Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona/Pieśń ósma

<<< Dane tekstu >>>
Autor Torquato Tasso
Tytuł Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona
Redaktor Lucjan Rydel
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1902–1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Kochanowski
Tytuł orygin. Gerusalemme liberata
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń ósma.
ARGUMENT.
O królewicza szwedzkiego słuchaią
Śmierci y iako iego lud był zbity:
Z podobieństw płonnych Włoszy tak mniemaią,
Że ich Rynald beł okrutnie zabity.
Alekto[1] broi, wszyscy się mieszaią,
Na Goffreda gniew roście iadowity —
Każdy mu grozi y każdy nań zmierza,
On słowy tylko tę wrzawę uśmierza.
1.

Iuż beły wiatry ucichły szalone
Y niepogoda iuż się spokoiła,
Iuż y na ziemię y na morze słone,
Złote iutrzenka świty prowadziła;
Lecz podziemna ćma, która wichry one
Wzbudziła, przedsię sztuki swe robiła;
Astragor[2] chytry tusząc, że co zyszce,
Tak Alekcie, swey mówi towarzyszce:

2.

„Patrzay Alekto, że się tu iuż stawił
Y do Goffreda idzie ten, którego
Sam Bóg bez chyby nam na złość wybawił
Żywo od miecza Solimanowego;
Ten chrześcianom będzie wszystko prawił
O królewicza porażce szwedzkiego,
Odkryie wszystko, zaczem ponno oni
Słać po Rynalda muszą w tak złey toni.

3.

Początkom trzeba zabiegać, bo z trochy
Skry skrytey często ognie wielkie były,
Idź do chrześcian, zmieszay ich — niech płochy
Żołnierz sam na się użyie swey siły:
Między Angliki, Szwaycary y Włochy
Wrzuć ogień, a iad puść im w krew y w żyły,
Niechay się wściekłe gniewy w nie wprowadzą,
Niechay się sami między sobą wadzą.

4.

Godna ta sprawa rąk y twey roboty,
Masz plac panu się naszemu przysłużyć!“
Tak rzekł Astragor, a ona ochoty
Pełna, chce zaraz w oney sprawie służyć;
W tem w obóz, między ozdobne namioty
Wiechał on rycerz, myśląc kogo użyć,
Aby mu przystęp ziednał u Hetmana,
Chcąc mu oznaymić śmierć swoiego pana.

5.

Kiedy się pilnie o Hetmanie pytał.
Każdy mu namiot iego ukazował;
Tam wprowadzony, z ukłonem go witał
Y, rękę iego uczciwie całował,
Potem tak począł: „Kto twe dzieła czytał
Y wie, iakoś te kraie powoiował —
Zdziwi się, bo twa sława, iako trzeba,
Od oceana sięga aż do nieba.

6.

Radbym ci beł niósł weselsze nowiny,
[Tu srodze westchnie y westchnąwszy rzecze:]
„Sweno, szwedzkiego króla syn iedyny,
[Ach iako rzeczy omylne człowiecze!]
Chciał być ieden z tych, co do Palestyny
Szli, dla Chrystusa przypasawszy miecze;
Niebezpieczeństwa y ociec ubogi,
Iuż zeszły — nie mógł rozwieść mu tey drogi.

7.

Chciał spraw pod tobą nawyknąć marsowych,
Tak dobrem mistrzem — y z wielkiey chciwości,
Gniewał się na się, że dotąd w domowych
Schowany państwach, gnuśniał w nikczemności;
Słyszał o wielkich dziełach Rynaldowych
Y sławie ieszcze w niedoszłey młodości;
Ta go chęć święta do tey drogi wiodła.
Lecz miłość Boża naybarziey go bodła.

8.

Przeto, iako się iedno nagotował,
Z przebranem ludem z domu wyszedł w pole
Y na Tracyą drogę swą kierował
Y szedł na wielkie Konstantynopole.
Tam cesarz grecki hoynie go częstował,
Tam mu poseł twóy powiadał przy stole,
Antyochiiey iakoście dostali
Y iakoście iey potem dotrzymali.

9.

Iako was beli obiegli Persowie,
W mieście z swoiemi woyski tak wielkiemi,
Że się tak zdało, że wszystko pogłowie
Wyszło y ledwie został który w ziemi.
Ciebie też w swoiey nie zapomniał mowie
Y inszych kilku, ale przed inszemi
Rynalda, iako wykradł się rodzinie,
Co potem zrobił y iako dziś słynie.

10.

Powiedział y to, żeście iuż myślili
Szturmem się kusić o syońskie grody,
Radząc, abyśmy z niem nie opuścili
Tey do zwycięstwa tak piękney pogody.
Taką zagrzany mową w oney chwili
Tak posła twego beł królewic młody,
Że sobie z serca przybydź na czas życzył
Y nie tylko dni, lecz godziny liczył.

11.

Tak mu się zdało, że mu wymawiano
Iego nikczemność w cudzem zalecaniu,
Y kiedy mu się zatrzymać kazano,
Niechciał przestawać na niczyiem zdaniu.
Niebespieczeństwo, które przekładano,
Za nic sobie ma; a to na świtaniu,
To utęskniony w nocy zawsze myśli,
Abyśmy na czas do potrzeby przyśli.

12.

Sam się na swą śmierć ukwapliwy bierze
Y w nieszczęście nas wielkiem gwałtem ciągnie,
Noc mu się zdała bydź nie w swoiey mierze,
Nad zwyczay dłuższa y ledwie go wściągnie.
Co krótszą drogę sam sobie obierze
Y tak skoro się lud do kupy ściągnie,
Ruszy się z mieysca, myśląc złe przechody
Y niebespieczne przebyć bez swey szkody.

13.

Siłaśmy nędze na drodze użyli.
Ale y głody y zasadzki skryte,
Y niewczasyśmy wszystkie zwyciężyli,
Pogaństwo uszło, albo beło bite.
Iużeśmy nazbyt bespiecznemi byli
Dla szczęścia, które beło znamienite —
Kiedyśmy gęste pospinali wozy,[3]
— Przy palestyńskiey granicy — w obozy.

14.

Tam ci, co naprzód chodzili — przybiegli,
Daiąc znać, że zbróy srogi chrzęst słyszeli,
Y że chorągwi nie mało postrzegli
Y ztąd — że lud beł wielki — rozumieli.
Wiele ich beło, co srodze pobledli
Na te nowiny y uciekać chcieli;
Postaremu się królewic rumieni
Y ani twarzy, ani głosu mieni.

15.

„Dwie — prawi — mamy przed sobą koronie[4],
Iednę zwycięstwa, drugą męczennictwa:
W tamtey nie wątpię, tę włożyć na skronie
Pragnę, z świętemi pewien uczesnictwa;
Y tu nas późny wiek niezapomionie —
Y tam dostąpiem wiecznego dziedzictwa.
Tu na tem polu świat nasze ozdoby
Y nasze będzie ukazował groby“.

16.

W tem straży zawiódł y obóz obbieżał.
Dzieląc urzędy z pracą między swoie
Y kazał, aby każdy zbroyno leżał,
Sam także z siebie nie zdeymował zbroie.
Nocy był ten czas, gdy naybarziey bieżał
Sen na troskliwe ludzkie niepokoie —
Kiedy pogańskie okrzyki i głosy
Wstały, które szły pod same niebiosy.

17.

Uderzą w larmę; on zaraz wesoło
W przód przed inszemi w świetney stanie zbroi
Y z pięknem okiem okazałe czoło
W barwę śmiałości pospolitą stroi.
Wnet nas pogaństwo otoczy. Iuż koło
Obozu woysko niezliczone stoi,
Las gęstych kopiy przeciwko nam stanie,
Chmurę strzał na nas wypuszczą, poganie.

18.

W nierówney bitwie — bo przeciw iednemu,
Ieśli nie więcey, do dwudziestu było —
Siła ich legło, siła po nocnemu
Cieniu z okrutnych ran z świata schodziło.
Oko zakryte pobitych żadnemu
Uyrzeć nie dało y nie dopuściło,
Bo razem szkody y nasze dzielności
Noc okrywała płaszczem swey ciemności.

19.

Iednak królewic tak się ukazował,
Że go znać było dobrze, chocia w nocy,
Ieśli mu się kto z bliska przypatrował
Y iego siłom y sercu y mocy.
Gdzie iedno bystry swóy koń nakierował[5],
Gdzie mieczem kinie y gdziekolwiek skoczy —
Krew wielka płynie wszędzie w onem czesie,
Strach srogi w oczu, a śmierć w ręku niesie.

20.

Aż dotąd, kiedy na świat wychodziła
Złota iutrzenka — ona bitwa trwała;
Ale skoro noc dniowi ustąpiła,
Która strach gęstych śmierci zakrywała
Dopiero światłość niebieska odkryła
Y oku woysko zbite ukazała:
Po polu gęsty trup leży y mało
Rycerstwa co iuż naszego zostało.

21.

Sto nas zostało ode dwu tysięcy.
Kiedy królewic uyrzał zbite szyki.
Ia niewiem, ieśli strwożył się widzęcy
Pobite pierwsze swoie woiowniki —
Nie dał tego znać, tak do swych mówięcy:
„Mamy, o bracia, dobre przewodniki
Y my za niemi w niebo ich przykładem
Idźmy, krwią od nich naznaczonem śladem“.

22.

Y wesół z śmierci, że iuż beła bliska,
Niósł piersi pełne niebieskiey ochoty;
Nieprzyiaciel nań zewsząd gęste ciska
Miecze, kopiie, strzały, ostre groty.
Że nie tylko ta z stali zbroia śliska,
Lecz Wulkanowey podobno roboty
Nie wytrwałaby — tak że iego ciało
Skłóte, iedną się tylko raną zdało.

23.

Nie żywot trzyma, ale niepożyty
Węzeł dzielności członki iuż zemdlałe:
Kole — sam skłóty y biie — sam zbity
Y w skłótem ciele serce ieszcze śmiałe.
W tem wzrostem wielki, wzrokiem iadowity
Mąż, maiąc oczy groźne i zuchwałe,
Siekł nań tak długo z drugiemi swoiemi,
Że naostatek Sweno beł na ziemi.

24.

Poległ, niestetysz! kwiat piękney młodości
Y nie beł żaden, ktoby go ratował.[6]
Wami, droga krwi y szlachetne kości!
Świadczę, iakom się na ten czas sprawował:
Wzgardziłem żywot y z wielkiey żałości
Szedłem na miecze, piersim nadstawował
Y by to beło wiecznych losów zdanie,
Żem śmierć miał podiąć — zarabiałem na nię.

25.

Iam tylko ieden sam między trupami
Żyw leżał y to tylko też co żywy,
Y niewiem, co się potem działo z nami,
Tak mi był odiął zmysł mrok nieżyczliwy.
Lecz skorom mdłemi przeyrzał kęs oczami,
Które był zaćmił cień niepamiętliwy —
Noc mi się zdała y że w onem mroku
Płomień się błyszczał zemdlonemu oku.

26.

Nie miał wzrok w ten czas w sobie takiey mocy,
Aby beł rzeczy rozeznał widziane;
Lecz beł, iak gdy kto raz otworzy oczy,
Raz zawrze — w poły czułe, w pół ospane.
Osurowiałe rany w zimney nocy,
Dopiero bóle czuły niesłychane:
Bólu to ieszcze więcey przydawało,
Że się na wietrze pod niebem leżało.

27.

W tem, gdy się ona światłość przemykała,
Usłyszę iakąś cichą dwu rozmowę
Y przymknąwszy się podle mnie została,
Iam podniósł z strachu ociężałą głowę;
Aż w szacie, która do ziemie sięgała,
Uyźrzę dwu z ogniem y usłyszę mowę:
„Dufay, o synu, Boskiey opatrzności,
Ten cię ratuie w twoiey doległości“.

28.

Potem przystąpił y tknąwszy mi głowy,
Żegnał mię, w wielką pokorę ubrany
Y patrząc w niebo, nabożnemi słowy
Mówił nademną rym niezrozumiany.
Y rzekł: „Wstań!“ A ia wstawam zaraz zdrowy,
Bólu nie czuię, ani żadney rany,
Owszemem się zdał sam w sobie czerstwieyszy
Y [o cud wielki!] dobrze ochotnieyszy.

29.

Zadziwiłem się y myśli lękliwe
Wierzyć nie chciały onemu cudowi,
Aż mi ieden z nich: „Czemu — pry — wątpliwe
Małowiernemu zmysły rozumowi
Poddawasz? Uwierz, my ciało prawdziwe
Nosiem y słudzy sąśmy Iezusowi,
Którzyśmy światem wzgardzili obłudnem
Y tu na mieyscu mieszkamy bezludnem.

30.

Mnie Twórca świata, Miłośnik człowieczy
Kazał o tobie pilne mieć staranie,
Któremu nie dziw wielkie czynić rzeczy
Przez podłe środki, nad ludzkie mniemanie.
Ten y to ciało ma na swoiey pieczy,
W którem cna dusza miała swe mieszkanie
Y chce, żeby z nią w iasność obleczone
Y w nieśmiertelność beło ziednoczone.

31.

Y żeby mu był grób taki sprawiony,
Iaki należy ciału tak zacnemu;
Który u świata będzie poważony
Y oznaymiony wiekowi późnemu.
Poyrzy po gwiazdach, a patrz z prawey strony
Na iednę, słońcu podobną iasnemu:
Tać przewodnikiem będzie y pobieży
Żywem promieniem, tam gdzie twóy pan leży“.

32.

W temem obaczył z wielkiem podziwieniem,
Że z oney gwiazdy światłość wychodziła
Y rościągnionem do ziemie promieniem,
Gdzie ciało beło — prosto wymierzyła.
Y królewica swem iasnem płomieniem
Y wszystkie iego rany oświeciła,
A potem nagle ode mnie bieżała
Y tak, iako krew, wszystka szczerwieniała.

33.

Nie na nos leżał; ale iako żywy
Miewał do nieba umysł obrócony:
Tak y na on czas — choć martwy — wzrok chciwy
Do gwiazd obrócił, na wznak położony;
Miecz w iedney pięści ściskaiąc pierzchliwy
— Iakoby chciał bić — trzymał wyniesiony,
Drugą do piersi nabożnie przykładał,
Tak iakoby się za grzechy spowiadał.

34.

Kiedym tak łzami święte kropił rany,
Nie bez żałości, nie bez wielkiey męki —
Królewicowi miecz mocno trzymany.
Z pięści pustelnik wyimował przez dzięki
Y rzekł mi zatem: „Ten miecz krwią rumiany,
Którem dopiero wyiął z mężney ręki,
Iest tak hartowny y tak doskonały,
Że dawne wieki takiego nie miały.

35.

Bóg w dyamencie wyrok ten wykował:
Ponieważ pana utracił pierwszego,
Aby w tey stronie darmo nie próżnował,
Lecz aby prędko poszedł do drugiego,
Któryby w równey sile niem woiował,
Ale szczęśliwiey i czasu dłuższego
Y niem się pomścił: iego to robota,
Nad tem, co Swena pozbawił żywota.

36.

Soliman Swena zabił, w Solimanie
Ten miecz ma zostać y być utopiony.
Przeto zanieś go tam, gdzie chrześcianie
Pod miastem maią obóz zatoczony.
Nie bóy się, abyć w drodze wstręt poganie
Mieli uczynić z iakieykolwiek strony;
Ten, który cię śle, tak cię poprowadzi,
Żeć nic przygoda żadna nie zawadzi.

37.

Ten każe, aby od ciebie wiedzieli,
Iakoście mężnie z pogany czynili,
Iakoście pana pobożnego mieli,
Iako dzielnego, iakoście go zbyli —
Aby drudzy bydź ochotnieysi chcieli
Y chętniey zbroye krzyżami znaczyli,
A wielkie serca tem ogniem zagrzane,
Mnożyły wiarę y krzyże rumiane.

38.

A żebyś wiedział, kto mieczowi temu
Ma tak dobremu własnem zostać panem:
Ten iest Bertoldow mężny syn, któremu
Nikt nie może bydź w męstwie porównanem.
Temu go odday a mów mu, że iemu
Pomsta należy y że iest obranem
Od Boga na to“. Za onemi słowy
Do siebie mię zaś obrócił cud nowy.

39.

Tam, kędy beło Swenowowe ciało,
Uyrzałem wielki grób wybudowany,
Które weń weszło. Iako się to stało —
Y oko y zmysł nie wie obłąkany.
Ktoś tylko na niem [iako mi się zdało]
Z iego wielkich dzieł rym pisał zebrany,
A iam wzrok chciwy obrócił do góry,
Patrząc na napis y gładkie marmury.

40.

„Tu — mówi starzec — między przyiacioły
Ma twego pana ciało odpoczywać,
A iego drogi — na niebie z anyoły
Wiecznego dobra — duch będzie zażywać.
Ale ty przestań płakać y wesoły
Chciey się na lepszą teraz myśl zdobywać,
A zostań zemną dzisia w tey gościnie,
Dokąd z gwiazdami ciemna noc nie minie“.

41.

Tu starzec zmilknie y potem mię wiedzie
Po przykrych górach, co mię spracowały;
Ażeśmy weśli po zwierzęcem śledzie[7]
W straszną iaskinią iedney ostrey skały,
Gdzie srodzy wilcy y dzicy niedźwiedzie
Y lwice z swemi szczenięty mieszkały.
Tu z uczniem mieszkał: święta go broniła
Niewinność lepiey, niźli mieczów siła.

42.

Iabłkami tylko, które z lasu bierze,
A twardem łożem starzec mię częstował.
W tem świt rumiany we złotem ubierze
Ogniem pleciony warkocz ukazował.
Pustelnicy też wstali na pacierze,
Iam też modlitwy swoie odprawował;
A potemem ich pożegnał y w drogę
Powróciłem tu ukwapliwą nogę“.

43.

Skoro Szwed skończył, Goffred zasmucony
Tak mu na iego odpowiedział mowę:
„Y ia y wszystek żołnierz — utrapiony
Musi być na tę żałosną ponowę:
Ponieważ lud wasz mężny i ćwiczony
Od nieprzyiaciół pobity na głowę
Y wasz pan, iako błyskawica, razem
Y kazał się y poległ żelazem[8].

44.

Ale szczęśliwsza to śmierć, niż dostane
Wielkie królestwa y bogate księstwa
Y dawnych wieków dzieie opisane,
Większego nad to nie ukażą męstwa.
Iuż oni w złote wieńce opasane
Ubrali głowy dla swego męczeństwa;
Ia wierzę, że tam każdy ukazuie
Swe drogie rany y z nich tryumphuie.

45.

A ty, którego Bóg na tey dolinie
Nędznego świata ieszcze chciał zostawić,
Miałbyś oddawszy troski złey godzinie —
Lepszey się myśli y weselszey stawić.
A co się pytasz o Bertolda synie[9]
Błąka się, ale gdzieby się miał bawić,
Niewiem — a ty się strzeż drogi wątpliwey,
Aż o niem rzeczy dowiesz się prawdziwey“.

46.

Gdy taka była o Rynaldzie mowa,
Wszyscy go barzo w on czas żałowali
Y ozwał się ktoś, który rzekł te słowa:
„Ato go z woyska niewinnie wygnali“.
Wszyscy, iakoby na to beła zmowa,
Szwedowi iego dzieła powiadali:
Iaki mąż z niego, iako się sprawował
W różnych potrzebach — a Szwed się dziwował.

47.

Gdy tak na ono wszyscy wspominanie
Miłość ku memu w sobie pobudzili —
Ci, którzy byli szli na picowanie,
Do obozu się z pól nazad wrócili;
Pędzili woły y stada baranie
Y różną żywność z sobą prowadzili,
Słomy y owsy y bydła dostatek,
Tamto dla koni, a to zaś dla iatek.

48.

Ci tę nowinę nieśli nieszczęśliwą,
Którą za pewną wszystkim udawali,
Że Rynaldowy puklerz y cierpliwą
Zbroię, krwią świeżą spluskaną — poznali.
Zewsząd [bo ktoby rzecz tak żałościwą
Mógł zakryć] ludzie do nich się zbiegali;
Co żywo, o śmierć pyta Rynaldowę
Y zbroyę widzieć chce bobaterowę.

49.

Poznali blachę y u miąższey zbroie
Znak zwykły y herb na iego puklerzu,
Na którem beł ptak ten, co dzieci swoie
Doświadcza słońcem y nie wierzy pierzu.[10]
Ten, ilekowiek znaczne były boie,
Zawsze widali na wielkiem rycerzu.
A teraz z żalem, z gniewem pomieszanem,
Widzą go bydź krwią srodze popluskanem.

50.

Kiedy tak różnie po woysku szemrano
Y tę rzecz sobie rozbierali sami,
Roskazał Goffred, aby zawołano
Alpranda, co był nad picownikami.
Człek to był dobry — iako powiadano —
Prosty, prawdziwy między rotmistrzami.
Ten od Hetmana o zbroię pytany,
Tak odpowiedział, cnotą zawiązany:

51.

„Ztąd mil dwunastu, przy gościńcu, który
Idzie do Gazy, tuż blisko granice,
Równina mała leży, wszedszy w góry,
Które obeszły tamte okolice.
Srzodkiem nie wielka rzeczka spada z góry.
Stoki w niey gęste y żywe krynice,
Mieyscami gęstwa y drzewa ozdobne,
Zakrytem barzo zasadkom sposobne.

52.

Myśmy tam stada szukali iakiego,
Zwłaszcza, że kray beł w pastwiska obfity.
A w tem uyrzemy kogoś umarłego,
Który tam leżał przy wodzie zabity.
Biegli tam wszyscy, bo z herbu zwykłego
Zbroię poznali, trup sam beł nakryty;
Gdym go chciał odkryć, kiedy go podięto,
Tułów beł tylko, a głowę ucięto.

53.

Ręki nie beło prawey, ran miał wiele,
Na obie stronie wszystek przebodziony;
Przy niem hełm próżny — co orła na czele;
Białego niesie — leżał położony.
Radbym beł komu, coby o tem ciele
Sprawę dać umiał. A w tem z iedney strony
Obaczę chłopa niedaleko, który
Zayrzawszy nas, chciał spiesznie uciec w góry.

54.

Lecz dościgniony y od naszych wzięty
Tę samę tylko powiadał nowinę,
Że wczora, kiedy pasł bydło z chłopięty.
Zayrzawszy konnych, skrył się w rokicinę.
Ieden z nich trzymał w ręce łep ucięty;
A kiedy pilnie patrzał przez krzewinę,
Tak mu się zdało, że to był ktoś młody
Y nie zarosły y ieszcze bez brody.

55.

Y że go w torbę zaraz potem włożył,
Którą do łęku sobie przywięzował.
A naostatku y tego dołożył,
Że stróy — że nasi beli — ukazował.
Iam zatem zbroię onę z niego złożył
Y serdeczniem go, Bóg widzi, żałował.
Zbroię tę z sobą przywiozłem, a ono
Ciało — kazałem, aby pogrzebiono.

56.

Lecz, ieśli to iest Rynaldowe ciało,
Inszego pewnie godne było grobu“.
A iż Aliprand nadto wiedział mało,
Odszedł zarazem z hetmańskiego progu.
Goffredowi się przedsię iednak zdało
Pytać się pilniey. Ma nadzieię w Bogu,
Że się z pewnego znaku o tem sprawi
Y mężobóyca wrychle się obiawi.

57.

A w tem ciemna noc pod płaszcz rościągniony
Świat, iako wielki, wszytek zasłoniła,
A zmysł człowieczy słodkiem opoiony
Snem, odpoczywał y troska się kryła.
Ty, Argillanie, ostrą przerażony
Strzałą, sam nie spisz, ale myślisz siła,
Oczyć przezdzięki snu nie przypuszczaią,
Złośliwe myśli pokoiu nie maią.

58.

Ten zły, zuchwały, nieuhamowany
Prętki, porywczy ręką y ięzykiem,
Na brzegu Trentu zrodzony, zchowany
W zwadach, beł nocnem domów naieźnikiem,
Potem banitem y z ziemie wygnany,
Łupił po drogach y beł rozbóynikiem
Dotąd, aż woyna w Azyey urosła,
Która mu sławę iuż lepszą przyniosła.

59.

Kęs tylko usnął dopiero ku dniowi
Y to w niem nie beł przyiemnny y miły.
Ale podobny sen — paraliżowi,
Bo mu iad lała brzydka iędza w żyły
Y wnętrznemu coś czyniła zmysłowi,
Że mu się myśli snem niespokoiły
Y sama mu się wnet potem stawiła
W straszliwey larwie, która go straszyła.

60.

Tułów mu wielki y straszny stawiła
Y w oczy kładła — wrzkomo Rynaldowy,
W lewey ucięty łep ręce trzymała,
Straszny, wybladły, krwawy y surowy
Mowę mu od krwie ochrapiałą dała,
A takie słowa wychodziły z głowy:
„Uciekay — prawi — iuż dzień, Argillanie,
Cóż? nie widzisz zdrad w niezbożnem Hetmanie?

61.

Mnie zabił — ale choć na to niedbacie —
Strzeżcie, abyście do tegoż nie przyśli.
Zazdrość go gryzie a wy mu ufacie,
Wiedzcie, że y was pozabiiać myśli;
Lecz — ieśli chęci co do sławy macie
Y mężną rękę przy wysokiey myśli —
Zostańcie raczey y nie uciekaycie,
A krwią tyrańską duszę mą błagaycie[11].

62.

Ia z tobą będę y we dnie y w nocy,
Siłyć y serca będę dodawała“.
Tą mową więtszey dodała mu mocy
Y gniew mu srogiem iadem hartowała.
Sen wylękniony iadowite oczy
Opuścił, z których wściekłość wynikała;
Zbroię oblókszy zaraz się prowadzi
Y Włochy naprzód do kupy gromadzi.

63.

Prowadzi ich tam, kędy beł ogromny
Szyszak Rynaldów z zbroią zawieszony —
Y w przedsięwzięciu onem nie przełomny,
Gniew y głos przedtem wymiata myślony:
„Takli nam ten zły naród wiarołomny,
Łakomy, pyszny, pychą wyniesiony,
Zawsze kłaść będzie — by na niewolniki —
Iarzmo na karki, munsztuk na ięzyki?

64.

Takeśmy siedm lat wycierpieli wiele
Wzgardy, która nas od nieb potykała,
Że przez tysiąc lat będzie [rzekę śmiele]
Gniewać się o co włoska ziemia miała.
A to y Tankred zbił nieprzyiaciele
Y ziemia mu się cylicka dostała,
A Francuzowie pod niem iey dostali
Y cudzą zdobycz zdradą otrzymali.

65.

A kiedy się bić, kiedy wyciągaią
Czasy przewagę albo męstwo iakie —
Nami naygorszą dziurę zatykaią
Y na złe razy idziemy wszelakie;
Kiedy zaś zdobycz y łup dzielić maią.
Myśmy na stronie y niegodni. Takie
Nasze korzyści: krew tylko y szkody,
A ich tryumphy, sława y nagrody.

66.

Był czas, kiedy nas od nieb potykały
Nieznośne krzywdy y lekkości siła,
Ale — chocia się barzo wielkie zdały —
Teraźnieysza ie małe uczyniła:
Zabity Rynald, zgwałcone zostały
Prawa, sława się włoska znieważyła,
A przedsię niebo piorunem nie biie?
Ziemia ich nie źrze y pod się nie kryie?!

67.

Rynald, obrońca zabit świętey wiary,
A dotąd ieszcze został nie zemszczony;
Na gołey ziemi — takie iego mary! —
Leży zrąbany y niepogrzebiony.
Kto sprawcą takiey niezbożney ofiary?
A iako ma być [proszę] zataiony?
Z włoskiey dzielności urosła przyczyna,
Która Goffreda trapi y Baldwina.

68.

Dziwną wam powiem, a powiem prawdziwą,[12]
Przysięgam na to żywemu Bogowi[13]:
Widziałem iego duszę nieszczęśliwą,
Kiedy iuż było ku samemu dniowi.
Ach! iaką radę hetmańską zdradliwą
Przeciw naszemu odkrył narodowi!
Nie sen powiadam albo iaką marę...
Y teraz go mam w oczach — na mą wiarę!

69.

A my co? Czy być pod iego buławą
Y miłey przedsię zbyć chcemy swobody?
Czy przed ręką, krwią niewinną plugawą,
Uydziem do piękney Eufratowey wody?
Gdziebyśmy rządem dobrem, dobrą sprawą
Wygnali tamte nikczemne narody
Y w kraiach beli obfitych panami,
Nie mieszaiąc się więcey z Francuzami.

70.

Idźmyż, niechby krew bez pomsty została,
[Ieśli tak chcecie] tak wielkiey osoby;
Acz — gdzieby dzielność napierwsze wspomniała
Sprawy swey ręki y dawne ozdoby —
Nie długoby się ta złość pokarała
Y nie trudnoby o takie sposoby,
Że krwie niewinney rozlewca — przykładem
Bełby śmiercią swą tyranom szkaradem.

71.

Ieśli tak będą wasze siły śmiałe,
Iako potężne, iako wiele mogą.
Ia mu sam wrażę miecz w serce zuchwałe;
Wiem, że mi tego y drudzy pomogą“.
To skoro wyrzekł, zaraz pułki całe
Za Argillanem iedną idą drogą:
Wściekła młódź bieży, wszyscy się mieszaią,
Do mieczów wszyscy y do zbróy wołaią.

72.

Miecz między niemi — wzgórę wyniesioną
Ręką — Alekto trzyma, którem siecze;
A gniewy wściekłe y nienasyconą
Krwie chciwość między gęste roty miecze.
Coraz pomyka chmurę niewściągnioną
Iędza y ostre wszędzie ciska miecze;
Z włoskich stanowisk do Szwaycarów poszła
Y do Anglików potem się przeniosła.

73.

Insze narody, nie tylko wzbudzone
Pospolitą się szkodą urażaią,
Ale y dawne gniewy umorzone
Teraz się znowu w sercach odnawiaią.
Francuzy: harde y niepowściągnione.
Chełpliwe, pyszne, chciwe — nazywaią;
Nienawiść, która przedtem beła skryta,
Teraz wychodzi na wierzch, iadowita.

74.

Tak bywa w garcu, kiedy woda wrząca
Wewnątrz bełkoce u zawartey dziury
Y nie mogąc się w sobie zmieścić, rąca
Wylewa na brzeg y drze się do góry.
Nie da się tłuszcza zawściągnąć gorąca,
Ieśli ią baczny chce hamować który;
Tankred z Kamillem y Gwilelm nie byli
Y insi starsi, co niemi rządzili.

75.

W kupy zmieszane pospólstwa odmienne
Bieżą y wszyscy na larmę wołaią,
Trąby y bębny y insze woienne
Muzyki — na krew serca pobudzaią.
Gotyfredowi nie barzo przyiemne
Nowiny to ten, to ów — posyłaią;
Baldowin pierwszy przybieży we zbroi
Y podle niego niestrwożony stoi.

76.

On słysząc na się szczyrą potwarz onę,
Do nieba umysł obraca troskliwy:
„Ty mię sam, Panie, weźmi w swą obronę,
Wiesz, żem na swych krew nie beł nigdy chciwy
Zdyim iem z błędnego rozumu zasłonę
Y uśmierz sam w nich gniew tak popędliwy,
A iakoś świadom moiey niewinności,
Tak ią iem odkryi z twey dobrotliwości“.

77.

Poczuł, że go duch niebieskiey roboty
Niezwykły zagrzał y wnątrz go przeymował;
Pełen nadzieie y piękney ochoty
Swą twarz wesołą śmiałością farbował.
Na ostre miecze, na wytknione groty
Niewylękniony śmiele następował
Y chocia słyszy przegróżki zuchwałe,
Idzie y czoło niesie okazałe.

78.

Zbroię zupełną y płaszcz miał na sobie
Drogiem iedwabiem wszystek przeszywany,
Twarz miał odkrytą y tak szedł w ozdobie
Niebieskiey, w straszną powagę ubrany.
Kinie buławą y tą w oney dobie
Tuszy uśmierzyć woysko zagniewane —
Tak do nich wyszedł y te mówił słowa,
Lecz nie człowiecza zda się iego mowa:

79.

„Zkąd się wziął ten zgiełk? kto go śmie prowadzić?
W takiememli to u was poważeniu,
Że się na płonnych plotkach chcecie sadzić,
Po częstem y tak długiem doświadczeniu?
Udawa snadź ktoś, że Goffred chce zdradzić
Y są ci, so mię maią w podeyrzeniu.
Czekacie ponno, abym się sprawował,
Albo dowody iakie ukazował?!

80.

Nie da Bóg, aby od takiey sprosności
Miało być imię moie pomazane:
Z przeszłem mem życiem broni niewinności
Sumienie czyste y niezasromane.
A teraz — miasto słuszney surowości —
Miłosierdzie wam będzie pokazane,
Dla przeszłych zasług, odpuszczam błędowi
Y waszemu was daię Rynaldowi.

81.

Argillanową krwią będzie omyty
Grzech spólny: on sam będzie pokutował,
Że was w kupę zwiódł y lud pospolity
Przeciw zwierzchności swoiey pobuntował“.
Kiedy to mówił, piorun mu zakryty
Straszney powagi z oczu wyskakował,
Tak, że Argillan wylękniony stoi
Y gniewliwey się iedney twarzy boi.

82.

A drudzy, którzy dopiero zuchwali
Wstydu y względu żadnego nie mieli,
Ale grozili y srodze łaiali,
A miecze we krwi ostre topić chcieli —
Teraz słów groźnych z pokorą słuchali
Y podnieść oczu ku górze nie śmieli;
A Argillana — zaraz po tey mowie —
Woyskowi od nich wiedli profosowie.

83.

Taki lew bywa, kiedy naieżoną
Grzywą potrząsa y kiedy się sroży;
Ieśli ten przydzie, co mu przyrodzoną
Srogość okrócił — ogon pod się włoży
Y pod mistrzową ręką wyniesioną
Cierpi karanie y surowe grozy;
Iuż y paznokci y straszliwey gęby
Z wyostrzonemi zapomina zęby.

84.

Tak powiadaią, że w ten czas widziany
Beł przy Goffredzie bohater skrzydlaty,
Co przedeń puklerz wystawiał, miedziany
(Cud przed dawnemi niesłychany laty!)
W ręce miecz goły krwią trzymał spluskany,
Która kroplami ściekała na szaty:
Podobno to krew z miast y królestw ciekła,
Które gniewliwa ręka iego siekła.

85.

Skoro zgiełk ucichł, wszyscy kładli miecze
Y z mieczmi[14] zaraz zmiękczone niechęci.
Goffred odszedszy, to tam, to sam — miecze
Myśli wątpliwe y pilnie się kręci
Kilku dni więcey szturmu nie odwlecze
Y potrzeby ma wszystkie na pamięci;
Czasem sam idzie, czasem kogo ześle
Tam, gdzie tarany gotowali cieśle.

KONIEC PIEŚNI ÓSMEY.




  1. Alekto, jędza piekielna, bogini niezgody.
  2. Astragor — bóg piekielny.
  3. Kiedyśmy gęste pospinali wozy
    oryginał: Quando un di ci acampammo. Spinanie wozów w tabór, nieznane Tassowi, wprowadza P. Kochanowski stosownie do polskiego sposobu wojowania. W dwa lata po ukazaniu się pierwszego wydania Goffreda, Żółkiewski pod Cecorą (1620) spina wozy w obronny tabór.
  4. Dwie koronie, dualis — porównaj pieśń II, str. 68, zwr. 89.
  5. nakierował swój bystry koń zamiast: swego bystrego konia, por. pieśń III, str. 83, zwr. 36.
  6. I nie beł żaden, ktoby go ratował, konstrukcya łacińska zamiast: nie było nikogo (nemo fuit qui...).
  7. po zwierzęcem śledzie zamiast: śladzie, por. obiad — po obiedzie.
  8. poległ żelazem, ablativus instrumienti (poległ od żelaza).
  9. o Bertolda synie zamiast: synu (por. pieśń VI, str. 197, zwr. 105).
  10. ......ptak ten dzieci swoie
    Doświadcza słońcem i nie wierzy pierzu — orzeł.
  11. błagać 2, 84, 4; 96, 1; 4, 95, 2; 8, 61, 8 — miękczyć, uśmierzać.
  12. Dziwną wam powiem, a powiem prawdziwą, domyślne: rzecz, (porównaj pieśń IV, str. 116, zwr. 58).
  13. Żywemu Bogowi — 3 przyp., l. pojed., zamiast: Bogu, forma analogiczna do syn, synowi, dom, domowi.
  14. mieczmi zamiast: mieczami, (por. pieśń I, str. 28, zwr. 63 i pieśń VI, str. 186, zwr. 73).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Torquato Tasso i tłumacza: Piotr Kochanowski.