[148]Skan zawiera grafikę.
Pieśń piąta.
ARGUMENT.
Gniewa się Gernand, że się zawołany Iednagoż mieysca Rynald z nim napiera, Czyni z niem zwadę y od srogiey rany, Którą mu zadał, w obozie umiera. Rynald uieżdża, z woyska wywołany; Armida chytra w drogę się wybiera, Sprawiwszy wszystko. Oneyże godziny, Goffred od morza gorzkie ma nowiny.
1.
Gdy tak rycerzów wiele przychęconych.
Swoią gładkością Armida łudziła
Y nie tylko tych dziesięć pozwolonych,
Lecz inszych siła mieć sobie tuszyła —
Ktoby był wodzem tych, z nią wyprawionych?
W Goffredzie ta rzecz wątpliwość czyniła;
Tych, co z niem na swą szkodę szli, staranie
Wielkie — wielkie w niem czyni rozerwanie.
[149]2.
Tey ostrożności użył w onym czasie,
Że kazał, aby iednego obrali,
Coby na mieysce Dudonowe zasię
Wstąpił, którego wszyscyby słuchali.
A ten ono wziął obieranie na się,
Bo takby mu to wszyscy iuż przyznali,
Że ich poważał y gdzieby się chcieli
Skarzyć nań, iużby przyczyny nie mieli.
3.
Przeto ich zwołał do siebie y mowy
Tey do nich użył: „Iużeście słyszeli,
Żem ia ratować chciał tey białeygłowy,
Kiedybyśmy wprzód miasto w ręku mieli.
Tożem y teraz uczynić gotowy,
Gdziebyście y wy przypaść na to chcieli.
Ten iest na mylnem świecie bez wątpienia
Stateczny, co myśl częstokroć odmienia.
4.
Lecz mniemacieli, że się wam nie godzi
Odiąć tey pracey y nie iść w tę drogę,
Y wielka chciwość sławy was uwodzi,
Że porzucacie ostrożną przestogę,
Com raz dał — mieycie: na mnie nic nie szkodzi.
Nad wolą waszą wściągać was nie mogę,
Wiem ia — co ponno przyznacie mi sami —
Iako mam władzey używać nad wami.
[150]5.
Wolno iść, wolno niechodzić każdemu,
Iuż to na waszey woley niechay będzie,
Ale wprzód macie Dudonowi cnemu
Dać namiestnika, który po niem siędzie;
Ten niech dziesiąci[1] z was, którzy się iemu
Podobać będą — wybierze w tym rzędzie;
Bo się wam z tem w czas opowiedzieć wolę,
Że mu dziesiąci — więcey nie pozwolę“.
6.
Tak mówił Goffred; któremu dziękować
Wszyscy kazali Eustacyuszowi:
„Iako z daleka rzeczy upatrować,
Y bydź ostrożnem trzeba Hetmanowi —
Tak zaś należy ręką dokazować,
Y niestrwożonem sercem żołnierzowi;
Insza iest twoia, insza nasza cnota,
Tobie ostrożność, nam służy ochota.
7.
A iż na wagę pożytek włożony,
Niebespieczeństwo y szkodę przechodzi,
Tak iako ty chcesz, dziesięć dla obrony
Sieroty póydzie, dziesięć iey dogodzi“.
Tak Gotyffredów na ten czas rodzony
Miłość taiemną chytrze pokryć godzi,
Ale i drudzy także powiadaią,
Że się dla sławy iść z nią napieraią.
[151]8.
A iż Eustacy nie rad widział syna
Bertoldowego, dla iego dzielności
Y dla urody — ta była przyczyna,
Że przeciw niemu zawżdy był w zazdrości
Y że go nie chciał [iak to nie nowina]
Mieć w towarzystwie oney swey miłości;
Przeto na stronie, kiedy wszyscy wyśli,
Mówi z niem y tak oszukać go myśli:
9.
„Z rodziców zacnych synu zawołany,
Ale zacnieyszy wielkiemi dziełami;
Co ty rozumiesz? kto będzie obrany,
Po cnem Dudonie pułkownik nad nami?
Ia, któremktórym tylko dla wieku poddany
Był Dudonowi — iako wiecie sami —
Nie mam iuż teraz, komubym w tey dobie
Tego ustąpił, tak wiedz, tylko tobie.
10.
Ciebie, co z każdem zrównasz urodzeniem,
A mnie przechodzisz sławą y dzielnością,
[A co niech będzie z iego odpuszczeniem]
Y przed Hetmanem masz umieiętnością —
Chciałbym mieć starszem, z twoiem pozwoleniem,
Ieślibyś niechciał w drogę iść z tą gością
Bo to wiem, że ty ukradkiem nabytey,
Y nocą sławy nie pragniesz nakrytey.
[152]11.
Będziesz tu miał czas y lepszą pogodę
Ukazać swoie serce nielękliwe,
A ia w tem inszych do tego przywiodę,
Że na cię dadzą swe głosy życzliwe
Y upewniam cię, że tego dowiodę.
A iż ia dotąd myśli mam wątpliwe,
Niechay mi będzie — gdzie do tego przydzie —
Wolno tu zostać, albo przy Armidzie“.
12.
Ostatnich tych słów swoich domawiaiąc,
Tak się zapłonął barzo w oney chwili,
Że sobie insi z niego przeszydzaiąc,
Łatwie się, o co mu szło, domyślili.
Lecz, iż Rynalda — skórę tylko kraiąc —
Miłość raniła y nie tak się sili
W niem, iako w inszych ta żądza ognista,
W drodze z Armidą mało co korzysta.
13.
Dudonowey mu żal niewymówiony
Śmierci ustawnie pamięć w sercu ryie,
Y że do tego czasu niezemszczony,
Ma za sromotę y że Argant żyie.
Lecz Eustacego przedsię mowy ony
Przyimuie y swey radości nie kryie,
Którą ma z chwały prawdziwey u ludzi
Y chęć do sławy więtszą w sobie budzi.
[153]14.
Y rzekł: „Żem godzien tego mieysca, na tem
Mam dosyć, ale sam na nie niegodzę;
Y kiedym w sławę y cnotę bogatem.
Niedbam nic, chociaż w koronie nie chodzę.
Iednak się z niego nie wymawiam, za tem
Staraniem twoiem, gdzie się na nie zgodzę;
Y tym mię samem do tego wzbudzacie,
Że wszyscy o mnie tak dobrze trzymacie.
15.
Między dziesiącią ty będziesz obrany,
Ieśli się zdarzy, że starszem zostanę“.
Zatem Eustacy obszedł pierwsze pany,
Y sposabiał ie na przyszłą odmianę.
Lecz na toż godził Gernand zawołany
Y choć Armida zadała mu ranę,
Więcey w nim chciwość wysokiego miesca,
Niż ostre mogą miłości żeleśca.
16.
Z królów norweyskich Gernand był zrodzony,
Szerokiey władzey y wielkiey możności
Oyca y dziadów, sceptra y korony
Do niezmierney go przywodzą hardości.
Ten zaś z swey własney dzielności wsławiony,
Swey — nie swych przodków trzyma — się zacności;
Acz y przodkowie słynęli, tak w boiu
Od piąciuset lat, iako y w pokoiu.
[154]17.
Ale Norweyczyk, co tylko wielkiemi
Tytuły zacność y państwy miarkuie,
Y wszystkich kładzie przy sobie podłemi,
W których królewskich ozdób nie nayduie —
Nie może zcierpieć, że się z nierównemi
Sciera y że mu Rynald zastępuie;
Y tak się iął tey swey nadętey dumy,
Że wszystkie z głowy wypędził rozumy.
18.
Postrzegł z Awernu ieden duch przeklęty,
Co królewica hardego dolega;
Wlazł mu w zanadrze y ogień zaięty
Ieszcze tem barziey wzdyma y zażega;
Nienawiść i gniew szerzy w niem zawzięty
Y serca prawie samego dosięga
Y taki mu głos posyła do słuchu,
Który mu dzwoni ustawicznie w uchu:
19.
„Ściera się z tobą Rynald y tak śmiele
Sławi swe iakieś przodki znamienite;
Chcećli bydź rówien, nie trzeba tu wiele,
Niech ci ukaże narody podbite.
Niech okrócone da nieprzyiaciele,
Sceptra, korony, królestwa obfite.
Patrz tego Włocha! radby równo chodził
Z królmi, a on się w niewoley urodził.
[155]20.
Wygra lub przegra — acz iuż do tey doby
Wygrał, kiedy się z tobą śmiał pocierać —
Co rzeką wszyscy ludzie? Ten to, coby
Chciał się z Gernandem o to mieysce spierać.
Mógł ci ten stopień przydać co ozdoby,
Nie mniey ią też mógł od ciebie odbierać;
Ale tem spodlał, y tem się znieważył,
Że się ten o nie starać na się ważył.
21.
Y ieśli prawda, że maią na pieczy
Umarli żywych y cokolwiek czuią —
Co mniemasz? iako na niebie te rzeczy
Dobrego starca Dudona frasuią.
Ieśli to słuszna y ieśli to grzeczy,
Że się takowi bez wstydu nayduią
I że ten młodzik, niedorosły ieszcze,
Śmie po niem prosić o tak zacne mieysce.
22.
A nie tylko śmie y nie tylko prosi
Y towarzystwo na się praktykuie,
Ale pochwałę od ludzi odnosi
Y tem się chlubi, tem się popisuie.
Lecz ieśli Goffred to zuchwalstwo znosi,
Albo go y sam na to forytuie.
Obaczyszli to, y z niego zrozumiesz:
Pokaż mu, ktoś iest, co możesz, co umiesz“.
[156]23.
Iako pochodnie na wiatr wyniesione,
Gniew się w Gernandzie żarzy zapalczywy;
Znieść go nie może serce zaiątrzone,
Śle go przez oczy y ięzyk dotkliwy.
Potwarzy szczere rozsiewa zmyślone:
Pysznem go czyni człowiek zazdrościwy,
Męstwa nie zowie śmiałością y męstwem,
Desperacyą raczey y szaleństwem.
24.
Rycerską iego dzielność, obyczaie,
Umysł wspaniały y insze przymioty
Gani y opak do ludzi udaie
Y krzci nie swemi nazwiskami — cnoty
Y — choć to iuż wie Rynald — nie przestaie
Tych mów, wszystkie iuż pełne ich namioty:
Y wszystko woysko, ani się hamuie,
Lży go, gdzie może, y nań następuie.
25.
Bo chytry szatan, co mu na ięzyku
Usiadł y wszystkie tworzył iego mowy:
Co raz w gniewliwem sposób Norweyczyku
Słów uszczypliwych wynaydował nowy.
Co wiedzieć? czego o swem przeciwniku
Uraźliwemi nie powiadał słowy?
Był plac nie mały, gdzie się więc zieżdżało
Y do pierścienia rycerstwo ganiało.
[157]26.
Tam, w towarzystwa nie małej gromadzie
Źle go wspominał Gernand popędliwy
Y nań w piekielnem omoczony iadzie,
Wszystek obracał ięzyk uszczypliwy.
Usłyszy Rynald, że nań potwarz kładzie,
Nie może wytrwać, ale niecierpliwy,
Dobywszy broni, głosem mu to zada:
Że łże, iako pies, y że fałsz powiada.
27.
Tak mieczem błysnął, iako więc błyskaią
Pełne swych gromów y piorunów nieba;
Zlękł się Norweyczyk, bo go doieżdżaią,
Widzi, że doydzie koniecznie potrzeba.
Jednak, iż wszyscy na to patrzyć maią,
Stawił się przedsię mężnie, iako trzeba:
Dobywszy broni, którą miał u boku,
Nieprzyiaciela czekał, stoiąc w kroku.
28.
Przez pięć tysięcy [podobnom rzekł mało]
Dobytych szabel w ten czas widać było,
Bo co raz ludzi więcey przybiegało,
Y na tamten plac gwałtem się kupiło.
Powietrze z głosów pomieszanych drżało,
Krzyk się y wielkie wołanie szerzyło:
Jako nad morzem, kiedy w niepogody
Szum się spół miesza y z wiatru y z wody.
[158]29.
Ale nie niedba na straszliwe ony
Okrzyki Rynald, ani się hamuie;
Pnie się do niego gniewem zapalony,
Ogień mu szczery z oczu wyskakuie;
Na obie strony kręci miecz stalony,
Y coraz to się bliżei przystępuie,
Tak, że nakoniec przebił się do niego,
Posiekszy sługi y żołnierze iego.
30.
Y ręką dobrze, choć w gniewie, ćwiczoną,
Podaie razy cięte y sztychowe:
Raz nań tnie lewą, drugi prawą stroną,
Raz w piersi mierzy, a drugi raz w głowę
Y ostrą bronią, okiem nie ścignioną,
Na rany drogi wynayduie nowe:
Y niespodzianą szablą razy miecze
Y — kędy się mniey strzegą — kole, siecze.
31.
Tak długo nań siekł mieczem w obie stronie,
Że go przez piersi dwakroć przebił srodze:
Upadł na ziemię Gernand obalony
Y duszę ze krwią wylał przez dwie drodze[2].
On też miecz w pochwy włożył ukrwawiony,
A niechcąc więcey ludzi trzymać w trwodze,
Złożył gniew, skoro zuchwalca okrócił,
Y do swego się namiotu obrócił.
[159]32.
W tem Goffred, słysząc ono zamieszanie
Y zgiełk tak wielki w ludzie pospolitem,
Przypadł na on plac y niespodziewanie
Uyźrzał Gernanda przez piersi przebitem.
A przyiaciele płacz y narzekanie
Y słudzy smętni czynią nad zabitem;
Zdziwi się, pyta, kto się tego ważył,
Kto srogi zakaz woyskowy znieważył.
33.
Arnald, zmarłego książęcia kochany,
Przydawał wagi złemu uczynkowi:
Y że go z lekkich przyczyn rozgniewany
Niewinnie zabił — skarżył Goffredowi.
Y, dla Chrystusa tylko przypasany,
Miecz przeciw Iego podniósł rycerzowi:
Przeciwko władzey y hetmańskiey grozie,
W głos obwołaney po wszystkiem obozie.
34.
Y że trąbiono, że ktoby się zwadził
W woysku, śmierć srogą przez to zasługował —
A on nie tylko niewinnego zgładził,
Lecz y to mieysce tak nie uszanował;
Bo ieśliby kto kiedy na to radził,
Aby nikt za swóy grzech nie pokutował —
Wszyscyby ludzie krzywd się swoich mścili,
Niechcąc, aby ich sędziowie sądzili.
[160]35.
Y żeby zwady dla tego samego
Urosły, między różnemi stronami;
Przypomniał potem służby umarłego
Y budził w nim gniew płaczem y prośbami.
Nie zniósł Arnalda Tankred skarżącego
Y przed Hetmanem y przed rotmistrzami
Bronił Rynalda. Lecz gdy dawał sprawę.
Surową Goffred czynił mu postawę.
36.
Dołożył Tankred: „O mądry Hetmanie,
Wspomni na zacne iego urodzenie,
Na rodowitość y na zawołanie,
Na przednich domów spowinowacenie,
Na stryia Gwelfa; nie iedno karanie
Wszystkim należy, miey na to baczenie,
Że iedenże grzech, różny w różnych bywa,
W iednem iest więtszy, w drugiem go ubywa“.
37.
A Goffred na to: „Y wielcy y mali,
Wszyscy iednako niech prawa słuchaią.
Cóż będzie za rząd, ieśli źli, zuchwali,
Grzeszyć bespiecznie bez karania maią?
Nie na toście mi tę buławę dali,
Niechay iey równo wszyscy podlegaią,
Bo ieśli tylko małych karać chcecie,
Wolę daleko, że mi ią weźmiecie.
[161]38.
Tak wiedz Tankredzie, nie trzebać w tem błądzić,
Malowanem być niechcę na urzędzie,
Ja tu Hetmanem, ia tu sam chcę rządzić,
Rad uyźrzę, kto mi rozkazować będzie?![3]
Umiem ia, iako, kiedy kogo sądzić,
Możnem y chudszem iednoż prawo wszędzie“.
Nie odpowiedział Tankred nic na ony
Słowa, powagą iego zwyciężony.
39.
Raymund pochwalał te hetmańskie mowy,
Przy starożytney stoiąc surowości:
„Dobrze tak — prawi — na te harde głowy,
Nie może być rząd bez sprawiedliwości.
Iuż tam upadek prętki y gotowy,
Gdzie grzeszyć wolno, gdzie nie karzą złości.
Y namożnieysze państwa upadaią,
Tem, że występki winnem odpuszczaią“.
40.
Tak on tam mówił, a Tankred to sobie
Brał w rozum, ani więcey tam się bawił,
Koniowi włożył w bok ostrogi obie,
Y do obozu ztamtąd się wyprawił.
Rynald w namiecie[4] siedział w oney dobie,
Skoro Gernanda żywota pozbawił;
Tamże mu Tankred wszystko wypowiedział,
Co mówił Hetman, co Raymund powiedział.
[162]41.
Dołożył tego: „Acz to moie zdanie,
Że twarz nie zawżdy umysłu odkrywa
Y częstokroć to bywa nad mniemanie,
Że zwierzchnia postać ludzi oszukywa —
Iednak, ile ia widzę po Hetmanie,
Y z tych słów, których w tey sprawie używa
Mniemam, ieśli się nie mylę w mem zdaniu,
Żeby cię ponno chciał mieć w zatrzymaniu“.
42.
Rynald się rozśmiał na te iego mowy,
Lecz z onem śmiechem gniew był pomieszany:
„Na niewolnika niech kładą okowy,
Iuż też to siła, Tankredzie, na pany.
Wolnym był zawsze, umrzećem gotowy
Pierwey, niźlibych miał bydź poimany;
Ieszcze te ręce mogą władać bronią,
Pęta się pewnie y powrozów chronią.
43.
Ale ieśli mam w nagrodę otrzymać
Za me zasługi takie obelżenie
Y chce mię ponno w łańcuchu dotrzymać,
Iako hultaia, y dać na więzienie —
Niechże mię przyidzie albo pośle imać,
Ieszcze się Rynald tą szablą ożenie
Y doczeka go, iedno niech się śpieszy,
Wszak dobrze uyźrzy, iako się ucieszy“.
[163]44.
To rzekłszy, zbroię na się kładł zarazem,
A gniew mu pałał z twarzy y ze wzroku;
Paisz na ramię przywiązał y razem
Szablę śmiertelną przypasał do boku.
Tak wszystek iasnem okryty żelazem,
Stał bardzo straszny y ogromny w kroku:
Marsowi rówien, gdy na srogie rany
Idzie, żelazem y strachem odziany.
45.
Ale rostropny Tankred, w oney dobie,
Błagał y miękczył serce zagniewane:
„Wszyscy to — prawi — trzymaią o tobie,
Że twoie męstwo iest nieporównane,
Y takąś sławę wszędzie ziednał sobie,
Że twoie siły niewypowiedziane;
Lecz nie day Boże, abyś się miał z niemi
Tu popisować nad swemi własnemi.
46.
Pytam cię, ieśli męstwa dokazować
Masz nad swoią krwią y nad chrześciany,
Y Zbawiciela znowu chcesz krzyżować,
Do dawnych — nowe przydaiąc mu rany,
Y świecką chwałę bardziey chcesz miłować,
Doczesną, krótką y godną przygany,
Niźli nagrody, które nas czekaią,
W niebie, a wiecznie, nieodmiennie trwaią.
[164]47.
Boże cię takich myśli racz uchować,
Zwycięż sam siebie, skróć wodze gniewowi;
Nie boiaźni to będą przypisować,
Lecz pobożnemu twemu postępkowi.
A ieślim godzien, że mię naśladować
Y mieysce, memu chcesz dać przykładowi:
Y iam miał krzywdę, alem sobie radzić
Umiał y z swemi niechciałem się wadzić.
48.
Gdym z Cylicyey pogaństwo wyrzucił
Y rozwinąłem w niey chorągwie swoie:
Nadszedł Baldowin, y na nię się rzucił
Y wziął niesłusznie to, co było moie;
Tak dla łakomstwa przyiaźń ze mną zrzucił,
[Niech za to cierpi, Boże, sądy Twoie!]
Niechciałem ia z niem obyść się tym kształtem,
Chociam mu to zaś mógł odebrać gwałtem.
49.
Ale ieśli się swem uczciwem bronisz,
Y koniecznie być nie chcesz zatrzymanem:
Y iako ten, co na hańbę nie gonisz,
Nie chcesz być więźniem, ani poimanem —
U Boemunda, lepiey że się schronisz
W Antyochiey, na czas przed Hetmanem,
Bo tak bespiecznie być możesz na stronie,
Aż w nim gorącość po woley opłonie.
[165]50.
Bo ieśli prawda — iako powiadaią —
Że Egypt na nas woyska zbiera wszędzie,
W ten czas dopiero męstwo twe poznaią
Y twoię dzielność, kiedy cię nie będzie,
Y że bez ciebie woysko, które maią,
Iest, iako ciało, co ręki pozbędzie“.
W tem Gwelf, przyszedszy — co Tankred powiadał —
Chwalił y radził, aby zaraz wsiadał.
51.
Na te wywody, które mu czynili,
Na tak gorące y długie namowy.
Przypadł na koniec — iako mu radzili —
Ustąpić na czas młodzieniec surowy.
W tem się do niego domowi kupili,
Każdy z nim w drogę iachać był gotowy;
Nikogo nie chce, a wszystkiem dziękuie
Y z parą się sług tylko wyprawuie.
52.
Iedzie, a iadąc wielką niesie w sobie
Do sławy chciwość, która się w nim nieci:
Chce co wielkiego sprawić w oney dobie,
Do tego wszystkie swe obraca chęci.
O nowem iakiem zamyśla sposobie,
Dostania sławy y wieczney pamięci,
Chce y wzdłusz y wszerz Egypt wielki zwiedzić,
Y skryte źrzódła nilowe nawiedzić.
[166]53.
A Gwelf, skoro go z Tankredem wyprawił
Y widział, że iuż w swoię drogę iedzie —
Na onem mieyscu więcey się nie bawił,
Ale się iachał pytać o Goffredzie.
Aby się zaraz obmówił y sprawił.
Goffred widząc go, w stronę go odwiedzie
Y poważnemi y mądremi słowy,
Cicho do niego użył takiey mowy:
54.
„Niebliżu Arnald[5] po obozie chodzi,
Iuż dawno po cię odemnie posłany:
Zaprawdę, Gwelfie, chwalić się nie godzi,
Co twóy synowiec zbroił wyuzdany.
Niechay, iako chce z tego się wywodzi,
Winien y godzien, aby był karany.
Rad będę widział, iako mi się sprawi,
Bo wszystkiem Goffred iednako się stawi.
55.
Y pokaże to każda iego sprawa,
Że stoi zawsze przy sprawiedliwości
Y nie odstąpi słuszności y prawa,
Dla żadnych względów y rodowitości.
Ale ieśli zaś woyskowa ustawa,
Z przyczyny cudzey, nie z iego winności
Zgwałcona przezeń — iako powiadacie —
Do sądu mego stawić mi go macie.
[167]56.
Niech będzie wolnem ślubem zawiązany,
Tę łaskę niech ma y to pozwolenie;
Ale, ieśli się nie stawi pozwany,
Y wszystko w lekkie puści poważenie —
Przydzie mi, widzę, do takiey odmiany,
Że — com miał miękkie zawżdy przyrodzenie —
Muszę, rad nie rad, przy sprawiedliwości,
Nad niem, podług praw, użyć surowości“.
57.
Gwelf odpowiedział na to Hetmanowi:
„Człowiek w uczciwe swoie urażony,
Nie mógł wycierpieć złemu ięzykowi,
Co nań szczery fałsz rozsiewał zmyślony.
Ieśli go zabił — iakoż kres gniewowi
Sprawiedliwemu ma bydź zamierzony?
Któż w gniewie liczy, albo w zwadzie — razy?
Kto w ten czas mierzy krzywdy y urazy?
58.
A, iż mi każesz przed sobą go stawić,
Żal mi, że tego uczynić nie mogę:
Możesz się o tem i od inszych sprawić,
Że zaraz iechał, nie wiem, dokąd w drogę.
Gotowem tego i ręką poprawić,
Ieśli się ozwie, każdemu pomogę
Y ieśli go kto udawa, że winien —
Wszędzie swoyey czci bronić był powinien.
[168]59.
Słusznie hardego zuchwalca ukrócił.
Norweyczykowi słusznie utarł rogi;
Tego nie chwalę, że prawo wywrócił
Woyskowe, że twóy zakaz wzgardził srogi“.
A Hetman na to: „Boday się nie wrócił
Więcey do woyska z tamtey swoyey drogi!
Niechay gdzie indziey zwady takie sieie,
Lepiey, że indziey — nie tu — wyszaleie“.
60.
Tem czasem, chytra, pilnie popierała
Przyobiecaney Armida pomocy:
Około tego cały dzień biegała —
Co dowcip y co gładkość miała mocy.
A kiedy zorza w morze zapadała,
Y mrok z czarnawey występował nocy —
W namiot odległy z dwiema ochmistrzami
Wchodziła, z dwiema staremi paniami.
61.
Ale, choć się tak dobrze wyćwiczyła,
Choć tak umiała użyć swey chytrości,
Choć żadna takiey, na świecie nie była
Y potem ponno nie będzie — gładkości.
Y chocia wielkiem rycerzom włożyła
Powróz na szyię, mocą swey miłości:
Nie może słodkich roskoszy ponętą,
Przywieść Goffreda pod swą sieć napiętą.
[169]62.
Darmo mu swoie chęci pokazuie,
Darmo go piękną twarzą swą uwodzi:
Iako ptak, gdy się nakarmionem czuie,
Na wyrzuconą pszenicę nie godzi.
Tak on, syt świata, świecką zostawuie
Roskosz, a niebo tylko sobie słodzi;
Wszystkie postrzały, które nań wychodzą
Z oczu y z twarzy, namniey mu nie szkodzą.
63.
Y choć fortelów wszystkich używała,
Nie mogła nigdy miłości weń włudzić:
Coraz się, iako Proteus[6], odmieniała,
Chcąc iakokolwiek do niey go pobudzić,
Wszystkie swe skutki na to obracała,
Że naospalszą mogłaby obudzić
Y nazimnyeyszą miłość swą gładkością,
Lecz został cały Boską opatrznością.
64.
Udatna dziewka, co sobie tuszyła,
Dobyć nayczystszych serc samem weyźrzeniem,
Siła z powagi y z pychy spuściła,
Widząc, że Goffred stawił się kamieniem.
Nakoniec słabszych w on czas umyśliła
Y powolnieyszych sięgać swem płomieniem:
Tak, niedobyte miasto zostawuie
Hetman, a indziey z woyskiem się gotuie.
[170]65.
Lecz niemniey mężne na one iey zdrady
Pokazało się serce Tankredowe,
Bo dla dawnieyszey miłości zawady
Nie miały mieysca w nim płomienie nowe.
Iako ieden iad drugie psuie iady,
Tak iedna miłość, kiedy wlezie w głowę,
Nie puści drugiey; tych dwu nie pożyła,
Lecz wszystkich inszych Armida paliła.
66.
Barzo ią boli, że nic nie sprawiła
Swoią gładkością w Goffredzie, w Tankredzie;
Po wielkiey części iednak się cieszyła,
Że co przednieyszych z woyska z sobą wiedzie.
Pierwey, niżby się zdrada iey odkryła,
Myśli, iako ich w bespieczne uwiedzie
Mieysce, gdzie insze y różne powrozy
Od teraźnieyszych, w rychle na nich włoży.
67.
A kiedy iuż czas przyszedł zamierzony,
Którego iey dać pomoc obiecano,
Szła do Hetmana: „Dzień iuż naznaczony
Minął, którego odprawić mię miano.
A ieśli tyran będzie przestrzeżony,
Że mi część woyska na pomoc posłano —
Będzie gotowszy y o to mi idzie,
Że nie tak łatwo pożyć go zaś przydzie.
[171]68.
Przeto — nim mu to odniosą szpiegowie,
Co na to wszędzie po stronach pilnuią —
Niech obiecani od ciebie wodzowie
Teraz się ze mną zaraz wyprawuią.
Bo — ieśli krzywdy nie lubią bogowie,
Ieśli niewinność y prawdę miłuią —
Pewnam, że w rychle w oyczyźnie usiędę,
Z którey ci trybut zawżdy płacić będę“.
69.
Musiał to Hetman pozwolić stroskany,
Coby bez niego była otrzymała;
Widział to wprawdzie, że on miał te pany
Obierać, gdzieby prętko wyiechała.
Ale cóż? każdy pragnął bydź obrany,
Y bydź w dziesiątku, który poiąć miała.
Wszyscy go wielkiem gwałtem nalegali,
Prosząc go o to, aby z nią iachali.
70.
Ona widząc to, że się w nieb odkrywa
Serce tak łatwe — nowe sieci miecze[7]:
Bicza z zawisney boiaźni używa,
Tem ich po bokach pogania y siecze.
Wie, że bez tego miłość słabsza bywa,
Wie, iako zawsze leniwo się wlecze:
Tak zawodnika widziem leniwszego,
Gdy wprzód — iednego, wzad nie ma drugiego.
[172]71.
Y tak, swoiego weyźrzenia każdemu
Y łagodnego śmiechu udzielała,
Że ieden zayźrzał iey łaski drugiemu,
Nadzieia się w nich z boiaźnią mieszała.
Tak, nędzni, w on czas wzrokowi zdradnemu,
[Którem do siebie chytrze przywabiała]
Dawszy się uwieść, biegli wyuzdani,
Darmo ich Hetman strofuie y gani.
72.
Choćby był równo wszystkiem rad dogodził,
Bo iednakowo wszytkimwszystkiem był przychylny,
[Acz go nieieden do gniewu przywodził,
Pokazuiąc mu on upór, tak silny]
Lecz widząc, że imiem darmo to rozwodził,
Wolał to na los puścić nieomylny:
„Spiszcie — pry — wasze imiona y na dno
Włóżcie w co, a los rozsądzi was snadno“.
73.
Zatem przezwiska wszystkich popisano
Y popisawszy, mieszać ie poczęto
W pewnem naczyniu y po iednem brano;
Grabię z Pembrozy napierwszego wzięto
Artemidora, po grabi czytano
Gerharda, po nim Wacława wyięto:
Ten iuż miał lata y słynął z mądrości,
A teraz się iął na starość miłości.
[173]74.
Iako się ci trzey z tego radowali,
Y iako byli na on czas weseli —
Trudno powiedzieć, bo tego dostali
Wprzód przed inszemi, czego wszyscy chcieli.
A ci, co ieszcze na spodku zostali,
Niewymówioną boiaźń w sercu mieli:
Każdy z niezmierną chciwością pilnuie
Tego, co kartki z naczynia wyimuie.
75.
Gwaszek był czwarty. Rydolf po Gwaszkonie,
Po Rydolfie zaś Henryk z Olderykiem,
Więc Gwilelm książę na Roncylionie,
Szedł z Eberardem, z rodu Bawarczykiem;
Rambald wychodził na ostatniem zgonie,
Co potem Bożem został przeciwnikiem,
Poturczywszy się — o sromoto wieczna! —
A czego miłość nie czyni bezecna?
76.
Inszy[8], których los minął w obieraniu,
Złą, nieżyczliwą fortunę winili,
Łaiąc miłości, że w swem panowaniu
Dopuszczała iey sądzić w oney chwili.
Ale iż ludzka żądza w zakazaniu
Zawżdy przeciwna y na to się sili,
Czego iey bronią y każą zaniechać:
Siła ich, szczęściu na złość, z nią chce iechać.
[174]77.
Chcą z nią bydź zawsze y we dnie y w nocy
Y żywot za nię położyć gotowi;
Ona wesołe miecąc na nich oczy,
Mową y słodkiem westchnieniem ich łowi.
Ieśli gdzie kupę zacnych paniąt zoczy,
Żegna ich, życząc, aby byli zdrowi.
W tem się też ona dziesięć wybierała
Y Gotyffreda w namiecie żegnała.
78.
On im przestrogi dawał y nauki,
Aby pogańskiey nie dufali wierze,
Żeby fortelne znać umieli sztuki,
Żeby, ostrożni, w pewney stali mierze.
Lecz miłość nie dba na prośby, na fuki,
Wiatr one iego słowa z sobą bierze;
W tem ich odprawił. Ona też iechała
W nocy z obozu, ani dnia czekała.
79.
Iadąc, onych swych dziesięć hołdowników —
By na tryumfie więźnie — prowadziła!
Co gorsza, drugich wiele miłośników
Na wielką szkodę w woysku zostawiła,
Że rzadko który uchybił iey wników.
A skoro ziemię ciemna noc okryła,
Potayemnie się z woyska wykradali
Y za nią cicho w też tropy iachali.
[175]80.
Wprzód szedł Eustacy za nią zapędzony
Y ledwie mroku doczekał ciemnego:
Bieży, co koń ma mocy, prowadzony
Przez ślepe cienie od boga ślepego.
Całą noc prawie onę, obłądzony,
Tam y sam ieździł do świtu samego;
Skoro odniało, tam gdzie nocowała
Przypadł, gdy się iuż z noclegu ruszała.
81.
Po zwykłem zaraz poznawszy go znaku,
Pocznie nań wołać Rambald iadowity:
[Bo iego przyiazd nie był mu do smaku]
„A ty tu po co? masz tu rok zawity?“
Eustacy na to: „Wiem, że nie ma braku
Armida; chcę iey służyć iako y ty“.
„Kto cię iey oddał? nie służą tu tacy“.
„Miłość uprzeyma“ — odpowie Eustacy.
82.
„Iam od miłości — tyś szczęściem obran.
Któż się iey sługą słuszniey ma nazywać?“
Odpowie Rambald srodze rozgniewany:
„Nie możesz tego tytułu używać
Y nie godzieneś być między dworzany
Y z iey własnemi sługami przebywać;
A co gorszego, chcesz ukradkiem ieszcze
Dostać tey służby y mieć takie mieysce“.
[176]83.
Nie mógł mu wytrwać Eustacy tey mowy,
Ale do niego wielkim pędem skoczy;
Nie złożył mu nic — y gorszemi słowy
Łaiąc — śmiele mu Rambald poszedł w oczy.
Wyciągnie rękę królewna, gotowy
Chcąc poiedynek rozwieść. [Patrzcie mocy
Gładkości] „Że mnie przybywa czeladzi,
A towarzystwa tobie, coć — pry — wadzi?
84.
Y ieśliś łaskaw co na moie zdrowie,
Przecz mię ratunku zbawiasz potrzebnego?...
— Wcześnieś mi przybył [drugiemu zaś powie]
Obrońco sławy y zdrowia moiego.
Nie da Bóg, abym zostać miała w słowie
Y nie być wdzięczna sługi tak zacnego“.
Tak im mówiła, a co raz niemało
W drodze iey inszych z woyska przybywało.
85.
Tego zdaleka, tego zbliska miała,
A nic o sobie wszyscy nie wiedzieli;
Ona każdego wdzięcznie przyimowała
Y wzrok łaskawy między wszystkie dzieli.
A skoro też noc dniowi mieysce dała,
Goffred y inszy ich odiazd uyźrzeli:
Któremu serce iuż prorokowało,
Że ich co złego w rychle potkać miało.
[177]86.
Kiedy to sobie Hetman utrapiony
Rozbierał, smutek maiąc niepoięty,
Uyźrzy: a ono ieden ukurzony
Bieży do niego, żalem wielkiem zdięty:
„Król — pry — z Egyptu iuż na wszystkie strony
Z możnemi pływa po morzu okręty.
Gwilelm, admirał genueńskich łodzi
Do wiadomości wczas ci to przywodzi.
87.
Do tego, kiedy ięczmiony y żyto
Od morza woysku lądem prowadzono,
Wszystkie wielbłądy y konie rozbito,
Które żywnością beło naiuczono —[9]
Y na głowę ich wszystkich prawie zbito,
Część ich w niewolą daleką wiedziono.
Zasadzili się byli po krzewinie
Zbóycy arabscy na nie przy dolinie.
88.
Którzy do takiey śmiałości iuż przyśli
Y takie czynią w tamtem kraiu trwogi,
Że naostatek to łotrostwo myśli
Wszystkie zastąpić gościńce y drogi.
Przeto potrzeba, aby ludzie wyśli
Z woyska, ten rozbóy pohamować srogi
Y ubespieczyć drogi, z tey przyczyny,
Co tu od morza idą Palestyny“.
[178]89.
Pełen był obóz y wszystkie namioty
Nowin y wieści niepociesznych onych;
Żołnierz — dla głodu — rozczętey roboty
Odbiec y murów myśli odbieżonych.
Hetman w nich zwykłey nie znaiąc ochoty
Y wszystkich barzo widząc potrwożonych,
Twarzą wesołą y pięknemi słowy,
Ciesząc ich, takiey użył do nich mowy:
90.
„Wy! coście ze mną, przez różne przygody,
Tak wiele świata bespiecznie przebyli;
Wy, coście mieczem potężne narody,
Pod Chrystusowe chorągwie podbili;
Wy, coście wiatry, morza, niepogody,
Głody, pragnienie, zimna zwyciężyli —
Czego się teraz tak barzo boicie?
Cóż? opatrzności Boskiey nie wierzycie?
91.
Bóg, który w gorszem razie was ratował
Y dotąd ieszcze cało was prowadzi —
Iako was zawsze w swey opiece chował,
Tak w tych trudnościach teraz o was radzi.
Każdy z was w rychle będzie Mu dziękował
Za łaski, które czyni Swey czeladzi;
Przeto cierpliwie znoście te niewczasy,
A na szczęśliwsze chowaycie się czasy“.
[179]92.
Wiele inszych słów takowych używał,
Ciesząc żołnierze swoie skłopotane,
A wielkie twarzą wesołą pokrywał
Troski y serce swoie zfrasowane.
Myślił sam sobie y rady zdobywał,
Iako miał woysko pożywić zebrane,
Iako egipską armatę odwrócić,
A iako zbóyce Araby okrócić.
KONIEC PIEŚNI PIĄTEY.
|