Od demokracji do niewolnictwa państwowego/V. Przymus pracy
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Od demokracji do niewolnictwa państwowego |
Wydawca | Ludowe Spółdzielcze Towarzystwo Wydawnicze |
Data wyd. | 1922 |
Druk | A. Goldman |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Salomea Perlmutter |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Widzieliśmy, że jednym z głównych niedostatków jest utrata znacznej liczby robotników kwalifikowanych.
Przyznają to sami bolszewicy. W swoim dopiero co przytoczonym wykładzie powiada Bucharin:
„Tylko gorsze żywioły pozostały w fabrykach“.
Nie mówi nam pod jakim względem są one gorsze; czy mniej ekonomicznie dzielne, czy mniej entuzjazm u żywią dla bolszewizmu. I jedno i drugie ma zapewne na myśli.
Zjawisko to tłómaczy mniej więcej w ten sam sposób, co ja. Powiada;
- „Robotnicy głodują u nas, bo obieg produkcji między miastem a wsią jest w zastoju. Ten stan ekonomiczny pociąga za sobą skutki społeczne. W chwili, gdy wielki przemysł znajduje się w tak złem położeniu, robotnicy szukają sobie drogi wyjścia w ten naprzykład sposób, że wytwarzają w fabrykach metalowych na własną rękę drobne przedmioty użytkowe, które sami sprzedają.
- Temi metodami proletarjat sam się deklasuje, a zainteresowany osobiście w istnieniu wolnego handlu robotnik, czuje się drobnym producentem, drobnomieszczaninem.
- To jest powrót proletarjatu do drobnomieszczaństwa ze wszystkiemi jego cechami. Proletarjat zwraca się do wsi, gdzie pracuje w charakterze drobnych rzemieślników. Im większe rozprzężenie, tem silniejszy jest proces zwyrodnienia proletarjatu, który teraz występuje z hasłem wolnego handlu i t. d.
- Proletarjat jako taki został osłabiony. Nadto elita proletarjatu zginęła na froncie. Nasza armja składała się z niekształtnej masy chłopskiej, która znajdowała się w rękach komunistów i bezpartyjnych.
- Straciliśmy z tych dzielnych sił proletarjackich niezliczone masy, a one to właśnie zażywały w fabrykach największej powagi i zaufania. Pozatem musieliśmy użyć najlepszych warstw proletarjackich do aparatu państwowego; do administracji wsi i tp.
- Zorganizować dyktaturę proletarjatu w kraju chłopskim, znaczy to, stawiać proletariuszów jak figury na szachownicy na rozmaite pozycje, aby kierowały masą chłopską“.
Bezpośrednio przedtem Bucharin opowiada sam, że skutkiem takiego „kierowania“ włościaństwem, znacznie zmniejszył się obszar uprawny, że chłop pracuje jeszcze tylko ekstenzywnie i że ustały nadwyżki produkcji wiejskiej, przeznaczonej dla miasta.
Przedstawienie Bucharina potwierdza moje uwagi i uzupełnia je tem, że jako drugi powód braku robotnika obok przejścia robotników do przedkapitalistycznych metod produkcji i ucieczki z miasta, podaje jeszcze odwracanie się robotników od pracy produktywnej a zwracanie do nieproduktywnej w armji, w biurokracji i w policji.
Nie zdaje on sobie sprawy z tego, jakie ekonomiczne potępienie rządów sowieckich leży w tem stwierdzeniu.
Każdy rząd, któremu siły robocze nie oddają się dobrowolnie w wystarczającej ilości do rozporządzenia, skłonny jest, o ile posiada dostateczne środki przymusowa w ręku, do użycia ich, aby zmusić robotników do pewnych świadczeń.
Rząd sowiecki nie stanowi wyjątku pod tym względem. I on usiłował wprowadzić przymus pracy. Trocki wyczerpująco omawia to w swej rozprawie i zapowiada zupełne udanie się tych prób.
Było to rok temu. Od tego czasu nic o tem nie słychać i nie mam potrzeby zajmowania się szerzej rosyjskiemi eksperymentami, ich przedstawienie zaś oraz krytykę musimy pozostawić towarzyszom, którzy znają je z bliska.
Gdybym był mógł odpowiedzieć Trockiemu przed rokiem zaraz po ukazaniu się jego „Anti Kautskiego“, byłbym musiał zająć się bliżej rosyjskiemi próbami wprowadzenia przymusu pracy. Ale już sam czas czekania uwolnił mnie od tego trudu. I to jest w regule najpewniejsza i najwygodniejsza oroga do rozprawiania się z bolszewickiemi urządzeniami. Czas najskuteczniej pełni rolę ich krytyka. Zapowiada się każdą instytucję głośnym tamtamem, jako jedynie prawdziwe rozwiązanie zagadnienia, o które idzie i lży się każdego jako zdrajcę, który śmie ją krytykować. — Po upływie pół roku porzuca się sprawę jako chybioną i zwraca się próby w kierunku czegoś nowego, zupełnie odmiennego i z takim samym tamtamem ogłasza, że tym razem znaleziono już właściwe rozwiązanie; że teraz raźno sprawa pójdzie naprzód. Bezustannie produkuje się gigantyczne projekty a równocześnie produkcja dóbr kończy się i karłowacieje coraz bardziej.
Poza wielkiemi projektami ukrywają się najczęściej tylko nikłe środki, wywołane chwilową koniecznością, zrodzone z beznadziejnej sytuacji, pod tym kątem widzenia zrozumiałe. Lecz taktyka bolszewicka umie to, co jest chwilowem lataniem, przedstawić jako urzeczywistnienie doniosłych i ogólnych zasad.
Tak też miała się rzecz z przymusem pracy. Zamiast usprawiedliwić go jako konieczny środek wobec braku robotników, który rządy sowieckie same spowodowały, usiłuje Trocki przedstawiać go jako nieuchronny wynik socjalistycznych zasad i niezbędny wymóg socjalistycznej produkcji. Przez to kwestja ta nabiera znaczenia, które sięga poza eksperymenty rosyjskie.
Trocki wywodzi:
- „Zasada obowiązku pracy jest dla komunisty zupełnie niewątpliwa: „Kto nie pracuje, niechaj też nie je“. Ale ponieważ wszyscy muszą jeść, więc wszyscy też muszą pracować. Obowiązek pracy zawarty jest w naszej konstytucji i w naszym kodeksie pracy. Ale dotychczas pozostał on tylko zasadą.
- Jedyne zasadnicze jak i praktycznie należyte rozwiązanie trudności gospodarczych polega na tem, by uważać ludność całego kraju za rezerwoar potrzebnych sił roboczych, za niewyczerpane prawie źródło i uregulować jak najściślej jej rejestrację, mobilizację oraz eksploatację.
- Jakże tedy zabrać się praktycznie do pozyskania siły roboczej na podstawie obowiązku pracy?
- Dotychczas tylko dział wojskowy posiadał doświadczenia pod względem rejestracji, mobilizacji, formowania i transportu wielkich mas (str. III).
- Przeprowadzenie obowiązku pracy nie da się pomyśleć bez stosowania metod militaryzacji pracy w wyższym lub mniejszym stopniu. Wyrażenie tego poglądu przenosi nas natychmiast w dziedzinę największych przesądów i opozycyjnych biadań (str. 113).
- Mieńszewicy występują nie tylko (słowa „tylko“ brak widocznie z powodu przeoczenia w cytowanem tu niemieckiem wydaniu — autor) przeciw militaryzacji pracy, ale także przeciw obowiązkowi pracy. Odpierają te metody jako metody „przymusowe“. Głoszą, że obowiązek pracy jest równoznaczny z małą wydajnością pracy i że mobilizacja oznacza bezcelowa trwonienie siły roboczej (str. 114).
- Że wolna praca jest produktywniejsza aniżeli praca przymusowa, to jest dla okresu przejściowego od społeczeństwa feudalnego do burżuazyjnego zupełnie słusznem. — Ale trzeba być liberałem, albo w chwili bieżącej zwolennikiem Kautskiego, aby chcieć tę prawdę uwiecznić i przenieść ją na epokę przejściową porządku mieszczańskiego do ustroju socjalistycznego.
- Jeżeli prawdą jest, że praca przymusowa jest zawsze i w wszelkich warunkach nieproduktywna, jak stwierdza to rezolucja mieńszewików, natenczas cała nasza budowa skazana jest na runięcie. Albowiem innej drogi do socjalizmu poza bezwzględnem rozporządzaniem gospodarczemi siłami i środkami kraju, poza scentralizowanym rozdziałem sił roboczych w zależności od planu ogólno-państwowego, dla nas być nie może. Państwo robotnicze uważa się za uprawnione do stawiania każdego robotnika na tem miejscu, gdzie praca jego jest konieczna“ (str. 117 i 118).
Trockiemu zdaje się, że dowiódł w ten sposób, iż dzisiaj wolna praca nie jest produktywniejsza od pracy przymusowej w „państwie robotniczem“. Ale zaraz potem nawet podaństwo wydaje mu się postępem w dziedzinie produktywności:
- „Organizacja poddaństwa była też w pewnych warunkach postępem i przyczyniła się do wzrostu wydajności pracy“ (str. 119).
Trocki opowiada nam potem, że burżuazja tylko w ten sposób wychowała wolnego robotnika do większej wydajności pracy, że opanowała wszystkie środki, któremi mogła na wychowanie jego w płynąć: kościół, prasę, parlament, wkońcu nawet przywódców związków zawodowych, którzy wbijali robotnikom w głowę potrzebę pilności i dyscypliny.
Podobnie muszą teraz bolszewicy nakłonić robotników do pracowitości.
- „Klasa robotnicza musi pod kierownictwem swej przedniej straży na nowo się wychować na podstawach socjalistycznych. Kto tego nie pojął, ten nie rozumie nawet tabliczki mnożenia socjalistycznej budowy (str 121).
Samowychowanie dokonywane przez „przednią straż“ drogą przymusu pracy — tę tabliczkę mnożenia socjalizmu — rozumiem, coprawda, równie mało, jak tabliczkę mnożenia czarownic w „Fauście“ Goethego.
Trocki oświadcza dalej, że bolszewicy nie potrzebują do tego samowychowania „ani kapłańskich, ani liberalnych, ani Kautskjańskich bajek“. Ilustruje on to samowychowanie między innemi następującem zdaniem:
- „Przeprowadzenie obowiązku pracy pojmujemy tylko jako mobilizację przedewszystkiem chłopskich sił roboczych pod kierownictwem wyrobionych robotników (str. 126).
A zatem, poddaństwo dla chłopów i przemiana „wyrobionych“ robotników w dozorców niewolników. Ładne wychowanie dla jednych i drugich!
Od tego czasu dokonało się jak wiadomo, zupełne przeciwieństwo tych zasad. Lenin zmuszony był zwolnić zupełnie chłopa w interesie wydajności jego pracy, skazał zatem, mówiąc słowami Trockiego, „całą naszą (bolszewicką) budowę na runięcie“.
Ale do przemysłowych robotników najemnych odnoszą się jeszcze niestety słowa Trockiego (str. 140);
- Robotnik nie targuje się poprostu z państwem sowietów, nie, on ma obowiązki wobec państwa, jest mu wszechstronnie podporządkowany, bo to jego państwo“.
W jakim stopniu państwo to jest jego państwem, mówi nam Trocki kilka stronic przedtem (str 126), gdzie stwierdza, że kontrola nad aparatem państwowym „pozostaje w rękach klasy robotniczej w osobie jej (!) komunistycznej partji“.
„Jego“ państwo jest zatem państwem partji komunistycznej, która ze swej strony znowu jest narzędziem komitetu centralnego. Temu właśnie robotnik „podporządkowany jest wszechstronnie“. Oto, jak proletarjat wyswobodzony został z więzów kapitału.
Źle byłoby z socjalizmem, gdyby słusznem było twierdzenie Trockiego, że bez przymusu pracy nie można go urzeczywistnić.
Bezsensowość tego twierdzenia nie jest tak oczywista, by nie potrzebowała pewnego oświetlenia.
Przytem muszę, niestety, zgodnie z mojem przyzwyczajeniem, sięgnąć trochę dalej i cofnąć się aż do czasów przedhistorycznych, choćbym miał narazić się ponownie na drwiny Trockiego, który kilkakrotnie w swojej odpowiedzi szydzi z tej mojej nawyczki.
Tak na str. 153, gdzie pisze:
- W swej książeczce, poświęconej bolszewizmowi, gdzie traktuje to zagadnienie na 154 stronicach, opowiada Kautski dokładnie, czem żywił się najodleglejszy nasz do ludzi podobny praszczur i wypowiada przypuszczenie, że żywiąc się przeważnie pokarmem roślinnym, uzupełniał go od czasu do czasu drobniejszemi zwierzątkami, gąsienicami, robakami, płazami lub nawet małemi, już dolotu zdolnemi ptaszkami (str.85). Jednem słowem, nic nie skłaniało do przypuszczeń, że z tak czcigodnych do wegetarjanizmu napozór skłonnych pradziadów wywodzić się będą tak krwiożerczy potomkowie, jak bolszewicy. — Patrzcie, na jak trwałej naukowej podstawie opiera Kautsky rozpatrywanie kwestji“. Brzmi to bardzo żartobliwie, ale Trockiego ogarnia przytem nastrój zupełnie nie żartobliwy. — Jestto tylko wstęp do wybuchu szalonej wściekłości:
- „Tutaj, poza szatą scholastyczno-akademicką ukrywa się, jak nierzadko dzieje się, z produkcjami tego rodzaju, złośliwy pamflet polityczny. Jest to jedna z najkłamliwszych i najniesumienniejszych książek“.
Przechodzę do porządku dziennego nad tym wybuchem wściekłości, natomiast chciałbym powiedzieć kilka słów o mojej metodzie, którą ośmiesza Trocki w żartobliwym wstępie do gromów na mnie rzucanych.
Pojmuję materjalizm dziejowy w tym sensie, że rozwój człowieka jak i innych istot żyjących określają warunki życiowe, z pośród których warunki naturalne nie zmieniają się znacznie, zależnie od okresów historycznych, — chyba u stworzeń wędrujących, — tak, że wszystkie zmiany, dokonywujące się w człowieku, szczególnie w najbardziej zmiennej dziedzinie jego istoty, w jego duchowych zdolnościach, skłonnościach, funkcjach, sprowadzić się dają do zmian warunków ekonomicznych, które w biegu historji często zmieniają się z wielką szybkością.
Kształt, jaki przyjmuje organizm lub któraś z jego zdolności pod wpływem pewnego określonego środowiska, nie zależy więc jedynie od tego środowiska, ale w równej mierze też od kształtu i zdolności, z któremi organizm ten wszedł do tego środowiska. Jeden i ten sam podzwrotnikowy step pustynny działa na lwa i na gazelę; na żmiję i na żuka, ale na każde z nich odmiennie.
Toteż chcąc zrozumieć wpływ pewnego historycznego środowiska, muszę wiedzieć, jak wyglądał człowiek, zanim do tego środowiska się dostał. Aby osiągnąć zupełne zrozumienie, muszę często cofać się aż do czasów pierwotnych, które i moich wielkich mistrzów zawsze bardzo interesowały.
Zdaniem mojem nie można n. p. zrozumieć istoty moralności i jej zmian, nie cofając się do człowieka pierwotnego i jego przodków. I właśnie dziś, w czasach, gdy przelew krwi i mordy dokonywane nawet przez niektórych socjalistów, stały się rzeczą codzienną, może przecie badacza zająć pytanie, czy nie mamy tu do czynienia z atawizmem, z powrotem do pierwotnej natury ludzkiej, która wciąż jeszcze się przejawia, czyli też tylko z działaniem nadzwyczajnych okoliczności.
Zagadnienie to może ministrowi wojny wydawać się całkowicie zbytecznem i komicznem. — Z metody tej jednak ku wielkiemu memu ubolewaniu, zrezygnować nie mogę.
Utwierdza mnie w tem okoliczność, że sam Trocki widzi się zmuszonym do cofnięcia się w czasy pierwotne. Czyni to tylko bardziej apodyktycznie, nie odsuwa potrzeby jakiegokolwiek uzasadnienia swoich twierdzeń i jednym wierszem załatwia to, na co mnie potrzeba kilku stronic.
Cały jego dowód, że przymus pracy jest nieodzowny polega na zdumiewrającem stwierdzeniu zoologicznem:
- Można powiedzieć, że człowiek jest prawdziwym leniwcem (str. 109).
Oto wszystko.
Do takiej tacytowskiej zwięzłości, coprawda, nie jestem zdolny. Zdanie to, które uraduje serca wszystkich właścicieli niewolników, muszę poddać nieco dokładniejszemu rozbiorowi. Wedle założenia teorji rozwojowej, bez względu na to, czy darwinowskiego czy lamarkowskiego kierunku, pochodzi człowiek od istoty podobnej do małpy. Małpy zaś są z istoty swej wysoce ruchliwe i niespokojne. Ich warunki życiowe prą je do nieustannego ruchu tak w celach szukania pokarmu jak i celem zabezpieczenia się przed wrogiemi zwierzętami.
Organy każdego zwierzęcia przystosowane są do jego warunków życiowych. Działanie ich w sposób oddziedziczony od przodkowy jest jedną z potrzeb życiowych organizmu. Sprawna ich czynność wywołuje uczucie zadowolenia; wszelkie zatamowanie czynności, uczucie przykrości. W tym sensie należy praca, to jest czynność, skierowana ku zdobyciu utrzymania i zabezpieczenia sobie życia, do procesu życiowego zwierzęcia, jest dlań potrzebą a nie czemś znienawidzonem.
Zmiany w tym stanie rzeczy wywoływać poczyna dopiero tworzenie narzędzi, organów sztucznych, zapomocą których człowiek powiększa i wzmacnia swoje naturalne organy i temsamem wznosi się ponad poziom zwierzęcia. Stosowanie tych organów sztucznych może za sobą pociągnąć czynności, które zgoła nie są zgodne z oddziedziczonemi funkcjami organów naturalnych i które wywołują uczucie przykrości.
Jednakże nie jest to konieczne i w początkach rozwoju kulturalnego zachodzi rzadko. W owym czasie sztuczne narzędzia, środki pomocnicze, broń i t. p. służą przeważnie tylko do intenzywniejszego i skuteczniejszego pełnienia ochoczo wykonywanych czynności odziedziczonych. Tak n. p. pozwalają one obok polowania na drobne zwierzęta, uprawiać polowanie na większe; ułatwiają obronę przed wrogiem i zwierzętami drapieżnemi, do których zalicza się teraz i człowiek, należący do innej hordy; broń bowiem użycza dawnemu roślinożercy organów zwierzęcia drapieżnego.
Zwierzę odczuwa nietylko potrzebę pokarmu i bezpieczeństwa, ale także przyjemnych wrażeń organów zmysłowych. Okazuje już ono estetyczną wrażliwość i upodobanie dla pewnych tonów, barw i form. Rozwój techniki pozwala człowiekowi sztucznie wytwarzać sobie i współtowarzyszom przyjemne uczucia, przez przyozdabianie swego ciała, odzieży, narzędzi, broni, mieszkania, choćby niem była jaskinia, miłemi oku barwami kształtami, i wynajdywanie instrumentów, któremi wywołuje dźwięki przyjemne dla ucha.
Do normalnych czynności zwierzęcia należy także obserwowanie swego otoczenia i wykrywanie związków przyczynowych, od których zależy jego powodzenie lub niepowodzenie n. p. odkrywanie bliskości zwierząt, na które poluje, miejsca, na których znajduje żywność, wrogów, zbliżania się
zmian pogody.
Wynalazki i odkrycia, które same są rezultatem obserwacji związków, zachodzących pomiędzy pewnemi przyczynami i skutkami, pobudzają i umożliwiają dalsze takie obserwacje.
Tak tworzyły się wraz z rozwojem technicznym obok początków artystycznej, także i początki naukowej działalności. Odpowiadają one wrodzonej istocie człowieka tak, jak polowanie i zwalczanie wroga i należą do czynności, które pełni się z namiętnością.
Obok tego jednak kiełkująca technika powoduje jeszcze szereg czynności, które same przez się ani nie są przyjemne i nie wywołują entuzjazmu, jak rozkopywanie ziemi pod uprawę roślin, przyprawianie skór na odzież, ustawianie namiotów i domów, fabrykacja naczyń i t. p. Jednakże i te prace spełnia się chętnie ze względu na ich konieczny rezultat, ponieważ potrzebuje się wytworu, czy też świadczenia, które
pracą tą się uzyskuje.
Przez długi czas postęp techniczny oznacza tylko pomnożenie pracy, którą człowiek musi wykonywać. — Trocki myli się, sądząc, że postęp ludzki opiera się na wrodzonem lenistwie człowieka, ponieważ rozwój techniki wynika z potrzeby szczędzenia pracy (str. 109 i 110).
Tak ogólnie tego nie można twierdzieć. Maszyna, oszczędzająca pracę, występuje dopiero na dość wysokim poziomie techniki. Początki postępu technicznego są raczej następstwem potrzeby większego zabezpieczenia się przed niebezpieczeństwami i przypadkowością życia, większej regularności w dowozie żywności, wzmożonej ochrony przeciw zmianom pogody i przeciw wrogom, wreszcie potrzeby wzmożonego użycia lub udostępnienia sobie nowych źródeł przyjemności.
Cała artystyczna działalność człowieka oznacza pomnożenie pracy, którego praszczur jego stojący na poziomie zwierzęcym, nie znał jeszcze, jak nie znał żadnych robót tkackich, koszykarskich, ciesielskich, tokarskich i t. d. Skoro ludzie doszli do przekonania, że prażucha z roztłuczonych ziarn zbożowych smakuje lepiej niż żucie surowych, oznaczało to pomnożnie pracy skutkiem nowego trudu tłuczenia ziarn w moździerzu, lub rozcierania ich na żarnach. Umniejszenie tej pracy przez młyn wodny, jest dopiero późniejszej daty.
Ileż to nowej pracy przysporzyło ludności wynalezienie ognia, gotowania, pieczenia!
Jako urodzeni leniwcy byliby ludzie się tego wszystkiego wystrzegali, i nigdy nie byliby się zabrali do wynalezienia i sporządzenia jakiegoś narzędzia łub naczynia.
Pewna różnica powstaje niewątpliwie z czasem, w miarę rozwoju techniki. Praca rozpada się na dwa rodzaje: jeden, który sam z siebie budzi już rozkosz i zapał; drugi sam w sobie sprawia przykrość, ale wykonuje się go ze względu na rezultat końcowy.
Od prac pierwszego rodzaju człowiek nie starał się nigdy uchylać, przeciwnie szukał ich i oddawał się im z całego serca. Od drugiego rodzaju pracy chętnie byłby się odsunął, gdyby mógł to uczynić bez umniejszenia jej wyników lub gdyby się dało osiągnąć produkt bez własnej pracy.
Atoli tysiące łat musiały minąć, zanim doprowadziło się do tego, że praca maszyn mogła spełnić te życzenia.
Znacznie wcześniej występuje inna, bardzo prosta metoda: Oto zabiera się poprostu drugim produkty ich pracy, otrzymuje się wytwory bez pracy własnej, to znaczy bez wykonywania nieprzyjemnej pracy. Zyskuje się je drogą bardzo przyjemnej dla barbarzyńskiego człowieka, pracy wojennej. Wojna, która sama przez się jest dla niego rozkoszą, podwójną sprawia mu przyjemność przez łup wojenny.
Jednakowoż plądrowanie w czasie wojny jest postępowaniem, którego nie można powtarzać zbyt często, albowiem zasypuje ono przeważnie źródła produkcji. Człowiek dochodzi więc do pewnego sposobu postępowania wyższego rzędu, które zabezpiecza zwycięzcy regularne pobory produktów i świadczeń, z nieprzyjemnej pracy: Zwyciężonego nietylko
łupi się, ale bierze się go w niewolę, uprowadza za sobą i wciela w kraju zwycięskim do swego własnego gospodarstwa.
Albo też pozostawia się pokonanego w miejscu dawnego pobytu i nakłada nań obowiązek dostarczania zwycięzcy pewnych wytworów lub świadczenia pewnych robót.
Niewolnictwo i praca pańszczyźniana, nie zaś oszczędzające pracę maszyny, oto środki, któremi posługuje się najprzód silniejsza część narodów, aby uzyskać ich produkty bez wykonywania nieprzyjemnych prac.
Te właśnie prace otrzymują teraz charakter pracy w ogólności.
Wolny robotnik zmieniał swoje czynności, — mieszał przyjemne z nieprzyjemnemu. To czyniło te ostatnie znośnemi. Robotnicy przymusowi wydani są na łup jedynie tajności jedynie nieprzyjemnej pracy. Zatraca się nadto urok, jaki dla wolnego robotnika miały prace nieprzyjemne dzięki temu, że ich wynik przypadał mu w udziale. Niewolnikowi przypada tylko trud pracy; korzyść z jej produktów dostaje się komu innemu.
Obok przeciwieństwa między tymi, którzy zajmują się tylko przyjemną pracą, a tymi, którzy wykonują wyłącznie przykrą pracę, występuje jeszcze drugie przeciwieństwo między tymi, którzy mozolnie zapracowują się a tymi, którzy używają zupełnie bez pracy.
Dołącza się do tego brak ograniczenia czasu pracy, na które wolny robotnik mógł sobie pozwolić. -- Ten przeciąga czas pracy tylko tak długo, jak długo raduje go nadzieja otrzymania produktu. Na myśl mu nie przyjdzie, poddać się męce pracy, której nie wynagrodziłoby zadowolenie z oczekiwanego rezultatu. To ograniczenie odpada dla właściciela niewolników, który sam nie współpracuje. Niewolnikowi swemu każe on tak długo męczyć się, póki mu starczy sił.
Przepracowanie, jednostajność, brak wszelkiego zainteresowania wynikiem pracy, sprawiają, że niewolnik i robotnik pańszczyźniany nienawidzą nałożonej na nich pracy, sabotują ją i uchylają się od niej gdzie tylko mogą, a utrzymać ich przy niej można tylko przy pomocy bicia i okrutnych kar.
Niewolnik z jednej strony, z drugiej używający — oni to dopiero stają się prawdziwymi leniwcami: jeden w rzeczywistości, drugi w swoich marzeniach. Ale rzecz nie ma się tak, jak twierdzi Trocki, że człowiek już z natury jest leniwcem i potrzebuje przymusu pracy. Przeciwieństwo tego jest zgodne z prawdą: „z przymusowej pracy“ dopiero rodzi się natura leniwca w człowieku.
Z tej natury leniwca u robotnika, pracującego pod przymusem, rodzi się też mała wydajność jego pracy. Pracuje on nietylko z niechęcią i opieszale, lecz nieuważnie, nie szczędząc ani zwierząt roboczych, ani narzędzi pracy. To też można mu powierzyć chyba tylko najprymitywniejsze, najgrubsze narzędzia.
I to po dziś dzień nie zmieniło się. Także w republice sowieckiej powierzono robotnikom przymusowym tylko tak prymitywne roboty, jak rąbanie drzewa, kopanie torfu, czyszczenie torów kolejowych i t. d.
Byli, coprawda, w starożytności niewolnicy wysoce inteligentni, o wielkiem wykształceniu, którym powierzano bardzo ważne funkcje. Ale wyrośli oni i wychowali się jako ludzie wolni, a następnie nie używano ich w procesie produkcji, lecz tylko do posług osobistych, gdzie utrzymywali wyjątkowe stanowisko.
Jeśli Trocki twierdzi, że poddaństwo było postępem i sprowadziło wzmożenie wydajności pracy, to pierwsze zdanie jest słuszne, ale drugie jest fałszywe.
Poddaństwo i niewolnictwo były o tyle postępem, że umożliwiły wytworzenia się klasy, która poświęciła się wyłącznie nauce. Teraz dopiero mogła powstać nauka we właściwem tego słowa znaczeniu i rozpocząć swoją działalność uszlachetniającą i przekształcającą świat.
Ale aczkolwiek wysoko należy oceniać ten wynik, to był on jednak okupiony drogo, bo bezmierną nędzą i obniżeniem poziomu myślowego miljonów ludzi pracujących. A to nie było jedyną ciemną stroną warunków, które sprzyjały rozwojowi nauki.
Praca przymusowa umożliwiła wprawdzie rozwój sztuki i nauki, ale pozwoliła też wytworzyć się klasie, która oddawała się tylko polowaniu i wojnie; na cele wojny łożyła ogromne środki i stała się temsamem źródłem ustawicznych i straszliwych spustoszeń.
I nie dość na tem. Tam, gdzie przewagę zyskuje niewolnictwo i praca pańszczyźniana, a wyparta zostaje wolna praca, tam wydajność pracy spada, ludność się zmniejsza i ubożeje, znikają miasta, społeczeństwo degeneruje się lub staje się łupem sąsiednich szczepów, u których przeważa jeszcze wolna praca.
Prawie wszystkie ludy kulturalne starożytności przeszły ten proces, a i wiele późniejszych narodów pod wpływem feudalizmu, że wspomnimy Hiszpanję, południowe Włochy, kraje tureckie.
Urobił się pogląd, jakoby to było prawem natury, że państwa, podobnie jak ludzie, przebywszy wiek młodzieńczy i wiek męski starzeją się potem i zamierają.
Jednakże są to tylko następstwa pracy przymusowej, która wywołuje te objawy starzenia się.
Inny obraz rozwoju przedstawiają Chiny. Nie przeszły one ani okresu niewolnictwa, ani też feudalizm nie był tam zbytnio rozpowszechniony. Przeważała wolna praca. Dlatego też Chiny nie uczestniczyły w upadku starego świata, ani też nowszego feudalnego.
Ale ich wolna praca na podstawie powszechnego, prywatnego posiadania środków produkcji, tamowała rozwój w kierunku wielkiej produkcji. Chińczyk, jako wolny robotnik, nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek „naturą leniwca“.
Jest on najpracowitszym człowiekiem na świecie. Ale metoda produkcji u Chińczyków doprowadziła do najdalej idącego podziału zawodów i do najwyższego wykształcenia sprawności rąk. Poza to dalej pójść nie mogła, na tem zatrzymała się. Nie znikła i nie upadła, jak po koleji różne państwa starożytne na zachodzie, lecz zastygła.
Wyższy rozwój nastąpić mógł tylko na skutek pojawiającej się najemnej pracy wolnych robotników.
Prowadziłoby nas za daleko, gdybyśmy tu chcieli skreślić obraz rozwoju pracy najemnej. — Czyniono to już nieraz przy moim również współudziale. Nie miałbym też nic innego do powiedzenia w tej sprawie.
Praca najemna staje się w ostatnich trzech stuleciach zjawiskiem masowem w europejskiej budowie społecznej. Punktem wyjścia jest dla niej teraz Europa zachodnia, podczas gdy przedtem już występowała w wiekach średnich w postaci pracy czeladników, a w wieku XVI zyskała duże znaczenie w górnictwie. Robotnik najemny jest wolnym robotnikiem na równi z pierwotnym wolnym robotnikiem, którego dotychczas mieliśmy na oku. Ale obaj między sobą różnią się wielce. Pierwotny wolny robotnik posiada sam swoje własne środki wytwarzania bądź wespół z innymi robotnikami, bądź jako własność osobistą. Robotnik najemny pozbawiony jest wszelkiej własności środków produkcji. Należą one do kogo innego, do kapitalisty, któremu sprzedaje swoją siłę roboczą w którego przedsiębiorstwie jest zajęty i któremu oddaje wytwór swej pracy.
To właśnie czyni go podobnym do niewolnika, od którego różni się jednak pod tym względem, że posiada własną rodzinę, że poza pracą jest wolnym człowiekiem, przynajmniej w stosunku do przedsiębiorcy i że może dowolnie zmieniać tak warsztat pracy jak i miejsce pobytu.
Dzięki tym różnicom może produkcja od chwili pojawienia się masowej pracy najemnej rozwinąć się w sposób pozwalający jej uniknąć owej demoralizacji, z winy której rozpadły się państwa starożytności, a i w późniejszych czasach chyliły się ku upadkowi państwa feudalne, oraz zapobiec zastojowi na chińską modłę. Przeciwnie, teraz produkcja wydobywa się w drodze nieustannej technicznej i ekonomicznej rewolucji z nizin feudalnego upadku na fantastyczne wyżyny.
Wprawdzie w początkach położenie proletarjatu najemnego jest gorsze nie tylko od warunków posiadającego wolnego robotnika, ale często i od chłopa pańszczyźnianego a nawet niewolnika. — W czasach, gdy nie było nadmiaru niewolników, tak, by można było tanio ich nabywać, każdy niewolnik reprezentował znaczną wartość dla posiadacza. Właściciel niewolników, podobnie jak właściciel bydła roboczego, miał interes w tem, aby niewolnika tak żywić i chronić od przeciążenia pracą, by nie zginął przedwcześnie. Takich względów nie potrzeba było wobec proletarjusza. Czas pracy jego przedłużano bezmiernie, płacę ograniczano zaś do racji głodowych.
Niewolników karmili właściciele ich nawet wówczas, gdy nie było dla nich zatrudnienia. Robotnika najemnego wyrzuca się bez ceremonjji na ulicę, gdy przedsiębiorca nie ma dla niego zajęcia i wydaje się go na łup śmierci głodowej.
Mimo to wszystko, w swobodzie robotnika najemnego spoczywał zarodek rozwoju, który jego i system produkcji, w którym pracował, wiódł coraz wyżej.
Środkiem do tego były nie tylko wolności, które odróżniały go od niewolnika i poddanego, jak wolność przenoszenia się, wolność wyboru zawodu i zatrudnienia, ale też owa „wolność“, którą najboleśniej odczuwał, wolność od wszelkiego posiadania.
Posiadającego wolnego robotnika posiadanie krępuje w swobodzie ruchów. — Szczególnie włościanin jest wskutek tego przywiązany do gleby. Ale i majster rzemieślniczy, posiadający w mieście własny dom, przywiązany jest do miasta. Proletarjusz jest wolny i może udawać się tam, gdzie najlepiej mu się będzie wiodło lub najmniej się go będzie zdzierało — jest ekonomicznie wolny. Nie mówię o państwowych szykanach paszportowych i innych pięknych rzeczach, których źródłem jest wojna, a nie nowoczesny system produkcji.
Proletarjusze mogą skupiać się w wielkich masach w centrach przemysłowych, gdzie poza murami przedsiębiorstwa nie podlegają kontroli, gdzie, mają możność organizowania się i rozwijania swoich sił.
Popiera ich w tem występująca równocześnie z kapitalizmem tendencja do demokracji, która przychodzi z pomocą wszystkim klasom pracującym, tak posiadającym, jak nieposiadającym, tak chłopom i rzemieślnikom, jak i robotnikom najemnym, tym jednak najwięcej.
W ten sposób z czasem udaje im się doprowadzić do skrócenia nieludzkiego czasu pracy, wymódz podwyższenie płac, podnieść własną inteligencję, osiągnąć pełnię siły i świadomość a wkońcu nawet wywrzeć wpływ ekonomiczny a więcej jeszcze polityczny.
Wzniesienie się ich na wyższy szczebel wpływa dodatnio nie tylko na nich samych, ale i na produkcję. Dopóki robotnik najemny jest podobny do niewolnika, dopóty niezdolny jest do wyższych robót; do obsługiwania czułych maszyn. Uwolnienie robotników od indywidualnego posiadania środków produkcji umożliwia skupienie ich w większej liczbie w poszczególnych większych przedsiębiorstwach. Dopiero intelektualne i moralne podniesienie się robotników czyni ich zdolnymi do skutecznej pracy przy wrażliwych maszynach.
Wprawdzie rzemiosło wytworzyło już mnóstwo zręcznych sił roboczych, zdolnych także do pracy przy czułych maszynach, ale rezerwa tych sił musiałaby się w miarę upadku rzemiosła a rozwoju kapitalizmu, szybko wyczerpać, gdyby w międzyczasie robotnicy najemni nie byli się sami rozwinęli o tyle, by dostarczać z pośród siebie dostatecznego narybku zdolnych sil roboczych.
Wolny robotnik najemny jest bardziej zdatny do wykonywania prac, wymagających staranności i sumienności, niżeli niewolnik, a zatem zdolniejszy do rozwijania spoczywających w wielkich zakładach przemysłowych możliwości większej produktywności w porównaniu z małemi przedsiębiorstwami.
Robotnika bowiem, który pracuje niedbałe, można odprawić, niewolnika natomiast tylko wybić. Kapitalista ma łatwiejszą możność dokonania wyboru swych sił roboczych i silniejszą podnietę, — gdyż bicz głodowy działa skuteczniej niż skórzany.
Aby jednak umożliwić wszechstronny rozwój produkcji maszynowej, potrzeba wyżej rozwiniętej siły roboczej, aniżeli przedstawiali ją pierwsi proletarjusze.
Skoro możliwość ta pojawiła się, skorzystał z niej kapitał gorliwie. Dopiero teraz a nie w początkach kultury staje się wynalezienie oszczędzających pracę maszyn ważnem zadaniem wynalazcy. Motorem do używania ich jest zysk, który tem jest dla kapitalisty większy, im mniejsze są jego koszta produkcji w stosunku do kosztów przeciętnych.
Bodziec do wprowadzenia oszczędzających pracę maszyn, staje się tem silniejszy, im bardziej proletariat przybiera na sile. I gdy z jednej strony w zrastająca inteligencja proletarjatu ułatwia lub nawet umożliwia dopiero wprowadzenie wielu maszyn, to z drugiej podwyżki płac i skrócenie czasu pracy prą kapitalistę wprost do zastąpienia możliwie jak największej liczby robotników maszynami. Tak w okresie kapitalizmu równocześnie i równolegle wzrasta w siłę proletarjat i wydajność jego pracy. Wzrasta możliwość dobrobytu dla wszystkich i potęga tych, którzy dotychczas wykluczeni byli od dobrobytu a pragną go. Stąd rodzi się możliwość i ostateczna nieuchronność socjalizmu. Nie wyjdzie on ze zburzenia kapitalizmu. Jest to fałszywe zgoła wyobrażenie, które powstało z analogji z rewolucją mieszczańską. Była ona rezultatem upadku i niedopisania produkcji feudalnej: — Ale takie niedopisanie nie prowadziło koniecznie do rewolucji, lecz często do upadku państwa. Tam tylko, gdzie już w łonie feudalizmu tworzyły się siły kapitalistyczne a tem samem demokratyczne, obalenie jego następowało drogą rewolucji, prowadzącej do wyższych stopni rozwoju.
Kapitalizm bowiem jest sposobem produkcji o zupełnie odrębnym charakterze. Nie prowadzi on, jak to czynił feudalizm i niewolnictwo, do zmarnienia sił produktywnych, lecz do ich najżywszego rozkwitu. Koniec jego musi zatem być całkiem inny, aniżeli starych społeczeństw okresu niewolnictwa i pańszczyzny.
Zwalczałem zawsze, między innemi też w rozprawie, zwróconej przeciw przyjacielowi memu. Bernsteinowi, w roku 1899, pogląd, jakoby socjalizm wyjść miał z zburzenia kapitalizmu. Pojmowanie to określiłem wówczas jako przesadne przystosowanie marksowskiego biegu myśli do celów krytyki rewizjonistycznej. Nie przeczuwałem, że to, co uważałem za bernsteinowskie niezrozumienie marksowskiego sposobu myślenia, stanie się kiedyś artykułem wiary bolszewickiej.
Uważałem za możliwe, że rozszerzenie kapitalizmu doznać może ostatecznie zatamowania o tyle, że życie nie będzie się rozszerzało równie szybko, jak siły produkcyjne, co mogłoby doprowadzić do chronicznej nadprodukcji lub do ścieśnienia produkcji przez kartele. Od tego czasu na podstawie obserwacji i prac teoretycznych, począłem z większym optymizmem spoglądać na zdolności rynku do rozszerzenia się. Ale i naówczas nie oczekiwałem nadejścia socjalizmu w następstwie chronicznej nadprodukcji, a tem mniej jednego z poprzedzających je kryzysów, które właściwe są kapitalistycznemu cyklowi kryzysów, lecz liczyłem się z urzeczywistnieniem socjalizmu w drodze zwalczania się przeciwieństw klasowych i wzrostu siły proletarjatu a więc, mówiąc z Marksem;
- „...buntu wzbierającej wciąż i wyszkolonej przez sam mechanizm kapitalistycznej produkcji, zjednoczonej i zorganizowanej klasy robotniczej“. (Kapitał I. Wyd . lud. str. 690),
Niewolnik i poddany musieli również buntować się w pewnych warunkach, ale niezdolni byli do trwałej i zorganizowanej walki klasowej, która byłaby bardziej rozwinęła ich zdolności. I gdyby było się kiedykolwiek udało pozyskać gdzieś władzę, nie byliby mogli nic innego z nią począć, jak z powrotem zamienić siebie w wolnych robotników, przywrócić stan, z którego wyszli. Okazali się niezdolnymi do nadania społeczeństwu wyższego stopnia rozwoju.
Potrafi to tylko klasa najemnych robotników i ona tylko znajduje w gospodarczych stosunkach swego czasu bodziec do tego i możność.
Ponieważ jednak oczekujemy socjalizmu od siły proletarjatu a nie od zburzenia kapitalizmu, bardzo głupi jest sąd wielu dzisiejszych rewolucjonistów, że nie mamy nic innego do roboty, niż burzyć ożywiający się po wojnie na nowo proces produkcji i zaostrzać kryzys, że zgubą dla socjalizmu byłoby ponowne utwierdzenie się kapitalizmu.
Rzecz ma się raczej przeciwnie. Nigdy proletariat nie jest bardziej ekonomicznie osłabiony i mniej do walki zdolny, niż podczas kryzysu. Nigdy szybszych nie robi postępów i nie okazuje się bardziej zdecydowanym i do walki ochoczym, niż w czasach gospodarczej pomyślności. A sytuacja ekonomiczna oddziaływa na polityczną.
Przypominam sobie, że głębokie na mnie zrobiło wrażenie, gdy powiedział mi raz Engels, zdaje się w r. 1886:
- „Jak długo trwa kryzys, nie pozbędziemy się ustawy antisocjalistycznej. Niech raz się bieg interesów poprawi, a niemiecki robotnik nie ścierpi dłużej tej ustawy“,
To zaskoczyło mnie, gdyż podobnie jak wielu innych, sądziłem, że właśnie nędza kryzysu natchnie robotników duchem buntowniczym. Ale słuszność miał Engels.
Nie wolno nam zapominać, że podobnie jak produkcja kapitalistyczna nie jest bynajmniej jakąś szczególną odmianą feudalizmu, lecz zupełnie się odeń różni, tak i koniec kapitalizmu będzie miał zgoła inny charakter, niż koniec feudalizmu.
Rewolucje burżuazyjne były następstwem głodowych rewolt zrozpaczonych mas. Rewolucyjne znaczenie robotników najemnych dla socjalizmu polega na wydobyciu się ich z okresu rozpaczy do stadjum siły. — Nie z rozpaczy lecz z siły ich przyjdzie pokonanie kapitalizmu i postęp ku socjalizmowi. Siła ta większą jest w czasie pomyślnego rozwoju produkcji, aniżeli w okresie niedomagania i zastoju.
Siła robotników najemnych sprowadzi socjalizm. Temsamem powiedziano też, że ona rozstrzygnie, jaką postać socjalizm przybierze, Będzie on rezultatem potrzeb i zdolności proletarjatu, jakoteż środków technicznych i ekonomicznych, które zastanie, nie zaś urzeczywistnieniem jakiegokolwiek utopijnego planu „zupełnej socjalizacji“ czy też innego ideału.
W tym duchu mówi Marks w swojej „Wojnie domowej we Francji“:
- „Klasa robotnicza nie żądała od Komuny cudów. Nie jest jej rzeczą wprowadzenie w życie gotowych utopji drogą postanowień ludowych. Nie ma ona urzeczywistnić żadnych ideałów. Jej zadaniem jest tylko wyzwolić pierwiastki, które już się rozwinęły w łonie rozpadającego się społeczeństwa burżuazyjnego“.
Instytucje tedy, które robotnicy tworzą w poszczególnych państwach mogą być rozmaite. Niema szablonu ogólnie obowiązującego. W rozmaitych państwach trzeba się będzie kierować istniejącemi tam kierunkami.
Jedno tylko jest pewne: robotnicy nigdy nie wyrzekną się ani w dziedzinie ekonomicznej, ani w politycznej swobód, które dotąd już zdobyli i które są im drogie.
Świadczy to o strasznym upadku robotników rosyjskich pod dzisiejszymi rządami, że pozwolili na pozbawienie ich wolności prasy i zgromadzeń i skrępowanie przez sowiety. Wobec angielskich łub niemieckich robotników, gdyby zdobyli władzę państwową, nie możnaby podobnie postąpić. — A mowy o tem nawet niema, by zgodzili się na odebranie im wolności przenoszenia się z miejsca na miejsce i swobodnego wyboru zawodu i warsztatu pracy.
Tego zaś właśnie domaga się pian Trockiego i w myśl tego też postępowano w Rosji. Tak opowiada sam Trocki, że komitet uralski dla spraw obowiązku pracy zastosował ją wobec 4000 kwalifikowanych robotników;
- „Skądże oni przyszli? Głównie z dawniejszej trzeciej armji. Nie puszczono ich do domu, lecz przysłano na miejsce przeznaczenia. Z armji przyjął ich komitet dla spraw obowiązku pracy, który podzielił ich wedle kategorji i rozesłał do przedsiębiorstw. To — z punktu widzenia liberalizmu — jest pogwałceniem wolności osobistej. — Ale przygniatająca większość robotników chętnie poszła na front pracy, podobnie jak przedtem na front wojenny, gdyż pojmowała, że wymaga tego wyższy interes. Część szła wbrew woli, tych zmuszano do tego“ (str. 140).
Jeżeli „przygniatająca większość“ rzeczywiście poszła „chętnie“, to doprawdy trudno zrozumieć, poco chwycono się przymusu wobec znikomej, wedle powyższego przedstawienia rzeczy, mniejszości?
Kilka stronic wstecz wspomina Trocki, że wielu z tych przymusowych robotników zdezerterowało, ale dezercji tej przeciwstawiono się skutecznie.
- „W tej chwili (marzec 1920) procent dezerterów w armiach pracy ani trochę nie jest wyższy, niż w naszych armiach bojowych“ (str. 127). Nie dowiadujemy się niestety, jak wielki jest procent w armiach bojowych. (Na str. 128 podana jest łączna liczba urlopników i dezerterów w 3 armji na 25 prc. — Dlaczegóż nie rozdziela się tych dwu grup?) Nie powiada się nam również, jaka kara czeka uciekających z armji pracy robotników.
Dość na tem, że postawiwszy twierdzenie, iż przygniatająca większość tych 4000 byłaby poszła dobrowolnie, gdyby się ich było do tego wezwało, zapytuje Trocki z oburzeniem:
- „Czy mieliśmy puścić ich wolno: „szukajcie, gdzie wam będzie lepiej, towarzysze?“ Nie, tak nie mogliśmy postąpić. Wsadziliśmy ich do pociągów wojskowych i postaliśmy do fabryk i warsztatów“ (str. 142).
Niechaj ktokolwiek powie robotnikowi zachodnio-europejskiemu, że w społeczeństwie socjalistycznem władze będą miały prawdo zabrać rodzinie każdego robotnika, którego będą potrzebowały, wsadzić go do pociągu wojskowego i zesłać administracyjnie na czas dowolny, tam gdzie uważać to będą za potrzebne — a ten socjalizm na moskiewską modłę spotka się z odprawą, która pod względem dobitności nie będzie pozostawiała nic do życzenia.
Zapewne, wolność przenoszenia się, swoboda wyboru zawodu i warsztatu, to wolności „liberalne“, tak samo, jak wolność prasy, zgromadzeń i t. p. Ale to nie oznacza, że robotnicy tych wolności się wyrzekają, tylko, że im one nie wystarczają, że od społeczeństwa socjalistycznego żądają jeszcze większej wolności.
Trocki myli się mocno, jeśli sądzi, że w socjalistycznem państwie robotnik zrzeknie się wolności, której domaga się dzisiaj, bo to będzie „jego“ państwo. Że dlatego „pod każdym względem podporządkuje się“ temu państwu. (str. 140).
Aby to oświetlić, raz jeszcze muszę cofnąć się do praczasów, choćbym miał narazić się na to, że Trocki mnie znowu wyśmieje, lub dostanie ataku wściekłości z powodu „akademicko-socjalistycznego“ osłaniania mojej „kłamliwości“ i „niesumienności“.
Powszechnie przyjmują, że człowiek pochodzi od zwierząt społecznych. Nawet w początkach społeczeństwa i na najniższych stopniach kultury zgubiona jest bez ratunku jednostka pozbawiona wspólnoty, która przytula ją, chroni i daje możność starania się o utrzymanie. — Jednostka roztapia się w tej wspólnocie, jest jej „podporządkowana pod każdym względem“ nietylko w czynach swoich, ale także w odczuwaniu i myśleniu. Tyczy się to nietylko społeczeństwa rodowego i wspólnoty gmin, ale też zarówno chłopa w gminie wiejskiej jak rzemieślnika średniowiecznego w cechu, który nietyiko regulował jego produkcję i wymianę, ale kontrolował także jego politykę, życie rodzinne i religię.
Wewnętrzny i zewnętrzny brak wolności osobistej w stosunku do wspólnoty, w której i dzięki której się żyje, nie ma nic wspólnego z niewolą, pochodzącą z ujarzmienia przez pana. Jest to brak wolności w stosunku do towarzyszy, brak, którego ucisku nie odczuwano podówczas, był on bowiem równocześnie źródłem siły, a nawet wogóle możliwości życia.
Tego rodzaju niewola istniała tak samo w obrębie klas panujących, jak opanowanych. Ten brak wolności w myślach i czynach znajdujemy dziś jeszcze w pozostałościach czasów feudalnych, np. w domach panujących.
Zaczątki żywszego wyzwalania się jednostki ze wspólnoty, do której należało się jako „równy“ i zewnętrznie „wolny“ znajdujemy już w starożytności. Ale dopiero kapitalizm zjawisko to utrwalił i rozszerzył.
Nasamprzód wśród pracowników umysłowych, którzy w wiekach średnich mogli istnieć tylko w zależności od kościoła. W miastach urosła od czasów odrodzenia wiedza i sztuka, które nie potrzebowały kościoła, i przeciwstawiały mu się. Zrazu nowa inteligencja chwyciła się form cechowych, które zastała u mieszczaństwa i zorganizowała swoją pracę naukową lub artystyczną w podobny sposób n. p. w uniwersytetach. — Inni woleli w swoich dążeniach poddać się opiece mecenasów dworskich. Coraz większa jednak liczba osiągała możność swobodnej pracy dla rynku i odbiorców.
Praca naukowa czy też artystyczna skłonna jest z natury do twórczości indywidualnej, której warunki kapitalistyczne coraz to więcej sprzyjały. Tak więc pracownicy umysłowi pierwsi położyli nacisk na wolność jednostki i pierwsi osiągnęli ją.
Prawie równocześnie z nimi kapitaliści poczynają rozluźniać więzy, łączące ich tradycyjnie z wspólnotami, wśród których wyrośli.
Pieniądz to coś zupełnie innego niż ziemia. Ziemia jest czemś od natury danem, czemś stałem i wiernem w stosunku do przemijających szybko jednostek ludzkich. Stąd prywatna własność gruntowa w swych formach kapitalistycznych nie z reguły przywiązana do jednostki, lecz do żyjącej dłużej od niej, rodziny. To jest jedna z przyczyn, które własność gruntową czynią tak konserwatywną a u szlachty ziemiańskiej tak bardzo podporządkowują jednostkę rodzinie, i tu także nie tylko w czynach i postępowaniu, ale w myślach i uczuciach, na które wpływa z jednej strony długi szereg przodków, z drugiej ogół żyjących członków rodziny, aż do najodleglejszego jej odgałęzienia.
Co innego pieniądz, który z góry już występuje jako własność indywidualna; który stosownie do indywidualnej woli lub winy można podarować lub utracić, który jednostkę natomiast usamodzielnia i daje jej możność gwizdania na wszystkie wspólnoty, do których ona przynależy. Było to o tyle ułatwione, że wraz z kapitałem powstaje silna władza państwowa, która chroni własność, nie zmusza przytem poszczególnych posiadaczy do łączenia się w tym celu z innymi.
W państwie nowoczesnem zarówno silny, jak bogaty najpotężniejszy jest wtedy, gdy występuje sam jeden.
Kapitaliści i inteligencja są pierwszymi pionierami w dążeniu do swobodnego rozwoju indywidualności, przynajmniej swojej własnej. O tyle też indywidualizm jest liberalną ideą. Ale nie ogranicza się on tylko do tych warstw.
Dawne organizacje mas: kościół, wspólnoty gmin, cechy, stają się tamą dla rozrostu wpływu i bogactwa inteligencji i kapitalistów. Dlatego też warstwy te zwalczają owe organizacje, by wkońcu albo doprowadzić do zupełnego ich upadku albo pozbawić je mocy. To jedna już sprawia, że samodzielność jednostki zaczyna rozwijać się także wśród klas fizycznie pracujących, gdzie popierają ją żywioły, torujące zwycięstwo demokracji, z którą razem i równolegle ona się rozwija.
Naprzód i najsilniej w wielkich miastach, — najpóźniej i najmniej u chłopstwa.
Szczególnie wybitnie występuje dążność do uniezależnienia w nowoczesnym proletariacie, którego członkowie już w początkach stoją poza instytucjami wspólnoty gmin, gminy wiejskiej i cechu, chroniącemi robotników posiadających. Dla proletarjusza też bardziej niż dla którejkolwiek innej klasy rozluźnione są węzły rodzinne. Już jako dziecko musi stać na własnych nogach, aby módz zarabiać, a tak też wychowuje swoje dzieci. W ten sposób rozwija się u niego z szczególną siłą samodzielność jednostki.
Często i chętnie przeciwstawiają indywidualizm socjalizmowi. Odrzucaliśmy zawsze to przeciwstawienie. Pierwsi socjaliści z pośród proletarjatu musieli z pewnością być indywidualistami i odznaczać się wybitną indywidualnością, albowiem sami jedni stali w walce ze zwartą większością.
Ale i socjalizm, jako nauka większości proletarjackiej nie pozostaje w przeciwieństwie do indywidualizmu.
Prawda, że proletarjusze nie mogą trwać w stanie rozproszkowanym, w jaki wprawiło ich wyrwanie się z dawnych wspólnot wolnych robotników, a następnie rozpadnięcie się tych wspólnot. Muszą zorganizować się w nowe wspólnoty, ale te mają odrębny charakter. Proletarjusz nie zastaje ich, nie wyrasta z nich, ani też w nie nie wrasta; są one jego wolnemi tworami. — Nie wszyscy zawodowi i klasowi towarzysze należą do nich już z góry, lecz jeno tacy, którzy dotarli do jednakowego stopnia poznania. Przynależność do partji i związku zawodowego jest sprawą wolnego wyboru członków i na tem właśnie polega moc tych organizacji. — Pod tym względem stoją one też wyżej od rad robotniczych, w których uczestnictwo dane jest z góry na podstawie przynależności zawodowej. — Rady robotnicze wywarły i wywierać mogą wielki wpływ w społeczeństwach, w których jawne organizowanie masowe partji robotniczych i związków nie było jeszcze możliwe lub gdzie organizacje te były wewnętrznie rozbite. Ale rady robotnicze nie czynią zbytecznemi ani partji ani związków zawodowych i tylko przez te ostatnie mogą one planowo działać.
Wszystkie proletarjackie organizacje bojowe bez względu na rodzaj, służą jednak ochronie proletarjackiej jednostki i swobodnemu jej rozwojowi.
A to, czego proletarjusze żądają od własnych organizacji, tego będą się domagali od społeczeństwa socjalistycznego, które przecież także oni mają stworzyć, więc poszanowania jednostki ludzkiej, zaniechania wszelkiego gwałtu, swobody rozwoju i działania.
Jeśli Trocki pragnie krótko załatwić się z tem jako z liberalizmem i filozofją prawa naturalnego, to musi także Marksa i Engelsa zaliczyć do teoretyków prawa naturalnego i liberałów, pisali oni bowiem w Manifeście komunistycznym o społeczeństwie socjalistycznem:
- „W miejsce starego mieszczańskiego społeczeństwa, z jego klasami i przeciwieństwami klasowemi, wstępuje zrzeszenie, w którem wolność rozwoju każdej jednostki jest warunkiem wolności rozwoju wszystkich“. f) Regulowanie pracy przez socjalizm.
Poszanowanie dla ludzkiej jednostki! Oto jedna z najważniejszych zasad proletarjackiej walki wyzwoleńczej, której nie wolno z oka spuszczać nawet w okresie najgorętszych zmagań, a tem mniej na podstawie zimnego wyrachowania.
Oczywiście przez to żądanie swobodnego rozwoju jednostki, nie stajemy się liberałami. Wiemy dobrze, że wolność robotnika, zapewniająca mu swobodę nieograniczonej pracy dla kapitalisty, nie jest wolnością, gdyż w obrębie przedsiębiorstwa kapitalistycznego robotnik nie jest wolny. Wolność jego rozpoczyna się dopiero poza bramami fabryki. Skrócenie dnia roboczego, choćby nawet ustawowo wymuszone, oznacza dopiero przedłużenie czasu wolności dla robotnika.
Jak nie jesteśmy liberałami, tak nie jesteśmy też anarchistami. Wiemy bardzo dobrze, że robotnicy nie zawładną kapitałem jedynie w drodze walki ekonomicznej, że w tym celu muszą, zdobyć władzę w państwie. — Ale silnej władzy państwowej potrzeba nam tylko dla podważenia potęgi kapitału. Nie wolno nam oddawać budowy produkcji socjalistycznej w ręce wszechmocnej biurokracji państwowej. Im więcej w tej sprawie działać potrafią robotnicy poszczególnych zawodów i ogół klasy robotniczej własną pracą swych wolnych organizacji, im zbędniejszem uczynią wkraczanie państwowej biurokracji, tem lepiej.
Jest to poprostu znamieniem niedojrzałości proletarjatu, jeżeli wyczekuje on wszystkiego od „państwa“ któremu przypisuje czarodziejską władzę natychmiastowego leczenia wszelkiego zła, przyczem zapomina się, że gdyby nawet państwo zabierało kapitalistom całą nadwartość, to nie posiadałaby nic więcej, niż to, co robotnicy wyprodukowali ponad koszt swego utrzymania. Praca a nie państwo jest twórcą wszystkich wartości.
Przesąd o wartościotwórczej zdolności państwa powstał na skutek marnotrawnej gospodarki banknotowej trzech wielkich cesarstw wschodnio-europejskich, która nie była niczem innem, jak gospodarką rozrzutników, trwonieniem zapasów nagromadzonych skrzętną pracą dziesięcioleci. Im dłużej trwa to trwonienie bez własnej wystarczającej produkcji, tem straszliwszym będzie ostateczny upadek.
Dążenie do wszechmocy komunistycznego państwa i wiara w jego siłę czarodziejską są niemniej opaczne, jak anarchistyczny strach przed państwem.
Potrzeba nam państwa, by załatwić się z kapitałem, ale im mniej go potrzebujemy do budowy socjalizmu, tem bardziej socjalizm ten odpowiadać będzie potrzebom proletarjatu.
Ze wszystkich narodów europejskich Anglicy są pod tym względem najdojrzalsi do socjalizmu, pomimo niewielkiego wyszkolenia socjalistycnego. Nigdzie poszanowanie dla jednostki, samodzielność i energja proletarjatu oraz siła jego organizacji nie osiągnęły tak wysokiego poziomu, jak w Angiji. W Rosji natomiast ludność chyba więcej niż w któremkolwiek innem mocarstwie europejskiem, przyzwyczaiła się oczekiwać usunięcia wszystkich swych cierpień, z góry od państwa.
Anglja a nie Rosja najbardziej do tego się nadaje, aby rozwinąć formy produkcji społecznej, które oznaczają prawdziwe wyzwolenie klasy robotniczej. Nie należy przyjmować socjalizmu cechowego bezkrytycznie, ale ileż więcej zawiera on wyzwoleńczego socjalizmu, aniżeli wszystkie próby rosyjskiej produkcji państwowej, z biurokratycznem kierownictwem?
Jeżeli do państwa odnosimy się krytycznie, a nie anarchistycznie, to mniej jeszcze możemy się zgodzić na anarchję w wielkiej produkcji. Wiemy, że wolność robotnika pracującego samoistnie, który swobodnie rozporządza środkami produkcji, a więc, jest wolny także w obrębie warsztatu pracy, nie da się pogodzić z nowoczesnem wielkiem przedsiębiorstwem, gdzie tylko wielka produktywność daje możność dobrobytu dla wszystkich przy krótkim czasie pracy, a zatem długim czasie wolności. W wielkiem przedsiębiorstwie robotnik może być kółkiem w ogromnym mechanizmie lub raczej jeszcze pojedynczym organem w olbrzymim organizmie. Musi on wcielić się w plan całości. Konieczności tej nie usunie wzgląd, że przedsiębiorstwo z kapitalistycznego stanie się socjalistycznem. Ta niewątpliwie bardzo istotna zmiana polega w danej chwili jedynie na tem, że zmienia się cel, któremu służy wielka produkcja. Nie ma ona już wzbogacać poszczególnego kapitalisty,
lecz ogół robotników.
Wcielenie do planowej gospodarki jest nieodzowne dla robotnika w socjalistycznem społeczeństwie. Ale to nie oznacza pomiatania indywidualnością, lecz wkłada na nas tylko obowiązek dokonania tego wcielenia jednostki w tryb ogólny w sposób, który nie zatamuje swobodnego jej rozwoju. A to wyklucza wszelki przymus pracy na modłę projektu Trockiego.
Należałoby właściwie przyjąć, że Trocki jest tego samego mniemania. Wszak sam skarży się w swej rozprawie (str. 137), że „kierująca warstwa klasy robotniczej“ w Rosji jest „zbyt cienka“.
- „Choroba naszego prostego człowieka rosyjskiego tkwi w charakterze stadowym, braku indywidualności, t. j. w tem co opiewali nasi reakcyjni „narodnicy“, co Lew Tołstoj apoteozuje w postaci Platona Karałajewa: chłop rozpływa się w swojej gromadzie, podporządkowuje się glebie. Zupełnie jest jasne, że gospodarka socjalistyczna nie opiera się na Platonie Karałajewie, lecz myślącym, pełnym inicjatywy, odpowiedzialnym robotnika... Solidarność socjalistyczna nie może oprzeć się na braku indywidualności, na charakterze stadowym“.
Bardzo słusznie. Dziwić się tylko należą jak Trocki przy tych poglądach mógł dojść do przymusu pracy; z drugiej strony, jak sobie wobec tego wyobraża zbudowanie socjalistycznego społeczeństwa przy pomocy rosyjskiego „człowieka stadowego“. Co prawda „charakter stadowy“ tłumaczy
nam nietylko niepowodzenie socjalizmu, ale także powodzenie dyktatury bolszewickiej i powstanie idei przymusu pracy. „Myślący, pełni inicjatywy, odpowiedzialni robotnicy“ nie zgodziliby się ani na jedno, ani na drugie.
Trocki znajduje jednakże znakomity sposób pogodzenia przewagi natury stadowej w masach rosyjskich i braku indywidualności wśród nich, ze swojem pojmowaniem zadań socjalistycznych. Jeżeli w Rosji tak mało jest między rewolucjonistami indywidualności, to należy powołać je na dyktatorów w przedsiębiorstwach, aby kierowali stadem ludzkiem i wychowywali na silne i samodzielne jednostki.
Tę samą myśl wyrazi! już Lenin przed Trockim i ja poddałem ją krytyce. Trocki denuncjuje to jako obrazę majestatu rosyjskiego proletarjatu. — on, który dopiero piętnował ten proletariat jako zwierzę stadowe, zapewne w uzupełnieniu swego ogólnego poglądu na człowieka jako leniwca.
Trocki twierdzi, że obrażam rosyjską klasę robotniczą, że uważam:
- „iż brak jej świadomości mocy życiowej, samozaparcia; wytrwałości i t. p. Nie potrafi wybrać sobie pełnomocnych przywódców, drwi Kautski — podobnie jak Münchbausen, uchwyciwszy się za własny warkocz, nie był w stanie wydobyć się z bagna. To porównanie proletarjatu rosyjskiego z fanfaronem Münchhausenem, który usiłuje wydostać się z bagna, jest wyraźnym przykładem tego bezwstydnego tonu, w którym Kautski mówi o rosyjskiej klasie robotniczej“ (str. 80).
W samej rzeczy, czy istnieje większa zuchwałość, jak wątpić że rosyjski proletarjat sam za włosy wydobędzie się z bagna? Tym warkoczem zbawczym jest — rozumie się — dyktator.
Ja natomiast twierdzę, co następuje:
- „Tak, jak Münchhausen nie może sam wydobyć się z bagna przy pomocy własnego warkocza, tak też klasa robotnicza, której brak „świadomości, mocy życiowej, samozaparcia i wytrwałości (własne słowa Lenina), nie potrafi wybrać sobie dyktatora, któryby ją poniósł, i ugiąć się przed nim, gdy zażąda od niej czynów, wymagających świadomości, mocy życiowej, samozaparcia i wytrwałości“ (Terroryzm i komunizm str. 125),
O tem końcowem zdaniu Trocki nie wspomina. W pominięciu go widzę dowód, że nie może nic przeciw niemu przytoczyć. A to zdanie właśnie jest decydujące.
Trocki ma słuszność, z ludźmi stadowymi nie można przeprowadzić socjalizmu. Ale nie dyktatura jest środkiem do rozwinięcia natur stadowych w wolne jednostki. Przeciwnie. Dyktatura nie znosi takich indywidualności, tylko posłuszne narzędzia. Kto okazuje samodzielność, jest niewygodny, usuwa się go z drogi, lub łamie jego wolę. Cztery lata rządów bolszewickich w zastraszający sposób wzmogły „charakter stadowy, brak indywidualności“ u „prostego rosyjskiego człowieka“. Przymus pracy, przeprowadzony konsekwentnie, musiał niepomiernie jeszcze powiększyć ten brak.
Lecz czyż ten przymus nie należy do istoty socjalizmu, który powiada, że kto nie pracuje, ten też jeść nie powinien?
Przypatrzmy się temu. Zdanie powyższe wypływa poprostu z wewnętrznej potrzeby robotnika, by nie pracować dla obcego i nie umożliwiać mu życia bez własnej pracy. Ponieważ w wielkiej produkcji poszczególny robotnik nie może sobie zabrać produktu swojej pracy, winien produkt zbiorowy przypaść ogółowi pracujących, tak, by odpadły wszelkie możliwości dochodu bez pracy w postaci czynszu, zysku lub renty gruntowej. Wtedy nikt zdolny do pracy nie będzie mógł osiągnąć możliwości jedzenia, inaczej, jak tylko w ten sposób, że zarobi na nie własną pracą.
O jakimkolwiek urzędowym czy policyjnym przymusie pracy, lub nawet określonej pracy w określonem miejscu nie ma tu najmniejszej mowy.
Wyrażenie „kto nie pracuje, nie powinien też jeść“ nie powiada bynajmniej, że „kto nie pracuje tam, gdzie mu rozkaże minister wojny, nie powinien jeść“, nie oznacza tem mniej, że kto nie spełnia takiej pracy, nietylko traci swoją rację żywnościową, lecz podpada, za naruszenie dyscypliny, pod wojskowy kodeks karny!
Trocki powołuje się na zasady ustrojowe Republiki sowietów. Powiedziano tam wprawdzie, że wszyscy mają obowiązek pracy, ale żadnej władzy nie przyznaje się prawa zmuszania kogokolwiek do pewnej określonej pracy, jak tego żąda Trocki.
§ 18. ustawy z 10. lipca brzmi:
- „Republika sowiecka pracę uważa za obowiązek wszystkich robotników i wystawia hasło: „Kto nie pracuje, nie powinien też jeść“.
Ustęp ten przypomina Manifest komunistyczny, który między środkami do zupełnego przewrotu produkcji wymienia:
- „Równy przymus pracy dla wszystkich“.
Wygląda to, jakgdyby pomyślane było w duchu Trockiego, ale wyraża tylko myśl, że wykluczony jest wszelki dochód bez pracy, że każdy ma być zobowiązany do jakiejkolwiek pracy. Nie oznacza to bynajmniej, że każdy ma mieć przepisany urzędowo tak rodzaj pracy jak i jej miejsce.
Zresztą Marks i Engels powiadają o tych „proponowanych w Manifeście komunistycznym rewolucyjnych środkach“ w swej przedmowie z r. 1872, że „dzisiaj nie przywiązują do nich szczególnej wagi“, gdyż „ustęp ten dzisiaj pod wielu względami brzmiałby inaczej“.
Nigdzie potem nie żądali przymusu pracy, ani w postaci ogólnego obowiązku pracy dla wszystkich, ani tem mniej w formie Trockiego, w której nigdy nie pojmowali przymusu pracy.
W formie Trockiego socjalizm stałby się koszarami lub więzieniem. Jest to niezamierzony dowcip, jeśli Trocki z oburzeniem zarzuca mi, że moje wiadomości o Rosji wzięte z „kassibrów“ mienszewickich. — „Kassibry“ bowiem nie są niczem innem, jak wiadomościami z więzienia.
Ale czyż istnieje inna „droga do socjalizmu“, jak więzienia i koszary, jak bezwzględne rozporządzanie siłami roboczemi kraju?
Trocki utrzymuje, że innej niema. W rzeczywistości nie potrzeba dróg tych długo szukać, są one przed nami.
Jeśli wszystkie możliwości zarobków bez pracy będą zamknięte, nie może na ogół zabraknąć sił do pracy. Może tylko powstać kwestja rozdziału tych sił. W poszczególnych okolicach, przedsiębiorstwach i gałęziach produkcji może zabraknąć robotników, podczas gdy gdzieindziej znajdzie się ich nadmiar.
Brak ten może mieć dwojakie przyczyny. — Albo nie będzie dostatecznej liczby robotników, wyuczonych w danej gałęzi pracy, a wtedy nawet najsurowszy przymus nic nie pomoże. Choćby państwo robotnicze nie wiedzieć jak „wszechstronnie podporządkowało sobie“ robotnika, to nie potrafi z tkacza zrobić ślusarza.
W tym wypadku pomódz może tylko stworzenie zakładów naukowych, które dla pewnych celów wykształcą robotników. Drugi możliwy wypadek zajdzie wtedy, gdy w danej gałęzi pracy będzie dość robotników. Jeżeli oni mimo to omijają pewne okolice lub przedsiębiorstwa, to przyczyna tego leży zapewne w faktach, których przymusowem sprowadzaniem robotników nie można usunąć. — Przyczyną tego może więc być niezdrowa okolica, liche mieszkania, wadliwe pomieszczenie warsztatów pracy, brutalne obchodzenie się kierowników.
Trzeba usunąć te niedostatki, a robotnicy, którzy przedtem omijali okolicę lub przedsiębiorstwo, napłyną.
Z drugiej strony mogą istnieć warunki, które czynią całe gałęzie produkcji nieprzyjemnemi i wstrętnemi, których zaś usunąć albo wogóle nie można albo też nie przy pomocy stojących do dyspozycji środków. Żadna zdobycz techniczna nie będzie w stanie przemienić pracy w kopalniach węgla na pracę w pełnem świetle słonecznem i na świeżem powietrzu.
Bez węgla jednak trudno się obejść. — Cóż tedy robić? W tym wypadku nie pozostaje nic innego, jak wynagradzanie nadzwyczajnych szkód, które praca w takich przedsiębiorstwach przynosi, jakiemiś korzyściami innego rodzaju. A więc skrócenie w takich gałęziach produkcji czasu pracy poniżej przeciętnie przepisanego dla całego przemysłu, albo wydatne podwyższenie płacy roboczej, w pewnych warunkach połączenie obu metod łub przyznanie innych podobnych korzyści.
W tem wszystkiem nie ma nic nowego, kapitalizm potrafił lakierni metodami postępowania we wszystkich dziedzinach zdobyć sobie bez pomocy policji tylu robotników, ile mu trzeba było.
I wystawiłby sobie socjalizm świadectwo ubóstwa, gdyby na tem polu pod względem poszanowania dla indywidyualności robotnika miał pozostać w tyle poza kapitalizmem.
W samej rzeczy próba przymusu pracy jest świadectwem ubóstwa, ale nie dla socjalizmu wogóle, lecz specjalnie dla gospodarki sowieckiej.
Wiemy skąd pochodzi przymus; nie w zasadach socjalizmu ma on swoje źródło, lecz w tem, że centra przemysłowe pod rządami bolszewickiemi stały się tak okropnemi miejscami pobytu i pracy, że robotnicy uciekają z nich, jak od zarazy. — Jeśli prawo sowieckie mobilizowało robotników, wsadzało do pociągów wojskowych i rozsyłało do rozmaitych punktów, dowiodło ono tylko, że brak mu sił, by stworzyć tam znośne warunki bytu.
Przymus pracy nie jest więc nieodzownym warunkiem socjalizmu, lecz przyznaniem się do zniszczenia form, w których chciano ustrój socjalistyczny urzeczywistnić.
Obowiązek pracy, jako środek należytego podziału sił roboczych w kraju nie jest najtrudniejszem zagadnieniem socjalizmu. Teoretyków socjalizmu sprawa ta mało zajmowała.
Znacznie trudniejsze jest drugie, związane z niem zagadnienie, nie z przydzielania robotników do rozmaitych przedsiębiorstw, lecz pilności i sumienności pracy w przedsiębiorstwie. Jakiż to bodziec ma do dyspozycji społeczeństwo socjalistyczne które wysoce szanować winno indywidualność i wyrzec się wszelkiego z zewnątrz pochodzącego zmuszania do pracy? — Zagadnienie to, czem zastąpić przymus pracy, a nie jaką nadać mu postać, bardzo zajmowało socjalistów a w szczególności utopistów, stało się też źródłem genialnych pomysłów.
Najskuteczniejszem rozwiązaniem byłoby oczywiście zniesienie podziału na prace pociągające i odrażające i nadanie wszystkim pracom charakteru pociągającego. — Byłoby to możliwe, gdyby można było przemienić je w twórczość artystyczną lub w sporty.
Od Tourriera aż po Williama Morrisa poczyniono w tym kierunku mnóstwo subtelnych spostrzeżeń. Lecz żadne z nich nie liczą się z pracą maszynową, z której przecież nie można zrezygnować, jeśli chcemy, by wszyscy korzystali z dobrobytu, przy wysokim rozwoju sztuki i nauki.
Oczywiście, ustrój socjalistyczny będzie się starał uczynić każdy rodzaj pracy jak najbardziej pociągającym. Zagadnienie to, które dziś wynalazców nie zajmuje, będzie miało, dla nich kiedyś równie doniosłe znaczenie, jak zagadnienie maszyn, oszczędzających pracę. Trudno przewidzieć jak dalece to się uda, w każdym razie tendencja do uczynienia pracy przyjemną, nabierze siły dopiero po wprowadzeniu ustroju socjalistycznego.
Ten ostatni, nie tylko z początku, ale długi czas potem jeszcze będzie musiał liczyć się z całym ogromem prac, które same w sobie nie stanowią rozkoszy, a wykonuje się je tylko dlatego, że życie tego wymaga.
Tym pracom przedewszystkiem trzeba będzie odjąć ich charakter odpychający, jaki nadało im przez pracę przymusową, niewolnictwo i poddaństwo, a który po części, choć w niedostateczny sposób, o tyle złagodził już kapitalizm, o ile zmusił go do tego opór proletarjatu.
Widzieliśmy, że trzy czynniki sprawiają, że te prace spełnia się tylko z niechęcią:
1. pozbawianie robotników produktu pracy, dla którego tracą wszelkie zainteresowanie, ponieważ przypada komu innemu.
2. Zbyt długi czas pracy.
3. Monotonja pracy.
Zacznijmy od ostatniego punktu.
Monotonja pracy jest najbardziej przygnębiającym i zniechęcającym momentem w kapitalistycznym procesie produkcji. Daleko sięgający podział pracy, a w wyższym jeszcze stopniu praca przy maszynie, czynią dziś pracę o wiele jednostajniejszą, aniżeli była nią dla niewolników.
Tej jednostajności najskuteczniej dałoby się zapobiec przez połączenie pracy przemysłowej z rolniczą. To byłoby też z wielką korzyścią dla procesu produkcji. Praca na roli jest pracą sezonową, wymaga ona w niektórych porach roku bardzo licznych sił roboczych, w międzyczasie zaś bardzo niewielu. W pierwotnej rodzinie chłopskiej, która obok gospodarstwa wiejskiego wykonywała także prace przemysłowe na własne potrzeby, nie znaczyło to nic. Wypełniano pauzy pracą przemysłową.
Podział na przemysł i rolnictwo przyniosło temu ostatniemu ogromne szkody. — Cierpi ono w najważniejszych porach roku na brak rąk roboczych, gdy w innych porach nie ma zajęcia dla swoich robotników. — Metoda kapitalistyczna wypełnienia przerw w pracy przemysłem domowym na korzyść przedsiębiorców kapitalistycznych, prowadzi do najniepożądańszych zjawisk.
Metoda bolszewicka, która pędzi mnóstwo robotników z wielkiego przemysłu na wieś, do rzemiosł, nie jest lepszą.
Racjonalnem byłoby przeniesienie wielkich przedsiębiorstw na wieś i połączenie ich z wielkimi przedsiębiorstwami rolnemi. Ale w tym celu nic jeszcze nie uczyniono. Rząd socjalistyczny musiałby dopiero wszcząć doświadczenia w tym kierunku.
Pod jedną tylko formą łączono dotychczas wielki przemysł z gospodarstwem rolnem, a mianowicie w ten sposób, że robotnik przemysłowy w wolnych chwilach uprawiał kawałek gruntu.
Było tak od dawien dawna w zakładach przemysłowych, które znajdowały się na wsi lub w małych miasteczkach, znalazło to też szersze zastosowanie w ostatnich dziesięcioleciach w tak zwanych działkach ogrodowych i w większych miastach.
Nie przedstawiają one zbyt zacofanej formy rolnictwa, ale mogłyby stać się racjonalniejszemi przez przyjęcie niektórych metod wielkiej własności rolnej n. p. przez wspólną orkę i nawożenie całego obszaru, zajętego przez ogół działek. Pozatem hoduje się w tych działkach przeważnie produkty, które udają się najlepiej w drobnej produkcji; owoce, jarzyny,
drób.
Cokolwiekbyśmy myśleli o stronie produkcyjnej tych działek, nie ulega wątpliwości, że odpowiadają one pewnej potrzebie. Świadczy o tem szybkie ich rozpowszechnianie, które jeszcze będzie wzrastało.
Ale w swej dzisiejszej postaci nie przerywają one monotonji pracy przemysłowej, lecz oznaczają jedynie dodatkowe obciążenie robotnika i przemianę dotychczasowej treści jego wolnego czasu w duchu nie zawsze dodatnim. Robotnik bowiem poświęca teraz czas, którego używał na kształcenie się, politykę, organizację zawodową i t. p., królikom i fasoli.
Połączenie przemysłu z rolnictwem tylko wówczas stanowi postęp, gdy równocześnie oznacza skrócenie czasu pracy przemysłowej, co umożliwi robotnikowi przemysłowemu zajęcia rolnicze.
Skrócenie czasu pracy w głównym zawodzie oto w związku z tą sprawą zagadnienie najważniejsze.
Zagadnienie to popada jednak w sprzeczność z drugiem równie ważnem. Dobrobyt dla wszystkich jest jeszcze niemożliwy przy dzisiejszych rozmiarach produkcji. Przytoczono już na to liczne dowody statystyczne. — Zwolennicy kapitalizmu upatrują w tem niemożliwość przeprowadzenia socjalizmu. Ale to dowodzi tylko konieczności dalszego rozszerzenia produkcji.
Rozwój ten możliwy jest albo przez pociągnięcie do produkcji sił roboczych, które dzisiaj trwoni się nieproduktywnie, choć częstokroć męczą się one okropnie. Przypomnijmy sobie tylko te niezliczone karłowate przedsiębiorstwa w pośrednictwie handlowem.
Najgłówniejszym środkiem, prowadzącym do rozszerzenia wytwórczości, jest wydatne wyzyskiwanie najproduktywniejszych z pośród dzisiejszych warsztatów produkcji, oraz jak najszybsze i powszechne wprowadzenie wszelkich dziś już znanych maszyn i narzędzi pomocniczych, oszczędzających pracę. Założeniem tego jest, rzecz prosta, kwitnąca, wysoko rozwinięta wielka produkcja. — Kto, chcąc ugodzić w kapitalizm, tę ostatnią burzy, paraliżuje wszelki postęp w kierunku urzeczywistnienia socjalizmu.
W gospodarce kapitalistycznej największą korzyść z maszyn oszczędzających pracę mają kapitaliści przemysłowi. Ciągną oni z nowych maszyn, jak długo nie są one rozpowszechnione, wyższe zyski, podczas gdy tesame maszyny robotnikom często zagrażają brakiem pracy, lub zastąpieniem sił kwalifikowanych siłami niekwalifikowanemi, w żadnym zaś razie nie przynoszą im korzyści. Dlatego też obrońcy kapitalizmu są zdania, że zysk kapitalisty i jego prywatna inicjatywna nieodzowne są dla rozwoju sił produkcyjnych, że ustrój socjalistyczny rozwój ten zatamuje.
W rzeczywistości zaś zmiany, które socjalizm w prowadzi, będą zupełnie innego rodzaju. Robotnicy, nie mający dziś żadnego interesu w sprowadzaniu maszyn oszczędzających pracę, będą wtedy żądali wprowadzenia ich bardziej, niż dzisiaj kapitaliści. — Kapitaliści bowiem tam tylko wprowadzają dzisiaj nowe maszyny, gdzie spodziewają się zaoszczędzić coś na płacy roboczej, podczas gdy robotnicy domagać się będą maszyn wszędzie tam, gdzie przez to zaoszczędzi się na pracy.
Tak więc możliwem będzie pomnożenie ogólnej masy produktów, przypadających klasie robotniczej przy równoczesnem skróceniu czasu pracy. Dobrze odżywiani, wypoczęci robotnicy. przy krótkim czasie roboczym, oto najlepsze warunki dla intenżywnej starannej pracy.
Najsilniejszą zachętę do radosnej pracy stanowi bez wątpienia, praca dla siebie samego, wytworzenie produktu, który należeć będzie do robotnika. Tego bodźca wolnego robotnika czasów przedkapitalistycznych nie może w całej pełni przywrócić społeczeństwo socjalistyczne. Znaczyłoby to rezygnację z olbrzymich technicznych korzyści wielkiej produkcji. Socjalizm może tylko zastąpić robotnika indywidualnego przez robotnika zbiorowego, który wtedy stanie się jednoznacznym ze społeczeństwem i uczynić go panem wszystkich środków produkcji oraz produktów.
Tym sposobem dana jest najpewniejsza zachęta do pracy, której brak robotnikowi pod rządami kapitalizmu. — W ustroju socjalistycznym praca jego nie będzie już wzbogacała jego przeciwników, tylko zbiorowość, do której sam
należy.
W każdym razie ta podnieta nie będzie miała tak silnego wpływu jak praca dla siebie samego i być może, że w początkach ustroju socjalistycznego nie wystarczy do pokonania natury leniwca, wytworzonej przez pracę najemną.
Jednak nowa zachęta do pracy w wielkiej produkcji leży w tem, że robotnik nie pracuje tu sam jeden, lecz razem z wielu innymi towarzyszami. — Jako istota społeczna, nie może on pozostać obojętnym na sąd swego otoczenia.
Przy socjalistycznej produkcji nie kapitalista ponosi szkodę wskutek lenistwa lub złej woli poszczególnych robotników, lecz ich właśni towarzysze klasowi, którzy wskutek tego dostają mniej produktów, ale zato więcej pracy.
Kto zatem w warsztacie rozmyślnie nie wykonuje teraz swoich obowiązków, będzie wśród kolegów tak samo zniesławiony, jak dzisiaj łamistrejk, a to postępowanie moralne tem więcej na nim będzie ciążyło, że niedbałość nie będzie spowodowana nędzą, jak to się dziś często ma w wypadkach łamania strejku.
Widzimy więc, że produkcja socjalistyczna umożliwia wprowadzenie całego szeregu bodźców do pracy, które obce są kapitalizmowi. — Przytem produkcja socjalistyczna może, gdyby te wszystkie podniety jeszcze nie wystarczały, zastosować wszystkie zachęty, stosowane przez kapitalizm, które dadzą się pogodzić z poszanowaniem dla jednostki, jak n. p. system akordowy;
Ruch socjalistyczny, t. j. dążenie do wyzwolenia proletarjatu, jest ściśle związany z rozwojem wolnej jednostki robotnika. W raz z tą indywidualnością zaś powstaje nowy bodziec do pracy. Robotnik, w którym obudziła się świadomość własnego ja, nie chce być przedmiotem wyzysku dla drugich, ale duma jego nie pozwała mu też żyć z cudzej pracy. Odrzuca on nietylko jałmużnę, ale i napiwki i ambicją jego jest, by dobrze spełniać pracę, za którą pobiera płacę.
Podczas gdy walka klasowa wielkich organizacji żywo podtrzymuje w proletarjuszu zmysł społeczny i wzmaga go jeszcze, to wzrastająca wciąż samowiedza wytwarza w nim równocześnie ambicję, by nie być bezużytecznym trutniem.
Wszystkie te bodźce do pracy, które są skutkiem podniesienia się proletarjatu, a potem jego panowania, a które poręczają rosnącą wciąż wydajność jego pracy, czynią zupełnie zbytecznym wszelki przymus pracy w przedsiębiorstwie a nawet wykluczają go. — Proletarjat, który wyzbył się już w zupełności charakteru stadowego zatem dojrzał do socjalizmu, nie zgodzi się na żadną próbę, któraby choć w najlżejszym stopniu przypominała wojskowy przymus pracy, zarówmo w obrębie warsztatu pracy, jak w formie przymusowego przydzielania do pewnych działów produkcji. — Taki przymus mógłby stać się koniecznym tylko w takich instytucjach socjalistycznych, które na robotników działałyby odpychająco, zamiast przyciągająco, a więc źle urządzonych. — Każda próba wprowadzania takiego przymusu, musiałaby przyspieszyć rozpoczęte już bankructwo, musiałaby bowiem do najwyższych granic wzmóc opór robotników a wydajność ich pracy jak najbardziej obniżyć.
Myli się Trocki, sądząc, że w państwie socjalistycznem tkwią siły czarodziejskie, zdolne pogodzić proletarjat z pracą przymusowy. Proletarjat buntuje się przeciw wszelkiej formie niewoli, więc także przeciw niewolnictwu państwowemu, bez względu na to, czy nastawnik podnosi knut w imieniu cara, czy też w imieniu proletarjatu.
Niewolnictwo państwowe, oto punkt szczytowy bolszewickiego komunizmu. Ponieważ próba zawiodła, nie pozostawało nic innego, jak cofnięcie się do kapitalizmu państwowego, który w Rosji niczem nowem nie jest, albowiem kapitalizm tam z dawien dawna żyje tylko z łaski rządu.
Łatwość, z jaką dokonuje się ten przewrót, podobnie, jak inne dotychczasowe przewroty w bolszewiźmie, charakteryzuje jego oportunizm. Nie zależy mu na przeprowadzeniu zasady, lecz jedynie na utrzymaniu się przy władzy, dla tego celu bez skrupułów gotów jest na każdą ofiarę z zasad. Niemniej też znamienną jest łatwość, z jaką bolszewizm oświadczył się za pracą przymusowy.
To, co wyżej powiedzieliśmy w rozdziale o zachętach do pracy w socjalistycznem społeczeństwie, nie jest niczem nowem dla człowieka, obznajomionego z literaturą socjalistyczną. Uważałem za stosowne przytoczyć to ze względu na nowicjuszów, którzy są bezbronni wobec frazeologji bolszewickiej.
Z lekkiem sercem poświęcili bolszewicy całą pracę myśli dotychczasowego socjalizmu nad przyszłem ukształtowaniem się pracy, aby tu, jak i w innych wypadkach, dla przezwyciężenia trudności, sięgnąć do najprymitywniejszych środków: do brutalnej siły. Po zepchnięciu Rosji pod względem techniki pracy z okresu wielkiej produkcji do czasów rzemiosła i chałupnictwa, byłby powrót do pracy pańszczyźnianej ukoronowaniem ich reakcyjnej działalności.
Było to możliwe, tylko dlatego, że utracili wszelkie poszanowanie dla jednostki ludzkiej, dla jej życia i swobody.
Pogarda dla jednostki ludzkiej, oto cecha znamienna bolszewików. — Nieposzanowanie indywidualności własnych zwolenników, których ocenia się jedynie jako narzędzia i mięso armatnie, bezwzględne poniewieranie tymi, którzy nie pozwalają się użyć za narzędzie, których bez różnicy uważa się za przeciwników i stara wszelkiemi środkami ugiąć lub złamać.
Zaczątki takiego pojmowania rzeczy kiełkują już w systemie sprzysiężeń u wielu z pośród ich przywódców. Ale tylko okropne stosunki rosyjskie mogły je rozwinąć do tego stopnia, w jakim występuje ono n. p. u Neczajewa. I potrzeba było dopiero niesłychanie brutalnego wpływu wojny światowej, a potem wojny domowej, by ten sposób myślenia i odpowiadająca mu taktyką mogły ważyć się na wyjście z ciemnoty i ciasnoty kilku małych kółek na szeroką widownię publiczną, urzeczywistnić się w postaci niezliczonych zbrodni rosyjskiej czrezwyczajki i umożliwić twory literackie w rodzaju tu omówionej książki Trockiego, która apoteozuje terroryzm. Na swoje usprawiedliwienie pisze on:
- „Nieprzyjaciela musi się unieszkodliwić, podczas wojny zaś nazywa się to zniszczyć go“ (str. 39).
W myśl tych słów musiałyby były rządy mocarstw centralnych i ententowych rozstrzelać wszystkich Zimmerwaldczyków a nawet wszystkich pacyfistów. — Rozumie się, że spartakiści nie posiadali się wówczas z oburzenia, że przyaresztowano Mehringa, Różę Luksenburg i w. i. My zwalczaliśmy to również, ale wedle bolszewickiej recepty należało wszystkich rozstrzelać. Trocki mówi dalej:
- „Odstraszanie jest potężnym środkiem tak międzynarodowej, jak i wewnętrznej polityki. Podobnie (jak wojna), działa też i rewolucja. Jednostki zabija a tysiące odstrasza. W tym sensie czerwony terror nie różni się zasadniczo od zbrojnego powstania, którego jest bezpośredniem następstwem. Ten tylko „moralnie“ potępiać może państwowy terror klasy rewolucyjnej, kto wogóle z zasady (w słowach, odrzuca wszelki gwałt — a zatem także wojnę i powstanie. Na to jednak musi się być poprostu obłudnym kwakrem“ (str. 43).
Innych środków polityki, jak brutalny gwałt, Trocki nie zna. Drwiąco wola do mnie, że pomimo mych studjów nad pożywieniem małpoludów
- „nie znajdę w historji innych środków celem złamania woli klasowej nieprzyjaciela, jak celowe i energiczne użycie gwałtu“ (str. 40).
Wedle tego pojmowania dziejów, prawdziwie odpowiadającego umysłowości ministra wojny, rozwój historyczny nie jest niczem innem, jak nieustającą wojną domową. O tem, że proletarjat, przynajmniej w państwach nowoczesnych, ma do dyspozycji jeszcze inne środki i metody w polityce, aniżeli zbrojne powstanie, zapomniał Trocki, zdaje się, zupełnie. — Engels rzucił w r. 1895 zbrojne powstanie wyraźnie między rupiecie, a jednak liczył na zwycięstwo rewolucji.
W samej rzeczy zbrojne powstanie jest dziś tylko w wyjątkowych wypadkach możliwe. Najczęściej prowadzi ono do klęski proletariatu, który musi się nauczyć zwyciężać bez zbrojnej insurekcji.
Ale nawet kto wierzy w zbrojne powstanie jak w zbawienie, ten jeszcze wątpić musi, czy naprawdę terror jest dalszym ciągiem powstania, od którego się w niczem nie różni. — Powstanie zwraca się przeciw wojskom rządu, — Walczą tu uzbrojeni z uzbrojonymi. Terror morduje bezbronnych. — Stoi na jednym stopniu z rozstrzeliwaniem jeńców w czasie wojny. A może i to jest tylko „bezpośrednim dalszym ciągiem wojny“? Jestem na tyle obłudnym
kwakrem, by pytaniu temu stanowczo zaprzeczyć!
Trocki też sam porusza pytanie, które każdy ma na ustach:
- „Czem w takim razie różni się wasza taktyka od taktyki caratu? pytają nas klechy liberalizmu i kautskjanizatu“.
- Nie rozumiecie tego, pobożnisie? — Wyjaśnimy wam to. Terror caratu skierowany był przeciw proletarjatowi. Carska żandarmerja dławiła robotników, którzy walczyli o porządek socjalistyczny. — Nasze komisje nadzwyczajne rozstrzeliwują obszarników, kapitalistów, generałów, którzy usiłują przywrócić ustrój kapitalistyczny. Czy pojęliście tę subtelną różnicę? Tak? Dla nas, komunistów, wystarcza ona w zupełności“.
W samej rzeczy, subtelna różnica! Każda podłość przemienia się w wspaniały czyn, jeśli dokona jej komunista. — Dozwolone jest każde bestjalstwo, gdy się je spełnia w imieniu proletarjatu. Tak też hiszpańscy konkwistadorzy dokonywali swoich krwawych czynów w południowej Ameryce w imię Boga.
Czyż powiemy za dużo, jeśli nazwiemy książkę Trockiego hymnem nieludzkości i krótkowidztwa? Także i krótkowidztwa, gdyż nie potrzeba zbyt daleko patrzeć, aby spostrzec, że metoda usprawiedliwień Trockiego toruje drogę wszelkim reakcyjnym aktom gwałtu. — Zdanie, że celowe i energiczne stosowanie gwałtu jest nieodzownem, aby złamać wolę klasową nieprzyjaciela, nie traci przecież na ważności, gdy tym „wrogiem klasowym“ jest proletarjat.
A jeśli terror jest logiczną konsekwencją zbrojnego powstania, to przecież będzie nią także, gdy zbrojne powstanie obali rząd bolszewicki.
Zresztą Trocki okazuje pewien wstyd i usiłuje choć w części przysłonić swoje słabe strony. — Mówi on wciąż o terrorze jako o konieczności stanu wojennego. Ale Rosja od roku z górą już ma pokój. Mówi też tylko o rozstrzeliwaniu „właścicieli dóbr, kapitalistów, generałów, usiłujących przywrócić porządek kapitalistyczny“. O rozstrzeliwaniu socjalistów i proletarjuszy, którzy goręcej może tęsknią do socjalizmu, niżeli dzisiejszy Trocki, nie mówi wcale.
Oczywiście Trocki, pisząc swoją książkę, nie mógł tego przewidzieć, że Lenin sam po roku znajdzie się w rzędzie ludzi, którzy przystępują do przywrócenia kapitalistycznego ładu. Dzisiaj nie rozstrzeliwuje się w Rosji kapitalistów, lecz wita się ich uprzejmie. Terror jednakże w tej samej mierze trwa dalej.
Terror jest najjaskrawszem, ale nie jedynem znamieniem pogardy dla jednostki ludzkiej, przez którą bolszewizm staje wyraźnie w takiej samej sprzeczności do tendencji rozwojowych naszego czasu i wypływających stąd potrzeb proletariatu, jak przez pogardę dla demokracji.
Stąd pochodzi odraza, jaką odczuwają do bolszewizmu coraz to szersze masy proletarjatu, które przy objęciu przezeń rządów, witały go entuzjastycznie, jako mesjasza, mającego zbawić strudzonych i obarczonych. Entuzjazmowali się nim z powodu jego zapowiedzi, w które z pewnością sam wierzył, a do urzeczywistnienia których zabrał się z niesłychaną energją. Okrucieństwa oraz pogardy dla rzeczywistości, które wciskały się przytem, nie widziano zrazu zagranicą, dzięki zupełnemu zamknięciu Rosji. A to, co przedostawało się poza jej granice, tak pomięszane było z kłamstwem, że skreślano i odrzucano wszystko bezkrytycznie, jako burżuazyjne oszczerstwo. Ale teraz brutalne gwałty rządów moskiewskich stają się widocznemi także dla mas, które z przerażeniem odwracają się od tej wstrętnej głowy meduzy.
Jakże inna była działalność Komuny paryskiej w roku 1871, choć pod wielu względami wykazała ona więcej niedostatków, niż rządy bolszewickie. Ale od początku do końca okazywała najwyższe poszanowanie dla ludzkiej jednostki nawet u przeciwników, cóż dopiero u swoich towarzyszy. — A każdy uchodził za towarzysza, kto pracował w tym samym kierunku, bez względu na metody. — Trzy rozmaite kierunki występowały w komunie: jakobini, blankiści i internacjonaliści; przeważnie proudhoniści.
Walczyli oni często bardzo żywo między sobą, aby torować drogę różnym swoim metodom, ale nigdy nie byłoby żadnej z tych grup przyszło na myśl, dążyć do jedynowładztwa drogą gwałtu wobec innych.
Bolszewizm tymczasem od samego początku głosił zniszczenie każdej innej partji socjalistycznej przy pomocy w szelkich środków: oszczerstwa i karabinów maszynowych, zależnie od sytuacji.
A Komuna reprezentowała najpostępowszą myśl socjalistyczną mas w danym czasie.
Marks, choć już znany, był wówczas prawie jeszcze nie rozumiany. O materjaliźmie dziejowym nie mówił nikt. A jednak skutkiem wzajemnego oddziaływania na siebie proudhoniści i blankiści Komuny zmuszeni byli pod naciskiem stosunków, do sformułowania programu, który zyskał uznanie
i obronę Marksa.
Upadek Komuny pociągnął za sobą upadek proudhonizmu i przekształcenie blankizmu, który zbliżył się bardzo do marksizmu. — W dwa dziesięciolecia po Komunie widzimy marksizm zwycięskim w całej międzynarodówce, a wszystkie partje robotnicze praktycznie, jeśli nie wszędzie teoretycznie, opierają się na jego podstawie.
I oto teraz, w pół wieku po komunie paryskiej, pojawia się bolszewizm i przedstawia nam interpretację słownika marksowskiego, która cofa nas w czasy Weitlinga i Blankiego, w czterdzieste lata zeszłego stulecia.
I dzięki zastosowaniu tego sposobu myślenia czasów przedmarksowskich, bolszewizm wykazuje rezultat ekonomiczny i polityczny, który prowadzi nas wstecz do czasów przedkapitalistycznych.
Ten w teorji i praktyce zdecydowania reakcyjny charakter, który nie prowadzi w kierunku do socjalizmu, lecz od niego odwodzi, on to obok brutalności i chęci panowania odpycha coraz szersze kręgi proletariatu od bolszewizmu. Sprawi to, że zejdzie on z widowni, nie zostawiając po sobie nic, prócz ruin i przekleństw.
Już przed nim dochodzili czasem proletarjusze przedwcześnie do władzy, w okolicznościach, w których nie mogli się ostać. Ale pamięć ich pozostała nam drogą, począwszy od anabaptystów a skończywszy na komunie paryskiej.
Bolszewizm natomiast stanowić będzie ciemną plamę w dziejach socjalizmu.
Już dzisiaj masy międzynarodowego proletarjatu odwracają się ze strachem od tych bratobójców, których zbrodnie wywołała żądza panowania. Gdyby bolszewizm długo jeszcze pozostał u steru, nie zmieniając swej polityki, to możemy się doczekać, że ręka w rękę z kapitalizmem zachodu wyda on wojnę walczącemu o wolność proletarjatowi rosyjskiemu.
Na tem zakończy się droga jego rozwoju.