Uciekła mi przepióreczka.../Akt II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Żeromski
Tytuł Uciekła mi przepióreczka...
Pochodzenie Pisma Stefana Żeromskiego
Wydawca J. Mortkowicza
Data wyd. 1927
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



AKT DRUGI.
(Tasama izba szkolna. Smugoniowa sama. Wygląda oknem, przechodzi od okna do drzwi i znowu do okna. Nasłuchuje. Po pewnym czasie wchodzi Przełęcki).
przełęcki

Dla czego pani po mnie przysłała? Byliśmy już za wsią, gdy nas jadących w breku dogonił jakiś człowiek. Powiedział, że pani »kazała«, żebym koniecznie i niezwłocznie wrócił do szkoły. Dla czegóż to? Wszyscy nas tam, nie wyłączając męża pani, posądzają o schadzkę.

smugoniowa
(pokazuje)

Telegram!

przełęcki

Do mnie?

smugoniowa

Tak.

przełęcki

Co to za telegram? Od kogo?

smugoniowa
Od ekscelencyi.
przełęcki

Doprawdy? O cóż chodzi?

smugoniowa

Upoważnił pan profesor mego męża i mnie do otwierania telegramów i listów w sprawie kursu. Więc otwarłam.

przełęcki

Ależ naturalnie! (czyta) Więc przyjeżdża. I to dzisiaj. Słyszy pani, pani Dorotko? Dzisiaj!

smugoniowa

Przyniesiono ten telegram w jakie dziesięć minut po odjeździe państwa w tym breku. Kazałam temuż człowiekowi z poczty gonić brek i pana »prosić« o przybycie do szkoły. To on »prosić« przerobił na »kazać«.

przełęcki

Dobrze. Ale jak tu pogodzić wszystko? Dziś przyjeżdża.

smugoniowa

Pociąg przychodzi za dwie godziny.

przełęcki

Byłbym może zdążył na zamek ze wszystkimi...

smugoniowa
Nie. Już zamówiłam na wsi konie u Żareckiego, który ma najlepszą parę i najwygodniejszą bryczkę. Tensam człowiek z poczty zamówił i przyniósł mi odpowiedź, że Żarecki pojedzie.
przełęcki

Znakomicie. Dziękuję pani. Będę musiał pojechać po jego ekscelencyę.

smugoniowa

Pan profesor pojedzie stąd za jakieś trzy kwadranse. Nie starczyłoby czasu na zwiedzenie zamku i powrót. Żarecki zajedzie tutaj przed szkołę. Na stacyę jedzie się niecałą godzinę. Zdąży pan w samą porę.

przełęcki

Doskonale. Dziękuję pani. Już to pani Dorota zawsze wszystko załatwi ponad wszelką pochwałę.

smugoniowa

W tym wypadku obok obowiązków publicznych kierowały mną pobudki bardzo egoistycznej natury.

przełęcki

Egoistycznej? Doprawdy? Domyślam się.

smugoniowa

Nie wiem, czy pan profesor trafnie się domyśla.

przełęcki

Coś mi się widzi, że ma pani jakieś plany, knuje pani jakowyś zamach na nadciągającą ekscelencyę. Proszę się przyznać. Ja jestem dobry do sekretu.

smugoniowa

Nie. Nie mam żadnych planów, sięgających tak wysoko.

przełęcki

Myślałem, że pani chce stante pede, a może i przy mojej pomocy, prosić tego dygnitarza o zmianę posady, o wyższe, lepsze miejsce dla siebie i męża.

smugoniowa

To miejsce jest, — dla mnie przynajmniej, — i w tej chwili najlepsze na świecie bożym.

przełęcki

Oto fenomenalna istota: zadowolona ze swego losu.

smugoniowa

Nie powiedziałam wcale — z losu. Powiedziałam tylko: z miejsca pobytu.

przełęcki

Słusznie. To jest gruba różnica. Może mi się tutaj bardzo podobać, a jednak koła mojego wozu mogą się w tem miłem miejscu toczyć po grudzie.

smugoniowa

Widzi pan profesor...

przełęcki

Ale wspomniała pani, że jakieś osobiste, czy nawet egoistyczne pobudki wpłynęły na wezwanie mię tutaj.

smugoniowa

Może osobiste, a może nie...

przełęcki

Cóż to może być? Zachodzę w głowę nadaremnie. Niechże piękna Dorota wyzna wreszcie, bo się spalę z ciekawości. A szczerze, szczerze!

smugoniowa
Niema w tem nic tajemniczego. Chodzi o pana...
przełęcki

O mnie chodzi? Do licha!

smugoniowa

Poprostu, poprostu...

przełęcki

Poprostu i śmiało!

smugoniowa

Chciałam pana troszeczkę oderwać od jego zapalczywej wielbicielki.

przełęcki

Gdzie jest moja zapalczywa wielbicielka? Która to?

smugoniowa

Udaje pan profesor. Udaje, że nie wie.

przełęcki

Pani! Pomimo mej skromności, znanej w kraju i zagranicą, muszę wyznać właśnie w pokorze ducha, iż wielbicielek mam taki nadmiar, że ma foi — nie wiem...

smugoniowa

Ależ księżniczka!

przełęcki

Ta księżniczka, tutejsza, powiatowa, a nawet, że tak powiem, gminna?

smugoniowa

My gminiacy jednę tylko mamy.

przełęcki
Daruje mi pani przytwarde słóweczko, ale to są parafiańskie plotki o tej gminnej znakomitości.
smugoniowa

Daruje pan profesor, ale to nie są plotki. Wiedzą sąsiadki, na kogo sąsiadka zerka, do kogo wzdycha za dnia i w nocy, a nawet, dokąd zmierza.

przełęcki

Może ona sobie tam na kogo i zerka swem oczkiem podstarzałem i zaczerwienionem, ale zmierza poczciwości do dobrego.

smugoniowa

Do dobrego — dla siebie.

przełęcki

E, — niech-no pani Dorotka da spokój! Co panią znowu ukąsiło! Czego? O co?

smugoniowa

Pan profesor jest albo wielkie dziecko, albo wielki filut!

przełęcki

Jestem i dziecko niewinne i filut nie ladajaki, — a jednak tutaj nie wiem, co się święci. No, niechże już pani wszystko powie. Do reszty te ploteczki!

smugoniowa

Księżniczka kocha się w panu. Ale — co to kocha się. Szaleje za panem.

przełęcki
Szaleje? W mojej obecności była zawsze, chwalić Boga, przytomna. A pani skądże wyszperała tę pewność, że ona tak »szaleje«?
smugoniowa

Od niej samej.

przełęcki

Od niej samej! Przynajmniej źródło solidne.

smugoniowa

A widzi pan!

przełęcki

I to tak jest w tym pięknym niewieścim świecie: skoro tylko jedna w kimś tam zakocha się »szalenie«, zaraz cwałuje do drugiej i opowiada jej pod największym sekretem, do ucha wszystko od góry do dołu. A ta druga...

smugoniowa

Nie jest to tak bezmyślne i tak groteskowe, jakby się z wierzchu wydawać mogło. Czasem w tych wywnętrzeniach jest przebiegłość nieopisana, chytrość zaiste dyabelska i plan, plan, na daleką zakreślony metę.

przełęcki

Et! Co to tam może być za plan, zakreślony na taką, — żal się Boże! metę, jako ja, w jednej osobie docent i fizyk?

smugoniowa

A przecież władczyni tych włości, księżniczka, pani z panów wydałaby się z rozkoszą za tegoż docenta.

przełęcki
Co za kpiny! Nie, — tu już pani przegrała swą grę.
smugoniowa

Ale majątek! Majątek!

przełęcki

A cóż to ja jestem od tego, żebym administrował majątkiem takiej sympatycznej panny w pewnym wieku! Od tego jest ten Bęczkowski, kuty na cztery łapy! E, nie mam czasu na takie rozmówki. Dość tego!

smugoniowa

Kiedym przed chwilą mówiła, że, odwołując pana z pod zamku na Porębianach, miałam na oku cel osobisty, prawda była w tych słowach.

przełęcki

Jeszczem, coprawda, tej prawdy memi krótkowzrocznemi oczyma nie dojrzał.

smugoniowa

Mój mały paluszek mi mówił, że tam właśnie nastąpiłyby były wyznania, a nawet oświadczyny.

przełęcki

Czyje oświadczyny?

smugoniowa

Oświadczyny księżniczki o rękę pana.

przełęcki

Boże daj mi cierpliwość!

smugoniowa

Gdzieś tam, w narożnej baszcie, w jamie pustego okna, skąd roztacza się widok na rozległe, nieobjęte okiem dobra księżniczki, na folwarki, młyny, gorzelnie, fabrykę dachówek, fabrykę zapałek, na lasy, stawy, łąki, — padłoby czarowne słowo. Wolałam, żeby to słowo nie zostało wymówione.

przełęcki

Proszę pani, — słowo, gdyby nawet w sposób tak ekstra ordynaryjny, — czego nie przypuszczam wcale, — zostało wymówione, nie wydałoby melodyjnego oddźwięku. Ja nie jestem do nabycia nawet za fabrykę zapałek. Niech mi pani po starej znajomości daruje to określenie, ale paniusia robi plociuchny o tej księżniczce.

smugoniowa

Nie. Czy to słóweczko melodyjne nie zostało już nawet bąknięte?

przełęcki

No? Nie przypominam sobie,

smugoniowa

Czemuż to panu księżniczka darowała zamek? Nie nam, nie całemu gremium, lecz panu jednemu? Nie chciała inaczej, tylko tak.

przełęcki

A wie pani, że to jest zastanawiające. Dla czego ona mnie zapisała te Porębiany?

smugoniowa

To była pierwsza sylaba tego słówka...

przełęcki

Przypuśćmyż na chwilę, że pani ma słuszność. Zachodzi pytanie małe i skromne: dla czego pani tak się lęka i trwoży o zmianę mego stanu cywilnego?

smugoniowa

Czy mam to powiedzieć szczerze, otwarcie, bez ogródek?

przełęcki

Bez żadnych! Śmiało, jak do przyjaciela.

smugoniowa

Widok krainy, pełnej bogactw, mlekiem i miodem płynącej, rozłożonej u stóp — tylko jednego Zbawiciela świata, Boga na ziemi, nie skusił, gdy go szatan nagabywał. Pan mógł ulec...

przełęcki

No, i?...

smugoniowa

Mógł pan w chwili pokuszenia pomyśleć: będę czynił dobrze, będę to wszystko przetwarzał na nowe wartości, będę przebudowywał, przekształcał, będę działał. Czyż niemożliwa-by była taka myśl?

przełęcki

Taka myśl, moja pani Dorotko byłaby niemożliwa. Ja jestem tylko powierzchu taki niby rozlazły, prostoduszny i niedołęga. Kto wie: czy we mnie niema wewnątrz natury filuta, spryciarza, a nawet kutwy?

smugoniowa
Ogromnie, ogromnie.
przełęcki

Otóż ta druga moja dusza powiedziałaby mi odrazu; — te, docent! — wszystkie te majątki trzyma w garści administrator Bęczkowski, czy jak mu tam, i ciebie, ewentualnego księcia małżonka, będzie trzymał w garści.

smugoniowa

Pana-by kto utrzymał w garści!

przełęcki

Dziękuję za dobre słowo, ale swoją drogą ja i teraz jeszcze nie wiem, czemu pani tak bardzo boleje nad mojem ewentualnem wyjściem za księżniczkę?

smugoniowa
(smutnie)

Bałam się w istocie, bo pod wpływem bogactw mógłby się pan zmienić. Zmieniłby się pan napewno. Przestałby pan być sobą, sobą samym, naszym profesorem, naszym prorokiem, naszym dobrym zwiastunem, — tem, czem pan jest, — ruchem w bezczynności, pędem w zastoju, głosem w ciszy, świetlanym gońcem ze świata do kraju jałowej nudy.

przełęcki

Patrzcie, jakie to ja mam przymioty! Fiu-fiu... A gdzie też to pani wynalazła takie przymiotniki: świetlany ten, oczywiście, goniec — i te inne? Czy to na lekcyach gramatyki, u Ciekockiego? Pani Dorotko?

smugoniowa
Gdzie znalazłam?
przełęcki

Aha?

smugoniowa

Tu znalazłam, na tutejszej mojej pustej drodze. Że sobie jestem nauczycielką ludową, to już przez to samo nie mogę zażywać pewnych przymiotników, przynależnych do rzeczy i spraw świata wyższego, wielkiego...

przełęcki

Pani wie aż nadto dobrze, że ja takiemi myślami się nie zabawiam. Nie o tem wcale mowa, że pani jest nauczycielką, społecznie upośledzoną, towarzysko pokrzywdzoną i tam dalej. Pytałem się, gdzie pani znalazła górnolotne przymiotniki dla tego, ażeby się uwolnić od myśli, od podejrzenia, które mi się nasunęło niechcący.

smugoniowa

Cóż to za podejrzenie?

przełęcki

A że, może i pani, czego Boże broń! kocha się we mnie?

smugoniowa
Mówił pan tutaj, przechwalał się pan, że tyle ma sukcesów, taki nawał triumfów, jak się to mówi na wielkim świecie, — »konkiet«, — że moje wyznanie byłoby chyba zbyteczne, mogłoby nawet niepotrzebnie przeważyć i tak już ciężką szalę.
przełęcki

Ta odpowiedź nie jest jasna. Przeciwnie — jest wykrętna i zagmatwana.. Przychodzi mi na myśl, że to z najprostszej zazdrości odwołała mię pani tutaj.

smugoniowa

Telegram przyniesiono. Konie będą za pół godziny. Jestem w porządku.

przełęcki

Czyliż pani, najmilejsze dzieciątko, najczystszy kwiateczek tych ugorów, Dorota Smugoniowa, mogłaby w jakimś szczególe nie być w porządku?

smugoniowa

Skądże to pan profesor nazbierał wiązankę takich górnolotnych komplimentów? Chyba nie na tutejszych ugorach. A może to już wprawa, kwiaty sztuczne, robione?

przełęcki

Gdzież tam! Kiedy tu jadę na te nasze idejowe ekstrawagancye, myślę z radością, nawet z rozkoszą: zobaczę Smugoniową, zajrzę w jej czyste, głębokie, mądre oczy, będę z nią i obok niej setnie, porządnie, morowo pracował.

smugoniowa

Po co mi to pan mówi?

przełęcki
Gdyż nie chcę, żeby między nami był choćby cień owego zdradliwego amoroso, który się wnet między mężczyznę i kobietę zakrada.
smugoniowa

Ostrożność chwalebna i godna uznania.

przełęcki

Proszę spojrzeć: księżniczka. Lecę obces na jej spotkanie z otwartemi ramionami, pewien, że mam przed sobą duszę ludzką rozbudzoną, człowieka, ogarniętego przez szlachetność. Nagle — bęc! Wiadomość: obywatelka kocha się we mnie. Dla tego tylko to wszystko robi, jeżeli co robi, że kocha się we mnie, a nawet, o, parafiańszczyzno! chce się ze mną wyżenić.

smugoniowa

Ludzie są ludźmi. Nie można im się dziwić. Nie należy ryczałtem potępiać.

przełęcki

Nie, proszę pani, — to jest wstrętne, ohydne! Wszędzie na dnie — romans, amory, tajne związki, zdrady, a przynajmniej chętki, zachcianki, marzenięta! Z wierzchu ideje, czyny, prace, — pod spodem brudne zabiegi o schadzkę i jej cel ostateczny.

smugoniowa

Nie zawsze jest tak ohydnie, jak to pan przedstawił, gdyby nawet miłość na dnie leżała.

przełęcki
(z szyderstwem)

Miłość!

smugoniowa
Cóż za straszna pogarda! Ciekawam, jak też pan przedstawia sobie...
przełęcki

Już jest — najulubieńsze pytańko. Jak ja sobie wyż wzmiankowaną miłość przedstawiam. Bo sobie ją, oczywiście, błędnie, niewłaściwie przedstawiam i należy moje błędne patrzenie poprawić, skorygować.

smugoniowa

Przepraszam, iż pana o to zapytałam...

przełęcki

Miłości nie można sobie tak, czy owak, źle, czy dobrze przedstawiać. Ona jest, skoro jest.

smugoniowa

Tak. Ale można sobie nawet nieujawnioną, nieoczywistą przedstawić. Gdybym ja, naprzykład, jak to pan tutaj przed chwilą przypuszczał, kochała się w panu, tobym nieustannie, we śnie i na jawie myślała o tem tylko, żeby za panem iść, biegnąć, lecieć po śladach, czekać cierpliwie na pańskim progu przez długą noc, aż się pan ze snu przebudzi...

przełęcki
(chmurnie)

Co to jest?

smugoniowa

Opis miłości.

przełęcki

Czyjej miłości?

smugoniowa
Opis miłości osoby, któraby się w panu kochała.
przełęcki

A to jest takie ćwiczenie na temat zadany, extemporale. Ejże, pani Dorotko!

smugoniowa

Czegóż mi pan grozi? Co mi pan zarzuci? Czy nie jestem w porządku?

przełęcki

Ejże, pani Dorotko! Właśnie, dziś poraz pierwszy mam wątpliwość, czy pani jest w porządku.

smugoniowa

Niech pan będzie pewny, że już nigdy nie będę szukała sposobności, żeby z panem rozmawiać, tak, jak dziś...

przełęcki

Tylko dziś?

smugoniowa

Tylko dziś!

przełęcki

A dziś się nie liczy.

smugoniowa

Owszem ten dzień się liczy, gdzieś się liczy. To dzień mojej pierwszej i jedynej zdrady. Ale tak być musiało!

przełęcki

Dla czego być musiało?

smugoniowa
(z wybuchem)

Należała mi się za wszystko, za wszystko ta jedyna nagroda! Pół godziny czasu od chwili przyjścia pana tutaj do chwili odjazdu na stacyę kolei. Gdy konie zajadą przed dom, gdy pan wsiądzie i pojedzie, skończy się moja jedyna zdrada.

przełęcki

Mamy w skarbcu mądrości ludowej ostrzegające przysłowie: od łyczka do rzemyczka.

smugoniowa

Niech pan będzie spokojny! Nie mam zamiaru oszukiwać mego męża, zdradzać go w znany sposób, idąc od łyczka do rzemyczka. Nie mam zamiaru opuszczać mego dziecka. Nie mam zamiaru przerywać, ani skazić moich obowiązków..

przełęcki

Tylko mieć na ustroniu małą, szlachetną platonijkę...

smugoniowa

Chciałam mieć na ustroniu, — w ciągu mojego całego ciemnego życia tę oto półgodziny sam na sam rozmowy z panem.

przełęcki

Koniecznie musiała pani sekret swój wypowiedzieć, jeżeli już nie komu innemu, to mnie oto, żeby na dnie naszej znajomości leżało to, czego się tak obawiałem.

smugoniowa

Nie koniecznie samo tylko gadulstwo było przyczyną mych zwierzeń, zaraz powiem, co jeszcze...

przełęcki
A i coś jeszcze...
smugoniowa

Po cóż pan przychodził na tę tu smutną, pustą wieś, gdzie się nic nie dzieje, gdzie się życie pospolite, jak młyńskie koło obraca? Po co pan przyszedł ze swemi cudnemi oczyma, ze swym radosnym uśmiechem, z tą głową owianą, wiecznie nowemi myślami? Po co? Wstąpił pan na to jałowe pastwisko codzienności mego życia i chce pan, żebym ja pana nie dostrzegła, nie zauważyła?

przełęcki

A więc to z nudów?...

smugoniowa

Tak, z nudów. Z dukania miesiącami, kwartałami, półroczami chłopskich dzieci — a, be, ce, de... Przez całą mroczną, dżdżystą jesień... To z krótkich, szarych dni zimy, kiedy się nic nie przydarza, tylko rozmowa o drożyźnie, o mleku, chlebie, cukrze i mięsie, o bieliźnie i obuwiu, o nafcie i ubraniu. To z tego.

przełęcki

Rozumiem. Ja jestem dobrym przewodnikiem, odprowadzającym nadmiar sił duszy tam, daleko... (Łagodnie) A to panią napadło jeszcze w zeszłym roku, czy dopiero teraz?

smugoniowa
(zcicha)

Jeszcze w zeszłym roku. Jak tylko pan przyjechał. Jakem pana zobaczyła..

przełęcki
(kiwa głową)
Róbże tu z takim materyałem oświatę!
smugoniowa

Jakem pana zobaczyła, jakem posłuchała, co pan nam mówi, jak pan mówi, czem pan jest, czem ja jestem, ogarnął mię wściekły wicher, zdusił mię żal. Spostrzegłam, żem swoje życie zmarnowała. Spostrzegłam, żem swoje życie cisnęła w to wioskowe bojorko!

przełęcki

A przecież po to tutaj przychodzimy wszyscy, żeby wam powiedzieć, że to nieprawda, że wasze życie jest bogate, że wy jesteście najcenniejszym organem, solą tej ziemi... Ale co! Nie może się pani tego wyzbyć?

smugoniowa
(z rozpaczą)

Nie mogę! Gdy pan w zeszłym roku odjechał, porwała mię tak straszliwa tęsknota, żem była wprost bez rozumu. Chodziłam drogą, którą pan odjechał, wlokłam się jej kolejami i patrzyłam w tę pustą, siwą przestrzeń, w której pan przepadł. Liczyłam dnie, tygodnie, spychałam z ramion miesiące, czekając na wiosnę. Chodziłam w zimie na porębiański zamek. Są tam schody zburzone na kwadratową wieżę. Wchodziłam na szczyt i z jednego pustego okna patrzyłam w pańską stronę. Zdawało mi się... takie głupie złudzenie!... że jeśli wejdę wyżej, najwyżej, to coś zobaczę, większy kawałek ziemi, który jest bliżej pana...

przełęcki
Ależ to jest przecie najczystsza romantyka, a nawet ckliwy sentymentalizm. To można położyć pod szkło mikroskopu, krajać mikrotomem... Sam najoczywistszy sentymentalizm...
smugoniowa

Pan, jako człowiek uczony, wie, jak się co bada i jak się zbadane nazywa. My prostaki żyjemy byle czem, romantyką, sentymentalizmem...

przełęcki

No, i co tu teraz robić?

smugoniowa

Z czem co robić?

przełęcki

Z temi pani amorami! Bieda, jak mi Bóg miły!

smugoniowa

Czyż w samej rzeczy taka bieda?

przełęcki

Ale jeszcze jaka! Wszystko się teraz popsuje... I żebym też ja, do dyaska! samochcąc taką pani biedę zrobił...

smugoniowa

Będę szczęśliwa, jeżeli panu będzie troszeczkę żal...

przełęcki

Pani będzie szczęśliwa, jeżeli mnie będzie troszeczkę żal. Bardzo to jest godny motyw do szczęścia. Żebym niby i ja ze swymi znowu sentymentami nadał się pod szkło mikroskopu.

smugoniowa
W ciągu tej pół godziny musi mi pan coś poradzić, jakoś mi pomóc, bo będzie przecie znacznie gorzej, jeśli się urwę z łańcucha.
przełęcki

Oho — nawet już z łańcucha.

smugoniowa

Tak, z łańcucha! Jak pies, przykuty do miejsca! Mogłabym przecie...

przełęcki

Śmiało, śmiało!

smugoniowa

Miałam już takie chwile w ciągu ubiegłej zimy. Gdy mię opętała najostateczniejsza niecierpliwość, mówiłam sobie: jest jeszcze jedno wyjście...

przełęcki

A jest jakieś wyjście...

smugoniowa

Jest takie wyjście: zabrać się, tak jak stoję, dziecko na rękę, pójść na stacyę, pojechać tam i usiąść, jak żebraczka na pańskim progu.

przełęcki

Na moim progu? Biada! Najprzód ja nie mam żadnego progu, bo w warszawskich mieszkaniach progów niema, więc usiadłaby pani na schodach. Ja zaś mieszkam z kolegą we dwu klitkach...

smugoniowa

Widzi pan, coby to był za skandal!

przełęcki
Skandal byłby nie ladajaki. Te kursy zostałyby rozbite, gdyż powiedzianoby nie bez słuszności, że to ja sobie tutaj romansidło sfundowałem.
smugoniowa

Właśnie! Musi pan coś takiego zrobić, żeby się ten mój nastrój już tej zimy nie powtórzył.

przełęcki

Cóż ja nieszczęsny mogę zrobić »takiego«. Jestem bezsilny, jestem ciemny, jak tabaka w rogu.

smugoniowa

Pan, który może wszystko, może spełnić i to, żebym ja jakoś oprzytomniała...

przełęcki

Ciągle pani wmawia we mnie, że ja mogę wszystko. Co ja mogę, co mogę?

smugoniowa

Pan ma taką siłę, jaką miewali prorocy, apostołowie, święci mężowie. Może pan rzucać urok, to może pan także położyć ręce na mojej głowie i odczynić urok.

przełęcki

Wie pani wszystko to dobrze, ale przecież ja kabotynem nie byłem i nie będę. Niechże pani się uspokoi.

smugoniowa

Czyliż pan niema siły i władzy proroka, cudotwórcy? Stał oto tutaj na pustej górze zburzony przed setkami lat magnacki zamek. Pradziadowie obecnego pokolenia tutejszych ludzi widzieli już ten zamek w gruzach. Magnaci i ubodzy ludzie przechodzili i przejeżdżali obok tego zamku w gruzach. Gruzy te stały na widnokręgu, gdy królowie polscy władali tym krajem. Gruzy stały podczas całej długiej niewoli. Gruzy te oświetliło słońce wolności. Nie było nikogo, ktoby się wzruszył ich widokiem. Dopiero pan, sam jeden, przyszedł do nich, położył na nie ręce swoje. I ożyją, jako dom święty, jako sygnał dla całej polskiej ziemi...

przełęcki

Terefere, terefere... Księżniczka, zadurzywszy się we mnie, postanowiła zrobić mi prezent i oto...

smugoniowa

Profesorowie, których pan tutaj zgromadził — czyliż nie są dowodem pańskiej władzy duchowej? Gdyby nie pan, byliby pracownikami, każdy w swej specjalności. Przeżyliby życie, nie wiedząc, czem są i jaką posiadają siłę. Pan z nich uczynił organizm, działający w dobrej woli, bez niczyjego rozkazu i nie szukający nagrody.

przełęcki

Sami się uczynili tym organizmem, właśnie bez mojego rozkazu! Co też to pani za hymny na moją cześć wyśpiewuje.

smugoniowa

Ja dobrze wiem, co wyśpiewuję i wiem, jako przebiegła kobieta, że wyśpiewuję prawdę. A trzecie pańskie dzieło, my, uczniowie.

przełęcki

W istocie! Zwłaszcza uczenice...

smugoniowa

Uczniowie i uczenice. Pan jest ogrodnikiem tych dusz rozbudzonych. Ze zwyczajnych kołków, płonek, kłączów, z karjerowiczów i prostaków, z leniwców i oślaków wytworzył pan zastęp świadomych pracowników, hufiec entuzjastów, grono badaczów...

przełęcki

I tak dalej i tak dalej...

smugoniowa

Wymienię panu Grzegorza Zielonkę, Pawełka Smalskiego, Ryka, Władka Wronę... Każdy z nich, to w swoim światku Przełęcki w miniaturze.

przełęcki
(wzruszony)

No — wjęc co? Tęgie chłopaki! Niech im Bóg da zdrowie i wszystko dobre!

smugoniowa

Czy ta cała czereda pańskich słuchaczów byłaby tem, czem jest, gdyby nie pan? To pan swemi wykładami o tajemniczych, wielkich odkryciach, o potężnych naukach porwał ich za sobą. Ta cała młodzież — to jest pan. Za pana, za pańskie imię każdy z nich gotów umrzeć. Pan jest ich bożyszczem. Bo pan wyciągnął swe ręce nad nimi i duch mocny z rąk pańskich na nich spłynął.

przełęcki
Mówiąc mniej kwieciście, a bardziej zgodnie z istotą rzeczy, ja jestem fizyk, obdarzony zdrowiem i trochą energji, oraz zmysłu organizacyjnego, a oni nauczycielami ludowymi, żądnymi poduczyć się nieco — za darmochę.
smugoniowa

Duch potężny mieszka w panu i spływa na ludzi. Cokolwiek pan zacznie, spełniać się musi. Pan ma w sobie moc. Dla tego to ja, dla tego... ośmieliłam się na tę rozmowę. Chcę pana błagać...

przełęcki

O co?

smugoniowa

Żeby pan wyciągnął swe ręce, żeby pan nałożył swe ręce na moją głowę i zdjął ze mnie opętanie...

przełęcki

I tę oto grzesznicę ja, zaślepiony, poczytywałem za najrozsądniejszą, najtrzeźwiejszą nauczycielkę z całego grona.

smugoniowa

Chcę znów być taką!

przełęcki
(smutnie)

A nałożenie moich wszechwładnych rąk ma to sprawić? O, kobiety! O, dziwaczne stwory boże! Dąży to wiecznie, wszędzie i ciągle do miłości, do obnażenia się sromotnego, do zmazy, zbrudzenia, splątania, zepsucia! (kładzie ręce na głowie Smugoniowej. Mówi zcicha:) Rozkazuję ci, biedne serce, ucisz się! Chcę, — bądź sobą. Odwróć się odemnie! Chcę, — zapomnij... (Podnosi rękami głowę Smugoniowej i patrzy w jej oczy. Uśmiech obojga). I cóż?

smugoniowa
Bóg zapłać, drogi panie, za tę chwilę!
przełęcki

A niechże pani nie robi ze siebie takiej znowu ofiarki! Ja jestem także człowiekiem z krwi i kości.

smugoniowa

Doprawdy? Ja myślałam, że pan jest tylko profesorem i tylko ideałem.

przełęcki

Niechże piękna Dorota, już odczyniona z uroku, już uspokojona i na swojem miejscu, — będzie grzeczna, to jej powiem coś wesołego.

smugoniowa

Będę przez całe życie najgrzeczniejszą z grzecznych.

przełęcki

Otóż... Cóż to ja chciałem powiedzieć? A może już wogóle o tych rzeczach nie mówić?

smugoniowa

Proszę powiedzieć! Proszę! Proszę!

przełęcki

Cóż ja mam począć z prośbą tych czarujących oczu? Co mam powiedzieć tym usteczkom różanym? Jakże mam uciszyć to serce szczerozłote, żeby się już nie szarpało?

smugoniowa

Niech pan mi powie prawdę!

przełęcki
Gdybym wszystko powiedział, — nie byłoby dobrze.
smugoniowa
(błagalnie)

Dziś, tylko dziś można wszystko powiedzieć.

przełęcki

A potem co?

smugoniowa

Potem już będzie milczenie.

przełęcki

I smutek jeszcze większy, zimy jeszcze dłuższe, jesienie jeszcze bardziej puste...

smugoniowa

To niech sobie będą!

przełęcki

Chciałem powiedzieć coś wesołego o tem, dla czego unikałem zawsze rozmowy z panią, dla czego chciałem wszystko zadeptać, zaszastać nogami, zamazać i zakrzyczeć...

smugoniowa

Co zakrzyczeć?

przełęcki

No, co zakrzyczeć, to zakrzyczeć... Pani ma dziecko!

smugoniowa

Nie skrzywdzę nigdy mego dziecka!

przełęcki

Ach, cóż za wielkiego dokona pani poświęcenia!

smugoniowa

Jeżeli mi pan każe zostać tutaj, zostanę i będę tamtemu człowiekowi wierną i posłuszną. Jeżeli pan mi każe pójść za sobą, pójdę wszędzie. Będę sługą, popychadłem, czemkolwiek mi pan być rozkaże!

przełęcki

A dziecko?

smugoniowa

Dziecko tylko wezmę ze sobą. Więcej nic a nic!

przełęcki

A Smugoń?

smugoniowa

Nie wiem! Nic nie wiem. Jeżeli mi pan każe samej jednej być w świecie, będę sama. Umiem być sama. Będę gdziekolwiek pracowała. Umiem ciężko pracować. Bylebym mogła być w pobliżu, bylebym mogła pana widywać, bylebym mogła... aż do mej śmierci...

przełęcki

Kazał, każe... Otóż i jestem wszechwładnym monarchą, który, według swego widzenia rzeczy, według kaprysu, może kazać, co tylko chce. Rozkazuj-że, królu!

smugoniowa

Tylko jedno słowo!

przełęcki
Mówiła tu pani niedawno, że nigdy nie zdradzi męża, nie opuści dziecka... A ja mówiłem: od łyczka do rzemyczka... Któż miał słuszność? Niema w tych rzeczach granicy, dzieciątko moje! Jakaż to siła mogła by nas powstrzymać? Cóż teraz będzie?
smugoniowa
(radośnie)

Wszystko jedno, co będzie! Od chwili, gdy pan nałożył na moją głowę swe ręce, wiatr szczęścia przeniknął mię do szpiku kości. Niczego się nie boję! Jestem mocna, jak pan.

przełęcki

Widocznie cały mój fluid przeleciał na panią, bo ja teraz właśnie jestem strapiony.

smugoniowa

Czy podobna?

przełęcki

A tak! Nie wiem, co robić? Muszę zebrać myśli, muszę samego siebie odnaleźć. Och, wy, zwodnice, anioły, lekkoduchy, paple! Nie umiecie nic uszanować, nie umiecie samej miłości uszanować! Nie umiecie ukryć w głębi siebie piękna tajemnicy miłosnej!

smugoniowa

O, Boże! Cóżem zrobiła!

przełęcki

Zaraz! Muszę klepki zebrać...

smugoniowa
(spojrzawszy w okno)

Mój mąż idzie...

przełęcki

A mąż idzie... Ten może jakoś będzie pomocny w tej sprawie.

smugoniowa
Och, i te pół godziny szczęścia musiał mi wydrzeć!
smugoń
(raptownie otwiera drzwi, zatrzymuje się przy wejściu. Chwila milczenia)
przełęcki

Co? Wrócił pan z zamku na piechotę?

smugoń

Wróciłem z zamku...

smugoniowa

Nie rozumiem, dla czegoś stamtąd odszedł?

smugoń
(do żony)

Wyjdź stąd! Pójdziesz na wieś i każesz sołtysowi, żeby zgromadził wszystkie dzieci szkolne przed szkołą. Sam niech tu będzie za godzinę. Minister przyjeżdża.

smugoniowa

Oto forma zachowania się względem kobiety, godna ciebie! (Wychodzi)

przełęcki

Istotnie, pański sposób zachowania się względem kobiety nie należy do zbyt wytwornych.

smugoń

Jeszczem się od pana lepszego nie nauczył.

przełęcki

Szkoda.

smugoń
Gdy my tam wszyscy oglądaliśmy zamek, pan tu sobie cichaczem urządził spotkanie z moją żoną!
przełęcki

Rozmawiałem tutaj długo z pańską żoną. Tak jest. Jeżeli pan tę rozmowę chcesz nazywać spotkaniem, to ją pan tak nazywaj.

smugoń

Milcz pan!

przełęcki

Panu by raczej należała się ta rada, bo głos podnosisz.

smugoń

Nie umiem mleć językiem tak, jak pan. Mówię poprostu, od samego dna mojej krzywdy?

przełęcki

Jakiej krzywdy?

smugoń
(z uniesieniem)

Krzywdy! (Zbliża się do Przełęckiego) Czym ja pana szukał, czym ja szedł na spotkanie pańskie, czym ja pana wzywał, czym się panu narzucał? Żyłem tu i pracowałem poprostu, ze wszystkich moich sił, — za światem, w tej dziurze, zdala od was. Pan tu przyszedłeś!

przełęcki

Tak jest, ja tu przyszedłem.

smugoń
(szyderczo)

Ze wzniosłemi idejami? Prawda? Z całą torbą wzniosłych haseł! Z całym worem zasad, prawd, nakazów.

przełęcki
Można tak powiedzieć, jeśli się kto uprze.
smugoń

A poza temi wszystkiemi idejami, maksymami i pewnikami kryło się jedno: szukanie miłosnych przygód!

przełęcki

Nie. Tak powiedzieć nie można. Gdzież, jaki przykład?

smugoń
(w furyi)

Tu przykład! Na tej kobiecie! Była najlepszą żoną, najtkliwszą matką naszego dziecka, najżarliwszą nauczycielką, pracownicą w naszym twardym zawodzie, jakiej ze świecą nie znajdzie! Od zeszłego roku, skoro tylko pan zjawiłeś się ze swymi wykładami, ta kobieta przepadła!

przełęcki

Jakże się to stać mogło, żeby moje, jak pan twierdzi, ideje, które zmierzały do pogłębienia, polepszenia, udoskonalenia wpływu szkoły i wartości nauczycieli, mogły właśnie tak wszystko zepsuć!

smugoń

To ja właśnie pytam się pana, jak się to stało.

przełęcki

Nie mam na to odpowiedzi. A raczej — znalazłbym może na to odpowiedź, gdyby mi pan swe zarzuty wyłożył.

smugoń
Zarzuty! Nienawidzę pana! Zdruzgotałeś moje szczęście, wdeptałeś w ziemię moje życie, zabiłeś mię!
przełęcki

Czyż mogłem tyle złego narobić? Czem? Czy odebrałem panu żonę?

smugoń

Nie odebrałeś mi pan może jej ciała, bo na to jest jeszcze za uczciwa, — albo jeszcześ jej pan nie zdołał swemi wybiegami zdeprawować, — ale zabrałeś mi jej duszę!

przełęcki

To pan z kolei odbierz mi tę jej duszę, jeżeli czujesz się jej godnym.

smugoń

Nie umiem! Nie umiem, przemądrzały profesorze, znakomity kuglarzu, świetny apostole frazesów o względności wszystkiego. Jestem prosty, jak dąbczak w lesie, głupi, jak pień, prostolinijny, ordynarny, wiejski belfer.

przełęcki

Czy pan sądzisz, że ja specyalnie na pańską żonę zastawiałem sieci moich frazesów, czy na nią wyjątkowo polowałem zapomocą kuglarstw ideowych?

smugoń

I tego nie wiem. To jedno jest dla mnie jasne, jak ten dzień, oczywiste, dotykalne, że od zeszłego roku zmieniła się zupełnie. Inny człowiek! Żyje tu, pracuje, uczy w szkole, mieszka ze mną, opiekuje się dzieckiem, nawet jest dla mnie wierną żoną, ale to już jest inny człowiek. Obcy człowiek!

przełęcki
Zdarza się to nieraz. Zdarza się...
smugoń

Zdarza się! Zdarza się, że trup tu gości, a dusza błądzi gdzieś daleko, daleko, o setki i setki mil. Zdarza się, że tu ciało śni jakiś okropny, przyziemny, doczesny sen, a dusza błądzi, żyje, pląsa, raduje się tam, o setki i setki mil, w jakichciś niebiosach swoich. O, dola moja, dolo!... (szlocha).

przełęcki
(dotyka ramienia Smugonia)

Panie! Ocknij się pan. Rozmawiajmy.

smugoń

O czemże ja z panem mam rozmawiać?

przełęcki

O tej właśnie pańskiej doli. Czy żona pańska jest zalotna?

smugoń

Wcale nie! Właśnie że nie! To była zawsze najuczciwsza, najczystsza dziewczyna, najszlachetniejsza kobieta. Czyż jabym stał, czybym się tak rozpadał o zalotnicę?

przełęcki

Więc tylko ja jeden miałem na nią tak fatalny wpływ, że się dla pana do cna, do gruntu zmieniła? Tylko ja?

smugoń

Pan!

przełęcki

Moje tutaj wykłady, moje zabiegi, rozmowy, wszystkie owe figle idejowe, które stroić tutaj zacząłem, tak na nią wpłynęły, że się dla pana zmieniła, a obróciła oczy na mnie?

smugoń

Chcesz pan wycisnąć ze mnie te zeznania, żeby się cieszyć, upajać swym triumfem, a moją gorzką nędzą?

przełęcki

Hm... Triumfem i nędzą...

smugoń

A ja pana z kolei zapytam: czy pan się w niej kochasz?

przełęcki
(zaskoczony)

Ja?

smugoń

Prawdę!

przełęcki

Tak. Ja ją kocham. Od czasu przybycia tutaj, od pierwszego spojrzenia... Nigdy jej tego nie powiedziałem, a mówię panu, bo tak jest. (Smugoń chce odejść). Słuchaj pan i pociesz się! Skoro ja jeden tak fatalny wpływ na pańską żonę wywarłem, a innych flirtów ona nie uprawia, to skoro sobie stąd pójdę na złamanie karku i oko wasze już mię więcej nie zobaczy, to wszystko z czasem wróci do dawnego ładu.

smugoń
(złamany)
Być może, iż pan masz dobrą wolę... Ale gdybyś pan nawet w istocie, jak mówisz, odszedł stąd, ukrył się, przepadł, znikł na zawsze, to cóż mi z tego?
przełęcki

Wszystko wróci do normy.

smugoń

Ach, — gdzież tam!

przełęcki

Złożę tu w pańskie ręce niepisany akt między nami dwoma, że mię ona — (szeptem) — nigdy, nigdzie nie zobaczy za życia. Taka będzie moja szczera wola. To nie ze strachu przed panem, nie dla przebłagania pańskiego gniewu, lecz dla tego, mój mości panie, któryś tu grubo hałasował, że takie są moje obyczaje.

smugoń

Na nic mi to, na nic! To ze wszystkiego najgorsze. Cóż to pomoże, choćbyś pan znikł i przepadł, jak mara? Będzie marę kochała! Marę właśnie! Wyolbrzymiejesz na półboga! Będzie za marą tęskniła aż do śmierci. Ja ją dobrze znam. Ja wiem. Ach, a po tej dzisiejszej scenie, kiedy się domyśli, żeśmy taki pakt zawarli. A domyśli się tajnym zmysłem wszystkiego, lepiej, niżby na własne uszy słyszała.

przełęcki

Sam pan widzisz. Cóż ja więcej mogę zrobić?

smugoń

W istocie. Pan już nic więcej nie możesz zrobić. Chyba ja sam.

przełęcki

Co?

smugoń

Zabiorę ją, zabiorę dziecko i wyjadę, dokąd oczy poniosą. Do Ameryki. Od waszych tutaj wzniosłych zamierzeń, od waszych chwalebnych kursów ucieknę na koniec świata. Może tam za morzami, za górami zapomni!

przełęcki
(z uśmiechem)

Od naszych tutaj wzniosłych zamierzeń, od naszych chwalebnych kursów trzeba uciekać na koniec świata. Dobry skutek!

smugoń

Wartość skutku świadczy o wartości przyczyny.

przełęcki

Tak. W polu pańskiej logiki na to wychodzi. (Zapala papierosa) Panie Smugoń! A na to nie mógłbyś się zdobyć, żeby na grę uczuć kobiety, męską grą odpowiedzieć? Ona ci odebrała swoją duszę, rozwiodła swoją duszę z pańską duszą. Odbierz jej pan swoją!

smugoń

A żeby ona z pańską duszą się złączyła, w pańskie ręce przeszła.

przełęcki

Skoro sam pan mówisz, że dusza jej od pana odeszła, a przeszła do mnie, to pewnie, że w polu mojej logiki, tak być powinno.

smugoń

Do tego to pan zmierzasz!

przełęcki
Chcę rozwikłać tę sprawę tak, czy tak.
smugoń

Chcesz pan tę sprawę rozwikłać! Mało miałeś świata, mało kobiet na nim, pięknych, mądrych, bogatych, rozpustnic i ladacznic! Tu przyszedłeś, — profesorze, — do szkoły wiejskiej, żeby sprawę mojego życia rozwikłać! Przeklęty uwodzicielu!

przełęcki

Mocnoś mię pan zajechał! I słusznie. (Po chwili) A więc pan żadną miarą nie możesz rozstać się z tą kobietą?

smugoń

Nie!

przełęcki

Nawet gdyby pana porzuciła?

smugoń
(błagalnie)

Nie mogę bez niej żyć! Życie bez niej, to już nie życie, to dla mnie śmierć. (Pokornie) Mamy dziecko, małego chłopczyka, — Jasia.

przełęcki
(głucho)

Trzeba tego małego chłopczyka, Jasia, wziąć na ręce.

smugoń

Jego, — panie! Cóż panu zawiniło to dziecko?

przełęcki
Mnie nic nie zawiniło. Chcę, wierz mi pan, żebym i ja nic nie był winien.
smugoń
(z najniższą pokorą)

Pan, który na wszystko masz sposób, który umiesz rozwiązywać najtrudniejsze zawiłości swoim niezwykłym rozumem, nie gub nas, mnie, mej żony, mego syna. Zaklinam pana! Będę panu przez całe moje życie, jak pies, wiernie służył...

przełęcki
(ze śmiechem)

Znowu to samo. Rozum, który mi wciąż łaskawie przypisujecie wszyscy, stał się moim tyranem, mści się na mnie. Mam oto, — spojrzyj pan! — wykonać naraz dwie prace: mam sprawić, żeby pańska żona pana nanowo pokochała taką samą miłością, jaką dawniej żywiła. To jedno. A z drugiej strony mam sprawić, żeby do mnie właśnie nabrała obrzydzenia, wstrętu, pogardy, (w zamyśleniu) To jest drugie. Prawda, nieszczęśliwy małżonku?

smugoń

Wiem to jedno, że tu leży moja krzywda.

przełęcki

Krzywda, której wcale nie jestem winien.

smugoń

A któż?

przełęcki

Ja się pana zapytam, jak mężczyzna mężczyzny: czy na pana nigdy nie wywarła wrażenia cudna obca kobieta, nieznajoma przechodząca ulicą? Czy pana nigdy nie kusił dyabeł, żeby się obejrzeć, przypatrzeć się jej, a potem myśleć sekretnie, a nawet nie myśleć, lecz tajnie chcieć zaznajomienia się, rozmowy, zabawy z taką kobietą? Tak poprawdzie, bez świadków... Panie Smugoń!

smugoń

To pan niby tak z Dorotą?

przełęcki

Nie o mnie mowa, lecz o panu. Gdyby do pana w mig po takiem pańskiem spojrzeniu na obcą kobietę podskoczył ktoś, jakiś mężczyzna i rzucał panu w oczy zniewagi, zadawał twarde kwestye, żeś go pan skrzywdził. Czy nie poczytywałbyś pan takiego za natręta. Pomyśl pan, zastanów się i odpowiedz.

smugoń

Sam sobie pan odpowiedz. Ja wiem jedno, jedno rozumiem, że muszę stąd z moją rodziną uciekać. Gdybym tu został, zginę i moi poginą. Śmierć tu na mnie czeka w ciągu długiej jesieni i długiej zimy.

przełęcki

W ciągu długiej jesieni i długiej zimy. Tak.

smugoń
Panu się wszystko wiedzie, wszystko się do pana uśmiecha, więc i mnie zadajesz pytania, czy ja spoglądam na obce damy. Nie, panie! Nie spoglądam. Ja jestem wiejski chudziak, ordynarny »małżonek«. Pan w krótkim czasie zdołałeś rozkochać w sobie moją żonę, rozkochać w sobie, jak twierdzi moja żona, księżniczkę. Dostałeś na własność zamek. Będziesz tu kwitł, panował, działał. Czeka cię tu sława, sława powszechna za wszystko dobre, coś narobił.
przełęcki

Sława, sława powszechna...

(Idzie do stolika katedry, opiera się na nim).
smugoń

Będą o panu trąbiły gazety, będą się panem interesowały władze. Już się zainteresowały! Ekscelencya przyjeżdża, żeby pańskie dzieła podziwiać, żeby je własnemi oczyma zmierzyć.

przełęcki

Sława moja, złota sława...

smugoń

Tylko ja jeden w oczy ci powiem...

przełęcki

Nie spiesz się pan. Mamy czas. Cokolwiek się stanie, masz pan pilnie uważać na skutki. Niczemu nie przeszkadzaj. Patrz swego. Ale pan jeden będziesz rozumiał sens tego wszystkiego. Ten sens schowaj sobie na pamiątkę po mnie, a nikomu go nie wydaj.

(Słychać turkot).
smugoń
(wygląda oknem)

Furmanka zajechała po pana. Wsiadaj pan i jedź na dworzec po ekscelencyę.

przełęcki

Nie pojadę.

smugoń

Jakto? Przecie minister przyjeżdża tym pociągiem. Jakem wracał z zamkowej góry zawołał na mnie z okna biura pocztowego urzędnik poczty. Powiedział mi, jakiej to wagi telegram do pana przyszedł. Spiesz się pan.

przełęcki

Powiedziałem już, że nie pojadę.

smugoń

Panie! Przecie to minister przyjeżdża! Zastanów się!

przełęcki

Nie pojadę. Pan jedź po niego. Pan, tutejszy gospodarz.

smugoń

Ja? (z wahaniem) A no — dobrze. Ja mogę pojechać. Powiedziałbym, że w zastępstwie pana profesora, który zaniemógł.

przełęcki

Powiedz pan, że jesteś delegowany przez nas wszystkich, profesorów. Wszystkich profesorów, uważasz pan? Jedź pan, bo mógłbyś, czego Boże broń! spóźnić się. Jedź-że pan!

smugoń

Dobrze. To ja jadę. Ale możeby rzeczywiście pan profesor...

przełęcki
(bierze ze środka izby krzesło, stawia je za stolikiem na katedrze, wchodzi na katedrę, siada i ręce składa na stole).
Ja tu mam lekcyę... Mam tu rozmówić się z duszami moich uczniów, które mię słuchają w tych ławach. No, jedź pan! A przed wyjazdem powiedz pan swej żonie, pani Dorocie, że tutaj na nią czekam.
smugoń

Co?!

przełęcki

Idź pan, powiedz pani Dorocie, że tu ma przyjść na rozmowę ze mną. Boisz się pan, że to będzie schadzka? No, idźże już! (Z gniewem) Ruszaj pan! Przeszkadzasz mi!

(Smugoń wychodzi. Przełęcki z rękami opartemi na stoliku siedzi nieruchomo, zapatrzony w puste ławy).






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Żeromski.