Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła/Tekst utworu
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Jak Nanna córeczkę swą Pippę na kurtyzanę kształciła |
Wydawca | Spółka Wydawnicza „Biblion” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | „Rola“ Jana Buriana |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Edward Boyé |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
NANNA: A ty cóżeś sobie znów ubrdała? Cóż to za dąsy, fumy, gniewy, a rankory? Serce ci wali, bledniesz i czerwienisz się na przemiany! Nieznośny bachor z ciebie!
PIPPA: A tak, tak, muchy mi wlazły do nosa!
Czemuż to nie zezwalacie, abym ostała kurtyzaną, jak wam radziła moja chrzestna, donna Antonja?
NANNA: Pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki!
PIPPA: Jesteście złą macochą. Hu, hu, hu!
NANNA: Płaczesz, moja laleczko?
PIPPA: Pewnikiem, że mi się na szloch zbiera!
NANNA: Poniechaj pychy, poniechaj, mówię ci! Bo jeśli zupełnie swych manjer nie odmienisz, nigdy nie będziesz miała całych majtek na tyłku! Dzisiaj są takie gromady kurew, że trza cuda robić w sztuce umiejętności życia, aby koniec z końcem związać. Nie wystarcza być łakomym kąskiem, mieć piękne oczy i kosy złote! Tylko szczęście, albo sztuka do celu wiedzie!
Wszystko inne to zawracanie głowy!
PIPPA: I to wy tak mówicie?
NANNA: Tak, to tak, Pippo! Ale jeśli postępować będziesz według mych rad, a dobrze uszu nastawisz, słuchając matczynych napomnień, to fortuna pójdzie twym śladem.
PIPPA: Zechciejcie tylko starań dołożyć, aby uczynić ze mnie takową signorę, a uszu to ja już nadstawię!
NANNA: Jeśli nie będziesz uganiać się za byle kłakiem, co po powietrzu lata, jeśli przestaniesz się gawronić i boczyć podczas dyskursów ze mną, tedy przysięgam ci, na owe zdrowaśki, które po całych dniach mruczę, że w ciągu dziesięciu, albo czternastu dni najdalej, będziesz mogła rozpocząć interes!
PIPPA: Oby Bóg zechciał tego, droga mamo!
NANNA: Przedewszystkiem, zechciej ty sama!
PIPPA: Oczywiście, że chcieć będę, moja droga mamusiu, moja złota mateczko!
NANNA: Moje chęci równie są gorące, a przytem mocno wierzę, że dalej zajdziesz, niż jakakolwiek faworyta Ojca Świętego! Już cię widzę w raju. Uważ więc, co mówić będę.
PIPPA: Cała się w słuch przemieniam.
NANNA: Pippo! Ludziom zawżdy mówię, że masz lat szesnaście; naprawdę masz ich już dwadzieścia, jak obszył.
Albowiem urodziłaś się wkrótce po conclave Leona i w tym samym czasie, gdy cały Rzym wrzeszczał: palle! palle![1], ja ryczałam w porodowej boleści. Och! Ach! Rety! Gwałtu!... Ażeby cię!
Przyszłaś więc na świat w chwili, gdy herb Medyceuszów przybijano do portalu Św. Piotra.
PIPPA: Oto jeszcze jeden powód więcej, abym czasu po próżnicy nie traciła! Opowiadała mi krewniaczka, Sandra, że świat chce teraz wiedzieć tylko o jedenasto, albo dwunastolatkach, inne zasię w rachubę nie idą.
NANNA: Temu nie przeczę! Ale ty najwyżej na czternaście lat wyglądasz. Powróćmy jednak do materji właściwej. Słuchaj mnie i nie myśl o niebieskich migdałach! Wyimaginuj sobie, że ja jestem bakałarzem, a ty żaczkiem, który się sylabizowania uczy, albo jeszcze lepiej, ja się stanę kaznodzieją, a ty pobożnym parafjaninem! Jeśli chcesz być, jak ów żaczek, to słuchaj uważnie swego bakałarza, aby cię na kobiercu nie rozciągnięto! Jeśli zaś chcesz się stać pobożnisiem, to zapamiętaj wszystkie słowa kazań, aby nie wpaść do domu wiecznego potępienia.
PIPPA: Postaram się was zadowolnić!
NANNA: Córuchno, ci którzy ostatni szeląg tracą, uganiając się za spódnicami, ciągle się żalą, że ta lub owa pstro ma w głowie, tak, jakby wszystko zło, które im się wydarzyło, z głupoty onych dziewek poszło! Ani nie spostrzegają, że głupstwa te, to ich całe szczęście! Dlatego też umyśliłam sobie, abyś owym asanom czarno na białem pokazała, jakiby ich żałosny los czekał, gdyby wszystkie kurwy, co do jednej, nie były łotrzycami, głupiemi gęsiami, oślicami, szurgotami, klempami, pijaczkami i jeszcze czemś gorszem.
PIPPA: A to znowu dlaczego?
NANNA: Dlatego, że gdyby krom występków miały i cnoty, to prędko oczy by się im otworzyły na wszystkie podstępy i łajdactwa męskie; znosiłyby wszystko cierpliwie przez pięć, dziesięć lat, ale potem posłałyby jegomościów na szubienicę; a na widok wywalonego ozora, radość ich byłaby większe, niż markotność owych panów, z jaką ongiś na podbieranie swych mieszków spoglądali. I jeśli jest tyle, które z głodu zdychają, wykarmiając na swem ciele wrzody, krosty i francę, to tylko dlatego, że ani chwili nie pomyślały o swoich sprawach!
PIPPA: Poczynam was rozumieć!
NANNA: Słuchaj uważnie i dobrze sobie w pamięć wbij kazanie moje i przypowieści. W dwóch słowach nauczę cię wszystkiego. „Białogłowy, które się nierządem bawią, nazywają się kawalerkami, iż jeżdżą na głowie amantów, jako na ośle, bo to z włoskiego caballo — koń, z łaciny caballus, jak tedy rycerz koniem, tak te nierządnice kochankami swemi rządzą. Zaś jeśli doktory, filozofowie, kupcy, rycerze, mnisi, parochy, szlachcice, wielcy panowie, ba!... Salomonowie nawet, stają się igraszką w ręku bylejakiej wietrznicy, wyobraź sobie, cóż dopiero uczyni z nimi podwika, mająca szczyptę dowcipu w przyrodzeniu!
PIPPA: Dobrze ich ubierze!
NANNA: Zatem kunszt kurwiarski nie jest zawodem dla głupiej! Wcale nie wystarcza zadrzeć kiecki do góry i powiedzieć: „Ot tak! A teraz jazda!“ Trzeba jeszcze coś innego umieć. W przeciwnym razie zrobi się klapę tego samego dnia, w którym się interes otwarło! Ale teraz dotrzyjmy do jądra sprawy!
Kiedy ludzie usłyszą, żeś już napoczęta, znajdzie się zaraz bardzo wielu, prosząc, abyś ich najpierw obsłużyła. A ja będę, niby ojciec spowiednik, który uspakaja tłum podniecony, bowiem gromady posłanników będą mi szeptać do ucha swoje: ps, ps! Odrazu tuzin zamówień spadnie na twą głowę. Będziemy pragnąć, aby tydzień miał tyle dni, ile ma ich miesiąc. Już widzę, jak odpowiadam pokojowcowi jakiegoś można pana: „Tak, to prawda, moja Pippcia pozwoliła uszczknąć sobie kwiatuszek dziewictwa! Dobry Pan Bóg w niebie raczy wiedzieć, jak się to stało! Ale tej krowie, tej kumie-stręczycielce za mój dyshonor odpłacę się z nawiązką. Moja córuchna czysta jest, jak gołąbek i na słowo Nanny raz jeno owe paskudztwo zrobiła! Ostatnim wyciruchem musiałabym być, gdybym ciałem własnego dziecka kupczyła! Ale Wasza Łaskawość tak mnie oczarował, że odmowy przez wargi przecisnąć nie mogę! Zaraz po „Ave Maria“ moja Pippcia u niego się zjawi.
W chwili, gdy sługus będzie się zabierał do odejścia, musisz przebiec przez dom z rozwianemi włosami, a kiedy wejdziesz do komnat, unieś nieco oblicze ku górze, aby lokaj mógł na ciebie spojrzeć z pod oka!
PIPPA: A to poco?
NANNA: Po to, że wszyscy owi sługusi są stręczycielami i rajfurami swych panów. Ten, o którym teraz mówię, pomknie do swego pana, niby dziwatr jaki i nie mogąc złapać tchu, pocznie mówić: „Wasza Wielmożność, tyłem starań dołożył, że udało mi się dziewczynę zobaczyć. Ma ci ona warkocze, jak złote postronki, a oczy, jak sokolica. Mimochodem wspominałem o Was, aby ujrzeć, jakie wrażenie sprawi na niej Wasze imię. Zaiste! kąsek to znakomity i przypuszczam, że jednem westchnieniem lube pożary w niej rozniecicie!“
PIPPA: A co za profit mieć będę z tego cygaństwa i paplaniny?
NANNA: Wzbudzą one w tym, który ciebie pożąda, dobre o tobie mniemanie, a godzinka oczekiwania wyda mu się lat tysiącem. Ha, ha, ileż to jest głupców, którzy, zasłyszawszy, jak pokojówka wysławia swoją panią, zaraz na umór durzyć się poczynają, aż im ślina z gęby ciecze!
PIPPA: Zatem pokojowe są z tej samej mąki, co pachołkowie?
NANNA: Wart Pac pałaca, a pałac Paca!
Idziesz więc do domu tego gładysza, a ja ci towarzyszę.
Zapewne wyjdzie na twe spotkanie na schody, albo na sam próg domu. Ty poprawisz nieco zmięte szatki i będziesz się trzymać godnie, ręce w małdrzyk, a buzia w ciup. Ukradkiem spojrzysz na poczet domowników, stojących nieco na uboczu.
Później utkwisz pokorny wzrok w jego oczach, zrobisz piękny dyg i wypowiesz pozdrowienie, pełne galanterji.
PIPPA: A co będzie, jeśli się zarumienię?
NANNA: W to mi graj: Barwiczka, którą wstyd policzki młodej dziewczyny maluje, serce mężczyzny na wosk topi.
PIPPA: To znakomicie!
NANNA: Po załatwieniu wszystkich dwornych ceregieli, ów pan posadzi cię obok siebie, a i mnie rzuci parę grzecznych słówek.
Utkwię wzrok w twojej twarzy, udając, że mnie twoja uroda całkiem oślepiła. W ten sposób zwrócę na ciebie uwagę całego zgromadzenia.
A wtedy i on rychło powie: „Madonna! Wasza matka ma rację, że was ubóstwia, albowiem inne niewiasty rodzą dzieci, zaś ona anioła zrodziła! A jeśli wypowiedziawszy te słowa, pochyli się ku tobie, aby twe oczy i usta całować, odwróć się od niego delikatnie i westchnij cichutko; gdyby ci się udało spiec w tej chwili raczka, jużbyś go miała!
PIPPA: Ach! nie!... doprawdy??
NANNA: Tak, tak moja Pippo! Westchnienie i jednoczesny rumieniec są oznakami miłości, dowodem, że zaczynasz się w nim durzyć.
Ów pan, który oczekuje od ciebie rozkoszy, zacznie sobie wyobrażać, żeś się już w nim na umór zakochała i tem łacniej w to uwierzy, gdy go będziesz ścigać stęsknionym wzrokiem!
Gawędząc z tobą bez ustanku, zaciągnie cię do kąta i w najwdzięczniejszych, najtkliwszych słowach wyzna ci swą miłość. Musisz na wszystko fnie odpowiadać. Staraj się przytem mówić słowami, któreby nie trąciły zamtuzem.
Tymczasem przybliżą się do ciebie goście, którzy przez ten czas ze mną żartowali i śmiejąc się krotochwilnie, będą opowiadali ci różne bzdury. Ale ty nie trać zimnej krwi i czy to milczysz, czy mówisz, zachowuj się tak, aby zarówno twoja mowa, jak i milczenie były pełne powabu i godności. Nie rzucaj wokół spojrzeń chutliwych! Wzrok twój winien być wzrokiem mnicha, który spogląda na cnotliwe i czyste mniszeczki! Stęsknione spojrzenia i namiętne półsłówka zachowaj dla przyjaciela, który ugaszcza cię stołem i łożem. Śmiejąc się, nie rycz głośno kurwim sposobem, szczęki szeroko rozdziawiając, że aż do gardziela możnaby było zajrzeć. Żaden rys twojej twarzy nie powinien być śmiechem zeszpecony. I niech ci raczej ząb z ust wyleci, niż brzydkie słowo. Nie klnij na Boga, ani na żadnego świętego! Nie staraj się zaprzeczać uporczywie: „Nie macie racji Wielmożny Panie, to nie tak było!“ Nie gniewaj się na docinki i przytyki złośliwe, któremi owi panowie usiłują nas podrażnić! Albowiem taka, która codzień z kim innym wesele odbywa, powinna raczej stroić się w uprzejmość, niż w jedwabie i w każdym ruchu, w każdym geście zdradzać maniery prawdziwej księżniczki. Tylko skromność wywyższyć cię może, zaś ni aksamit, ni atłasy nie dadzą ci okrasy!
PIPPA: Zakonotuję to sobie!
NANNA: A kiedy podadzą sałatę, nie rzucaj się na nią, jak krowa na siano, bierz drobne kawałeczki i nie zatłuszczaj palców, podnosząc je do ust. Nie pochylaj się przytem nad stołem, jakbyś chciała strawę z talerza porwać. Tak czynią tylko flądry, nie mające pojęcia o dobrem wychowaniu!
Siedź pełna godności, wdzięcznym ruchem wysuwając ręce. Gdy ci się pić zachce, kiwnij na sługę, lecz jeśli dzbany na stole stoją, usługuj sobie sama. Nie napełniaj kieliszka po brzegi, przytykaj wargi wdzięcznie do szkła i nigdy jednym haustem do dna nie wysączaj.
PIPPA: A jeśli będę miała wielkie pragnienie?
NANNA: To wszystko jedno! Pij mało, aby cię nie okrzyczano za wielką pijaczkę i żarłoczkę. Nie żryj potraw z otwartemi ustami i nie mlaskaj językiem. Jedz tak, żeby tego słychać nie było. Podczas obiadu nie rób z pyska cholewy, mów mało, chyba żeby cię o to proszono. Poczęstuje cię kto z gości jaką potrawą, skrzydełkiem kury, kawałkiem kapłona lub piersią kuropatwy, to przyjmij dar z piękną podzięką i przymilnym uśmiechem, spojrzyj jednak pytająco na swego miłośnika, jakbyś go prosić chciała o milczące przyzwolenie.
Po skończonem obiedzie nie czkaj i nie pierdź na miłość boską!
PIPPA: A jeśli mi się czknięcie, lub pierdnięcie wypsnie?
NANNA: Br... wtedy nietylko ci, co się łatwo brzydzą, ale i sama obrzydliwość będzie się brzydzić tobą!
PIPPA: No, a cóż się stanie, jeśli wszystkich waszych nauk przestrzegać będę?
NANNA: Zyskasz sławę najwdzięczniejszej, najmilszej kurtyzany i każdy będzie mówił o tobie: „Cień starych trzewików signory Pippy jest więcej wart, niż ta, lub owa w trzewikach i szacie. A ci którzy cię znają, pozostaną i nadal twymi niewolnikami; będą wszędy wysławiać twoje zalety, pożądając cię tem więcej, im staranniej unikają pospolitych dziewek i ladacznic!
PIPPA: A cóż mam robić, kiedy obiad się skończy?
NANNA: Rozmawiaj krótką chwinlę ze swoim sąsiadem, ale nie opuszczaj miejsca, obok swego gacha. Kiedy się zbliży godzina łoża, odprawisz mnie do domu, sama zaś powiesz z respektem: „Dobranoc moi państwo!“ I wystrzegaj się, wystrzegaj się, jak marowej zarazy, aby nikt nie widział, ani nie słyszał, jak sikasz!
Nie chodź do wychodka, nie podcieraj się chusteczką, albowiem będą z tego plewy, dla owych kur, które byle mierzwo rozgrzebują! A kiedy znajdziesz się w alkierzu, za zamkniętemi drzwiami, rozejrzyj się uważnie, może dostrzeżesz jaki ręcznik, lub czepeczek, któryby pasował na ciebie. Wychwalaj owe przedmioty, ale nie proś o nic.
PIPPA: A dlaczego nie miałabym prosić?
NANNA: Dlatego, że pies bardzo do swej suki przywiązany, sam złoży ci to lub owo w podarunku.
PIPPA: A gdy mi ofiaruje?
NANNA: Pocałuj go namiętnie i przyjmij.
PIPPA: Tak też uczynię!
NANNA: Podczas gdy on na gwałt będzie ściągał szaty, ty rozbieraj się powoluteńku, mrucząc coś do siebie i wzdychaj od czasu do czasu. Zapyta się skoro się obok niego ułożysz: „Czemuż to wzdychacie, moja duszko?“ Wtedy ty westchnij raz jeszcze i powiedz: „Wasza Miłość całkiem mnie opętał!“ Przy tych słowach obłap go mocno i całuj, całuj z całej duszy!
Potem przeżegnaj się, a jeśli nie chcesz zmówić modlitwy, to poruszaj przynajmnie wargami, aby wyglądało, że się modlisz.
Trzeba być dobrze ułożoną, aż do końca!
Ów drab, oczekujący na ciebie w łóżku, jak głodomór, który z wilczym apetytem siadł do stołu, zanim podano chleb i wino, zacznie cię głaskać po piersiach, wciśnie w nie swoją twarz, jakby się chciał napić, połaskocze cię po brzuchu, wreszcie dogramoli się do twojej myszki i kilkakrotnie ją poklepawszy, zacznie cię szczypać po lędźwiach. Później przyjdzie kolej na pośladki, które są naszą udręką, ponieważ nęcą ku sobie męską dłoń z nieprzezwyciężoną siłą! Wkońcu wepchnie kolano między twoje nogi, próbując, czy się przypadkiem nie obrócisz! Jednak nie będzie miał jeszcze odwagi otwarcie cię o to poprosić. Ale ty trzymaj się ostro! I choćby skomlał, łasił się i przymilał jak dziecko, nie nadstawiaj mu tyłka!
PIPPA: A jeśli mnie przymusi?
NANNA: Nikogo nie można przymusić, mój głuptasku!
PIPPA: A czy to nie wszystko jedno, czy mnie zajedzie z tyłu czy z przodu?
NANNA: O małpko, małpko ucieszna! Mówisz, jak prawdziwy głuptasek! Powiedz mi co jest więcej warte: talar, czy dukat?
PIPPA: Teraz was rozumiem! Srebro mniej warte, niż złoto!
NANNA: Słusznie mówisz! Ale, ale przypominam sobie wspaniały koncept.
PIPPA: Naucz mnie go!
NANNA: Słowo daję, doskonały kawał!
PIPPA: Proszę, proszę mateczko!
NANNA: Kiedy cię tak pcha i tarmosi, chcąc cię przewrócić według swego widzimisię, obmacaj go, czy nie ma jakiegoś łańcuszka na szyi, albo pierścienia na palcu. I kiedy stary zrzęda będzie mruczyć, wprowadzony w pokusę przez zapach pieczeni, spróbuj, czy ci się nie uda capnąć mu tych klejnotów.
A jeśli nie da sobie nic zabrać, powiedz mu prosto z mostu:
Co?... Wasza Miłość robią takie plugastwa od tyłu? Wtedy weźmie się do ciebie w rozsądny sposób. Albowiem pieszczotki, które owym świderkiem grę ułatwiają, nieomylnie wiodą ich do zguby, a doznane słodycze życia ich pozbawiają.
Tylko ze sklepem kramarskim porównać można owe żarty, zabawy, figliki i krotochwile, któremi darzy dobrze wyuczona k...a!
PIPPA: Jakież zabawne porównanie robicie?!
NANNA: Przypatrz się kramarzowi! Ma ci on tasiemki, zwierciadła, rękawice, wianuszki, wstążki, naparstki, szpilki, igły, pasy, czepki, mydła, wonne olejki, puder cypryjski, różańce, paciorki, sztuczne włosy i sto tysięcy innych rzeczy! Takoż gamratka na swem posłaniu. Słówka, uśmiechy, pocałunki, spojrzenia! Ale to jeszcze nic! Ma ci ona w swych dłoniach i w swem puzdereczku wszystkie rubiny, perły, djamenty, szmaragdy i melodje całego świata.
PIPPA: A to jakże?
NANNA: Co, jakże? Ha! Każdy mężczyzna czuje się w siódmym niebie, kiedy jego ukochana przyjaciółka chwyci go za ogonek, owo dwa, trzy, albo cztery razy w ręku zgniecie, aż ci dęba stanie, a potem kiedy stanął, troszeczkę nim potrząśnie. A wtedy puści małego łajdaka i jądra do ręki weźmie, gładząc je leciutko.
Potem poklepie go po zadzie, pogmerze we włosach i zacznie na nowo klepać po tyłku, aż kutasisko, sokiem nabrzmiałe, wyglądać pocznie, jak ów, co wyrzygaćby się pragnął, a nie może!
Miłośnik, który takich pieszczot doznał, dumą się nadmie, niby opat i nie zamieni swych rozkoszy na rozkosz, jakiej doznaje łechtana maciora.
Zaś gdy ujrzy, że ta, na której jeździć miał zamiar, sama niby amazonka wskoczy na niego, wtedy już całkiem ducha popuści od słodkiej rozkoszy!
PIPPA: Co ja słyszę!
NANNA: Słuchaj i naucz się odsprzedawać swój towar. Daję ci słowo, że sprytna dziewka, która sama na kochanka wlezie, prędzej wyciągnie mu z portek wszystkie pieniądze, niż to kości i karty szulerów potrafią.
PIPPA: A gdy płacić nie zechce?...
NANNA: Alboż to mało sposobów do wysadzenia go z siodła?
PIPPA: Opowiedzcież mi choć o jednym!
NANNA: Chętnie, posłuchaj tylko! Gdy ci się już znudzi, zacznij popłakiwać, stań się nagle poważna, nie poruszaj się i leż cichutko! Ów ciałożerca zapyta się, przerywając: „Cóż tam znowu?“ Zaś ty zajęcz tylko! Będzie musiał zrobić przerwę i rzec: „Serce najdroższe, czy cię boli, czy nie sprawia ci przyjemności rozkosz, jakiej ja zażywam?“ Wtedy odpowiesz: „Ach drogi staruszku!... chciałabym!“
No cóż takiego?... W tem miejscu zrób minkę, jak łaszący się kotek. A potem nawpół przez słowa, nawpół przez znaki, daj mu do zrozumienia, że chciałabyś się nadziać na włócznię sposobem Gianetty!
PIPPA: Wyobraźcie sobie, że już to zrobiłam i mówcie dalej!
NANNA: Rozsiadłszy się wygodnie, obejmij go za szyję rękoma i daj mu z dziesięć pocałunków. Potem weź jego łodygę do rąk i gnieć ją tak długo, aż ją szał opanuje. Kiedy już tryska ogniom i skrami, wraź ją do osi i wgnieć się w nią z całej siły. Po chwili westchnij, jakbyś już była gotowa i powiedz: „Mnie się już przytrafiło, a wy, czy prędko skończycie, Wielmożny Panie?!“ Ogier odpowie wzruszonym głosem: „Niedługo, moja dziecino!“ Gdy zauważysz, że mu się już przytrafia, powstrzymaj go i powiedz: „Jeszcze nie, jeszcze nie, moje życie!!“ i wsadź mu język do ust, ale uważaj przytem, aby klucz z zamka nie wyskoczył! Później pchnij, odsuń się i znów się przysuń, natrzyj mocno, obrabiając go bez ustanku! Krótko mówiąc, musisz przy tej pracy naśladować ruchami grających w piłkę! Gracze owi, raz w tę, raz w ową stronę się biorą, udając, że chcą piłkę rzucić. A gdy dobrze już omylą czujność przeciwników, wtedy dopiero rzucają z całej siły.
PIPPA: Upominaliście mnie przecież, abym się zachowywała skromnie, a teraz uczycie mnie takich sprośności?
NANNA: To wszystko leży w zakresie mego zadania; albowiem w łóżku musisz być nierządnicą, w tem samem tego słowa znaczeniu, jak gdzieindziej dobrze wychowaną damą, Staraj się, aby nie było pieszczot do pomyślenia, któremi nie obdarzyłabyś swego towarzysza łoża! Bądź zawsze na pogotowiu i drap go tam, gdzie go swędzi! Ha, ha, ha!
PIPPA: Z czego się tak śmiejecie?
NANNA: Śmieję się z wykrętów, które powymyślali sobie biedni ludziska, którym już stojaczek nie staje!
PIPPA: Jakież to wykręty?
NANNA: Zwalają winę na to, że za dużo kochali. I z pewnością, gdyby tej wymówki nie mieli, byliby w jeszcze większym kłopocie, niż lekarze, kiedy im chory, zapytany o stolec, odpowiada, że już po wszystkiem. W tedy nie wiedzą już, jakieby medykamenta przepisać i stoją mocno zafrasowani! Takoż i staruszkowie, kiedy się na nas wdrapią i płacą nam fałszywą monetą miłosną i długiem gadulstwem!
PIPPA: Chciałam się właśnie was zapytać, jak się mam odnosić do owych zaślinionych ramoli, którzy śmierdzą zarówno z tyłu, jak i z przodu. Zapaćkają mnie swemi bździnami, kiedy ich będę przez całą noc na karku nosiła! Mogłabym się łatwo zatknąć, lub zacuchnąć się do reszty! Moja krewniaczka opowiadała mi, że jakaś panienka zemdlała w takiej okazji!
NANNA: Dziecinko, zapach talarów jest tak słodki, że smród plugawego oddechu i fetor zapotniałych nóg wcale naszego nosa nie drażni! Ci panowie płacą wagą złota za cierpliwość, z jaką znosimy ich braki! Słuchaj uważnie, albowiem chcę ci powiedzieć, jak się masz zachować z owymi „musico musicorum“. Jeśli dogodzisz zachciankom tych ludzi i poddasz się im cierpliwie — wówczas wszystkie ich dobra do ciebie należą!!
PIPPA: Opowiedzcie mi jeszcze trochę szerzej o tych babakach.
NANNA: A zatem siedzisz sobie przy stole z chutliwymi rypałami, którzy mają dobre chęci, ale marne lędźwie.
Pippo, tam ci są dopiero potrawy i wina, jak się patrzy, a tony górne, jak u Wielkich Panów!!
Doprawdy, słuchając ich przechwałek, miałoby się ochotę powiedzieć: „ci ze srogim pocztem jadą“, a gdyby ich czyny bohaterskie w pierzynie, odpowiadały czynom, dokonanym na małmazji i bażantach, to mogliby się wyrzygać na bohatera Rolanda. Ale te namiętne pyszałki pokładają całą nadzieję w pieprzu, truflach, jarmużu i kordjałach, sprowadzanych z Francji. I takie świństwa łykają masami, nadziewając się niemi, jak chłop winogronem.
O! przy takich ucztach możesz jeść ile ci się podoba!
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Bo im przyjemność sprawia, karmić cię, jak niemowlę! Widząc, że zajadasz z apetytem, cieszą się jak koń, który słyszy gwizdanie pachołka, wiodącego go do wodopoju.
A pozatem nie lubią tego starcy, aby dziewczyna zachowywała się jak oblubienica lub dorynda.
PIPPA: Więc, gdy z nimi ucztuję, to mogę nie wylewać za kołnierz!
NANNA: Na jądra świętych młodzianków! Pojęłaś mnie i jeśli nadal robić będziesz takie postępy, to się wydłużą pyski innym kurtyzanom, jak proboszczowi, kiedy mu małe datki do skarbony lecą!
Ale, ale, siedząc ze starcami przy stole, nie czyść sobie zębów serwetką i nie płucz ust wodą, albowiem mogliby się urazić, szepcząc do siebie: „Oto wydrwiwa się z nas, że mamy chwiejące się zęby, które w gębie sztucznie woskiem przymocowujemy!
PIPPA: Właśnie, że będę je czyścić! Niech się martwią!
NANNA: Ani mi się waż!
PIPPA: No, dobrze już, dobrze!
NANNA: Zato, możesz w zębach porządek zrobić ukradkiem, wykłuwając je sobie patyczkiem z rozmarynu!
PIPPA: A jakżesz to będzie, kiedy pójdę z tymi starcami do łóżka?
NANNA: Ha, ha, ha! Trzeba przyznać, że ślicznie wyglądają w jednym tylko kaftaniku na gołem cielsku. Piękni, jak koczkodani! Przypominają sobie młodość, niby osły i oślice zielone chwasty i prawią nam dusery w słowach tak rozwlekłych, że napróżno siliłabym się je powtórzyć. Mimowoli przychodzą na myśl bajki piastunek, których dzieci ani w ząb nie rozumieją. Wtykają ci swą nadobną kiełbaskę do pięści, włażą na kark, jakbyś była kobyłą i każą ci się kręcić to w tą, to w tamtą stronę. Musisz ich drapać pod pachami i po brzuchu, ale bierz się do tego z zapałem, a gdy ich już trochę roznamiętnisz, chwyć znów za ptaszka i potrząsaj nim wdzięcznie, aż ci łebek, jako tako do góry zadrze! Im bowiem kota bardziej głaszczesz, tem bardziej ogon wznosi!
PIPPA: To on starcom jeszcze staje?
NANNA: Tak, czasami, przez omyłkę, ale prędko znowu opada.
Gdybyś widziała swego ojca, Panie, świeć nad jego duszą, jak podczas ostatniej choroby usiłował usiąść na łóżku i zaraz bezwładnie sztywny i zimny znów opadał, miałabyś w nim obraz przyrodzenia tych staruszków. Wygląda jak glisda, która się kurczy i wyciąga i w ten sposób naprzód się porusza!
PIPPA: Nauczyliście mnie wszystkiego, co mam czynić, kiedy siedzę na chłopie okrakiem, a także powiedzieliście mi o wszystkich okolicznościowych igraszkach, ale nie wiem jeszcze, jaki temu wszystkiemu ma być koniec?
NANNA: Nie potrzebujesz o nic więcej pytać! Już cię rozumiem i gorliwość twoja napełnia mnie taką dumą, że jestem w siódmem niebie!
Chcesz wiedzieć, do czego służą owe wszystkie małe figliki, które masz robić, kiedy siedzisz na swadźbiącym, jak to się zwykło wyrażać?!
PIPPA: Wsadziliście mateczko palec do właściwej dziury!
NANNA: Przypominasz sobie może, Pippeczko, jak to uczynił ów Zoppino[2], który przed widzami odgrywał legendę o Campriano?
PIPPA: Zoppino? Wiem, wiem! Cały świat się zbiegał, chcąc posłuchać jego śpiewu!
NANNA: O nim też mówić pragnę! Poszłaś raz z córkami kuma Piotra: Kachną i Kasiuchną, na owo przedstawienie i śmiałaś się do rozpuku z krotochwil Zoppiny!
PIPPA: Tak, tak przypominam sobie!
NANNA: Zoppino śpiewał wówczas o tem, jak Campriano wsadził swemu osłu trzy funty grosiwa do d... i powędrował z bydlątkiem do Syeny. Tam sprzedał go za sto dukatów dwóm kupcom, którym zawrócił głowę, że osioł s.. złotem.
PIPPA: Ha, ha, ha!
NANNA: Historyjkę tę opowiedział tylko do połowy. Urwawszy w miejscu najmniej oczekiwanem, wypróżnił zanadrza i zaczął sprzedawać tysiące najrozmaitszych balsamów i drjakwi!
PIPPA. Jeszcze nie bardzo wiem, o co wam chodzi?!
NANNA: O ty podporo i nadziejo mojej starości! Pozwól mi się wygadać swobodnie do końca, będzie to z wielką korzyścią dla ciebie! A za tem, kiedyś tak już rozpaliła owego kaczałę, że gotów jest wypluć ślimaka, zatrzymaj się nagle i powiedz: „Już nie mogę więcej!!“ A wtedy niech prosi, żebrze, skamle, błaga, ile chce! Odpowiadaj: „an tyćko, ani tyleczko, ani odrobiny więcej!“ Fora Adamie, fora, z tak rozkosznego dwora!
PIPPA: O, nawet mu powiem, że więcej nie chcę!
NANNA: Możesz i to powiedzieć! Bowiem rozwścieczy się wówczas jak gorączkujący, któremu wyrwano z ręki kubeł zimnej wody. Kiedy zaczniesz złazić z konia, będzie ci czynił różne obiecanki, aż wreszcie rzuci się na sakiew i całą zawartość ci ofiaruje. Ty zaś udawaj, że nic nie chcesz od niego. Albowiem to twoje „ja nie chcę i nie mogę“ akurat w pośrodku najlepszej roboty, odpowiada dokładnie postępowaniu Zoppina. W chwili, gdy publika za brzuch się trzyma od śmiechu, nie kończy on swojej powiastki o Campriano i zaczyna sprzedawać proszki i pigułki! Zaś ludziska stoją oniemiali, z rozdziawionemu gębami!
PIPPA: Acha! nareszcie was zrozumiałam, wracajmy zatem do naszego staruszka.
NANNA: A tak, tak, staruszek, staruszek, ten ci się poci i sapie, jak prawdziwa d...a w grochu! Będzie się męczył i biedził, aby ci wtentegować, a jednak nic nie zwojuje! Rzecz w tem, żeby mu trochę dopomóc! Przytul główkę do jego piersi i powiedz: „Kto jest wasza kurweczka? Kto jest wasza krew i wasze życie? Papo, papusiu, papeńko! Czy ja nie jestem waszą koniczynką?“ A przytem gładź każdą zmarszczkę i każdą brodawkę na jego cielsku, mówiąc: „a kili, kili!“ Śpiewaj mu przytem: „Lulaj, że, lulaj! i kołysz go, jak dzieciaka w powijakach.
Stoję o zakład, że będzie się zachowywać, jakby był małym chłopczykiem, szepcąc do ciebie: „mamo, mamusiu, mateńko!!“ Wtedy weź się za niego ostro i wymacaj, czy jego sakiew nie leży przypadkiem pod poduszką. Jeśli ją tam znajdziesz, nie zostaw wewnątrz ani miedziaka. Trzeba użyć tego wojennego wybiegu, albowiem im się gęba z mieszkiem wadzi, gdy tylko chwila rozkoszy przeminie! Obracają dukata w palcach przez cztery godziny, zanim go oddadzą. Jeśli przyrzekną ci szaty i naszyjniki, nie daj im chwili spokoju, aż obietnicy dopełną.
Potem niech cię obrabia chociażby palcem, pakując go z przodu lub z tyłu, jeśli to uzna za stosowne!
PIPPA: Nie bójcie się, już ja sobie poradzę.
NANNA: Słuchaj dalej! Wielcy to zazdrośnicy, a rękę mają równie skorą do bijatyki, jak język do wymysłów. Ale jeśli potrafisz ich ujeździć, to prócz deszczu podarunków, będziesz z nich miała jeszcze niebiańską uciechę. Jakbym ich jeszcze tutaj przed sobą widziała: Rozklekotani, jak pradziadkowie Antychrysta, w portczynach i kaftaniku z wypłowiałego brokatu, federpusz na aksamitnym berecie i wielki djament pośrodku złotego medala.
Broda siwa, ręce i nóżki drżące, a na gębie pełno zmarszczek!
Był ci taki jeden, który całemi dniami łaził pod moim domem, gwiżdżąc, warcząc i chrapiąc, jak kocur w styczniu! Ze śmiechu teraz jeszcze popuszczam w koszulę, kiedy pomyślę o jednym wspaniałym psikusie!
PIPPA: O proszę, opowiedzcież mi tę historyjkę!
NANNA: Pewien łotr-oszust zawrócił mu w głowie, że ma farbę do włosów, tak czarną, tak smolisto-węglowo-czarną, że djabeł by się biały wydawał w porównaniu z nią! Jednakże cena była strasznie wysoka i minęło parę miesięcy, zanim się dał nabrać! Ostatecznie wykoncypował sobie, że jego łeb cebulowy i kłakowata broda są przeszkodą w miłości i wypłacił tedy łotrzykowi dwadzieścia pięć bitych, wenecjańskich dukatów. Ów, albo go chciał oszukać, albo też zadrwić z niego, dość, że ufarbował mu włosy i brodę najpiękniejszą turkusową farbą, używaną do malowania ogonów koniom tureckim i arabskim.
Stary lubieżnik musiał się ogolić, aż do samej słoniny! Długi czas był pośmiewiskiem całego miasta, a i dzisiaj jeszcze ludzie ryczą z uciechy, słysząc o tej przygodzie!
PIPPA: Ha, ha, ha, a to stary głupek! Jeśliby taki wpadł w moje pazury, już jabym wystrychnęła go na dudka!
NANNA: Ani mi się waż! Nie wykpiwaj się z nich nigdy, zwłaszcza wobec ludzi, albowiem, kto starych nie szanuje, ten biedę poczuje! Mianoby cię za łotrzycę niegodziwą, gdybyś pozwoliła sobie naigrawać się z tak godnej osoby. Trzeba, abyś udawała, że go głęboko w sercu nosisz, a gdy wspomnisz jego imię, to nie inaczej tylko z dygiem. Tym sposobem miłość twoja będzie odmładzać tych staruszków, a jeśli przyjdzie ci ochota pośmiać się z nich, to poczekaj, aż będziemy same!
PIPPA: Jeśli tak ma być dobrze, będę wam posłuszna!
NANNA: Teraz przechodzimy do Wielkich Panów.
PIPPA: Dobrze, dobrze mateńko!
NANNA: A zatem Jego Miłość prosi, abyś do niego przyszła. Tam musisz się zachowywać wykwintnie, nie jak głupia gęś i nie jak flądra, bowiem ci Wielcy Panowie przywykli do obcowania z dobrze ułożonemi damami. A jeśli się tam będzie grać na klawicymbałach lub śpiewać, to podnoś uszy i słuchaj uważnie, chociażbyś nic, a nic nie rozumiała! Natknąwszy się na poetów, rozmawiaj z niemi uprzejmie i udawaj, że cenisz ich więcej, od samego pana domu!
PIPPA: Na cóż to?
NANNA: Tegoby tylko brakowało, żeby jakiś tam wierszorób piosenki o tobie składał i niecne potwarze rozgłaszał, na których takim frantom nigdy nie zbywa. To ci byłaby dopiero ładna historja, gdyby o twym żywocie książkę wydrukowali, a zdarzyło się, że jeden łabaj ze mną to uczynił, tak jakby na świecie nie było zgoła gorszych nierządnic odemnie! Jeślibym zechciała rozgłosić przygody kogoś — no! — wiem już o kim mówię — słońce by zbladło na niebie! A co za krzyki powstały z racji tej książczyny![3] Jeden gani to, co tam stoi o mniszkach i powiada, że zełgałam okrutnie. I nikt nie domyśla się, że opowiadałam tę historję Antonji, chcąc ją rozśmieszyć, a nie po to, aby mniszki oczernić, jakbym to snadnie uczynić mogła! Ale świat już nie ten, co drzewiej, nie masz na nim miejsca dla doświadczonej kobiety!
PIPPA: Nie wpadajcie w taki gniew!
NANNA: Słuchaj Pippo, byłam mniszką i porzuciłam klasztor, bo go porzuciłam. A gdybym chciała wtajemniczyć Antonję, „jak to „mniszki za mąż wychodzą“, jak ci każda ma mnicha, którego słodkim przyjacielem nazywa — doprawdy wielebym miała do gadania! Wystarczyłoby przytoczyć tutaj owe historyjki, opowiadane po powrocie z kazania przez tych pasibrzuchów. Na dźwięk sprośnych słów boskie stygmaty otrząsają się ze wstrętu! Wiem doskonale, co oni wyrabiają z wdowami, które ich raczą przyodziewkiem, żarciem i piciem. Znam ich igraszki i zalecanki!!
Z pewnością nie lada damą była kochanka owego mnicha, który raz jak smok szalał na ambonie i wszystkich obecnych na dno piekieł wysyłał! aż tu nagle wyleciała mu z zarękawka nocna szlafmyca i spadła prosto na głowy słuchającego motłochu! I oto ujrzano na podszewce misterny haft: serce z cielistego jedwabiu, płonące czerwonym ogniem, a dokoła słowa czarnemi literami: „Miłość żąda wierności, a osioł kijów“. Zgromadzeni zatrzęśli się od śmiechu i zachowali szlafmycę, jako relikwję. A to, com paplała o obrazie Świętej Nafissy i Massetto z Lamporecchio, jest oczywiście czystem łgarstwem! Natomiast prawdą jest, że zamiast obrazów, wiszą tam włosienice, dyscypliny z gwoździami, ostre zgrzebła, sandały, korzonki, jako symbol nieprzestrzeganych postów, kubki drewniane, trupie czaszki, mające przypominać o śmierci, więzy, sznury, kajdany, bicze, jednem słowem mnóstwo rzeczy, straszących oko gościa, ale nie strasznych dla grzesznic i mniszek, które temi gratami ściany upstrzyły!
PIPPA: Czyż to możliwe, że jest tam tyle rupieci?
NANNA: Och! jest tam tego znacznie więcej, tylko narazie nie mogę sobie nazw przypomnieć.
Ale cóżby to rzekły pewne kołtunki, gównowąchałki, gdybym zdradziła, że przeorysza, zamykając oczy, nie chce widzieć, jak siostra Crescentia i siostra Gaudentia z pieskiem igraszki czynią. Abyście codziennie miesiączkę miały, wy, wywłoki przeklęte, mądrynie, mądruchy, krasomędrki, natrząsające się z wymowy własnych preceptorów!
PIPPA: Jakto, czyż już nie można mówić, jak się komu podoba?
NANNA: Niech się zadławią te gęsi, które nosem kręcą, gdy kto mówi gwarą ludową, podczas gdy one same strugają swoje frazesy, jak rzodkiewki! Proszę cię, dziecko drogie, mów zawsze tak, jak cię twoja mateczka uczyła i pozostaw Madremie i jej podobnym wszystkie te górnolotne wyrażenia: „Niechaj nieba wam będą łaskawe, a godziny przychylne“. „Do stóp Waszej Łaskawości się ścielę“. Niech Morfeusz czuwa u Waszego łoża“. Niech się z nas śmieją, kiedy w prostocie ducha używamy niewyszukanych słów: „Dajcie pyska do zobaczyska“ — — „dobrej nocy wam życzę, bywajcie — — a zachodźcie od czasu do czasu!“
PIPPA: Stare wroniska!
NANNA: Tak, tak, trafnie je nazwałaś. Niebezpiecznie teraz gębę otwierać. Ale ja, to jestem ja, a gdy gadam, nie wydymam policzków, jakbym chciała wypluć przesolony rosół. Chodzę na dwóch nogach, a nie na żórawich łapach, paplę, co mi ślina na ozór przyniesie, a nie wyciągam słów gwałtem widelcem z gardzielą! Albowiem to są słowa, a nie marcepany! Kiedy mówię, mówię jak kobieta, a nie jak sroka! Nanna pozostanie zawsze Nanną, zaś cała mędrkująca ciżba, co włos na jaju radaby wynaleść, cały ten motłoch powiadam, nie ma nawet tyle powagi, żeby nią sobie d.... przykryć. A koniec końców, kto potępia wszystko, a sam do niczego nie jest zdatny, tego imię dotrze conajwyżej do najbliższej karczmy, podczas gdy wieści o mnie zawędrowały już do Turcji! Zatem wiedzcie, wy, durnie, dubiele, kauzyperdy, że tkać i haftować będę tkaniny, według swego widzimisię. Wiem dobrze, gdzie przędzy szukać i dość mam motków, aby kawałki pozszywać i dziury wyłatać!
PIPPA: Te stare pudła samochcąc lezą w mrowisko! Jeśli im do oczu nie staniemy, to będą się ciągle nad nas wynosić, nadymać, aż pękną nareszcie.
NANNA: Wczoraj pyta mi się jedna Sybilla, natchniona wróżka Beffana[4], co znaczą słowa: „Ad libitum, in extenso, in transitu, cyrkumstancja, konfiguracja, komprobacja, konfluencja, perturbacja, abrewjacja, memorabilje i antypasty“.
Objaśniłam jej te hieroglify, a ona zaraz zapisała sobie ich znaczenie! Pysznić się będzie niemi teraz z pewnością, jakby je we własnym piecu, z własnej mąki wypiekła. Ale ja żyję sobie jak się zdarzy i nie suszę sobie głowy nad tem, czy lepiej jest powiedzieć: „nic, czy „ani krzty“.
PIPPA: Nie psujcie sobie więcej krwi z powodu tych srok przekornych. Wierę, w głowie mi się już zamąciło i w końcu wszystkie wasze rady mi się pomylą.
NANNA: Strasznie zawzięta jestem na te klempy, które tylko patrzą jakby nogę podstawić, sosy i bigosy z wyczupirzonych słówek robią i na kształt mendoweszek czepiają się człeka! Przypominam sobie, że ostatnio mówiłam ci, jak się masz obchodzić z poetami, których spotyka się zazwyczaj u stołu wielkich panów.
PIPPA: Właśnie na tem stanęłyśmy.
NANNA: Rozmawiaj z nimi przyjaźnie i proś ich o sonet, kanzonę, lub mandrygał, a gdy ci ofiarują, podziękuj tak serdecznie, jakbyś drogocenne klejnoty otrzymała. Otwieraj im zawsze, skoro do twoich drzwi zapukają, są to bowiem ludzie wyrozumiali.
PIPPA: A jeśli mimo wszystko nie miałabym ochoty im otworzyć?
NANNA: O, wtedy omłócą cię paszkwilami z pod ciemnej gwiazdy! Nic to, że każda zmiana księżyca mózgi im warzy; dopieroż to będzie, gdy ich gniew przeciwko tobie uniesie!
Miej się przeto na baczności! Ujrzawszy, że jesteś zajęta, odejdą sobie, nie bardzo zbici z tropu, i powrócą ze swemi zalecankami, gdy już innych pozałatwiasz! Ale teraz, że to kobieta nigdy dwóch słów składnie do kupy nie złoży, zanim wrócę do twego Jaśnie Oświeconego, powiem ci o figliku, który mi przyszedł do głowy, gdym ci o staruszkach mówiła!
PIPPA: Dobryż to musi być koncept, skoro sobie przerywacie opowiadanie.
NANNA: Ha, ha, ha! Będą tam, Pippo, na stole rozmaite słodycze; weź kilka cukrzonych migdałków, odsuń nieco obrus i powiedz: „Jeśli padając w krzyż się ułożą, będzie to dowód, że mój kotuś, mój stary pieszczoch mnie jedną, jedyną na świecie kocha; jeśli krzyż się nie uda — wywnioskuję stąd snadnie, że jakąś inną ladaco ubóstwia!“. Jeśli krzyż dobrze się ułoży, wznieś ręce ku niebu, otwórz szeroko ramiona, ze wszystkich sił uściśnij poczciwca i pocałuj go tak ogniście, ile ci sił starczy! Zmięknie ci on wówczas w ramionach, jak człowiek gromem rażony. A gdyby nic z krzyża nie wyszło, uroń parę łez, westchnij boleśnie, wstań z krzesła, podejdź do ognia w kominie i udawaj, że go podsycasz, by ukryć swój gniew. Wtedy ten kuternoga zajdzie ci z tyłu, będzie cholewki smalić, zaglądać w oczki z figlarnemi minami, przysięgając na krew i duszę, że ciebie jedyną na całym świecie kocha. W alkowie przekomarzaj się z nim, dopóty, aż cię czem nie obdaruje. Później możecie zawrzeć pokój na pierzynach.
PIPPA: Posłucham twoich rad, mateczko!
NANNA: Spodziewam się tego po tobie, córuchno! Przybywasz więc do tego chełpliwego fircyka, który wciąż paple: „Tę wstęgę dała mi pani mantuańska, tę znowu księżna z Lukki, tę królowa, hrabina, a wreszcie g..... wie kto!! Chwal wstążki i udawaj, że się nadziwić nie możesz, iż wszystkie murzyńskie księżne chrztu nie przyjmą, aby z tak zacnym kawalerem obcować. A gdy zacznie gadać o cudach swego męstwa, których dokonał przy oblężeniu Florencji i podczas plądrowania Rzymu, szepnij na ucho swemu sąsiadowi, ale tak, aby cię i tamten picuś usłyszał: „Cóż za dworny pan! Oczarował mnie zupełnie swoją postacią!“ On uda, że nie dosłyszał i tu się zacznie dopiero puszyć na dobre. Pamiętaj zaś, że w nienawiści cię będzie miał, jeśli go pochlebstwem nie ukontentujesz, naśladując w tem owych dworaków, którzy głupotę pana pod niebiosa wynoszą.
PIPPA: Słyszałam już coś o tem!
NANNA: Jaśnie Oświeceni biorą się na lep pochlebstw i nadskakiwań, to też nie żałuj im, jeśli chcesz, aby ci coś od nich kapnęło, inaczej wrócisz do domu z pełnym brzuchem, ale z pustym worem. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ! A nawet, gdyby miłość ich miała przynosić więcej zaszczytu, niż profitu, i to lepiej ich unikać. „Tacy“ chcą, aby dla nich był cały półmisek, a inni niech się jeno oblizują. Gdy do drzwi na ich wołanie zaraz nie podskoczysz i na ściężaj nie otworzysz — naślą ci drabów i pachołków, by pod oknami rumor czynili, Są oni, jak te brytany, co na psiem weselu póty zęby szczerzą, póki wszystkich współzalotników nie przepędzą. Takie maniery wystraszą wszystkich płochliwej natury, zostaną jeno ci, którzy na zapachu pieczeni zwykli poprzestawać.
PIPPA: Boże mnie broń od tych Jaśnie Wielmożnych!
NANNA: A teraz chcę cię nauczyć pewnej sztuczki, która będzie ich drogo kosztowała. Kiedy Jego Wysokość zacznie się rozbierać i leźć do łoża, nałóż jego beret i kaftan i przejdź się po komnacie. Ujrzawszy, jakeś się to nagle z kobiety w chłopczyka przemieniła, rzuci się na ciebie, niby wygłodzony na gorący chleb i nie mogąc się doczekać, aż wejdziesz do łóżka, rozkaże ci się oprzeć głową o ścianę, albo skrzynię, a tu ci tylko tyle powiem: raczej daj się poćwiartować, ale na to mu nie pozwól, dopóki nie podaruje ci kaftana i bereta, abyś mogła i nadal w tym stroju do niego przychodzić. Przedewszystkiem zaś studjuj sztukę pochlebstwa i podlizywania się, są to bowiem hafty na owej sztuce, która do życia pomaga. Mężczyźni pragną być oszukiwani! Nie skąp im więc spojrzeń, pieszczot, uśmiechów i słówek, trzymaj ich rękę w swojem ręku, a całując, kąsaj ich w wargi, że aż wrzeszczeć będą z rozkosznego bólu. Sztuka na tem polega, aby tym gamoniom chrabąszcze przez nos puszczać.
PIPPA: Nie głucham i nie niemowie to mówicie.
NANNA: Myślę!
PIPPA: O czem-że?
NANNA: Myślę o tem, że gdyby tak do uszu tych kapcanów doszło to, co tutaj mówimy, nie tak łatwo byś ich na hak przywiodła!
PIPPA: A któż mógłby to rozgłosić?
NANNA: Ściany mają uszy, łóżka mają uszy, krzesła, okna, a nawet ta mucha, która mi w tej chwili koło nosa lata. O, Wielki Pan jest mocno podejrzliwy! Ze zwierzem takiej szerści obchodź się sprytnie i szybko przypraw mu rogi. Przypuśćmy, że jesteś przyjaciółką pewnego jegomościa, który jest zazdrosny o kogoś innego i że ten ktoś inny jest dla ciebie cenną znajomością, nie taką, zapewne, jak ten pierwszy, ale bądź, co bądź szkoda by ci było postradać go. Ów pierwszy asan rozkaże ci, abyś mu nie otwierała drzwi, nie rozmawiała z nim i nie przyjmowała żadnych podarunków. Wtedy konieczne są piekielne zaklęcia, kluczkowania, potrząsania głową, głośne zapewnienia i gesty zdziwienia, iż mógł uwierzyć w to, że dla takiego barana chcesz go porzucić. „A to rzeczywiście wspaniałe! Wierzycie, że mogłabym odejść od was dla takiej oślej głowy, dla takiej głupiej mordy?“ Zażądaj sama, aby cię pilnował i powiedz, że szpiegów z własnej kieszeni opłacisz. Potem idź do alkierza, zamknij się i nie wychodź, a jeśli mimo to podejrzliwość jego się nie zmniejszy, nie trać czasu i wynagródź hojnie biednego banitę. Skoro tylko zazdrośnik odejdzie, wpuść go do domu pod pozorem, że odnosi chleby do piekarza. W nocy ukryj go w alkierzu służebnej i nie zapomnij postawić tam swego nocnika. Wieczorem jedz potrawy, które działają na rozwolnienie, albo udawaj tylko, że masz ból brzucha. Opuść, stękając i jęcząc, miejsce u boku gacha i idź do owego drugiego, który już czekać będzie na ciebie, a mając róg na pogotowiu, zabodzie cię, gdzie nie szkodzi zdrowiu! Pełna uciechy, rycz wówczas, jakbyś rodziła...: „Ach, ach, umieram!!“ Gdy interes skończycie, powróć do swego zazdrośnika, oswobodzona od wszystkich boleści. W tedy będzie i wilk syty i owca cała, jak to zwykł mówić rozrzutnik, Armellino. A teraz przypuśćmy, że ów zazdrośnik zwęszył coś nie coś. Podnieś rękę do przysięgi i z pewną miną zaprzeczaj wszystkiemu, mówiąc: „dyrdymałki to jeno, psiego g..... nie warte!“ Jeśli go wściekłość opanuje, uderz w strunę pokory: „Tak, to tak, za niewierną mnie macie? Cóż, czy mogę powstrzymać złośliwe języki, które mnie oczerniają przed wami? Mogłam mieć wielu innych miłośników, a jednak was wybrałam! Z czego to, jak nie z miłości ku wam, żyję niby mniszka?“ I tak gdakając, ocieraj się o niego przymilnie, niby kotka! A jeśli pięści w ruch puści, znieś to cierpliwie, bowiem niedługo zapłaci i za drjakwie i za medyków. A wszystkie pieszczotki, któremiś go obdarzyła, odda ci z powrotem, mówiąc: „Ach, przebacz, o jakże przewiniłem, żem w to uwierzył“ Wtedy znowu się staniesz najpiękniejszą, najlepszą, najukochańszą! Gdybyś się zaś przyznała do winy, lub zgoła chciała się zemścić za doznane razy, które przychodzą i odchodzą, to mogłabyś go utracić zupełnie. Sztuka polega nie na tem, żeby zyskiwać kochanków, ale na tem, żeby ich przy sobie zatrzymywać.
PIPPA: Nie wątpię w to!
NANNA: A teraz inny obrazek. Znajdzie się i taki, który kochać cię będzie bez zazdrości, wbrew przekonaniu tych, którzy mówią, że niemasz miłości bez zazdrości. Dla tych panów są środki podniecające i dwa łyki tych leków wystarczą.
PIPPA: Jakież to lekarstwa?
NANNA: Komuś zaufanemu każ napisać liścik; naprzykład taki, jak ten oto, którego ongiś nauczyłam się na pamięć: „Signora, pomyślności na początku tego listu życzyć wam nie mogę, bowiem nie masz dla mnie pomyślności. Jeśli litość wasza zechce mi naznaczyć godzinę i miejsce spotkania, to opowiem wam coś, czego nie powierzyłbym żadnemu listowi i żadnemu posłańcowi. Dlatego zaklinam was, na wasze boskie piękności, które natura od aniołów zapożyczyła, zezwólcie, abym mógł opowiedzieć wam to, co mam do powiedzenia. Słowa moje uczynią was szczęśliwą, tem szczęśliwszą, im prędzej uzyskam posłuchanie, o które błagam was na kolanach. Żebrzę was o odpowiedź, pełną wdzięku, promieniejącego z waszej postaci. Jeśli zaś moją prośbę odrzucicie, tak, jak odrzuciliście perły, które nie jako podarunek, ale jako dowód czci i poważania wam przysłałem, tedy męczarniam swoim kres położę, przez stryczek, truciznę, lub żelazo!
— A teraz całuję dłonie Waszej Łaskawości“.
Do tego podpis i adres. Wszystko to musi ci napisać ów powiernik!
PIPPA: No, a cóż dalej?
NANNA: Złóż liścik i wsadź go do rękawiczki, którą przez nieuwagę zgubisz gdziekolwiek. Ów filut, który deptał zazdrość nogami, niebawem wdychać ją będzie całą piersią. Podniesie rękawiczkę, poczuje karteluszek, odejdzie na stronę i ukryje się w zacisznym kąciku. Ledwie go czytać zacznie, złość mu twarz wykrzywi, a gdy dojdzie do miejsca, gdzie jest mowa o perłach, syczeć będzie, jak nadeptany padalec.
Raz i drugi przeczyta ten zmyślony list, a później schowa go z powrotem do rękawiczki. Ty tymczasem podpatruj go przez dziurkę od klucza i gdy już przyjdzie odpowiednia chwila, zrób awanturę pokojówce, wołając: „Gdzie jest moja rękawiczka, ty kocmołuchu, łuszczybochenku, ty zapominalska torbo? Durniu, garkotłuku, łachmaniarko, nędznico, ty będziesz winna, jeśli jakie furdyburdy wynikną, tobie będę swą zgubę zawdzięczała!“
„Z pewnością ma już list w rękach! O, ja nieszczęśliwa, jakżeż go przekonam, że sama z własnej woli miałam zamiar pokazać mu wszystko i powiedzieć, kto jest ów natrzęt, który mi takie głupstwa przysyła. Bóg świadkiem, że nie perłami i nie dukatami pozyskać można moje serce“.
Wtedy złagodnieje młody junak i rzeknie do ciebie: „Oto rękawiczka! Ani słowa więcej! Mam nieograniczone zaufanie, wszystko czytałem, a pereł nie będzie ci brakować! Proszę, nie wymieniaj imienia tego jegomościa, który ci przysyła tak wspaniałe dary, bowiem — prze Bóg! — mogłaby się czyjaś krew polać!“
Tutaj zamilknie, a ty powiesz: „Nie chciałam wam już nic mówić, o tym ciągłem natręctwie, o tej chmarze listów, która codzień na mnie spadała!... no, ale dosyć!! Jestem waszą do grobowej deski, a po śmierci też waszą pozostanę“.
PIPPA: Oświećcie, mnie, proszę, o co wam chodzi w tej całej komedji?
NANNA: Znalazca listu utraci zupełnie swój spokój! Kręcić się będzie, niby mysz w połogu, wietrząc wszędzie rywali i pośredników. Nie chcąc, abyś przyjmowała podarunki od innych, prześcignie w hojności nie tylko Mantuańczyków, ale i Ferrarczyków, którzy, ledwie po podróży odsapną, już pędzą na przygody miłosne!
Pippo, jeśli tego rodzaju nietoperze wpadną ci w garść, dobrze zasięgnij języka, jak długo pozostaną w Rzymie! Wymiarkuj sobie czas ich pobytu, wedle agraf, pierścieni, naszyjników, koronek i innych świecidełek, które na sobie noszą!
Albowiem na ich gotówce polegać nie można. Zresztą mogą już nie powrócić więcej, dlatego wszystko jedno, czy cię będą chwalić, czy też złorzeczyć!
PIPPA: A wy skądże się tak znów znacie na ich sakiewce?
NANNA: Wiem, że nigdy nie mają pieniędzy na drogę powrotną do domu. Jeśli się chcesz z nimi zadawać, licz tylko na owe rzeczy wartościowe, które na sobie noszą. W przeciwnym razie dostaniesz tylko dwie garście perfumowanych duserów.
PIPPA: Komplementami mi w głowie nie zawrócą.
NANNA: Jeśli taki Mantuańczyk będzie spał u ciebie, rzuć oczkiem na jego przyodziewek, a nad ranem, zanim gość wstanie, zawołaj żydowina z tobołem różnej tandety. Porównaj żydowskie gałgaństwo z tem jego mantuańskiem, zmieszaj wszystko do kupy, rzuć na ziemię, złość się, narzekaj, że nawet sobie szatek cnotliwych kupić nie możesz i gderaj, aż ci ten gładysz szmacięta swoje podaruje!
Gdyby tego nie uczynił, zaproś go jeszcze na jedną noc i przemocą, lub miłością wyłudź je od niego.
PIPPA: Kiedyście byli młodzi, matko, czyście także czynili to wszystko, co mi teraz robić zalecacie?
NANNA: Za mojej młodości inne były czasy, a jednak starałam się, jak mogłam. Dowiesz się o tem z mojego żywota, opublikowanego przez pewnego łajdaka, którego, oby wszyscy djabli wzięli, a raczej niech go Bóg ma w swojej opiece!
Poprawiłam się, bo strach mnie wziął, żeby nie nagadał o mnie gorszych głupstw, niż te, które powiedzą o tobie twoi gruboskórzy miłośnicy!
Wprawdzie mogłabyś odpowiedzieć, że się z takimi nie będziesz zadawać... tak!... ale to się nie zawsze udaje!
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Też pytanie!! Nie unikniesz ich, choćbyś była mądra, jak sam Salomon. Niechże sobie szaleją, dając folgę wściekłości i niechęci, wymyślając nam od kurew i łotrzyc, niech cały świat obrzygują słowami, które im ślina na ozór niesie! Wszystko to furda!
W dwie zdrowaśki znowu są łagodni, jak baranki, proszą cię o przebaczenie, składają podarunki i do serca przycisnąć cię pragną! Ja tam bardzo lubię mieć do czynienia z takimi ludźmi, bo jakkolwiek byle drobnostka we wściekłość ich wtrąca, lada drobnostka także ich dąsy uśmierza!
Ten gniew — to czarna chmura w lipcu: grzmot, pioruny, dwadzieścia pięć kropel deszczu i ot, znowu słońce świeci! Cierpliwość w takiej okazji uczyni cię bogatą!
PIPPA: Zatem znośmy wszystko cierpliwie! No i cóż dalej?
NANNA: A nic! Każdy pozostanie ci wierny, aż do śmierci. Ale teraz o czem innem! Przypuśćmy, że masz do czynienia ze spryciarzem, z jakimś starym lisem, kutym na cztery nogi, który śledzi każdy twój ruch i każdy uczynek.
Nad byle słówkiem uwagi czyni, przyjaciela nogą trąca, gębę krzywi, oczami mruga, jakby chciał powiedzieć: „Mnie chcesz nabrać? Ehe! Znamy się na tem!“
Wtedy ty udawaj trusię i naiwnego głuptaska. Jeśli cię o coś spyta, odpowiadaj, jeśli pocałuje, pocałuj go także, jeśli coś daje, bierz i zachowuj się zawsze tak przebiegle, aby cię nie mógł nigdy złapać na gorącym uczynku! Wkrótce zacznie myśleć: „Ależ ją do rany możnaby przyłożyć“.
Nie pozwól jednak na plenie chwastów w swoim ogródku, dopóki nie zapłaci za grządkę, którą chce obsiać! Zasłaniaj swoje karty, tak, jak i on je zasłania, bądź chytra i przebiegła, aż przyzna: „Nic w niej nie masz fałszywego i nic podejrzanego!“ I tak rad nie rad, mimo swej woli, będzie ci musiał ten frant zaufać i zawsze twoim pozostanie, podczas gdy ty jego tylko wtedy, gdy ci ochota na to przyjdzie!
PIPPA: Dziwię się mateczko, żeście dotychczas szkoły nie otwarli, aby ludzi owych miłosnych przebiegów uczyć.
NANNA: Mam jedną właściwość, któraby mogła być ozdobą cesarzowej: wcale się chełpić nie lubię! Dawniej byłam taką, pożal się Boże!... ale nie traćmy czasu po próżnicy!
Naucz się w gniew wpadać i znowu się godzić i nie żal się na tę księgę nauk, którą, obyś na pamięć umiała!
Zawód kurtyzański tak wyostrza dowcip, że w osiem dni bez nauczyciela, metodą poglądową nauczysz się wszystkiego!
A owóż, powiedz sama, czy nie prześcigniesz inne, mając Nannę za przewodniczkę?
PIPPA: Oby tak było!!
NANNA: Tak będzie, nie wątp! Gniewaj się z wdziękiem, Pippo, i rób tak, aby ci każdy rację przyznał.
Jeśli ci twój przyjaciel obieca Rzym i siedem złotych gór, poczekaj jeden, dwa dni, nic nie mówiąc. Kiedy trzeci dzień do połowy minie, przypomnij mu się nieznacznie, a wtedy on powie: „Nie wątp, zobaczysz, licz na mnie!“ Wówczas rozpromień się cała, zacznij rozmowę o pośle tureckim, który ma przybyć, o papieżu, który jeszcze ostatniego tchu nie oddał, o Rolandzie Szalonym, i o cenniku kurtyzan weneckich. Później opuść główkę na piersi, ucichnij nagle, i porozmyślawszy kęs czasu, powiedz zdławionym głosem: Ach! tego nigdy nie przypuszczałam! Widzę już, jak opieszały darczyńca wykrzykuje: „Cóż się stało?“ Ty zapytasz się: „Gdzież to łajdaczyłeś się wczoraj wieczór?“
Nie czekając odpowiedzi, uciekniesz do alkierza i drzwi za sobą zatrzaśniesz. Niech się dobija po próżnicy! Wówczas ja nadejdę, uznam, że racja jest nie po jego stronie i że igra nieszlachetną twoją miłością, innej podwice serce oddawszy.
Bądź pewna, że zaprzeczy wszystkiemu i klnąc zbiegnie po schodach! A gdy po dwóch godzinach powróci, powiem mu, że masz gości i że go teraz przyjąć nie możesz!
PIPPA: Tak, tak, zawrę z nim pokój, jeśli przyniesie mi dwa razy więcej, niż obiecał!
NANNA: O teraz widzę, że inaczej będziesz umiała patrzeć na te sprawy, niż ja, głupia gęś swojego czasu!
Ale słuchaj mnie uważnie!
Nie poniechaj i takiej jeszcze sztuczki: Ni stąd, ni zowąd udaj, że na samą siebie gniew cię wziął, oprzyj policzki na ręku i patrz przed siebie milcząc.
PIPPA: A to znów po co?
NANNA: Po to, aby ten jurny cap zaraz na ciebie zaczął następować: „Cóż to znów za fantazje? Nie dobrze wam, brakuje wam czego, mówcież?“
Przez „wy“ będzie gadać, by cię udobruchać, a ty odpowiesz: „Eh, daj mi święty spokój! Wynoś się do wszystkich djabłów, gawronie jeden!!“ Wówczas łechtaniem spróbuje cię rozśmieszyć! Ale ty nawet jednem mrugnięciem nie pokaż po sobie wesołości, dopóki cię czemś nie obdarzy. A gdy cię już obdarzy, to mu pofolguj.
PIPPA: To są wszystko fraszki! Ale usłyszećbym chciała, w jaki sposób należy się godzić po zdradzie? Przypuśćmy, że ta zdrada następuje z mojej, lub jego winy?
NANNA: Jeśli powód rozdźwięku wyjdzie od ciebie, czego się ze wszech miar spodziewać należy, zegnij pokornie kark i mów do każdego, który cię słuchać zechce: „Pozwoliłam sobie na dziecinny wybryk, na głupią fanaberję, jak to się często białogłowom zdarza. Djabeł mnie opętał i nie zasługuję na przebaczenie, ale jeśli dobry Bóg dopomoże mi wydostać się z tej opresji, nigdy, przenigdy nie przekroczę już jego przykazań.
Podnieś śluzy swych łez i spazmuj tak gwałtownie, jakbyś mnie widziała zimną i nieżywą u swoich stóp!
(Boże zachowaj mnie przed nagłą i niespodziewaną śmiercią i spuść ją raczej na tych, którzy mi jej życzą!)
PIPPA: Amen!
NANNA: Odrazu dowie się o twoich bekach i lamentach! Albowiem taki pan ma zawsze swoich szpiegów w pobliżu! Wiadomości, które mu oni przyniosą, odmienią jego postanowienie; w kąt pójdą wszystkie jego przysięgi, że prędzej pięści będzie sobie kąsał, niż do ciebie słowo przemówi, że wolej głowę katu odda i inne takie dyrdymały, które ślina z gniewu na język niesie.
Te wylewy żółci nie wtrącą go do piekła, bowiem dobry Bóg nie bardzo zważa na zaklęcia zakochanych.
Gdyby zaś się zawziął, napisz doń długą epistołę, idź do niego i udawaj, że raczej drzwi mu wywalisz, niż odejdziesz z kwitkiem. Jeśli ciągle jeszcze będzie trwał w uporze, zacznij krzyczeć, płakać, przeklinać, a w końcu udaj, że się chcesz wieszać z rozpaczy! Ale uważaj abyś się naprawdę nie powiesiła, jak to się raz przytrafiło pewnej mieszczce z Modeny.
Później poszperawszy w całym domu, wyszukaj jego koszule, pończochy, pluderki, ba weź nawet parę wydeptanych pantofli, rękawice, czepek nocny i inne graty. Zwiąż to wszystko w tłomok, dołącz bransoletę lub pierścień, podarowany ci przez niego i odeślij mu to wszystko z powrotem.
PIPPA: O, tego nie zrobię?
NANNA: Zrobisz co ci mówię, albowiem zwrócenie podarków podziała jak ostatnie namaszczenie na tego, kogo miłość do ostateczności doprowadza. Ujrzy że niewiele masz szacunku dla jego osoby i fortuny i to przywiedzie go do takiej rozpaczy, że głową o mur tłuc będzie! Bezzwłocznie spakuje wszystkie te przedmioty i znów ci je z powrotem odeśle.
PIPPA: A jeżeli to będzie przypadkiem jaki liczykrupa?
NANNA: Skąpcy nie robią podarunków i nie rozrzucają wartościowych rzeczy byle gdzie! Zatem zaryzykuj spokojnie to, co ci polecam! Jeżeli niebawem paktów zgody nie ułożycie, będziesz mogła rzec o mnie, że jestem głupią gęsią, która tylko giczały rozkraczać potrafi i imaginuje sobie, że dopóki uchodzi za wielką nierządnicę, dopóty wszystko jest w porządku, ile że poprostu swoje mięso sprzedaje, a o czarodziejskie, chytre sztuczki troszczyć się nie potrzebuje! O wy nędzne, przenędzne ścierwa!!
— Ani nie podejrzewacie, że u progu szpitala, albo pod mostem franca na was czeka, że patrzącym na wasze pokręcone cielska na rzyganie będzie się zbierało!
A jednak mówię ci córko moja, że wszystkie skarby, które ci chciwcy-Hiszpanie w Nowej Ziemi znaleźli, nie zdołają opłacić k..., choćby najbrzydszej i najnędzniejszej.
Aby cię przekonać, że czysta prawda memi ustami przemawia, muszę ci pokazać konterfekt takiej jednej, która tchu nie może złapać, z rąk do rąk przechodząc. Nie masz ci dla niej chwili wytchnienia, ani w domu, ani poza domem, przy stole i w łóżku! Po nocach, mimo zmęczenia, czuwać musi, pieszcząc jakiegoś tam parszywca, jakiegoś draba, któremu z gęby jedzie, jak z wychodka, byka, co ją ciągle tryka! A jeśli w czemkolwiek uchybi, zaraz grad wymówek spada na jej biedną głowę.
„Nie zasługujesz wcale, aby posiadać takiego, jak ja!! Nie jesteś mnie godna, gdybym był łajdakiem jak ów, lub zawadyjaką jak tamten, zarazby ci się spać odechciało!“
I tak z byle komara słonia robi! Jeśli przyjaciółka spojrzy na kogo innego, warzy się i pieni ze złości i zazdrość łyka z chlebem i zupą! Gdy chce z domu wyjść, gniewem wybucha, podejrzewając, że się coś niedobrego knuje! Później zaś plotki w ruch idą!
Gdy ją melankolia napadnie i twarzy wesołej mu nie pokaże, zaraz ów wątrobnik dogadywać zaczyna: „Ocho, dobre miałem przeczucie!“ Już ci teraz śmierdzę, już wiem, co ci dolega! Ale nie bój się, chłopów ci nie zabraknie, a ja znajdę dość dziewek za swoje pieniądze! Na tysiące tutaj gamratki liczą!“
Na ulicach i na placach rozpowiada o zdradzie, którą rzekomo mu wyrządzono. Nienawiścią płonie do wszystkich mężczyzn, chwili spokoju nie ma i ferta się, jak wrona po klepisku. Ale wszystkie te przyjemności, to jeszcze pozłacane marcepany, w porównaniu z tą okropną hańbą, jaką od nich cierpieć musimy, a której smród, aż do bram niebieskich dociera!
Przekręcają i obracają nas, tarmoszą dniem i nocą, na wszelkie możliwe sposoby! A jeśli która chciałaby się zgodzić na wszystkie te przemyślne świństwa, marnieby musiała zginąć!
Jeden chce cielęciny, drugi pieczeni!
A co ci oni nie powymyślali?! Z tyłu, nogi na szyję, à la Gianetta, na bałyku, żóraw, żółw, na dzwonnicy, poczta pośpieszna, po baraniemu i sto innych pozycji, dziwaczniejszych, niż sztuczki linoskoków. Doprawdy, można tu powiedzieć: Żegnaj świecie kochany! Wstydzę się o tem mówić! Krótko i węzłowato, na tak zwanej signorze robi się dzisiaj anatomiczne studja!
Dlatego też Pippo naucz się podobać, ale naucz się i postępować. Inaczej cienko śpiewać będziesz!
PIPPA: Zauważyliście poprzednio, że aby się stać kurtyzaną nie wystarcza zadrzeć kiecki do góry i powiedzieć: „Gotowe! A teraz jazda!“ Być łakomym kąskiem, to jeszcze mało! Dobrze to wymiarkowaliście!
NANNA: Pewnego człeka w Boccano wzięto na męki; nie wydał ci-on nawet dziesięciu dukatów na uciechy, których z dziewczyną zażyć można; ale lud wzburzył się, jakby było o co i dalejże gadać, że taka to, a taka ladacznica do zguby przywiodła biednego chłopaczka. Ale gdy się łajdaczą do ostatniego tchu, niepomni na chrzest święty i religję — to ich za to obsypują pochwałami — bodajby zczezło całe ich plemię!
Chciałabym jednak dokończyć przyrzeczonego ci opowiadania, a jutro cały dzień poświęcę na odczytywanie ci ogromnego kalendarza łajdactw męskich; zapłaczesz, gdy usłyszysz o owych okrucieństwach i zdradach, jakich dopuszczają się względem słabych kobiecin, owi Turcy, owe Maury, owi poganie przeklęci! Niemasz wystarczającej trucizny, sztyletu, ognia i płomienia, któreby nas pomścić zdołały!
PIPPA: Nie unoście się takim gniewem!
NANNA: Cóż ja poradzę, że te łotry do wściekłości mnie doprowadzają! Dowiesz się niezadługo, jak to oni potrafią odbierać z powrotem swoje podarunki, jak nas oczerniają, wypinając na nas d... Jednakże nie myśl, że ci dałam wszystkie wskazówki, tyczące się pieszczot, sposobów zmyślnych i zabiegów, których będziesz musiała używać w rozmowie. A to jest właśnie kluczem do całej zabawy.
PIPPA: Chciałabym, abyście właśnie o tem mówić zaczęli.
NANNA: Umiejętność rozmowy i wdzięczna przymilność, której im nigdy nie dość, to cytryna, z której wygniata się sok na usmażone flaki, to pieprz, którym się je posypuje. Piękne to spędzenie czasu, w jakimkolwiek znajdowałabyś się towarzystwie! Dobre są też słone słówka, trafna odpowiedź dana temu, kto chciałby cię wykpić.
A że ludzie są różnorodniejsi, niż ich zachcianki, zatem nie trać czasu, lecz ich podpatruj, wypatruj, badaj, podglądaj, szpieguj i przenikaj.
Oto naprzykład przyszedł do ciebie Hiszpan, wypomadowany, wykrygowany, wyślizgany, jak podłoga pod nocnikiem! Szpada u boku, nadęty, jak purchawka, larendogrą pachnie, w głowie fiu bździu!, paź za nim, a on wiecznie ze swoim: „Na życie cesarzowej“ i innemi wymuskanemi frazesami! Wtedy mów do niego: „Niegodna jestem, aby tak zacny kawaler dowody takiej czci mi składał“. Niechże Wasza Łaskawość głowę nakryje. Nie będę słuchać ani jednego słówka, dopóki Wasza Łaskawość kapelusza nie włoży! I zaiste! Gdyby „Wasze Łaskawości i Wysokości“, któremi tak hojnie szafuje, pocałunki, któremi ci ręce liże, były owym eliksirem alchemików, co bogactwem obdarza, rychło zebrałabyś większy majątek, niż sam Agostino Chigi[5].
PIPPA: Już ja wiem, że na takich trudno zarobić.
NANNA: To też płać tylko plewami za plewy i wzdychaj przy każdem westchnieniu, które im się z bebechów dobywa. Kłaniaj się uniżenie, kiedy się oni kłaniają, całuj nie tylko ich rękę ale i rękawiczkę, a jeśli nie chcesz, aby cię uszczęśliwili opisem zdobycia Medjolanu, to oswobodź się jaknajprędzej w sposób grzeczny od ich towarzystwa.
PIPPA: Tak też uczynię.
NANNA: A teraz cicho! Oto Francuz! Temu natychmiast otwieraj, otwieraj jak błyskawica, a kiedy on cię wesoło obejmie i całusa przylepi, każ wino przynosić. Mając do czynienia z ludźmi tej nacji, zapomnij o kurwiej naturze, która zabrania podać za darmo nawet kubka wody! Aby człowieka poznać, trzeba zjeść razem beczkę soli, głosi przysłowie. Ale z Francuzem wystarczy jedna kromka chleba! Odrazu spoufalicie się ze sobą! Nie troszcząc się zbytnio o formy i etykiety, bierz go na noc piorunem do łóżka i odpraw grzecznie wszystkich innych! Wierę, snadnie będzie ci się zdawało, że masz karnawał w domu, taki grad wiktuałów spadnie ci do spiżarni!
A no pięknie! W koszulinie biedaczek wyjdzie z twoich pazurów. Albowiem Francuzi są to szaławiły i hulaki, a pieniądze łatwiej puszczają, niż zdobywają. Nie pamiętają przytem o stratach, które im inni przysporzyli. Dlatego też mało się będą troskać o to, czyś ich okradła i czyś grubo się przytem obłowiła!
PIPPA: O wy Francuzi, o wy kochane chłopy, niechże wam Pan Bóg zdrowie da!
NANNA: Pomyśl również, że grosz w ręku Francuza, to dukat u Hiszpana! A zaś Niemcy... hm! to nacja całkiem innego rodzaju... Myślę tutaj o bogatych kupcach, którzy wdają się w negocjacje miłosne.
Dadzą ci wiele ciężkich dukatów, o ile będziesz umiała postępować z nimi odpowiednio, trąbiąc wszędzie, że byli twemi miłośnikami, że powiedzieli to, a zrobili tamto!
Podskubuj ich pocichu, dadzą się całkiem oskubać!
PIPPA: Zapamiętam to sobie!
NANNA: Są ci oni z przyrodzenia twardzi, nieużyci i gruboskórzy. Brzuch niby antał przed sobą noszą, a piwskiem zdaleka śmierdzą. Jak im coś do łba wlezie, to im sam Pan Bóg tego nie wybije. Dlatego podpatruj ich, podchodź zręcznie, zanim ich na dudków wystrychniesz! hm, hm...!...
PIPPA: No cóż tam jeszcze?
NANNA: Chciałabym ci coś poradzić, ale tak mi jakoś nieswojo!
PIPPA: Powiedzcie mateczko, chciałabym wiedzieć!
NANNA: E, już lepiej nie, bo by mi to było za ciężki grzech policzone!
PIPPA: Pocóżeście ciekawość we mnie obudzili?
NANNA: Hm... zresztą! Cóżby to szkodziło, gdybyś się zaczęła zadawać z jakim tam żydowinem! A więc zadawaj się, tylko zręcznie i ostrożnie. Odwiedzaj ich pod pozorem, że chcesz kupić materji na firankę, lub na pościel. Zobaczysz, że rychło znajdzie się niejeden, co ci do twojej skarbonki, którą nosisz u przodka, wszystkie zyski ze swojej lichwy i oszukaństw wsadzi, a do tego doda jeszcze wszystkie zarobki z giełdy. A gdyby miał nawet śmierdzieć, jak sobaka, to niech sobie śmierdzi.
PIPPA: Myślałam, że mi chcecie coś bardzo ważnego powiedzieć!
NANNA: Doprawdy sama nie wiem, czemu się tak długo wahałam, ale ten okropny smród, który jest ich nieuleczalną chorobą, zawstydzał mnie nieco!
Żeglarze gromadzą wielkie skarby, ale za to muszą na galerach jeździć razem z katalońskimi marynarzami, narażają się na niebezpieczeństwo dostania się do rąk tureckich, albo do rąk Barbarossy[6], jadają chleb z robakami, piją ocet i wino i znoszą dużo innych przykrych rzeczy!
A jeśli taki żeglarz po to tylko, aby towar sprzedać, nie zważa na wiatr, deszcz i zmęczenie, cóż, azali kurtyzana nie pogodzi się ze smrodem nędznego żydowina?
PIPPA: Śliczne porównania robicie! Co jednak powiedzą moi przyjaciele, jeśli się z takim śmierdziuchem zadam?
NANNA: Co mają powiedzieć, skoro o niczem wiedzieć nie będą!
PIPPA: Czyżby?
NANNA: Jeśli im sama nie powiesz, nic się nie dowiedzą. Żyd cicho będzie siedział, jak mysz pod miotłą, aby mu gnatów nie połamali!
PIPPA: Chyba, że tak!
NANNA: Teraz przypuśćmy, że ugaszczasz w swym alkierzu wrzaskliwego, florenckiego fanfarona. Z tym obchodź się uprzejmie, albowiem Florentczyk poza Florencją, z respektu przed miejscem, gdzie się znajduje, szczać nie ma odwagi, choćby miał pęcherz nie wiem jak pełny!
Za to, gdy tylko na dwór wyjdzie, zaraz ci parę morgów sikami opluszcze.
Chcę powiedzieć, że Florentczyk jest na obczyźnie równie szczodry, jak w domu skąpy. Poza tem są oni wykształceni, światowi, dworni i dowcipni!
Gdybyś nawet nie miała innego zysku nad gadaninę, to i tak przyjemnie ci będzie posłuchać ich dźwięcznej mowy.
PIPPA: Gołemi słowy się nie nakarmię.
NANNA: Masz rację! Ja też tylko tak, na wiatr powiedziałam. Dość, że dają, ile dawać mogą, urządzają uczty z papieskim przepychem, a festyny z taką pompą, jak nikt inny!
Zaś ich wymowa podoba się każdemu!
PIPPA: A powiedzcież mi, proszę, nieco o Wenecjanach.
NANNA: O tych trudno mi będzie rozprawiać! Gdybym chciała wyliczyć wszystkie ich przymioty, powiedzianoby mi: „Miłość cię zaślepia“.
Ale ona mnie ślepą nie uczyniła, bowiem najczystsza prawda przez me usta przemawia! Wenecjanie to bogowie, panowie świata, najpiękniejsi mężczyźni, najpiękniejsi starcy, najpiękniejsi młodzieńcy na ziemi! Rozdziej ich z szatek, to zobaczysz, że każdy inny mężczyzna wygląda przy nich, jak kukła woskowa. Dmą się coprawda nieco i pysznią z powodu swych bogactw, ale serca mają dobre i jak wosk miękie.
Chociaż kupcy z zawodu, wobec nas, kurtyzan, zachowują się, jak królowie. Szczęśliwa jest ta, która ich względy pozyska, albowiem cóż na świecie może iść w paragon z ich skrzyniami pełnemi dukatów.
PIPPA: Niechże ich Bóg ma w swojej opiece!
NANNA: Ma też ich zaiste!
PIPPA: Powiedzcież mi jednak, dlaczego owa signora[7], która niedawno z Wenecji wróciła, nic tam wskórać nie mogła. Opowiadała mi moja chrzestna, że przywiozła ze sobą tylko dwadzieścia skrzyń, pełnych kamieni.
NANNA: Chętnie ci to wytłumaczę. Są na świecie gusta i guściki, a Wenecjanie mają swoje szczególne upodobania. Pupcia, cycuszki i całe ciałko muszą być jędrne i gładkie, jak brzoskwinie, wiek od piętnastu do dwudziestu lat najwyżej, a o petrarkowskiem zawracaniu głowy, nic nie chcą wiedzieć. A zatem, kochana córeczko, jeśli z nimi masz do czynienia, zapomnij o wszystkich chytrościach kurtyzan i obsługuj ich zacnym towarem!
Inaczej miast garści czerwieńców, rzucą ci przez okno parę mglistych madrygałów.
Ja tam, gdybym była mężczyzną, uważałabym na to, aby ta, z którą mam spać, raczej język miała giętki, a nie dowcip.
Zaś jako niewiasta, dużo chętniej wolę dziarskiego rypałę w objęciach trzymać, niż mistrza Dantego!
Myślę też, że melodją słodszą od wszystkich pieśni dantejskich, jest ręka, która piersi obmacuje, niby struny harfy, zatrzymując się na wdzięcznych i wystających koniuszkach!
A kiedy ta sama ręka po świętościach zadka bębni, to muzyka taka milszą jest dla ucha, niż granie flecistów na papieskim dworze!
I tak mi się zdaje, jakbym ową dłoń jeszcze przed sobą widziała! Zaprzestaje muzyki i znowu do piersiątek powraca, które w gwałtownym oddechu podnoszą się i opadają, niby wełny na morzu.
PIPPA: O, jakież rozkoszne obrazy potraficie malować słowami! Hu! Aż mi się gorąco zrobiło; czułam, że ręka, o której mówiliście, dotyka mych piersi, sunie w dół, a potem, potem... ach! nie powiem, gdzie mnie chwyta!
NANNA: Poznałam twe wzruszenie po twarzy, która najpierw zbladła, a potem, cała się rumieńcem pokryła.
Ale teraz udajmy się z Florencji do Syenny. Syenneńczycy to cymbały, głuptasy, gawrony, ale dadzą się lubić, chociaż w ostatnich czasach pogorszyli się nieco. Mają ci oni w sobie coś z onej ogłady i uprzejmości wykwintnego florentczyka, tylko nie są tacy szczwani i nie spieszą się tak, jakby ich kto w pięty smalił. Pozwolą się ogolić, jak błazny i skórę ze siebie oddadzą, jeśli będziesz się umiała zabrać do nich.
PIPPA: Takich mi właśnie potrzeba!
NANNA: Otóż to! A teraz jazda do Neapolu!!
PIPPA: Nie mówcie o Neapolitańczykach, ciągoty mnie biorą na samo ich wspomnienie.
NANNA: Nie bądź taka pochopna, mała kobietko! Na honor, ci Neapolitańczycy mogą sen z oczu spędzić, ale tylko tej, która z rzadka z nimi rozkoszy zażywa, a zażywając jej, właśnie nic lepszego pod ręką niema. Ich pyszałkostwo przechodzi wszelkie granice!
Mówisz im o koniach — oni mają najlepsze hiszpańskie — o szatach, — w kufrach i skrzyniach pomieścić ich nie mogą, pieniędzy, jak lodu, a wszystkie krajowe piękności usychają z tęsknoty za nimi.
Gdy upuścisz chustkę, lub rękawiczkę, podniosą ją z porównaniami tak pełnemi galanterji, że takich nawet na dworze w Capui nie usłyszysz: tak to tak, moja droga!
PIPPA: Zabawni muszą być ci filuci!
NANNA: Znałam kiedyś takiego morowego draba z ich kraju, co się zwał Giovanni Agnese. Złościłam go zawsze, naśladując jego mowę (bo gestów jego sam kat nie umiałby naśladować!) Jeden Genueńczyk, który często bywał przytem, mało nie popuszczał ze śmiechu. Ale i temu pewnego dnia łatkę przypięłam: „Zaiste, wspaniałą i hojną jest Genua, ale wy wszyscy Genueńczycy tak dobrze umiecie handlować, że nie wiele na was zarobić można!“
To prawda, potrafią oni wysubtelnić samą subtelność, wyostrzyć samą ostrość, są bardzo gospodarni, ważą ci tak dokładnie, że ani na grosz się nie omylą; chełpliwość ich nie zna miary, lubują się w neapolitańskich przysadach, trącących Hiszpanją, są pełni rewerencji, a tę troszkę, którą ci wydzielą umieją za sam miód przedstawić. Jeśli chodzi o tych ludzi, zbywaj ich byle czem, i oddawaj im miarką za miarkę!
NANNA: A teraz do naszych kochanych Rzymian! Rzym święty, ale lud w nim przeklęty! Dziecko, jeśli masz ochotę chleb i twaróg przy brzęku szpad zajadać, a w sałacie znajdywać końce włóczni, polane sosem walecznych czynów, których dokonali ongiś przeciwko Bergellemu ich przodkowie, to się z nimi zadawaj! Krótko mówiąc, dzień splądrowania Rzymu[8] dotąd im siedzi w głowie, jak gwóźdź, i oto dlaczego nie spieszno było papieżowi Klemensowi po raz drugi ich oglądać.
PIPPA: Nie zapominajcie o Bolonji, chociażby ze względu na grabię i rycerza, którzy już prawie do naszej familji należą.
NANNA: O Bolończykach zapomnieć? Jakżeżby wyglądały salony kurtyzan bez tych tyczek do podpierania grochu? „Zrodzeni, aby tylko liczbą być i cieniem“ — według słów pieśni — co rozumieć należy w sensie utarczek miłosnych, a nie wojennych — jak zwykł mawiać brat Mariano i co mi powtarzał jeden piękny, dwudziestoletni włóczęga, dodając, że nie widział ludzi bardziej pucołowatych i strojniej ubranych. Dlatego też, Pippo, przyjmuj ich łaskawie; na twoim dworze będą dobrymi zapchajdziurami, a także bawić cię będzie ich bezmyślna, ale mile dźwięcząca paplanina.
Teraz pozostają nam jeszcze Lombardczycy; do tych tłustych ślimaków bierz się prosto z mostu, ściągaj, co się da i łechtaj każdemu podniebienie, nazywając ich: „Panem rycerzem lub Panem hrabią“. Albowiem na owo: „Tak, Wasza Wysokość“, „Nie, Wasza Wysokość“ okrutnie zważają. Tym kapcanom z dobrem sumieniem możesz pieprzu w nos natrzeć, będą ci to nawet za zasługę poczytywać. Albowiem i oni w żywe oczy oszukują biedne dziewczyny i pysznią się tem we wszystkich oberżach. Zaś, abyś wiedziała, jak to się pieprz w nos wciera, opowiem ci dwie historyjki!
PIPPA: Opowiadajcież, strasznie jestem ciekawa!
NANNA: Pierwszy koncept jest dość prostacki, drugi nader wzniosły. Ale do rzeczy! Miałam ci pokojową — umarła już nieboraczka — w wieku lat trzynastu. Wierę, pulchna i gładka była ta młódka, ale chytra szelma, a zmyślna, wyszczekana, jak palestrant, prawdziwa pijawka, od której nie można się było odczepić. Nauczyłam ją, w jaki sposób ma nam na gospodarskie wydatki dusiów przysparzać. Zdobyła sobie szczególne względy u moich gości, gziła się z nimi i to uchodziło za ich najlepszą rozrywkę. Jak tylko jaki kawaler do drzwi zakołatał, brała za moją radą stłuczony półmisek do rąk, otwierała i natychmiast zmykała z rozwianym włosem po schodach, drąc się, jakby ją ze skóry obdzierali: „Biada, biada, umieram, już po mnie!“ Wtedy druga moja służąca, kucharka, łapała ją za kiecki i mówiła: „Uspokój się, uspokój, nasza signora jest dobra i nic ci nie zrobi!“ Kawaler, barania głowa, widząc tę scenę, chwyta młódkę za dłoń, pytając: „Co się stało? Czemu drzesz się jak najęta?“ — „Och, ja nieszczęśliwa, zbiłam farfurkę, która całego talara kosztuje! Puśćcie mnie, w świat pójdę, inaczej, zabije mnie signora!“ Wzdychała przytem, że aż się serce krajało i słaniała się na nogach, udając omdlenie. Samego wielkorządcę z Man-Mozza by wzruszyła, a cóż dopiero gładysza, który do mnie przybył z wizytą! Ja tymczasem, stojąc za drzwiami, rąbkiem fartucha zatykałam usta, aby nie wybuchnąć śmiechem, widząc, jak ów, który zwykle węża ma w kieszeni, wtykał jej do garści talara. I myślałam, że aż się posikam z radości, kiedy kucharka brała monetę i szła niby to na miasto, aby naczynie odkupić.
PIPPA: To ci sprytna jucha!
NANNA: Tymczasem zjawiam się w salonie! On wita mnie słowami: „Przychodzę złożyć dowody uszanowania, czcigodnej pani“; chwyta za rękę i wyciska soczysty pocałunek. Gawędzimy ze sobą przyjaźnie, a niebawem zjawia się dziewucha z bliźnim bratem stłuczonego półmiska w ręku. „Chcę to z powrotem wstawić do szafy“, powiada. „Co ci jest“ — pytam się. „Masz oczy czerwone i podpuchnięte od płaczu“. A ta chytra małpa, ten obiecujący niedolatek mruga, niby też to, cichaczem na przybysza, aby nic nie zdradził. Tego figla płatała każdemu gościowi. Raz chodziło jej o filiżankę, drugi raz o półmisek, lub talerz, dość, że wyciągała z sakiewki dwa, trzy, lub cztery juljusze! Z łatwością mogłyśmy opędzać wszystkie drobne wydatki domowe. Ale teraz czas przejść do lepszej sztuczki.
PIPPA: Już z góry sobie w niej smakuję.
NANNA: Pewien oficer, który z różnych urzędów miał około 2000 dukatów dochodu, zadurzywszy się we mnie na umór, musiał za to gorzko później pokutować. Kiedy mu coś do łba strzeliło, ciskał pieniędzmi bez opamiętania, ale kiedy mu znów fantazja minęła, trzeba się było udawać o pomoc do astrologów, aby coś z niego wydusić. Był przytem okropnym cholerykiem i czerniał ze złości, jak smoła. Wpadał w furję z byle powodu i dobrze było, gdy poprzestał na wymachiwaniu kordem koło nosa. K... bały się go, jak morowej zarazy! Ale ja, wiesz, tchórzostwem nie śmierdzę! Przyjmowałam wojaka codziennie, jako gościa u stołu. I jakkolwiek nieraz płatał mi ośle figle i dzikie brewerje ze mną wyprawiał, znosiłam wszystko cierpliwie, myśląc w cichości serca nad stosowną zapłatą. Myślałam, myślałam, aż wymyśliłam! Wtajemniczyłam w swe plany malarza — mistrza Andrea, zezwoliłam, żeby mnie trochę podziubał, zażądawszy wzamian, aby w stosownej chwili schował się z farbami i pędzlami pod moje łóżko i wymalował mi na twarzy okrutną ranę. Zwierzyłam się także św. pamięci mistrzowi Mercurio, którego znałaś, jak mi się zdaje?
PIPPA: Tak, znałam go.
NANNA: Otóż poprosiłam mistrza Mercurio, aby w dniu oznaczonym przyszedł do mnie z szarpiami i jajkami[9]. Chcąc go zupełnie skaptować, pozwoliłam mu na pozostanie u mnie w łóżku przez noc, akurat w wigilję onego, rozstrzygającego dnia. Ano, pięknie! Mistrz Andrea leży u mnie pod łóżkiem, mistrz Mercurio, siedzi w domu, czekając, aż go zawezwą, a ja ucztuję ze swoim oficerem za stołem. Gdyśmy już biesiadę ukończyli, kieruję rozmowę na pewnego szambelana Jego Przewielebności, aby rozwścieczyć swego burczymuchę. Jakoż odrazu wrzeszczeć zaczyna: „Ty tłomoku, kurwo, ty świński pomiocie!“. Obrzuciłam go wzamian całym stekiem obelg i doprowadziłam do tego, że płazem sztyletu tęgo mnie w twarz uderzył. Miałam w kieszeni jakąś szminkę od mistrza Andrea. W mig smaruję sobie ręce, pocieram twarz i podnoszę okropny lament, jak żydzi na pogrzebie. Wtedy mój chwat dudy w miech! Przeraził się okrutnie, że mnie zamordował, wziął nogi za pas i pomknął, aż się kurzyło, do pałacu kardynała Colonny. Tam zamknął się w komnacie dworaka, jęcząc zcicha. O święty Jacku, święty Damianie, święty Jakóbie, teraz utraciłem Nannę i Rzym i wszystko na świecie. Tymczasem ja poszłam ze swoją służbą do alkierza, Mistrz Andrea wygramolił się z pod łóżka i nie mieszkając, machnął mi ranę na prawym policzku, tak zręcznie, że aż strach mnie obleciał, kiedym się w lustrze przejrzała. A zaś mały obwieś — ten sam, co tak zręcznie urządzał owe oszustwa z potłuczonemi półmiskami, sprowadził mistrza Mercurio. Przyszedł i powiada: Nic się nie bójcie, signora, wszystko to furda! Poczekał, aż farba zaschnie, zwilżył szarpie olejkiem różanym i przewiązał bliznę według wszelkich przepisów medycyny. Potem udał się do sali, gdzie zebrało się całe towarzystwo i rzekł, machnąwszy ręką: „Już po niej!“. Wiadomość obiegła w mgnieniu oka cały Rzym i doszła także do uszu mordercy, który płakał, jak najęty. Następnego rana o świcie, do mego alkierza, którego okna pozawieszane były ciężkiemi kotarami, wszedł lekarz z świeczką w ręku, aby zrobić opatrunek. Ciekawa gawiedź wtykała głowy przez uchylone drzwi. Ludziska jęczeli, wzdychali i mdleli! Opowiadano sobie powszędy, że moja twarz została wstrętnie zeszpecona. Zabójca każdego dnia przysyłał mi pieniądze, drjakwie, medykamenta i lekarzy, aby tylko Bargello nie zechciał mieszać się w tę kabałę, albowiem wtedy nawet opieka Colonny by nie pomogła. Po ośmiu dniach puściłam na miasto wiadomość, że niebezpieczeństwo śmierci wprawdzie minęło, ale, że na obliczu mojem pozostanie szpetna szrama, która dla kurtyzany jest nieszczęściem gorszem, niż śmierć. Złoczyńca dalejże do mnie z pieniędzmi! Próbował wszelkich środków, poruszył cały Rzym, kołatał do drzwi możnych i osiągnął wreszcie moją zgodę. Przez ten cały czas nie przyjmowałam oczywiście nikogo, oprócz jednego Monsignora, który był głupi, jak głąb, jak cymbał, jak dudek i ani w ząb w tej całej historji połapać się nie mógł. Krótko i węzłowato: winowajca zapłacił mi 500 dukatów odszkodowania i 50 za lekarzy i lekarstwa, a ja przebaczyłam mu zbrojną napaść i przyrzekłam, że nie będę wnosić skargi do wielkorządcy. Pozatem zażądałam, aby mnie już raz na zawsze w spokoju zostawił i dał po temu porękę. Za 500 dukatów kupiłam wtedy ten dom z ogródkiem.
PIPPA: Dzielny był z was frant, mateczko.
NANNA: Czekaj końca! nie opowiedziałam jeszcze wszystkiego, zresztą cały rok musiałabym paplać jak najęta, aby ci zdać sprawę ze wszystkich szczegółów, Ale co tu gadać! Nie na darmo żyłam, jak widzisz, do kroćset djabłów, nie na darmo!
PIPPA: Widać to snadnie po owocach waszego żywota!
NANNA: A zatem słuchaj dalej. Ponieważ przyszłam do wniosku, że owe 550 dukatów ani rusz nie mogą zaspokoić mojego apetytu, przeto wymyśliłam sobie figiel kurewski w najbardziej kurwim tego słowa znaczeniu. Wyszukałam jednego neapolitańczyka, łotrzyka, co się zowie, który umiał, jak fama głosiła, usuwać z twarzy wszystkie blizny. Magik przyszedł do mnie i powiada: „Jeśli znajdzie się ktoś, co zapłaci za was 100 talarów, to uczynię cud, tak, że szrama zniknie z Waszego oblicza“. O małom nie pękła ze śmiechu, ale przemogłam się i rzekłam, wzdychając: „Idźcie do zbója, który mnie tak pokiereszował i przedstawcie mu swoje warunki“. Huncfot pomknął w te pędy do nieszczęsnego kapitana, opowiedział mu o cudzie, którego podejmuje się dokonać i wyimaginuj sobie, że ten osioł, zmartwiony przymusową rozłąką z mojem łożem, wypłacił łotrzykowi 100 talarów. Okropna blizna znikła w mgnieniu oka pod wpływem jakiejś cuchnącej wody i magicznych zaklęć, które nie miały najmniejszego sensu oczywiście. I tak 100 piastrów, jak grecy mówią, dostały się do moich rąk.
PIPPA: Ażeby cię wciurności, mateczko!
NANNA: Czekaj, jeszcze nie koniec! Kiedy się Rzym dowiedział o mojem cudownem ozdrowieniu, ludzie zeszpeceni na pysku jęli latać do owego znachora, niby żydy do Mesjaszza. A kiedy dość już miał zadatków, spakował manatki i czmychnął, gdzie pieprz rośnie.
PIPPA: No, a cóż oficer?
SIGNORA NANNA,
WIELBICIELKA
MESSERA MACO,
DZIĘKI DJABŁU, KTÓRY GO OPĘTAŁ,
OTRZYMAŁAM W NAGRODĘ ZA SWĄ MIŁOŚĆ OKROPNĄ BLIZNĘ.
Z NIEJ WYLECZYŁA MNIE MADONNA,
KTÓREJ JA
TEN ŚLUBOWANY OBRAZ POŚWIĘCAM!
PIPPA: Ha, ha, ha!!
NANNA: Kiedy przeczytał historję swego mordu, zbladł jak kacerz, wiedziony na plac kaźni, gdzie kat kijami z niego djabła wypędza. Z wściekłości mało co ze skóry nie wyskoczył i obsypał mnie potem kosztownymi podarunkami, abym tylko zechciała zetrzeć jego imię z wotywnego obrazu.
PIPPA: Ha, ha, ha!!
NANNA: No, a teraz epilog. Ten hycel musiał mi dać także pieniądze na ślubowaną pielgrzymkę do Loretto. Nie dość na tem; kiedy oświadczyłam, że do Loretto wędrować nie będę, sam wykupił dla mnie odpust u papieża.
PIPPA: Czyż to możliwe, żeby ten głuptas do końca nie spostrzegł się, iż nie masz żadnej szramy na twarzy?
NANNA: Zaraz ci to wyjaśnię. Wzięłam jakiś przedmiot podobny do noża i przywiązałam go mocno na całą noc do policzka. Dopiero na drugi dzień zdjęłam swój opatrunek, I wtedy naprawdę, widząc tę siną krechę, można było pomyśleć, że jest to zagojona blizna.
PIPPA: Chyba, że tak!
NANNA: Chciałabym ci jeszcze na zakończenie opowiedzieć dykteryjkę o żórawiu.
PIPPA: Mówcież, proszę!
NANNA: Udałam, że mam straszną ochotę na żórawia, nadzianego makaronem.
Kupić go nigdzie nie było można, nic więc innego nie pozostawało moim kochankom, jak zastrzelić ptaka z rusznicy, W ten sposób dostałam żórawia do rąk. Bez zwłoki posyłam do znajomego kiełbaśnika, który znał z widzenia wszystkich moich „poddanych i wasalów“. Potem kazałam przysiądz przyjacielowi, który ptaka upolował, że pary z gęby nie puści. A gdy mnie pytał, dlaczego? odpowiedziałam, że nie chciałabym uchodzić za obżartucha.
PIPPA: Toście dobrze wymyślili!
NANNA: Poleciłam rzeźnikowi, aby żórawia sprzedał tylko temu, kto go będzie chciał dla mnie kupić. Ponieważ nieraz już robił ze mną podobnie dowcipne interesy, więc zrozumiał, o co chodzi. Ledwie zawiesił żórawia w oknie, odrazu wpada jeden zakochany fąfel i drze się: „Ile chcesz za ptaka?“ „Żóraw nie jest do sprzedania“ — odpowiada stary kpiarz, chcąc wzbudzić w kupującym jeszcze większą ochotę do wyłożenia gotówki. W końcu dostaje ów żórawia za dukata, przesyła mi upominek przez pokojowca, z dopiskiem, że otrzymał ptaka w podarunku od kardynała. Ja zasię piękne złożywszy dzięki, zaraz żórawia z powrotem odsyłam do rzeźnika, aby go znów wystawił na sprzedaż. Wyobraź sobie, że wszyscy moi przyjaciele kupowali ptaka po kolei, a każdy musiał dukata zapłacić, I cóż ty na to powiesz, Pipciu!?
PIPPA: Ażem zdębiała z podziwu!
NANNA: A teraz rozważmy, jak się masz zachowywać, aby sobie gości pozyskać!
PIPPA: Rozważmy!!
NANNA: Przychodzi do ciebie na ten przykład jakiś stary twój znajomy i przyprowadza ze sobą kilku nieopierzonych gagatków. Przyjmij ich po książęcemu, rozmawiaj wesoło, lecz skromnie. W czasie rozmowy oblicz sobie ich szaty i klejnoty, a potem weź na stronę swego przyjaciela i skrzętnie wypytaj o każdego z nich. Pierwszeństwo musisz dać oczywiście najbogatszemu. Patrz na niego wzrokiem lubieżno-namiętnym, nie odwracaj twarzy, wzdychaj i udawaj, żeś się w nim na zabój zakochała. Gdy się już pożegna i wyjdzie na ulicę, wychyl się z okna i dawaj mu znakami do zrozumienia, że jego boska obecność serce twe oczarowała! Bądź pewna, że niebawem znajdzie do ciebie drogę powrotną. A wtedy, Pippo, do dzieła!
PIPPA: Ach, jak pięknie mówić umiecie!
NANNA: Ale, ja tu gadu-gadu, a dotychczas nie powiedziałam ci, jak się masz zachować na uroczystościach, gdzie się zbierają całe chmary kurtyzan, zazdrosnych, zawistnych, natrętnych, lubiących plotki i oszczerstwa.
Kiedyś, kiedyś, jak mnie już nie stanie, poznasz, jakiegoś to dzielnego i zdolnego preceptora straciła!
PIPPA: Nie rańcie mego serca takiemi smutnemi słowami.
NANNA: Jeśli o tem mówię, to po to, aby do tej smutnej materji więcej nie powracać!
A zatem mamy na świecie karnawał! Przybywasz na jakąś ucztę, na którą sproszono signory ze wszystkich kątów i zakątków. Zjawiają się one na sali zamaskowane; tańczą, śmieją się, gadają, nie zdejmując masek z twarzy.
Dopóki kręcą się po sali, gżąc się z przygodnymi widzami, wszystko jest w porządku.
Bieda zaczyna się dopiero wówczas, gdy przyjdzie siadać do wspólnego stołu. Rozłażą się, jak pluskwy, po różnych dziurach i trzebaby chyba czarną magją odpowiednią ilość komnat wyczarować, aby każdą zadowolnić tak, aby mogła ucztować oddzielnie ze swoim gachem.
PIPPA: Jakie ci to honorne i delikatne!
NANNA: Teraz nauczę cię, nadziejo moja, jak masz dwornością swoją usidlać serca mężczyzn.
PIPPA: A pewnyż to przepis?
NANNA: Najpewniejszy.
PIPPA: Mówcie zatem!
NANNA: Zdejmij maskę, nie czekając, aż cię o to poproszą i powiedz: Oto mnie macie taką, jaką mnie matka na świat wydała! Wtedy wszyscy chwalić cię będą, co niemiara!
PIPPA: A dlaczegóż to inne po kątach się chowają?
NANNA: Bo strach ich bierze, jak porównanie wypadnie. Jedna ma zmarszczki, a chciałaby je przed światem ukryć, inna jest brzydka i ścierpieć nie może ładnego obok siebie buziaka, owa znów ma zębiska spruchniałe i wstydzi się gębę otworzyć w obecności młódki, która ma zęby białe, jak twaróg. Ta ci znowu nie ma takich szmatek, takiej bransolety, paska i czepka, jak ta lub inna. A pod każdym innym względem zarozumiała jest, jak Seicento[10]. Niektóre robią to dla kaprysu, inne przez głupotę, lub przez złośliwość. A kiedy każda znajdzie się już w swoim kącie, zaczynają bajać niestworzone historje. Naszyjnik, który nosi ta wenecjanka, nie jest jej własnością, owa szata należy właśnie do kochanki fra Mariano[11], ów rubin jest własnością messera Piccinollo, a tamto znów żydowina, Abramka. I tak ci się upajają oszczerstwami i winem, a jedna drugiej dłużną nie pozostaje. A tam już jakiś dowcipniś woła: „Słusznie czyni signora Aspazja, że swoje wdzięki ukrywa! Signoro Imperjo, kiedy zażywacie swego odwaru z kory drzewnej?“[12] Inny znów drwi w żywe oczy z męstwa jakiegoś skromnisia, który spać się odważa ze swą ubóstwianą, do babki samego Antychrysta podobną. A koniec końców każdy na ciebie oczy zwraca i do twej prostoty lgnie całą duszą.
PIPPA: Dzięki Wam, dzięki za dobre wróżby!
NANNA: Oczywiście w wielkie święta będziesz musiała odwiedzać kościoły: Św. Piotra, Św. Jana, Św. Wawrzyńca, kościół Pocieszenia i inne. Tam ci niewielkiemi grupkami zbiorą się wytworni kawalerowie, monsignorowie, szlachta i dworacy, aby oglądać piękne damy i pozdrawiać te, które przechodzić będą, maczając lekko końce palców w kropielnicy. Nie obejdzie się bez gorących słówek, szeptem wymówionych, a ty, jeśli odpowiesz, to chyba w te słowa: „Moje uszanowanie, piękna, czy brzydka, zawszem na usługi gotowa!“
Skromność twoja będzie ci najlepszą tarczą!
Owi galanci, ustąpiwszy z drogi, pokłonią ci się aż do ziemi. Przeciwnie, jeśli zechcesz
odgryzać się im ordynarnemi słowami, szepty ich będą cię gonić po całym kościele.
Gdy ci przyjdzie klęknąć, to wybierz ołtarz, który najlepiej widzą zebrani, trzymaj przytem książeczkę z modlitwami w ręku.
PIPPA: Pocóż książeczka, kiedy czytać nie umiem?
NANA: Nic to, że może się zdarzyć, iż będziesz trzymała ją do góry nogami, jak to czynią kobiety z Romanji, chcąc, żeby je miano za czarownice, a książki ich są zaczarowane. —
— A teraz o pożytku, jaki jest z młodzików!
Na tych żółtodziobach nie buduj żadnych nadziej!
Nie masz w nich ani za grosz stałości. War krwi kręci nimi, jak wiatr chorągiewką, kochają i odkochują się prędko, gdy tylko znajdą jaką inną srokę. Jeśli chcesz im pofolgować, to każ, aby ci najpierw zapłacili.
Biada ci, jeśli się zapatrzysz na jakiego młodego trzpiota, bowiem na amory może sobie pozwolić tylko taka, co żyje z własnych funduszów, a nie ta, co z dnia na dzień marny żywot pędzi.
Gdy tylko sobie głowę miłością zawrócisz, już po tobie; zaprawdę, kto o jednym gachu myśli, ten wszystkich pozostałych za drzwi wypycha.
Kurtyzana, która się kocha w czemś innem, niż w sakiewce swego przyjaciela, jest jak ów pijak nałogowy, co to by nawet szaty z ciała sprzedał, aby móc pić dalej.
PIPPA: O, jakże wy je wszystkie, wszystkie, wszystkie na wylot znacie.
NANNA: A teraz zdaje mi się, że jakiś kapitan do drzwi łomoce Boże Ty, mój Boże! Dzisiaj każdy nazywa się kapitanem, nawet poganiacz osłów. Mówię o dobijaniu się do drzwi, albowiem walą okrutnie, chcąc się wydać srogimi lwami, klną przytem na poły po hiszpańsku, na poły po francusku.
Takim jurnym wojakom, moczymordom, piórkosiom nie dawaj posłuchu i dowierzaj im tak, jak się cyganowi dowierza.
Nie zważaj na te nieustanne wrzaski o zaległym żołdzie!
A jeśli która trusia zechce się zadowolnić zapłatą z wyprawy morskiej, którą oni krolowi doradzają, lub ze zwycięstw, jakie odniesie nasza matka — kościół — to niech się karmi smakołykami! Każda inna natomiast, która lubi, aby jej płacili gotówką, niech wysławia tych panów, niby zaściankowych Rolandów, ale nic ponadto!
W przeciwnym razie zyska tylko siniaki na pysku i guzy na łbie. Cały zaszczyt, że będą rozgłaszać wszędy wady twojej dziurki i twego tyłka, chełpiąc się, że kazali ci tańczyć według swego fleta!
PIPPA: Błazny!
NANNA: Stać się kurtyzaną po to, aby chuć a nie głód zaspokajać, znaczy tyleż, co chcieć morze wpław przepłynąć.
Aby nie chodzić w łachmanach, musisz być rozgarniętą i rozumną, jak się patrzy i zarówno w czynach, jak i w słowach unikać lekkomyślności. Właśnie przychodzi mi do głowy porównanie doskonałe! Ja tam mówię zawsze z natchnienia, wypowiadam słowa jednym tchem i nie lepię dziwolągów ze słów twardszych od najtwardszego zatwardzenia. Dlatego każdy rad słucha mej gadaniny i zaraz ją dalej rozgłasza, niby jakieś Verbum Caro!
PIPPA: A gdzież się podziało wasze porównanie?
NANNA: Wojak, którego męstwo polega tylko na pustoszeniu kurników chłopskich, który, odważny jest, jak zając w kapuście, uchodzi za tchórza i niechętnie mu żołd płacą, jak to mówił jeden z tutejszych żołnierzy.
Ale za takim, co się umie bić i walecznym jest w potrzebie, uganiają się wszystkie żołdy świata! Takoż i z kurtyzanami!
Jeśli jaka do trzech zliczyć nie potrafi i tylko obrabiać się daje, nie dorobi się więcej nad wachlarz z wytartemi piórami i łachman taftowy. Na świecie, kochane dziecko, potrzebna jest zręczność lub szczęście. Ale przyznam ci się, że gdybym miała wybierać, to wolałabym szczęście, niż zręczność.
PIPPA: Dlaczego?
NANNA: Gdy szczęście służy, nie trza się wcale wysilać. Gdy się jest jednak zależnym od swej zręczności, to trzeba się pocić, wyliczać, jak astrolog i dowcip wytężać, przedzierając się przez życie. Kto ma szczęście, temu i wół cielę urodzi!
Szczęście, to droga bez cierni i ot popatrz tylko na tę kobyłę, na tę Kaśkę zawszoną, na tego kurdupla... no wiesz już, o kim mówię!
PIPPA: Alboż ona nie ma pieniędzy, jak siana?
NANNA: Ano ma! I o tem właśnie chcę mówić:
Zna się na dobrem wychowaniu, jak krowa na kompasie, w niczem nie jest jej do twarzy, jest głupia, jak rura od barszczu, przekroczyła już trzydziesty rok życia, a mimo to myśleć by było można, że ma miód w pi... tak ci za nią chłopy latają. To jest szczęście, co się zowie!!
Spójrz na pachołków, hajduków i parobków! Nic innego, tylko szczęście porobiło z nich Wielkich Panów i Jaśnie Wielmożnych.
Mistrz Troiana był kamieniarzem, zaś dziś posiada wspaniały pałac. A co, czy to nie szczęście?
Serapica[13] psy golił, a stał się prawą ręką papieża. A co, czy to nie szczęście? Accursio[14] był czeladnikiem u złotnika, a został konfidentem Juljusza II, A co, czy to nie szczęście? Dalibóg, jeśli szczęście i zręczność w kurwie się łączą, wtedy sursum corda! Jest to rzecz słodsza, niż te wszystkie: „Och, tak, och, jeszcze“ które szepce się wówczas, gdy się jakiś palec łechce; to jest lepsze, niż owe mamrotania: „...troszkę niżej, troszkę wyżej, teraz tu, teraz tam, póki wreszcie ów palec nie natrafi na to, co cię swędzi.“
Odradzałam ci miłostki z żółtodziobami, których się psie figle trzymają i z wojakami, strojnymi w sute pióropusze! Mówiłam ci, abyś ich unikała, a teraz rzekę: leć na ludzi statecznych, bo ci mają i manjery piękne i dukatów nie skąpo!
PIPPA: Co prawda, to wolę parę porządnych szturchańców, niż kupę duserów.
NANNA: Masz rację, ale ci stateczni dadzą ci jednego jak i drugiego poddostatkiem! A teraz do tych, których nigdy zadowolić nie można! O, cóż za utrapienie ma człowiek z takiem plemieniem!
PIPPA: Niech mnie osławią, jeśli im pofolguję!
NANNA: Po tych bydlakach przejdźmy do buńczoszumnych zawadjaków, do tych dębikuflów, odważnych przy puharze, który nawet kastrata w d... kopnąć się boją! Blagierstwa i głupich przechwałek oduczyć się nie mogą. W łyżce wody cały ocean radziby pomieścić!
Z pewnością obłupisz ich ze wszystkiego, nie wyłączając haftowanych majteczek i szpady, huśtającej się im u boku bezużytecznie!
Obok tych wszystkich ludzi, są jeszcze dowcipnisie, którzy bez słusznej przyczyny, ciągle od śmiechu się pokładają! Na całą gębę głoszą, co z tobą zrobili i co robić będą, a im więcej się ludzi zbierze, tem się głośniej drą.
Bez ceremonji podniosą ci kieckę do góry w towarzystwie. To dla nich tyle, co splunąć! Rąb im prawdę w żywe oczy, bez zbytecznych ceregieli i figluj z nimi tak, jak oni z tobą figlują!
PIPPA: Czyż myślicie, że tacy będą mi się bardzo podobać?
NANNA: Jednakie mamy upodobania! Ale przecież cię uprzedzałam, że ci nygusi podobni są do małp, które uspakajają się, skoro orzech do łap im wpadnie! Morze, będące straszliwym żywiołem, gdy przejdzie jego gniew, czyni mniej hałasu, niż strumyczek.
PIPPA: Wydaje mi się, że macie rację!
NANNA: O tych dość! Ale nie mówiłam ci jeszcze o tępych nieukach! Ci są gorsi, niż oczajdusze, kostery, pyskacze, hycle, wartogłowy, wiercipięty, obłudnicy, nudziarze i łotry, gorsi niż cały rodzaj męski! Wydziwiają się nad gównem byle złodzieja i choćbyś im nie wiem jaką pieszczotę wymyśliła — wszystko to daremne zachody!
Rzucać się będą na ciebie prosto z mostu, a każdy ich postępek będzie świadczył o ich tępocie ku twojemu utrapieniu i wstydowi.
PIPPA: Dlaczego ku memu utrapieniu i wstydowi?
NANNA: Dlatego, że nie mając żadnej ogłady i wyrozumienia, będą brać miejsce przed najbardziej szanownymi, będą pyskować, gdy trzeba cicho siedzieć, będą milczeć, gdy należałoby mówić. A wynik? Pozbawiają cię poważania u ludzi czcigodnych, bo ktokolwiek widzi ich, jak uwijają się dokoła kobiety ze swojemi zalecankami, temu słusznie wydaje się, że to świnie przyszły wąchać róże w ogrodzie. Zaś dziwacy to coś gorszego, niż zepsute zegary; więcej im należy z drogi schodzić, niż szaleńcom, co się zerwali z łańcucha! Chcą, to znowu nie chcą, to milczą, to znów gadają trzy po trzy; ni stąd ni zowąd nachodzą na nich jakieś kaprysy; nawet Święta Nafissa, uosobienie cierpliwości i dobroci, nie zniosłaby ich wybryków, i dlatego też ledwie ich ujrzysz, zaraz uracz ich czarną polewką.
PIPPA: Będę wam posłuszna!
NANNA: A cóż ci mam rzec o owych synalkach, co to z doświadczeń ojcowskich mądrości zaczerpnęli. Co za mordęga żyć z tymi arcymądralami! Boją się ust otworzyć, aby nie uronić dostojeństwa, którego ich przed lustrem nauczyli, gdy zaś przemówią, to półgębkiem, aby coprędzej usta znów w wyuczony grymas ułożyć. Jadają z namaszczeniem, spluwają wdzięcznie, oczami po pułapie błądzą, chcieliby, aby ich z ladacznicami widywano, ale pragną zarazem, aby nikt o tem nie wiedział, wystrzegają się dać ci cokolwiek w obecności sługi, ale radziby byli, aby sługa wiedział, że ci dają.
PIPPA: A to małpy dopiero!
NANNA: Gdy kto nadejdzie do ciebie podczas ich obecności, zaraz chowają się w przyległym alkierzu, ale za drzwiami będą póty się ruszać i hałas czynić, aż powiesz do gościa: Pan Giulio jest tam w pokoju!“ Ponadto odmierzają oni na wszystkie sposoby: sen, czuwanie, posiłki, posty, przechadzki, wypoczynki, to co należy robić, to czego nie wypada robić, kiedy się śmiać, kiedy zachować powagę; będą się jak z gównem z każdym słowem nosić, że i żonkosie więcej nie potrafią. Ale czyż nie mówiłam ci jeszcze o obłudnikach?
PIPPA: Jeszcze nie mateczko!
NANNA: Hipokryci, którzy dotykają się kobiet przez rękawiczkę, a posty obserwują jak najwięksi biskupi, będą cię chyłkiem nawiedzać. Gdy zaś zechcą wstyd twój od tyłu urazić, a ty ich zapytasz: „Jakto moi panowie, to wy tamtędy chcecie się dostać?“, odpowiedzą: Jesteśmy niegodni grzesznicy, jak i wszyscy!“ Ich uczynki w tajemnicy trzymaj, a z łajdactwami obchodź się ostrożnie, jak z garnkiem oliwy, który przecieka! Taka dyskrecja bardzo się okaże pożyteczna! Ci wrogowie wiary prawdziwej będą się klepać po piersiach, robić sińce na ciele, zaglądać między uda, dłubać w każdej szczelinie i w dziurze każdej. A gdy rozporek z powrotem zapną, zaraz puszczają wargi w ruch, mrucząc bez ustanku „Miserese“. „Domine ne in furore“ i „Ex audi orationem“.
A teraz do szczodrych. Wobec tych nie trzeba ci zręczności osła, ale lwej zręczności. Jeśli chcesz o coś prosić, to proś coram populo. Albowiem pyszałek wzrasta o piędź, gdy się go publicznie, jak wielkiego pana traktuje. Przywilejem wielmożnych jest być szczodrymi, aczkolwiek nie są nimi zazwyczaj. Fanfarona nie potrzebujesz o nic prosić, bo ledwie zaczniesz: „chcę sobie zrobić suknię według najnowszej mody“, zaraz odpowie, gdy tylko świadkowie będą przytem: „Poczekaj, już ja to załatwię“. Dla takiego, kochasiu, bądź równie szczodra, jak on dla ciebie, stawaj mu we wszystkich pozycjach, jakich zapragnie i niczego mu nie odmawiaj!
PIPPA: Rozumiem! To mój święty obowiązek!
NANNA: Są ludzie, którzy nie dadzą ci nawet ziarenka gorczycy, nie wspomagają cię marnym grosikiem, chyba, że będziesz im ciągle ostrogi w bok wpierała! Ale hojnym nie stawiaj ceny, polegaj na ich przyrodzonej wielkoduszności, która rozkwitać będzie wśród ustawicznych darowizn. Gdy dają nieproszeni, wydaje im się, iż nie tracą pieniędzy z gamratkami, lecz przeciwnie, że zarabiają na czysto, upodabniając się do wielkich panów, albowiem, jak ci to powiedziałem, Wielcy Panowie powinni być hojni! Ty jednak udawaj, że nic nie chcesz od nich!
PIPPA: Doskonale!
NANNA: Zato tych osiłków, te zwierzęta juczne, tych nieokrzesańców, jak mawiał Romanesco, prześladuj ciągłymi nawoływaniami: „dawaj mi tu zaraz, a nuże! prędzej wałkoniu!“ Parobków trzeba zawsze batogami popędzać!
Jeszcze jedno, abym nie zapomniała. W prawdzie posługuję się w moich naukach to słowem „ty“, to słowem „wy“, pragnę jednak, abyś do każdego, młodego, czy starego, znacznej, czy nikczemnej kondycji: „wy“ mówiła! „Ty “ to słowo oschłe i nie wielu ludziom podobać się może. Piękne manjery pysznym są środkiem powodzenia. Dlatego nie bądź nigdy wyniosłą, nie szydź, nie wykpiwaj, nie gniewaj się na nikogo! Gdy się znajdziesz w otoczeniu przyjaciół swego kochanka, nie rzucać słówek kąśliwych, nie chwytaj nikogo za włosy lub brodę! Nie rozdawaj szturchańców na prawo i lewo! Mężczyźni są mężczyznami i gdy im pyska dotkniesz, zaraz się krzywią i gniewają. Sama widziałam, jak kiedyś doszło do grubych burd i brzydkich wymysłów, dlatego tylko, że jakaś głupia gęś pozwoliła sobie chłopa za ucho szarpnąć. Dostała ci za to upominek, jak się patrzy, i każdy rzekł, a dobrze ci tak!
PIPPA: Na mą duszę, dobrze jej tak!
NANNA: Jeszcze jedno chciałam ci przypomnieć: Choćby ci się trafiała najlepsza po temu okazja, nigdy nie wyrzucaj z łożnicy swej miłośnika z szyderstwem i z wymysłami! Chyba, żeby jaki Francuz czekał na cię, o czem poprzednio wspominałam! W takim wypadku idź do przyjaciela i powiedz mu: Przyrzekłam wam tę noc i ona też właściwie do was należy, albowiem bez granic oddana wam jestem i całkiem do was należę, jednakowoż mogłabym grubszy grosz zarobić, gdybym miała tę noc do rozporządzenia. Pożyczcie mi ją, a oddam wam stokrotnie. Jeden wielki pan z Francji ma na mnie wielką ochotę, pofolguję mu dziś, jeśli zezwolicie. Lecz, jeśli nie, ha! trudno, jestem nadal na wasze usługi“. Ów, gdy zobaczy, jak go honorujesz, prosząc o podarowanie tego, czego mu odprzedawać nie wypada, wyświadczy ci tę przysługę, a nawet wdzięczny ci będzie, żeś z nim tak grzecznie postąpiła. Gdybyś zaś, nie mówiąc ani jednego słowa, na ulicę go wysadziła, z pewnością pomstowałby i wymyślał na czem świat stoi, opowiadając powszędy o twych kurwich narowach. Niejednemu zalotnikowi mogłaby wówczas odejść ochota do zawierania bliższej z tobą znajomości.
PIPPA: To dopiero byłoby nieszczęście!
NANNA: Tak, zaiste! A teraz rzecz główna! Nie zabawiaj się nigdy kłóceniem przyjaciół, wystrzegaj się wszelkich burd, nie powtarzaj plotek, a gdzie możesz godzić, tam gódź! Gdyby ci kiedy wrota smołą wysmarowano i zapalono, puść gniew z dymem. Są to owoce, które rosną obficie, niestety, na drzewach w naszych ogródkach. Nie każ nigdy swej służbie gości za łby wyrzucać. Jeśli cię kto urazi, nie leć z bekiem i kwikiem do kochanka. Jeśli zaś jaki asan, mający serdeczne zmartwienie, nawiedzi cię kiedy, to nie mów źle o jego kochance, na którą jest zagniewany, Napady furji, paroksyzmy wściekłości szybko mijają i porywczy kochanek przychodzi do przekonania, że sam zawinił i sam szkodę poniósł. Staraj mu się raczej przełożyć, że nie ma racji: „Niesłusznie czynicie, gniewając się, ona jest taka zacna, poczciwa, piękna, wdzięczna i strasznie do was przywiązana“. Ów mąż wróci pewnego dnia do starego żłobu i wdzięczny ci będzie, a i ona dowie się o twej życzliwości i z procentem ci się odpłaci, gdy się pokłócisz z którym ze swych kochanków.
PIPPA: Bardzo przebiegli jesteście!
NANNA: Moje dziecię, na koniec to ci tylko powiem. Jeśli ja, najwystępniejsza i najrozwiąźlejsza k... całego Rzymu, ba, całej Italji i całego świata, jeśli ja powtarzam, doszłam do złotych dukatów, a nie do groszaków, to co dopiero ty, jeśli będziesz żyć według mych rad, a pouczeń.
PIPPA: Królową wśród królowych, a nie tylko signorą wśród signor będę.
NANNA: Dlatego też bądź mi posłuszna.
PIPPA: Przecie jestem!
NANNA: Nigdy się nie zapalaj do gry: kości i karty to zguba dla tych, które im się oddają. Na jedną, która wygra na modny staniczek — tysiąc idzie na żebry. Miej na stolę szachownicę i przybory do gry; gdy gra pójdzie o dukata, albo o dwa, kompani rzekną: „Wszystko dla was, signora“. Nigdy tam nie ma kłótni, nigdy nie padnie niegodziwe słowo, chyba że zaczną hazardować się w faraona, albo w lombra. Gdy jaki namiętny gracz postawi dla ciebie, proś go, aby pieniędzmi nie rzucał, staraj się przytem pokazać mu, że bardzo dbasz o to, aby majątku nie stracił! A teraz kolej na talenty!
Pamiętaj, Pippo, że nikt nie ośmieli się odmówić ci jakiegoś instrumenciku: a więc jednego poproś o lutnię, drugiego o harfę, innego o wiolę, owego zaś o flet, tamtego o szpinet, tego znów o lirę. To czysty zysk. Sprowadzisz sobie nauczycieli muzyki, będziesz ich zabawiać wygrywaniem melodji, racząc od czasu do czasu przelotną i króciutką pieszczotą. Gdy skończysz z instrumentami, zapałaj ochotą do malarstwa i do rzeźby, naściągaj ramek — okrągłych i kwadratowych, portretów, figurynek, wszystkiego, co będziesz mogła, aby później sprzedać, nie gorzej, niż suknie.
PIPPA: Czy to nie wstyd sprzedawać szaty, które się na sobie nosiło?
NANNA: Wstyd? A czyż nie gorszy wstyd przegrać je w kości, jak to uczyniono z szatami Pana naszego, Jezusa?
PIPPA: To prawda!
NANNA: Na honor! gra to sprawa djabelska. Nie trzymaj u siebie ani kart, ani kości; wystarczy raz na nie spojrzeć, aby się do gry zapalić, a kto zagra, ten przepadnie z kretesem! Przysięgam ci na świętą Magdalenę, że one zatruwają ludzi, tak jak zapowietrzone rzeczy, które zarazę roznoszą!
PIPPA: A więc precz karty i kości!
NANNA: Słuchaj, co ci teraz powiem o próżności świąt i uroczystych obchodów. Nie chodź na walki byków, nie lataj na turnieje i igrzyska, zabawy takie dobre są dla podłej gawiedzi, A jeśli już chcesz zobaczyć koniecznie, jak to się byka zarzyna, pierścień na włócznię nawleka, lub pałubę ze słomy kopją kłuje, to patrz na te wszystkie igrzyska z okien swego domu. Gdy ci kto szatkę na maskaradę pożyczy, pilnuj jej troskliwie, jakby była twoją własnością i odeślij ją czyściutką i porządnie złożoną, a nie opluskaną i poplamioną, jak to się często gamratkom zdarza.
PIPPA: Nie znam ci ja takiego niechlujstwa!
NANNA: Tak, niechlujstwo, to dobrze powiedziane! Ach Pippo, długobym się musiała rozwodzić nad tem, jak się masz przystrajać i piękną czynić. Pleć warkocze w ten sposób, aby jeden loczek zwieszał się zawsze nad czołem; spoglądaj z pod niego na świat zalotnym i lubieżnym oczkiem. Pierś twoją z pod staniczka powinno być widać tylko przez wycięcie w koszuli. Wtedy każdy żórawia zapuszczać będzie! Bądź skąpa z pokazywaniem cycuszków! Inne w tej materji są bardzo rozrzutne, a piersi gwałtem ze stanika na świat wypychają. No! Ale teraz skończę już gawędę jednym tchem!
PIPPA: Chciałabym, żebyście cały rok tak mówili!
NANNA: Wszystkiego, czego zapomniałam, albo nie wiem, douczy się praktyka. Trudności tkwią w samej istocie zawodu i pojawiają się wśród okoliczności, których nikt nie może ani przypuścić, ani przewidzieć. Dlatego też instynktem musisz dopełniać luki mej niepamiętliwej pamięci. Wypada, abym ci powiedziała jeszcze o...
PIPPA: O czem?
NANNA: Proboszcze i mnichy chcieli mi uciec z głowy, niby z dziurawego garnka.
PIPPA: Patrzcie ich, jakie łajdaki! Zanim mnie nauczycie jak mam z nimi postępować, powiedzcie mi jeszcze, czy bardzo boleć będzie, kiedy dziewictwo będę traciła?
NANNA: Wcale nic, albo bardzo mało!
PIPPA: Czy to tak boli, jak wrzód rozcinany?
NANNA: A niech Bóg broni!
PIPPA: Może tak, jak skaleczony palec?
NANNA: I to nie! PIPPA: Jak przy rwaniu zęba?
NANNA: Jeszcze mniej!
PIPPA: Jak przy nabiciu guza?
NANNA: E, to już całkiem nie tak! Chcesz, abym fantazję twoją zaspokoiła odpowiedniem porównaniem?
PIPPA: Proszę was o to!
NANNA: Możeś rozdrapała sobie kiedy mały pryszczyk lub wrzedziankę? Odczuwa się wówczas palące swędzenie! Ot, podobnie swędzić będzie, gdy ci się kto do dziewictwa dobierze!
PIPPA: Och! Więc czemuż to niektóre tak się lękają stracenia dziewictwa? Słyszałam, że nawet z łoża wyskakują, o pomoc wołają, albo zgoła łóżko, pokój i wszystkie sprzęty obsikują ze strachu.
NANNA: Trwoga, którą odczuwają te dziewczęta pochodzi z dawnych czasów, kiedy oblubienicę do małżonka prowadzono przy dźwięku trąb i kiedy na znak dokonanego cudu, koguta przez okno wyrzucano.
I jak ów, który trzymając w ręku przez cyrulika wyrwany ząb, sam się swemu ociąganiu dziwuje, tak i dziewczyna, gdy już jest po wszystkiem, żałuje, iż wcześniej nie pozwoliła sobie swego nietoperza pod włos podgłaskać.
PIPPA: Balsamem są mi wasze słowa.
NANNA: Co czynić należy, aby uchodzić za dziewicę, w miarę potrzeby, o tem pouczę cię w dniu, kiedy rozpoczniesz swoje praktyki.
Cała tajemnica polega na mieszaninie żywicy jodłowej i ałunu, które się razem gotuje. Jest to środek wypróbowany we wszystkich zamtuzach.
PIPPA: Tem pewniejszy!
NANNA: Ale teraz do mnichów, co zioną koźlim smrodem zup, sosów i słoniny. Wszelakoż są i inni, bardziej wymuskani, woniejący, niby puzderko z pachnidłami!
PIPPA: Nie traćcie czasu na mnichów! Chciałabym, abyście mi raczej powiedzieli, jak to trzeba postępować z barwiczkami, które się na twarz kładzie?
Również chciałabym wiedzieć, czy mam używać czarów, zaklęć i zamawiań?
NANNA: Nie mów o takich głupstwach, to dobre dla wiejskich dziewuch! Twojemi zaklęciami niech będą moje nauki, zawsze twej pamięci przytomne. Co się zaś barwiczek tyczy, to ci to później wyklaruję!
Ale teraz mnichy nie dają mi spokoju! Muszę ci powiedzieć, że kobiety im śmierdzą; jeśli przychodzą spać z niewiastą, to tak ci mają ochotę do miłowania, jak ów, co z kałdunem pełnym na stół zastawiony się patrzy. Darmo im będziesz śpiewała piosenkę, którą leniwym staruszkom się śpiewa:
Aj — śli, aj — śli, ślimaczku mój,
A pokażże wreszcie rożek swój.
Nawet wtedy sztywności nie nabiorą. Trzeba im koniecznie, aby obok kochanki jeszcze im się i małżonek w łóżku ułożył.
PIPPA: O jej, to te mnichy plugawe małżonków mają?
NANNA: Widzisz chciałabym ci coś powiedzieć, ale mi jakoś niesporo,
PIPPA: A to dlaczego?
NANNA: Powiesz prawdę — zaraz ludziska rwetes podniosą! Jak człowiek łże, to mu się dobrze powodzi! A przecież i ja nieraz prawdę mówiłam. I teraz jej się nie zlęknę! Te grube ryby klasztorne, a księżulkowie tylko po to z k... sypiają, aby przypatrywać się, jak ich ukochane pacholęta owe k... obrabiają.
Tak, tak, ich ukochane pacholęta!
Z tymi musisz żyć w przyjaźni i być zawsze na ich usługi. Albowiem jeśli pozwolisz pacholętom robić z tobą, co im się podoba, to sami fraterkowie w tobie się rozkochają i roztrwonią dla ciebie wszystkie dochody z djecezji, opactwa, kapituły i zakonu.
PIPPA: Dufam, że jeśli za waszemi radami pójdę, dostanę nawet ich dzwonnicę z dzwonami.
NANNA: Ha, ha, ha! Myślę o kupcach, o których ci jeszcze nie wspomniałam ani słowa!
PIPPA: Ależ mówiliście już!
NANNA: Myślisz zapewne o Niemcach? Po prawdzie cały ten naród kramarstwem się para; ale ci wielcy kupcy, ci wypchani złotem ojcaszkowie, niechże ich franca ogarnie!
Ci chcieliby koniecznie, aby stan gamracki, żył tylko z tego, co oni dadzą grosz po groszu! I na jednego, który płaci, znajdzie się dwudziestu, którzy mają gotową odpowiedź:
„Oddałem na lichwę, to jest, chciałem rzec na procent“, gdy ty o cokolwiek ich poprosisz. Największe ich łotrostwo w tem, że udają nędzarzy, mając pełne wory pieniędzy.
Radzę ci, Pippo, abyś tym dusigroszom dała odrazu należną odprawę. Żeby nam dogodzić nie wystarcza rękawica, skrypt w ręku, albo pierścień na palcu.
PIPPA: I ja tak myślę:
NANNA: Kochanko! dałam ci edukację książęcą, wiedz, że takie matki, jak ja na kamieniu się nie rodzą.
Zapamiętaj wszystkie rady i niech mnie pod pręgierz postawią, jeśli nie zostaniesz najbogatszą i najbardziej wziętą kurtyzaną. Dlatego też, spokojnie oczy zamknę, kiedy godzina śmierci nadejdzie! I to sobie zauważ: Ów smród, owe smarki z nosa, oczy kaprawe, oddech cuchnący, wszystko ci to jest, jak stęchłe wino, popijesz trzy dni i zapomnisz o tem, jak smakuje.
Ale teraz jeszcze dwa słówka, o dwóch sprawach!
PIPPA: O jakich że to!?
NANNA: Najpierw nie kładź aksamitnych poduszek na jedwabnych materacach, które owe próżne małpice na ziemi rozścielają, aby przyjaciele przy rozmowie u nóg ich leżeć mogli! A po drugie, nie pakuj całych dziesięciu palców do puszek ze szminką, jak to czynią owe gruboskór lombardki.
Troszkę różu wystarczy, aby usunąć z policzków bladość, która się ukazuje po źle przespanej nocy, lub z powodu nadużycia miłości. Rano wypłucz usta wodą studzienną. A jeśli chcesz, aby twoja skóra zawsze była świeża i gładka, to dam ci moją książkę z przepisami, wyczytasz z niej, jak utrzymywać piękną płeć i ciało aksamitne!
Nauczę cię robić wodę talkową, a do rąk wodę z lewandy. Do ust mam coś, co nie tylko zęby w zdrowiu utrzymuje, ale i oddech w zapach fijołków przemienia. Pippo!
PIPPA: Co mateczko?
NANNA: Nigdy nie używaj zapachów mocnych, albowiem te dobre są tylko dla tych, które z natury śmierdzą! Kąp się często i myj przynajmniej dwa razy dziennie wodą gotowaną z pachnącemi ziółkami; ciało twoje nabierze przedziwnie słodkiego aromatu, jak świeża bielizna, wyjęta ze skrzyni.
I tak, jak na widok niepokalanie białego płótna, nikt nie może się powstrzymać, aby niem twarzy nie obetrzeć, tak też i na widok piersi śnieżystej, szyj i i świeżo umytych policzków, nikt się nie oprze pokusie, aby całować już bez końca.
Ale to jeszcze cały szereg drobnostek, które dopiero teraz mi na myśl przyszły, kiedy już chciałam zakończyć. Wiedz Pippo, że ja jestem studnią bardzo głęboką, z której tak obfity strumień wytryska, że czem dłużej z niej czerpać, tem więcej się nabiera. Ale!... Włóżno ten pierścień na palec!
PIPPA: Już włożyłam!
NANNA: Kiedy zbliżać się będzie dzień Świętego Filipa nie zapomnij zawczasu powiedzieć przyjaciołom, żeś ślubowała w wigilję dnia tego patrona[15] zamówić dwadzieścia mszy i nakarmić dziesięciu ubogich; koszta musisz po równemu podzielić między miłośników. Kiedy nadejdzie wigilja, a potem święto, skarż się i zrzędź, powiadając: „Zmuszona jestem sumienie swoje i duszę grzechem pokalać!
„A to jakim sposobem?“ zapytają te głowy baranie!
„Bo proboszcze dzisiaj gdzieindziej są zajęci i mszy św. dla mnie odprawić nie mogą“. Odłożysz więc nabożeństwo na inny dzień, ale pieniądze zatrzymasz i twemu honorowi nie stanie się uszczerbek.
PIPPA: To rozumiem!
NANNA: Przypuśćmy, że masz u siebie w domu całą gromadę adoratorów, którzy przyszli, aby się z tobą zabawić! Udaj, że ci nagle przyszło do głowy pójść na parę godzin na spacer; nie tracąc, ani krzty czasu, ubierz się, a stojąc już przed drzwiami powiedz:
„Zajdziemy do kościoła po drodze“. W kościele pomruczysz trochę ojczenaszków, a potem pójdziesz wzdłuż kramów i każesz sobie różne rzeczy pokazywać: maście, ambrę i różne piękne błyskotki. A jak ujrzysz coś takiego, co cię w oczy kłuć będzie, to nie mów: „Kupcie mi to, a wy tamto“, tylko powiedz: „To, a to podoba mi się bardzo“.
Każ wybrane rzeczy na bok odłożyć i powiedz: „Później przyślę po nie“. Tak samo rób zawsze z pachnidłami i innemi drobnostkami.
PIPPA: Do czegóż wy zmierzacie?
NANNA: Prosto do ich gołębnika!
PIPPA: A gdzież kusza?
NANNA: Kuszą jest ich szczodrość, która czułaby się obrażoną, gdyby nie kupili zaraz odłożonych rzeczy i nie podarowali ich tobie!
PIPPA: Komu brak rozumu, ten sam sobie jest winien!
NANNA: Kiedy znowu do domu powrócisz, rozdziel swoją łaskę sprawiedliwie, między nich wszystkich.
PIPPA: Jak mam łaskę okazywać, o tem jużeście mówili.
NANNA: Mówiłam i jeszcze raz powiem: Wyciągnij się na niskim fotelu, każ dwóm usiąść u nóg, dwóch posadź po bokach, wyciągnij ramiona i każdemu z nich dłoń podaj. Pozostałym okazuj swoją przychylność wzrokiem i mrugając rzęsami, dawaj im do zrozumienia, że serce mieści się w oczach, a nie w rękach, nogach i słowach.
W ten sposób będziesz łechtać ośmiu gamoni naraz!
PIPPA: Zawsze po dwóch, zawsze po dwóch!
NANNA: I gdyby nawet ten lub ów, nie bardzo ci się podobał, zadaj gwałt swojej naturze, jak chory, który wbrew chęci lekarstwo przyjmuje, nie pytając o zdanie swego żołądka — podobnie i ty musisz pamiętać, aby stan swój skutecznemi środkami poprawiając, z gamratki stać się kurtyzaną, a z kurtyzany panią, tak Pippo, — panią!!
PIPPA: Jeśli tylko mocna wola, co pomaga, zostanę nią napewno.
NANNA: Nie dawaj się okpić tym, co przysięgi składają ze strasznemi gestami, chcąc mieć ciebie tylko, na swój wyłączny użytek. Nie dowierzaj im choćby byli nawet wysokiego rodu i znacznej fortuny.
W szale miłosnym i furji zazdrości i tak na lep pójdą i cuda będą dla ciebie czynić, dopóki ten stan trwać będzie. Jest też rzeczą ważną, aby ciągle nowych straceńców tego rodzaju wyszukiwać, albo wiem ci zwarjowani z miłości prędko stygną w zapale. Zauważ też sobie, że im więcej miłości zażywasz, tem ci się płeć piękniejsza robi. Takoż i stal często używana, połysku nabiera! A dalej, kiep ten, kto mniema, że dużo nie czyni wiele, a mało nic nie czyni.
Życzę ci, abyś jak owa wilczyca wdarła się do pełnej owczarni, a nie do zagrody, gdzie jest tylko jedna owca.
I to ci jeszcze powiem: Jakkolwiek sama zazdrość kurwią ma naturę i dlatego to wszystkie gamratki łacno nią grzeszą, ty nie bądź zazdrosną.
Jeśli usłyszysz, że signora Tulja, lub signora Beatrice, dostały całe góry tkanin, firanek, klejnotów i szat, pokaż rozradowaną twarz i powiedz: „Zaprawdę, ich piękność, obyczaje, dobroć i talenty zasługują na większą jeszcze nagrodę! Niechże Bóg ich darczyńców nagrodzi!“
Dzięki takim słowom panowie owi i ich signory zapałają do ciebie afektem, podobnie, jakby cię znienawidzili, gdybyś nosem kręciła, mówiąc: A to doskonałe. Ta klempa myśli, że jest królową Izoldą! Poczekaj gagatku! Zobaczę cię ja jeszcze, jak będziesz podłogi szorowała!
Mój Boże! Zapewne męką i katuszą jest dla k..., widok innych k... wystrojonych i w dostatki opływających. Taki widok gorzej gryzie, niż zastarzała franca, co sobie osiadła w goleniu, w kolanie, lub pod pachą; gorsze to niż owe bóle głowy, od których nawet święci Kosma i Damian[16] wyleczyć nie mogą.
PIPPA: Panie strzeż nas od tych wszystkich chorób!
NANNA: A teraz coś nie coś o ćwiczeniach pobożnych, które dobrze służą duszy i ciału. Pragnę, abyś nie pościła w soboty, jak niektóre gamratki, pobożniejsze, niż książki do nabożeństwa.
Obserwuj conajwyżej wigilję wielkich świąt, piątki i wszystkie posty, przepisane przez Ojca Świętego!
Nie omieszkaj rozgłaszać, że w te święte noce nikogo na nocleg nie przyjmiesz. A to nie przeszkodzi udzielić ich cichaczem tym, którzy zechcą więcej ci zapłacić!
I jeszcze jedna drobnostka: Od czasu do czasu udawaj, żeś chora i pozostań w łóżku na jakieś dwa dni, ani całkiem ubrana, ani całkiem rozebrana. Nie tylko, że będą przychodzić do ciebie, aby komplementy składać, ale jeszcze prowiantów ci naznoszą, tłustych kapłonów i innych smakołyków. W takich razach nie potrzeba nawet języczkiem w gębie poruszać, delikatne napomknienie wystarczy, aby podarunki otrzymać.
PIPPA: Podoba mi się taki wypoczynek, jest przyjemny i pożytek przynosi.
NANNA: Co do cennika rozkoszy, to sprawa szczególnie ważna. Musisz się zręcznie do tego zabierać, wymiarkować na ile kogo stać, by w pogoni za dukatem, talara czasem z rąk nie wypuścić.
Kto dał dukata, niech swoje zrobi i gębę na kłódkę zamknie! Kto dał dziesięć — niech w trąby dmie i w bębny bije!... Ale oto przychodzi mi do głowy wcale dobry sposób: Jeśli sidła na drozdy zastawisz, to nie płosz ich przedwcześnie, lecz dech powstrzymaj, dopóki potrzask się za niemi nie zamknie, wtedy dopiero oskub im kuper!
PIPPA: Nie rozumiem o co wam chodzi?
NANNA: Jeśli jakiego zacnego gościa w swoje łapki dostaniesz, nie zniechęcaj go wysokiemi cenami i tylko tyle żądaj, ile sam dać ci może.
Zacznij go podskubywać dopiero wtedy, kiedy już się na dobre rozsmakuje.
Oszust, który w grze chce od kompana grosz wyłudzić, pozwala mu wygrać z początku, aby go potem obłupić do szczętu.
PIPPA: Już ja sobie poradzę!
NANNA: Nigdy nie marnuj czasu, Pippo! Przechadzaj się po komnatach, rób ściegi igłą, układaj firanki w piękne fałdy, śpiewaj piosenki, dźwięcz na gitarze, lub na mandolinie i udawaj, że czytasz Ariosta, Petrarkę lub Boccaccia — (wszystkie te książki muszą stałe leżyć u ciebie w salonie).
I ciągle, ciągle myśl o doskonaleniu się w twoim zawodzie. Czasami zamykaj się też w alkierzu i wziąwszy zwierciadło do rąk, ucz się sztuki rumienienia się, a także gestów i ruchów, przy płaczu i przy śmiechu.
PIPPA: O jakież to delikatne materje!!
NANNA: Nie nawykaj też do gwary prostackiej, którą mówią złodziejaszkowie. Zaraz by cię za „taką“ policzono! Rozgrzeszam cię ze wszystkich złodziejstw, ale gwarą złodziejską zabraniam ci się posługiwać jak najsurowiej.
PIPPA: Wystarczy, żeście mi to raz powiedzieli!
NANNA: Czyż nie mówiłam ci jeszcze o przysięgach?
PIPPA: Mówiliście, ale powtórzcie raz jeszcze!
NANNA: A przecież powtarzam i powtarzam!
PIPPA: Powiedzieliście naprzód, abym nie przysięgała się na Boga, ani na żadnego świętego, a potem znów kazaliście, abym zaprzysięgała swoją niewinność przed zazdrośnikiem?
NANNA: To prawda! Możesz się zaklinać, ale nie kląć. Przekleństwa zawsze są paskudne.
PIPPA: A zatem wyrzekam się ich.
NANNA: Poleć pokojowej, aby gawędząc z twymi miłośnikami poddawał im twoje życzenia. Niech im mówi: „Chcecie sobie signorę skaptować? Kupcie jej chustę — wielką ma na nią ochotę! Przydałby się również jaki ptaszek w złotej klatce, lub zielona papużka“.
PIPPA: Dlaczego nie szara?
NANNA: Szare są zbyt drogie!
Poza tem od czasu do czasu pożyczaj od przyjaciół różne bagatelki, lub pieniądze i nie spiesz się z oddawaniem. A jeśli się nie będą upominać, to całkiem o swoim długu zapomnij.
Przypuśćmy, że mamy teraz wigilję św. Marcina. Zwołujesz radę ze wszystkich swych kochanków, sama siadasz pośrodku i po wymianie uprzejmych duserów, tak do swych gości przemawiasz: „Bawmy się w króla grochowego. Aż do końca karnawału, po kolei, każdy musi obiad wydać. Odemnie się zacznie! Tylko nie zbyt rozrzutnie, moi panowie! Chodzi tu tylko o to, aby się wspólnie godziwie zabawić!“
Całe to przedsięwzięcie wiele ci przyniesie uciechy, a poza tem będziesz miała nieoczekiwane dochody, przeróżnego rodzaju. Po pierwsze sami za twój obiad zapłacą, a król grochowy po odprawieniu uczty zatrzyma się u ciebie na noc i złoży ci sumę odpowiednią swemu majestatowi. Z uczty pozostanie wreszcie wcale ładny zapas oleju, drzewa, wina, świec, soli, chleba i octu!
PIPPA: Podoba mi się taka zabawa!
NANNA: A teraz słuchaj, co ci powiem; perły to będą, nie słowa! Od czasu do czasu każ sobie pokojówce wyssać na szyi sińca, albo ugryźć się w policzek, tak, aby było znać obydwa rzędy zębów. Serce się przewróci w niejednym, gdy to zobaczy, albowiem zaraz pomyśli, że to jego rywal zrobił.
Także przewracaj za dnia pościel na łóżku, targaj włosy i ukazuj się z zaczerwienionemi policzkami, jakbyś się bardzo zmęczyła. Twoi miłośnicy dyszeć będą z zazdrości, niby ów, co małżonkę na gorącym schwycił uczynku!
PIPPA: Wezmę tę radę do serca!
NANNA: A ja radować się będę, jeśli słowa moje owoce wydadzą, jako ziarno na polu zasiane. Jeśli je zaś na wiatr rzucałam, to moim rozpaczam i smutkom końca nie będzie, albowiem w ciągu tygodnia roztrwonisz grosz, krwawo zapracowany przezemnie! Tutaj przerywam! Nie narzekaj, żem nadużyła twej cierpliwości i raduj się, że ci jeszcze więcej nie nagadałam.
PIPPA: A cóżbyście mi jeszcze powiedzieć mogli?
Po tych słowach powstała matka Nanna z miejsca, ile że jej nogi ścierpły od przydługiego siedzenia. Ziewnęła, przeciągnęła się i poszła do kuchni. A kiedy wieczerzę podano, jej pojętna córeczka nic jeść nie mogła z radości, że już niebawem sama interes otworzy. Wyglądała zaiste, jak owo dziewczę, któremu ojciec przyrzekł, że je z najdroższym sparzy. Z radości i dumy mało co ze skóry nie wyskoczyła. Ale, że Nannę zmęczyło mówienie, a Pippę słuchanie, więc nie zwlekając, do snu się ułożyły. Na drugi dzień obudziły się rześkie o świcie, a gdy Nanna już otwarła usta, aby pouczyć córeczkę o zdradach, jakiemi za miłość mężczyźni płacą — przerwała jej Pippa i opowiedziała cudny sen, który nocą śniła.
- ↑ Jan Medyceusz, obrany papieżem w dniu 11 marca 1513 roku, przyjął imię Leona X. Palle, palle! (kule, kule!) — aluzja do herbu Medyceuszów. Równocześnie wykrzyk palle! był zawołaniem herbowem. Pochód do Lateranu był niesłychanie świetny. Nowoobrany papież wydał na tę uroczystość 100.000 florenów.
- ↑ Bohater djalogu „Ragionamento del Zoppino“, Aretina.
- ↑ Aluzja do pierwszego dnia „Rozmów“, djalogu o życiu mniszek. Djalog ten maluje zepsucie, panujące w klasztorach i pod względem wyuzdania przewyższa wszystkie inne. Aretino obawiając się skandalu we wstępie do tego utworu dość gęsto się tłumaczy: „Płomienie mego ognistego pióra wypalić muszą one haniebne znamiona, któremi chuć niesforna życie tych mniszek splamiła. Cały świat zapchały już bękartami, a smród ich zepsucia czystym pączkom dziewictwa odebrał wszelką radość życia. Nie mówię tu o oblubienicach niebieskich, o służebnicach Pana, które jeszcze na świecie istnieją. Kiedy o nich pomyślę zaraz się świeższy czuję od owego dziwnego dechu świętości i nabożeństwa, co duszę napełnia zapachem przeczystych różyczek, kiedy się człek do ich cel przybliża.
O tych mniszkach, co na śluby klasztorne zważają, nie mówi Nanna, jak to sami usłyszycie z jej rozmów z Antonją“ (Ragionamenti: Parte I, Dedica). - ↑ We Włoszech jeszcze dotąd Święto Trzech Króli nazywają „Beffana“. Dzieci oczekują staruszki „Beffany“, która przynosi im zabawki (nasz Św. Mikołaj).
- ↑ Agostino Chigo, znany bankier rzymski, pochodził ze syeneńskiej rodziny kupieckiej. Rodzina ta miała w Rzymie bank już za pontynfikatu Sykstusa IV. Agostino w roku 1502 zawarł spółkę do handlowania na dworze rzymskim.
Za Aleksandra VI został dzierżawcą rzymskich i neapolitańskich salin. Wpływ jego, znaczenie i fortuna wzrosły niesłychanie za pontyfikatu Juljusza II, który potrzebował jego pomocy finansowej do prowadzenia nieustannych wojen. Chigi pozostawił po sobie majątku 800.000 dukatów. Posiadał przeszło sto domów, tyleż okrętów, zatrudniał i żywił w swych dobrach 20.000 ludzi. On to podczas pochodu Leona X do Lateranu wzniósł łuk tryumfalny z napisem: „Olim habuit Cypris sua tempora, tempora Mavors olim habuit: sua nunc tempora Pallas habet!“ - ↑ Kapitan statków sułtańskich.
- ↑ Ową signorą jest Tulja d’Aragona, córka kurtyzany z epoki Renesansu, a z zawodem kurtyzany łączyła zawód poetki. Do wielbicieli i przyjaciół Tulji zaliczali się ludzie bardzo wybitni, jak Benedetto Varchi, Girolamo Muzio, kardynał Hipolit de Medici, Filippi Strozzi, Ercole Bentvivoglio, Bernardo Tasso i inni. Sperone Speroni w swojej rozprawie „Dialogo d’amore“ porównuje talent Tulji do talentu Safony!
- ↑ „Sacco di Roma“ — Dzień splądrowania Rzymu 6 maja 1527 roku.
Po wyjściu dowódzcy wojsk cesarskich, Alarcona z zamku św. Anioła, opuścił Klemens VII w świeckiem przebraniu twierdzę i pod opieką Radomonte Gonzagi schronił się do Orvietto. Do opuszczonej stolicy powrócił papież dopiero po osiemnastu miesiącach. Nic dziwnego, że rzymianie nie mogli zapomnieć „Sacco di Roma”, skoro z kwitnącego Rzymu Leona X pozostała pustynia: „Roma pareva piuttosto un diserto, che Roma“. - ↑ Białka używano do opatrywania ran.
- ↑ Obecnie przestarzały, swojego czasu bardzo powszechny frazes, na oznaczenie człowieka zarozumiałego. Słowo niema nic wspólnego z „Secento“, a pochodzi tylko od sławnego konia berberyjskiego, który zwyciężył w wielkich wyścigach i nazywał się „Seicento“ ponieważ nagroda wynosiła 600 guldenów.
- ↑ Fra Mariano, ulubiony błazen papieża Leona X. Był kolejno golarzem, mnichem, wreszcie urzędnikiem Kamery apostolskiej. Odznaczał się nadzwyczajnym humorem i niepospolitą żarłocznością. Aretino chwali fra Mariana za jego uprzejmość w „Ragionamento delle Corti“.
- ↑ Odwar z drzewa „Gujaki“ był w swoim czasie środkiem przeciw syfilisowi.
- ↑ Giovanni Lazzaro da Magistris (Serapica-komar), służył za młodu za psiarczyka u kardynała Sanseverino. Dostawszy się do służby Leona X jeszcze za kardynalskich czasów, doszedł z czasem do wielkiego znaczenia i fortuny.
- ↑ Zaufany sługa papieża Juljusza II.
- ↑ Pippa — Filipina.
- ↑ Patroni domu Medyceuszów.