Bunt Napierskiego/Akt trzeci

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kasprowicz
Tytuł Bunt Napierskiego
Pochodzenie Dzieła poetyckie Tom 2
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze E. Wende i Sp. (T. Hiż. i A. Turkuł)
Data wyd. 1912
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom 2
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT TRZECI.


Dziedziniec w otoczonym murami zamku czorsztyńskim.
Mrok przed wschodem słońca. Później wschód słońca. — Warty. — Na przodzie sceny ludzie z oddziału Czepca.


TRZECI GÓRAL.
Czuwamy tutaj całą noc — w dziedzińcu,
jak podwórzowe pieski na łańcuchu.

PIERWSZY GÓRAL.
Byłoby lepiej hańże — tam! przy watrze
nad Czarnym Stawem, lub pod Wołoszynem,
gdzie na upłazy wychodzą koziczki...
Pukałoby się...

PIĄTY GÓRAL.
Haj! pukałoby się!
Lecz mi się widzi, że i dziś ustrzelim
kilku capików.

TRZECI GÓRAL.
Skóry z nich nie zedrzem:
puste kieszenie pachołków biskupich —
nie warto do nich kłaść zbójnickiej ręki.

PIERWSZY GÓRAL.
Haj! prawdę mówią! Gdyby nie ten klecha
i ten pan hetman i ten pan marszałek,
co nas ściągnęli tu, niewiedzieć, poco,
to dzisiaj, wiecie, człek by se pohulał,
może w Kieżmarku, abo i w Orawie,
i z czerwieńcami wrócił do frajerki.

DRUGI GÓRAL.
Ładnie szanujesz tę swoją frajerkę.
Do górali.
Dzisiaj z północka, wiecie, ten nasz Bartek
do czeladnicy się zakradł — do dziewek...
Jedna z nich nawet ponoć szynkowała
samemu panu Napierskiemu...

CZWARTY GÓRAL.
Anoć
zaszczyt nie mały...

TRZECI GÓRAL.
Jak dla kogo...

PIERWSZY GÓRAL.
Prawda!
Tylko nie strzępcie na mnie swych języków...
Kuną nie jestem, żebym się gdzie skradał...

CZWARTY GÓRAL.
Ej! powiadali, żeś się do żydówki
mocno zabierał...

TRZECI GÓRAL.
Fe!

PIERWSZY GÓRAL.
I czego spluwasz?
Mięso jest mięsem... Człek przebierający
odchodzi głodny...

PIĄTY GÓRAL.
Hahahahaha!

CZWARTY GÓRAL.
Ale z tej rady na inną... Bratowie,
hę? macie wódkę?

PIERWSZY GÓRAL.
Dzbanek tak-ci suchy,
niby to zmarłe jezioro w Piarżystej.

CZWARTY GÓRAL.
A niema żyda?

PIERWSZY GÓRAL.
Poszedł spać.

TRZECI GÓRAL.
O rety!
A toć go zbudzić, niech nam poszynkuje!
Do jednego z górali.
Chybaj-że, Józek, po Mośka.
Jeden z górali odchodzi.
Do siedzącego opodal Krzysia Gąsienicy:
Hej! Krzysiu!
Dobądź gęśliczek, zagraj nam pod nogę!
Człowiek skostnieje, kiej się nie pokręci...
Hej! zbójnickiego!...

KRZYŚ.
Ba, kiej ma być cisza —
tak powiedzieli panowie starszyzna.

TRZECI GÓRAL.
Jaka starszyzna i jacy panowie?
Sołtys Łętowski, co w serdaku chodzi,
jak my tu wszyscy, w domu owies sieje
i już za stary, coby szedł na wirchy?...
A ten Radocki? Dzieci w szkole tłucze,
więc mu się zdaje, że i tutaj może
głowę podnosić wyżej nas, honornych,
którym się kłania Podhale i cała,
wiedzą, liptowska dolina i Spiskie.

SZÓSTY GÓRAL.
E! gwarzcie sobie! Ja wam to ugwarzę,
jako szanować trzeba siwe włosy
na skroniach człeka, co był najmocniejszy
pośród junaków i dziś jeszcze myśli,
aby nas wszystkich już na wieki wieków
od tych hajduczych uwolnić pościgów
i od orawskich i kubińskich sędziów,
od ciemnych lochów wiśnickich i — wiecie —
od tych szubienic, co są w Nowym Targu,
lebo w Krakowie...

PIĄTY GÓRAL.
Haj! haj! dobrze radzą!

TRZECI GÓRAL.
Jako tam dobrze? Mówią: będzie spokój
na całym świecie, będzie miłowanie,
wszyscy się złotem po równi podzielą...
Nie! być nie może, aby Jędrek Kulik,
mój wróg największy, dostał tyle dutków,
co ja, mój bracie, lebo ty...

PIERWSZY GÓRAL.
A, wiecie,
ta ich spokojność?! Na co zbójnikowi
tej spokojności?... Ja kiej se na hali
siedział przy owcach, tak nijakim światem
wytrzymać, mówię, nie mogłek. Od ciszy
smreków i turni cno mi się robiło.
Zawszeć bywało lepiej u Luptaków,
kiej krew się lała i kiej od ich jęków,
stały się szumy, jakby wiater halny
wziął się za bary z powichrem... Hej! Krzysiu,
dobądź gęśliczek!...
Wchodzi Mojsze z prowadzącym go góralem.

MOJSZE z wiaderkiem wódki, pokornie, ze strachem.
Panowie! przepraszam,
ale ja powiem, że jasny pan hetman
ostro przykazał, coby więcej wódki
już wam nie dawać... Będzie wielka bitwa,
tak jest potrzeba, abyście panowie
byli na trzeźwo.

PIERWSZY GÓRAL.
Ej, ty głupi żydzie!
nalewaj wódkę, jeżeli nie pragniesz,
ażebyś wisiał razem z twym hetmanem.

MOJSZE.
Co ja-bym pragnął... Ja wiem: tak powiedział
jasny pan hetman, ale ja tak myślę:
co komu wódka zaszkodzi? Panowie!
Mojsze jest dobry, daje pić, co chcecie,
całą piwnicę...
Górale, powstawszy z miejsc, podchodzą do żyda z kubkami.
Ten im nalewa.

TRZECI GÓRAL trącając się czerpakiem z innym.
Na zdrowie!
Pije.

PIERWSZY GÓRAL do Krzysia.
Pod nogę!
zagraj nam, Krzysiu, pod nogę!

KRZYŚ.
Ha! człowiek
juści-by rad był posłuchać hetmana,
ale kiej idzie o granie... Haj! lubię
swoje gęśliczki... tak rozmiłowany-m
w naszej muzyce, że zagram...
Gra zbójnickiego.
Górale, z ciupagami w górę, zaczynają tańczyć zbójnickiego.

CZWARTY GÓRAL podchmielony, do Mojsze.
Mosieczku,
luby Mosieczku! stań-że nam w środeczku!
Wciąga go w koło.

MOJSZE.
Co nie mam stanąć? jak panowie każą?...
Żydek usłucha... On bardzo posłuszny...
Górale tańcząc, uderzają go po kolei ciupagami w głowę.
Mojsze prawie z płaczem, uginając grzbietu.
Oj, oj! oj, oj, oj!

TRZECI GÓRAL.
Cóż to? pchła ugryzła?
Poczekaj, Mojsze, zaraz ją zabiję!...
Uderza go ciupagą w głowę.

MOJSZE j. w.
Panie jenerał! oj, oj!

SZÓSTY GÓRAL.
Dać mu spokój!
Co wam się pastwić nad żydkiem?...

PIERWSZY GÓRAL wypychając Mojsze.
Do Sury!
Będzie potrzeba, my-ć tam ku pierzynie
pójdziem z dzbanuszkiem... Zobaczymy Mośka,
jak się rozgrzewa bez wódeczki.

CZWARTY GÓRAL.
Krzysiu!
Raźniej a skocznie!... Haj! na taką nutę:
śpiewa, stanąwszy przed Krzysiem
Panowie, panowie!
będziecie panami,
ale nie będziecie
przewodzić nad nami!

CZEPIEC.
Cicho!

DRUGI GÓRAL.
O, Czepiec! wstałeś?

CZEPIEC.
Cicho, mówię:
Czy to nie wiecie, że hetman przykazał,
aby milczenie było jako w grobie?

PIERWSZY GÓRAL.
Nam-ci tu jeszcze do grobu daleko,
a przykazować wara i hetmanom...
Ty nam przewodzisz, ty, Czepcze Wasylu!
Ktoby tam ufał paniętom...

CZEPIEC.
Zapewne!...
Wiedziałem dobrze, jakich mam junaków...
Z taką watahą...

CZWARTY GÓRAL.
Szedłbyś do Krakowa
rozbijać skarbiec królewski...

CZEPIEC.
Jej Bohu!
Trochę śrybelnych abo i złocistych —
wiedzą — obrzynków...

TRZECI GÓRAL.
Juści człek tu siedzi
jak na pokucie.

CZEPIEC.
Żeby ino większej
nie było dla nas pokuty!

INNY Z GÓRALI.
Jakoż-by?

CZEPIEC.
Wiedzą: pan hetman za mało zostawił
ludzi na zamku. O, imć pan Jarocki
jednym podmuchem zmiecie nas ze świata,
jak proch z panewki...

SZÓSTY GÓRAL.
Skrępuje, zakuje
i przed swem wojskiem popędzi na sądy?

CZEPIEC.
Ktoby tam sądy czynił w takich czasach!
odrazu pójdziem ot — tak!
Czyni ręką odpowiedni ruch naokoło szyi.

SIÓDMY GÓRAL.
Co? Podyndać?

CZEPIEC.
Ano, podyndać...

SZÓSTY GÓRAL.
Nie! do upadłego
bronić się będziem.

CZEPIEC.
Na nic nam obrona...
I kul nie starczy i prochu za mało,
a pan Jarocki ma tego, by ziarnek
wymłóconego jarca we stu ćwiertniach.
Ludzi z nim idzie jak szarańczy — wszyscy
w dobrym rynsztunku.

PIĄTY GÓRAL.
Haj! bieda! Co robić?

INNY Z GÓRALI.
Trzeba wymyśleć na to jaki środek...
Z nas-by tam żaden jeszcze nie chciał wisieć!

PIĄTY GÓRAL.
Czepiec! ty głowę masz, że sam Janosik,
choć najmądrzejszy był na całym świecie,
nie wstydziłby się nosić jej na karku...

CZEPIEC.
Może wymyślę, ino zapytuję:
będziecie słuchać?

SZÓSTY GÓRAL.
A któżby nie słuchał,
gdy ma dwie drogi przed sobą: na życie,
lebo ku śmierci...

CZEPIEC.
A jeszcze wam jedno
powiem, mołodcy: chodzą takie wieści,
że nasz pan hetman jest zdrajcą...

DRUGI GÓRAL.
Haj! prawda!
My to słyszeli. Tak i pan Zdanowski
nazwał hetmana... Ale kogo zdradził?

CZEPIEC.
Króla.

DRUGI GÓRAL lekceważąco.
E! króla!... Toć my do Warszawy
nie jedno pismo słali z wielką prośbą,
by nas ochraniał od krzywdy... Napróżno...
Takiego króla...

CZEPIEC.
Juści! Tylko, wiecie,
za taką zdradę jest już ustawiony
palik w Krakowie, czeka na wnętrzności
pana hetmana... A pan hetman śmierci
bardzo się boi — zwłaszcza też od pala.

KRZYŚ.
Będzie wojował do ostatniej kropli.

CZEPIEC.
Niedźwiedź w oklepcach, kiedy mu do skroni
strzelec przyłoży lufę, będzie ryczał,
ale do walki niezdatny... Wie o tem
i pan Napierski.

KRZYŚ.
Janosik z mogiły
powstał i, mówią, wszedł w pana hetmana,
nic mu nie zrobi żaden wróg...

CZEPIEC.
Janosik
zaciął swą szablę w jaworze, lecz dzisiaj
jeszcze nie nadszedł jego czas, choć słuchy
takie rozpuszcza sam hetman, by zdurzyć
głupich górali...

SZÓSTY GÓRAL.
Tak mówisz?

CZEPIEC.
Tak mówię...
Jasny pan hetman wie, że śmierć go czeka:
on krew niewinną przelał — ranił starca,
co mnie i Sawkę wybawił od gardła...
A skazywała mu ta wiedźma stara:
do tela będziesz chodził po tym świecie,
pokiel niewinnej krwie nie puścisz... Wielki
strach zdjął hetmana, a że mu wiadomo,
jako nic tutaj strzelbą nie dokaże,
ani szabliczką, tak umyślił sobie
ratować duszę na inne sposoby —
zdradą!...

KRZYŚ.
Do kata!... Kłamstwo!

CZEPIEC.
Da! naj meni
Boh pomahaje!... Dobrze podsłuchałem,
jak się z Łętowskim spiknął i z Radockim:
Wnet uradzili, coby się dla oka
bronić z początku, a potem zamczysko
wydać wraz z nami biskupim — niech tylko
złożą przysięgę, że ich puszczą cało...

KRZYŚ.
Złe weszło w ciebie, Czepiec, i twym uszom
odrzuca słowa twych własnych wnętrzności,
jak to wyraźne echo pod Gerlakiem...

CZEPIEC.
Nie! kto ciupagą ubił Biczyńskiego,
temu już niema w świecie zlitowania,
choćby sto zamków oddał — wielką zdradą.
Panięta mają w sobie miłosierdzie
tylko dla paniąt i dla ich pachołków.

TRZECI GÓRAL.
O haj! dla paniąt i dla ich pachołków.

CZEPIEC.
Wysłał też naszych na pewną zasadzkę:
po wszystkich drogach naokoło zamku
roją się pszczoły biskupie... On wiedział,
że nas zamało, aby szturm wytrzymać,
tak nas zostawił jeszcze mniej. Tem łatwiej
wykonać zdradę — tak sobie pomyślał —
my nie przeszkodzim... Chciał i mnie wykurzyć,
abym już wisiał o dzisiejszym ranku,
alem się oparł... Wiem, że jeden z żydków
był u biskupich i wrócił z pisaniem,
obiecującem życie Napierskiemu
i jego służkom, jako że już naszych
oddał im w ręce, a i zamek odda...

SZÓSTY GÓRAL.
Zdrajca! zgubieni my wszyscy!

CZEPIEC.
Nie jeszcze!
Wiem, pan Jarocki nie bardzo mu wierzy.
I ja mam swoich, a ci mi donieśli
dzisiejszej nocy, jako ma mniemanie,
że nas tu pełno i że najście chybi...
Potrzeba ubiedz pana Napierskiego...

INNY GÓRAL.
Cóż nam wypada?

CZEPIEC.
W tem już moja głowa.
Żal mu umierać na basztach!... Tchórz! zdrajca!
Żal mu odchodzić od tej gładkolicej.
Tymczasem rozjaśniło się. — Napierski zjawia się na murach.
Patrzcie o świcie zjawił się na murach...
Cicho... nadchodzi... cicho!...

TRZECI GÓRAL do Krzysia.
Zagraj, Krzysiu,
na przywitanie hetmana...

CZEPIEC.
Bądź cicho!
Wiesz, że milczenie przykazał, jak w grobie.

TRZECI GÓRAL.
A niech przykazał!... Graj nam zbójnickiego!
Chłopcy! ciupagi! zatańczymy sobie —
niech się pan hetman uraduje z nami!...
Intonuje.
Panowie! panowie!
będziecie panami...

CZEPIEC.
Milczeć — powiadam.
Zjawia się Napierski, później Łętowski, Radocki i ludzie z ich oddziału.

NAPIERSKI.
Dzień dobry, druhowie!
Wesoło, widzę, druhom nocka schodzi...
Czepcze! to twoi?

CZEPIEC.
Moi.

NAPIERSKI z łagodnym wyrzutem.
Nie pamiętasz?
Wszak poleciłem, ażeby ze względu
na tego wroga, co się ku nam zbliża
milczkiem i chyłkiem, cicho się sprawiały
warty na zamku.

CZEPIEC.
Panie naczelniku!
Przebacz! błagamy... Otukno się robi
naszym mołodcom, że się nieprzyjaciół
doczekać jakoś nie mogą...

NAPIERSKI.
Przybędą
w sam czas. Lecz dzieło wielkie się rozsprzęga,
Jeśli osłabnie karności potęga
śród wykonawców... Kto z was grał?

KRZYŚ.
Ja, panie.
Alem... ja... wierny.

NAPIERSKI.
Czy jest między wami
jakowy człowiek, coby był niewierny
i hetmanowi i sprawie?... Trzydzieści
marnych srebrników wziął-li Judasz...

CZEPIEC.
Panie!
takiego niema...

PIERWSZY GÓRAL.
Dla nas setka niczem!
My jak za buczki idziem i za haście,
to po tysiące — i nie po srebrniki,
ale po złoto. — Setkę my praśniemy
pierwszemu w drodze dziadulowi.

NAPIERSKI do Krzysia.
Krzysiu,
wierny mój Krzysiu! Bądź także posłuszny!
Choć ku muzyce wyskakuje dusza,
gdy grać nie wolno, niech smyczka nie rusza
dzielna dłoń twoja!... Dobra nasza sprawa
wymaga ciszy!... Schowaj do rękawa
te jaworowe gęśliczki, zapewne
wycięte z drzewa w kościeliskiej hali,
co na tę bystrą patrzała królewnę,
jak się na los swój szarym turniom żali
i jak zabija swe dziecko...
Napół do siebie.
Ej, gadki!
Ej, pieśni wasze! urok w nich jest rzadki,
chwyta za serce!
Do górali.
Ileż ja to razy
siadywał z wami pod ciemnymi głazy
przy zapalonych ogniskach i słuchał
waszych śpiewanek i patrzał, jak buchał
płomień z trzeszczącej kosówki!...
W zadumie.
Prawdziwie,
życie człowieka jest jak to igliwie:
spłonie, nim biedny człek się spostrzedz zdoła.
Niebezpieczeństwo czyha tu dokoła:
do Krzysia
trza mieć otwarte i uszy i oczy,
azali ku nam śmierć chyłkiem nie kroczy.
Wierny mój Krzysiu!... zagrasz jej do tańca,
gdy spojrzy na nas z zamkowego szańca.
Podał mu rękę, którą ten całuje.

KRZYŚ.
O, pięknie proszę, niechże mnie ich miłość
wezmą z watahy Czepcowej.

NAPIERSKI.
Dlaczego?

KRZYŚ.
Boję się, panie!...

NAPIERSKI.
Hetman się nie boi...
Wszyscy jesteście towarzysze moi
i przyjaciele... Niczem się nie straszę,
więc i ty zostań przy Czepca wataże.

KRZYŚ.
Choćby dla tego, przejasny hetmanie!
byś w ciężkiej chwili usłyszał me granie:
serce-ć ucieszy i doda otuchy.

NAPIERSKI.
A czy cię chętnie puszczą twoje druhy?

SZÓSTY GÓRAL.
A niechże idzie, kiej pomiędzy nami
cno mu się robi... Pan hetman dla niego
słodkie ma słówka, a dla nas?...

NAPIERSKI.
Goryczki
i wam nie podam...

GONIEC wpadając na scenę.
Panie naczelniku!
Wróg już pod zamkiem... za chwilę uderzy
w mosiężne surmy, zagra na strzelbicach...
Z trudem przedarłem się przez gąszcze dzikie,
ledwiem się dorwał do furtki... Nieszczęście!
Sawka pobity na głowę, a walczył,
jak orzeł, w chmurach szumiący!... Oddziały
marszałkowego syna i Jarząbka
starte na miazgę, a oni polegli!...
Poległ i Horny, i Jędrek Mocarny,
i mój przyjaciel Józef Gąsienica,
Tatar i Brzega, Stopka i Marduła,
Roj i Mateja i Wala — ci wszyscy
legli, jak kłody smreków w Małołącznej.
Na ten bój wielki niby rysie biegli,
a dzisiaj wszyscy polegli, polegli!
Oczy im zgasły, mrok ich objął siny,
a duch uleciał do innej dziedziny.

NAPIERSKI do Krzysia.
Pospiesz, mój Krzysiu, zbudź pana marszałka
i Radockiego...
Do Czepca.
Czepcze, do szeregu!
Broń wschodniej bramy... ja... ku zachodowi...
Do gońca.
A ty, mój gończe, strudzone masz nogi!
czas ci wypocząć z tej śmiertelnej drogi...

GONIEC.
Niema spoczynku, gdzie się losy ważą
naszej wolności!... Pójdę z twoją strażą,
z twym hufcem pójdę, by walczyć do końca,
choćbym nie ujrzał jutrzejszego słońca.
Za sceną pierwszy strzał.

NAPIERSKI.
Strzał!... Hasło śmierci albo i żywota!
Witam cię nocy, czy jutrzenko złota!...
Wraca Krzyś z Łętowskim, Radockim i junakami.
Panie Łętowski! syn twój legł w chwalebnej
walce o wolność...

ŁĘTOWSKI.
Wiem to już od Krzysia...
Niechaj spoczywa!... My po nim do boju!...

NAPIERSKI z zapałem.
O, tak! do boju!... A niech nam w tej chwili
na wielkie męstwo dusza się wysili...
Wasza to sprawa, której bronić macie!
Aby swoboda weszła w majestacie
królewskiej pani na tę naszą ziemię,
w krwi swej upadać musi ludzkie plemię!
Trzeba niejedną zadać ciężką ranę
temu, co przez nas zostało uznane
za skarb najdroższy! Niejedną wycisnąć
trza łzę serdeczną i mieczem zabłysnąć
nad własnem gniazdem! Potrzeba niejedną
wywołać klątwę na tę głowę biedną,
co się w szaleństwie strasznem, czy rozwadze
przeciw wszystkiemu i wszystkim podniosła,
bo jej się zdaje, że Bóg ją za posła
wybrał swej wieści, niweczącej władzę
nierównej miarki! Zaginie ta siła,
co, by podnosić tamtych, tych gnębiła,
choć ci i tamci wyszli z bożej ręki
na równe szczęście i na równe męki...
Nie zginie dzisiaj, to jutro zaginie...

RADOCKI.
Nie jutro, panie! W dzisiejszej godzinie
świat się odmieni! Znaki są widome,
przepowiedziane jeszcze przed wiekami
w świętych proroctwach, że dzisiaj jest z nami
błogosławieństwo boskie i że chrome
będą zabiegi nieprzyjaciół nieba,
co ma zakwitnąć na ziemi...

ŁĘTOWSKI.
Potrzeba
tylko odwagi, bo przy nas jest prawo!

NAPIERSKI.
Trzeba odwagi i wiary! W tej dobie,
gdzie grób się może rozewrzeć przy grobie,
trza, iżby wszyscy braćmi się uczuli,
jak ci, co zbyć się umieją koszuli,
widząc, że brat ich stoi w mrozie nagi.
Tak! niech pochwyci dłoń za miecz odwagi
i niech od boku strach odpędza blady
znacząco do Czepca
i niech przystępu broni szeptom zdrady.
Czepcze Wasylu! wiem, żeś mi jest krzywy
że głuchym buntem wzbiera twoje serce
przeciwko sercu mojemu... Nie dziwy,
gdyby się pożar wszczął przy tej iskierce,
która jest wieczną, w takiem, jak twe łonie!...
Światów jest milion, w światów milionie
wciąż wre i szumi i huczy i trzeszczy,
wciąż jeden z drugim toczy bój złowieszczy —
takie jest światów straszne przeznaczenie...
Czepcze Wasylu! szły i na mnie cienie
z głębi twej duszy, dziś nie czuję trwogi!
Jeślim cię zranił, przebacz, bracie drogi,
i zanim jutro staniesz do rozprawy,
gdy tak potrzeba, ze mną, twoim bratem,
dzisiaj, nie dla mnie podnieś miecz swój krwawy
ponad ginącym i wstającym światem,
poprzez swe krzywdy i poprzez swe zyski —
ale dla tego dnia, co już jest blizki,
dla tej radości, co w niebo wystrzeli,
gdy na padole zawładną — anieli,
a jeśli trzeba, to i dla żałoby,
gdy dla walczących otworzą się groby,
nie wykopane rydlem zdradnej dłoni,
ale odwagą, co swobody broni...

CZEPIEC.
Mało-ć ja z tego rozumiem, jej Bohu!
choć do tej mowy nadstawiałem uszu,
jako ten dzięcioł, który popukując
dziobem przy klonie, bacznie nadsłuchuje,
gdzie czerw go toczy, ot ten klon! — To jedno
pojąłem tylko, że mnie wasza miłość
raczy posądzać o zdradę... Ci wszyscy
wskazuje na otoczenie
znają mnie dobrze — i imć pan Radocki
i pan Łętowski — niechże-ć wam powiedzą,
panie hetmanie, czym ja kiedy zdradził...
Serdecznym druhem był mi Jędrzej Sawka,
taki człek ruski, jak i ja, a który
zginął w tej bitwie z imć panem Jarockim
za waszą sprawę, mości pułkowniku!
Kłania się.

NAPIERSKI.
Za naszą sprawę, a nie za moją.

ŁĘTOWSKI.
Panie!
Nie śmiem Czepcowi przypisywać zdrady...
Chętnie szedł z nami i tak się rozprawił
z ciżbą hajduków, jako nikt na świecie.

RADOCKI.
Pamięta o tem, że go wasza miłość
zbawiła ongi od śmierci... A dusza,
kiedy niewdzięczna — tak jest napisano —,
związana będzie grubymi powrozy
i w ogień wieczny rzucona.

NAPIERSKI.
Mój Czepcze!
Słychać strzał już blizki, — do otoczenia.
Bracia! na baszty... świeży strzał!...
Do Czepca.
Ty — druhu,
ku wschodniej bramie, ja — ku zachodowi.
Idzie z Łętowskim, Radockim i ich junakami na mury.

CZEPIEC głośno do swoich.
Do mnie, mołodcy! w ordynek wojenny!
Walczyć będziemy — odważnie, jak rysie —
głosem przyciszonym
jak nasi bracia, którzy w ogień biegli
i zasię wszyscy jak kłody polegli...

TRZECI GÓRAL z oddziału Czepca, półgłosem.
Chyba-ć sam biskup niema lepszej gęby,
niż ten pan hetman, co na śmierć niechybną
wydał i Brzegę i Stopkę i Walę
i Mocarnego, Sawkę i Tatara
i wszystkich naszych druhów i przyjaciół...

SZÓSTY GÓRAL.
Mówi o zdradzie, a sam jest największy
zdrajca na świecie... Ty nas ratuj, Czepcze.

CZEPIEC, który podczas tego ogląda niby broń swego oddziału etc.
Abyście tylko wiernie stali przy mnie.

DRUGI GÓRAL.
Jak te jawory, które wrosły w ziemię,
że wiatr największy darmo się szamoce...

CZEPIEC skończywszy wrzekome oględziny, głośno.
Za broń, mołodcy! i ku bramie!... strzelać —
odpędzać wroga od zamku...
Ginie wraz z swym oddziałem w lewym rogu sceny, tymczasem słychać strzały, szturm.

NAPIERSKI, stojąc na murach, z rapierem w ręku, do cisnących się ku basztom górali.
Hej! wałem
stańcie na murach, moi bracia drodzy!
Do Łętowskiego, który stanął w miejscu najniebezpieczniejszem.
Panie Łętowski! Potrzeba-ć twej piersi
na dalsze lata, więc ją chroń! na kule
tak nie nastawiaj!...
Wskazując jednę z baszt, oddaloną ku prawej stronie sceny.
Śpiesz ku tamtej baszcie —
tam nie padają tak ogniste grady,
Jak tu...

ŁĘTOWSKI.
Przysiągłem, że przy twoim boku
niczego w życiu się nie zlęknę... Pozwól,
panie hetmanie, ażebym w tej porze,
gdzie śmierć z parowu aż po pierś nam rośnie,
tę pierś jej oddał przy tobie!...
Do tłumu.
Niech żyje
hyrny Janosik, co powstał z mogiły,
aby się oczy naszych wrogów śćmiły!

TŁUM.
O, haj! niech żyje!

RADOCKI.
Pierwszy i Ostatni,
co na to przyszedł, by z czartowskiej matni
świat ten wyzwolić grzeszny i nieprawy...

TŁUM.
O, haj! niech żyje Pierwszy i Ostatni!...

NAPIERSKI, na murach, dowodząc, bacząc pilnie na postępy szturmu i równocześnie mówiąc, odpowiednio zmieniając ton.
Bracia! nie jestem ja ten wasz Janosik,
co walił góry i wyrywał smreki
i nieśmiertelny władać będzie wieki
pomiędzy wami...
Ręką dając rozkazy.
Tam! baczcie w tę stronę!
Niebezpieczeństwo ma lice zwrócone
ku tamtej wieży!...
Nie! jam zwykły człowiek,
któremu krzywda sen zganiała z powiek,
krzywda, wchodząca w progi waszych domów.
Miecza dobyłem w tej chwili rozgromów,
aby ratować ostrzem białej stali
to, co się dzisiaj naokoło wali
od złości możnych...
Do Łętowskiego.
Marszałku! otuchy
dodajcie swoim... Już padają trupy!
już się po ziemi ścielą nasze cuhy!...
Od czasu do czasu ktoś padnie, trafiony kulą, z jękiem, z okrzykiem: Jezus! Marya! lub Boże! Boże! i t. d. Poległych usuwają górale.

ŁĘTOWSKI do rozbiegających się górali.
Trzymać się razem! do kupy! do kupy!
Mierzyć w sam środek brzęczącego roju!

RADOCKI, na murach, rzucając kamienie na szturmujących, odwraca się ku tłumom.
Błogosławiony, kto padnie w tym boju!

NAPIERSKI j. w.
W obronie tego, co w krwawej godzinie
dzisiejszych czasów sypie się i ginie,
by gruz roztarty — od bezmyślnej buty,
przez kraj idącej, jak oddech zatruty,
i nie widzącej w tym wzgardzonym tłumie
siły, co niszczyć i rozprzęgać umie,
lecz pociągnięta do wspólnej roboty
wezwaniem, pełnem miłości i wiary,
jedna ocali nasz przybytek stary,
albo zbuduje nowy!...
Pierwsze promienie wschodzącego słońca oblewają Napierskiego i scenę.
O dniu złoty!

GŁOS Z TŁUMU.
Słońce już wschodzi, a w słońcu jaśnieje
ten-ci nasz Pierwszy i Ostatni!...

NAPIERSKI j. w.
Bracia!
Bracia! nie jestem pierwszy i ostatni,
co ma wyzwolić świat z czartowskiej matni!
Byli przede mną i nastaną po mnie
godniejsi męże, co wierząc niezłomnie
w słońce zwycięstwa, prą nieustraszeni
przez kul nawałę, przez morze płomieni...

ŁĘTOWSKI do Napierskiego, wskazując ku wschodniej bramie, na lewo.
Panie hetmanie! niechże wasza miłość
spojrzeć tam raczy, jak się Czepiec sprawia...
Trzyma się dobrze, a wyście o mało
nie pomówili go o chętkę zdrady.

NAPIERSKI rzuciwszy okiem ku wschodniej bramie.
Prawda!...
Przez walczących przedziera się Hanusia i staje przy Napierskim.
Hanusiu!... Tu, gdzie lecą kule?!

ŁĘTOWSKI.
Odejdź... do komnat... Tutaj śmierć!...

HANUSIA.
Haj! śmierci
ja się nie lękam! dla mnie strachu niema.

NAPIERSKI.
Cóż ty zamierzasz?

HANUSIA.
Walczyć przy twym boku.

NAPIERSKI.
I może zginąć?

HANUSIA.
Haj! gdy tak wypadnie...
Żyć mi li z tobą, mój orle, i razem
bojować z tobą...

NAPIERSKI.
Nie udźwigniesz broni.

ŁĘTOWSKI walcząc na murach, jak i poprzednio.
Szalona dziewka! myśli, że tu hala,
w której wiatr szumi i łamie gałązki
limb...

HANUSIA do Napierskiego.
Nie udźwignę?... Haj! gdy nie udźwignę
jakiej strzelbiczki, są jeszcze-ć kamienie,
któremi wroga ugodzę... O, spojrzyj!
Rzuca na dół kamieniami.

RADOCKI z pewnej odległości.
Judyt na murach, czy nowa Debora,
albo dziewica ona-ć z Orleanu,
o której w starych wyczytałem księgach?!

JEDEN Z GÓRALI wskazując na dopiero-co zrobiony wyłom w murze, ku stronie lewej.
Wyłom! tam!...

HANUSIA do Napierskiego, wołając.
Stańmy na wyłomie!

NAPIERSKI do tłumu.
Chrustu
przynieść i cegieł... spieszniej! spieszniej!

ŁĘTOWSKI, który, jak reszta starszyzny, to się wychylał z tłumu, to w nim od czasu do czasu ginął.
Bracia!
Abyśmy, mówię, dzisiaj pamiętali,
że wam hajduki wypędzą dobytek
z waszej obory, jeżeli ulegniem,
jeśli przez wyłom przepuścimy wroga...
Miedze wam dworscy zaorzą, z Krzywania
albo z Cubryny nie pozwolą żadnej
spuścić kozicy, ani żadnej ryby
złowić w Dunajcu! Pohańbią wam córki,
siostry i żony, a z wami do lochu!...

NAPIERSKI.
W kuchni niech wodę gotują i smołę.

JEDEN Z GÓRALI.
Już my im warem pomyjemy głowy!...

NAPIERSKI podchodząc z Hanusią od zatarasowanego już wyłomu ku środkowi sceny.
Czujesz żal do mnie?... Nie wiem, poraz który
pytam się o to, a ty milczysz!... Dziecko,
czujesz żal do mnie?

HANUSIA.
Za co?

NAPIERSKI.
Żem cię uwiódł;
żem przyszedł do was w guni i serdaku,
by juhasować owcom twego ojca,
żem pił żentycę z jednego czerpaczka
i z jednej misy jadłem razem z wami,
a zaś cię zwiodłem...

HANUSIA.
Nie zwiedli! nie zwiedli!
Sama-m ci do nich lgnęła jak żywica...
Ich jasne oczy — panie pułkowniku...

NAPIERSKI.
Mów mi »Janosik«, jak dawniej.

HANUSIA.
Nie mogę...
Wszystko minęło — ale mnie nie zwiedli. —
Choć na Rohaczach i Czerwonych Wirchach
szklił się mróz biały, ja-ć w miesięcznych nocach
wysiadywałam sama przede drzwiami,
haj! czekająca, kiej wróci do domu
hyrny Janosik, co poszedł w gospodę,
między górali... Nie mogłam z tęsknoty
wielkiej zasypiać, a kiedym zasnęła,
tak-ci przed sobą widziałam ich postać
wielce zmienioną, jakby ze skrzydłami,
co unosiły mnie do niebieskiego,
wiedzą, sozrąbu, gdzie się gwiazdy świecą
i różne chmurki śrybelne i złote.
Ale nad gwiazdy były mi ich oczy —
te jasne oczy — panie pułkowniku...

NAPIERSKI.
Mów mi »Janosik«.

HANUSIA.
Haj! Janosik!... Widzą:
niejeden suhaj zachodził do izby,
kłaniał się ojcu i matce całował
podołek sukni, a dla mnie jedwabie
i aksamity wyciągał z zanadrza,
alem się uwieść nie dała nikomu...
Nikt mnie nie uwiódł, choćby najwalniejszy
i najbogatszy. — Zawitał Janosik —
haj! mój Janosik — i już się odrazu
jak gdyby raje ozwarły przedemną
nad tą niedolą, nad tą nocką ciemną...

NAPIERSKI.
Przyszedł i poszedł...

HANUSIA.
O haj! poszedł sobie,
a w banowaniu i gorzkiej boleści
dnie mi schodziły i nocki... Zaskrzypiał
płot przed chałupą, abo wiatr potrącił
o drzwi izdebki, tom myślała sobie:
Wraca Janosik — ale czemu wraca
w tę mgłę tak czarną, w tę śnieżną kurniawę?
Gdzie mu wysuszę cuhę, kiedy w piecu
i na kominku wygasł wszystek ogień?
Co mu dam spożyć i co dam mu wypić,
kiej chleb i mleko zamknęła mamiczka
w szafie na klucze?...

NAPIERSKI.
Dziecko! drogie dziecko!
Dopiero teraz czuję, że ma dusza
cała przy tobie! Dziś dopiero czuję,
żem cię mógł skrzywdzić, ciężko, krwawo skrzywdzić,
myśląc choć chwilę — o sobie. Nad wszystko
co jest na świecie wabne i uroczne,
ponad chęć zemsty i nad żądzę sławy,
nad tron i pałac królewski — ty jesteś!
Przebacz, że mogłem choćby jedną chwilę
otworzyć serce dla czego innego,
oprócz — dla ciebie...

HANUSIA.
Nie wiem, co przebaczać...
Kiedyś tak do nas nie wracał, myślałam
w swym wielkim żalu: Niegodny Janosik!
porzucił swoją dziewczynę
szeptem
i jeszcze
jedną sierotę, co ma przyjść, co — ojca
wcale nie zazna...

NAPIERSKI.
Hanusiu!
Tuli ją do siebie.

HANUSIA.
I wtedy
haj! po ciupagę sięgałam, by ozbić
głowę lubego, gdybym go spostrzegła
gdzieś na swej drodze... Ale dzisiaj widzę,
że mnie opuścił — mnie jedną, ażeby
wszystkich nas wyrwać z niedoli...

NAPIERSKI do walczącego na murach Krzysia, w pół objąwszy zawstydzoną Hanusię.
Hej! Krzysiu!
Odłóż tę strzelbę, a dobądź gęśliczek,
weselną pieśnię zagraj mnie, druhowi,
zwrócony ku walczącemu tłumowi
który wieczystą ślubuje tu miłość
i wierność córce pana Łętowskiego.
Skończy się wojna, pójdziemy przed ołtarz.

ŁĘTOWSKI, na murach, odwracając się.
Nie wiem, co myśleć o tem?... chyba żarty!

NAPIERSKI.
Któżby żartować śmiał w obliczu śmierci.

GŁOS Z TŁUMU.
Graj-że nam, Krzysiu! raźniej na śmierć pójdziem!
Hetman jest z nami!...
Krzyś dobywa gęśliczek.

NAPIERSKI.
Z wami —
do Hanusi
i z Hanusią!
Chodźmy!...
Do Krzysia.
Ty graj nam, graj nam weselnego!
Krzyś gra na nutę weselną.
Napierski i Hanusia idą ku basztom.

CHÓR JUNAKÓW śpiewa im pieśń weselną.
Idzie do ołtarza,
ledwie, że ukroczy,
przyklękła w kościele,
wypłakuje oczy.
Janiczku! Janiczku!
Czemu twej dziewczynie
w tej radosnej chwili
łezka z oczu płynie?...

JEDEN Z GÓRALI.
Cóż się tam stało?... Koło wschodniej bramy
na murach biała chorągiew...

INNY Z GÓRALI.To zdrada!
Na murach koło wschodniej bramy widać białą chorągiew i słychać jak mówi:

CZEPIEC.
Haj! moje życie i życie mych druhów
i nasza wolność za życie hetmana
i onej reszty buntowszczyków...
Z poza murów słychać:

GŁOS JAROCKIEGO.
Masz je...
Szlacheckie słowo ci daję...
Krzyś równocześnie pada od kuli.

JEDEN Z GÓRALI.
Krzysiowi
wypadły z ręki gęśliczki — od kuli
zginął... haj, skończył swe granie.

CZEPIEC równocześnie, zwrócony z swym oddziałem ku Napierskiemu, Łętowskiemu i innym, do swoich:
Powiązać!
Do Jarockiego za sceną.
Brama otwarta!
Pomiędzy góralami na basztach zachodnich, niewiedzącymi co się dzieje, słychać:

CHÓR.
Przyklękła w kościele,
wypłakuje oczy,
Janiczku, Janiczku...

JEDEN Z GÓRALI z baszty zachodniej, widząc jak tłum pędzi ku wschodniej bramie.
Dokąd? Tu nas trzeba!
Wróg po drabinach już nam głowy sięga —
nie wytrzymamy już szturmu!... Na pomoc!...

INNY Z GÓRALI równocześnie.
Tam Czepiec zdradził!...

INNY GŁOS.
A nasz hetman ranny!
Kawał kuli armatniej rani Napierskiego w głowę.

ŁĘTOWSKI wychylając się z tłumu.
Cóż się tam stało?... Do czarta!... Stracona
już wschodnia brama!... A nasz hetman ranny!

NAPIERSKI z baszty, chwiejąc się i chwyciwszy się za głowę.
To nic, nic, druhu... Krew się z głowy leje...
Lecz — zginęliśmy!...

TRZECI GÓRAL z oddziału Czepca, wskazując na Napierskiego, śród zamętu, równocześnie.
Wiązać ich — tych zdrajców!...
Śpiewa:
Panowie, panowie,
będziecie panami,
ale nie będziecie
przewodzić nad nami!...
Górale Czepca zwyciężają oddziały Łętowskiego, wiążą starszyznę i t. d. — Wszystkie powyższe wypadki dzieją się prawie równocześnie, z błyskawiczną szybkością.

ŁĘTOWSKI.
Haj! ulegliśmy!...

RADOCKI.
Sam Bóg nas opuścił.

NAPIERSKI ranny, po bezskutecznej walce skrępowany, wskazując na Czepca.
On was uwolnił z ręki Biczyńskiego,
a dziś skrępował...

HANUSIA tymczasem, wyrwawszy strzelbę jednemu z górali.
Nabita?

JEDEN Z GÓRALI.
Jakożby?...
Spróbuj!... nabita!...
Hanusia mierzy do Czepca — strzał.

CZEPIEC.
Chybiłaś!
Tymczasem wchodzi wschodnią bramą Jarocki z swem wojskiem.
Czepiec do Jarockiego, wskazując na Hanusię.
To moja,
moja dziewczyna, którą —
wskazując na skrępowanego Napierskiego
ten mi uwiódł!

NAPIERSKI.
Nie była twoją i nie będzie twoją.
Patrząc na Hanusię.
A co się z naszej narodzi miłości,
szlachetne będzie i — wierne, choć może
powstało z grzechu...

HANUSIA.
Luby Janosiku!
Ranny!...
Wybiega.

JAROCKI do Czepca.
Tyś Czepiec?... Życie-m ci darował
razem z wolnością, teraz precz, ty — chamie!
Czepiec zdeprymowany odchodzi na bok.
Panie Napierski!... Oddaj mi swój rapier —
jesteś mym jeńcem wraz z twymi druhami.

NAPIERSKI.
Zdrada mi rapier wytrąciła z ręki —
stoję bezbronny...

JAROCKI rozcinając mu pęta.
Ja ci swoją szablą
rozetnę więzy... Wielce podziwiałem
twoją odwagę — i cześć jej! — Żołnierskie
moje rzemiosło, nie idące z najmu,
ale z miłości tej biednej ojczyzny,
na którą w szale, niepojętym dla mnie,
śmiałeś się targnąć — ty, królewski synu,
walor w mych własnych straciłoby oczach,
gdybym urągał chociaż jedną chwilę
twej waleczności...
Zwracając się ku Łętowskiemu.
A i wy, Łętowski,
i wy, Radocki, staliście na murach
z otwartą piersią... Sprawiedliwość czeka
na wasze gardła, bo takie jest prawo —
ale-ć to mówię: szkoda krwi rycerskiej,
która wam płynie pod prostą siermięgą
i żar swój traci w rozboju i buncie,
chociaż-by mogła dokazywać cudów
w walce z wrogami, szarpiącymi ciało
naszej macierzy... Krzywda się wam dzieje?...

ŁĘTOWSKI.
Niema rachunku na te krzywdy nasze...
Choć my tam nieraz bronili szlacheckiej
sprawy na polach... ze Szwedem... i z Węgrem...
z Niemcem... i...

RADOCKI przerywając.
Prawda!... Niejeden Filistyn
zginął z rąk naszych, a przecie my ino
służkami dla was... Tak teraz my wyszli
szukać tej chłopskiej, zgubionej swobody.

JAROCKI.
Dobrze! lecz droga nie tędy prowadzi —
cel miała blizki, ale wyminęła
wszelką uczciwość...

NAPIERSKI.
A waść jaką drogą
wszedłeś do zamku?... Wszakże zdradą! zdradą!...
Wykorzystałeś jednę z tych ponurych,
tajemnych potęg, które acz są wieczne
i z przeznaczenia idzie ta ich ślepa
i prawie niema konieczność, to przecież
ci, co w swe ręce wzięli — bądź z przypadku,
bądź nawet może z ślepej konieczności —
te szale prawa, wciąż się wahające
nad globem świata, powinni zdobywać
glob ten uczciwie...

JAROCKI.
Może jestem winien,
żem się zapomniał, że musiałem szukać
skończenia dzieła w tem, co zawsze-ć lichem
i zawsze nizkiem było i zostanie...

HANUSIA wraca z okładem, chcąc zawinąć ranę Napierskiemu.
O Janosiku! Krew obetrę twoją...
Raniłeś starca, a teraz...

NAPIERSKI łagodnie odsuwając okład.
Me dziecię!
Odejdź, niech krew ta cieknie...

HANUSIA z żalem i rozpaczą.
O mój hyrny!

NAPIERSKI łagodnie, odprowadza ją, prawie omdlałą, na stronę.
Spocznij...
Hanusia machinalnie siada na gruzach, zrozpaczona, napół martwa.

NAPIERSKI do Jarockiego.
Posłuchaj, mości pułkowniku,
Jedno słóweczko — nim na pal powiedziesz:
Jest w przyrodzeniu naszem coś, co siłą
nazwać-by można i grzechu i zbrodni —
jeśli tak zechcesz —, a czego istota
leży w tem właśnie, że się w pewnych chwilach
zapominamy... Z tego zapomnienia
rodzą się wielkie klęski lub zwycięstwa,
wielkie się rodzą cnoty lub występki —
śmierć albo życie... Ty, będąc na służbie
tego, co w oczach twoich jest przeświętem
i nietykalnem, a co z tej przyczyny,
że jest przeświętem, gardzić winno środkiem,
plamiącym ludzką naturę — ty, panie,
żeś się zapomniał, doszedłeś do celu,
który wyprawy twej jest uwieńczeniem:
masz w swoim ręku tę twierdzę zdobytą
prędzej, niż może wziąłbyś ją uczciwie...
I ci się także — widzisz — zapomnieli —
jeśli tak zechcesz — i szli bronić tego,
co dla nich zawsze będzie równie świętem
i nietykalnem. I oby tak było
na wieki wieków! Inaczej wy wszyscy
musielibyście zginąć, jak chrabąszcze,
które w majowy wieczór, na przydrożu,
lada przechodzień rozmiażdża swą stopą...

JAROCKI.
Mości Napierski! Nie jestem ci wrogiem,
acz na śmierć wiodę twe męstwo rycerskie
i twoją wiarę w to, co choćby nawet
ze zapomnienia wyszło, zawsze będzie
grzechem i winą...
Wchodzi Mojsze z Surą i czterema żydkami.

MOJSZE z chlebem i solą, wraz z towarzyszami ubrany odświętnie, kłaniając się.
Wielki jenerale!
My biedne żydki...
Wskazując na Surę i żydków.
To jest moja Sura,
a to są nasi żydkowie...

JAROCKI.
I owszem.

MOJSZE.
My biedne żydki, co nas te gałgany,
wskazując na Napierskiego i resztę
te buntowniki...

NAPIERSKI wybuchając serdecznym śmiechem.
Hahahaha! Mojsze...

JAROCKI do żydów.
Precz stąd!

MOJSZE.
Przepraszam... ja chciałem powiedzieć,
co my tu przyszli powitać naszego
wielkiego zbawcę, który nas wyzwolił
z ziemi egipskiej, od tych Faraonów,
nu, od tych zdrajców...
Podaje Jarockiemu tacę z chlebem i solą.

JAROCKI wcale nie odbierając tacy.
Odejść mi!...

MOJSZE zwracając się z tacą w ręku ku wyjściu, napół szeptem.
Aj! aj! aj!
My biedne żydki... Aj! aj! aj!

SURA wzrokiem pełnym współczucia, spojrzawszy na Napierskiego.
Joszua!...
Wychodzą.

JAROCKI do swoich.
Jeńców pod strażą trzymać, po żołniersku,
bez krzywd i obelg, a tych, co polegli,
godnie pochować!... A potem — do drogi!

NAPIERSKI.
O jedną łaskę proszę, jeśli wolno:
Wskazując na Łętowskiego, Radockiego i resztę swoich.
Każ im rozwiązać te hańbiące pęta,
To moi bracia, najwierniejsi bracia...

JAROCKI do swoich.
Uwolnić z więzów pana Łętowskiego
i Radeckiego i resztę — a zasię
do komnat odwieść to dziewczę...

HANUSIA, która przez cały czas siedziała na boku jak martwa, teraz nagle zrywając się.
Nie pójdę!
Ostanę tutaj... haw! przy moim ojcu
i mym Janiczku!

JAROCKI dawszy znak, aby zostawiono ją w spokoju, do Napierskiego.
Mości pułkowniku!
Wskazując na Łętowskiego, Radockiego i t. d.
Żal mi ich bardzo, że się zapomnieli...
żal mi ich szczerze...
Daje znak żołnierzom, aby Łętowskiego, Radockiego i innych jeńców odprowadzili.

NAPIERSKI.
Pozwól im pozostać
przy mnie do końca — razem na śmierć pójdziem,
nierozłączeni...

JAROCKI daje odpowiedni znak; ujrzawszy żołnierzy, wprowadzających Salkę Nieznaną na scenę.
A tam co?

JEDEN Z ŻOŁNIERZY.
Pod zamkiem
schwycili nasi tę wiedźmę... Żebraczka
albo wróżycha... zawsze-ć podejrzana...

SALKA NIEZNANA.
Komu powróżyć?... Jasny królewiczu!
wróżyłam tobie... Pamiętasz przypowieść:
Raz przeznaczenie...

JAROCKI do Napierskiego.
Czy to może jedna
z twych wysłanniczek?...

HANUSIA podczas tego tuląc się z przerażeniem do ojca, stojącego w pewnem oddaleniu, szeptem, napół nieprzytomna, do siebie.
Salucha!... Salucha!...
Łuna świeci...
Krew się leje...
A w zamieci,
a w zawieje
junak leci...
A tu na szyi... a!... czerwona plama,
jakby od miecza...
Napierski nie chcąc zdradzić Salki, milczy.

SALKA odpowiadając Jarockiemu.
Bieda, panie, bieda,
nie wysłanniczka... a może... a może...
pszczółka na wrzosach... Chodząca po żebrach,
stara wróżycha...

CZEPIEC przecisnąwszy się przez tłum żołnierzy, do Jarockiego.
Panie pułkowniku!...

JAROCKI.
Odejść!... Warować, aż go zawołają!...

CZEPIEC spojrzawszy na Salkę, żegna się zabobonnie, ze strachem.
Tfu!... W imię Otca i Syna i Ducha...

SALKA.
Komu powróżyć?...
Do trzymających ją żołnierzy.
Nie szarpcie łachmanów!...
Nie stać na nowe!... a krzywda jest krzywdą...
Lepiej grosz dajcie starej babulinie
lub kroplę wina... albo kromkę chleba...
Krzywda jest krzywdą...

JAROCKI.
Wypędzić ją z zamku,
niech sobie idzie!...

SALKA.
O tam! ku Krakowu —
aby popatrzeć, jak będą na palu
ginąć królewscy synowie... Powróżę...
Na znak Jarockiego, żołnierze ją wyprowadzają.

SALKA prowadzona przez żołnierzy, szklanemi oczyma patrzy w przestrzeń.
Na czarnych piórach przylecą... rozdzióbią...
nic nie zostanie... tylko srom i hańba...
i wielka nędza... i wielka niedola...
Na czarnych piórach przylecą... Aj, panie,
panie Jarocki...
Znika w tłumie żołnierzy.

JAROCKI.
Krzywda zawsze-ć krzywdą!...
Przecież nie wolno nikomu dochodzić
krzywdy tej — buntem... Jest prawo... A prawo
na bunt ma turmy, a zaś dla przewódców
miecz i pal ostry, albo szubienice.

NAPIERSKI.
Bezduszne prawo i okrutne!...
Zwracając się do Łętowskiego, Radockiego i reszty.
Bracia!
Proszę — przebaczcie!....

ŁĘTOWSKI do Napierskiego.
A cóż wam przebaczać?
Na śmierć idziemy, jakby na wesele,
miecz, pal i słupy wcale nam nie straszne.

HANUSIA budząc się z odrętwienia.
Miecz, pal i słupy?! dla kogo? dla kogo?
Dla Janosika i dla mego ojca?!
Do Jarockiego.
Ty ścinać będziesz?... ty będziesz nabijał?
Ty będziesz wieszał? — zbrodniarzu!

NAPIERSKI do Jarockiego.
O, wybacz
ten głos rozpaczy!...

HANUSIA z zaciśniętą pięścią.
Zbrodniarzu!

NAPIERSKI.
Bądź cicho,
cicho, ty, dziecię...

RADOCKI.
Nie bój-że się o nas!
Pójdziem odważnie, wszak my chrześcijanie:
jak katakomby była nasza dola —
dość było czasu nawyknąć do śmierci...

HANUSIA napół nieprzytomna, do siebie.
A kto kołysać będzie nasze dziecię?
Napół szeptem.
Hej! uleciał oreł,
ku słońcu się rzucił
i do swojej żenki...
nie wrócił... nie wrócił...

NAPIERSKI tuląc Hanusię.
Dziecko!... spokoju!... Tak... panie Jarocki!...
Na pal mnie prowadź, miecz czy szubienicę...
Padłem wraz z tymi... Ta moc mnie zwaliła,
co w szumie wichru halnego wywraca
jodłę, stojącą pośród jodeł... Czemu?
Pytać daremnie. Takie przeznaczenie...
Jeśli w tem dziele, które wy zechcecie
buntem nazywać, była czyja wina,
to tylko moja... A zasię największa,
gdy syn królewski, urodzony z krzywdy,
miał kiedy własną osobę na względzie...
Ale to przeszło w sam czas, by nie skazić
tego, co świętem jest i nietykalnem
w tym naszym... buncie!...

JAROCKI do swoich, rozkazująco.
Czas się wam gotować
w drogę...

ŁĘTOWSKI do Hanusi, żegnając się z nią.
Powracaj, Hanusiu, do matki
i strzeż chudoby...

NAPIERSKI.
I kołysz me dziecię...

JAROCKI wskazując na Hanusię do żołnierzy.
Teraz do komnat... aby sił nabrała,
zasię do domu bezpieczny dam konwój...

HANUSIA.
Nie, z ojcem pójdę i z moim Janiczkiem —
na pal...
Żołnierze gwałtem ją odprowadzają.

ŁĘTOWSKI.
Hanusiu! do domu!...
Słychać rozpaczliwy

GŁOS HANUSI.
Janiczku!...

NAPIERSKI.
Żegnaj me dziecię, na wieki! na wieki!...
Hej! Krzysiu, Krzysiu, skończyłeś na basztach!
Byłbyś mi jeszcze zagrał weselnego...
Ze śpiewką nie żal umierać!... Hej! Krzysiu!...

ŁĘTOWSKI.
Na pal! na słupy!... Nie żal!... My-ć walczyli
o nasz dobytek, o naszą swobodę,
o nasze żony, nasze córki młode,
o naszą przyszłość, którą świat ten gniecie...

RADOCKI uroczyście.
O to, by Chrystus zawładnął na świecie...

CHÓR GÓRALI ŁĘTOWSKIEGO wychodzących pod konwojem żołnierzy Jarockiego.
Od buczka do buczka,... zasię do jawora!
czeka nas w Krakowie więzienna komora!
My, junaki młode,
giniem za swobodę!... Haj!...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.