Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona/Pieśń czwarta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Torquato Tasso
Tytuł Goffred abo Ieruzalem Wyzwolona
Redaktor Lucjan Rydel
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1902–1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Kochanowski
Tytuł orygin. Gerusalemme liberata
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pieśń czwarta.
ARGUMENT.
Wszystkiey piekielney zwoływa czeladzi
Do iedney kupy Pluton zagniewany,
Którą naiwięcey dla tego gromadzi,
Aby szkodzili zewsząd chrześciany.
Za ich powodem Hidraot się radzi
Z swoią Armidą y chce, aby pany
Co naprzednieysze swą gładkością bodła
Y uwikłane miłością uwiodła.
1.

Kiedy tak pilnie y tak ukwapliwie
Robili cieśle do lasa posłani,
Na chrześciany poyźrzał nieżyczliwie
Straszliwy tyran piekielney odchłani.
A widząc, że się im wiodło szczęśliwie
Y że od Boga byli miłowani —
Z iadu się kąsał y iako byk ryknął,
Tak mu ból serce przeiął y przeniknął.

2.

Chce wszystką mocą trapić chrześciany,
Według swoiego dawnego nałogu;
Na to złych duchów zbór sobie poddany
Zbiera do swego królewskiego progu.
Mniema tak, sprosny głupiec opętany,
Że to rzecz łatwa, przeciwić się Bogu
Y nie chce pomnieć szaleniec przezdzięki,
Iaki z gniewliwey piorun Iego ręki.

3.

Ogromną trąbą Lucyper zuchwały
Kupi do siebie mieszkance podziemne,
Którey się straszne dźwięki rozlegały,
Przechodząc piekła y przepaści ciemne.
Nigdy tak nieba ogromnie nie grzmiały,
Gdy miecą gromy na doliny ziemne,
Nie tak ziemia drży y trzęsie się na dnie,
Gdy wiatr chce wypaść, co się w nię zakradnie.

4.

Zbiegli się zaraz piekielni duchowie,
Na pałac, w którym mieszka Pluton srogi,
W różnych postaciach: a kto ie wypowie?
Strach y wspominać! Iedni kurze nogi,
Drudzy wielbłądzie, trzeci maią krowie;
Są y ci, którzy na łbie niosą rogi,
Inszy zaś warkocz z wężów upleciony
Y smocze niosą za sobą ogony.

5.

Widziałbyś tam był Arpiie nieczyste.
Centaury, Sphingi, wybladłe Gorgony,
Y szczekaiące Scylle zawiesiste,
Gwiżdżące Hydry, świszczące Pitony,
Chimery sadze pluiące ogniste,
Straszne Cyklopy, srogie Geryony
Y wiele dziwów nigdy niewidzianych,
Z różnych postaci w iedne pomieszanych.

6.

Starsze po prawey posadzono stronie,
Po lewey młodsze y nie tak wspaniałe,
We śrzodku Pluton straszliwy, na łonie
Trzyma żelazne sceptrum zardzewiałe;
Tak był sam w sobie, tak wielki w ogonie,
Że się y Alpy przy nim zdały małe,
Y Atlas, chocia sięga pod obłoki,
Nie iest tak wielki ani tak wysoki.

7.

Oczy miał wściekłe, wzrok by u komety.
Powagę mu twarz surową czyniła,
Wszytek był czarny od głowy do pięty,
Kosmate piersi gęsta broda kryła,
Miąższy u gęby wąs wisiał pomięty,
W czele miał ieden, we łbie rogów siła,
A ukrwawiona gęba była taka,
Iako głęboka straszna przepaść iaka.

8.

Iako Mongibel zaraźliwe pary
Y smród wypuszcza, tak y iemu z gęby
Śmierdziało właśnie, a z nosa bez miary
Puszczał, aż brzydko, plugawe otręby.
Gdy począł mówić, umilkł Cerber stary,
Hydra ścisnąła wylękniona zęby.
Cofnął się Kocyt, Abissy[1] zadrżały,
Kiedy iego słów straszliwych słuchały:

9.

„Zacne książęta, godnieyszy na niebie
Mieszkać nad słońcem, skąd ród prowadzicie,
Których niesłusznie Bóg wypchnął od siebie,
Z państw, do których z Nim równo należycie:
Bał się nas pewnie, widział nas w potrzebie
Y miał nas z kaszel[2], co dobrze pomnicie;
Teraz On nieby y gwiazdami rządzi,
A nas za swoie przeciwniki sądzi.

10.

Y miasto światła y dnia pogodnego,
Zamknął nas w kluzie y w wieczney ciemności,
Zayrząc nam nieba y słońca iasnego
Y oney pierwszey naszey szczęśliwości.
A co mię gryzie, co mi do dawnego
Bólu przydaie męki y żałości:
Woła do nieba człowieka lichego,
Z błota y z podłey gliny zlepionego.

11.

Mało miał na tem: Syna na śmierć srogą,
Nam na złe, skazał y na świat wyprawił,
Który, pomnicie, z iaką naszą trwogą
Piekielne bramy wyparł y wystawił;
Wydarł nam gwałtem korzyść naszą drogą,
Dusze zdobyte z więzienia wybawił.
Na żal nasz wytknął chorągwie rozwite
Y tryumphuie, że piekło dobyte.

12.

Ale puśćmy precz krzywdy starodawne
Y szkody, które nam wyrządzał z wieku;
Te były zawsze y teraz są sławne.
Iako przeciw nam pomagał człowieku;
Lecz tylko świeże y weźmy niedawne,
Iak nas chce w niwecz obrócić od wieku.
Cóż? nie widzicie, na co teraz godzi?
Wszystkie nam ludzie do siebie odwodzi.

13.

A my co na to? czy tylko przez spary
Poglądać mamy? a On tak naciera!
Widzicie, iako ten lud Iego wiary
Tak się w Azyey barzo rospościera.
Nam weźmie wszystkę chwałę y ofiary,
Iuż w Palestynie kościoły otwiera.
W ięzykach Iego uyźrzycie wnet nowych.
W miedzi y w słupach Imię marmorowych.

14.

A nasze będą bóżnice próżnować,
Nasze bałwany pewney doydą zguby;
Iemu Samemu będą ofiarować
Złoto y mirrę, Iemu wieszać śluby;
Do swych nam nie da kościołów wstępować,
A z czegośmy swe dotąd mieli chluby:
Iuż z dusz nie będą poddanych grzechowi
Trybutu więcey płacić Plutonowi.

15.

Oy! nie będzieć to. Będziem o się dbali,
Ieszcze w nas dawne nie wygasło męstwo,
Kiedyśmy ognie na niebo ciskali
Y mieczem siekli na niebieskie księstwo;
Myśmy tam przedsię sławę otrzymali
Z śmiałego serca, a oni zwycięstwo.
Trudno tego przeć, że oni wygrali,
Ale nam przedsię dzielność przyznawali.

16.

Idźcież, a wzaiem siły swoie znoście
Na ich zginienie, o rycerze mężni!
Dokąd w Azyey nieznaiomi goście
Nie będą mocni y barziey potężni.
Gdzie ieden słaby, drudzy mu pomóżcie,
Naprowadźcie mi co naywięcey więźni,
Lub mocą, lubo dowcipem y radą,
Szkodźcie im wszędzie y bądźcie zawadą.

17.

Ten niech po świecie błądzi obłąkany,
Ci niech w roskoszach — iako wieprze — tyią,
Ten zaś w miłości sprosney opętany
Niechay gnuśnieie, tego niech zabiią;
Niech się buntuią na swoie hetmany,
Niechay się sami między sobą biią,
Niech woysko ginie, niech mu się to stanie,
Że go pamiątka żadna nie zostanie“.

18.

Daley królowi dać mówić nie chcieli,
Tak się gniewały piekielne pokusy,
Ale na ten świat zaraz polecieli
Nieprzyiaciele wieczni ludzkiey duszy.
A z takim szumem szli ciemni Anyeli.
Iako gdy wicher zawieruchy ruszy,
Świata nie widać, chmury czarne wstaią,
Które y ziemię y morze mieszaią.

19.

Wnet się po wszytkiem świecie rozprószyli,
Na różne strony — pokusy przeklęte;
Sidła na ludzie skryte poczynili
Y rady chytre, nowe, niepoięte.
Ale iako ich naprzód poszkodzili,
Y z którey strony, wy! o Panny święte
Powiedzcie — wy to wiecie; a człowieka
Ledwie głos tych spraw dochodzi z daleka.

20.

W Damaszku w ten czas bogatym panował
Hidraot, sławny czarnoksiężnik stary,
Który się w czarach z młodych lat uchował
Y dyabłom zawżdy oddawał ofiary,
Ale daremnie. Nie wypraktykował,
Nie zgadły końca oney woyny czary:
Omylili go y dyabli zaklęci,
Y w charaktery poryte pieczęci.

21.

Ten tak rozumiał [ale ludzkie zdanie
Nie raz błądziło y nie raz chybiało]
Że mieli bitwę przegrać chrześcianie,
Iako mu niebo przyobiecywało,
Y że egypskie możne woysko na nie
Przyść y na głowę porazić ich miało;
Radby, z obietnic swego czarnoksięstwa,
Był uczestnikiem onego zwycięstwa.

22.

Lecz, iż o męstwie naszych trzymał siła,
Bał się w swych ludziach iakiey wielkiey szkody,
Chciałby, żeby się ich potężna siła
Przez wnętrzne pierwey zmnieyszyła niezgody:
Takby się potym snadniey obaliła
Przez iego y przez egypskie narody.
Tey myśli szatan postrzegł nieżyczliwy
Y barziey umysł podżegał złośliwy.

23.

I ukazał mu iednę taiemnicę,
Co nienagorzey do tego służyła:
Miał z rodzonego brata synowicę,
Która zbyt chytra y dowcipna była,
Wielką y barzo sławną czarownicę;
A tak się gładka była urodziła,
Że w kraiach wschodnich gładszey nie widziano,
Y udatnieyszey: tak to powiadano.

24.

Do tey tak mówił: „O, która w postawie
Mdłey białogłowskiey z męskiem sercem chodzisz!
Y iuż mię w trudnem czarnoksięstwem prawie
Y w czarowniczey nauce przechodzisz —
Chciałbym cię użyć w iedney pilney sprawie;
A ty iedno chciey, we wszystko ugodzisz,
Przywiedź do skutku starca ostrożnego
Tę radę, podług dowcipu zwykłego.

25.

Idź do obozu, a swoią gładkością
Serc nieużytych y twardych dobyway.
Gdzie czas ukaże, nie droż się z miłością,
Wzdychania y słów łagodnych używay.
Płacz kiedy trzeba, narabiay śmiałością,
A śmiałość wstydem panieńskim pokryway,
Wzaiem ich łzami y śmiechem zagrzeway,
A kłamstwo płaszczem prawdy przyodzieway.

26.

Ieśli bydź może, Hetmana samego
Łaskawym wzrokiem wpraw w napięte wniki,
Niech sobie wzmierzi Marsa surowego,
Niechay się imie biesiad y podwiki.
Nie możeli być — więc kogo inszego,
Co naprzednieysze zwłaszcza pułkowniki;
Dla wiary wszytko uczynić się godzi,
Y dla oyczyzny, bo to społem chodzi“.[3]

27.

Piękna Armida zaraz się gotuie,
Pobrawszy z sobą zwykłe swoie stroie,
Wieczór się w drogę cicho wyprawuie
Y zostawuie oyczyste podwoie.
Tuszy, że piękną twarzą powoiuie
Wielkie rycerze, bez miecza, bez zbroie.
Różnie zmyślaiąc, potym udawano
Ludziom iey odiazd, gdy o nię pytano.

28.

Mały czas wyszedł kiedy przyiechała,
Gdzie chrześcianie rozbili namioty,
A skoro swóy wzrok y twarz ukazała,
Y chód y swoie cudowne przymioty,
Iako gdy iaka kometa nastała
Y na niebieskie weszła kołowroty —
Bieży, co żywo; drudzy posyłaią,
Zkąd cudzoziemka tak piękna? pytaią.

29.

Bogini z morskich zrodzona powodzi
Nie iest tak stroyna, nie tak urodziwa:
Warkocz ma złoty, co czasem przechodzi
Blaskiem przez rąbek, czasem się odkrywa —
Tak więc, kiedy się niebo wypogodzi
To się z obłoku potrosze dobywa,
To z niego — wszystko wyszedszy — możnieyszy
Słońce ma promień y dzień śle iaśnieyszy.

30.

Włos z przyrodzenia ukędzierzawiony.
Puszczony na wiatr, w pierścienie się wiie,
Wzrok sam w swe oczy wszytek zgromadzony,
Y skarb miłości y swóy własny kryie.
Twarz miała, iako kiedy kto gładzony
Rumianą różą słoniowy ząb zmyie
Ust — iako godne — nigdy nie pochwalem[4]:
Przechodzą piękne rubiny z koralem.

31.

Śnieg biały z piersi y z szyie wynika,
Gdzie ma swe gniazdo miłość przeraźliwa,
Mnieysza część piersi na wierzch się wymyka,
Większą część kryie szata zazdrościwa;
Ale chocia ie przed okiem zamyka,
Przechodzi rąbek y szatę myśl chciwa:
Ta nie ma dosyć na zwierzchney piękności,
Wdziera się gwałtem w taiemne skrytości.

32.

Iako przez wody y iasne kryształy
Bez szkody promień słoneczny przechodzi,
Tak y myśl, kiedy co widzi do chwały,
Przeydzie na wylot, a szacie nie szkodzi
Y swey rozkoszy owoc niedostały,
Powoley sobie dopiero rozwodzi;
Potem z nią żądzey y chciwego sięga
Serca, w którem swe płomienie zażega.

33.

Wszyscy cudowną gładkość wychwalaią,
A ona tego wrzekomo nie widzi,
Baczy, że śmiele na sieć nacieraią,
Śmieie się w sercu y cicho z nich szydzi.
Chce do Goffreda, tych co zabiegaią
Prosić o wodza: lecz się wrzekomo wstydzi.
A w tem Eustacy przybiegł zapędzony,
Zayźrzawszy iey kęs, Goffredów rodzony.

34.

Gdy tak Armida o wodzu się pyta[5].
Idąc przez obóz w gładkość uzbroiona —
Przystąpiwszy się, Eustacy ią wita,
Ukłoni mu się, wrzkomo zawstydzona.
Zachwycił zaraz ognia, iako chwyta
Płomienia słoma blisko położona.
Y rzecze do niey [śmiałem go czyniła
Młodość y miłość, która go paliła]

35.

„Panno — ieślić to należy nazwisko,
Boginią raczey zwaćbyśmy cię mieli —
Nie pochlebuię y prawdy to blisko,
Żeśmy tak gładkiey nigdy nie widzieli;
Co cię zagnało w nasze stanowisko,
Radzibyśmy się tego dowiedzieli:
Ktoś iest y skądeś, niechay cię poznamy,
Że będziem wiedzieć, iako cię czcić mamy“.

36.

Armida na to: „Barzo mię chwalicie,
Czegom wam nigdy nie zasługowała,
Y nie tylko mię śmiertelną widzicie,
Ale umarłą, a tylkom została
Żywą na żałość, iako usłyszycie:
W nieszczęściu, w krzywdzie, która mię potkała,
Do waszego się Hetmana uciekam,
Od niego rady y ratunku czekam.

37.

Przeto ieśli masz w sobie co litości,
Ziednay mi przystęp coprędzey u niego“.
— „Słuszna, o panno, że w twey doległości,
Iego tu brata używasz do tego.
Nie zawiedziesz się na iego ludzkości,
Y ia pomogę, że buława iego
Będzieć pomocna y ta szabla moia,
Czego uroda y twarz godna twoia“.

38.

Tamże do niego przezeń wprowadzona,
Do samey ziemie nisko się skłoniła,
Potem na piękney twarzy zawstydzona,
Stoiąc na mieyscu, słowa nie mówiła,
Ale cieszona y ubespieczona
Od Eustacego, z boiaźni spuściła,
Co iey dodawał serca y śmiałości;
Zaczem tak swoie zaczęła chytrości:

39.

„Wielki Hetmanie y niezwyciężony!
O twey dzielności świadectwo dawaią,
Dobyte miasta, dostane korony,
A żeś ie posiadł, chluby ztąd szukaią:
Y takeś twoią dobrocią wsławiony
Y męstwem, które wszyscy wychwalaią,
Że o ratunek w swych potrzebach śmiele
Idą do ciebie y nieprzyiaciele.

40.

Pewnam — chociam się w pogaństwie rodziła,
Które ty mieczem swoim chcesz okrócić —
Że mię twa dobroć y twa można siła
Może do miłey oyczyzny przywrócić.
A coby drugi, co ma krewnych siła.
Miał się o pomoc do swoich obrócić —
Ia przeciwko krwi mey pomocy muszę
U obcych szukać, ieśli kogo ruszę.

41.

Ty mię sam tylko możesz poratować,
Y posadzić mię w państwach utraconych,
A iakoś hardych zwykł mieczem woiować.
Tak masz być łaskaw na upokorzonych
Y tak ztąd sobie możesz obiecywać
Tryumph, iako z woysk wielkich porażonych.
Wielką masz sławę, wiele państw zdobywszy,
Równo będziesz miał, moie mi wróciwszy.

42.

Dla różney wiary — tak się domyśliwam —
Nie będziesz ponno w moię krzywdę wglądał,
Ale na dufność, z którąć się odkrywam,
Słuszna żebyś się cokolwiek oglądał.
Spólnego Boga na świadectwo wzywam,
Że nikt od ciebie słusznieyszey nie żądał;
Lecz żebyś wiedział co mi się dostało
Od moich krewnych: słuchay — proszę — mało.

43.

Iam oyca króla Arbilana miała,
Który był w równem szczęściu urodzony,
Ale mu matka Karyklia dała
Damaszek, murem mocnym otoczony.
Ta niemal pierwey z światem się rozstała,
Niźlim ia, z każdey nieszczęśliwa strony,
Wyszła nań: iedney iam się urodziła
Godziny, ona żywota położyła.

44.

Ale podobno nikt tego nie rzecze
Y nikt tak łatwie temu nie uwierzy,
Iako są rzeczy odmienne człowiecze.
Umarł mi ociec, w pięć lat po macierzy,
Zostawiwszy mię stryiowi w opiece;
Patrz, gdy się komu kto czego powierzy,
Rzadko mu się to od niego oddaie,
Zginęły z cnotą dobre obyczaie.

45.

Ten mię w mym stanie zrazu pięknie chował,
Moie królestwo dosyć dobrze rządził
Y oycowską mi miłość pokazował.
Każdy go dobrem opiekunem sądził.[6]
Lecz kto się dobrze rzeczom przypatrywał,
Nie tak, iako gmin pospolity, błądził,
Łatwie mógł widzieć chciwość iego onę,
Kiedy mię chciał dać synowi za żonę.

46.

Oboieśwa iuż beła[7] w słusznem lecie,
On był nikczemny, sprosny y plugawy,
Nigdzie iako żyw, nie postał na świecie,
Doma się chował, rycerskiey zabawy
Żadney nie umiał; czasem prości kmiecie
Do każdey będą sposobnieyszy sprawy.
Co ieszcze więtsza, przy tey nikczemności.
Był y łakomy y pełen hardości.

47.

Za takiego mię chciał wydać szpetnika
Dobry opiekun, chcąc, żebym go była
Wzięła za łoża mego uczestnika
Y do królestwa mego przypuściła.
Ruszał rozumu, używał ięzyka,
Abym mu była na to pozwoliła,
Alem mu nigdy nie obiecowała,
Albom milczała, albom odmawiała.

48.

Odszedł nakoniec z twarzą rozgniewaną
O to, żem mu tak odmawiała śmiele,
Żem historyą mogła napisaną
Mego nieszczęścia czytać mu na czele.
Odtądem była zawżdy zfrasowaną,
Snym miała dziwne, nie sypiałam wiele;
A strach ustawny, który mię przeymował,
Źle mi coś tuszył, źle mi obiecował.

49.

Iednego mi się czasu ukazała
Postać nieboszki matki mey kochaney:
Smętna, wybladła y barzo się zdała
Daleko różną od wymalowaney.
Iam się wylękła, a ona wołała:
„Strzeż się, o córko, śmierci zgotowaney,
Uciekay rychło, uciekay z oyczyzny,
Gotuyą na cię miecze y trucizny“.

50.

Cóż to pomogło? choć mi przyszłe trwogi,
Przyszłe nieszczęście serce przekładało —
Bo przez wiek młody, w on frasunek srogi,
Poradzić sobie ieszcze nie umiało:
Wszystkiego odbiec y oyczyste progi
Zostawić wiecznie — ciężko się widziało,
Żem raczey umrzeć nieboga wolała,
A niżbym tego kiedy doczekała.

51.

Śmiercim się bała, prawda; ale zasię
Przed niąm uciekać strapiona nie śmiała.
Trudno powiedzieć swóy strach było na się,
Z tem, żem się bała, kryćem się musiała:
Tak w ustawicznych mękach w onem czasie,
Żywotem przykrszy[8], a niźli śmierć miała,
Iako złoczyńca na plac wywiedziony,
Kiedy miecz na się widzi wyniesiony.

52.

W tem — lub to był los iaki przyiaźliwy,
Lub coś gorszego ma mię potkać ieszcze —
Dawny oycowski sługa mnie życzliwy,
Upatrzywszy czas pogodny y mieysce,
Powiedział mi to, że tyran złośliwy
Żywić mię dłużey żadną miarą nie chce
Y że mu przysiąc musiał na to wczora,
Że mię onegoż miał otruć wieczora.

53.

Dołożył tego: ponieważ nie była
Podobna zdrowia inaczey zachować,
Abym uciekła y dom opuściła,
W czem mię obiecał z swey strony ratować.
To słysząc, iam się prętko namyśliła,
W drogęm się zaraz poczęła gotować,
Chcąc z niem pospołu z złego stryia mocy
Uciec, zakryta płaszczem ciemney nocy.

54.

Iuż noc swoiemi czarnemi skrzydłami,
Wszystek świat y mnie razem nakrywała,
Gdym sama, tylko ze dwiema pannami.
Taiemnie z mego zamku wychadzała,
A corazem się zalewaiąc łzami,
Na móy Damaszek nazad oglądała
Y żałość serce zbolałe kraiała,
Kiedym się z miłą oyczyzną żegnała.

55.

Przezdzięki prawie kray swoy ukochany
Zostawowały y oczy y nogi,
Tak zostawuie brzeg umiłowany
Łódź, gdy ma wyniść na iaki szturm srogi.
Całą noc y dzień, niosąc skryte rany
W żałosnem sercu, mieliśmy tey drogi.
Przyszliśmy potem do zamku iednego,
Tuż przy granicy królestwa moiego.

56.

A ten zamek był własny Arontowy,
Co mię z okrutney ręki wyswobodził;
A skoro tyran obaczył surowy,
Że mię y przestrzegł y że mię uwodził,
Potwarz y fałsz kładł na oboie nowy,
Y na to chytrze niecnotliwy godził:
Aby to, co sam chciał ze mną uczynić,
Mógł na nas złożyć y w tem nas obwinić.

57.

Tak to udawał, żem ia przenaięła
Tego Aronta na taką robotę,
Że go miał otruć; żebym na kieł wzięła
Y udała się zatem na niecnotę,
A sprosnego się wszeteczeństwa ięła,
Nie maiąc względu na żadną sromotę.
Ieśli to prawda, bodaybym umarła,
Y ziemia żywo niechby mię pożarła.

58.

Znośna to była[9] y nie wielkie dziwy,
Że krwie y moyey pragnął namiętnością
Ale że szczypał żywot moy uczciwy,
To była ciężka, to były żałości.
Potem się boiąc, aby moy życzliwy
Lud się nie uiął o me doległości,
Za nierządnicę mię do nich udawał
Y co mógł na mię zmyślał y dostawał.

59.

Mało miał na tem, że na wierzch swey głowy
Włożył koronę, co mnie należała;
Mało, że takie mówił o mnie mowy,
Na iakiem nigdy ia nie zarabiała;
Teraz chce spalić zamek Arontowy,
Gdzie, bym mu się z niem zaraz nie poddała.
Nie tylko woyną, ale y mękami,
Ale srogiemi grożąc nam śmierciami.

60.

Y tę udawa y tę ukazuie
Przyczynę tego postępku swoiego,
Że dobrey sławy wesprze y ratuie —
Zelżoney przez mię — stanu królewskiego.
Ale to plotki: strach to w nim sprawuie,
Żeby nie pozbył państwa, do którego
On przyść nie może, tylko przez zgładzenie
Własney dziedziczki y moie zginienie.

61.

Niewątpliwa to, że ten swóy zawzięty,
Zły zamysł łatwie nademną wykona,
Bo, co ma na płacz tyran dbać przeklęty?
Tem go nie zwalczę nędzna utrapiona,
Ieśli ty ku mnie litością nie zdięty,
Nie ratuiesz mię; proszę uciśniona,
Nędzna sierota, niech darmo nie leię
Łez, bo pewnie krew nie długo wyleię.

62.

Przez tę twą rękę, przez buławę złotą.
Którąś zwoiował swe nieprzyiacioły,
Przez one, które z taką chcesz ochotą,
Wyrwać z niewoley syońskie kościoły —
Miey miłosierdzie nad lichą sierotą,
Zkrzywdzoną, nędzną, umarłą napoły.
A ieśli nie chcesz pomóc mi z litości,
Więc y z słuszności y z sprawiedliwości.

63.

O! którego Bóg obrał na hetmaństwo,
Mężnego woyska y dzielnych rycerzów —
Ia żywot, a ty możesz mieć me państwo,
Twoie iuż będzie sprawą twych żołnierzów.
Ratuy niewinney, wykorzeń tyraństwo,
Day mi dziesiąci z przednieyszych harcerzów;
Tuszę, że dziesięć temu wydołaią,
Siła mam takich, co ze mną trzymaią.

64.

Owszem, z nich ieden, co ma w swoyey mocy
Zamkową bramę y klucz od niey nosi,
Otworzyć mi ią obiecuie w nocy,
Sam upomina, sam mię o to prosi,
Każe mi szukać u ciebie pomocy,
Y tak daie znać: skoro się ogłosi.
Że mi co ludzi chrześcianie dadzą,
Bramy otworzą, tyranna wygładzą“.

65.

To rzekłszy, zmilkła, a swóy wzrok wstydliwy
Na dół ku ziemi, smętna, obracała,
W Goffredzie umysł zostawa wątpliwy,
Boi się, by go w czem nie oszukała,
Wiadom, co umie poganin zdradliwy;
Z drugiey go strony — że krzywdę cierpiała —
Y dobroć iego rusza przyrodzona,
W szlachetnych sercach zawsze wkorzeniona.


David Teniers: Armida before Godfrey of Bouillon
66.

Widzi, że słuszna ratować niebogę,
Lecz y to myślił swoią mądrą głową,
Żeby w te państwa wstawił dobrze nogę:
Kiedyby przezeń została królową
Y otworzyłby sobie łatwie drogę
Do rzeczy dalszych y na Egyptową
Siłę z Damaszku rynsztunki y złoto
Y ludzie mógł mieć, bo tam łatwie o to.

67.

Gdy się tak Goffred długo namyśliwał,
Pilnie na niego Armida patrzała:
Lubo się ruszył, lubo co postawał,
Twarzy y wzroku iego pilnowała.
A że iey długo odprawy nie dawał,
Frasowała się y często wzdychała;
Nie chciał nakoniec przypaść na tę sprawę,
Lecz iey dał przedsię łaskawą odprawę:

68.

„Byśmy się byli nie ięli statecznie
O Bożą krzywdę y nie obrócili
Sił naszych indziey — mogłabyś bespiecznie
Mieć z nich ratunek w teraźnieyszey chwili;
Ale, iżeśmy lud Pański koniecznie
Z ciężkiey niewoley wyrwać umyślili,
Nie godzi się nam teraz sił rozrywać
Y rozpoczętych rzeczy omieszkiwać.

69.

Lecz zdarzyli Bóg, że wyswobodziemy
Lud nasz z niewoley y tych murów świętych
Za łaską Iego wrychle dostaniemy
Y dokończemy rzeczy iuż rosczętych —
Przyrzekamyć to y obiecuiemy,
Że cię przywróciem do twych państw odiętych.
Y twoię krzywdę mieć będziem na pieczy —
Teraz mi woysko rozrywać nie grzeczy“.

70.

Na tę odpowiedź krótką Goffredowę,
Armida oczy ku ziemi trzymała,
Potem podniosła ociężałą głowę,
Y twarz gęstemi łzami polewała.
A zdobywszy się zaledwie na mowę,
Takiemi słowy smętna narzekała:
„Nikomu, ach, złe, nigdy nieżyczliwsze
Nie były nieba y nieprzyiaźliwsze!

71.

Próżno sobie mam co dobrego tuszyć,
Wszystkie na móy płacz serca skamieniały:
A iako złego tyranna mam ruszyć?
Kiedyś ty sam nań został zatwardziały.
Tyś nic nie winien, że cię moia wzruszyć
Krzywda nie może, żeś na nię niedbały.
Nieba mi winny, nieba to sprawiły,
Nieba cię twardem ku mnie uczyniły.

72.

Czemuż mię raczey źle nie zabiiecie
Wieczne wyroki? na co mię chowacie?
(Na cię nie skarżę: wiadoma na świecie
Iest twoia dobroć) mało na tym macie:
Że mię w dziecinnem pozbawiwszy lecie
Miłych rodziców, wytchnąć mi nie dacie.
Chcecie mię ieszcze z królestwa wyzutą,
Albo zabitą, albo mieć otrutą.

73.

A iż panieńskiey prawo uczciwości
Dłużey mi się tu nie dopuści bawić;
Gdzież się mam podzieć? któż mię z okrutności
Srogiego stryia będzie śmiał wybawić?
Żaden nademną nie chce mieć litości:
Nikt się o krzywdy me nie chce zastawić.
Widzę przed sobą śmierć y srogie męki:
Niechayże umrę raczey od swey ręki“.

74.

To powiedziawszy, więcey nie mówiła,
Wspaniałem gniewem na twarzy zagrzana,
Y dawała znać, że iuż odchodziła
Smętna, żałosna y ukłopotana.
A ustawicznem płaczem twarz kropiła,
Iaki ma żałość z gniewem pomieszana,
A łzy iey były — kiedy ku słońcowi —
Podobne perłom, albo kryształowi.

75.

Iagody piękne, łzami pokropione,
Które od twarzy na łono spadały,
Zdały się kwiecie białe y czerwone,
Które się z sobą wespół pomieszały,
Kiedy swe głowy na dół pochylone
Niebieską rosą wdzięczną opłókały,
A iutrzenka z nich, wydaiąc świt rany,
Na głowę kłaść ma wieniec przeplatany.

76.

A mokre perły, które na iagody,
Iedna po drugiey kroplami spadaią,
Tysiąc serc twardych — nie bez wielkiey szkody —
Nieugaszonem ogniem zapalaią.
O! iakie cuda: ogień idzie z wody,
Ogniste z mokrych łez skry wylataią.
Niech to nie będzie u was z podziwieniem,
Ma miłość zawsze moc nad przyrodzeniem.

77.

Ten płacz zmyślony prawdziwe wywodził
Łzy y kamienne serca się zmiękczały.
Y o Goffredzie, co iey nie dogodził,
Szły mowy różne, które go szczypały:
„Aboć się — prawi — z tygrysa urodził,
Albo ze lwice, albo z twardey skały,
Że się takowey gładkości da psować.
Y nie chce nędzney sieroty ratować“.

78.

Tak ci szeptali; lecz Eustacy młody,
Pełen ognistey płomienia miłości,
Nie szeptał; ale — niż drudzy — swobody
Zażywał więtszey, a więtszey śmiałości.
„Wżdy się do spólney przychyl — prawi — zgody,
A spuść co, panie, z tey twey surowości,
Day też co woyska wszystkiego przyczynie,
Day spólney prośbie, a pomóż chudzinie.

79.

Nie mówię, aby pułkownicy, ani
Iść z nią rotmistrze co przednieyszy mieli:
Nie iesteśmy tak w baczenie obrani[10],
Abyśmyć kiedy na to radzić śmieli;
Ale z tych, co są mniey obowiązani
Y na swą szkodę na woynę iść chcieli,
Dziesiąci obrać, albo y mniey, możesz,
Tak sił nie zmnieyszysz y oney pomożesz.

80.

Ten, co ratuie ukrzywdżoney panny.
Niewinney panny, Bogu się nie bierze:
Milsza iest Bogu ofiara, tyranny
Niebożne niszczyć, niż długie pacierze,
Iam tą iey krzywdą do żywego ranny
Y swą powinność zachowam w tey mierze,
Która należy cnemu rycerzowi:
Pomagać tey płci y temu stanowi.

81.

Przebóg, niechay tey niesławy nie mamy
Y tak zelżywey y tak sromotliwey,
Że niebespieczeństw y pracey znikamy,
Dla rzeczy słuszney y tak sprawiedliwey.
Ach niegodniśmy, że na koń wsiadamy,
Że broń nosiemy; ia iuż szable krzywey
Nosić y zwać się nie będę rycerzem:
Składam ten szyszak y zbroię z pancerzem“.

82.

Tak tam Eustacy mówił zapalony,
A wszyscy insi na toż przypadali —
Że prośbą wszytkich Hetman przyciśniony
Pozwolić musiał, tak go nalegali.
„Niech — pry — tak będzie, a tom zwyciężony!
Lecz chcę, abyście nie zapominali,
Że na to nigdy wola ma nie była,
Wasza to prośba uporna sprawiła.

83.

Iednak wam daię rękę z tą przestrogą,
Abyście żądze swoie hamowali“.
Daley nie mówił y puścił swą drogą
Upór; więcey też nie potrzebowali.
Patrzaycież, co łzy białogłowskie mogą:
Miękczeią na nie rycerze zuchwali,
A złoty łańcuch z pięknych ust wychodzi,
Co twarde serca, kędy zechce, wodzi.

84.

Zatym Eustacy pobiegł ku Armidzie,
Która na stronie narzekaiąc stała:
„Nie trwóż się, panno, nasz lud z tobą idzie,
Słuszna, abyś się iuż więcey nie bała“.
Iako, gdy słońce z obłoku wynidzie,
Tak się na ten czas, Armida rozśmiała,
Że nieba do swey miłości wzbudzała,
A zapłakane oczy ucierała.

85.

Za tę ich łaskę y za one chęci,
Wszystkiem przez krótkie dziękowała słowa,
Y obiecała chować ie w pamięci
Y wdzięcznością ie płacić bydź gotowa.
Tak wszyscy od niey zostali uięci;
A czego nie mógł ięzyk, to wymowa
Niema milczeniem lepiey wyrażała
Y nikt nie postrzegł, że wszystko zmyślała.

86.

A widząc, że iey one chytre sztuki
Na początku się tak dobrze zdarzyły,
Okiem y twarzą proste zwieść nieuki,
Y czynić więcey chce, niźli czyniły
Cyrce z Medeą, mocą swey nauki,
Co ludzi w różne postaci mieniły —
Y na kształt Syren, chce słodkiemi słowy
Włożyć na zmysły człowiecze okowy.

87.

A żeby ich w sieć naywięcey wprawiła,
Różnych sposobów z niemi używała,
Nie iednę wszystkiem postawę czyniła,
Ale ią według czasu odmieniała:
Czasem wstydliwie w ziemię oczy kryła,
Czasem ie chciwie na nich obracała,
Iako kto rączy, albo był leniwy,
Wzrok iey niechętny, albo był życzliwy.

88.

Bo ieśli widzi, że kto boiaźliwy,
Nie dufa w sobie, albo osłabieie —
Ukazuie mu swóy wzrok przyjaźliwy,
Albo z niem mówi, albo się nań śmieie.
Tak przychęcony y nie tak wątpliwy,
Sam w sobie zimne ożywia nadzieie
Y przyszedszy iuż zatem do śmiałości,
Otuchę sobie czyni w iey miłości.

89.

Gdzie też postrzeże, że kto zapalony,
Nazbyt bespiecznie chwyta się miłości —
Y wzrok y ięzyk trzyma odwrócony,
Y tak zostaie w swoiey poważnośei,
Lecz nie tak przedsię, aby z iakiey strony
Nie dawała znać po sobie litości,
Że chocia wątpią — nie tracą nadzieie,
Y im iest twardsza — tem ich więcey grzeie.

90.

Czasem się sama na stronie uczyła
Y w różną postać swą twarz ubierała:
Płacz sobie, kiedy chciała uczyniła,
Y kiedy chciała, wzad go hamowała.
Tak nieostrożnych y prostych serc siła
Do prawdziwego płaczu przymuszała,
Ogniem litości hartuiąc swe strzały,
Z których śmiertelne szły w serca postrzały.

91.

Czego niewieścia chytrość nie wymyśli?
Nagle w wesele smutek odmieniała:
Śmiała się z niemi, kiedy do niey przyśli,
Y swe w pogodę czoło ubierała;
A wzrokiem iasnym, z nagłey dobrey myśli,
Na smutnych sercach chmury rozbiiała,
Tak, że co się wprzód żalem zachmurzyły —
Na niebieski się śmiech wypogodziły.

92.

Śmiechem y mową wdzięczną smak dawała
Zmysłom dwoiaką roskoszą opitem,
Że, iakby serca z piersi wydzierała —
Wprzód nieprzywykłe wdziękom tak obfitem.
A miłość, iako zwykła, zabiiała
Tak miodem, iako piołunem zakrytem,
W którey śmiertelne równo, każdey doby,
Tak są lekarstwa, iako i choroby.

93.

Śmiechy wesołe, ze łzami smętnemi,
Boiaźń, nadzieie, lód z ogniem złożyła:
Rzeczy przeciwne — y tak sobie z niemi
Igrzysko własne nędznemi czyniła.
A ieśli iey kto, słowy przerwanemi
Śmie miłość odkryć, która go paliła —
Tak, iakoby w tem nigdy nie bywała,
Że nie wiedziała — złośnica zmyślała.

94.

Albo się nagle wrzkomo zawstydziła
Y uraziła na bespieczne[11] słowa,
Że świeże śrzony różami nakryła,
Na piękney twarzy gładka białogłowa.
Taka więc, kiedy twarz urumieniła,
Na świat wychodzi żona Tytonowa.
A ta rumianość, którą w niey gniew rodzi,
Z ową, którą wstyd — miesza się y schodzi.

95.

Lecz, ieśli iey kto swoie zapalony
Żądze chce odkryć, w rzecz się z niem nie wdawa;
A czasem sama nagle naleziony
Sposób mu do mów umyślnie podawa
Y zaś go bierze tak, że z każdey strony
Próżny nadzieie nakoniec zostawa.
Iako myśliwiec, co cały ieżdżęcy[12]
Dzień, samem zmierzkiem traci ślad zwierzęcy.

96.

Teć były sztuki, te były chytrości,
Któremi ona tysiąc serc pożyła,
Y owszem, miecze cudowney gładkości,
Któremi mężne rycerze gromiła.
Cóż tedy za dziw, że uwiązł w miłości
Herkules, Tezeus, inszych także siła,
Ieśli się y ci iey nie wybiegali,
Co dla Chrystusa miecze przypasali.

KONIEC PIEŚNI CZWARTEY.




  1. Abis (ἀβυσσος) 4, 8, 7; 9, 15, 8; 59, 6 — otchłań.
  2. I miał z nas kaszel, znaczy: miał od nas co cierpieć, miał z nami co czynić. Oprócz P. Kochanowskiego używają tego wyrażenia: Paprpoki „Rycerstwo“, Knapius „Thesaurus“, Rey „Postylla“, Stryjkowski (por. Linde: Słownik).
  3. Dla wiary wszystko uczynić się godzi
    I dla oyczyzny, bo to społem chodzi,
    porównaj J. Kochanowskiego.
  4. pochwalem = pochwalę, forma gwarowa.
  5. O wodzu się pyta zamiast: o wodza się pyta, (podobnie pieśń VII, str. 229, zwr. 84). Zwrot podobny jak u Jana Kochanowskiego w 2 pieśni ks. II, w. 18, staraj się o takiej pomocy.
  6. Każdy go dobrem opiekunem sądził, naśladowanie konstrukcyi acc. cum infinit. z opuszczeniem infinit. być.
  7. Obeieśwa się była... liczba podwójna.
  8. przykrszy, stopień wyższy od przykry — zamiast: przykrzeiszy.
  9. Znośna to była... to była ciężka, domyślne: rzecz (znośna, ciężka) porównaj używane dotąd zwroty: oczywista, mniejsza, jasna (porównaj także pieśń VIII, str. 266, zwr. 68).
  10. w baczenie obrani zamiast: z baczenia obrani; „obrany w rozum, obrany w pieniądze, ut Cochanovius loquitur pro — obrany z pieniędzy“, Cnapius, Thesaurus pod: obrany.
  11. bezpieczny 20, 108, 3 — pewny; b. całości 15, 63, 7; 18, 10, 8; zwycięstwa 9, 16, 7; bezpieczne słowa 4, 94, 2 — śmiałe.
  12. jeżdżęcy zamiast: jeżdżący, gwarowa forma, bez pochylenia samogłoski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Torquato Tasso i tłumacza: Piotr Kochanowski.