Argant chrześcian na rękę wyzywa, Otton się porwie, choć nienaznaczony, Ale wypadszy z siodła, konia zbywa Y do miasta beł za więźnia wiedziony. Tankred się biye, lecz go noc pokrywa, Y poyedynek tem beł rozwiedziony. Erminia chce zleczyć swego pana I idzie z miasta nocą przyodziana.
1.
Lecz z drugiey strony, w mieście oblężonych
Daleko lepsza nadzieya cieszyła:
Bo, krom dostatków dawno nawiezionych,
Nocą żywności wprowadzili siła.
Koło murów też słabych y zwątlonych
Wielka moc ludzi ustawnie robiła;
Zbyt miąższe barzo y wysokie stoyą,
I naytęższych się taranów nie boyą.
Król sam, skończywszy mury od pułnocy,
Potem zaś baszty narożne warował
Dla bespieczeństwa y dla więtszey mocy,
Ziemią ye z gnoyem napoły — fasował.
Płatnerzom zbroye y we dnie y w nocy,
Z wielką pilnością robić rozkazował.
Kiedy się tem król utroskany bawił,
Argant się przedeń w oney dobie stawił.
3.
„Długoż — pry — nas chcesz trzymać w tem więzieniu
Y między temi zawierać murami?
Widzęć ia pilność w rynsztunków robieniu.
Słyszę, że młoty brzmią z nakowalniami.
Na cóż to? kiedy, nam ku obelżeniu,
Nieprzyiaciel się wrywa przedmieściami.
Nikt się iem[1] oprzeć nie śmie z naszych ludzi,
Y nasza trąba ze snu ich nie budzi.
4.
Tak swe obiady y sny nieprzerwane,
Właśnie, iako w swych domach — odprawuią
Wieczerze u nich rzadko nie piiane,
Wysypiaią się, wycieczek nie czuią.
Y tak nas wrychle tu pozamykane,
Głodem y samem niewczasem zwoiuią
Y umrzeć musiem nikczemnie po chwili,
Ieśli nas pomoc z Egyptu omyli.
Ia sie z mey strony, królu, opowiadam,
Że końca nie chcę tak obelżywego
Y tak sromotney śmierci; zaraz wsiadam,
Ani tu dnia chce czekać iutrzeyszego.
Wyrokówci ia niebieskich nie badam,
Niech będzie, co chce, z przeyźrzenia wiecznego:
To wiem, że umrę szablę w ręku maiąc,
Sławy y śmierci poczciwey szukaiąc.
6.
Ale ieśli co w sercach naszych żywię
Chęci do sławy nieoszacowaney —
Nie tylko umrzeć mężnie i uczciwie,
Alebym się też spodziewał wygraney.
Wsiadaymy na koń, iedźmy nie leniwie,
Sprobuymy szable dawno zapomnianey!
W naygorszych raziech — tak to powiadaią —
Nayśmielsze rady naylepsze bywaią.
7.
A ieśliście też nie tak barzo śmieli
Y nie tak wiele siłom swym ufacie,
Abyście z woyskiem wszystkiem wyniść mieli —
Na dwu rycerzów, lepiey, że to dacie.
Niech chrześcianie, ieśli będą chcieli,
(Bo tego słusznie pozwolić iem macie)
Broń obieraią, niech mieysce wydadzą
Y te sposoby, które się iem zdadzą.
Bo nieprzyiaciel, ieśli iednę duszę
Y dwie ma tylko ręce, iako drugi —
Ia nieomylnie swey wygraney tuszę,
Ieśli mię do tey użyiesz posługi.
Przeto cię proszę, niech kopiją kruszę,
Tak się ten zaciąg — skończy prędzey — długi.
Nie zawiodę cię, daiąc rękę na to,
Y przyrzekam ci y ślubuięć za to“.
9.
Król mu krótkiemi odpowiedział słowy:
„Choć mnie tak widzisz starem y szedziwem,
Nie takem słaby, nie tak niegotowy,
Nie takem — iako mniemasz — boiaźliwem,
Abych, tak barzo miał chronić tey głowy
Y chciał sposobem umrzeć obelżywem.
Kiedybym się bał iakiey znaczney szkody,
Albo przyść na mię miały iakie głody.
10.
Lecz, żebyś wiedział, dla którey przyczyny
Myślę się z woyskiem do czasu zawierać:
Soliman [o czem pewne mam nowiny]
Z Niceey do mnie począł się wybierać
Y kazał aż od libiyskiey krainy
Hufce Arabów rozproszone zbierać,
Na chrześciany chcąc uderzyć w nocy,
Wprowadzić żywność y dać nam pomocy.
Że nieprzyiaciel trzyma zamki małe
Y drobne miasta w okoliczy szkodzi,
By tylko było Ieruzalem całe.
Y ta stolica — niech cię nie obchodzi.
Przeto skróć na czas zamysły wspaniałe;
Nie tak głęboko w rzeczy patrzą młodzi,
Schoway swe na czas pogodnieyszy męstwo
Sobie na sławę, a mnie na zwycięstwo“.
12.
Gniewał się ponno Argant w oney dobie,
Nie barzo tam rad beł Solimanowi,
Nieprzyiaciółmi zawżdy byli sobie;
Zaperzywszy się, odpowie królowi:
„Mnie milczeć o tem należy, a tobie
Uczynić, co chcesz — lecz to rozumowi
Przeciwna, aby ten, co państwa swego
Nie mógł obronić, obronił cudzego.
13.
Niech przydzie, iako wyprawiony z nieba,
Wyswobodzić was z tego obleżenia;
Niech wam wprowadzi żywności y chleba,
Niechay was z tego wyzwoli więzienia.
Mnie niczyiego ratunku nie trzeba,
Iuż wy tu siedźcie, a ia pozwolenia
Proszę: niech w połę iadę, nie od ciebie
Kruszyć kopiją, ale sam od siebie“.
A król mu na to: „Rycerzu cnotliwy,
Wolałbym cię był na inszy czas chować,
Ale, iżeś tak boiu barzo chciwy,
Pozwalam na to, niechcę cię hamować“.
Za temi słowy Argant ukwapliwy,
Na poiedynek pocznie się gotować
Y przyzwanemu rzecze trębaczowi:
„Iedź, a przy wszystkich powiedz Goffredowi:
15.
Że ieden rycerz, którego to boli,
Że go za temi trzymaią murami —
W przestronem polu — a nie w mieście — woli
Popisować się z swoiemi siłami
Y że go uyźrzy, gdzie na to pozwoli,
W równi, pod swemi zaraz obozami;
A że wyzywa na rękę, którego
Ma w swoiem woysku co namężnieyszego.
16.
Y tak powiada, że tego dowiedzie:
Nierzkąc się z iednem y dwiema probować,
Niech po trzech, czwarty y piąty wyiedzie,
A po iednemu maią następować.
Tego, co przegra, niech zwyciężca wiedzie:
Ieśli go też chce wolnością darować —
Wolno mu będzie“. Tak mu roskazował,
A trębacz się też zaraz wyprawował.
Przyiechawszy tam, kędy przy Hetmanie
Co nayprzednieysi siedzieli wodzowie:
Beł prowadzony y począł: „O panie!
Pytam, dacieli mieysce wolney mowie?“
Odpowie Goffred: „Nic ci się nie stanie,
Wszędzie bespieczni bywaią posłowie“ —
„Więc powiem — prawi — cierpliwie słuchaycie
A na pana się, nie na mię — gniewaycie“.
18.
Potem poselstwo tak bardzie sprawował
Y tak zuchwale, że ci co słuchali —
By ich beł samże Hetman nie hamował —
Podobnoby mu byli nie wytrwali.
Goffred po sobie sam niepokazował
Gniewu, rzekł tylko: „Barzoście zuchwali,
Powiedz, że piąty pewnie się nie stawi —
Kto wie? ieśli go pierwszy nie odprawi.
19.
Niechże nie mieszka, a Goffred ślubuie,
Że bez zasadek da mu wolne pole
Y iednego z swych stawić obiecuie
Przeciwko niemu, w rozmierzonem kole“ —
Trębacz się zatem nazad wyprawuie,
A ostrogami konia w boki kole;
Wiechawszy w miasto, poszedł ukwapliwy
Tam, gdzie go czekał Argant boiu chciwy.
„Gotowi się bić — prawi — chrześcianie,
Nie baw się więcey, a odziey się zbroią.
Nie tylko ci, co blisko przy Hetmanie,
Ale y mnieyszy, znać, że się nie boią.
Zuchwałe iem się zdało twe wskazanie,
Wszyscy się pychą urazili twoią;
Wierzyć iem strony bespieczeństwa — możem,
Plac między miastem, a między obozem“.
21.
Wziął na się zbroię Argant nie mieszkaiąc,
A pałasz przez się zawiesił na bindzie[2];
Król, chrześcianom nie bardzo dufaiąc,
Kazał go przedsię prowadzić Kloryndzie:
„Dla bespieczeństwa, pilne oko maiąc,
Niechay — pry — z tobą tysiąc iazdy wyńdzie,
A kiedy mu się bić przydzie samemu,
Zdaleka stanąć każ ludowi swemu“.
22.
A w tem ci, co go z miasta prowadzili
Na plac, który beł na to naznaczony,
Wszyscy we zbroiach z bramy wychodzili,
A wprzód szedł Argant świetno ustroiony.
Plac ten od miasta w ćwierci leżał mili,
Wszystek odkryty y nie zasłoniony,
W równi, która się do tego tak zdała,
Iakoby się też umyślnie szukała.[3]
Na oczu woyska[4] — sam ieden — wszytkiego
Stanął tam Argant, Argant urodziwy,
Z serca mężnego, z wzroku ogromnego,
Z szerokich plecu, srogi y straszliwy;
Do Encelada y philistyńskiego
Męża podobny, a wzrok niósł gniewliwy,
Ale się z niem bić przedsię wszyscy chcieli,
Bo iego siły ieszcze nie widzieli.
24.
Ieszcze był w ten czas Goffred nie mianował,
Kogo miał na to obrać między swemi —
Tankreda iednak każdy upatrował,
Przyznawaiąc mu męstwo przed inszemi,
Y w rycerskiem mu dziele ustępował,
Kładąc go między co nadzielnieyszemi;
Y w głos iuż o tem y wielcy y mali,
Po wszystkiem prawie obozie szemrali.
25.
To beło wszystkich zdanie o Tankredzie,
Poiedynki mu były nie nowina,
Toż rozumienie beło y w Goffredzie.
„Iedź — prawi — okróć tego poganina —
Tankred wesoły zaraz w pole iedzie,
Szczęścia mu dobra winszuie drużyna,
Która go piękney pełnego ochoty
Wyprowadziła w pole za namioty.
Od tego placu daleko był ieszcze.
Na którem z sobą w on czas czynić mieli —
Gdy iuż pociechę swoię serce wieszcze
Czuło, bo piękna bohatyrka w bieli
Nagle się na to podemknęła miesce;
Nigdyście śniegów bielszych nie widzieli,
Iako ta szata, co na zbroi miała,
A z szyszaka twarz wszystkę ukazała.
27.
Obaczywszy ią więcey nie pilnuie,
Gdzie go na placu czeka Argant śmiały;
Ale po mału za nią następnie,
Aż się nakoniec stawa skamieniały.
Mróz z wierzchu, wewnątrz srogi ogień czuie,
Stoi na mieyscu podobien do skały,
Wlepiwszy w nię wzrok i czyni postawę,
Że z Cyrkaszczykiem niedba o rosprawę.
28.
On też uyźrzawszy, że nikt przeciw niemu
Nie idzie w szranki y nie chce się ruszyć,
Woła: „Cóż to iest? wżdy każcie któremu
Stawić się na plac y kopiją kruszyć!“
Tankred nie słyszy y oku chciwemu
Woli dać obrok y wnątrz serce suszyć;
W tem Otton wodze wypuścił koniowi
Y skoczył na plac przeciw Argantowi.
Otton beł ieden, który się napierał
Czynić z Argantem, z inszemi zacnemi;
Z Tankredem potem o to się nie spierał
Y prowadził go z obozu z drugiemi.
A teraz słysząc, że Argant wywierał
Y słowy nasze lżył uszczypliwemi,
A że się Tankred zapomniał bez mała —
Porwał pogodę, która się podała.
30.
Nie tak lew młody, kiedy byka zoczył,
Bieży do niego, głodem przemorzony —
Iako na ten czas Otton rączo skoczył;
Argant do niego także z drugiey strony.
Dopiero Tankred nazad koniem toczył,
Iako z twardego spania obudzony —
Woła nań: „Postóy, mnie się bić należy!“
Nie słyszy Otton y potkać się bieży.
31.
Zastanowił się, a oczy mu obie
Pałały, bo był srodze rozgniewany:
Że go uprzedził — za bańbę ma sobie;
Widzi, że wielkiey nie uydzie przygany.
Wtem Cyrkaszczyka Otton w oney dobie
Uderzył drzewem w szyszak hecowany,
A on mu paiż wprzód, a zbroię potem,
Za iednem razem ostrem przebił grotem.
Barzo się Otton nieborak omylił,
Bo wypadł z siodła, nad mniemanie swoie;
Ale poganin ani się nachylił,
Bo był mocnieyszy pewnie tyle troie.
Potem się z konia do Ottona schylił,
Mówiąc mu hardzie: „Day się w ręce moye,
Dosyć masz sławy y możesz się chlubić,
Żeś się bił ze mną y żeś mię chciał ubić“.
33.
„Nie tak się prętko naszy poddawaią,
Iako rozumiesz — Otton mu odpowie —
Niech mię z nieszczęścia drudzy wymawiaią,
Ia się chcę pomścić, albo stracić zdrowie“.
W Argancie oczy płomieniem pałaią —
Roziadł się, iak pies — y słów kilka powie:
„Poznayże — prawi — iaka moia siła,
Kiedyć y dobroć y ludzkość nie miła“.
34.
Ledwie się Otton na nogi postawił,
On konia zwarwszy[5] natrze na pieszego;
Uskoczył Otton y zaś się poprawił
Y bronią boku dosiągł mu lewego.
Prawda to, że miecz dobrze w niem ukrwawił,
Lecz bez pożytku y skutku żadnego;
Bo nie osłabiał namniey z oney rany,
Ale był duższy[6] — Argant rozgniewany.
Zatrzymał konia y nazad go wrócił
Y na Ottona, iako ptak, przypadnie,
Że się nie postrzegł, kiedy się obrócił
Y tak mu przyszło potrącić go snadnie.
Tem potrąceniem zaraz go ukrócił:
Drżą mu kolana, twarz mu wszystka bladnie,
Leci do ziemie[7], zatem się powalił;
Tak twardy był raz, który go obalił.
36.
Sroży się Argant, piersi leżącemu
Podeptał, zwarwszy konia ostrogami,
„Tak będzie — woła — każdemu hardemu,
Iak temu, co mi leży pod nogami“.
Dopiero Tankred koniowi swoiemu
Nie da stać, ale popuści wodzami;
Żal mu Ottona, widzi, że źle sprawił,
Radby się po swem występku poprawił.
37.
Z wielkiem ku niemu poskoczy okrzykiem,
Na rączem koniu, głosem nań wołaiąc:
„Ty, psie pogański, co się okrutnikiem
Czynisz nad więźniem, w ręku go trzymaiąc.
Znać to po tobie, żeś był rozbóynikiem,
Nawykłeś tego z Araby zbiiaiąc;
Nie godzieneś tey słoneczney światłości,
Dla swoiey dzikiey, zwierzęcey srogości“.
Ostatek Tankred Marsowi poruczy,
Cyrkaszczyk zgrzyta, ściska z gniewu zęby,
Chce odpowiedzieć, ale tylko mruczy,
Niezrozumiany dźwięk mu pada z gęby.
Iako więc obłok w niepogodę huczy,
Z którego piorun wypada trozęby —
Tak każde słowo Argantowe było.
Zdało się, że grzmi — kiedy wychodziło.
39.
A kiedy oba z onego łaiania
Wzaiemnego, gniew w sobie pobudzili,
Tak ten, iako ów, rączo do potkania
Szli y obadwa do siebie skoczyli.
Wy mi, o Panny, daycie do śpiewania
Głos tey woienney równy krotofili —
Wy samy rymy prowadzcie niegodne,
Niech będą z dzieły tak wielkiemi zgodne!
40.
Wielkie w rzemiennem drzewa niosąc toku.
Poszli do siebie oni dway rycerze;
Takiego biegu, albo raczey skoku
Nie było nigdy w żadnym bohaterze:
Bo, bez wątpienia, niedościgłe oku,
Ledwie tak leci wystrzelone pierze;
Drzewa się obie[8] o zbroie złamały,
Skry szły, a trzaski pod niebo leciały.
Dźwięki z tych razów po różney się stronie
Y po przyległych górach rozlegały,
A samem głowy, ani pyszne skronie,
Ani wyniosłe czoła nie zadrżały;
A tak się oba uderzyły konie,
Że, iako zdechłe, na pował leżały —
Których skoro tak obadwa pozbyli,
Od boków mieczów ogromnych dobyli.
42.
Ostrożnie niosą rękę, oko, nogę,
A wzaiem sobie obadwa nie wierzą;
Co raz nayduią do ran nową drogę,
To w łep, to w piersi, to do brzucha mierzą;
A podawaiąc omylną przestrogę,
Nie tam, gdzie mierzą, lecz indziey uderzą —
To wprzód, to pozad kroków pomykaią,
A czasem się, chcąc, sobie odkrywaią.
43.
Ukazał Tankred bok tarczą odkryty,
Znać beło, że był ćwiczonem szermierzem —
Wyniósł się z mieczem Argant iadowity,
W tem bok swóy lewy odsłonił puklerzem;
Tankred miecz odbił tak, że raz odbity
Szedł wniwecz — y wraz dosiągł go koncerzem
Y wskok się cofnął y stanął zaś w kroku.
A temu pluszczy krew z rannego boku.
Poczuwszy Argant, że iuż beł raniony,
Y namacawszy znaczną w boku dziurę,
Zrże się sam w sobie y iako szalony
Miece się, czuiąc zdziurawioną skurę
Y wściekłem, iak pies, gniewem zapalony,
Wyniózwszy y głos y miecz wielki wzgurę,
Z obu rącz nań tnie; on w tem ranę nową
Zadał mu w ramię, drugi raz sztychową.
45.
Iako, na Tatrach, wieprz dziki poszczwany,
Widząc na sobie zsiadłe ze krwie lepy[9],
Krzywemi kłami — wielkie tocząc piany —
Gwałtem się miece y drze na oszczepy,
Tak Argant ranę odniózwszy do rany,
W niebespieczeństwo idzie, iako ślepy;
Y tak na pomstę biegł nieokrócony,
Że swoiey własney zapomniał obrony.
46.
Co iedno miał sił w sobie w oney dobie,
Wszystkie gromadzi y w kupę ie ściska;
A mieczem, który beł na ręce obie,
Iako piorunem po powietrzu błyska.
Drugi iuż wytchnąć nie ma iako sobie,
Bo nań śmiertelne raz w raz razy ciska,
Tak wielkiey mocy żadne strzymać sztuki,
Żadne szermierskie nie mogą nauki.
Długo iuż czeka Tankred nademdlony,
Aza się kiedy poganin zmorduie;
Czasem się składa, czasem przez zagony
Na koło mu się rączo ustępuie.
A widząc, że ów trwa nieprzełomiony
Y co raz barziey siekąc, następuie —
Z obu rącz mieczem, także nie przestaiąc,
Siekł, iako y on, nie odpoczywaiąc.
48.
Iuż umieiętność za nic prawie stoi,
Na siłach zgoła należało wiele,
Za każdem cięciem blachy miecz ukroi:
Albo w niey dziura, albo rana w ciele;
Pot płynie z czoła, krew ciekąc po zbroi
Miesza się w piasku y suchem popiele;
Miecze się, iako pioruny błyskały,
Zbroie od razów, iako nieba grzmiały.
49.
Bohatyrowi swoyemu życzliwi,
Patrzą z niezmierną boiaźnią poganie;
Z niemnieyszem strachem y nie mniey wątpliwi
Czekaią także końca chrześcianie.
Y ci y owi, równo boiaźliwi,
Nikt nie rozdziewi gęby, patrząc na nie,
Żaden nie trunie, żaden się nie ruszy,
Tylko, że się kęs rusza serce w duszy.
Iuż się obadwa byli zmordowali
Y podobnoby koniec beli mieli,
Ale noc zaszła, że ci co patrzali,
Nic albo mało — choć zbliska — widzieli.
W tem araldowie[10] dway na plac wiechali,
Którzy ie rozwieść y rozwadzić chcięli;
Co z tamtey strony, Pindorem go zwano,
Chrześciańskiemu Arydeus dziano.
51.
Tych taka wolność, taka iest ustawa.
Że laski swoie kładą miedzy miecze;
Taki z zwyczaiu i dawnego prawa,
Bóy nagorętszy rozwiedzie y zwlecze.
„Równiście sobie, zła w pociemku sprawa,
Przestańcie się bić — Pindor pierwszy rzecze —
Widzicie, że mrok ciemny następuye,
Niech odpoczynek swóy noc zachowuye:
52.
Wszystkie zwierzęta pokóy w nocy maią,
A dnia się do prac iasnego używa;
Wspaniałe serca o dzieła nie dbaią,
Które ciemnością swoią noc pokrywa“.
Odpowie Argant: „Mnie y w nocy znaią,
Niech kiedy kto chce sobie odpoczywa,
Ia ztąd nie ziadę y bić się z niem będę
Tak długo, aż mu na gardle usiędę;
Chybaby przysiągł, że tu zaś przyiedzie“.
A Tankred na to: „Ia też nie odiadę,
Aż mi przysięże, że więźnia przywiedzie,
A na rozczętą stawi się biesiadę“.
Przysiągł Cyrkaszczyk zaraz po Tankredzie
Tak araldowie odłożyli zwadę,
A żeby one rany wyleczyli,
Szósty do bitwy dzień im naznaczyli.
54.
Tak straszny y tak poiedynek srogi
Został pamiętny u oboiey strony:
Nie bez wielkiey go wspominaią trwogi
Y nie tak rychło będzie zapomniony;
Pełne takich mów y domy y drogi,
Iako ten y ów beł w boiu ćwiczony;
Lecz komu więcey przyznawać się miało —
Różnie pospólstwo sobie rozbierało.
55.
Wszyscy czekali y o tem mówili,
Co się za koniec naostatek stanie;
Ieśli gniew wściekły y szaleństwo, czyli
Męstwo y dzielność na placu zostanie.
Ale naywięcey trapi w oney chwili
Erminią to przyszłe ich potkanie;
Bo samey siebie część lepszą widziała,
Że tam na Marsie wątpliwem wisiała.
Kassana oyca Erminia miała,
W Antyochiey co przedtem panował;
Potem się w łupie zwyciężczy dostała,
Kiedy królestwo ono opanował;
Wszelaką ludzkość po Tankredzie znała,
Wielką iey łaskę zawżdy pokazował:
Pańskie — w upadku oyczystey stolice —
Miała chowanie, a nie niewolnice.
57.
Czcił ią, ważył ią, iako się godziło
Ważyć w królewskiem stanie urodzoną;
Perły y złoto y co skarbów było,
Dał iey y wolność nawet utraconą;
Co ią tem bardziey ieszcze pobudziło.
Że wpadła w miłość dla niego szaloną —
A taką miłość, że podobno więtszey
Y nigdy w nikiem nie było gorętszey.
58.
Tak, chocia ciało darował wolnością,
Serce y dusza w niewoley została.
Z gęstemi łzami, z okrutną żałośćią,
Swoiego pana, nędzna, zostawiała.
Ale choć taką pałała miłością;
Na swe uczciwe tak się oglądała,
Że matkę, w leciech podeszłą niebogę,
Poiąwszy z sobą, puściła się w drogę.
Do Ieruzalem naprzód się trafiła,
Gdzie ią król przyiął y chował przy sobie.
Prętko iey potem matka ustąpiła
Y po niey tamże chodziła w żałobie.
Ale ani żal, że matki pozbyła,
Ani wygnanie mogło w oney dobie
Onę iey miłość z serca wykorzenić,
Albo iey ulżyć, albo iey uplenić.
60.
Gore nieboga, okrutnie miłuie,
A żadney nie ma nadzieie w miłości;
Coraz się więtszy ogień w niey zaymuie,
Dosiągł iuż wszędzie wysuszonych kości;
Ztąd, że go taić w sobie usiłuie.
Barźiey się żarzy y szerzy w skrytości;
Ale w niey martwe nadzieie ożyły,
Gdy z woyskiem przyszedł pod miasto iey miły.
61.
Gdy chrześciańska moc następowała
Y szły chorągwie pod miasto rozwite,
Wszystkich okrutna trwoga zdeymowała,
Widząc narody obce rozmaite.
Ona się sama tylko radowała
Y z chciwem — między namioty rozbite
Y między zbroyne hufce — okiem lazła,
Tak długo, aż gdzie Tankreda nalazła.
Podle pałacu była królewskiego
Wysoka wieża, tuż przy samem murze.
Z którey mógł przeyżrzeć do chrześciańskiego
Obozu prosto tak, iako po sznurze.
Tam Erminia od świtu ranego
Do samey nocy siadała na gurze,
Tam chciwe myśli y oczy karmiła,
Tam sama z sobą rozmowy czyniła.
63.
Tam się y w ten czas strapiona puściła,
Kiedy miał bydź on poiedynek srogi;
A od boiaźni, która ią trapiła,
Lękliwe serce drżało u niebogi
Y Mars wątpliwy, na który patrzyła,
Czynił, że mdlała z oney wielkiey trwogi:
Zawsze, kiedy się Cyrkaszczyk zamierzył —
Czuła, iakby ią miecz w serce uderzył.
64.
Potem, kiedy się tego dowiedziała,
Że mieli znowu wrócić się do boiu;
Łzy bez przestanku smętna wylewała,
Z frasunku, z strachu, z żalu, z niepokoiu.
Nakoniec iuż łez tak wiele nie miała,
Ale na zimnem wsparwszy się podwoiu,
Wzdychała, mdlała, czasem z mdłości padła,
A wszystka srodze wyschła y wybladła.
Ieśli też kiedy oczy wypłakane
Zawarła, albo iaki kęs usnęła,
Widziała przez sen larwy, że w zamianę
Radaby bela śmierć za on sen wzięła.
Czasem miłemu swoiemu zadane
Rany uyźrzawszy, nagle się ocknęła,
Co raz się przed nią ukrwawiony stawi —
Tak nędzna płacze we śnie y na iawi.
66.
Nie tylko serce y umysł niewieści
Przyszłego boiu kłół strach niewytrwany,
Ale ią różne trwożyły powieści
Y Tankredowe niebespieczne rany.
Po wszystkiem mieście beły takie wieści,
Między chciwemu tych nowin pogany,
Że niebespiecznie w onych ranach leżał
Y nie tuszyli, aby się wyleżał.
67.
A iż od matki wzięła i wiedziała
Iaką moc w sobie wszystkie zioła maią
Y słowa pewne y rymy umiała,
Które naiwiętsze bóle uśmierzaią —
(Która nauka tam się więc chowała
W samych królewnach — iako powiadaią)
Myśli, by iako pospołu bydź z chorem
Y uleczyć go y bydź mu doktorem.
Zleczyćby sobie miłego życzyła,
Y dać mu zdrowie, iako inszem wielem;
A musząc leczyć Arganta, myśliła
Otruć go iakiem iadowitem zielem.
Ale się ręka panieńska obroniła
Złych nauk, chocia nad nieprzyiacielem,
Y chce z tey miary, aby nie ważyły
Rymy — i zioła wszystkę moc straciły.
69.
Nie bałaby się iść miedzy namioty
Do nieprzyiaciół, bo iuż nie raz woyny
Widziała, niewczas i różne kłopoty
Cierpiała, żywot wiodła niespokoyny.
Miała y serca i dosyć ochoty
Y umysł śmiały, tey płci nieprzystoyny,
Nie wylękła się na strach ladaiaki
Y na przypadek zmężniała wszelaki.
70.
Y tak iey w on czas dodawała tyle
Zła miłość — serca y męskiey śmiałości,
Że afrykańskie między krokodyle[11]
Poszłaby była okrom wątpliwości.
O żywot namniey nic nie dbała, byle
Uczciwe całe miała przy czystości;
Cnota y miłość, dway rycerze mężni,
Spieraią się w niey, a oba potężni.
Ieden tak mówi: „O któraś me prawa
Przez ten czas wszystek y zakon chowała.
Moia to praca y moia to sprawa,
Żeś swe panieństwo wcale zachowała.
Miałaś w niewoley dobrego przystawa,
U nieprzyiaciół iam cię pilnowała —
A ty ustrzegszy czystości w niewoley,
Teraz ią stracić chcesz, będąc na woley?
72.
Y tak rozumiesz, że to tytuł goły,
Y cnotliwą być y dobrą rzeczoną;
Chcesz między harde iść nieprzyiacioły,
Lekkości szukać y bydź obelżoną.
Potka cię tem kto: [a prawda na poły]
Straciłaś cnotę pospołu z koroną,
Ia nie dbam o cię; tak cię wypchnie z domu
Y da wzgardzoną zdobycz lada komu“.
73.
Drugi tak mówi y wstyd ieszcze cały
Chce iey wyrazić słowy łagodnemi:
„Nie z twardeieś się urodziła skały,
Nie miedzyś źwierzmi[12] urosła dzikiemi,
Aby cię ruszyć miłości nie miały
Y żebyś miała uciekać przed niemi —
Chybabyś serce z żelaza ukować
Dać sobie chciała; co za grzech miłować?
Nie mieszkay a idź, gdzie cię chęć zawodzi,
A nie wierz, aby miał bydź tak surowy;
Coć to zawadzi albo coć zaszkodzi —
Do zobopólney że z niem przyidziesz mowy?
O sroga dziewko, takli się to godzi?
Niechcesz koniecznie, aby mógł bydź zdrowy?
Tylko nie skona ten, co go miłuiesz,
A ty inszego leczysz y pilnuiesz!
75.
Leczysz Arganta przedsię po staremu.
Żeby go potem srodze zamordował;
Takąż to masz dać wybawcy twoiemu
Nagrodę? co cię wolnością darował.
Iakoć się służyć nie przykrzy tamtemu,
A tego odbiec, coć się zasługował?
Do któregobyś w lot ztąd bieżeć miała,
Abyś go we złem zdrowiu ratowała.
76.
Dobrzebyś była więtszey godna dzięki,
Y prętkobyś się z tego ucieszyła,
Kiedy byś mu ty sama z własney ręki
Lekarskiey, rany iego pogoiła,
Y zbawiwszy go y bólu y męki —
Do zdrowiabyś go pierwszego wróciła,
A w twarzy byś się iego przeglądała,
Y w tey piękności, którąbyś mu dała.
Do tego ieszcze miałabyś niemałą
Część między iego wielkiemi dziełami.
Y tak miłością zięci doskonałą.
Zostalibyście sobie małżonkami.
Y chodziłabyś, palcem ukazałą[13]
Między pierwszemi wielkiemi paniami
We włoskiei ziemi, kędy starożytnie
Prawdziwa wiara z piękną cnotą kwitnie“.
78.
Tak długo iey zła miłość pochlebiała,
Że na iey radzie nakoniec poległa;
Ale w tem trudność wątpliwą widziała,
Iakoby ztamtąd uszła y ubiegła.
Straż się na koło wszędzie przechadzała,
Która y murów y pałacu strzegła
Y bramy wszystkie ustawnie zawarte,
Bez wielkich przyczyn nie beły otwarte.
79.
Pospolicie się z Kloryndą bawiła,
Barzo się w sobie obiedwie kochały
Y kiedy zorza z morza wychodziła
Y kiedy gasła — pospołu bywały.
Czasem, kiedy noc mrokiem świat okryła,
Na iedney z sobą pościeli sypiały,
Iedna się drugiey wszystkiego zwierzała,
Okrom miłości, tę w sobie trzymała.
Tę Erminia tylko pokrywała,
A maiąc często zapłakane oczy,
Gdy o przyczynę Klorynda pytała,
Wszystko na swóy stan składała sierocy.
Z nią w towarzystwie ustawnie bywała.
Wolno iey beło y we dnie y w nocy
Do iey łożnice y do yey pokoiu,
Lub z królem w radzie, lubo beła w boiu
81.
Y przyszła tam raz y siedziała sobie
Chwilę, swe myśli sobie rozbieraiąc
Y o swoiego skrytego sposobie
Wyszcia za miasto w pole — rozmyślaiąc.
Kiedy tak długo stała w oney dobie,
Umysł wątpliwy różnie obracaiąc,
Z trafunku oczy rzuci na stół bliski
Y uyźrzy zbroię swoiey towarzyszki.
82.
Westchnąwszy, rzecze: „O błogosławiony
Stan cney dziewice w takiey szczęśliwości,
Zayźrzeć iey muszę, nędzna z każdey strony,
Nie płci panieńskiey chwały, nie gładkości —
Ale, że iey nóg nie trudnią ogony.
Gmach iey zawarty nie bierze wolności,
Wychodzi, gdzie chce y chodzi we zbroi,
A sromoty się żadney ztąd nie boi.
Czemu mię niebo, albo przyrodzenie
Tak nie stworzyło, iako tę dziewicę,
Żebym te rąbki i miękkie odzienie
Mogła odmienić; w pancerz i przyłbicę,
Pewniebym — maiąc na to pozwolenie —
Wolała zbroię, niż tę iedwabnicę;
W polubym zawsze pod niebem mieszkała,
Znóy, deszcz, wiatr, zimno, wszytkobym wytrwała.
84.
Pewnie, żebyś się pierwey był przedemną
Nie bił z mem miłem, hardy Cyrkaszczyku!
Pierweyby mu się przyszło potkać zemną
Y podobnoby iuż był u mnie w łyku —
Lekkąbyś beł miał, słodką y przyiemną
Niewolą u mnie, ty móy okrutniku;
Y z twych powrozów y z twoiego węzła,
Lżeyszyby beł móy, w któremem uwięzła.
85.
Albobyś mię też w serce trafił grotem
Y umarłabym z tey rany zarazem,
A dopierobym ozdrowiała potem,
Zleczywszy miłość życzliwem żelazem;
Y iużbym więcey nie myśliła o tem,
Miałoby pokóy ciało z duszą razem
Y — a co wiedzieć — ieśliby mych kości
Niepogrzebł, albo nie płakał z litości.
Lecz niepodobnych napieram się rzeczy
Y myśl, niestetysz, oszukiwam swoię,
Iakosz to ma bydź y iako to grzeczy?
Ladaczego się licha dziewka boię,
A choć mi rozum pochlebia człowieczy,
Mieczem nie władnę, nie udźwignę zbroie,
Lękliwe serce, słaba moia siła...
— Owszem udźwignę, by naycięższa była!
87.
Gdzieby iey też me siły nie zdołały,
Miłość ią na mię dźwignie y poniesie;
Za iey zdarzeniem ieleń bywa śmiały
Y mężnie rogiem w gęstem kole lesie.
Iać się bić nie chcę, ale ieden mały
Fortel mi pono ta zbroia przyniesie:
Chcę się Kloryndą udać y w postawie
Iey wyniść z miasta y pomóc tey sprawie.
88.
Stróże y którzy bramy zamykaią,
Puszczą ią zaraz — ile baczyć mogę —
Wszystkie mię insze sposoby miiaią,
Tę samę iednę widzę na to drogę;
Miłość, fortuna, niech mi pomagaią
Niewinney zdrady y wiodą niebogę,
Lecz to wykonać próżno przy Kloryndzie,
Lepiey iść teraz, niż od króla wyńdzie“.
Naostatek iuż tak się namyśliła,
[Miłość ią gwałtem wiodła niecierpliwa]
Y Kloryndzinę zbroię wynosiła
Cicho do swego gmachu ukwapliwa;
Łatwie się iey to zdarzyło: nie była
Z nią tam na ten czas żadna dusza żywa.
Noc też nadszedszy, dała pomoc snadną,
Życzliwa tem, co miłuią y kradną.
90.
A kiedy tylko małe światło daiąc,
Gwiazdy świeciły, a noc pociemniała —
W iedney się dawney słudze swey kochaiąc,
Do pokoiu iey sobie zawołała;
Z iednem lokaiem, któremu ufaiąc,
Oboygu część swych myśli odkrywała:
Że uciec musi — na to tylko składa,
Ale dlaczego — tego nie powiada.
91.
Lokay, kiedy się miała iuż wybierać,
Wszystkie zgotował potrzeby ku drodze;
Ona też zatem ięła się rozbierać
Z szaty, która szła do ziemie po nodze.
Potem się w kawtan przeszyty ubierać
Poczęła, w którem przystało iey srodze;
A tak się ubrać zarazem umiała,
Że iey mało co sługa pomagała.
Piersi y szyię śniegowi podobną
Okryła w ten czas y swóy warkocz złoty,
Nie szatą iaką miękką y ozdobną,
Ale twardemi urobioną młoty;
Rękę pieszczoną y przedtem swobodną
Przyniewoliła do męskiey roboty:
Dźwiga tarcz. Miłość śmieie się, na ono
Herkulesowe wspomniawszy wrzeciono.
93.
Ledwie nieboga zrazu stąpić mogła,
Kiedy on ciężar tak wielki dźwigała,
Ale iey panna służebna pomogła:
Iakokolwiek się na niey podpierała.
Potem, kiedy się spracowana zmogła,
Miłość z nadzieią sił iey dodawała,
Tak, że tam obie skwapliwie przypadły,
Gdzie lokay czekał y na konie wsiadły.
94.
Tak przebrawszy się zaraz poiechały,
Naustronnieyszey trzymaiąc się drogi,
Ale się z wielą przedsię potykały,
A blask się w nocy z zbroie świecił srogi;
Każdy zstępował, którego miiały,
Nie bez boiaźni, nie bez wielkiey trwogi;
Bo znak Kloryndzin straszny, chocia w cieniu
Y zbroyę znali przy białem odzieniu.
Acz się iey nie źle z początku powiodło.
Przedsię się iakiey przeszkody boiała,
Coś ią straszyło, coś ią w serce bodło,
Że ią przygoda iaka potkać miała;
Iednak do bramy śmiele szła y godło
Dawszy, wrotnego łatwie oszukała:
„Król mię śle w pole, co pręcey mię puszczay!
Iam — pry — Klorynda, wzwód mi zaraz spuszczay“.
96.
Głos białogłowski, podobny onemu
Głosowi, którem Klorynda mówiła,
Zdał się bydź własny Kloryndzin wrotnemu,
Tak go udała y dobrze zmyśliła.
Więc, ktoby beł rzekł, ktoby wierzył temu,
Żeby ta mdła płeć we zbroi ieździła?!
Tak wypuszczeni poiechali sami,
Zakryci chrósty, albo dolinami.
97.
A kiedy beli w dobrey ćwierci mili,
Dopiero konia wodzą zawściągnęła.
Mniemali, że iuż złe razy przebyli
Y że co więtsze zawady minęła;
Ale dopiero myślić w oney chwili —
Co iey wprzód na myśl nie przyszło — poczęła:
Coraz to więtszą trudność naydowała,
Którey, kwapiąc się, nie upatrowała.
Wielkie szaleństwo y głupstwo widziała,
Tak po żołniersku iachać tam ubraną;
To przedsięwzięcie y tę wolą miała
Nieznacznie w obóz przyiechać nieznaną,
A swemu tylko miłemu się chciała
Dać znać, z czystością cało zachowaną;
Przeto stanąwszy, lokaia przyzwała:
Wrzkomo to iuż bydź ostroźnieyszą miała.
99.
„Idź wprzód przedemną do chrześciańskiego
Obozu, ale spiesz się y bież sporo,
Tam się dopytay do Tankredowego
Namiotu zaraz, kędy leży choro[14];
Powiedz, że yedna dla niebespiecznego
Zdrowia iego chce przybyć tu, a skoro
On będzie przez nię zdrowy, za nagrodę
Ma iey dać pokóy, wolność y swobodę;
100.
A że mu dufa, że ią w mocy maiąc,
Nie uczyni iey żadney zelżywości.
Będzieli więcey chciał wiedzieć, pytąiąc —
Mów, że ni o czem nie masz wiadomości;
A ia tu sobie tak odpoczywaiąc,
Będę cię czekać nie bez teskliwości“.
Tak go uczyła, a on się nie bawił,
Biegł, iakoby mu skrzydła kto przyprawił.
Do obozu go zarazem puszczono.
Bo ten lokay beł sprawny y bywały;
Tankredowe mu także ukazano
To stanowisko, gdzie leżał zchorzały.
Odniósł mu wszystko, co mu rozkazano
Y wracał się wzad — gdzie obie czekały —
Z tem, że ią wdzięcznie chciał przyiąć i miała
Bydź zataioną inszem, iako chciała.
102.
A w tem tak małey znieść nie mogła zwłoki,
Frasowała się, że się długo bawił:
Liczyła cudze sama w sobie kroki.
„Iuż — prawi — doszedł, iuż poselstwo sprawił“.
Potem na wzgórek wiechała wysoki.
Tusząc, że idzie y że się odprawił;
A kiedy go tak pilno wyglądała,
Nieprzyiacielskie namioty uyźrzała.
103.
Noc na się była rąbek z gwiazd włożyła,
A niebo iasne świeciło pogodnie —
Iuż y Cynthya pełna prowadziła
Swe złote wozy między mnieysze ognie;
Erminia też swoie rozłożyła
Pospołu z niebem, gorące pochodnie,
Czyniąc ich świadkiem życzliwe milczenie
Y nieme pola y miesięczne cienie.
Patrzy na obóz, cieszy się nadzieią
Y mówi z sobą: „O! piękne namioty,
O! iako miłe wiatry od was wieią
Y niezwykłey mi dodaią ochoty;
Niechay mię wierzchy wasze przyodzieią,
Niech ze mnie zdeymą te ciężkie kłopoty,
Bo pewnie, ieśli pod niemi nie będę,
Żywot położę y zdrowia pozbędę
105.
Przyimcie mię! a niech doznam tey litości.
Którą mi miłość po was obiecała,
Y doświadczoney przedtem łaskawości,
Którąm w niewoley po swem panie[15] znała.
Nie chcę straconey od was maiętności
Y abym znowu królową została —
Wielką mi łaskę, wielką pokażecie,
Kiedy mi służyć u siebie każecie“.
106.
Tak do nich mówi, a nie myśli o tem,
Iako Fortunę miała iadowitą.
Miesiąc pogodny swem promieniem złotem
Bił z nieba z góry w zbroyę niezakrytą
Y odtrącony zasię od niey potem,
Światłość daleką posyłał odbitą;
Więc po poświecie szata się bielała,
A na szyszaku tygrys się błyszczała.
Iako zły los chciał, rotmistrze ćwiczeni
Straży tam beli w tych mieyscach zawiedli;
Polifern, Alkandr, bracia dwa rodzeni
Starszemi beli y te ludzie wiedli;
Pilnuiąc tego, aby Saraceni
Z pola do miasta bydła nie nawiedli.
Że lokay z strażą pominął się oną —
Musiał daleko obbieżeć gdzie stroną.
108.
Polifern młodszy, któremu zabiła
Oyca Klorynda czasu niedawnego,
Rozumiał, że to ona sama była,
Zayrzawszy stroiu zwykłego białego
Y ztąd, gdzie się straż była zasadziła,
Konia w tą stronę obracał rączego
Y krzycząc głosem, biegł na Erminią,
Prętkiey chciw pomsty z złożoną kopiją.
109.
Iako więc ieleń na puszczy pierzchliwy,
Kiedy z pragnienia szuka swey ochłody,
Tam, gdzie przy skale strumień widzi żywy,
Znienagła idzie bespieczny do wody;
A ieśli na psy wpadnie, gdy leniwy
Między leśnemi napić się chce chłody —
Skoczy y nazad bieży wylękniony
Y zapomina, że beł upragniony:
Tak y ta będąc srodze upragniona
Z skrytego ognia gorącey miłości,
Y tusząc zgasić pragnienie — strapiona —
W swego miłego przyszłey obecności;
Teraz, nieboga, będąc omylona
Y słysząc groźby niespodzianych gości —
Siebie y pierwszey zapomina chęci
Y uciekaiąc, bieży bez pamięci.
111.
Ucieka nędzna, a swoiego kole
Ze wszytkiey mocy konia ostrogami;
Panna służebna tuż za nią przez pole,
A Polifern ie goni z żołnierzami.
W tem się skradaiąc niziną przy dole,
Z późnemi lokay wracał nowinami;
Widzi pogonią wielką za swą panią
Y ucieka też, w różną stronę, za nią.
112.
Alkander mędrszy, Polfernów rodzony,
Za Kloryndę ią własną także maiąc,
Nie chciał iey gonić, ale utaiony
W chróście się na nię zasadził, czekaiąc;
A z iego ludzi ieden wyprawiony,
Biegł do obozu zarazem znać daiąc,
Że stądstad do miasta żadnych nie pędzono,
Ale Kloryndy samey postrzeżono
Y że tam sobie wszyscy tak mówili,
Że ona maiąc hetmańską buławę,
Nie darmo z miasta wyszła w oney chwili
Y wzięła na się sama tę wyprawę;
Przeto, niechayby ostrożnemi byli,
A pilne oko na tę mieli sprawę,
Iako to skoro do obozu doszło,
Po wszystkiem woysku zaraz się rozniosło.
114.
Tankred nowiną pierwszą przerażony,
Kiedy do iego przyszła wiadomości
Świeża wieść ona, myślił utrapiony,
Że się dla niego wdała w te trudności
Y w pancerz tylko lekki obleczony,
Troski y wielkiey pełen wątpliwości,
Wsiadszy na swóy koń, wodze mu wypuścił
Y we wszystkiem się biegu za nią puścił.
KONIEC PIEŚNI SZÓSTEY.
↑iem = nim, starsza forma, 6 przyp. l. poj. od ji, ia, ie = on, ona, ono, (podobnie str. 55, zwr. 51).
↑W równi, która się do tego tak zdała. Jakoby się też umyślnie szukała, forma osobowa, zamiast: jakoby się jej szukało; porównaj zwroty dzisiejsze: książka się piszę, zamiast: książkę się pisze.
↑na oczu wojska, zamiast: niewłaściwej dzisieiszej formy na oczach wojska, (dualis — na oczu).
↑zwarwszy zamiast: zwarłszy, anologiczna forma do tematów samogłoskowych.
↑duższy, stopień wyższy od duży, w znaczeniu tęgi, silny.
↑do ziemie zamiast: do ziemi, starsza forma, 2-gi przyp. l. poj.
↑drzewa... obie, dualis, porównaj Jabłonowski Ezop. „Śpi na obie uszy“.
↑zsiadłe ze krwie lepy, przepyszne określenie stylistyczne na oznaczenie lepkiej, skrzepłej krwi.