Bolszewicy/Akt drugi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bolszewicy |
Podtytuł | Dramat w trzech aktach |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Tłocznia Wł. Łazarskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Salon w Miłowicach. Obszerny pokój, wysłany pięknym ciemno-zielonym dywanem w deseń brunatno-żółtych astrów. Mahoniowe wyściełane meble w stylu Cesarstwa, obite zielonawo perłowym adamaszkiem. Na ścianach szaro-srebrne obicie ze złotym u góry szlakiem. Obrazy włoskiej szkoły, kolorowane sztychy angielskie, na słupkach rzeźby z alabastru i bronzu. Pośrodku wielki stół, zasłany wspaniałym, ciężkim kobiercem, na nim biały obrus i bogata porcelanowa zastawa do herbaty. W rogu pokoju na prawo pod oknem kosztowny hebanowy fortepian, na nim pusty kryształowy wazon, nad nim makata japońska w blado różowe ibisy; na lewej stronie sceny w rogu również pod oknem jasne (nie do garnituru) palisandrowe łoże — duże, małżeńskie, wysoko zasłane poduszkami i pokryte jedwabną, haftowaną kapą. Obok łóżka między oknem i drzwiami (do garnituru łóżka) jasna, palisandrowa gotowalnia z wielkiem owalnem lustrem oprawnym w srebro. W nogach łóżka duży kufer, tuż niedaleko wygodny fotel. Przez szklanne drzwi pośrodku ściany, mieszczące się między dwoma oknami, widać taras, a za nim kwietnik i dalej w dole wielkie jezioro z wyspą pośrodku. Na wyspie dęby, graby, jesiony, wierzby, brzozy i leszczyna tworzą zwartą, ale rozmaitą ścianę zieleni. W ścianie prawej pokoju — drzwi otwarte, przez które widać zrujnowaną bibljotekę z grudami ksiąg, porzuconych na ziemi. W ścianie lewej oszklone drzwi prowadzą do stołowego pokoju, równie zrujnowanego i zaśmieconego.
Tiebia zdieś niet,
No ty sa mnoju,
Twaja ruka w mojej rukie
I wsio napołnieno taboju
W majom ukromnom ugałkie!
Pust’ stoniet wichr,
Pust’ płaczet wjuga,
Taskuja w sumrakie nacznom,
Ty dla mienia, czto niebo juga,
Tiepło i swiet w tiebie, w tiebie
Adnom...[1]
Ach, jakie cudne kwiaty!
Istotnie śliczne. Jeszcze na nich rosa nie obeschła...
Prawda: nie obeschły!... Dziękuję! Ach jak pachną!...
Tak będzie ładnie... Nieprawda, Felo, co?... Postawić je na stole...
Nie, nie!... One wyłącznie dla Ciebie, postaw je na tualecie...
Więc... kocha? Siadaj... Chcę, żebyś mię popieścił!
Drzwi otwarte, Soniu, jeszcze nas kto zobaczy!
A niech zobaczy!... Czyż nie wiedzą? Czyż nie jestem wolnym człowiekiem... Pluję na ich opinję... Wszystko fałsz!... Co piękne, musi być szczere i otwarte... Nie mamy się czego wstydzić rzeczy naturalnych...
Zapewne, lecz są okoliczności... bardzo...
Pieść mię!... Nic niema... Widujemy się tak rzadko i tak rzadko jesteśmy sami, że gdyby się z tem wszystkiem liczyć...
Pieść mię!...
Tęsknię, ach, tęsknię... Szczególniej ostatniemi czasy... Zaniedbujesz mię!... Pieść!...
Słuchaj, Soniu, od czasu jak znalazłem się w granicach mojego kraju, pali mię jakaś gorączka... Żal mi czasu dla siebie... Chciałbym cały ten entuzjazm, którym tyś mnie zaraziła, przelać w moich rodaków... Wizje wielkiej poezji, słonecznej przyszłości i istotnie mocarnego życia...
Tak, ale przedtem długo będzie musiała dyktatura najlepszych z proletarjatu trzymać w ryzach człowieka-reakcji, leniucha, głupca i samoluba... Długo będzie musiała kształcić i utrwalać w chłopskim, mieszczańskim motłochu nowe uczucia, pojęcia i obyczaje...
Trzeba będzie nieraz nawet w robotnikach wypalać żelazem starą burżuazyjną gangrenę. Pieść mię!... Mocniej!...
Któś idzie!...
A co!... Tak zawsze!... Dlaczego nie przyszedłeś dziś w nocy?...
Byłem w sztabie. I tutaj... te drzwi...
...na wszystkie strony... otwarte... Bez kluczy, z ułamanemi klamkami... zamknąć nie można...
Dziś jeszcze każę przybić haczyki i zawiesić zasłonę...
A, to wy!? W porę przychodzicie, zaraz będzie herbata!
Mianowicie?...
Ech, żeby nie powtarzać przeczytam, gdy się wszyscy zbierzemy. Gdzie Razin?...
Nie wiem. Wciąż się spóźnia. Chce nas zgnębić swoją pracowitością!...
Cóż ten samowar?
Cóż tak długo?
Nie mogłam... Wciąż wpadali te sołdaty z czajnikami i zabierali wodę gorącą... Ja krzyczałam, że komisarska, ale oni tylko mi nieprzyzwoitości odpowiadali... Ciągiem nieprzyzwoitości...
No, no; przestań ryczeć! Herbatę mam, podaj imbryk!
Nijak to nasze!...
Było, a teraz... rządowe! Bułeczki do herbaty masz?...
Jakie tam bułeczki?! Powiedziałam, że wszystko zziarli...
Co?... Czegoś im dała? Uprzedzałam cię, że ty odpowiadasz... Dość tej komedji! Mają być zaraz... Inaczej dostaniesz pięćdziesiąt plag!
Ja?...
Ty. Won i wracaj z bułkami!
To wy takie komunisty?! Wy nie komunisty, wy poprostu... łapserdaki! Pójdę, pójdę, ale już nie wrócę... Do żołnierzów pójdę!...
A to łotrzyca!
Zostawcie, towarzyszu Sonia! Nie warto! Mam jeszcze w kuferku paczkę sucharów, zaraz przyniosę...
Nie o suchary chodzi, a o posłuszeństwo, o zasadę władzy proletarjackiej! Co ona powiedziała, szelma?!... Ich trzeba trzymać krótko, wtedy będą cisi i słodcy jak cukierek. Ja ich znam, tych polskich kontr-rewolucjonistów. Ich trzeba, ot, jak!.
Słusznie!
Zaraz wrócę. Mam kilka pilnych spraw do załatwienia.
Trudno tu będzie rządzić! Wszyscy wokoło spiskują obyczajem polskim. Wy, Sofja Abramowna, jesteście za szlachetna dla tych stosunków. Wy nic nie podejrzewacie, nie widzicie jak i wśród nas samych szerzy się jad reakcji... Powtarzam wam wciąż, że liczyć na pewno można jedynie na ludzi związanych bardzo mocno z naszą sprawą bardzo mocnym interesem...
Wciąż to słyszę, ale to dla mnie... zbyt wąskie!
Wąskie czy nie wąskie, lecz prawdziwe. Cóż robić? Przykro, pewnie, dla duszy delikatnej jak wasza, ale... ludzie są ludźmi! Przesądy religijne, rasowe, obyczajowe są silniejsze od wszelkich programów politycznych. Wy, jako żydówka, musicie to odczuwać najlepiej. Ja bo wciąż spostrzegam ukrytą niechęć i pogardę... Nawet ten Razin... A co się tyczy Sypniewskiego...
Przekonasz się sama... Nawet mógłbym...
Poleciała baba, gada z żołnierzami... Rozumie się, że to nic ale... zawsze... narobi niepotrzebnego mątu...
Należy ją aresztować.
Siadajcie, towarzyszu!
Cóż!... Dlaczego nie!? Można aresztować!... Choć ja mam bardzo wyraźne instrukcje, żeby unikać małostkowych zatargów... Bardzo tu klasowo niewyrobiony naród... Ogromnie trudno... Jeszcze dobrze, że trochę po polsku pamiętam z białoruskiej służby... Jedynie lokaj coś nie coś rozumie. Zrobiłem go miejscowym komisarzem, ale bardzo głupi!
Wciąż mię dręczy pytaniami... Cóż kiedy niema lepszego. Wszyscy ci chłopi, parobcy, oficjaliści bardzo swoją panią chwalą... Żadnego klasowego pojęcia. Szkoła jest, ochronka jest, szpital jest... Obchodzono się z nimi dobrze, płaca dobra... Wszystko dobre... Proszą nawet, żeby ich panią wypuścić!...
Nu, wiadomo! Ale tu trzeba politycznie. Tu kultura! W dodatku ta burżujka nie uciekła... A dlaczego nie uciekła niewiadomo... Może jej żal było swego, a może co innego?... Ba! Gdyby się ją dało przekonać?! Ja sprobuję... Byłaby to wielka wygrana, gdyby ona przeszła na naszą stronę...
Skłamie. Nie warto się cackać!
Nawet pozornie na początek, niech się podda...
Ach, wszystko mi jedno! Za dzień za dwa już nas tu nie będzie. Płock wzięty, Łomża wzięta... Wojska nasze wciąż idą naprzód... Pewnie i my...
Przeciwnie. Mam wiadomości, że zostaniemy tu czas dłuższy... Przyszedł również ze sztabu rozkaz, żeby Morską niezwłocznie przesłuchać...
Można przesłuchać! Dlaczego nie? Ale chyba później, bo zaraz mam z sołtysami naradę...
O, co to to nie!! Tu w żadnym razie. Własnego nie mogę mieć kąta?
Tu jednak najdogodniej. Gdzieindziej niema ani takiego stołu ani tyle miejsca...
Nie zgadzam się.
W takim razie zaraz, teraz... Skończymy śniadanie i zawołamy ją... Sołtysi poczekają.
No, niech będzie!
Ach, jakie cudne kwiaty! Kto wam je przyniósł, Sofja Abramowna?
Kultura, wysoka kultura... Tu tylko będzie można stworzyć prawdziwy komunizm... Jest z czego...
Cwiety skażytie jej
O lubwi majej...
Zagralibyście Marsyljankę robotniczą, Sofja Abramowna.
Ech, nie mam ochoty!
W takim razie ja...
Dlaczego nie śpiewacie, towarzysze?
Wy by im ruską, narodną, a to wciąż marseljeza i marseljeza... Nadajeło!
W niz pa Matuszkie, pa Wołgie
Pa szirokomu razdoliju...
Ach, sławno! Zupełnie jak na Wołdze!... Jezioro jak rzeka... blask słońca... dal wody... jęk pieśni... samowar... Ach, zupełnie, zupełnie... Saratowska gubernia!... Nieprawda, Sofia Abromowna?
Nie wiem. Nie byłam...
Co ci, Felo? Znowu migrena...?
Ach, nie! Lekki zawrót... Stanowczo jestem przepracowany.
Towarzysze, wielka nowina: wojska nasze wzięły Radzymin!
Urra!
Tak!
Mam w dodatku i dla was, komisarzu Razin, specjalnym rozkaz...
Aaa!... Nic szczególnego. Stare rozporządzenie Sownarkomu[3], żeby nie rozdrabniać wielkich majątków w dobrej kulturze, nie pozwalać chłopom rozkradać, ani narzędzi, ani inwentarza, lecz tworzyć z nich komunistyczne folwarki... Ja dobrze pamiętam, bo to moja myśl i dawno ją już stosuję...
Zwróćcie jednak, towarzyszu, uwagę na podpis. Tam jest potwierdzenie tego dekretu dla Polski
przez nasz Tymczasowy Rząd Rewolucyjny... To też coś warte!
Ee, da się utemperować!
Jeżeli chcecie, towarzysze, ją tutaj badać, to wynoście się zaraz... każę trochę sprzątnąć...
Ot, sławno! Przejdziemy się tymczasem po tym ślicznym ogrodzie!
Czy wy, Sofja Abramowna, przyjdziecie do nas.
Owszem.
Dowołać się was nie można.
Sprzątnij ze stołu i zawieś portjerą te tutaj drzwi!
Mój Boże! Skąd ja wezmę portjerę?... Kawałka materji żołnierze nie zostawili w domu, wszystko rozdrapali!...
Co to mię obchodzi!... Bierz skąd chcesz, choć ze spódnic uszyj, ale być musi... A spiesz się, bo zaraz wracamy!
Rany Boskie!
Marcinek, Marcinek!...
Czego Zośka?
Ani myślę. Powiedz, że niema i tyle!
Łatwo ci radzić! A oni mnie za to zakatrupią. Ty nie wiesz, co ja cierpię!...
Nasza pani więcej cierpi i nic. A starszemu panu to te pocwary źdźbła jedzenia nie dają. Tyle mamy, co sam ukradnę!...
To ty? Marcinku, te zasłony też gdzie ukradnij. Tak się boję, tak się boję, że powiedzieć nie umiem!
Ha, wiadomo: baba jesteś... Ale jak tak, to się co może obmyśli... Masz igłę, nitki?...
Mam.
To ciągnij z bibljoteki rogóżki, co tam leżą, a ja pobiegnę na górę po stare worki... I może jeszcze tam co znajdę...
Owa!... Czy to państwo oni są, czy co?... Jak masz aksamity, to im daj, a ja tobym tym chamom i rogóżek nie dał...
Dobrze już Marcinku, leć!... Rogóżki migiem zszyję... Szczęściem widziałam szydło i szpagat w stołowym, zostały od naszego pakowania...
Zośka, gdzieżeś się podziała?
Jestem, a co?
Gdzie towarzysz Razin?
Djabli go wiedzą!
Jak mówisz? Co ty nie wiesz, kto on jest? On jest...
Fe-de-ra-tiw-nyj Is-pół-kom!
Cóż ja... Ja nic!
A, Klemens!... Doskonale — pomożesz nam... Bierz, Zośka, ciągnij!... Będzie fajna por-tiyara... Klemensie, przystaw no drabinkę.
Nie mam czasu.
Jak towarzysz Razin przyjdzie, to dasz mi znać!
Tfu, ty! Cholera!...
Boże, kiedy to się skończy!...
Niedługo się skończy: koni połowy niema, po dwie krowy co dzień rżną... Pójdą sobie, jak tu zostawią same gnaty... A przecie to wszystko nasze, panowe...
Słuchaj, Marcinek, mówisz, że nie macie co jeść ze starszym panem. Tybyś poszedł do tego rudego komisarza, możeby ci dał kartkę... On jakoś lepszy...!
Djabła tam lepszy. Zje cię tak samo, tylko pysk szerzej od innych rozdziawi, żebyś gładko weszła... Nijak ropucha!... Wszyscy oni tacy!
No, dobrze! skończyliście? A co?... Zasłona znalazła się!... Ależ jaka wstrętna!...
No, no!... Idź już sobie!... Niech będzie!
Chao! Chao! To-ba-lisz!...
Chodź, chodź!... Co powiesz?
Moja... mało — mało... znaj!
No, co takiego?
Ka-py-ten Sy.. chody... u ruska baba!...
Kiedy?
Si czas.
Jest jeszcze?
Ni. Mnoga — mnoga szałtaj — bałtaj... ruka całował...
Nie może być!... Jakżeś ty widział?
Dyrka — klucz smotri...
No i co?
Szibko... ruka... całował!
Li nie znaj... Ka-py-ten Sa też... dyrka — klucz smotri!...
To on cię tu do mnie przysłał, co? Ka-py-ten Sarnowski?...
Eęch!
Słuchaj, Li: ty bez mego pozwolenia nikogo, nikogo do niej nie puszczaj!... Rozumiesz!... Ani kapiten Sy, ani kapiten Sa, ani nawet kapitana Ra... Mój rozkaz, główny rozkaz!... wiesz o tem i pamiętaj!
Eęch!
Będzie tobie szibko dobrze! Będzie mnoga u ruska baba, będzie mnoga wódka, mnoga dienga, mnoga chleba — kuszaj!...
Słuchaj: wejdziesz do jej pokoju i tam będziesz stał.. Nikogo nie puść... Ona... mnoga... prestupnik. Jej niedługo będzie kon-czaj!...
Chao! Maja ponimaj mało — mało!
Cóż... Li powiedział wam o wizycie?
Już wróciliście z ogrodu? A gdzież Razin?
Razin zachwyca się pięknością jeziora. Sypniewski tylko co tam przyszedł...
Po co to udawać. Wiecie już wszystko,
Tak wiem, że wy też... podglądaliście przez dziurkę od klucza!
Rzecz prosta, że podglądałem. Wcale się tego nie wstydzę. To jest mój obowiązek. Zbyt ważną dla nas jest rzeczą wiedzieć, co się wokoło nas dzieje... Coby było, gdybym i ja zaniedbał to, o co się wy już zupełnie nie troszczycie...
Prościej było wejść i nie dopuścić!
Przestańcie, towarzyszu Sonia!... Wy należycie do tej samej, co i ja „jaczejki“, ale on do niej na szczęście jeszcze nie należy. My jesteśmy w tem położeniu, że musimy za wszelką cenę znać istotę rzeczy, a nie jej pozory... Dookoła otaczają nas wrogowie... W tym wypadku, jak w wielu innych, aby prawda wypłynęła na wierzch, należy słabości ludzkiej pofolgować! Niech się pan Sypniewski wsypie, wtedy dowiemy się, co ma na dnie duszy!...
Darujcie, Sofja Abramowna, ale muszę was ratować przed wami samą. Wy jesteście siła i dla dobra sprawy nie mogę pozwolić, żebyście się tak lekkomyślnie gubili... Ta lala polska utopi wcześniej czy później siebie i was... On kłamie, on przesadza, on wciąż się zgrywa i sam tego nie widzi, że wszyscy mają go dość... On mówi wielkie rewolucyjne słowa i myśli, że nam wszystkim tem oczy zamydlił... Ale tak nie jest: ja go poznałem, ja mam dobry węch do polaków. On jest ukrytym nacjonalistą, gorzej — (z naciskiem): on jest socjal-patrjotą... Był nim i został... A nawet to on może nic nie jest, bo on jest, za przeproszeniem, taki... polski babnik. Ty, Sonia, szlachetna dusza, myślisz, że go nawróciłaś? Ich nikt nie nawróci. Ich trzeba wytępić, jak filistynów. Mówię ci, że Sypniewski jest prosty rozpustnik i karjerowicz i jak tylko znajdzie świeżą kobietę, taką ładną jak ty, to cię rzuci, to cię zdradzi... Wspomnisz moje słowa.
Tra-la la! Zazdrość przez Ciebie mówi, Sarnowski. On mnie nie porzuci, bo ona jutro... zginie!
Zginie, albo nie zginie. Słuchaj, Sara, ja tobie powiem jak przyjaciel, jak człowiek, który cię zna od dziecka...
Może i nie wiesz. Nie bądź taka mądra. Może ja mam dla ciebie coś zupełnie nowego?... Ale ty teraz jesteś doprawdy zupełnie ślepa.
Ja rozumiem, że to przez niego i to mię boli... Ten, „ganef“ ten „goj“ jest jak bielmo na twojem oku, jak oset, przyczepiony do sukni Ruth... kłuje wszystkich, a ty nic nie widzisz... Nawet wstyd...
O, bardzo proszę!
On jest głupi, on ma kurzy mózg i serce myszy, a ty chcesz z niego zrobić... Napoleona! I nic z tego nie będzie! A pomyśl tylko, do czego ty mogłabyś dojść przy twoich stosunkach w Moskwie, przy twojej urodzie, wykształceniu, talentach... Teraz, niedługo wezmą Warszawę. (Opuszcza nogę z krzesła) To jest wielka rzecz, bo tam jest trzecie największe skupienie na świecie żydów. Tybyś tam mogła zostać królową, jak druga Saba, bo ciebie nasi podtrzymaliby... Pomyśl tylko, Sara, co to za rozkosz odpłacić im, tym przeklętym gojom, tam w tej ich ukochanej stolicy za wszystkie te odwieczne pogardy, prześladowania, bojkoty, pogromy: Kiszyniowski, Charkowski, Odeski...
Czego za dużo? Tobie żal, że to rosyjskie, a niepolskie pogromy, co? A mnie wszystko jedno! Jeżeli my odpowiadamy za wszystkich żydów, to oni odpowiadają za wszystkich gojów... Oni powiadają, że my ukrzyżowali Chrystusa!... A kto zburzył Jerozolimę? (zapalczywie) Kto zrabował Świątynię Pańską? Kto zrobił z nas „Żyd Wieczny Tułacz“ Co? Niema takich kar i katowań, które mogą zapłacić łzy Izraela!... Niema takich skarbów, które mogą zwrócić nam nasze straty... Oni muszą odpowiedzieć nietylko za swoje pogromy, oni muszą odpowiedzieć i za te w Hiszpanji, i za te w Aleksandrji, i nawet za te za Faraonów...
Przesada!
Jaka przesada?... My rzadko mamy siłę... My ją teraz mamy, więc my byliby wielkie głupcy, gdyby my wypuścili taki interes, taki złoty interes i nie wzięli nasz rewanż za wszystko... Za ukraińskie i dońskie rzezie... Za te, co były, za te, co będą (ironicznie) i nawet za te, co nie były... Taka rzecz to się może już nigdy nie powtórzy... A ty teraz właśnie cackasz się z tym polskim pajacem...
Ty nie czujesz, że on się po tobie pnie w górę jak po drabinie, a jak wejdzie na szczyt, to cię kopnie. On może już teraz ma ochotę ciebie kopnąć, żeby sobie łaskę u polaków zdobyć! Więc lepiej, Sara, ty jego wpierw kopnij... A przez to jeszcze większy wpływ i moc wśród naszych zdobędziesz, bo wszyscy wiedzą, kto on jest dla ciebie i jak go wydasz, to przekonają się, że ty wszystko gotowaś poświęcić... dla sprawy, jak druga Judyt! Tylko trzeba to należycie postawić... Rozumiesz?... A jeżeli ty, ty Sara, tak już zupełnie obchodzić się nie możesz bez... mężczyzny, to ja ci powiem, że weź sobie jakiego spokojnego, cichego człowieka, któryby patrzał na ciebie, jak na Pana Boga, dla którego twój mały uśmiech byłby łaską najwyższą, złotym promieniem słońca... Twoja mowa byłaby najpiękniejszą pieśnią, słodszą nawet, niż nasza „Pieśń nad pieśniami“... A ty sama byłabyś, jak tam powiedziano: winnicą pańską, różą sarońską, basztą z kości słoniowej... Czy ja wiem co?... Ja wiem tylko, że kiedy ja o tobie myślę, to mi się w głowie mąci... I pomyśl, Sara, jakabyś ty była wtedy mocna, gdybyś miała obok siebie takiego wiernego niewolnika, jak ja...
Nuchim, ty sobie to z głowy wybij!
Dlaczego?
Już ci powiedziałam: masz krzywe nogi!
Sara, Sara!.., Ja ci też powiem. Niech tobie twoja... fizjologja nie ćmi rozumu. Co to, ja tobie potrzebny do baletu, czy co? Ty nie widzisz, że ja prócz nóg mam głowę?... A z głową to ja mogę na moje nogi mieć... karetę i dobrego krawca... A na twoje żydowstwo, to już ty nie masz żadnej rady. Ty swojemu chłystkowi śpiewasz (śpiewa): „Cwiety skażytie jej...“ a on myśli, co ty śpiewasz przez nos, boś żydówka... On musi tak myśleć, bo rasa, to wielka rzecz!... Co jednym tam się podoba, to drugim — nie! Twój nos dla gojów jest jak haczyk, a dla mnie on jest niby łuk miłości! Twoje usta dla nich — nieprzyjemna... zmysłowość, a dla mnie słodki owoc granatu...
Dosyć. Nudzisz mnie. Znasz się na tych rzeczach jak prosię na ananasach... Zostaw to już nam, kobietom... Co zaś do wyboru, to ja jeszcze... poczekam!
Dobrze i ja poczekam.
Powiedz lepiej, jaką to miałeś dla mnie tajemnicę?
Powiem, choć to jest jeszcze wielki polityczny sekret, ale ja tobie wszystko powiem, tylko ty obiecaj...
Chodźcie, chodźcie, komisarzu! Musimy nareszcie osądzić tę wielką grzesznicę. (do Soni) Myślę, Sofja Abramowna, że i wy, poznawszy ją bliżej, oddacie ją z zadowoleniem pod opiekę towarzysza Razina. Dobrali się jak w korcu maku. Szkoły, ochronki, kooperatywy, słowem: kultura... Istotnie, ta burżujska Magdalena warta nawrócenia...
To się pokaże!...
Przedewszystkiem musi nam dać dużo informacji, musi odpowiedzieć na pytania przysłane (tajemniczo) z... Białegostoku.
Co? Cofnęli się z Wyszkowa?
Co za cudny ogród i pogoda też piękna,... Uf! Trochę gorąco!...
Jeszcze nie jest oskarżoną tylko pod śledztwem (zbliża się do drzwi i woła). Ordynans!... Dyżurny!... Niech Chińczyk przyprowadzi właścicielkę majątku!
Li niech zostanie w tamtym pokoju! Proszę usiąść.
Ma pani dać zeznanie dla Polskiego Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego, Rządu Rad Robotniczych i Włościańskich.
Czy taki istnieje?
Istnieje.
I składa się... z Polaków?
Nazwisko pani?... lata?
Panowie mają moje dokumenty.
Janina Morska, lat 26... Zamężna... Czy tak?
Tak.
A mąż gdzie?
W wojsku.
Dobrowolnie, czy z poboru?...
Wszyscy szli do wojska, poszedł i on...
Pojechał bronić ojczyzny. (do Razina) Co znaczą w istocie te badania?... Czy los mój już przesądzony? Bo jeżeli tak, to po co to wszystko?
Nie, bynajmniej i bardzo dużo zależy od tego, co pani powie!
Prosiłabym, żeby mię nie pytano o sprawy osobiste. One nie mają chyba nic wspólnego z polityką!
My tu nie prowadzimy konwersacji salonowej. Pani obowiązana odpowiadać na wszelkie pytania.
Zeznam wszystko, co się tyczy majątku i spraw gospodarczych, co może ulżyć losowi moich domowników.
Radzę pani, żeby mówiła bezwzględną prawdę i wyraziła szczerą skruchę. Wszystko wtedy dobrze się ułoży; my bardzo potrzebujemy inteligentnej pomocy obywateli kraju i nie zwracamy uwagi na przeszłość osób, które zechcą nam pomagać w wielkiej, twórczej robocie, w budowaniu nowego, lepszego życia. Inteligencja opuściła lud w tej jego godzinie próby i to jest jej grzechem. Pani została, pani więc inna... Niech pani mówi całą prawdę... Niech się pani nie boi!
Ja się nie boję.
Do jakiej partji pani należała?
Do żadnej. Polityka nie zajmowała mię.
A na kogo pani głosowała?
Głosowanie było tajne.
Była pani za reformą rolną, czy przeciw reformie?
Byłam za... rozumną reformą rolną.
Czy nie uważa pani, że o wiele trafniejszą od parcelacji jest myśl skomunizowania własności rolnej, stworzenie wielkich gospodarstw państwowych?
Czy pani uznaje Rząd Sowiecki?
Mamy własny rząd.
Więc pani nie uznaje Rządu Sowieckiego? (zapisuje).
Nie uznaję.
Dlaczego?
Widzę co się tu dzieje; słyszałam, co się działo gdzieindziej!
To się zmieni.
Nie wiem. Nie mogę wierzyć ludziom, którzy mówią przeciw wojnie, a najeżdżają cudzy kraj, którzy zwalczali karę śmierci, a teraz kąpią się we krwi, którzy, tępiąc swoich przeciwników, rozstrzeliwują nawet dzieci!
Pani pewnie czytała o tem w burżuazyjnych gazetach. Tam o nas wypisują same bajdy. Ale teraz ja pani dam nasz prawdziwy program, niech pani przeczyta, pomyśli, zastanowi się nad nim dobrze. Jeżeli pani będzie miała wątpliwości, to ja pani wszystko wyjaśnię... A może pani da się przekonać?... Wtedy wszystko będzie dobrze!... Jeżeli pani podpisze, że pani podporządkowuje się naszemu Rządowi, to ja nietylko panią zostawię tutaj, lecz oddam pani w zarząd cały jej majątek wraz z ludźmi, z inwentarzem, ze wszystkiem... Pani wtedy będzie mogła dużo dobrego zrobić i dla siebie i dla ludzi... Płacę pani naznaczymy wysoką.. Będzie wszystko dobrze!...
Proszę pozwolić mi zadać oskarżonej jeszcze jedno pytanie!...
Proszę.
Czy prawdą jest, że pani namawiała służbę i chłopów, żeby nie słuchali Rządu Sowietów?...
Tego niema w zapytaniach Rządu Tymczasowego...
Nie mogę pozwolić na przekroczenie... wskazówek rządu... On ma swoję politykę... Zamykam posiedzenie!...
Może pani odejść... (woła w stronę drzwi) Li, odprowadź oskarżoną!
Przekroczyliście swoje pełnomocnictwa!... Nie dopuściliście do zapytań... W ten sposób zeznania są sfałszowane... Co to jest?... Jawna zdrada!... Otwarta burżujka i reakcjonistka, a wy ją bronicie!... Złożę o wszystkiem natychmiast raport!... Zdrada interesów proletarjatu!...
Niech towarzyszka zastanowi się nad tem co mówi. Ja mam też powody i też złożę raport (podnosi się). Ja też przytoczę argumenty, bo ja muszę żywić armję i jeszcze do Moskwy wysyłać zboże...
Będę zawsze mówił, co myślę.
Towarzysz Sofja Abramowna zastawiała na oskarżoną... pułapki. Nie mogłem pozwolić... I po co więcej pytań?... Wszystko jasne. A ja nie mam czasu na... romanse! Wy jej się wszyscy boicie, to pewna!
Sofja Abramowna jest wielką rewolucjonistką i płomienną duszą!
Ja to cenię, ale nie można znowu tak chlastać wciąż naoślep na prawo i lewo... Tu kultura... Morską tu lubią: służba, parobcy, nawet chłopi okoliczni tłumnie przychodzą i dowiadują się...
A czy podanie o jej uwolnienie już podpisali?
Cóż ten wasz Chołupka: obiecał przynieść podania, a teraz go nie widać!
Chołupko mówi, że się boją. (do Razina) Towarzysz wie, jak chłopi boją się wszelkich podpisów.
A jednak papier potrzebny. Bez papieru nic nie można... Ustna rezolucja to nic, dowodu niema dla wyższej władzy, śladu niema, oparcia niema...
Będę się starał, choć sam osobiście niewiele mogę; byłoby to dziwne, gdybym ja, oficer, namawiał...
Rozumiem, ale papier musi być...
Wielmożny Panie komisarzu...
Zapowiedziałem wam, żebyście nazywali mię towarzyszem? O co chodzi?
Wielmożny towarzyszu...
Tfu! Prosto: towarzyszu...
O co chodzi: krótko!...
Ludzie, parobcy przyszli i gadają, że oni nie pozwolą bić więcej dworskiego bydła, bo to ich... Mówią, żeby brać na rzeź od chłopów... Więc nie wiem, co robić?...
Idź, powiedz niech zaczekają, zaraz przyjdę...
Obyczaje tu wstrętnie klasowe, a poczucia klasowości ani za grosz... Ciężko!...
Towarzysz Razin do telefonu!
Zaraz!
Cóż ten stary, poszedł sobie? Stanowczo niedołężnieje! Wielka prawda, że nowe życie młodemi należy budować rękami! Słuchajcie, towarzysze, przecież do tego niepodobna dopuścić!... Przecież to jawnie reakcyjne posunięcie! Przecież to znaczy utrwalać w umysłach ludu, że te ich parszywe szkoły, kooperatywy, ochronki, szpitale, że głupia reforma rolna — to grunt, że to właśnie rewolucja... A przecież to w istocie kontr-rewolucja... Zamiast pogłębiać przeciwieństwa klasowe, my je w ten sposób łagodzimy... A przecież na walce klasowej jedynie opieramy się, ona jest istotą naszej siły, jak jest istotą i jedyną dźwignią historji...
I wtedy, kiedy się tu takie rzeczy dzieją, kiedy idzie walka na śmierć i życie, ten stary osioł mówi o... paru tysiącach pudów zboża, które on wyśle do Moskwy. Też argument!... W dawnej Rosji, co rok sto tysięcy ludzi umierało z głodu, w tej wojnie poległy miljony... Co wobec tego znaczy jeden człowiek, nawet setka, nawet tysiące?!... Jedna kropla więcej — jedna mniej w oceanie bólu!... I jeżeli za tę cenę ma wszystko stare, niecne, gnijące zginąć, to czyż można się wahać?... Marna jakaś burżujka!... Życie jej — nic, a śmierć jej — bardzo wiele! Jej los rzuci postrach na ciemiężycieli, jej cień stanie murem wiecznym między tutejszym ludem pracującym a jego wyzyskiwaczami... Wtedy nigdy już nigdy nie wróci dawna idylla, nawet gdy my odejdziemy...
Ten spór jest już bezprzedmiotowy. (do Soni) Wasz telefon odniósł skutek: Morska ma być jutro odstawiona do sztabu!
Aha!
Po co to zrobiłaś?
Moja rzecz!
Nie wiem, czy zdążymy wygotować na jutro wszystkie potrzebne papiery!...
Towarzysz Sofja Abramowna do telefonu!
Chyba wy pójdziecie do sztabu i odrobicie to wszystko, albo choć wstrzymacie. Moje położenie też trudne. Napisałem, że mam podanie od służby i chłopów z prośbą o zwolnienie Morskiej, jak mi to obiecaliście, a tymczasem podania niema...
Cóż ja mogę. Teraz do tej sprawy zupełnie mieszać się nie powinienem, gdyż ją tylko zgubię...
O papier jednak musimy się postarać, skoro napisaliście, towarzyszu Razin, że jest... Ale w gruncie rzeczy w obecnem położeniu on sprawie Morskiej wiele nie pomoże... Do sztabu trzeba ją będzie wysłać, a co tam w sztabie z nią zrobią przewidzieć — trudno. Sofja Abramowna, jak widzicie, uwzięła się, a ona jest wielką siłą nietylko w sztabie, lecz i znacznie wyżej... (namyśla się).
Rzecz całą... trzeba postawić... jak najprościej. Aha, już wiem! (do Sypniewskiego) Wy, towarzyszu, ją znaliście przedtem, więc ją namówcie, żeby złożyła na wasze ręce deklarację, że chce u was objąć miejsce, przypuśćmy... sekretarki... to niema znaczenia a raczej... wszyscy wiemy, co to znaczy... sekretarka, maszynistka, czy co innego he, he!... (śmieje się). Na tej zasadzie ja i towarzysz Razin... puścimy ją z wami... do sztabu... dziś jeszcze... na waszą odpowiedzialność towarzyszu! co dobrze?...
Naturalnie. A wtedy i papier od chłopów niepotrzebny...
Istotnie. Prócz tego będziemy kryci formalnie, bo przecie mamy większość w tutejszym komitecie, (liczy na palcach) Towarzysz Razin, towarzysz Sarnowskij... ja...
Przepraszam...
Nie udawajcie świętoszka, towarzyszu Sypniewski. Wiemy o tem coś nie coś!...
Morska nigdy się nie zgodzi.
To już wasza rzecz ją przekonać. Powiedzcie jej wszystkie wasze piękne słowa. Przedtem nastraszcie ją dobrze. W jej wieku życie jest bardzo miłe. Zresztą, cóż ja was będę uczył? Któż to lepiej z kobietami może zrobić od was towarzyszu?... Wiadomo!
Morska nie zgodzi się; następnie jak z nią mogę mówić, kiedy tam siedzi ten... Chińczyk!
A my ją tu zawołamy.
Przyprowadź właścicielkę majątku.
My tymczasem pójdziemy z towarzyszem Razinem zatrzymać Sofję Abramownę.
Mamy zaledwie kilka minut. Muszę z panią otwarcie pomówić...
Rzecz niezmiernie ważna, położenie groźne...
Jestem gotowa. Słucham pana.
W takim razie pytam panią przedewszystkiem: czy pragnie pani żyć?
O bardzo!...
Jaką posadę?... Czy tę, którą ofiarował mi pan Razin?...
Nie, tamta już niemożliwa... Jakąś inną...
Więc jaką?... Ja nic nie umiem.
To wszystko jedno! (ogląda się na drzwi) To formalność bez znaczenia... Głównie jak się stąd wyrwać... Otóż tylko ja mogę panią stąd wywieźć... Ale musi pani podpisać podanie, że pani życzy sobie zająć u mnie miejsce sekretarki. Inaczej Razin i Sarnowskij nie zgadzają się pani wypuścić ze mną i zostanie pani odesłana do sztabu pod eskortą żołnierzy...
Więc co? Nie rozumiem. Wprawdzie wolałabym jechać w towarzystwie człowieka kulturalnego jak pan, lecz... nie jest to znowu tak ważna rzecz, aby warto było dlatego aż podpisywać jakieś deklaracje...
Inną nie będę.
Więc pani nie podpisze?
Nie, nic nie podpiszę. Możecie ze mną robić wszystko, co chcecie, ale bez mojej zgody i woli. Pioruny rozdzierają ludzi, lawiny ich gniotą, ale w tem dusza ich nie bierze udziału... Podpisując, przyzwalając na cokolwiek, jabym za życia sama na siebie wydała wyrok, umarłabym dla całej mej przeszłości... Zbyt ją kocham, abym uczyniła to dobrowolnie... Nic nie podpiszę i na nic się nie zgodzę!
Przecież to tylko forma!... Wróci pani do swego męża czysta, nietknięta... Ręczę pani honorem... Czyż pani nie czuje, że ja panią... kocham... jeszcze od owych czasów?!. Będzie pani pod moją strażą, mojej dawnej miłości, czystej i świętej...
Broni dać pani nie mogę... Sambym zginął, a pani nie uratował... Ale jeżeli pani gotowa na niechybny zgon, który panią czeka, to doprawdy nie rozumiem, dlaczego pani żałuje tego ciała, które za chwilę zginie, a które może być źródłem szaleństwa, rozkoszy, bólu, zapomnienia, choć przez jedną chwilkę dla innej istoty równie jak pani nieszczęśliwej... Przecież o tem nikt nie będzie wiedział!... To przesąd... bezmyślne okrucieństwo... Błagam cię, błagam...
Nie chcesz!... Więc dobrze, nie trzeba!... Nie tknę cię, będę twym sługą i niewolnikiem, będę czekał, marzył, walczył... wykonywał, co każesz... aż przekonam cię... Będę nieulękłym żołnierzem sprawy polskiej... Dźwignij mię! Tyś dla mnie jedyny ratunek i zorza nowego życia... Wybaw mię, wyrwij stąd!... Zaklinam cię... na klęczkach jak przed bóstwem...
Janko, czysta, dumna, ukochana Janko — ty nie domyślasz się, ty nawet wyobrazić sobie nie jesteś w stanie, co cię czeka, co gotuje ci ta przeklęta żż...!? Boże, Boże ja zmysły tracę... ja nie zniosę! (zakrywa twarz rękami) Zgódź się, zgódź! Uciekniemy do swoich!...
Żarty!... Nie uciekniecie!... Nie!... A skąd to wy, zacny Feliksie Kazimierzowiczu, wiecie, co tej ślicznej pani gotuje... przeklęta żydówica ...chciałeś powiedzieć, przyznaj się?!... Czy ta żydówica spowiadała się wam? Co?...
Boże!
Tak!... Boże! Wszystkie ukryte skarby wyłażą z ciebie, teraz, rodzie jaszczurczy! Bóg... czort... miłość anielska... przeklęta żydówica...
To, na to, nędzniku, wydobyłam cię z narażeniem życia z więzienia, gdziebyś zgnił... Wydźwignęłam cię na szczyty władzy, otworzyłam wspaniałe perspektywy do bogactwa i wszechświatowych zaszczytów... Coś ty jest, robaku słaby i bezwolny, bez przeklętej żydówicy? I czem bez niej będziesz? Umiesz tylko toczyć łona kobiet...
Ani walczyć, ani panować, ani zdobywać nie umiesz, marny niewolniku!... (przedrzeźnia go) Uciekniemy... uciekniemy... Nie, nie uciekniecie. ...Zdepczę was!... Mogłabym zaraz was zastrzelić, jako zdrajców sprawy robotniczej... (wyjmuje rewolwer) Ale nie chcę! zabić to mało — wy będziecie żyć, żeby życie przeklinać!!...
Stać!!. Nie, Feliksie Kazimierzowiczu, ty nie wiesz, ty nawet domyślić się nie jesteś w stanie, co... przeklęta żydówica gotuje twemu bóstwu... Ale się później dowiesz!...
A, Sofija Abramowną!... Wy już tu?
Tak, tu!
Nareszcie złapaliśmy was, towarzyszu... Latacie jak motyl!... Musimy załatwić na poczekaniu sprawę tej pani, gdyż już czeka na mnie na ganku cały tłum interesantów. Chodzi o to, że my, to jest: ja, towarzysz Sarnowskij, towarzysz Sypniewski, a więc większość komitetu, postanowiliśmy, że dla wszelkiej pewności i bezpieczeństwa przed ucieczką oraz inną ewentualnością należy odesłać dziś jeszcze panią Morską do sztabu pod strażą kapitana Sypniewskiego, a to mianowicie dlatego, że pani Morska...
Nie, towarzyszu komisarzu, towarzysz Sypniewski pani Morskiej nie odwiezie, gdyż bardzo być może, że... jego samego odwiozą.
Ja z tobą, Nuchim, mam do pomówienia, ale przed tem... (woła w stroną drzwi na lewo) Li, odprowadź tę burżujkę!
Pamiętaj na krok od niej nie odstępować, oka z niej nie spuszczać, nikomu, ale to nikomu do pokoju nie wolno... Słyszysz, ty żółty djable, inaczej... (grozi mu rewolwerem).
No, tego już za dużo. Wy, towarzyszu Sonia, postępujecie tu sobie, jakby nikogo prócz was nie było!
Bo i niema nikogo!... Przejrzałam wasze intrygi!... I nie wstyd wam, stary grzybie, ulegać ponętom byle spódnicy? Zaraportuję o wszystkiem, gdzie należy... Bądźcie pewni!!...
Ponętom byle spódnicy? Stary grzybie? Bądźcie pewni?... Dlaczego nie mamy być pewni?!... Co to jest? Ja sam zaraportuję... Zobaczymy!...
Dawno ci mówiłem, Sonia...
Cóżeś mi mówił?
Że co, „goj“, to „goj“, a co my, to my!
Głupstwo! Wszyscy mężczyźni są dranie!
Chcesz, ja go zaraz aresztuję. Ja mam na niego dowody...
Jeszcze nie!
Aha, Gułaj! Jesteś nareszcie!... Kazałam cię dawno szukać, ale nigdy niema cię na swojem miejscu!
Byłem przy ważeniu mięsa; zawsze człowieka skrzywdzą!... Burżujom dają, a nam mało co zostaje!
Nuchim, gaj ewek for e moment! Później będę ciebie potrzebować!
Gułaj, chodź tu bliżej!
Czy pamiętasz tę burżujkę, tutejszą właścicielkę majątku?
Wo imia światowo komunizma! Dobrze pamiętam: nic mi nie dała!
Przekonałam się, że ona jest najgorszym naszym wrogiem, najzacieklejszym prześladowcą ludu pracującego. Udaje anioła i mami robotników, a jest wyzyskiwaczką zimną jak głaz, jak lód, twardą jak kamień...
To prawda! Groziłem jej rewolwerem, a ona nic — jeszcze mi parasolkę odebrała!...
Widzisz. Ale gorzej: ona urody swej używa przeciwko nam, knuje zdradę w naszych nawet szeregach... A pamiętasz, jaka ona piękna?...
A pamiętasz nasze robotnice; pamiętasz, jakie są czarne, szorstkie, brzydkie, zgarbione, przedwcześnie zwiędłe i pomarszczone... Ty wiesz, dlaczego one takie? Dlatego, że te burżujki wypijają z nich całą krasę, całą urodę, całą młodość i wesele...
Aby one były delikatne, proletarjuszki spać muszą na deskach, barłogach, nosić wyrki i łachmany. Do kogo więc należy piękność tych burżujek?
Ty, towarzyszko Soniu, nie potrzebujesz tego mówić, ja sam dobrze wiem. |(śmieje się)
Słuchaj więc, jutro odprowadzisz ją do sztabu. Już ja tak zrobię, że tobie to polecą. Ty wiesz, tam po drodze jest taki lasek... Rozumiesz?...
He, he!... Wo imia swiatowo komunizma!
Ale ty nie sam pójdziesz. To mało. Dobierzesz sobie towarzyszy: weźmiesz Beznosego, Pronkę, Jaźwę i innych... Wiesz sam najlepiej których... Tych, rozumiesz? Przecież ty, Gułaj, proletarjusz jesteś, czy nie tak?...
Więc widzisz, trzeba pomścić te wszystkie córki proletarjackie, te nieletnie dziewczątka, drżące w słotę, w wichurę, w mróz w nędznych sukienczynach na rogach ulic... Przez tę burżujkę niech klasa panów... (Gułaj ryczy) pozna sromotę wymuszonych pieszczot, wstrętne znęcanie się całych tłumów... Szarpcie, rwijcie ich piersi, ich łona... Niech kwiat ich ciał poczuje dotknięcie (z naciskiem) naszych twardych, namulonych dłoni...
Oho, ho. Już my się... już my ją rozkrzyżujemy... Wo imia światowo kumunizma! Bądźcie pewni, towarzyszu Sonia.
Dobrze. Niech, ściskając Beznosego, zrozumie całe poniżenie i rozpacz proletarjuszek! Ale jej nie zabijajcie!... Pamiętaj: nie zabijaj jej, Gułaj!... Zakazuję!... To byłaby żadna zemsta! Niech żyje, niech ją żre trąd, niech opada z niej ciało kawałkami, niech gniją kości... Niech żyje w lęku, że pod sercem nosi potwora z gnojem w głowie, z wrzodami na ciele, z duszą zbrodniczą, że powije dziecię, które będzie wlokło się za nią przez całe życie, jak okropny cień... Zrób, jak mówię, nie daj się niczem przebłagać, podkupić, nastraszyć... Niczego się nie bój! Będę z tobą zawsze, a znasz mnie!... Jeżeli ośmieli się poskarżyć, oddamy ją pod sąd ludowy za obrazę czci czerwonej armji i ukarzemy chłostą publiczną, jak chłopkę... A potem: precz na ulicę!... Pamiętaj więc, co ci powiedziałam: nie zabijaj i weź Beznosego! A teraz idź już, muszę jechać do sztabu, żeby wszystko przygotować. Masz tu na wydatki;
Ho, ho! Dobra nasza! Wo imia światowo komunizma!