Satyry (Bielski, 1889)/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Satyry | |
Wydawca | Akademia Umiejętności w Krakowie | |
Data wyd. | 1889 | |
Druk | Drukarnia „Czasu“ Fr. Kluczyckiego i Sp. | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
WYDAWNICTWA AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI W KRAKOWIE
BIBLIJOTEKA PISARZÓW POLSKICH.
MARCINA BIELSKIEGO
SATYRY
I. SEN MAJOWY,
II. ROZMOWA BARANÓW, III. SEJM NIEWIEŚCI.
Wydał
Dr. Władysław Wisłocki.
W KRAKOWIE,
W DRUKARNI «CZASU» FR. KLUCZYCKIEGO I SP.
pod zarządem Józefa Lakocińskiego.
1889.
NAKŁADEM AKADEMII UMIEJĘTNOŚCI.
|
Urodzony około r. 1495 wielkich swego czasu zasług uczony żołnierz-ziemianin i kronikarz-poeta, Marcin Bielski, zjadliwych trzech satyr swoich: »Snu majowego«, »Rozmowy baranów« i »Sejmu niewieściego«, które sam poniekąd raczej za paszkwile uważał, za życia swego nie drukował, a przynajmniej żaden z nich do naszych czasów ślad się nie dochował. Dopiero w kilka lat po jego śmierci, która 18 grudnia r. 1575 nastąpiła, ogłosił wszystkie trzy drukiem, każdą w osobnej książeczce i każdą po kilkakroć, jedyny syn jego Joachim. Wszystkie też trzy, swego czasu niewątpliwie z niezwykłem czytane zajęciem, należą dzisiaj niezaprzeczenie do pierwszorzędnych rzadkości bibljograficznych. Wystarczy w tej mierze, jeżeli zauważę, że publiczne nasze biblijoteki albo wcale ich nie mają, albo tylko po jednej, z prywatnych zaś wszystkie trzy posiada w komplecie jedynie tylko księgozbiór im. Cieńskich w Oknie, pod Obertynem na Pokuciu, gdzie w nadzwyczaj cennym starożytnych druków polskich zbiorze w wielkiem i bardzo starannem przechowane są poszanowaniu.
W naszych czasach tylko ostatnią z nich, Sejm niewieści, podług wydania z r. 1595, i to z egzemplarza prawdopodobnie bardzo uszkodzonego, przedrukował r. 1856 św. p. Wójcicki w warszawskiem »Archiwum domowem« (str. 349—391). O dwóch pierwszych zaś, Śnie majowym i Rozmowie baranów, szczegółową wiadomość i obszerne z nich wyciągi, właśnie na podstawie otrzymanych za łaskawem pośrednictwem Dra Ant. Małeckiego od św. p. Ludomira Cieńskiego z jego księgozbioru egzemplarzy, podałem sam w lwowskim »Przewodniku naukowym i literackim« z marca i kwietnia r. 1873, i w osobnej artykułu tego odbitce p. n. »Dwie rzadkości bibliograficzne« (w 8-ce str. 32). Obecnie, także na podstawie egzemplarzy z biblijoteki im. Cieńskich okieńskiej, ogłaszam wszystkie trzy w całości i w porządku, w jakim je, mojem zdaniem, autor kolejno po sobie mógł był napisać, a skłania mnie do tego nietylko ich rzadkość niepospolita, ale i zawartość ich wewnętrzna. Zdania o dziejach naszych w połowie w. XVI mocno już w chwili bieżącej są podzielone, niech więc i stary Bielski, życiu i wypadkom owym współczesny, satyrami swoimi w całej rozciągłości do dzisiejszych przemówi pokoleń.
Pierwsza z nich w małej ćwiartce, drukowana literami gockiemi, liczy razem z kartą tytułową stron 19 (w wydaniu niniejszem str. 1—18), opatrzonych dodatkowo zwyczajem ówczesnym umieszczoną u dołu sygnaturą drukarską Aij—C. Tytuł jej brzmi dosłownie:
Miejsce druku, rok wydania i firma drukarza wyrażone na końcu (str. 19):
Na odwrocie tytułu (str. 2) dołączył syn Joachim od siebie herb Szafrańców, Stary koń, i sześciowiersz pod nim na ten klejnot starodawny, na następującej zaś karcie (str. 3—4) krótką swego pióra rymowaną dedykacyję, złożoną z 24 wierszy, Stanisławowi Szafrańcowi z Pieskowej Skały, wojewodzie sandomierskiemu. Sam Sen majowy zaczyna się dopiero na str. 5, idzie już odtąd bez przerwy do końca, i liczy oprócz owego sześciowiersza i rymowanej tej dedykacyi, ogółem wierszy 432, a z nimi razem 462.
Najważniejsze wszakże uzupełnienie jego stanowi wcale misternie pomyślany i wykonany drzeworyt na karcie tytułowej, widocznie rylca jakiegoś W. B., który się dosyć wyraźnie przezierającemi literami temi u lewego jego na dole rogu zdradził. Pierwsza też ta u nas w swoim rodzaju karykatura polityczna, jak ją sam kronikarz-poeta w ciągu Snu majowego wyjaśnił, dodawszy tu i ówdzie na marginesach obok wierszy odpowiednych: »Segiet«, »Soliman«, »Selim«, »Tatarowie«, »Turek«, »Cesarz«, »Królewic«, »Papież« i t. p. przedstawia:
Nad rzeką Almas w południowych Węgrzech wznosi się gniazdo ptasze = warowny Sziget. Wzlatuje nad nim jego właściciel Orzeł = cesarz niemiecki i król węgierski Maxymilijan, przybrawszy groźną postać względem pretendenta do korony św. Szczepana, księcia Siedmiogrodu i pana mniejszej połowy Węgier, królewicza Jana Zygmunta Zapolyi, który w postaci »zębiatego« Wilka z królewsko-węgierskim pierścieniem w paszczy wychyla się z lasu. Przywołany przez Orła na pomoc Struś = papież Pius V, »łaje« z brzegu rzeki wilkowi, że sprowadza na chrześcijan = ptaków, dzikie zwierzęta czworonożne pod wodzą żarłocznych Rossomaków = Turków, których zbliżanie się pod mury Szigetu zwiastuje już płynący rzeką półksiężyc, godło ich potęgi. W oddaleniu u wnijścia do świata podziemnego stoi mityczna Harpija plugawa = Tatarzy, potwór skrzydlaty ze szpetną twarzą kobiety, którą zarówno do ptaków jak i do innego rodzaju zwierząt zaliczano. Niby obojętnie przypatruje się walczącym, niezdecydowana po czyjej stanąć stronie; czy się przyłączyć do wilka i innych zwierząt czworonożnych, czy też poprzeć sprawę skrzydlatych ptaków. W dalszym ciągu przedstawia drzeworyt nad brzegiem rzeki: »w miesiącu maju pod gajem zielonym« w postaci siedzącej wspartego o drzewo i śpiącego pustelnika starego = samego Bielskiego, do którego zbliżywszy się »mąż srogi« olbrzymi Anteus ziemski, wszystkie te widziadła, jak mu się we śnie objawiły, całą tę nito Ezopową ptaków z innymi zwierzętami walkę bliżej mu tłómaczy.
Tę samę rycinę powtórzył syn-wydawca także na drugiej, dotychczas wiadomej, Snu majowego edycyi, ogłoszonej drukiem r. 1590 również u Siebenejchera w Krakowie, jak to przynajmniej z krótkich i urywkowych o ponownem wydaniu tem zapisek wypływa, podanych przez Ossolińskiego w »Wiadomościach historyczno-krytycznych«, I 412 i 434, przez Wiszniewskiego w »Historyi literatury polskiej«, VII 61, przez Sobieszczańskiego w rozprawie »O życiu i pracach piśmiennych Marcina i Joachima Bielskich«, str. LV i nn., i przez innych.
Druga z rzędu naszego kronikarza-poety satyra, drukowana także w małej 4-ce i literami gockiemi, liczy razem z kartą tytułową stron 34 (w wydaniu niniejszem str. 19—53), opatrzonych u dołu sygnaturą Aij—E. Tytuł jej w całości opiewa:
Wyrażenie się autora w trzecim wierszu »o przemienność« zwykłą chyba jest tylko myłką typograficzną; w dalszym ciągu bowiem (str. 3, w obecnem zaś wydaniu str. 23), gdzie w skróceniu tytuł ten jeszcze raz jest powtórzony, brzmią już te wyrazy, jak należy: »o przemienności«. Miejsce zresztą druku, czas jego ogłoszenia i oficyna drukarska podane są również na końcu:
Od siebie na początku nie dodał już tym razem syn Joachim żadnego wiersza wstępnego ani też dedykacyi. Na odwrocie karty tytułowej (str. 2) mamy więc tu najprzód samego ojca Marcina liczącą 14 wierszy »Przedmowę dwu baranów o jednej głowie«, poczem zaraz (str. 3 do końca) idzie już sama Rozmowa, rozłożona przez autora na 11 dłuższych ustępów, które po swojemu nazwał jeszcze »rozdzieleniami«, i które razem 896 wierszy liczą i w ten sposób po sobie następują, że w nich raz to prawy, to znowu na przemian lewy przemawia baran. Ogółem zatem zawiera Rozmowa baranów, uwzględniając i jej Przedmowę, dłuższych rozdziałów 12, wierszy zaś okrągło 910.
Najważniejszem jednak uzupełnieniem jej zewnętrznem jest znowu zamieszczony na jej tytule drzeworyt, choć nie tego samego już rylca i nie tak zręcznie wykonany, jak w Śnie majowym, a nawet poniekąd pomylony i trochę niedokładny. Rycina przedstawia kamienicę narożną w północno-zachodniej stronie wielkiego w Krakowie rynku, zwaną już w XVI w. »domem Pod barany«, której róg wprost w ul. Wiślną patrzy, skąd niekiedy w dni pogodne okazały na Karpaty i Babią górę przedstawia się obraz. Stroną jedną zwrócona przytem na rynek, liczne jego kramy i Sukiennice, drugą zaś do ul. św. Anny, otrzymała była nazwę swoję właśnie od dwóch u jej rogu u góry w ten sposób ustawionych baranów kamiennych, że obydwa jednę tylko miały głowę, którą równocześnie i na ludny rynek i w ul. św. Anny i w ul. Wiślną spoglądać mogły. Przed nimi zresztą roztacza się na drzeworycie z wysokości widok na górę Sikornik czyli św. Bronisławy, dzisiejszy kopiec Kościuszki, i położony u jego stoków kościół św. Salwatora, przed nimi zaś u dołu w małej gromadce w strojach współczesnych ciekawy stoi ludek krakowski, starzy i młodzi, niewiasty i dzieci.
Tę same rycinę powtórzył prawdopodobnie wydawca Joachim Bielski także na tytule drugiego dotąd znanego Rozmowy baranów wydania, drukowanego również u Siebenejchera w Krakowie w r. 1590 o którem urywkowo i bardzo pobieżnie Lelewel w »Bibliograficznych księgach« I 180, Wiszniewski, VII 150, i inni wspominają.
Trzecia nakoniec satyra, ze wszystkich obecnie, dzięki przedrukowi Wójcickiego z r. 1856, najwięcej jeszcze znana, nosi napis:
Drukowana także gotyką i również w małej ćwiartce, liczy str. 41 (w wydaniu niniejszem str. 55—95), z sygnaturą u dołu Aij—Eiij. Miejsce druku, rok wydania i drukarz wyrażone są także na końcu:
I tej nie poprzedził już od siebie syn-wydawca żadnym wierszem wstępnym ani też dedykacyją. Na odwrocie tytułu (str. 2) mamy więc i tu zaraz pióra samego Marcina Bielskiego złożoną z 12 wierszy »Przemowę białychgłów do męszczyzn«, po których na kartach dalszych (str. 3 do końca) już sam Sejm niewieści następuje. Cały też utwór ten, najdłuższy ze wszystkich, liczy 1040 wierszy, a razem z Przedmową 1052 w., w wydaniu Wójcickiego niestety, dla kilku we środku opuszczonych miejsc, trochę krótszy.
I tę wszakże, jak i dwie poprzedzające, ozdobił wydawca dodatkowo na tytule dosyć surowo zresztą wykonanym drzeworytem, przedstawiającym sejmujące przy stole szlacheckiego rodu niewiasty polskie w okazałych strojach ówczesnych, przeciw czemu właśnie mocno autor powstaje.
Inni, jak Ossoliński, l. c., Wiszniewski, VII 306 i nn., Sobieszczański, str. LVII i n., a za nimi drudzy, znali tylko późniejsze Sejmu niewieściego wydanie, drukowane w 4-ce r. 1595 u Siebenejchera w Krakowie, o 39 stronicach ze sygnaturą Aij—Eij, to samo właśnie, które za dni już naszych Wójcicki w Archiwum domowem z niemałemi i dosyć ważnemi ogłosił myłkami. Większego wszakże od niego dopuścił się przy jego opisie bałamuctwa w r. 1845 autor Historyi literatury polskiej w VII dzieła swojego tomie. Wiszniewski w miejscu wskazanem przytoczył, rzekomo z wydania z r. 1595, kilka z Sejmu niewieściego wyjątków, które się wszakże ani z jego edycyją z r. 1586, ani z przedrukiem Wójcickiego podług wydania z r. 1595 nie zgadzają. Jeden z tych wyjątków n. p. wygląda:
Nuże mili stateczni harcerze
Bierzcie na się zbroję i pancerze;
Ubrawszy się z łukiem w szarawary,
Jedźcie żartko, poraźcie Tatary.
Są to w edycyi z r. 1586 i w przedruku Wójcickiego podług edycyi z r. 1595 wiersze 687—690 (w wydaniu niniejszem str. 83), wyrazy jednak i litery pochylonym oddane w nich drukiem: »harcerze, zbroję, żartko«, brzmią w obydwóch oryginalnych z r. 1586 i 1595 wydaniach zgodnie: »rycerze, zbroje (l. mn.) i skokiem«, i żadną miarą autor Historyi literatury polskiej z edycyi z r. 1595 zaczerpnąć ich nie mógł. Jeszcze bardziej zastanawia inna, niemniej ciekawa okoliczność. Wiszniewski cytuje zaraz niżej jeszcze inny ze Sejmu niewieściego, także rzekomo podług wydania z r. 1595, a mianowicie następujący wyjątek:
Gdyż tak sestra nasza sobi poczynała,
I tej premudrej radie czasto prymawlała;
Licz szczoś buła choroszoho za to zasłużyła,
Ałe jej toho rada troszeńka ulżyła.
Zaczem jej tak z dekretu powidat kazała,
Aby już więcej w radie z nami ne sidała;
A budeli szczo jeszcze meży namy wichryt,
Tedy sia jej musymy pewne bardzo sprykryt.
Sejm niewieści w edycyi z r. 1595, a więc w wydaniu dokonanem jeszcze pod okiem syna Joachima, który umarł dopiero 8 stycznia r. 1599, byłby zatem przeplatany miejscami przez autora wierszami w języku małoruskim, trochę wprawdzie spolszczonymi, ale w każdym razie nie czysto polskimi. Na pierwsze wejrzenie niemożliwem wprawdzie byćby to nie mogło. Marcin Bielski służąc za młodu wojskowo, strawił był wiele lat młodszego życia swego w ziemiach ruskich, na Pokuciu, w Przemyskiem i na Podolu. Znał też niewątpliwie pokrewny język czerwonoruski wybornie, a nawet uległ był w pewnej mierze jego wpływowi i polszczyznę swoję czasami po rusku zacinał, pisząc n. p. niekiedy, co i w satyrach jego się powtarza: »hruby« zamiast »gruby«, lub »kohut« zamiast »kogut« i t. p. Nie byłoby mu tedy z pewnością wielkiej sprawiło trudności, dla rozmaitości polskie swoje wierszowane utwory przeplatać od czasu do czasu także małoruskimi rymami. Niestety, przytoczony przez Wiszniewskiego wyjątek stanowi i w edycyi Wójcickiego podług wydania z r. 1595, tego samego właśnie, które rzekomo autor Historyi literatury polskiej miał mieć pod ręką, i w edycyi z r. 1586, (w wydaniu obecnem str. 84), wiersze 709—716, wszystkie czysto polskie, bez żadnej zgoła obcej przymieszki.
Skąd więc przyszedł do tego Wiszniewski, że w pomnikowem dziele swojem podawszy obok innych i ten wyjątek, zapewnił przy nim, że wzięty z Sejmu niewieściego, a w szczególności z wydania jego z r. 1595? Sprawiła to, jak mi się zdaje, drukowana w Krakowie u Filipowskiego r. 1639 Wład. Stan. Jeżowskiego »Konsultacya przezacnych matron koronnych«. Wiszniewskiemu wiadomo było skądinąd, że pod zmienionym tym tytułem z małemi tylko różnicami i przeróbkami językowemi, wydał był właśnie Jeżowski jako swoję pracę Bielskiego Sejm niewieści. Wiszniewski nazywa nawet to postępowanie Jeżowskiego, VII 310, wprost »bezczelną i wobec całego narodu bezkarnie popełnioną kradzieżą literacką«. Z Konsultacyi tej zatem, jak mi się zdaje, przytoczył prawdopodobnie autor Historyi literatury polskiej owe wyżej podane wyjątki, a w pośpiechu czy też przez nieuwagę dodał przy nich, że wzięte z wydania Sejmu niewieściego z r. 1595. Wątpliwość tę rozstrzygnąć ostatecznie powinna sama Jeżowskiego Konsultacya z r. 1639, w której jednak na razie, mimo usilnych zabiegów, bliżej rozpatrzyć się nie mogłem.
Nie jeden zresztą Jeżowski w niedozwolony sposób, według własnego widzi mi się, przerabiał Bielskiego Sejm niewieści. Czynili to samo z większem lub mniejszem powodzeniem i wcześniej i później od niego także i inni pomniejsi poeci nasi; ze wszystkich bowiem satyr zasłużonego kronikarza-poety ta właśnie najbardziej jeszcze przypadła była do upodobania różnym domorodnym humorystom naszym, dlaczego też ku uciesze i dla zabawy współczesnych sobie »matron, pań i panien polskich«, już od samego początku w. XVII, zaraz po śmierci Joachima Bielskiego, jużto pod własnem, już pod przybranem nazwiskiem lub bezimiennie przeróżne, mniej lub więcej nieudolne puszczali w świat utwory wierszowane, jak: »Sejm białogłowski«, »Sejm panieński«, »Apologia rodzaju Ewinego«, »Wiersz o fortelach białogłowskich«, »Żona wyćwiczona« i t. p. We wszystkich większy lub mniejszy czuć wpływ Sejmu niewieściego, wszystkie są poniekąd jego naśladownictwem lub ciągiem dalszym.
Tyle więc z zakresu bibljograficznych o Śnie majowym, Rozmowie baranów i Sejmie niewieścim wiadomości. Na pytanie zaś, dlaczego je w przedruku niniejszym w tym właśnie, nie innym ogłaszam porządku, choć utarte i rozpowszechnione jest u nas do tej pory zdanie, poparte nawet przez takie powagi, jak Maciejowski w »Piśmiennictwie polskiem«, I 407, i Tyszyński w »Wizerunkach«, str. 53, ze Bielski przedewszystkiem napisał był przed rokiem 1569 Sejm niewieści, po ukończeniu zaś tej satyry dopiero Sen majowy i Rozmowę baranów, daję odpowiedź przy końcu (str. 97 i nn.) w Objaśnieniach do niektórych utworów tych miejsc i wierszy.
Na końcu dołączam także »Słowniczek trudniejszych wyrazów obcych i przestarzałych«, z opuszczeniem naturalnie całkiem zwykłych, jak: »apelacya, dekret, persona...«, lub staropolskich: »abo, barzo, chocia, doma, jedennasty (str. 53), kamienie, knucie, mier... zasadka, żena«, które i dzisiejszym czytelnikom, jak sądzę, żadnej trudności znaczniejszej sprawiać nie powinny. Słowniczek urosł i tak nad miarę dla stosunkowo nader licznych wyrazów obcych, wziętych z języków: łacińskiego i niemieckiego, z angielskiego, francuskiego i włoskiego, z arabskiego, perskiego, tatarskiego, tureckiego, węgierskiego i innych. Dziś dostałby się Bielski za nie niechybnie na listę zarzucających bez potrzeby mowę ojczystą »barbaryzmami i dziwolągami językowemi«. Inna rzecz w XVI stuleciu. Polszczyzna ówczesna, jak nigdy przedtem, pełną pracowała piersią, ażeby w rzędzie cywilizowanych świata zachodniego narodów należne sobie wywalczyć naukowe stanowisko europejskie, a Bielski należał właśnie do tych, co jedni z pierwszych licznemi pracami swojemi, przed Rejem jeszcze i przed Kochanowskim, z całej siły we wielki na to nabożeństwo dzwon uderzali. O wszystkich też tych użytych przez niego wyrazach słusznie i bez przesady powiedzieć można, co dzisiejszy uczony niemiecki o wyrazach obcych wogóle pisze: »Viel — powiada V. Hehn, autor historyczno-lingwistycznego dzieła »Kulturpflanzen und Hausthiere in ihrem Übergange aus Asien nach Griechenland und Italien, sowie in das übrige Europa« — viel Fremdwörter, viel Kulturverkehr, viel entlehnt, viel gelernt«!
Zresztą winienem jeszcze chyba ostrzec, że w oryginalnych satyr Bielskiego wydaniach wszystkie autora przypiski umieszczone są obok każdego wiersza na brzegu marginesów. W edycyi niniejszej musiały pójść dołem, widocznie z tego powodu, że szerokość kolumny nie pozwalała na to, żeby zgodnie z pierwotnem wydaniem znalazły się były na brzegach przy odpowiednych wierszach swoich. Nie po mojej myśli stało się także w przedruku obecnym, że z ogólnego wszystkich wierszy liczbowania w każdej satyrze z osobna wyłączone zostały wstępne ich wiersze i dedykacyje. Sprawiło mi to nawet trochę trudności przy układaniu Objaśnień i słowniczka, gdzie zamiast zawsze i jednostajnie do wierszy, jakby dla odmiany lub rozmaitości, raz do stronicy, to znowu do wierszy odwoływać mi się wypadło.
Kraków, w kwietniu r. 1889.
SEN MAJOWY
POD GAJEM ZIELONYM JEDNEGO PUSTELNIKA
PRZEZ MARCINA BIELSKIEGO NAPISANY
I TERAZ NOWO PRZEZ JOACHIMA BIELSKIEGO,
SYNA JEGO, WYDANY.
NA HERB I KLEJNOT STARODAWNY JAŚNIE WIELMOŻNEGO PANA
PANA STANISŁAWA SZAFRAŃCA
Z PIESKOWEJ SKAŁY
WOJEWODY SĘDOMIERSKIEGO, ETC. ETC.
Nie on to koń Paegasus z dziwnemi skrzydłami, 5 Pełno mając, nam świecił, i siadł w jasnem niebie.
Jaśnie Wielmożnemu Panu
PANU STANISŁAWOWI SZAFRAŃCOWI
Z PIESKOWEJ SKAŁY
WOJEWODZIE SĘDOMIERSKIEMU, ETC. ETC. PANU MEMU
MIŁOŚCIWEMU.
Ten wiersz niegdy od ojca mego napisany 5 Jest takim pilnym stróżem, że nad cię nikt inny 10 Z nas każdy ślepą zazdrość, gdyby inak śmiała 15 I cny Juliusz świecąc, swym daje rok żyzny, 20 Co ja raczej na inszy czas Muzom odkładam,
SEN MAJOWY
pod gajem zielonym pustelnika jednego.
Uda mi się rozmyślać o niniejszym wieku: 5 Jako na chrześciany często bywa trwoga. 10 Płocho stoją porządki, płocho i kościoły, 15 W ten czas, gdy pod Bliźnięty swój wóz Tytan woził; 20 Kosowie i grzywacy, kukały gżegżołki,
Słuchając rozkosznego śpiewania słowika, 25 Słodki mię sen umorzył nagle pustelnika. 30 Wilk mówił srogą mową ku jego posłowi, 35 Musisz dać posesyą bez wszelkiego kwitu. 40 Orzeł zasię powiedział: Wilku, być ci w sieci, 45 Niźliby Rossomacy mieli władać nami. 50 Przyleciał strus na pomoc do Rakuz orłowi, 55 Więcej tu Rossomacy, niźli wilcy płużą. Wilk mu zasię powiedział: Leć precz panie strusie, 60 Strus mu zatem jął łajać: Jest temu lat kilka, 65 Rossomaki połupim, lamparty, sobole. 70 Te poślemy oględać wasze wszelkie sprawy, 75 I ten zwierz nieskrócony sieciami okrócą. 80 Ten to ptakom jął mówić: Jestem ja bicz Boży, 85 Czemuż tedy ten twój bicz dobrych nie rozmnoży? Potem przyszedł lew mocny, przyleciał pelikan, 90 Zjął zimny strach zwierzęta, chcieli precz uciekać. 95 Czemuż jeden drugiego o kęs ziemie gniecie? 100 Idź woźny, swoje wici przyłoż im do boku, 105 Przez sto tysiąc z obu stron tam ludzi pomarło. 110 Zbiory wielkie ze wszech stron pieszych, jezdnych stali, 115 Pódź ty ze mną szermować, a schowaj miecz krwawy. 120
Mówięcy: Co wam po tem, że o tem mówicie, 125 Głośniej wam niż Biblia w imieniu zagędzie. 130 W prawej ręce sierp ostry, w lewej kłosie miała; 135 Uderzyła o ziemię, a potem podarła, 140 W drugiem pani o dwu głów była przełożona, 145 Stroną wszystko chodziło, jakoby się bało. 150 Wołając: Biada, biada, już przyszły te czasy, Jużci przyszedł do morza z wielkością wielbłądów, 155 Próżno go jeszcze dłużej czekać mają drudzy. 160 Potem ku mnie przystąpił, mówiąc on mąż srogi: 165 Do których się przybliża zmocniony lud inny. 170 Wilka nosi królewic, a orzeł cesarski: 175 Wojsko tożto wałaskie z matką swoją było; 180 Abyś wiedział, co znaczą ty wojska zebrane,
Przed onym majestatem i przed wszystką Radą, 185 Także i przed posłami, co na syem zjadą: 190 Nie dajcie się na stronę prywacie uwodzić, 195 A jak walecznych ludzi dość pohołdowała. 200 Gdy z obcych ziem zwyczaje wy do mnie wnaszacie, 205 Nie mogę być bez smutku i wielkiej tesknice. 210 Nie na swoje samsiady, ale na Turczyny 215 A wżdy się k temu wszyscy przychylić nie chcecie, Nuż o rządzie domowym ktoby co chciał mówić, 220 Za Ocean albo Niepr uciekaćby musiał, 225 Aby kiedy ze wszech stron tak barzo gorzało, 230 Ach ma miła Korono życzliwa i siostro, 235 Prawie Pan Bóg przepuścił na mię ten srogi bicz: 240 I te nieprzyjaciele, co biorą me córy, 245 Przyjdziem zasię ku onej pierwszej swej wolności, 250
Był chleb, były konie, woły, śrebrne rudy, 255 Od sąmsiada do sąmsiada rad więc ogień przyjdzie. 260 Jeślić ten nie pomoże, próżna w kim nadzieja, 265 Pobrał miasta i zamki, zwysiekał winnice. 270 Wszystko to, co u ciebie, u mnie się też dzieje, 275 Myśląc, jako też z pośrzód nieprzyjaciół wyniść. 280 Szła precz ziemia węgierska, a głową kinęła, Jeszcze pójdę do ziemie sąmsiedniej wołoskiej, 285 Nie tak nam więc oń trudno, gdy się dobrze mamy. 290 Turcy codzień z mocą swą na mię się obrócą, 295 Wołoska ziemia, barzo smutna białagłowa: 300 Córki, syny i skarby, i polny dobytek 305 I okrutne Tatary na nie przywodziła, 310 Ach niestetyż prze moich synaczków niezgody
Boże się żal na nasze głupie chrześciany, 315 Iż wolą oto przestać z niecnymi pogany, 320 Prawie co chcą, to na nas przewodzą uporą, 325 Nie chcą się chrześcianie ku temu przykłonić. 330 Święty Duchu, natchnijże ty sam zwierzchne pany, 335 A hurska ziemia jęła mówić temi słowy: 340 Wiedzą bo chrześciańskie nasze obyczaje, 345 Jeszczeby swojej rzeczy nieźle poprawili. By się chcieli zabawić sprawy rycerskiemi, 350 Ale próżno głuchiemu co dobrego radzić, 355 Że mię wszystkie w samsiedztwie siostry opuściły; 360 Prze ich wnętrzne rozruchy, rozliczne upory, 365 Boga, cnoty i wiary już prawie nie znali; 370 Pany swoje właściwe częstokroć zdradzali, 375 W postawie, w obyczajach, jako byli moi. 380
A wżdy im to niewdzięczno, o naszem złem radzą, 385 Iż jest taka ślepota w moich synach sprosna. 390 W budowanych miastach, zamkach małom się kochała, 395 I prawie na wszystek świat wszędzie rozsyłała. 400 Był on święty Piast, byli cni Bolesławowie, 405 Różniejszych obyczajów są dziś synaczkowie, 410 Tatarzyn ruskie ziemie częstokroć plondruje, Pomścilichmy się tego na sejmie poborem, 415 Zarosłe lasy kopać, stare wsi kupować, 420 Żaden naród pod słońcem nie miał tej wolności, 425 Z waszegobym nieszczęścia smętna barzo była. 430 Wtem się ocknął pustelnik snem ciężkim zmorzony,
W Krakowie, w drukarni Jakuba Siebeneychera,
Roku Pańskiego 1586.
ROZMOWA NOWYCH PROROKÓW
DWU BARANÓW O JEDNEJ GŁOWIE,
STARYCH OBYWATELÓW KRAKOWSKICH,
O PRZEMIENNOŚĆ NINIEJSZEGO WIEKU NAPRZECIW
STAREMU W PORZĄDKACH, W OBYCZAJACH I W SPRAWACH LUDZKICH.
KSIĄŻKI PRZEZ MARCINA BIELSKIEGO
NIEGDY NAPISANE
A TERAZ PRZEZ JOACHIMA BIELSKIEGO,
SYNA JEGO, WYDANE.
PRZEDMOWA
DWU BARANÓW O JEDNEJ GŁOWIE.
Długośmy tu niemymi stali na tym rogu, ROZMOWA
DWU BARANÓW O JEDNEJ GŁOWIE
O PRZEMIENNOŚCI NINIEJSZEGO WIEKU
PRZECIW STAREMU W PORZĄDKACH, W OBYCZAJACH I W SPRAWACH LUDZKICH.
ROZDZIELENIE PIERWSZE.
BARAN PRAWY MÓWI:
Święte Pismo powiada: Jeśli przestaniecie 5 Nie dbając nic, chocia nam niejeden nałaje. 10 Aby się tak sprawiali jako ich przodkowie,
Mężowie oni czyści prawie zniewieścieli, 15 Jawnie to szatą, strojem swym, ukazać chcieli, 20 Chociaż nie po magiersku przecięć dobrze było, 25 Król, ksiądz i nikt: Boże strzeż nas od jakiej plagi. 30 Ludzie młodzi swawolni, nie czują karności, 35 Granicznik nas wojuje, widząc ludzi trochę. 40 Na wszystkie zbytki świata ludzie się udali, 45 Zostawi go duchownym przyjaciel podawca. Jedno złe między nimi, sami się wojują, 50 Gdzie nie trzeba, tu sami szlachtę z waśni trapią, 55 Żelazny ziemianinie tu stój końcu mosta. 60 Jakie stroje szlachcianek, jakie płochych ludzi, 65 Co rok to przychodzimy ku gorszemu latu. 70 Czyli nas Bóg chce skarać w tak nierządnej sprawie, 75 Wszędzie z naszą utratą folgując osobie. 80 Już u naszych po sejmie, po wojnie, poborzech, Dosyć mamy, żeśmy się okazali w mowie, 85 Ale naszym Polakom pilniej defensyej, 90 Wołoszyn tego pilen, jakoby nas zdradził, 95 Zarostą wam po chwili wykopane bory. 100 Często z Moskwy, z Tatarów padały kołpaki, 105 Pójdzie indziej Przekopski zarabiać na strawę. 110 Choć my je dziś zowiemy głupimi prostaki, 115 A o swe własne szkody mało prawie dbając. Poźrzy i w rząd domowy, jako idzie stronnie, 120 Będzie na sejmie akcyj o kilka tysięcy, 125 Tu się obacz o królu, jeśliże u ciebie 130 Widzisz, jakie zuchwalstwa, mordy, zabijania, 135 Młode, co jeszcze mało doświadczenia mają. 140 Łakomstwu się uwodzić nigdy nie dawali, 145 Niźli patrzyć własnego na kmiotku łupiestwa. 150
Prostą rzeczą mówili, co się im godziło, 155 Abyście jednostajną wszyscy mieli mowę. 160 A gdyż nam ta kraina wychowanie dała, 165 Kto swój czas marno traci, jak mu się opłaca. 170 A takby was nie pożył nieprzyjaciel wielki, 175 By zuchwalce karano, sadzano do wieże; 180 By ludzie nie chodzili jakoby w ciemności, Od obu stron zły zwyczaj aby precz odjęli, 185 Zmylcie nieprzyjacielom nastrojone szyki. 190 Może każdy rozumieć w tej mierze o sobie, 195 Tarcz cudna na lewicy na ramię przystawa. 200 Na pokój się, ma rada, nigdy nie spuszczajcie, 205 Potem byście po czasie tego żałowali. ROZDZIELENIE WTÓRE.
BARAN LEWY MÓWI:
Stary człowiek gdy baczy swoje pierwe lata, Inaksze obyczaje, inaksze dziś sprawy, 210 Widzim, iż każdy chce mieć własne dobre mienie, 215 Ano wszędzie pobożna prawie taność zgasła. 220 Wiezieszli co do targu, podwyższono korca, 225 A przez kmiotka idzie pot, robiąc na to, krwawy. 230 Kmiotek tylko w niedzielę piwa trochę skusi, 235 Przeto się wzgórę wspina, wystawszy ze szkoły. 240
A we Gdańsku, jako chcą, tak u ciebie kupią, 245 Wszak cię za to urzędnik nie powiedzie w łyku. 250 Przedaj drogo złotogłów, powiedz, iż dziś drogi, 255 Jako nadrożej mogą, niechaj przedawają. 260 Ale dziś leda ślachcic, by się też zastawić, 265 Przetrwał go lichy rusak, albo wałach polski. 270 Pierwejci tu tych Włochów nigdy nie bywało: Owy pludry opuchłe, pończoszki, mostardy, 275 Zmówi się z aptekarzem, czart poganu gali. 280 Nuż baba z wanną jedzie, chce też być lekarką, 285 Zamorskiem ziele zową, które od nas mają. ROZDZIELENIE TRZECIE.
BARAN PRAWY MÓWI:
Pójdzieszli też do owej pięknej Sukiennice, 290 Falendyszem przezwali włoskie sukno drogie, 295 Kupcie mili Polacy, jest się w czem okazać; A kupiwszy, wyskubuj po pióreczku z barwy, 300 Gdzie stamety podzieli, duplany, kołtrysze, 305 Nigdy polskie pieniądze nie będą mieć mieru, 310 Pójdzieszli też przez owy i tam i sam krzyże, 315 Których inaczej nie dam, po czterzy talery. 320 Owy zaś Smatruzianki, co wlazły wysoko, 325 Jedno, jako ona chce, za mieszek się chwytaj. Nuż zasię ony baby, co siedzą na trecie, 330 Bo nic nigdy nie robi, nad węglim się piecze, 335 Czasem tem, czasem owem, jako wiecie sami. 340 Zwini snopek by kądziel, we dwoje przepasze, 345 Tułacie się po kąciech, po paniech, po smardoch. 350 Pódźmyż zasię do szynku, jaki nierząd w mierze, 355 Nie da, jedno pięć groszy, złego wina kwarty. 360
Po siedmi groszy kwartę sobie ustawili, 365 Pójdziesz ze czczą kaletą, jakoby po wojnie. 370 Wiele pożytków miewa, kto rad trzeźwy bywa, 375 Prędko z ciebie uczyni błazna mierzionego. 380
ROZDZIELENIE CZWARTE.
BARAN LEWY MÓWI:
Już zasię rzemieśnicy mają też swe sprawy,
Patrzaj jedno złotnika, jak sobie ugadza, 385 Do grzywny srebra, miedzi trzy łóty przysadza, 390 Natka wosku w sygnety, purysu w łańcuszki, 395 Kiedy pięknie ślachciankę w łańcuszki przystroi. 400 Mówią: Panowie ślachto! strawiłem w Burkacie, 405 Kosztuje mię to wiele, blisko złotych sześci. 410 Szle, puszliszka, nagłówki, cugle, tak przedawać, 415 Lepiej cię on podgoli, niźli barwierz zmyje: Nigdy się rękaw z szatą od niego nie zgodzi, 420 Natrze kretą wiewiórkę, rzecze popielica, 425 Jedno prosto do pługa wziąć wołu za rożek. 430 Kretą kryśla, rozmierza, strzyże wielkie cwykle, 435 Upiwszy się, ubije ucznia swego łokciem. 440 Ale owy czapniczki fortel też swój wiedzą, 445 Zatacza się po domu, styskuje na głowę; Powie, iż ją ukradli cisnęcy się drabi, 450 Pójdzieszli też do szewca, chciejże kupić boty. 455 Które ćwieczki popsował, gdy twe bóty szyto. 460 A tego nie chcą baczyć, co w gospodach strawią, 465 Co będzie miał w kalecie, w koło na stół włoży. 470 Bowiem im to pożytku żadnego nie niesie, 475 Bowiem słusznej ustawy od starszych nie mają. 480
Co wszyscy rzemieśnicy na kurku utracą, 485 Co wspomni na utratę, po groszu przyczynia: 490 Bo z tejże materyej Bóg człeka sposobił, 495 Iż materyą darmo od matki miewają. 500 Nie dziwujże się temu, iż ci wszyscy łupią, 505 Upstrzą nasze ślachcianki, wypróżnią ich taszki. 510 Rozbija to malarzom na cieniuchne listki, W koniech też szkodę wielką przez furmany mamy, 515 Co wywożą saletrę do cudzej krainy. 520 Które ku wojnie służą, albo ku obronie, ROZDZIELENIE PIĄTE.
BARAN PRAWY MÓWI:
Pódźmyż zasię do ślachty. Jaka ich utrata, 525 Musi mieć koń turecki, pozłociste zbroje. 530 Kołnierz wielki, mały kraj czapką się nadstawi, 535 Poszła barzo na błazna ta nasza utrata. A już widzą u drugich aż do kolan wiszą. 540 Przyjdą potem na Żydy twe kosztowne stroje, 545 Nie wiem, na co to poszło, ogoli pół głowy: 550 Zjadą się na biesiadę, będą sobie radzi, 555 Pomógłcibych był panie, ale mi broniono. 560 Przy kuflu się zaleca, będęć ku potrzebie, 565 Boga tam nie wspomioną, jedno wszytkich czartów. Czasem koń porwie wodzą, musi znowu wsiadać, 570 Barzoby rad pachołek i koń to widzieli, 575 Przestaniemy na gąsce, dobra o tym czesie. 580 Nie będzie też czasem stał on kęs lasu za to, 585 Po drugiego poślemy, bo chory, woźniki. 590 By ślachta, jako indziej, po mieściech mieszkała, 595 Gdy się sam nad kim pomści, to za jego stoi. 600
Drugi nie ma tak wiele swojej majętności, 605 Możesz z nimi posiedzieć rano do obiada, 610 Panowie je też częścią k temu przyprawują, 615 Takiemuby rzekł każdy, ślachcic w prawej mierze. ROZDZIELENIE SZÓSTE.
BARAN LEWY MÓWI:
Już zasię małżonki ich co za dziwy stroją, 620 Jakie zbytnie ubiory co rok wymyślają,
Radniej włóż włosienicę własną twego ciała, 625 Niźliby szat na pychę drogich pożyczała. 630 A która na odmianę nie ma szat, ubioru, 635 Chcą mieć takie rękawy już wszystkie ślachcianki: 640 Patrzże też, co kosztuje koszulka perłowa, 645 Haras z barchanem lecie, bo to weźmie taniej. 650 A czynią to dla pychy więcej, niż potrzeby, 655 Iż każda na swem miejscu poczesnem przestawa. Patrzże przywitania ich, patrzże też i chodu, 660 Panny takież mają swe kosztowne noszenie, 665 Naskaczesz się panienko, jako dzikie cielę. 670 Lepiej nie pość, nie bożkuj, nie nakładaj z mnichy, 675 Na głowie toczenice, a chomlą na czoło. 680 Gdy na wesele jadą, kmieć wiezie tłomoki, 685 Tylko same wszeteczne w tem się zawięzują: A gdy w sześciniedzielach która kiedy leży, 690 Kobiercami ze wszech stron ściany zobijano, 695 Miód, wino, małmazyą z kosmatym pijęcy. 700 Popiwszy się, to stroją rozliczne fierleje, 705 Niźli leżeć strapiona w takiej niewczesności. 710 Moja kuchnia, naczynie, postąpię i ławy, 715 Twarz gore, trzewik skrzypi, brwi czarne i oczki. 720
Bo w tych strojach ozdobnych, w tych kosztownych chuściech, 725 Wiedz, jako jej odjeżdżasz: nie wszystkiegoć może 730 Patrzże zasię pisarka, jako trawi szczodrze, 735 A pan jego, nieborak, to wszystko zapłaci. 740
ROZDZIELENIE SIÓDME.
BARAN PRAWY MÓWI:
Starzy ludzie, gdy żony swe stroili w szaty,
Mym bratem szubkę podszył, nie dbali o lisy,
745 Ani owe półmiski, jedli z jednej misy. 750 Zboże, sukno i ołów, mięso tanie było, 755 Jedno za stół pospołu z swoim panem siędzie: 760 Ku potrzebam bywali, tania była zbroja, 765 A na głowie kapalin, na nim tkwiały pusze: 770 Strzelba była żelazna, na nogach by kozy, ROZDZIELENIE ÓSME.
BARAN LEWY MÓWI:
Starzy ludzie pieniędzy nie wiele miewali, 775 Bo się w zbytnich pokładziech nie bardzo kochali: 780 Suknia, płaszcz nowej barwy, to wszystko odzienie, 785 Wżdy się bierze po żenie brać wielkie posagi. 790 Co ich za nim rząd długi w nowej barwie chodzi, 795 Przyjechał, i sług nie miał do swojej wsi starej, 800
Nie masz zacz kupić konia, złe bywają targi; 805 Kiedy mało w stodole i w brogu urody? 810 Bo się od niej częstokroć do ludzi powleczesz, ROZDZIELENIE DZIEWIĄTE.
BARAN PRAWY MÓWI:
Kmiecy lud pospolicie chłopy przezywamy, 815 Nigdy nie odpoczynąć ręką ani nogą. 820 Przy robocie urzędnik kijem mu dopierze,
Wielką plagę przepuszcza Pan Bóg często na nie,
825 Napierwej mu niż komu chleba nie dostanie; 830 Abyśmy im też na czas w czem pofolgowali, 835 Człowiek za dziesięć grzywien, szkapa za sto złotych! ROZDZIELENIE DZIESIĄTE.
BARAN LEWY MÓWI:
O dług a o zabicie statut mamy słaby, 840 Więtsza wina w statucie, gdy kto drzwi wybije, 845 Jeszcze strona czyniąca zostanie w tem krzywa. Jedzieszli gdzie do prawa, jakie tam przewłoki, 850 Prokurator akcyą twoję tak powlecze, 855 Simile alegują, zlęknieć się kaleta. 860 Bo cię wnet zdadzą w zysku sądowni panowie, 865 Kiedy szlą do innych miast sobie po ortele. 870 Jeśli gwaru nie umiesz palcem wydać słusznie, 875 Jakoby się nieboże dostała do piekła: 880
Radniej podaj swoję rzecz przyjacielom w ręce, 885 Języczni prokuraci sędzią nie kręcili. ROZDZIELENIE JEDENNASTE.
BARAN PRAWY MÓWI:
Tuby był plac, co mówić o duchownym stanie, 890 Bo już dwieście biskupów zmarłych pamiętawa, 895 Bo więcej, niż potrzeba, zda mi się, mówiwa. Koniec.
W Krakowie, w drukarni Jakuba Siebeneychera,
Roku Pańskiego 1587. SYEM NIEWIEŚCI
MARCINA BIELSKIEGO.
TERAZ NOWO PRZEZ JOACHYMA BIELSKIEGO
SYNA JEGO WYDANY.
PRZEMOWA BIAŁYCHGŁÓW DO MĘŻCZYZN.
I cóż się z nas śmiejecie Panowie z brodami, 5 Czego nie dał żadnemu innemu stworzeniu. 10 Gnuśne was męże nasze. Niech, gdy nie umiecie, SYEM NIEWIEŚCI.
PERSONY ROZMAWIAJĄCE:
KATARYNA, BEATA, LUDOMIŁA, KONSTANCYA, POTENCYANA,
EUFEMIA I POLIXENA.
KATARYNA.
Już dalej siostry miłe, nie bądźmy w tym błędzie, 5 Chocia oni nas zową białegłowy, prządki; 10 Widząc, jakie ze wszech stron doległości mamy, 15 A na swych kolacyjach każdy dzień się upić. Tylko własnych pożytków z pilnością szukają, 20 Gdyż się sami mężowie nie umieją rządzić, 25 Mężom każmy kądziel prząść, samy będziem radzić:
BEATA.
Mogąć oni przezywać żony kobietami, 30 Najdzie więtszą stateczność przy naszych kobietach, 35 Gdy do rady mąż idzie, mnie o wszystko pyta. 40 Jako mamy ktemu przyjść, o tem pogadajmy, 45 Rzeczy spólnej z pożytkiem i zbawieniem dusznem; 50
Dawnom o tem słychała, w kronikach pisano,
LUDOMIŁA.
Nie noweć to są rzeczy, siestrzyce namilsze,
55 Iż pogłowie żeńskiej płci rządniejsze, cnotliwsze, 60 Aby też drugie sprawy na nie przekładano, 65 Stateczny, ustawiczny i każdemu wierny, 70 A tak miłe siestrzyce, Bieta dobrze radzi, 75 Poczną, ale nie dotrą, ruszać rzeczy wszelkich; KONSTANCYA.
Nie zda mi się, byśmy w to trafiły, 80 Jeślibyśmy swe męże ganiły, 85 Iż mąż żenie zawżdy rozkazuje. 90 Nędze cierpieć na wojnie, gardłować, 95 A męże nam pozwano na roki. 100 Patrzcież pilnie, w jakiejeśmy cenie,
POTENCYANA.
I cóż za gospodarstwo po swych mężach znacie, 105 Że je tak nad obyczaj barzo przekładacie? Nam każą doma siedzieć, prząść kądziel a motać, 110 Doma stęka, nie może, ale indzie skoczy, 115 Jako rycerz od lasa pstrej krowie zabiega, 120 Snadniećby w to, by chcieli, wszyscy ugodzili, 125 Czynią to za zwyczajem starodawnym drożnie. 130 Nie chciał nazad ustąpić, gdy rada prosiła, 135 Jako panie i panny na koniech jeździły, 140
Tomiris też królowa Cyrysa ściąć dała, 145 Wziąwszy męzką osobę, będący płeć żeńska, 150 I wożą je na wozie, zaprzągszy się sami, 155 Bez męzkiego plemienia syna porodziła. 160
EUFEMIA.
Nie takby to siestrzyce w te rzeczy wstępować, 165 A słuszne kondycyje w artykuły włożyć; 170
I teraz co czynimy, skoro to usłyszą, 175 Ali z nimi gotowa będzie o to zwada.
KONSTANCYA.
Nuże, nuże moje przyjaciółki, 180 Bo my często małdrzyki tworzymy, 185 Iż się wasza rada zopakuje.
KATARYNA.
Nie wiem, co za ducha masz, pływasz przeciw wodzie, 190 Mówisz przeciwko sobie, bez rozmysłu wszego, 195 I wotum mu do rady sama nie pisała.
POLIXENA.
Znam ja dobrze jej męża, Gotardem ji zowie, Nie może jej nałajać, ani jej ugoni, 200 Kiedy się nań rozgniewa, nazywa go smrodzie,
KONSTANCYA.
Już to z dworstwa wychodzi siestrzyce,
205 Wywracasz tu mój żywot na nice; 210 Ano to są nieprzystojne rzeczy,
LUDOMIŁA.
Zgadzajmy się, o siostry, a uchodźmy zwady, 215 Chcemyli precz wyrzucić obyczaj szkarady; 220 Przeto Bóg dał języki, abyśmy mówiły, 225 A na sobie przewodzić tym opilcom damy. Tylko my same żony z swego urodzenia 230 Starajmyż się o tę rzecz, cośmy przedsięwzięły, 235 Wynidź, abo odmień twarz i patrz, jako grano.
POLIXENA.
O jednę nic personę, dosyć innych mamy, 240
POTENCYANA.
Już wszystkie jednostajne wota swoje zdały, 245 Potem będą w pospólstwo na druku wydane; 250
KATARYNA.
Gdyżeście to, o siostry, na nas przełożyły,
Jeślibyśmy w tej sprawie na czem szwankowały,
255 Prosimy, abyście nas nie odstępowały.
POTENCYANA.
Wasze szczęście, nieszczęście, spólne z nami będzie, 260
RZECZ POSŁÓW PRZED KSIĘŻNĄ, TO JEST PRZED POLSKĄ
ZIEMIĄ, MATKĄ NASZĄ. Przyjechałyśmy ktobie matko miłościwa, 265 Gdzie krzywda z świętą prawdą śmie chodzić zapasy, 270 Widzim, iż o dobry rząd panowie nie dbają, 275 Drudzy z małżonek swoich szaty poprzegrali. 280
A jeszczeby nie tak żal, by jacy łotrowie, 285 Stare, chore, garbate, co nam pod nos smrodzą; 290 Prosimy cię pokornie, chciej walny sejm złożyć, 295 Każda będzie rządniejsza, niż mąż w swojej włości. 300 Jedne z swoich urzędów, drugie z statku swego,
MATKA POLSKA DAJE ODPOWIEDŹ.
Wdzięczne nam jest, posłowe, wasze przyjechanie, 305 Zeszli nam Ducha swego Panie Boże z nieba, 310
Nasze wdzięczne posłowe z tem was odprawuję: 315 Aby niewieście plemię w swej powadze żyło; 320 Artykuły, któreście nam w ręce podały, 325 Niegdzie jeszcze przydamy, a drugdzie ujmiemy.
POSŁOWIE POSELSTWO ODDAWAJĄ.
Jej miłość pani nasza, matka miłościwa, 330 Łaskę swą, miłość, przez nas wam wszem oznajmuje, 335 Panie w Trójcy jedyny racz być z nami wszędzie. 340
KATARYNA.
Siostry miłe najdujcie, jako się zachować, 345 Te święty Duch sprawuje, tym przystoi statek;
PANNY MÓWIĄ.
Zaiste miłe panie, nam się to nie zejdzie, 350 Doświadczenia żadnego, ćwiczenia nie mamy, 355 Ich rady a ustawy nie barzo są strojne. 360 A tak prosim, wypuśćcie nas z takiej ławice,
MĘŻATKI WOTUJĄ.
Gdyż tę na nas panienki sprawę przekładacie, 365 Gdzie się kolwiek obrócim, Pan Bóg z nami wszędzie. Słusznej rzeczy żądamy, nie bójmy się grzechu, 370 Mury stare, upadłe, dobrze oprawimy, 375 Uczyniwszy majestat, wszem rozkazowała; 380 Bo tam wszędzie w tych górach jest kraj trudny, pusty, 385 A chłopi im, co każą, niech się wysługują. 390 Z lepszym pożytkiem będzie, gdy robi złoczyńca, 395 By posług byli pilni, za to im nic nie dać. WDOWY MÓWIĄ.
Prawieście nam trafiły w notę panie miłe, 400 To, coście powiedziały, na tem przestawamy, 405 A wszem naszym rycerkam o nich wiedzieć dajmy. 410
ARTYKUŁY OD BIAŁYCHGŁÓW PODANE.
ARTYKUŁ I.
Widząc, jakie trudności, morderstwa i szkody 415 Dawamy to Paniej w moc, jak swemu królowi, ARTYKUŁ II.
Aby też ustawiczna służba u nas była, 425 Kto sobie lepiej pocznie, lepsze opatrzenie: 430
ARTYKUŁ III.
Ślachta w mieście by społu obecnie mieszkała, 435 Aby nas więcej Włoszek i Niemiec nie łupił; 440 Ztąd się pycha poczęła z świetlnego pozoru,
ARTYKUŁ IV.
Posły do Niemiec poślem, co za prawo mają, 445 Iż się u nas częstokroć Prus upominają; Słuszniejby jeszcze było, by Sląsko wrócili, 450 Powiedźcie im, iż Wanda królowa ożyła,
ARTYKUŁ V.
Do Moskwicina poślem, by nam zamki wrócił, 455 Które jako poczną bić, biją bez obrony. 460 Więtszą lekkość weźmiecie od nas zwyciężeni,
ARTYKUŁ VI.
Dziewki nasze aby się też ćwiczyły, chcemy, 465 Lepiej niźli podrygać w bryżowanej szacie. 470 Milej patrzeć zaprawdę, gdy na koniu toczy,
Poleweczką zagrzewać główki i żołądka,
475 By nazbyt nie zemdlały w pracy niebożątka;
ARTYKUŁ VII.
Dziewki aby chowano lepiej niż chłopięta, 480 Skoro trochę podroście, kuflem dokazuje, 485 Niechajże siostrom swoim w moc ojczyznę dają. 490
ARTYKUŁ VIII.
Starym chłopom dzieweczek byśmy nie dawały, 495 A swoją statecznością ukróćcie szaleńce. 500
ARTYKUŁ IX.
Aby naszy mężowie nie chodzili z kordy, 505 Patrzże zasię po chwili, ali z sobą piją; 510
ARTYKUŁ X.
Wina i mocnych trunków by nie szynkowano, 515 Wstanie ku południowi, oczy mu zagniją; 520 Tylko nam samym żonam to korzenne picie
ARTYKUŁ XI.
Aby takie nosiły, panny, panie, szaty, 525 Jakie pierwej bywały, przed naszemi laty; Ale iżeśmy przyszły na odmienne czasy, 530 Mężowie niechaj chodzą w szychtowanych szaciech,
ARTYKUŁ XII.
Posagi ty nieznośne aby zaginęły.
535 Niedawno się u ślachty tak wielkie być wszczęły; 540 Pięćset złotych nawięcej po wojewodzankach,
ARTYKUŁ XIII.
Widząc, jakie nastały tych czasów drogości, 545 Tak kupiec jak rzemieślnik łupią bez litości; 550 Dobre są płótna, sukna i kożuchy polskie,
Aby każdy żywność miał, trzeba w to ugodzić,
555 Przekupniom i machlerzom niedać się rozwodzić. 560
ARTYKUŁ XIV.
Prawo polskie widzimy, jako błaho skacze, 565 Musisz uciec z Piotrkowa, przedzierży cię strawa; 570 Przed któremi krzywdę swą niech każdy powiada,
ARTYKUŁ XV.
Ośm rzeczy na świecie, które przekażają
575 Nam w Rzeczypospolitej i szkody działają: 580 Wyżeńmyż tę szarańcą, bo próżno chleb jedzą, ARTYKUŁ XVI.
Będziem za łaską Bożą prędsze do obrony, 585 Bo pobory każdy rok marnie obracali. 590 Tam targi, szynkowania i wszelkie żywności 595 Nie masz strażej, karności, nie rozdają hasła; 600 Dali Bóg, my lepiej w to, niż oni, wejźrzemy, 605 Jako z nieprzyjacielem każdym walczyć mamy.
ARTYKUŁ XVII.
Ale pierwej, niż się co zacząć ma dobrego, 610
Okażem się z osobna w Medyce na błoniu, 615 Drzewcem chłopa uderzyć, otóż tobie brachu; 620 Nośmy na nich namioty, pancerze, obroki, 625 Będą wsiadać k tej sprawie na końskie maciorki. 630 Biegać prędko na harcu, bo im to przystoi, 635 Ci się wtenczas naświetlej z pocztem okazali. 640 Gdzie się jeden urodzi syn, sześć dziewek będzie, ARTYKUŁ XVIII.
Naszy kmiecie dawali nieznośne pobory,
645 A musiał nań drugi zbyć i wołu z obory; 650
ARTYKUŁ XIX.
Widząc wielkie złodziejstwo przez łotry Cygany, 655 Zdobywać się na konie, Tatarom niech kradnie: 660
ARTYKUŁ XX.
Moneta aby była w swej ziemi kowana, 665 Jedno rudy ołowne a żelazo srogie.
ARTYKUŁ OSTATNI.
Przyłączmy k sobie w jedność pod książęciem Prusy, Albo ciągnimy równo, albo daj pobory, 670 Który wstąpi na urząd, by palcy poprawił, 675 Każmy wołać w powieciech i po mieściech wszędzie.
BEATA.
Słyszałyście tu panie nasze artykuły, 680 Przeglądajmy je dobrze, czyniąc z nich rozsądek, 685 Jakoby się z naszych spraw nie ogrudził bosy.
KONSTANCYA.
Nuże nowi stateczni rycerze, 690 Ale patrzcie pogody i czasu, 695 Zda mi się, śmiech z siebie uczynicie; Tylko samym mężom to przystoi, 700 A wam łajać, gdy się rozgniewacie,
POLIXENA.
Wszakem ja to mówiła, i takiem mieć chciała, 705 Niechuć k nam okazuje, przekaża nam radę,
EUFEMIA.
Gdyż tak ta siostra nasza sobie poczynała, 710 Acz co była gorszego za to zasłużyła, 715 Tedy się jej musimy jeszcze bardziej sprzykrzyć.
LUDOMIŁA.
Jużeśmy uradziły, czego nam potrzeba, 720
EUFEMIA.
Gdzież indziej rady szukać na nieprzyjaciela, Może dodać, i wszelkiej użyczyć żywności, 725 Jej radą Moskwę, Niemce, Tatary zdziałamy. MATKA ZIEMIA POLSKA
UCZY BIAŁEGŁOWY WALCZYĆ.
Gdyż się chcecie sprawować córki radą moją, 730 Posłuszeństwo starszego, k temu sprawa dobra, 735 Matki swojej rosę pić, niechać wina, piwa; 740 Zwłaszcza kto nie przywyknie takowej biesiedzie, 745 Z swej ziemie przyrodzonej miej ruskie bachmaty. 750
Czyńcie sobie motyką w obozie wychody, 755 Niżby na cię płakać miał u pańskiego stołu; 760 Gdzie potrzeba, gotowe na wojnę wsiadajcie, 765 Patrzajcież tedy pilnie, gdzie idą, ich szlaków. 770 Zachowaj się w tajemnem miejscu, gdzie na stronie, 755 Każda z rusznicą chłopa niech przy sobie wodzi; 780 A pospolity człowiek niechby stał w pośrzodku,
Broń wasza niechaj będzie tarcz, drzewo, granaty, 785 Wypądźcie precz z srebrnemi szabelki gamraty. 790 Inakszą Moskwa, Niemcy, inaksza na wodzie, 795 Kto kogo niegotowym do zamku ubieży. 800 To jest fortel nawiętszy na Niemca zbrojnego, 805 Strapię nieprzyjaciele, zamknąwszy żywności. 810 Gdy na Moskwę jedziecie, miejcie ty potrzeby, 815 Szable, długie bechtyry, to ich zbroja, łuki. Z Tatar konie miewają, równe bachmaciki, 820 W grodziech swoje obrony wszystkie pokładają, 825 Bo u nich każdy zmiennik z narodem przeklęty: 830 Głód, mór, zimno, niewczesność, nigdy im nie szkodzą, 835 Wszakże wszystki żywioły wam się k temu godzą: 840 Drugie zasię misterstwo puszkarze działają, 845 Ścierwem z wiatru parkany w koło ostawiają; Tam między obegnańce mór się prędko rzuci, 850 Jeśli groblą wysoko na dole usypie. 855 Nie może tam długo trwać każdy lud w wielkości. 860 Gdy usłyszą pukawki, działo w zamku runie, 865 Gdy mu prochów nie stanie, musić się podtulać; 870 Używiesz krotofile, śmiejąc się za szańcem, 875 Gdzieby był patrzającym z blanków na przekazie. Toć są szańce naprędsze, litewskie kolasy, 880 Gdzie chcesz, prędko przytoczysz, okopasz je w nocy, 885 Wielkiej i małej strzelbie poczynicie krańce. 890 Wiele tych cudzoziemców, co listy strzelają, 895 A zasię będą padać ony ich parkany. 900 Jako wiele do działa sypać prochu macie, 905 Tam się każda do dziury ku szturmowi rzuci; 910
A drugie ręczną strzelbą mają was ratować, 915 Hrube, mocne, lipowe, iść z niemi w przycieczki 920 Odbież skokiem wszystkiego, niech powoli gore, 925 Wnet ukażą przymierza znamię na parkanie. 930 Ale tam więcej godzić, gdzie prochowe lochy, 935 Nauczę was, jeśli mię pilno posłuchacie. 940 Obszyj to jako piłę mocnemi niciami, Rozpuść smoły dostatek w kotle, a w tem maczaj, 945 Pierwej, niżeś się kulą onej smoły dotknął; 950 Im więcej w nich oleju, tem gorają dłużej, 955 Pokost więc z niego czynią, i w Gdańsku go wiele. 960 Stłucz saletrę i węgle, kęs żywice, siarkę, 965 Zapali, gdzie się może do dachu przywalić. 970 Nabijajże je prochem stypulikiem onym,
I tem zamek zapali dobry mistrz, towarzysz, 975 Gdy bawełny przyczynisz, w prochu ją uwarzysz. 980 I węgle z młodych laszczek dobrze wypalone, 985 Albo przypraw na wodzie stępy we młynicy; 990 Gdy macie zamków bronić, tak też uczynicie, 995 Ale wierzchy mają stać równo z murem społu. 1000 Nie strasz z przodku, nie pukaj, nie psuj próżno prochu,
Gdy już ujźrzysz potrzebę, puszczaj strzelbę na nie, 1005 Coś zamieszkał przez on czas, za twą szkodę stanie. 1010 Jeśli miejsca nie czujesz, gdzie oni kopają, 1015 Uczyniliby dziurę w murze i parkanie. 1020 Jeśli też kamiennemi kulami strzelają, 1025 Zmyli raz, bo się zemknie, bez szkody precz minie; 1030 Tam się ich jako wilków w dole nabijecie,
Jakie wróżki, wietrunki ktemu macie miewać,
1035 Nie chcę teraz o takich rzeczach jawnie śpiewać. 1040
KONIEC.
W Krakowie, w drukarni Jakuba Siebenejchera,
Roku Pańskiego 1586.
|
Sm., str. 3:
Ten wiersz niegdy od ojca mego napisany
Na on rozruch węgierski, nam dziś opłakany.
Nie na wojnę węgierską zmarłego w r. 1540 Jana Zapolyi z cesarzem Ferdynandem, jak to do niedawna u nas za Ossolińskiego Wiadomościami histor. kryt., I 412, i za Wiszniewskiego Historyją liter. polsk., VII 61, powtarzano, lecz na wojnę węgiersko-turecką z r. 1566 między Janem Zygmuntem Zapolyą i Maxymilianem, cesarzem niemieckim i królem węgierskim, której najważniejszymi epizodami były: 1. prawie nagła śmierć sułtana Solimana pod murami położonego nad rzeczką Almas warownego Szigetu, i obwołanie syna jego Selima następcą; i 2. zdobycie Szigetu przez Turków d. 8 września t. r., mimo bohaterskiej obrony Mikołaja Zrinyego, i zajęcie znacznej części Węgier przez wojska zwycięskie. Napisał go zaś ojciec Joachima, Marcin Bielski, jak to z dalszych jego słów (w. 1 i nn.) wypływa, nie prędzej, jak w miesiącu maju r. 1567, skąd też całego utworu nazwa »Sen majowy«, który zresztą ze znaną w czeskiej literaturze z końca w. XV i początku w. XVI powieścią pod tym samym napisem, oprócz przypadkowego tytułu, nic zgoła niema wspólnego.
Sm., w. 49 i 173:
Orzeł posłał do strusa, co klucz Piotrów nosi.
...................
Strusa z kluczem malują na miejscu papieskiem.
We wrześniu r. 1566 siedział na Stolicy apostolskiej papież Pius V z rodziny Ghislieri (obrany 7 stycznia r. 1566, † 1 maja 1572).
Sm., w. 61—63:
Strus mu zatem jął łajać: Jest temu lat kilka,
Węgrzy króla psa mieli, teraz zasię wilka,
I węża łakomego, co dzieci połyka.
Po ojcu nosił Jan Zygmunt Zapolya wilka w herbie, po matce zaś Izabeli, córce Zygmunta I i Bony, medyolańskiego Sforzów węża, połykającego dziecię. Co do owego natomiast »króla psa«, na co już Ossoliński, l. c., zwrócił uwagę, pisze sam Bielski w Kronice świata, wydanie z r. 1564, na liście 317: »Nie mogłem nigdziej w kronikach węgierskich naleść, aby Węgrowie kiedy psa za króla mieli, jako o tem pospolity człowiek mówi. Ale stąd to musiało urość, iż byli wybrali Węgrzy za króla Ottona, baworskie książę, a ten dom baworskich książąt zwano Catuli, a catulus po łacinie szczenię albo pies młody. Potem ich przeciwnicy mogli stąd tę drogę naleść urągania na nie«. Otton bawarski był zresztą od grudnia r. 1306 zaledwie przez kilka miesięcy królem węgierskim: nie mógł się utrzymać na tronie głównie dlatego, że miał przeciwko sobie Stolicę apostolską.
Sm., w. 69 i 70:
Harpie poślem do was. Wilk zasię powiedział:
Ci ptacy z nami będą, abyś o tem wiedział.
Mieszkające w świecie podziemnym Harpie, mityczne potwory skrzydlate z szpetnymi twarzami kobiet, które w Sm. występują jako »Tatarowie«, zaliczano w starożytności zarówno do ptaków, jak i do innego rodzaju zwierząt. Ostatecznie w wojnie z r. 1566 Zapolyi z Maxymilianem przyszli Tatarzy w 15.000 pierwszemu z nich w pomoc. Mailath, Geschichte der Magyaren, 2 Aufl., III 152.
Sm., w. 79 i 80:
Starego Rossomaka z pośrzodka stracili,
A nowego wybrali, co z nim dobrze pili.
Rossomak, według podania zwierzę wielkości psa dużego, ze wszystkich najobżartsze, przedstawia w Sm., jak to sam Bielski objaśnia: stary sułtana Solimana, nowy zaś syna jego Selima, wielkiego rozkosznisia i lubieżnika. Stary Soliman umarł zresztą pod Szigetem we wrześniu r. 1566 prawie nagle: »in der Nacht an der Ruhr, am Schlag oder an Altersschwäche«; żeby go Turcy »stracili« byli, jak Bielski się wyraża, nie jest historycznie stwierdzone, choć wieści takie w r. 1566 i 1567 krążyć mogły po Polsce. Mailath, j. w., III 151.
Sm., w. 132 i 180:
Nie wiem, co z Anteusem, synem swym, gadała.
...................
Jestem Anteus ziemski, przetożem się stawił.
Olbrzym Anteus, według podania starożytnych, syn Gey (ziemi) i Pozejdona, występuje w Sm. w szczególności jako syn Ziemi polskiej.
Sm., w. 303 i 304:
Syny me drugie, których Turcy nie pobrali.
Te Polacy u siebie pościnać kazali.
Hospodara Stefana Tomszę i dwóch bojarów wołoskich r. 1564 na rynku we Lwowie. Stało to, się, jak powiada Górnicki: »nawięcej dla zachowania przymierza z Turkiem«.
Rb., str. 21:
Długośmy tu niemymi stali na tym rogu,
Już nam duch usta otwarł, chwała Panu Bogu.
Kamienica »Pod baranami« na rynku krakowskim, u rogu ul. św. Anny, należała już w XVI w. do bardzo starożytnych, i już wtenczas ją pospolicie, jak to w Słowie wstępnem zaznaczyłem, »domem Pod barany« mianowano. Nazwę tę otrzymała była właśnie, o czem także była już wzmianka, od dwóch z gipsatury czy też kamienia wyrobionych baranów o jednej głowie, które na jej rogu u góry w ten sposób były ustawione, że mając jednę tylko głowę, patrzyć nią równocześnie mogły i na rynek krakowski, i na ul. św. Anny, i w ul. Wiślną. Nie bez przyczyny powiadają też dlatego trochę niżej (w. 9) o sobie, że już »trzysta lat niedaleko, jako pamiętają«, a w innem jeszcze miejscu (w. 891. i 892), że już nawet »dwieście biskupów zmarłych pamiętają, i wiele kardynałów w swej pamięci mają«. Dwa te zresztą o jednej głowie barany — jak świadczy A. Grabowski w Star. wiadomościach o Krakowie str. 66 — dopiero w naszych czasach, na początku w. XIX, przy naprawie gmachu z miejsca swego na rogu zeszły, zastąpione niestety później trzema innymi popiersiami baranimi, które do tej chwili od strony rynku kamienny pałacu balkon podtrzymują. Rycina w Rb. tytułowa zachowała nam szczęśliwie właśnie dawne owe z drugiej połowy w. XVI wyobrażenie »dwu baranów o jednej głowie«, tych »starych — jak ich słusznie Bielski w tytule nazywa — obywatelów krakowskich«.
Rb., str. 21:
Którzy idą do Rzyma, powiedzcie te cuda,
Iż już kamienie woła do wszystkiego luda.
Powiedzcie też tam bratu, zwłaszcza Paskwillowi,
Iż w Krakowie powstali już prorocy nowi.
Na początku w. XVI znaleziono w Rzymie posąg marmurowy niedaleko mieszkania znanego z dowcipów i ostrych szyderstw szewca Pasquino czyli Pasquillo. Ustawiono go w kącie pałacu Orsinich, przezwano Pasquillem i przylepiano na nim kartki, zawierające ucinki i satyry na bieżące wypadki, które niejako zmarłemu Pasquinowi w usta kładziono. Od tego też poszła dzisiejsza nazwa »paszkwil«.
Rb., str. 21:
Wołają Odmieńcowie, dzicy Satyrowie,
Po chwili będą wołać i leśni kotowie.
Wołają Pustelnicy, i my też wołajmy.
Wszystko tytuły znanych Bielskiemu już przed napisaniem Rb. satyrycznych utworów. »Proteus abo Odmieniec« — zdaniem T. Czackiego wydany przez Solitaryusza — wyszedł r. 1564, drugi zaś p. n. »Satyr — albo dziki mąż«, ogłoszony drukiem r. 1563/4, jest pióra Jana Kochanowskiego. Co się tyczy »Pustelników«, może tu Bielski mieć na myśli tylko swój własny z maja r. 1567 utwór p. n. »Sen majowy pod gajem zielonym jednego pustelnika«, w którym i na tytule i indziej (n. p. w. 26, 161 i 431) sam w postaci »snem umorzonego« występuje pustelnika.
Rb., w. 80:
Na ostatek sejm zatkną czopem i pobory.
Zakończą sejm uchwałą czopowego czyli podatku od napojów gorących, i uchwałą poborów czyli należytości różnych i opłat od rozmaitych innych rzeczy i towarów.
Rb., w. 85:
Litwin nierad uniej, Prus exekucyej.
Że Bielski ułożyć musiał Rb. już po ostatecznem Sm. wykończeniu, t. j. już po miesiącu maju czyli w drugiej połowie r. 1567, wypływa to z poprzedzających objaśnień. Z wyrażenia się zaś jego w tem miejscu »Litwin nierad uniej«, wynika dodatkowo, że musiał mieć Rb. skończoną już dobrze w pierwszej połowie r. 1569, a w każdym razie już przed ostatecznem unii zawarciem między Koroną a Litwą d. 1 lipca r. t. na sejmie lubelskim.
Rb., w. 289 i 309:
Pójdzieszli też do owej pięknej Sukiennice.
.................
Bo najdzie w Sukienicach...
Gmach rozległy w środku rynku krakowskiego, ze sklepami i kramami, w których głównie sukna sprzedawano, do dzisiaj jeszcze Sukiennicami zwany. Bielski używa nazwy tej raz w liczbie poj. (w. 289), raz w mnogiej (w. 309).
Rb., w. 311 i 312:
Pójdzieszli też przez owy i tam i sam krzyże,
Ali woła kramarka...
Tyle co: Pójdzieszli przez owe na rynku krakowskim kramy, podtrzymywane na okrzyż złożonymi drzewkami.
Rb., w. 321 i 322:
Owy zaś Smatruzianki, co wlazły wysoko,
Jako łupią lada zacz, widziwa na oko.
Smatrus, od wyrazu niemieckiego »Schmetterhaus«, nazywał się rozległy nad Sukiennicami gmach murowany, w którym liczne przekupki, czyli Smatruzianki, rozmaite sprzedawały towary.
Rb., w. 337:
Solne, maślne, owieśne i śledziowe jatki.
Podług A. Grabowskiego Star. wiadomości o Krakowie, str. 9, było r. 1566 na rynku krakowskim jatek: solnych 34, maślanych i serowych 39, owsianych 10, śledziowych 39, a oprócz tych wiele, wiele innych.
Rb., w. 360—362:
... przypłacisz małmazki.
Po siedmi groszy kwartę sobie ustawili,
Którą pierwej w Mynicy po dwu groszu pili.
Widocznie w gospodzie albo po naszemu w restauracyi obok Mynicy krakowskiej czyli miejsca, gdzie bito monetę.
Rb., w. 401:
Mówią: Panowie ślachto! strawiłem w Burkacie.
Coby wyrazy te »strawiłem (= straciłem) w Burkacie«, które Bielski ówczesnym rymarzom krakowskim w usta wkłada, znaczyć mogły, nie umiem powiedzieć.
Rb., w. 405 i 406, 457 i 458:
Trzeci rzecze: Ścinałem świec poście trzydzieści,
Kosztuje mię to wiele, blisko złotych sześci.
..................
Zapłać też kolacyą, bo wiele przepili,
Tańcując z chorągwiami, gdy świece topili.
Coby oznaczać mógł zwyczaj »ścinania świec« w poście jako też tańczenia z chorągwiami, gdy »świece topiono«, i na czem właściwie w szczegółach polegał, kiedy aż na wielkie wydatki kupców i rzemieślników krakowskich narażał, również nie umiem powiedzieć. Nikt zresztą dawnego zwyczaju tego, o ile mi wiadomo, bliżej nie opisuje.
Rb., w. 479 i 480:
Już czas przyszedł ćwiczenia, będziem strzelać kurka,
Niejedna się uczyni w naszym mieszku dziurka.
Już się zbliża oktawa Bożego ciała, będziemy w Towarzystwie strzeleckiem strzelać do kurka i obierać nowego króla kurkowego.
Rb., w. 682—686:
Twarz baba uwałkuje, idzie w pląsy, w skoki:
Pomoże gonionego i gęsiego tańca,
Wygra czasem na głowę skoczonego szańca.
Statecznych tu nie ruszam, które wstyd miłują,
Tylko same wszeteczne...
Sprosnego tego i nieprzyzwoitego tańca, który Bielski »na głowę skoczonym szańcem« nazywa, (sam wyraz pochodzi zresztą od niemieckiego »Schanze«), także nikt bliżej nie opisuje. O ile mnie z właściwej objaśniono strony, sam bowiem do tańczących nie należałem nigdy i nie należę, pamięć jego żyje do dzisiaj jeszcze w Krakowie, gdzie w moralnie podupadłych półświatka warstwach, na t. zw. balach rajskich, miano »tulipana« ma nosić.
Rb., w. 722:
Rady chodzą na Skałkę panie po odpuściech.
Rade chodzą na odpusty, w dzień św. Stanisława i w innej porze, do kościoła OO. Paulinów na Kazimierzu pod Krakowem, zbudowanego nad Wisłą na wzgórzu skalistem i stąd Skałką zwanego.
Sn., w. 372—379:
A w Piwniczny miasteczku targi ustawimy,
Tamże sejm położymy pod górą Krępakiem.
.................
Na Pieninach głową swą by księżna mieszkała,
Uczyniwszy majestat, wszem rozkazowała.
Tam też niegdy królowa polska przebywała,
Gdy Tatarzyn wojował, dla nich tam zbieżała.
Beskid i Modrą górę, wszystko opanujem.
Piwniczna, miasteczko nad Popradem w Karpatach niedaleko Sącza, dokąd właśnie w czasie najścia Tatarów na Polskę »zbieżała« była i tam »niegdy przebywała królowa polska«, św. Kunegunda. W tamtych stronach też: »na Pieninach« pod »górą Krępakiem«, gdzie »Beskid« i »Modra góra«, należałoby teraz — zdaniem Bielskiego — rozłożyć się polskim niewiastom obozem, tam sejm złożyć, i stamtąd rządy nad państwem sprawować.
Sn., w. 461 i 462:
Wietszą lekkość weźmiecie od nas zwyciężeni,
Niż Pigmaei od złośnych żórawi zwalczeni.
Pigmaei, Pigmeje, łokciowe karły, mieszkały według podania starożytnych nad Oceanem i u źródeł Nilu, gdzie przybywający na wiosnę z północy żórawie zażartą z nimi o zasiewy staczały walkę. Sławne te zresztą Pigmejczyków z żórawiami boje opisał u nas r. 1595 J. A. Kmita w utworze p. t. »Spitamegeranomachia, bitwa Pigmeów z żórawiami«.
Sn., w. 565 i 566:
Kto mocniejszy, ten wygrał u naszego prawa,
Musisz uciec z Piotrkowa, przedzierży cię strawa.
W mieście Piotrkowie — jak wiadomo — odbywały się sejmowe sądy.
Sn., w. 611:
Okażem się z osobna w Medyce na błoniu.
Medyka, miasteczko w dawnem województwie ruskiem w ziemi przemyskiej, gdzie w XVI w. odbywały się popisy czyli zbrojne okazowanie się rycerstwa ziem ruskich.
Sn., w. 1038:
Drugie Rycerskie sprawy napiszę wam potem.
Tytuł wydanego w r. 1569 u Siebenejchera w Krakowie wojskowej treści dzieła M. Bielskiego p. n. »Sprawa rycerska«, której łacińska wojewodzie Łaskiemu dedykacyja datowana z Krakowa 1 grudnia t. r. — Z tego, jak ją urodzony około r. 1495 Bielski w tem miejscu wprowadza, wypada, że Sn. wykończył już w drugiej połowie r. 1569, już po sejmie unii lubelskiej, gdy właśnie w Krakowie drukiem Sprawy rycerskiej był zajęty. Potwierdzać to zdaje się i ta okoliczność, że nigdzie tu już, choć znalazł sposobność wzmiankowania o Litwie, nie wyrwał mu się zgryźliwy zwrot: »Litwin nierad uniej«. Czas napisania zatem satyr jego szedłby w takim porządku: 1. Sm. w maju r. 1567, 2. Rb. w ciągu r. 1568 i w pierwszej połowie r. 1569, 3. Sn. zaś już w drugiej połowie r. 1569, inaczej mówiąc, pisał je licząc już sobie dobrze lat 72—74, a więc w późnej już starości, gdy przesycony życiem, choć krzepki jeszcze, nie mógł się już pogodzić z wymaganiami i wystawniejszem młodszego pokolenia życiem, które się mocno od prostoty i obyczajów za młodszych jego lat różniły. Satyry też te jego, a zwłaszcza Rb., zakrawają dlatego raczej na paszkwile, niż na rzeczywisty obraz ówczesnego życia polskiego, i rażą tem bardziej, gdy kronikarz-poeta w wielu miejscach sam sobie się sprzeciwił. Znakomitym jest wprawdzie autor, gdy w Sm. (w. 421 i n.) ostrzega rządzącą państwem szlachtę, żeby »wolności« nie nadużywała i żeby »klejnotu tego nie straciła kiedyś marnie«; znakomitym jest również w Rb. i wyższym pojęciami nad swój wiek, gdy szlachtę ostrzega, żeby się »na pokój nigdy nie spuszczała« (w. 201 i nn.), i gdy jej doradza, żeby nie na wsi, lecz raczej »po mieściech mieszkała« (w. 591 i nn.). Ale zresztą przesadził w wielu bardzo razach zacny, zasłużony i poczciwy żołnierz-ziemianin i wcale rażąco tu i ówdzie sam ze sobą się poplątał. Już w Sm. (w. 215) poszedł za daleko, wołając, że w Polsce »prawa za mocą idą«. Wprawdzie złe przybrało już było u nas w drugiej połowie w. XVI wcale zatrważające rozmiary, ale bądź co bądź do tego stopnia w latach 1567—1569 nie było jeszcze doszło, żeby po słuszności stosować można było do niego dzisiejsze »siła przed prawem«. Za daleko posunął się sędziwy kronikarz-poeta i w Rb., a co gorsza, tu właśnie po wielekroć w rażącej sam ze sobą znalazł się sprzeczności. Ciągle n. p. i wszędzie woła, że »ustawy żadnej niema«, a tuż zaraz żali się, że »gdzie się kolwiek obrócisz, za tobą poborca« (w. 222), i że wszędzie, gdziekolwiek jedziesz, wołają za tobą: »Daj wojskie, daj duchowne wymyślone myta«! (w. 239). W innem znowu miejscu karci młodzież surowo, że tylko próżnuje i biesiaduje, a tuż zaraz potem wytyka jej (w. 565 i nn.), że bawiłaby się tylko »myśliwstwem«, co przecież uważane było zawsze za zabawę szlachetną i za rodzaj ćwiczenia rycerskiego, które krzepiąc ciało, zaprawiało je do niewygód, znojów i ostrej pory roku, i co tylko chwalić należało. Wszystkie trzy jego satyry zresztą, Sm., Rb. i Sn., w ścisłym, nie tylko chronologicznym lecz i logicznym ze sobą zostają związku. W Sm. ostrzega naród przed groźną Turków potęgą i wzywa szlachtę do opamiętania się i zaprowadzenia u siebie porządku i ładu. W Rb. — żeby tu jego własnego użyć wyrażenia się — »wywraca już na nice« rząd ówczesny polski i całe społeczeństwo we wszystkich jego stanach, z wyjątkiem »uciśnionych kmieci«, w których obronie, także i pod tym względem wyższy pojęciami nad swój wiek, po wielekroć (w. 110, 226—231, 813 i nn., toż i w Sn. w. 15 i 645) staje. A widząc, że i to nie pomaga, każe nakoniec w Sn. mężom siedzieć doma i »kądziel prząść« (w. 352), rządy zaś oddaje w ręce »pogłowiu niewieściemu«. Układ zresztą wszystkich tych trzech, ściśle ze sobą powiązanych satyr, przyświecał autorowi już naprzód z góry, gdy w maju r. 1567 Sm. pisał; już w tej pierwszej jego satyrze bowiem, co w Sn. w całej rozwinął pełni, wiodą polskie wojska »białogłowy« (w. 128), nad którymi »przełożona zacna pani« (w. 129 i nn., 184 i nn.). Że mu przytem co do Sn. przyświecały także w łacińskim przekładzie Arystofanesa z V w. przed Chr. komedyje ’Εκκλησιάζονσαι = Sejmujące niewiasty i jego Θεσμοφοςιζονσαι = Odpusty białogłowskie, że mu przyświecał także Plant i inne wspomnienia z greckich i rzymskich pisarzy klasycznych, żadnej niepowinno ulegać wątpliwości. Podsunięta natomiast z tego powodu przez niektórych krytyków naszych, przez Maciejowskiego, Tyszyńskiego i przez Kalickiego w rozprawie z r. 1873 »O pomysłach emancypacyi kobiet w Polsce XVI i XVII w.«, Bielskiemu myśl, że jeden z pierwszych u nas zamierzał w Sn. poruszyć sprawę »emancypacyi kobiet«, za wesołą chyba tylko uważać należy farsę, polegającą na niewyrozumieniu rzeczy i niemającą żadnej zgoła podstawy rzeczywistej. Ani nasz kronikarz-poeta tego tak nie myślał, ani też ówczesne społeczeństwo polskie Sn. w tym sensie nie pojmowało.