Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona/Pieśń dziewiąta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Torquato Tasso
Tytuł Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona
Redaktor Lucjan Rydel
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1902–1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Kochanowski
Tytuł orygin. Gerusalemme liberata
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń dziewiąta.
ARGUMENT.
Brzydka Alekto radzi Sułtanowi,
Na chrześciany uderzyć w pułnocy,
Ale świętemu kazał Michałowi
Stworzyciel — wygnać piekielne pomocy;
A te iak skoro poszły ku domowi
Y ci, co wyszli z Armidziney mocy,
Pomogli naszem. Iuż więcey nie czeka,
Ale zwątpiwszy, Soliman ucieka.
1.

A  kiedy brzydka iędza obaczyła,
Że on zgiełk srogi beł uspokoiony
Y że nie mógł być — iakoby życzyła —
Przedwieczney Myśli wyrok odmieniony:
Leciała ztamtąd, a gdzie przechodziła,
Słońce się ćmiło, rodne schły zagony;
A ukwapliwa do nowey roboty,
Prętkiemi biegła po powietrzu loty.

2.

Od towarzyszów swoich to wiedziała,
Że Rynald w woysku nie beł w onem czesie,
To o Tankredzie y inszych słyszała
Co namężnieyszych, że gdzieś beli w lesie.
„Y długoż — rzecze — będę próżnowała?
Niechay Soliman woynę zaraz niesie,
Pewnam, że woysko poraziem zmnieyszone.
Łostyrkow pełne y źle ziednoczone“.

3.

To rzekszy — poszła, gdzie między błędnemi[1]
Rotami mieszkał Soliman zuchwały,
Po wszystkiey prawie nad którego ziemi
Sroższego wieki tamteczne nie miały[2]
Y ledwie między olbrzymy dawnemi
Nalazł się który tak wściekły, tak śmiały,
W Turczech królował, mieszkać się był złożył
W Niceey, w którey stolicę założył.

4.

Miał po brzeg, który trzymaią Grekowie,
Od meandrowey do sangrowey wody,
Gdzie przedtem dawni mieszkali Mizowie,
Lidowie, pontskie, bytińskie narody;
Lecz chrześciańscy iak skoro panowie
Na woynę poszli azyiską w zawody,
Państwa mu iego y miasta pobrali
Y bitwę na niem dwa razy wygrali.

5.

Próbował nie raz szczęścia y odmiany,
Lecz o tem inszy wyrok beł na niebie
Y do Egiptu udał się wygnany,
Gdzie mu król beł rad y wziął go do siebie.
Ważył go równo z przednieyszemi pany,
Aby go potem w swey użył potrzebie,
Myśląc się nie dać więcey rozpościerać
Y chrześciany w Palestynie wspierać.

6.

Lecz pierwey, niż im woyną odpowiedział
Y niż się ruszyć miał do Palestyny,
Za iego wolą służbę przypowiedział
Soliman zbóycom arabskiey krainy.
A w tem kiedy król w swem Egipcie siedział
Y lud azyiski y zbierał Murzyny —
Soliman łatwie uiął chciwe żądze
Łakomych zbóyców, za iego pieniądze.

7.

Tak będąc wodzem u nich, tyran srogi
Po ziemi iudzskiey wielkie czynił szkody
Y wszystkie w koło opanował drogi,
Które z obozu szły do morskiey wody.
A maiąc w sercu boyce y ostrogi
o pomsty: pamięć swoiey świeżey szkody —
Więtsze iuż rzeczy myśli na czas przyszły,
Ale ieszcze ma wątpliwe zamysły.

8.

A w tem Alekto przedeń się stawiła
W zawoiu, w męża starego osobie,
Twarz chudą y skroń zmarskami okryła,
Do kostek miała delią[3] na sobie.
Wąsa nic, tylko brodę ogoliła,
Z wypustów ręce ukazała obie;
U boku saydak z krzywą szablą miała,
A w prawey ręce łuk cięgły trzymała.

9.

„My — prawi — tylko przebiegać będziemy
Te suche piaski y pola niepłodne,
Gdzie sławy żadney dostać nie możemy,
Ani zdobyczy, coby chwały godne.
A Goffred miasto tłucze — iako wiemy —
Dziurę iuż wybił, czasy ma pogodne;
Wrychle o szturmie mieć będziem nowiny
Y ztąd uyrzemy ognie y perzyny.

10.

Takli zwycięstwa są Solimanowe:
Wsi popalone, zaięte barany?
Wspomni na swoie dawne krzywdy owe,
Wspomni na państwo, z któregoś wygnany.
Odważ się, a zbiy woysko Goffredowe,
Uderz na obóz w nocy niespodziany,
Wierz Araspowi, któregoś spróbował
Y w tem wygnaniu y kiedyś królował.

11.

On teraz o tem nie nie myśli, aby
Ludzie tak nadzy y tak boiaźliwi
Mieli się o to kusić; zna Araby,
Że tylko na łup y na zdobycz chciwi.
Teraz masz nań czas, obóz bardzo słaby
Y twoi póydą z tobą nie leniwi“.
To mówiąc iad mu w zanadrze miotała,
Potem się sama między wiatr wmieszała.

12.

Woła Soliman, pochutnywa sobie,
„Ty, co mi grzeiesz oziębione żyły,
Nie człowiekiemeś, ale cię w osobie
Człowieczey widząc, oczy pobłądziły.
Prowadź, gdzie raczysz — ia idę przy tobie
Y na krew wszystkę ofiaruię siły;
Ty mi bądź tylko życzliwa, a oczy
Y szablę moię sprawuy w ciemney nocy!“

13.

To rzekszy, wszystkie roty w kupę zwodzi
Y pięknemi w nich serca budzi słowy;
Ochoty pełen kwiat arabskiey młodzi,
Grzeie się z głosu swoiey starszey głowy.
Alekto naprzód przed woyskami chodzi,
Sama proporzec wielki niesie nowy,
A woysko idzie tak spiesznie, że wieści
Y wszystkie ludzkie uprzedza powieści.

14.

Potem precz bieży y twarz swoię kryie
W owego postać, co niesie nowinę
Y w Ieruzalem wchodzi, kiedy biie
Po zeszciu słońca ostatnią godzinę.
Idzie, a wszyscy wyciągaią szyie,
Ona królowi nocnego przyczynę
Naścia na obóz, więc y czas powiada,
Znaki y hasła arabskie wykłada.

15.

Iuż noc czarnawe rozwiiała włosy,
Czerwieniało się niebo niełaskawe,
A ziemia smętna, miasto chłodney rosy,
Puszczała pary straszliwe y krwawe;
Z szumem y z wichrem poszły na niebiosy
Podziemne dziwy y larwy plugawe,
Wypuścił Pluton wszystkie ćmy y mało
Duchów piekielnych w Abissach[4] zostało.

16.

Przez tak straszną noc, srogiey pełną grozy,
Arabowie swe woysko prowadzili,
A gdy w pół biegu noc swe lotne wozy
Tam postawiła, skąd się nadół chyli —
Pod chrześciańskie podeszli obozy,
Mniey ieszcze ponno, niźli w ćwierci mili,
Gdzie pokarmiwszy, zwycięstwa bespieczny[5],
Tak do nich mówił Soliman waleczny:

17.

„Widzicie woysko zbóyców niecnotliwe,
Które złodzieyskie tak wiele państw zdarło
Y iako morze łakome y chciwe.
Wszystkie Azyey bogactwa pożarło;
A teraz oto szczęście wam życzliwe
Na rzeź ie wszystko w ten obóz zawarło;
W złoto ubrane y zbroye y konie
Wam będą na łup, nie im ku obronie.

18.

Więc nie ci to są, którzy zwyciężyli
Persy y Turki, co byli tak mężni,
Po różnych woynach; dawno tych stracili,
Sami zostawszy słabi, niedołężni.
Ale, choćby też spełna wszyscy byli
Tak śpią — iako drwa — nadzy, niepotężni,
Łatwie bezzbroyne y pobić ospałe,
Od snu do śmierci przeszcie barzo małe.

19.

Puśćcie to na mię, moie to staranie.
Że przez przekopy wszyscy przeydziem snadnie,
A wy przy wodzu i swoiem hetmanie
Biycie psi naród, co te kraie kradnie!
Dzisia Azya swobody dostanie.
Dziś Chrystusowe królestwo upadnie!“
Tak ich zagrzewał, tak im tyran tuszył,
Potem się daley z woyskiem cicho ruszył

20.

A w tem się w cieniu ludzie ukazali,
Ci, którzy byli wyszli na posłuchy,
Zkąd łatwie poznał, że nie wszyscy spali
Tak, iako o tem miał swoie otuchy.
Oni wołaiąc, wzad ustępowali,
Wołaniem wielkiem budząc obóz głuchy,
Tak, że pierwsza straż rozruch usłyszała
Y do sprawy się y do broni miała.

21.

Wraz Arabowie we wszystkie muzyki
Uderzą: trąby, surmy głośnie graią,
Ogromne końskie y człowiecze krzyki,
Idą pod niebo y wiatry mieszaią.
Ryczą przepaści y góry, lecz ryki
Straszliwsze dobrze — piekła wypuszczaią;
A z Flegetontu[6] pochodnią trzymała
Alekto, którą znak miastu dawała.

22.

Soliman pędem na straży przypadnie,
Ieszcze do końca nie dobrze sprawione:
Nigdy tak rączo wicher nie wypadnie
Z ziemie — y wiatry nie tak są szalone;
Grom, kiedy z ogniem y z piorunem spadnie;
Rzeka, co niesie domy wywalone —
Na iego wściekłość y na serce śmiałe,
Tylko iest iakieś podobieństwo małe.

23.

Nigdy się darmo mieczem nie zamierzy,
Ledwie go spuści, wielkie widać rany,
A kogo zaymie y kogo uderzy —
Leci od dusze zaraz odbieżany;
A sam nie czuie, choć weń każdy mierzy,
Każdy nań siecze, choć hełm porąbany
Brzmi tak, iako dzwon, choć skry wylatuią
Od częstych razów, które mu doymuią.

24.

A kiedy wszyscy przed niem uciekali
Y pierwsze roty rozgromione gonił —
Arabowie też w obozy wpadali
Y przez przykopy przeszcia nikt nie bronił.
Iuż się zwyciężcy z temi pomieszali
Co uciekali; iuż się każdy chronił;
Inż nieprzyiaciel wpadał y w namioty
Y krwią płócienne pofarbowal ploty.

25.

Soliman niesie skrzydlatego smoku
Z ogromną szyią — na hełmie stalonem —
Który się wspina wzgórę, a po boku
Biie z obu stron dwoistem ogonem,
Pianę ma w gębie, a iad brzydki w oku,
Świszczy ięzykiem wielkiem roztroionem,
A z panem równo okrutnie się burzy
Y dymem z gęby y płomieniem kurzy.

26.

Tak się straszliwy zdał między woyskami
Na Solimanie wielki smok ognisty,
Iako więc w ciemną noc z błyskawicami
Zda się żeglarzom ocean pienisty.
Iedni się biią, a drudzy kupami
Wciąż uciekaią, a mrok nieprzeyrzysty
Y noc w rozruchu wszystko pomieszała
Y kryiąc trwogę — trwogi przyczyniała.

27.

W tem z iedney roty, która nastąpiła,
Skoczył Włoch ieden przy Tybrze zrodzony,
Którego siły ani okróciła
Praca, ani wiek laty nachylony.
Piąci miał synów, któremi — gdzie była
Naysroższa bitwa — chodził otoczony,
A z młodu ieszcze wyknęli do zbroie,
Wczas się na przyszłe zaprawuiąc boie.

28.

Za oycowskiemi y teraz przykłady,
Ostrzyli na krew y serca y broni:
„Pospieszmy dzieci, tam kędy szkarady
Pastwi się tyran y lud płochy goni!
Żaden się nie trwóż, żaden nie bądź blady,
Że naszych biią, że są we złey toni;
Mała to sława — moia droga młodzi —
Która bez żadney przewagi przychodzi“.

29.

Tak lwica sroga libiyskiey pustyniey
Dzieci — u których ieszcze zęby małe,
Małe paznokcie — wywodzi z iaskiniey
Y wprawnie ie w zwierze okazałe.
A one matki posłuszne mistrzyniey,
W co urodziwszych tylko zęby śmiałe
— Biorąc z macierze przykład — utapiaią,
A zwierz co mnieyszy imo się puszczaią.

30.

Szedł za młodemi dobry ociec syny
Y Solimana wszystka sześć opadli,
Chcąc go wraz wszyscy wziąć na rohatyny.
Które mu w boki z obie stronie kładli;
Ale syn starszy uprzedził rodziny
Y kiedy bracia z oycem na niem padli,
On rzucił oszczep y z tasakiem spodniem,
Skoczywszy podeń, chciał konia skłóć pod niem.

31.

Lecz, iako kamień niepożytey skały
— Co do pół boków w morzu wielkiem stoi,
Odpiera deszcze, wiatry, gromy, wały
Y Iowiszowych gniewów się nie boi:
Tak na oszczepy, na miecze niedbały.
Bespieczny stoi poganin w swey zbroi
Y temu, co chciał dosiąc sztychem brzucha
Iego koniowi — przeciął łep do ucha.

32.

Aramant widząc, że brat iego miły
Iuż beł na ziemi tak srodze raniony,
Chciał go wznieść, ale próżne prace były,
Bo y sam na niem poległ obalony:
Podciął mu wszystkie u ramienia żyły
Y tak upadał koniem potrącony;
Ieden na drugiem obadwa konaią,
Oba krew y dech ostatni mięszaią.

33.

Przeciął we środku oszczep u Sabina,
Którem go sięgał z daleka po oku,
Lecz y ten ranę wziął od poganina,
Cięty w słabiznę u lewego boku.
Długo się męczył y nie chciał chudzina
Wielkiem oporem do wiecznego mroku;
Dusza przez dzięki ciała odbiegała
Y przez gwałt prawie świat zostawowała.

34.

Lorenc z Bonfinem, ci beli zostali;
Oba bliźnięta, a tak iednakowi,
Że się rodzicy[7] sami omylali
Y często swemu śmiali się błędowi.
Ale się teraz barzo różni stali,
Bo łep do czysta uciął Lorencowi —
Tobie [o twarda różnico] Bonifinie,
Z piersi rościętych krew strumieniem płynie!

35.

Ociec — nie więcey ociec — [o żałości!]
Straciwszy wszystkie syny, nieszczęśliwy,
Patrzy nu trupy, a żal mu przez kości
Przeymuie serce wielki, przeraźliwy.
Żaden tak mocney nie widział starości:
Że żywy został — u mnie wielkie dziwy!
Y bił się przedsię, ponno z tey przyczyny,
Że konaiące nie patrzył na syny.[8]

36.

Więc y życzliwe ciemności tak chciały,
Że mu część żalu zakryły onego;
Nie chce w niem umysł zwycięstwa wspaniały,
Gdzieby nie zgubił sam siebie samego.
Żywotem wzgardził, o swą krew niedbały,
Nieprzyiaciela krwie pragnie swoiego
Y nie rozeznać, co chce y co woli:
Umrzeć, czy zabić — tak go serca boli.

37.

Zawoła potem: „Takli to wzgardzona
Ta moia ręka y takiey słabości,
Że wszystką siłą na cię usadzona,
Nie może na mię wzbudzić twey srogości?!“
W tem ią wyniesie, ona — wyniesiona,
Spadaiąc z góry, przecięła do kości
Lewego boku — tak, że mu krew z ciała
Polerowaną zbroię popluskała.

38.

Za oną raną, za onem wołaniem,
Obróci się nań tyran iadowity:
Przeciął mu zbroię, przeciął puklerz na niem,
Choć siedmioraką skórą beł okryty;
Y w brzuchu mu miecz utopił, że za niem
Wypadła dusza pospołu z ielity:
Mdleye nieborak, a krew na przemiany
To z gęby leie, to z otfartey rany.

39.

Iako na Tatrach[9] dąb nieprzełomiony,
Na gniew Iowiszów długi wiek niedbały,
Gdy go nąkoniec wściekłe Aquilony
Wywrócą — wali za sobą las mały:
Tak y ten poległ; a z oboiey strony
Kupami trupy na koło leżały.
Z taką cny rycerz umierał ozdobą,
Ciągnąc na on świat tak wielu za sobą.

40.

Kiedy tak serca przykładem y krzykiem
Dodawał swoiem Sułtan niebłagany —
Arabowie też za swem przewodnikiem
Uciekaiące bili chrześciany.
Henryk Angielczyk z Witem Bawarczykiem
Legli od srogiey Dragutowey rany,
Tenże Gilberta y Aryodena
Y Frąca[10] zabił — wszystkich trzech od Rhena.

41.

Mechinet — Ernesta, Albadzar — Ottona
Zabił: ten mieczem, ów pierzystą trzciną;
Murat na wylot przebił Andrapona
Pod lewą pachę perską rohatyną.
Ale kto może pamiętać imiona
Tych, co ginęli oną mieszaniną?
Goffred w tem bieżał, krzykiem obudzony,
Zbieraiąc w kupę swóy lud rosproszony.

42.

Skoro naypierwsze usłyszał rozruchy,
Których w obozie co raz przybywało —
Tak się domyślał y tey beł otuchy —
Że to arabskie łotrostwo być miało.
Bo często o niem przychodziły słuchy,
Że go po drodze siła rozbiiało;
Lecz mniemał, że tak być nie mogli śmieli,
Aby uderzyć na obozy mieli.

43.

Bieżąc na on zgiełk, słyszy z drugiey strony,
Że w larmę, w larmę biią y wołaią,
A krzyk ogromny w górę wyniesiony
Y gęste głosy — obłoki mieszaią.
Z Kloryndą to szedł z miasta wyprawiony
Argant; ci także srodze nacieraią.
Trochę się tylko Hetman zastanowi
Y tak mężnemu mowi Guelfonowi:

44.

„Słyszysz ten okrzyk y tę nową trwogę,
Która od miasta y gór następuie?
Idź przeciwko niem y zaydzi[11] im drogę,
Niech nieprzyiaciel wstręt tam iaki czuie;
A ia tem czasem lud arabski mogę
Trzymać na sobie, że się zahamuie.
Ci z tobą póydą, a idź spiesznie z niemi,
Ia w inszą stronę, nastąpię z moiemi“.

45.

Iednakie szczęście, iednaki los wiedzie
Obydwu w on czas, różnemi drogami:
Guelf przeciw górom y ku miastu iedzie,
Hetman się idzie potkać z Arabami.
Ale ten co krok, co dziesięć uiedzie,
Ludzi mu zewsząd przybywa kupami,
Tak, że iuż możny y dosyć potężny
Szedł tam, kędy krew lał Soliman mężny.

46.

Tak gdy z oyczystych gór wody wywodzi
Głęboka Wisła[12] — nie zakrywa brzegu,
Ale im daley swych źrzódeł odchodzi,
Tem hardsza bieży z gwałtownego biegu;
Wsi, pola, lasy, bystre rwą powodzi,
Mosty łamią kry z umarzłego śniegu,
A sama morze kilką rogów bodzie
Y woynę — nie dań — śle baltyckiey wodzie.

47.

Goffred, tam gdzie się nabarziey mieszaią,
Bieży y daley uchodzić swem broni
Y zawraca tych, którzy uciekaią:
„Wiedzcie przynamniey kto was — prawi — goni!
Ci rany tylko w tył biorą y dayą,
A w samey tylko ufaią pogoni,
Ale skoro im twarzy ukażecie,
Zaraz ucieką y bić ie będziecie“.

48.

Tam się obraca y tam ostrogami
Rączego konia w oba boki kole,
Kędy Soliman z swemi Arabami
Gnał płoche roty przez szerokie pole.
Między gęstemi mieczmi y śmierciami
Bieży przez mokre y krwią ściekłe role,
Rwie mocne hufce, a gdzie wodze skłoni —
Z obu stron lecą Arabowie z koni.

49.

Przez kupy trupów czasem przeskakuie,
Tak iako piorun ciśniony z obłoka;
Soliman — wielki następ na się czuie,
Lecz się nie trwoży y nie mruży oka —
Y owszem, blisko podeń się szańcuie
Y miecz wynosi chcąc go ciąć z wysoka;
O iako wielcy dway bohaterowie,
Zeszli się czynić o krew y o zdrowie!

50.

Stanęła wściekłość przeciwko dzielności,
O państwo wielkie bić się w placu małem.
Ten poiedynek, okrom wątpliwości,
Musiał być wielkiem y srogiem y śmiałem,
Lecz, iż go nocne zakryły ciemności —
Y ia go piórem minę zapomniałem;
Był iednak godzien, aby iasne słońce
Odkryło było światu takie gońce.

51.

Iuż wziąwszy serce ludzie Chrystusowi,
Nieprzyiaciołom mężnie odpierali,
Przy swoiem wodzu y Solimanowi
Co natarciwszy w koło dogrzewali.
Nie wiecey tamci mogli, niźli owi,
Nie więcey tamci, niż ci — przemagali;
Iako na wadze strony się równaią:
Tak zabiiaią, iako umieraią.

52.

Iako, gdy Auster na powietrznem dworze
Z gniewliwem stoi Aquilonem w zwadzie,
Nie złożą sobie, a niebo y morze,
Obłok na obłok y wał na wał kładzie —
Tak y tam żadna strona w oney porze
Nie przemagała w Marsowem zakładzie:
Miecze na miecze y konie na konie,
Obiedwie równo zastawuią stronie.

53.

Lecz nie mnieysza się bitwa zaczynała
Y niemniey krwawa daley, w drugiey stronie:
Ćma niezliczona w chmurach się wieszała
Duchów piekielnych, swoiem ku obronie.
Ta serc pogaństwu y sił dodawała.
Które iuż beło w obozowey bronie;
Ale kto ogniem swem Arganta sięga,
Choć iego własny dosyć go użega.

54.

On, iako wściekły, srogi y surowy,
Na straży poszedł y przez przykop skoczył
Y drugiem przezeń przeyazd dał gotowy
Y gęstemi go trupami natłoczył.
Szańce poznosił, powypełniał rowy
Y krwią swych panów namioty pomoczył;[13]
Klorynda z niem wraz, albo trochę za niem
Szła, urażona onem uprzedzaniem.

55.

Iuż chrześcianie wszędzie uciekali,
Kiedy Gwelf przypadł z posiłki świeżemi,
Za iego przyściem twarzy obracali,
Y mężnie znowu potkali się z niemi.
A kiedy się tak z sobą pomięszali,
A krew z obu stron płynęła po ziemi —
Stworzyciel świata święte oczy swoie
Obrócił w on czas na surowe boie.

56.

Płaszczem odziany chwały y wieczności,
Maiąc wszystkie swe stworzenia na pieczy,
Siedział na tronie swoiey wielmożności,
Kędy zmysł nigdy nie doydzie człowieczy.
Trzy światła w iedney świeciły światłości,
O niepoięte rozumowi rzeczy!
Natura, Wróg, Czas beli pod nogami
Y wieczne Rucho z inszemi sługami.

57.

Pod Maiestatem bogini siedziała,[14]
Która bogactwo y złoto ma w mocy
Y świecką chwałę; a iako kazała
Wieczna Myśl, tak swem kołowrotem toczy.
Taka Go chwała y iasność odziała,
Że y godnieyszych blaskiem się ćmią oczy;
Ćmy nieśmiertelne okryte iasnością
Nierównie — równą cieszą się radością.

58.

Muzyka wdzięczna świętych pieśni brzmiała,
Którą mistrz y dźwięk niepoięty stroi.
Ztamtąd Świętego zawołał Michała,
Który stał przed Niem w płomienistey zbroi.
„Nie widzisz — prawi — co to podziałała
Y co y teraz ćma piekielna broi;
Móy lud wybrany trapi y swe siły
Wszystkie nań prawie piekła obróciły.

59.

Idźże, a mów iey, że nie iey należy
Woyny prowadzić, od tego hetmani,
Niechże mi więcey na świecie nie leży,
Niech tu nie rządzi, niech tu nie hetmani;
Niech nie zaraża powietrza, niech bieży
Do swych Abissów[15], do swoich otchłani
Na wieczne męki y wieczne karanie —
Tak chcę y to iest moie rozkazanie!“

60.

Skłonił się nisko Anyoł y ochoty
Pełen, tak rączo niósł pióra pierzchliwe,
Że myśli ludzkiey niedościgłe loty
Z niem porównane, zwać może leniwe[16].
Wprzód empireyski przeszedł pałac złoty,
Tam, kędy dusze mieszkaią szczęśliwe;
Więc kryształowe, więc, gdzie iasne koło,
Gwiazdami wite, obraca się w koło.

61.

Potem przechodził spherami różnemi
Wprzód Suturnową, potem Iowiszową,
Które Anyeli rękami własnemi
Sprawuią, choć ie ludzie — błędne zową
Ztamtąd się puścił pólmi przestronemi.
Gdzie się grom rodzi y śnieg z wodą dżdżową,
Gdzie świat sam siebie żywi y pożera
Y w swey się zwadzie rodzi y umiera.

62.

Odganiał Anyoł złotemi skrzydłami
Plugawe chmury y czarne ciemności,
A noc swóy warkocz pleciony gwiazdami
Iuż odkrywała, z anyelskiey światłości.
W takiey więc słońce między obłokami
Po niepogodzie wychodzi iasności,
Tak piękna gwiazda po długiem ogonie
Upada wielkiey macierzy na łonie.

63.

A kiedy przyszedł, gdzie piekielne ony[17]
Larwy, z pogaństwem mieszały lud Boży —
Na wyciągnionych skrzydłach zawieszony,
Taką ie mową y oszczepem trwoży:
„To wiecie dobrze, iakie Nieskończony
Pan gromy ciska, iakie Iego grozy,
O! źli, uporni — chocia w męce wieczney,
O! hardzi — chocia w nędzy ostateczney.

64.

To wyrok Iego, że krzyż święty stanie
W Ierozolimie z Iego możney ręki!
Cóż po tych burzach? w kiem macie ufanie,
Że mu się chcecie przeciwić przezdzięki?
Idźcie — przeklęci — na wieczne karanie.
Na wieczny ogień y na wieczne męki;
Tam w Acheroncie swych woien pilnuycie
Y iako chcecie, tam z nich tryumphuycie;

65.

Tam się wy srożcie y tam swoich — wściekli —
Sił dokazuycie, pod ognistem sklepem;
Tam złe będziecie dusze biczmi[18] siekli;
Tam ogień palić w swem więzieniu ślepem!“
Mało co dbaiąc, leniwo się wlekli,
Aż na nie Anyoł uderzył oszczepem.
Dopiero pędem wielkiem uciekały
Piekielne larwy y świat opuszczały.

66.

Y do Abissów prosto polecieli
Nieprzyiaciele wieczni ludzkiey duszy;
W takiey gromadzie nigdy nie lecieli.
Ptacy za morze, iako te pokusy;
Nigdyście liścia tyle nie widzieli,
Kiedy ie iesień y pierwszy mróz ruszy.
A skoro poszły one szpetne larwy.
Świat się wyiaśnił y beł piękney barwy.

67.

Ale nie przeto Cyrkaszczyk słabieie.
Albo mnieyszego serca być poczyna,
Choć go pochodnią Alekto nie grzeie.
Choć go piekielnem biczem nie zacina.
W naygęstsze hufce wpada y krew leie,
Kto się nawinie — siecze, wali, ścina;
Chude pachołki z bogatemi pany
Porównywaiąc — tyran niebłagany.

68.

Lecz y Klorynda w ten czas Argantowi
Męstwem y sercem na przód nic nie dała:
Trafiła mieczem Berlingierowi
Właśnie w puł serca, gdzie dusza mieszkała;
A tak go pchnęła, że nieborakowi
Koniec broń wściekła tyłem ukazała.
Albin przez szyszak uderzony w kręgi,
Spadł z konia, tak raz od niey bywał tęgi.

69.

Ciągnął łuk Rykard y chciał ią oślepić.
Lecz mu ucięła rękę; ta na ziemi
Wpół żywa, chce się nieboga pokrzepić
Y trzyma przedsię łuk palcy drżącemi.
Tak więc wąż ogon ucięty chce zlepić —
— Ale daremnie — z członkami inszemi;
Nie czyniła nic więcey Rykardowi,
Ale skoczyła ku Gernierowi.

70.

Tego zaś w szyię miecz nielitościwy,
Miecz nieuchronny Kloryndzin ugodził,
Spadł mu łeb — z krtaniem[19] przeciętem — nieżywy
Y w piasku ze krwią pomieszanem brodził,
A tułów martwy długo, [iakie dziwy!]
Siodła się trzymał y koń pod niem chodził
Y nierychło go z siebie zbył wierzganiem,
Czuiąc, że słaby ieździec siedział na niem.

71.

Kiedy tak mężna bohaterka biła
Swem ostrem mieczem płoche chrześciany,
Nie mniey po długiem obozie gromiła
Cna Gildylippa y siekła pogany;
Iednaż płeć w obu, iednaż była siła,
Iednakie serce y małey odmiany,
Lecz się nie zeszły z sobą w tey potrzebie,
Inaczey o nich przeyrzano na niebie.

72.

Ta z tey, a owa z drugiey także strony
Gwałtem przełomie hufiec gęsty chciała;
A w tem Gwelf przypadł, gdzie iuż nachylony
Mężna Klorynda lud przed sobą gnała
Y z góry na nię ciął niepostrzeżony
Y kęs z pięknego krwi wytoczył ciała;
Ale mu sztychem oddała zarazem,
Między żebrami pod świetnem żelazem.

73.

Wyniósł się znowu, lecz niespodziewaną
Przygodą podpadł Ośmid[20] z Palestyny
Y tak nie sobie należącą raną
Zabity, z gęby plwał zkrwawione śliny.
A w tem do Gwelfa gromadą zebraną
Iego lud bieżał z oney mieszaniny —
Kloryndzie także ludzie przybywali,
Zaczem się z sobą znowu pomieszali.

74.

Iuż na świat niosła iutrzenka świt rany
Y noc iasnemu dniowi uchodziła,
Kiedy Argillan wyszedł, rozwiązany
Z woley hetmańskiey, która na to była;
Y z prętka w zbroię niepewną ubrany,
Lub złą, lub dobrą — iaka się trafiła,
Bieżał zelżony żywot na szańc stawić
Y błędów przeszłych przewagą poprawić.

75.

Iako koń, w pańskiey stayniey urodziwy.
Którego tylko do woyny chowaią —
Kiedy się urwie, bieży niewściągliwy
Na łąki, albo gdzie stada pasaią,
Wyniosłem karkiem trzęsie, a u grzywy
Plecione kosy z wiatrami igraią,
Piasek kopyty w prętkiem biegu ciska
Y rże[21] ogromnie y nozdrzami pryska —

76.

Tak szedł Argillan, tak miecz ostry toczył,
A twarz mu gniewem y oczy pałały,
A tak biegł rączo, że stopy nie tłoczył
Y piaski śladu żadnego nie miały.
Między naygęstszy huf arabski skoczył,
Wołaiąc głosem — odważony, śmiały:
„O! rozbóynicy, skąd wam tey dostaie
Teraz śmiałości y kto ią wam daie?

77.

Nie wasze dzieło, ubierać we zbroie
Zupełne — ciała, bo ich nie wytrwacie;
Wy nadzy, marni, wiatrom tylko swoie
Strzały, a żywot nogom polecacie.
Nie są po waszem piecu dzienne boie,
Bo wy tylko w noc y w cienie ufacie;
Ale, iakoto teraz świat odkryły,
Trzeba zdolnieyszey y zbroie y siły“.

78.

To mówiąc ieszcze, dał Algadzelowi
Taki ciężki raz y ranę takową,
Że w ten czas właśnie, gdy Argillanowi
Chciał odpowiedzieć — uciął mu krtań z mową.
Zaraz wieczny mróz wpadł Arabinowi
W serce — y w piersi biie martwą głową
Y czołem w ziemię, a u zbladłey gęby,
Kąsaią piasek potrętwiałe zęby.

79.

Po Algadzelu zabił Saladyna,
Muleaszowi zadał ranę srogą,
Ściął Agrykalta y Aryadyna
Wyprawił iednąż za inszemi drogą.
Kiedy rannego obalił Gradyna,
Przeganiał z niego y deptał go nogą.
Podniesie Gradyn oczu y mdłey głowy,
Do Argillana mówiąc temi słowy:

80.

„Y ty nie długo z śmierci y mey męki
Cieszyć się będziesz y tobie przeyźrzały
Nieba śmierć prętką od mężnieyszey ręki.
Coś to teraz tak dufny y zuchwały“.
On zaś: „Ty umrzy tem czasem przezdzięki,
Co to wiesz, co mi nieba obiecały
Y karm swem ścierwem głodne psy y kruki!“
W tem weń miecz wraził za one nauki.

81.

Między strzelcami Solimanowemi,
Iego kochany był piękney urody
Ieden młodzieńczyk; a ieszcze ostremi
Włosami gładkiey nie okrywał brody
Y ledwie kwiaty dopiero pierwszemi,
Y mchem mu beły porosły iagody,
Włos zaniedbany przydawał wdzięczności
Y twarz przy męskiey piękna surowości.

82.

Koń miał pod sobą podobny do śniegu,
Który dopiero spadł na dół z obłoku.
A tak bel żartki, że takiego biegu
Wiatry nie miały y takiego skoku;
Trzcinę wpół trzymał złocistą po brzegu.
Szablę oprawną zawiesił u boku,
Z cienkiey bawełny zawóy miał na głowie,
Sam beł — w miesiące tkanem złotogłowie.

83.

Gdy tak młodzieńczyk sławą uwiedziony,
W srogiego Marsa dzieło się wprawował
Y gęste roty y lud potrwożony
Mieszał y śmiele wszędzie następował —
Chytry Argillan zachodząc go z strony,
Nieostrożnego iakoś upilnował:
Konia pod niem skłół, że ledwie na nogi
Wstał, a on iuź miecz nad niem trzymał srogi.

84.

W samey miał tylko nadzieię litości,
Ręce do niego złożone obrócił,
Lecz w okrutniku kwiat piękney młodości,
Zatwardziałego serca nie okrócił.
Ciął nań, ale miecz więtszey był ludzkości
Y żałuiąc go — płazą się wywrócił;
Cóż potem? znowu zadał mu sztych srogi
Y miecz przęzdzięki musiał iść w swe drogi.

85.

Soliman, z którem pobliżu straszliwy
On poiedynek Goffred odprawował,
Widząc, że iego Lezbin nieszczęśliwy
Beł we złem razie — on plac zostawował
Y z wielkiem pędem bieżał zapalczywy,
Lecz tylko pomstę — nie pomoc — gotował,
Bo iuż na ziemi, iako kwiat rozwity,
Podcięty pługiem, Lezbin beł zabity.

86.

Oczy zemdlone znienagła konały,
Szyia się na grzbiet wywrócona kładła,
Ale choć w śmierci wdzięczność wydawały
Y twarz mu piękną iakąś barwą bladła.
Piersi kamienne w Sułtanie zmiękczały,
Nie iedna mu łza w puł gniewu wypadła.
Ty, Solimanie, płaczesz? coś swoiego
Państwa nie płakał, wszcząt zepsowanego!

87.

A widząc, że krwią świeżą Lezbinową
Nieprzyiacielskie żelazo kurzyło,
Płacz ścisnął w piersiach; a serce surową
Wygnawszy żałość, gniewem się burzyło.
Ciął Argillana tak barzo, że z głową
Żelazo, szyszak y tarcz przepędziło:
On tak wielki raz y tak wielka rana,
Mężnego beła godna Solimana.

88.

Mało miał na tem, ale między kości
Pcha nieżywego mieczem pomsty chciwem,
Iako pies wściekły od nieznanych gości
Ciśniony kamień — kłem kąsa gniewliwem.
O! niepotrzebna pociecho w żałości,
Mścić się nad ziemią y trupem nieżywem!
Ale tem czasem Goffred nie próżnował
Y na Araby śmiele następował.


Gofred na czele armii krzyżowców
89.

Pod tysiąc Turków beło z paiżami,
Wszyscy we zbroiach y wszyscy ćwiczeni:
Serdeczni, mężni, różnemi woynami.
W różnych potrzebach nie raz doświadczeni.
Między staremi beli żołnierzami,
U Solimana z dawnych lat liczeni
Y za niem w iego nieszczęściu szli wszędy,
W arabskie pola y w cierpliwe błędy[22].

90.

Ci się rozerwać swoiemu nie dali
Hufcowi, pewni nie ustąpić kroku;
Wpadł Goffred na nie y wprzód Korkutowi
Po ielca w lewem miecz utopił boku.
W łeb Rossanowi — ale Selimowi
Zadał raz cięty tuż przy samem oku;
Zabił Murata, który iem hetmanił,
Inszych moc zabił y srodze poranił.

91.

Kiedy tak długo mieszanina ona
Między pogany y naszemi trwała
Y ieszcze namniey saraceńska strona
Nienachylona mocno się trzymała —
Zdaleka chmura z gęstego złożona
Prochu, nagle się stroną ukazała;
Potem z niey zbroye y miecze błysnęły
Y serca Turkom dopiero odięły.

92.

Pięćdziesiąt mężnych, wielkich naieźników
Z chorągwią białą z krzyżem złotem biegło.
Chociabym sto gąb y sto miał ięzyków,
By się sto głosów do nich także zbiegło —
Niewyliczyłbych — od tych woiowników
Pobitych pogan: tak ich wiele legło:
Zbity Arabin y niezwyciężony
Turczyn po części iuż był przełomiony“.

93.

Strach, smętek, boiaźń, trwoga żałościwa,
Co raz to więtsza wszędzie się szerzyła,
A śmierć okrótna y nielutościwa
We krwi śmiertelną kosę swą moczyła.
Król też czuiąc iuż, że się ukwapliwa
Ona wycieczka niedobrze zdarzyła —
Z ludem przed miasto wyszedł y pod mury
Na wątpliwy bóy z swemi patrzał z gury.

94.

A skoro uyrzał, że się Arabowie
Pospołu z Turki bardzo nachylili,
Gęste słał posły, aby lud wodzowie
Argant z Kloryndą zaraz uwodzili.
Ale choć do nich wskazował surowie —
Krwią opoieni długo się bawili,
Acz naostatek ustąpić musieli
Y ludzie sprawą swe uwodzić chcieli.

95.

Ale kto prawa na boiaźń stanowi?
Kto strach przywiedzie do dobrego końca?
Tarcze y zbroie miecą, chcąc być zdrowi;
Miecz teraz wadzi, co wprzód był obrońca.
Pod miastem wielka przeciw południowi
Dolina leży od zachodu słońca:
Przez tę pogaństwo na zad uciekało,
A proch przed sobą gęstą chmurą gnało.

96.

Kiedy pochyło na dół uciekali,
Srodze ie nasi siekli y pędzili,
Lecz kiedy z dołu w gurę się udali,
Gdzie świeży ludzie na posiłku byli —
Nie chciał Gwelf, aby w górę nacierali
Y kazał, aby daley nie gonili.
Tak swe stanowił hufce zagonione,
A król też swoie zbierał rozproszone.

97.

Tem czasem Sułtan czynił, co człowiecze
Y co te ziemskie czynić mogły siły;
Więcey nie może, pot z krwią z niego ciecze,
Bokami robi y tchnie w oney chwili;
Iuż ręką słabo y leniwo siecze,
Tarczy mu dźwignąć mdłe nie mogą żyły,
Miecz nie tnie, ale tłucze — iako stępy,
Tak ostrze stracił y tak został tępy.

98.

A widząc iuż swą przegraną, na obie
Stronie rozbierał swóy umysł wątpliwy:
Ieśli swą ręką śmierć miał zadać sobie,
Żeby go ięzyk nie szczypał dotkliwy?
Czyli — straciwszy woysko w oney dobie —
Zachować cało żywot nieszczęśliwy?
Nakoniec rzecze: „Niech nieba wygraią,
Niech swe tryumphy z mey sromoty maią.

99.

Niechay móy widzą tył nieprzyiaciele.
Niech znowu patrzą na moie wygnanie,
Byle widzieli, kiedy znowu śmiele
Będę ich słabe mieszał panowanie;
Nie ustąpię iem póki dusza w ciele,
Pamięć moich krzywd wiecznie nie ustanie
Y nieprzyiaciel sroższy się iem wrócę,
Chocia się w popiół y w ziemię obrócę“.

KONIEC PIEŚNI DZIEWIĄTEY.




  1. błędne roty 9, 3, 1 — koczownicze.
  2. Po wszystkiej prawie — nad którego — ziemi
    Sroższego wieki tamteczne nie znały
    przestawienie, zamiast:
    Nad którego wieki tamteczne nie znały sroższego po wszystkiej prawie ziemi.
  3. delia — w oryginale: la veste oltra il ginochio al piè gli cade.
  4. Abis (ἀβυσσος) 4, 8, 7; 9, 15, 8; 59, 6 — otchłań.
  5. bezpieczny 20, 108, 3 — pewny; b. całości 15, 63, 7; 18, 10, 8; zwycięstwa 9, 16, 7; bezpieczne słowa 4, 94, 2 — śmiałe.
  6. Flegeton (od greckiego φλέγω, goreję) jest to ognista rzeka piekielna.
  7. rodzicy, 1 przyp. l. mnogiej od rodzic.
  8. Że konaiące nie patrzał na syny
    przestawienie:
    Że nie patrzał na konające syny.
  9. Iako na Tatrach — oryginał: Come nell’ Appenin.
  10. I Frąca — dodane w przekładzie — w oryginale wymieni tylko Dragutto, Gruilberto i Filippo Ariadeno.
  11. zaydzi, tryb rozkazujący, zamiast: zajdź — porównaj pieśń III, str. 80, zwr. 27.
  12. Głęboka Wisła w oryginale: il Po.
  13. I krwią swych panów namioty pomoczył; panowie, właściciele namiotów.
  14. Pod Maiestatem bogini siedziała i t. d. mowa o Fortunie.
  15. Abis (ἀβυσσος) 4, 8, 7; 9, 15, 8; 59, 6 — otchłań.
  16. zwać może leniwe, zamiast: można zwać leniwe.
  17. ony zamiast: one, 1 przyp. l. mnogiej, porównaj pieśń I, str. 32, zwr. 74.
  18. biczmi zamiast: biczami, porównaj pieśń I, str. 28, zwr. 63 i t. p.
  19. krtaniem zamiast: krtanią, por. Potocki — Wojna Chocimska, gdzie także krtań rodzaju męskiego.
  20. Ośmid w oryginale: Osmida — imię własne saraceńskie.
  21. rże zamiast: rży, czas teraźniejszy, trzecia osoba liczby pojedynczei od rżeć.
  22. błędy 9, 89, 8; 10 Arg. 5; 59, 3; 15, 1, 8 — błądzenie, błąkanie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Torquato Tasso i tłumacza: Piotr Kochanowski.