ILIADA.
XIĘGA XI.
Piękna Jutrzenka z łoża Tyrtona się budzi,
Niosąc żądane światło dla bogów i ludzi;
Gdy Jowisz do naw Greckich śle sprawczynią ięku,
Niezgodę, boiów hasło trzymaiącą w ręku.
Staie wpośród obozu, na Ulissa łodzi.
Skąd łatwo do dwu floty końców głos dochodzi,
Gdzie Aiax i gdzie Pelid stoi niezwalczony:
Ci swym ludem zaięli dwie ostatnie strony.
Zaufawszy i męztwu i barkom niezłomnym.
Skoro bogini głosem ryknęła ogromnym,
Natychmiast się Marsowy ogień w piersiach pali,
Pragną, by iak nayprędzéy kurzu skosztowali;
I więcéy im smakuie krew, rany i blizny,
Niżeli prędki powrót do lubéy oyczyzny.
Woła król, by do broni mieli się rycerze:
I sam razem na ramie świetną zbroię bierze.
Kształtny obów na nodze srebrną haftką sprząga
Na piersi kirys, cudnie wyrobiony wciąga,
Dar Cynira, przyiaźni spólnéy zakład miły.
Bo gdy nawet aż w Cyprze wieści rozgłosiły,
Że Grecy na okrętach niosą bóy pod Troię,
Tym on darem królowi okazał chęć swoię.
[68]
W nim rózg dwadzieścia sztuczna wydała robota 23
Z cyny, dziesięć ze stali, dwanaście ze złota;
Trzy modre widać węże po obudwu bokach:
Tak się one wydaią, iak tęcza w obłokach.
Znak pamiętny dla ludzi, na niebie wyryty.[1]
Przypasuie miecz, gwoźdzmi złotemi nabity:
Pochwy go srebrne kryią, ze złota pleciona
Taśma, miecz trzymaiąca obwodzi ramiona.
Całe kryiący ciało, bierze puklerz tęgi,
Pyszna go miedź otacza dziesięcią okręgi,
Z śnieżnéy go cyny garbów dwadzieścia wydyma,
A ieden z czarnéy stali, który środek trzyma.
Krwawym wzrokiem błyszcząca, miną groźna srogą,
Stoi w środku Gorgona z Ucieczką i Trwogą.
Tam gdzie do tarczy rzemień przywiązan srebrzysty,
Uderza zatrwożone oczy smok modrzysty,
Trzy w nim głowy skrzywione iedna rodzi szyia,
A przeciągłą swą postać w wielkie koła zwiia.
Nareście głowę świetnym szyszakiem przykrywa,
Na którym czub poczwórny, strasznie grożąc, pływa:
I ostre, w miedź okute, dwa bierze oszczepy,
Blask z nich idzie wysoko, aż pod nieba sklepy.
W tak okazałéy zbroi króla widzieć rada,
Czci go wydaiąc łoskot, Juno i Pallada.
Zlecaią powoźnikom swym bohatyrowie,
Aby konie w porządku trzymali przy rowie:
[69]
W świetną zbroię przybrane, liczne idą szyki, 49
Przed iutrzenką straszliwe ozwały się krzyki.
Wozy w tyle, a przodem piesze ciągną roty:
Jowisz woyska do boiu zapala przez grzmoty,
I spuszcza krwawą rosę, a przez to znać daie.
Jak wiele dusz w Plutona czarne wpędzi kraie.
Na pagórku Troiany zbroię przywdziewały,
Wodzem ich wielki Hektor i Polidam śmiały,
I Eneasz od ludu, iak bóg, uwielbiony:
Insze zaś Troian półki, na pole Bellony,
Polib, Agenor, syny Antenora wiodą,
I równy bogom śliczną Akamas urodą.
Hektor z ogromną tarczą, śmiałym stąpa krokiem.
Jak odziany posępnym kometa obłokiem.
Raz krwawém błyśnie światłem, drugi raz się skryie;
Tak Hektor, miecz na Greckie zaostrzaiąc szyie,
Już w piérwszych widzian rzędach, iuż w ostatnie leci,
A miedź na nim, iak groźna błyskawica, świeci.
Jak żniwiarze, na polu możnego dziedzica,
Gdzie mu się zrodził ięczmień, lub piękna pszenica,
Tną naprzeciwko siebie, gęste lecą kłosy;[2]
Tak Troianie i Grecy, przez okrutne ciosy,
Niepomni o ucieczce, iak wilcy, zażarci,
Biią się, w srogim boiu zarówno uparci.
Patrząc na to Niezgoda, krwawe oczy pasła,
Sama boiom przytomna, dawała im hasła:
[70]
Insze bogi spokoynie w Olimpie siedziały, 75
Gdzie każdy z nich dla siebie ma pałac wspaniały.
Ale szemrzą żałuiąc, iż rzuciwszy Greki,
Jowisz użycza swoiéy Troianom opieki;
Na to on nie uważał: lecz siedząc wysoko,
Zdala od nich, otoczon chwałą, zwrócił oko,
Na okręty Achiwów, pyszne wieże Troi,
Na biiących, ginących, i na blask ich zbroi.
Póki się dzień przy świetle Jutrzenki rozwiiał,
Nawzaiem lud srogiemi ciosy się zabiiał.
Z obu stron równa strata; ale w téy godzinie,
Gdy drwalnik obiad sobie gotuie w dolinie,
Gdy zemdlon pracą, czuie swe siły na schyłku,
A wnętrze ckliwe łechce żądanie posiłku;
Grecy sobie Marsowéy dodaiąc ochoty
I całą moc wywarłszy, łamią Troian roty.
Naypiérwszy Agamemnon na czoło wyskoczył,
I we krwi Biianora wodza oczczep zbroczył:
Tuż zaraz Oileia zabił, rządcę koni.
Rzucił się z wozu rycerz, i z oszczepem w dłoni
Stanął przeciw zwycięzcy: lecz się nie ocalił;
Silnym go razem dzidy król Micen obalił.
Uderzył nią w przyłbicę: trzasła miedź, kość pękła,
Mózg wyprysnął, padł rycerz, ziemia pod nim iękła.
Odziera ich, a wziąwszy zdobycz znakomitą,
Obu na polu z piersią zostawia odkrytą.
[71]
Na Jza i Antyfa idzie zapalony, 101
Tego Pryam z kochanki, a tego miał z żony:
Na iednym siedzą wozie dway rycerze młodzi,
Jzus końmi kieruie, Antyf bronią godzi.
Niegdyś pasących trzody Pelid wziął ich łupem,
Przywiódł związanych, późniéy wydał za okupem.
Nieszczęśliwi! pod sroższy dzisiay wyrok idą:
Jza piersi okrutną przeszył Atryd dzidą:
Antyfa ciął pod ucho: pada i umiera.
Przybiega Agamemnon, i gdy zbroię zdziera,
Aż sobie, że ich dawniéy widział, przypomina,
Gdy z Jdy byli wzięci przez Peleia syna.
Jak, gdy lew do łożyska prędkiéy łani wpadnie,
Młody iéy płód porywa, zabiia go snadnie,
Koci w zębach gruchota i duszę wyciska,
Nie da mu biedna matka ratunku, choć bliska:
Ale sama przelękła, porzuciwszy dzieci,
Przez knieie niedostępne, przez las gęsty leci,
Uziaiana i cała słonym zlana potem;
Tak z Troian nikt ich nie wsparł przed zobóyczym grotem,
Owszem sami strwożeni, precz z pola pierzchali.
Wtedy król Hyppolocha i Pizandra wali:
Oyciec dwu woiowników był Antymach stary:
Ten drogiemi przekupion od Parysa dary,
Odradzał, by Helenę powrócić do Sparty:
Wpadł na nich Agamemnon, okrutnie zażarty.
[72]
Na iednym wozie pędzą, ile zdążyć mogą, 127
Upuścili leyc z ręki, przerażeni trwogą:
Jako lew rozjuszony, król się na nich miota,
A oni żebrzą z wozu o całość żywota.
„Weź żywych,nie bądź królu, do zabóystwa skory,
Ma szanowny Antymach w domu wielkie zbiory,
Ma złoto, miedź i różne w żelezie narzędzie:
Niczego stary oyciec żałować nie będzie.
Da drogie upominki, ieżeli się dowie,
Że iego żyią w Greckich okrętach synowie.„
Tak miękczą króla łzami, prośbą i pokorą:
Aż wnet nielitościwą zapowiedź odbiorą:
„Jeśli więc Antymacha synami iesteście,
Który, kiedy w Troiańskiém znaydował się mieście,
Menelay i Ulisses, w poselstwie wysłany.
Smiał to na radzie wnosić pomiędzy Troiany,
By im nie dadź powrotu, lecz zgubić ich zdradnie;
Niechże, za zbrodnią oyca, kaźń na syny padnie.„
Wraz pchnął w piersi Pizandra, on się z wozu stoczył:
Hyppoloch przytomnieyszy na ziemię wyskoczył,
Ale i tak żywota nie ocalił sobie:
Odwalił mu król głowę, odciął ręce obie,
Nic w nim więcéy postaci piérwszéy nie oznacza,
Tułub iego, iak moździerz, po ziemi się tacza.
Tych rzuca, a gdzie roty Mars naybardziéy miesza,
Smiało na czele mężnych Achiwów pośpiesza.
[73]
Piechotni piesze walą pierzchaiących szyki, 153
Wozy walczą na wozy z strasznemi okrzyki,
Rumaki piasek miecą twardemi kopyty.
Tuman gęsty się wznosi pod sklep gwiazdolity,
A krol mężów, gdy woysko Dardanów truchleie,
Sciga, swoich zapala i rzeź srogą sieie.
Jako, gdy się zaiadły pożar zaymie w lesie,
Gdzie szalony wiatr chmurę ognistą zaniesie,
Upadaią gałęzie, nikną pnie z korzeniem;
Tak też pod niezwalczoném Atryda ramieniem,
Spadaią Troian głowy, trupy ziemię kryią.
Konie, z próżnemi wozy, pyszną kręcąc szyią,
Biegną, nie czuiąc znanéy powoźników ręki:
Leżą! sępom z nich pastwa! żonom długie ięki!
Hektora uprowadza Saturnid łaskawy,
Z pośród krwi, zamieszania, rzezi, boiu, wrzawy.
Atryd pędzi, i Greków lud zagrzewa bitny.
Już Troianie grób Jla przeszli starożytny,
Uciekaią, gdzie w polu stoi dzika figa,
Pragnąc w mieście schronienia: Tuż ich Atryd ściga,
Cały kurzem okryty i krwią ich spluskany.
Gdy pod bramą i bukiem stanęły Troiany,
Oczekuią na swoich: ale ci strwożeni,
Rozpierzchli po rozległéy biegaią przestrzeni.
Jak trzoda, w noc ode lwa ścigana, ucieka,
Lecz iednę iałowicę pewna zguba czeka,
[74]
Chwyta ią, w silnych iego zębach trzaska szyia, 179
Zrze chciwie iéy wnętrzności, krew czarną wypiia;
Tak pierzchaią Troiańskie przed Atrydem kupy,
Który pędząc, z ostatnich gęste ściele trupy:
Wielu nawet i z wozów na łup śmierci idą,
Bo nad zwyczay zabóyczą dokazywał dzidą.
Już zbliżał się pod same mury Jlionu,
Gdy oyciec nieśmiertelnych z niebieskiego tronu,
Stąpił na Jdę, piorun trzymaiąc w prawicy:
A wezwawszy Jrydy, bogów posłanicy:
„Bież, rzecze, do Hektora, i nie szczędząc kroku,
Uwiadom go o moim naywyższym wyroku.
Póki między piérwszémi Atryd woiowniki,
Rozjuszonym oszczepem zmiata w polu szyki,
Póty niech ustępuie, powściąga swą śmiałość,[3]
A Troianom zaleca w pracach Marsa trwałość.
Lecz, gdy dzidą, lub strzałą ranny, nawóz wsiędzie,
Dam szczęście Hektorowi, przy nim chwała będzie:
Mnóstwo Greków pobiie, i do naw przegoni,
Póki noc czarnym kirem ziemi nie zasłoni.„
Rzekł: bogini złotemi ustroiona pióry,
Zaraz bieży z Jdeyskiéy do Hektora góry.
Bohatyr na swym wozie nieprzełomnym stoi:
Zbliżywszy się posłanka do obrońcy Troi:
„Hektorze! mówi, Jowisz panuiący w niebie,
Przysyła mię z takowém poselstwem do ciebie.
[75]
Póki między piérwszemi Atryd woiowniki, 205
Rozjuszonym oszczepem zmiata w polu szyki,
Póty unikay boiu, powściągay twą śmiałość,
A Troianom zalecay w pracach Marsa trwałość.
Lecz, gdy dzidą, lub strzałą ranny, na wóz wsiędzie,
Wtenczas przy tobie chwała i zwycięztwo będzie:
Oręż twóy zbiie Greki, i do naw przegoni,
Póki noc czarnym kirem ziemi nie zasłoni.„
Poszła Jrys: wódz boga rozkazu nie zwłoczył,
Lecz w świetnéy zbroi z wozu natychmiast wyskoczył:
Dwoma kręcąc oszczepy, woyska upomina.
Wracaią się Troianie, nowy bóy się wszczyna,
Zwyciężeni zwycięzcom niosą grom straszliwy:
Lecz znowu roty swoie zwieraią Achiwy,
Z obu stron groźne czoła: naypiérwszy uderzy
Agamemnon, chcąc wszystkich wyprzedzić rycerzy.
Teraz, niebieskie Muzy! chcieycie mi objawić,
Kto piérwszy pod broń iego odważył się stawić,
Czyto z walecznych Troian, czy z ich sprzymierzeńców?
Jfidam, wzrostem, męztwem, naypiérwszy z młodzieńców,
Godny syn Antenora, w Tracyi chowany,
W domu Cysseia, oyca swéy matki Teany.[4]
Na wstępie lat młodzieńskich, kiedy przedsięwzięcia
Wielkie podnoszą umysł, wziął go dziad za zięcia.
Ale ślachetny rycerz, chwałą zapalony,
Słysząc o woynie Greckiéy, z łona młodéy żony,
[76]
Poszedł z dwunastą nawy, i w Perkopie swoię 231
Rzuciwszy flotę, lądem udał się pod Troię.
On piérwszy z mężów królem spotkał się w téy chwili.
A kiedy iuż obadwa blisko siebie byli,
Król Micen oszczep cisnął, lecz chybił rycerza:
Jfidam zaś kierował grot niżéy pancerza.
Odparł go pas, i chociaż wielką siłą pchnięty,
Srebrem grot zatrzymany, iak ołów był zgięty.
Ciągnie król oręż iego: wnet w rękach Atryda,
Wydarta z Jfidama rąk została dzida:
Zaraz mu w szyię mieczem raz śmiertelny zadał.
Tak życie, broniąc swoich współziomków, postradał,
I od żony daleko zginął rycerz młody.
Jak w darach, dał iéy liczne miłości dowody!
Dał sto krów, tysiąc owiec i kóz dadź przyrzekał:
Biedny! potomstwa nawet z niéy się nie doczekał!
Leży snem nieprzespanym uięty na wieki.
Król zdarłszy zbroię, pyszny łup niósł między Greki.
Starszy syn Antenora, sławiony przez męztwo,
Koon, śmierć brata widząc, Atryda zwycięztwo,
Tak zabolał, iż oczy stanęły mu w mroku.
Więc się przybliża skrycie do zwycięzcy boku,
I natychmiast go w rękę pod łokciem ugodzi:
Na drugą stronę płytkie żelazo przechodzi.
Niezmiernym Agamemnon bólem był przeięty:
Ale nie przestał boiu, lecz srożéy zawzięty,
[77]
Rzuca się, i Koona oszczepem dościga, 257
Gdy on, wołaiąc na swych, braterski trup dźwiga.
Nieszczęsny! chcąc ocalić brata, podpadł zgubie.
Król mu głowę odwalił na bratnim tułubie.
Tak wytknięte spełniwszy wyroki od nieba,
Dwa syny Antenora, poszły do Ereba.
Dopóki krew mu wrząca wytryskała z rany,
Dzidą, mieczem, kamieńmi, walczył na Troiany:
Zwalał wszystkich, ktokolwiek śmiał mu się nawinąć.
Ale, gdy z oschłéy rany przestała krew płynąć,
Mimo mężne wytrwanie, przeiął go ból wielki.
Jakie, gdy płód wydaią na świat, rodzicielki
Zwykły cierpieć boleści, które na matrony,
Slą Jlitye, córy okrutne Junony;
Tak przenikły, tak ostry ból Atryda przeszył.
Wsiadł na wóz, każąc słudze, by do floty śpieszył:
Ale wprzód, niżli odszedł, lubo cierpiał srodze,
Tak do boiu zagrzewał i woyska i wodze:
„Przyiaciele! rycerze pomiędzy Achiwy!
Odpieraycież wy teraz od naw bóy straszliwy;
Kiedy Jowisza twarde wyroki nie dały,
Abym dziś z Troianami walczył przez dzień cały.„[5]
Rzekł, a biczem powoźnik bystre konie biie,
Te do naw biegną, pyszne wykręcaiąc szyie,
Kurz im grzbiety okrywa, piana na pierś pryska,
Gdy rannego unoszą króla z boiowiska.
[78]
Hektor widząc, że Atryd z boiu się oddalał, 283
Tak do rycerskich czynów Troiany zapalał:
„Troianie i Likowie! postawcie się śmiele,
Okażcie zwykłe męztwo wierni przyiaciele:
Naystrasznieyszy mąż z Greków ranny uszedł z pola,
Nam zwycięztwo przeznacza dziś Jowisza wola.
Nuż! dla tém większéy chwały, ścisnąwszy orszaki.
Na lud Grecki dzielnemi natrzyycie rumaki.„
Temi słowy zapala umysł boiu chciwy.
Jak psy ręką i głosem zachęca myśliwy,
By na lwa lub odyńca uderzyły śmiele:
Tak swoich grzeie Hektor: on piérwszy na czele,
Podobny bogu, który losem woyny włada:
I na zażarte Greki tak gwałtownie wpada,
Jak wicher, gdy się nagle powietrze zachmurzy,
Wylatuie z obłoków i Ocean burzy.
Kogo piérwszego, kogo ostatniego pobił
Hektor, kiedy go chwałą niebios pan ozdobił?
Piérwszy Assey, a drugi Autonoy zabity,
Daléy Dolop, Agelay i mężny Opity,
Upadł Ezymnus, Ofelt, Orus, i ty w boiu
Nieznaiący się cofać, ległeś Hypponoiu.
Tych naprzód wodzów ściele, liczne szyki potém,
A iak wicher, z ogromnym waląc się łoskotem,
Pędzi obłok, od lekkich Zefirów zebrany,
Od iego szturmów mętne wznoszą się bałwany,
[79]
Wzburzone morze pianę pod niebem zawiesza; 309
Tak Hektor nieprzyiaciół gromi, ściga, miesza.
Jużby Achiwów srogi wyrok nie oszczędził,
Jużby zwycięzca Hektor do naw ich zapędził;
Gdy Ulisses w te słowa zagrzał Dyomeda:
„Cóż to! czyli nasz oręż odporu iuż nie da?
Stań przy mnie, spólną bronią ważmy bóy zacięty:
Jaka hańba, gdy Hektor zapali okręy!„
„Nie ustąpię ia kroku, Tydyd odpowiada,
Wstrzymam nieprzyiaciela, co nam na kark wsiada:
Ale cóż my dokażem, kiedy zagniewany,
Opuszcza Jowisz Greki, a wzmaga Troiany?„
Rzekł i Tymbreia zwalił, pchnąwszy go wśród łona,
Ulisses powoźnika zabił Moliona.
Tych porzuciwszy, wieczną ogarnionych nocą,
Sami z nową na Troian uderzaią mocą:
A iak śmiałe odyńce, kiedy ich psy gonią,
Zwracaią się, i kłami walecznie się bronią;
Tak ci zwróceni walczą, daiąc tym odporem
Wytchnienie, pierzchaiącym Grekom przed Hektorem.
Niedaleko dostali ciż rycerze wozu,
W którym siedziały syny Meropa z Perkozu.
Oyciec ich z naybiegleyszych piérwszy był wieszczbiarzy:
Przeglądaiąc w przyszłości, co się synom zdarzy,
Gdy ich kusiła woyna, chciwa krwi szafarka,
Powściągał, ale oyca głos przemogła Parka.
[80]
Biie ich Tydyd, zdziera z rycerskiéy odzieży: 335
Hippodam i Hiperoch z rąk Jtaka leży.
Jowisz z Jdy na równéy bitwę, trzymał szali,
Tak śmierć zgubnymi ciosy brali i dawali.
Tydyd syna Peona zabił Agastrofa,
Ten śmiało wszędzie walczy, nigdy się nie cofa:
Nawet nie ma przy sobie do ucieczki koni,
Każąc ie słudze zdala trzymać na ustroni:
Pieszo się bił, aż oręż w nim Dyomed zbroczył.
Hektor, gdy wśród zastępów zgon rycerza zoczył,
Leci, niebo strasznemi przebiiaiąc krzyki,
Za nim Troiańskie idą tłumem woiowniki.
Nie mógł nie uczuć Tydyd, choć na chwilę, trwogi,
Mówi do Ulissesa: „Przyiacielu drogi!
Na nas to mężny Hektor idzie tak zażarcie:
Ale stańmy i dzielne daymy mu odparcie.„
Rzekł i pocisk z ogromnéy wypuścił prawicy:
Nie chybił, w Hektorowéy czub trafił przyłbicy,
Jednak czoło nietknięte, skóra nieprzeszyta,
Wstrzymał cios szyszak, miedzią miedź była odbita.
Od Feba miał go Hektor, z jego łaski żyie:
Lecz wziąwszy raz tak srogi, między swych się kryie,
Upada na kolana, ręką się podpiera,
A mgła cień gęsty w oczach iego rozpościera.
Tym czasem, kiedy kroki wyskoczył wielkiemi
Tydyd, aby utkwiona dzidę podiął z ziemi,
[81]
Hektor przyszedł do siebie: zaraz na wóz wsiada, 361
I śmierci unikaiąc, między swoich wpada,
Wierni go towarzysze ścisnęli dokoła.
Dyomed go ścigaiąc, w te słowa zawoła:
„O psie zaiadły! ieszcześ zgonu się uchronił,
Któryś tak blisko widział: Apollo cię bronił.
Jemu idąc na woynę, święte czynisz śluby.
Spotkay się ieszcze ze mną, a nie uydziesz zguby.
Jeżeli i mnie sprzyia który z bogów w niebie:
Teraz, kogo doścignę, będę bił za ciebie.„
Rzekł, i nad Agastrofa zatrzymał się trupem.
Natenczas mąż Heleny, ukryty za słupem,
Wyniesionym na Jla starożytnym grobie,
(Niegdyś lud starość iego miał za chwałę sobie)
Przeciw Dyomedowi krzywy łuk napina.
Kiedy on świetny zdziera łup z Peona syna,
Równie chciwy szyszaka, pancerza i tarczy,
Napięty od Parysa nagle łuk zawarczy:
Leci strzała i celu swoiego nie miia,
Rani w nogę Tydyda i w ziemię się wbiia.
Wesół, że swym takiego męża dosiągł ciosem,
Smieiąc się, wybiegł Parys, i rzekł chlubnym głosem.
„I tyś także posoką twoią ziemię skropił:
Czemużem strzały w sercu twoiém nie utopił!
Drżące, iak przed lwem kozy, na twoie spoyrzenie,
Miałyby przecięż w boiu Troiany wytchnienie.„
[82]
„Próżny strzelcze! rzeki Tydyd, z łuku twe zalety, 387
A naymilsza zabawa, uwodzić kobiety;
Jeżeliś mężny, w polu oba stańmy śmiele,
Na a nic ci się nie przyda twóy łuk i strzał wiele.
Chlubisz się, żeś mię w nogę drasnął, raz twóy słaby.
Gardzę nim, iakby wyszedł od dziecka, lub baby.
Bo nikczemnego człeka i pocisk nikczemny.
Co z moiéy ręki, nigdy cios nie iest daremny:
Kogo się dotknie, z tego wraz dusza wyleci.
Rwie włosy po nim żona, sieroty są dzieci,
Więcéy go miłe niewiast grono nie obsiędzie,
Ale zgniły, dla sępów brzydką pastwą będzie.„
Tak łaiał, wtém do niego Ulisses przypada,
Swém po zasłania ciałem; rycerz w tyle siada,
I grot wyciąga z nogi. Musiał rzucić pole,
I śpieszyć do okrętów; takie cierpiał bole.
Natenczas, sam na placu został król Jtaki,
Bo wszystkie trwogą zjęte pierzchnęły orszaki,
I ięcząc, różne myśli tak rozbiera w sobie:
„Jakżem ia nieszczęśliwy! co pocznę w téy dobie?
Jeśli ucieknę, ciężką sławie zadam ranę:
Gorsza, gdy otoczony sam ieden zostanę.
Wszyscy pierzchli: lecz dłużéy wahać się nie godzi,
Wiem, że z placu haniebnie sam gnuśnik uchodzi:
Mąż zaś wielkiego serca, nigdy się nie boi,
Czy zwalczy, czy go zwalczą, na mieyscu dostoi.„
[83]
Kiedy się tak utwierdza w niebezpiecznym stanie, 413
Wielkim tłumem nadchodzą pancerni Troianie,
Woysko ich zgubcę swego wśród siebie zamyka.
A iak psy i myśliwi obracaią dzika,
Gdy się z kniei pokaże, błyszczą groty w ręce,
On białe kły w skrzywionéy zaostrza paszczęce,
Zgrzyt zębów grzmi po lesie, a choć zwierz tak srogi,
Psy i myśliwcy w piersi nie przyymuią trwogi;[6]
Tak na Ulissa biią Troianie zuchwali.
On broniąc się, naypiérwéy Deiopita wali,
Potém oręż w Toonie i Ennomie zbroczył;
Przy nich zginął Chersydam, gdy z wozu wyskoczył.
We wnętrzności odebrał ciężki raz dziryta,
Pada i piasek własną krwią zbroczony chwyta.
Tych rzucił, ale ieszcze nie stępił żelaza.
Poległ brat Soka, Charop, mężny syn Hippaza.
Sokus, mąż bogom równy, ratunek mu niesie,
I zbliżywszy się, rzecze: „Mądry Ulissesie,
Równie chytrości niesyt, iak rycerskich czynów:
Albo chlubić się będziesz, żeś dziś obu synów
Hippaza zabił w polu, i z nich odarł zbroie;
Albo też tém żelazem, ia przetnę dni twoie.„
To rzekł, i silnym w tarczę pociskiem uderza:
Przebił ią, nawet dzida przeszła wśród pancerza,
I zdarła z kości skórę, dosięgnąwszy ciała,
Ale ią od wnętrzności, Minerwa wstrzymała.
[84]
Czuł Ulisses, iż z rany tak płytkiéy nie zginie, 439
Więc się cofnąwszy rzecze: „Biedny Troianinie,
Zaraz, się to dla ciebie spełni, czegoś żądał,
Już więcéy słońca światła nie będziesz oglądał.
Ja ranny twym pociskiem, z pola odeyśdź muszę,
Lecz ty, nędzny człowieku, dzisiay stracisz duszę:
Ta dzida ci niechybną zgubę zapowiada,
Mnie dasz chwałę, sam póydziesz tam, gdzie Pluton włada.„
Skończył: Sokus ucieczką od śmierci się chronił:
Lecz go pocisk Ulissa wśród ramion dogonił,
Przebił pierś, on się z trzaskiem na ziemi rozciąga,
Konaiącemu Jtak w te słowa urąga:
„Walecznego Hippaza synu, śmiały Soku,
Nie mogłeś się uchronić zgubnego wyroku:
Nie odbierzesz ostatnich posług, biedny człowiek!
Ni twóy oyciec, ni matka, nie zamknie ci powiek:
Biiąc skrzydłami, sępy pożrą cię pod niebem,
A mnie, gdy umrę, uczczą Achiwy pogrzebem.„
Wraz z ciała, z tarczy, Soka dobywa dziryta,
Ból go przeszył, za grotem płynie krew obfita.
Postrzegłszy krew ciekącą z Ulissesa rany,
Zachęcaią się, tłumem lecą nań Troiany,
Zgubcę swego pragnący otoczyć dokoła.
On cofaiąc się, na swe towarzysze woła.
Trzykroć, ile mu piersi tchu wystarczą, krzyknął,
Trzykroć głos ten Atryda młodszego przeniknął,
[85]
Więc mówi do Aiaxa, bliskiego rycerza: 465
„Aiaxie, głos Jtaka w uszy mię uderza,
Musi on w niebezpiecznym znaydować się stanie,
Otoczyli go pewnie zawzięci Troianie,
Woła wsparcia, niezdolny sam oprzeć się wielu:
Wyrwiymy go z rąk zjadłéy tłuszczy, przyiacielu.
Choć mężny, lecz sam; liczba i mężnych zwycięża:
Ach! żeby Grek nie płakał tak wielkiego męża!„
To rzekłszy, idzie przodkiem, Aiax za nim śpieszy:
Znayduią Ulissesa wśród Troiańskiéy rzeszy.
A iak orszak zgłodniałych lampartów, krwi chciwy,
Pędzi się za rogaczem, ranionym z cięciwy;
Ten póki siły starczą i krew nie upłynie.
Szybkim biegiem po gęstéy ucieka krzewinie:
Wreście pada bez życia, osłabion od strzały;
Przypadaią lamparty, szarpią go w kawały:
Lecz gdy tam lwa srogiego przypadek zaniesie,
Lew żrze zdobycz, lamparty rozprysną po lesie;
Tak i liczni, i silni za Ulissem idą
Troianie, a Uisses śmierć odpędza dzidą.
Lecz gdy Aiax z puklerzem, nakształt wieży, stanie,
W różne strony przelękli pierzchaią Troianie.
Atryd go wziął za rękę, z boiu wyprowadził,
I gdy z końmi powoźnik przybył, na wóz wsadził.
Wtedy wielki Troianom Aiax na kark wsiada:
Natychmiast Dorykl, boczny syn Pryama, pada:
[86]
Przy nim Piraz, Lizander, i Pilart z Pandokiem. 491
A iak rzeka obfitym wezbrana potokiem,
Kiedy gwałtowne spadną na góry ulewy,
I dumne wali dęby i poziome krzewy,
Czarny muł pędząc w morze; tak nieprzyiaciele
Gromi Aiax, i konie wraz i męże ściele.
Nie doszła do Hektora klęska tych szeregów:
Na lewem walczył skrzydle, u Skamandru brzegów,
Gdzie Nestor i wódz Kretów przywodzili szyki:
Tam głowy zlatywały, tam grzmiały okrzyki,
Tam Hektor, cuda czyniąc, zapalony latał,
I z wozu dzidą, mężów całe roty zmiatał.
Jednakby się odeprzeć nie dały Achiwy,
Gdyby Machaonowi Parys urodziwy,
Potróyną strzałą w ramie rany był nie zadał.
Zląkł się Grek, aby życia rycerz nie postradał:
Tém zmieszanie i trwoga zagrażała wszczęta.
Piérwszy o Machaonie wódz Krety pamięta,
I zaraz temi słowy mówi do Nestora:
„Starcze, w którym Achiwów chwała i podpora,
Wsiaday na wóz i użycz ranionemu wozu:
Obadwa z Machaonem śpieszcie do obozu.
Za wielu mężów stanie lekarz zawołany,
Który groty wyrzyna z ciała, leczy rany.„[7]
Wsiadł starzec, przy nim obok Machaon się mieści,
Z wziętéy rany cierpiący okrutne boleści.
[87]
Skierował wóz, a konie skoro bicz postrzegły, 517
Rzuciwszy pole, bystrym do naw pędem biegły.
Widząc, że Aiax Troian miesza, biie, siecze,
Cebryon do Hektora na wozie tak rzecze:
„Wielki synu Pryama, pełny Marsa sławy,
My tu, prawda, z Grekami bóy toczymy krwawy:
Ale nasi na drugiéy wiele cierpią stronie,
Obala nieprzyiaciel i męże i konie.
Aiax, syn Telamona, postrach tam rozszerza,
Dobrze go z ogromnego poznaię puklerza.
Nuż! i my prędzéy zwróćmy tam nasze rumaki,
Gdzie się w boiu naybardziéy zażarły orszaki:
Gdzie śmierć lata, miotana tysiącznemi ciosy,
A straszliwy krzyk mężów przebiia niebiosy.„
Skończył i zaciął konie, te ognistym biegiem
Lecą pomiędzy Greków i Troian szeregiem:
Depcą trupy i tarcze na smutnéy przestrzeni.
Oś cała i siedzenie krwawo się rumieni.
Rzęsisto ie skropiła posoka obfita,
Którą koła i końskie bryzgały kopyta.[8]
By łatwiéy rozbił roty i w ich krwi się zbroczył,
Rozżarty Hektor z wozu na ziemię wyskoczył:
Walczył, a wiele silnym dokazuiąc razem,
Walił nieprzyiacioły, mieczem, dzidą, głazem,
Gdziekolwiek się pokazał, mężnie się potykał,
Z wielkim iednak Aiaxem spotkania unikał.
[88]
Wtedy strach na Aiaxa przepuścił pan górny, 543
Zdumiał się, na grzbiet rzucił puklerz siedmioskórny:
Uchodzi, wkoło wzrokiem rzuca, iak zwierz srogi,
Znowu się zwraca, wolnym krokiem stawiąc nogi.
A iak psy i wieśniacy do bitew zwyczayni,
Nie daią lwu do wołów przybliżyć się stayni,
Całą noc przy niéy pilne odprawuiąc straże:
On wpada rozjuszony, lecz nic nie dokaże,
Próżno na mięso ostrzy kły w krwawéy paszczęce,
I groty nań rzucaią zewsząd śmiałe ręce,[9]
I smolne miecą głownie: a tak bez nadziei,
Smutnie ryczący rano uchodzi do kniei;[10]
Tak niechętny, tak bólem i smutkiem przeięty.
Cofał się Aiax, trwożny o Greckie okręty.
Jak zaś na chłopców mało dba osieł leniwy.
Gdy na okryte kłosem dostanie się niwy,[11]
Ci łamia o grzbiet kiie, osieł ścina zboże,
I nic mu mdla ich siła poradzić nie może,
Aż wtedy go wypędzą, gdy iuż wypcha boki;
Tak się Aiax wolnemi usuwaiąc kroki,
Hamuie zapęd Troian i ich sprzymierzeńców,
Odbieraiac pociski w puklerz z rak młodzieńców.
Już on się zatrzymuie, wszystkie siły zbiera,
I natarczywość Troian zaiadłych odpiera:
Już uchodzi powoli, iuż zwrócony staie,
I zbliżyć się Troianom do floty nie daie.
[89]
Mąż ten, wpośród woysk obu, sam wszystkim wystarczy: {wiersz|569}}
Z śmiałych rak lecą groty: iedne więzną w tarczy,
Drugie nie doydą ciała, i w ziemię się wbiią,
Ani się krwi, tak chciwie żądanéy, napiią.
Obaczywszy Eurypil, Ewemona plemie,
Że Aiaxa przywala gęstych grotów brzemie.
Bieży na wsparcie, z krwawą dzidą się uwiia:
Zaraz Apizaona mężnego zabiia.
Do wnętrzności przeszedłszy, grot we krwi się poi.
Wyskakuie zwycięzca, dla odarcia zbroi;
Lecz wtenczas, gdy się pyszną zdobyczą obcięża,
Parys przeciwko niemu krzywy łuk natęża:
W biodro utrafia strzała, cierpi rycerz wiele.
Złamana trzcina ostrze zostawiła w ciele.
Więc, by śmierci uniknął, ku swoim uchodzi,
Wielkim głosem wołaiąc do Achayskiéy młodzi:
„Przyiaciele! wodzowie! zwróćcie mężnie czoła,
Aiax obskoczon, śmierci wydrzeć się nie zdoła.
Zewsząd go nieprzyiaciel obsypuie strzały:
I wątpię, żeby dzisiay z pola wyszedł cały.
Zachowaycież od zguby Telamona syna.„
Temi ich słowy ranny rycerz upomina.
Wraz naprzeciw Aiaxa silne roty idą,
Z tarczą, z ramion spuszczoną, z podniesioną dzidą:
Zginąć dla bohatyra w sercach zapał rączy.
Wtém się Aiax przybliża i z niemi się łączy.
[90]
Zwraca czoło, otoczon od swoich rycerzy: 595
Walczą, a bóy zaiadły, iak pożar się szerzy.
Tymczasem Nestor bystrym do naw pędem zmierza,
Uwożąc Machaona, narodów pasterza.
Poznał go Pelid, stoiąc na wierzchołku nawy,
Skąd widział prace mężów i zważał bóy krwawy.
Zaraz, wzywa Patrokla: ten czasu nie traci,
Wychodzi mąż z namiotu w Marsowéy postaci.
Zły moment! bo mu drogę do zguby uściela:
A zbliżywszy się, pyta swego przyiaciela:
„Czego żądasz Achillu? iakie dasz roskazy?„
Pelid rzecze takiemi do niego wyrazy.
„Zbici srodze, klęskami przytłoczeni tylą,
Dzisiay Grecy, Patroklu, do nóg mi się schylą:
Nie masz środka, ostatnia ciśnie ich potrzeba.
Ale ty, przyiacelu, kochany od nieba,
Bież prędzéy do Nestora, abyś się dowiedział,
Który to z wodzów ranny na wozie z nim siedział.
Jeżeli sądzić można z podobieństwa, mniemam,
Że to Machaon lekarz, lecz pewności nie mam:
Z tyłum go uyrzał, oczy twarzy nie postrzegły,
Gdy szybkim pędem konie pomimo przebiegły.„
Na rozkaz przyiaciela swego Patrokl gotów,
Czémprędzéy wdłuż naw Greckich idzie i namiotów.
Oni wtedy szczęśliwie dopadłszy obozu,
Przed Nestora namiotem wystąpili z wozu:
[91]
Spocone wyprzągł konie Eurymedon wierny. 621
Wodze na morskim brzegu, gdzie wiatr ciągnął mierny,
Zamokłe suszą suknie z obfitego potu,
I siadaią na krzesłach, wszedłszy do namiotu.
Prześliczna twoia córa, zacny Arsynoiu,
Hekameda się krząta około napoju:
Gdy Tened wziął Achilles, czcząc rostropność rzadką,
Udarował Grek starca tą dziewicą gładką.
Stawia stół, misę na nim, kładzie gospodyni
Miód, mąkę i cebulę, co pragnienie czyni.
Z domu wzięta na stole świeci wielka czasza,
Blask rzęsisty od gwoździ, iasność gwiazd przygasza:
Na uchach zaś, a cztery były ucha zgięte,
Pasą się dwa gołębie, ze złota wyrznięte.
Innyby starzec pełnéy nie udźwignął czary,
Nestor łatwo podnosił, chociaż tak był stary.
Dziewka, coby o piękność z boginią się sparła,
Do wina z Pramny, sera koziego utarła,[12]
I mąką posypała; iest napóy gotowy,
Więc do wzięcia miłemi zachęca ich słowy.
Kiedy ieden i drugi pragnienie uśmierza,
I rozmową nad smutną dolą się rozszerza.
Tymczasem do namiotu, mąż podobny bogu,
Wchodzi waleczny Patrokl, i staie u progu.
Widzi go starzec, zaraz z mieysca się podnosi,
I za rękę prowadząc, aby usiadł, prosi.
[92]
Patrokl się opieraiąc, temi słowy rzecze: 647
„Nie namówisz mię siedzieć, szanowny człowiecze:
Przyiaciel móy, którego prawem dla mnie wola,
Kazał mi się dowiedzieć, kogoś uwiózł z pola:
Lecz oto Machaona mężnego poznaię.
Biegnę więc do Achilla, i znać o tém daię.
Wiesz dobrze, starcze, iak on porywczo zwykł czynić,
Jak niewinnego nawet gotów iest obwinić.„
Na to mówi w te słowa Pilów król sędziwy:[13]
„Skąd ta Achillesowi litość nad Achiwy?
Nie wie, iak ciężko Greki los woyny przyciska:
Piérwsi wodzowie ranni, ci zdala, ci zbliska.
Strzałą Tydyd przeszyty, rycerz zawołany,
Ulisses, Agamemnon, dzidą wzięli rany:
Strzała ciężko zraniła w biodro Eurypila,
I tego, com go uwiózł, krótka temu chwila.
Chociaż ma wielkie serce i oręż zwycięzki,
Litości Pelid nie ma nad naszemi klęski.
Czyli wtedy uzbroi iego rękę dzida,
Kiedy iuż wszelki odpór na nic się nie przyda?
Kiedy Troianie rzucą ognie do naw długich,
I nas zmieszanych będą rznąć iednych na drugich?
Nie ożywia dziś członków moich dawna siła.
Oby mi się ta młodość, ta moc powróciła!
Jakiéy natenczas dałem chwalebne dowody,
Gdyśmy z Eleanami walczyli o trzody:
[93]
Tam śmiały Hiperocha syn, co męztwem, słynął, 673
Jtymoney z Elidy, moią ręką zginął.
Padł, a pasterzów zlękłe rozpierzchły się kupy.
Myśmy się niezmiernemi obciążyli łupy:
Owiec i kóz pięćdziesiąt trzód w ręce nam wpada,
Równie wieprzów i wołów liczne bierzem stada,
Nadto klacz półtorastu gromada zaięta,
Wiele z nich młode mlekiem karmiło zrzebięta:
Tośmy wszystko do Pilów zapędzili w nocy.
Żem tak wielki dał dowód i szczęścia i mocy,
Stary Neley z radości odchodził od siebie.
Rano, skoro iutrzenka błsnęła na niebie,
Obwoływali woźni, aby ci się ześli,
Co szkody od mieszkańców Elidy ponieśli:
Każdy wziął z rady starszych swą część w słusznym dziele,
Bo też od Eleanów cierpieliśmy wiele,
Korzystaiąc z niemocy, w któréy nas pogrążył
Wielki Herkul, na zgubę naszę lud ten dążył.
Zginęły piérwsze wodze, zastępów nadzieia.
Jam ieden został z synów dwunastu Neleia,
Inszych Mars zabrał; stąd też ludzie ci zuchwali,
Słabym Pilom obelgi różne wyrządzali.
Oyciec wziął sobie liczne z pasterzami trzody.
Od Eleanów bowiem poniósł wielkie szkody,
Wysłał był do Elidy cztéry pyszne konie.
O tróynóg w szybkim walczyć maiące przegonie:
[94]
Te zatrzymał Augeas, nie obrażon niczém, 699
Wrócił smutny woźnica z samym w ręku biczem,
Jeszcze gwałciciel dumne dołączał przekazy.
Obrażony o takie czyny i wyrazy,
Oyciec z wziętego łupu zatrzymał niemało,
A w słusznych częściach zabrał lud, co pozostało.
Gdy my tak między siebie dzielim zdobycz wziętą,
I czynimy ku bogów czci ofiarę świętą,
Aż, gdy trzeci raz ranna zaświeciła gwiazda,
Zeszła się Eleanów piechota i iazda:
Silne stanęły roty: z niemi wyszły w pole
Dwa Moliony, ieszcze nowi w Marsa szkole.[14]
Graniczne Pilów miasto, na pagórku leży,
Tryessa, gdzie odległy potok Alfey bieży:
To miasto, dobyć chcieli, i wkoło oblegli.
A gdy pustosząc bliskie równiny przebiegli,
Zstąpiła z nieba Pallas, każąc, aby męże
Czémprędzéy przywdziewali do woyny oręże:
Nie gnuśna, lecz ochocza była postać ludu.
Mnie oyciec chciał zabronić Marsowego trudu,
Żem był młody; skrył zbroię i dzielne rumaki:
Walczyłem pieszy między iezdnemi orszaki.
Tak mię zaprowadziła do boiu Pallada.
Miniias przy Arenie rzeka w morze wpada:
Tam stoim, aż iutrzenki błyśnie promień złoty,
A tymczasem się piesze zgromadzały roty.
[95]
Ruszamy, gdy połowę słońce doszło biegu: 725
W południe przybywamy do Alfeia brzegu:
Tam czynimy ofiary dla władcy pioruna,
Tam wołu dla Alfeia, wołu dla Neptuna,
A dla Minerwy piękną iałowicę daiem.
Zasiliwszy zaś ciała, żołnierskim zwyczaiem,
Idziemy do spoczynku, każdy we swéy zbroi,
Już pod murami woysko Eleanów stoi:
Lecz wprzód się sroga Marsa robota zaczyna.
Skoro słońce błysnęło, straszny bóy się wszczyna;
Jowisza i Minerwy, wzywaiąc o wsparcie,
Walczem, obiedwie strony biią się zażarcie,
Ja się między piérwszemi rzędami uwiiam,
I Mulego, ich wodza, mą ręką zabiiam.
Miał on Augeia córę, wielka iéy zaleta,
Wszystkich ziół znała skutki ta piękna kobieta.
Walczącemu na wozie zgubny raz zadaię:
Padł: wsiadam na wóz iego, i na czele staię.
Eleanie, gdy wodza bez duszy postrzegli,
Drżący, natychmiast w różne strony się rozbiegli:
Ja ich nakształt gwałtownéy ścigam nawalnicy,
Nic nie może odporu moiéy dadź prawicy,
Pięćdziesiąt wozów biorę, pchnięci moią dzidą,
Z każdego dway mężowie w przepaść śmierci idą.
I byłbym nawet młode Moliony zwalił,
Lecz okrywszy mgłą ciemną, Neptun ich ocalił,
[96]
Łaska ich zachowała boga, nie ich męztwo: 751
Natenczas Jowisz wielkie Pilom dał zwycięztwo.
Scigamy ich przez pola, tarczami okryte,
Zabiiamy, bierzemy zdobycze obfite:
Aż do Bufrazu ręka zwycięzka ich gnała,
Gdzie iest Alez pochyły i Olenu skała.
Tam staiemy, ucieka niedobitków kupa,
Tam i ia staię, kładąc ostatniego trupa.
Wracaią się do Pilów dzielne woiowniki,
Wszyscy iednomyślnemi wynosząc okrzyki,
Jowisza z nieśmiertelnych, a z ludzi Nestora.
Takim byłem, gdy młodych lat służyła pora.
Lecz Achilles, sam w sobie zatopion iedynie:
Ach! rzewnie on zapłacze, kiedy woysko zginie!
Pamiętam, przyiacielu, iaką ci przestrogę
Dał oyciec, wysyłaiąc do Atryda w drogę.
Gdyśmy się zabierali do Troiańskiéy woyny,
Jam skupiał z Ulissesem w Grecyi lud zbroyny,
Przybyliśmy do domu, w którym Peley siedział,
I słyszeliśmy wszystko, co oyciec powiedział.
Byłeś ty, był Menety z Achillem pospołu:
Wtedy szanowny Peley z wypasłego wołu
Na dworze czynił władcy pioruna ofiarę,
I lał wino, trzymaiąc złotą w ręku czarę:
Wyście obadwa ucztą byli zaprzątnieni.
Przychodzim, gdy Achilles obaczył nas w sieni,
[97]
Bieży, wprowadza, daie potrawy obfite, 777
Zachowuiąc dla gości względy należyte.
A kiedyśmy dość mieli iadła i napoiu,
Ja was wtedy zaczynam zachęcać do boiu:
Wam się niezmiernie krwawy Marsa kurz podoba,
Natenczas was tak oyce napomniały oba.
Peley zagrzewał syna, by mężnie bóy zwodził,
I wszystkich bohatyrów odwagą przechodził.
Do ciebie zaś w te słowa rzekł oyciec Menety:
Synu! z rodu Achilles większe ma zalety,
Jeszcze siła i męztwo nad ciebie go kładą,
Aleś ty wiekiem starszy: bądźże iego radą,
Proś, zachęcay, przekładay: nie zatknie on ucha;
I gdy uzna swe dobro, chętnie cię usłucha.
Ty iednak zapominasz, co oyciec zalecił.
Staray się, byś do boiu w nim ochotę wzniecił.
Któż wie, czy go nie skłonisz za pomocą boga?
Jak mocna z ust przyiaźni idąca przestroga!
Jeżeli w nim do boiu niechęć wyrok sprawił,[15]
Lub ieśli mu co Jowisz przez matkę objawił,
Niechże choć ciebie wyśle z mężnymi Ftyoty,
Abyś, gdy bóg pozwoli, zbawił Greckie roty.
Niechay ci da swą zbroię: tę uyrzawszy postać,
Biorąc ciebie za niego, nie będzie śmiał dostać,
Wstrzyma zapęd Troian, Grek wytchnie z rozpaczy;
A i lekkie wytchnienie wiele w boiu znaczy.
[98]
Kiedy świezi wpadniecie na lud zmordowany, 803
Samym krzykiem odparte zostaną Troiany.„
Skończył; głos ten w Patroklu nawskróś serce przeszył,
Powracaiąc, czémprędzéy do Achilla śpieszył:
Lecz gdy przyszedł, gdzie stały Ulissesa nawy.
Gdzie, na mieyscu publiczném, rozsądzano sprawy,
I gdzie dla bogów była błagalnia wzniesiona;
Spotkał się z Eurypilem, synem Ewemona:[16]
Kuleiący nierównym porusza się krokiem,
Pot i z ramion i z głowy płynie mu potokiem,
Z głębokiéy rany krople krwi czarnéy tryskały,
Na ciele srodze cierpiał, lecz w umyśle stały.
Na ten widok Patrokla serce ciężko boli,
I rzecze, Greków smutnéy lituiąc się doli:
„O! nędzne wodze Greków! o! wy nędzni Grecy!
Także więc, od oyczyzny, od krewnych dalecy,
Wszyscy marnie zginiecie wpośród nieszczęść tylu,
I psom będziecie pastwą? Lecz mów Eurypilu:
Mogąli ieszcze wstrzymać Hektora Achiwi?
Czyli iuż bez nadziei zginą nieszczęśliwi?„
„Nic Greków przed ostatnią nie zbawi ruiną,
Rzekł Eurypil, wnet wszyscy przy okrętach zginą.
Troian się coraz bardziéy moc i zapał wzmaga:
Nasi zaś, których była naywiększa odwaga,
Leżą w okrętach, ranni od srogiego grotu.
Lecz ty mnie ocal życie, prowadź do namiotu,
[99]
Ciepłą wodą krew obmyy, day ratunek wczesny, 829
Przyłuż plaster, wyrznąwszy z biodra grot bolesny.
Wziąwszy sam od Chirona lekarskie nauki,
Mówią, że cię Achilles téy nauczył sztuki:
Od naszych dwóch lekarzy wsparcia nie dostanę.
Machaon w polu ciężką odebrawszy ranę,
Leży i biegłéy ręki pomocy wygląda;
Podalir z Troianami boiu poprzeć żąda.„
Na to syn Menetego: „Bohatyrze luby!
Jakiż będzie nasz koniec? iak unikniem zguby?
Biegnę do Achillesa, strapiony niezmiernie,
I co Nestor zalecił, opowiem mu wiernie:
Ale cię nie opuszczę, gdyś tak osłabiony.„
Rzekł, i wodza podpiera własnemi ramiony:
Zaraz na ziemi sługa wole skóry ściele,
Kładzie się, on mu ostry grot wyrzyna w ciele:
Krew ciepłą myie wodą, i korzeń doznany,
Na proch utarłszy w ręku, przykłada do rany:
Wkrótce wszelkie cierpienia musiały przeminąć.
Zwolniał ból, oschła rana, krew przestała płynąć. 848
|