W sprawie utrzymania ziemi w naszem ręku

>>> Dane tekstu >>>
Autor Józef Milewski
Tytuł W sprawie utrzymania ziemi w naszem ręku
Data wyd. 1884
Druk Czcionkami N. Kamieńskiego i Spółki
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
W SPRAWIE
UTRZYMANIA ZIEMI
W NASZÉM RĘKU
NAPISAŁ
DR. JÓZEF MILEWSKI.


(ODBITKA Z ZIEMIANINA.)
POZNAŃ.
NAKŁADEM AUTORA.
Czcionkami N. Kamieńskiego i Spółki.
1884.


…„so viel ist gewiss, dass eine Nation
welche für ihre Existenz kämpft……
einer dictatorischen Gewalt bedarf, vor
welcher jede Habeas-Corpus Acte, der
Schlendrian der gewöhnlichen Justiz,
Eigenthumsrecht und bürgerliche
Freiheit…” den militärischen Noth-
wendigkeiten jeder Art weichenmüssen.”

Escher. Handbuch der pract. Politik I §17.

I.

Ktokolwiek był na posiedzeniu Wydziału Ogólnego Centr. Tow. Gosp. na W. Ks. Poznańskie, odbytem wśród tegorocznego Walnego Zebrania tegoż Towarzystwa, lub przynajmniéj czytał sprawozdanie o owém posiedzeniu, ten przypomni sobie, że toczyła się tam poważna i długa dyskussya nad obecnem położeniem rólnictwa, nad kwestyą, co ten przykry stan dzisiejszy spowodowało i jakby z niego wyjść można i trzeba. W obradach tych, podobnie jak na wszystkich innych zebraniach rólniczych polskich i niemieckich, zakonstatowano przedewszystkiem, że rólnictwo znajduje się obecnie w nader niekorzystném położeniu, że z winy najróżnorodniejszych i stósunków i wpływów, znajduje się w epoce przesilenia, które gotowe jest bardzo smutne wydać następstwa, i to nietylko dla samych rólników, lecz dla całego spółeczeństwa, dla całéj Europy i przyszłości europejskich narodów. A jak z jednéj strony wysoką doniosłość téj sprawy już z tego można poznać, że w publicystyce postronnych narodów od lat kilku ogromny — prawie gorączkowy — panuje ruch, coraz to nowe pojawiają się projekta, artykuły, broszury i dzieła tą kwestyą się zajmujące, tak znów z drugiéj strony zewsząd, tak przez dziedziców jak dzierzawców, jak włościan gospodarzy podnoszone narzekania, równie jak i liczne przypadki dobrowolnych i koniecznych sprzedaży, wyjścia z dziarzawy, emigrowanie ludu wiejskiego, świadczą wymownie, że praca rólnicza nie przynosi już dawniéj osiąganych korzyści, na podstawie których wartość ziemi już się przyzwyczailiśmy oceniać i wieś samą różnym, dziś tak ciążącym, poddaliśmy zobowiązaniom, że pomimo niezmniejszonych lecz nawet rosnących kosztów produkcyi, zmniejszyły się dochody, słowem, że znikł dawny dobrobyt rólnictwa. Dobrobytem zaś nazywamy położenie ekonomiczne, w którém dany subjekt gospodarczy, czy to pojedyńcza osoba, czy téż całe spółeczeństwo, ma możność wygodnego zaspokojenia swych potrzeb. W pierwotnym zatem ustroju spółeczeństw, gdzie każdy tylko dla siebie produkował, gdzie nie było podziału pracy, gdzie każdy ze swą rodziną wszystkim potrzebom całego domu zaradzał, był człowiek w dobrobycie, jeżeli tyle zebrał, ile na dopełnienie zasiewów i utrzymanie całéj rodziny było potrzeba.
Stósunki te zmieniły się z nastaniem epoki podziału pracy i gospodarstwa zamiennego, w którém dobrobyt każdego człowieka zależy od tego, aby za swą pracę i jéj wytwory otrzymywał sumę wartości, za pomocą których mógłby zaradzić potrzebom swoim, czy to pośrednio, tj. przez dalszą zamianę, czy téż bezpośrednio, przez użycie; w dzisiejszych zatém czasach gospodarstwa pieniężnego polega dobrobyt każdego człowieka na otrzymaniu za swe wytwory takiéj sumy pieniędzy, aby nią mógł opłacić wszelkie swe zobowiązania i zakupić wszystko, czego potrzebuje. Dobrobyt przeto a nawet możność egzystencyi każdego na własny rachunek gospodarzącego rólnika, aby o nich już mówić szczegółowo, jak to jest zadaniem téj pracy, zależy od osiąganego przez gospodarstwo dochodu, który znów jest zależnym od ceny targowéj rólniczych wytworów, nad którą się tu z tego powodu pokrótce zastanowić trzeba.
Wysokość ceny targowéj każdego wytworu zależy przedewszystkiem od jego podaży na pewnym targu i popytu za nim. Jeżeli więc gdzie, jak to każdemu rólnikowi dostatecznie z jarmarków żywego inwentarza jest znanem, wytwór jaki w wielkiéj liczbie zostaje do sprzedaży podanym, a liczba kupujących jest małą, natenczas cena jego spada, a rośnie w razie przeciwnym. Daléj zależy wysokość ceny nie tylko od ilości podaży i popytu, ale także i od ich jakości; ktoś co sprzedać musi mniejszą cenę otrzyma za swój wytwór, niż ten co tylko sprzedać chce, tak samo jak ten co kupić musi drożéj zapłaci, niż ten, co tylko kupić chce.
Prócz podaży i popytu wpływa na ceny i normuje je nakład na wytworzenie i dostawienie na targ danego wytworu uczyniony, który to fakt ciążeniem wysokości ceny do kosztów produkcyi nazywamy. Jeżeli bowiem wytworca jaki za swój wytwór na pewnym targu znacznie więcéj żąda, aniżeli wytwór ten na innym targu wraz z kosztami sprowadzenia ztamtąd kosztuje, lub téż znacznie więcéj żąda, niż warte są czas, praca i nakład na wytworzenie owéj rzeczy poświęcone, natenczas nie znajdzie on odbiorców, gdyż każdy poszukujący będzie wolał wytwór pożądany z drugiego targu sobie zakupić, albo sam do wyprodukowania się zabierze, i z czasem brak popytu na wytwór zmusi za drogo żądającego wytwórcę do sprzedania swéj rzeczy po kosztami produkcyi unormowanéj cenie. Koszta te, tak samo w produkcyi przemysłowéj, jak rolniczéj, mogą być dla różnych osób różne; wyprodukowanie np. centnara pszenicy na ziemi łatwéj do uprawy, urodzajnéj i blizkiéj targu lub łatwych i tanich środków komunikacyjnych, lądowych czy wodnych, znacznie mniéj kosztuje, niż wyprodukowanie tego centnara na spieczystéj, jałowéj i odległéj ziemi. Jak długo zatém wytwór jaki skuteczny popyt na targu znajduje, tak długo normuje się cena jego podług najwyższych kosztów jego produkcyi, każdy bowiem wytworca stara się za swe wytwory najwyższą, ile można otrzymać cenę; jak długo więc stoją na targu i znajdują zbyt drożéj wyprodukowane wytwory, tak długo ktoś taniéj umiejący produkować z większym zyskiem pracuje, na którym to objawie polega różna wartość ziemi oraz owa niegdyś tak obszernie traktowana kwestya renty gruntowéj.
W miarę zmniejszającego się kredytu lub rosnącéj podaży taniéj wyprodukowanego wytworu, spadają ceny, zmuszając tém samem ludzi nie umiejących czy niemogących równie tanio wytwarzać, do zaniechania swéj produkcyi. Celem bowiem każdéj pracy wytwórczéj jest osiągnięcie zysku, co najmniéj przete osiągnięcie ceny, któraby zawierała w sobie zwrot poczynionych nakładów i zapłatę podjętéj pracy. Nieprzynosząca tego produkcya musi niebawem zostać zaniechaną, musi ustać zupełnie, gdyż nikt ze stratą pracować długo ani nie zechce, ani nie może.
Jeżeli przeto rolnictwo nie ma popaść w bankructwo i zaniechanie, winno ono za owe wytwory otrzymywać cenę pokrywającą wszelkie koszta produkcyi, to znaczy, że brutto-dochów każdéj wsi powinien przy umiejętném gospodarzeniu być tak wielkim, aby wystarczył:
1) na oprocentowaniu tkwiącego we wsi kapitału, względnie na opłacenie dzierzawy;
2) na zapłatę wszelkiéj przy wytwarzaniu i dostawianiu na targ podjętéj pracy, w któréj pozycyi uwzględnić trzeba całoroczne utrzymanie robotników wiejskich, którzy nawet w czasach, gdzie w gospodarstwie nie pracują, żyć tj. utrzymanymi być muszą;
3) na zwrot wszystkich szczegółowo zrobionych nakładów, jako to podatków, zasiewów, nawozów sztucznych;
4) na oprocentowanie i amortyzacyą wydanego na zużywające się środki produkcyi, jako to machiny, zaprzęgi, narzędzia itp. nakłady;
Prócz tego powinien brutto dochód zawierać jeszcze 5) pewien zysk przedsiębiorczy czyli dochód czysty, co za oprocentowanie i amortyzacyą użytego przy produkcyi kapitału intelligencyi, uważać należy. Gdzie nie ma tego zysku przedsiębiorczego, tam ustaje chęć, gdzie nie ma pierwszych czterech, tam ustaje możność dalszéj produkcyi. Skoro bowiem cena targowa nie pokrywa wprost zrobionych nakładów i kosztów, tam pociąga produkcya za sobą straty, a tych długo ponosić nikt nie jest w stanie. W pierwszym i drugim roku ratują się jeszcze rolnicy kredytem osobistym, ten gdy się przedłuża, przez przyrosłe procenta zwiększa się i drożeje, zmienia się z czasem w dług hipoteczny, czyli zmniejsza majątek tj. własność dziedzica, a zwiększając ciężary, utrudnia, późniéj uniemożliwia dalszą produkcyą, dalsze utrzymanie się przy wsi. Wieś zaś, na któréj produkcya się nie opłaca tj. gdzie uzyskane wytwory nie pokrywają swą ceną kosztów produkcyi, nie ma żadnéj wartości, przestaje być kapitałem. Wartość wsi mianowicie polega wyłącznie na tém, że przez umiejętną produkcyą otrzymuje się z niéj pewien zysk, t. j., że wytwory więcéj przynoszą, niż kosztują. Właśnie ta różnica pomiędzy ceną targową a kosztami produkcyi wykazuje wartość wsi; gdzie kapitały po 5 prc. przynoszą, gdzie zobowiązania hipoteczne po 5 od sta oprocentowywać trzeba, tam jest wieś 20 razy tyle wartą, ile wynosi owa różnica ceny i kosztów, przedstawiająca procent kapitału. Gdy ta różnica rośnie, rośnie i wartość wsi a zmniejsza się w razie przeciwnym tak, że gdy owéj różnicy nie ma, gdzie koszta więcéj wynoszą niż cena, wieś wszelką wartość ekonomiczną traci; dalsza produkcya jest tam niemożebną. Tak więc i wartość wsi i możność pracy wytwórczéj na roli zależną jest od ceny targowéj rolniczych wytworów, ztąd téż wszelka zniżka ceny musi fatalnie oddziaływać na całe rólnictwo, a utrwalenie takiéj zniżki cen nie tylko szkodzi rolnikowi, nietylko utrudnia produkcyą, ale zagraża, nadto saméj własności utratą, a przynajmniéj stałem zmniejszaniem się jéj wartości. Na tém téż głównie polega i w tém tkwi cała groza konkurencyi Ameryki i innych państw zamorskich na naszym targu zbożowym, że niebezpieczeństwo tą konkurencyą stworzone, nietylko obecnéj produkcyi i producentów, lecz także wartości posiadanéj przez spółeczeństwa eurepejskie ziemi, nie tylko właścicieli lecz własności, nie tylko prywatnego lecz i narodowego majątku ludów europejskich dotyczy i mu zagraża. Z tego téż powodu, że konkurencya zamorska naszego majątku zbiorowego, wartości naszéj ziemi, téj podstawy bytu i dziejów ludów europejskich dotyczy, zdaje się być koniecznem, zanim przejdziemy wprost do zamierzonego zadania niniejszéj pracy, nad doniosłością tego faktu się zastanowić.
Każdy z czytelników przyzna i wie, że długoletnie zobowiązania ten tylko zawierać może, kto ma równie na długie lata zapewniony pewien dochód, dający mu możność oprocentowania i spłacenia swych zobowiązań. Nie chcąc lekkomyślnie swéj przyszłości ekonomicznéj zrujnować, trzeba przeto tylko w takich warunkach i na takich podstawach zawierać zobowiązania, aby przy naturalnym biegu wypadków nigdy w przyszłości nie stracić możności dopełnienia swych zobowiązań. Podstawą każdego takiego obliczenia są i być powinny stosunki równoczesne z odpowiedniem uwzględnieniem przyszłości o ile ją na podstawie danéj chwili przewidzieć można. Podstawą przeto oznaczenia wartości wsi, tj. jej ceny w razie sprzedaży, a jéj taksy w razie zaciągania zobowiązań hipotecznych, jest wysokość ceny rólniczych wytworów, z któréj się wykazuje różnica kosztów, a dochodu, co nam po skapitalizowaniu, jak widzieliśmy wyżéj, wartość wsi podaje. Ceny rólniczych wytworów będące podstawą téj wartości i wszystkich na niéj polegających umów, ciężarów i zobowiązań, podlegały mianowicie w swém oznaczeniu przez szlachetne krusze różnym zmianom, przyczém od samego początku objawiała się w nich wyraźna tendencya do podwyższania się, tj., że cena wytworów rolniczych oznaczona szlachetnym kruszcem, monetą rosła systematycznie. Wyjaśnienia tego objawu w tém szukać należy, że ziemia jest w swym obszarze ograniczoną, każdy naród i świat cały ma jéj tylko pewną sumę, któréj zwiększyć żadną siłą nie może. Tak samo ulepszenia techniczne, rosnąca intenzywność gospodarstwa, tylko do pewnego stopnia zwiększa wydajność ziemi. Kto przejdzie granicę racyonalnych nakładów, ten straci bezpowrotnie to co w ziemię włożył, np. przy za gęstym siewie, i ją samą wysili, czyli pogorszy. Produkcya rólnicza a ztąd i podaż rólniczych wytworów, znajdują pewne w przyrodzie leżące granice, których żadna siła ludzka ani znieść, ani rozszerzyć nie jest zdolną; po za pewne maximum każda wieś pojedyńczo i wszystkie ziemie pewnego organizmu państwowego razem wzięte, nic już wyprodukować nie mogą. Popyt natomiast na rólnicze wytwory wzrastał nieustannie w miarę rosnącéj ludności kraju i popyt ten jest równie nieograniczony w swym rozwoju, jak nieograniczonym jest wzrost liczby konsumentów, wzrost ludności. Ograniczona podaż a wzrastający nieustannie popyt do ciągłéj zwyżki cen rólniczych wytworów prowadzić musiały, co téż aż do drugiéj połowy XIX wieku statystycznie stwierdzono.
Równocześnie wpływał na zwyżkę cen wzrastający od odkrycia Ameryki zapas szlachetnego kruszcu u ludów europejskich, a im większa liczba monety w obiegu, tem więcéj dają jéj ludzie za pożądane wytwory.
W obec rosnącéj ceny rólniczych wytworów, w obec podrożenia żywności, wzrosły też wymagania robotników wiejskich, którzy w obec tych nowych stosunków więcéj pieniędzy, wyższych zasług i najmu się domagali i potrzebowali. Pomijając przemysłowy popyt za wiejskimi robotnikami, szczególnie do budowy bitych dróg, kanałów, kolei, który już sam przez się rolników zmuszał do podwyższenia zasług i najmu, by sobie tylko robotników utrzymać, wypada zaznaczyć, że i rólnicy sami w obec coraz intenzywniejszego gospodarstwa, popyt za pracą wiejską zwiększali, która w miarę popytu drożała, i daléj, że przy rosnących cenach, mogli oni żądaniu i potrzebie robotników zadosyć uczynić, tak jak dawniéj przy niższych cenach, niższe mogli opłacać najmy i zasługi. Jest to zresztą znany objaw, że w miarę wzrostu ceny wytworu, rośnie stosunkowi i zapłata ludzi przy jego produkcyi zatrudnionych. Tym sposobem wzrastały w miarę zwyżki cen rolniczych wytworów, także stopniowo koszta ich produkcyi, przynajmniéj o ile one na pracy ludzkiéj, tj. pośrednio na utrzymaniu ludzi polegają.
Opierając się na cenach rólniczych wytworów i licząc choć w cichości swego serca na przyszłą ich zwyżkę, zawarli dziś na roli pracujący rólnicy lub ich bezpośredni poprzednicy, długoletnie zobowiązania, nakładając przez to na ziemię długoletnie ciężary. Jedni nabyli wieś przed laty kilkunastu za pewną sumę, inni ją po pewnéj taksie przy działach familijnych przejęli, inni znów wzięli ją po pewnéj częstokroć w następnych latach rosnącéj cenie w długoletnie dzierżawy, z którymi na równi trzeba postawić tych, co przejęli czy zaciągnęli długoletnie zobowiązania hipoteczne, mające pewien oznaczony procent przynosić. I rólnicy i wierzyciele ich i całe społeczeństwo uważało wartość wsi, jaką na podstawie osiąganych po r. 1850, tj. po zniesieniu ostatnich zabytków średniowiecznych ograniczeń prawnych i po odkryciu nowych min złotych w Ameryce, cen obliczano, za rzecz zupełnie pewną; na téj podstawie zawierano wszelkie tranzakcye, na niéj polegały różnorodne zapisy, podług niéj roździelano wszelkie i prywatne i publiczne ciężary. Wszelkie naruszenie téj podstawy, wszelka zniżka dochodu rolników i wartości ziemi musiała przez to wstrząsnąć gwałtownie dobrobytem społeczeństw europejskich, a nie już samych tylko rolników.
W obec tych stosunków występuje Ameryka i inne kraje zamorskie z podażą swych wytworów rolniczych na targu europejskim, występują z podażą przewyższającą potrzebę i popyt i sprowadzają przez to ową złowrogą, ogólną zniżkę cen. Zniżka ta rozciąga się na wszystkie gatunki zboża, a jéj szybkość i wyrazistość zwiększało jeszcze w obrębie cesarstwa niemieckiego, w którego organizm jest wcieloną ta część ziem polskich, które w téj pracy szczególnie i prawie wyłącznie będą uwzględnione, owo tylekrotnie już omawiane zaprowadzenie złotéj waluty, które i przez zmniejszenie liczby znajdującéj się w obiegu monety i przez jéj podrożenie, zwiększenie ciężaru zawartych dawniéj zobowiązań, a zniżkę cen rólniczych wytwórów wywołać musiało. Głównym jednakże powodem téj zniżki, i powodem zapowiadającym przez swój wzrost intenzywny coraz to silniejsze wywieranie swego zgubnego wpływu, jest podaż obcego zboża na naszych targach, zboża wyprodukowanego w zupełnie innych, znacznie korzystniejszych warunkach naturalnych, społecznych i ekonomicznych. Sam fakt możności dowozu zboża z innego targu, z innéj ziemi już wpływa niekorzystnie na ceny, a jakiż dopiero wpływ wywrzeć musiała nie już możność lecz istotność dowozu, fakt uczynionéj na targu europejskim podaży zamorskiego zboża?
Gdyby podaż ta jednakże miała charakter tylko przejściowy, gdyby ona się tylko pojawiała w latach nadzwyczajnego urodzaju w owych zamorskich krajach, toby zagrażała tylko dochodowi, niszczyłaby pojedyńczych rolników, ale nie rujnowałaby społeczeństw, nie odbierałaby uprawianéj i posiadanéj przez nas ziemi jéj wartości ekonomicznéj, co obecnie czynić zagraża. Przez swoją istotność, trwałość i coraz to gwałtowniejszy wzrost, gdyż dziś już nie tylko Rossya i Ameryka, lecz także Indie i Australia nasz targ zbożowy swemi wytworami poczynają zasypywać, grozi konkurencya zamorska zni szczeniem wartości naszéj ziemi, naszéj roli, jest targnięciem się na naszą własność. Właśnie też ta jéj doniosłość jest powodem tego, że państwa europejskie dbałe o dobrobyt swych obywateli i o swą polityczną, socyalną i ekonomiczną przyszłość, przeciw niéj wystąpić muszą i występują. Wszelka zniżka ceny bowiem zagraża produkcyi, jakiéj dotyczy; nie szkodzi ona tylko w tym razie, jeżeli oddani téj produkcyi mogą przy tych samych kosztach więcéj, lub z mniejszym kosztem to samo wytwarzać. Ale i ot zdanie trzeba ogranicznyć o tyle, że zwiększenie produkcyi, tak samo, jak tańsze wytwarzanie tylko wtenczas ochroni produkcyą od upadku, jeżeli różnica zwiększeniemi ilości lub zmniejszeniem kosztu spowodowana nie jest niższą od różnicy cen; w przeciwnym razie jest zabójczą dla podpadłéj jéj produkcyi.
Upadek żadnéj gałęzi produkcyi nie jest i nie powinien być obojętnym dla państwa, tem więcéj nie jest obojętnym upadek produkcyi rólniczéj i państwo musi wystąpić z obroną, musi się starać wszelkimi środkami, jakie ma w swéj mocy, zagrożoną produkcyą chronić przed upadkiem. Na téj podstawie opierają się ochronne cła zbożowe, jakie od lat kilku mamy w Niemczech, a o których tu słów kilka powiedzieć pono nie będzie od rzeczy, zważywszy mianowicie, że na wspomnianem zgromadzeniu w Poznaniu oświadczyli się ludzie zajmujący bardzo wybitne stanowisko w naszem społeczeństwie, i przeciw praktyczności i przeciw uprawnieniu tych ceł. Przypatrzmy się przeto téj kwestyi.
Rozpoczynając od uprawnienia trzeba przedewszystkiem zaznaczyć, że wspieranie rozwoju ekonomicznego ogółu społeczeństwa należy do najważniejszych zadań każdego państwa, wspieranie zaś rozpada się na część pozytywną, t. j. popieranie produkcyi przez czynną pomoc państwową, jako to udzielanie taniego kredytu, moratoria, zniżkę lub opuszczenie podatków itp., i na negatywną, tj. chronienie produkcyi krajowéj przed wszystkiem, co jéj zagraża. Przy spełnianiu tego zadania, na które zresztą wszyscy się godzą, winno jednakże państwo mieć zawsze interes ogólny na oku, winno nie nadawać przywilejów, nie popierać jednéj produkcyi kosztem drugich, ale tak samo nie powinno dozwolić upadać jednéj z drugich zyskiem chwilowym. Na tych się zdaniach opierając, twierdzą przeciwnicy ceł zbożowych, że obecna polityka celna w Niemczech jest nieuprawnioną, jest jednostronną, jest popieraniem i zbogacaniem rólników kosztem wszystkich innych stanów, sztucznem podrażaniem żywności biednego ludu, wyzyskanie w trudzie i znoju zapracowanego grosza robotników na rzecz bogatych dziedziców. Argumentami temi walczą przeważnie ludzie handlowi i przemysłowi, wyczekujący i pragnący zniżki ceny środków żywności, by na téj podstawie módz zmniejszyć zapłatę swych robotników, a zwiększyć swe zyski. Zapominają jednakże przytem, że tylko wśród zamożnego rolnictwa może się trwale rozwijać handel i przemysł narodowy, czego dowodem Belgia i Anglia; zapominają daléj, że naród jako naród nie może się prawidłowo rozwijać, jeżeliby jego produkcya się tylko jednostronnie rozwijała, że nareszcie cła zbożowe są obroną i ochroną zagrożonéj przez zagranicę własności i majątku narodowego.
Cła ochronne nie dają żadnych podarków rolnikom, tylko ich chronią od niezasłużonego upadku, ani też ratują ich kosztem innych stanów, gdyż broniąc wartości ziemi, bronią wierzycieli, którzy do użytku rolnictwa, do podniesienia produkcyi krajowéj, dali swe kapitały, bronią robotników przez zniżeniem zarobku, bronią miasta od upadku, zachowując rolnikom możność kupowania wytworów miejskiego przemysłu, bronią nareszcie państwo samos przed gwałtowną emigracyą roboczego ludu i bankructwem, coby pierwsze przy koniecznéj zniżce zapłaty, drugie przy traceniu ziemi na wartości, czyli zmniejszeniu siły podatkowéj kraju, niechybnie nastąpić musiało. Ameryka ma wysokie cła na wytwory europejskiego przemysłu, ona nic od nas prawie nie kupuje, za nic nam nie ma do płacenia, a przysyła ciągle na nasz targ zboże i bierze od nas rok rocznie miliony srebra i złota. Chcąc się więc bronić przed bankructwem, przed brakiem monety i utratą wartości wszystkiéj swéj własności, coby wszystko przez rok roczne passywa bilansu handlowego, przez konieczność ciągłych wypłat kruszcu na rzecz Ameryki nastąpić musiało, musi Europa mieć cła zbożowe, które choć nie znoszą, to przynajmniéj zmniéjszają sumę płaconych przez nas Ameryce należytości. I czyż w obec tego można jeszcze mówić o krzywdzie wyrządzonéj przez cła zbożowe innym stanom i o rólników zysku nieprawnym?
Nie mogąc zaprzeczyć uprawnienia a nwet w danych warunkach obowiązku państwa zaprowadzenia ceł ochronnych dla któréjkolwiek gałęzi krajowéj produkcyi, twierdzą antiagraryusze, że obecne położenie rolnictwa pomimo konkurencyi zamorskiéj, nie jest wcale krytycznem, że umiejętny rolnik ma możność pokrycia poniesionych w produkcyi zbożowéj strat, że więc cła choć nie zawsze, to przecież w chwili obecnéj jeszcze się krzywdą. Cła są bowiem pomocą państwową, pomoc zaś ta tylko tam się zwracać powinna, gdzie siły prywatne nie wystarczą, gdzie bez téj pomocy produkcya się nie utrzyma, upadnie. A czy rolnictwo nasze nie znajduje się obecnie w tem położeniu? Czy mogło się samos obronić? Niestety nie mogło już.
Widzieliśmy mianowicie wyżéj, że zniżka cen tylko natenczas nie szkodzi producentom, jeżeli można to samo taniéj lub tym samym kosztem więcéj produkować. Przechodząc do pierwszego postulatu, wypada zaznaczyć, że jest to wymaganiem zniżenia zarobku, zniżenia zapłaty robotników wiejskich. Wszelka zniżka zarobku, wszelkie zmniejszenie dochodu wywołuje u ludzi tem dotkniętych niezadowolnienie, uczucie krzywdy. Im szersze warstwy w narodzie, im większa liczba ludzi czuje się skrzywdzoną, tem staje się fakt ten dla społeczeństwa, dla państwa groźniejszym i niebezpieczniejszym.
Prócz tego niezadowolnienia wywołuje obniżka zarobku inny jeszcze fakt, opuszczanie przez robotników stron rodzinnych, włóczęgę po świecie, ubytek ludzi w pełnéj sile wieku, gdyż zwykle ci tylko zostawiwszy w domu kaleki, starce i dzieci, wszystko nieproduktywnych konsumentów, których utrzymanie przypada dworowi lub gminie i przez to zwiększa koszta produkcyi, nakłada na nią nowe ciężary, idą w świat szukać szczęścia. Nareszcie trzeba wspomnieć, że zniżka każda zasług i najmu, pomijając już w ogóle trudność jéj przeprowadzenia, da się tylko do pewnéj granicy uskutecznić. W każdym razie kosztów produkcyi tak obniżyć, abyśmy zboże równie tanio jak Ameryka mogli produkować, jest czystym niepodobieństwem, a tylko w tym razie mogłoby się rólnictwo obyć bez pomocy państwowéj, bez ceł ochronnych, tylko wtenczas by mu zniżka cen nie szkodziła. My musimy płacić wysokie i osobiste i gruntowe podatki, musimy utrzymywać wojsko, duchowieństwo, szkoły; ziemia nasza jest i pod względem komunikacyi naturalnych mniéj bogato uposażoną, u nas istnieją zrosłe z naszemi nawyknieniami i poglądami rozliczne wydatki i potrzeby towarzyskie, czego nie zna osadzony gdzieś w lasach kolonista amerykański, sam swą rolę, a więc i przez to taniéj uprawiający. Jakimby więc cudem miało nasze rolnictwo módz tak tanio produkować, jak Ameryka i inne kraje zamorskie? Podług przedłożonych w r. b. zebraniu niemieckich agraryuszy w Berlinie zestawień, kosztuje produkcya jednego centnara pszenicy w obrębie Niemiec (wliczywszy w to naturalnie odpowiednią cząstkę procentu od ciążących na ziemi zobowiązań) 10.53 m., podczas gdy ten sam centnar rolnika z nad Missisipi tylko 2.60 m. kosztuje, do czego dodawszy, zmniejszające się zresztą nieustannie, koszta transportu i cło i prowizyą dla komissionera w portowem mieście Europy, Amerykanin może swą pszenicę już po 5.50 m. za centnar sprzedawać i ma nawet przy téj cenie już 20—30 fen czystego dochodu. Gdyby więc państwo na podaż tak tanio wyprodukowanego zboża nie nałożyło jakiego ciężaru, tj. cła, toby zboże nasze, wyprodukowane znacznie drożéj, wcale nie znalazło popytu, albo byliby rolnicy nasi zmuszeni pszenicę po 5.50 m. za centnar sprzedawać, a ilużby się u nas w takich warunkach targu przy swéj wsi lub dzierżawie utrzymać mogło? Chcąc zaś przez zniżkę kosztów produkcyi być w możności wytrzymania konkurencyj, musieliby nasi rólnicy o 50 prc. taniéj wytwarzać, a gdzież wymyśli kto na to sposób, jestżeto możebnem? Na téj więc drodze, przez taniość produkcyi, nie ma dla rólnictwa ratunku ni ochrony.
Równie płonnem jest przypuszczenie, że zwiększona produkcya zboża przy równych kosztach może rolnikom zniżkę cen wynagrodzić. Każdy wie o tem, że produkcya wszelka, a więc i rólnicza, ma pewne granice, że nawet im z większym się nakładem gospodarzy, tem mniejsze stosunkowo zyski ziemia przynosi, że żaden wysiłek pracy i nakładu nie zmusi ziemi do wydania 100 centn. buraków lub 100 centn. pszenicy z małéj morgi. Wypada daléj przypomnieć, że zwiększona podaż zboża znów dalszą zniżkę ceny sprowadza, a i dziś już tak wielkie zapasy zboża z roku na rok w Ameryce i innych krajach przechodzą, że nie ma żadnych widoków, aby zwiększona produkcya zboża rolnictwo przed zgubnym wpływem zagranicznéj konkurencyi była w stanie ochronić, aby była zdolną pkryć dalszą jeszcze zniżkę, jakaby w skutek znacznie zwiększonéj podaży, niechybnie nastąpić musiała. Technika rolnicza owszem zwrócić się powinna do szukania innych produkcyi, czy to okopowizn, czy roślin handlowych, czy inwentarza żywego i jego produktów, i szukać na téj drodze, przez nowe źródła dochodu pokryć straty w produkcyi zbożowéj poniesione. Ponieważ jednakże żadne gospodarstwo bez produkcyi zboża obyć się i prowadzonem być nie może, ponieważ wszelka zmiana systemu gospodarstwa jest niebezpieczną, wiele nakładu wymaga i z czasem dopiero poczyna pożądane przynosić owoce, ponieważ daléj głównem źrodłem dochodu ogółu rólników była i jest produkcya zboża, stanowiąca nawet w téj przemysłowéj Anglii[1] przeważną część wytworzonych rok rocznie wartości, a téj produkcyi ani z korzyścią odpowiednio zwiększyć ani taniéj urządzić rólnicy sami przez się nie są zdolni, winno państwo wziąść na siebie ochronę zbożowéj produkcyi.
Wpływ państwa na tę produkcyą jest dwojaki: przez cła i podatki. Cła chronią ceny przed zbytnią zniżką, podatki wpływają na koszta produkcyi. Państwo niemieckie uznało słusznie za swój obowiązek bronienia rólnictwa za pomocą ceł zbożowych, a obecnie domaga się część rady związkowéj powiększenia tych ceł. Znany wpływ i znaczenie tych ceł, oby one rólnictwu długo i w odpowiedniéj wysokości zostały utrzymane.
Pozostaje państwu jeszcze drugie zadanie, to jest zmniejszenie kosztów produkcyi przez zniżenie ciążących na własności ziemskiéj podatków. Zadaniem tu jest państwa wyszukiwanie nowych źródeł dochodów, przesunięcie ciężarów potrzebnych na pokrycie wydatków skarbowych na silniejsze ekonomicznie zawody. Postawiony wniosek o podatek giełdowy miałby właśnie te zalety, aby w ten sposób, mając zkąd inąd pokryte swe potrzeby, módz ulżyć produkcyi rolniczéj, zmniejszając jéj koszta i przez to uczynić jéj możliwém wytrzymanie zabójczéj zamorskiéj konkurencyi.
Konkurencya ta tem dotkliwiéj dała się uczuć i tem straszniéj zagraża nie tylko już dobrobytowi, ale nawet egzystencyi dzisiejszych rolników, że spotkała ona Europę w chwili, gdy prawie wszystka własność ziemska jest licznym i ciężkim zobowiązaniom podległą. Statystyka państwowa wykazuje zadłużenie do 80 prc. wartości ziemi, czyli jest to zadłużenie, którego oprocentowanie w skutek tego od lat kilku zmniejszonego dochodu, zmniejszonéj wartości[2] wsi, obecnie przechodzi siły właścicieli wsi, równie jak opłacanie tak wysokiemu zadłużeniu odpowiedniéj dzierzawy, siły dzierzawców przechodzi. Zamożny dziedzic, mający czystą wieś lub nieznacznemi tylko obciążoną zobowiązaniami, może się utrzymać w obec zniżki cen i zmniejszenia dochodów, gdyż może sobie powiedzieć, że jego kapitał mu mniéj procentu przynosi, a ponieważ nie zalega nikomu z opłacaniem należytości, nikt się przeciwko niemu nie może zwrócić, nikt nie może jego własności zaczepić i go własności pozbawić. Inaczéj się jednakże ma rzecz z właścicielem wysoko obdłużonéj wsi; ten musi regularnie liczne opłacać zobowiązania. Dopóki starczy miejsca na hipotece, tak długo zapisują się na niéj przemieniające się z czasem w nowe długi zaległe, a raczéj pożyczonym zkąd inąd groszem zapłacone procenta, a gdy tam miejsca zabraknie, gdy nikt już nie chce udzielić osobistego kredytu, przychodzi katastrofa, przychodzi sprzedaż, choć nie formalnie, to materyalnie konieczna. Jeżeli więc nam jako spółeczeństwu, jako narodowi na utrzymaniu ziemi w rękach naszych zależy, a pono nikt nie znajdzie się, coby chciał twierdzić, że nam obojętna w czyjem ręku nasza ziemia, natenczas winniśmy się starać własność ziemską w takich postawić warunkach, aby była zdolną przetrzymać wszystkie niekorzystne zewnętrzne wpływy, aby była zdolną prowadzić i przetrzymać zwycięzko walkę z zamorską konkurencyą.
A jaki na to sposób? Czyż mamy sposób stworzenia licznych nowych kapitałów, które byśmy mogli oddać na posługę, na ratunek własności ziemskiéj w korzystnych dlań warunkach? Zaiste, cudem i nagle tworzyć kapitałów pieniężnych nie możemy, ani téż ich tyle mamy w zapasie, aby módz stwarzać instytucye, któreby wytknąwszy sobie wielki cel ratowania własności ziemskiéj w rękach polskich, mogły się zadowolnić niższym procentem i w ten sposób ulżyć rólnictwu, choć i o takie kapitały możebyśmy się mogli ze skutkiem starać, tylko trzeba pukać, aby nam otworzono, ale jedno mamy w naszéj mocy, to jest nieroztrwanianie tych kapitałów, jakie jeszcze posiadamy, usunięcie tego wszystkiego co do zadłużania własności ziemskiéj, do upadku ją prowadzi.
Ciążące dziś na ziemi zobowiązania hipoteczne, pominąwszy naturalnie wszelkie lekkomyślne obdłużanie, z trzech powstają i powstały powodów. Nasamprzód zostają na hipotece sumy przy kupowaniu wsi byłemu dziedzicowi nie zapłacone, to co on na wsi zostawia, w niemieckiéj nauce: „Restkaufschilling” zwane; następnie przychodzą długi melioracyjne, na podniesienie gospodarstwa zrobione, a po trzecie długi, powstające z zapisów tak zwanych równych działów dla niedziedziczącego rodzeństwa. Ponieważ zaś krytyczne czasy, powracające peryodycznie, ten tylko dziedzic przetrzymać może, który nie ma wielkich ciężarów do opłacania, a nam na utrzymaniu ziemi w rękach dzisiejszych właścicieli zależy, gdyż miejski żywioł polski nie ma jeszcze dość pieniężnych kapitałów, aby powstające w szeregach właścicieli ziemskich szczerby módz swemi kapitałami i osobami zapełniać, dla tego winny starania nasze na to się zwrócić i wysilić, byśmy swą ziemię z dawnych zobowiązań oczyścili i nie obciążali nowemi, wieczystemi zobowiązaniami. Wieczystym zaś, tj. stale produkcyą i utrzymanie się utrudniającym, jest dług, którego sam zaciągający nie zamortyzuje, a to się zwykle przy zapisach dzieje.
Kupowanie wsi z bezzwłoczną wpłatą całéj wartości nie w naszéj mocy, bo naraz nie możemy stworzyć licznych, na to potrzebnych, pieniężnych kapitałów, ale możemy pracować nad ich zebraniem, możemy unikać kupowania wsi po wysokiéj cenie, w ciężkich warunkach, gdyż to prowadzi do straty nawet tego, co nowonabywca posiadał i wpłacił.
Zmniejszenie długów nakładowych, tj. zaprzestanie wszelkiego rodzaju melioracyi, jako to zakładanie fabryk, drenowania, irrygowania itp., mogłoby tylko niekorzystne wywrzeć skutki. Melioracye są częstokroć konieczne i właśnie w téj ich konieczności jako warunku podniesienia produkcyi rolniczéj i wartości ziemi, leży wymaganie zostawienia dziedzicowi możności posłużenia się dla nich kredytem realnym, tańszy i mniéj cisnącym niż osobisty. Dla tego rodzaju długów i tylko dla nich winna istnieć i być czystą hipoteka.
Natomiast trzeci rodzaj zobowiązań realnych, ograniczenie zobowiązań tytułem zapisów na ziemi naszej ciążących, dobrowolne ograniczenie wolności tak zwanych równych działów jest całkiem w naszéj mocy. To mieć na względzie i ten rodzaj ciężarów znieść zupełnie w obec dzisiejszych powinniśmy stósunków.
Ograniczenie téj wolności, czyli pośrednio stworzenie systemu dobrowolnych majoratów, stanowiło także jeden z punktów spornych wśród wspomnianego już dwukrotnie zebrania, a ponieważ odezwały się poważne głosy tak myśl tę popierające, jak jéj przeciwne, uważałem za odpowiednie wszcząwszy tę kwestyę w naszéj publicystyce, raz jeszcze do niéj powrócić, uwzględnić objawione zdania i według sił swych na nowo ją opracować. Na początek niechaj mi wolno będzie na obronę téj myśli jedno tylko zaznaczyć: gdyby wszystka własność ziemska w chwili naszego upadku politycznego była podległą prawu majoratów, toby dziś jeszcze wszystkie nasze wsie i wszystkie zagrody włościańskie były w polskiem ręku; mieliśmy prawną wolność tranzakcyi, zapisów i działów, ona nas już z większéj wywłaszczyła połowy. I któryż system dla nas lepszy? Czyż teorya przeciwna w obec tego faktu, co „clamat dum tacet” odważy się jeszcze stanąć w swéj obronie? Wszakże i pismo św. powiada „a po owocach ich poznacie je.”


II.

Przekazywanie równych działów objawia się przy własności ziemskiéj w dwóch różnych formach: przez podział realny, lub przez zapisanie na odziedziczonéj przez jednego spadkobiercę własności ziemskiéj pretensyi hipotecznych dla niedziedziczącego rodzeństwa. Kto ma więcéj, niż jednę wieś, jedno gospodarstwo włościańskie, ten może spadek swój realnie podzielić, byle swym spadkobiercom przekazywał własność istotną a nie nominalną. Przechodząc zaś do zastósowywania systemu równych działów przez właścicieli jednostki gospodarczéj, jako to jednej wsi lub jednego gospodarstwa, widzimy, że przy własności włościańskiéj zwykle podział realny następuje, przy większéj własności przechodzi wieś niepodzielona na jednego spadkobiercę, a innym przekazuje ojciec podług swego przekonania równe działy, tj., hipotekuje ich pretensye na odziedziczonéj przez jednego z synów wsi, obciąża ją długami, dzieli idealnie. I jeden i drugi system nie jest ani sprawiedliwym, czém się być stara i myśli, ani racyonalnym, jak to zobaczymy poniżéj.
Jeżeli po „owocach” osądzać będziemy ten dziś u nas tak ogólnie niestety przy większéj własności praktykowany system czynienia tak zwanych równych zapisów na rzecz niedziedziczonego rodzeństwa, natenczas nie znajdzie się zapewne nikt, choćby był najgorętszym zwolennikiem teoretycznéj wolności i poszanowania utartych formułek prawnych, coby zważywszy na nasze położenie ekonomiczne, za wolnością zapisów, za niekrępowaniem woli spadkobiercy chciał się oświadczyć. W istocie też system ten jak nas do dziś z naszéj ziemi wywłaszczał, tak i nadal będzie to czynił, a w przyszłości o tyle jeszcze szybciéj i gwałtowniéj, że nieobdłużonéj własności ziemskiéj u nas już prawie nie ma, że na każdéj z naszych wsi ciążą już całowiekowe nieomal zobowiązania, przygniatające, mianowicie w obecnych tak niekorzystnych dla rólnictwa czasach, swym ciężarem tytularnych właścicieli, przyspieszając przez to upadek. Przypuśćmy bowiem, że ktoś posiada wieś wartą istotnie 300,000 marek, tj. przynoszącą prócz zwrotu kosztów, 15,000 marek na czysto, — gdyż 5 prc. musimy wymagać od naszych kapitałów, mając wszelkie zobowiązania po 5 od sta do oprocentowania — i że ją czystą przez ciąg życia swego utrzyma, to umierając odda wieś jednemu synowi, a dla reszty rodzeństwa zahipotekuje tak zwane działy. Gdyby ten dziedzic miał tylko troje dzieci, liczbę u nas podług tablic wzrostu ludności bez wątpienia zbyt małą, natenczas zapisałby swym niedziedziczącym spadkobiercom po 100,000 m. z oprocentowaniem 5 od sta, czyli nałożyłby na swego, często za uprzywilejowanego jeszcze uważanego, syna-dziedzica ciężar opłacania rocznie 10,000 m. procentu. Pomińmy tu leżącą w podobnym podziale krzyczącą niesprawiedliwość, że owi dwaj zapisobiorcy dochód bez pracy, a dziedzic zobowiązania i trud i pracę i te przy każdéj produkcyi nieuniknione kłopoty dostaje w spadku, że w najlepszym razie może jeszcze wygospodarzy procent swego kapitału, lecz już nie ma ni zapłaty za swą pracę, ni zysku przedsiębiorczego, a patrzmy daléj, co się przy tym systemie z naszą wsią dziać będzie.
Bracia zapisobiorcy stawszy się kapitalistami, będą się starali swój kapitał uruchomić, tj. pozyskać możność dowolnego angażowania i cofania swych kapitałów, będą się starali dostać gotówkę do ręki. Ponieważ brat dziedzic tego uczynić tj. ich spłacić nie może, przechodzą więc hipoteki w obce ręce, nie mające żadnego interesu do osoby dziedzica, lecz tylko do jego własności. Prywatny kapitalista nie zgodzi się na powolną i częściową amortyzacyą, lecz będzie chciał w pewnym oznaczonym terminie cały swój zaangażowany kapitał uwolnić, z powrotem odebrać. Starania się o nowego wierzyciela lub o nakłonienie dawniejszego do pozostawienia kapitału na wsi, pociąga za sobą zachody i koszta, które tylko sam syn dziedzic ponosi. Nowy kapitał niewypowiedzialny, czy też użyczony na długie lata, tak samo jak prolongujący spłatę wierzyciel, żądać będą jako wynagrodzenie za przyjęcie pożądanych przez dziedzica warunków, wyższego procentu, niż pierwotnie oznaczony; bez wszelkiéj więc winy i bez wszelkiego zysku dziedzica zwiększają się w ten sposób jego ciężary. Im częściéj mu spłata kapitału zagraża, tém większe ponosi straty, im większe ponosi straty, tém trudniejszą dlań spłata kapitału, tém trudniejszém postaranie się o nowe kapitały, o korzystniejsze warunki.
Istniejące Towarzystwa kredytu ziemskiego stojące jako pośrednik pomiędzy dłużnikiem a wierzycielem, przemieniające pretensyą i zobowiązanie prywatne w publiczne, łagodzą to złe, ale go nie znoszą. Nie znoszą go zaś mianowicie dla tego, że dla nich istnieje pewna granica, po za którą kredytu nie udzielają, granica ta opiera się na podjętém przez Towarzystwo ocenieniu wartości wsi, które zwykle znacznie jest niższém, czyli względniejszem i sumienniejszem, niż ojcowskie ocenienie. Jakkolwiek więc zaciągnięcie pożyczki w Towarzystwie kredytowém przedstawia dla dziedzica korzyści, gdyż daje im możność powolnego amortyzowania i pozbawia go kłopotu wypowiedzialnością prywatnych kapitałów spowodowanego, to jednakże przy systemie równych działów, zawsze pozostaną jeszcze na hipotece kapitały prywatne pociągające za sobą wyżéj wskazane niekorzyści. A w jaki sposób ma syn-dziedzic spłacić te kapitały?…
Trudność spłacenia kapitałów prywatnych polega głównie na tém, że one żądają jednorazowo spłaty całego kapitału, lub przynajmniéj znacznéj części, a nie wdają się w spłaty drobnemi, kapitalizującemi się zwolna ratami. Pomijając zaś tę okoliczność, trzeba przedewszystkiem uwzględnić, że syn-dziedzic pozostaje dziedzicem istotnym tylko na liczbą rodzeństwa oznaczonéj części wsi, w powyższym więc wypadku należy doń istotnie tylko trzecia część, ciężary zaś wszelkie, pracę i nakłady musi na całéj wsi ponosić. W dzisiejszym systemie intenzywnego gospodarstwa nakłady są konieczne, choćby tylko wspomnieć o machinach i sztucznych nawozach. Rolnictwo broniąc się przeciwko zabójczemu wpływowi konkurencyi na targu zbożowym, musi sobie stwarzać nowe gałęzie dochodu, musi zmieniać swój system; wszelki postęp polega na zmianie, a każda zmiana systemu gospodarzenia pociąga za sobą liczne koszta, wymaga nakładów. Choćby więc ten syn-dziedzic czynił tylko nakłady, absolutnie korzystne, to jest pokrywające pewno i szybko oprocentowanie i amortyzacyą wydanego na nie kapitału, zwiększają dochód nietyko brutto, lecz i netto, które przeto są nietylko możliwe, lecz które chcąc zarazem powetować w produkcyi zbożowéj poniesione straty, zaprowadzić absolutnie potrzeba, to potrzebuje on na te nakłady kapitału. Nie mając własnych kapitałów pieniężnych, musi się o ten kapitał u drugich postarać, a nie mogąc dać pewności hipotecznéj, lub mogąc tylko ofiarować miejsce gdzieś pod koniec hipoteki, bo pierwsze miejsca zajęły zapisy, musi opłacać od téj pożyczki wysokie procenta, gdyż procent zmniejsza się w miarę rosnącéj pewności i łatwości odbioru a rośnie w razie przeciwnym. Kapitalista zaś użyczający swego grosza na wątpliwą pewność i niepewną spłatę, wymaga wysokiego procentu, procent ten ma bowiem zawierać prócz odsetki kapitału, także premią assekuracyjną wierzyciela, tworzącą dlań zwolna fundusz rezerwowy, dozwalający mu puszczać się na podobne operacye. Gdyby ten syn-dziedzic miał tylko dla przeprowadzenia zmianę gospodarstwa na trzeciéj części wsi, na swéj istotnéj własności, natenczas potrzebowałby mniejszego kapitału, mając hipotekę czystą, dostałby kapitał taniéj, większyby osięgnął zysk, łatwiéjby dług zamortyzował; dziedzicząc zaś całą zapisami obciążoną wieś, trudniejszy dlań kredyt, trudniejszy zysk, trudniejsza amortyzacya.
Powiększenie dochodu, co jedynie może sprowadzić umorzenie zobowiązań hipotecznych, jest jeszcze synowi dziedzicowi przez inne czynniki utrudnionem. Własnością jego, biorąc ekonomicznie, jest tylko trzecia część wsi, tymczasem musi on wszelkie na wsi ciążące zobowiązania w pełni ponosić, czyli musi opłacać i pracować także za nominalnie tylko doń należące części. Pomijając tu nawet podatek gruntowy i zobowiązania dla kościoła i szkoły, które ojciec-spadkodawca przynajmniéj uwzględnić może, gdyż są zapisane, trzeba wspomnieć o utrzymaniu, stawianiu i zabezpieczaniu budynków, potrzebnych dla całéj wsi, lecz za wielkich, czyli za kosztownych dla właściciela jednéj trzeciéj; trzeba wspomnieć o zabezpieczeniu od gradu, o stratach w inwentarzu, zużyciu machin, utrzymaniu ubogich miejscowych, których to ciężarów syn-dziedzic tylko trzecią część ponosić powinien, a które całkiem ponosi. Za podatek przez to spowodowany w niesprawiedliwy obciąża go sposób, zmniejsza jego dochód, a więc osłabia siłę ekonomiczną i utrudnia spłatę długów hipotecznych, nie ulega żadnéj wątpliwości. Rólnikowi bowiem w ogóle jest trudną spłacić choćby na nakłady pożyczone kapitały, a cóż dopiero czysto kapitalistyczne zobowiązania hipoteczne, które nietylko że nie wspierają techniki rólniczéj, ale owszem zabierając dochód, niszczą możność dziedzica podniesienia produkcyi, możność zwiększenia zysku i pozbycia się ciężarów.
Mówiąc o trudności spłacenia zaciągniętych przez rólników pożyczek, na jedno trzeba mianowicie zwrócić uwagę, o czem się niestety tak w teoryi jak w praktyce zbyt często zapomina. Jeżeli kupiec czy przemysłowiec pracuje kredytem, zakupuje za pożyczony pieniądz wytwór czy surowiec w celu dalszego pozbycia bez lub po przerobieniu, natenczas otrzymuje on od nowonabywcy cenę pokrywającą nasamprzód wartość surowca czy wytworu, następnie jego pracę. Wytwór wszedłszy w ręce kupca, zyskuje na wartości przez znalezienie się na miejscu popytu, surowiec zyskuje w ręku przemysłowca przez przerobienie. Kupiec i przemysłowiec może więc otrzymać nizką zapłatę tylko za swą pracę, ale zwrot włożonego, względnie na nabycie owego surowca czy wytworu pożyczonego kapitału zawsze otrzyma, ma więc możność po dokonanym obrocie, pożyczony kapitał w całości zwrócić. Zupełnie inaczéj mają się rzeczy w produkcyi rolniczéj. Jeżeli rólnik potrzebuje produktywnego kredytu, do któréj kategoryi tak ulepszenia pól i łąk przez drenowanie, irrygowanie, nawozy sztuczne, jak i zakupno machin, inwentarza i t. p. zaliczyć trzeba, to dochód z wytworów uzyskanych za pomocą pożyczonego kapitału, pokrywa w najlepszym razie procent i amortyzacyą nakładu, ale nie zwraca jednorazowo całego kapitału. Mały wyjątek stanowi tu kredyt na zakupno zboża do siewu i bydła na tucz, gdzie rólnik podobnie jak kupiec i przemysłowiec, sprzedając swój wytwór, otrzymuje i wyłożony kapitał z powrotem, ale i tu trzeba uwzględnić, że dla obu tych operacyi nie nadaje się forma wekslowego kredytu, znającego tylko krótkie termina i konieczność spłaty w oznaczonéj godzinie, do czego się rolniczéj produkcyi poddanéj nieobliczalnym prawom natury, zastósować trudno. Nawet więc w tym razie nie wystarcza dla rólnika kredyt w formie wekslu, jaka dla handlu i przemysłu jest odpowiednią i korzystną, i jaka do dziś dominuje w dziedzinie bankowego kredytu, tem mniéj wystarcza i jest odpowiednim taki kredyt przy pożyczce na wszelkie inne rólnicze nakłady. Jednorazowa spłata pożyczonego na podniesienie produkcyi kapitału jest dla rólnika niemożebną, on nawet najproduktywniejsze swe pożyczki tylko zwolna spłacać może, gdyż rólnik spienięża tylko wytwory kapitału, a nie sam kapitał.
Z innego jeszcze względu jest kredyt wekslowy odpowiednim i może być korzystnym dla kupca i przemysłowca. Produkcya handlowa i przemysłowa podlega tylko dwom czynnikom: pracy i konjunkturze, nie jest ona od pory roku, deszczu i pogody w swéj skuteczności zależną; z natury rzeczy są one obliczone tylko na krótki czas, kupiec nie zakupuje naraz na cały rok wszystkich towarów, ale sprowadza nowe zapasy w miarę ubytku najpierw sprowadzonych, obraca w ten sposób kilkakrotnie kapitałem i właśnie ponieważ ten kapitał mu kilka razy wśród roku do ręki powraca, jest on często w możności spłacenia długu. Na téj szybkości i częstości obrotu polega téż ono szybkie tworzenie się kapitałów pieniężnych w handlu i przemyśle; ktoś co 6 razy, do roku obróci kapitałem 10,000 marek, zyska tyle, co ten, który raz do roku kapitałem 60,000 obróci, a im większy stósunkowo zysk, tem większa łatwość amortyzacyi długu. Przeciwnie produkcya rólnicza jest w pierwszéj linii wpływom natury podległą; najlepsza technika rólnicza nic nie pomoże ani przeciwno zamarznięciu zboża na kwiciu, ni porośnięciu na pniu, ni przeciwko deszczom opóźniającym sprzęt ziemiopłodów; rólnik nie może z góry przewidzieć czy spodziewano żniwo takie przyniesie plony, że będzie mógł swój wytwór w pożądanéj ilości i w oznaczonym czasie na pewnym targu dostawić, by tam osiągniętym za wytwór groszem módz spłacić pożyczkę na czas, a wszelkie opóźnienie się z zapłatą, wszelka prolongacya długu pociąga za sobą koszta, które znoszą lub zmniejszają osiągnięty zysk. Operacye rólnicze wymagają dłuższego przeciągu czasu, tak że rólnik już przez to samo stósunkowo swój kredyt drożéj opłaca niż kupiec, i właśnie w téj powolności obrotu kapitału użytego w rólnictwo, szukać trzeba powodu trudności, jaką ma własność ziemska do oczyszczenia się z długów, do nagromadzenia pieniężnego kapitału. Racyonalnie nakłady zwraca ziemia, ale wraca je nie bezwłocznie, lecz dopiero z czasem, nieraz i po kilku dopiero latach, i nie zwraca wszystkiego od razu, lecz powoli, ratami. Na zysk z nakładów trzeba często długo czekać, a długo czekać może ten tylko, kogo nie ciśnie opłata procentów, od kogo nikt zwrotu kapitału się nie może domagać.
Wszystkie te okoliczności składają się na trudność, jaką ma własność ziemska w spłaceniu swych długów, a trudność ta wzrasta w miarę wielkości ciężarów już z dawnych czasów ponoszonych. Jeżeli więc kupiec i przemysłowiec pracują i mogą z korzyścią pracować pożyczonym tylko groszem, niechaj przykład ten rólników nie łudzi, niech zawsze pamiętają o odmiennych warunkach, w jakich się znajdują, o odmiennym charakterze ich produkcyi. Brak kapitału utrudnia, opóźnia rozwój rolnictwa, kredyt wypełniając ten brak ułatwia i przyspiesza produkcyą, ale zarazem ułatwia i przyspiesza częstokroć upadek właściciela, który nieraz z zupełnie niezależnych od siebie powodów, nie będzie już zdolnym zadosyć uczynić tym nowym wymaganiom, opłacać te nowe ciężary. Kredyt sam nie ratuje obdłużonego właściciela, a przynajmniej jest to broń bardzo obosieczna, z którą się nader ostrożnie obchodzić trzeba. Dla tego też szukanie ratunku dla rólnictwa nie w podwyższeniu ceny rolniczych wytworów a zmniejszeniu zdrażających produkcyę ciężarów publicznych, ani też w ograniczeniu wolności hipotekowania i zmianie zgubnych dla rólnictwa praw, lecz jedynie w staraniu się dla rólnictwa o jakieś nowe kredyta, i tylko o to, jest zataczaniem się w błędnem kole, majaczeniem na jawie, tem smutniéjszem i zgubniejszem, że dotyczy tak żywotnéj dziedziny naszego rodzinnego i narodowego dobrobytu. Gdyby rolnicy nasi od czasu naszych rozbiorów nie byli znali ani mogli znać ni realnego ni osobistego kredytu, to możeby nizko stała nasza technika rólnicza, możebyśmy do dziś ni płodozmianów, ni machin, ni czystéj krwi inwentarza nie mieli, możeby jeszcze wszędzie kwitła praojcowska trzypolówka, ale bylibyśmy panami naszéj własnéj ziemi, onaby do nas należała cała, nikt obcyby do niéj żadnego nie miał prawa. Zbytnia łatwość kredytu, zbytnie uruchomienie własności ziemskiéj doprowadziło właśnie rólnictwo do dzisiejszéj bezsilności, do dzisiejszego upadania pod brzemieniem nagromadzonych na hipotece ciężarów. Ta nieszczęsna możność prawna zaciągania nieproduktywnych pożyczek, a takiemi są zapisy testamentowe w pierwszéj linii, oto właśnie zgubne dla rólnictwa czynniki, odbierające mu siłę przetrzymania krytycznych czasów. I jakże to, co rólnictwo zgubiło, ma je naraz zbawić? Jakże ma zwiększenie ciężarów umniejszyć ciężary? Zadłużona własność jeden ma tylko ratunek, a tym jest zwyższenie osiąganych cen, zmniejszenie kosztów produkcyi; na zaciąganie długów, na nowe nakłady zwiększające tylko jeszcze ciężar opłat koniecznych, ona już niema dość siły. Dalsze hipotekowanie — a hipotecznym niebawem każdy dług nowy u zadłużonego właściciela się staje — wyrywa z rąk dziedziców szmat po szmacie ich poszarpanéj własności, aż im wreszcie nic nie zostanie, aż wieś w obce pójdzie ręce, a oni sami „bez chaty i roli” w łachmanach w obcy chyba pójdą świat.
Tak więc już w pierwszym stopniu jest nader trudnem położenie właściciela dziedziczącego wieś podług systemu równych działów, czyli nominalnie w powyższym przypadku do jednéj trzeciéj wartości. O ile trudniejszem musi być jego położenie w razie większéj liczby rodzeństwa pociągającéj za sobą jeszcze większe ciężary i jeszcze mniéj własności mu pozostawiającéj? Będąc tak postawionym, rozpoczynając swą gospodarkę w takiéj słabości ekonomicznéj, nie będzie on w stanie w przeciągu życia swego wieś z długów hipotecznych zupełnie oczyścić. Widzieliśmy jak trudną jest spłata nawet na nakłady pożyczonych przez rólnika pieniędzy, o ile więc trudniejszą musi być spłata nieproduktywnych zobowiązań prawnych, które produkcyi rólniczéj niczem w pomoc nie przyszły, które owszem siły wydaje wsi osłabiają, wynosząc z niéj rok rocznie dwie trzecie siły wydajne wsi osłabiają, wynosząc w niéj rok rocznie dwie trzecie plonu a nic jéj w zamian nie dając. Ale przypuśćmy nawet — chociaż tu tylko liczyć sumiennie a nic nie przypuszczać należy, — że uczynione przez dziedziczącego syna nakłady same się zamortyzują i przyniosą zysk pożądany, czyli że ułatwią spłatę zobowiązań powstałych z zapisu, to nawet w tym nader szczęśliwym razie, kapitału swego potroić, z 100.000 marek zrobić 300.000, wsi zupełnie oczyścić nie będzie zdolnym. Potrojenie majątku jest w ogóle rzeczą trudną, mianowicie dla rólnika, a zwłaszcza dla rólnika co swój zawód z dwa razy większemi długami, niż majątkiem rozpoczyna. Gdy więc syn ten po jakich 30 latach gospodarzenia na własną rękę, wieś znów swym dzieciom zostawia, to następny syn dziedzic już w nierównie gorszych warunkach, niż on, wieś obejmie; dostanie mu się bowiem ⅓ wsi mniéj ⅓ niespłaconych długów po dziadku. Aby wyraźnie rzecz przedstawić, użyjmy liczb i przypuśćmy, że pierwszy syn-dziedzic majątek swój więcéj niż podwoił a to jest już wiele, zważywszy jak powolną jest amortyzacya w pierwszych latach, oraz że część długów z zapisów zwykle jest po za granicą pożyczki landszaftowéj, czyli jest długiem nieamortyzująym się, to pozostanie przy jego śmierci jeszcze z dawnych zobowiązań z jakie 75.000 marek; syn więc jego będzie już tylko właścicielem na jednéj czwartéj i będzie miał do oprocentowania 225,000 m., a będąc w ten sposób w gorszem niż ojciec położeniu ekonomicznem, trudniéj mu przyjdzie procenta opłacać, trudniéj amortyzować. Ale chociażby mu się powiodło w tym samym stósunku co ojcu majątek powiększyć i długi umorzyć, to trzeci z rzędu syn-dziedzic, znowu spadkobierca do ⅓, będzie już miał blizko 250.000 do oprocentowania a sam będzie właścicielem tylko na jednéj szóstéj, i tak im daléj, tem gorzéj, im dalszy stopień, tem większe ciężary a tem samem już trudniejsza spłata, trudniejsza i mniejsza amortyzacya. A długo się takie dziedziczenie w ogóle przeciągać nie może, u nas zaś tem szybciéj do upadku doprowadzić musi, że czystéj własności ziemskiéj prawie nie ma, że więc już w pierwszym stopniu przychodzi dziedziczenie do ¼, ⅕ lub nawet ⅙, a można u nas przytoczyć już w pierszym stopniu zaszłe wypadki dziedziczenia do ⅒ (!) przyczem ocenienie ojcowskie było o przeszło 30% wyższem od taksy Towarzystwa kredytowego. Widzieliśmy w jak krytycznem położeniu nawet przy normalnych warunkach, znajduje się już ten co wieś do ⅓ posiada, o ile gorzéj zaś są postawieni ci inni, o ile trudniejszem dla nich pracowanie i utrzymanie się. A niech przyjdą te peryodyczne w rólnictwie lata klęski i nieurodzaju, niech przyjdą choroby wiejskiego ludu, niech przyjdzie zaraza i strata w inwentarzu, a już zachwieje się dziedzic, nadszarpnie, może i upadnie. A cóż dopiero gdy przyjdzie ogólna zniżka cen, gdy wieś straci na wartości, cóż będzie gdy te klęski zejdą się wszystkie razem? Zagrodzić temu nie podobna. I zniżka cen i choroby i nieurodzaje powtarzają się, a przetrzymać je może ten tylko, kto jest istotnym właścicielem na swéj wsi, który się w latach niepowodzenia może i musi w swych potrzebach ograniczyć, ale którego nikt za zaległe procenta z zagrody nie może wyrzucić; obciążony zapisami dziedzic upadnie i upaść musi przy pierwszem nieszczęściu.
Oto naturalny rozwój skutków zapisywania tak zwanych równych działów. Dla pojedyńczéj rodziny jest ten system, jak z powyższego przedstawienia przekonać się można, zgubnym; rychléj czy późniéj prowadzi on do wywłaszczenia, gniazdo rodzinne w obce wydaje ręce, spycha tych co na ójcowskiéj ziemi pracować chcieli i mieli w szeregi ekonomicznego proletaryatu. Równie zgubne skutki wywiera ten system na produkcyą krajową, na interesa ekonomiczne, na majątek całego społeczeństwa. Widzieliśmy bowiem, że w skutek powolności wracania się uczynionych w produkcyi rólniczej nakładów, ten tylko śmiało i ze skutkiem je przedsiębrać może, kto ma dość własnego kapitału, aby bez użycia kredytu, bez użycia obcego grosza, módz pokryć ulepszeniem spowodowane wydatki. Nakłady zaś w rolnictwie są częstokroć konieczne, np. stawianie i odnawianie budynków i tyle a tyle innych, bez nich wieś się pogarsza, traci na wartości. A gdy ziemia na wartości, gdy zmniejsza się i upada produkcya rólnicza, jestto stratą nietylko pojedyńczego dziedzica i jego wierzycieli, ale jest stratą dla całego spółeczeństwa. Każde spółeczeństwo dąży i dążyć winno do dobrobytu, a ten tam tylko jest, gdzie kwitnie produkcya; upadek produkcyi prowadzi do ubóstwa. Im więcéj ziemi znajduje się w posiadaniu ludzi nie mogących czynić koniecznych nakładów, tém mniéj postępuje produkcya, tém większa strata dla społeczeństwa.
Zapisywanie równych działów jest i z innego względu szkodliwém dla narodowego dobrobytu. Niedziedziczący synowie bowiem dostający zapisy, starają się, może właśnie głównie dla tego, że się nie na swą pracę, lecz na odziedziczony kapitał oglądają, że bezmyślnie rozsiewamy przekonanie, że młody Polak tylko ma rólnicze zajęcie otwartem, — jak najrychléj podobnie jak ich brat zostać właścicielami wsi. Ponieważ zaś właśnie przez system równych działów zapanowała owa zgubna moda nominalnego dziedzictwa, kupują więc sobie tytuły właścicieli dóbr, gdyż nie mając dostatecznie kapitału na istotne nabycie wsi, wpłacają małą tylko cząstkę, zostają w księgach hipotecznych jako właściciele zapisani i rozpoczynają na nominalnie do nich należącéj wsi partackie gospodarstwo, nie odpowiadające ani przez swą technikę, ani przez swe rezultaty dzisiejszym wymaganiom. Kupiwszy zaś w takich warunkach, przechodzą równe z dziedzicznym bratem koleje, wegetują na wsi, dopóki swego kapitału nie zjedzą, dopóki nie nadejdzie chwila przesilenia, nie dająca zwykle zbyt długo czekać na siebie.
Zapisywanie równych działów i to ma jeszcze zgubne następstwo, że zwiększając popyt na własność ziemską, zwiększa w nieumotywowany wewnętrznemi powodami sposób jej cenę. Wygórowanie ceny ziemi ten zaś ma smutny skutek, że myślimy, iż ta cena jest oznaczeniem istotnéj wartości, że nam wieś 5 prc. swéj ceny przyniesie, i na téj podstawie mieszając cenę z wartością, zapisuje spadkodawca pozornie równe działy, niedziedziczący bracia kupują drogo majątki, co wszystko ich w tem trudniejszém stawia położeniu, tém rychléj do upadku prowadzi.
Nie chcąc się tu zapuszczać w szczegóły nauki o kredycie, trzeba jednakże zauważyć, że długi hipoteczne powstające z zapisów, są nie użyciem, lecz nadużyciem kredytu, gdyż nie dopomagają nic przyszłym wytwórcom, a nakładają na nich ciężary, są więc antycypacyą przyszłości i ztąd tylko szkodliwe skutki, zgubne następstwa są zdolne wywołać. Obecnie téż coraz więcéj uznania zyskuje zdanie, że kredyt, a raczéj nadużycie tj. nie na polepszenie produkcyi użycie kredytu, rólnictwu więcéj szkody, niż pomocy przyniosło i w publicystyce więcéj się pojawia projektów, jak dzisiejsze długi znieść i tworzeniu się nowych na przyszłość przeszkodzić, aniżeli głosów zdążających do rozszerzenia jeszcze więcéj hipotecznego kredytu. Pomnikową pracę w téj dziedzinie ogłosił Rodbertus[3], piszący w czasie gdzie pieniężne kapitały głównie do ulokowania się w przemysłowych przedsiębiorstwach akcyjnych dążyły i gdzie wartość ziemi i jéj dochody rosły rok rocznie, umożliwiając przez to i oprocentowanie i amortyzacyą dawniejszych zobowiązań, i dla tego dąży on więcéj do zniesienia pretensyi prywatnych i wypowiedzialnych, aniżeli do ograniczenia długów hipotecznych w ogóle. Chcąc rolników pozbawić kosztów i kłopotów spowodowanych wypowiedzialnością kapitałów, proponował on nadanie długom hipotecznym charakteru i prawa stałéj renty i odpowiednio do tego zmianę ksiąg gruntowych, w których nie miałyby już więcéj być sumy długów, lecz tylko wysokość renty rocznej zapisywaną; onaby tylko stanowiła zobowiązanie. Dla przeprowadzenia tego winny być wydane brzmiące na roczną wysokość renty, papiery na okaziciela, niewypowiedzialne przez wierzycieli. Amortyzacya mogłaby następować dowolnie, w miarę chęci i możności właściciela przez nabywanie w obiegu się znajdujących papierów rentowych.
Myśl tę daléj rozprowadzając, stawia Lorenz v. Stein[4] dwa żądania, przyczem podnosi, że nietylko wypowiedzialność, ale raczéj już sam fakt istnienia wysokich na własności ziemskiéj ciążących zobowiązań hipotecznych, jest szkodliwym i dla dobrobytu i dla spółecznego ustroju każdego narodu. Nasamprzód więc żąda on, aby nie istniały nadal indywidualne zobowiązania pewnéj wsi czy gospodarstwa, lecz aby istniały tylko solidarne zobowiązania do płacenia renty, czy to przez pojedyńczą gminę, czy przez związek gmin. W takiem urządzeniu upatruje on skuteczną zaporę przeciwko lekkomyślnemu i dowolnemu obdłużaniu własności ziemskiéj, przyczém jednakże rólnictwo nie traci możności posłużenia się obcym kapitałem dla podniesienia swéj wytwórczości. Gdy jednakże ograniczenie wolności zaciągania długów hipotecznych nie pozbawia właściciela możności zaciągania zobowiązań osobistych, domaga się Stein, aby za długi osobiste była niedozwoloną egzekucya ziemi i potrzebnego do jéj należytéj uprawy żywego i martwego inwentarza.
W głównych zarysach stawia te same żądania i drugi słynny ekonomista niemiecki A. Schaeffle[5]. Żąda on mianowice utworzenia solidarnie odpowiedzialnych związków, obejmujących pojedyńcze gminy, okręgi, powiaty i prowincye; związki te udzielałyby swym członkom rzeczowego kredytu na melioracye, stawianie budynków, zapmogi w latach klęski itp., jednakże nie dawałyby pożyczek na spożycie, lub spłatę zapisów i sum nie zapłaconych przy kupnie. Długi zaciągnięte w związku miałyby być w 20—25 lat amortyzowane. Istotnie téż, jeżeliby ktoś chciał bez stałéj szkody i rodziny i społeczeństwa trzymać się systemu zapisów dla niedziedziczącego rodzeństwa, to powinien tylko tak zapisy te urządzić, by on sam lub syn-dziedzic był w stanie wieś w ciągu życia swego zupełnie z długów oczyścić i czystą oddać swym spadkobiercom. Szybkość amortyzowania podnosząca wysokość opłacanego procentu, miałaby właśnie przezto ten skutek pożądany, że musielibyśmy niżéj wartość kapitalistyczną naszéj ziemi oceniać, mniejsze ztąd wyznaczać zapisy, więcéj swobody dawać dziedziczącemu synowi.
W ostatnich czasach pojawiają się jeszcze daléj idące projekta, żądające, aby państwo samo założyło banki rentowe dla oczyszczenia własności ziemskiéj z długów hipotecznych. W miejsce istniejących hipotek, wydałoby państwo w obrębie oszacowanéj przez siebie wartości ziemi, listy rentowne, amortyzujące się w 40 latach. Która wieś wyżéj jest obdłużoną, niż będzie wartą podług owéj taksy państwowéj, ta ma być w drodze subhasty sprzedaną za gotówkę; wszelkie hipotekowanie ma być w przyszłości zakazane ze względu na smutne doświadczenia, jakie Europa z kredytem ziemskim zrobiła. Wtargnięcie państwa w tę dziedzinę motywują tém, że z jednéj strony pomoc państwowa w interesie ogólnego dobra wszędzie się zwracać powinna, gdzie prywatne siły nie wystarczają, co tu właśnie zachodzi, jak to widać z nieustannie rosnącego obdłużania, z drugiéj zaś strony uwagą, że do zadłużenia obecnego doszło rólnictwo przez wadliwość praw i instytucyi państwowych, z winy państwa, — ono bowiem zaprowadzało księgi hipoteczne stwarzające możność długów realnych — państwo przeto wywołane przez siebie zło usunąć też powinno.
Wszystko to są do dziś tylko projekta, ale coraz liczniéj odzywają się podobne głosy i wszystko za tém przemawia, że do zmiany w tym względzie przyjść musi. Naszem zadaniem, w obec tych podnoszących się coraz silniéj głosów, słuchać bacznie co się dzieje, nie pogrążać się przez ciasny pogląd na obowiązki rodzinne w ekonomicznéj niedoli, nie zwiększać zapisami działów przygniatających naszą własność ciężarów, aby nas kiedyś takie reformy nie zaskoczyły nie przygotowanych i tak słabych ekonomicznie, żebyśmy upadli pod wpływem radykalnego lekarstwa.
Powracając do zgubnego wpływu zadłużenia hipotecznego w ogóle, trzeba zaznaczyć, żę posiadanie ziemi przez zadłużonych właścicieli, w którym co roku zagraża utrata wszystkiego, oddziałuje szkodliwie na produkcyą i na majątek narodowy nietylko ujemnie, przez zaniechanie potrzebnych ulepszeń, ale i dodatnio przez wprost na wyzyskanie ziemi skierowane gospodarstwo. Upadający dziedzic chce się ratować, nie ma możności podniesienia produkcyi w sposób racyonalny, stara się więc wieś, dopóki ona jeszcze jego, pod każdym względem wyzyskać. Im większe zadłużenie, tém częściéj zmienia wieś właściciela, im więcéj przechodzi z ręki do ręki, tém częściéj jest ona źle gospodarzoną, wyzyskiwaną, tém więcéj traci na wartości.
W interesie społeczeństwa leży daléj, aby produkcya rolnicza wzrastała nie tylko ilościowo ale i jakościowo. A i to znów wymaga nakładów, a te może uczynić tylko dziedzic, któremu nie zagraża subhasta. To z pokolenia na pokolenie przez ciągle zbyt rosnące pogrążanie własności ziemskiéj w długach hipotecznych, jest téż pono najważniejszym powodem skonstatowanego upadku gospodarstwa leśnego w Europie, tak że obecnie już państwa same tę gałęź produkcyi muszą brać i biorą na siebie, gdyż obdłużona własność ziemska nie ma już dość siły, by módz prowadzić i przetrzymać wysokopienne gospodarstwo leśne, bez którego żaden kraj obyć się nie może. Również smutném następstwem zadłużenia własności ziemskiéj jest upadek naszych sadów, ogrodów warzywnych, pasiek, rybołówstwa a i małą stosunkowo liczbę naszéj zwierzyny tu wymienić trzeba. Wszystkie te tak zwane poboczne gałęzie produkcyi rolniczéj mają swą ważność i wartość dla społeczeństwa i społeczeństwo traci, gdy one upadają. Upadają zaś głównie na wsiach, będących w ręku zadłużonych, niepewnych jutra właścicieli. Wolność zapisywania działów peryodycznie wieś każdą w ręce słabego właściciela oddaje, peryodycznie więc wieś każda się pogarsza, a jest to tém zgubniejszem, że w jednym roku więcéj można wieś pogorszyć, niż kilka lat zdoła naprawić; ta wolność niszczy przeto ekonomicznie nietylko rodzinę ale i społeczeństwo, krępuje i pogarsza produkcyą, szkodzić dobrobytowi narodowemu.
Jeżeliby przeto u nas po nad względami na naszą przyszłość narodową, chęć zadowolnienia swych uczuć chwilowych panować miała, chęć nieuczynienia pozornéj krzywdy dzieciom, — gdyż pozornie tylko krzywdzi dzieci i rodzinę czyn, który dla spółeczeństwa, a więc i dla nich, błogie przynosi owoce — natenczas z ekonomicznych względów lepiéjby już było, aby każdy dziedzic wieś swą pomiędzy swych spadkobierców na równowartościowe części podzielił realnie. Przeciwko temu da się z technicznych powodów to i owo powiedzieć, ale zatem przemawia, że każdy spadkobierca miałby wszelkie dla podniesienia produkcyi konieczne nakłady tylko na swéj części dla przeprowadzenia, mając zaś rzeczywistą własność i czystą hipotekę, dostałby łatwo niewypowiedzialną i tanią pożyczkę, przezco zysk mając większy a mniéj kosztów, prędzéjby dług mógł umorzyć, lub téż nie mając żadnych procentów do opłacania, mógłby czekać z robieniem nakładów, dopóki sam sobie potrzebnego na to nie uzbiera kapitału. A i to jeszcze trzeba nadmienić, że będąc tytularnym dziedzicem całéj wsi, ma on liczne tak zwane towarzyskie potrzeby i wydatki, któreby się znacznie zmniejszyły, gdyby realnie, odpowiednio do przyjętego przypadku, około 500 mórg posiadał.
Ale i dzielenie realne tylko na pewien czas, na dwa do trzech pokoleń, da się przeprowadzić, ono ma i musi mieć swoje granice, których przekroczenie równie jest szkodliwem i dla pojedyńczych rodzin i dla spółeczeństwa. System ten bowiem realnego podziału między dzieci, praktykowany często i u nas i u innych narodów przez włościan gospodarzy, musi w swéj konsekwencyi doprowadzić do rozdrobnienia własności ziemskiéj na atomy, nie wystarczające ani na zajęcie, ani na utrzymanie dziedziczącego rolnika. Wielkiem nazwiemy n. p. gospodarstwo włościańskie, gdy liczy 240 mórg, a ono przy konsekwentnych podziałach doprowadza już w trzeciem pokoleniu do własności ośmiu mórg (240—80—26—8,66), w czwartéj do niespełna trzech. Ci, którym takie skrawki ziemi przypadną w udziale, stają się istotnie „glebae adscripti” i znajdują się o tyle jeszcze w smutniejszém położeniu, niż tak zwani poddani ubiegłych, przez nowoczesny abstrakcyjny liberalizm bezwzględnie ciemnemi nazwanych wieków, że o tych radził ich pan w razie nieurodzaju czy choroby, bo miał interes w utrzymaniu robotnika przy sile i życiu, a o nowoczesnego właściciela, mogącego w całéj pełni rozporządzać swą własnością, będącego w pełném posiadaniu praw obywatelskich, nikt się nie troszczy a przynajmniéj ani zapyta się oń, ani zajmie jego losem ten, co przy zielonym stoliku nieograniczoną żadnemi względami, a zatem niemoralną, gdyż egoistyczną wolność dzielenia i obdłużania ziemi dekretuje. Na takich skrawkach ziemi żadne racyonalne nie może istnieć gospodarstwo, mianowicie w naszym klimacie, niedozwalającym rocznie kilku zebrać plonów, niedozwalającym na uprawę ani wina, ani tp. roślin, wiele pracy wymagających, lecz sowicie ją wynagradzających. Granicą najniższą dowolności dzielenia powinna być sprzężajność gruntu, tj. obszar dający parze koni lub wołów zupełne zajęcie i utrzymanie. Gdzie powstają parcele poniżéj tego, tam ustaje racyonalna produkcya, gdyż jest albo za mało lub za wiele sił roboczych. A i siła właściciela i jego rodziny nie ma przy zbyt małéj własności dostatecznego zajęcia, przez co robotnik taki traci czas swój i siły na darmo za swą własną i społeczeństwa szkodą. Zwolennicy dzielenia gruntów podnoszą ku obronie swéj myśli, że tylko w małych gospodarstwach może kwitnąć uprawa warzywa, zapominają jednakże, że warzywa znajdują zyskowny zbyt tylko w wielkich miastach, przez co tylko małe pasy otaczających je ziem mogą w tym kierunku pracować przyczém w miarę rozwoju komunikacyi, znajdują krajowe warzywa na targu wielkich miast konkurencyą w lepszym klimacie wyprodukowanych warzyw i owoców, która to podaż obniża ceny krajowego wytworu, ogranicza i zmniejsza zysk wytworców. Głosowanie więc za bezgraniczną dowolnością podziałów, opierające się na iluzorycznéj możności wielkiego dochodu z gospodarstwa ogrodowego w obrębie całego kraju, nie jest umotywowanem.
Jak przy wielkiéj własności wolność zapisów, tak przy włościańskiéj wolność działów gorzkie przynosi owoce. Jedna i druga „wolność” prowadzi do bezsilności, do niewoli ekonomicznéj, zła to więc musi być wolność, a chcąc wpływ jéj należycie poznać, weźmy statystykę do ręki, gdzie nam cyfry bezstronne „sine ira et studio” skutki téj wolności przedstawiać i opowiadać będą. Niestety nie mamy naszéj ad hoc opracowanéj statystyki, a z niéj właśnie wiele, bardzo wiele moglibyśmy się nauczyć. Dziś to tylko wiemy, że: 1) przyjętym jest u nas ogólnie system działów, 2) że z roku na rok coraz więcéj tracimy ziemi, coraz mniejszą liczbę mamy właścicieli, 3) że przeciętnie co lat 14 zmienia własność ziemska w polskich ziemiach pruskiego zaboru swego właściciela[6]. Co to dla nas znaczy, nie potrzeba dopiero tłomaczyć. Nie ma u nas dosyć kapitałów na kupienie upadających własności, przychodzą więc inni i na ziemi gdzie nasi dla swego i naszego dobrobytu pracować mieli, osiada obcy dla nas pod każdym względem żywioł, zmniejszając przez to nasz dochód i majątek narodowy.
Nie chcąc nużyć cyframi, przytaczam jeden tylko przykład, do czego wolność hipotekowania równych działów prowadzi. Otóż podług rządowéj statystyki austryackiéj[7], najlepszéj na tym polu, intabulowano w ciągu dwóch lat r. 1878 i 79 przy własności włościańskiéj w Przedlitawii, nie licząc w to Dalmacyi i Przedarlbergu, długów hipotecznych w ogóle 61,384,141 guldenów a z tych było długów z zapisu 39,562,229!! Jak szalenie rośnie w ogóle zadłużenie własności ziemskiéj, można widzieć ztąd, że długi własności włościańskiéj w Przedlitawii wrosły z 1500 milionów guldenów w r. 1870 w ciągu ośmiu tylko lat t. j. w r. 1878 już na 2078 milionów. W sześciu wschodnich prowincyach królestwa pruskiego długi dóbr rycerskich w ciągu 20 lat od r. 1837—57 podwoiły się, tak że w r. 1857 wynosiło obdłużenie przeciętne 160 prc. wartości wsi z r. 1837. A czyż wartość ziemi wzrosła istotnie do tyla, aby mogła takie ciężary utrzymać? Zgubne skutki zadłużenia, powstającego w tak przeważnéj większości wypadków z zapisywania działów, wykazują najlepiéj cyfry sprzedaży. I tak zmienia własność ziemska w Westfalii co lat 29, w Saksonii co lat 17.9, wschodnich Prusach i Pomorzu 15, u nas zaś już co lat 14. W Austryi zostało sprzedanych drogą subhasty:

w r. 1875 majątków 5005 i przyniosły 15 milionów guldenów
  „  1876       „    6342         „        26       „         „    
  „  1877       „    7981         „        31       „         „    
  „  1878       „    10264         „        34       „         „    
  „  1879       „    12360         „        36       „         „    

W saméj Galicyi wzrosła liczba subhast i to tylko gospodarstw włościańskich z 164 w r. 1867, na 740 w r. 1875, a wynosiła już 1209 w r. 1877, 1347 w r. 1878, 1403 w r. 1879! Zaiste wszystkie powyższe cyfry są tak wymowne, że nic już tu dodać nie potrzeba.
Chcąc należycie poznać skutki wolności zapisów, mianowicie w naszéj dzielnicy, powinniśmy się o specyalną do tego postarać statystykę. Nie mamy swego rządu, ale mamy swe władze, t. j. nasze Towarzystwa rolnicze i włościańskie. Niechby za inicyatywą ludzi trzymających w ręku ster tych Towarzystw, pozbierano tu i owdzie dokładne dane, jaki dochód osiąga ziemia, jak dawno w ręku rodziny, ile na niéj ciężarów, jakie to ciężary i z jakich powstały przyczyn, a już z takiéj, choć ułamkowéj pracy, dowiedzielibyśmy się bardzo wiele. Dziś nie mamy jeszcze gotowych cyfr, ale już z tego co Skarbek w swym czasie przytaczał, z tego się w koło nas działo i dzieje, możemy być przekonani, że co najmniéj 50 prc. zadłużenia, 50 prc. sprzedaży tj. ekonomicznego upadku byłych dziedziców, a więc i ekonomicznego upadku polskiego żywiołu, właśnie wolnością zapisu zostało spowodowanych.
Starzy Rzymianie mawiali: „quiquid agis, prudenter agas et respice finem”; jeżeli i my téj zachwalanéj po wszystkie wieki zasady byśmy się trzymali, natenczas zważywszy jak zgubne następstwa pociąga za sobą system równych działów u własności ziemskiéj, musimy ten system zmienić lub zarzucić.
A cóż w jego postawimy miejsce? Pozostawiając szczegółową odpowiedź na to pytanie do dalszéj części téj pracy, tu wystarczy postawienie żądania, aby własność ziemska t. j. pojedyńcze wsie lub gospodarstwa włościańskie przechodziły czyste i niepodzielone na jednego z synów. Ten posiada liczne zalety. Stawiając bowiem dziedzica w możności czynienia potrzebnych nakładów czy to za oszczędzony grosz, czy to za tani, gdyż na pierwszą hipotekę pożyczony kapitał, wspiera on rozwój produkcyi rolniczéj, przeprowadzenie postępowych zmian. Prócz możności potrzebnym jest jednakże inny jeszcze czynnik, aby człowieka do działania doprowadzić. Czynnikiem tym interes, a równie silnie wpływają na nas interesa moralne jak materyalne. Zadłużony dziedzic nie wiedzący czy mu się w ogóle uda przy wsi utrzymać, nie ma interesu w czynieniu nakładów, które dopiero później się wrócą, nie będzie więc myślał o zagajeniu odpowiednich na to pól, ani o urządzeniu łąk, sadu, stawów i t. p., gdyż toby zmniejszało jego dochód chwilowy, a ludzie niezapłaciliby jeszcze za to; przeciwnie zaś dziedzic gospodarzący na ojcowskiéj spuściźnie i wiedzący, że wieś ta przez pokolenia w ręku jego rodziny pozostanie, chętnie każdy grosz oszczędzony włoży w ziemię, będzie dbał o podniesienie jéj wartości, będzie gospodarzył nie na dziś tylko, lecz będzie myślał o jutrze. Na pierwszym szczeblu rozwoju było zadaniem rólnictwa wyzyskanie ziemi przez jednorazową produkcyą, rozwój dopiero rólnictwa, umiejętność gospodarzenia doprowadziła do szanowania sił ziemi, do obmyślania planu produkcyi nie na rok jeden, lecz na dłuższe lata. Plany na dłuższe lata może zaś robić ten tylko, kto wie, że w ciągu tych lat wieś w jego pozostanie ręku lub w ręku blizkich mu osób, kto wie, że jeżeli chwilo ma mniéj dochodu, to on lub jemu blizcy późniéj sowicie zyskają i otrzymają z powrotem. Gdzie więc produkcya rolnicza nie ma się cofać, nie ma upaść, tam konieczna jest pewność utrzymania się przy ziemi, a pod tym względem większą odgrywa rolę pewność i możność ekonomiczna, niż prawna. Prawo broni własności, lecz broni tylko tak długo, dopóki ona ma dość sił ekonomicznych do zadosyćuczynienia owym prawnym zobowiązaniom, w przeciwnym razie zwraca się prawo przeciw własności, przeciw właścicielowi i wywłaszcza go. Silnym ekonomicznie właścicielem jest ten tylko, kto jest istotnym, t. j. wolnym od wszelkich zobowiązań właścicielem. Tylko istotna własność jest w stanie się rozwijać, ona tylko zdolna racyonalnie ze swą i narodu korzyścią zwiększać wartość i ilość produkcyi krajowéj. System równych działów niweczy te siły, system niepodzielnego dziedziczenia utrzymuje i rozwija je, on więc tylko jest z ekonomicznych względów uprawnionym, za nim obstawiać należy. Bo i to trzeba mieć na uwadze, że nieobdłużony dziedzic gdy nie ma chęci do samodzielnego gospodarowania, lub gdy mu brak gotowego kapitału, może wieś swą wydzierzawić, oddać w inne praktyczne ręce, który to wzgląd właśnie najsilniéj przemawiał za uruchomieniem własności ziemskiéj, za nadaniem jéj zupełnéj wolności w dziedzinie umów. Dziedzic, któremu zagraża subhasta, nie znajdzie dzierzawcy, któryby swą pracą i swym kapitałem podniósł wydajność wsi, a przynajmniéj w obec dzisiejszych praw, gdzie subhasta łamie kontrakt dzierzawny bezwzględnie, nikt wsi od niepewnego właściciela zadzierzawic nie zechce, nie chcąc się zgubić.
Zadaniem rólnictwa jest produkcya, wytwarzanie o ile można jak najwięcéj wartości. Wytwarzanie zaś jest niemożebne bez dostatecznego kapitału i bez dostatecznéj znajomości fachowéj. Kapitał dostateczny na racyonalną produkcyą może tylko mieć zamożny właściciel ziemski, nie mający do oprocentowania żadnych nie produktywnych zobowiązań; chęć do pracy może mieć tylko ten, kto wie, że z pracy téj coś ma dla siebie lub swoich, że korzyści téj pracy on sam osiągnie, a nie inne, obce mu osoby i żywioły.
Bezgraniczne dzielenie ziemi doprowadza do własności parcel, które nie dając utrzymania, nie zapewniając bytu swym dziedzicom, niszczą tak ich chęć do pracy jak i możność produkcyi, prowadzą do upadku, gdyż gdzie procenta nie wystarczają na utrzymanie, tam się zjada z czasem cały kapitał. Człowiek będący w takiem położeniu, nie będzie umiał nigdy znaleźć innego, jak lichwiarskiego kredytu, który go niebawem z kijem i torbą żebraczą, z odziedziczonéj po ojcach wypędzi zagrody.
Obciążanie wsi zapisami równych działów, zmuszające dziedzica do pracowania w pocie czoła na wolny od pracy dochód zapisanych wierzycieli, zabierające mu pewność utrzymania się przy wsi, zabierające możność podniesienia produkcyi, czyniące go zależnym od obcych ludzi, którzy przez swe kapitały go z wolą ojca spadkodawcy swym poddanym zrobili, niszczy wszelkié na rozwój rólnictwa korzystnie oddziałujące czynniki, wstrzymuje i podkopuje ten rozwój.
Jeżeli więc rólnictwo ma spełniać swe zadanie, jeżeli produkcya krajowa i dobrobyt nie ma upadać, musi własność ziemska otrząść się z narzuconego jéj przez obcych ludzi, nie znających charakteru produkcyi rólniczéj, dążących do zniwelowania wszystkiego w imię abstrakcyjnych, ignorujących rzeczywistość teoryi tak zgubnego dla rólników i dla spółeczeństwa systemu równych działów. Ze stanowiska ekonomicznego, ze względu na produkcyą nie da się bronić ten system, a my zwłaszcza także ze względów prawnych, socyalnych i politycznych zarzucić go winniśmy. On grozi nam zgubą, — a wszakże my ginąć nie chcemy!


III.

Jeżeli jakie prawo złe wywołuje skutki, natenczas jest obowiązkiem czynników prawodawczych w danem państwie postarać się o jego zniesienie zupełne, lub o zaprowadzenie potrzebnych zmian. Zanim zmiany istotne następują, odbywa się wpierw zwykle walka w publicystyce i prasie, występują i zwolennicy i przeciwnicy obowiązującego prawa i proponowanéj reformy, mianowicie zaś gorąca walka się podnosi, ilekroć razy chodzi o zmianę prawa oddziałującego wprost na podstawy bytu i podział społeczny danego narodu, a taki wpływ wywiera w wysokim stopniu prawo spadkowe, dla czego téż wielu pisarzy, np. Le Play[8], autor słynnego dzieła pt.: „la réforme sociale en France,” de Tocqeville[9] i inni prawo to raczéj do dziedziny prawa publicznego, niż prawa prywatnego zaliczać by chcieli. I w istocie oddziałuje prawo spadkowe przez to właśnie, że przekazywania własności dotyczy, tak samo na usposobienie i energią każdego wytwórcy, gdyż ono daje mu wolność rozporządzania dowolnego nabytą własnością, lub wolność tę ogranicza, zapewnia poszanowanie i wykonanie jego myśli indywidualnéj lub zmusza do podlegania i zastósowywania się do kategorycznych przepisów prawa, jak i na ustrój socyalny i położenie ekonomiczne całego spółeczeństwa i każdéj pojedyńczéj jednostki.
W doniosłości tego wpływu leży téż powód, że narody winny troskliwie baczyć na to, czy praktykowany u nich system prawa spadkowego nie przekształca niekorzystnie stósunków spółecznych, czy nie niszczy moralnéj i materyalnéj siły wytwórczéj spółeczeństwa, a skoro spostrzegą zgubny wpływ, winny się otrząść z fatalistycznego poddawania się skutkom raz przyjętego systemu i zaprowadzić nowy, któryby mniéj szkody wyrządzał, gdyż prawo każdego narodu będąc wynikiem stopniowego rozwoju jego cywilizacyi, zmienia się z czasem jak ona, i w miarę potrzeb zmieniać się nawet powinno.
Wychodząc z tego założenia, podnosiły się i podnoszą, mianowicie we Francyi i Niemczech, krajach gdzie system równych działów panuje, liczne głosy przemawiające za koniecznością reformy na tém polu, a jeżeli one przed laty kilku trochę przycichły, to nie w tém leży zamilknięcia powód, że się o dobroci praktykowanego podziału spadków przekonano, lecz raczéj w tém go szukać należy, że społeczeństwom europejskim wypadło bronić zasady i nietykalności prawa własności indywidualnéj, téj podstawy dzisiejszego ekonomicznego i społecznego ich ustroju, podstawy dzisiejszéj cywilizacyj, przeciw skierowanym na nią socyalistycznym i komunistycznym zamachom. Ale pierwszy przestrach już minął. I z jednéj i z drugiéj strony napisano i powiedziano za i przeciw socyalizmowi do syta, i obie strony przyszły do przekonania, że praktycznie rozstrzygnięcie sportu i walki téj nie dzisiejszéj jeszcze chwili, nie obecnemu pokoleniu przypadło w udziale. W obec przesytu téj zasadniczéj walki, zwrócono się znów do prawa spadkowego i widząc zgubne skutki systemu równych działów, gdyż on rychléj czy późniéj do zbytniego podziału i zbytniego obdłużenia własności ziemskiéj, do zniszczenia stanu średniego, tego koniecznego łącznika społecznego, doprowadzić musi, na nowo pomyślano reformie. Nie chcąc się tu zapuszczać w teoretyczne motywowanie powyższego zdania, przytoczmy raczéj na jego potwierdzenie wypadek z najdawniejszych naszych dziejów, który nam takiego postępowania taki pokazuje rezultat.
Na początku XII wieku zaszła ważna zmiana w społecznym ustroju polskiego narodu; rodziny duków i rycerzy, które dawniéj żyły na dworze księcia polskiego, przez niego były utrzymywane i żadnéj własności ziemskiéj nie posiadały, otrzymały głównie przez Bolesława Krzywoustego, który źle skutki trzymania tak licznéj drużyny przy dworze za rządów swego ojca Władysława Hermana w czasie zatargów z Sieciechem był dokładnie poznał, liczne nadania własności ziemskiéj, jak w ogóle u nas prywatna własność ziemska była wynikiem nadań książęcych za wyświadczone zasługi[10]. Uposażenie rycerstwa znakowego było nader hojnem, niektóre rody i do 100 wsi dostawały[11], otrzymawszy taką własność, mogły więc stworzyć trwałe podstawy dobrobytu i potęgi ekonomicznéj dla swych przyszłych pokoleń, atoli uposażenie to ziemią, „jakkolwiek mogło chwilowo rycerstwu, zwłaszcza znakowemu, nadać pańskiéj świetności, kryło w sobie zaród upadku obu przedniejszych klas spółecznych, a to dla tego, że te nadane posiadłości można było dzielić między spadkobierców bez ograniczenia[11].” System ten doprowadził w ciągu kilku pokoleń do tego, że nawet w Małopolsce, gdzie możnowładztwo przedewszystkiem kwitnęło, już nie trudno znaleźć po kilku i kilkunastu potomków takich dynastów na jednéj tylko wiosce osiadłych[11]. Zdaje się, że taki fakt z naszych ojczystych dziejów na podstawie poważnych studyów historycznych zaznaczony, jak z jednéj strony niezbicie złe skutki systemu dzielenia spadku wykazuje, tak z drugiéj strony choć mimowoli to tém bezstronniéj i silniéj za jego reformą przemawia.
Ale jak przy każdéj reformie tak i tu licznie znachodzimy jéj przeciwników a gorących zwolenników dziś praktykowanego systemu. Występują oni namiętnie z apologią równości działów i niebacząc na praktyczne rezultaty i stosunki, gdyż na tém polu trudne dla nich położenie — chcieliby całą walkę stoczyć w dziedzinę indywidualnéj oderwanéj teoryi, chociaż i tu po bliższém rozpatrzeniu, obrona ta nie wytrzyma krytyki. Zwolennicy dzisiejszego systemu twierdzą mianowicie, że jak rodzice równą miłością wszystkie swe dzieci kochać i troskliwą powinni otaczać opieką, tak samo winni im równie korzystne stworzyć położenie ekonomiczne, równe działy swego majątku przekazać, że jak niedobrym nazwiemy ojca, który jednem swem dzieckiem się tylko zajmuje, który miłością swą z krzywdą innych dzieci jedno tylko wybrane otacza, tak téż go nazwiemy niedobrym i niesprawiedliwym, gdy z krzywdą innych dzieci jedno tylko wybrane otacza, tak téż go nazwiemy niedobrym i niesprawiedliwym, gdy z krzywdą innych dzieci jednemu da majątek, jednego postawi w dobrobycie, złamie zasadę równych działów, bo równą miłość, równy majątek rodzice dzieciom swym dać powinni. Takie tylko postępowanie ma być sprawiedliwem, a przed sprawiedliwością, przed tém świętem i obowiązkowem uczuciem wszystkie inne względy i powody się ukorzyć powinny. Zrealizowanie idei absolutnéj sprawiedliwości, oto zadanie i pojedyńczego człowieka i całych spółeczeństw. Fiat iustitia, pereat mundus.
I nic dziwnego, że w obec żądania reformy takie słyszymy zdania, jest to owszem zdrowym objawem, gdy w społeczeństwie istnieje duch zachowawczy, bo wiemy co dziś mamy, a jutro zawsze niepewne. Owocem tego ducha zachowawczego, tak potrzebnego dla normalnego rozwoju narodów, jest poszanowanie i umiłowanie istniejących z dawna obyczajów praw i stosunków. Tak ojciec nasz robił, tak robił i dziad a było dobrze, po cóż i na co więc zmiany? Do tego usposobienia, do takiéj wytycznéj w swém postępowaniu skłania ludzi z jednéj strony uznanie za naturalne tych właśnie stosunków, wśród których mijały dni naszego życia, z drugiéj zaś strony nieznajomość stosunków i praw, jakie u innych narodów panują. Czego się zaś nie zna, o czem się nie wie, tego się ani nie szanuje, ani nie kocha, tego się chyba lęka, lecz się tego nie pożąda. Ignoti nulla cupido.
Chcąc przeto przemawiać za koniecznością reformy praktykowanego u nas systemu spadkowego, nie można się uchylić od obowiązku przedstawienia i innych systemów, bo właśnie w tym fakcie, że u innych cywilizowanych narodów inne spotykamy systemy, leży dowód, że system równych działów nie jest jedynie i wyłącznie możebnym i sprawiedliwym, że obowiązkiem rodzicielskim i rodzinnym można i w inny sposób zadosyćuczynić, gdyż pono nikt nie zechce twierdzić, że poczucie sprawiedliwości tylko narody rządzące się tym systemem od Boga w monopol dostały, że one tylko znają, szanują i spełniają rodzicielskie i rodzinne obowiązki.
Pomijając drobne różnice, nie stanowiące istoty systemu, znajdujemy w prawodawstwach ludów cywilizowanych trzy różne systemy prawa spadkowego, a mianowicie:
I. System przymusowo-zachowawczy (consérvation forcée-Zwangserhaltung), gdzie wolność rozporządzania właściciela zwłaszcza przy odziedziczoném mieniu, jest na rzecz utrzymania majątku w rodzinie ograniczoną, testament ma tylko bardzo małoznaczący zakres, bez woli lub nawet wbrew woli ojca majątek jako całość lub w przeważnéj swéj części zawsze tylko na jednego spadkobiercę przechodzi. Tutaj zaliczyć téż trzeba wszelkie systemy, ograniczające uprawnienia spadkowe względami płci i wieku spadkobierców.
II. System równych działów, czyli przymusowego podziału (partage forcée—Zwangstheilung), gdzie wolność rozporządzania spadkodawcy jest na rzecz dzieci prawem koniecznego zachowku ograniczoną, dzieciom zaś bez różnicy wieku i płci równe prawo do spadku po rodzicach, a pominąwszy prawem oznaczone przypadki wydziedziczenia, nawet wbrew ich woli przysługuje.
III. System wolności testamentowéj, gdzie właściciel ma żadnemi przepisami nieskrępowaną wolność rozporządzania co najmniéj połową swego odziedziczonego czy zapracowanego mienia. Naczelną zasadą tego systemu rzymskie prawo XII tablic: „uti legassit… suae rei ita ius esto.”
Z trzech tych systemów pierwszy zastósowywano przez długie wieki niemal wyłącznie u nowszych ludów europejskich, także w poważniejszém prawodawstwie polskiem, a i dziś napotykamy go jeszcze w Hiszpanii, Szkocyi, Danii, Szwajcaryi, Niemczech, a nawet i we Francyi, gdzie tak za pierwszego jak i drugiego cesarstwa pomimo przeciwnéj tendencyi kodeksu cywilnego, liczne wielkie majoraty na rzecz wybitnych Bonapartystów potworzono.
Drugi napotykamy w późniejszém prawodawstwie rzymskiem, kodeksie francuzkim i wszystkich nowszych kodyfikacyach niemieckich, także i w pruskim „Landrechcie”.
Trzeci panował w pierwotném prawodawstwie rzymskiem, a dziś jest w użyciu u dwóch ludów, które najwyżéj doszły w rozwoju wolności obywatelskiéj a zarazem przodują w dziedzinie pracy wytwórczéj, mianowicie w Anglii i Stanach Zjednoczonych półn. Ameryki. W obu tych krajach uznano zasadę, że spadek nie jest sumą rzeczy, na które inne osoby, dzieci lub krewni właściciela mają prawo, lecz że jak całość istniał w ręku spadkodawcy, tak téż w braku osobnego rozporządzenia ab intestato na najbliższą mu osobę jako całość przejść powinien[12].
Jeżeli rozporządzanie dowolne swém mieniem za istotną część pojęcia własności się uważa, jeżeli bez tego prawa własność nie jest zupełną, czyli nie jest absolutną własnością, natenczas tylko ten trzeci system spadkowy czyni zadosyć powyższym wymaganiom. Gdzie nie ma wolności rozporządzania, tam jest własność ograniczona, a ograniczona własność traci swój charakter, przechodzi w posiadanie, dzierzenie rzeczy tylko, przestaje być własnością. Komu więc przedewszystkiem na idealném wykończeniu pojęć prawnych zależy, ten tylko ów praktykowany dziś w Anglii i Stanach Zjednoczonych system absolutnéj wolności testamentowéj polecać i za nim obstawiać powinien. Do zalet jego trzeba zaliczyć nasamprzód, że on kształci moralnie społeczeństwo, czyni los rodziny od rozporządzenia, to jest od czynu ojca zależnym, przyzwyczaja ludzi do ważnych samodzielnych czynów, budzi w nich i rozwija uczucie odpowiedzialności, a w miarę rosnącéj odpowiedzialności, rośnie i sam człowiek. Daléj jestto bez wątpienia silnym bodźcem dla człowieka do podjęcia najmozolniejszéj nawet pracy, jeżeli wie, że jéj owoce jego będą absolutną własnością, że tylko on podług swéj woli i chęci, a nikt inny, ani jego spadkobiercy, ani téż przepisy prawne o tém nie mogą orzekać. Co się zaś tyczy możności tak zwanego pokrzywdzenia dzieci, to trzeba zaznaczyć, że dziecko ma prawo od swych rodziców w czasie swéj nieletności i niezdolności do samodzielnéj wyżywiającéj pracy, utrzymania wymagać, lecz dziecko nie ma prawa wymagać majątku od ojca, w tym bowiem razie doszłoby się do wyniku, że niesprawiedliwym jest każdy ojciec, nie dający swym dzieciom majątku, a toby było potępieniem uczciwéj, lecz niezamożnéj pracy, która jest zdolną swe dzieci wyżywić, wychować i wykształcić, lecz która majątku pieniężnego nie jest zdolną im dać do ręki. Wolność testamentowa przyucza dzieci i naród do poszanowania woli ojcowskiéj, do szanowania głowy rodziny. Żaden inny czynnik tu się mięszać w wewnętrzne sprawy rodziny nie ma prawa, o losie i przyszłości każdego dziecka ojciec i tylko ojciec rozstrzyga, on ma możność i obowiązek uwzględnić w swym testamencie i potrzeby i zdolności i położenie każdego dziecka, ma możność uwzględnić potrzeby społeczeństwa i narodu, i odpowiednio do tego majątkiem swym rozporządzić. Niwelując tak zwane równouprawnienie wszystkich dzieci, ustawami państwa przepisane, jest za ograniczeniem wpływu pojedyńczego człowieka na sprawę publiczną, jest uprzywilejowaniem zdrowych i silnych, tak samo jak rozrzutnych dzieci, pokrzywdzeniem tych, których wychowanie mniéj kosztowało, którym natura poskąpiła swych darów, a co wszystko przezorne i kochające oko ojca w obec wolności testowania przewidzieć i złagodzić może. W obec wolności testowania, uczą się dzieci, że ich stósunek do rodziców nie jest wyłącznie lub przeważnie na ich uprawnieniu materyalném, na prawie do ilościowéj części majątku rodzicielskiego opartym, lecz że on w pierwszéj linii na uczuciach polega, że dzieci winny być posłuszne i spełniać wolę ojca, bo co on im daje, to daje z łaski, z dobréj woli, a nie z przymusu, z nakazu prawa; w obec niéj muszą się i synowie majętnych ludzi na swą pracę oglądać, gdyż ojciec nie jest zobowiązanym część majątku im dać, gdyż widząc ich rozrzutność czy lekkomyślność, może wszystko więcéj zaufania wzbudzającym dzieciom zapisać. A i to jeszcze podnieść należy, że w każdym moralnie ukształconym człowieku istnieje dążenie zostawienia śladu swéj pracy i swego życia po sobie, by modz powiedzieć „non omnis moriar”, to zaś tylko tam może uczynić, gdzie ma wolność rozporządzania po swéj myśli tém, co swą pracą uzyskał. Wszystko, co temu stoi na przeszkodzie, hamuje energią ludzi, oddziałuje szkodliwie.
Pozornie zupełnie odmiennym i wręcz przeciwnym wolności testamentowéj jest system przymusowo zachowawczy, przy bliższém jednakże rozpatrzeniu znajdziemy, że odmienność istnieje, lecz że ona jest więcéj formalną, niż materyalną, że oba te systemy są tak pod względem znaczenia ekonomicznego jak wpływu moralnego bardzo do siebie podobne, że częstokroć z wolności testamentowéj właśnie przymusowe zachowanie się wytwarza. Wolność testowania daje człowiekowi możność stworzenia punktu oparcia dla rodziny, system zachowawczy broni raz stworzony punkt oparcia, raz uzbierane mienie przed rozsypaniem się, on uzupełnia i utrzymuje w całéj sile to, co niegdyś głowa rodziny swą pracą stworzyła. Jak przy wolności testowania, tak i tu majątek rodziny nie przedstawia się jako suma połączonych chwilowo przez ojca pretensyi, które z jego śmiercią na tyle a tyle części się rozpaść muszą, tak zwaną wolną czyli uwolnioną (!) od wpływu i powagi rodzicielskiéj własnością dzieci się stają, lecz raczéj występuje ten majątek jako rodzinna instytucya, którą czasowi posiadacze niejako obejmują tylko jako urząd, wkładający na nich obowiązek materyalnego wspomagania i moralnego przodowania rodzinie. Własność nabiera tu właśnie charakteru nietykalnego, raz pracą czy zasługą zdobyta własność ma istnieć niepodzielnie i nierozerwalnie przez wszystkie pokolenia, a to właśnie jest czynnikiem wzbudzającym bardzo silnie w każdym człowieku chęć do pracy i wytrwałość, gdyż on wie, że owoce jego trudu po jego śmierci się nie rozsypią, nie rozbiją na atomy, nie pójdą na marne, że po nim błogosławiony ślad jego pracy na długie pozostanie lata. Łączność rodziny nie polega tu na równości prawa do rodzicielskiego majątku, lecz na poszanowaniu pracy i tradycyi rodzinnéj, opiera się ona tu głównie na idealnych momentach, których poszanowanie człowieka do życia i pracy dla ideałów w ogóle uczy i przyzwyczaja, przyucza ich z młodu, że poświęcenie się dla rodziny i narodu jest tylko spełnieniem obowiązku, jest spełnieniem świętéj woli tych, co nam dali życie.
O ekonomicznych zaletach tego systemu nie potrzeba się dopiero rozwodzić, wszakże częsta zmiana właścicieli wyniszcza ziemię, wszakże jednym z powodów naszéj bezsilności ekonomicznéj jestto właśnie, że prawie nie mamy firm kupieckich czy przemysłowych, któreby przez 2—3 choćby tylko pokoleń w ręku téj saméj rodziny pozostały. Każdy początek trudny, a wszystkie nieomal nasze firmy są początkującemi dopiero. Nikną jako tako zbogacone firmy, niknie nasza własność, gdyż przez system równych działów wszystko idzie na atomy, każdy majątek w proch się rozsypuje. Cześć tym, którzy nie opuszczają pola ojcowskiéj pracy, co nie puszczają w obce ręce ojcowizny.
A cóż można przytoczyć na obronę systemu równych działów? Zaspokaja on nasze dzisiejsze wymagania i poglądy o sprawiedliwości, ale czyż te poglądy są słuszne? Wszakże inne ludy inne mają o tém pojęcie! System ten uważamy za jedynie słuszny i sprawiedliwy, bośmy wzrośli pod jego panowaniem, bo nam od kołyski mówiono, że majątek po śmierci rodziców, nawet wbrew ich woli, w równych częściach na dzieci przechodzi, a ponieważ tak się robi, więc to nam się zdało i naturalnem i jedynie słuszném. Wzrosłszy w tém przekonaniu, nie zastanawialiśmy się nad jego niedostatkami a wszystkie głosy za reformą podnoszone, uważane były za targnięcie się na podstawy naszego bytu. Po bliższem jednakże rozpatrzeniu tego systemu, jego genezy, istoty i wpływu, musi każdy nieuprzedzony czytelnik przyznać, że on tak w teoryi, jak praktyce jest niesłusznym, że on tak moralnie, jak materyalnie gorzkie rodzi owoce.
System ten powstał w chwilach, gdy życie rodzinne rzymskiego spółeczeństwa było w zupełném rozprężeniu, gdy cała moralność publiczna starodawnéj Romy już była roztoczoną rakiem zepsucia, gdzie „patres familiae” i dnie i noce na łonie bachantek i tanecznie przepędzali z wszechstronną krzywdą swéj rodziny, z podeptaniem najświętszych węzłów, jakie łączą człowieka z rodziną i narodem, a jak na zgniłym wyrósł on gruncie, tak zgniły wydaje plon. Niszczy życie rodzinne, gdyż zabiera ojcu możność uwzględnienia i złagodzenia swém rozporządzeniem danych przez naturę różnic, stawia pomiędzy rodziców i dzieci absolutne paragrafy prawa, krępuje wolę i wpływ rodziców, podkopuje ich znaczenie i władzę. Wychodzi on z założenia, że ojcowie są rozhukani, niemoralni, niesprawiedliwi, że żądzami pijani, gotowi oddać wszystko za chwilę cielesnéj rozkoszy, przez to przypuszczenie poniża ojca i jego stanowisko w oczach dzieci, a czyż to wpływa korzystnie na życie rodzinne, czy może wpływa korzystnie na moralność wzrastających pokoleń? Zaiste nie! Dzieci mając literą ustaw przyznane sobie absolutne prawo do zachowku, do pewnéj części rodzicielskiego majątku, uczą się zazdrosném spoglądać okiem na wszystko, co rodzice dla reszty rodzeństwa uczynią, uczą się oglądać i liczyć na majątek, a nic na osobistą pracę i siłę. Można więc żądać tego systemu w kraju, gdzie rzeczywiście rozrosła się zgnilizna moralna, gdzie umotywowana zachodzi obawa, że rodzice nie spełnią swych obowiązków względem dzieci, to było powodem zaprowadzenia go w Rzymie, to i we Francyi[13] pod koniec XVIII w., ale gdzie na szczęście takie nie zachodzą stosunki, tam go być nie powinno.
O ekonomicznych niekorzyściach tego systemu mówiliśmy już obszernie i miejsce już dalszych uwag nie dozwala, tu chyba jeszcze tylko się doda, że niszczy on u ludzi energią i chęć do pracy[14], do przedsięwzięcia w późniejszym trochę wieku jakiego ważniejszego kroku korzystnego lecz długotrwałego zaangażowania kapitału swego, bo na cóż komu kupować dopiero wieś, brać dzierzawę lub otwierać magazyn, gdy w chwili jego śmierci spadkobiercy podług systemu równych działów chcąc grosz gotowy dostać do ręki, rzecz ojcowską zaraz zechcą spieniężyć, a spiesząc się z tem, tylko ze stratą to mogą uczynić. Z tego téż względu oświadcza głośny profesor prawa Bluntschli[15], że „sprzeciwia się to naszemu prawnemu poczuciu, jeżeli każdy spadkobierca może zmusić swe rodzeństwo do wystawienia na sprzedaż ojcowskiego domu, rodzinnego gniazda, do puszczenia ich w obce ręce; uwaga, że dzieci mają możność dziedzictwo w rodzinie utrzymać, dając za nie najwyższą cenę, nie może uspokoić, bo popyt i cena jest zależną w takim razie od osób trzecich i ich siły ekonomicznéj, która łatwo znacznie większą być może, niż cały razem wzięty odziedziczony majątek.
Ze stanowiska teoryi, prawa systemu równych działów także nie można obronić. Do pojęcia własności należy wolność rozporządzania nią inter vivos i mortis causa, system równych działów ogranicza tę wolność, zabiera ojcu możność rozporządzania odziedziczonemi czy zapracowanemi rzeczami, odbiera im charakter własności, neguje własność. Jeżeli przeto któremu systemowi spadkowemu można zrobić zarzut, że do socyalizmu prowadzi, jak to nieraz czyniono, to tylko system równych działów na to zasługuje. On niszczy pojęcie istotnéj własności, on przyznaje prawo do rzeczy ludziom, którzy jéj nie zapracowali, on dopuszcza mięszania się władzy publicznéj w prywatno-familijne stosunki, władza publiczna tu podział przepisuje, władza publiczna tu wkracza w sferę życia rodzinnego i ogranicza wolę i łamie wpływ ojca. A czyż do tego właśnie nie dąży socyalizm? Wszakże i on chce by władza publiczna ziemię i środki produkcyi rozdzielała, wszakże i on chce dopuścić tylko używania za życia, wszakże i on chce ograniczyć władzę ojcowską, rozbić powagę i węzły rodzinne i on chce podstawy bytu jednostek i społeczeństwa na drodze prawa, przez organa władzy publicznéj normować[16]. Jak system równych działów dla formalnéj równości w rodzinie wolność poświęca zupełnie, tak samo dąży do tego socyalizm, a tylko zasadę równości bez wolności na szerszem chce przeprowadzić polu. System równych działów przyucza nas do przymusowego podziału tak, że nam dziś już się zdaje, że równe działy dobrowolnie przekazujemy. Biada spółeczeństwu co do takiego przymusu nawyknie, bo gdzie raz przyjętą ta zasada, tam rozszerzenie granic jéj zastósowywania już tylko kwestyą czasu się staje.
Pominąwszy stronę teoretyczną, prowadzi system równych działów i przez swe praktyczne rezultaty zwolna lecz niechybnie do socyalizmu, on bowiem doprowadza potomków nawet zamożnych rodzin do upadku, wytwarza licznie proletaryat ekonomiczny, a gdzie się ten rozrasta, tam — jak to i u nas się już zaznacza — tworzą się nieliczne dominujące kapitały, które wszystko upadające kupują, na wszystkiem, mając gotówkę, lepiéj i korzystniéj gospodarzyć mogą, niż dawniejsi właściciele, a mając wielkie zyski, znów tworzą kapitały i znów wykupują. Spółeczeństwo całe rozdziela się na dwa wrogie sobie obozy: nielicznych milionerów i miliony proletaryatu. Jak w produkcyi przemysłowéj tak téż w rolniczéj i w skutek zmiany techniki wytwórczéj, wymagającéj wiele kapitału, i w skutek niekorzystnych praw, mianowicie systemu równych działów, znika coraz gwałtowniéj[17] stan średni, pozostawiając tylko skrajny pauperyzm i oligarchią pieniężną, a na téj podstawie polegają nadzieje socyalizmu[18], gdyż w chwili walki materyalnéj brutalna siła, to prawo socyalistów[19], będzie rozstrzygać, a téj więcéj się znajdzie w ciemnych i zrozpaczonych masach proletaryatu, niż w nielicznéj garstce kapitalistów.
Wszystkie te ciemne strony systemu równych działów doprowadziły do tego, że nawet zgromadzenia czysto prawniczo-naukowe, mianowicie 14ty zjazd niemieckich jurystów w Berlinie tą kwestyą się zajmował. Na zjeździe tym[20] oświadczyło się bardzo wielu znakomitych jurystów za ograniczeniem prawa zachowku, téj podstawy systemu równych działów, a rozszerzeniem wolności testamentowéj, aby ojcu w każdym razie połową majątku wolno było wedle swéj myśli rozporządzić, a postulat wolności przekazania połowy majątku na rzecz jednego z dzieci uchwalono nawet jako rezolucyą zjazdu. Wówczas też oświadczył słynny romanista prof. Bruns jako referent w tej kwestyi, że jakkolwiek on stoi jeszcze na gruncie rzymskiego prawa zachowku i dla tego z idealnych powodów by nie przemawiał za zniesieniem lub ograniczeniem systemu równych działów, to jednak przyznaje, że jeżeli realne stosunki przeciw niemu przemawiają, ze stanowiska prawniczo-teoretycznego nie można takich przytoczyć uwag i powodów, któreby stanowczo przecziw reformie zdolne były przemawiać.
Zgubne skutki realne systemu równych działów liczni licznie wykazali pisarze, a żaden głos się nie podniósł, któryby był choć spróbował dodatnie strony tych skutków wykazać. Gdy więc prócz tego ani nawet względy prawno-teoretyczne za nim nie przemawiają, żądanie reformy jest nietylko umotywowaném i potrzebnem, lecz nawet jest obowiązkiem.
Gdybyśmy mieli niepodległość, a przynajmniéj autonomią, to byłoby konieczném na tém miejscu z pozytywnym projektem do prawa wystąpić, ale dla nas inni prawa piszą, nam więc o to się tylko pytać, a ile i jak w obec danych przepisów prawnych przeciw zgubnym skutkom systemu równych działów czyli przymusowego podziału my się bronić mamy i możemy, a to nas już do dalszéj części prowadzi.


IV.

W obec ogólnego przyznania złych skutków systemu równych działów, nie może już być mowy o tém, czy tu reforma potrzebną, czy tu co zmienić należy, lecz raczéj o to się tylko pytać należy, w jaki sposób można roztaczającemu nasz dobrobyt i naszą egzystencyą złemu zaradzić, nie stając w sprzeczności ani z obowięzującemi prawami, ani z naszemi potrzebami ekonomicznemi i rodzinnemi, społecznemi i narodowemi. A chcąc znaleźć odpowiadający tym naszym wymaganiom projekt, nie potrzebujemy stwarzać dopiero nowych jakichś systemów czy teoryi, lecz znajdziemy go już urzeczywistnionym i zastósowanym w dziejach i prawach innych narodów.
W dawnych mianowicie czasach panowała zasada, że każdy człowiek miał prawo dobrowolnie rozporządzać tém, ale téż tylko tem, czego się sam swą pracą i oszczędnością dorobił; co zaś nie z tego otrzymał źródła, co dostał w spadku, odziedziczył po rodzinie, co więc tylko dla tego jego własnością się stało, że właśnie téj rodziny, tego ojca był synem, o tém mu własnowolnie nie było wolno orzekać, jego rozporządzenie było tu ograniczone względami tradycyi i zwyczajów rodzinnych. Zasada ta tém się przedewszystkiem zaleca, że jak z jednéj strony utrzymuje ona i uświęca myśl i tradycyą rodzinną, tak z drugiéj strony rozwija pracowitość, zaradność i oszczędność, gdyż w każdym człowieku leży dążność do wolności, do stworzenia najszerszego pola, gdzieby panować mogła jego wola i myśl; nie mogąc zaś rozporządzać dowolnie odziedziczonem mieniem, stara się taki dążny do czynnéj wolności człowiek swą oszczędnością i pracą osobiste mienie uzyskać, aby mieć gdzie i czém własnowolnie rozporządzać. Wszystko zaś co zwiększa zmysł pracowitości i oszczędności, jest polecenia godném, gdyż obie te cnoty to owoce naszéj cywilizacyi, naszego rozumu. Gdzie ich nie ma, tam tryumfuje zwierzęca bezmyślność jutra niepomna, gdzie one kwitną, tam tryumfuje duch nad materyą, tam właśnie człowiek dopiero w godnéj siebie występuje roli. Oszczędnością i pracą wybijają się na wierzch narody, ster ludów zdobywają, bez niéj spadają coraz niżéj, aż strawiwszy pracą i trudem dawnych lepszych pokoleń uzbierane zasoby, popadną w niewolę ekonomicznéj nędzy i noc politycznego upadku.
Ograniczenie rozporządzania odziedziczonem mieniem nie stoi téż bynajmniéj w sprzeczności z prawniczem pojęciem o własności indywidualnéj, którą słusznie za podstawę dzisiejszego ustroju ludów cywilizowanych uważać należy. Trzeba jednakże zaznaczyć, że nie ma i być nie może własności wolnéj od wszelkich względów na społeczne dobro. Niczém, żadnemi względami nie ograniczona własność jest sprzeczną z ideą łączności rodzinnéj, społecznéj i narodowéj, jest zgniłym owocem niezdrowych indywidualistycznych teoryi tak zwanych naturalnych, zajmujących się tylko człowiekiem jako jednostką, atomem, wykluczonym z wszelkich związków społecznych i na téj fałszywéj podstawie jego prawa wywodzącéj. Z tego téż powodu oświadcza głośny ze swych pomnikowych dzieł prawniczych Ihering[21], że „die Idee des Grundbesitzes kann nichts mit sich bringen, was mit der Idee der Gesellschaft im Widerspruch steht. Der Grundsatz der Unantastbarkeit des Eigenthums heisst die Dahingabe der Gesellschaft an den Unverstand, Eigensinn und Trotz, an den schnödesten, frevelhaften Egoismus des Einzelnen.” Własność każda podlega pewnym ograniczeniom, a te mogą mieć prawno-polityczny lub prawno-prywatny charakter, pierwsze są objawem woli zorganizowanego społeczeństwa tj. państwa, drugie objawem woli osoby rzecz nam oddającéj. Jeżeli bowiem od trzeciéj osoby coś dostaniemy, to możemy tylko w obrębie oznaczonych przez dawcę granic rzeczą otrzymaną rozporządzać, nie możemy mianowicie komu innemu więcéj władzy nad daną rzeczą udzielić, jak sami otrzymaliśmy, gdyż „nemo plus iuris in alium transferre potest, quam ipse habet.” Ograniczenia rozporządzalności mogą mieć najrozmaitszą rozciągłość, a od nowonabywczy zależy rzecz w danych warunkach przyjąć, lub zrzec się przyjęcia. Gdy zaś każdemu obcemu wolno przy darowiźnie dorzucać dowolne, byle moralne, warunki, skądżeby prawa tego nie miał mieć ojciec?! Dla czego ma ktoś trzeci prawo wymagać, by czyjeś dzieci jego wolę więcéj szanowały, niż wolę rodzonego ojca? Skoro więc ojciec przekazuje synowi wieś w dziedzictwie, winien syn wyrażoną czy cichą wolę ojca wypełnić, t. j. wieś dziedziczną ani nie zmarnować, ani w obce nie wydać ręce, lecz jako drogą po ojcu pamiątkę, jako rodzinną spuściznę w swym czasie tak ją oddać synowi swemu, by i ten mógł znów daléj, i każde pokolenie po pokoleniu wolę protoplasty wypełniać.
Zasada powyższa: wolności rozporządzania zapracowanem mieniem a ograniczenia rozporządzania rzeczą dziedziczną była wielokrotnie w różnych uznana prawodawstwach, mianowicie bardzo wyraźnie wypowiedział ją Henryk I, król angielski, orzekając w swych ustawach „adquisitiones suas det cui magis velit; si bocland autem habet quam ei parentes sui dederint, non mittat eam extra cognationem suam”[22]. To osięgnąć można tylko przez niepodzielne i nieobciążone przekazywanie dziedzictwa (bocland) na jednego spadkobiercę. Na téj zasadzie i my się obecnie oprzeć winniśmy, ona winna być podstawą zasadniczą naszego prawa spadkowego, gdyż praktykowany obecnie system równych działów rychléj czy późniéj do wywłaszczania dzisiejszych tj. polskich właścicieli ziemi doprowadzić musi.
Dążyć powinniśmy przeto do tego, aby dziś w ręku naszém pozostająca ziemia przeszła niepodzielona i nieobciążona na przyszłe pokolenia, a to przeprowadzić można tylko przez system majoratów dobrowolnych czy prawnie zatwierdzonych. Niechaj przeto własność ziemska jako dziedzictwo rodzinne bez nowych ciężarów na jednego zawsze przechodzi spadkobiercę, gdyż tylko w ten sposób będziemy mogli spłacić dziś na ziemi ciążące zobowiązania hipoteczne, tylko w ten sposób oczyściwszy własność, będzie się mogło normalnie rozwijać nasze rólnictwo i przetrzymać zgubny wpływ wszystkich zewnętrznych czynników.
Gdzie nie ma egzekutywy, gdzie każdy czyn tylko na dobréj woli społeczeństwa polega i chyba zdrowia opinia publiczna pewien nacisk na wolę i zwyczaje jednostek wywiera, tam naturalnie żadna reforma się od razu przeprowadzić nie da, tam się, mianowicie w dziedzinie podlegającéj rozstrzygnięciu w chwili gwałtownego zapału, tylko powoli przez uznanie i przyzwyczajenie się ludzi, nowéj zasadzie zwycięztwo gotuje. Niechajby przeto zechcieli tę konieczną dla nas reformę prawa spadkowego rozpocząć ci, którzy tylko jednego mają syna, niechaj oni, pomni na nasze społeczne i polityczne potrzeby, na potrzeby i stanowisko swych wnuków i prawnuków, starają się własność ziemską w ręku syna swego utrwalić, niechaj założą majoraty.
Wszakże ich czynowi żadne uczucie krzywdzenia nie stoi na przeszkodzie, wszakże oni nie potrzebują dopiero łamać się z panującemi przekonaniami o sprawiedliwości! Do założenia majoratu potrzebnym jest zapewniony dochód roczny co najmniej 2500 tal., przeprowadzenie formalności prawnych pociąga za sobą pewne koszta i starania, ale te nie powinny odstraszyć nikogo, bo tu o wielkie chodzi rzeczy, a dla tych warto ten i ów zadać sobie trud, ten i ów wydać grosz.
Trudniejszém do przeprowadzenia jest to w rodzinach liczących więcéj dzieci, ale i tu myśl utrwalenia własności ziemskiéj w rodzinach dzisiejszych dziedziców przeprowadzić można, i tu powinniśmy przyjąć system majoratów, a przynajmniéj niechaj ojciec każdy dziedzictwo jednemu przekaże synowi, swój dorobek zaś jeżeli nie chce jeszcze zerwać zupełnie z systemem równych działów niechaj na potrzeby niedziedziczącego obróci rodzeństwa. Pamiętajmy, że rodzice winni dać swym dzieciom utrzymanie, wychowanie i wykształcenie, ale nie mają żadnego naturalnego obowiązku dać im majątek; gdzie nie dano dzieciom majątku, tam o ich krzywdzie nie może być mowy; pamiętajmy daléj, że uczucie rzekoméj krzywdy u dzieci jest tylko przejściowem, że tylko w pierwszym objawić się może stopniu, a i tu może wrażenie to zmienić zupełnie odpowiednie wychowanie, wskazanie niedziedziczącym dzieciom, dla jakich przyczyn właśnie system równych działów zarzucić a majoraty przyjąć musimy.
Pruski „Landrecht” nie czyni różnicy pomiędzy odziedziczonem a zapracowanem mieniem, ale pozostawia ojcu zawsze pewną część majątku, którą tenże własnowolnie może rozporządzać, część ta wolna zmienia się stósownie do liczby dzieci, niechajby przeto ojcowie zechcieli przynajmniéj tę część wolną testamentem swemu dziedziczącemu synowi przekazać. Wysokość przypadających na każde dziecko działów zależy od wielkości rodzicielskiego majątku, względnie od wartości, jaką ojciec swéj ziemi przypisuje, niechajby przeto ojcowie na to zważać chcieli, aby to ocenienie wartości, istotnéj wartości nie przechodziło, jak to się niestety najczęściéj wydarza, a jeżeli rzadko tylko zachodzą wypadki, że oznaczony syn nie zechce objąć wsi w wysokości przez ojca ocenionéj wartości, to nie sumienność taksy, lecz przywiązanie syna do rodzinnego gniazda tego powodem. Złe to prawo, co hołdowanie zacnym uczuciom upadkiem, a przynajmniéj krzywdą materyalną nagradza.
Nawet i z moralnych względów winno się raczéj system choć nie wyłącznego, to co najmniéj uprzywilejowanego dziedziczenia przez jednego syna przyjąć[23]. System równych działów powinien wymagać, chcąc być absolutnie sprawiedliwym, spieniężenia tj. publicznéj sprzedaży całego rodzicielskiego majątku, gdyż tylko w tym razie można istotnie spieniężone mienie rodzicielskie na zupełnie równe części podzielić; ilekroć razy nie następuje sprzedaż, lecz tylko przekazanie majątku podług taksy, tyle razy równość działów nie jest zupełną, system nie osiąga do czego dąży, nie usuwa tak zwanéj niesprawiedliwości. Jeżeli przeto zwolennicy systemu równych działów chcą być konsekwentymi, winni żądać każdorazowéj sprzedaży, a gdy tego nie żądają, gdy nie mają odwagi tego żądać, na cóż zalecają system, który się przeprowadzić nie da? Skoro zaś nie żąda się spieniężenia ojcowskiéj puścizny, to lepiéj, jeżeli już ma nierówność działów nastąpić, aby ta nierówność przynosiła korzyści przyszłym pokoleniom rodziny i społeczeństwu, aniżeli aby ona właśnie pracę karała, właśnie spełniających wolę ojca w niedoli pognębiała.
Ile razy jednakże chodzi o sprawy wielkiéj doniosłości, nie wystarcza oceniać je ze stanowiska formalnie wskazanego, ale trzeba rozszerzyć widnokrąg i wszechstronnie je zbadać. I przy tej kwestyi trzeba to uczynić. Formalnie należy system spadkowy tylko do dziedziny prawa familijnego, formalnie trza więc tylko uwzględnić przepisy prawne, stosunki moralne i ekonomiczne rodziny. Ponieważ atoli żadna rodzina nie stoi atomistycznie sama dla siebie, lecz jest ogniwem w łańcuchu społecznego ustroju narodu, winno się więc zbadać także wpływ praktykowanego i proponowanego systemu na ustrój spółeczny, na podstawy politycznéj siły narodu.
W pierwszych częściach zaznaczono już, że system równych działów działa zgubnie na społeczeństwo, gdyż prowadzi do zniknięcia średniego stanu, stwarza dwa wrogie sobie obozy milionerów i nędzarzy, roździelonych całą przepaścią ekonomicznych stosunków, wytwarzających zupełnie odmienne potrzeby, zapatrywania i dążności, wywołując przez to sprzeczność interesów, walkę wewnętrzną[24], poddaje niezasobnych ekonomicznie i prawnie w zależność zasobnych, gdyż pierwsi muszą szukać zarobku, ten tylko znajdą u ludzi, mających środki pracy i produkcyi, czyli u względnie bogatych, a to stwarza ekonomiczną zależność: drudzy zaś chcąc sobie zapewnić robotników, tj. dochód z ich pracy, zmuszają ich czy to przy zaciąganiu pożyczki, braniu dzierzawy, czy téż podaży osobistéj pracy, do zawarcia umowy, do kontraktu. Przez podpisanie kontraktu, który zawsze ekonomicznie silniejszy na swą korzyść może ułożyć, powstaje zależność prawna, inna formą od dawniejszego poddaństwa, lecz nie mniéj cisnąca. Do tego przychodzi, że ludzie widząc, do jak smutnego położenia brak kapitału prowadzi, nie chcąc wskazywać swéj potomności na popadnięcie w pauperyzm i proletaryzm, zastosowują się w praktyce do teoryi Maltusa, starają się mieć jak najmniéj dzieci, jak to dziś na wielką skalę we Francyi się praktykuje[25], i naród nie wzrasta tak, jakby tego wymagały stosunki. Jakkolwiek bowiem trzeba uznać, że niemoralną i zgubną dla narodu jest wszelka lekkomyślna prokreacya, żenienie się i tworzenie bez trwałéj podstawy egzystencyi materyalnej, bez zapewnienia utrzymania sobie, żonie i swym dzieciom, gdyż to zwiększa tylko ekonomiczną bezsilność narodu, zwiększa proletaryat, a tłumy proletaryatu ciążą narodowi, zatruwają pokój spółeczny i krępują rozwój normalny, — tak z drugiéj strony trzeba przyznać, że sztuczne hamowanie wzrostu ludności jest nie mniéj zgubnem i niemoralnem. Do sztucznego zaś hamowania system równych działów czyli peryodycznego przymusowego podziału majątku prowadzi. On to ma bowiem do siebie, że od kolebki wzwyczaja ludzi do obliczania rodzicielskiego majątku, oglądania się na majątek, a nie na osobistą pracę. Że ten właśnie skutek system równych działów wywołuje, można się było przekonać i z podniesionego na naszem zebraniu zdania, oświadczającego się przeciw systemowi dobrowolnych majoratów z tego powodu, że nie otrzymujące majątku dzieci nie mają żadnego sposobu do życia, istnieć nie mogą, bo i cóż mają robić? Argumentacya taka rzeczywiście zdolną do socyalizmu doprowadzić, bo cóż mają dziś robić ci, którzy się nie urodzili synami właścicieli ziemskich, którzy nie otrzymują w spadku ani ziemi, ani kapitałów pieniężnych? Czy oni istotnie wszyscy idą na marne? Jeżeli więc oni nie idą na marne, jeżeli więc oni swą pracą i działaniem umieją bez poparcia kapitału, często walcząc z nędzą i niedostatkiem przez całe lata młodości, nie tracąc mimo to ducha ni przywiązania do rodziny i kraju, wywalczyć sobie utrzymanie i stanowisko, czemuż do tego synowie zamożnych, synowie dziedziców mają być niezdolni? Wszakże oni mają całe życie troskliwą opiekę i przynajmniéj w czasach przygotowywania się do samodzielnéj pracy, nie znają trosk o powszedni chleb, o ile więc musi im łatwiéj być dobić się odpowiedniego stanowiska. Jeżeli się zaś powie, że pracą nie można sobie stworzyć samodzielnéj podstawy bytu, jeżeli się powie, że synowie dziedziców bez podziału istnieć nie mogą, to jakim cudem nie mają żądać podziału synowie nie dziedziców? Pierwsi mówią: jest co dzielić, bo ojciec ma wieś, czemuż drudzy powiedzieć nie mają, jest co dzielić bo istnieje ziemia!
Gdyby zaś przeciwnie społeczeństwo nasze uznać zechciało system dobrowolnych majoratów, utrzymania ziemi w ręku naszém, natenczas właśnie o dzieleniu nikt już nie może myśleć ni w mniejszém ni większem kole, natenczas dziedzice występują jako przedstawiciele idei utrzymania ziemi i majątku narodowego, a niedziedziczące rodzeństwo bogate nauką, posłuszeństwem rodzicom i panowaniem nad sobą, poszłoby wzmocnić żywioł polski po miastach i dobijając się stanowiska pracą, stworzyliby na nowo niknący dziś majątkowy stan średni, to konieczne ogniwo w społecznym ustroju każdego narodu. Wtenczas dopiero odżyłaby na nowo pożądana łączność społeczna, u nas od tylu zatracona wieków, każdyby pracę, każdyby własność szanował, bo każdyby miał w swéj rodzinie i właścicieli i ludzi pracy, natenczas przedstawiałoby się nasze społeczeństwo jako jeden silny łańcuch, gdzie żadne rdzą nie strawione ogniwo, gdzie od dołu do góry wszyscy w jednę połączeni całość i jednem ożywieni uczuciem.
Nie da się wprawdzie zaprzeczyć, że trudniéj nam Polakom, niż synom innych narodów obyć się bez majątku, dobić się samodzielnego stanowiska, gdyż nam zamknięte wszelkie urzędowe zawody, na których utrzymanie my mimo to grosz nasz w ciężkim trudzie i znowu zapracowany jako przymusowy, absolutnie niezwrotny, składać musimy podatek. Mimo to jednakże winniśmy starać się nauczyć się pracować, a pole pracy się znajdzie. Ileż to ziem etnograficznie polskich, gdzie prosty lud polski pozostał, ale gdzie jego samowiedza narodowa znikła lub jest senną, bo tam już nie ma tych, coby mogli rozbudzać tę świadomość, bo tam już nie ma ni dziedzica, ni lekarza, ni księdza, ni kupca, ni przemysłowca Polaka. Nie jestże to szczytném zadaniem starać się odzyskać te niegdyś zupełnie nasze a dziś opuszczone i uśpione dziedziny? Lud prosty opuszczony przez swoich, zwątpi o sprawie narodu, zapomni o łączności a zwątpiwszy, obcym hołduje panom, na ich zysk, na ich przyszłość pracuje. Niechaj tam idą synowie dziedziców bez majątku pieniężnego w ręku lecz z moralnym w duszy majątkiem, trwalszym i wydajniejszym niż pierwszy, a znajdą tam wśród naszego ludu i moralne i materyalne wynagrodzenie podjętych trudów i pracy. Właśnie oni, właśnie synowie zamożnych rodzin, którzy wiedzą, że w razie materyalnego niepowodzenia znajdą gdzieś dom, co im chętnie rodzinne otworzy podwoje, oni i tylko oni mogą śmiało i skutecznie spełnić tę missyą, rozpocząć uzupełnienie naszego ustroju społecznego i stworzyć normalne podstawy dalszego wewnętrznego kształtowania się narodu w obrębie naszych granic etnograficznych.
System majoratów utrzymujący w ekonomicznéj sile dziedziczącego syna, stwarza dla reszty rodzeństwa punkt oparcia, chroniący ich od upadku w razie chwilowego niepowodzenia, dozwala im przyjść wytchnąć i nowych zaczerpnąć sił u rodzinnego ogniska, dla tego téż ze względu na błogosławione swe skutki, bez zwłoki ni wahania przyjętym być powinien. On utrzymuje gniazdo rodzinne, kształtuje naród na wzór rodziny a rodzinę na wzór narodu, on dopiero sprawdza i urzeczywistnia zdanie, że „rodzinami stoi naród.”
Zarzucano jednakże nieraz systemowi majoratów, że on jest sprzecznym z nowożytnemi poglądami o ustroju społeczeństwa, gdyż utrzymuje i wzmaga przeżyte tendencye arystokratyczne. Myli się jednakże, kto sądzi, że tak jak istotnie, gdyż system równych działów właśnie, który zawsze jako środek rozbicia magnateryi polecano, szkodzi więcéj drobnéj[26], niż wielkiéj własności, on drobną własność przedewszystkiem prędzéj i gwałtowniéj do upadku, do zupełnéj zależności od wielkiego kapitału prowadzi, a wielkie majątki znajdą zawsze dość siły, by się jego skutkom obronić. Przeciwnie zaś system majoratów utrzymuje i wielką i małą własność, utrzymuje wszystkie stany narodu i łączy wielką własność z innemi kołami społeczeństwa, gdyż i bogate rodziny liczą natenczas ludzi pracy w swém gronie. A i to trzeba podnieść, że utrzymanie własności w ręku rodziny przez szeregi pokoleń, utrzymuje łączność teraźniejszości i przeszłości narodu, tę łączność konieczną dla konsekwentnego trzymania się narodowego sztandaru. Tradycya istnienia, tradycya znaczenia w narodzie utrzymuje całe rodziny na pewnéj moralnéj wyżynie, zachowuje narodowi znaczny zastęp obywateli gotowych żyć i działać dla narodu. Im więcéj takich obywateli, im więcéj takich rodzin, tém swobodniéj może naród patrzeć w przyszłość.
System majoratów właśnie przez to, że tylko jeden członek rodziny jest bogatym, wytwarza ze społeczeństwa silny łańcuch, gdzie żadne nie braknie ogniwo; system równych działów rozrywa społeczeństwo, nie sieje ziarna miłości, łączności i zgody, lecz raczéj ziarno wojny społecznéj, przeciwko któréj każdy naród bronić się powinien, tém więcej naród, nie majacy własnego pańśtwa, jak my, naród, gdzie społeczeństwo samo z siebie bez pomocy a nawet często wbrew woli organów rządowych, wszystkie moralne, ekonomiczne i polityczne spełnić musi zadania. Właśnie takie społeczeństwo winno się bronić przeciw wszystkiemu, co nie łączy, lecz roździela społeczeństwo, a to sprawia system równych działów; właśnie ono pielęgnować powinno wszystko, co utrzymuje i utrwala podstawy i węzły społeczne, a to czynią majoraty.


V.

Celem dotychczasowych roździałów téj pracy było wykazać, że w obec trudnego położenia, w jakiem się rolnictwo obecnie znajduje, winniśmy jeden z głównych powodów jego bezsilności, mianowicie dziś praktykowany system równych działów, usunąć a w jego miejsce inny, utrzymania ziemi, przekazywania własności ziemskiéj niepodzielonéj i nieobciążonéj zaprowadzić i to tak z ekonomicznych, jak prawnych i socyalnych powodów.
Chociażby jednakże wszystkie dotychczasowe rozumowania i wnioski i dowody były fałszywe, to jedno przecież prawdą pozostanie, że dzielenie majątku rozdrabnia go, osłabia i niszczy, a mając ten pewnik, stanowczo za reformą się trzeba oświadczyć, gdyż w obec tego faktu ona jest dla nas z politycznych powodów konieczną. Nie mamy my dziś wprawdzie swego narodowego państwa, nie mamy rządu, którego byłoby obowiązkiem spełniać nasze narodowe zadania, naszą politykę prowadzić, ale jesteśmy i czujemy się narodem, który wprawdzie upadł politycznie, lecz nie chce zmarnieć, a upaść może i naród wielki, zmarnieć tylko nikczemny. Jakkolwiek zaś nie tworzymy państwa, mamy nie mniéj jako naród zadania i cele narodowe, ich osiągnięcie oto treść i zadanie naszéj polityki. Polityka każda, jeżeli nie ma być tak zwana, przez zbytek grzeczności, polityką idealną, lecz jeżeli ma być zdrową, trzeźwą polityką realną czyli istotną polityką, a tylko ta prowadzi do osiągnięcia zamierzonego celu, winna się liczyć z dawnemi stosunkami i okolicznościami, bo tylko na podstawie realnych stosunków, na rzeczywistości się opierając, rzeczywiście można osiągać korzyści, a to jest celem i zadaniem każdéj polityki.
Polityka jest czynnością narodu[27], każda czynność musi być wykonaną przez ludzi, a ludzie chcąc być czynnymi, potrzebują podstawy bytu, gdyż bez niéj nie mogą być czynnymi. Podstawa bytu umożliwia dopiero czynność. Każdemu przeto narodowi o to chodzić musi, aby utrwalić podstawy swego bytu, by zwiększać swój majątek narodowy, gdyż od tego jest istnienie, jego czynność, jego przyszłość zależną. W miarę swego majątku, w miarę swych środków może i człowiek i naród każdy mniejsze lub wyższe stawiać sobie cele, z mniejszą lub większą je osiągać pewnością; na swe środki każdy naród się w swéj polityce oglądać musi, od nich jéj skuteczność, jéj racyonalność zależy.
O bezpośrednich celach naszéj polityki nie potrzeba się dopiero rozwodzić; każdy wie, że Polacy po tylu okropnych doświadczeniach i tylu bolesnych zawodach, nie myślą o zrywaniu się do bezowocnych walk orężnych, by tylko ranami pokryć piersi swych rodaków, krwią zlać nasze łany, chaty w perzynę obrócić. Jakkolwiek jednak nie myślimy obecnie o ruchach orężnych, nie mniéj przeto nie zrzekamy się ani naszych praw, ani naszych nadziei na przyszłą naszą polityczną całość i niepodległość, a nadzieje te nasza podtrzymuje wiara, że idea sprawiedliwości musi się spełnić w dziejach narodów, że owa wielka idea państw narodowościowych w ich granicach etnograficznych rychléj czy późniéj się urzeczywistnić musi. Wszakże kilka tysięcy lat minęło, zanim przyszedł Chrystus na świat i powiedział, że ludzie są równi w obec Boga, drugie dwa tysiące minęły zanim uznano, że ludzie są równi w obec prawa, przyjdzie czas, że się ludzie uznają za równych w obec siebie, że naród obok narodu stać będzie choć nie równosilny lecz równouprawniony. Wszakże już istnieją zjednoczone Włochy, wszakże idea narodowościowa nowemu cesarstwu Niemiec dała życie, wszakże tyle a tyle małych ludów zyskało w ciągu tego wieku przez nią niepodległość, czemużby ta idea i Polski wskrzesić nie miała?
Nie zrzekając się przeto ani naszych nadziei, ani naszych praw, pozostawiamy przyszłości rozstrzygnięcie téj sprawy, naszém na dziś zadaniem, naszą polityką obecną działaniem swem ani opóźnić, ani uniemożliwić nadejścia téj chwili, bo naród państwem tylko się staje, gdy ma warunki bycia państwem, gdy ma swe etnograficzne granice i swój majątek, tj. ekonomiczne podstawy bytu i te właśnie w obrębie swych granic. Pozytywném przeto zadaniem naszéj dzisiejszéj polityki jest utrzymanie narodowości w obrębie naszych granic etnograficznych, wzdłuż Wisły, Noteci i Warty. A ponieważ naród tylko natenczas ma istotnie granice etnograficzne, gdy nie przedstawia w ich obrębie jednego tylko stanu, lecz gdy wypełnia wszystkie warstwy społeczne, gdy więc nietylko jest i żyje w danym kraju, ale i posiada, gdy ziemia choć nie wyłącznie, to przeważnie do niego należy, winniśmy się przeto starać utrzymać własność ziemską w obrębie granic naszych w naszém ręku, bo tylko posiadając ziemię, możemy mówić o naszym kraju i naszych granicach, bo tylko na téj podstawie się opierając, będziemy istotnym narodem i możemy liczyć na przyszłość narodową.
Prócz tego zasadniczego powodu, zmuszającego nas do starania się za każdą cenę o utrzymanie ziemi w ręku naszem, skłonić nas do tego powinny i dzisiejsze względy praktyczne. Rozwój nasz narodowy jest w graniach pruskiego zaboru na każdem krępowany polu, władze rządowe starają się o ile to w ich mocy, wszelki objaw życia polskiego przytłumić i nie rychło o zmianie systemu możemy myśleć, ani nam wolno łudzić się tą dzieją w obec faktu, że przeciwko nam nietylko dziś u steru pruskiego rządu się znajdujące osobistości, ale i ludzie teoretycznéj nauki, którzy powinni być przedmiotowo swe dzieła pisać, z całą zajadłością i nienawiścią przeciw nam występują. Wystarczy przytoczyć tu ustęp z dzieła słynnego profesora i pisarza niemieckiego R. v.
Mohl, który w swém: Reichsstaatsrecht tak się odzywa[28]: „die von den Polen in den Reichstag gesendeten Abgeordneten bilden eine widerwärtige (!) und zum Eingehen in jede reichsfeindliche Verbindung bereite Widerspruchspartei. Dennoch kann vom Losgeben dieses Bestandtheils nicht die Rede sein… kier kann nur der, freilich langsam fortschreitende Sieg der höheren und mächtigeren Gesittung über die schwächere allmählig helfen; scheuen wir das Wort nicht; Germanisirun”g. W obec takich objawów, wiemy czego się mamy spodziewać, wiemy, że tylko natężona praca i przezorność, że „wspólna moc tylko zdoła nas ocalić.”
Musimy więc skupiać swe siły i sami w sobie znaleźć dość energii i chęci i mocy, by nic nie utracić z narodowego mienia, by wszystkie narodowe wypełnić zadania. Tych spełnienie niemożebne bez środków materyalnych, bez siły ekonomicznéj, gdy wszystkie nasze instytucye, tak nam potrzebne, ofiarnością naszą tylko stoją i gdy nasza praca narodwa tylu potrzebuje ludzi, którzyby mogli bez wynagrodzenia spełniać swe nieraz mozolne urzędy. Trzeba więc utrzymać narodowi i tych ludzi i te siły, trzeba, jak już mówić Staszyc[29] „dzisiaj taki rząd u siebie ustanowić, tak wolność osobistą i własność ziemi urządzić, by z tego urządzenia jak największe dla rzeczypospolitéj wypadały podatki.” A nam dla sprawy naszéj narodowéj wielu i wielkich w ludziach i w groszu potrzeba podatków. Właśnie dla tego, że nam zamknięta droga do urzędowych narodów, właśnie dla tego, że po dziś dzień żywioł polski po miastach jeszcze jest bardzo słabym, bardzo słabym się czuje i sił nabrać nie może bez współdziałania rolnictwa, gdyż miasta polskie tylko w polskim mogą się rozwijać kraju, tylko tam, gdzie na otaczających je wsiach i zagrodach rodacy mieszkają, właśnie dla tego, że wszystkie nasze narodowe instytucye w skutek powyższych stosunków, poparcie swe przeważnie z sfer rólniczych otrzymują, że do dziś przeważna większość polskiego ludu rolnictwem się zajmuje z zawodu, odgrywa rolnictwo w naszém życiu narodowem znacznie jeszcze ważniejszą, niż gdzieindziéj rolę, my tém więcéj o utrzymanie go przy siłach, o podniesienie jego zamożności i wydajności się starać winniśmy. Każdemu narodowi na tém zależy, aby własność ziemska w ręku krajowców się znajdowała, by obca, wroga rodzinnemu żywiołowi kolonizacyjna ludność nie zajmowała łanu po łanie i wioski po wiosce; i nam na tém zależeć musi, a dla nas staranie się to zawiera równocześnie wymaganie utrzymania ziemi naszéj w ręku dzisiejszych właścicieli. Wszystko, co temu szkodzi, jest dla nas politycznie szkodliwem, tak jak wszystko, co to wspiera, jest dla nas politycznie korzystnem, bo dopóki dzisiejsi właściciele na swéj ziemi się trzymają, jest ona w naszém, jest w polskiem ręku, a gdy oni upadną, któż ich zastąpi? Gorzkie doświadczenie, rokroczna strata licznych mórg ziemi zapewnie już nas dostatecznie pouczyły, że nie ma w naszem społeczeństwie ani po wsiach, ni po miastach dość gotowego kapitału, by wszystkie pozostające módz pokrywać szczerby, by módz kupować upadające gospodarstwa. Nie chcąc tracić ziemi, musimy się starać o sposoby i środki czyniące możliwem utrzymanie własności ziemskiéj w ręku dzisiejszych właścicieli. Najwidoczniéj i najsilniéj szkodzi utrzymaniu własności w ręku rodziny system równych działów, bo niestety i u nas mamy przykłady, gdzie nawet synowie zamożnéj rodziny nie mogąc się pogodzić zaraz w pierwszym stopniu wieś spieniężyli, w obce wydali ręce, a widzieliśmy, że nawet bez niezgody rodzinnéj przy systemie równych działów, wieś w ręku rodziny tylko przez kilka może się utrzymać pokoleń, że przy nim kruszą się podstawy dawnego dobrobytu i znaczenia rodziny. Z tego to powodu wielokrotnie system równych działów zastósowywano i zalecano ze strony ludzi, co chcieli zniszczyć znaczenie i zamożność dziedzicznéj własności ziemskiéj. Tak parlament angielski r. 1703 chcąc zniszczyć wpływ i siły ekonomiczne znienawidzonych katolików irlandzkich, w czasie gdy niepodzielne przekazywanie własności ziemskiéj było obowięzującem wszystkie rodziny właścicieli prawem w obrębie połączonych królestw, w sprzeczności z tém rozporządził[30], aby każda własność ziemska, któréj właścicielem jest lub będzie katolik, przechodziła w spadku na wszystkich synów dziedzica w równych działach, z wykluczeniem możności jakiegokolwiek uprzywilejowania którego syna. Jeżeli jednak starszy syn tego papisty jest protestantem, ma on własność otrzymać zgodnie z ogólnem prawem, tj. bez działów i ciężarów.
Podobnie zaprowadziła wielka rewolucya francuzka system równych działów, celem zniszczenia dziedzicznéj własności, celem moralnego i materyalnego rozbicia z dawna na ziemi osiadłych rodzin szlacheckich. Z tego téż powodu radził Napoleon I bratu swemu królowi neapolitańskiemu w liście z dnia 5 czerwca 1806 r., aby śpiesznie zaprowadził w swém nowonabytem królestwie kodeks cywilny francuzki z jego systemem równych działów, gdyż „il consolide votre puissance puisque par lui, tout ce qui n' est pas fidéicommis tombe et qui'il ne reste plus de grandes maisons que celles, que vous ériger en fiefs. C'est ce qui m'a fait prêcher un code civil et m'a porté à l'etablir.” — A gdy na kongresie wiedeńśkim reprezentanci Anglii nie mogli otrzymać dalszego zmniejszenia granic Francyi, oświadczono[31] z ich strony, że ostatecznie się na żądaniu kongresu godzą, gdyż panujący we Francyi system równych działów im wystarczy, on rychléj czy późniéj lecz niezawodnie ją do upadku ekonomicznego doprowadzić musi, a upadek ekonomiczny zawsze w następstwie i polityczny upadek za sobą pociąga. W obec wymagań politycznych zaś wszystkie inne ustąpić muszą względy i powody. W zorganizowanych społeczeństwach czyli w państwach przychodzi siła rządu i w razie potrzeby łamie indywidualne dążenia i chęci, gdyż nikt, żadna jednostka w żadnéj spółeczności nie ma prawa i nie może wymagać, by ogół swych się wyrzekł celów, swe ogólne zaniedbał potrzeby dla indywidualistycznych dążności jednostek. Dla tego téż umieszczono na czele téj pracy jako motto, że naród, któremu o istnienie swe walczyć przypadło, silnego rządu naczelnego, dyktatury potrzebuje, przed którą wszelkie Habeas Corpus akta, wszelkie prawa, zwyczaje, poglądy i przywileje ustąpić i się ukorzyć muszą[32], a choć u nas nie ma dyktatora, jest nie mniéj dyktatura myśli i idei narodowéj, która równie wielki wpływ wywierać powinna. Myśl ta nie ma widoméj władzy, nie ma swych organów, któreby opierające się jéj jednostki silném władzy narodowéj ramieniem do uległości zmusiły lub skruszyły, mimo to jednakże na nią zważać, ją wypełniać jesteśmy obowiązani. Już Rzymianie mówili, że salus rei publicae suprema lex, że dobro publiczne najwyższem prawem, że w obec jego wymagań, wszystkie inne wymagania ustąpić i zamilknąć powinny. Indywidualizm nie ma prawa i nie może się narzucać ze swą wolą ogółowi, bo każdy związek, każda łączność, każda społeczność na poszanowaniu i uwzględnieniu woli ogółu polega, a gdzie tego nie ma, tam panuje sobkostwo, tam panuje wstrętny i grzeszny egozim, godzien pod każdym względem potępienia i napiętnowania.
Naszą polityczną potrzebą, celem naszych dążeń jest utrzymanie i o ile to możebném zwiększenie własności ziemskiéj, tak wielkiéj jak włościańskiéj, w naszem ręku. Nikomu przeto nie wolno czynami swojemi unicestwiać tych chęci, uniemożliwiać ich spełnienia. System równych działów rozdrabnia i niszczy własność ziemską, on był zaprowadzany przez tych, co do tego zdążali celu, nam zaś na utrzymaniu własności zależy, my więc go powinniśmy zarzucić, a inny zaprowadzić. A jeżeli kto powie naprzeciw temu, że system nierównych działów sprzeciwia się jego poczuciu sprawiedliwości, że się sprzeciwia jego przekonaniom, to niechaj sobie wspomni słowa Franklina, który powiedział, że wielu się zawsze znajdzie takich, którzy w potrzebie chętnie krew za ojczyznę przeleją i życie dla niéj oddadzą, mniéj tych co z ofiarą mienia pośpieszą, a jeszcze mniéj tych, co dla ojczyzny swych indywidualnych się wyrzekają zapatrywań i przekonań, a pono téj właśnie ofiary ojczyzna najczęściéj potrzebuje. Niestety myśmy zawsze bardzo byli skąpi w dwóch tych ostatnich ofiarach. Gdy trzeba było, gdy rozeszły się wici po kraju i trąbka pobudkę wojenną zagrała, spieszono się u nas tłumnie do szeregu, rącze za broń porywano, opuszczano chaty i rodziny, by pod narodowym się stawić sztandarem, ale trudniéj było grosz zebrać na publiczne cele, choć na tém polu, chwała Bogu, już się bogdajnie nauczyliśmy wiele, a niemożliwém zupełnie było żądać ofiary przekonań. Właśnie ten brak ofiarności w poddaniu swych indywidualnych przekonań, przekonaniu większości ogółu, ten brak uległości i łączności doprowadził do zakorzenienia się i wzrośnięcia u nas nieszczęsnego „liberum veto”, téj plamy i hańby naszego patryotyzmu. Bo plamą i hańbą jest, jeżeli uczucie patryotyzmu, uczucie łączności narodowéj tak mało tylko znaczy, tak mało ma poszanowania i siły, że jednostce wolno się bezkarnie z karności wyłamywać, wolę ogółu poniewierać i jego życzenia mieć za nic.
Gdyby więc kto powiedział, że system majoratów nie odpowiada jego przekonaniom, że postulat zaprowadzenia ich u nas, bo my dziś praw wydawać nie mamy władzy, przez ogół narodu postawiony, jest ograniczeniem indywidualnéj wolności, to niechaj wspomni, że w obec interesów ogółu indywidualne interesa i przekonania ustąpić powinny, że wolność przestaje być wolnością, a staje się samowolą, gdy wolność drugich wolność ogółu hamuje; niech wspomni, że i zniesienie liberum veto było ograniczeniem wolności czy samowoli indywidualnéj; podobnie i ograniczenie systemu równych działów, system majoratów jest ograniczeniem samowoli więcéj niż wolności, bo samowolą nazwać trzeba czyn uwzględniający tylko ciasne koło teraźniejszości, a nie baczący ani na przyszłość, ani na społeczeństwo. Jak my dziś liberum veto potępiamy i ostremi wyrazy jego obrońców mianujem, podobnie potępi i napiętnuje przyszłość narodu tych, co dziś o niéj nie pamiętają. Wspomnijmy, że każde pokolenie, każdy człowiek pisze swém życiem historyą narodu, że jutro naród takiem będzie, na jakie zapracujemy dziś, obyśmy więc dobrze dzisiejszy przeżyli dzień, obyśmy życiem i czynami naszemi nie pisali historyi upadku lecz historyą odrodzenia narodowego, zbierania zasobów i wzrastania na siłach.
System równych działów stara się stworzyć pozorną równość, doli czy niedoli, system majoratów utrzymujący i wielką i średnią i małą własność, posyłający niedziedziczące rodzeństwo do zaludniania miast i podniesienia tamże nauki, kupiectwa, przemysłu, przyczynia się do normalnego rozwoju socyalnego, stwarza silne życie społeczne, stwarza i utrzymuje równowagę społeczną, a Polska „nie znała przed epoką upadku zabójczéj równości, znała tylko równowagę społeczną, która łączyła ludzi najrozmaitszych stanowisk w pracy około publicznego dobra”[33].
Jeżeli przeto jest zgoda na zasadę, że w obec wymagań publicznego dobra indywidualne przekonania i dążenia ustąpić muszą, nie potrzeba się już rozwodzić nad koniecznością usunięcia systemu równych działów, gdyż on niszczy nasze siły ekonomiczne, niszczy nasz majątek narodowy.
Majątek nasz narodowy w obrębie pruskiego zaboru przeważnie i prawie wyłącznie tkwi w ziemi. Nie mamy bowiem niestety ani wielkich zakładów przemysłowych, ani firm kupieckich, któreby za wytwory swéj pracy znaczne z obcych ciągnęły zyski, nasz dochód narodowy przeważnie tylko z ziemi, z rolnictwa pochodzi. Inne stany i warstwy narodu, nasz stan naukowy, handlowy i przemysłowy, są dla nas konieczne, one zwiększają życie polskie, dopomagają do spełnienia naszych realnych i idealnych zadań narodowych i częstokroć z poświęceniem, wytrwałością i umiejętnością w téj pracy przewodniczą, one chronią nas od konieczności opłacania się obcym, nabywania u obcych, lecz ponieważ ich dochód osobisty przeważnie z ich polskiéj klienteli pochodzi, nie podnoszą znacznie sumy naszego narodowego dochodu. Wielkiem przeto i znaczenie i zadanie naszego rolnictwa, aby o ich spełnieniu pamiętano, aby pamiętano, że im więcéj kto odebrał, tém większy mu przyjdzie przed Bogiem i narodem zdać rachunek.
Wydatki nasze narodowe są zaś bardzo znaczne. W braku swojego rządu, któryby nas swą opieką otaczał i wspierał osiągnięcie narodowych celów, musi spółeczeństwo nasze samo wszystkie stworzyć i utrzymać, ono musi prócz wysokich podatków rządowych, liczne ponosić i opłacać podatki narodowe. Oświata ludu, wykształcenie młodzieży, utrzymanie sceny narodowéj, utrzymanie prasy, tego niezależnego a niezbędnego[34] objawu życzeń, chęci i przekonań narodowych, rozliczne inne ekonomiczne, naukowe i polityczne instytucye, oto zadania i potrzeby nasze, których zaspokojenie wiele wymaga grosza, rok rocznie jako wielki rozchód w naszym narodowym budżecie się przedstawia. Bez tych instytucyi istnieć nie możemy, one są właśnie objawem naszéj żywotności, one widomym znakiem, że istotnie i wytrwale myślimy o przyszłości narodowéj, że nie tylko w chwilach porywu ale przez cały ciąg twardego życia umiemy myśleć i pracować dla sprawy publicznéj. Rozchód ten zmniejszyć lub skreślić zupełnie, poskąpić grosza na publiczne cele, równałoby się zaprzedaniu narodowéj przyszłości, zrzeczeniu się jéj „za kilka srebrników”, było znakiem wyrzeknięcia się wszelkiéj nadziei, znakiem zupełnego upadku ducha i moralności narodowéj.
Aby módz pokryć rozchody, trzeba mieć dochód; dochód nasz narodowy powinien wystarczyć na zaspokojenie wszystkich naszych potrzeb, na wszystkie nasze rozchody. Gdzie dochód nie wystarcza, tam albo się nie zaspokoi potrzeb, albo na ich pokrycie zużywa się kapitał, co jedno i drugie do moralnego i materyalnego bankructwa prowadzi. Nie chcąc zbankrutować moralnie, musimy ponosić rok rocznie liczne narodowe wydatki, nie chcąc zbankrutować materyalnie, musimy nie naruszać naszych kapitałów, naszego majątku narodowego, dochodem pokryć rozchody, tak majątek jak dochód systematycznie powiększać, aby nam i dziś i w przyszłości na zaspokojenie potrzeb starczyło. I dochód nasz i majątek przeważnie tkwi w ziemi i z ziemi pochodzi. System równych działów oddziałuje szkodliwie na podniesienie jego wydajności, hamuje rozwój i wzrost produkcyi, wyniszcza wpierw naszą ziemię, aby ją następnie wydrzeć z naszéj ręki. On przez swe zgubne skutki ekonomiczne zmniejsza nasz majątek, zmniejsza nasz dochód narodowy i przez to tak samo zgubnie politycznie oddziałuje. A gdy dobro publiczne najwyższem prawem, gdy wzgląd na nie wszelkie inne łamie względy, nie powinno już u nas być wahania, lecz całe społeczeństwo przeciw systemowi równych działów przy własności ziemskiéj, a za systemem majoratów się oświadczyć powinno.
W dawnych czasach polityczne[35] głównie względy były powodem ograniczenia rozporządzalności i podzielności ziemi; do posiadania ziemi były przywiązane pewne publiczne obowiązki, mianowicie czynnego wystąpienia w obronie kraju, nie chcąc więc osłabiać politycznéj siły kraju, nie dozwalano jednostkom osłabiać się ekonomicznie.
I my po dziś dzień mamy mnogie polityczne zadania i cele, i u nas, jak w pierwotnym ustroju ludów, ziemianie przedewszystkiem siłę narodową przedstawiają, trzeba przeto aby i u nas jak dawniéj, ziemską własność uważano nie tylko z ekonomicznego stanowiska, jako formę umieszczenia kapitałów, ani tylko z prawnego, jako objaw indywidualnego panowania człowieka nad rzeczą, lecz w pierwszéj linii trza uwzględnić jéj polityczne stanowisko i zadanie. Polityczny interes nasz wymaga utrzymania własności ziemskiéj w ręku dzisiejszych właścicieli, to muszą uwzględnić i nasze zwyczaje i nasz system spadkowy, nikomu wbrew temu działać, nikomu nie wolno osłabiać własności w ręku naszem i ją z téj ręki wydzierać. Osłabianie własności ziemskiéj w naszém ręku przez równocząstkowe jéj dzielenie, wydawanie jéj z naszéj ręki, ten prosty i naturalny skutek osłabienia, jest zaprzedawaniem łanu polskiéj ziemi po łanie, kurczeniem ojczyzny, a wszakże Skarga już wołał: „nie kurczcie naszéj ojczyzny!”
W obec tego nic już na obronę systemu równych działów się przytoczyć nie da, on bezzwłocznie zmienionym i zaniechanym być powinien.


∗             ∗
Doszedłszy do tego wyniku przez teoretyczne wywody, mimowoli nasuwa się pytanie, czy téż praktyka zechce uwzględnić te wyniki, czy nasze społeczeństwo zechce trzeźwo patrzeć na swą przyszłość i podług tego postępować, czy osobiste chęci i przekonania ukorzą się przed wymaganiem publicznego dobra, lub czy téż społeczeństwo nasze zataczając się sennie na utorowanym dawnemi przesądami i zwyczajami gościńcu, co raz to więcéj zbliżać się zechce do krawędzi przepaści, by w nią runąć ostatecznie i w niéj zginąć na wieki. Na myśl podobną mimowoli jakaś dziwna wstępuje w duszę obawa, bo wszakże ta reforma tak ważną, tak konieczną… a u nas o niéj dotychczas tak strasznie było głucho. I jedna tylko myśl, jedna tylko uwaga dodaje jeszcze otuchy i odpędza zniechęcanie i zwątpienie. Kiedy mianowicie poruszano u nas sprawę utrzymania silnéj własności włościańskiéj, oświadczono się licznie za potrzebą, za koniecznością usunięcia systemu równych działów[36], za koniecznością zaprowadzenia czegoś na wzór majoratów. Jeżeli się przeto uznało zgubność systemu równych działów i żąda się zmiany, to czemuż żądać tylko zmiany przy własności włościańskiéj? Czy to godziwa chcieć pod koniec XIX wieku dzielić społeczeństwo na różnie uprzywilejowane stany, znosić równość w obec prawa, biednym dla tego, że biedni i mali ich własność ograniczać, a sobie wolność zatrzymywać? Czyż to godziwa żądać od włościan i więcéj patryotyzmu i więcéj rozumu politycznego, niż od związanego tradycyami z narodem i wykształconego politycznie wiejskiego obywatelstwa? Czyż włościanie pierwsi dobrym mają świecić przykładem, czyż oni mają pierwsi czynić, co narodowi potrzebnem, pierwsi ojczyźnie z swych uczuć i przekonań składać ofiarę? Kto pierwszy ofiarą, ten ma pierwsze prawo do przodowania w narodzie, kto się z nią opóźnia, ten idzie w tylne szeregi, zatraca swe stanowisko, trzeci znaczenie i głos w społeczeństwie. Niechaj wiejskie obywatelstwo o tém zechce pamiętać. Kto chce stać w pierwszym szeregu, ten musi w nim stać zawsz, choć tam twarda służba, nie wolno mu nigdy się kryć ani cofać. Skoro więc jest zgoda na to, że system równych działów szkodzi ekonomicznie, gdyż ten wzgląd właśnie powodem żądania jego reformy przy własności włościańskiéj, trzeba mieć nadzieję, że to samo względem większéj własności uznanem, i — daj Boże jak najwcześniéj — przeprowadzonem zostanie.

Niedziedziczące rodzeństwo, wychowane w poglądach, że tylko system równych działów jest sprawiedliwym, niechaj rodzicom nie utrudnia przeprowadzenia téj koniecznéj reformy, niechaj zrzeczeniem się, ile można jak najobszerniejszém, przyczyni się do utrzymania rodzinnego gniazda w ręku godziny, w polskiem ręku, niechaj czyn ten swój jako ofiarę mienia dla sprawy narodu uważa, a naród będzie umiał wdzięcznem uznaniem wynagrodzić tę ofiarę, spełnienie tego obowiązku.
Zrzeczenie się takie nie jest ani za wielką ofiarą, ani téż rzeczą niebywałą, i u nas już teraz sporadycznie się wydarza. Wszakże zresztą dzieci do majątku rodziców moralnie nie mają prawa, wszakże istnieją okolice — np. kanton Niderwalden w Szwajcaryi[37], gdzie młodsze rodzeństwo na podstawie lokalnego zwyczaju, chętnie się zrzeka równości majątkowego prawa, chętnie małą spłatą się zadowalnia, aby tylko ojcowską zagrodę w ręku starszego brata w kwitnącym utrzymać stanie, aby jéj nie zniszczyć i w obce nie oddać posiadanie. A czyż nasi obywatelscy synowie chcą mieć mniéj przywiązania rodzinnego i mniéj patryotyzmu niż włościańska dziatwa w Szwajcaryi? Czy mniéj mają odwagi niż ona, by bez kapitału pieniężnego pracą sobie zdobywać stanowisko? Jeżeli tak nie jest, jeżeli cenią związki i przyszłość rodzinną i narodową, jeżeli ani się wstydzą, ani boją pracy, to jednę tylko mają drogę: zrzeczenie się przyznanego im przez pruski Landrecht prawa równych działów.
Dziedziczący synowie niechaj nie zapominają, że ich dziedzictwo nie jest i być nie ma dla nich tylko środkiem wygodnego rozkoszowania się i używania, niech pomną, że oni tylko czasowymi powiernikami są i zawiadowcami własności rodzinnéj, która ma być i pozostać podstawą i dźwignią narodowego bytu.
Z dziedzictwem ich są związane różne prawa i różne obowiązki dla rodziny i narodu, niechaj się starają i pracują, by im zadosyć uczynić, niech pomną, że ich zadaniem na odziedziczonéj ziemi umiejętnie gospodarzyć, racyonalnie podnosić jej wydajność, podnosić produkcyą, że sumienna i umiejętna praca w roli ich świętym obowiązkiem, gdyż ta podnosi sumę i ich osobistego i naszego narodowego dochodu. W téj też myśli zwraca się Staszyc[38] do rólników w swych „Przestrogach dla Polski” i mówi „niechaj ziemia stanie się odtąd waszą rzecząpospolitą, ona celem pragnienie, żądz, nadziei, przemysłu i pracy narodu, a wkrótce z waszych pól, błót, lasów i kamieni powstawać będą wasi obrońcy, waszych krzywd mściciele.”
Przed stu już blizko laty powiedziano te słowa, ach jak wiele można się z nich było nauczyć, jak mało się nauczono!


∗             ∗

Prócz wszystkich powyższych przyczyn i powodów skłonić nas do zastanowienia się nad kwestyą praktykowanego u nas systemu spadkowego powinna i ta okoliczność, że u wszystkich innych narodów tem samem w zasadzie prawem się rządzących tak w ciałach prawodawczych, jak w publicystyce i rozlicznych zebraniach o niéj często radzą i zniesienia lub przynajmniéj ograniczenia dzisiejszego systemu się domagają. Tak stanął na czele tego ruchu we Francyi słynny senator Le Play, którego myśl żyje nadal w założonem przez niego na całą Francyą rozgałęzionem i bardzo czynnem towarzystwie; tam oświadczyła się w r. 1869 komissya parlamentarna za ograniczeniem co najmniéj prawa rodzeństwa żądania realnego podziału odziedziczonego ruchomego i nieruchomego mienia; w Austryi uznała nawet wiedeńska Akademia Umiejętności[39] że system równych działów do coraz to groźniejszego podziału i zadłużenia własności ziemskiéj prowadzi i zażądano tam, aby prawodawstwo stworzyło możność przekazywania jéj ani zbyt podzielonéj, ani obciążonéj; w Niemczech sprawa ta i w sejmach i w zebraniach pruskiego Landes-Oeconomie-Collegium[40] pokutowała; każdy z nas wie o działaniu w tym kierunku barona Schorlemera z Alst, każdy wie o zachwaleniu i zaprowadzeniu t. zw. Höferollen, a i ostatnie rólnicze zebrania berlińskie za ograniczeniem systemu równych działów się oświadczyły.
Jeżeli przeto inne, szczęśliwsze od nas, bo niepodległe narody téj reformy się domagają, jeżeli one w częstem przechodzeniu własności ziemskiéj z ręki do ręki, w jéj dzieleniu i obdłużaniu zgubny i szkodliwy dla społeczeństwa fakt uważają, gdzie u nich przecież w pierwszéj linii tylko ekonomiczne i socyalne interesa są w grze, gdzie przez zmianę w stósunkach agraryjnych one ani tak bezpośrednio, ani tak widocznie strat politycznych nie ponoszą, o ile więcéj myśmy przeto powinni zająć się teoretycznie tą sprawą, my gdzie sprzedaż każdego łanu jest dla nas utratą polskiéj ziemi, kurczeniem ojczyzny.
Ani ludzie, ani narody nie są fatalistycznie wskazane na zagładę lub szczęście, wszystko co zyskują, to ich przedewszystkiem zasługą, wszystko co tracą, to ich przedewszystkiem winą. I nam się przeto nie godzi z opuszczonemi rękoma czekać naszéj zguby. Jest to nawet naszym obowiązkiem jako narodu liczącego się do ludów zachodniéj cywilizacyi, abyśmy w najżywotniejszych zagadnieniach samodzielnie naukowe wyrobili sobie zapatrywanie i stanowisko, abyśmy sami o swych potrzebach radzili, a nie wyczekiwali na to i tego tylko słuchali, co nam obcy przepiszą. Pomnijmy, że prawo spadkowe jest zaliczone do dziedziny prawa prywatnego, którego przepisy przeto mogą być zmieniane prywatnem porozumieniem. Jeżeli więc uznaję nasze rodziny swój obowiązek nie dzielenia i nieobciążania własności ziemskiéj w ich zostającéj ręku, jeżeli niedziedziczące rodzeństwo zrzeknie się zupełnie lub w znacznéj części przypisanych im praw na rzecz dziedziczącego brata, jeżeli dziedziczący bracia będą umieli i chcieli na swéj ziemi dla siebie, rodziny i narodu pilnie i umiejętnie pracować, to nam nikt już ani morgi roli nie wydrze z naszéj ręki, a pracując wytrwale, oszczędzając, nie żyjąc nad stan, będziemy mogli nowe uzbierać kapitały, które nam z czasem pozwolą to odzyskać, cośmy już niebacznie z ojczystéj uronili spuścizny.
Utrzymanie ziemi w ręku naszem jest niezaprzeczenie wielkim celem, wielką ideą narodową, dla któréj warto i trochę grosza i trochę przekonań poświęcić. Nie wolno nam wątpić, aby się u nas nie znaleźli ludzie, którzyby coś dla niéj poświęcić nie chcieli. W historyi narodów liczne znajdujemy wielkiego poświęcenia przykłady, widzimy, że żadnéj wielkiéj myśli nigdy na męczennikach nawet nie zbywało, a zjawisko to tem się tylko tłómaczy, że „wielkiem jest szczęściem i rozkoszą dla moralnego człowieka żyć dla wielkich idei, cierpieć i umierać za nie.” Gdy a wielką ideą naszéj niepodległości orężne staczaliśmy boje, młodzież chętnie spieszyła do obozowisk, chętnie pod narodowym się stawiała sztandarem; niechaj ona nie omieszka i pod tym nowym naszym się stawić sztandarem, bo na nim wielkie wypisane hasło, hasło utrzymania podstawy sił żywotnych naszéj narodowości, utrzymania ziemi w naszem ręku.
A jeżeli i autor niniejszéj rozprawy pozwolił sobie wystąpić, by walczyć o poszanowanie tego sztandaru, poszanowanie tego hasła, to jedna go ożywiała nadzieja, że poważniejsze wiekiem, bogatsze nauką i doświadczeniem osoby zechcą także głos swój podnieść w téj sprawie[41], zechcą zwrócić uwagę społeczeństwa na to, co się w koło nas i wśród nas dzieje, i przez to zarazem sprostować, co w téj pracy fałszywem, a dobre — jeźli tu co było — uzupełnić. Wszakże jak się może, tak trzeba służyć dobréj sprawie, wszakże wedle sił trzeba żyć i działać pro publico bono.

Paryż, w lipcu 1884 r.
Dr. Józef Milewski.
  1. W r. 1869 obliczano tam wartość rocznéj produkcyi pszenicy saméj na 72 miliony funt. szter., żelaznéj na 13.6 mil., węgli na 28 mil., bawełny na 55.7 mil. funtów.
  2. Jako dowód zmniejszenia się obecnie wartości naszych wsi, można przytoczyć fakt, że w r. z. z 40 domen królewskich 21 za niższy czynsz wydzierzawiono.
  3. Zur Erklärung der heutigen Creditnoth des Grundbesitzes r. 1868.
  4. Drei Fragen des Grundbesitzes u. seiner Zukunft.
  5. Incorporation des Hypothekencredites.
  6. Cyfry podane przez król. biuro statystyczne w Berlinie, cytowane w H. Nordmann'a der ländliche Grundbesitz 1884.
  7. Winckler: Realitätenverkehr und Realitätenbelastung 1880.
  8. tamże t. I. str. 2.
  9. Démocratie en Amérique t. I. str. 3.
  10. M. Bobrzyński: „Geneza społeczeństwa polskiego”; w rozprawie i sprawozdaniu wydź. filoz. Akad. Umiejętn. XIV. str. 81.
  11. 11,0 11,1 11,2 ibidem. Piekosiński: „O powstaniu społeczeństwa polskiego w wiekach średnich i jego pierwotnym ustroju str. 121, 13, 125.”
  12. Miaskowski. Das Erbrecht und die Grundeigenthumsvertheilung im deutschen Reiche  str. 224.
  13. Le Play: La réforme sociale t. I. str. 2.
  14. Kleinwächter: Die volkswirthschaftliche Produktion, w Schönbergs Handbuch t. I. str. 229.
  15. Blumtschli: Motive zum priv. rechtl. Gesetzbuch für den Kanton Zürich. Bd. IV. Erbrecht § 865.
  16. Schaeffle: Quintessenz des Socialismus. I.
  17. Miaskowski: etc. str. 221.
  18. Schaeffle: b. c. II.
  19. Hitze: Kapital und Arbeit. 111.
  20. Verhandlungen des 14 deutschen Juristentags t. II. str. 75—82.
  21. v. Ihering. Zweck im Recht.  str. 511.
  22. Henr. I. regis. Angl. leges u. 70.
  23. Roscher. System II. str. 502.
  24. v. Mohl. Encyklopedie der Staatswissenschaften. §6.
  25. Le Play. La réforme sociale en France I ch. II.
  26. Schaeffle. Das gesellschaftliche System der menschlichen Wirthschaft. § 194. — Le Play l. c. ch. III.
  27. v. Holtzendorff. Principien der Politik. Roźdz. I.
  28. tamże, rozdział I str. 17.
  29. Przestrogi dla Polski, str. 52.
  30. J. Anne, c. 6, cyt. Le Play I. 2 119.
  31. La Play l. c.
  32. Escher. Handbuch der praktischen Politik. I. § 17.
  33. Bobrzyński. Dzieje 453.
  34. Gneist. Rechtsstaat roźdz. IX. str. 239.
  35. Roscher. System II. 311. Stein l. c. 25.
  36. Wotum Sejmu prowincyonalnego z 16go kwietnia 1880 r. cyt. w v. Miaskowski Erbrecht str. 140.
  37. v. Miaskowski. Die schweizerische Allmend in ihrer geschichtl. Entwickelung str. 140.
  38. Przestrogi dla Polski, str. 256.
  39. Sitzungsberichte der phil.-hist. Klasse VIII. str. 157. cyt. w Miaskowskiego Erb-Recht. 207.
  40. Miaskowski str. 195.
  41. Żałować należy, że zapowiedziany na nasze zebranie referat p. Dr. Z. Szułdrzyńskiego: „w jakim kierunku starać się o zmiany istniejących przepisów prawnych, celem zabezpieczenia mniejszéj własności”? nie był z braku czasu odczytany, ani też dotychczas nigdzie publikowany.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Milewski.