Lysistrata (Arystofanes, Donnay, tłum. Koźmian)/Akt II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Arystofanes, Maurice Donnay
Tytuł Lysistrata
Podtytuł czyli wojna i pokój
Wydawca Gubrynowicz i Schmidt
Data wyd. 1896
Druk W. L.Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Stanisław Koźmian
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
AKT II.
Noc. — Ta sama dekoracya. — Księżyc blado przyświeca.
SCENA I.
Przy podniesieniu kurtyny pauper przebiega przez scenę i gwiżdże marsz ateński. Nagle słychać w domu Lysistraty hałas. Drzwi się otwierają i zamykają z trzaskiem za Lykonem, wyrzuconym na ulicę.
lykon (bez płaszcza, przerażony, stoi chwilą nieruchomy).

Na Heraklesa! Wyrzucony zostałem z własnego domu, ja, kapitan o trzech kitach. Tak jest! Z rozkazu mojej żony, niewolnicy wypchnęli mnie za drzwi... i to jeszcze jak! Co to za kobieta! Ale to się tak nie skończy (krzyczy). Hola! Midasie! Frugasie! Masyntasie! Przeklęci niewolnicy, udają, że nie słyszą, nawet nie odpowiadają (idzie do drzwi domu). Lysistrato! potworze, tygrysico, czarownico... kobieto, otwórz. (Słodszym głosem) Nie żartuj, wiem, że stoisz za drzwiami. Moja Lyzeczko, moja kobiecinko, mój złoty chrabąszczu, moja sarneczko, moja Lysistratko, moja Lysistrateczko... otwórz. Cóż ci zrobiłem... ja mam prawo. (Wrzeszczy) Ja mam... prawo! No, słyszysz, mówię spokojnie. Wiem, że jesteś tam za drzwiami. Wywalę drzwi nogą i nos ci stłukę, ładny, śliczny nosek... Jak mówię, tak zrobię. Nie odpowiadasz? Masz (uderza plecami). Aj! Przeklęte drzwi, twarde jak serce żony... dębowe (uderza po raz drugi plecami). Cóż to takiego? Chyba, że je okuł Hefestos, boski kowal. Masz stary Hefestosie (z wściekłością uderza trzy razy nogą we drzwi). Ah! jakżem sobie stłukł nogę (kuleje). Co to za kobieta!

lysistrata (ukazując się na terasie).

Dobrze ci tak. Hefestos cię ukarał. Kulejesz jak on. Dobrze ci tak. Nie przestaniesz? Co to ma znaczyć? Wstydź się, w twoim wieku... Pauperstwo. Przeszkadzasz mi spać.

lykon.

Ja nie śpię (z zaciętością), nie przestanę!

lysistrata.

Sam sobie jesteś winien.

lykon.

Dobraś sobie.

lysistrata.

Skoro cię wojaczka bawi.

lykon.

Mnie wojaczka bawi!? O Bogowie!

lysistrata.

Zostawiasz mnie samą rok długi.

lykon.

Rok?

lysistrata.
Rok, czy siedem miesięcy, wszystko jedno... Zawieszenie broni, mówię ci, że mam już póty tego zawieszenia.
lykon.

Lysistrato, jak się ty wyrażasz?! Jestem obrażony, zagniewany, rozjątrzony. Gdybyś mnie kochała?

lysistrata.

Ubóstwiam cię, Lykonie.

lykon.

Ah!

lysistrata.

Bardzo cię kocham... bardzom do ciebie przywiązana...

lykon.

Gdybyś mnie kochała, byłabyś szczęśliwą mieć mnie choćby przez trzy dni.

lysistrata.

Nie, mój kochany. Już ci powiedziałam. Jak pokój zostanie zawarty, będę czułą, teraz jestem z marmuru.

lykon.

Ale ja, na Bogów, nie jestem z marmuru.

lysistrata.

Uspokoisz się na świeżem powietrzu... Noc chłodna. Oto płaszcz (rzuca płaszcz).

lykon (odpycha płaszcz nogą).

Co mi po płaszczu.

lysistrata.

Weź go, weź. Przyda ci się, za chwilę podziękujesz mi. Od morza wiatr się zrywa. Idę się położyć. Dobranoc serce (znika).


SCENA II.
lykon, kynesias.
Lykon chce przywdziać płaszcz; tymczasem z domy Kynesiasa wyrzucony mężczyznza, uderza o kamień i upada u nóg Lykona).
lykon (podnosi Kynesiasa).

He, co to takiego, chłopcze!?

kynesias.

Dziękuję, przeklęty kamień (otrząsa ubranie).

lykon.

Ależ na Posejdona! mój porucznik Kynesias.

kynesias.

On sam.

lykon.

Wychodzisz z domu?

kynesias (zakłopotany).

A... tak... wychodzę... jak widzisz.

lykon.

Wszyscy zdrowi u ciebie? twoja żona?

kynesias.

Mirina zawsze zdrowa.

lykon.

Dzielna kobieta.

kynesias.
A Lysistrata?
lykon.

Ho! ho! ho: co to za kobieta (obaj zagadują sprawę).

kynesias.

Śliczny wieczór.

lykon.

Nieco chłodno.

kynesias.

Nie znajduję.

lykon.

Płaszcz nie zbyteczny.

kynesias.

Strzeżonego Bogi strzegą (milczenie; potem z zamiarem). Spacerek... he... co?

lykon.

Chciałem się przejść po wieczerzy. W obozie je się chleb z czosnkiem, pije się wodę, śpi się na dworze; tu raptem ostrygi, turbot, zając, ciasta, łakocie... żołądek odzwyczaił się od tych przysmaków, za parę dni przyzwyczaję się.

kynesias.

Wciągniesz się.

lykon.

Ma się rozumieć. Ale pierwszego wieczora, dobra wieczerza, wygodne łóżko... To za wiele naraz... przyznam ci się, że mi jakoś ckliwo.

kynesias.
To nic, to przejdzie. Ja się czuję zupełnie dobrze.
lykon.

Młodość... z latami zobaczysz.

kynesias.

Bądź co bądź, po siedmiu miesiącach miło znaleść się w swoim starym grodzie, w domu, wśród dzieci.

lykon.

Ucałować żonę.

kynesias (zakłopotany).

Ma się rozumieć.

lykon.

Niema co mówić. Mirina miła... pierwsze chwile...

kynesias.

Oczywiście, po siedmiu miesiącach... jak się pomyśli, że mamy tylko pięć dni urlopu.

lykon.

Powiedziałeś żonie, że tylko pięć dni?

kynesias.

Powiedziałem.

lykon.

Cóż ona na to?

kynesias.

Nic.

lykon.
Nic?
kynesias.

Cóż miała powiedzieć, oczywiście nie bardzo zadowolona... narzekała — wytłómaczyłem jej... nie można przecież zważać na łzy kobiece.

lykon.

Dalekoby nas to zaprowadziło.

kynesias.

Darmo, wojna wojną.

lykon.

Ma się rozumieć (milczenie; zakłopotany). Nie zatrzymuję cię. Wracaj do domu.

kynesias.

Do domu?

lykon.

Do żony... nie trzeba jej pozbawiać i tak zbyt krótkich chwil.

kynesias.

Mirina spoczywa.

lykon.

Proszę cię bardzo, nie krępuj się dla mnie.

kynesias.

Bynajmniej... ale może ja cię wstrzymuję.

lykon.

Wcale nie... coś mi ciąży na żołądku... wolę się przejść.

kynesias.

Piękny wieczór (głosy).


SCENA III.
Ciż sami — potem acestor, sosias, sostratos, wchodzą żywo, rozprawiając; później teoras i dorcyl, którzy zwykle razem się trzymają. Następnie nikostratos.
sostratos.

Ani ja.

sosias.

Ani ja.

acestor.

Nie chce mnie znać.

sostratos.

Nie podobna jej przebłagać, kamień, mówię wam, kamień.

sosias.

Proszę, błagam, grożę... daremnie.

lykon.

Witam.

wszyscy.

Witamy cię Lykonie.

lykon.

Cóż tak wzruszeni jesteście?

sosias.

Więcej, niż przypuścić możesz.

acestor.

Pękamy ze złości... Czy kto słyszał coś podobnego? Moja żona nie chce mnie znać, słowa do mnie nie przemówiła, po wieczerzy tańczyła, jak szalona, w około stołu. — A jak wystroiła się!

sostratos.

Moja tak się wyperfumowała, że choć zdaleka, zawrotu głowy dostałem.

sosias.

I moja pachnie o dwadzieścia kroków... a jakie bogate perskie obuwie. Fiu! Fiu!

acestor.

Kleonice ubrana w przeźroczystą żółtą tunikę... ślicznie wygląda.

sostratos.

Moja cała wyróżowana, jakoś bardzo jej z tem do twarzy.

sosias.

Moja tańczyła... i do tego śpiewała... ale jak?...

kynesias.

Jak bachantka!

sosias.

Mogłaby iść o lepsze z Salabanką.

acestor.

Moja tańczy tam jeszcze zapamiętale.

lykon.

Co mówicie?

sostratos.
Moja śpiewała coś tak dziwnego.
acestor.

Moja także.

sosias.

I moja.

sostratos.

A twoja, Lykonie?

lykon (urażony).

Co?... Co?... (wzdycha).

sostratos.

A twoja, Kynesias?

kynesias (oburzony).

Oh! Cóż znowu?

acestor.

Widocznie urządziły ten kawał tylko szeregowcom... bo że to kawał, niepodobna wątpić.

lykon.

Co za przypuszczenie!

acestor.

Oto mężowie Jaskółki i Rosy, może nas oświecą.

dorcyl (ma przysłowie: „za pozwoleniem, ma się rozumieć“).

Witam.

kynesias.

Witamy.

acestor.
No i cóż?
teoras (ma przysłowie: „nie prawda, Dorcyl?“).

Co takiego?

acestor.

Jak was przyjęły żony?

teoras.

Bardzo źle. Nieprawda, Dorcyl? Wyobraźcie sobie, jedliśmy we czworo wieczerzę. Dorcyl, jego żona. moja żona i ja; było bardzo wesoło. Nieprawda, Dorcyl?

dorcyl.

Bardzo wesoło... najserdeczniejsze stosunki. Przy wieczerzy same miłe mówiły sobie rzeczy. Ani razu nie docięły sobie, jakto zwyczaj — za pozwoleniem — między dobrze wychowanemi kobietami — ma się rozumieć.

teoras.

Nad wszelki wyraz były uprzejme, i mówiłem: „Dorcyl, jak to przyjemnie będzie, po skończonej wojnie, żyć sobie ot tak we czworo“. Nieprawda, Dorcyl?

lykon.

Czemuż więc skarżycie się?

teoras.
Poczekaj... Po wieczerzy wszystko się zmieniło; Dorcyl mówi: „Teraz idźmy do domu... ma się rozumieć“. Na to one: „Ależ nie, zostańmy się jeszcze, tak się dobrze bawimy!“ Raptem wstają i znikają... niby nie widzimy... nieprawda, Dorcyl?
dorcyl.

Za pozwoleniem, ma się rozumieć.

teoras.

Po chwili, mówię: jakoś to trwa długo — nieprawda, Dorcyl? — Szukamy, wreszcie dowiadujemy się, że poszły do innej komnaty, że kazały sobie podać wina, owoców i zamknęły się... Dorcyl patrzy przez szparę i widzi... Nieprawda, Dorcyl?

dorcyl.

Tańczyły, śpiewały. Błagamy, aby otworzyły, one śmieją się jak szalone i wołają: „Zawrzyjcie pokój, zawrzyjcie pokój“. — „Kiedy i tak pokój zamknięty“, za pozwoleniem, ma się rozumieć — odpowiadam — „ale pokój ze Spartą!“ — krzyczą.

acestor (zwracając się do mężów).

Tak! tak! Zawrzyjcie pokój. — Widoczny spisek.

teoras.

A Jaskółka i Rosa jakie ładne. Nieprawda, Dorcyl?

dorcyl.

Za pozwoleniem, ma się rozumieć...

nikostratos (Wszedł podczas gdy Teoras mówił).
Z wami jeszcze pół biedy. Przynajmniej widzieliście wasze żony... ja mojej odnaleść nie mogę... Pytam wszędzie, nie widzieliście Kallyce? Nie widzieliście mojej żony?
lykon.

I cóż?

nikostratos.

Śmieją mi się w nos.

lykon.

Twoja ciotka, Lysistrata, musi wiedzieć, gdzie jest Kallyce. Pytałeś się?

nikostratos.

Pytałem, wuju. Moja żona przepędziła noc u Lysistraty, wyszła zrana i odtąd Lysistrata nie widziała jej... Pomyśl, wuju, od siedmiu miesięcy zamężna, a żoną nie jest.

lykon.

Prawda... ale to dla ojczyzny.

nikostratos.

Lysistrata przypuszcza, że ją noc zaskoczyła za miastem, w świątyni, w której zwykła się modlić i że bała się sama wracać do domu.

kynesias.

W świątyni... to nieprawdopodobne.

nikostratos.

Gdzież mogłaby być? Żeby tylko nie spotkało jej... nie spotkało mnie, jakie licho.

lykon (staje pośrodku).

Wszystko to bardzo dziwne. Jestem zdumiony, zaniepokojony, zbity z tropu, zakłopotany. Co tu począć?


SCENA IV.
Ciż samiagatos.
agatos (zbliżają się do rozmawiających).

Co takiego towarzysze? Zamiast siedzieć przy żonach, gonicie po ulicach, jak młodzi rozpustnicy. Na ludzi żonatych, dziwne nieco zachowanie.

lykon.

Nic zatem nie wiesz?

agatos.

Co takiego? Idę wprost od siebie. Ale cóż wy robicie na ulicy o tej godzinie? Żądacie rozejmu, aby odwiedzić żony i dzieci, a hulacie sobie.

acestor.

Wodzu Agatosie, nie wiesz, coś powiedział. Dowiedz się, że nasze żony znać nas nie chcą.

sosias.

To pokrzywy, nie żony! Zamiast z nami rozmawiać, tańczą jak szalone i śmieją się nam w nos.

agatos.

Do zniewagi dołączają drwiny.

acestor (z oburzeniem).

To nie żarty.

agatos.
Istotnie to nie żarty. Jakto, wszystkie?
acestor.

Nazywają to kobiecem bezrobociem!

agatos (śmieje się).

Bezrobocie... I twoja żona także, dzielny Lykonie?

lykon.

Na Heraklesa!.. (Po chwili wahania). Skoro nie jestem wyjątkiem... przyznaję, że i ona...

agatos.

Jakto, Lysistrata, przykładna małżonka... ona także?.. To niepodobna...

lykon.

Cóż chcesz... ona także.

sosias.

Czyście nie zauważyli, że wypiękniały... moja taka jakaś teraz pulchniutka.

sostratos.

Na Hermesa! Prawda! Mojej żony oczy jak pochodnie.

lykon.

Przyznam się wam, że Lysistrata jakoś odmłodniała. (Z zachwytem). Co to za kobieta!

acestor.
Kleonice schudła i ma teraz figurę, że aż miło patrzeć.
teoras.

Rosa wypiękniała, nieprawda Dorcyl?

dorcyl.

Za pozwoleniem, Jaskółka śliczna, ma się rozumieć, nie była taką, jekeśmy na wojnę odchodzili...

kynesias (do Lykona).

Ja się powtórnie zakochałem w Mirinie.

agatos (n. s.).

Tam do Dyonisosa! Teraz im się żony podobają!.. niema co mówić, dobry wynalazły sposób. (Głośno). Jakiż powód dają? Musi być powód.

lykon.

Żądają, abyśmy zawarli pokój ze Spartą.

agatos.

Co im do tego?

kynesias.

To samo powiedzałem.

agatos.

Pokój, pokój, ależ nie od nas zależy.

acestor.

Oczywiście... odwołują się na szczęście Grecyi i pomyślność rzeczypospolitej.

agatos.

My sami psujemy kobiety! Na Poseidona! Z naszej winy stają się przewrotnemi. Powiedzcie im, że dobre obywatelki winny być przedewszystkiem dobremi matkami.

kynesias.

I dobremi żonami.

agatos (oglądając się i patrząc z ukradka na dom Lysitraty).

To się rozumie. I cóż zamyślacie? Czy przepędzicie noc na ulicy?

lykon.

Cóż robić? Trzebaby drzwi wywalić i siłą wejść do własnego domu.

agatos.

Na Hermesa! Nie pozwólcie drwić z siebie. Po co im okazywać, że dbacie o nie. Wasz gniew ich tryumfem. Niech wiedzą, że możecie się bez nich obejść. Godnie i obojętnie! Zamiast tu rozpaczać, idźcie do Orsylochosa, wydaje wielką ucztę na cześć przybyłych Beotek. Spieszcie się. Stoły uginają się pod wytwornemi potrawami i najlepszemi winami; Beotki pokaźne kobiety i znane z wybornej gry na flecie; niewolnice rzucać będą róże pod wasze stopy; będą jońskie tancerki... i usłyszycie najnowszą piosnkę ateńską. Na Afrodytę! Idźcie, bawcie się do rana, pijcie, śmiejcie się, strójcie w róże przy świetle pochodni, aż do wschodu słońca.

teoras.

Dobrze mówi, idźmy do Orsylochosa. Nieprawda Dorcyl?

dorcyl.
Za pozwoleniem. Idziecie z nami? Ma się rozumieć.
kynesias.

Pójdziesz Nikostratos?

nikostratos.

Idźcie, jeżeli chcecie. Jam nie wesół! Wrócę do domu i czekać będę na Kallyce. Nie mam prawa bawić się, ona niczego mi nie odmówiła.

lykon.

Idź nieszczęsny Nikostratos. Pójdziesz z nami Agatosie?

agatos.

Idę... to jest...

lykon.

Tak, czy nie?

agatos.

Może potem przyjdę. Muszę wygotować odpowiedź na interpelacye demagogów.

lykon.

Pracuj za nas wszystkich dzielny wodzu, podczas gdy twoi żołnierze bawić się będą. Dzięki za dobrą radę. Wyśmienita. (Odchodzą; Lykon patrząc na taras domu). Co to za kobieta!

SCENA V.
agatos (sam).

No, pozbyłem się ich. Niech Eros prowadzi ich na złamanie karków. (Zbliża się ostrożnie do domu Lysistraty; raptem staje). Nie mogę jej zaniedbywać! — Niezbędna! Muszę być wybrany archontem! Wpływowi ludzie, Lykon i jego małżonka. Trzeba ich mieć po swojej stronie w walce z demagogami. Kto chce zapewnić sobie poparcie męża, zadowolić musi żonę. (Pewnym krokiem zbliża się do domu Lysistraty). Lysistrato! Lysistrato! ( Wtem głębią wchodzą Lampito i Taraxion).

agatos.

Masz... (Kryje się pod portykiem).

SCENA VI.
taraxion — lampito.
taraxion.

Na Bogów, dajże mi pokój.

lampito.

Chcę wiedzieć, gdzie idziesz?

taraxion.

Powiedziałem, idę spać.

lampito.

Nie w domu?

taraxion.

W domu niepodobna zasnąć.

lampito.

Czy ja przeszkadzam?

taraxion.
Pytanie!..
lampito.

Po tak długiem niewidzeniu...

taraxion.

Gęba ci się nie zamknie.

lampito.

Tyle mamy do powiedzenia sobie.

taraxion.

Później... upadam ze znużenia.

lampito.

Niewdzięczny.

taraxion.

Jak się spać chce, to i śpiew słowika nie miły.

lampito.

Niedźwiedź. Co mi to za małżonek, co zaraz po wieczerzy chrapie.

taraxion.

Twoja wina, za dużo mi dałaś jadła i napitku.

lampito.

Cóż to... czy jesteś dzieckiem, żeby przebierać miarę. Przeholowałeś, upadłeś jak długi pod stół! Stary wojak! Wstydź się. Padł jak długi pod stół...

taraxion.
Proszę bardzo bez wymyślań. Tak! Spać mi się chce, słyszysz, spać mi się chce. Na wszystko będzie czas, ale teraz daj mi pokój.
lampito (zdziwiona n. s.).

Pokój! Ależ na Artemidę, ja miałam żądać od niego pokoju! O Lysistrato! Gdybyś wiedziała, gdybyś słyszała. Co za wstyd! (Głośno). Wszystko ci wyznałam Taraxionie i to cię nie rozczuliło. Dla ciebie gotowa jestem złamać świętą przysięgę.

taraxion.

Ależ ja tego wcale nie żądam... dotrzymaj przysięgi, owszem dotrzymaj święcie... ja chcę spać. Żądam tylko prawa wyspania się... to nie złote runo przecież.

lampito (n. s. z bolesnem zdziwieniem).

Co się z nim stało? Co to jest? Chyba mi go zamienili. (Głośno). Gdzie się chcesz przespać?

taraxion.

Tu, na ławce, na schodach, na ziemi... gdziekolwiek byle spać.

lampito.

Nie chcę, żebyś spał na dworze, przeziębisz się. Pójdź do domu.

taraxion.

Za nic w świecie.

lampito.

Pójdź, proszę cię... rozchorujesz się.

taraxion (z rozpaczą).
Daj mi pokój, namiętna niewiasto!
lampito.

Obelgi! (N. s.). Nie poznaję go! Co to jest? (Głośno). Żądam, abyś wrócił i nie pozwolę ci spać za domem.

taraxion.

Za domem?..

lampito.

Skoro nie chcesz spać w domu, chcesz spać za domem, to jasne. Skoro nie będziesz spać w domu, gdziekolwiek zaśniesz, za domem spać będziesz.

taraxion.

Tylko bez przycinków, bardzo proszę. Dość tego. Upadam ze snu (strasznie ziewa) i położę się gdziekolwiek.

lampito (n. s.).

On nigdy tak nie ziewał. Co to jest? (Głośno). Pójdę za tobą... ty chyba chcesz mi kawał urządzić.

taraxion (znudzony).

Co za kawał?

lampito.

No, już ty wiesz.

taraxion.

Na Bogów! jakaś ty głupia. Dajże pokój ze zazdrością. Nie w porę się wybrałaś.

lampito.

Gdziekolwiek pójdziesz — pójdę za tobą.

taraxion (obojętnie).
Jak ci się podoba. (Taraxion się wymyka).
lampito.

Oni mi go zamienili, albo chce mi kawał urządzić. (Ogląda się i widzi zmykającego Taraxiona). Niedoczekanie!.. (Goni za uciekającym Taraxionem).

SCENA VII.
agatos — lysistrata.
agatos (wychodzi z portyku).

Przecież. (Chwilę słucha i ogląda się). Teraz do dzieła. Wiem w jaką uderzyć strunę. (Zbliża się do domu Lysistraty i woła). Lysistrato! Lysistrato! (Lysistrata ukazuje się na tarasie).

lysistrata.

To ty Agatosie?

agatos.

Czy mogę wejść?

lysistrata.

Niepodobna, niewolnicy... Sokrat zaszczeka.

agatos.

Przeklęty pies... Zejdź Lysistrato, rzecz ważna, ojczyzna... rzeczpospolita.

lysistrata.

Powiedz co takiego.

agatos.
Stąd niepodobna.
lysistrata.

Coś ważnego?

agatos.

Bardzo... Ateny.

lysistrata.

Zaczekaj. (Po chwili ukazuje się i ostrożnie drzwi domu zamyka n. s.) Muszę go zjednać dla sprawy pokoju.

agatos (na stronie).

Muszę ją pozyskać dla wyborów. (Głośno). Lysistrato, uwielbiam cię!

lysistrata (usuwając się).

Bądź ostrożnym... narażam się na wielkie niebezpieczeństwo. Lykon nadejść może.

agatos.

Bądź spokojną. Poszedł do Orsylochosa. Sam go tam posłałem. Odebrałaś mój list?

lysistrata.

Odebrałam.

agatos.

I nie widziałaś się ze mną?

lysistrata.
Nie mogłam. Syra niewolnica szyła tunikę, musiałam ją co chwila próbować, żółta, długa, bardzo długa, wiesz, jak je teraz noszą, z wielkim fałdem z tyłu. (Pokazuje). Fałd Aspazyi! prześliczna.
agatos.

Przykry spędziłem dzień. Uwielbiam cię Lysistrato.

lysistrata.

Doprawdy?

agatos.

Przysięgam na Artemidę, która nas oświetla i na te gwiazdy.

lysistrata.

Zobaczymy. Czy się tam bawiłeś?

agatos.

Bawiłeś? Co za żarty! Ciągła odpowiedzialność, ciągły niepokój, trudności bez liku z administracyą, nigdy na czas nie dostawiono żywności, żołnierz szedł głodny do boju.

lysistrata.

Jakoś nie schudłeś.

agatos.

Żołnierz, ale nie dowódca.

lysistrata (uśmiechając się).

A to co innego... ale to niesłusznie.

agatos.

A jakie gorąco... ani sposobu zasnąć; są w blizkości obozu moczary, komary całą noc tną...

lysistrata (złośliwie).
Żołnierzy, ale nie dowódców.
agatos.

Ależ na Posejdona!... dowódców także, cały jestem pokąsany. Tak to bawiłem się, że nie wspomnę o trzech wielkich bitwach, które stoczyłem... straszne bitwy!!

lysistrata.

Wiem. Dzielnie walczyłeś Agatosie. Trzy wielkie bitwy!

agatos.

W ostatniej straciliśmy dziewięćset pięćdziesiąt ludzi, a Taraxion odniósł ranę.

lysistrata.

Biedni ludzie, biedny człowiek. (Uszczypliwie) No, ale ty żyjesz, to rzecz główna.

agatos.

Gdzie drzewo rabią, trzaski lecą.

lysistrata.

Zaprawdę, wojna to rzecz straszna, ohydna, obrzydliwa.

agatos (urażony i zdziwiony).

Lysistrato! Co mówisz!?

lysistrata.

Gniewam cię... darmo... Tamci zginęli przynajmniej... ale ich żony, ich dzieci, sieroty, Lampito. To okropność.

agatos.
Jesteś rozdrażnioną (chce się zbliżyć).
lysistrata.

Nie zbliżaj się, błagam cię... wstręt we mnie wzbudzasz, widzę krew na twoich rękach... to mnie przeraża... brzydzę się tobą...

agatos (nieco zakłopotany).

Opowiedziałem ci...

lysistrata.

Nie bawiłeś się!! Ależ to twoje rzemiosło, twoja rozkosz. Stać na czele zbrojnych zastępów — naprzód! i dalej rąbać na prawo i lewo, ścinać łby! Brr! Niema co mówić, piękne rzemiosło i to dla człowieka, który się mieni wykształconym.

agatos.

Jesteś niesprawiedliwą, Lysistrato, wśród najzaciętszej walki myślałem o tobie. W nocy pod namiotem nieraz zasnąć nie mogłem.

lysistrata.

Komary.

agatos.

Komary... (zniecierpliwiony) ależ nie Lysistrato, myśl o tobie. Ileż razy widziałem cię we śnie.

lysistrata (uśmiechając się).

Zatem spałeś?

agatos (komicznie wzburzmy).
Nie przerywaj, na Erosa! Kiedy z biedą zasnąć zdołałem, ciebie jedną widziałem. Niech mnie Zeus spiorunuje, jeżeli nie mówię prawdy.
lysistrata.

Nie wzywaj Zeusa! Widzę szczerość w twoich oczach, a zresztą... ty tak dobrze kłamiesz.

agatos.

Słuchaj, Lysistrato! cały dzień przesiedziałem w domu... wieczór dopiero wyszedłem, musiałem z tobą mówić. Zastałem tu twojego męża, Kynesiasa i wielu innych żonkosiów, rozprawiali, gadali. Żony pozamykały im drzwi przed nosem i nie chcą ich do domów wpuścić, dopóki nie zawrą pokoju.

lysistrata.

Jakżesz wyglądali żonkosie?

agatos.

Śmiesznie, nad wszelki wyraz śmiesznie... zakochani po uszy w żonach... Prawda, że to rzecz nadzwyczajna, co im się przytrafiło. Kiedy się po długiej nieobecności powraca, można przypuścić, że dom zgorzał, niewolnik uciekł, że dzieci chore, że żona umarła, ale na Hermesa, niepodobna przewidzieć, żeby żona... (śmieje się).

lysistrata.

Bawi cię to?

agatos.

Widocznie porozumiałyście się... nie, doprawdy, to genialny pomysł; kobieta, która to wymyśliła, jest zdumiewającą. Z pewnością nie Lampito wymyśliła to?

lysistrata.
Jak mniemasz? kto? (milczenie).
agatos.

Ty.

lysistrata.

Tak jest; pomysł, który nazywasz genialnym, jest moim, miałam na celu pokój... (Z lekką kokieteryą) Może i dlatego, abyś ty Aten nie opuszczał. Pragnę jednak pokoju przedewszystkiem dla ojczyzny, dla Aten, dla Grecyi! Co za szał was opanował? Chcecie zguby tej pięknej Grecyi? Jeżeli, jak mówisz, kochasz ranie, przysięgnij, że mi dopomożesz do zakończenia wojny.

agatos (przerażony).

Ależ Lysistrato, ja nie mogę przemawiać za pokojem, mam tylu zazdrośnych, tylu nieprzyjaciół, nie wiem jak zdołam stawić czoło demagogom... wybory się zbliżają, wiesz, pragnę zostać archontem. To, czego żądasz, jest nad moje, nad nasze siły. Tego nikt nie wytłumaczy Ateńczykom, u nich to nałóg i wojna, choć bezmyślna, ma moc przyzwyczajenia.

lysistrata.

Wstyd powiedzieć, a trudno zamilczeć; w tym względzie kobiety więcej od was mają odwagi.

agatos.

Łatwo ci mówić, Lysistrato! Ty nie chcesz być wybraną archontem. Jak tu przekonać tych waryatów i tych drugich, ludzi złej wiary, którzy dla schlebiania najgorszym skłonnościom motłochu, szkalują każdą władzę. Jak przemówię za pokojem, porównają mnie do Eakrata, który zdradził, lub do Kleonyosa, który broń rzucił. Komedyopisarze wezmą mnie na język.

lysistrata.

Boisz się komedyopisarzy! Śmiechu godne. Wiesz, czego wam mężczyznom brak w Atenach? Zdrowego rozsądku. Posłuchaj (siadają na ławce).

agatos.

Jak tu dojść do końca z takimi zapaleńcami, co poradzić wśród ogólnego zamieszania pojęć?

lysistrata.

Nic łatwiejszego, byle chcieć.

agatos.

Mów!

lysistrata.

Kiedy nić na wrzecionie popłata się, bierzemy ją do ręki i zaczynając od końca, staramy się ją rozwikłać. Gdybyście choć trochę mieli rozsądku, postąpilibyście z rzecząpospolitą jak kobiety z nicią.

agatos.

Jak?

lysistrata.

Przedewszystkiem wygnać trzeba rózgami z miasta półgłówków i krzykaczy, oczyścić z nich Ateny, jak my i wełnę myjemy. Trzeba przetrzebić rzeczpospolitą jak my wełnę rozczesujemy. Tych co za ręce się trzymają, aby w imieniu ojczyzny żyć z grosza publicznego i do korzystnych dostawać się posad, wrzucić do kosza, wraz z pasożytami, darmozjadami, próżniakami i dłużnikami skarbu; wstrząsnąć kilkakrotnie tą mieszaniną, silnie ją zgremplować, jak my czynimy z wełną, wysnuć wtedy nić, w kłębek ją zwinąć i dopiero uprządz dla ludu odzież.

agatos.

Rzeczpospolitą do wełny przyrównywasz? Skąd raptem kobietom o wojnie rozprawiać?

lysistrata.

Mamy prawo, bo my większą połowę ciężarów ponosimy, bo my rodzimy obrońców ojczyzny, a stratę dzieci naszych, w bezrozumnych przedsięwzięciach, gorzko opłakujemy!

agatos (wzruszony, zasłania oblicze i odwraca się z głębokiem wzruszeniem).

Zamilcz! Nie przypominaj naszych klęsk! (chwila uroczystego milczenia).

lysistrata (bierze go za rękę).

Jak dalej tak będziecie postępować, smutnym będzie koniec Aten.

agatos.

Ateny wiecznie wolnemi będą.

lysistrata (wskazując na północ).
Stamtąd grom spadnie i chyba po wiekach z pod niego zmartwychwstaną Ateny (z głębokiem uczuciem). Przysięgnij, że mi dopomożesz, że za pokojem przemówisz.
agatos.

Chcesz, żebym poświęcił przyszłość, sławę, wzięcie... niepodobna.

lysistrata.

Powiedziałam przed chwilą... zobaczymy... Otóż widzę.

agatos (z udanem uczuciem).

Lysistrato! (Lysistrata idzie do drzwi swojego domu) Daj się przebłagać!

lysistrata.

Zawrzyjcie pierwej pokój. Przysięgłam. To moje ostatnie słowo. (Otwiera drzwi, do Agatosa) Żegnam.

agatos (nieco pompatycznie, z udanem uczuciem).

Lysistrato!

lysistrata.

Co takiego?

agatos.

Stanowczo?

lysistrata.

Stanowczo.

agatos (jakby się chciał przekomarzać).

Kiedy tak, przemówię jutro za wojną.

lysistrata (przenikając jego myśl, z szyderstwem i siłą).

I nie będziesz archontem — ja ci ręczę.

agatos (na stronie, widząc że chybił celu).
Tam do Hermesa! (głośno) Lysistrato, wysłuchaj mej prośby!
lysistrata.

Przysięga!

agatos (widząc, że inaczej trzeba przemawiać).

Jeżeli mnie wysłuchasz, zrobię wszystko co w mej mocy, aby wojnę zakończyć (robi krok ku Lysistracie): Lysistrato!

lysistrata (po chwili zastanowienia).

Poczekaj. (Biegnie do drzwi bocznych świątyni, otwiera je i wychodzi z Kallyce, trzymając ją za ręką) Przyrzekam, że jeżeli pokój zawartym zostanie, życzeniom twoim stanie się zadość... A teraz odejdź.

agatos (zrozumiał, że w obecności Kallyce nie może przedłużać swej gry, zarazem, iż Lysistrata obiecała mu, że zostanie archontem, jeżeli pokój zawartym będzie).

Okrutna i zdradziecka. Zwyciężyłaś (Na stronie) Mniejsza o to, będę archontem (głośno, nizko się kłaniając). Żegnam cię, boska Lysistrato! (Odchodzi).

lysistrata.

(Na stronie) Tego już mam. A teraz trzeba jeszcze Nikostratosa zjednać dla mej sprawy. (Głośno) Drogie dziecko... chcę ci zwrócić wolność... na godzin kilka.

kallyce.

Dlaczego byłaś tak okrutną, tak nieubłaganą?

lysistrata.
Musiałam dla przykładu. Prawo równe dla wszystkich. Ale ty nie przysięgłaś, idź do męża.
kallyce.

Ciotko, jakaś ty dobra!

lysistrata.

Tak, idź do męża, ale przedewszystkiem niech przysięgnie, że jutro za pokojem przemówi.

kallyce.

Ale dobrze, dobrze, on przysięgnie... przysięgnie z pewnością. (Całuje w rękę Lysistratę, poczem nadzwyczaj prędko biegnie).

lysistrata.

Jutro pokój zawartym zostanie!

Księżyc ją oświetla, słychać zdala hymn Artemidy na harfach, kurtyna spada.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Maurice Donnay, Arystofanes i tłumacza: Stanisław Koźmian.