Wyspa (Byron, 1924)

<<< Dane tekstu >>>
Autor George Gordon Byron
Tytuł Wyspa
Podtytuł czyli Chrystjan i jego towarzysze
Pochodzenie Powieści poetyckie
Redaktor Andrzej Tretiak
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1924
Druk Druk W. L. Anczyc i Spółka w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Adam Pajgert
Tytuł orygin. The Island
Podtytuł oryginalny or, Christian and His Comrades
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


WYSPA
CZYLI
CHRYSTJAN I JEGO TOWARZYSZE
W PRZEKŁADZIE
ADAMA PAJGERTA
Treść następującego poematu wzięta jest poczęści z dzieła porucznika Blaja (Bligh): Opowiadanie buntu i porwanie okrętu »Bounty« na morzu Południowem w roku 1789, poczęści z Marinera: Sprawozdanie o wyspach Tonga.
(Przypisek autora)

Genua, 1823.



PIEŚŃ PIERWSZA
I

Nadeszła ranna na okręcie warta,
Płynęła nawa lekko kołysana,
A za nią fala połyska rozdarta,
Jak w skiby pługiem olbrzymim orana.

Przed nawą tylko sinych wód przestworza,

Poza nią wyspy australskiego morza.
Cicha noc kona, jej cienie ruchome
Po oceanie rozproszyła zorza;
Delfiny, jakby przyjścia dnia świadome,

10 
Pływały chyżo, promieni łakome.

Gwiazdy, w błękicie wód odbite jasno,
Już przed jaśniejszym świtu blaskiem gasną;
Ciemne wprzód żagle znowu zabielały,
I wiatry świeższym oddechem powiały.

15 
Słońce zwiastował ocean czerwony,

Lecz nim dzień błyśnie, — ma być czyn spełniony.

II

W swojej kajucie spoczął wódz waleczny,
We wybór straży zaufał bezpieczny;
We śnie Albjonu widział brzegi lube,[1]

20 
Trudów nagrodę i zapasów chlubę,

Bo swoje imię w tych umieścił rzędzie,
Co śledzą drogi przez biegunów lody;
Przebył najgorsze i resztę przebędzie,
Dlaczegóż nie miał użyć snu swobody?

25 
Ale niestety! na jego pokładzie

Niechęć o czarnej już przemyśla zdradzie;
Jego żeglarzy tęskni umysł młody
Do owych wysep słonecznego świata,
Gdzie kobiet wdzięki równe żarom lata;

30 
Oni, swych ojców rzuciwszy spuścizny,

Zdawna od własnej odwykli ojczyzny,
I napół dzicy, dzikich ludzi groty
Nad fal niepewnych przenoszą kłopoty.
Słodkie owoców dojrzałych syropy

35 
I las, co ludzkiej jeszcze nie zna stopy,

Pola zasiane z obfitości roga,
Kraj, gdzie nie gniecie żadna przemoc sroga,
Chęć, której wieki w ludziach nie wygaszą:
Nie poznać pana, oprócz własnej chęci,

40 
Te młode dusze do tych wysep nęci,

Gdzie warstwy złota lice ziemi kraszą,
Gdzie każda grota jest domem swobody,
Każdy krok wolny, — gdzie ogrodem niwy,
Gdzie cały naród jest dzieckiem przyrody,

45 
Wesoły, wolny, dziki, lecz szczęśliwy.

Tam muszla, owoc i czółenko małe,
To wszystkie skarby, to bogactwo całe;
Łowy, żegluga — jedynem igrzyskiem,
A Europejczyk najnowszem zjawiskiem...

50 
Taki był kraj ten, którego pragnęli;

Drogo te żądze okupić musieli.

III

Wstań, śmiały Blaju! Wróg się stawia groźno![2]
Wstawaj! o, wstawaj! — Niestety, za późno!

Już przy twym boku orszak buntowniczy

55 
Obwieszcza bezrząd, miota się i krzyczy;

Ty sam spętany; do twojego serca,
Dłonią, co drżała na dźwięk twojej mowy,
Przykłada bagnet zuchwały morderca.
Już dziś twój rozkaz do pracy nie znagli,

60 
Nie rządzi sterem, nie rozwinie żagli:

Już cię na pokład wloką okrętowy,
Chcą dziką wrzawą stłumić głos, co woła,
Że swą powinność zdeptali niegodnie;
Patrząc na wodza, w swoję własną zbrodnię

65 
Zaledwie trwożny wzrok uwierzyć zdoła;

Bo wprzód sumienia człowiek nie ukoi,
Aż trunek zbrodni — wściekłość go upoi.

IV

Nieustraszony, choć ci śmierć zagraża,
Darmo tych wzywasz, co ci jeszcze wierni;

70 
Ich liczba mała, przemoc ich zatrważa,

Ulegać muszą rozhukanej czerni.
Napróżno głos twój o przyczynę bada:
Tylko przekleństwa krzyk ci odpowiada,
Nad tobą szable błyszczące się jeżą,

75 
Omal ci bagnet gardła nie przewierci,

A wszystkie lufy w twoje piersi mierzą,
I w każdym ręku tkwi narzędzie śmierci.
Ty sam wołałeś: »Ognia!« — lecz ci twardzi,
Choć już z litości swe serca wyzuli,

80 
Jeszcze dla męstwa podziwienie czuli;

Czy, że w człowieku, chociaż prawem wzgardzi,
Pomimo woli jeszcze pozostanie
Dla dawnych władców swych uszanowanie, —
Dość, że nie chcieli jeszcze rąk swych krwawić,

85 
Wolą na pastwę falom cię zostawić.
V

»Odsadzić czółno!« zagrzmiał okrzyk głośny
Któż: »Nie!« odkrzyknie w zgrai rozhukanej

W pierwszej zwycięstwa godzinie radośnej,
Wśród saturnaljów władzy niespodzianej?[3]

90 
»Odsadzić czółno!« — i rozkaz się iści

Z całym pośpiechem wrzącej nienawiści.
Teraz cię tylko deska kruchej łodzi
Dzieli od śmierci, — a jej przybór cały[4]
Przyrzeka spełnić na morza powodzi,

95 
Czego ich dłonie dokonać nie śmiały.

Wreszcie na prośby tych, co nie widzieli
Żadnej nadziei śród morza topieli,
Tyle ci wody dodano i chleba,
Ile do śmierci powolnej potrzeba;

100 
Sznurów i żagli i płótna dodali —

Och! to są skarby dla wędrowca fali! —
Wreszcie bieguna drgającego sługę:
Kompas, co duszą ożywia żeglugę.

VI

Teraz naczelnik, co się sam okrzyknął,

105 
Zawołał: »Pijcie!« i z kielicha łyknął,

Bo nigdy gardła nie potrzeba suszyć,
Cudze i własne chcąc sumienie zgłuszyć;
»Wódki rycerzom!« Burke niegdyś wołał, —[5]
Zaprawdę, droga wilgotna do sławy!

110 
I bohaterów zbuntowanej nawy

Wśród takiej mety któżby wstrzymać zdołał?

»Do Otahajty!« — głos łamie się w krzykach...
Och! jakże zdziwią głos ten w buntownikach?...
Pogodnej wyspy mieszkania gościnne,

115 
Łagodne serca i święta bez pracy,

Skarby prostacze, rozkosze niewinne, —
Do tegoż tęsknić mogą ludzie tacy?
Majtek, do trudu przywykły i znoju,
Którym po fali każdy wicher miota,

120 
Po świeżej zbrodni śmie pragnąć spokoju,

Jaki w nagrodę ledwo zyska cnota?
Takim jest człowiek! — Jedne wszystkich cele,
Tylko do mety dróg prowadzi wiele;
Kraj, urodzenie, obyczaj, majątek,

125 
Nawet uroda kształtują nam życie, —

Bardziej na czynów oddziałają wątek
Niż cała wiedza o pośmiertnym bycie:
Lecz jest głos jeden, który każdy słyszy,
U jakichkolwiek świątyń klęka proga,

130 
Wśród zgiełku sławy i wśród zysków ciszy, —

Ten głos sumienia — to wyrocznia Boga.

VII

Łódkę przepełnia ta garstka do zbytku,[6]
Co towarzyć chce wodza niedoli.
Reszta pozostać musi mimo woli

135 
W dumnym okręcie, moralnym rozbitku.

Ze łzą litości ci los wodza widzą,
Drudzy nikczemnie z jego nieszczęść szydzą
Na widok łódki lichego pozoru,
Co, choć tak mała, tak pełna naboru,

140 
Marny Nautilus, w skorupianej łodzi[7]

Statkiem i majtkiem sam sobie być zdolny,

Jak jasna nimfa błękitnej powodzi,[8]
Mniej jest ułomny, ach! i bardziej wolny!
On, kiedy burza na morzu szaleje,

145 
Port swój bezpieczny znachodzi w głębinie,

I szydząc, z ludziej armady się śmieje,[9]
Co światem wstrząsa, a od wiatrów ginie.

VIII

Gdy wszystko było już przygotowanem
I już buntownik został nawy panem,

150 
Majtek, wzruszony nieszczęścia widokiem,

Okazał żal, co jeszcze bardziej drażni:
W dawnego wodza łzawem utkwił okiem,
Dając znak niemy bezwładnej przyjaźni,
Wreszcie mu zwilżył pomarańczy sokiem

155 
Usta spieczone przesileniem kaźni;

Za to też przy nim pełnił straż niedługo,
Reszta litośną nie zgrzeszy przysługą.
Naprzód wystąpił zuchwały młodzieniec,
Dawnego wodza niegdyś ulubieniec;

160 
Wołał, na łódkę pokazując groźno:

»Precz stąd! bo wkrótce być może za późno«!
Jednak do gruntu czucia nie wyziębił,
A słowem zdradził, co w sercu zagłębił;
W ostatniej chwili, gdy się zbrodnią mazał,

165 
Co krył przed mnóstwem, jednemu okazał:

Gdy Blaj z surowem pytał go obliczem:
»Gdzie twoja wdzięczność? Gdzie nadzieje śmiałe,
Że twoje imię nieskalane niczem
Zapłonie jasno ojczyźnie na chwałę?« —

170 
Jemu rozpaczą usta drgnęły wściekle:

»Och! tak! — wykrzyknął — jestem w piekle! w piekle«!

Nic nie rzekł więcej, i wpychał do łódki
Swojego wodza i falom powierzał...
To jego słowa, lecz choć dźwięk ich krótki,

175 
W nich jego myśli cały ogrom leżał.
IX

Północne słońce coraz okazaléj
Z fal się podnosi; już się wiatr uciszał,
Jak po eolskiej harfie tylko dyszał,
I cichem skrzydłem popędzał po fali.

180 
Samotna łódka do odległej skały,

Co świeci tylko jak obłoczek biały,
Po źwierciadlanej zwolna płynie szybie...
Z swoim okrętem nigdy się nie zdybie!
Lecz my nie będziem pieśnią nieszczęść głosić,

185 
Które ma łódka skołatana znosić:

Dni niebezpieczeństw i nocy niewczasów,
I nadaremne męstwo śród zapasów,
Gdy głód tak siły zniszczył do ostatka,
Że jużby syna nie poznała matka, —

190 
I innych jeszcze różnych klęsk tysiące,

Co jak głód straszne i jak głód trawiące,
Fale, co grożą raz pogrążyć na dno,
To znów, łaskawsze, już się ciszej kładną,
To ryczą groźnie, to zaszumią smętnie,

195 
I tylko sile ulegną niechętnie;

To już gorączka pragnienia, niemocy,
Co każdą chmurę jakby źródło wita,
I chciwie każdą kroplę deszczu chwyta
Sinemi usty, w burzą grzmiącej nocy,

200 
I z mokrych żagli łakomie wyciska

Wilgoć, co nowym życia zdrojem tryska;
To znów wróg dziki, przed którego złością
Chyba gościnne morza chronią wody, —
Aż gdy do trupów podobni bladością,

205 
Wrócą, namorskie rozprawiać przygody,

Których gdy dzieje wysłucha tułacze,
Mąż się przelęknie, niewiasta zapłacze.

X

My ją własnemu zostawim losowi,
Rychło się Albjon o jej krzywdzie dowié;

210 
Złamana karność i zdeptane prawo

Wołają pomsty. — My powieścią naszą
Za buntowników popłyniemy nawą;
Dalekiej zemsty groźby ich nie straszą...
Chyżo po fali — daléj! daléj! daléj!

215 
Do lubych brzegów! Znów będą witali

Kraj, gdzie praw niema, a gdzie rządzi zgoda,
Gdzie tych zuchwałych przynęca przyroda,
Wabi kobieta, przyrody bogini;
Gdzie prócz sumienia nikt ich nie obwini,

220 
Gdzie wszyscy dzierżą równe części ziemi,

Gdzie chleb, jak owoc, na drzewie się plemi,[10]
Gdzie niema sporu o las, pola, rzeki,
I gdzie bez złota złote kwitły wieki,
Nim Europejczyk od północy śniegów

225 
Z darem kultury przybył do tych brzegów

I obyczaje dzikie ich uprawił,
I w spadku swoje zbrodnie im zostawił.
Precz z tym widokiem! Nam dzisiaj potrzeba
Znać ich takimi, jacy przedtem byli.

230 
»Do Otahajty!« — bije okrzyk w nieba;[11]

Ślizga się okręt, i właśnie w tej chwili

Wiatr się podnosi, — żagle, wprzód zwieszone,
Już się jak łuki wzdęły naciągnione,
I przy fal szumie i przy majtków gwarze

235 
Okręt jak strzała sine pruje tonie.

Tak niegdyś Argos do dziewiczem łonie[12]
Euksynu snuł się, lecz jego żeglarze
Wstecz ku rodzinnej poglądali stronie...
Ci od ojczyzny stronią swoją jazdą,

240 
Jak kruk Noego, gdy wyleciał z arki, —[13]

A jednak dzielić chcą z gołębiem gniazdo,
W jarzmo miłości dumne zgiąwszy karki.






PIEŚŃ DRUGA
I

Jak mile dźwięczy pieśń Toobanaju,[14]
Gdy słońce tonie w swem łożu z koralów!

245 
Chodźmy do wyspy cienistego gaju

Słuchać turkawki gruchających żalów;
Dziewczęta mówią, że jej skargi rzewne
Jak z Bolotoo głosy bogów śpiewne.[15]
Narwiemy kwiatków, gdzie umarły leży...

250 
Kwiat najpiękniejszy na grobie rycerzy!

Siądziem o zmroku, aby patrzeć w lasku
Na drzewo tua przy miesiąca blasku;[16]

Pod drzewem westchnień samotnie usiędziem
I smutnej skargi smętnie słuchać będziem;

255 
Pójdziem na wzgórza, usiądziem na darnie

I będziem patrzeć na walczące marnie
Bałwany morza z olbrzymiemi skały,
Co odtrącają słupy z piany białéj.
O! jak to pięknie! O! jak ci szczęśliwi,

260 
Co z życia walki wyszli cali, żywi,

I teraz lubią patrzeć na tę wojnę,
Gdzie, oprócz morza, tak wszystko spokojne!
Nawet ocean czasem lubi ciszę.
Gdy księżyc fale do snu ukołysze.

II
265 
Grobowe kwiaty będziemy zrywali,

Będziem jak nieba mieszkance weseli;
Potem w szumiącej zanurzym się fali,
Potem na darniów wypoczniem pościeli;
Potem na członki wilgocią błyszczące

270 
Będziem olejki wylewać pachnące,

I kwiecie z mogił rycerzy, grobowe,
Spleciem na wianek i włożym na głowę.
Lecz noc się zbliża, i Moa nas woła,[17]
Słychać już pieśni i widać już tańce;

275 
Świecą na łące pochodnie, kagańce,

Przy ogniach pląsa drużyna wesoła.
I my też będziem w tym tańcu się kręcić,
Będziem weselem pamiątkę dni święcić,
Nim Fidżi w konchę zatrąbił, gdy w łodzi[18]

280 
Pierwszy raz fala nam wrogów przyniosła;

Przez nich — o! biada — kwiat poległ nam młodzi,
Przez nich nam niwa burzanem porosła,
I znikła rozkosz, co serce zachwyca,
Błądzić z kochanką przy świetle księżyca.

285 
Lecz niech tak będzie. — My dzisiaj ich ucznie,

Dzierżym maczugę, łuk, strzały i włócznie,
Niech zbiorą plony nauki swej hojne...
Hej! dzisiaj w pląsy! a jutro na wojnę!
Z pełnych puharów dziś do dna wypijmy!

290 
Jutro już może mogiła nas czeka.

Dzisiaj lekkiemi się szaty okryjmy,
Niech biały tapa nam biodra powleka;[19]
Dzisiaj w czerwone przystrójmy się róże...
Na czołach kwiaty, — w sercach wojny burze!

III
295 
Skończone pląsy. — Ach! jeszcze choć chwila

Niechaj ten uśmiech wam twarze umila!
Na jutro Moa już wzywa rycerzy,
Lecz ta noc jeszcze miłości należy!
Raz jeszcze krasne podajcie nam wianki,

300 
O wy, czarowne Likoo mieszkanki![20]

Jak piękny kształt wasz, co kochać przymusza!
Do was się zmysły, do was garnie dusza!
Wyście jak kwiaty Mataloku błoni,[21]
Co ślą na morze fale swoich woni...

305 
Hej! do Likoo! O, ty serce moje!...

Ale cóż mówię? — Wszak jutro na boje...

IV

Od takich pieśni gaje wyspy brzmiały,
Nim tutaj wiatry Europę przywiały.
Och! i tu wprawdzie lud miał wady swoje,

310 
Lecz tylko te, co są dziećmi natury:

To wady dzikich, — my mamy oboje,
Kojarząc podłość obłudnej kultury

I barbarzyństwa grzech przedpotopowy.
Kto widzi chytrość, co ster władzy trzyma,

315 
I modły Abla przy czynach Kaima,

Wyzna, że stary świat gorszy niż nowy,
I ten nowego czcze już nosi imię! —
Chyba gdzie owe bliźnięta olbrzymie,[22]
Dzieci wolności, Kolumbji narody,

320 
Gdzie Czimborasso, co w chmury pomyka,

Okiem Tytana widzi lądy, wody,
Lecz nie obaczy nigdy niewolnika.

V

Takie tu brzmiały z dni dawnych powieści,
Na zmarłych chwałę, ku rycerzów cześci,

325 
Po których czynach, sławy świat jedyny,

Zostały pieśni, co śpiewały syny.
A pieśń swych dźwięków półboskim urokiem
Strzeże pamiątek przed natrętnem okiem
I całe dzieje melodji powierza.

330 
Achil, chłonięciem gdy w struny uderza,[23]

Lutnią Centaura wielbiąc przodków czyny,
Uczy się śmielsze zdobywać wawrzyny;
Bo nuta gminnej pieśni lub ballady,
Zwiana ze skały, ponad traw kobiercem,

335 
Albo ze szmerem zmieszana kaskady,

Więcej ma władzy nad słuchaczów sercem,
Bardziej podnosi niż wszystkie kolumny,
Które zdobywca stawia sobie dumny.

Bo kiedy martwe hieroglify trudzą,[24]

340 
Albo w domysłów plątają rozsnucia,

Lub gdy historji grube tomy znudzą, —
Wabi nas piosnka, pierwszy kwiat uczucia!
Dzikie to pieśni — lecz taka pieśń dzika
Towarzyszyła w zdobywczym pochodzie

345 
Niezwyciężonej broni Normandczyka;

I takie pieśni w każdym są narodzie,
Tam, gdzie miecz obcych nie zaniósł tyranów,
Ani oświaty, ani też kajdanów...
Wszakże i naszych poetów potęga,

350 
Gdy serca wzruszy, już wyżej nie sięga.
VI

Takie tam słodkie, nieuczone pienie
Przerywa niebios rozkoszne milczenie,
Luby spoczynek przedwieczornej chwili,
Gdy letnie słońce z południa się chyli,

355 
Każdy krzew kwitnie, wonieje powietrze,

I każda palmy gałązka się chwieje,
I fala w cichym kołysze się wietrze
I do skalistej groty chłód swój wieje,
Gdzie dźwięcznych pieśni nadobna królowa

360 
Z obcym młodzieńcem przed skwarem się chowa,

Ucząc się błogich kochania katuszy,
Któremi serca najsilniej pałają,
Co jeszcze końca miłości nie znają,
I tak się cieszą nowym ogniem w duszy,

365 
Jak męczennicy swym ofiarnym stosem;

I zachwyceniem takiem się unoszą,
Że śmierć im życia największą rozkoszą, —
Szukają śmierci, toteż śmierć ich losem.

Bo nad te cudne wybuchy serdeczne,

370 
Nic niemasz w życiu, ani nawet w myśli,

Ni we śnie nawet, gdy nam nieba kreśli, —
Nic nad miłości zachwycenie wieczne!

VII

Tam w grocie dziewczę siedzi na murawie,
Wzrostem kobieta, wiekiem dziecko prawie,

375 
Jak to w tych zimnych krajach się nazywa,

Gdzie nic prócz zbrodni rychło nie dojrzéwa.
Młodziuchna córka młodzieńczego świata,
Urocza, wrząca, dojrzała nad lata.
Ciemna jak nocne niebo od gwiazd lśniące,

380 
Lub jak jaskinie kruszcami iskrzące.

W oczach czar jakiś niewypowiedziany...
Piękna, jak Wenus, kiedy wyszła z piany![25]
Taka lubieżna, jak przedsenne chwile,
A jednak wrząca w pełnej życia sile,

385 
Kiedy w jej ciemnej zwrotnikowej twarzy

Wymowny wstydu rumieniec się żarzy,
I przez tę słońcem opaloną szyję
Jej krwi jaśniejsza barwa się przebije.
Tak błyszczy koral przez ciemne tło morza

390 
I wabi nurka w czerwone swe łoża, —

I taką była ta córka Australji,
Szybka i zwinna, podobna do fali,
Gdy cudze szczęście, niby łódkę, pławi,
Nie znając troski, prócz drugich cierpienia...

395 
Dla niej rozkoszą, kiedy rozkosz sprawi.

Zimny, probierczy kamień doświadczenia,
Co śliczne barwy ze wszystkiego ściera,
Jeszcze jej żadnej złudy nie odbiera;
Złe jej nie trwoży, ona nie zna złego,

400 
Lub, jeśli znała, nie pamięta wcale;

Jej łzy i uśmiech bez śladu przebiegą,
Jak wietrzyk, kiedy ciche zmarszczy fale:
Głębi nie wzruszy, a gór źródła hojne
Znów je wygładzą, znów cieką spokojne;

405 
Aż gdy podziemny wulkan wstrząśnie lądy

I do dna grotę rozedrze Najady,
Źródła zasypie, i jeziora prądy
Zamieni w bagno, gdzie mieszkają gady!
Takaż jej przyszłość? — Do zmian i zagłady

410 
Wszystko, co ludzkie, wiecznym dąży ruchem,

A człowiek pada tak, jak padną światy, —
Lecz sprawiedliwy wstanie śród zatraty,
By nad słońc zgliszczem wiecznie świecić duchem.

VIII

Lecz któż jest przy niej wśród skalistych ciemni?

415 
Piękny młodzieniec, syn błękitnooki

Wysp więcej znanych, ale dzikich nie mniéj:
Zimnej północy młodzian jasnowłosy,
Dziecko Hebrydów, gdzie wartkie potoki[26]
Do ciemnych jezior toczą lodów stosy.

420 
On, od powicia burzą kołysany,

Duszą i ciałem przywyknął do gromu.
Z dziecka na wzdęte poglądał bałwany,
Z dziecka na morzu już czuł się jak w domu;
Morze piastunem było mu młodości,

425 
Morze towarzysz jego samotności,

Z niem nieraz gwarzył na jałowej skale,
Lub puszczał łódkę na wiatry, na fale!
Góralskie pieśni w jego duszy grały;
O los nietrwożny, wiódł żywot tułaczy,

430 
Mężny w nieszczęściu, a w nadziejach śmiały,

Wszystkich już uczuć doznał, prócz rozpaczy.

Gdyby był w puszczy arabskiej się chował,
Byłby najśmielszym synem pokolenia,
Byłby po piaskach z wielbłądem żeglował,

435 
I jak Izmael znosił żar pragnienia;[27]

Na brzegach Chili zostałby kacykiem,[28]
Na greckich górach kleftem, buntownikiem;[29]
Zrodzon w namiocie, byłby Tamerlanem,[30]
Na tronie może zaś tylko tyranem;

440 
Bo jak do władzy kto się przedrze steru,

Gdy własnym żądzom już nie znajdzie żeru,
W siebie się zwraca i trawi sam siebie,
Aż z tortur duszy znów rozkosz wygrzebie.
Nero, co Rzymu największą sromotą[31]

445 
I wiecznej hańby stał mu się pomnikiem,

Zrodzony w niższym stanie, może cnotą
Byłby się zrównał ze swym imiennikiem;
Zostaw mu nawet i złość jego całą,
Jakże bez tronu mógłby szkodzić mało!

IX
450 
Ty się uśmiechasz, że ja w moim rymie

Nazbyt wysoko w porównaniach dążę,
Kiedy do takich wielkich imion wiążę
Nieznajomego ci człowieka imię,
Który nic nie wie o sławie, lub Rzymie,

455 
Ani o Grecji, ni arabskiej puszczy...

Śmiejesz się? Dobrze! Lepiej się uśmiéchać,
Niżeli miałbyś płakać, albo wzdychać.
Jednak on wyższy był od gminnej tłuszczy,
On był z tych ludzi, którzy idą przodem,

460 
I w innych czasach, z innych krajów rodem,

Mógł bohaterem zostać lub despotą,
Narodu chwałą, albo też sromotą...
Lecz to marzenie! Nie mów, czem być zdolny,
Lecz czem jest teraz? — To hoży młodzieniec,

465 
Torkwil, buntownik, — jak fala tak wolny,

Toobanajskiej córki oblubieniec.

X

On siedział z Neuhą i patrzał na wody;
Zacnym się rodem piękna Neuha szczyci:
Och! bo i tutaj są wysokie rody,

470 
Chociaż na tarczy żaden herb nie świéci...

Niech się szyderczo śmieją heraldycy!
Lecz jej ojcowie, dzielni wojownicy,
Słyną wśród nagich tej wyspy rycerzy;
Ich groby dotąd stoją wzdłuż wybrzeży,

475 
Gdy, Achillesie! twojego grobowca

Napróżno oko dziś szuka wędrowca...
Gdy cudzoziemców, zbrojnych piorunami,
Przyniosły łodzie wieńczone ogniami,
Z drzewem, co jeszcze wyższe niż palmowe,

480 
Korzeniem wrasta w spokojne lazury,

A gdy wiatr fale zamąci perłowe,
Szerokie skrzydła rozpuszcza jak chmury,

I niby miasta po morzu pływają,
Aż same fale mniej wolne się zdają, —

485 
Neuha się ślizga w swojej lekkiej łodzi

Szybko po falach, jak reny po śniegu;
To białe piany wiosełkiem rozgrodzi,
To jak Nerejda wypluśnie, to pierzchnie,[32]
Widzi olbrzyma, co wali do brzegu,

490 
Patrzy, durnieje. — Okręt na kotwicy

Już się na fali położył powierzchnie,
Jak lew na słońcu; wkoło niego dzicy
Snują się w łodziach, gwarzy rój wesoły...
Tak nad lwem śpiącym letnie brzęczą pszczoły.

XI
495 
Przybyli biali — i światu staremu

Nowy świat podał ogorzałe dłonie;
Wprzód dziwowiskiem był jeden drugiemu,
Nim podziw przyjaźń rozpalił w ich łonie;
Dzicy ich mile przyjęli jak braci,

500 
Uprzejmość dziewic jeszcze bardziej wróży

Uczucia wspólność; już synowie burzy
Znachodzą piękność w ich ciemnej postaci,
Tamtym się bladość podoba ich lica.
W krajach bez śniegu białością zachwyca.

505 
Łowy, gonitwy, mieszkańców gościnność,

Która w dom własny wszystkie zmienia strzechy,
Nocny spoczynek i dzienne uciechy,
Sieci rybackie i czółenek zwinność,
Niedoścignionych pośród morskiej jazdy,

510 
Gdzie z fal błękitu świecą wysep gwiazdy;

Palma, najwyższa tych gajów Dryada,[33]
Karmiąca Bakcha u swojego łona,[34]

(Orzeł tak chyżo gniazda nie zakłada,
Jak jej wierzchołka winnica zielona);

515 
Korzenie jamu i orzech kokosu,[35]

Co czarą, mlekiem i ziarnem jest razem,
Chlebowe drzewo, nieżętego kłosu
Plon nieposiany, w ziemi, co żelazem
Oracz nie kraje, bez pieca, piekarza,

520 
Hojnym owocem zbieracza obdarza

I głód na zawsze od tych miejsc oddala;
Co las udziela, co użycza fala,
Luba samotność, rozkosz towarzyska,
Ludzie szczęśliwi, chociaż mniej rozumni, —

525 
Tak ich do tego przykuli siedliska,

Że już się z nimi zbratali ci dumni;
I tyle na nich sprawił wdzięk natury,
Że ułagodził i syna kultury.

XII

Tu, choć par wiele wije sobie gniazdo,

530 
Neuha i Torkwil najpiękniejszą byli!

Wysep mieszkańce, chociaż się rodzili
Zdala od siebie, lecz pod jedną gwiazdą,
Morzu przyjazną, — oboje karmiła
Jednych widoków czarująca siła,

535 
A mimo losu późniejszych wydarzeń,

Serce wciąż wraca do najrańszych wrażeń.
Kto patrzał z młodu na gór sine szczyty,
Każdej się skały widokiem rozczuli,
Uściskiem duszy jej twarde granity

540 
Jak przyjaciela do serca przytuli.

Długo wśród obcej jam błądził krainy,
Kochałem Alpy, czciłem Apeniny,

Wielbiłem Parnas, Olimp niebotyczny,[36]
Widziałem Idę Jowiszowi świętą, —[37]

545 
Lecz nie sam wieków urok historyczny,

Ni wdzięk natury tu mi był ponętą:
Tu mi w pamięci młodości początki,
Tu mi odżyły szczęśliwsze dni moje!
Wraz z Idą patrzał Loch-na-gar na Troję:[38]

550 
Z frygijską górą celtyckie pamiątki,

Z kastalskiem źródłem szkockie mieszał zdroje.[39]
Przebacz, o Febie! Przebacz mi, Homerze!
Przebaczcie, greckie wy góry i wody!
Że was uwielbiać, że was kochać szczerze

555 
Jam od północnej uczył się przyrody.
XIII

Miłość, co wszystko swym wdziękiem przystraja,
Młodość, co tęcze po powietrzu ściele,
Przebyta walka, co tak uspakaja,
Że i niszczyciel spocznie w swojem dziele;

560 
Piękność, co wzrusza najtwardsze umysły,

Jak błyskawica, kiedy w stał uderza, —

To wszystko łączy w jeden związek ścisły,
Napół dzikiego z tą zupełnie dziką,
I w jednę duszę tych dwie dusz sprzymierza.

565 
Już mu z pamięci krwawe znikły boje,

Z walki rozkoszą i gromów muzyką;
Nie trawią duszy wrzące niepokoje,
I orzeł w gnieździe już nie ostrzy dziobu,
I bystrem okiem i skrzydłem zuchwałem

570 
Nie szuka łupu. On chciałby do grobu

Żyć tem rozkoszy życiem zniewieściałem,
Co urny męża laurem nie zaszczyci;
Laur więdnie, jeśli krew go nie podsyci,
Lecz gdy popioły złożą w padół ciemny,

575 
Czyliż cień mirtu będzie mniej przyjemny?

Gdyby, nie znając nic oprócz miłości,
Cezar był tylko Kleopatrę ściskał,
Rzym byłby swojej nie stracił wolności,
A on nad światem berłaby nie zyskał.

580 
Lecz cóż z tych wszystkich Cezara wawrzynów?

Cóż-li dla świata przysporzą ci krwawi?
Och! wstyd ludzkości, wstyd jej takich synów!
Ich sława tylko kajdany nam rdzawi,
Choć sława, rozum, wolność, przyroda, kazały[40]

585 
Czynić zbudzonym krociom, co ów Brutus śmiały.

Zgoń te szydercze ptaki, dumnych władców sługi,
Z konarów wzniosłych, gdzie już siedziały czas długi.
Choć ścigają nas sowy drapieżne, wyrodne,
My bierzem za sokołów to ptastwo niegodne,

590 
Kiedy wolności słowo tych straszydeł zgraję

Wnet spędzi, jak ich bojaźń jawnie się wydaje.

XIV

Dziewica wyspy już siebie niepomna,
Cała kobietą, cała jest miłością!
Tu zimny świat jej nie rani zazdrością,

595 
Ani ją rzesza otacza nieskromna

Głupich pochlebców, podłych zwodzicieli;
Tu cnót przedrzeźniać nikt się nie ośmieli,
Ani tu kiedy urągał szyderca
Wierności, szczęściu, lub czułości serca.

600 
Naga w uczuciach, jak naga z postaci,

Stała, jak tęcza wzbita ponad burze,
Co mieniąc barwy, piękności nie traci,
I jakbądź łuk swój rozpina na chmurze,
Zawsze błękitu wyłoni przezrocza,[41]

605 
Wiecznej miłości zwiastunka urocza!
XV

Gdzie o skał grotę łamały się cudnie
Bałwany morza, tam skwarne południe
Spędzili razem; czas mijał z pośpiechem,
Bo go zegara nie przerywa bicie,

610 
Co na minuty codzień dzieląc życie,

Szydzi z człowieka swym żelaznym śmiechem.
Dla nich przeszłości, ni przyszłości niéma,
Ich teraźniejszość w swoich więzach trzyma;
Ich chwil obrazem, ich czasu wymiarem,

615 
Piasek, co ciecze, lub fale, co płyną.

Na niebios bani słońce im zegarem,
Godzin nie liczą: dla nich dzień godziną,
Słowików chóry — ich dzwony nieszporne —
Śpiewają różom swe pieśni wieczorne.

620 
Słońce zachodzi nie zwolna i blado,

Jak się w północnych krajach słońca kładą,

Ale pełniejsze, gorętsze i krwawsze,
Jakgdyby ziemię żegnało na zawsze;
Jakby w grób skacząc bohaterskim zgonem,

625 
W morzu się czołem zanurza czerwonem.

Oni powstali, — wprzód po nieba globie,
A potem w oczy popatrzyli sobie,
Dziwiąc się, czemu słońce już nie świeci?
Czy też doprawdy dzień tak szybko leci?

XVI
630 
Cóż w tem dziwnego? — Pobożny nie zważa,

Jak się świat wkoło niszczy i przetwarza:
On nie na ziemi, lecz w marzeniach żyje,
Nim umrze ciałem, duch w niebo się wzbije;
Czyż mniejsza władza miłości? Jej droga

635 
Prowadzi także do góry, do Boga.

Kto po niej kroczy, w kochanej istocie
Lepszą połowę widzi własnej duszy,
Ogień przy rzewnej tlejący tęsknocie
Bucha pożarem w uniesień katuszy,

640 
A czułe serca, jak braminy, wkoło[42]

Obsiędą stosy i giną wesoło.
Często, samotni przy natury krasie
Zapominamy o sobie i czasie,
Gdy wody, lasy w uroczej ustroni

645 
Z naszym umysłem rozmawiają o niéj!

Och! czyż nie żyją i gwiazdy i góry?
Czyliż we falach także niema ducha?
Czyż las nie jęczy? Czyż nie płaczą chmury?
Czyliż jaskinia cichych łez nie roni? —

650 
Dusza ogniwem jest stworzeń łańcucha,

I nim proch jeszcze otrząśnie poziomy,
Dąży tam, kędy wszechświata ogromy.

O! otrząś, otrząś ten pył, co tak ciężył
A duszą w górę! A coraz to wyżej!

655 
Któż, kiedy w jasne niebo wzrok wytęży,

Myśli o sobie? Któż, choć patrząc niżej,
Myślał o sobie, póki umysł młody
Nie uczuł wzgardy, bo nie doznał szkody?
Sercu, w doświadczeń szkole nie ćwiczonem,

660 
Natura państwem, a miłość jest tronem.
XVII

Wstali; zmrok spłynął do skalistej groty,
Wieczorną rosą sperlone kamienie
Odźwierciadlają złote gwiazd promienie;
A kochankowie, wolni od tęsknoty,

665 
Dzieląc spokojne natury, uciechy,

Idą pod palmą swojej szukać strzechy.
To milczą, to się mile uśmiechają,
Jak te przedmioty, co ich otaczają.
Cudny jak miłość był widnokrąg cały,

670 
I fale morza tak cicho szumiały,

Jak szumi muszla swoją skargą smętną,[43]
Kiedy za głębią wód zatęskni mętną;
Kwili, jak dziecko za matką w oddali,
I żąda piersi karmicielki: fali. —

675 
Do gniazd wracają ptaki na skał szczyty...

I była senna cisza w ciemnym borze,
I wkoło niebios tak czyste błękity,
Jakby spokoju rozlało się morze.

XVIII

Ale przez palmy, przez gęste platany,

680 
Słuchaj!... głos jakiś przerywa milczenie...

Wcale kochankom dźwięk niepożądany!
Bo to nie wiatru wieczornego drżenie,
Co ciche struny natury potrąca,
Nie szelest liści, nie fala szumiąca,

685 
Ani chór echa; ni też krzyk bojowy,

Lub gwar daleki wojennych hałasów,
Ani posępnej też monolog sowy,
Wielkookiego pustelnika lasów,
Kiedy skrzydłami o skały łopoce

690 
I smutne pieśni w ciemne huczy noce, —

Ale świst długi, przenikliwy taki,
Jakim nad nawą morskie świszczą ptaki...
A potem pauza, wreszcie naostatku:
»Hop! hop! Torkwilu! A gdzieżeś to bratku?«

695 
— »Kto tam?« — rzekł Torkwil i oczymi śledzi...

»Ktoś!« — głos doleciał krótkiej odpowiedzi.

XIX

I w tejże chwili, z tejże samej gęby,
Tu, wśród powietrza woni zwrotnikowej,
Dziwnych zapachów jakieś wieją kłęby:

700 
Nie jakie z grzędy wznoszą się fjołkowej,

Lecz jak nad elu szklenicą lub grogu[44]
Snują się chmurą u szynkowni progu, —

Z krótkiej fajeczki, która dymy swoje
Na hemisfery już wiała oboje,[45]

705 
Przy cichym wietrze, lub huku piorunów.

Już od Portsmouthu do obu biegunów,[46]
Pośród nawałnic, pośród gromów blasku,
Wśród fali wycia i okrętów trzasku,
Niewyczerpanie swoje dymy szare,

710 
Śle dla Eola na stałą ofiarę.[47]

Jej właściciela — być może, że błądzę,
Lecz filozofem, lub majtkiem być sądzę.[48]
Sławny tytoniu! Ty, co na okręcie
Dzielisz trud majtka, jak dzielisz w orjencie

715 
Turka spoczynek na miękkim kobiercu,

I równieś jemu drogim niebios darem,
Jak opjum, albo pełny dziewic harem;
Boski w Stambule! w Anglji miły sercu,
Przedni we fajce, kiedy dymek bucha

720 
Z ozdobionego bursztynem cybucha;

Choć bardziej nęcisz, nakształt zalotnicy,
Pod strojnej szaty zazdrośną kotarą,
Jednak prawdziwi wolą miłośnicy
Nagość twych wdzięków. — Dajcie mi cygaro!

XX
725 
Z ciemnych zarośli, po niedługiej chwili,

Ludzka ma postać na jaw się wychyli;[49]

Nowo przybyły ukazał się w stroju
Tak dziwacznego koloru i kroju,
Jakby był owych igrzysk uczestnikiem,[50]

730 
Które, gdy okręt staje pod równikiem,

Wyprawia majtek na twą cześć, Neptunie!
Już rydwan bożka na pokładzie sunie,
Król oceanu od żeglarskiej rzeszy,
Ucichłe pewno w ojczystych Cykladach,

735 
Imię swe znowu słyszy przy biesiadach,

I stary bożek igrzyskiem się cieszy,
Co, choć udane, jednak wyobraża
Dawną potęgę wszystkich wód mocarza. —
Naszego majtka kaftan był pstrokaty,

740 
W różnych kolorów pozszywany łaty.

W niezgasłej fajce węgiel dogorywał.
Idąc, gdy w ruchu jak okręt się kiwał,
Żeglarz dawniejszy stan swój okazywał;
Głowę obwiązał pstrym chustki kawałkiem,

745 
Szyję i kark miał obnażone całkiem,

A zamiast spodni, co służyły wiernie,
Ale — gdy każdy las ma swoje ciernie —
Zdarły się teraz, miał słomianą matę;
Również nagradzał kapelusza stratę.

750 
Nogi miał bose, a twarz ogorzałą,

Do każdej rasy mógł należeć śmiało;
Na europejskiej nie zbywa mu broni,
Która w rygorze oba światy trzyma,
Pałasz bez pochwy przy boku mu dzwoni,

755 
Barki szerokie, jakich niedźwiedź nié ma,

Choć zgięte służbą, lecz olbrzymiej siły,
Na taśmie starą rusznicę nosiły,
A pistoletów parę miał za pasem,
O której możem powiedzieć nawiasem

760 
(Nie przez szyderstwo czyniąc porównanie),

Że za małżeńskiej jedności wzór stanie:
Bo chociaż jeden nie dopisał gęsto,
Zato znów drugi sam wypalił często;
A przy nich rdzawy bagnet się najeżał,

765 
Co nie tak stali połyskiem uderzał,

Jak gdyby w szafie był zamknięty leżał.
W takiej to zbroi i w takiem ubraniu,
Majtek się w nocnem ukazał spotkaniu.[51]

XXI

»Cóż tam, Ben Bunting! Czyli co nowego?

770 
Zagadnął Torkwil, gdy poznał żeglarza.

»Oj! — rzecze Bunting — wcale nic dobrego!
Jakiś na morzu okręt nam zagraża«. —
»To być nie może! Próżne przywidzenia!
Na morzu żagli nie widać i cienia«. —

775 
»Pewnieś go z twego nie mógł widzieć brzegu!

Lecz ja na naszej nawie nocowałem,
I sam z naszego pokładu widziałem
Jak się po fali w szybkim toczył biegu.« —
»Nim słońce zaszło, czy żagli nie zwinął?«

780 
»Nie, — nim wiatr ustał, prosto ku nam płynął«.

»Jaką miał flagę?« — »Nie mając lunety,
Nie mogłem z mojej dojrzeć jej wedety,
Lecz mi ten okręt bardzo podejrzany«. —
»Zbrojny?« — »Zapewne przeciw nam wysiany;

785 
Czas nam do żagli!« — »Nie! ktobądź nas ściga,

Dusza się moja przed ucieczką wzdryga,

Walczmy jak męże, póki życia stanie!« —
»Tak! — rzecze Bunting, — i to moje zdanie!«
»Chrystjan wie o tem?« — »Wie, o walce myśli

790 
Strzec obowiązku kazał jak najściśléj,

Czyścimy bronie, ciebie nam brakuje«. —
»Och! lecę do was! zapał w duszy czuję!
Jażbym miał braci opuszczać nikczemnie
I dać wam walczyć i ginąć bezemnie?

795 
Czemuż, o Neuho moja, piękna, tkliwa!

Losów mych fala i ciebie porywa?!
Och! tylko teraz, w rozstania katuszy,
Nie chciej twym płaczem rozbrajać mi duszy!
Cobądź nastąpi, i w każdej potrzebie,

800 
Ja będę twoim! twoim tu i w niebie!« —

»Dobrze! — rzekł Bunting, — walny majtek z ciebie!«




PIEŚŃ TRZECIA
I

Walka skończona! — Działa już nie huczą,
Błyskawic śmierci już ustał lot szparki,
Już kłęby dymu i gęste mgły siarki,

805 
Rzuciwszy ziemię, tylko nieba bruczą.[52]

Ani o skał już odbija się złomy
Echo, co walki powtarzało gromy.
I salwa salwie już nie odpowiada...
Walka skończona — zwyciężonym biada!...

810 
Wszystko ucichło. — Hardzi buntownicy

Zabici, ranni — albo niewolnicy;
A ci, co jeszcze zostali przy życiu,
Zazdrościć muszą tym, co legli w boju.
Kilku uciekło błąkać się w ukryciu,

815 
Na lubej wyspie żyć w tułaczym znoju;

Z własnej ojczyzny sami się wyzuli,
Dzisiaj już reszta ziemi im odjęta.
Uciekli w puszcze, jak dzikie zwierzęta;
Na łono matki tak dziecię się tuli.

820 
Darmo do nory lew i wilk ucieka,

Tem bardziej człowiek przed sądem człowieka.

II

Nad brzegiem skała sterczy granitowa,
Wpół wychylona, pół w morze się chowa,

A o nią fala z wściekłością uderza,

825 
Nakształt pierwszego we walce rycerza,

Pada i ginie we fal hufcu szarym,
Co ten bój stacza pod wiatru sztandarem.
Lecz teraz było spokojnie i cicho:
Tu się gromadzi swoją garstką lichą

830 
Reszta pobitych, w krwi, znoju i trudzie,

Jednak oręże jeszcze dzierżą w dłoniach,
I dumę jeszcze widno na ich skroniach;
Wiele nie lubią dumać tacy ludzie,
A gdy im kiedy losy się sprzeciwią,

835 
To z niemi walczą, lecz im się nie dziwią.

Los ten przewidzieć mogli byli dawno,
Kara przewiny wprzód im była jawną,
Lecz w sercach mieli nadzieję do końca,
Że ich występek wierności zgwałconéj

840 
Już zapomniany, choć nieprzebaczony,

Lub może okręt, wysłany za gońca,
Nie znajdzie drogi po fali obszarze
Do wyspy, gdzie się ukryli zbrodniarze.
Tak gdy od kary ich myśl już odwyka,

845 
Praw ich ojczyzny zemsta ich spotyka.

Zielonej wyspy rozkoszne wybrzeże,
Zbrodnią zyskany raj, już ich nie strzeże;
Wstecz już ich wszystkie cofnęły się cnoty
I tylko grzechu zostały zgryzoty;

850 
Oni, wygnańcy wśród lądu i wody,

Wszystkie zaparte już widzą wychody;
Darmo dziś za nich sprzymierzeńcy nowi
Polegli w walce, — cóż pomogą łuki,
Na cóż się pałka zda Herkulesowi,[53]

855 
Gdzie siarka dymi, gdzie dział ryczą huki?

Cóż włócznia nada tam, gdzie kule świszczą,
Nierozwinięte jeszcze siły niszczą,
I, jak zaraza, grób pełen przekleństwa[54]
Kopią dla mężnych i razem dla męstwa?

860 
Ich liczba mała okazała teraz,

Jak przeciw mnóstwu garstka walczy nieraz;
Lecz choć za wolność umierać tak mile,
I Grek miał jedne tylko Termopile! —
Aż dziś, w młodzieńczej odrodzony sile,

865 
Przekuł kajdany na oręż i zbroje,

I godne przodków znowu stacza boje.

III

Szczupła ich garstka wygląda w skał cieniu
Jak reszta trzody rozbitej jeleni,
Zziajana trudem, z rozpaczą w spojrzeniu,

870 
Lecz krwią myśliwca ich róg się czerwieni.

Mały strumyczek z wysoka się ciska,
Mile wśród ciszy i mruczy i błyska,
I wodospadem ze skały na skały
Leci nieść morzu swe słodkie kryształy;

875 
Tak bliski morza, jednak jasny, czysty!

Tak jak niewinność, lecz bardziej bezpieczny,
Świeci nad głębią srebrzysty, słoneczny,
Jak oko gemzy z opoki skalistéj;[55]
A morze ćmi się alpejskim błękitem,

880 
I igra falą ze skały granitem.

Do tej źródlanej wszyscy biegną wody;
Z mąk swych pragnienie poczuli najprzódy,
Wszyscy ramiona na tył zarzucili,
Piją, jakgdyby raz ostatni pili;

885 
I w czystym zdroju z krwi obmyli rany,

Które obwiążą już chyba kajdany!
Spojrzeli wkoło, jakby ich dziwiło,
Że jeszcze tylu ich przy życiu było,
I wolnych dotąd! — wkoło była cisza;

890 
Każdy z nich, patrząc w oczy towarzysza,

Daremnie wzrokiem błagał o dźwięk słowa,
Jakby z ich sprawą skonała ich mowa.

IV

Nieco opodal od reszty swych braci
Chrystyjan stoi, surowy z postaci,

895 
I ręce krzyżem na piersiach zakłada.

Twarz, niegdyś życia świecąca rumieńcem,
Dzisiaj jak ołów była brudno blada,
I włos mu w miękkich puklach już nie spada,
Ale nad czołem wężowym wstał wieńcem;

900 
Jak głaz milczący, o skałę się wspierał,

I jakby oddech chciał wstrzymać milczeniem,
Zacisnął usta a groźnie spozierał,
I gdyby lekkiem stopy uderzeniem
Piaszczystych żwirów nie potrącał ciągiem,[56]

905 
To rzecby można, że stał się posągiem.

O kilka kroków w głębokiem milczeniu
Torkwil swą głowę oparł na kamieniu;
Z ran krew się sączy, lecz najgorsza rana,
Och! ta mu była na wewnątrz zadana!

910 
Czoło pobladłe i wklęsłe miał oczy,

Lecz krew, co złote kędziory mu broczy
Okazywała, że jeśli pobladnął,
To nie z rozpaczy, ale z sił utraty.
Przy nim się Bunting na piasku układnął,

915 
Szorstki jak niedźwiedź, lecz jak brat ochoczy.

Do ran przyłożył zwilgotnione szmaty,
I znów spokojnie dymem się ogarnia,
Z fajki, co przeszło sto bitew przetrwała
I jak portowej strażnicy latarnia

920 
Dziesięć tysięcy nocy rozjaśniała.

Czwarty, ostatni w tych rozbitków rzeszy,
Tam i sam chodzi, — to kroku przyśpieszy,
Stanie, to krzemyk podniesie, to rzuci,
To oczy ku swym towarzyszom zwróci, —

925 
Znów szybko kroczy, znów o kamyk stuknie,

To coś pod nosem pół gwizdnie, pół mruknie;
Pół niespokojny, pół niedbały w duchu,
Stan swój wewnętrzny okazywał w ruchu.
Długi to opis, chociaż w jego treści

930 
Zaledwie czasu pięć minut się mieści,

Lecz w takich minut jednej drobnej chwili
Ci ludzie wieki cierpienia przeżyli.

V

Nareszcie Skajskrep, człowiek krewki, rzutki,[57]
Co nie znał trosków, ni zważał na smutki,

935 
Bardziej odważny niż stały i baczny,

Wolał śmierć nagłą niźli bój rozpaczny,
Zawołał: God damn! Ten wykrzyknik krótki,[58]
To non plus ultra wymowy brytańskiéj,
Jak Proh Jupiter! Rzymiana pogański,

940 
Włoskie Per Bacco! a tureckie Alla!

Przygasłe życie wskrzesza i rozpala.
Pomieszanemu trudno się wysłowić,
A że się Skajskrep tak był zmieszał szczerze,

Jak tylko zmieszać mogą się rycerze,

945 
I że nie wiedział, co i jak miał mówić,

Klął, jako Anglik, w swych myśli odmęcie, —
I niedaremnie, bo nim wyszła chwila,
Ben Bunting fajkę od ust już uchyla,
I — wzrokiem skończył zaczęte przeklęcie.

VI
950 
Ale wyższego był Chrystyjan ducha!

Dziki, surowy, posępny, milczący,
Był na wejrzenie jak wulkan gasnący;
Z chmurnego lica namiętność wybucha,
Podniósł źrenicę, co pożarem błyszczy,

955 
I gdy Torkwila ujrzał koło siebie:

»Do tegoż przyszło — jęknął, — że i ciebie,
Nieszczęsny chłopcze, nie szaleństwo niszczy!«
Potem przystąpił do młodzieńca zbliska,
Gdzie piasek jego świeżą krwią przesięknął,

960 
Wziął go za rękę, ale jej nie ściska,

Drgnął, jakby własnej czułości się zlęknął;
Lecz, gdy usłyszał, że rany Torkwila
Lżejsze, niż sądził, wzrok mu się rozżarzy,
I błogi uśmiech przeleciał po twarzy,

965 
O ile taka dopuszcza go chwila:

»Och! walczyliśmy — zawołał — daremnie!
Ale nie podle, ale nie nikczemnie!
Drogo okupić musieli nas, drogo!
Resztę opłacić jeszcze drożej mogą...

970 
Ja muszę ginąć; ale ty, mój miły,

Czy masz dość jeszcze do ucieczki siły?
Gdybym choć wiedział, żeś ty ocalony!
Nas już za mało i tak do obrony.
Och! gdyby czółno! Och! gdybym oglądał

975 
Ciebie bezpiecznym! Mnie los już nie zdolny

Nic dać w tem życiu! Ja mam, czegom żądał:
Żyłem i ginę nietrwożny i wolny«!

VII

Zaledwie skończył, na fali lazurze
Znać plamkę szarą, gdzie przylądku skała

980 
Urąga falom i wyzywa burze.

Zrazu jak skrzydło mewy wyglądała,
A za nią druga taka plamka goni,
To się wychyla, to znika wśród toni, —
Aż kiedy bliżej fala je przyniosła,

985 
Sercu znajomy widok się odsłoni:

To dzicy płyną! — Oszumione wiosła,
To się zanurzą, to z głębi wydźwigną,
Snują się łodzie, a fala szeleszcze
I w srebrnej piany rozpryska się deszcze;

990 
Ani ich ptaki w polocie prześcigną,

Bo dla nich morze to ojczyzna druga,
A od dzieciństwa zabawą: żegluga.

VIII

Lecz któż najpierwszy, tak lekki w poskoku,
Z fal jak Nerejda wypluska na piaski, —

995 
O ciemnej twarzy, o wilgotnem oku,

W którem miłości i nadziei blaski?
Neuha! ta tkliwa, ta wierna, ta stała,
Na pierś Torkwila jak strumień się zwiała.
Śmieje się, płacze, — bliżej się nagięła,

1000 
Jakgdyby jeszcze przekonać się chciała,

Że to doprawdy jego uścisnęła.
Zrazu się wzdryga, gdy rany obaczy, —
Widząc, że lekkie, znów się uśmiechnęła,
Bo do takiego widoku przywyka

1005 
Już od dzieciństwa córka wojownika...

Czuje żal, litość, lecz nie zna rozpaczy.
Jej Torkwil żyje! Już losy i wrogi
Niezdolne chwili zamącić tak błogiéj.
Radość w jej płaczu, radość w jej westchnieniu!

1010 
Radością tętni każde serca bicie!

I błogość rajska w każdem wionie tchnieniu
Dziecka natury, w natury zachwycie!

IX

I harde dusze to spotkanie wzrusza,
Bo serce serca do współczucia zmusza;

1015 
Aż się rozczulił Chrystjan tym widokiem,

I patrzał na nich, choć nie łzawem okiem,
Ale z tą dziwną radością posępną,
Co i dla gorzkich myśli jest przystępną,
Gdy, choć już szczęście pierzchło nakształt tęczy,

1020 
Jeszcze z dni lepszych pamiątka się wdzięczy.

»A ja«!... wykrzyknął — i oczy odwrócił,
Chmurny, milczący; lecz jeszcze raz rzucił,
Na młodą parę spojrzeniem tak właśnie,
Jak lew na lwięta popatrzy, nim zaśnie;

1025 
I o kamienne znowu wsparł się stosy,

Jakby o przyszłe niedbający losy.

X

Lecz krótka służy do dumania chwila;
Gdzie sterczy skała przylądku wyniosła,
Groźbą szumiące słychać wrogów wiosła.

1030 
Na ich zagładę wszystko się wysila,

A przeciw losom, ich jedyna tarcza,
Czyż Tobanaju dziewica wystarcza?
Ona przed nimi stanęła na straży,
I zbrojny zdala gdy dostrzegła statek,

1035 
Co chce tułaczów wytracić ostatek,

Szybko na swoich skinęła wioślarzy, —
I dwa czółenka już fala kołysze:
W jednym Chrystyjan i dwaj towarzysze —
Lecz jej z Torkwilem nic już nie rozdzieli:

1040 
W drugiem oboje na morze pomknęli.

Dalej a dalej! Po pianie, po białéj,
Płyną, gdzie wieńcem czernieją się skały,

Gdzie ptak się gnieździ, gdzie łoże narwala[59]
Sama w kamieniu wydrążyła fala.

1045 
Szybko po sinej szczeblują się toni,[60]

Szybko za nimi prześladowca goni:
To grozi zdala, to naciera zbliska,
To znów ich traci, to znowu naciska.
Teraz, ażeby omylić pogonie,

1050 
W przeciwną stronę każda łódka bieży.

O! prujcie wiosła, prujcie w fali łonie!
Od was tu życie i miłość zależy!
O! raźno, szybko łódka Neuhy pędzi
Skrzydłem miłości, tam, do skał krawędzi!

1055 
Bliski ratunek — zbliska wróg już godzi —

Och! chwila jeszcze!... O! leć, lekka łodzi!






PIEŚŃ CZWARTA
I

Jak biały żagiel na ciemnym lazurze,
Kiedy widnokrąg pół w blasku, pół w chmurze,
Pomiędzy niebem a morza topielą

1060 
Z wiatrem się chwieje i miga się bielą:

Tak i ostatnia nadzieja człowieka;
Chociaż w przepaściach stracona kotwica,
Za śnieżnym żaglem pomyka źrenica;
Choć z każdą falą żagiel w dal ucieka,

1065 
Samotne serce ściga go zdaleka.
II

Przy jasnych brzegach, Tobanaju blisko,
Czarna opoka z fal wyrasta toni,
Ludziom pustynia, a ptakom siedlisko,
Gdzie chętnie narwal przed burzą się chroni

1070 
I snem bezpiecznym w jaskini spoczywa,

Lub się rozkosznie na słońcu wygrzéwa.
Tutaj, gdy okręt sine pruje wały,
Echo od czarnej przyniesie mu skały
Chrypliwe krzyki ostrodzióbych ptaków,

1075 
Tej okolicy skrzydlatych rybaków.

Pomiędzy głazów sterczącemi kupy
Przesmyk żółtego wychyla się piasku;
Tutaj żółw młody, pozbywszy skorupy,
Lezie do morza szukać swej rodziny,

1080 
Ten słonecznego wychowaniec blasku,

A do tak ciemnej przeznaczon głębiny.

A zresztą wszędzie czarnych skał granity,
Majtkom znak trwogi, a oraz ochrony,
Gdzie może nieraz żeglarz ocalony

1085 
Zazdrościł losu swej nawie rozbitéj.

Ten dziki uchron dziewica wybrała,
Tutaj przed wrogiem skryć kochanka miała;
Wie ona dobrze, jaki skarb tajemny
Przed ludzkiem okiem kryje głaz ten ciemny.

III
1090 
Nim się rozbiegły łodzie, Neuha każe,

Ażeby z łódki Torkwila wioślarze
Przeszli do łodzi, co Chrystjana niosła;
Szybkości nowe dodadzą jej wiosła.
Wzbraniał się Chrystjan, lecz Neuha, z uśmiechem

1095 
Wskazując skałę, co z fal się wychyla,

Jemu się każe ratować pośpiechem,
A jej opiece powierzyć Torkwila, —
I łódź przy nowej mignęła pomocy
Szybko, jak gwiazda po błękicie nocy.

1100 
Ani jej w locie prześladowca sprostał:

Zdaleka za nią jego statek został.
Teraz ku skale leci pogoń chyża,
Do której Neuha z Torkwiiem się zbliża;
Pracują wiosłem, Neuhy dłoń, choć mała,

1105 
Wprawna w żegludze, i gdy sił nie skąpi,

Ledwie Torkwila ramieniu ustąpi.
I tuż przed nimi już piętrzy się skała,
Nieubłagana, naga, czarna, stroma,
Wkoło niej fala zdobyczy łakoma;

1110 
A wróg wiosłami namaga raźnemi,

O długość ledwie stu łodzi za niemi.
Już Torkwil pytać zdawał się spojrzeniem:
»Czy takim Neuha ocala sposobem?
Czy to jest miejscem ratunku, — czy grobem?

1115 
A głaz ten fali nagrobnym kamieniem?«
IV

Oboje ręce od wioseł odjęli;
Ona, wskazując, na statek złowrogi,
Woła: »Spiesz za mną, Torkwilu, bez trwogi!«
I skacze z czółna i znika w topieli...

1120 
Nie czas odwlekać! — Nieprzyjaciel zblizka

Coraz to silniej pracuje wiosłami,
Urąga słowem, brzęczy kajdanami,
I nazwę jego zbrodni w twarz mu ciska,
I groźnym głosem wzywa do poddania.

1125 
Skoczył na głowę. — On zręczność pływania

Miał już wrodzoną, lecz gdzież będzie płynął?
Skoczył, dał nurka, i z oczu im zginął,
I nie wstał więcej. — Napróżno go śledzi
Ciekawe oko zdumionej gawiedzi!

1130 
Patrzą na skałę, — niema na nią wchodu,

Stroma i śliska, jako bryła lodu;
Czekają chwilę, a fala szeleści,
Lecz żadnej o nim nie poda im wieści,
I żadna brózda nie marszczy jej lica,

1135 
Odkąd z młodzieńcem plusnęła dziewica, —

A nad nią fala kręciła się wirem,
I z białej piany nad ciemnym szafirem
Grobowy pomnik wstał śród fal kobierca,
Trwały, jak w żalu swoim spadkobierca;[61]

1140 
A próżna łódka gdzieś na fal obszarze,

To ślad jedyny po kochanków parze.
Gdyby nie ona, to przysiącby można,
Że to sen tylko, albo mara próżna.
Długo daremne szukanie ich trudzi,

1145 
Aż się w umysłach zabobon obudzi,

I dłużej w miejscu nie dozwala zostać.
Ten mu upiora przypisuje postać,
Tamten zaręcza, że rozwiał się dymem,

Jak błędny ognik, co świeci na grobie;

1150 
Trzeci przysięga, że siał się olbrzymem

I coś strasznego miał w całej osobie;
A wreszcie wszyscy wyraźnie widzieli,
Że twarz i czoło śmiertelnej miał bieli;
A jednak, kiedy te miejsca rzucali,

1155 
Jeszcze raz wkoło spojrzeli po fali,

Czy nie dostrzegą śladu swej zdobyczy?...
Ale daremnie. — Znikł, jak cień zwodniczy.

V

I gdzież jest teraz ten pielgrzym głębiny,
Co w otchłań skoczył za śladem dziewczyny?

1160 
Czyli już płakać przestali na zawsze?

Lub wyżebrali gościnność u morza,
Na koralowe przyjęci tam łoża?
Czy może bogi tych głębi łaskawsze
W orszak Trytonów oboje zabrali:[62]

1165 
On trąbi w konchę, a ona po fali,

Trefione włosy rozwiewa i dzieli?
Lub też oboje snem wiecznym zasnęli,
Odkąd do sinej skoczyli topieli?

VI

Skoczyła Neuha, Torkwil skoczył za nią;

1170 
Jej krok tak śmiały, tak pewny w otchłani,

Jakgdyby ona sama była panią
Całego morza szafirowej bani;
A kędy nurek w głąb po perły sięga,
Od stóp jej jasna rozwiała się wstęga,

1175 
Jej ślad Torkwila krokom przewodniczył;

W północnych morzach on nurzać się ćwiczył,
A teraz lekko i szybko i śmiało
Szedł, kędy światło od nóg jej błyszczało.

Ona go wiedzie wciąż niżej, wciąż głębiéj,

1180 
Aż nagle w górę na falach podskoczy,

Wyciąga ręce i z ciemnych warkoczy
Otrząsa pianę, co w puklach się kłębi,
A potem głośnym zaśmieje się śmiechem,
A śmiech jej skała powtórzyła echem,

1185 
Znów są na ziemi, lecz dokoła ciemnie!...

Drzew, pola, nieba, szukać tu daremnie;
Neuha mu grotę wskazuje obszerną:[63]
Fala jedyną jej wchodu odźwierną,
A słońca promień do niej nie doleci,

1190 
Chyba przez morza zielonego szyby,

Gdy fala w złote połamie się sieci,
I święcą morską uroczystość ryby.
I z ócz mu pianę swym włosem otarła,
I w dłonie klaszcze nad jego zdumieniem!

1195 
Wiedzie go dalej, gdzie ciemnem sklepieniem

Grota się w chatę Trytona rozwarła;
Zrazu im wszystko okryło się cieniem,
Aż światłość dniowa szczeliną się wdarła,
Taka niepewna, i drżąca, i blada,

1200 
Jak gdy do świątyń przez kopułę wpada;

Tak w tej jaskini podmorskie siedliska
Promień słoneczny ukradkiem się wciska.

VII

Neuha z przepaski teraz wydobywa
Kawał smolnego z jedliny łuczywa;

1205 
Platanu liść mu służył za obsłonki,

I pod tym płaszczem sucho wyszedł z morza,

A Neuha z liścia okrusza korzonki,
Dobywa krzemień, — Torkwil tylcem noża
Krzesze z nich ogień, i ciemne sklepienie

1210 
Nagle rozwidnią pochodni płomienie.

A przy tem świetle wewnętrze jaskini[64]
Nakształt gotyckiej wygląda świątyni...
Gotyckim łukiem rozciąga się brama,
Jej budowniczym jest natura sama:

1215 
Tego kościoła kopuła wyniosła

Może śród ziemi trzęsienia wyrosła,
A te kolumny, podporę kopuły,
Chyba dymiące wulkany wykuły,
Póki świat gorzał i drżał na swej osi.

1220 
Filar, co dumnie pośrodku się wznosi,

Jeszcze z olbrzymiej wyrąbał się skały,
Kiedy we wodach świat kąpał się cały;
Gzymsy, babiniec i chóry i nawę
Światło pochodni olśniło bladawe,

1225 
A ktoby trochę dodał wyobraźni,

Może obaczyć w głębi najwyraźniéj
Ołtarz, krucyfiks i mitrę biskupią;
W takie się kształty stalaktyty kupią,
Tak się natura cudotwórcza bawi,

1230 
I w głębiach morza kościół sobie stawi.
VIII

A Torkwil, ręką wiedziony kochanki,
Co przed nim cienie pochodnią rozgania,
Oglądał wszystkie framugi i ganki,
I każdy kącik nowego mieszkania;

1235 
Lecz nie dość na tem, — troskliwość dziewczyny

I o osłodzie pomyślała losu:
Tu na posłanie leżą maty z trzciny,
Do jadła świeże orzechy kokosu,
Owoc chlebowy i jamu korzonki; a

1240 
A od wilgoci żeby chronić członki,

Olej sandału, tudzież gnatu ziele;[65]
Tu liść platanu obrusem się ściele,
Tu żółw, co mieści przysmaki w swej skrzyni,
Własną skorupą służy za talerze;

1245 
Tu słodka woda w wydrążonej dyni,

Tu i z ogrodu banany są świeże,
Przyczem wiązanka łuczywa w zapasie.
A ona sama, jak noc w swojej krasie,
Jemu mieszkanie w tym świecie podziemnym

1250 
Czyni wesołem, słodkiem i przyjemnem.

Odkąd przybyli prześladowcy biali,
I zrozumiała, że to statek gończy
I że ucieczka nawet nie ocali
Przed zemstą ziomków, — wtedy dach ochrończy

1255 
Przygotowała dla swego kochanka,

I odtąd tutaj płynęła co ranka,
Tutaj każdego wracała wieczoru,
Znosząc owoce ze sadu i boru,
A teraz przed nim swe skarby rozkrywa,

1260 
Wysep miłości dziewczyna szczęśliwa!
IX

A gdy wdzięcznością Torkwil się rozczula,
Ona go ściska, — do serca przytula,
I prawi dawną powieść o miłości!
Bo miłość wiekiem wyrówna wieczności —

1265 
Lecz, choć tak dawna, dotąd niezużyta,

Bo w każdem sercu na nowo rozkwita.
A Neuha prawi, jak raz rycerz młody
(A będzie temu już tysiąc miesięcy)
Na łówkę żółwi szedł nurka do wody,[66]

1270 
I goniąc swojej zdobyczy zwierzęcéj,

Odkrył jaskinię, co im dziś schronieniem;
Jak potem z drugiem wojował plemieniem,
I córkę wroga, swoję ukochaną.
Przez jego plemię w niewolę pojmaną,

1275 
Skrył tu bezpiecznie w podmorskiej zaciszy;

Jak, kiedy wojny przeminęła burza,
On do tej skały swoich towarzyszy
Przywiózł na czółnach, — wtem sam się zanurza,
Zniknął we fali i więcej nie wstaje,

1280 
A towarzyszom wszystkim już się zdaje,

Że on oszalał i że już utonął,
Lub że go może morski wilk pochłonął;
Około skały szukali go długo,
Wreszcie spoczęli, znużeni żeglugą;

1285 
W głębokim smutku głowy pozwieszali,

Gdy raptem wstaje bogini wśród fali
(Tak się zdawało zdumionemu oku),
Roztrąca piany, — a tuż przy jej boku
Ich rycerz młody dumnie się weseli

1290 
Swą ulubioną, dziewicą topieli.

Jak potem wszyscy w weselnym szeregu
Trąbili w konchy, wracając do brzegu;
Jak młoda para w dalszym życia biegu

Była szczęśliwą; — i czemuż to szczęście

1295 
I im-by przynieść nie miało zamęście?...

Nie moją rzeczą opisać pieszczoty,
Któremi Neuha w zaciszu tej groty
Skończyła powieść. — Ta miłość serdeczna,
Żywa, a jednak jak w grobie bezpieczna,

1300 
Gdzie jej pośmiertne lata nie zatarły...

Od lat dwudziestu Aberlard umarły,[67]
Gdy Heloizy trupa przy nim kładą,
Wyciągnął jeszcze rękę martwą, bladą,
Tuląc do serca kochanki popioły...

1305 
Na zewnątrz groty darmo gwar wesoły

Skalistym brzegom fala wciąż powtarza:
Nikt jej nie słucha i nikt nie uważa...
Muzyki serca w grocie dźwięczą pienia:
Stłumione szepty i ciche westchnienia.

X
1310 
Lecz ten, co stał się ich wygnania sprawcą,

Chrystjan i jego losu towarzysze,
Och! gdzie są teraz? — Gonią przez fal cisze,
Lecz czyliż morze będzie ich wybawcą?
Czyż im da niebo, czego ludzie bronią:

1315 
Miejsce przytułku? Och! daremnie gonią!

Fala, co teraz pod ich wiosłem gnie się,
Kędy ich niosła, i wrogów poniesie.
Wróg, kiedy pierwszy połów go zawodzi,
Skierował pogoń ku Chrystjana łodzi;

1320 
Gniew go rozjątrzył i szybkość mu nadał,

Jak skrzydłom sępa, gdy zdobycz postradał.

Już ich dościga, — ich nadzieja cała:
Przystań ukryta, albo stroma skała...
Czas już wyboru czynić nie dozwala,

1325 
A więc płynęli, gdzie ich niosła fala,

Ku stromej skale, nim wróg zdoła natrzeć.
Z jej szczytu jeszcze raz na świat popatrzeć,
Potem się poddać, lub, broniąc się, zginąć!
Lecz wprzódy dzikim kazali odpłynąć,

1330 
Choćby ci za nich chcieli życie łożyć, —

Lecz Chrystjan nie chce darmo ofiar mnożyć
Cóż wreszcie łuki pomogą i włócznie
Wśród takiej walki, jak się tu rozpocznie?

XI

Stali na skały urwisku wysokiem,

1335 
Co jeszcze nie zna śladu stóp człowieka.

Z nabitą bronią i z posępnem okiem,
Każdy spotkania ostatniego czeka.
Tu żadnej niema nadziei zwycięstwa,
Ni żądza sławy dodaje im męstwa, —

1340 
Na widok kajdan nie pociesza chwała,

Nie doda hartu w przedskonania chwili.
A ci trzej stali, jak tych trzystu stało,
Co Termopile świętą krwią zbroczyli...
Lecz jakże inna była tamtych sprawa!

1345 
Sprawa jest wszystkiem! Ona zgon waleczny

Przekaże części, lub sromocie wiecznéj!
Tych nie nagrodzi tysiącletnia sława,
Ni ocalona od wroga ojczyzna
Z uśmiechem szczęścia wielkimi ich wyzna!

1350 
Ani ich poda wieszcz do potomności,

Ni im bohater zgonu pozazdrości,
Ni łzą narodu oczy zajaśnieją,
Ich grób swą rosą opromieniać co dnia;
Jakkolwiek mężnie swoją krew przeleją,

1355 
Ich życie hańbą, ich nagrobkiem: zbrodnia!

Czują to, wiedzą, jednak się nie chwieją;

Najbardziej Chrystjan czuł tę śmierć bezchlubną,
Wódz, co ich wszystkich pchnął w tę przepaść zgubną.
On może wyższe niegdyś cele marzył,

1360 
Marzył o innej dla siebie przyszłości!

Lecz na grę jednę całe życie ważył,
Ta gra trwa dotąd, — teraz rzuca kości,
Wszystko niechybną grozi mu przegraną,
I jeszcze taką! — Jednak niezachwianą

1365 
Zachował duszę śród nieszczęścia razów,

Jakgdyby sam już stał się cząstką głazów,
O które wsparty patrzał w lufek końce,
Ciemny jak chmura, co zakrywa słońce.

XII

Zbliża się statek, a jego załoga

1370 
Pełni powinność i nie wie, co trwoga;

Niebezpieczeństwo tyle sobie ceni,
Co zwiędłe liście waży wiatr jesieni;
Jednak obcego woleliby wroga,
Niżli z tym hardym walczyć buntownikiem,

1375 
Co przecie także niegdyś był Anglikiem.

»Poddaj się!« — krzyczą; — odpowiedzi niéma...
Mignęli bronią przed jego oczyma:
»Poddaj się!« — głośniej niż wprzódy wołają,
Lecz tylko skały im odpowiadają...

1380 
I do poddania jeszcze raz wezwali,

A głos ich echo pożegnało w dali,
Potem błysł krzemień, ryknęły wystrzały,
I kłęby dymu podniosły się wałem.
Kule się z hukiem odbiły o skały,

1385 
Padły daremnie, spłaszczone wystrzałem,

A potem przyszła odpowiedź z kolei
Tych, co już żadnej nie mieli nadziei.
Po pierwszym strzale, skoro się zbliżyli.
Chrystjan zawołał: »Ognia!« — i w tej chwili,

1390 
Nim jeszcze echem skonało to słowo,

Dwóch padło, — lecz już na skałę jałową
Drą się żołnierze; ich wrogów szaleństwo
Podwaja wściekłość, gniew podwaja męstwo.
Ale na skałę przystęp trudny, stromy,

1395 
Co krok zdobywać muszą twierdzę nową,

A między głazów sterczącemi złomy,
Gdzie tylko orzeł zakłada siedlisko,
Chrystjan dla swoich obrał stanowisko;
A wróg, którego stąd strzałami wita,

1400 
Spada ze skały, jak muszla rozbita.

Lecz tych, co jeszcze pną się na urwisko,
Dosyć na zgubę owej garstki dzielnéj:
Choć do schwytania nie dosyć są blisko,
Blisko aż nadto na wystrzał śmiertelny,

1405 
A mężna trójca jeszcze broń podnosi,

Chociaż już życie wisiało na włosi,[68]
Jak morska ryba, kiedy połknie wędkę.
Jedne po drugich padły strzały prędkie,
Ale jęk żaden przed wrogiem nie zdradził,[69]

1410 
Że już śmiertelnym ciosem dwóch był zgładził.

Chrystjan ostatni ginął, — krwią był zlany,
Wróg jeszcze raz go wzywa do poddania...
Żyć już za późno, — nazbyt wielkie rany!
Lecz nie za późno jeszcze do skonania,

1415 
Choćby dłoń wroga miała zamknąć oczy!

Z nogą złamaną jeszcze wlókł się kawał,
Jak pozbawiony swojej dziatwy sokół,
Sczerniałe głazy świeżą krwią swą broczy;
Głos go obudził, lub budzić się zdawał, —

1420 
Raz jeszcze żywszem okiem spojrzał wokół,

Skinął na wroga, który stał najbliżej, —[70]
Nie miał już kuli, strzelbę podniósł wyżej,

Oderwał guzik od sukni i nabił,
Wymierzył, strzelił, i śmiał się, gdy zabił.

1425 
Jak wąż się czołgał na szczyt stromy, twardy;

Straszny jak głębia, nad głębią zawisnął,
Wtył się oglądnął, obie pięści ścisnął,
I rzucił ziemi pożegnanie wzgardy,
I skoczył w przepaść, i tak się rozprysnął

1430 
Jak szkło, w kawałki, o twarde granity,

Że już w tej bryle niekształtnej, rozbitéj,
Ludzkiej postaci nie dopatrzeć znaków,
Ani nakarmi sępów i robaków
Czaszki czerepem i skrwawionym włosem,

1435 
Co między gęstym czerwieni się wrzosem.

Lecz dotąd widne krwawych dzieł pamiątki,
Po skale broni rozrzucone szczątki;
On do ostatka mężnie niemi władał,
I tylko razem z życiem je postradał,

1440 
A teraz błyszczą zdaleka na skale,

Nim rdzą szumiące obrzucą ich fale,
A rdza do reszty złamie i pokruszy...
A reszta wszystko niczem — oprócz duszy!
Lecz gdzie jest dusza? Kto jej los oznaczy?

1445 
Do nas należy tylko grzebać zwłoki,

Nie sądzić zmarłych. Ci, których wyroki

Spychają drugich W otchłanie rozpaczy,
Ci pójdą sami pod piekielne rózgi, —
Chyba, że Bóg ich złym sercom przebaczy

1450 
Ze względu na ich jeszcze gorsze mózgi.
XIII

Czyn dokonany. — Z reszty buntowników
Już oprócz samych tylko niewolników
Nie pozostało zresztą ani śladu;
A do okrętu przykuci pokładu,

1455 
Gdzie niegdyś stali w swych znaków zaszczycie,

Dziś niedobitków nędzne wloką życie.
Tylko ostatnią krwią zbroczona skała
Żadnych tej nawie trofeów nie dała:
Leżą, gdzie padli; nad nimi się tłumią

1460 
Zgłodniałe sępy i skrzydłami szumią,

I pieśń pogrzebu chrypliwie im kraczą.
A tam, u stóp ich, nieczule, niedbale,
Wiecznym się ruchem chłodne toczą fale;
Po nich delfiny rozigrane skaczą;

1465 
Skrzydlata ryba, gdy słońce zaświeci,

Znęcona blaskiem wesoło podleci,
Aż gdy jej skrzydła oschną i opadną,
Po świeżą wilgoć znów powraca na dno.

XIV

Zabłysnął ranek. — Neuha z morskiej groty

1470 
Lekko wypływa witać dzionek złoty,

I patrzeć, czyli ich mokremu łożu
Nic nie zagraża? Wtem ojrzy na morzu
Żagiel, co łuk swój szeroko rozdyma...
Tchu jej zabrakło, mgławo przed oczyma;

1475 
Sercem jej miota straszliwa obawa,

Kędy skieruje bieg swój wrogów nawa?
Och! marna trwoga! Już żagiel daleki,
Coraz się zmniejsza i pierzcha z jej oczu;

A ona z piany ociera powieki,

1480 
Patrząc jak w tęczę na nieba przezroczu;

Na widnokręgu maszty szarym szczytem
W niedostrzeżoną prawie nikną bladość!
Nikły i znikły, — pod niebios błękitem
Wszędzie już tylko ocean i radość!

1485 
A Neuha w głębie znowu się zanurzy,

Budzi kochanka i rączkami klaśnie,
I opowiada, co widziała właśnie,
I jakie szczęście stąd na przyszłość wróży,
I znów wypływa nad morza otchłanią. —

1490 
Wolny już teraz Torkwil płynął za nią;

Płyną do skały, gdzie w szczeliny ciemnie
Neuha swe czółno ukryła tajemnie.
Wczoraj, gdy jeszcze ścigali ich wrogi,
Łódka bez wiosła o skał tłukła progi,

1495 
Lecz skoro okręt porzucił ich skałę,

Neuha wypływa, i swe czółno małe
Kryje w szczelinę, gdzie go dziś znachodzi.
Siedli weń razem, już pełni radości,
I nigdy tyle szczęścia i miłości

1500 
Nie niosła fala, jak w tej kruchej łodzi!
XV

Znowu swe własne wybrzeża ujrzeli,
Lecz wróg już blasków tej ziemi nie kazi,
Ani ich oczu dumny okręt razi,
Jak pływające więzienie topieli.

1505 
Tysiąc wybiegło łodzi na odnogę:

Brzęcząc muszlami, zwiastują ich drogę;
Wyszli naprzeciw nich wodzowie z ludem,
Witać Torkwila, zbawionego cudem!
Potem niewiasty i krasne dziewice

1510 
Czule ściskają Neuhę, jak siostrzycę...

Wszyscy pytają, gdzie ich wróg zagonił?

I jak uciekli, lub kto ich ochronił?
A Neuha całą opowiada powieść,
A każdy klaszcze, podziwia i chwali!

1515 
I odtąd wszyscy, aby czci swej dowieść,

Jaskinią Neuhy tę grotę nazwali.
A na pagórkach sto ogniów się pali:
Jarzące światła owych nocnych godów,
Na cześć gościowi, co po długim znoju

1520 
Zyskał swobodę, wrócił do spokoju;

A po tej nocy weselnych obchodów
Takich szczęśliwych dni pasmo się plecie,
Jakie w młodzieńczym tylko znaleźć świecie.









  1. w. 19. Albjon — poetycka nazwa Anglji. Wyprowadzano ją albo od białych (albus) wapiennych skał koło Dowru, albo z greckiego ολβιος, szczęśliwy, albo od podania o córce króla Danaosa, Albie, która miała pierwsza odkryć Anglję.
  2. w. 52. Blaj — ang.: Bligh (1754—1817), por. Wstęp, str. XXXVII.
  3. w. 89. saturnalja — zwyczaj rzymski, że w dzień uroczystości na cześć boga Saturna panowie usługiwali niewolnikom. Pojęcie służy dzisiaj ogólnie na określenie, że stosunek podwładnych do władzy został wręcz odwrócony. Tu więc np. bunt marynarzy nazwany jest »saturnaljami«.
  4. w. 93. przybór cały — całe urządzenie.
  5. w. 108. Wódki rycerzom! — Tego wyrażenia nie użył Edmund Burke, głośny parlamentarzysta z końca XVIII w. (1729—1797), ale dr. Samuel Johnson (1709—1784), sławny krytyk literacki, dominujący nad całem życiem kulturalnem Anglji w drugiej połowie XVIII w. (»Ten, kto pragnie być bohaterem, musi pić wódkę«).
  6. w. 132. do zbytku — ponad miarę.
  7. w. 140. Nautilus — żeglarek (argonauta), z rodziny głowonogów; pływa zawsze tuż pod powierzchnią morza.
  8. w. 142. Jak jasna nimfa — w oryg.: »Mab, dobra wróżka«.
  9. w. 146. z ludzkiej armady — z wojennej floty ludzi.
  10. w. 221. chleb... na drzewie się plemi. — »Sławne teraz drzewo chlebowe, którego przywiezienie do Anglji było celem wyprawy kapitana Bligh’a« (B.).
    Drzewo chlebowe (Artocarpus incisa), odkryte przez Dampiera w r. 1688; owoce, wielkości melonu, dają po wysuszeniu mąkę, a sfermentowane — rodzaj sera; z włókna robią materje, a drzewo jest doskonałe do budowy łodzi.
  11. w. 230. Otaheiti — Tahiti, najważniejsza z Wysp Towarzyskich, nazwanych tak na cześć Królewskiego Towarzystwa Naukowego przez James’a Cook’a, który udał się tam w r. 1769 dla badania astronomicznego zjawiska »przejścia Wenery«. Od r. 1838 wyspy te pozostają pod protektoratem Francji.
  12. w. 236 i n. Argos — okręt Jazona, który wyprawił się po »złote runo« i płynął przez Euksynum, t. j. Morze Czarne.
  13. w. 240. kruk Noego — Według Genesis Noe, chcąc się przekonać, czy wody potopu opadły, wypuścił kruka z arki; kruk ten już nie powrócił.
  14. w. 243. pieśń Toobanaju — »Pierwsze trzy ustępy [tej Pieśni] są wzięte z rzeczywistej pieśni mieszkańców wyspy Tonga; jej prozaiczny przekład podany jest w Mariner’a Opowiadaniu o wyspach Tonga. Toobonai nie należy wprawdzie do nich, ale była jedną z wysp, na które Christjan i buntownicy się schronili. Zmieniłem i dodałem kilka szczegółów, ale o ile możności trzymałem się oryginału« (B.).
    Wyspy Tonga, czyli Przyjacielskie, odkryte w r. 1616 przez Tasmana, oddalone o 250 mil m. na wschód od Fidżi, należą od r. 1900 do Anglji.
  15. w. 248. Bolotoo — mityczna wyspa, zawsze na pn.-zachód od miejsca zamieszkania wyznawców, jest siedzibą bogów. Dusze królów, kapłanów i ewentualnie szlachty idą po śmierci do Bolotoo; ale dusze ludzi z klas niższych rozpadają się »na proch« wraz z ich ciałami.
  16. w. 252. drzewo tua — Tua (Casuarina equisetifolia), podobna do ogromnego skrzypu, o bardzo twardem drewnie; uważana pierwotnie za drzewo święte.
  17. w. 273. Moa — nazwa na oznaczenie stolicy w danej wyspie.
  18. w. 279. Fidżi — archipelag z 250 wysp, odkryty w r. 1643 przez Tasmana; od r. 1874 pod protektoratem Anglji.
  19. w. 292. tapa — tappa, tkanina z pewnej odmiany drzewa morwowego.
  20. w 300. Likoo — nazwa na miejsca w głębi wyspy, lub niezamieszkałe jej części.
  21. w. 303. Małalok — nazwa na oznaczenie stromego stoku.
  22. w. 318—322. Od r. 1811 trwało powstanie w Kolumbji przeciw Hiszpanom; w r. 1819 udało się Boliwarowi połączyć Ekwador (gdzie właśnie leży góra Chimborasso) i Wenezuelę z Kolumbją; stąd Byron mówi o bliźniętach. Ostatecznie uzyskała ta republika niepodległość w r. 1824. W r. 1829 odpadł Ekwador, w r. 1830 Wenezuela, i utworzyły osobne republiki.
  23. w. 330 i n. Achilles jako chłopiec był uczniem Centaura (pół-człowieka, poł-konia) Chirona.
  24. w. 339. hieroglify — obrazkowe pismo egipskie, którego zagadkę rozwiązał pierwszy uczony francuski Champollion, przedstawiając swoją pracę na posiedzeniu Akademji paryskiej w dniu 17 września 1822.
  25. w. 382. Wenus, według mitologji greckiej, urodziła się z piany morskiej.
  26. w. 418. Hebrydy, zwane także Western Isles (Wyspy Zachodnie), na zachodniem wybrzeżu Szkocji; grupa 102 wysp, z których ⅓ ma mniej niż po 10 mieszkańców.
  27. w. 435. Izmael — syn Abrahama i Hagar, biblijny założyciel dwóch szczepów żydowskich: Berszabe i Kadesz.
  28. w. 436. Chile — kraj na zach. wybrzeżu połudn. Ameryki, odkryty w r. 1535 przez Diego de Almagro, w r. 1540 zdobyty przez Pizarra.
  29. w. 437. kleft (wyraz nowogrecki) — rozbójnik.
  30. w. 438. Tamerlan (Timur Leng = Timur Kulawy, 1336—1405), władca mongolski, zdobywca wschodniej Europy.
  31. w. 444 i n. Nero... byłby się zrównał ze swym imiennikiem — Mowa o cesarzu rzymskim i konsulu Neronie. »Jest to ten konsul Nero, który przez dokonanie owego niezrównanego marszu zwiódł Hannibala i pobił Hazdrubala. O powrocie Nerona dowiedział się Hannibal dopiero, kiedy zobaczył głowę Hazdrubala, wrzuconą do swego obozu. Ujrzawszy ją, Hannibal wykrzyknął z boleścią: Teraz Rzym będzie panem świata! — I temu to zwycięstwu należy może przypisać, że cesarski imiennik konsula wogóle przyszedł do władzy. Ale niesława jednego zaćmiła chwałę drugiego. Gdy się słyszy imię Nero, któż pomyśli o konsulu? Ale tak się już dzieje na świecie« (B.).
  32. w. 488. Nerejda — Nereidy, nimfy morza, córki Nereusa i Dorydy.
  33. w. 511. Dryady — boginki opiekuńcze drzew.
  34. w. 512. Bakchus — bożek wina.
  35. w. 515. Korzenie jamu — rośliny (Dioscorea) podobnej do ziemniaka i bulwy; jedna z odmian udaje się w Pirenejach.
  36. w. 543. Parnas — szczyt w Focydzie (środkowej Grecji), na północ od Delphi; dzisiaj zwie się Liakura.
  37. w. 544. Ida — pasmo gór na płd. granicy Myzji (Azja mniejsza) w okolicy starożytnej Troi.
  38. w. 549. Loch-na-gar — »W dzieciństwie, kiedy miałem około ośm lat, po ataku szkarlatyny w Aberdeen zostałem za poradą lekarzy posłany w góry szkockie. Tam też przepędziłem kilka razy lato i od tego to czasu datuje się moja miłość do gór. Nie zapomnę nigdy wrażenia, jakiego doznałem w kilka lat potem w Anglji, zobaczywszy dawno niewidziane góry, chociaż to była tylko ich minjatura, w postaci pasma Malvern Hills. Powróciwszy do Cheltenham, patrzyłem na nie co wieczór pod zachód słońca, z uczuciem, które się nie da opisać. Dzieciństwo to było, — prawda; ale miałem wtedy trzynaście lat i byłem na wakacjach« (B.).
  39. w. 551. kastalskie źródło — na zboczach góry Parnasu, poświęcone Apollinowi i Muzom; stąd oznacza natchnienie poetyckie.
  40. ww. 584—91, opuszczone przez Pajgerta, podane w przekładzie A. Zawadzkiego (Warszawa 1846).
  41. w. 604. zawsze błękitu i t.d. — Tęcza, choć sama rozpina się na chmurze, jest zwiastunką, że na innej części nieba, już czystej, świeci słońce.
  42. w. 640. braminy — kasta kapłanów w religji Brahmy, bardzo ściśle oddzielająca się od innych warstw społecznych.
  43. w. 671. Jak szumi muszla... — »Jeżeli czytelnik przyłoży do ucha muszlę, leżącą na jego kominku, spostrzeże, do czego czynię aluzję. Komu ustęp ten może się wydawać niezrozumiałym, znajdzie tę samą myśl lepiej wyrażoną w dwóch wierszach poematu Gebir [utwór W. S. Landora, 1798]. Nie czytałem tego poematu, ale słyszałem te wiersze cytowane przez jednego z poważniejszych czytelników, który, zdaje się, różni się w swojem zdaniu od wydawcy Quarterly Review, który określił ten poemat, odpowiadając krytykowi swego Juwenala, jako stek złych i wprost szalonych opisów. Do p. Landora właśnie, autora tak osądzonego Gebira i kilku łacińskich poematów, które współzawodniczą z Marcjalisem i Katullem co do przyzwoitości treści, niepokalany p. Southey zwraca swoje deklamacje przeciw nieczystości (B.).
  44. w. 701. nad elu szklenicą lub grogu. — El (ale) piwo angielskie; grog, mieszanina spirytusu czystego z wodą; nazwa pochodzi od wynalazcy tego napoju, admirała Vernona z XVIII w., który nosił spodnie z surowej materji domowej, t. zw. grogram breeches.
  45. w. 704. hemisfery — półkule świata.
  46. w. 706. Portsmouth — ważne miasto portowe na płd. wybrzeżu Anglji, w hrabstwie Hampshire.
  47. w. 710. Eol — według Odyssei władca pływającej wyspy, przyjaciel bogów, któremu Zeus dał władzę nad wiatrami w stosunku do jego wyspy; później bóg wiatrów.
  48. w. 712 i n. filozofem — »Hobbes, ojciec filozofii Locke’a i innych, był namiętnym palaczem; palił tak wiele, że nie mógł się doliczyć liczby fajek« (B.)
    Tomasz Hobbes (1588—1679), filozof, autor słynnej rozprawy o urządzeniach społecznych, p. t. Lewiatan.
  49. w. 726. Ludzka ma postać... Zaimek ma wprowadził tłumacz niepotrzebnie, prawdopodobnie dla rytmu.
  50. w. 729 i n. owych igrzysk uczestnikiem i t. d. — »Ta rubaszna ale wesoła ceremonja w chwili przejazdu przez równik była tak często i tak dobrze opisywana, że nie potrzebuję dawać tu żadnych objaśnień« (B.).
    W chwili przejazdu przez równik urządzano dawniej na okręcie zabawę, której głównym punktem była komiczna maskarada.
  51. w. 768. w nocnem ukazał spotkaniu... Tłumaczenie niezręczne; znaczy to: ukazał się właśnie w tej wieczornej chwili.
  52. w. 805. bruczą — od: brukać = brudzić.
  53. w. 854. Na cóż się pałka zda Herkulesowi — Niezrozumienie tekstu oryginału, który brzmi: »lecz nacóż zda się pałka i włócznia i ramię herkulesowe« (t. j. silne ramię tubylca).
  54. w. 858—9. »Archidaraas, król Sparty, syn Agezylausa, ujrzawszy machinę do wyrzucania kamieni i pocisków, wykrzyknął, że to jest grób dla męstwa. To samo opowiadają o kilku rycerzach, gdy zobaczyli po raz pierwszy użytek prochu; oryginalną anegdotę zawiera jednak Plutarch« (B.).
  55. w. 878. gemza — kozica.
  56. w. 904. nie potrącał ciągiem. — Tłumaczenie niezręczne. W oryg.: »z wyjątkiem lekkiego uderzenia stopą, które znaczyło od czasu do czasu wgłębienie w piaszczystym brzegu pod jego nogami«.
  57. w. 933. Skajskrep — w oryg.: Skyscrape.
  58. w. 937 i n. God damn — i t. d. Wyliczone tu zaklęcia nie są równoważne co do swojej wartości; najsilniejsze jest właśnie angielskie Goddamn (niech cię Bóg potępi, lub pokarze).
  59. w. 1043. narwal — po angielsku narwhal (Monodon monocerro) z rodziny ssaków, pojawia się powyżej 65° szerokości półn.; kieł u samców dochodzi do długości połowy ciała zwierzęcia.
  60. w. 1045. szczeblują się — wspinają się, jak po szczeblach drabiny.
  61. w. 1139. Trwały, jak w żalu swoim spadkobierca — t. j. piana na morzu trwała tak krótko, jak krótko spadkobierca żałuje śmierci tego, po kim odziedziczył majątek.
  62. w. 1164. Trytony — bożki morskie, synowie Pozejdona i Amfitryty; przedstawiani zwykle z trąbami z muszli (konchy) w ręku.
  63. w. 1187. grotę wskazuje. »Oryginalny opis pieczary (która rzeczywiście istnieje) znajduje się w IX rozdziale Opowiadania o wyspach Tonga. Pozwoliłem sobie na licencję poetycką i przeniosłem ją na Toobonai, na wyspę, gdzie zachowały się ostatnie dokładne wiadomości o Chrystjanie i jego towarzyszach« (B.).
  64. w. 1211 i n. »Ten opis może się wydać za szczegółowym wobec ogólnych tylko zarysów podanych w Opowiadaniu Mariner’a, z którego jest zaczerpnięty. Ale niewielu tylko podróżników nie widziało podobnych rzeczy, naturalnie na lądzie. Nie mówiąc już o Ellorze, Mungo Park w ostatnim swoim dzienniku wspomina, że widział skałę czy też górę tak podobną do gotyckiej katedry, że tylko bardzo ścisłe badanie przekonało go, iż to jest utwór przyrody« (B.).
    Ellora, miejscowość w Nizam, w Indjach, sławna z grot. — Mungo Park (1771—1806), sławny podróżnik po Afryce, gdzie też zginął w walce z tubylcami.
  65. w. 1241. gnatu ziele — w oryg.: gnatoo. Rośliny tej nazwy nie dało się w dzisiejszych spisach roślin odszukać.
  66. w. 1269. szedł nurka — zanurzył się.
  67. w. 1301 i n. Abelard — »Podanie zawarte w historji Heloizy mówi, że kiedy ciało jej składano do grobu Abelarda, pochowanego przed dwudziestu laty, on otworzył ramiona, aby ją uścisnąć« (B.).
    Abelard (1079—1142), sławny założyciel szkoły t. zw. nominalistów; znany jest również z przedziwnej historji miłosnej z Heloizą (1101—1164).
  68. w. 1406. na włosi — na włosku.
  69. w. 1409—10. Zdanie to ma w przekładzie błędną konstrukcję, sens bowiem jest taki: ale jęk żaden nie zdradził przed wrogiem, że wróg zabił już dwóch towarzyszy.
  70. w. 1421 i n. »W dziele Thibaulta o Fryderyku II jest ciekawa historja o młodym Francuzie, który wraz ze swą kochanką zdawał się należeć do wyższych warstw. Zaciągnął się do wojska i zbiegł w bitwie pod Świdnicą; po rozpaczliwej obronie został złapany, ale przedtem zastrzelił z muszkietu, nabitego guzikiem od munduru, oficera, który próbował go, już rannego, ująć. Pewne okoliczności, odkryte w czasie sądu wojennego, wzbudziły wielkie zainteresowanie u sędziów, którzy starali się wykryć jego prawdziwe stanowisko w życiu; obiecał je odkryć, ale tylko królowi, do którego prosił, aby mu pozwolono napisać. Odmówiono mu jednak tego, — a Fryderyk oburzył się bardzo, czyto z niezaspokojonej ciekawości, czy też z innego motywu, kiedy się dowiedział, że prośbie oficera nie uczyniono zadość« (B.).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: George Gordon Byron i tłumacza: Adam Pajgert.