność do założenia własnego ogniska rodzinnego.
Ale bezżeństwo dla łatwości wygód osobistych, dla uniknięcia natężnej pracy lub wzruszeń, albo też pod pozorem braku okoliczności, sprzyjających odpowiedniemu obcowaniu z dziewicami, czy też znowu z powodu przesadnych wymagań w swej przyszłej nadludzkich przymiotów wspólnie z świetnym majątkiem — to już tylko najciaśniejsze samolubstwo!... Tak, najciaśniejsze, bo nawet wręcz przeciwne jasnemu pojęciu o własnym dobrobycie. Takie „przeszkody“ do ożenku dowodzą jedynie bezmyślnego upodobania w uciechach łatwych, bez jutra, czy raczej z jutrem, mszczącem się nader ciężko za zbyt lekkie dzisiaj.
Ma to być jakoby dla życia „krótko, lecz dobrze“. W istocie zaś takim sposobem żyje się jak najgorzej i, chociaż często w zakresie uszczuplonym, zawsze jeszcze za bardzo długo, w stosunku do strasznej nicości urojonego powabu przelotnie odurzającej próżni.
Takim bezżeńcom bodaj najskuteczniejszą przysługę mogłoby wyświadczyć prawodawstwo, któreby ich obłożyło, na rzecz ubogich rodzin, podatkiem dość poważnym dla wywołania poczucia znikomości mydlanych baniek. Przerzedziłyby się wtedy zbyt liczne okazy obecnie wykraczających przeciw prawom przyrody, która słusznie a srogo chłosta za te urągania, jak bezużytecznych osobników, tak i niedbałe społeczeństwo.
Niedbalstwo społeczne przejawia się zarówno w modnem bezcelowem wychowywaniu młodzieży żeńskiej. W ubogich rodzinach ludowych braknie środków do należytego wychowania córek ku prawidłowemu małżeństwu a t. zw. „wyższe“ warstwy społeczne odwracają się z pogardliwym wstrętem od płodnych trudów i wolą oddawać się podobno nie-łatwiejszym, choć marnym zabiegom o „wdzięki“ powierzchowne, dla nużących zabaw i rozmiękczających wygódek!
Rzecz prosta, że przytem coraz bardziej zaniedbuje się gruntowne kształcenie umysłu i serca, szczególnie w kierunku istotnej samowiedzy i panowania nad sobą. Nie dziw zatem, że mężczyźni, pragnący poważnego związku, boją się łączyć z istotami tak powierzchownemi.
Przedewszystkiem więc płeć żeńska — rzekomo „przodujących“ a w istocie najbardziej zacofanych kół, lśniących złudnym blaskiem — potrzebuje zaopatrzenia w lepsze warunki zdrowotne ciała i ducha, uzdatnienia do rzeźwiącej i krzepiącej pracy i ograniczenia bezwstydnych wymagań pod względem zabójczych pieszczot! — Coprawda, niestety, i średnie warstwy, szczególnie w najrozgłośniejszych stolicach, już się wielce zaraziły od owych niby stanowiących miaroskaz „dobrego tonu“. Nadto, niejednego rozsądnego mężczyznę odstręcza od małżeństwa sam widok osób płci drugiej w postaci okazów kobiecego usamowolnienia (emancypacji), czy raczej rozsamowolenia (wyuzdania), wśród których przyrodne cnoty kobiece ustąpiły miejsce męskim sztucznym wadom. Szczęściem jednakże to mądralstwo błędnych prorokiń jeszcze nie zagłuszyło zdrowego rozsądku kobiet istotnie wykształconych, posiadających dość silną wolę dla stania się dobremi małżonkami, wzorowemi matkami.
Jest jeszcze dosyć kobiet i mężczyzn, czynnie dzielących pogląd Goethe’go, że „małżeństwo jest szczytem wszelkiej oświaty“. — Jeszcze wielu mężczyzn spostrzega trzeźwem okiem zacną dziewicę, godną męskiej ochrony; jeszcze dosyć kobiet spogląda z nieudaną czułością na poczciwego mężczyznę, zasługującego na orzeźwienie serdecznością kobiecą.
Dla podniesienia ducha jednych i drugich co do zbawiennego wpływu małżeństwa na byt osobisty, przytoczymy tu wybitne orzeczenia poważnych badaczy i nie pojedyńcze, statystyczne fakty.
Według Hufelanda — który, szczególnie w swej słynnej „Makrobiotyce“ (sztuka przedłużania życia ludzkiego), podał dużo znakomitych przepisów w tym kierunku — „rzecz to naturalna, że im człowiek wierniejszy prawom przyrody, tem dłużej z nich korzysta“. — Prawidłowe zaspokajanie popędu płciowego oddziaływa równie korzystnie na mężczyzn jak i na kobiety. Pismo święte mówi: „dobra żona podwaja wiek męża“. — — Rozumie się, że niemniej wart i dobry mąż dla żony. — Dr. Plosz nazywa małżeństwo „krynicą młodości, dla płci obojga“.
Tylko pomiędzy 20 a 30 rokiem życia mężatki, zapewne wskutek częstego niedostatku sił do przeniesienia licznych połogów, ulegają cierpieniom połogowym, sprowadzającym śmiertelność większą, niż wśród niezamężnych takiegoż wieku. Ale i w tem wielkie miejsce zajmuje zaniedbanie istotnie zdrowotnego wychowania i sposobu życia. Tak więc widzimy, że przyrodnie świeże wieśniaczki, już i w młodości znoszą macierzyństwo bez nadmiernego trudu: rodzą łatwo, karmią bez wysilenia i, mimo licznych połogów, a nawet po części dzięki tym dobrym połogom, długo zachowują pełne zdrowie i czerstwą zdatność do pracy a zarazem nie tak rychło tracą na piękności.
Że zaś bezżenność szkodzi zdrowiu, tego dowodzą gromadnie spisane wiadomości statystyczne, z których wykazuje się przedewszystkiem, że pomieszanie zmysłów jest znacznie częstsze wśród bezżennych. We wszystkich domach obłąkanych znajduje się więcej dziewczyn aniżeli kobiet. W paryskim zakładzie tego rodzaju, zwanym „La Salpetriere“, z 1726 pomieszanych osób płci żeńskiej było 1276 niezamężnych a zaledwo 450 mężatek (według dra Debay). W Prusiech dokonano w r. 1882 obszernego spisu, według którego średnio na 10 tysięcy mieszkańców było obłąkanych: nieżennych mężczyzn 33, 2 i niezamężnych kobiet 29, 3; owdowiałych mężczyzn 32, 1; kobiet 25,6; znajdujących się w małżeństwie osób obydwóch płci razem zaledwo 9,5.
Wśród niezamężnych osób płci żeńskiej obłąkanie przytrafia się najczęściej pomiędzy 25-m a 35-m rokiem życia, więc w okresie odkwitu i znikania nadziei wejścia w stan małżeński.
Bezżenni mężczyźni, nawet najwstrzemięźliwsi, znajdują łatwiej odwód płciowości w pracy zawodowej, bardziej związanej z mózgiem, czyli główną stacją nerwową; niezamężne kobiety często uciekają się w początku do pobożności, lecz po większej części daremnie i z rozwinięciem się cierpień nerwowych, jak histerja i obłąkanie (według Krafft-Ebinga).
Małżeństwo więc wykazuje siły odporne przeciw pomieszaniu zmysłów, pomimo zwiększenia życiowych trosk i kłopotów; również przeciwko szału samobójstwa. Najwięcej samobójstw zachodzi wśród osób wyszłych z małżeństwa furtką rozwodu. W Saksonji wykazało się samobójstw: wśród mężczyzn bezżennych 1 na tysiąc, a pomiędzy żonatymi tylko połowa: 1 na dwa tysiące; pomiędzy kobietami zaś te liczby zeszły: dla niezamężnych do 1 na 4 tysiące i dla zamężnych do 1 na 8 tysięcy.
Pod względem siły przedłużającej życie służą następne liczby. W Prusiech w r. 1886 na każdy tysiąc ludności, umarło: przed 20-m rokiem życia: 605,9 osób:
w wieku | mężczyzn | kobiet | ||
bezż. | żonat. | niezam. | zam. | |
20 do 30 lat 30 „ 40 „ 40 „ 60 „ 60 „ 80 „ |
8,1 16,7 30,2 73,1 |
5,9 9,5 19,3 55,5 |
5,8 9,5 18,5 62,1 |
8,1 9,9 13,7 48,2 |
Ogółem | 128,1 | 90,2 | 95,9 | 79,9 |
W Niemczech umarło na każdy tysiąc mężczyzn:
w wieku | nieżonatych | żonatych | ||
20 do 30 lat 30 „ 40 „ 40 „ 50 „ 50 „ 60 „ 60 „ 70 „ 70 „ 80 „ nad 80 „ |
8 16 26 42 71 138 285 |
7 9 14 24 45 96 219 |
Ogółem | 586 | 414 |
Nareszcie, jak dalece przez nieżenność rodziców cierpi potomstwo, to się uwydatnia z obliczeń francuskiego badacza Langneau. Na każdy tysiąc zapłodnień było:
Martwo urodzonych | ||||
w okresie | w małżeństwach | poza małżeństwami | ||
r. 1847 do 50 51 „ 55 „ 56 „ 60 „ 61 „ 65 „ 66 „ 69 „ |
31,8 36,7 40,4 40,8 41,8 |
66,0 69,2 73,6 76,4 79,3 |
Zatem stale: ze związków nieślubnych wynikła stosunkowo blizko podwójna śmiertelność przedrodna, niż w małżeństwach.
Tak więc ludzie unikający małżeństwa mylą się pod każdym względem, skoro sobie wyobrażają, że tem dogodzą chociażby tylko samolubnym pragnieniom, gdyż i w tem dzieje się wręcz przeciwnie — żyją krócej i gorzej!
Z tego co powiedzieliśmy w rozdziałach poprzedzających, wypada jasno, że małżeństwo — to jedno z najpoważniejszych urządzeń społecznych, zawarcie wzorowych stosunków małżeńskich — to jeden z najgłówniejszych obowiązków względem praw przyrody i obyczajności (moralności). Na rodzinie i jej dobrobycie opiera się ogólny dobrobyt i sita narodów. Starożytne narody upadły głównie dlatego, że za podstawę nie miały wzorowej rodziny. Przypomnijmy sobie Grecję (Ateny! Spartę!), Rzymian i w. i. Kwitnęły tam siła, nauki, sztuki, dopóki narody te składały się z wzorowych rodzin, które wydawały im zdrowych na ciele i na duszy synów i córki. Tak i z naszem społeczeństwem!.... Ze względu na wielką doniosłość małżeństwa, otoczono je opieką religji i wyniesiono do godności sakramentu.
Wobec tego należałoby sądzić, że przy wyborze małżeńskim wszyscy zachowają dostateczną roztropność, przezorność i trzeźwość. Niestety z powodu powszechnie panującego materjalizmu przyzwyczajono się także i w naszem niebacznem społeczeństwie, uważać małżeństwo po większej części za interes, za kontrakt celem zespolenia gospodarczego.
Zapomina się zbyt często, że związek małżeński dopiero wtedy jest doskonały i zupełny, gdy jednoczy ciało i duszę, gdy zapowiada zgodność myśli, uczuć i woli. Również za mało uwagi zwraca się na zdrowie fizyczne. A te właśnie warunki trzeba uważać za pierwszorzędne, bo są one konieczne przedewszystkiem ze względu na potomstwo, są także podstawą materjalnego powodzenia! —
Każdy, kto wstępuje w stan małżeński, powinien sobie uprzytomnić, że ma pewno obowiązki wobec społeczeństwa, które może rozwijać się jedynie wtedy, gdy składające je rodziny są zdrowe na ciele i duchu — a obowiązki te wykonać każdemu tem łatwiej, że ich wypełnienie zapewnia i jemu samemu szczęście do końca życia i chroni od zawodów, klęsk i bólów!
Zapewne, przy wyborze małżonka trzeba także zważać i na stosunki materjalne. Spokojny byt materjalny pozwala oddawać się w pełni szlachetnym zadaniom związku małżeńskiego; wówczas może następować spokojnie zespolenie dusz, niezamącane troską o byt powszedni, a wychowaniu dzieci rodzice mogą oddawać się staranniej i usilniej. Ale względy na stosunki materjalne nie powinny przeważać!
Skoro dwie osoby zabierają się do stanu małżeńskiego, powinny nietylko zadawać sobie pytanie: czy wiąże je wzajemna skłonność i czy ich środki materjalne pozwalają na związek - z równą sumiennością powinny zbadać, czy i zdrowotne stosunki sprzyjają połączeniu.
Z połączenia dwóch osób niestosownych pod względem cielesnym (fizycznym), wynikają przykrości i zawody jak dla nich samych, tak i dla społeczeństwa, którego rozwój zależy od prawidłowego rozwoju życia rodzinnego.
Nie wypędzimy ze świata nędzy, nie wypędzimy choroby, dopóki przy wyborze małżonków jedna lub druga strona albo i obie, będą kierować się względami czysto majątkowemi, jedynie względami na stosunki i stanowisko.
Niektóre choroby powstają głównie przez skłonność dziedziczną — jakże więc nowe pokolenia mogłyby odznaczać się potrzebnem zdrowiem, gdy ich rodzice wskutek niewłaściwego doboru przekazali im zarodki chorób lub słabości?!
A zatem wybór małżeński powinien zawsze być czyniony na podstawie rozumnych zasad zdrowotnych.
Przy zawieraniu małżeństw pierwszą zasadą hygieny jest oczywiście wzgląd na wiek odnośnych osób.
W ogólności można powiedzieć, że do zawierania związków małżeńskich najstosowniejszym dla mężczyzn zdaje się być okres życia pomiędzy rokiem 25-tym i 40-tym, a dla kobiet pomiędzy 20-tym i 30-tym. W tych dopiero latach wytwarza się bowiem pewien zapas energji życiowej, możnaby powiedzieć nawet nadmiar, usposobiający do wypełniania niełatwych obowiązków rodzicielskich, jako też do obmyślenia i przysporzenia środków, potrzebnych dla utrzymania rodziny; natomiast okres młodzieńczy, czas przedślubny, powinien być przeznaczony do należytego rozwoju przymiotów cielesnych, intelektualnych i moralnych.
Małżeństwa przedwczesne, t. j. zawarte przed wyżej podanym wiekiem, prawie zawsze przynoszą szkodę zarówno rodzicom jak i dzieciom. Sprawdzono to dostatecznie statystyką: Otóż w r. 1812 i 1813, kiedy dla uniknięcia służby wojskowej, we Francji żeniło się bardzo wielu w zbyt młodym wieku, urodziło się ztąd mnóstwo dzieci nader słabowitych. Wreszcie Montesquieu zrobił podobne spostrzeżenie znacznie wcześniej. Z tysiąca mężczyzn, ożenionych w pewnej części Francji w latach 14 — 21, zmarło w przeciągu pewnego okresu 29,s, gdy tymczasem z tysiąca nieżonatych w takim samym okresie zmarło tylko 6,7. W ciągu tego samego czasu, śmiertelność śród kobiet tejże okolicy była następująca:
Umarło w wieku | Z 1000 mężatek | Z 1000 panien | ||
15 — 20 lat 20 — 28 „ 30 — 40 „ 40 — 50 „ 50 — 60 „ 60 — 70 „ |
14,0 9,8 9,1 10,0 16,3 35,4 |
8,0 8,5 10,3 13,8 23,5 49,8[29] |
Podług innej francuskiej statystyki, śmiertelność żeniących się między 15-tym a 20-tym rokiem życia, przewyższa w 8 razy śmiertelność mężczyzn nieżonatych tegoż wieku. Wiek od 20 do 25 lat, wykazuje już dla żonatych mężczyzn daleko lepszy stosunek, utrzymujący się i dla wszystkich małżeństw, zawartych w późniejszych latach. Co się tyczy płci żeńskiej, to tutaj zauważono większą śmiertelność śród zamężnych, które nie przekroczyły jeszcze 25 lat życia, mniejszą zaś dla takich, które już przeszły 27 rok. W Szwecji, wedle dra Ribbinga, śmiertelność śród kobiet, wcześnie wyszłych za mąż, również przewyższa śmiertelność kobiet, wyszłych za mąż w dojrzalszym wieku. Dlatego też większa część lekarzy radzi panienkom, aby przed 25-tym rokiem nie zawierały ślubów małżeńskich!
„Szkodliwe następstwa przedwczesnych małżeństw, są szczególniej widoczne u kobiety. Nie dość wykształcona dziewica, skoro zostanie żoną i matką, to już się dalej nie rozwija. Pierś i kibić tracą urok i powabne kształty. Macica, nie dosiągłszy należytych rozmiarów, niedomaga i nie wyżywia należycie zawartego w niej zarodka. Więzy macicy, podtrzymujące ten główny narząd kobiety, są jeszcze zbyt słabe, a mała średnica i ciasne rozmiary miednicy są zarówno niekorzystne dla płodu jak i dla matki. —
I w rzeczy samej, czyliż dziewica nie zupełnie rozwinięta może wydać na świat istotę należycie wykształconą? Jako odpowiedź na to pytanie, dosyć przypomnieć sobie wątłe i wcześnie starzejące się, wywiędłe i schorowane Izraelitki; dosyć spojrzeć na mizerne i dziesiątkowane różnemi chorobami potomstwo wyznawców Mojżesza,[30] płodzone przez zbyt młode małżeństwa“.[31]
Większa część kobiet, wydanych za mąż zbyt wcześnie, umiera z powodu wycieńczenia sił i skutkiem chorób popołogowych; a tablice statystyczne przekonywają, że gdzie małżeństwa najwcześniejsze, tam śmiertelność największa. W ogóle liczba kobiet umierających pomiędzy 14 a 20 rokiem, jest stosunkowo większa od ilości mężczyzn umierających w tymże wieku.[32]
Według pisarzy angielskich, dzieci zbyt młodych rodziców mają być słabowite, głupkowate (idjotyczne), nie rzadko obarczone wadami rozwoju, mają posiadać mało energii duchowej i fizycznej, natomiast mają okazywać szczególniejszą skłonność do kradzieży; potomstwo leniwych rodziców bywa również słabowite, ale rzadziej idjotyczne, prędzej tępe, pomimo słabych zdolności umysłowych podstępne, odznacza się nadzwyczajną draźliwością i skłonnością do obłędu i moralnego obłąkania (moral insanity).
Małżeństwa zbyt późne wpływają na potomstwo również niekorzystnie. Energja życiowa tak u mężczyzn jak i u kobiety utrzymuje się w stanie pełnej dojrzałości przez mn. w. 10 do 15 lat, zaczem zaczyna się zmniejszać, a mianowicie u mężczyzn zapładniające składniki nasienia, u kobiety zaś jajka zawarte w jajnikach stopniowo słabną i zanikają. Ponieważ sprawność gruczołów zarodkowych zależy od większej lub mniejszej siły osobnika, dlatego trudno tu ściśle oznaczyć ogólną granicę ostateczną. Zwykle przypuszczamy, że mn. w. rok 45-ty dla mężczyzn, a 35—40 dla kobiety, powinien być ostatnim czasem wejścia w związki małżeńskie.
Po tych okresach u obu płci siła życiowa i popęd płciowy zwykle poczynają już słabnąć, wskutek czego dzieci spłodzone z małżeństw zawartych zbyt późno, bywają słabowitsze od dzieci zrodzonych z małżonków w sile wieku i pełnej dojrzałości. Statystyka udowadnia, że mężczyźni między 30—40 rokiem życia płodzą najsilniejsze dzieci, gdy tymczasem dzieci spłodzone przed 25-tym i po 40-tym roku są słabsze, a po 50-tym już bardzo słabowite i mało odporne.
Ten sam objaw spostrzegamy zresztą tak w państwie roślinnem jako też i w zwierzęcem. Wiadomo, że młode drzewka wydawające przedwczesne owoce, wyczerpują się, słabną i często giną. Rozumny hodowca zwierząt wie bardzo dobrze, iż, chcąc wywołać silne potomstwo, musi połączyć tylko dojrzałe okazy. W Norwegji pono całe rasy krów skarłowaciały wskutek zbyt wczesnego łączenia; podobnie rzecz ma się z rasami końskiemi itp., przekonano się, że zwierzęta dojrzałe wydają najsilniejszą rasę. Wskazuje na to zresztą już fakt, że u zwierząt żyjących na wolności, popęd płciowy budzi się dopiero w wieku dojrzałym. Otóż i dla ludzi są ważne te same prawa przyrody, jakie istnieją dla wszelkich innych stworzeń: silne, zdrowe potomstwo mogą wydawać tylko rodzice w pełni swej dojrzałości jako też w następstwie ścisłej wstrzemięźliwości przedślubnej.
Niestety, w naszem społeczeństwie za mało uwagi zwraca się na granice i prawa, wyznaczone nam wprost przez przyrodę, a rozstrzygają tylko względy majątkowe, towarzyskie lub nawet egoistyczno-familijne. Godne to pożałowania, że człowiek, dokładający tyle starań na poprawienie płodów swych pól i doskonalenie ras swych zwierząt domowych, tak mało stara się o najprostsze sposoby do udoskonalenia własnego potomstwa i rodu, do nadania mu potrzebnej siły, krzepkości i trwałości, do obdarzenia go zdrowiem a tem samem i do moralnego wywyższenia. „Szkoda, że ludzie muszą mieć rodziców“. Jakkolwiek zdanie to brzmi niby komicznie, jednakże mieści się w niem smutna prawda.
Powyżej przytoczone spostrzeżenia i przepisy odnoszą się również do tak zwanych małżeństw niestosownych. Są to związki, zawarte przez młode kobiety z mężczyznami podeszłego wieku, lub też odwrotnie. Małżeństwa te są tem bardziej naganne, iż zgubne skutki, jakie zwykle wywierają już na samych małżonków, przechodzą również na rodzące się dzieci. Różnica wieku pomiędzy mężczyzną a kobietą nie powinna przewyższać lat dziesięciu. Z połączenia starca z młodą silną niewiastą nie może wyniknąć potomstwo zupełnie zdrowe i silne. Kobiety więc nie powinny zawierać takich małżeństw nieodpowiednich co do wieku — sama już różnica w stopniu zmysłowych popędów wystarcza, aby je uczynić nieszczęśliwemi. Rozgoryczenie ich musi odbijać się niekorzystnie na usposobieniu, na charakterze potomstwa, choćby i słabość fizyczna ojca miała pozostać bez szkodliwych wpływów. Doświadczenie przecież uczy, że w tych razach potomstwo zawsze odziedzicza niedomagania rodzica słabszego. Dzieci, pochodzące z takich małżeństw, bywają ponure, posępne i jakby „przemądre“; nadto zwykle usposobione do wszelkiego rodzaju cierpień, właściwych osobom starszym. Często nie dosięgają nawet wieku dojrzałości, ale więdniejąc powoli, umierają za młodu.
Że zaś wogóle właściwości cielesne tak samo jak duchowe są dziedziczne, stwierdzili to oddawna najwybitniejsi badacze.
W kronikach lekarskich zapisano szereg najrozmaitszych ciekawych wypadków, stwierdzających dziedzictwo cielesnych właściwości. W berlińskim „Panopticum“ pokazywano w r. 1896 chłopczyka, Polaka, z twarzą jak psi łeb zupełnie obrośniętą włosami. Chłopiec odziedziczył był głowę taką po ojcu i dziadku. Pewien żołnierz skutkiem zapalenia 15 lat przed ożenieniem stracił lewe oko, i obaj synowie jego urodzili się bez lewego oka, na miejscu którego znajdował się tylko jakoby pierwotny zaczątek oczny. Darwin opowiada dwa takie wypadki: pewien mężczyzna miał na brodzie głęboką bliznę — dzieci jego rodziły się z podobną blizną; inny miał bliznę na policzku, i dzieci miały podobneż znamię. Przykładów tego rodzaju możnaby wyliczyć setkami.
Że słabość cielesna matek odbija się na dzieciach, tego jaskrawym dowodem śmiertelność potomstwa robotnic po zakładach, gdzie dużo wyziewów ołowiu, żywego srebra itp. Francuski badacz Tardieu na 140 porodów u takich niewiast stwierdził 82 wypadki poronienia! Niemiecki badacz Hirt dowiódł, że na 100 dzieci robotnic z fabryk zwierciadeł umiera w pierwszym roku życia 65, podczas gdy ogólna cyfra największej śmiertelności dzieci w pierwszym roku nawet po wielkich miastach, wśród najgorszych warunków zdrowotnych, wynosi przecież tylko 40 na sto!
Płód ludzki w czasie życia macicznego jest bardzo wrażliwy na wszelkie wpływy chorobliwe, jakim w tym czasie ulega matka, tak że przenoszą się na płód i ostre choroby zaraźliwe, jak cholera itp.. Również udziela się płodowi i stan chorobliwy ojca. W ten sposób częstokroć choroby i słabości obojga rodziców stają się podwójnem dla płodu smutnem dziedzictwem!
Ale podczas gdy ogólne słabości zwykle występują dopiero w późniejszym wieku i tylko w razie niehygijenicznego życia dają się silniej we znaki, — pewne choroby są dziedzictwem człowieka od pierwszej chwili życia i gotują mu bądź wczesną śmierć, bądź żywot pełny przygnębienia i bólów.
Do chorób, które stale i wyraźnie przechodzą na potomstwo, w pierwszym rzędzie należy przymiot czyli kiła (syfilis).[33] Możeby nie było tylu nieszczęśliwych na świecie, gdyby wszędzie i przy każdej sposobności pouczano o dziedziczności przymiotu. Ale o takich sprawach za mało mówi się publicznie, widocznie z powodu jakiegoś fałszywego wstydu!
Najpierwszą zasadę pod względem zdrowotnym dla żeniącego się powinno stanowić: być wolnym od chorób płciowych i być pewnym, że druga strona także jest wolną od nich i od ich skutków.
Przeszczepianie przymiotu (syfilis) na dziecko może następować zarówno ze strony ojca jak i matczynej. Zdarza się częstokroć, że żona człowieka chorego na przymiot nie zakaża się sama, ale w każdym razie dziecko odziedzicza chorobę ojca. Nie będziemy tu mówić o zbyt powszechnie znanych skutkach straszliwego zakażenia przymiotem! Zwracamy tylko uwagę na to, że przymiot bardzo często pozostaje utajony w ustroju ludzkim przez długi czas, aż się wyjawi nanowo, zwłaszcza jeżeli leczenie było nieracjonalne. Do odzyskania więc zdrowia nie wystarcza krótka kuracja — trzeba w takim razie poddać chorego forsowanemu leczeniu dyetetyczno-fizykalnemu u sumiennego i zdolnego lekarza, a i tak potem nieraz wypada czekać lat kilka, żyjąc wedle praw i wskazówek przyrody, skromnie i wstrzemięźliwie, zanim można będzie uwierzyć, że się należycie wyzdrowiało, że jadu w ciele już niema, że więc można ożenić się bez obawy o zakażenie potomstwa! Zdarza się częstokroć, że u dzieci z rodziców syfilityków objawy zakażenia występują dopiero w 5-tym, 6-tym nawet i w dziewiątym roku życia![34]
Niektóre choroby przenoszą się na dzieci tylko jako skłonność ku nim.[35] Stwierdzono np. przez najnowsze badania, że suchoty płuc (gruźlica) nie są w ścisłem znaczeniu słowa dziedziczne, że tem niemniej dzieci suchotników są skłonniejsze do popadnięcia w tę chorobę, niż dzieci rodziców nie dotkniętych gruźlicą. Nazywamy to skłonnością do choroby czyli obarczeniem chorobowem.
Gdy dziecko żyje wśród dogodnych warunków zdrowotnych, gdy rodzice i wychowawcy mogą i umieją otoczyć je potrzebną pieczołowitością, natenczas obarczenie chorobowe może pozostać bez szkodliwych skutków; zwykle przecież dzieje się przeciwnie. I dziecku zamożniejszych rodziców, obarczonemu skłonnością chorobową, za bardzo grozi niebezpieczeństwo, zwłaszcza przy mieszkaniu przeważnie w większem mieście! Czyż więc nie lepiej przed ożenkiem zastanowić się: czy osoba, którą masz zaślubić, jest zdrową, czy nie pochodzi z rodziny suchotników?! Kto się żeni np. z niewiastą wogóle słabowitą, wiedząc że ona pochodzi z rodziny suchotniczej, ten chyba nie może się dziwić, gdy potomstwo tej kobiety będzie wyjawiać skłonności suchotnicze. Taka kobieta, choć przed wyjściem za mąż nie miała wyraźnych suchot, przecież będąc obarczona skłonnością suchotniczą, łatwo może wśród trosk późniejszego życia popaść w chorobę i przekazać ją dzieciom. Mężczyzna dbający o szczęście swego przyszłego potomstwa powinien więc przed ożenkiem pomyśleć o tem wszystkiem sumiennie. Z drugiej strony rodzice, wydający córkę za mąż, niech się naprzód przekonają, czy starający się, jeśli pochodzi z rodziny suchotniczej, sam jest dość silny, czy żył i żyje hygienicznie, tak że straszliwa choroba mu nie zagraża. W takim razie lepiej „nie żenować“ się i co najmniej poprosić o poświadczenie lekarskie że wedle ludzkiego obliczenia — kandydat do stanu małżeńskiego pozostanie wolnym od suchot, aniżeli później widzieć swą córkę owdowiałą przedwcześnie i wnuczęta obarczone skłonnością do strasznej choroby!
Obarczenie skłonnością suchotniczą jest tem straszniejsze, że nierzadko dotyczy nietylko właściwości czysto cielesnych, lecz niestety i duchowych! A podczas gdy przeciw brakom czysto cielesnym można stosować z dobrym skutkiem gimnastykę oddychania, pielęgnowanie skóry, odpowiednią dyetę, gdy ciało można wzmacniać i powietrzem i ruchem — jakże uchylić u dzieci słabość umysłową, pojawiającą się nierzadko jako skutek suchot rodziców?! — Dr. Brehmer (Goerbersdorf) stwierdził takie następstwa w 50 wypadkach, w których dzieci wyjawniały wyraźną skłonność do chorób umysłowych!
Bardzo też niekorzystnie wpływa na potomstwo padaczka czyli epilepsja. Sprawę tę badał Echeverria: 136 osób, 62 mężczyzn i 74 niewiasty epileptyczne, miało ogółem 553 dzieci, a z tych było zdrowych tylko 105! Z pozostałych 448: w wieku niemowlęcym zmarło 195 od kurczów, 78 żyło dłużej — ale jako epileptycy, 39 cierpiało na porażenia, 51 na histerję i pląsawicę (chorobę św. Wita — Veitstanz), 11 było chorych umysłowo, 18 niedołęgów czyli idjotów, a reszta poumierała w młodzieńczym wieku od różnych chorób.
„Słusznie angielscy lekarze powstają przeciwko tym, którzy nie uwzględniając nauki o dziedziczności popierają małżeństwo pomiędzy osobnikami ułomnymi i w ten sposób popełniają ciężki grzech wobec ludzkości“.
Graham-Bek podaje, że w Stanach Zjednoczonych Ameryki północnej w okresie czasu między rokiem 1870 — 1880 ilość głuchoniemych podskoczyła z 10, 000 do 84, 000. Przypisuje to filantropom, którzy nie zadawalniając się wychowaniem nieszczęśliwych i uzdolnieniem ich do zarabiania na życie, popierają i małżeństwo pomiędzy nimi. „Ladies patrons“, panie opiekunki przytułków dla osób duchowo i fizycznie upośledzonych w Anglii, znajdują również przyjemność w łączeniu podobnych par.
Do chorób, które powinny stanowić ważną przeszkodę do ożenku, ponieważ odbijają się na potomstwie, należy też rak, dalej moczówka czyli cukrzyca (diabetes), dna czyli podagra (arthritis uratica), zanik mlecza (tabes) itp. W interesie ludzkości — ludzie dotknięci taką chorobą żenić się nie powinni podobnie jak epileptycy, idjoci, (umysłowo niedołężni) i ci, którzy nie wyleczyli się z przymiotu lub z suchot. Jasnem jest, że za żadnego takiego, choć mógłby im córkę „ozłocić“, rodzice nie powinni jej wydawać!
Należałoby również wzbronić zawierania związków małżeńskich osobom zbyt słabowitym, kalekom z urodzenia, niedołęgom. Dzieci takich małżonków są bowiem zwykle jeszcze bardziej niedołężne lub conajmniej dziedzicznie obarczone i wogóle wątłego zdrowia.
Szkodliwość małżeństw pomiędzy bliskimi krewnymi zbyt jest znaną, ażebyśmy potrzebowali rozwodzić się o tem bliżej. Dzieci z takich małżeństw — zwłaszcza jeżeli rodzina należy do zwyrodnionych — odznaczają się zwykle zdenerwowaniem, słabszym rozwojem umysłowym itp., częstokroć są wprost idjotami, w innych razach rodzą się jako niemowy itd. Dzieje wielu rodzin arystokratycznych i rodów panujących, poświadczają tę smutną prawdę! W rodzinach tych, gdzie zawierano zanadto małżeństw pomiędzy kuzynostwem, było za mało krzyżowania krwi — słabości i niedomagania rodzinne ze strony ojca i matki przenosiły się na dziecko i tak musiało nastąpić zupełne zwyrodnienie i zanik! — Mantegazza wykazał, że z 512 małżeństw pomiędzy krewnymi, dzieci na tem ucierpiały w 409 razach.
W dawnych czasach patrjarchalnych było w tym względzie inaczej, gdyż nie było zwyrodnienia tak ogólnego. Ale zdrowotność dzisiejszego społeczeństwa cywilizowanego tak się obniżyła, że małżeństwa pomiędzy krewnymi przedstawiają znaczne niebezpieczeństwa dla przyszłości dzieci. Zbyt często spostrzegamy, że pewne braki, wady i niekształtności, tak fizyczne jak umysłowe lub moralne, są właściwe całym rodzinom; trzeba przytem zważać także na zaburzenia w rozwoju i na tak zwane cechy zwyrodnienia! W takich razach należy wszelkiemi siłami zapobiegać zawieraniu związku pomiędzy krewnymi. Zezwalać na nie możnaby tylko wyjątkowo przy szczególnie sprzyjających okolicznościach, przy bardzo dobrem zdrowiu, nie zbyt znacznem podobieństwie formy i budowy obu stron itp.
Bardzo ostrożnymi co do zawierania małżeństw winni być cierpiący na gościec czyli reumatyzm stawowy, ludzie nerwowi, histerycy, dychawiczni (astmatycy), osoby niedokrwiste, ludzie chorzy na pęcherz lub na przewlekłą rzeżączkę. W takich razach wypada czekać parę lat z ożenkiem, aż się należycie wyleczą i polepszą ogólny stan swego zdrowia.
W naszem społeczeństwie, żyjącem wśród wyjątkowo trudnych warunków społeczno-politycznych, przy wyborze małżonka koniecznem jest zważać także na narodowość. Skoro Polak żeni się z osobą nie znającą jego ojczystego języka, trudno mu będzie porozumieć się z nią całkiem dokładnie o warunkach wychowania dzieci, a tak częste, pomiędzy rodzicami różnych narodowości, choćby tylko przelotne nieporozumienia i niesnaski, oddziaływać muszą szkodliwie na stan umysłowy i cielesny obojga, przez co też odbijają się na niewinnych dziatkach. Dalej zaś i samo wychowanie podrastających dziatek bywa niezmiernie utrudnione, gdy skutkiem różnicy narodowości jedna strona nie rozumie poglądów, obyczajów i właściwości drugiej strony. Jeżeli nie ciało, to umysł takich dzieci częstokroć doznaje spaczenia. — Oczywiście niebezpieczeństwo w tym względzie jest tem większe, im znaczniejsza różnica pomiędzy odnośnemi narodowościami. Jak wiadomo, dla naszej narodowości najbardziej wrogo uspobieni są Niemcy. Nadmienić też wypada, że naród niemiecki znajduje się w stanie znacznego zwyrodnienia. A zatem już z tej przyczyny należy tu nam unikać łączenia się w małżeństwa. Najlepiej zatem wybrać sobie towarzysza lub towarzyszkę życia z pomiędzy swoich; na szczęście wybór taki jest dla każdego z nas zawsze możliwy, gdyż jest nas około 20 milionów. W drugim zaś rzędzie mamy otwartą całą Słowiańszczyznę, której na chwałę i zaszczyt przyznać należy, że w niej zwyrodnienie nie tak wielkie, jak u narodów chełpiących się wysoką kulturą i ogromną „cywilizacją“, o której ich własny prof. Krafft-Ebing wyraził się, że należałoby ją nazwać raczej „syfilizacją“. (Porównać rozdz. XIII).
To samo, co wspomnieliśmy o narodowości, tyczy się także wyznania religijnego. Rozum oparty na doświadczeniu, nie sprzeciwia się łączeniu w małżeństwo osób różnego usposobienia. Ale co do narodowości i wyznania różnice powinny być jak najmniejsze.
Jad alkoholu wywiera także straszne skutki na potomstwo. Stwierdzono, że dzieci, płodzone w stanie napitym jednego lub obojga rodziców, są słabe na umyśle i mniej zdrowe od innych dzieci, spłodzonych przez tychże samych rodziców w stanie trzeźwym. O ileż straszliwsze muszą być skutki u potomstwa opilców nałogowych! Dziedziczność opilstwa była już znana w starożytności i głęboko się wyryła w pamięci ludów. Wierzono, że Wulkan przyszedł na świat chromym, z powodu, że spłodził go Jowisz w stanie pijanym. Diogenes powiedział, widząc dziecko niedołężne, iż ojciec jego był w chwili zejścia się cielesnego zapewne pijany. Aristoteles powiada, iż matki, oddane nałogowemu pijaństwu, rodzą dzieci również skłonne do pijaństwa. Plutarch pisze, że pijani płodzą opilców. Z jaką siłą przelewa się pijaństwo na potomków, wykazuje dobitnie Lombroso w dziele swojem „Uomo delinquente“, w historji amerykańskiej rodziny Jucke. Od jednego ojca pijaka, Maksymiliana Juckego, przyszło na świat w ciągu 75 lat 200 złodziejów i morderców, 280 dotkniętych ślepotą, idjotyzmem i suchotami, 90 nierządnic i 300 zmarłych przedwcześnie, w stanie niemowlęctwa. Cała ta rodzina, licząc szkody i wydatki, kosztowała rząd więcej niż milion dolarów. Targuet w dziele „O dziedziczności opilstwa“ opowiada o czterech braciach Dufay, dziedzicznie usposobionych do pijaństwa, że najstarszy się utopił, drugi powiesił, trzeci poderżnął sobie gardło, czwarty zaś wyskoczył z trzeciego piętra. Morel przytacza pijaka, który miał siedmioro dzieci: jeden syn dostał pomieszania zmysłów w 22 roku życia, drugi był idjotą, dwoje zmarło w zaraniu życia, piąty był dziwak i odludek, szósta córka była dotknięta macinnicą (histerją), siódmy wreszcie dobry robotnik, ale z rozstrojonemi nerwami. Podobne spostrzeżenie zrobił dr. E. Danielewicz na jednej z naszych rodzin, w której ojciec był trzeźwy, ale matka pijaczka. Rodzina ta wydała na świat 33 potomków; pomiędzy tymi znajduje się ośmioro pijaków, częściowo niebezpiecznych szaleńców, siedmioro dotkniętych wrażliwością nerwową lub niedołęgów umysłowych, sześcioro umarło w niemowlęctwie; pozostało przy życiu i pozornie zdrowych dwanaścioro. Ucierpiało zatem w dziedziczny sposób skutkiem nadużywania alkoholu przez matkę czy tam babkę 21, czyli wyraziwszy się procentami blisko 64 na sto! —
Prof. Bunge zbadał sposób życia i stan zdrowia rodziców 300 dzieci obłąkanych i przekonał się, że z tych biednych dziatek 146 pochodziło od pijaków.
W paryskim szpitalu Bicêtre, 75% stanowią potomkowie pijaków. Z 284 wychowańców jednego zakładu poprawczego w Chicago, 205 było z ojców pijaków. Dr. Sulivan znalazł, że z 600 dzieci, pochodzących od 120 matek pijaczek, po dwóch latach żyło już tylko 260. Znakomita statystyka prof. Demme, który śledził przez 12 lat za 10 rodzinami pijących i!0 rodzinami trzeźwych, wykazuje: z 57 dzieci z rodzin pijących, — 12 umarło zamłodu od słabości, 8 było głupowatych, 13 epileptyków, 5 karłów, 5 głucho niemych, 5 pijaków i duchowo chorych, 9 normalnych. Z 61 dzieci rodzin trzeźwych, — umarło 5, 2 cierpiało na pląsawicę (taniec św. Wita), 2 miało spóźniony rozwój, 2 wykazało wadliwe wykształcenie, 50 zachowało stan prawidłowy.
Jasne więc, że nikt nie powinien wydawać córki za człowieka ulegającego pijaństwu, chociażby ten człowiek zresztą powierzchownie wyglądał zdrowo, i odznaczał się różnemi cennemi przymiotami, chociażby był bardzo bogaty i miał stanowisko jak najlepsze!
Każdy zaś, kto zachorował na alkoholizm czyli wpadł w nałóg pijaństwa, nie powinien żenić się, dopóki się należycie nie wyleczy tj. skutków tego nałogu ze swego ustroju nie wypędzi na dobre!
Mówiąc tu o pijaństwie i jego zgubnych skutkach, mamy na myśli upijanie się nietylko wódką czyli gorzałką, rumem, lub likierami, które co-prawda zawierają stosunkowo najwięcej trucizny alkoholu. Wiadomo bowiem, że upijać się można tak samo piwem, winem itp. niby „niewinnemi“ napojami, jak to zresztą wykazaliśmy w Przew. Zdr. r. 1902 str. 83.
Kto staje się niewolnikiem nałogu pijaństwa, ten już nie posiada tyle silnej woli, aby mógł należycie wypełniać święte, lecz zarazem ciężkie obowiązki męża i ojca rodziny, nie posiada również tyle zmysłu umiarkowania, aby się mógł ustrzedz w małżeństwie od różnych zboczeń życia płciowego. A zatem trzeźwość powinna być „conditio sine qua non“, warunkiem niezłomnym do zawarcia ślubu małżeńskiego. Niechże o tym warunku nie zapomina żadna z naszych dziewic, przysposabiających się do małżeństwa. Na upijającego się młodzieńca lub mężczyznę, niech wcale ani spojrzą. Niech się nie dadzą uwieść miłemi słówkami i zwykle uroczystemi przyrzeczeniami. Pijaństwo jest bowiem najczęściej chorobą przewlekłą (chroniczną), podobnie jak np. morfinizm. Dlatego też pijakowi, mimo pewnej nawet chęci, zwykle jest bardzo trudno odzwyczaić się od alkoholu, zawartego w piwie, winie lub gorzałce.[36] Brak mu siły woli, brak wytrwałości! — A zatem, poczciwe panienki, nie zadawalniajcie się tylko czczemi obietnicami, ale żądajcie dowodów rzeczywistego wyleczenia, wykazującego się w czynach.[37]
W przeciwnym razie przyszły Wasz małżonek, mimo najuroczystszych przyrzeczeń i mimo swej dobrej chęci, powróci znowu do „pierwszej swej miłości“, do swego ukochanego kufla lub kieliszka, ku zgubie Waszej i Waszych dzieci!
Radzimy, aby kobiety nasze połączyły się w związek podobny do tego, jaki nie tak dawno utworzono w Ameryce. Otóż w Trenton (New-Jersey) przemysłowo pracujące dziewice zawiązały towarzystwo, w którem ustawy ograniczają się jedynie podpisaniem następującego zobowiązania: „Niniejszem przyrzekam nie wyjść za żadnego mężczyznę, który nie wstrzymuje się zupełnie od używania wszelkich napojów alkoholicznych, włącznie wina, piwa i cydru. Do takiej wstrzemięźliwości niniejszem zobowiązuję się również sama“.
Utworzenie podobnego związku polecamy mianowicie zawiązanemu niedawno, pod hasłem walki z alkoholem, lwowskiemu stowarzyszeniu „Eleuterya“, rozwijającemu się tak pomyślnie przez zakła danie kółek w innych miastach!
Wstąpienie w stan małżeński jest krokiem tak ważnym, że chociażby się już nawet wciągnęło niepostrzeżenie w uczucie najsilniejszego popędu (miłości) ku mimowolnie spodobanej czy spodobanemu, tem niemniej w razie spostrzeżenia się w porę, że wybór był nietrafny, powinno się koniecznie znaleźć sposób do wyzwolenia. Wtedy nieugiętym obowiązkiem każdego i każdej, kto tylko ma cokolwiek poczucia godności ludzkiej, jest stanowczo jedno z dwojga, albo nieszczęsny ten popęd przełamać własnemi siłami, lub gdy się tego nie zdoła, to wezwać szczerze i śmiało pomocy rodziców lub starszych, zdolnych nas uratować napewno od popełnienia więcej niż pojedynczego morderstwa, bo nietylko na sobie, lecz jednocześnie i na samejże ukochanej osobie oraz na całem potomstwie, mogącem wyniknąć z nieodpowiedniego, więc niechybnie zgubnego związku.
Prawda, że ofiara taka bywa nieraz nadwymownie boleśną, lecz zawsze taki łatwiej przenieść czasowo nawet najnatarczywsze żale, aniżeli ulegając błędnemu popędowi potem dźwigać do grobu wszelkiego rodzaju męczarnie, połączone z nieustannemi wyrzutami sumienia!
Pamiętajmy więc, że małżeństwa mają dawać światu zdrowe na ciele i duchu potomstwo ludzkie. Ludzie, żeniący się bez względu na swój stan zdrowotny, bez względu na obyczaje i skłonności, nietylko płodzą dzieci słabe, a tem samem nieszczęśliwe, więc grzeszą przed potomstwem, któremu przecież należy się od rodziców dziedzictwo zdrowia, a nie choroby, lecz tacy rodzice unieszczęśliwiają także samych siebie! Porając się ciągle to z własną chorobą, to z chorobą dzieci, to z przygnębieniem umysłowem, tacy ludzie nie odczuwają szczęścia, które przecież małżeństwo dać im miało i skazani są na ogólną biedę. —
Zatem główne wskazówki do rozsądnego wyboru małżonków ze stanowiska zdrowotnego można streścić w sposób następujący:
1. Stanowczo nie zawierać małżeństwa z nikim będącym w stanie choroby na syfilis, suchoty, raka, padaczkę, słabość umysłu lub na nałogowe pijaństwo.
2. Strzedz się każdej osoby, cierpiącej na moczówkę czyli cukrzycę (diabetes), podagrę, stawowy gościec, nerwowość, histerję, dychawicę lub niedokrewność, albo ułomnej czy też dziedzicznie obarczonej skłonnością do którejkolwiek z powyższych słabości a nawet wogóle niepewnego zdrowia.
3. Dbać o stosowność i odpowiedność wieku (mężczyzna lat 25 do 40, kobieta 20 do 30 i przytem mąż starszy od żony o lat 5 do 10).
4. Nie wstępować w małżeństwo ani przedwcześnie (co zbyt rychło niszczy nierozwinięty ustrój, szczególnie żeński); ani też w spóźnionym wieku (głównie ze względu na możliwe potomstwo).
5. Pomiędzy blizkimi krewnymi, związek małżeński powinien zachodzić chyba wyjątkowo — przy bardzo dobrem zdrowiu zobopólnem — inaczej dzieci bywają najczęściej ułomne lub niedołężne. Prócz tego z innych względów należy:
a) Oddawać pierwszeństwo małżeństwu z miłości, lecz niezbyt porywczej a raczej wypróbowanej pewną odwłoką.
b) W razach małżeństwa z „przekonania“ (uznania potrzeby duchowej małżeńskiego związku oraz przymiotów odnośnej osoby), troszczyć się nie tyle o jednakowość, jak o odpowiedność usposobień ciała, ducha i umysłu.
c) Starać się o wybranie osoby z „dobrego domu“ — z czystego gniazda — oraz własnej lub przynajmniej blizkiej narodowości i religji, jako warunków niezbędnych do jednomyślnego wychowania dzieci.
d) Mieniem, czyli majątkiem i stanowiskiem chociaż nie koniecznie gardzić, to w każdym razie uważać je tylko za środek pomocniczy a nie za cel pierwszorzędny.
e) Nareszcie, w razie znajdowania się, z własnej strony, w stanie której bądź ze wskazanych tu lub podobnych niestosowności należy co najmniej oznajmić to zawczasu drugiej stronie.
∗ ∗
∗ |
Niech więc przed ożenkiem każdy zastanowi się sumiennie: czy stan jego zdrowotny pozwala mu stworzyć rodzinę, czy stan zdrowia, usposobienie i skłonności wybranego lub wybranej poręczają za szczęście w małżeństwie i za szczęście dzieci? —
Człowiek, wstępujący w związek małżeński, ma słuszny powód do weselenia się — otwiera się bowiem w jego życiu okres najważniejszy, przeznaczony do spełniania najwznioślejszych obowiązków członka ludzkości. Radość i wesele po ślubie mogą i powinny też panować w otoczeniu nowożeńców. Ale „wesele“ na sposób, jak je zwykły obchodzić społeczeństwa także nowoczesne, bywa często, bardzo często powodem długotrwałych smutków dla nowego stadła — i to wskutek różnych nieszczęsnych, bezmyślnych zwyczajów jakie zachowują się przy godach, mających być dla człowieka źródłem szczęścia.
Kto zrozumiał, jak ważnym jest wpływ na potomstwo stanu rodziców w chwili płodzenia, łatwo pojmie, że zwyczaj obfitego objadania się i opijania po ślubie, często do późnej nocy, nie może działać korzystnie na usposobienie umysłowe i cielesne młodych małżonków. A jakżeż osłabienie, wywołane w ich ustroju nadmiernem użyciem alkoholu, nie miałoby odbić się na potomku, jeżeli młoda małżonka pocznie go w swem łonie po takiem „weselu“. Przyroda wprawdzie po części przezornie zaradziła na korzyść nowych pokoleń tem, że w noc poślubną stosunkowo rzadko następuje zapłodnienie. Zaradziła dlatego, że małżonkowie i tak są zwykle podraźnieni nerwowo, szczególnie młoda, pierwszy raz spółkująca niewiasta, a to wybujałe podrażnienie wywarłoby niekorzystny wpływ na płód. Ale przecież bywają wypadki zapłodnienia w nocy poślubnej za pierwszem spółkowaniem. Ludzie dbali o własne szczęście, jakie im daje posiadanie dzieci zdrowych cieleśnie i duchowo, dbali o szczęście potomstwa, czyż więc nie powinni powstrzymywać się przy „weselu“ od nadużywań, szczególnie zaś od picia alkoholicznych napojów?!
Wiemy, że nietylko dzieci nałogowych pijaków cierpią na ciele i umyśle, odbierając niby w spadku po rodzicach usposobienie do obłąkania i zbrodni, ale że także dzieci ludzi zresztą trzeźwych, tylko spłodzone w chwili podniecenia rodzica alkoholem, muszą nieraz strasznie cierpieć. Zdanie to bynajmniej nie polega na dowolnych domysłach, ple zostało dostatecznie sprawdzone przez doświadczenia i ścisłe badania naukowe fizjologów i lekarzy. Otóż co pisze Dr. E. Danielewicz w swem dziele „Alkohol i zgubny jego wpływ na zdrowie i życie ludzkie“: Fleming i Demaux wykazują, że ojcowie zresztą trzeźwi, ale podnieceni alkoholem w chwili zapłodnienia, zwykle miewają potomków podlegająch padaczce, porażonych, obłąkanych albo idjotów, zwłaszcza zaś mikrocefałów, albo wogóle słabych na umyśle, którzy przy pierwszej sposobności dostają pomieszania rozumu, nadto, co tu przytaczamy z osobnym naciskiem, — swym chwiejnym i zataczającym się chodem sprawiają wrażenie osób pijanych. Na poparcie zdania powyższych autorów nie potrzeba nam szukać dowodów po książkach, bo możemy ich znaleść podostatkiem około siebie. Dość przypatrzyć się pierwszej lepszej rodzinie wieśniaczej — niekiedy i niewieśniaczej — a zauważymy, że pierworodne dziecko dziwnie wyróżnia się z pomiędzy reszty rodzeństwa. Dziecko to jest krnąbrne, uparte, leniwe, nierzadko umysłowo upośledzone, zezowate, głuche i sprawiające rodzicom dużo kłopotów. Dziecko to dostało życie śród godów weselnych, w których to alkohol dzierży jus primae noctis — prawo chociaż nie tak nieludzkie, jak owo średniowiecznych panów względem swoich poddanek — lecz stanowczo w skutkach tem groźniejsze dla potomstwa, lub co zachodzi zapewne częściej, jest ono przedślubnym zadatkiem miłości, zawiązanej w karczmie przy niedzielnych tańcach.[38]
Któryż ojciec nie pragnąłby uchylić od swych dzieci wyżej wspomnianych cierpień?! A więc precz z pijatykami przy weselach! Przyjaciele pana młodego, jeśli o swe zdrowie nie dbają, niechaj sobie postępują nierozsądnie, ale niech nie zmuszają nowożeńca do „kompanii“. Niech pan młody wystrzega się kielichów, niech nie pije „za zdrowie“ swej wybranej, niech jej nie zniewala do spijania, lecz niechaj raczej pamięta, że lepiej dba o jej zdrowie, skoro sam się powstrzyma od wódek, piwa i wina, i żony nie będzie przynaglał do sztucznej „wesołości“ z opijania! Niechże wreszcie nowożeńcy piją napoje... bez-alkoholiczne,[39] jakich teraz już przecież dużo, i niemi wychylają „zdrowia“! Goście przecież ani nawet o tem wiedzieć nie potrzebują, że nowożeńcy nie piją tak samo, jak oni, alkoholicznych napojów. Wobec zakorzenionego podziśdzień zwyczaju używania przy ucztach weselnych wina i piwa, wybieg taki może być nieraz bardzo na miejscu.
Prócz tego młoda para, uznająca poważność przyjętych na się obowiązków, powinna upamiętać się także pod względem tańców.
Rozrywka to wprawdzie tak powszechnie należąca do zabaw, zwłaszcza weselnych, wszystkich warstw społeczeństwa, że wypada przyznać jej pewną stronę korzystną, o ile ogranicza się umiarkowanem ćwiczeniem giętkości ciała, zwinności ruchów i przytomności umysłu Ale taniec, dochodzący do zapamiętałości, szczególnie u prostego ludu, namiętnie hulającego po zamkniętych karczmach, wśród chmur kurzu i zaduchu — to prawdziwe szaleństwo. Takież pląsy na wolnem powietrzu, po murawie, mają całkiem inny wygląd, lecz hece karczemne i weselne, skoro im się przypatrzyć zatknąwszy sobie uszy i nie słysząc muzyki.... — istny dom warjatów! — I ruchy to nie tylko śmieszne same przez się, lecz miewają one zarazem wszelkiego rodzaju smutne następstwa, pod względem jak zdrowia cielesnego tak i moralności. Niezliczone są wypadki z powodu tańców: z jednej strony — zadyszki, zaziębienia, prowadzące nieraz do chorób płucnych, do gruźlicy; z innej strony — rozdrażnienie nerwów i wzburzenie krwi aż do zapomnienia się również dalece, jak przez upicie się alkoholem. Dla tańca lub przez taniec, nierzadko dziewica, zkąd inąd najwstydliwsza, pada bezprzytomną ofiarą rozhukanej namiętności tancerza — „bohatera“.
Zbytnia chętka do tańca bywa też nierzadko nader niebezpieczną dla nowo zaślubionej, za bardzo pochopnej do zadowalania powszechnego ubiegania się mężczyzn o przetańczenie z „panną młodą“ i nieraz, bez względu na duszący gorset, na ciasne trzewiczki, lub tp. skrępowanie, hasa, „do upadłego“ tak, że niekiedy istotnie padnie i może..... nie wstanie!
Nie chcąc ubliżyć nikomu, czyżby nie lepiej w tym dniu odprawić wszystkich, np. żartobliwą odmówką: „mnie już nie do tańca — ja baba — tańczcie z dziewczętami!“
Szkodliwemi dla zdrowia nowożeńców są też tak zwane podróże poślubne, niestety upowszechniające się coraz więcej. Z wstąpieniem w stan małżeński zachodzi przecież w człowieku przewrót dotychczasowego życia uczuciowego. Człowiek żyje w stanie wyższego podniecenia uczuciowości, niż kiedykolwiek poprzednio, popęd płciowy jest rozbudzony do wysokiego stopnia — jasne więc, że układ nerwowy znajduje się w wielkiem naprężeniu, w stanie, rzec można, burzliwym. Szczególnie u kobiety, której główne narządy płciowe, ułożone dalej wewnątrz, znajdowały się dotąd w większym spokoju, musi objawiać się podniecenie całego układu nerwowego. Czyż wobec tego nie należałoby unikać wszystkiego, co może przyczyniać się do podrażnienia i wywołania nadczułości nerwów?! A że w czasie podróży bywają ku temu stokrotne sposobności, tego chyba nikt nie zaprzeczy.
Młode więc małżeństwo, dbałe o zdrowie, powinno spędzić „miodowe“ miesiące w największym spokoju w całem znaczeniu tego słowa. Pierwsze tygodnie małżeństwa należy przebywać o ile możności na wsi lub w jakim zacisznym zakątku, ażeby prócz podnieceń, wynikających z nowego stanu życia, nie narzucać nerwom jeszcze innych, zbytecznych i szkodliwych wzruszeń. Kiedy zaś już w żaden sposób nie mogą się obyć bez „podróży“, to niech nie wyjeżdżają do Warszawy, Krakowa, Lwowa, Poznania lub do innego większego miasta za granicę, jak to niestety często lubią czynić nasi bogatsi (czy inteligentni?) — ale niech podążą w pobliskie góry, na brzeg morza itp. spokojne ustronie. Mają oni tu najlepszą sposobność do rzeczywistego wzbogacenia serca i umysłu przez badanie i podziwianie przyrody. Tacy zaś małżonkowie, którym zawodowe obowiązki nie pozwalają na podobne wytchnienia czyli wakacje poślubne, niech swe wolne chwile spędzą na czytaniu korzystnych książek i oglądaniu pięknych rysunków i malowideł, niech się ubawią muzyką, wesołą piosnką itp.. Mieszkając w większem mieście, powinni omijać wszelkie sensacyjne widowiska i hałasy; również nie czytywać wzruszających romansów, ale robić przedewszystkiem wycieczki poza miasto, do lasu i wspólnie uczyć się z otwartej księgi przyrody.
Ciągle nowe wrażenia tudzież wstrząśnienia nerwowe, jakim człowiek ulega w czasie dłuższej podróży, choćby najwygodniejszej, muszą oddziaływać niedobrze na mózg i mlecz pacierzowy, a szczególnie u niewiasty przyczyniają się do zbytniego podrażnienia i tak już w tym czasie wrażliwych narządów płciowych. Zresztą nieregularne życie, odżywianie się raz tu, raz ówdzie, jednego dnia w spokoju, drugiego dnia dorywczo itd., działa niedobrze na żołądek, zaczem szkodzi i całemu ustrojowi.
Podróż, wrażenia nowych okolic, nowych ludzi, zaprzestanie zajęć zawodowych itd. działały by korzystnie jako odpoczynek po pracy, po zajęciach poważnych, przez czas dłuższy; ale muszą szkodzić, gdy udający się w podróż są z konieczności w stanie podrażnienia nerwowego. Łatwo wówczas u młodych małżonków powstaje przedrażnienie, które szkodzi nie tylko im samym w dalszych miesiącach małżeństwa, ale również i ich potomstwu. Otóż niektórzy uczeni właśnie takim nadmiernym wysiłkom i podrażnieniom w poślubnych podróżach, przypisują ową zbyt wielką delikatność pierworodnych dzieci.
Małżeństwo jest rzeczą zbyt świętą, poważną, ażeby do pierwszych początków przystępować jak do rozrywki, zabawy, hulanki! Ze względu na własne zdrowie i może przyszłego potomstwa, młodzi małżonkowie w pierwszych miesiącach powinni pędzić życie spokojne i regularne, nie podniecane żadnemi sztucznemi podrażnieniami. Przyroda daje im dość zdrowego podniecenia w ich miłości. Oczywiście, gdy się ktoś żeni dla pieniędzy, i nie wiedziałby, jak z młodą żoną przebyć pierwsze miesiące w domu „bez nudów“, nie dziw, iż musi starać się podróżując, zwracać jej uwagę na różne nowości w świecie, aby tem samem choć w początku małżeństwa nie dać jej uczuć, iż pożycie małżeńskie u jego boku nie będzie dla niej dość obfitą skarbnicą szczęścia. Ale przynajmniej ludzie, którzy się pobierają na podstawie wzajemnych skłonności, nie powinni naśladować owych stadeł, podróżujących z konieczności, by zaraz z początku małżeństwa nie nudzić się w domu!
Nie ulega też wątpliwości, że młode małżeństwo, dbałe o zdrowie, nie powinno naśladować innej mody tak szkodliwej jak składanie licznych wizyt, przyczem zwykle znów „oblewają“ nowe stadło, to nie ulega wątpliwości. Czyż nie jest nierozsądnem, młodą małżonkę, wychowywana, może w rodzicielskim domu we wstrzemięźliwości od napojów wyskokowych, zniewalać do wychylania „kieliszeczków“ wina, dlatego, że przestała być dziewczyną?! W ogólności młode małżeństwo w pierwszych miesiącach wspólnego pożycia powinno się wystrzegać brania udziału w ucztach i we wszelkich zebraniach gwarliwych, hałaśliwych, a u siebie także nie przyjmować zaraz gości i nie wystawiać się tem samem na nieuniknione przytem kłopoty i rozdrażnienia nerwów.
Zatem precz ze wszelkiemi weselnemi i poweselnemi zwyczajami, które niepokoją młode małżeństwo i nieraz i mogą być powodem długotrwałych wzburzeń nerwowych, a tem samem ukrócają prawdziwe szczęście małżeńskie! — Sposób całego życia trzeba urządzić i prowadzić wedle praw i wskazówek przyrody, a czas miodowych miesięcy przeciągną do podeszłego wieku na szczęście swego potomstwa, na chlubę i siłę swego narodu! —
Chcąc niniejszy temat opracować wyczerpująco, trzebaby napisać całe tomy, poniekąd roztrząsnąć całą „sprawę socjalną“. Ograniczamy się zatem tylko na niektórych ważniejszych szczegółach.
„Kultura“, „cywilizacya“, oto hasła przeważnej części narodów zwłaszcza europejskich. U niektórych ludów nastąpił już nawet pewien rodzaj hyperkultury, i tak np. Niemcy, zbyt lubiący nazywać się „kulturtraegerami“, chcieliby swą samozwańczą, osławioną kulturą cały świat „uszczęśliwić“![40] Narody zaś, uważane poniekąd za barbarzyńskie, bronią się, jak mogą, od takiej niby cywilizacji, w przekonaniu, że ona mieści w sobie przedewszystkiem dużo moralnej a raczej niemoralnej zgnilizny! Dowodów na to namnożyło się aż do zbytku, także z najnowszych czasów. Wspominamy tu tylko o ostatniej wyprawie wojennej przeciw Chińczykom. Podanie, wystosowane przez „Berlińskie Towarzystwo kobiet“, rzuca zbyt jaskrawe światło na wysławianą europejską kulturę i na tutejszą „obyczajność“. Otóż w podaniu tem wymieniono m. i. brutalność, chuć i rozpasanie żołdaków niemieckich jak też wogóle europejskich: W samej tylko okolicy miasta Tung-Czau blisko 600 kobiet chińskich stało się ofiarami chuci żołdaków europejskich. Nie chcąc zaś dać się zgwałcić przez napastników („wysoko cywilizowanych“?), bezbronne Chińczyczki rzucały się w studnie i topiły się tuzinami.
Wskutek takiego wyuzdania mnożą się też w sposób zastraszający choroby płciowe a szczególnie przymiot (syfilis). Otóż nie tak dawno w samych Prusiech naliczono 50,000 płciowo chorych znajdujących się w kuracji w jednym dniu. Miał więc słuszność znakomity profesor Krafft-Ebing, kiedy w publicznym swym wykładzie w Moskwie humorystycznie powiedział, że obecną cywilizację nazwać trzeba raczej „syfilizacją“. Dla zapobieżenia większemu jeszcze szerzeniu się tej obrzydliwej i podobnych chorób, co prawda w ostatnim czasie założono w Niemczech osobne stowarzyszenie. Ponieważ zaś zaraza przeniosła się i na nasze społeczeństwo, życzymy więc najzupełniejszego powodzenia zawiązanemu przecież i u nas (w Poznaniu) towarzystwu do zwalczania tej strasznej klęski.
W dzisiejszych warunkach syfilis i inne choroby płciowe znajdują rozpowszechnienie przedewszystkiem w prostytucji. Przez nazwę tę pojmujemy oddawanie przez kobietę ciała swego, każdemu mężczyźnie, który jej za to zapłaci dla odbycia stosunku płciowego. Sprawa prostytucji stanowi jedną z największych bolączek społecznych. Z następnych kilku liczb sprawdzających można już poznać mniej więcej, kim są prostytutki, a również przyczyny i stopień upadku dziewcząt Dane prof. Petersen’a dla Cesarstwa Rosyjskiego brzmią w kilku słowach, jak następuje: 87,4% wszystkich prostytutek są roty, 3,6% mają oboje rodziców przy życiu, 3% tylko ojca, 5,7% tylko matkę, 79,6% nie umie ani czytać ani pisać. Pod względem materjalnym 83,5% wyszło (do r. 1897) z rodzin zupełnie ubogich. Dla Warszawy (w r. 1895) — 69,2% było małoletnich, zaś w r. 1896 — 65,8%. — Prawie wszystkie prostytutki najpóźniej w trzecim roku procederu swego ulegają zarażeniu przymiotem (syfilisem) (93,72% dla Warszawy i 93% dla Petersburga)! Prostytutki dzielą się na urzędowe czyli jawne i potajemne.[41] Tymczasem w tak ogromnych „światogrodach“, jak Londyn i Berlin, są stanowczo zakazane objawy prostytucji, mogącej nazywać się urzędowną — niema przynajmniej otwartych rozsadników najhaniebniejszej rozpusty, świecącej miedzianem czołem bezgranicznego wyuzdania. Wprawdzie nie hamuje to rozwięzłości zbytkowników, którzy nader jawnie roznoszą i rozwożą, od zmroku do świtu, wszelkie złocone i pachnidlone brudy. Co do Berlina, przekonaliśmy się osobiście, że niejeden z krajowców, na zapytanie „z jakiego powodu istnieje tutaj taka surowość przeciw pospolitym gdzieindziej ustępom płciowym, odpowiada z lekkomyślnem napyszeniem:
„ha, Berlin nie życzy sobie cząstkowych izdebek tego rodzaju, bo.... cały jest ogólnym pałacem rozpusty“.
Tem niemniej, obcy świadek bezstronny musi przyznać, że w tak płaskim niby to dowcipie wielu tutejszych światogrodzian („Weltstaedter“) tkwi spora przesada. W istocie tutaj zbytki uprzywilejowanych rozpustników nie przenikają do większości domów rodzinnych, są mn. w. zamknięte w obwodzie pewnych zbiegowisk i odpowiednich „przybytków wesołości“, odznaczających się dość ochronną niedostępnością dla szerokich warstw społeczeństwa a tembardziej dla niedorostków. Słowem zaraza ta dotyka przeważnie chyba ludzi już zkąd inąd usposobionym do ulegania zepsuciu.
Zatem z głębokim smutkiem wyznajemy, że w naszych wielkich środowiskach, szczególnie w Warszawie, Łodzi i innych miastach w Królestwie dzieje się, niestety, daleko gorzej! „Posiadamy“, czy raczej nas posiada nietylko to, że dla szukających własnej zguby istnieją obok siebie oba działy wyraźnego wszeteczeństwa — w postaciach styczności ulicznych, wespół z urzędownemi ustępami płciowemi — lecz nadto jeszcze i to, że nawet młodzież, nieszukająca przedwczesnych stosunków tego rodzaju, bywa, z bezczelnem natręctwem, wciąganą do przepaści, drogą najpodstępniejszych wybiegów ze strony pasożytnego stręczycielstwa, szczególnie żydowskiego! Ten plugawy czynnik (wreszcie niedarmo zwany „faktor“!) daje się czuć w sposób wprost haniebny także w galicyjskich miastach, jak Lwów i Kraków a podobnież w Czerniowcach na Bukowinie. Nie lepiej dzieje się i w Czechach, szczególnie w Pradze, gdzie również, oprócz domów publicznych, grasuje wszelka instytucja prywatna. W Poznaniu zaś i w innych miastach naszych pod zab. pruskim można zauważyć pod tym względem już większy rygór. Wogóle niemało się rozprawia o dążeniu naszego społeczeństwa do poprawy, niby ku „odrodzeniu“; czas więc ostatni, żebyśmy, prócz ładnych słówek nareszcie potrafili zdobyć się na odpowiednie działanie.
Prawda, że zła, tak głęboko zakorzenionego, prawie niepodobna całkiem wyrugować odrazu, lecz to nie uwalnia nas od obowiązku pracowania nad tem stopniowo — systematycznie. Gdzie nie można w żaden sposób obyć się na razie bez ustępów ściśle dozorowanych, tam nie powinno być cierpiane przynajmniej wszetcczeństwo uliczne, zwłaszcza tak jawne, jak np. w Warszawie. Wreszcie stan obyczajowości wywiera na wszystkie stosunki społeczno wpływ tak głęboki, że każdy człowiek, dbały o dobro powszechne, powinien zastanowić się gruntownie, przedewszystkiem nad tem: czy i do jakiego stopnia może być uzasadnione pospolite zapatrywanie na przedajność płciową, jako na „zło niezbędne“ (malum necessarium)? — Wprawdzie ze wszech stron daje się słyszeć lekceważne wołanie: „tak było zawsze — tak musi pozostać“! Atoli pogląd to nietylko przeciwny wszelkiemu słusznemu pojęciu o postępie, lecz zarazem zasadniczo mylny. W istocie było zawsze tak i owak — rozmaicie — stosownie do warunków miejscowych, zależnych od nas samych, wszystkich razem i każdego zosobna.
Głównych osobowych żywiołów wszeteczeństwa jest trzy: 1. Czynnik męski, zawierający się w wyuzdanej samowoli rozwięzłych mężczyzn, uważających płeć żeńską za podwładne im narzędzie do zadowalania najhaniebniejszej zmysłowości. 2. Biernik żeński, ulegający przemocy strony silniejszej i stający się następnie rozczynnikiem szerzącym plagę, niejako mszczącym się, za siebie i sobie podobne ofiary potwornych społecznych warunków — mniej na samych sprawcach swej niedoli a więcej na nieświadomie ich małpujących niedorostkach. 3. Szczujnik średni, międzypłciowy, podniecający dla wyzyskiwania męskie, żeńskie i szczególnie młodzieńcze namiętności, które początkującym zbytkownikom przedstawiają się niby niewyczerpalnem źródłem uciech a u poprzednio wykolejonych płci obojej stają się nałogiem, stopniowo nabierającym znaczenia względnej „nieodzowności“ — dopóki starczy pieniędzy i zdrowia. A gdzie to i tamte się wyczerpią, tam nader często były czynnik męski wspólnie z przeszłym biernikiem żeńskim spływają do wspólnej gnojówki stręczycielstwa.
Z tych trzech żywiołów rozpusty, pierwszy — czynnik męski — jest zarazem płodzicielem obu ostatnich. Wybitny dowód istotności tego stanu rzeczy przedstawiają dzieje rozmaitych ludów, w porównaniu do dawnej Lakonji czyli Sparty, gdzie mężczyźni, ćwiczący się w panowaniu nad własnem ciałem, nie dążyli do robienia z kobiet ofiar męskiej zmysłowości, samodzielnie poskromionej. Tam wszetecznice, czasowo zabłąkane z innych krajów, nie mogły się utrzymać a również stręczycielstwo nie miało przytułku. Oby nasze „Sokolstwo“ było drogowskazem i w tym kierunku dla społeczeństwa naszego! —
Nowoczesna — samozwańczo przesławna, czy raczej słusznie osławiona — europejska „cywilizacja“ dotąd nie zdołała skorzystać z owego znakomitego wzoru. Przeciwnie, prawie wszystkie kraje „przodujące“, przyswoiły sobie napoleonowski „kodeks“, ten szczyt uprawnionego wyuzdania, w którym „la recherche de la paternité est interdite“ (dochodzenie ojcowieństwa jest wzbronionem). Znaczy to poprostu, że mężczyzny — uwodzącego dziewicę lub niewiastę przysięgami „dozgonnej“ miłości, a potem porzucającego swe ofiary bez opieki, nie wolno nawet oskarżyć przed sądem! Wpychającego matkę i dziecko w nędzę, przymusową przedajność i wszelką (prawdziwie dozgonną!) poniewierkę — ten kodeks ludożerczy z góry uwalnia od wszelkiej odpowiedzialności!!
Dotąd sama tylko Rosja — czyli kraj uważany przez niemieckich itp. „kulturtrager’ów“ za najbardziej „zacofany“, właśnie ona jedna od r. 1902 — została udarowana nowem prawem, wbrew przeciwnem owemu napoleonowskiemu — prawem szczerze i głęboko ludolubnem.
Mocą tego prawa: 1. nieszczęsne istoty, pospolicie zwane dziećmi „nieprawego łoża“, nabyły uprawnienia do spadkobierstwa nazwiska i wszelkiej ojcowizny, narówni z potomstwem, wynikającem ze związków ślubnych. 2. Los niezamężnych matek został zabezpieczony włożeniem na sprawcę ich macierzyństwa obowiązku zapewnienia nieślubnej małżonce dożywotniego utrzymania na stopę, odpowiadającą nie jej osobistemu poprzedniemu położeniu, lecz stanowi majątkowemu rodziciela.
Coprawda, w Norwegji także już wniesiono projekt prawa, zmierzającego ku podobnemuż celowi.
Ale czyż wolno spodziewać się, żeby inne kraje, rzekomo „postępowe“ zdołały rychło przyswoić sobie to, co niektórzy zdrowo myślący Francuzi nazywają „la lumière venant du Levant“ (światłem przychodzącem ze Wschodu).... O, bodajby też nareszcie to szczere światło zostało jak najskwapliwiej rozpowszechnionem oraz najszerzej i najściślej ogólnie przestrzeganem! — Wtedy, dotychczasowe wszeteczeństwo stopniowo upadnie samo przez się.
Groźba takiego prawodawstwa musi przede wszystkiem pohamować rozpustę męską. Nawet najpochopniejszym do zbytków odpadnie ochota ku lekceważnym stosunkom płciowym, jako mogącym pociągnąć za sobą zbyt dotkliwą pokutę. W każdym więc razie większość związków miłośnych zostanie uświęconą przez połączenie ślubne przed Bogiem i ludźmi. Skoro matki przestaną być opuszczane i tak pchane w szpony przymusowego wszeteczeństwa, to tem samem kupa ciał, tuczących ten potwór, będzie coraz bardziej szczuplała. Gdy dzieciom, wynikającym ze związków przelotnych, będą zapewnione narówni z innemi środki do otrzymania dobrego wychowania, należytego wykształcenia i zajęcia w społeczeństwie odpowiedniego stanowiska, to liczba istot, skazanych od urodzenia na niewolniczą nędzę, zejdzie kolejno do minimum a następnie i całkiem do zera.
Dla szczujnika zaś stręczycielskiego niegodziwych stosunków płciowych, wśród takich warunków bytu ogólnego, wkrótce zabraknie żywności i miejsca. Zapewne w początku niektóre zgraje nie-chrzczone czy chrzczone, żydowskie lub inne, jeszcze spróbują chwytać się rozmaitych wybiegów: tu do narzucania bogatym ludziom dzieci cudzych, ówdzie do pokątnego przedawania po grubych cenach sposobów, mn. w. zapobiegających zapłodnieniu, gdzie indziej do tego i tamtego; lecz przy słusznem prawodawstwie podstawnera będzie już łatwiej odpowiednio obostrzyć środki ochronne przeciw podobnie zbrodniczym podszeptom. Zapewne, ale zanim taki postęp ogólny będzie mógł nastąpić, a nawet i potem, wszyscy uczciwi ludzie powinni pamiętać, że polepszenie stosunków społecznych w nader znacznej części zależy od samych rodzin, zwłaszcza pod względem istniejących obecnie potwornych podwładności.
Przedewszystkiem więc rodzice i prawi kierownicy naszych nowych pokoleń powinni natężyć wszystkie siły do skruszenia więzów pieniężnej zależności od wyzyskiwaczy. Trzeba koniecznie rozstać się stanowczo ze zdradnym blaskiem powierzchownej „okazałości“ nad stan. Nie wolno nam wyczekiwać biernie ogólnego, niejako „cudownego“ wyzwolenia ze szponów niemoralności. Ogół składa się z jednostek — jakie części, taka całość — każdy niech zacznie od samego siebie, od świecenia dobrym przykładem osobistego postępowania.
Czemuż i dzisiaj rozpusta nie „kwitnie“ w takim kraju słowiańskim, jak Czarnogóra (Montenegro)? — Wprost dzięki temu, że większość tych wzorowych Słowian, pędząc żyoie proste i skromne, odznacza się też znakomitem zdrowiem i siłą ciała i ducha. Sława im! — Od nich powinniśmy uczyć się odporności przeciw zarazie europejskiej „cywilizacji“, którą znakomity uczony Krafft-Ebing tak trafnie przezwał syfilizacją!
Nie trzeba jednak myśleć, że przez prostytucję znajdują rozpowszechnienie tylko choroby płciowe. Bardzo łatwo można nabyć wszelkich innych chorób zabójczych. Otóż nie tak dawno na kongresie wewnętrznej medecyny w Tuluzie dr. Bernheim wskazywał na niebezpieczeństwo rozpowszechniania gruźlicy (suchoty, tuberkuloza) przez prostytutki. Stwierdził on groźną tę chorobę u 40% prostytutektek. Rozwojowi gruźlicy śród prostytutek sprzyja szczególnie nieregularny sposób życia i nadużywanie napojów wyskokowych. Zdaniem dra B., prostytutki porzucają zupełnie swoje zajęcie nie z powodu syfilisu, jak się to mylnie przypuszcza, lecz wskutek gruźlicy, od której większość ich umiera w szpitalach. Lekarz ów zwraca przeto uwagę na to, że nadzór sanitarny nad prostytutkami polega tylko na stwierdzaniu chorób płciowych, a nie zajmuje się wcale gruźlicą, nie mniej zaraźliwą a tak rozpowszechnioną. Częstość gruźlicznych porażeń ust i narządu płciowego u prostytutek czyni z nich źródło zarazy. Dr. B. widział niejednokrotnie, że nawet najkrócej trwające stosunki płciowe z kobietą, cierpiącą na gruźlicę, mogą być przyczyną zakażenia.
Środki, podejmowane podziśdzień przeciw niebezpieczeństwom prostytucji, pozostaną tylko półśrodkami, dopóki „czynnik męski“ nie zostanie usunięty przy powstawaniu i należycie uwzględniony przy rozszerzaniu się wszeteczeństwa. Wykazano bowiem przez lekarzy, że na 1000 prostytutek 992 wstąpiło na błędną drogę z powodu tego czynnika, kuszącego nieświadome istoty kłamliwemi przyrzeczeniami stałych środków do życia „łatwym sposobem“, a tylko 8 z powodu istotnej nędzy. W petycjach stowarzyszeń moralności udowodniono, że 32% wszystkich prostytutek zostały uwiedzione najpierw przez swych pracodawców. Lichwiarz, wyzyskujący tylko materjalnie ciężkie położenie ludzi, udających się doń dobrowolnie, bywa karany więzieniem; rozpustnika zaś, zdradą niszczącego ciało i duszę zaślepionej w nim dziewczyny, nietylko nie ściga się ani karze, lecz mu nawet nieraz jeszcze się zazdrości takiego powodzenia... Piękna to moralność, godna nowoczesnej „wysokiej kultury“! —
Cóż więc dziwnego, skoro taki zdrajca, z pogodnem czołem, szuka swobodnie dalej wciąż nowych zdobyczy? Kogoż oburza to, że jego zbyt liczne ofiary jedna po drugiej toną w bezdennych przepaściach rozpusty? Któż policzy podobnie zdradzone istoty, zamykane w pułapach jatek ludzkiego ciała, nieustannie czyhających na tak „pomyślne“ sposobności do zaopatrzenia się w świeże „mięso“ kobiece? — Dla nowiczek otwierają się tam skwapliwie pozornie „czułe“ niby „macierzyńskie“ objęcia i jak najszersze drzwi do bezgranicznego „długu“. Kośnie jak na dróżdżach lista „należności“: za „tłustą“ pensję, „świetne“ stroje, „pieczołowite“ oględziny, „zasłużone“ podarunki zbiorowe na wszelkie uroczystości w imieniu to „hojnej“ przełożonej, to „troskliwej“ szafarki, to „prześwietnego“ kuratora jaskini, — wszystko to cenione na wagę szczerego złota! — To też ztamtąd rzadko która „chowanka“ wydostanie się inaczej, jak chyba „za pomocą“ tej lub owej nieuleczalnej choroby!!
Pod tym względem „czynnik męski“ nie zaniedbuje takich niewolnic swych zbytków — najprzeróżniejsze zakażenia zbiegają się tam bez liku zewsząd i ztamtąd roznoszą się dalej do wszech krańców „cywilizowanego“ świata.
Plaga to wprost przerażająca wszystkich sumiennych stróżów publicznego zdrowia.
Nasi lekarze w ostatnim czasie również wystąpili w tej sprawie. Dr. Wysłouch omówił kwestję tę w piśmie „Krytyka Lekarska“ (nr. 2, 3, 4 i 5 r. 1902) i zwrócił uwagę społeczeństwa na niedostateczność środków dotychczasowych. Zarazem zaleca on inne bardziej humanitarne i prędzej prowadzące do celu sposoby zapobiegawcze, mianowicie obliczone na usunięcie „czynnika męskiego“. Otóż wedle autora, prostytutkom się zarzuca, że one zaczepiają przechodniów, że mizdrzą się do nich, że „demoralizują młodzież“ itp. i dla zapobieżenia temu, proponuje się bądź wprowadzenie rozmaitych ograniczeń co do spacerów takich osób po ulicach, bądź też inne tym podobne środki zapobiegawcze. I znów powtarza się „piosenka, która pozostaje zawsze nową“, mnożą się bowiem przepisy, krępujące te nieszczęśliwe istoty, gdy tymczasem donżuanom, — którzy w wysokim stopniu przyczyniają się do powiększenia zastępu upadłych, nie mówiąc już o ich prawdziwie ohydnem zachowaniu się na ulicy, — pozostawia się najzupełniejszą swobodę działania. A dola tych nieszczęśliwych jest wprost straszna. Dosyć będzie, jeśli przytoczymy za autorem, że „w domach pierwszorzędnych (publicznych) dziewczyna ma zarobku od rubla 3 — 4 kopiejek, w drugorzędnych zaś 50 kop. miesięcznie, a niekiedy do 20 klientów na jedną noc!“ Nic więc dziwnego, że — mimo oględzin lekarskich — najrozmaitsze choroby w sposób przerażający rozpościerają swe panowanie śród tych, może najszczęśliwszych w społeczeństwie. Liczby przytoczone przez autora, do pewnego stopnia ilustrują smutny koniec prostytutek.
Istniejące zaś lekarskie oględziny prostytutek, zwłaszcza znajdujących się w domach publicznych, nie mogą mieć pożądanego znaczenia dla zwalczania syfilisu i innych chorób płciowych, dopóki oględzin takich nie rozciągnie się również na osoby męskie, utrzymujące stosunki z nierządnicami. — Zresztą większa część takich domów rozpusty zniknęłaby sama przez się, gdyby w nich ściśle zakazaną było przedaż napoi alkoholicznych.
Otóż alkohol, znajdujący się w piwie, winie, wódce i likierach, jest głównym sprawcą rozpusty i jej skutków. Upijanie się wywołuje w człowieku popędy zwierzęce, a równocześnie przygłusza jego sumienie t. j. owego stróża, utrzymującego w granicach żądze zmysłowe. „Dlatego też alkoholizm i syfilis stały się poniekąd udomowionemi plagami naszemi. Krocząc od wieków obok siebie, złączyły się one w bratnim uścisku, aby tem potężniej rozwinąć się w postaci choroby przewlekłej, dla której nędza jest wyborowym gruntem odżywczym, alkohol środkiem zniszczenia, a syfilis jednym z opłakanych skutków“. Gdy lekarz zapyta się chorego: „Jak mogłeś Pan być tak nierozsądnym?“ — Wtenczas odbiera prawie zawsze odpowiedź: — „Byłem podchmielony“. — Alkohol, paraliżując wolę, osłabia równocześnie zdolność odróżniania złego od dobrego. Dlatego też prawie 90% wszelkich występków przeciw moralności popełnia się w stanie nietrzeźwym. Każdy, kto występuje przeciw niemoralności, ale przytem zapatruje się pobłażliwie na używanie alkoholu, ten walczy bronią zardzewiałą, ten też z pewnością nie osiągnie żadnych skutków. Zwykłe zalecanie „umiarkowania“ nic tu nie wskóra. Pojęli to należycie totaletyści, (zwolennicy zupełnego wstrzymania się od alkoholu) i dlatego też ich zabiegi są wieńczone spaniałemi skutkami. „Pierwszy kieliszek umiarkowanego używania wódki“ brzmi hasło ich licznych związków „jest początkiem pijaństwa“, bo rzeczywiście łatwiej powstrzymać się od pierwszego kieliszka, niż wyrzec się drugiego! Byłoby bardzo pożądanem, aby obrońcy nasi przeciw alkoholizmowi przejęli się nadal tą słuszną i jedynie praktyczną zasadą. O umiarkowaniu prawi się już od czasów Noego; a jakież są z tego skutki? Otóż obliczono, że naród polski traci corocznie 400, 000, 000 M. (cztery sta milionów! marek) — na wódkę, piwo i wino. Dr. Rothe w swojej broszurce o alkoholizmie, wydanej w 1883 r., oblicza zaś, że ilość wypitego czystego alkoholu w ciągu roku wynosiła dla samego tylko Królestwa 28 milionów litrów, czyli na jednego mieszkańca wypadało 8,76 litrów 40% wódki albo czystego wyskoku 1,09 garnca. Przekracza to znacznie odpowiedni stosunek w Belgji, Stanach Zjednoczonych, Anglji, Findlandji, Francji i innych jeszcze krajach. Statystyka zaś gub. Król. Polskiego wykazuje, że ilość użytego alkoholu z każdym rokiem się podnosi!
Załączone tu ryciny unaoczniają zewnętrzne i wewnętrzne szkody, pochodzące z pijaństwa. Zniszczenia te wynikają nietylko z samej wódki, lecz także z piwa, wina i nawet owocowych napojów alkoholicznych. — Zewnątrz wyjawia się to na twarzy mężczyzny pierwotnie zdrowego, lecz który w 30-m roku życia już lubił „pociągnąć“ — w 15 lat później zestarzał o spore lat 20 a w 60-m roku już stał się zgrzybiałym starcem, z obłąkanemi oczyma i ogólnym wyrazem człowieka, pozbawionego wszelkiej ufności w siebie — skończonego niedołęgi! — Wewnątrz odpowiednie zniekształcenia. Żołądek naprzód w stanie prawidłowym, potem w zapalnym i nareszcie całkiem owrzodzony. Serce pierwotnie zdrowe, kolejno przechodzi w t. zw. „monachijsko-piwne“, widocznie wyzute z właściwej temu pierwszorzędnemu narządowi sprężystości. — Wątroba ulega podobnemuż losowi. — Nerki przybierają postać tu otłuszczoną, dalej nabrzmiałą, w końcu gąbkowato pomarszczoną.
Rozumie się, że nadewszystko mózg — raz w raz gnieciony kłębami trującej pary, buchającej z płynu jakiejbądź postaci napitków alkoholicznych
— broniąc się dopóki zdoła od wzrastającego zamglenia, wydaje coraz rozpaczliwiej bezprzytomne rozkazy całemu ustrojowi czy raczej rozstrojowi! Rozpalona krew, wzburzone soki, powszechne zamieszanie coraz zawzięciej napiera na stację krańcową układu nerwowego, dopomina się ujścia przez narządy płciowe (p. str. 22, 35 i n.). Rozpasanie przechodzi wszelkie granice — następuje zupełne wyniszczenie wszystkich zasobów żywotnych. — Nie może tu już być mowy o żadnej sile odpornej. Rozum oddawna zatonął w bezdennym wirze, wola nie istnieje, pozostało chyba tylko zdziczałe pragnienie, lecz i to właściwie już nie do napoju a raczej do obłąkania, szaleństwa, zbrodni — śmierci!.... byle skończyć; tak trwać dłużej niepodobna!!...
Mimo to wszystko alkoholizm ciągle jeszcze pozostaje uporczywym wrogiem ludzkości, niezmiernie trudnym do wyparcia — nader głęboko zakorzenionym i rozgałęzionym w przeróżnych postaciach, w związku z wszelkiemi warunkami naszego bytu. To jakby powszechny chwast, który zbyt łatwo wschodzi, rośnie, krzewi się i zagłusza pożyteczne rośliny — w każdym klimacie, we wszystkich porach roku, na wszelkiej glebie. Napłodziło się tyle rozmaitych napitków alkoholicznych, niezliczonych barw, smaków, woni i rzekomo „dobrodajnych“ własności, że się wciąż pije! tu — „dla ochłody“, tam — dla „zagrzania się“, ówdzie — „dla humoru“, gdzie indziej — „na wzmocnienie“, w prawo „z nudów“, w lewo — „dla towarzystwa“, z przodu — „za zdrowie“, z tyłu — „przeciw chorobie“ itd. itd.; wszędzie i zawsze mn. w. na chorobę, lecz tem niemniej niby z najsłuszniejszych pobudek.
Na niewiele więc zda się prawienie morałów słowami, dopóki rodzice i wychowawcy dzieci, nauczyciele i kierownicy młodzieży, lekarze małych i starych, pasterze owieczek i kozłów nie zaświecą należycie jednomyślnie żywym przykładem!
Jakżeż to nie piorunuje się ciągle z kazalnic (ambon) na „demona“ alkoholowego, a dlaczegóż nie mamy z tego lepszych skutków? Otóż dlatego, że zbyt często można tu zastosować piosnkę: „Postępujcie wedle słów moich, ale nie wedle mych czynów“.
Rozumie się, że dobry przykład powinny tu dawać również krajowe rządy. Niestety, obecnie prawie wszystkie państwa pokrywają ogromną część swego budżetu dochodami z pijaństwa ludności, a zatem walka z niem musi ograniczać się półśrodkami. Obecność alkoholu w handlu, jako artykułu spożycia codziennego, jest najjawniejszą pobudką do trwania i rozpowszechniania się pijaństwa. Wypada tu nadto przytoczyć, że europejska „cywilizacja“ stara się „uszczęśliwić“ swemi trującemi oparami także nawet narody żyjące jeszcze w pewnej dzikości. Otóż np. z niby to „wysoko cywilizowanych“ Niemiec wywieziono już tysiące beczek spirytusu do Afryki itd. — —
Dalszą główną przyczynę panującej niemoralności stanowią opłakane stosunki mieszkalne. Sprawdzono, że w r. 1890 w Berlinie 44% wszystkich mieszkańców miało tylko jedną izdebkę do mieszkania i spania. Naliczono wówczas 100,000 osób, mających wydzierżawione tylko na noc miejsca do spania (Schlafstellen). W Londynie jest w tym względzie jeszcze gorzej, gdyż wydzierżawiają tam często jedną izdebkę kilku osobom do używania na odmian, na noc lub na dzień stosownie do zajęcia lub służby we dnie lub w nocy. W Halli misja miejska sprawdziła, że już w jednym rewirze policyjnym 128 pomieszkań nie odpowiadało zwykłym przepisom. W naszych zaś miastach i miasteczkach a szczególnie w Warszawie (na Starem Mieście!), we Lwowie i Krakowie (na Kaźmierzu!) jest jeszcze znacznie gorzej! — —
Ale i po wsiach niedostateczne mieszkania przyczyniają się do zwiększania niemoralności. I tak w r. 1899 fizyk powiatowy dr. Hasse w powiecie miasta Soldina (w Brandenburgii, niedaleko Berlina!) stwierdził, że połowa (17 na 34) lichych lepianek dla żniwiarzy („Schnitterhaeuser“, przeznaczonych przeważnie dla robotników i robotnic z okolic polskich!) nie miała oddzielnych izb sypialnych. „Na jednem i tem samem posłaniu ze słomy sypiają młodzi parobcy pomiędzy dziewczynami do niżej lat 12 jako też między mężatkami, przybyłemi tu bez swych mężów“. W niektórych miejscowościach mężczyźni byli zmuszeni przechodzić przez izbę sypialną dla kobiet lub odwrotnie. Prawie wszędzie śpiący „leżeli ściśnieni jak śledzie“. Skoro zaś nadejdzie pora chłodniejsza, wtenczas skurczają się do kupy na swych legowiskach mężczyźni z kobietami, parobki z dziewczynami, aby się wspólnie rozgrzać“. „Ani jedna taka buda (Schnitterhaus) nie odpowiadała przepisom hygienicznym“. Pracodawcy po większej części nie mają żadnego pojęcia o niebezpieczeństwach, połączonych z takiemi i podobnemi warunkami.
Szczególnie ważnym czynnikiem w zwalczaniu niemoralności jest rozumne wychowanie podrastającej młodzieży: Doskonalenie i ćwiczenie się także duchowo w pracy poważnej; przyzwyczajenie do szanowania samego siebie, do panowania nad sobą; wzmacnianie woli; umiarkowany sposób życia; nareszcie większa prostota w obejściu obu płci między sobą. Słusznie profesor Ribbing żąda w tym względzie, „żebyśmy mężczyznom i kobietom dawali możność częstszego spotykania się z sobą w warunkach zwyczajnych, częstszego niż się to dzieje obecnie, gdyż młodzież obojga płci schodzi się tylko dla rozrywki i na balach, gdzie znów obyczaj pozwala na zbyteczne zbliżenie, obowiązkową galanterję i bezwstyd w ubraniu kobiet“.
Kobietę należy wogóle powołać do większego udziału w walce przeciw panującej niemoralności. Wpływ jej na uzdrowotnienie stosunków towarzyskich jako też na podniesienie poziomu etyki jest tak znaczny, że bez niego wcale a wcale obyć się nie można. Wielka część polskich kobiet odznacza się w tym kierunku coprawda już od dawna, na szczęście społeczeństwa, tak iż nawet taki niegodziwy wróg polski, jakim był Bismark, nieraz publicznie wyraził im swój podziw. — Tu jednakowoż potrzeba, żeby zostały pobudzone do czynu nie tylko jednostki lub pewne warstwy, ale cały ogół, wszystkie a więc i t. zw. najniższe warstwy społeczne. W tym celu też zachodzi konieczna potrzeba należytego uświadomienia kobiet o istniejącym stanie rzeczy, o wielkim ich wpływie jako matek i żon na polepszenie stosunków, na podniesienie poziomu etyki, na ukształcenie ducha społeczeństwa. Otóż co do kobiety mówi Mantegazza:[42] „Kobieta powinna stać się westalką moralności i ludzkiego idealizmu, hamując zwierzęce instynkta mężczyzny. Gdyby jutro kobiety umówiły się gromadnie i odmówiły swej miłości pojedynkowiczom, wiarołomcom, przestępcom, to niewiele znalazłoby się mężczyzn, zdolnych nych przyjąć obojętnie taką karę, która dla wielu zdawałaby się straszniejszą od więzienia, lub pogardy publicznej. Gdyby miłość najpiękniejszych i najlepszych kobiet była zawsze nagrodą cnoty, pracy i bohaterstwa, to postęp świata w jednem stuleciu byłby daleko znaczniejszy, niż w ciągu ubiegłych dziesięciu wieków. Kobieta powinna nietylko kształtować charakter, lecz i uszlachetniać duszę mężczyzny, myśl jego kierować ku wyższym celom“.
Aby kobieta mogła podołać swemu tak wysokiemu zadaniu, całe wychowanie jej tak cielesne jak umysłowe powinno zawierać więcej prawdy, więcej naturalności; cały też sposób jej życia powinien odznaczać się większą prostotą. Już jako dziewczęta one powinny przedewszystkiem być uświadamiano o swem przeznaczeniu, tudzież o naturze życia płciowego; niech im również będą otwarte naturalne karty wiedzy i życia. Aby zaś kobiety, zwłaszcza z wykształconej sfery, mogły lepiej wypełniać obowiązki dobrej małżonki i matki przyszłego pokolenia, powinny już z młodu być zahartowane nietylko cieleśnie, ale też duchowo a mianowicie powinny być przyzwyczajone do znoszenia trudów a również do mniejszych wymagań życiowych i wygód. Wtenczas też łatwiej będą mogły wejść w związek małżeński, gdyż mężczyźni nie będą mieli powodu do obawy, że „jakkolwiek mogliby żonę wyżywić, nie są w stanie jej przyodziać“, itp. Im więcej zaś w społeczeństwie będziemy mieli dobrze uorganizowanych rodzin, tem bardziej podniesie się poziom moralności. —
Na rozumne wychowanie, oraz należyte pouczanie młodzieży naszej zwłaszcza pomiędzy 14 a 20-tym rokiem, powinniśmy zwracać znacznie większą uwagę. Młodzież to przecież zapowiedź naszej przyszłości! Pora przełomowa dla naszej młodzieży jest mniej więcej rok 18-ty, kiedy jeszcze daleko do dojrzałości i pełnego rozwinięcia ustroju. Iluż to młodzieńców właśnie w tym czasie daje się skusić bądź przez swych już zepsutych kolegów, bądź przez knajpę lub inne obecnie tak liczne sposobności, zwłaszcza w większych miastach. W kołach akademickich, a szczególnie w Szwajcarji i Szwecji, przekonawszy się dostatecznie o wielkich tych niebezpieczeństwach dla uczącej się młodzieży, profesorowie razem ze studentami założyli osobne stowarzyszenia moralności i trzeźwości. Rektor berlińskiego uniwersytetu w tym samym celu nie tak dawno wydał również do studentów odezwę, rozpoczynającą się temi słowy: Komilitoni (współwalecznicy)! Przyszłość Wasza — a jest to przyszłość ojczyzny — zależy od Waszej moralnej siły i od zdrowia.
Otóż byłby czas, aby nareszcie ruszyli się i nasi profesorowie i studenci w Warszawie, Krakowie i Lwowie. — Sz. Zarządy Tow. Pomocy Naukowej niechże nie zapominają, że zadanie ich nie polega jedynie na rozdzielaniu zebranych pieniędzy, ale że mają prócz tego święty obowiązek wskazania młodzieńcom najprostszych dróg, prowadzących do życia moralnego, mają obowiązek uświadamiania ich także co do życia płciowego, zwłaszcza w okresie przełomowym, mają wszczepić w nich przeświadczenie o potrzebie skromności, wstrzemięźliwości.[43] Niestety, pomimo niejednych pobudek z różnych stron, dotąd prawie nic w tym względzie nie zrobiono ani w Księstwie ani w Prusach Królewskich ani na Szląsku. Ileż tysięcy marek nieraz ciężko zapracowanego grosza przepadło, ileż młodych sił zostało stracone, wprost przez nieświadomość młodzieńczą a naszą opieszałość! Czyż rzeczywiście „czekamy na jakieś niezwykłe bodźce, któreby naszą skamieniałą obojętność zdołały rozbić?“
Ze względu na to, że warstwy niższe zwykle idą za przykładem wyższych, bardziej wykształconych, polepszenie obyczajów powinnoby wyrobić się przez zapoczątkowanie z góry. Dlatego też główną odpowiedzialność za stosunki panujące obecnie niosą właśnie sfery wyższe, rozrządzające zwykle większym majątkiem materjalnym. Skoro tam zmienią się zapatrywania, zwłaszcza co do występnych stosunków pozamałżeńskich, wtenczas też dopiero zmieni się i prawodawstwo co do prostytucji, co do knajp nocnych, rozpustnych przedstawień, tingel-tanglów, a równie też co do opłakanych warunków mieszkalnych jako też pokrywania budżetu państwowego dochodami z upijania się ludu alkoholem. Atoli dla istotnego zwalczenia panującej niemoralności, tego nie dosyć.
Jednocześnie z uznaną prostytucją, którą pospolicie piętnuje się bezsprzecznie zasłużoną nazwą rozpusty, obecne społeczeństwo jest pogrążone po uszy w inną kałużę hańby, może jeszcze trudniejszą do wyczyszczenia, bo niejako „nietykalną“.
Są to zbyt modne stadła, cieszące się powszechnem poważaniem, na mocy przywłaszczonego tytułu „prawych“ związków małżeńskich, ale w rzeczy samej nieraz nietylko daleko nie warte innych, niby lewych, lecz nawet wprost potworne. Plagę tę rozbierzemy tu do naga pod jej właściwem imieniem:
Jestto niestety nader pospolite, nierzadko zbyt długie, częściej smutne niż śmieszne, przedstawienie teatralne, na scenie życiowej. Sztuka to tem haniebniejsza dla jej autorów, iż zwykle bywa wprost męczeńską dla wykonawców, czyli owych potwornych stadeł, które nie wstąpiły dobrowolnie, a zostały przymusowo wtrącone w związek małżeński — nie wedle woli Boga-miłości a na podszepty bożka-zysku, wielbionego przez tylu zaślepionych rodziców, rodzeństw i opiekunów, zapatrujących się na stan małżeński, jako na kontrakt handlowy, mający zapewnić „ukochanemu“ (?!) dziecku dobrobyt materjalny! „Vac victis“, biada zwyciężonym, których się nazywa „pokornymi“, „dobrze wychowanymi“ za to, że — stając przed ołtarzem wbrew własnej chęci, — na zapytanie „czy masz dobrą i nieprzymuszoną wolę?“.. odpowiadają świętokradzko „mam“, nieraz mając.... w konającem sercu, obraz innej osoby!
Czyż wolno się dziwić, skoro takie stadła bywają, conajmniej duchowo a często i cieleśnie, zchopólnie dozgonnem.... przeniewierstwem?!.... A i w najlepszym razie — jeśli nawet z czasem nastąpi wzajemne oswojenie — zawsze jeszcze związek taki pozostaje chyba tylko wyrazem poniżającego spodobania wygód i niemniej poziomej obawy przed światem, ale takie pobudki nie mogą sprowadzić szczerego umiłowania obowiązków, czy raczej więzów, przyjętych z odrazą. W takich związkach niezmiernie rzadko zachodzi duchowe zbliżenie, chociażby za pomocą wspólnego pokochania dzieci; nierównie częściej i na tych najniewinniejszych istotkach cięży brzemię przedrodnego przekleństwa!!
Cóż dopiero kiedy mąż — może już przed ślubem rozwiązły a i po takim ślubie niemniej pogrążony w rozpuście — wpadłszy pokryjomu gdziekolwiek w jakąś szkaradną chorobę, przyniesie ją do domu i tu pozornie spełniając obowiązek małżeński zarazi niemiłą sobie żonę? W takim razie, chociaż niejeden i dozna przelotnych wyrzutów sumienia, to zwykle nie na długo. Przeciwnie, skoro, wskutek takiego zakażenia, jego ślubna niewolnica, może przedtem piękna, raptem pocznie niszczeć, brzydnąć — wtedy niecny sprawca tego nowego upośledzenia swej ofiary znienawidzi ją ostatecznie!
Wśród takich warunków, czyż można się dziwić zwyrodnieniu nowych pokoleń? Czyż to nie objaśnia zbyt wymownie coraz szerzącej się obawy przed samą myślą o możności przyjścia licznego potomstwa? Czyż takie pożycie małżeńskie może nie być ślubnem wszeteczeństwem?!....
Coprawda, teraźniejsza przepisowa „moralność“, czyli raczej udawana obyczajność wyrokuje o tem całkiem inaczej: według niej występek mogą popełnić tylko słabsi, bezbronni.
Nietylko „siła góruje nad prawem“, lecz nadto i samo prawodawstwo musi służyć przeważnie do mnożenia środków przemocy, obracanych ku ostatecznemu gnębieniu strony bezbronnej. Najrozpustniejszego mężczyznę nazywa się chyba „hulaką“, „bałamutem“, nader rzadko „marnotrawcą“. Tu, nawet najszkaradniejsze zbrodnie zwykle bywają otaczane t. zw. „łagodzącemi okolicznościami“. Natomiast wszelki, chociażby najmimowolniejszy błąd ze strony kobiety — wnet potępia się bezwarunkowo, lub w dodatku jeszcze się go napompowuje zmyślonemi powodami obostrzenia! Czy to w małżeństwie czy poza niem, szczególnie co do spraw płciowych, sądy ludzkie są zarówno jednostronne.
Dziewczę, które w szczerem miłośnem uniesieniu zda się na wiarę ukochanego i pozornie kochającego zwodziciela — to istota „upadła“! Taką, „cywilizowane“ społeczeństwo wygania ze swego „wstydliwego“ koła, miesza z biotem razami piorunów oburzenia, piętnuje przezwiskiem „wszetecznicy“, skazuje gorzej niż na śmierć, bo na dźwiganie w nędzy i poniewierce nieraz podwójnego życia: matki z dzieckiem. A skoro z takiego „grzechu“ miłości wyniknie w istocie najwznioślejsze macierzyństwo, godne służyć za wzór samozaparcia dla wszelkich matek, to świat, niemiłosiernie „bezgrzeszny“ (?!) czy raczej wygórowanie okrutny (może przez zazdrość), mści się nawet na bezwiednym owocu takiego „występku“ — na słabej (chociażby zresztą najzdrowszej ciałem i duchem) dziecinie, którą się potrąca nogami, jako „bękarta“, „wyrzutka“ społeczeństwa, prawie już przedrodnego „zbrodniarza“!
Tymczasem rodzic, t. j. istotny sprawca tej niedoli, czyli rzeczywisty zbrodniarz, nietylko nie jest uważanym za upadłego, lecz owszem zwykle bywa jeszcze zdobiony tytułem „donżuana“ — „świetnego zwycięzcy“!... Za przykładem ślubnych pań-matek, „przyzwoite“ córy, powołanki do uświęconego związku małżeńskiego, ubiegają się często na przebój o względy takiego „bohatera“(!). O boć to „rycerz“(!) warty zostać w swą kolej „pokonanym“ strzałą w piętę Achillesa. — To też zewsząd go ścigają pociski: tu, chociażby tylko pozornie „czystych“ oczu, tam „promienie“ mn. w. szczerych czy wreszcie byle jak podrabianych błyskotek, mających stanowić zapowiedź „pękatej“ szkatuły....
Zarówno taką Djanę, boginię łowów, — która przez zimną rachubę, mężczyźnie, bardziej niż obojętnemu, nieraz całkiem wstrętnemu, wprost się zaprzedała, — tylko za pokwitowaniem, noszącem nazwę kontraktu „ślubnego“, — wszyscy „bezgrzeszni“ obsypują zaszczytami należnemi „nieskalanej“ małżonce!
Ażaliż, słusznie potępiane, przedawanie ciała za pieniądze na czas ograniczony — na „moment“, kilka godzin, jedną lub więcej nocy — ma być w istocie czemś gorszeni od uchwalonego zaprzedawania się w dożywotnią posiadłość? Na prawdę zachodzą tu dwie główne różnice: pierwsza taka, jak pomiędzy najemnictwem przelotnem a poddaństwem stałem; druga — że takie poddaństwo nierzadko przekształca się w uciemiężenie strony rzekomo „panującej“nad przeciwną, lecz w istocie nieraz nie władającej nawet samą sobą i zatem owładniętej przez roślinę pasożytną, za bardzo utuczoną kosztem własnej krwi.
Czyż zmierzanie ku takiemu „związkowi“ nie należy właśnie do najpewniejszych zadatków wszeteczeństwa ślubnego? W porównaniu do takiej obłudy, w celu wkręcenia się w związek „uprawniony“, czyż niejedna z powszechnie poniewieranych, za skutki szczerej lecz nadużytej miłości, nie jest raczej godną uwielbienia? — Czyż nie wypada tu zastosować pełnych miłosierdzia słów Chrystusa „a ostatni staną się pierwszymi“, w znaczeniu takiem, że poniżeni przez ludzi będą wywyższeni przed Bogiem?.... i na odwrót!
Związek małżeński, ukuty przymusem, lub rachubą — to nie sakrament a świętokradztwo, mogące zamieszkać jedynie w jaskini zobopólnego przeniewierstwa!
Małżeństwo wedle Boga, to ołtarz gorącej miłości, która jest i musi być wzajemnie szczerą. Taka miłość: tu, wybucha jak burza, wstrząsająca całą istotą do bezdennej głębi; ówdzie, wstępuje wolnym, cichym krokiem, miękko, lecz coraz ściślej ogarnia nieświadomą duszę, — stosownie do temperamentu — zawsze i wszędzie z bezwzględnem oddaniem. Tylko taka miłość trwa niezmiennie, nigdy nie przekształca się ani w przyjaźń ani w nienawiść — zawsze pozostaje sama sobą.
Taka miłość zawsze wierna — mimo zdrady, pogardy, poniewierki — zawsze jednakowa!
Prawdziwa miłość nie zna zawiści, zazdrości.... Te nizkie uczucia są wytworem samolubstwa, związanym z ciągłem zwątpieniem; miłość ufa bez granic.
Młodzież męska i żeńska powinna być sposobioną od kolebki do miłości nie bojącej się różności klasy ani stanu, bo istotnie i całkowicie wszechludzkiej.
W małżeństwach opartych na takiej miłości, nie da je się uczuwać próżnia duchowa, która zwykle rozprzęga stadła, związane tylko względami materjalnemi, męża pędzi do karczmy i rozpusty a w żonie rozwija namiętność ku strojom, plotkom i co ztąd wynika. W małżeństwach zawartych z istotnej miłości, wzajemna potulność i wyrozumiałość, wspólne zabiegi domowe i rodzinne wystarczają obojgu za wszystko i na wszystko.
Małżeństwo prawdziwie rzetelne zostaje zawarte m już od chwili pierwszego stopienia się dwóch dusz w jedną siłę, niezależnie od obrządków ślubnych. Wygłoszenie publiczne takiego związku stanowi jedynie obyczajowe dopełnienie spójni duchowej, już istniejącej niezależnie od uświęcenia zewnętrznego. Gdzie takiej spójni nie było poprzednio, lub gdzie ją zerwały nieprzewidziane okoliczności, tam żadna pieczęć powierzchowna, chociażby zresztą najuroczystsza, nie zda się na nic!
Ponieważ zaś te smutne wypadki muszą się zdarzać niekiedy nawet w stadłach połączonych wskutek wzajemnego pociągu, który się uważało za prawdziwą miłość — po pewnym czasie następuje rozczarowanie — zatem związek małżeński nie powinien być bezwarunkowo nierozerwalnym. W takich razach, nieskończenie lepiej rozstać się szczerze, aniżeli pozostawać nadal w związku obłudnym. A i dzieci zawsze można podzielić w sposób taki, ażeby każde z jednej strony rodzicielskiej dostało wychowanie lepsze, niż wśród obojga duchowo poróżnionych i tem samem wpadłych w ślubne wszeteczeństwo, stanowiące najgorszy przykład! Wprawdzie nadmieniliśmy poprzednio (str. 145), że, wśród ludzi, rozwiedzionych z małżeństwa, statystycznie stwierdzono wypadków samobójstwa jeszcze więcej, niż w bezżeństwie, lecz któż zdoła przeniknąć i obliczyć tajne następstwa nierozwodów mimo rozbratu, jedynie przez niewolnictwo względem stanowiska, stosunków „towarzyskich“ itp. wspólnych kajdanów? Niewola jest matką obłudy, podstępu i wszelkich przewrotności, któremi szczera wolność się brzydzi, bo ich nie potrzebuje. Jak ciasne obuwie wykrzywia nogi, tak skrępowanie ducha płodzi ułomności moralne. Niewola tonie w ciemności, tłumiącej wszelki hojny pochop; swoboda pływa w świetle samoświadomej godności.
Miłość samodzielna, szczera, samowiedna jest sama przez się uczuciem świętem, które sakramentu małżeństwa nietylko nie splami, lecz owszem jeszcze go zastrzeże od świętokradzkiego kłamu, zbyt pospolitego w małżeństwach, „rozumowych“.
Atoli szczere światło samowiedne nie zabłyśnie jednym razem. Do ślubów całkiem bezwszetecznych społeczeństwo nasze jeszcze nie dorosło i potrzebuje systematycznego wychowania, o ile możności przez odrodzenie moralne warstw przodujących.
∗ ∗
∗ |
Przyczyny istniejącej niemoralności są nader wielorakie; do głównych należą następujące: a) z jednej strony ślepe samolubstwo, z drugiej — niewolnicza podwładność; b) tu, brak ochoty, tam środków — wszędzie: niedostatek potrzebnej świadomości praktycznej do należytego sposobu życia i celowego wychowania nowych pokoleń; c) we wszystkich warstwach społeczeństwa mn. lub w. zamiłowanie w ostrych lub tępych napojach alkoholowych, rozpalających pokarmach i wszelkich szkodliwych używkach; d) powszechne rozprzężenie obyczajów i ogólne ubóstwo pod względem rozumnej a silnej woli do świecenia dobrym przykładem; e) niemniej ogólne zamglenie pojęć o celu życia, znaczeniu płciowości, związków małżeńskich, stosunkach społecznych itd. itd.
Dla skutecznego przeciwdziałania temu rozkładowi ludności, trzeba koniecznie wprowadzić w życie przedewszystkiem zasadę „Noblesse oblige“ — szlachectwo zobowiązuje (do szlachetności): im bardziej się znajduje w położeniu uprzywilejowanem, tem silniej powinno się przodować ku powszechnemu doskonaleniu. W tem więc główne kroki należą: A) do rządów, zgromadzeń prawodawczych i wszelkich władz ustanowionych; B) do stowarzyszeń, zakładów i osób, rozrządzających wielkiemi środkami; C) do ludzi wyżej wykształconych: duchownych, myślicieli, uczonych, przełożonych, wychowawców, pisarzy, artystów itd.
Pierwszorzędne zaś założenia prawdziwej, moralnej cywilizacji są:
1. Podniesienie ogólnego poziomu pojęć, uczuć, dążeń i czynności w życiu osobistem, międzypłciowem, rodzinnem i społecznem.
2. Szerzenie samopoznania, miłości bliźniego, światłej wiedzy, zamiłowania zdrowia ciała i ducha, pracy, porządku i rozumnej gospodarności.
3. Zwalczanie wszelkich niedostatków społecznych przez ogólnie zgodnomyślną ochoczość do rzetelnej wymiany każdostronnych zasobów żywotnych.
4. Wzbogacanie środków do rozsądnego, zdrowotnego i obyczajowego kształcenia oraz obcowania młodzieży płci obojga, wszystkich warstw społeczeństwa.
5. Rozpowszechnienie trzeźwości całkowitej oraz wszelkiej krzepiącej wstrzemięźliwości.
6. Poskromienie samolubstwa, szczególnie męskiego, jako pierwszorzędnego źródła rozpusty ogólnej.
7. Mnożenie małżeństw, opartych na szczerej wzajemnej miłości.
8. Piętnowanie wszeteczeństwa płci obojej, jak z wolnej ręki tak ślubnego, wynikającego z węzłów wskutek żądzy zysków.
9. Powstrzymywanie związków małżeńskich pomiędzy ludźmi wyraźnie zwyrodniałymi.
10. Pokonanie nędzy materjalnej przez podniesienie poziomu gospodarczego szerokich warstw ludności.
Łaskawe przyjęcie, jakiego doznało pierwsze wydanie niniejszej książki, mile pobudziło nas do nowych starań o wzbogacenie zakresu obecnego wydania.
Tak więc zostały tu wprowadzone liczne, nowe, wyświetlające ryciny, rozprawki, wiadomości statystyczne itp. Przedewszystkiem przybyło dobitnych wskazówek co do potrzeb i sposobów szczerze pouczającego uświadamiania młodzieży o życiu płciowem i jego ważności. Została wytkniętą droga prosta i pewna, na jakiej zdrowy ogień młodzieńczy, uszlachetniony samowiedzą ludzkiej godności, ma zyskać na hojności pochopu, wszechstronnej dzielności i płodności, uroku oraz wzniosłej celowości — zgodnie z niezłomnemi prawami przyrody. Położony znaczny nacisk na szczytność stanowiska duchowego, jakie przynależy człowiekowi wśród ziemnych tworów: roślin, owadów, ptaków i zwierząt wszelkiego rodzaju. Rozwinięte rady i przestrogi co do niebezpieczeństw, napotykających się przy niewłaściwem obcowaniu międzypłciowem. Wskazane najdostępniejsze dla wszystkich warstw społeczeństwa środki do nabycia jak najdzielniejszej odporności przeciw pokusom, mogącym stawać na przeszkodzie do ludzkiego rozwoju ciała, umysłu i ducha. Wyłuszczone podstawy konieczności związków małżeńskich, opartych na wczesnem uposażeniu młodzieży w zasoby wartości osobistej, mającej stanowić najtrwalsze mienie oraz najpewniejszy zadatek szczęścia, jak małżeńskiego tak i ogólnie ludzkiego. Dopełnione to zarazem wywodami z najnowszych badań i obliczeń, wykazujących jak dalece należyty stan małżeński uzupełnia, zdobi, przedłuża i ochrania nasze życie. — Wykazane dobitniej zgubne działanie alkoholu na sprawy ludzkie a szczególnie na stosunki płciowe i rodzinne. Rozebrane ściśle przyczyny istniejącej niemoralności tudzież źródeł ciążącego na sprawach społecznych wszeteczeństwa, tak uznanego jak i kryjącego się pod maską przymusowych lub inaczej nierzetelnych węzłów ślubnych. Nareszcie obecne dziełko zostało zamknięte wykazaniem koniecznej potrzeby i głównych zasad zbiorowego przeciwdziałania wzrastającemu zwyrodnieniu ludów rzekomo cywilizowanych, z wytknięciem prostej drogi ku cywilizacji rzeczywiście postępowej.
Natomiast — stosownie do poglądu autora naszej niniejszej przedmowy, d-ra J. Drzewieckiego a zarazem zgodnie z uwagami licznych czytelników I-go wydania — rozdziały, dotyczące dziedzicznych lub osobistych chorobliwych zboozeń płciowych zostały ztąd całkiem usunięte. W istocie jestto przedmiot poniekąd odrębny, mogący znaleść odpowiedniejsze miejsce w osobnym zakresie, którym zajmiemy się chyba przy innej sposobności. —
- ↑ Jako siłę postrzymującą gromadki atomowe (uznane za pierwsze jednostki biologiczne, zwane zwykle komórkami, po łacinie: cellulae) nie tylko w sobie samym, ale też wzajemnie pomiędzy sobą przez pewien czas, uznać wypada ogólnie prawo przyciągania przeciwnych sobie cząstek z odpychania równych czyli naelektryzowanych jednakowemi substancjami.
- ↑ Porównaj dzieło Krafft-Ebing’a: „Psychopatia płciowa“.
- ↑ Przy tej sposobności zwracamy również uwagę na rozprawkę zamieszczoną w „Przewodniku Zdrowia“ r. 1901 na str. 49, 56 i n. pod napisem: „Kwestja moralności w nowoczesnem społeczeństwie“.
- ↑ Niepłodność nie zupełnie wyklucza zdolność zwykłego spółkowania. Nadmieniamy to z tej przyczyny, że przez wyraz łaciński „impotens“ lub „impotentia“ zwykle rozumiemy niemoc płciową czyli niezdolność do prawidłowego spółkowania.
- ↑ Leucyna (C6H13NO2) jest bielą kleistą z atłasowym połyskiem.
- ↑ Havelock Ellis: „Mężczyzna i kobieta“; badania nad drugorzędnemi cechami płciowemi człowieka. Z ang. przełożył F. Wermiński. — Cena 10 M.
- ↑ Nie trudno przekonać się o tem patrząc na spokładane nasze zwierzęta domowe, jak konie, woły, skopy, kapłony, wieprze lub też świnie-mniszki.
- ↑ Patrz: „Przewodnik Zdrowia“ r. 1900 str. 68: „Bocian a dzieci zkąd się biorą małe dzieci“ — dalej str. 98: „Jeszcze w sprawie bajki o „bocianie“.
- ↑ Podług Klary Muche.
- ↑ Szczegóły co do samopłcenia podane są w książeczce: „Onanizm czyli Marnopłcenie“. Nakładem wydawnictwa „Przew. Zdrowia“.
- ↑ Bliższe szczegóły podane są w „Przewodniku Zdr.“ r. 1899 str. 73 i 81 i n.: „Jakich zmian w szkolnictwie wymaga nauka zdrowotności“.
- ↑ Patrz Przew. Zdr. 1904 str. 52: Skład chemiczny napojów alk.
- ↑ Czytaj: „Jarska kuchnia“, str. 1 do 32.
- ↑ Patrz Przew. Zdr. 1904 str. 52: Skład chemiczny napojów alk.
- ↑ Patrz obrazki w Przewodniku Zdr. r. 1898 str. 19: „Kilka okazów dzieci tuczonych“.
- ↑ Patrz: Przewodnik Zdr. r. 1898, str. 79: „Środki przeciw zatwardzeniu“ — lub też książeczkę: „Sposoby i przepisy lecznistwa przyrodnego“.
- ↑ Patrz: Przewodnik Zdr. 1896 str. 95: „Szkodliwość zatrzymywania moczu“.
- ↑ Czytaj książkę: „Opieka nad dzieckiem przed urodzeniem i nad nowonarodzonem“).
- ↑ Wyraz „onanja“ pochodzi od Onana, które to imię zachodzi w piśmie Św. Genesis XXXVIII, 8 i 9. Niedawno wydaliśmy oddzielną książkę: „Onanizm czyli marnopłcenie. Objawy, przyczyny, następstwa, zapobieganie, leczenie“.
- ↑ Czytaj w Przew. Zdr. 1902 str. 52: W jaki sposób i z jakich przeczyn tworzą się robaki u dzieci i dorosłych? — oraz książeczkę: „Robaki w ciele ludzkiem, ich powstawanie i usuwanie“.
- ↑ Czytaj Przew. Zdr. 1896, str: 95.
- ↑ O tem poszczególniej w książkach: „Przestrogi i rady dla dorosłej młodzieży“ i „Onanizm“ itd.
- ↑ Opis stanów chorobliwych podany w książce: „Samopomoc w chorobach i cierpieniach płciowych“.
- ↑ Osmoza = przenikanie, przesiąkanie czyli mieszanie się dwóch płynów różnych przez błonkę (np. pęcherzyka), która je oddziela.
- ↑ Real-Encyklopädie d. ges, Heilkunde. t IX. pag. 3.
- ↑ „Hygjena kobiety“. Cena: 2,50 M.
- ↑ 17-te możnaby nazwać wiekiem szału przepychu (Przyp. red.)
- ↑ p. „Przew. Zdrowia“ 1902 str. 25 i 26: sprawa przyrostu ludności a zdrowotne wychowanie.
- ↑ Oesterlen. Handbuch der Med. Statistik. S. 193—194.
- ↑ A jednak śmiertelność żydów w Galicji jest znacznie mniejsza niż wśród ludności chrześciańskiej! żyją bowiem o wiele higjeniczniej (umiarkowanie w jedzeniu i piciu, posty, łaźnia, szanowanie sabatu i t. d.). Dr. Z.
- ↑ Dr. Lubelski. „Małżeństwo“.
- ↑ Oesterlen, Casper.
- ↑ Patrz: „Przestrogi i rady dla dorosłej młodzieży“ dalej „Samopomoc w cierpieniach i chorobach płciowych“.
- ↑ Patrz odnośny ustęp w książce „Samopomoc w chorobach płciowych“.
- ↑ Dziedziczne usposobienie do chorób a nie dziedziczne choroby! —
W r. 1896 a w 40-m mego życia przeszedłem zapalenie opłucnej po stronie lewej i dzięki środkom przyrodnego leczenia wyzdrowiałem zupełnie bez śladu żadnych złych następstw, zrostów itp. Dwoje dzieci (nie bliźniaki), które się nam urodziły w kilka lat później, przechodziło takie same po tej samej stronie lewej zapalenie opłucnej w bardzo wczesnym okresie życia! Obecnie są zupełnie zdrowe, ale zdaje się będą niskiego wzrostu. Dr. Z. - ↑ Czytaj rozprawkę d-ra Zaleskiego: „Alkohol a miłość“.
- ↑ Niedarmo francuskie przysłowie mówi: „qui a bu, hoira; qui a joué, jouera“ (Kto pił, będzie pił; kto grał, będzie grał).
- ↑ Molière w komedji Amfitrio kładzie w usta Sozji następujący pięciowiersz:
Powiadają lekarze, że człowiek pijany
Powinien się zdaleka mieć od swojej żony;
Gdyż ztąd rodzi się dzieci niezgrabne bałwany!
Uważ, gdybym się jakiem uwodził łakomstwem,
Pięknembym cię za kąty uraczył potomstwem.
Tłómaczenie Franciszka Zabłockiego. - ↑ Patrz odnośne opisy w „Przewodniku Zdrowia“ rocznik 1896, str. 43 i 52, oraz w broszurce: „Czem zastąpić napoje alkoholiczne?“
- ↑ Jak Hererów?!..
- ↑ Ważniejsze prace o prostytucji w języku polskim są następujące: Martineau „Prostytucja potajemna“ tłóm. 1892; Lombroso „Kobieta jako zbrodniarka i prostytutka“; Dalton „Trąd społeczny“ 1887; Rogowicz „Oględziny lekarskie kobiet“; Giedroyć „Prostytutka jako źródło chorób wenerycznych w Warszawie“ 1892. Literatura obca jest o wiele bogatsza. Pisali w tej kwestji między innymi: Parent-Duchâtel,Fournier, Specht, Tarnowskij i w. in. — Kto chce się dowiedzieć nieco o uchybieniach, jakie ciążą na urzędnikach policyjnych wobec niewinnych dziewcząt i kobiet, niech czyta następujące książki: Die Gebrechen u. Sünden der Sittenpolizei von Dr Henne-Am-Rhyn“, dalej „La Prostition“ przez Yves Guyot’a.
- ↑ P. Mantegazza „Fisiologia della donna“ Milano. p. XX.
- ↑ Dla utorowania drogi w tym celu, wydaliśmy poszczególną broszurkę: „Przestrogi i rady zdrowotne dla dorosłej młodzieży“. Red. Przew. Zdr.