Uciekła mi przepióreczka.../Akt I

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Żeromski
Tytuł Uciekła mi przepióreczka...
Pochodzenie Pisma Stefana Żeromskiego
Wydawca J. Mortkowicza
Data wyd. 1927
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



AKT PIERWSZY.
(Duża izba szkoły wiejskiej. Z prawej strony sceny szereg prostych, długich ławek, uchodzący w kulisę. Z lewej strony na małem podwyższeniu stolik i krzesło, stanowiące »katedrę« szkoły).
ciekocki, kleniewicz i smugoń.
(Smugoń raz wraz wygląda przez okno)
ciekocki

A jest i »dziatwa«.. Specyalnie sprowadzona, nieprawdaż? Pewnie będą śpiewać...

smugoń
(z ukłonem)

Tylko jednę piosenkę... Bo tylko tę jednę naprawdę dobrze umieją.

kleniewicz

Hymn na cześć księżniczki... Co? Pan pewnie mówi do niej — »wasza książęca mość«. Przyznaj no się pan, panie Smugoń...

smugoń

Panowie profesorowie pozwolą mi odejść.

kleniewicz

Zaraz... Chcieliśmy zapytać pana o tę waszą księżniczkę... (Do Ciekockiego:) Ale — ale, znawco mowy ludzkiej, jak mam mówić: panie Smugoń, czy, panie Smugoniu?

ciekocki

Mów, jak ci serce dyktuje. Najlepiej, żebyś mocniej trzymał język za zębami. (Zcicha) Zadużo mówisz (wskazuje oczyma na Smugonia) — przy tym...

smugoń
(z przejęciem)

Księżniczka nasza nigdy, przenigdy nie pozwoliłaby mówić do siebie w taki sposób.

kleniewicz

Demokratka — co? A może boi się jakiej srogiej kary, bo przecie nasze... (złośliwie)... demokratyczne prawa zabroniły tytułów?

ciekocki
(niecierpliwie)

Dowcipki!

kleniewicz

Mówię co złego? Pytam się pana Smugonia. Mam czas, więc się chcę oświecić. Gdybym nie miał czasu, tobym pana Smugonia nie nagabywał.

smugoń

Panowie profesorowie pozwolą... Właśnie słyszę... Dzieci się gromadzą...

(Słychać za sceną gwar dziecięcy. Smugoń wychodzi)
ciekocki
(do Kleniewicza)
Gdzież są koledzy?
kleniewicz

Radostowiec, Małowieski, Wilkosz i tamci byli przed szkołą.

ciekocki
(ziewając)

Wilkosz grupuje fakty w cykle, Zabrzeziński przestępuje z nogi na nogę, czekając na doniosłość wydarzeń.

kleniewicz

Każą mi czekać na przyjazd okolicznej potentatki. Nie potom tu ściągnął, żeby czynić honory takiej damie. Nie mam na to ani czasu, ani ochoty.

ciekocki

Przełęcki kazał, mój drogi. — Przełęcki!

kleniewicz

No, tak, Przełęcki. — Przełęcki!

ciekocki

I cóż? Siedziałbyś teraz w izbie i wciągał nozdrzami zapach najbardziej rodzimy domowego ogniska, albo huśtałbyś się kędyś na żerdzi, pod cudzem żytem, a może nawet pod jęczmieniem. Siedzisz tutaj (uszczypliwie)... w mojem towarzystwie. Nie udawaj, nie udawaj, proszę cię, notoryczny chłopie z chłopów, że nie jesteś ciekawy tej tam księżniczki.

kleniewicz
O mały włos drgawek nie dostanę z ciekawości. Ale... Ta nasza Smugoniowa dała mi od niechcenia do zrozumienia, że przyjaźni się z ową księżniczką.
ciekocki

Przyjaźni się z księżniczką... tiens. A ona tam jest przed szkolą?

kleniewicz

Kto?

ciekocki

Ta, mówię, Smugoniowa...

kleniewicz

Jest, Jasieniu, jest. Ale ty sobie po próżnicy złotej główki Smugoniową nie zaprzątaj. Najprzód — to nie pasuje, żeby tu oczy przewracać. To sobie wyperswaduj. W mieście możesz, a tu, uważasz, panie profesorze, — nie. Zrozumiano?

ciekocki

Te piękne, łagodne, powabne, pociągające oczy, rzeczywiście smugoniowate, umieszczasz w budżecie swoich wakacyjnych przyjemności? To należy do dziedziny twej antropologii?... Powiedz no mi, Antoś.

kleniewicz

Mój kochany... Oczy ma ładne i cała jest śliczności... Ale co z tego? Żebyś ty był, albo żebym ja był podobny do tego Przełęckiego, toby tam może i spojrzała w naszą stronę. Teraz to patrzy na mnie, a widzi Przełęckiego, żeby stał za nią z tyłu, z boku, a nawet za drzwiami.

ciekocki
Robicie z Przełęckiego jakiegoś bożka, Apollina.
kleniewicz

Ty Apollina, bracie, nie przypominasz, ani en face ani z profilu.

ciekocki

Nie mam pretensyi.

kleniewicz

Słusznie... Nie koniecznie znowu trzeba być Apollinem, żeby mieć jakie takie powodzenie...

ciekocki

Chcesz się czemś pochwalić?

kleniewicz

Pochwalić, nie pochwalić, ale mogę ci opowiedzieć, jeżeliś ciekawy.

ciekocki

No?

kleniewicz

Jakeśmy byli, w Krasnojarsku i powstawało z nas, austryackich poddanych i z Polaków rozpadającej się armii rosyjskiej wojsko polskie, zdarzyło mi się, wiesz, mieszkać u jednej rodziny...

ciekocki

Spiesz się, uważasz, z wyłuszczeniem perypetyj romansu, bo... (wygląda oknem)... wszyscy tutaj idą.

kleniewicz
(ze złością)
Zawsze, skoro tylko zacznę co ciekawego opowiadać, ktoś idzie, wchodzi, przyjeżdża, odjeżdża, wychodzi... Do dyabła! Nie będę gadał!
ciekocki

Ależ mów, tylko że idą. To tylko chciałem...

kleniewicz
(urażony)

Mogę nie mówić. Nic mi na tem nie zależy...

ciekocki

Złą chwilę zawsze wybierasz, Kleniewicz. Wybieraj dobre chwile do swych przechwałek.

kleniewicz

Nie puszczam się na przechwałki. Zresztą nic ci nie mam do powiedzenia.

ciekocki

To masz coś do powiedzenia, to nie masz...

kleniewicz
(zirytowany)

Daj mi święty pokój!

ciekocki

Ano — trudno, zmuszać cię przecie nie będę do opowieści... (Wygląda oknem) Księżniczka, księżniczka... Wielkie słowo, a to jest poprostu, mój antropologu, podstarzałe pudełeczko... Idą tutaj... Przełęcki peroruje...

(Dzieci ze szkoły wiejskiej śpiewają zgodnym chórem pierwszą strofkę piosenki: »Uciekła mi przepióreczka w proso«...)
(Wchodzą — Wilkosz, Radostowiec i Małowieski).
kleniewicz
(z ironią)

Panowie profesorowie przyjęli już jaśnie pannę?..

radostowiec
Komedya! Słowo daję, że komedja...
zabrzeziński

Każą nam, profesorom uniwersytetu, ludziom poważnym witać jakąś tutejszą arystokratyczną znakomitość, jak gumiennym, ekonomom i fornalom z jej majątku.

wilkosz

Mogliście koledzy oprzeć się, nie pójść. Dla czegóżeście poszli?

radostowiec

Dla czegośmy poszli? Przełęcki kazał, więc poszliśmy.

ciekocki
»Przełęcki kazał«... Nie rozumiem! My z Kleniewiczem nie poszliśmy tam wcale i kwita! Cóż mnie mogą obchodzić życzenia, albo rozkazy Przełęckiego.
(Smugoń wszedł, czegoś szuka na sali i znowu wyszedł).
kleniewicz

Wogóle nie podoba mi się to burmistrzowanie Przełęckiego. Przybiera tony jakiegoś nad nami rektora, czy dziekana.

ciekocki

Nie chciałem mówić przy tym nauczycielu, Smugoniu. Trzeba rozmówić się otwarcie, szczerze z Przełęckim.

kleniewicz

Niech sobie sam skacze koło tej panny. A my co?

wilkosz
Ależ koledzy zapominają, dla czego on skacze...
radostowiec

Nie zapominamy o niczem, ale niech też i Przełęcki raczy pamiętać, kim jesteśmy.

zabrzeziński

I kim sam jest.

wilkosz

Nie robi przecie tych prysiudów dla osobistego, ani poziomego celu.

radostowiec

Niech sobie sam robi!

zabrzeziński

Tymczasem on najwyraźniej »rozkazał«, powtarzam »rozkazał« i mnie i Radostowcowi i naszemu historykowi, no i wam... (Do Kleniewicza i Cichockiego) że mamy tę pannę poprostu emablować, puścić w ruch najordynarniejszą karotę...

wilkosz

Koledzy raczą zwrócić uwagę... Cel jest niemały!...

(Wchodzi księżniczka Celina Sieniawianka, panna w pewnym wieku. Za nią idzie Smugoń i Przełęcki).
księżniczka
(spostrzega profesorów)

Ach, może przeszkadzamy!... Przepraszam.

przełęcki

Pozwoli pani przestawić sobie nasze »ciało«.

(Daje znaki profesorom, żeby podeszli bliżej. Ci podchodzą, ociągając się). Oto nasz geolog, doktór Radostowiec, o którym tyle...
radostowiec
(Do Przełęckiego)

Co »tyle«?

(Kłania się księżniczce, ona uprzejmie podaje mu rękę).
przełęcki

Przewraca kamienie, pastwiska, podorywki, a szczególniej wzgórza całej okolicy. Przynajmniej chce przewrócić wszystkie ustalone o niej pojęcia tutejsze.

księżniczka

Niestety, jesteśmy tutaj tak zacofani, że nawet ustalonych pojęć w tej dziedzinie wcale nie posiadamy.

smugoń
(zcicha)

Sami nie wiemy, co posiadamy.

księżniczka

Właśnie, właśnie!

radostowiec

Nie sądzę, łaskawa pani, żeby tak źle było z tą okolicą. Co do moich przewrotów, to mieszkańcy mogą być spokojni. Wszystko zostanie na miejscu, kamienie, pastwiska, podorywki.

księżniczka

A gdzież jest nasza kochana gospodyni, pani Smugoniowa? Bez niej, jak bez słońca.

smugoń
Zajęta jest jeszcze wyprawianiem dziatwy. Zaraz tu będzie.
przełęcki
(pociąga Małowieskiego)

Doktór Józef Małowieski, botanik. (Księżniczka wita się z Małowieskim) Doktór Kleniewicz, antropolog. (Ciekocki podchodzi do księżniczki i przedstawia się).

ciekocki

Jestem doktór filozofii Ciekocki, nauczyciel gramatyki.

księżniczka
(uprzejmie)

Jakże jestem szczęśliwa, poznając panów, witając panów w tej szkole...

(Wchodzi profesor Bukański)
przełęcki

Jeszcze tylko trzech z seryi najciężej uczonych. (Wskazuje) Doktór Wilkosz, nasz sławny historyk...

księżniczka
(zcicha)

Aa...

przełęcki

...który tyle narobił rumoru swemi odkryciami. Doktór Wilkosz, wróg osobisty Czarnka z Jankowa, czy Janka z Czarnkowa... Czy to nie jest, zaprawdę, szczyt, zenit nauki, wykazać takiemu z Czarnkowa, który już ze czterysta lat leży sobie na cmentarzu, w którem miejscu skłamał, a nawet dla czego? Tamten w grobie przewraca się ze wstydu, ale za to prawda triumfuje.

wilkosz
(wita się z księżniczką)
Ostrożnie, ostrożnie, hołdowniku Einsteina.
przełęcki

Proszę pani, ci panowie rozpuszczający plotki o przeszłości, albo demaskujący plotki plotkarzy z przed stu i dwustu lat, radziby coś złośliwego powiedzieć także o Einsteinie. Ale — przykrótki języczek! Pozwoli pani... właśnie... geograf Bukański. (Bukański kłania się) A to doktór Zabrzeziński... niestety... historyk sztuki.

zabrzeziński
(z uśmiechem)

Do usług.

przełęcki

On to właśnie »odkrył« Porębiany.

księżniczka

Ach, więc to panu profesorowi zawdzięczamy te szczegóły o naszej kochanej ruinie, te prawdziwe rewelacye, które mi w krótkości powtórzył właśnie profesor Edward.

zabrzeziński

Pewnie wszystko poprzekręcał według swej zasady względności. Porębiany same mówią za siebie każdym złomem ciosu, każdą skarpą, sklepieniem, kształtem okna. Przepyszny zamek!

przełęcki

I taki oto zamek — w ruinie. O, losy, losy!

(Wchodzi Smugoniowa)
księżniczka

A jest nasza pani Dorotka.

smugoniowa
(wesoło)
Jestem.
przełęcki

No, to możebyśmy usiedli. Wprawdzie niema na czem...

smugoń

Zaraz, zaraz! Przyniosę krzesła od siebie. (Wybiega. Profesorowie Wilkosz, Zabrzeziński, Radostowiec jeden przez drugiego, zdejmują krzesło z katedry. Wilkosz podaje krzesło księżniczce.

księżniczka
(najuprzejmiej)

Dziękuję. Moglibyśmy tutaj w ławkach usiąść. Doprawdy wstydzę się zabierać tego miejsca.

wilkosz

W ławkach... A tak, że to w szkole. Przed chwilą siedzieli tutaj nauczyciele ludowi, nasi słuchacze...

księżniczka

Właśnie to pragnęłam zobaczyć i usłyszeć, choćby przez szparkę we drzwiach.

smugoniowa

Czemuż to przez szparkę? Nasza droga księżniczka tyle opieki roztacza nad tą szkołą, że jako honorowej opiekunce, należy jej się honorowy udział w kursach.

księżniczka

Pani Smugoniowa po przyjacielsku wywyższa moje zasługi wobec panów profesorów — i to tak szczodrze, że gotowi pomyśleć...

smugoniowa

Wywyższam? Broń Boże! Rząd ani w części nie może łożyć na to wszystko, co w szkole posiadamy. Wszystko to mamy od księżniczki. Przecież to prawda.

(Smugoń przynosi trzy krzesła. Zebrani siadają na krzesłach i na ławkach szkolnych).
smugoń

Śmiało można powiedzieć, że drugiej takiej szkoły w Polsce niema. A wszystko to dzięki naszej księżniczce. Sprzęty, pomoce szkolne, bibljoteka, opał, remont budynku, nie mówiąc już...

smugoniowa

Każda choinka, każde święta...

księżniczka

Chciałam dowiedzieć się czegoś nowego, a państwo obydwoje częstują mnie dawno znanemi szczegółami...

przełęcki

Nowego! Oczywiście! Nowego! »Dalej z posad, bryło świata, nowemi cię pchniemy tory«!

radostowiec
(Do Zabrzezińskiego)

Zaczyna się robota.

zabrzeziński
(do Radostowca)

A niech odstawia swoją sztukę. Mogę posłuchać.

księżniczka

Więc w tym roku kurs wykładów dla nauczycieli ludowych trwać będzie taksamo, jak w zeszłym, — pięć tygodni?

przełęcki
Pięć tygodni i oha! — jak tutaj mówi się o długich drogach. Prawda, Ciekocki, że tak się mówi?
ciekocki

Mów, jak ci serce dyktuje.

księżniczka

Ciekawa jestem, czy też w tym roku ilość słuchaczów powiększyła się?

przełęcki

Bardzo. Musieliśmy ograniczyć ilość przyjętych.

smugoniowa

Zgłoszeń mieliśmy ogrom.

smugoń

Z całej naszej prowincyi koledzy pospieszyli ze zgłoszeniami.

przełęcki

Gdzieżbyśmy mogli pomieścić tylu ludzi?

smugoniowa

Teraz mieszczą się w chłopskich izbach, jak mogą. Ale wieś jest literalnie przepełniona.

księżniczka

Jakie to jest doniosłe zjawisko! Jakie to piękne dzieło!

przełęcki

Tak...

księżniczka
Mój Boże! Ileż można zrobić, — poprostu, — ot, z niczego! Rzecz znakomita, utkana z zapału. Już zeszłoroczne rezultaty kursu były olśniewające, a oto w tym roku sprawa tak się rozwija.
przełęcki
(cicho, ale tak, że wszyscy słyszą)

Mamy takich prelegentów, jak nasi znakomici profesorowie. Przecież to jest elita! Kamień-by zaczął słuchać, gdyby miał uszy, paskarz-by się roztkliwił.

księżniczka

Chciał pan profesor powiedzieć: tak zwana księżniczka wzruszyłaby się i przejęła entuzyazmem...

smugoń
(zgorszony)

Jakże można! Cóż za porównanie!

przełęcki
Prawdę mówię, choć mi to nie łatwo przychodzi w oczy kolegów chwalić...
ciekocki

Niepotrzebnie się kolega tak fatyguje. My jesteśmy ludzie niewdzięczni.

przełęcki

Z własnej chęci nigdy się nie zagłębiałem w arkana gramatyki. Wyznaję ze wstydem i skruchą, że dla mnie przyimek i przysłówek to było niemal to samo. Jednego dnia byłem tutaj w sieni, gdy się odbywał wykład profesora Ciekockiego. Drzwi były otwarte. Profesor opowiadał właśnie nauczycielom o zaimku...

ciekocki

Proszę cię, panie doktorze Przełęcki! Co to ma do rzeczy?

kleniewicz
W istocie...
przełęcki

Zaraz. Mam w tej chwili głos, a jeszcze nie skończyłem.

ciekocki

Nie rozumiem... I doprawdy!...

przełęcki

Jakże się nasz językoznawca zaczął unosić nad tem szczęściem, nad tym darem losu, że my oto posiadamy zaimek! Jakże nie zacznie wychwalać tego zaimka za to, że nie potrzebujemy powtarzać dziesięć, albo i sto razy tego samego rzeczownika, ale możemy go chytrze zamienić zaimkiem! Jakże nie zacznie wychwalać tych rozmaitych zaimków za ich zasługi!

ciekocki

To jest dowcipne — prawda? To dowcipne?

przełęcki

Zstąpił z tej oto katedry, wszedł między nauczycieli i przejął ich takim szałem uwielbienia najprzód dla zaimków jakichś osobowych, później dla zwrotnych a gdy doszedł do dzierżawczych, słuchacze szaleli gromadnie ze szczęścia. O mało nie płakali całym tłumem wraz ze swym mistrzem...

smugoniowa

Pan profesor Przełęcki, tak to dziwnie tutaj przedstawił... Tymczasem pan profesor Ciekocki budzi rzeczywiście zachwyt swemi wykładami pospolitej, nieefektownej gramatyki.

ciekocki
(kłania się Smugoniowej)
Pani!
smugoniowa

Jest to właściwie wykład wiedzy o naszym języku. To czegoby nikt nie dokonał, osiągnął właśnie nasz profesor Ciekocki: pobudził nauczycieli ludowych do studjów samodzielnych, do pracy nad mową...

smugoń
(z zapałem)

Cóż dopiero, gdy przychodzą wykłady i dyskusye o gwarze tutejszej i gwarach innych!...

ciekocki
(do Przełęckiego)

Czy to ja mam ci się wywdzięczyć kontr-odą na cześć twoich wykładów, znakomity fizyku, o ostatnich figlach i sztuczkach, o różnych tam telefonach bez drutu, fotografiach na odległość, o relatywizmie...

przełęcki

Nie teraz! Kontr-oda nie teraz. W przyszłości. Wydam w tej sprawie specyalne orędzie.

wilkosz
(zcicha)

Co prawda — jeszcze ci słuchacze nie bardzo się otrzaskali z systematem starego Kopernika, aż ci tu wali się na nich ów relatywizm...

przełęcki
Niestety! Niestety! Nie mam tutaj laboratoryum, nie mam najprostszych najzwyklejszych narzędzi. Jestem ubogi w przyrządy, jak Kopernik, albo jak Galileusz.
zabrzeziński

Chciałeś kolega powiedzieć, jak galicyanin?...

przełęcki

Nie, chciałem w skromności mej powiedzieć, jak Galileusz.

zabrzeziński

Jesteś kolega za skromny. To nie zdrowo.

wilkosz

Do dzieła, koledzy! Do dzieła!

przełęcki

»Do dzieła« — powiada nasz dziejopis. Dobrze!

księżniczka

Ułatwię panom początek, który jest zawsze i wszędzie najtrudniejszy. Chodzi o zamek, o Porębiany?

przełęcki

O Porębiany, złota księżniczko! O Porębiany.

księżniczka

A więc — do dzieła!

przełęcki

Nasz znakomity historyk Wilkosz ma głos.

wilkosz
»Wilkosz ma głos«... Tak. Głos. Cóż to chciałem powiedzieć? Prastare gniazdo. Mocny Boże — Porębiany! Kolega Zabrzeziński badał ruinę po swojemu, ze znawstwem, którego mu śmiertelny wróg nie odmówi. Zapewnia nas o czternastym wieku...
zabrzeziński

Tak, to murowana prawda. Mówią ją fundamenty i skarpy zamczyska.

wilkosz

Nie o to chodzi! Nie o to! Ja wam dam, jeśli chcecie, tysiące dowodów, że na miejscu tych murowanych ścian i skarp stało gniazdo o dwa wieki starsze.

zabrzeziński

Tego nie wiem. To do mnie nie należy.

wilkosz

Porębiany — toż to jest dworzyszcze, leśny zamek tego wisusa i — żal się Boże! — biskupa, Pawła z Przemankowa.

przełęcki

Ciekawe: biskupa, a zarazem wisusa.

wilkosz

Wiadoma rzecz. Nie o tem mowa. Ależ co za postać, co za figura, co za przepyszny pan owych czasów! Zjeżdża do tego uroczyska w olbrzymiej, niezbrodzonej puszczy, otoczony szczwaczami, strzelcami, siłaczami leśnymi, walecznym ludem myśliwców na niedźwiedzie, na wilki, na łosie, otoczony zgrają pochlebców, błaznów, wesołków, śpiewaków, oraz mniej ciekawem towarzystwem przyjaciółek...

przełęcki
Paweł z Przemankowa! Świetny egzemplarz tamtych czasów, niestety, minionych. Kolega Zabrzeziński ma głos.
wilkosz

Jeżeli się przypatrzeć tym czasom, wmyśleć się, wgryźć w tamte obyczaje... Zobaczyć ich tutaj wśród puszczy szumiącej, na łowach dzikich, jak owe knieje, wśród uczt, podczas hulatyk niesłychanych...

przełęcki
(grzecznie)

Przepraszam... Właśnie kolega Zabrzeziński...

wilkosz

A... Kolega Zabrzeziński... Proszę, proszę...

zabrzeziński

Porębiany — przepyszna, olbrzymia, kazimierzowska skorupa! Na dziesięć mil, wokoło widać ją, jak na dłoni. Każde dziecko z najodleglejszych wsi wskazuje paluszkiem na wyniosłą górę i ten dziwaczny poszczerbiony, groźny szczyt i mówi: oto są Porębiany. To siedlisko nietoperzy, sów i jaszczurek...

przełęcki

Doskonale powiedziane: siedlisko nietoperzy, sów i jaszczurek... To właśnie!

smugoniowa

Widok z narożnej, kwadratowej baszty nie da się z niczem porównać! Cały kraj pod nogami, lasy, rzeki, miasteczka, wsie... Zdaje się, że, jeśli wzrok natężyć, toby się Warszawę zobaczyło...

kleniewicz
(do Smugoniowej)
A czyż pani spoglądała kiedy na kraj ze szczytu tej wieży?
smugoniowa

Nieraz. My tutaj mamy tak mało rozrywek...

kleniewicz

Że trzeba dorabiać je sobie na zasadzie teoryi — nieprawdopodobieństwa. Współczuję pani.

smugoniowa

Pan profesor ma dobre serce.

wilkosz
(do księżniczki)

To wielkie szczęście, pani, posiadać Porębiany.

księżniczka

Szczęście? Posiadanie nie jest szczęściem. Właściwie, — dopiero uświadomienie sobie ogromu braków jest jakąś postacią posiadania. Ja tyle razy błąkałam się po ruinie Porębian, patrzyłam na nie — i nic w nich nie widziałam nadzwyczajnego. Ot — ruina. Miejsce do samotnych rozmyślań. Dopiero teraz dowiaduję się, czem one są w istocie.

małowieski

Doskonale to pani ujęła. Zrozumienie wartości jest dopiero bogactwem. My tu wszyscy jesteśmy takimi właśnie magnatami. Widzimy w tem starem zamczysku skarb bez ceny, ponieważ go nie posiadamy. A pani nic w niem nie dostrzega?

księżniczka

Przeciwnie, dostrzegam. Teraz dostrzegam. Od czasu gdy wysłuchałam w mieście szeregu odczytów profesora Przełęckiego o regionalizmie, o konieczności organizowania nauczycielskich kursów wakacyjnych, oczy mi się otworzyły.

kleniewicz

A więc o cóż chodzi? Mówmy otwarcie. Jesteśmy ludźmi jednego ducha. Gdyby nasz zespół, pracujący tutaj w lecie z tak dobrym rezultatem, posiadł ten stary, nieużyteczny zamek, — gdybyśmy się mogli tam roztasować...

przełęcki

Przedewszystkiem — tam zmieściliby się wszyscy nauczyciele ludowi naszej prowincji... Mogliby mieć w porze letniej za darmo pomieszczenie i noclegowisko podczas kursu.

smugoń

A, — znakomicie, w tych dolnych salach! Znakomicie!

radostowiec

W jednej z mnóstwa tych pustych jam, a z czasem, kiedyś, sal założyłoby się laboratoryum i muzeum geologiczne tej okolicy. Ludzie zwiedzający nauczyliby się patrzeć na rzeczy, rozumieć te bezcenne wartości, po których depcą bezmyślnie, albo które niszczą, jak wandale.

małowieski

Oczywiście. Bez wielkiego trudu mógłbym w sąsiedniej sali urządzić stacyę naukową botaniczną, nawet praktycznie rolniczą, wystawę stałą okazów i wzorów...

kleniewicz

Małą jakąś izdebkę dla antropologa! Małą, najgorszą, choćby w tej narożnej, kwadratowei wieży, gdzie pani Smugoniowa chodzi marzyć o Warszawie.

smugoniowa

Ja nie marzę o Warszawie!

przełęcki

Będzie, będzie! Wszystko będzie. Następny! Doktór Ciekocki ma głos.

ciekocki

Nie wymagam wiele. Ale muszę mieć widną salę do ustawienia skrzynek z katalogami gwarowemi tej ziemi. Od tego nasz regionalizm musi zacząć. W tejże sali, właśnie w tejże sali, nie gdzieś tam, na jakiemś piętrze, chcę prowadzić wykłady i rozmowy ze słuchaczami, których do rzeczy zapalę. Moja z nimi nauka musi polegać na wykładzie metody zbierania, na umiejętnym i planowym sposobie...

przełęcki

Wiem, naturalnie, ależ tak! Na sposobie zbierania gadania...

ciekocki

Przepraszam. Muszę wyjaśnić...

przełęcki
Przepraszam, ale mówi sam Wilkosz. No, historyk i geograf nic osobnego nie dostaną! Do sali bibliotecznej! Tę salę sobie fundniemy, zabierając z okolicy bez pardonu, co tam gdzie jeszcze gnije po strychach, po lamusach i starych dzwonnicach.
wilkosz

Akurat! Zaraz, zaraz! Nie tak znowu obcesowo. Jeżeli o tem mowa, to tutaj właśnie, dla tej okolicy powinny być zostawione w celu ich wystawienia w specjalnych gablotach akty i dyplomaty, które się jej tyczą. Nic tak nie zachęca obywatela do czci, do studyów przeszłości, jak widok prastarego zabytku z jego okolicy rodzimej.

zabrzeziński

To jest prawda.

przełęcki

Kolega Zabrzeziński otrzyma wszystkie wolne, widne korytarze...

zabrzeziński

Co takiego? Korytarze?!

przełęcki

Tam porozwiesza swe widoki, przekroje, rzuty co najwilgotniejszych piwnic, ruder i ułomków... No, kto jeszcze?...

smugoniowa

Jeszcze pan profesor.

przełęcki

Jeszcze ja. Otóż — nie żądam ci ja wiele, ale biorę poniekąd wszystko. Taki jest mój los fizyczny.

kleniewicz
Niezły los.
przełęcki

Potrzebuję, o, humaniści, — piwnic na urządzenie seismografów i wież na stacye meteorologiczne. Będę z tych wież wystawiał czerwone latarnie świetlne, zwiastujące we żniwa burze. Czarna kula w czerwonej latarni będzie zwiastowała burzę gradową. Będę dawał znaki świetlne na słotę i pogodę, widzialne na pięć, sześć mil wokoło.

ciekocki

Na pięć mil — tiens!

przełęcki

Jeżeli funduszów starczy, a myślę, że na to starczy, w największej sali...

kleniewicz

A dla czegóżby funduszów nie miało starczyć? Także!

przełęcki

W największej sali urządzi się kinematograf naukowy, głównie przyrodniczy...

wilkosz

I historyczny!

bukański
(z hałasem wyskakuje)

I geograficzny!

przełęcki
Muszę przecie mieć gabinet fizyczny, jako tako zaopatrzony, abym mógł słuchaczów zaznajomić...
wilkosz

Jednem słowem zgarniamy z całej tej okolicy wszystko, co nasza wiedza uzna za wartość, wszystko, co na tej przestrzeni godne jest myśli — i wciągamy do zamczyska porębiańskiego.

przełęcki

A wzamian dajemy tejże okolicy ze starego rumowiska stokroć, tysiąckroć, milionkroć więcej, niż ta okolica nam dostarczy. Damy jej wszystko. Damy jej wiedzę o sobie i swem jestestwie.

wilkosz

Ktoś tu powiedział, że dzisiaj każde dziecko tej okolicy, patrząc na ruinę z odległości, mówi: to Porębiany! Za kilka lat każdy człowiek tych stron, nawet najuboższy duchem i ciałem, będzie patrzał na widny w dali nasz zamek z najżywszem zaciekawieniem, z najgłębszą wdzięcznością. Co mówię? Z miłością. Będzie mówił: oto tam są nasze Porębiany!

księżniczka

A więc?

przełęcki

A więc?

księżniczka
Cóż ja mam począć? Czyliż potem, co tutaj panowie mówili, ja jedna śmiałabym podnosić głos: to są moje Porębiany? Ale niema tutaj mojego administratora, a właściwie opiekuna od dzieciństwa, pana Bęczkowskiego. W sprawach majątkowych nic nie robię bez jego rady, a właściwie bez decyzji,
smugoń

Owszem, pan administrator jest we wsi, w kancelaryi na leśnictwie.

księżniczka

A jest pan Bęczkowski. To doskonale się składa. Trzeba go poprosić tutaj.

smugoń

Czy mogę pójść po pana administratora?

księżniczka

Proszę pana, bardzo proszę. (Smugoń wychodzi)

przełęcki

Zanim pan Bęczkowski postawi nam tutaj swe twarde veto, — bo je pewnie postawi, — czy pani sama, własną mocą i władzą...

księżniczka

Kujemy żelazo, póki gorące. A więc — tak! Ja Celina Sieniawianka darowuję starą ruinę zamku, zwanego Porębiany, który leży w granicach moich tutejszych folwarków, panu doktorowi Przełęckiemu.

kleniewicz

Przełęckiemu?!

przełęcki

O, nie! Co to, to nie! Nie mnie, pani, lecz naszym kursom wakacyjnym.

wilkosz
Zespołowi profesorów i uczniów kursu wakacyjnego.
małowieski

Instytucyi kursów wakacyjnych, która jest jednostką prawną i może darowizny otrzymywać.

ciekocki

Mamy w statucie zawarowane prawo przyjmowania darowizn.

bukański

Oczywiście, — instytucyi kursów wakacyjnych.

zabrzeziński

Tak, tak, to jasne, jak słońce.

księżniczka

Nie! Panu profesorowi Przełęckiemu. Kursy jednego roku mogą być, drugiego nie być, a pan profesor Przełęcki jest podwójnie jednostką fizyczną. On sam będzie miał rejentalnie zawarowane prawo uczynienia z tym darem, co będzie uważał za godziwe i stosowne.

kleniewicz

Kursy są jednostką prawną...

wilkosz

Skoro ofiarodawczyni życzy sobie, to proszę kolegów, o czem że tu rozprawiamy?

ciekocki

Byłoby prościej, jaśniej, zrozumiałej, — wspanialej — kursom, ale, rzecz prosta, skoro taka wola...

kleniewicz
Szkoda!
księżniczka

Czego szkoda?

kleniewicz

Szkoda, że tak powiem, efektu...

księżniczka

Od pana profesora Przełęckiego dowiedziałam się przed rokiem o idei tych wykładów, z jego publicznych prelekcyj. On właściwie pierwszy w roku zeszłym wykłady tutejsze z niemałym trudem organizował. Patrzyłam na to, więc jemu. Tylko tak, proszę panów mogę się zrzec tego zamku (do Przełęckiego). Czy zgoda, panie doktorze?

przełęcki

Będę dwukrotnie chadzał »w rejent«, bo ja przepiszę zaraz zamczysko na własność kursów.

księżniczka

To pan przepisze. Od dnia dzisiejszego, od tej oto godziny, pan profesor Przełęcki jest właścicielem ruiny, a także całego bezpłodnego, jałowcem porosłego wzgórza, na którym ruina stoi.

przełęcki

Róbże tu, co chcesz! A więc, ni z tego, ni z owego jestem posiadaczem książęcego zamku, spadkobiercą praw Pawła z Przemankowa.

(Wszyscy kłaniają mu się żartobliwie. On przyjmuje hołd z komiczną powagą).
Nie jestem wprawdzie biskupem, ale, — zastrzegam sobie to prawo, — mogę być wisusem.
(Wchodzi Bęczkowski. Przeciera binokle, wkłada je na nos i przypatruje się zebranym. Wita się z profesorami podaniem ręki. Jedni znają go, inni przedstawiają się).
księżniczka
(do Bęczkowskiego)

Panie Karolu, nawarzyłam tutaj piwa...

bęczkowski

Oho!...

księżniczka

I drżę.

bęczkowski

I ja zaczynam drżeć. Nie mam wcale pragnienia na to piwo.

wilkosz

W tutejszej szkole odbywają się podczas lata wykłady dla nauczycieli wiejskich. Wykładamy tutaj my, profesorowie uczelni wyższych. Zapewne zresztą pan dobrodziej wie.

bęczkowski

O, wiem. Gdyby się nawet nie chciało wiedzieć, to każdy musi wiedzieć. Zawsze w łanie żyta, lub pszenicy mam przyjemność, jadąc swemi drogami za swemi interesami, zarówno w przeszłym, jak i w tym roku spostrzegać jeżeli nie słuchacza, to słuchaczkę, a częstokroć i słuchacza i słuchaczkę, zbierających bławatki, kąkole, oraz inne kwiaty do bukietów.

księżniczka

Dla ustrzeżenia naszej pszenicy na przyszłość od inwazyi nauczycielskiej darowałam jednemu z profesorów, głównemu inicyatorowi inwazyi oświatowców na naszą okolicę, naszą poczciwą ruinę, zamek Porębiany.

bęczkowski

Zamek? Ruinę? Porębiany? Pani — zamek? Po cóż to u Boga Ojca?!

księżniczka

Właśnie tam będą się odbywały wykłady.

bęczkowski

Wykłady? W tej ruderze na jałowcowej górze?

przełęcki

Rudera, której jestem właścicielem, zamieni się na wspaniały gmach szkolny, gdy ją się wyrestauruje.

bęczkowski

Wyrestauruje się zamek na górze? — Jezu miłosierny!

przełęcki

Panie! W dzisiejszych czasach, gdy taki brak pomieszczenia, trzymać w ruinie podobne mury, potężne ściany, których najstraszliwsze orkany zgryźć nie mogły, najdłuższe zimy rozwalić, — te miliardy cegieł marnować, trzymać pustką ogromne wieże, sklepienia, sienie. To zbrodnia. Mówże, kolego Zabrzeziński!

zabrzeziński

Mówiłem już tutaj, że to zadziwiająca budowla. Czy państwo pamiętacie bok od strony jeziorka? Tę istną skałę, wkopaną w górę? Gdyby tak dziś sprobować wznieść taką ścianę — co? A ta ściana, istne dzieło cyklopów, stoi, i stać będzie do końca świata.

bęczkowski
(ponuro)

Pytam się, kto ma restaurować zburzony zamek?

(Powszechne, grobowe milczenie)
kleniewicz

Rzecz charakterystyczna... Kiedy byliśmy w Krasnojarsku, ja, jako oficer austryacki i dwudziestu moich kolegów, zdarzył nam się analogiczny wypadek...

przełęcki
(zcicha do Kleniewicza)

Analogiczny wypadek w Carskosławsku... Pewnie, pewnie. (ze złością) Psujesz nam swą anegdotą interes. Czy nie widzisz, że dobijamy do brzegu?

kleniewicz
(zcicha)

Chciałem pomóc, a ty mi głos odbierasz!

przełęcki
(zcicha)

No, to mówże, co tam masz...

kleniewicz
(zcicha)

Nie, — mój kochany, w takich warunkach towarzyskich ani myślę mówić. Sam sobie rozprawia, ile się zmieści, a gdy ja zacznę, przerywa.

przełęcki
(zcicha)
Nie przerywam, — mów!
kleniewicz
(zcicha)

Pierwszym warunkiem grzeczności jest to, żeby nie przerywać mówcy.

bęczkowski

Powtarzam pytanie i zwracam się (zimno i sztywnie) z tem kategorycznem pytaniem do ofiarodawczyni.

księżniczka
(pomieszana)

Nie chciałabym na tak kategoryczne pytanie dawać tutaj odpowiedzi. Zobaczy się.

bęczkowski

Poczytuję za swój obowiązek uprzedzić panie i panów, że myśl o jakiejkolwiek restauracyi części zamku wymagałaby kapitałów tak olbrzymich, iż jest to poprostu senne marzenie.

księżniczka

Zobaczy się, panie Karolu, zobaczy się.

bęczkowski

Dla mnie ta sprawa i dziś jest oczywista.

księżniczka

Panie Karolu!

bęczkowski
(w podnieceniu)
Ależ tam przecie nad tą całą masą rumowia niema dachu! Czy panowie profesorowie mają zamiar sub Jove oświecać swych wyznawców?
radostowiec

A nie! Skądże — sub Jove? Dach musi być. Jakże — bez dachu?

bęczkowski

Otóż sam dach nad podobnie olbrzymiem gmaszyskiem będzie kosztował tyle, że żadna dziś w Polsce siła finansowa temu nie podoła.

wilkosz

Żadna siła finansowa w Polsce nie podoła jednemu dachowi. Ciekawy okres historyi. Za Kazimierza Wielkiego...

małowieski

Mnie się zdaje, że tak źle nie jest.

bęczkowski

A ileż panowie profesorowie posiadają pieniędzy na wzniesienie choćby wiązania krokwi i pokrycia?

ciekocki

My niby? Ile posiadamy pieniędzy? Ciekawe, ile też posiadamy?

bukański

Możebyśmy się, koledzy, złożyli w samej rzeczy.

wilkosz

Owszem, trzeba ułożyć listę. Któżby się zajął? Może kolega Kleniewicz będzie łaskaw...

kleniewicz
Dobrze. Ułożę zaraz listę.
małowieski

Bo znowu robi się wielkie gwałty z racyi tego dachu. W ostateczności pokryje się papą.

bęczkowski

A papę to już darmo się otrzymuje, na żądanie.

zabrzeziński

Dajcież znowu pokój z papą! Także pomysł! Zamek z czternastego wieku kryty papą! Darujcie, ale ja nie mógłbym nawet należeć do podobnego interesu.

bęczkowski

Pan profesor ma najzupełniej słuszność. Tylko karpiówka — i to nie dzisiejsza. Trzeba przeszukać stare gmachy, możeby się gdzieś znalazło... Choćby też przyszło i zapłacić za odstąpienie...

zabrzeziński

Pan sobie z nas żartuje, a to tak jest właśnie. Takby należało postąpić. Bo gdyby jaki człowiek świadomy rzeczy, jakiś, naprzykład, cudzoziemiec zobaczył zamek średniowieczny pokryty papą, to przecież pękłby ze śmiechu.

przełęcki

Ktoby tam, mój drogi, takiemu staremu i wysokiemu zamkowi w papę zaglądał? To jedno. A drugie: o czemże to tutaj tak się ogniście rozprawia? O moim zamku Porębiany?

smugoniowa
Właśnie!
bęczkowski

A te Porębiany, to już jest pański zamek?

przełęcki
(przybrawszy pozę)

Tak, to jest mój zamek.

bęczkowski

To już tam pan, jako właściciel, pomyśli o tem, jak naprawiać, łatać, podmurowywać, wyprawiać, tynkować mury i czem je kryć.

przełęcki

Oczywiście, pomyślę.

bęczkowski

Chwała Bogu!

przełęcki

Wczoraj nie miałem nic. Dziś mam Porębiany. Za rok będziemy wszyscy, jak tu jesteśmy, i wielu innych naszych kolegów, wykładać, nauczać, oświecać — już tam, na jałowcowej górze. Pana Bęczkowskiego, naszego dobrodzieja, uprosimy..

bęczkowski

Mnie już panowie o nic nie uproszą. Wszystkiego odmawiam i odmówię. Jestem stróżem dobra księżniczki. Dobra księżniczki dały chyba niemało. Gdyby sprzedać kamień, cegłę, — co mówię! — obrobiony cios, tam i sam płyty marmuru — kapitał!

wilkosz

Jawnie i publicznie żałuje pan teraz, że pierwej tego zburzyszcza nie kazał rozebrać i na materyał spieniężyć.

bęczkowski

Raczy pan profesor darować, ale moja tu już rzecz, żałuję, czy nie żałuję. Faktem jest, że panowie dostajecie olbrzymi kapitał.

przełęcki

Złoto ciągnie do złota. Dostaniemy więcej.

bęczkowski

Skądże to?

przełęcki

Z tegosamego skarbca. Mająż dolary i funty gnić w jakimś zagranicznym banku, zamiast przemieniać się tutaj na złoto wiecznie żywe? Cóż do was, chrześcijanie, mówi Tomasz z Akwinu?

bęczkowski
(w pasyi)

Dolary, funty... No, ja panów pożegnam...

smugoń

Pan administrator już nas opuszcza?...

bęczkowski

Już panów opuszczam, gdyż jestem człowiek krewki i boję się, żeby mię krew nie zalała. (Do księżniczki) Czy pani ma mi coś do rozkazania?

księżniczka
Pan wie, że mu nigdy nic nie rozkazuję. Skądże? Pan robi wszystko dla mego dobra najmądrzej, najdoskonalej. Pan jest moim opiekunem od dzieciństwa...
bęczkowski

Oo...

księżniczka

Pan najlepiej strzeże i przysparza rui wszelkiego dobra. Ale, panie Karolu, musimy odrestaurować zamek (Wszyscy zamilkli pod wrażeniem tych słów).

bęczkowski

Czy to ja mam restaurować?

księżniczka

Niech pan powie... Któż?

bęczkowski

Pozwoli pani, że się oddalę.

księżniczka

Zaraz. W tej chwili. Nie będę nadużywała pańskiej dobroci.

bęczkowski

Jestem do usług. Ale w istocie — to nad moje siły!

przełęcki

Powiedziałem, że dolary i funty, pleśniejące gdzieś tam, włożone w ten stary gmach...

bęczkowski

Cudze dolary i funty.

przełęcki

Niestety, nie mam własnych, więc muszę wkładać cudze.

księżniczka

Panie Karolu! Czyż my, pan i ja, pan mój doradca i ja Sieniawianka, — cóż począć? — księżniczka Sieniawianka, możemy podarować tym panom w sensie gmachu użyteczności publicznej, — zbiorowisko gruzów, których burze nie zdołały pokonać, a deszcze rozmyć nie mogły?

bęczkowski

Ja tym panom nic nie ofiarowywałem!

księżniczka

Ale ja samowładnie ofiarowałam Porębiany. Musimy oddać zamek, jako budynek mieszkalny.

bęczkowski

Doprawdy! Można oszaleć, słysząc takie rzeczy.

wilkosz

Słóweczko!...

bęczkowski

Czy jeszcze jakieś żądanie ?

wilkosz

Nie, wyjaśnienie, usprawiedliwienie. Jestem historykiem. Z zawodu zajmuję się rozważaniem i przedstawianiem zjawisk życia takich, jak wojny, rewolucye, przewroty.

bęczkowski

Tak, tak, przewroty.

wilkosz
Na podstawie moich dociekań, rokowań i wniosków muszę tutaj — jakby to się wyrazić? — przepowiedzieć, że państwo, oddając kursom wakacyjnym ów odbudowany zamek, zrobicie znakomity interes.
bęczkowski

Niezrównany interes. Wygrana na loteryi. Wierzę.

wilkosz

Gdyby się tak tutaj wydarzyła, w tej starej, prastarej dzielnicy, — czego Boże broń! — rewolucja, przewrót, o co przecie w tych czasach nie tak znowu trudno, to najbardziej murowane interesy magnackie runą, rozsypią się, a Porębiany...

bęczkowski

A Porębiany odbudowane — zostaną? Nie, panie profesorze! Wtedy, w tym czasie przewidywanej i prawdopodobnej rewolucyi, pierwsze Porębiany padną ofarą tłuszczy. One to będą przedewszystkiem rozgrabione i złupione.

wilkosz

Wszystko przeminie, mocarstwa przeminą, a ten gmach z jego skarbem wewnętrznym nie przeminie, Chyba by go strąciło z góry trzęsienie ziemi, pożar, albo inny kataklizm. Ale i kataklizm nasi przyrodnicy przewidzą...

bęczkowski

Sprawa, jest tego rodzaju, że nie kto inny tylko ja jestem odpowiedzialny w tym ustroju społecznym za całość majątku księżniczki Sieniawianki. Tu zaś, w tym majątku spostrzegam szczerbę tak olbrzymią...

księżniczka

Stare hasło: — zastaw się, a postaw się! Postawimy się, panie Karolu!

bęczkowski

Jako administrator i opiekun, jeśli nie osoby, to majątku księżniczki Sieniawianki, którą, że tak powiem, na ręku wypiastowałem, uroczyście i głośno, wobec wszystkich protestuję. Oto wszystko, co mam do powiedzenia.

przełęcki

Polecimy wyryć ten protest na marmurowej tablicy w głównej sieni naszego zamku Porębiany.

księżniczka

Ponieważ sprawa jest dokonana, a sam objekt darowizny nie wszystkim może dokładnie znany, proponuję, abyśmy wszyscy udali się do zamczyska. Obejrzymy je dokładnie, zbadamy w szczegółach, zapoznamy się na miejscu z tą ruderą, czy też z tą ideją.

wilkosz

Znakomity pomysł!

ciekocki

Idziemy!

księżniczka

Nie idziemy, lecz jedziemy pod samą górę. Drogi pan Karol, nasz najmilszy złośnik i ostatni już z ostatnich głosiciel liberum veto, poleci Gilowi, żeby nam tutaj przed szkołę przysłał brek. Brek zabierze nas wszystkich.

(Bęczkowski wychodzi)
przełęcki

Świetnie!

smugoń
Niech żyje księżniczka!
zabrzeziński

Niech żyje!

przełęcki

Proszę państwa, — wszyscy, jak tu jesteśmy, my, ludzie nowi, my najnowsi, my jutrzejsi, my przyszli, złożymy wizytę cieniom zamarłej oligarchii.

głosy

Idziemy! Idziemy! Idziemy!

(Wszyscy wychodzą).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Żeromski.