<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Balladyna
Rozdział Akt piąty
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom II
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały tom II
Indeks stron
AKT PIĄTY.

SCENA PIERWSZA.
Poranek na leśnéj łące.
SKIERKA i CHOCHLIK.
SKIERKA.

Jak po burzy ranek świeży!
Byłem u matki bociana
I nakarmiłem.

CHOCHLIK.

Ja na zamku wieży
Ucztowałem u sowy. Gdzie pani Goplana?

SKIERKA.

       5 Znów polecę po rozłogach,
Polecę łąką i borem;
Kwiatki postawię na nogach,
Rozczeszę żyto na grzędzie:
Zatrzymam się nad jeziorem,
       10 Zawołam labu! labusie!
I dwa Goplany łabędzie,
Po wód błękitnym obrusie,
Przypłyną do mnie z ajeru;
Garsteczką złotego żeru,
       15 Śnieżne ptaszęta przysypię:
I znów lecę pod leszczynę,
Gdzie łania Goplany szczypie

Błyszczącą deszczem krzewinę;
I tęcze nad nią zawieszę,
       20 I różę nad nią rozwinę;
I znowu daléj pospieszę
Na skrzydłach babki konika.

(Przypływa tuman mgły rannéj, oświecony tęczą; z pod bramy kolorow wychodzi Goplana.)
GOPLANA.

Chodźcie mnie uścisnąć aniołki,
Bo Goplana na wieki wam znika.
       25 O! zapłakane fijołki!
Róże moje bądźcie zdrowe.

SKIERKA.

Co ty śpiewasz?...

GOPLANA.

Niestety! niestety!
Piosenkę pożegnania.

SKIERKA.

Jeszcze oczerety
Nie gną się od jaskółek, jeszcze dnie wiosnowe.

GOPLANA.

       30 Polecę w okropną krainę,
Gdzie sosny i śniegi sine,
Gdzie słońce jak gasnący żar;
Gdzie xiężyc jak twarz tych mar
Co z grobu wychodzą na cmentarz.
       35 Anioł kar za mną popłynie
Krzycząc mi w duszy: pamiętasz
O róż i malin krainie.
Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi!
Poplątałam ludzkie czyny,
       40 Tak że Bogu mścicielowi
Trzeba wziąć grom i opuścić
Na ludzkie dzieła i winy...

SKIERKA.

My cię nie chcemy opuścić
Goplano! Goplano! Goplano!

GOPLANA.

       45 Puszczajcie biedną, wygnaną,
Kiedyś wam o mnie zaśpiewa
Piosenkę obca ptaszyna
Usiadłszy na gałązce płaczącego drzewa.
Bądźcie zdrowi! moja wina
       50 Że wygnana w północ lecę.

CHOCHLIK.

Jeszcze ci w drodze poświecę,
Jak hajduk biegnąc z ognikiem.

GOPLANA.

Dziś długim związane szykiem
Na północ lecą żórawie,
       55 Uczepię się tego wianka,
I w powietrzu się przepławię,
Jak biedna dziewic równianka
W błękitne rzucona fale.

SKIERKA.

O biada! o biada! o biada!

GOPLANA.

       60 Próżne żale! próżne żale!...

(pokazuje w głąb lasu)

Tam szarfa żórawi spada
Na łąki błyszczące rosą;
Gdy się żórawie podniosą,
Uchwycę się szarfy końca
       65 I w błękit polecę blada,
Blada jak miesiąc od słońca,
Lekka jak liść co opada.
Lecz nad mury Gnieznieńskiemi
Lecąc, zaśpiewam smutne pożegnanie ziemi.

(Wychodzi — Skierka i Chochlik lecą za nią.)



SCENA DRUGA.
Pod murami Gniezna wał.
KIRKOR z dobytym mieczem, ze skrzydłami orlemi na barkach wchodzi na czele wojska — Chorągwie rozwinięte — trąby grają.
KIRKOR (do Rycerzy.)

Człowiek co się o berło Lachów upomina
Nie chciał wystąpić w szranki, jak podła gadzina
Kryje się, a zebrawszy, co mówię! ten podły
Obietnicami, złotem, zakupiwszy sobie
       5 Mnogich stronników... rycerz z nieznanemi godły,
Walką chce tron owładnąć, i na moim grobie
Stanąć jako na pierwszym szczeblu królowania.
Mnodzy rycerze nasi, (niech nas Bóg ochrania
Od takiego szaleństwa i takiéj ślepoty)
       10 Mnodzy nasi rycerze przeszli pod namioty
Jasnego oszukańca, lecz Bóg patrzy z nieba
W serca ludzkie; nam zdrajców przekupnych nie trzeba,
Skoro przybędzie Popiel, po którego w lasy
Posłałem trzech rycerzy, z orlemi hałasy
       15 Rzucićmy się na złoty obóz samozwańca.

(Do rycerzy stojących na murach.)

Wy zamykajcie bramy... Niech z każdego szańca
Na pole walki patrzą mnogie samostrzały...
Gdybym ja przegrał, zginął, to jeszcze te wały
Długo bronić się mogą... Niech wam siwe głowy
       20 Przypomną w chwile strachu, że mur południowy
Najsłabszy, że tam trzeba postawić mur ludzi.
Ale da Bóg że miasto jutro się obudzi
Wolne od zgrai łotrów.

RYCERZE.

Zwyciężysz Kirkorze!

KIRKOR.

Jeśli Bóg da... ah! kiedyż ja przyłbicę złożę!
       25 Kiedyż wrócę do żony? kiedyż ujrzę koniec
Krwawym sprawom królestwa i rozbojom.

PIERWSZY Z RYCERZY.

Goniec.

(Wchodzi goniec kurzawą okryty.)
KIRKOR.

We trzech wysłani w bory nie przyprowadzacie
Pustelnika Popiela?

GONIEC.

Okropność.

KIRKOR.

Czy w chacie
Nie znaleźliście starca? mów... walka nas czeka.

GONIEC.

       30 W celi nie było starego człowieka;
Lecz na skrzypiącéj gałęzi przed chatą
Trup jego wisiał, na grubym powrozie.
Z białemi włosy i z podartą szatą
Wicher się bawił i trupa kołysał
Jak stara mamka.

KIRKOR.

       35 Trąbić po obozie
Hasło do walki — Los jemu dopisał,
Do śmierci gonił nieszczęściem i zabił:
Nieznaną ręką — Sercęś mi osłabił
Twoją powieścią, spraw się dobrze w boju —
Mówisz że wisiał?

GONIEC.

W pustelniczym stroju
Wisiał przed chatą. Na nieszczęsném drzewie
Wrona krakała...

KIRKOR.

       40 Idźmy! niech w powiewie
Tańczą chorągwie... idźmy! ścisnąć szyki!
Nadzieja w męstwie — Niech zaczną łuczniki!...

(Wychodzi z wojskiem.)



SCENA TRZECIA.
Namiot BALLADYNY.
KOSTRYN i BALLADYNA w zbrojach — z hełmami zapuszczonemi wchodzą na scenę.
KOSTRYN.

Zostań w namiocie, nie wychodź na pole,
Bo jak przeczuwam wkrótce Kirkorczycy
Walkę rozpoczną. Obóz jego w dole,
A nasz na górze jak gniazdo orlicy.

BALLADYNA.

       5 Wiele dusz stanie za chwilę przed Bogiem.

KOSTRYN.

Gdzie młócą żyto, tam plewy z omłotku
Lecą pod niebo. Stój za gumna progiem
I nie rozplątuj znów na kołowrotku
Szczero-sumiennym, zaplątanych pasem
Dziwnéj przeszłości.

(wchodzi żołnierz.)
ŻOŁNIERZ.

       10 Z okropnym hałasem
Idą do boju szyki Kirkorowe.

KOSTRYN.

Królewiczątko moje bądź mi zdrowe!

BALLADYNA.

Czy zwyciężymy?

KOSTRYN.

Śiedź pani w namiocie.
Niechaj cię próżność nie prowadzi w złocie
       15 Na oczy słońca i na łuków żądła.
Bogdajbyś cicho śpiewała i prządła
Szatę królewską lub śmierci koszulę;
To, albo drugie, pewnie ci się przyda...
Ha! ha z proc lecą ołowiane kule,
       20 Patrz jak kolczate... héj giermku gdzie dzida?
I tarcza moja.

(Bierze tarczę i dzidę z rąk giermka i wychodzi.)
BALLADYNA (sama.)

Jeżeli zwycięży
Jak mu nagrodzę? w ziem całéj łonie
Nie znajdę kruszcu na zalanie gardła
Temu Niemcowi. Lecz jeżeli przegra?
       25 Jeżeli przegra, to się wszystko skończy
Chwilą okropną, wszystko się rozwiąże
Jak straszna bajka jakiéj czarownicy;
Przegrała, w piersi przebiła się nożem,
A nóż zatruty był jadem gadziny.
       30 Gdzie ta kobiéta? Obaczyłam w lesie
Babę podobną do roztrzaskanego
Piorunem dębu... kazałam potworze
Z krukami śmierci gonić za obozem
I przynieść jadu czerpanego z węży.

(Stara kobiéta w łachmanach wchodzi, podnosząc zasłonę namiotu.)

Jesteś?

STARA.

       35 Przyniosłam rożek ludomoru.

BALLADYNA.

Daj... i uciekaj do ciemnego boru,
Uciekaj mówię stara czarownico;
A spróbowawszy na kim tego jadu
Zapłacę tobie... precz, bo cię pochwycą
       40 Rycerze moi i na rzece spławią.

(Ucieka stara kobiéta.)

Okropna jędza... Włos by gniazdo gadu
Wisi w postronkach, a oczy się krwawią,
Jak zęby wilcze obroczone w ścierwie.
Nóż ten zatruty piersi mi rozerwie
       45 Jeżeli w ręce męża wpadnę żywa,
I serce moje bijące ukąsi
Jak żądło osy. Już po jednéj stronie
Jadem zmazany okropnie poczerniał,
I zarumienił się rdzą, pozieleniał:
       50 A druga strona jeszcze niedotknięta
Śliną wężową, czysta jak tasaki

Świeżo na krętym brusie pociągnione.
Co słychać?

(wchodzi żołnierz.)
ŻOŁNIERZ.

Panie! wszystko zawichrzone
Na polu walki jak w burzliwéj chmurze.

BALLADYNA.

Czy przegrywamy?

ŻOŁNIERZ.

       55 Na szańcowéj górze
Gdzie rosną brzozy nad źródłem, widziałem
Grafa Kirkora, otoczony wałem
Zabitych ludzi trzyma się i siecze
Jasną siekierą.

BALLADYNA.

Z czémżeś ty człowiecze
Do mnie przysłany?

ŻOŁNIERZ.

       60 Donoszę ci Xiąże,
Że dwiestu ludzi przekupionych wczora,
Przeszło na polu z szeregów Kirkora
Na stronę naszą. Jeśli się rozwiąże
Na lewém skrzydle łuczników gromada
       65 Kupiona złotem, pole będzie nasze.

BALLADYNA.

Jeszcze nie przeszli! opieszała zdrada
Gorsza niż wierność... Idź w bojową kaszę
Z łyżką żelazną, jeżeli w nią wpadnie
Głowa jakiego wodza będziesz panem...
       70 Rozumiesz? można po za góry snadnie
Podejść... zaskoczyć na plecy, — czekanem
Ciąć w łeb stalowy — Idź — bić — i zabijać.

(Wchodzi drugi goniec.)
GONIEC.

Lewe się skrzydło zaczęło rozwijać
I pierzchać w Gniezno... wkrótce walki koniec.
Przy nas zwycięztwo...

BALLADYNA.

       75 Dobréj wieści goniec
Niech ma zapłatę...

(daje pieniądze.)

Czy wódz wrogów wzięty?

GONIEC.

Widziałem sztandar Kirkora zatknięty,
Na małym wzgórku gdzie rosną trzy brzozy;
A trupów szaniec urósł tak wysoko
       80 Około niego, że my pełni zgrozy,
Ani wziąść wodza mogliśmy na oko,
Ani przestąpić umarłego wału.

BALLADYNA.

Jeżeliś pełny męstwa i zapału,
Jeśli chcesz kiesy po wierzch pełnéj srebra;
       85 Idź na ten wzgórek, niech ci trupie żebra
Będą drabiną, postronkami włosy.
Idź i zabijaj...

(słychać okrzyki.)

Co to są za głosy?

(Kostryn wchodzi zbrojny i krwią pomazany.)

A Kirkor?

KOSTRYN.

Zginął...

BALLADYNA (chowając nóż zatruty po jednéj stronie.)

Miałam nóż gotowy...
Winnam ci życie. Naczelników głowy
       90 Niech kat pościna — idź, wydaj roskazy...

(Kostryn wychodzi.)
GŁOSY ZA NAMIOTEM.

Niech żyje wódz nasz Fon Kostryn!

BALLADYNA.

Niech żyje
Wódz wasz Fon Kostryn... powtarzam wyrazy
Jak głupia sroka... rzucę się na szyję
Niemca, i węzłem pocałunków zduszę.

(Kostryn wprowadza poselstwo ze stolicy — jeden z obywateli niesie na tacy złotéj chleb i sól.)
KOSTRYN.

       95 Oto poselstwo z poddanéj stolicy.

BALLADYNA.

Kazałeś wieszać?

KOSTRYN.

Pierwsi buntownicy
Już zgromadzeni pod maćkową gruszę;
A ta się cieszy że do siego roku
Dwa razy będzie nosiła owoce.

BALLADYNA (do poselstwa miejskiego.)

Czego wy chcecie?

(Posłowie klękają.)
POSEŁ MIEJSKI.

       100 Aniele z obłoku!
Do ciebie serca narodu sieroce
Wznoszą się wszystkie, ty bądź kraju panem,
Stolica całym zniżona kolanem
Czeka na ciebie z otwartemi bramy.
       105 Witaj więc! witaj miły hospodynie!
Serca i skarby i wszystko co mamy
Pod nogi twoje strumieniem popłynie,
Boś już zasłużył na wdzięczność narodu,
Skaraniem hersztów którzy nas uwiedli.
       110 Ci nas mękami, karą miecza, głodu,
W mieście trzymali; a nasze zaś serca
Ciebie szukały. Obyśmy dowiedli
Że między nami żaden przeniewierca
Na gniew twój, wielki panie nie zasłużył,
       115 Obyś żył długo, obyś skarbów użył,
Obyś nieszczęsną przyciśnionych dolą
I tu przed tobą klęczących na prochu
Przyjął łaskawie. Chlebem cię i solą
Witamy panie.

BALLADYNA (do Kostryna.)

Czy z tego motłochu
       120 Żaden przeciwko mnie nie nosił broni?

KOSTRYN.

Dwóch językami walczyło po mieście,
Lud namawiając do boju.

BALLADYNA.

Gdzie oni.

KOSTRYN (wskazując.)

Pan Burmistrz Kurjer i Pismo.

BALLADYNA.

Powieście
Obu rycerzy burmistrzów na dzwonie
Wieży zamkowéj.

PIERWSZY Z POSŁÓW.

       125 Panie! w twojém łonie
Kamienne serce.

BALLADYNA.

To wreszcie, to wreszcie
Na wasze proźby ułaskawiam obu.
Wybić im zęby i wyłamać szczęki,
Niechaj nie walczą.

PIERWSZY Z POSŁÓW.

Więc niéma sposobu
       130 Ubłagać ciebie przez łzy ani jęki,
Źelazny panie nasz.

BALLADYNA.

Jestem kobietą.

(Widząc że się cofają z przerażeniem.)

Cóż to? cofnęli się jak od zarazy,
I znów jak wiatrem kołysane żyto
Biją głowami?

PIERWSZY Z POSŁÓW.

Na twoje rozkazy
       135 Czekamy pani, panuj z ludu wolą.

BALLADYNA.

Bez ludu woli... Dajcie mi chleb z solą.
Posłowie ufam drożdżom tego ciasta.
Chodź tu Kostrynie. Winnam ci tak wiele
Źe ci półowa zdobytego miasta,

       140 Półowa kraju, i chleba półowa
Słusznie należy...

(Wyjmuje nóż zatruty po jednéj stronie i rozcina na dwoje chleb.)

Wszystkim się podzielę
A serce weźmiesz całe.

KOSTRYN (klękając.)

O! królowa!

BALLADYNA. (Kosztując chleb widzi że Kostryn je podaną sobie półowę.)

Czyń co ja czynię. Nie lękam się jadu
W chlebie poddanych. Choćby zamiast żyta
       145 Użyli łusek żelaznego gadu,
Smaczną ci będzie żelazem zdobyta
Bułka... Jedz proszę... trzeba ludziom wierzyć.
A teraz każcie z tryumfem uderzyć
W trąby zwycięzkie. Idźmy wojownicy
       150 Do otworzonéj żelazem stolicy.

(Wychodzi oparta na Kostrynie, za nią posłowie i lud.)



SCENA CZWARTA.
Sala królewska w Gnieznie — tron w głębi — KANCLERZ u stóp tronu. PANOWIE państwa. WAWEL dziejopis. — PAŹ — DWÓR.
KANCLERZ.

Wszystko gotowe na przyjęcie pana.
Zasiądźcie teraz ławy po urzędzie,
Przy samym tronie wodzowie i sędzie,
Szafarze zboża, dolewacze dzbana.
       5 Niech wszystkich razem nowy król powita.

(Wchodzi Goniec.)
GONIEC.

Świetny urzędzie wieść przynoszę ważną,
Nasz król, pan nowy — kobiéta.

KANCLERZ.

Kobiéta!

WSZYSCY.

Królem kobiéta!

KANCLERZ.

Niech będzie odważną
Jak była Wanda... niech tak dobrą będzie,
Ale szczęśliwszą.

(Goniec drugi wchodzi.)
GONIEC.

       10 Prześwietny urzędzie!
Królowa weszła już do bram stolicy.

KANCLERZ.

Każcie niech wszystkie serca na dzwonicy
Biją dzień cały, tak jak serca ludu.

PIERWSZY Z PANÓW.

Wieszczbiarz nie może wytłómaczyć cudu
       15 Co się ukazał dzisiaj narodowi.
Lud niespokojny.

KANCLERZ.

Co za cud?

PIERWSZY Z PANÓW.

Nad opis.
Jeżeli chcecie to go wam opowie
I w xięgi wpisze szlachetny dziejopis
Królów na Gnieznie.

KANCLERZ.

Przemądry Wawelu
Czy sam widziałeś?

WAWEL.

       20 Co widziało wielu
Mogę poświadczyć jak świadek naoczny.
Dnia tego, ranek był po stronach mroczny,
Lecz się wyjaśnił ku wschodowi słońca —
Więc jak widziałem prawie sam... od końca
       25 Niebios, skąd błyszczy gwiazda Oriona,
Wyleciał, lecąc sznur źórawi biały,

A na nim wisząc na śnieżne ramiona
Mglista niewiasta.

KANCLERZ.

I wszystko widziały
Twe własne oczy przemądry Wawelu?

WAWEL.

       30 Nie ja widziałem lecz widziało wielu;
Mogę przyświadczyć na rzecz z mego czasu.

PAŹ.

Ja sam widziałem z Goplańskiego lasu,
Za żórawiami lecącą dziewczynę.
Ta na ostatnią orszaku ptaszynę
       35 Padając, białe zawiązała rączki
Za szyję ptaka; a głową do ziemi
Sypała włosów rozwite obrączki
Jasne jak słońce, i tak na warkoczu
Gdy promieniami rozwiał się złotemi
Leżała płynąc.

KANCLERZ.

       40 Trzeba dziecka oczu
Aby na szmatach niebieskiego płótna
Obraz widziały.

(Sciemnia się jak przed burzą.)
PIERWSZY Z PANÓW.

Co to? ciemność smutna
Na tron upadła, i nam na oblicza;
Jak zaćmionego słońca tajemnicza
       45 Zieloność — bladzi staniemy przed panią.

KILKU.

Okropna ciemność.

(Wchodzi strażnik z wieży.)
STRAŻNIK.

Nad blaszaną banią
Królewskich zamków, skąd w niebo wytryska
Igła złocona, okropne chmurzyska
W koło się czarnym owinęły wiankiem,

       50 I coraz grubsze już wiszą nad gankiem
Gdzie ustawiona muzyka królewska.
A cała nieba równina niebieska,
Jakby się z jednéj urągała chmury.

KANCLERZ.

Bijcie we dzwony.

STRAŻNIK.

Łono ma z purpury
Ognistéj...

KANCLERZ.

       55 Deszczu potrzeba, niech pada.

STRAŻNIK.

Na czarnym wozie jakaś jędza blada
Stu żórawiami wywieziona z piekła,
Wężami stado wędrujące siekła,
I kierowała nad zamek do chmury.
       60 Siedzi w mgle teraz, ale jęk ponury
Piekielnych ptaków z mgły się wydobywa.
Słyszycie?

(Słychać jęk z wieży.)
KANCLERZ.

Prawda, jakiś jęk nieznany!

PANOWIE. (zrywając się z ław.)

Okropność!...

KANCLERZ.

Niech się żaden z ław nie zrywa.
A ty strażniku musiałeś być pjany,
       65 I sam stworzyłeś wieść o czarownicy.

STRAŻNIK.

Ja sam widzialem i z lud z okolicy,
I lud Gniezneński...

OKRZYKI (za sceną.)

Niech żyje królowa!

(Balladyna wchodzi w królewskim ubiorze, w koronie. Kostryn w zbroi. Lud...)
KANCLERZ.

Pani niech bedzie poświęconą głowa
Co nam przynosi koronę Popielów.
       70 Witaj i panuj tak mądrze i szczodrze
Ażebyś z Bogiem do najświętszych celów
Lud prowadziła. Przewiąż się na biodrze
Szatą czystości, czoło wznieś do nieba.
Daj łaskę winnym — daj łaknącym chleba.
       75 A wszystkim niechaj rządzi sprawiedliwość.

BALLADYNA (z tronu.)

Cóż mam uczynić?

KANCLERZ.

Praw naszych gorliwość
O dobro ludu stanowi oddawna,
Że król nim siądzie do pierwszego stołu,
Nim da spoczynek strudzonemu czołu,
       80 Które uciska w dzień korona sławna:
Wprzódy na ławie sądowniczéj siada,
I rozwiązuje kryminalne sprawy.

BALLADYNA.

Niech się tak stanie jak wasze ustawy
Każą...

(Kostryn chwieje się i pada.)
PIERWSZY Z PANÓW.

Co to jest! wódz blednie i pada?

BALLADYNA. (przystępując do leżącego Kostryna.)

Co to się znaczy... słabo ci?

KOSTRYN.

       85 Umieram.

BALLADYNA.

Panie mój! drogi!

KOSTRYN.

Precz! jędzo trująca!
Zrzućcie ją z tronu — ja pierwszy otwieram
Grobowiec ciemny dla ludzi tysiąca
Co będą żyli pod nią...

BALLADYNA.

On w malignie...
       90 Wynieść go! wynieść!... ciało jego stygnie...
Niech lekarz jaki uzdrowi go, za to
Połową kraju zapłacę.

LEKARZ.

Już skonał.

(Wynoszą ciało Kostryna, lekarz idzie za nim.)
KANCLERZ.

Pani, okropną zasmucona stratą
Znoś ją cierpliwie. Bóg ciebie przekonał
       95 Na samym wstępie u złotego tronu,
Że przy tych szczeblach stoi widmo zgonu
I czeka na nas.

BALLADYNA. (do siebie.)

Już przeszłość zamknięta
W grobach... Ja sama panią tajemnicy.

(głośno.)

Każcie wojennym brańcom roskuć pęta,
       100 Zastawić stoły na rynkach stolicy,
I dawać co dnia dla żebraków strawę.

KANCLERZ.

Wdzięczność i sława tobie.

BALLADYNA.

Ja o sławę
Nie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu
Będę, czém dawno byłabym, zrodzona
       105 Pod inną, gwiazdą. Życie pełne trudu
Na dwie półowy przecięła korona.
Przeszłość odpadła jak od płytkiéj stali
Którą po stronie jednéj ośliniła
Żmija — półowa jabłka leci zgniła
       110 I czarna jadem. Wyście mnie nie znali
Tak, jak byłam — niech więc lud nie śledzi
Przeszłości mojéj. Wiecie com wyznała,
A resztę wyznam xiędzu na spowiedzi.

Ha jeszcze jedno — poszukajcie ciała
       115 Grafa Kirkora, między gęste trupy.
I na ten wzgórek, gdzie już tylko słupy
Brzóz obrąbanych mieczami się bielą,
Zanieście mary z jedwabną pościelą,
Na téj pościeli przyniesiecie spiące
       120 Zwłoki Kirkom... Niech ludu tysiące
Płacze przy marach tego co z orężem
Poległ mym wrogiem... a był moim mężem —
Zaprawdę mówię, ja po Grafie wdowa.
Lecz niech nie roi bajek tłum gawiedzi,
       125 Co miała wyznać wyznała Królowa,
A resztę powie xiędzu na spowiedzi.
Teraz kanclerzu wywołaj przedemnie
Zbrodniów — na pierwszém siedzę trybunale.
Jeśli fałsz wydam niechaj będzie ze mnie
       130 Gniazdo robaków! niech się ogniem spalę!
Ani mię ujmie dobroć ani trwoga,
Ani odwiodą ludzie, ani czarty.
Przysięgam sobie saméj, w oczach Boga,
Być sprawiedliwą.

KANCLERZ.

Woźni!

WOŹNI.

Sąd otwarty.

KANCLERZ.

       135 Oto jest xięga praw — oto Zbawiciel
Na suchém drewnie krzyża rozpostarty.
Ucałuj xięgę i krzyż.

WOŹNY.

Oskarżyciel.

(staje lekarz zamkowy.)
KANCLERZ.

Ktoś jest?...

LEKARZ.

Królewski lekarz.

KANCLERZ.

O co sprawa?

LEKARZ.

O jado-trucie.

KANCLERZ.

Na kim?

LEKARZ.

Na Kostrynie.
       140 Twój wodz o Pani można i łaskawa
Otruty skonał; wielki rycerz ginie
Od jadu co się zowie ludomorem.
Na jego ciele żelaznym kolorem
Wyszło tysiące plam; skonał otruty.

KANCLERZ.

Kogoż posądzasz?

LEKARZ.

       145 Niech sąd szuka winnych.

BALLADYNA.

Zbrodniarz nieznany? odłożyć do innych
Sądów tę sprawę. Niech ma czas pokuty.

KANCLERZ.

Zwyczajem kraju jest Mościa Królowo
Wydawać wyrok choćby nad nieznanym,
       150 I zawieszony miecz trzymać nad głową
Tajnego zbrodnia, aż będzie schwytanym,
I da nam gardło.

BALLADYNA.

Są jednak zbrodniarze
Wyżsi nad wyrok, święci jak ołtarze,
Niedosięgnieni...

KANCLERZ.

Takich Bóg ukarze.
       155 Do ciebie ziemski wyrok dać należy
Szczero sumienny.

BALLADYNA.

Cóż wyrzekły prawa?

KANCLERZ.

Jeżeli który z szlachty i z rycerzy
Trucizną gorzką na życie nastawa
Równego sobie, i dopełni czynu,
       160 To kara miecza. Jeśli zaś kto z gminu
Otrucie spełni...

BALLADYNA.

Dosyć!...

KANCLERZ.

Sądź Królowo.
Niechaj u ciebie mniéj waży praw słowo,
Niż głos sumnienia.

BALLADYNA.

Skończmy! Otrawiciel
Winien jest śmierci.

KANCLERZ.

Na zamkowym progu
       165 Otrąbić wyrok. A jeżeli mściciel
Kat nie wypełni, zostawiamy Bogu!

(Słychać trąby.)

Niech teraz stanie drugi oskarżyciel.

(Wchodzi Filon z nożem i z dzbankiem malin, ubrany w kwiaty.)

Ktoś jest?

FILON.

Cień tego czém byłem. O! smutki!
Wyście mi pamięć odjęły na wieki
       170 Dręcząc pamięcią. Jako niezabudki
Trącane ciągle od płynącéj rzeki
Znajdują radość w ciągłém kołysaniu
Błękitnéj fali: tak ja bity falą
Płynących smutków, we łzach i w niespaniu
Ulgę znajduję.

KANCLERZ.

       175 Prawodawczą szalą
Nie można ważyć tego człeka mowy.
Tłómacz się jaśniéj.

FILON.

Oto malinowy
Dzbanek, a oto nóż — A te maliny
Były pod głową zabitéj dziewczyny;
       180 Nóż był w jéj piersiach. Niechaj z tego dzbanka
Wypłynie nowy Eurotas płaczu.
Niech zaprowadzi smutnego kochanka
Falą przejrzystą do kochanki grobu,
A ja mu powiem: strumyku, tułaczu,
       185 Dzięki ci wieczne, w grobie dla nas obu
Będzie spoczynek i cichości morze.
Przebacz Apollo! promienisty Boże!
Że łzy Przyszedłem przed ludźmi wylewać,
I smutek z niemi łamać jako chleby.
       200 Przychodzę ludziom smutną pieśń wyśpiewać,
Przyszedłem jako Orfeusz w Ereby
Prosić Plutona by mi wrócił żonę.
Słuchajcie! ona żoną moją była,
Żoną méj duszy, dziś jedna mogiła
       195 Zamyka białe ciało zakrwawione
Tym nożem... patrzcie! Oto na tym dzbanku
Znalazłem martwą, o wiosny poranku,
Zabitą nożem.

KANCLERZ.

W téj zawiłéj skardze
Czuć zbrodni zapach.

BALLADYNA.

Kanclerzu ja gardzę
Szalonych ludzi zaskarżeniem.

KANCLERZ.

       200 Pani!
Sąd winien śledzić do ostatka, ani
Pogardzać smutnym psa na kogo wyciem.
Więc że pasterzu rozstała się z życiem
Twoja małżonka? i znalazłeś ciało
       205 Nożem przebite. Kiedy się to stało?

FILON.

Trzy razy xiężyc i gwiazdy pobladły
Przed Apollinem.

KANCLERZ.

Mów na kogo padły
Twe podejrzenia o zabójstwo krwawe?

FILON.

Ach! Parki! Parki! Parki niełaskawe
       210 Przecięły srebrną nitkę jéj żywota;
Może też z nieba jaka gwiazda złota
Pozazdrościła méj kochance blasku
W oczach, i oczom zawrzéć się kazała.

KANCLERZ.

Gdzież ją znalazłeś?

FILON.

W dumającym lasku
       215 Pod cieniem wierzby rozpłakanéj spała,
Snem nieprzespanym.

KANCLERZ.

Zawikłana sprawa.
Wydaj Królowo wyrok na nieznanych,
Radź się sumnienia.

BALLADYNA.

A jak sądzą prawa?

KANCLERZ.

Za śmierć chcą śmierci.

BALLADYNA.

Z tych pozabijanych
       220 Nie będziem mieli prochu ani ćwierci.

KANCLERZ.

Wydaj sumienny sąd.

BALLADYNA.

Winna jest śmierci.

KANCLERZ.

Winna... Więc sądzisz że zbrodniarz niewiasta.

BALLADYNA.

Sądzę, jak sądzę...

KANCLERZ.

Niech ludowi miasta
Otrąbią wyrok na zamkowym progu.
       225 Katowi zemsta należy lub — Bogu.

(Trąby.)

Niech teraz stanie oskarżyciel trzeci.

(Wchodzi ślepa wdowa, matka Balladyny.)

Ktoś ty jest?

WDOWA.

Wdowa.

KANCLERZ.

Na kogo?...

WDOWA.

Na dzieci
Skargę zanoszę... Mówią że Królowa
Piękna jak Anioł, niechaj ona sądzi...
       230 Miałam dwie córki stara, biedna wdowa,
Żywiłam obie. — Jak to często błądzi
Człowiek na ziemi czekając pociechy —
Młodsza uciekła z pod matczynéj strzechy,
Nie dobre dziecko. Lecz druga — o Boże! —
       235 Królowo moja, ty jak anioł biała
Sądź że ty sama! — Druga poszła w łoże
Wielkiego Grafa: bogdaj bym skonała
Jeśli ja kłamię; Graf ją wziął za żonę. —
Królowo moja bogdaj ci koronę
       240 Bóg wiecznie trzymał na téj mądréj główce,
Osądź! — W téj drugiéj córce jak w makówce
Było rozumu, Graf ją kochał bardzo,
Ale ja matka kochałam jak matka!
Aż tu w jéj zamku już służalce gardzą
       245 Biedną staruszką — cierpię do ostatka
Wzgardę służalców, grób był dla mnie blisko
Aż tu mnie jednéj nocy te córczysko
W obliczu ludzi zaparło się głośno...
A! córko mówię bądź że ty litośną
       250 Dla staréj matki, co już bliska truny.

Była noc straszna i deszcz i pioruny.
Pioruny i deszcz i ciemno i burza,
Córka kazała wypędzić z podwórza
Mnie starą matkę na wichry i deszcze,
       255 W noc i w pioruny i w burzę i jeszcze
Głodną kazała — Niech jéj pan Bóg stwórca
Przebaczy! — Głodną wypędzić z podwórca.
Do lasu... Wiatr mię poniósł za łachmany,
Piorun wypalił oczy. O! różany
       260 Mój królu! złoty mój panie: litości!

KANCLERZ.

Pani ty milczysz? Takiéj nieprawości
Mszczą się okropnie nasze mądre prawa.

BALLADYNA.

Przecięż nie śmiercią.

KANCLERZ.

Lechitów ustawa
Smierć przepisuje na niewdzięczne dzieci.
       265 Niechaj cię xięga naszych praw oświeci,
Czytaj... i czytaj we własném sumnieniu.
A ty staruszko nazwij po imieniu
Wyrodną córkę, a kat ją ukarze,
Chociażby z pierwszym Grafem państwa w parze
       270 Los ją powiązał... Powiedz Grafa miano
I córki imie, a prawa dostaną
Przez mury zamku jéj serca i głowy.

WDOWA.

Co? śmierć na córkę?... Panie bądź mi zdrowy,
Żegnaj królowo, ja wracam do boru,
Będę żyć rosą...

KANCLERZ.

       275 Podług ustaw toru,
Kto zaniósł skargę odstąpić nie może.
Wyznaj...

WDOWA.

Nie! nie! nie!

KANCLERZ.

Wziąć na tortur łoże,
I wszystkie stawy jéj w żelazne kleszcze.
Cóż wyznaj stara...

WDOWA.

Nie panie.

KANCLERZ.

Raz jeszcze
       280 Pytam się ciebie o imie złéj córy.

WDOWA.

Ona nie winna.

KANCLERZ.

Wziąć ją na tortury.

WDOWA. (wydzierając się straży.)

Królowo moja zlituj się! ja stara!
Jabym być mogła matką twoją — Boże!
Ty nic nie mówisz? Nic?... To jakaś mara
       285 Straszna na tronie. Więc ja się położę
Na tych żelazach i skonam, a w niebie
Bóg wam odpuści.

KANCLERZ.

Wygadasz w boleści.

WDOWA.

Panie mój! jasny panie! i u ciebie
Żelazne serce...

(odchodzi ze strażą.)
KANCLERZ.

Praw się trzymam treści.
       290 A za to niech mię wielki Bóg obwini,
Lub uniewinni... A ty monarchini
Wiedz że mam serce pełne łez, goryczy
I przerażenia.

(słychać jęk.)

Co to jest?

ŻOŁNIERZ.

To krzyczy
Stara kobiéta...

KANCLERZ.

I nic nie wydała?

ŻOŁNIERZ.

Nie...

KANCLERZ.

Poczekajmy.

BALLADYNA.

       295 Z mego teraz ciała
Kat zrobił w sercu torturę... rozciąga...
Wody!

(podają pić.)
ŻOŁNIERZ.

Już zdjęta z żelaznego drąga.

BALLADYNA.

Już... powiedziała co w bolach?

ŻOŁNIERZ.

Umarła.

BALLADYNA.

Umarła mówisz?

ŻOŁNIERZ.

Jak ją kat położył
       300 Na tortur kleszczach, to oczy zawarła;
A patrząc na nią ktoby się pobożył
Że to kościany Chrystus był bez ducha.
Każda kosteczka wywiędła i sucha
Przez rozciągniętą skórę wyglądała
Prosząc o litość...

KANCLERZ.

       305 I nic nie wydała?

ŻOŁNIERZ.

Umarła cicho... A na suchéj twarzy
Dwa wykopała dołki śmierć kościana,
I w obu dołkach stoją łzy.

BALLADYNA.

Od rana
Siedzę na sądach, a żaden z nędzarzy
       310 Tak nie pracuje długo i tak znojnie.
Już noc panowie.

KANCLERZ.

Nie... te czarna chmura
Wisi nad zamkiem. Poradź się spokojnie
Twego sumnienia, czego wartą córa
Dla któréj matka taką śmiercią kona?

BALLADYNA.

Wy ją osądźcie.

KANCLERZ.

       315 Niech twoja korona
Przybierze blasku sądem sprawiedliwym.
Ona zaprawdę winna ogniem żywym
Być obrócona na węgiel piekielny.
Osądź ją...

WSZYSCY.

Osądź.

KANCLERZ.

Jak Bóg nieśmiertelny
Winna jest sądu.

WSZYSCY.

       320 Pociąć ją na ćwierci.

KANCLERZ.

Radź się sumnienia i sądź.

BALLADYNA. (po długiem milczeniu.)

Winna śmierci!

(Piorun spada i zabija królowę — wszyscy przerażeni.)
KANCLERZ.

Król kobiéta, piorunem Boskim zastrzelony,
Zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony.


KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.