Uciekła mi przepióreczka.../Akt III

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stefan Żeromski
Tytuł Uciekła mi przepióreczka...
Pochodzenie Pisma Stefana Żeromskiego
Wydawca J. Mortkowicza
Data wyd. 1927
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



AKT TRZECI.
(Ta sama izba szkolna. Przełęcki z rękami opartem na stoliku siedzi nieruchomo na katedrze, zapatrzony w puste ławy. Po chwili wchodzi Smugoniowa).
smugoniowa

Jestem!

przełęcki

Czy mąż pani pojechał na stacyę?

smugoniowa

Wsiadł na bryczkę i odjeżdża, (słychać turkot) Powiedział mi, żebym tutaj przyszła...

przełęcki
(schodzi z katedry)

Musimy się porozumieć...

smugoniowa

Cóż on mówił. Co mówił?

przełęcki

Mąż pani?

smugoniowa
Czy bardzo był wzburzony?
przełęcki
(uszczypliwie)

Lękamy się troszeczkę...

smugoniowa

Lękam się! Nie należę do tak lękliwych, ale sam pan chyba rozumie...

przełęcki

Rozumiem. Otóż wszystko się ułożyło bardzo pomyślnie. Lepiej nawet, niż można było przypuszczać.

smugoniowa

Doprawdy? O mój Boże!

przełęcki

Doszliśmy do porozumienia w głównych punktach. Ale to brutal, prowincyonalny małżonek, parafiański rogacz...

smugoniowa

Jakto — »rogacz«?

przełęcki

Czy czarująca Dora trwa w swych uczuciach?

smugoniowa
(z miłością)

Trwam!

przełęcki

A więc, — niema co, — wyjeżdżamy!

smugoniowa
Wyjeżdżamy?
przełęcki

Oczywiście! Jakież jest inne wyjście z tego galimatyasu? On tu sobie chciał w łeb strzelać, to znowu krzyczał, że razem z panią i synem wyjedzie do Ameryki...

smugoniowa
(przerażona)

Do Ameryki?

przełęcki

Ale, co najważniejsze, nie chce nam oddać dziecka.

smugoniowa

Jakto — nam?

przełęcki

No, mnie i pani.

smugoniowa
(w panicznym strachu)

A czyż to i o tem była mowa? O Jasiu?!

przełęcki

Czyliż o tem mogło nie być mowy? Stawiał on pewne warunki. Stawiałem i ja warunki. Bardzo trudną miałem przeprawę z tym belfrzyną. Na odebranie mu dziecka trudno mi było nalegać, więc też bardzo mięko oponowałem, kiedy kategorycznie odmawiał.

smugoniowa

Cóż się to dzieje ze mną!...

przełęcki

Bądź co bądź — ja miałbym wychowywać jego jedynaka, ja obcy? On jest ojcem. A cóż ja? Nie wiem jak pani...

smugoniowa

Ja się z dzieckiem nigdy, przenigdy nie rozstanę!

przełęcki

Najdroższe, najtkliwsze serce! Tak się to mów dziś... Dziś! Ale życie nasze tam będzie piękne, wesołe i długie. Któż to wie, czy mały Jasio nie byłby nam przeszkodą, zawadą...

smugoniowa

Moje dziecko przeszkodą, zawadą — dla mnie. Co też pan mówi!

przełęcki

Teraz, gdy się tu spędza jesienie i zimy, dziecko jest światem, poza którym prawdziwego świata nie widać. Ale gdy się śliczna Dora znajdzie na rzeczywistym świecie, ten świat, zaręczam, przesłoni bardzo dobrze małego Jasia.

smugoniowa

Doprawdy, pan mi ubliża! Nawet nie rozumiem jak można...

przełęcki
Nie jestem pewien, czy tam, mówię tam, potrafiłaby pani wychowywać tego chłopczyka. A ojciec potrafi. On się temu jednemu zadaniu poświęci. Mały jest już w tym wieku...
smugoniowa

Ale pan... Ale ty — nicbyś przecież nie miał przeciwko temu, żebym ja Jasia zabrała?

przełęcki
(kwaśno)

Owszem... Nicbym nie miał. Ale skądże! O ile sił nam starczy, no, i o ile... (śmieje się ironicznie) Smugoń pozwoli...

smugoniowa

Przysięgam! Czuję się na siłach. Będę pracowała!

przełęcki

Wciąż pracowała i pracowała... Ciągle o tych pracowaniach! Ja lubię pracę, ale w miarę. Muszę jednak wyznać, choć to dziwnie brzmi w ustach pedagoga, nie lubię, a nawet nie znoszę małych dzieci.

smugoniowa

Mój Boże! Ale Jaś, to taki słodki chłopczyna.

przełęcki

Dla tkliwej matki zawsze jej synek, to wyjątkowo słodki chłopczyna. Zresztą ja wierzę, najzupełniej wierzę, że ten mały ma słodki, to znaczy miły charakter. Znam go przecie — w istocie miły fryc.

smugoniowa

On jest taki cichy, taki grzeczny, taki układny!

przełęcki

Układny — niewątpliwie. Ale jak tu będzie połączyć jego pobyt w mym domu, z moją figurą fizyczną i prawną? A ojciec? W jakimże to charakterze Jasio będzie u nas? Twój syn — pewnie. Pamięta pani te cudne słowa: — »Gdy dziecię z płaczem ojca zawoła, cóż mu nieszczęsna odpowie?«

smugoniowa

Pan chyba umyślnie mrozi mi krew w żyłach.

przełęcki

O zaraz »mrozi krew w żyłach...« Chodzi o to, żeby decydując się na krok stanowczy, na krok ostateczny postawić go mocno, pewnie, świadomie.

smugoniowa
(z wybuchem)

Nie możesz pozbawić mię Jasia! Ja bez niego — nie mogę!

przełęcki

Dosyć już o tym Jasiu! Mówmy o rzeczach wesołych, o naszem przyszłem życiu. O naszem życiu wspólnem, pełnem radości nieskończonej.

(Zbliża się do Smugoniowej, siada przy niej, obejmuje ją)
smugoniowa

Jabym pragnęła... Mój sen spełnia się... Ale... coś takiego... Tak to nagle przyszło... Mam wrażenie, że deski podłogi, na których stoję, ktoś mi nagle z pod nóg wyrwał.

przełęcki

Przecie jeżeli zerwać ten stosunek, to dla czegoś zgoła innego, najzupełniej odmiennego. Nie można być bez końca, bez odmiany wychowawczynią, pielęgniarką nauczycielką. Musisz poznać życie w jego blasku, pięknie, w jego wirze. Bo tutaj... Mnie się wydaje, że tutaj, że nasze rozkoszne sam na sam urocza Dora radaby mieć w formie hieratycznej, podniosłej, uroczystej i przepisanej przez dostojne paragrafy.

smugoniowa

Proszę się ze mnie nie wyśmiewać.

przełęcki

Któżby się śmiał wyśmiewać z tego cudu...

(Obejmuje ją, przyciąga i całuje w usta).
smugoniowa
(z przerażeniem)

Co my robimy! Boże miłosierny, odpuść mi! Tu w szkole... całuję się z obcym...

przełęcki

Oto właśnie... Nauczycielka! Cha-cha...

smugoniowa

Proszę się nie dziwić. Tak przywykłam do tych ławek, pełnych dzieci... Zdawało mi się, że dzieci patrzą...

przełęcki

Proszę się uspokoić i raz wyjść z tego... dzieciństwa...

smugoniowa

Ja panu powiem prawdę. Ten pierwszy pocałunek nie sprawił mi rozkoszy. Przeciwnie... Taki musiał być pocałunek Judasza.

przełęcki
Judasza... O, źle!
smugoniowa

Ja o tej chwili tak strasznie... tak strasznie... dawno marzyłam...

przełęcki

Bo ty, dziecko, zdolna jesteś do upajania się uczuciami, nie do upajania się pocałunkami... Ale to się zmieni. To się zmieni...

smugoniowa

Jak pan zechce, tak będzie...

przełęcki

Jak pan zechce... Otóż pan zechce cię wprowadzić w życie. Będziemy troszeczkę hulać... Bo ja jestem człowiek wesoły, nawet pusty. Lubię knajpować nocami, patrzeć na tłum pijany, tangujący, shimmujący, jawujący, gdy wszyscy musują, jak szampańskie wino. Dym, gwar, dowcip, pękają niezrównane, jedyne w swoim rodzaju określenia, których za dnia się nie usłyszy. Piją wszyscy, piją artyści i uczeni, subtelni poeci i wyszukane snobinety. Późna noc...

smugoniowa

I to ja... tam?... Ja jestem taka prosta, taka z prowincyi...

przełęcki

Nauczymy się wszystkiego. Jedna noc starczy ci za całe kursy.

smugoniowa

I jakże to? My tu z mężem stoimy na czele towarzystwa przeciwpijackiego. Oduczyliśmy od wódki chłopów z kilku okolicznych wsi.

przełęcki

No, chłopów! Chłopów! Chłop nie powinien pić. Ale tam, moje dzieciątko, niepodobna nie pić. Cóżby człowiek robił, jakby się czuł wśród wykwintnych ludzi, wśród kwiatu kultury, wśród najsubtelniejszych pomazańców cywilizacji, którzy ryczą, wyją, ośliniają się pocałunkami, gadają niestworzone banialuki, a nawet rozbierają się do naga...

smugoniowa

I to ja... tam?... A gdzież Jaś... wtedy?

przełęcki

Znowu ten utrapiony Jaś?

smugoniowa

Ja... późno w nocy hulam... A jeśli on tu zacznie płakać?

przełęcki

Ty robisz na mnie wrażenie tych majolikowych figurynek Łukasza della Robbia, skrępowanych powijakami od stóp do głów. Długo trzeba będzie jeden po drugim odwijać te powijaki.

smugoniowa

Możebym ja z Jasiem mogła mieszkać osobno? Zupełnie osobno...

przełęcki
Co też ty, dziecko, mówisz! (Śmieje się do rozpuku) Osobno... Jest to naiwne, nawet bardzo miłe...
smugoniowa

W głowie mi się kręci. Zburzyłam wszystko. A teraz..

przełęcki

To tak wydaje się w pierwszej chwili. Później przyzwyczaisz się i zapomnisz.

smugoniowa

O czem zapomnę?

przełęcki

O całym tutejszym parafiańskim świecie uczuć i myśli. Będę w tem, że zapomnisz.

smugoniowa

Niektórych parafiańskich przyzwyczajeń nawet pan nie zdoła ze mnie wykorzenić.

przełęcki

Sama pani mówiła tutaj, że ja zdołam dokonać wszystkiego, co zamierzę.

smugoniowa
(błagalnie)

Niech pan nie będzie taki dla mnie okrutny, taki nieznany, taki obcy! W pańskich oczach, jest coś z Judasza... Pan chyba umyślnie chce mię przerazić, ukazać mi piekło mego upadku.

przełęcki

Jest już i »piekło upadku«... Umówiliśmy się ze Smugoniem, że dziś dam mu ostateczną odpowiedź...

(Wchodzi księżniczka. Za nią wchodzi Wilkosz, Ciekocki, Kleniewicz, Zabrzeziński, Małowieski, Radostowiec i Bukański).
księżniczka
(do Przełęckiego)

Opuścił nas pan profesor w najważniejszej chwili.

przełęcki

Musiałem, pani.

księżniczka

Wielka szkoda! Oglądaliśmy uważnie i pilnie pański zamek. Niestety, bez właściciela.

wilkosz

Nic nie wiemy, z której to wieży będzie pan dawał okolicy swe świetlne sygnały. Czy to z tej narożnej?

przełęcki

Żałuję, że nie mogłem czynić honorów domu, czy tam honorów gruzów, ale trudno.

ciekocki

No, mogłeś kolega, co prawda, znaleźć chwilę...

kleniewicz

Oderwać się od obowiązków tutaj na dole i wstąpić na górę.

przełęcki

Nie mogłem. Otrzymałem telegram, że jego ekscelencya, pan minister przyjeżdża.

księżniczka

A to co innego! Tutaj przyjeżdża?

wilkosz
Przyjeżdża? Na seryo? Przyjeżdża? A jaj! I co? I co?
przełęcki

I nic. Posłaliśmy z panią Smugoniową konie na dworzec. Pan Smugoń pojechał.

kleniewicz

Pan Smugoń pojechał? Dobre sobie! My wszyscy siedzimy tutaj, a pan Smugoń pojechał. Trzeba było, żeby ktoś z nas pojechał!

zabrzeziński

Wszyscy powinniśmy byli pojechać na stacyę!

przełęcki

Powinniśmy byli nie tylko pojechać, ale rozstawić się szeregiem na kilometr przed stacyą i powiewać chustkami do nosa. Nie zrobiliśmy tego. Zaniedbaliśmy się w naszych obowiązkach. Trudno.

wilkosz

Kpinki kpinkami, a co się komu należy, to mu trzeba oddać. Za zaborców, — gdyby jakiś tam minister przyjeżdżał, toby wszyscy podwładni istotnie stali w szeregu, trzymając »ruki po szwam«. Jak swoja władza, to zaraz i swojskie kpinki.

przełęcki

Swoja władza! Swoja władza!

zabrzeziński

Tylko, proszę cię, Przełęcki, bez tych tam!...

bukański
Ciekawym, co to miało znaczyć — »swoja władza!...«
przełęcki

Ja nie mogłem jednocześnie wyrywać na zamek po panów i konie wysyłać. Jeszcze jest czas. Jeszcze pociąg na stacyę nie przyszedł. Dopiero wyszedł z poprzedniej. Pędźcie, koledzy! Możecie jeszcze zdążyć.

bukański

Rychło wczas!

przełęcki

W najgorszym razie spotkacie ekscelencyę w drodze do szkoły. Cóż to szkodzi! To będzie jeszcze bardziej wzruszające.

księżniczka

Są tutaj do rozporządzenia moje konie.

przełęcki

O! Są konie do rozporządzenia. Pomkniecie, jako huragan zbiorowych uczuć należnych — i zdążycie.

bukański

To jedźmy w samej rzeczy, jeżeli pani pozwoli...

księżniczka

Proszę! Proszę!

kleniewicz

Przełęcki! Wsiadajcie pierwszy.

przełęcki

Ja nie pojadę.

kleniewicz
Dla czego? Cóż znowu za dąsy?
radostowiec

Chce, żeby ekscelencya do niego, nie on do ekscelencyi.

przełęcki

A żebyś wiedział, geologu!

wilkosz

Więc jak? Jedziemy?

małowieski

Rzeczywiście, jest już trochę późno. Nie możemy wyskakiwać na pół drogi!

księżniczka
(patrzy na zegarek).

Gdyby panowie jechali, to trzebaby natychmiast.

zabrzeziński

Zrobiliśmy rzecz niewłaściwą, nietaktowną.

ciekocki

Licho wie, po jakiemu to jest!

wilkosz

Niby to jedno nas tłomaczy, że jesteśmy tutaj, jako grupa ludzi, pracująca prywatnie.

bukański

Skoro minister do tej grupy przyjeżdża, to już ona nie jest grupą prywatną.

wilkosz

Usprawiedliwimy się. Bo przecie w istocie późnośmy się dowiedzieli.

radostowiec
I tak będzie łoskot, skoro posłyszy: zamek posiedliśmy!
wilkosz

Właśnie! Będzie o czem mówić. Sprawa naszej prezentacyi zejdzie na plan drugi.

kleniewicz

Może to i lepiej, żeśmy nie wyskoczyli, jak na galówkę.

wilkosz

Lepiej nie lepiej...

ciekocki

Teraz już koledzy znajdują, że lepiej się stało.

kleniewicz

Mój Jasiu! Złego się nic nie stało. Pan Smugoń jest tu stałym urzędnikiem państwowym i on wysokiego gościa przyjmuje na dworcu. A my tu sobie jesteśmy bractwem dobrej woli. Więc tu na miejscu czekamy. Jesteśmy na wakacyach, więc tu na miejscu...

wilkosz

A wiecie koledzy, że w tem jest sens, co tu kolega Kleniewicz wyłożył. Doprawdy, jest sens. Tu, na miejscu.

radostowiec

Trzeba tylko, żeby kolega Przełęcki zaświecił co się zowie!

wilkosz

Otóż to właśnie! Kolega Przełęcki! Teraz kolega ma głos!

kleniewicz
Trzeba wysokiego przybysza z miejsca ogłuszyć.
wilkosz

A tak! Niechże i on staje do naszej pracy!

małowieski

Kolega Przełęcki rozwinie w całym blasku wielką ideję porębiańskiego zamku, wysnuje plan wielkiego dzieła, sprecyzuje przedewszystkiem swe zamierzenia, potem...

księżniczka

Oczywiście, profesor Przełęcki, jako właściciel zamku...

wilkosz

Niema potrzeby wskazywać koledze Przełęckiemu, co ma mówić. Sam wie doskonale. Ale my, panowie, musimy podzielić role między siebie.

kleniewicz

Mówię tylko, że profesor Przełęcki zagaja...

przełęcki

Nic nie będę zagajał.

wilkosz

Cóż znowu? Dla czego?

przełęcki

Nic tutaj nie będę mówił.

księżniczka

O darowiznie zamku. Tylko o tem.

przełęcki

Szanowna pani! Nie możemy naszej tutejszej zabawy, mistyfikacyi i wakacyjnej dziecinnady prezentować człowiekowi, piastującemu wysoki urząd.

wilkosz
Dziecinnady, mistyfikacyi, zabawy... wysoki urząd...
przełęcki

Czyliż koledzy myślą na seryo mówić z ekscelencyą o farsie, o tym śnie poranku letniego, który tu odgrywaliśmy przed wyjazdem na zamek?

wilkosz
(rozdrażniony)

Nie rozumiem! Farsa?... Nie rozumiem!

księżniczka
(do Przełęckiego)

Czyż pan profesor odrzuca swą władzę nad zamczyskiem?

przełęcki

Wkrótce wysoki gość nadjedzie, więc panowie musicie się naradzić z ofiarodawczynią gruzów zamkowych, co właściwie zamierzacie z temi gruzami robić. Ja nie wchodzę w rachubę, ani nawet nie należę do rady.

zabrzeziński

Co kolega mówisz! Rzecz jest dokonana! Jeżeli nie sporządzona rejentalnie, to zamknięta de facto, skoro ofiarodawczyni na pana górę z zamkiem ceduje.

przełęcki
(ze śmiechem)
Ach! Więc kolega brał na seryo ten kawał?
smugoniowa
(do Przełęckiego)

Jakże można odbudowę zamku nazwać — kawałem!

przełęcki

Proszę pani, — ja zawsze nazywam rzeczy i sprawy po imieniu.

wilkosz

Sameś kolega rozwinął tę sprawę, nas podmówił, a teraz nazywa to wszystko wobec nas wszystkich — kawałem. Ja nie pozwalam, żeby mię kto brał na kawał!

przełęcki

Doprawdy, dziwni z panów ludzie! Profesorowie uniwersytetów dali się wziąć na tak uczniowskie czy pensyonarskie fantazye!

księżniczka
(do Przełęckiego)

Pozwoli pan, że go zapytam otwarcie.

przełęcki
(do Smugoniowej)

Czy to może będą wyż wzmiankowane oświadczyny? (do księżniczki) — Słucham!

księżniczka

Więc wyzywanie mię na darowiznę Porębian było dążeniem do okrycia mię śmiesznością, do zrobienia ze mnie operetkowej figury.

przełęcki
Skądże! Sądziłem, że to jest wstęp, pierwszy krok...
smugoniowa
(do Przełęckiego)

Co pan mówi! Co pan robi!

księżniczka

Wstęp? Nie rozumiem...

zabrzeziński

No, wstęp, pierwszy krok do tego czarodziejskiego dzieła, które tu mieliśmy stworzyć...

przełęcki

Nie bronię przecie i teraz nikomu, żeby snuł ów poemat.

smugoniowa
(do Przełęckiego)

Panie profesorze! Co pan tutaj mówi, co robi!

przełęcki

Cóż takiego? Robię czy mówię cokolwiek złego?

smugoniowa

Księżniczka, szlachetna opiekunka naszej szkoły, ofiarowała panu zamek, złożyła nawet deklaracyę, że go wyrestauruje. Tam, już w roku przyszłym miały się odbywać wykłady. A przecież sam pan to mówił... Teraz co?

przełęcki
A nie przypominacie sobie państwo słów, które tu wyrzekł człowiek miarodajny, administrator dóbr księżniczki, pan Bęczkowski?
smugoniowa

Owszem, pamiętamy, co mówił pan Bęczkowski, i pamiętamy pańską odpowiedź.

przełęcki

Znacie państwo tę bajeczkę, więc posłuchajcie! Pan Bęczkowski mówił, że gdyby, czego Boże broń, wybuchła tutaj rewolucya, to ta rewolucya jako pierwszy objekt, zburzy, zmiecie, zgładzi z powierzchni... Porębiański wyrestaurowany zamek. — Tak mówił, — prawda? Miał racyę, czy nie?

smugoniowa

Pan się o to pyta?

przełęcki

Otóż, moi państwo — pana Bęczkowskiego tutaj niema, więc możemy mówić otwarcie, — on sto razy ma racyę.

zabrzeziński

Słyszycie koledzy! Przełęcki stwierdza, że ów pan Bęczkowski miał racyę, takie głosząc duby smalone!

przełęcki

Pytam się kolegi, jako człowieka nauki, który na czułej szali logiki waży każde swoje twierdzenie: czy to jest niemożliwe?

kleniewicz

W życiu jest wszystko możliwe... Kiedy byłem...

ciekocki
(zcicha do kolegów)
Jest! W Krasnojarsku...
kleniewicz
(ze złością)

Na złość nie w Krasnojarsku, tylko na Ukrainie. W czasie rewolucyi los mię zapędził do pewnego dworu na zapadłej Ukrainie. Mieszkał tam człowiek przezacny, idejowiec, marzyciel, zaiste baranek boży. Przed wojną, w ciągu wielu lat znaczną część swoicb dochodów oddawał na kształcenie w szkołach dwu chłopców ze wsi przyległej...

zabrzeziński

Prędzej, prędzej!

kleniewicz

Założył w tejże wsi czytelnię, szpitalik, sklep, był maniakiem altruizmu i chłopomaństwa.

zabrzeziński

No, i co? Bo ja chcę zaatakować Przełęckiego.

kleniewicz

Otóż we wsi tego chłopomana wybuchła rewolta. Chłopi w wielkiej sile naszli dwór.

ciekocki

Chłopi istotnie powiesili chłopomana. Quod erat demonstrandum.

kleniewicz

A właśnie, że nie! Ani go tknęli. Chybiłeś...

ciekocki
To gdzież jest anegdota?
kleniewicz

Tamtego nie tknęli. To jest nie można powiedzieć żeby wcale, bo i mnie się dostało, zaczynając od karku. Ale takie faramuszki się nie liczą. Lecz on zbierał książki, miał wspaniałą bibliotekę, gdzie ja się właśnie przyczaiłem. Tom w tom był oprawny w białą skórę...

ciekocki

Jeżeli skonfiskowali owe książki i zabrali je do swej biblioteki wiejskiej, to, ostatecznie...

kleniewicz

Jasiu! Wciąż kulą w płot. Chłopoman, oprócz biblioteki, miał znakomitą zarodową oborę, jakieś tam szwyce, więc kmiecie ukraińskie spędziły owe krowy i buchaje na dziedziniec. Każdej sztuce okręcili łańcuch około karku, koniec łańcucha przerzucili przez konar wielkiej lipy, podciągali viribus unitis każdą sztukę w górę, a pod tylnemi racicami i polędwicą rozpalili wielkie ognisko.

zabrzeziński

Piekli żywą pieczeń. Niezła anegdota.

kleniewicz

Chłopomana przymusili, żeby siedział w ganku i patrzał na tortury jego dobytku. Tylko tyle. W oczach mu podswędzali i urządzali całopalenie owych szwyców, aż do skutku.

ciekocki
Jeszcze nie widzę najluźniejszego związku z biblioteką w białych oprawach z cielęcej skóry.
kleniewicz

A z biblioteki w białych oprawach z cielęcej skóry zrobili we wsi trotuar. Tom przy tomie pracowicie ułożyli formatami, — foliały, czwórki, ósemki, — w błocie ukraińskiem i wyprowadzili pyszny chodniczek wzdłuż wsi.

przełęcki

Dziękuję koledze. To jest argument. To jest dowodzenie, oparte na doświadczeniu.

ciekocki

To jest opowieść o pewnem zdarzeniu, które zaszło daleko od nas, na dzikich polach, — a nie żadne dowodzenie.

przełęcki

A nie! To jest argument. Lud ma straszliwie długą pamięć. Porębiany od niepamiętnych wieków były twierdzą przemocy, siedliskiem tyranii, gniazdem gwałtu i instytucyą ucisku. (Do księżniczki). Przepraszam, że używam takich wyrazów...

księżniczka

Proszę pana profesora o nieodmawianie sobie przyjemności użycia żadnego wyrazu.

przełęcki

Dziękuję za ten list żelazny. Otóż — wreszcie stare zamczysko runęło w gruzy. Na wieki! Oczy ludu widziały, iż runęło na wieki. Legenda poniosła wieść od wsi do wsi, od chaty do chaty, od wezgłowia do wezgłowia: już Porębiany runęły na wieki. Już stara krzywda w gruzach leży.

ciekocki

To jest legenda twoja. Takiej legendy nie było i niema.

przełęcki

A teraz oczy ludu z najdalszych wsi zobaczyłyby znowu dach na ruinie, nowe okna, nowe drzwi, nowe schody. Światła w oknach! Biada!

wilkosz

Zobaczyłyby pańskie światła w narożnej wieży!

zabrzeziński

Czerwona latarnia kolegi ostrzegałaby ich przed burzą!

przełęcki

Nie! Zobaczyliby przedewszystkiem: stary zamek ożył znowu! Przypomnieliby sobie klechdy straszne pradziadów i prapradziadów, klechdy swe własne, których Ciekockiemu nie opowiedzą, — jak to wojewoda siec ich kazał rózgami, a kasztelan w najgorsze mrozy i burze pędził po tej nagiej ziemi. I tę wskrzeszoną ruinę mieliby wciąż w nienawistnem oku. Czatowaliby, czekaliby z utęsknieniem na chwilę, żeby ją nanowo zgładzić.

ciekocki

Zapobieglibyśmy tej nienawiści naszą pracą. Ja się znam na legendach ludu. Ja je wszystkie umiem na pamięć. Znam jego duszę i mowę, bo sam z ludu pochodzę. Oświadczam tutaj koledze Przełęckiemu: mylisz się!

przełęcki

Nie mylę się. To też byłbym chyba obłąkanym, odbudowując ten zamek.

ciekocki

To sobie idź! Idź! My sami go będziemy odbudowywać!

przełęcki

Każdemu wolno. Co do mnie, to odbudowywałbym go na to, żeby tą odbudową właśnie przygotować, wywołać, sprawić jego zniszczenie. Im bardziejbym się mozolił nad jego wskrzeszeniem z martwych, tem ognistszą prowadziłbym propagandę za jego ostatecznem zniszczeniem.

radostowiec

Kolego Edwardzie! Nie macie prawa tak mówić, bo to są nędzne sofizmaty.

zabrzeziński

Nie masz prawa! Zastanów się! Zastanów się, co mówisz i wobec kogo!

wilkosz

Fircyk!

przełęcki
(do Wilkosza)
Panie profesorze!
wilkosz
Rachuję się ze słowami i powtarzam: fircyk!
przełęcki

A więc niechże sobie będzie — fircyk. Ów fircyk chciał wybadać panie i panów, o ile są zdolne i zdolni do żywota w złudzeniach.

księżniczka

Właśnie, że będziemy żyli temi złudzeniami, które nam pan tutaj ukazywał!

smugoniowa

Bez tych złudzeń czemżebyśmy żyć mogli?

przełęcki

Istotą rzeczy nie romantyką. Czyż nie widzicie, że z każdej dziury, zza każdego węgła czai się i zieje nienawiść?

wilkosz

Pan byłeś tym, który zamierzał pracą niestrudzoną, prawdą najrzetelniejszą, rozwojem pojęć niewątpliwych niweczyć tę nienawiść. Pan sam wszcząłeś tę pracę. A teraz Figaro tu...

księżniczka

Miała się tu rozpalić pochodnia nowego życia. Miała się tu zacząć ta głęboka orka, która da wiedzę i chleb wszystkim. Nawet ja nie byłam odepchnięta...

przełęcki
Otóż dowiedzcie się państwo, że was oszukiwałem. Ja nie wierzę w skuteczność tej pracy.
radostowiec

A w cóż kolega wierzysz?

bukański

Coś tu wygadywał, deklamatorze?

wilkosz

...Figaro tam!

przełęcki

Zaraz! Pokolei i spokojnie, spokojnie! Że się komuś powie w nos — figaro, albo — deklamator, — to jeszcze nic nie jest.

smugoniowa
(do Przełęckiego)

To nic nie jest? (z rozpaczą) Co się tu dzieje? Panie profesorze Przełęcki!

przełęcki

A co?

smugoniowa

Pan śmie słuchać takich zniewag! Pan śmie! Pan śmie mówić takie rzeczy wobec mnie... wobec tutejszej nauczycielki. Pan... wobec mnie, która... której...

przełęcki

Pani nie jest dzieckiem ze szkółki...

ciekocki
(w furyi)

Po coś kolega tutaj przyjechał? Ja, naprzykład... Mówię o sobie, ponieważ ten temat najlepiej znam... Uczę gramatyki... Badam mowę ludową i milczę o moich celach. Milczę o tem, dla czego zbieram i badam mowę ludową. Zbieram ją i basta! Milczę o tem dla czego to robię. Rozumiesz mię, czy nie?

przełęcki

To jeszcze mogę zrozumieć, że ty milczysz. Ciekocki zbiera mowę ludową i milczy, a ja to iednak rozumiem.

ciekocki
(w furyi)

Ale ty! Tyś się tu pętał między nami, tyś się tu szastał i prastał? Gadałeś tu, ile wlezie, od świtu do nocy. Obnosiłeś tu ideały. Chciałeś być sercem dzwonu. Tyś tu w nas dzwonił. Podniecałeś nas, gdyż, jakoby byliśmy zamało podnieceni. Tyś był na wysokościach, a my nie! Rozumiesz mię?

przełęcki

Nawet i to rozumiem. Profesorze Ciekocki, — rozumiem. Ja byłem na wysokościach, a wy nie. Teraz wy tam możecie być, na wysokościach. Rozumiesz mię?

ciekocki

Po coś tu przyjechał? Jeszcze raz ci się pytam!

przełęcki

Zaraz odpowiem. Ale proszę o spokój. Przyjechałem, rozczarowałem się do tutejszych robót i odjadę. Odjadę zaś dla tego, że tutaj dopiero, na miejscu przestałem wierzyć we wszystko, co się tu robi.

wilkosz

Spokojnie? Dobrze — spokojnie. Jakże to można w to nie wierzyć? Nie wierzyć w to, że nasi nauczyciele ludowi słuchając nas, obcując z nami, uczą się historyi, geologii, geografii, botaniki tej tu okolicy, że się uczą gramatyki, dowiadują istoty rzeczy o każdym zabytku, o ziemi, wodzie, powietrzu... Profesor Przełęcki nie wierzy w pożytek tej nauki, nie wierzy w to, co widzi i uznaje każdy parobek, stróż nocny, pachciarz...

przełęcki

A nie wierzę! Nie wierzę, gdyż nasz tutaj pobyt i wykład jest szkodliwy.

radostowiec

Szkodliwy jest nasz tutaj pobyt i wykład? Powtórz to!

przełęcki

Powtarzam: jest szkodliwy!

bukański

Dla kogo szkodliwy?

ciekocki

Szkodliwy jest mój wykład gramatyki?

bukański

Geografia jest szkodliwa?

małowieski

A botanika jeszcze jak!

przełęcki

A cóż powiecie na to, jeśli nauczyciel ludowy oświadcza: od czasu, gdyście tu przyszli z waszymi kursami, z waszemi idejami, z waszem nauczaniem, z całym waszym wyższym światem, nie ma dla mnie innego wyjścia, tylko w łeb sobie palnąć, albo uciekać do Ameryki.

smugoniowa
(w przerażeniu)

Po co pan to mówi? Panie profesorze!...

wilkosz

Są tacy wśród naszych słuchaczów? Są tacy?

przełęcki

Są tacy napewno. Niech pani Smugoniowa powie, czy takich niema!

smugoniowa
(stchórzyła)

Cóż ja? Dla czegóż ja?

ciekocki

Koledzy! Ależ ten człowiek kpi sobie z nas!

małowieski

Ależ to wstyd słuchać!

przełęcki

Nasze tutaj wykłady, oddziaływania, gadania dobrego przyniosły niewiele, prawie nic, a złego — w bród. Ze skutków należy sądzić o wartości przyczyny.

bukański

Kłamstwo!

kleniewicz
Przykład wskazać!
przełęcki

Poprzewracaliśmy w głowach ludziom prostym! Zburzyliśmy wszystko, co stało na miejscu!

kleniewicz

Przykład wskazać!

małowieski

Dowód!

przełęcki

Dowód? Wyśmienicie! Weźmy... ...ale w takim razie muszę mówić otwarcie, wskazywać palcem. Panowie mię zmuszacie.

wilkosz

Dalej go! Śmiało! Pana stać na to!

ciekocki

Co sobie masz żałować!

przełęcki

Weźmy, dajmy na to, takiego nauczyciela Smugonia...

smugoniowa
(wzburzona)

Co takiego?!

przełęcki

Był sobie człowieczyna cichy, nauczyciel przykładny, pracownik prowincyonalny, ale pilny i jak się patrzy. A teraz co?

smugoniowa
No? Ciekawam! A teraz co?
przełęcki

Zastrzegłem się, że mię tutaj zmuszono. Chciałem mówić ogólnikowo, chowając szczegóły dla siebie. Skoro żądają dowodów, muszę dać dowody.

smugoniowa

I jakież dowody pan profesor przytoczy na niekorzyść Smugonia?

przełęcki

W gruncie rzeczy — niby nic. Zwróćmy jednak uwagę na to, czem ten człowiek jest teraz zajęty. Bóg wie czem, wszystkiem, tylko nie sprawami swego zawodu, tylko nie szkołą.

smugoniowa
(do żywego dotknięta)

Temu człowiekowi można z pewnością niejedno zarzucić, ale nikt mu nie udowodni opuszczania się w pracy. Ja sama to mówię, panie profesorze, choć to dziwnie brzmi w moich ustach. Ja to mówię, bo to prawda.

przełęcki

Zaraz. Państwo mię nie rozumiecie. Nasze kursy miały rozwinąć w nauczycielach ludowych ich, że tak powiem, wartość szkolną. A rozwinęły w nich obok odrobiny znajomości gramatyki, geologii, historyi, obok odrobiny wiadomości politycznych, niepomierną sumę ambicyi, rozwydrzyły ich, stworzyły w ich duszach karyerowiczowstwo.

smugoniowa
Na przykładzie mego męża tego karyerowiczowstwa chyba pan profesor nie dowiedzie.
przełęcki

Przeciwnie, na nim właśnie mogę dowieść. Skoro posłyszał, że tu zjeżdża ekscelencya, wyskoczył na spotkanie niczem bystronogi jeleń. Dawniej byłby się trzymał na uboczu. Byłby poczekał, — może kto inny... Teraz jest pierwszy z nas wszystkich. To on właśnie opowiada teraz ekscelencyi o tem wszystkiem, co się tu dzieje, on wyśpiewuje o Porębianach i zamierzeniach, nie zapominając, rzecz prosta, o sobie.

wilkosz

A niechże sobie. Alboż i on tu nie pracował? A zresztą jest tu urzędnikiem, więc jest na miejscu.

przełęcki

Gdyby nas tu nie było, gdybyśmy mu za dnia i w nocy nie świecili naszymi tytułami, pozycyami, aspiracyami, posadami i wysokiemi miejscami na świecie, pracowałby na swojej grzędzie z pożytkiem. Nawet we śnie nie śniłaby mu się inna karyera.

ciekocki

Podróż do Chin pana profesora Przełęckiego.

przełęcki
Dowiedział się tego i owego, coś tam niedokładnie pochwycił — i zepsuł się moralnie. Już teraz przez całe swoje życie, o ile tu zostanie, będzie się tu nudził, będzie sobie krzywdował. Nic dziwnego: inny mu pokazaliśmy świat, a każemy mu siedzieć w starym jego światku. Już mu to miejsce nie będzie pachniało, wierzcie mi!
bukański
Jednem słowem: im mniej światła, tem lepiej?
przełęcki

Pytanie jest zanadto kategoryczne, żeby na nie odpowiedzieć. Niewątpliwe jest to, iż zachodzi potrzeba wyciągnięcia nad rzeszą tutejszych nauczycieli rąk jakichś mocnych, pokaźnych, wszechwładnych, któreby z nich ściągnęły nasz szkodliwy urok. Zachodzi taka potrzeba, wierzcie mi!

smugoniowa
(cicho, boleśnie)

Ach! Ach!

księżniczka

Z najgłębszem zdumieniem słucham tego, co pan profesor tutaj głosi. Jest to coś absolutnie innego od wykładów w stolicy. Jest to jakieś przykre, bolesne, okropne samozaprzeczenie. Jestem w głębokiej rozsterce. Chcę zapytać...

przełęcki

Słucham.

księżniczka

Czy pan przyjmuje darowiznę zamku?

przełęcki
(z uśmiechem)

Skądże!... Nigdy w świecie. Ale są przecie ci panowie, gremium profesorów...

księżniczka
(sucho)
Ja tu już nadmieniłam, że mogę ofiarować zamek tylko panu. Taki był mój kaprys.
przełęcki

Dla czegóż to, pani, ja jeden miałbym być godnym tego zamczyska z grona tylu innych, najbardziej godnych?...

księżniczka

Powiedziałam: kaprys!

przełęcki

Skoro to był tylko kaprys, odpowiadam kapryśnie: zrzekam się zamku. Kaprys za kaprys.

księżniczka

W takim razie posuwam mój kaprys ieszcze dalej: cofam darowiznę wogóle.

przełęcki

Widocznie nie dobro sprawy było podnietą do tej darowizny, lecz coś zgoła innego.

księżniczka

Nie będę już dociekała, co mi pan profesor przypisać raczy, jako pobudkę mej ofiarności.

przełęcki

Och, po cóż dociekać! To rzecz oczywista, powszechnie znana.

księżniczka

Doprawdy, zaciekawił mię pan! Skoro wiedzą wszyscy, powinnam i ja się dowiedzieć.

przełęcki
Dowiedzieć się — bardzo łatwo. Dość, żeby pani przypomniała sobie swe niedawne zwierzenia...
księżniczka

Zwierzenia...

smugoniowa
(do Przełęckiego)

Obmierzły plotkarz!

przełęcki

Plotkarz, plotkarz... W istocie — nie nadaję się do sekretów...

wilkosz

Rozwiały się nasze górne marzenia. Śpij w gruzach, zamczysko Pawła z Przemankowa! Widać, — jeszcze nie pora na twoje przebudzenie. Ale żeby ten, przebudziciel, inicjator, który mógł wskrzesić... oo!

przełęcki
Ubył wam inicjator. Bez niego nie dacie sobie rady.
bukański

Przynajmniej byś pan milczał!

przełęcki

Przeciwnie! Teraz dopiero zacznę mówić! Będę wam krzyczał w uszy! Cóż to, czy nie widzicie, co się święci?

radostowiec

Co się święci? Znudziło się panu pracować tutaj z nami. Na innego chcesz się przesiąść konika. No, to jazda!

małowieski
I bez twoich kazań damy sobie radę!
wilkosz

Już mi się to, koledzy, nie bardzo podobało, kiedy tu ten pan rozwijał program swych wykładów z zakresu przyrody. Bo — gdzież to? O ujarzmieniu pary wulkanów, o zużytkowaniu przypływu i odpływu morza, o zbadaniu i użyciu światła zorzy północnej, o wynalazkach i projektach wynalazków, a nadewszystko o teorji względności! Macież teraz w praktyce ową teorję względności. Z prostymi umysłami należy iść powoli, krok za krokiem. Co dziś kolega wyrabiasz? Co mówisz?

przełęcki

Dziś wam mówię: strzeżcie się! Nie budźcie licha! Siekiera jest przyłożona do korzeni tego drzewa, pod którego cieniem igracie w starą zabawkę »odrodzenia«.

ciekocki

Cóżeś to taki znowu radykalny?

kleniewicz

Tchórz radykalny!

przełęcki

W istocie strach mię obleciał.

kleniewicz

Za mało tu jeszcze miałeś powodzenia.

przełęcki

Ty tu, Kieniewicz, odziedziczysz po mnie powodzenie. Mówię wam: ci, co tu przyjdą i zaczną wydawać rozporządzenia pod grozą krwawego topora, będą wiedzieli, czy wskrzesić Porębiany, czy nie. Będą mieli środki po temu. Nie będą czekali na kaprys łaski, a dłonią, z której będzie ściekała krew, zduszą kaprys niełaski... A cóż my, ciemięgi?

ciekocki

Ktokolwiekby tu przyszedł ze swoją grubą i grubiańską siłą musi przyjść do nas i nas pytać o radę.

przełęcki

Przynajmniej pychy macie zapas.

ciekocki

To nie pycha. Gdyby mi głowę położyli na krwawym swym pniaku, a podnieśli siekierę, o której ty mówisz, i kazali odwołać chociażby jedno zamierzenie, chociażby jedno z mych twierdzeń, którem ze swych studjów wyciągnął, nie odwołam ani jednej litery.

przełęcki

O przymiotnikach i przysłówkach, może nawet i o imiesłowie nieodmiennym. Pewnie, że to są twoje aksjomaty. Chociaż, czy możesz przysiąc, że i one, — o względności! — nie ulegną już nigdy innej definicji? Co? Nigdy? A ja, bracie, zmieniwszy »poglądy«, wyrywam od was, gdzie pieprz rośnie.

ciekocki

No, to wyrywaj! A prędzej! Dowiedz się zaś na pożegnanie, że tu wszyscy zostaniemy, że zabieramy się tem goręcej do pracy, że zwiążemy się ustną, a nawet pisaną przysięgą, iż żaden z nas, tak jak ty, sprawy nie zdradzi. Gdyby zaś, tak jak ty, zdradził...

przełęcki
(lekceważąco)
Zdradził, zdradził...
ciekocki

I niech cię wszyscy... (Macha ręką i mamrocząc do siebie jakieś wyrazy, odchodzi na bok).

wilkosz

Ja panu także chcę powiedzieć...

przełęcki

Ależ dziękuję! Nie jestem ciekawy.

wilkosz

Za to ja jestem szczery! (Milczy, przestępuje z nogi na nogę, namyśla się, wreszcie podchodzi do Przełęckiego i wybucha:) — Fircyk!

przełęcki

I cóż z tego za pociecha? Ja mógłbym panu profesorowi odpowiedzieć, dajmy na to: — wzburzony, pijany z gniewu król pikowy! I cóż z tego za pociecha?

radostowiec

Trzeba powziąć uchwałę. Wykluczyć z naszego grona!

kleniewicz

Stanowczo: wykluczyć!

bukański

To jest przecie ordynarne, grube, grube...

przełęcki

Żebyś nawet najgrubsze wykrztusił, to mnie to nie może dotknąć.

bukański
Zbyt jesteś kolega pewny swej grubej skóry.
kleniewicz

Ja tego płazem nie puszczę! Kursy rozwalić, zamek nam wydrzeć! Uchwała! Uchwała!

przełęcki

Musicie się panowie pospieszyć, gdyż dziś wyjeżdżam.

smugoniowa

Pan profesor dziś wyjeżdża?

przełęcki

Tak. Dziś wyjeżdżam.

(Wchodzi administrator Bęczkowski. Profesorowie, żywo dyskutujący, gestykulujący, wburzeni skupiają się obok katedry w jednym rogu sceny. — Księżniczka i Bęczkowski w drugim. Pośrodku Przełęcki i Smugoniowa.)
bęczkowski
(do księżniczki)

Czy pani zechce wrócić do siebie?

księżniczka

Wracam do siebie.

bęczkowski

Konie czekają.

przełęcki

Panie administratorze! Trafiły mi do przekonania pańskie argumenty co do odbudowy zamku. Zrzekłem się tej wspaniałej posiadłości.

bęczkowski
Argumenty trafiły do przekonania... A!
księżniczka
(do Bęczkowskiego)

Wdałam się w nieswoje rzeczy pod względem prawnym. Cofnęłam darowiznę.

bęczkowski

Cofnęła pani darowiznę... A!

smugoniowa
(do księżniczki)

Nie! Nasza droga opiekunka, nasza księżniczka nie może tak od nas odejść! Ja wszystko wytłomaczę.

księżniczka
(do Smugoniowej)

Nie wiedziałam z kim mówię. Do kogo mówię! (Odwraca się od Smugoniowej.) Panie Bęczkowski.

bęczkowski
(usłużnie)

Słucham!

księżniczka

Od jutra, tak jest, stanowczo od jutra przystępujemy do odbudowy zamku Porębiany. Trzeba żeby stanęło kilkudziesięciu ludzi, mularzy, cieślów. Musimy zamek odbudować szybko i zupełnie.

bęczkowski

Pani! Co słyszę?

księżniczka

Szybko i zupełnie! Wszystkie me oszczędności dolarowe poświęcam na ten kaprys.

bęczkowski
Pani! Na Boga!
księżniczka

Powiedziałam.

przełęcki

Jak też długo potrwa ten nowy kaprys?

księżniczka

Potrwa już przez wieki, panie profesorze. Ku wiecznej zaś hańbie pańskiej, narożną kwadratową wieżę, tę najwyższą, skąd będą podawane zapomocą latarni znaki o burzy i pogodzie, nazwiemy pańskiem imieniem.

przełęcki

Niestety, pani, nie wierzę w realizacyę tego kaprysu. Gdybyż, skoro już mają przyjść i zacząć pracę mularze, odbudowali chociaż schody jakie takie na szczyt owej najwyższej wieży...

księżniczka

Tylko tyle? Schody?

przełęcki

Pragnąłbym, ażeby okoliczne sentymentalne damy, skoro wchodzić będą na szczyt owej wieży dla oddawania się lubieżnej tęsknocie, nie były narażone na utratę życia.

księżniczka
(do profesorów)

Zapraszam panów profesorów na rok przyszły do nowej siedziby w porębiańskiem zamczysku.

wilkosz
Będziemy! Pani! Będziemy!
smugoniowa
(do Przełęckiego)

I nie żal panu tego świata, któryś nogami podeptał?

przełęcki
(do Smugoniowej)

Przecież łatwiej jest uchodzić z okolicy, którą się podeptało nogami, jak to pani obrazowo, wyraża, niż z umiłowanego raju. Przecież i pani samej, gdyby miała ten kraj opuścić, łatwiejby było...

smugoniowa

Jabym nigdy nie mogła opuścić tego świata, gdzie włożyłam moją duszę. (Płacze).

wilkosz
(do Smugoniowej)

To, co porobił tutaj ten... na łzy pani nie zasługuje.

smugoniowa
(do Przełęckiego)

Właśnie w tym świecie, przez pana tak zdeptanym na zawsze pozostanę! Przebłagam tych, przeciw komu zawiniłam. Wiedz pan! Zostanę na zawsze! Ręce sobie po łokcie urobię. Naprawię wszystko! Niedoczekanie pańskie, żebyś miał tryumfować!

przełęcki

Smutne to, że tutaj wszystko robi się dla jakichś tam sentymentów...

radostowiec

Nie sama pani staniesz do pracy! My wszyscy z tobą!

wilkosz
My z tobą, paniusiu nasza!
ciekocki

Ale co to tam dużo gadać!

bukański

Niech idzie na złamanie karku ten!...

bęczkowski
(do księżniczki)

Czy pani jeszcze tutaj zostaje?

księżniczka

Nie, panie, jadę. (do wszystkich) Żegnam panów. (Wychodzi księżniczka, a za nią nadęty Bęczkowski).

smugoniowa

Ze mną nie raczyła się pożegnać...

(Słychać turkot. Wbiega Smugoń).
smugoń

Przyjechał!

(Profesorowie wychodzą. Zostaje Smugoniowa, Smugoń, Przełęcki).
smugoniowa
(do męża)

Dla czegoś ty wyskoczył na stacyę?

smugoń

Jakto »wyskoczyłem«? Nikogo tutaj nie było, więc pojechałem. Profesor nie chciał jechać.

smugoniowa
Tu powinieneś był być, na swojem miejscu! Pod twoją nieobecność pan profesor Przełęcki nazywał cię tutaj wobec wszystkich karyerowiczem, twierdził, żeś jest zepsuty. Obroń się! Powiedz panu Przełęckiemu, żeś nigdy karyerowiczem nie był!
smugoń

Nie wielką wyskrobałem sobie karyerę...

smugoniowa

To tak się bronisz! Skoro nie umiesz sam, to ja cię zastąpię. (Do Przełęckiego) Wiedz pan, żeś trafił na prostych, lecz uczciwych ludzi. My nie mamy w duszach matactw i oszustw...

przełęcki

Matactw, oszustw... Mówiłem o zwykłych ludzkich ambicyach, które u małżonka pani...

smugoniowa
(do męża)

Nic nie wiesz, co tu zaszło. Pan Przełęcki wszystko tu przewrócił do góry nogami. Księżniczka wyjechała bez pożegnania się z nami, bo takich narobił plotek. I to profesor... Wstyd!

przełęcki

Plotki, nie plotki... Sama pani mówiła...

smugoniowa
(do Przełęckiego)

Powtarzam panu w oczy: — wstyd! Pan nie ma nie tylko swojego zdania, ale zwyczajnej powściągliwości języka!

przełęcki

Że się tam człowiekowi to i owo wymknie... Zapewne, jest to wada. Ale któż z nas jest bez winy?

smugoniowa
To jest tensam człowiek, który nas tu tak olśniewał!
przełęcki

Jeżeli pani zrobiłem przykrość, to przecie nieumyślnie. Gotów jestem przeprosić, odwołać...

smugoniowa

Przeprosić za to, co pan tutaj zrobił... (Wychodzi).

smugoń
(do odchodzącej)

Dzieci są z tamtej strony szkoły. Tu je przyprowadź — i niech-że zaśpiewają przed ministrem. Idź! Idź!

(Przełęcki przysiada na ławce szkolnej. Zapala papierosa).
smugoń

Jakaż to zmiana!

przełęcki (odetchnął)
Zmiana.

smugoń

Panie profesorze! (Zbliża się do Przełęckiego, pochyla się przed nim) Panie profesorze!...

przełęcki

Czegóż jeszcze?

smugoń

Widziałem w oczach mojej żony, widziałem w jej twarzy. Szczęście moje. Ja ją znam. (Z wybuchem) Panie!

przełęcki
Wszystko zrobiłem, com przyobiecał. Przed niczem się nie cofnąłem. Złotą sławę swoją podeptałem nogami, bo takie są moje obyczaje.
smugoń

Panie mój!

przełęcki

Pójdę teraz stąd i oko wasze już mię nie zobaczy. Pójdę w swoją stronę. Ale wasan pamiętaj! Masz tu teraz za siebie i za mnie robić, com ja zaczął. Tak robić, jakem zaczął, wszystko, com zaczął. Za dwu masz robić!

smugoń

Będę!

przełęcki

Chociaż mię tu nie będzie, będę patrzał na pańską pracę. A jeślibyś ustał, albo psuł, o niewiadomej godzinie przyjdę i zabiorę tę kobietę, jak swoją.

smugoń

Nie ustanę, panie! Za dwu nas, za trzech, za dziesięciu będę robił, ile mi starczy sił i rozumu.

przełęcki

Rozumem będą tamci, profesorowie. Pan masz robić, ile w tobie sił.

smugoń

Przysięgam! (Schyla się do nóg Przełęckiego i po chłopsku chce objąć jego nogi. Przełęcki odtrąca go).

Słychać za sceną śpiew chóralny dzieci: »Uciekła mi przepióreczka w proso, a ja za nią nieboraczek boso, trzebaby się pani matki spytać...«
przełęcki
(w głębokim smutku)
Uciekła mi przepióreczka...
(Zapina paltot, który wciągnął na ramiona i idzie do drzwi. Od drzwi wraca z zaciśniętą pięścią ku Smugoniowi który stoi z rękoma założonemi na piersiach).

Teraz — do roboty! Do roboty! Pamiętaj!


Dnia 7 stycznia 1924.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Żeromski.