Historia ruchu społecznego w XIX stuleciu/Rozdział IX. Demokratyczny Ruch międzynarodowy

<<< Dane tekstu >>>
Autor Bolesław Limanowski
Tytuł Rozwój polskiej myśli socjalistycznej
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1890
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Pobierz tekst rozdziału jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IX. ROZDZIAŁ.
Demokratyczny Ruch międzynarodowy

Dwa dzieła polskie nacechowane myślą braterstwa narodów: Rzewuskiego i Staszica. — Poczucie międzynarodowe w wielkiej rewolucji francuskiej. — Zwrot reakcyjny. — Socjalizm. — Wpływ rewolucji lipcowej. — Włochy i Polska. — Współczucie ludów europejskich dla powstania polskiego. — Braterskie przyjęcie tułaczów polskich. — Poczucie solidarnej łączności ludów europejskich: Lelewel i Mickiewicz. — Socjalizm polski wyłania się z poczucia braterstwa ludów. — Myśl o posłannictwie Polski i apostolstwo wychodźców polskich. — Józef Mazzini i Młoda Europa. — Uświadamianie się socjalizmu. — Wzmaganie się rewolucyjności i pierwsze Międzynarodowe Towarzystwo Demokratyczne. — Mowa Bakunina. — Rewolucja lutowa. — Socjaliści nie zrozumieli, że ich siła spoczywa w solidarności ludów. — Zaszczytna rola Polaków jako rycerzy wolności. — La Tribune des peuples. — Organ to przeważnie polski. — Łączy sprawę socjalizmu z wolnością ludów. — Zajmuje się przedewszystkiem kwestją solidarności narodów. — Mickiewicz jako socjalista międzynarodowy. — Myśl polska międzynarodowa w 1848 r. — Socjalizm i sprawa narodowa. — Mowa Podoleckiego. — Komitet centralny demokracji europejskiej i jego odezwy. — Czynność jego spiskowa i agitacyjna. — Towarzystwo Międzynarodowe w 1855 r. — Wojna włoska i powstanie polskie w 1863 r. — Towarzystwo Międzynarodowe Pracowników. — Pokojowe jego usposobienie. — Pierwszy jego kongres w Genewie. — Liga pokoju i wolności i jej kongres w Genewie. — Protesty przeciwko pokojowej jej polityce. — Przemówienia Garibaldiego i Bakunina. — Kongresy Lozański i Brukselski Towarzystwa Międzynarodowego. — Międzynarodowy Związek demokracji socjalistycznej. — Kongres Bazylejski. — Wzmaganie się ruchu politycznego. — Wojownicze usposobienie socjalistów francuskich podczas najazdu 1871 r. — Wypadki w Paryżu w marcu tegoż roku. — Niestosowna chwila wybuchu rewolucyjnego. — Rewolucja 18 marca. — Trudne położenie Komitetu centralnego. — Komuna. — Nie rozumiała dobrze swego znaczenia. — Mniejszość socjalistyczna. Wojna domowa. — Nie nadano jej właściwego charakteru. — Ocenienie Komuny. — Czy nie można było wywołać rewolucji w Berlinie? — Szkodliwy wpływ doktryny o bezużyteczności rewolucji politycznej. — Przykład na Włoszech, Hiszpanji, Rosji. — Polacy także ulegli temu błędowi. — Najmniej im ulegli niemieccy socjaliści. — List Marxa do Rosjan i mowy Liebknechta. — Potrzeba odbudowania Towarzystwa Międzynarodowego.

W czasie sejmu czteroletniego pojawiły się w Polsce dwa dzieła, w których myśl o braterstwie narodów, o sprawiedliwych stosunkach międzynarodowych wzniosła się do tak szczytnej wysokości, do jakiej zdolne jest tylko silnie rozwinięte poczucie wolności i humanitaryzmu. Mówię tu o dziełach Adama Wawrzyńca Rzewuskiego — O formie rządu republikańskiego myśli i Stanisława Staszica — Przestrogi dla Polski i t. d.
Myśl, wyrażona przez Rzewuskiego zwięźle i dosadnie w słowach: «Co człowiek człowiekowi, obywatel obywatelowi, toż samo naród winien narodowi», jest zasadniczą także myślą Staszica. «Jak w towarzystwie — powiada on — ten obywatel gwałci prawa drugich, który sobie więcej od nich prawa przyczynia; tak w narodach ta familia, ten naród gwałci prawa innych narodów, który więcej od innych sobie praw przywłaszcza».[1] „Tak na tym świecie — rozumuje dalej — jest wszystko połączone, iż nic się odmienić, nic powstać nie może, coby natychmiast nie wkładało na otaczające rzeczy koniecznego z sobą związku. — Przez te to nieochybne związki, wszystkie narody powinny być stróżem i obrońcą, aby nigdzie wolno nie było naruszyć praw człowieka. — Jak w towarzystwie oddzielne przywileje jednego obywatela, jednego stanu nie mogą istnąć bez uszkodzenia wszystkich innych; tak w narodach oddzielne przywileje jednego narodu, jednej familii nie mogą istnąć bez uszkodzenia wszystkich narodów. — Cały ród ludzki cierpieć musi, jeżeli choć w jednym kraju zgwałcone prawa ludzi. — Powtarzam: Rzeczpospolita w pośród krajów, despotyzmem obarczonych, nie może ani większej wolności, ani większej własności obywatelowi zostawić, tylko taką, jaką pozwalają despotyzmy zewnętrzne».[2]
Takie wysokie poczucie międzynarodowe wyjaśnia nam w znacznej części, dla czego patrjoci polscy w szeregach rewolucji francuskiej stali się najgorliwszemi wyznawcami solidarności międzynarodowej, którą patrjoci francuscy, stawiąc czoło najazdowi cudzoziemskiemu, proklamowali i w swoich odezwach czynnie popierać obiecywali. Napoleon nawet wywierał taki urok, dla tego, że — mówiąc słowami Mickiewicza — «rozbijał i łamał dawne rządy, które jak szkła trebhauzowe niegdyś pomagały wzrostowi narodów, a teraz cisną je i dławią».[3]
Silny zwrotny przypływ uczuć i przekonań reakcyjnych, tak we Francji jak w całej Europie, wstrzymał postępy rewolucji. Kongres Wiedeński, ta niby podstawa federalnego ustroju Europy w oczach Proudhona, był właściwie kongresem przedstawicieli reakcjonizmu. Wiktor Hugo włożył bardzo trafne jego określenie w usta robotnika, któremu wyznaczył piękną rolę rzecznika sprawy ludów ujarzmionych. «Kiedy przeglądamy rejestr zdrad nowoczesnych — powiadał Feuilly do swych kolegów socjalistów — pojawia się rozbiór Polski jako pierwsza. Kongres Wiedeński radził się tej zbrodni, zanim spełnił własną. — 1772 rok zwołuje psy myśliwe, 1815 dzieli pomiędzy nie zwierzynę uszczwaną».[4] Wprost jednak przywrócić stare porządki było niepodobieństwem, trzeba było uczynić pewne ustępstwa rewolucji, ludom. Czyniąc więcej z musu, aniżeli z dobrej woli te ustępstwa, monarchowie zmniejszali je — o ile można było — kiedy wypadło je urzeczywistniać, i cofali je, kiedy się nadarzała sprzyjająca temu sposobność.
Tymczasem na głęboko zoranej przez rewolucją roli, w tęsknocie za nieziszczonemi jej ideałami, w przestrachu przed nowemi gwałtownemi przewrotami, społeczeństwa, najwięcej posunięte w rozwoju dziejowym, poczęły w swem łonie: socjalizm. Mickiewicz trafnie zaznaczył jego duchowną genezę. «Socjalizm nam współczesny — powiada wielki poeta — jest wyrażeniem uczucia tak starego jak świat; poczucia tego, co jest jeszcze niezupełnem, chybionem, anormalnem, a tem samem tego, co jest nieszczęśliwem w naszem życiu. Uczucie socjalizmu jest polot ducha naszego ku bardziej błogiemu istnieniu, nie indywidualnemu, lecz wspólnemu i solidarnemu. Uczucie to objawiło się dzisiaj z większą siłą jak kiedykolwiek, to przyznajemy; jest to nowy zmysł, który duchowna natura ludzka zdołała stworzyć w sobie, nowo obudzona namiętność».[5] Socjalizm jak dawniej chrześcjanizm podjął sprawę nieszczęśliwych, wydziedziczonych, poniewieranych, pogardzanych. Z trzech haseł rewolucyjnych on upodobał sobie nade wszystko braterstwo, może także dla tego, że spadkiem tym rewolucyjnym pogardziły inne stronnictwa. Szczęście powszechne ludzi stało się jego celem. Dążył ku niemu albo w drodze czystego racjonalizmu, jak owenizm; albo szukał dla niego trwałych podstaw w warunkach rozwoju dziejowego, jak saint-simonizm; albo starał się je urzeczywistnić w uznaniu prawowitości wszystkich żądz ludzkich i w harmonijnem ich łączeniu, jak fourierizm. Teorje jego były marzycielskie, często zdradzające niedojrzałość jeszcze umysłową. W gonieniu za szczęściem powszechnem, za harmonją uniwersalną, rozwiązywał, oczewiście w wyobraźni i teorji, istniejące realne, przyrodzone organizmy, ażeby tworzyć sztuczne, idealne, słowem budował utopje. Saint-simonizm jednak, snując swą nić przewodnią z historji, częściej stawał na gruncie realnym. Bardzo wcześnie wskazał on — na rosnącą potrzebę łączności solidarnej ludów europejskich i dla zapoczątkowania jej urzeczywistnienia zalecał wspólną instytucją, parlament europejski.
Przez piętnaście lat, po Kongresie Wiedeńskim, reakcja wciąż się wzmagała i cofała ustępstwa poczynione ludom. Niezadowolenie i rozdrażnienie ludów także rosło. Spiski mnożyły się, wzburzenia coraz częściej objawiały. Wreszcie nastąpił wybuch ludowy w Paryżu w lipcu 1830 roku.
Na wiadomość o rewolucji lipcowej, niemal wszystkie narody europejskie poruszyły się żywo: jedne chwyciły za broń, by siłą złamać zawady stawiane rozwojowi wolności; drugie energiczną swą postawą zmusiły swe rządy do ważnych ustępstw. Belgja odzyskała niepodległość; Szwajcarja weszła na szeroką drogę reform demokratycznych. Całe prawie Niemcy uległy wstrząśnieniu rewolucyjnemu: Hesja elektoralna dostała konstytucją tak wolnomyślną, jakiej jeszcze w Niemczech dotąd nie znano; królestwo Saskie powiększyło liczbę państw konstytucyjnych; z Brunświku wypędzono despotycznego księcia i zyskano rządy łagodne; w Hanowerze zaprowadzono reformy; w innych krajach niemieckich uzyskano także ważne ustępstwa lub rozszerzenie istniejącej już wolności politycznej, jak w Bawarji i Badenie. W Anglii przyjęto wiadomość o rewolucji lipcowej z entuzjazmem, i reakcyjne ministerstwo Wellingtona runęło. Rewolucja francuska ożywiła nadzieje przyjaciół wolności tak w Portugalii jak w Hiszpanji.
W tem ogólnem poruszeniu ludów europejskich, Włochy i Polska szczególną zwracały na siebie uwagę. Tam odbywał się bezpośredni bój z Austrją i Rosją, dwoma reakcyjnemi mocarstwami, które wraz z Prusami stanowiły skałę granitową absolutyzmu europejskiego. Zwłaszcza ku potędze rosyjskiej zwracały się serca i nadzieje całej reakcji europejskiej. Z tego powodu rewolucja polska była «najważniejsza, mająca olbrzymie znaczenie dla przyszłego politycznego ukształcenia Europy; najprzód już przez to, że była skierowana przeciwko najpotężniejszej przedstawicielce zasady absolutyzmu, Rosji; powtóre, że jej zwycięstwo zapewniłoby zasadzie rewolucyjnej panowanie w Europie». «Wolna Polska — powiada dalej historyk Hagen — utworzyłaby potężny szaniec, broniący wolnej Europy od caratu absolutystycznego; powstrzymałaby wpływy tego ostatniego na Zachód; ugruntowałaby wolność polityczną w krajach, które podniosły już były rokosz: dałaby nowego bodźca narodom ujarzmionym i uczyniłaby ruch możliwym nawet tam, gdzie dotychczas spokój panował. W Polsce więc musiała rozstrzygnąć się sprawa wolności».[6]
Ludy europejskie istotnie tak oceniały powstanie nasze listopadowe. We Francji, za inicjatywą Lafayette’a, najpopularniejszego podówczas tam człowieka, potworzyły się liczne komitety dla popierania sprawy polskiej. Zbierano znaczne sumy pieniężne, wołano o uznanie Polski za stronę wojującą, domagano się od rządu interwencji. Piosenki Béranger’a, sprzedawane na korzyść komitetu polskiego, kupowano tysiącami. W Anglii i Belgji manifestowano także silnie życzliwość narodową dla powstania polskiego. «Francja, Anglia i Belgja — pisano w marcu 1831 r. do Nowej Polski — dają nowy przykład najwspanialszego obrazu wspierania narodu przez naród, tego wysokiego pojęcia sprawiedliwości, będącego udziałem wolnych tylko narodów».
Upadek powstania polskiego odbił się boleśnie w sercach ludów europejskich jako zapowiedź powszechnego zwycięstwa reakcji. Bojownicy polscy nie chcieli ugiąć karku pod jarzmo i tłumnie pociągnęli ku Francji, która pod swoje chorągwie wolności już raz była przygarnęła ich rodaków, uchodzących przed przemocą sprzymierzonego absolutyzmu. Nie widziano jeszcze nigdy w Europie takiego pochodu emigracyjnego. Lud niemiecki z najżywszem uczuciem czci i życzliwości witał tułaczów naszych, występujących w jego progi. Ugaszczał ich i śpiewał im pieśni polskie. We Francji sprawa polska stała się sprawą republikańską, ludową. Na wiadomość o upadku Warszawy, cała Francja drgnęła z oburzenia. W Paryżu w dniu 26 września było tak silne wzburzenie, że omal nie wybuchła rewolucja. Groźną postawę przybrały także miasta: Strasburg, Perpignan, Tuluza, Tulon, Grenobla. «Uważmy — pisze Mickiewicz w kwietniu 1833 r. — co o nich (żołnierzach polskich) dotąd mówi Francja (nie rząd francuski): «Oszczędzajcie grosz nasz — wołali wieśniacy do swych reprezentantów, ale nie żałujcie wydatków na wojnę i wsparcie Polaków: bo Polska, jest to Francja».[7]
Tułacze polscy, jak żeglarze tęskniący do lądu, w każdem nieporozumieniu gabinetów już przeczuwali burzę, już widzieli rozpoczynający się płomień wojny europejskiej. Rychło jednak spostrzegli, że mylili się ogromnie. «Trzeba wreszcie — powiada Mickiewicz — choć raz przekonać się i wyznać, że dziś wszystko się odmieniło. Owe nieporozumienia i nienawiści gabinetowe, jeśli trwają dotąd, uciszy je bojaźń wolności i daleko większa nienawiść monarchów ku ludom».[8]
Tracąc wiarę w pomoc rządów, z tem większą skwapliwością zwracano się ku ludom i nadzieje swoje z ich sprawą łączono. «Kiedy się despoci zmawiają — mówił Józef Nepomucen Czapski na mityngu w Birmingham — ludy łączyć się powinny, inaczej próżna nadzieja podźwignienia wolności». Zwłaszcza Lelewel i Mickiewicz podnosili wysoko myśl potrzeby solidarnej łączności ludów europejskich. Obaj przytem lgnęli do nowych przekonań socjalistycznych, w których — zdaniem ich — odbijała się pierwotna myśl słowiańska. Obaj odróżniali interes ludu rosyjskiego od interesu jego rządu. Któż nie zna pięknego wiersza: Do przyjaciół Moskali, w którym Mickiewicz powiada:

„Żrąca jest i paląca mojej gorycz mowy:
„Gorycz wyssana ze krwi i łez mej ojczyzny;
„Niech zrze i pali — nie was, lecz wasze okowy“.

Lelewel nie miał także niechęci dla Rosjan. Przeciwnie, wierzył on, że skoro Rosjanie zapragną wolności, będą oni szczeremi sprzymierzeńcami Polaków i przywodził nieustannie na pamięć wspomnienia historyczne, «jak Polacy, czy to na szczycie wielkości, czy w upadku i poniżeniu, wzywali kilkakrotnie Rosjan do wolności i braterskiego zjednoczenia».[9] Znakomity nasz dziejopisarz powoływał nieustannie ludy europejskie do braterstwa. «Ginąc dla braterstwa ludów — pisze w imieniu Komitetu narodowego do ludu Wielkiej Brytanji — zasłużyła sobie Polska, aby ich braterstwem odżyła. Pomnijcie bracia Bretońscy, że dopóki nie odżyje Polska, żaden z narodów zabezpieczonej nie będzie miał wolności, bo na mogile Polski stoi w potędze swej niewzruszony car, a dopóki car jest wszechmocny, nie ma dla ludów zbawienia».[10] Na obchodzie ósmej rocznicy rewolucji listopadowej przypominał on zgromadzonym Belgom i Polakom, że «emigranci 1795 r., broniąc Rzeczypospolitej Cisalpińskiej, napisali na swych chorągwiach tę wzniosłą maksymę: wolni ludzie są bracia. Zawarli braterstwo z narodami, chcącemi się oswobodzić».[11] «Braterstwo ludów nie jest czczym wyrazem: znaczy wolne używanie niepodległości narodowej, wolność i równość obywatelską, spólny interes i wzajemną wolność we wspólnej sprawie».[12] «Braterstwo jestto słowo czarodziejskie, które wzmacnia przymierze ludów i może ustalić pokój, sprawić zamiłowanie zasady demokratycznej, zapewnić niepodległość ludów i osób». «Wyraz braterstwo jest potężny: obala granicę między plemionami, językami, wyznaniami i zlewa ludy w jedno ciało».[13]
Mickiewicz, przekonany, że «nieprzyjaciele starego porządku w Europie są naszemi jedynemi sprzymierzeńcami»,[14] wierzył w konieczność rewolucji, która wydźwignie «stan Europy nowy, pod jaką bądź formą, stan oparty na zasadach zgodniejszych z religją i ludzkością».[15] Powszechna wolność ludów europejskich to najgłówniejsza potrzeba. «Gdzie tylko w Europie — powiada w Księgach Pielgrzymstwa Polskiego — jest ucisk wolności i walka o nią, tam jest walka o Ojczyznę, i za tę walkę bić się wszyscy powinni». — «Powiadano dawniej narodom — nie składajcie broni, póki nieprzyjaciel trzyma jednę piędź ziemi waszej; ale wy powiadajcie narodom: nie składajcie broni, póki despotyzm trzyma jednę piędź ziemi wolnej». Kiedy podniesiono w Paryżu myśl wznowienia sejmu polskiego, nasz Adam mniemał, że «sejm powinien ukonstytuować się jako Concilium europejskie, powinien śmiało wyrzec zasady swoje, zasady mające służyć za podstawę wolności ludów».[16] „Myśl, że jesteśmy rycerzami wolności powszechnej — powiada w zakończeniu nasz wielki poeta — podniosłaby każdego w jego własnych oczach, a potrzeba wielkiej myśli dla obudzenia ducha wielkich poświęceń się“.[17]
Rzecz godna uwagi, że nasz socjalizm polski wyłaniał się z silnego poczucia braterstwa ludów. Artykuły polityczne Mickiewicza, drukowane w 1833 r. w Pielgrzymie Polskim, wskazują nam drogę, która zaprowadziła naszego wieszcza do otwartego podniesienia chorągwi socjalizmu międzynarodowego w 1849 r. W odezwach Ludu Polskiego najsilniej dźwięczy hasło braterstwa ludów. «Narody! — powiada odezwa z 3 grudnia 1835 r. — nie litości od was błagają tułacze polscy, nie łzom i pociechom waszym otwierają się ich zakrwawione serca; nie ucisku, nędzy i prześladowań osobistych cięży na nich w tej chwili jarzmo: dobro powszechne, los Rzeczypospolitej Europejskiej, stosunki wzajemne i dążność wspólna ku jednemu celowi wszystkich Ludów przemawiają dziś przez usta tych, co dla obrony spraw Ludzkości tylekroć już przelewali krew i narażali piersi swoje».[18] Emigracja — w rozumieniu Ludu Polskiego — to służba międzynarodowa, to zastęp nowych krzyżowców wolności. «Emigracje dzisiejsze — powiada w marcu 1836 r. — są siłą Ludów; despoci sami na siebie kują broń, od której polegną. Niewierny — może wkrótce i Rosja spłodzi Zachodowi wędrówkę swych męczenników, Emigracją dusz wolnych. Zachód poda jej dłoń a istniejące Emigracje przytulą ją do swego łona».[19] Lud Polski (gromada Grudziąż) oskarżył nawet Towarzystwo Demokratyczne o zdradę sprawy ludów europejskich, kiedy towarzystwo to, broniąc się przed napaścią rządu francuskiego, w odezwie swojej z dnia 31 października 1835 r. do ministra spraw wewnętrznych, oświadczyło, że jest ściśle narodowem stowarzyszeniem i że obowiązuje się nie mieszać do spraw francuskich.
Z myśli o braterstwie ludów wysnuwała się myśl o posłannictwie Polski. Dawniej Polska broniła Europy chrześcijańskiej przeciwko nawale tureckiej, teraz niesie męczeństwo ofiarne w sprawie wolności. «Do imienia Polski — powiada Mickiewicz — przywiązane jest wyobrażenie nie tylko wolności i równości, ale poświęcenia się za wolność i równość powszechną».[20] Zmartwychwstająca Polska otworzy dobę odrodzenia się społeczeństw europejskich w duchu miłości i braterstwa. Słowiańska Polska, która przy zawiązaniu się swojem, nie znała różnicy stanów, która żyła w spólności bratniej w opolach, mirach, słobodach, która na gminnych zgromadzeniach załatwiała swoje sprawy, która umiała porządek towarzyski połączyć z wolnością, zaświeci nowym przykładem dla Europy, jak powinny urządzić się społeczeństwa, ażeby wolność, równość i braterstwo nie były czczemi wyrazami.
Przekonania te, wyrażone w mniej lub więcej wydatnej i udatnej, formie, napotykamy we wszystkich niemal utworach emigracji naszej. Polityka, historja, filozofja spłacały im swoję daninę. Lecz w poezji odbiły się one najsilniej, najgoręcej i nadały jej charakter mesjaniczny, apostolski, zwiastujący nowe, więcej ludzkie ukształtowanie się społeczeństw europejskich. Libelt trafnie ocenił ten charakter poetów polskich emigracyjnych. «Promienistym punktem u wszystkich — powiada — jest przyszłość Polski, a przez nią przyszłość całej ludzkości... Lecz tu Polska będąca punktem środkowym wieszczenia naszych poetów, nie jest to państwo polityczne, w niepodległości na wzór innych mocarstw. Lecz jest to idea nowa, która się wciela w Polskę i ma z niej zrobić naród, przewodny karawanie innych narodów. Ma to być idea nowa, zbawcza, jak przed ośmnastu wieki była idea Chrystjanizmu».
Potężna ta wiara w posłannictwo Polski uczyniła z naszych tułaczów — prawdziwych apostołów wolności. Propaganda ich nie była bezskuteczna. Szerząc wszędzie po drodze gorączkę niepodległości, emigracja polska — mówiąc słowami pani D’Agoult — okazała się o wiele zgubniejszą dla despotyzmu, aniżeli dawniejsza emigracja francuska wrogą dla sprawy wolności.[21]
Dla przykładu dobroczynnego oddziaływania emigracji polskiej w kierunku wzajemności narodowej, przytoczę angielsko-irlandzkie manifestacje, w Birminghamie i Londynie w maju 1839 r. Przyjazd do Anglii syna Mikołaja, Aleksandra, ówczesnego następcy tronu a późniejszego cara, przypomniał ludom tamecznym sprawę polską. Oba wspomniane zgromadzenia ludowe, oprócz oświadczenia się za wolnością Polski a przeciw Mikołajowi i Aleksandrowi, zamanifestowały równocześnie solidarność pomiędzy angielskim, szkockim i irlandzkim narodami. Zwłaszcza ważnem było zbliżenie się czartystów angielskich do separatystów irlandzkich, które nastąpiło na zgromadzeniu londyńskim. «Rzecz godna uwagi — pisze wydział londyński gromady Grudziąż — jest ta, że dwa stowarzyszenia ludowe, jedno angielskie, drugie irlandzkie, to jest Czartyści (liczący teraz więcej dwu milionów członków) i Prekursorowie,[22] które dotąd krzywem okiem na siebie patrzały, podały sobie na tym meetingu ręce i szczerze razem, ku jednemu celowi wyswobodzenia Polski, dążyły. Tak to wszelka sprawa święta i wielka staje się zawsze źródłem zgody i powodem pojednania między poczciwemi sercami»! Lud Polski (gromada Grudziąż), dziękując za uczucia zamanifestowane dla sprawy polskiej, w odezwie swojej z dnia 29 czerwca oświadczył: «My z Wami, bośmy Bracia — Lud Polski z Ludem Angielskim, Irlandzkim, Szkockim — Ludy wszystkich Narodów są Bracią — Razem walczyć aby razem zwyciężyć powinny — a wtenczas runą spiski monarsze i świat odrodzonym się ujrzy![23] Popierając oświadczenie to czynem, upoważnił Worcella wejść w porozumienie z Prekursorami i Czartystami i obiecać zbrojną pomoc na wypadek, gdyby chcieli zrobić rewolucją.
Drugim narodem, który także gorliwie szerzył myśl solidarności międzynarodowej, był naród włoski. Zwłaszcza Józef Mazzini wywierał w tym kierunku ogromny wpływ. Podług niego, celem społeczności ziemskiej jest miłość, braterstwo ludzi, panowanie prawdy, szczęście powszechne. Każda narodowość wówczas tylko ma racją bytu, jeżeli dąży ku temu celowi, jeżeli czynnie pracuje nad prędszem jego osiągnięciem. Te tylko narody mają przyszłość przed sobą, które idą w kierunku wskazanym przez rewolucję 1789 r., dążąc do postępu, wolności, równości, braterstwa wszystkich ludzi i narodów. Korzystając z tego, że po nieudałej wyprawie do Sabaudji w 1834 r., zgromadziło się w Szwajcarji dużo wychodźców politycznych z Włoch, Polski i Niemiec, Mazzini przyczynił się najwięcej do założenia tajnego politycznego związku, pod nazwą Młodej Europy, która jednoczyła oddzielne związki narodowe, jak Młode Włochy, Młodą Polskę, Młode Niemcy i Młodą Szwajcarją. Młoda Europa dążyła do socjalnej republiki europejskiej, w której miały panować: wolność, równość i braterstwo wszystkich narodów. Był to pierwszy spisek w formie międzynarodowej. Kiedy w 1836 r. władze szwajcarskie, pod naciskiem monarchów europejskich, zaczęły prześladować Młodą Europę, rozwój jej został nader utrudniony. Wszakże Młode Włochy, Młode Niemcy i później zorganizowana Młoda Irlandja odegrały ważną rolę w dziejach swych narodów.
Równorzędnie z rozwojem poczucia solidarności międzynarodowej, rósł i uświadamiał się socjalizm. Dawne komunistyczne przekonania, najzrozumialsze dla mas ludowych, Stefan Cabet zesocjalizował, t. j. zreformował odpowiednio do nowych zapatrywań społecznych. Ludwik Blanc postawił socjalizm na gruncie politycznym i powiązał tradycje wielkiej rewolucji francuskiej z nowemi dążeniami ludowemi. Można powiedzieć — że oba powyższe kierunki, im więcej rosły i uświadamiały się, tem więcej zbliżały się ku sobie. Socjalizm, który początkowo rozpływał się w jakimś amorficznym kosmopolityzmie, przybierał coraz bardziej charakter międzynarodowy t. j. uznający zasadę wolności, równości i braterstwa narodów.
«W ostatnim przytułku niepodległej Polski, w Krakowie, — powiadają przedstawiciele Międzynarodowego Stowarzyszenia wraz z Marxem — wybucha w 1846 r. pierwsza polityczna rewolucja, która głosi dochodzenie praw społecznych».[24] Wrażenie, jakie ona wywarła na demokratyczno-socjalistyczne koła, było potężne. Przeglądając dzienniki najpostępowsze z owych czasów, widzimy jak podnieciła ona równocześnie poczucie międzynarodowej wspólności. W tymże samym jeszcze roku zorganizowało się w Brukseli pierwsze Międzynarodowe Towarzystwo Demokratyczne, a jednym z najgłówniejszych jego założycieli był Joachim Lelewel. Corocznie święciło ono rocznicę rewolucji krakowskiej. Znajdowało się w bezpośrednich stosunkach z socjalistami belgijskiemi, z czartystami angielskiemi, z komunistami niemieckiemi i z radykalnem stronnictwem Reformy we Francji, które właśnie mniej więcej w tym czasie Ludwik Blanc skłonił do przyjęcia programu socjalistycznego. Ruch pomiędzy szermierzami rewolucyjnemi wzmógł się ogromnie. W 1847 r. odbył się w Londynie potajemnie pierwszy kongres międzynarodowy proletarjatu, a w rocznicę listopadową w Paryżu po pierwszy raz Rosjanin rewolucjonista, Michał Bakunin, podał dłoń rewolucjonistom polskim do wspólnej walki z caratem moskiewskim.
Mowie Bakunina należy się kilka słów więcej, nietylko ze względu na późniejsze jego stanowisko w świecie rewolucyjnym, ale także i z tego względu, że mowa ta już wówczas stała się doniosłym wypadkiem politycznym. Demokracja europejska, która widziała w Rosji li tylko ślepą i straszną siłę despotyzmu, powitała ją z radośnem zadziwieniem. I rząd carski zdumiał się także nad zuchwalstwem tej mowy. Na natarczywe domaganie się ambasady rosyjskiej, ministerstwo Guizot’a kazało Bakuninowi wyjechać z Francji. Z mowy tej, istotnie znakomitej, przytoczę dwa ważniejsze ustępy. «Dla mnie jako Rosjanina, rocznica ta — mówił Bakunin — jest rocznicą wstydu. Tak, rocznicą wielkiej hańby narodowej! Powiadam to głośno: wojna z 1831 r. była z naszej strony wojną niedorzeczną, zbrodniczą, bratobójczą. Była to nietylko napaść niesprawiedliwa na naród sąsiedni, był to zamach potworny na wolność brata. Było to jeszcze, panowie, ze strony mego kraju, samobójstwo polityczne. Wojnę tę przedsięwzięto w interesie despotyzmu, a wcale nie w interesie narodu rosyjskiego, albowiem te dwa interesy są zupełnie sprzeczne z sobą. Oswobodzenie się Polski było naszem zbawieniem: z waszą wolnością, i my stawaliśmy się wolni; nie mogliście obalić tronu króla polskiego, nie wstrząsając także tronem cesarza rosyjskiego... Dzieci jednego szczepu, nasze losy są nierozłączne, i nasza sprawa powinna być wspólna. — Wyście to dobrze zrozumieli, kiedy na waszych chorągwiach rewolucyjnych wypisaliście te słowa rosyjskie: za naszu i za waszu wolnost’, za naszę i waszę wolność»![25]... «Pogodzenie się Rosji z Polską jest dziełem bardzo wielkiem i zaiste godnem tego, by zupełnie mu się poświęcić. Jest to oswobodzenie 60 miljonów ludzi, jest to wyzwolenie wszystkich ludów słowiańskich, które jęczą pod jarzmem obcem, jest to wreszcie upadek, upadek ostateczny despotyzmu w Europie: — Oby więc nadszedł ten wielki dzień zgody, dzień, w którym Rosjanie, połączeni z wami temi samemi uczuciami, walcząc za tę same sprawę i przeciwko wspólnemu nieprzyjacielowi, będą mieli prawo zaintonować wraz z wami waszę pieśń narodową, ten hymn wolności słowiańskiej:

„Jeszcze Polska nie zginęła“.[26]

Rewolucja lutowa 1848 r., fale której wywróciły trony despotyczne nawet w Berlinie i w Wiedniu, stawiała dwa zadania: socjalne, nowy ustrój ekonomiczny społeczeństwa, i międzynarodowe, wolność ludów europejskich. Trzeba było na razie podjąć to zadanie, które było łatwiejsze do spełnienia. Inaczej jednak postąpili sternicy rewolucji francuskiej. Zamiast wznieść święte hasło pomocy ludom powstającym, powołać proletarjat do tworzenia oddziałów ochotniczych, zburzyć cytadele europejskie despotyzmu i niewoli, stać się przez to potężną moralnie i materjalnie siłą ludową i zyskać przytem na czasie, tak koniecznym dla reform społecznych, zasklepiono się w egoizmie narodowym, w formułkach abstrakcyjnych i w samobójczem rozdzieraniu się i pożeraniu stronnictw. Czy ten proletarjat, który tak haniebnie wymordowano w dniach czerwcowych, który następnie przemocą pędzono do Algierji, nie lepiej było poprowadzić na pola chwały, na którychby staczała się walka o wolność europejską?! W 1848 r. walka ta o wolność ludów powstających nie mogła przybrać tych groźnych dla Francji rozmiarów, jakie przybrała podczas pierwszej rewolucji. Koalicja monarchiczna była niepodobieństwem. Oprócz Rosji i Turcji, wszędzie monarchowie musieli rachować się ze swojemi ludami. Postawa energiczna Francji steroryzowałaby obóz despotyczny a przyjaciołom wolności dodałaby nowego bodźca i zapału. W narodzie francuskim myśl pomocy ludom powstającym, zwłaszcza Włochom i Polakom, była bardzo popularna. Jak wiadomo, sprawca polska zgromadziła lud paryski na olbrzymią manifestacją 15 maja. «Największa część robotników — powiada Daniel Stern w swojej historji — w zupełnie dobrej wierze objawiała swe współczucie dla Polski i wcale nie myślała o obaleniu rządu, a jeszcze mniej o rozpędzeniu Zgromadzenia. Korporacje, kluby i delegowani Luxembourg’a, przybywając 15 maja o dziesiątej godzinie z rana na plac Bastylii, witały się wzajemnie okrzykiem: niech żyje Polska! niech żyje Rzeczpospolita»![27]
Socjaliści, którym się należała rola przewodnia w tym ruchu międzynarodowym, nie rozumieli jeszcze także, że ich siła spoczywa w solidarności ludów przeciwko solidarnie działającym ujarzmicielom i wyzyskiwaczom. Daremnie Polacy, odrywając się od karabina do pióra wołali: «Trzeba raz uwierzyć, iż niema jak dwie sprawy: sprawa ludów i tyranów; jak dwa pytania: czy ma człowiek żyć z pracy własnej, czy z pracy drugiego? dwa obozy: prawa i bezprawia, nazywającego się prawem; dwa hasła: rewolucja i reakcja. Tak jest! Polacy, Słowianie, Francuzi, Niemcy, Irlandczycy, Włosi, wszyscy jesteśmy porwani jedną prawdą, jedną wiarą. Mniejsza o to, kto z nas w tyle, a kto na przedzie; mniejsza o to, że nas złe wielorakie uciska, jeśli rabusie, tyrani i gnębiciele nasi są razem, bądźmy razem! Jeżeli złe wielorakie umie się na naszę zgubę jednoczyć; dobre, które jest jedno, które sumienie ludzkie — pomimo sofizmatów wszędzie sądzi jednako, — dobro czyli miłość, solidarność niech nas połączy w jedno ludowe przymierze».[28] Daremnie Włosi przez usta Franciszka Bilbao, przepowiadali smutny koniec rewolucji francuskiej, jeżeli ta pozwoli ujarzmić na nowo ludy wyzwalające się. Daremnie.
Któż nie wie, jak czynny brali udział Polacy w walce zbrojnej ludów europejskich o wolność w 1848 i 1849 r.? Nie szczędząc swego życia, dawali wszędzie przykład solidarności międzynarodowej. Pełnili święcie tradycją nowego rycerstwa polskiego, któremu już Kościuszko i Puławski dali byli początek. Na jednej z naszych rocznic narodowych, Marx, zastanawiając się nad powodami wielkiej sympatji ludów europejskich ku sprawie niepodległości polskiej, rzekł: «Polska była nie tylko jedynym narodem słowiańskim, ale także jedynym narodem europejskim, który jako żołnierz sprawy ogólno-ludzkiej walczył we wszystkich bojach rewolucyjnych: w Ameryce; pod sztandarami pierwszej rzeczypospolitej francuskiej; w 1830 roku, wstrzymując najazd na Francją i pomagając wyzwoleniu się Belgii; w 1846 roku, pierwsza podnosząc w Krakowie sztandar społeczny; w 1848 roku, walcząc w Węgrzech, Niemczech, Włoszech i t. d.» Istotnie, nie nieszczęśliwe położenie narodu naszego, nie jego przeszła świetność państwowa, nie przymioty osobiste, aczkolwiek znaczne, wychodźców naszych były głównym powodem zapału powszechnego dla sprawy polskiej, ale skojarzenie jej w myśli ludów europejskich ze sprawą wolności. Wypada to nam pamiętać dobrze, kiedy narzekamy na dzisiejszą ich obojętność.
Jeżeli nazwiska Mierosławskiego, Bema, Dembińskiego, Wysockiego, Kamieńskiego, Fijałkowskiego, Mickiewicza, Oborskiego i tylu innych utrwaliły w pamięci ludów europejskich zbrojny udział Polaków w walce o wolność, to mniej jest znaną — mało nawet znaną — umysłowa ich praca w sprawie rozwoju myśli międzynarodowej. A jednak ta praca była znaczna i — nie powiem — bezskuteczna. Pomijając broszury i oddzielne głosy w rozmaitych językach, wypada przypomnieć jeden z najlepiej redagowanych dzienników francuskich w Paryżu, La tribune des peuples, który zostawszy gorliwym rzecznikiem sprawy wszystkich uciśnionych, zespolił kwestją socjalną ze sprawą wolności narodowej i politycznej wszystkich ludów europejskich. Dziennik ten zajął zaszczytne miejsce pomiędzy organami republikańsko-socjalistycznemi. Że wpływ jego coraz bardziej się wzmagał, widzimy naprzód z tego, że gorliwi bojownicy sprawy wolności coraz liczniej udawali się do jego pośrednictwa, powtóre z tego, że reakcja wkrótce zaczęła srożyć się przeciwko niemu i jego współpracowników, niemających obywatelstwa francuskiego, wyrzucała z granic Francji, wreszcie z tego, że obce mocarstwa domagały się gwałtownie zawieszenia tego dziennika.
La Tribune des peuples była — można powiedzieć — organem przeważnie polskim. Ksawery Branicki dał pieniądze na założenie tego dziennika, jednym z głównych jego dyrektorów był senator Olizar, naczelnym redaktorem — Adam Mickiewicz, jednym z czynniejszych spółpracowników Edmund Chojecki. Pisywał w nim także Franciszek Grzymała. Podobno brali udział w tem piśmie Ksawery Bronikowski i Ksawery Godebski. Byli jeszcze inni współpracownicy Polacy: przekonywują o tem artykuły, pisane z gruntowną znajomością dziejów polskich a oznaczone literami L. L. S.,[29] i ocena książki Gurowskiego (Le panslavisme), podpisana literami S. D., gdzie autor oświadcza sam, że jest Polakiem, i wykazując, że panslawizm jest właściwie carosławizmem, powiada: «nasza teorja narodowa, — to wolność, braterstwo i solidarność wszystkich ludów». W Trybunie umieszczali także swoje artykuły znani socjaliści, jak Juljusz Lechevalier, Ramon de la Sagra, Colins, Paulina Roland gorliwa inicjatorka związku narodowego i międzynarodowego stowarzyszeń robotniczych i t. d.
Dziennik, wyznając otwarcie zasady socjalizmu, nie hołdował wszakże wyłącznie żadnej szkole; przemawiając za zgodnem działaniem wszystkich socjalistów, nie wahał się atoli wypowiedzieć słów prawdy ani Buchez’owi, ani organowi saint-simonistów (le Crédit), ani Proudhon’owi. Zdaniem Trybuny, socjalizm powinien być chrześciański t. j. oparty na miłości bliźniego, i rewolucyjny t. j. burzący wszędzie niewolę i panowanie człowieka nad człowiekiem. Lecz przedewszystkiem Trybuna gruntownie wykazywała, że od pamiętnych wypadków ostatniego dziesięciolecia w zeszłem stóleciu, toczy się walka w całej Europie pomiędzy rewolucją, która chce iść naprzód, i reakcją, która usiłuje cofnąć wszystko wstecz. Francja nie może samolubnie zamknąć się w swoich granicach. Jeżeli chce, ażeby rewolucja zwyciężyła, musi nieść pomoc ludom domagającym się wolności. Skoro bowiem reakcja zwycięży dokoła Francji, zwycięży ona i w samem jej wnętrzu. W Paryżu odbywa się walka więcej umysłowa, sławna, ale rzeczywista, czynna walka toczy się nad Dunajem. Tam się rozegrywa na długi czas sprawa wolności europejskiej. Jeżeli reakcja nie wtargnie nawet w granice Francji, to zmusi ją ciągle stać pod bronią, przedłuży panowanie militaryzmu i przeszkadzać będzie reformom socjalnym. Mówić o socjalizmie pokojowym, jest to oddawać się złudzeniu. Socjalizm stanie się pokojowym wówczas, kiedy narody staną się wolnemi, kiedy się rozbroją i nie będą się obawiać jedne drugich. Dziennik przepowiedział wszystko, co później nastąpiło. Czytając jego artykuły, widzimy, jak trafnie oceniał polityczne i społeczne stosunki i jak rozumne dawał rady socjalistom, i dzisiaj jeszcze nie utraciły one swego znaczenia i zasługują na to, by je odczytywać i rozważać.
Trybuna ludów zaczęła wychodzić w połowie marca 1849 r. Na czele swego programu, pióra Mickiewicza, zapisała, że «położenie Europy jest dziś tego rodzaju, że ruch odosobniony każdego ludu ku postępowi stał się niepodobieństwem», a zakończyła swój program oświadczeniem, że przedewszystkiem zajmować się będzie kwestją solidarności ludów. Od dnia 29 przyjęła za godło porządek dzienny, uchwalony jednogłośnie w dniu 24 maja 1848 r. przez Zgromadzenie Narodowe, a mianowicie: 1) braterski sojusz z Niemcami; 2) Wyswobodzenie Włoch; 3) Odbudowanie Polski wolnej i niezależnej. Broniła także sprawy irlandzkiej i sprawy ludów słowiańskich. Przemawiała za zgodą Węgrów ze Słowianami. Wskazywała na aspiracje socjalistyczne Słowian.[30] Przy wyborach popierała socjalistów i demokratów postępowych. Wraz z innemi dziennikami demokratycznemi i socjalistycznemi, ogłosiła 12 czerwca odwołanie się Góry do ludu, w sprawie pogwałcenia konstytucji, i została z tego powodu zawieszona na cały czas stanu oblężenia aż do 1 września. W pierwszym numerze, który wyszedł po tem zawieszeniu, we wstępnym artykule, napisanym przez Mickiewicza, oświadczając, że nigdy nie miała zamiaru wywoływać wojny domowej, która mogła przynieść korzyść tylko nieprzyjaciołom, trafnie określiła politykę despotów europejskich. «Historja rewolucji i cesarstwa nauczyła ich — powiada Mickiewicz — jak to niebezpieczną rzeczą wprost wyzywać ducha narodowego otwartą zaczepką. Od rewolucji lipcowej zmienili oni swą taktykę. Plan ich zasadza się na tem, aby Francją obsaczyć i dozwolić jej siłom, aby się zużyły tarciem wewnętrznem. Tymczasem armje ich przebiegają całą Europę od Niemna aż do Alp i Renu niszcząc wszędzie żywioły moralne, niezależności i wolności, zagarniając wszystkie materjalne zasoby». Prześladowanie emigracji polskiej spowodowało, że w oświadczeniu podpisanem przez Olizara i Mickiewicza, Trybuna zawiadomiła 16 października o wystąpieniu Polaków z redakcji i administracji dziennika. Kiedy jednak to nie powstrzymało prześladowania emigracji, Trybuna zawiesiła 10 listopada swoje wydawnictwo. Dziennik ten, którego wpływ we Francji coraz się wzmagał, miał wielkie znaczenie także i z tego względu, że doniosły i rozumny jego głos pokrzepiał i podniecał walczące ludy w Europie.
La Tribune des peuples w ostatnim swoim numerze nazwała Adama Mickiewicza: «le plus illustre de nos collaborateurs». Dzisiaj, kiedy zawdzięczając jego synowi, wiemy jakie artykuły w tym dzienniku wyszły z pod pióra znakomitego poety, możemy oznaczyć jego stanowisko socjalistyczne. Mickiewicz więcej niż którykolwiek z socjalistów mu współczesnych zasługuje na nazwę socjalisty międzynarodowego. Artykuły jego o socjalizmie świadczą, że pojmował jego wysokie, ogólnoludzkie znaczenie. Studjowaliśmy — powiada — mistrzów socjalizmu z uszanowaniem, które się należy wysileniom umysłów szczerze przekonanych i przedsiębiorczych».[31] Jego zdaniem, «uczucie religijne i patriotyczne, jest posadą prawdziwego socjalizmu».[32] Najwięcej się zbliżał do poglądów Piotra Leroux. Nie tyle strona rozumowa socjalizmu, ile jego strona uczuciowa przemawiała do genjalnego autora Improwizacji Konrada. «Jesteśmy — powiada — zgodni z socjalizmem, ile razy się nam pokazuje jako rozwinienie uczucia religijnego i politycznego, a zostawiamy teologom i filozofom ich rzemiosło, to jest: rozprawę nad teorjami».[33] Droga propagandy pokojowej, kiedy rozzuchwalony despotyzm mordował bojowników wolności, niecierpliwiła go, bo za miljony kochał i cierpiał katusze. «Niech tedy obywatel Considérant — woła nasz poeta — zwinie na ten raz swoję pokojową chorągiew, niech wywiesi natomiast sztandar ostatniej wojny przeciw despotyzmowi i za wolność, a może być pewnym, że po stanowczem zwycięstwie nie znajdzie nas w szeregach swoich nieprzyjaciół».[34] Najprzód, trzeba uczynić Europę wolną, a później uporządkować sprawiedliwie stosunki jej społeczne. «Kiedy Węgry zdobędą swoję niezależność, kiedy Polska odwali swój kamień grobowy, kiedy Niemcy i Włochy przyjdą do odrodzenia się swojego, nakoniec kiedy wszystkie ludy wolne, jedne przez drugich i jedne dla drugich, ogłoszą jedyny i prawdziwy święty alijans, święty alijans ludów, wtedy pierwsza połowa dzieła narodów będzie dopełnioną, wtedy razem wszystkie ludy zajmą się i drugą jej częścią, może najtrudniejszą, jak podzielić i zastosować do pojedyńczych osób szczęście zdobyte wspólnemi siłami».[35] Krytyka Mickiewicza była zwykle dosadna. Mówiąc o reakcjonistach i udawanej przez nich obawie gwałtów rewolucyjnych, powiada: «Nie lękają się oni powrotu dawnych gwałtów rewolucyjnych, ale Rzeczypospolitej i rozwoju regularnego zasad sprawiedliwości i ludzkości. I w istocie, podobny rozwój jest najgroźniejszy dla gatunku najgorszego komunistów i chcących się dzielić (partageux), jakiemi nikt inny nie jest, tylko reakcjoniści. — Ciż sami bowiem reakcjoniści używali wspólnie kapitałów Francji, jak gdyby kraj ten stanowił stowarzyszenie komunistyczne, nie wzniósłszy do spółki najmniejszej części swego mienia. Emigranci, dawni senatorowie, zdrajcy Napoleona i Orleaniści, zdrajcy wszystkich rządów, byli zawsze wierni zobowiązaniu się, aby sobie wspólnie dopomagać w wyzyskiwaniu Francji».[36] Mickiewicz chociaż opierał się wierzyć — jak sam się wyrażał — «w postęp organiczny, porządny i prawny»,[37] to wszakże pojmował dobrze, «że w rewolucji trzeba być rewolucjonistą, inaczej upadek musi być nieochybny».[38]
Myśl polska międzynarodowa objawiła się także w usiłowaniach polskich pogodzenia Węgrów ze Słowianami i jeszcze więcej na kongresie słowiańskim w Pradze. Kiedy Czesi, których liczebna przewaga na kongresie była ogromna, nadawali kongresowi charakter prawie wyłącznie obrony narodowej, Polacy podnosili konieczność połączenia sprawy narodowej ze sprawą wolności i byli głównemi rzecznikami tej myśli międzynarodowej, która tak świetnie uwydatniła się w Manifeście słowiańskim. Znany jest w tym względzie wpływ i udział Andrzeja Moraczewskiego i Karola Libelta. Manifest, potępiając i odpychając wszelką przemoc, odrzucając wszelkie przywileje i żądając równego wymiaru praw i powinności dla każdego, powiadał: «Podajemy wszystkim sąsiednim narodom braterską rękę, które również jak my gotowe są: uznać zupełną wszystkich narodowości równość, bez względu na ich polityczną wielkość i potęgę, i takową czynnie popierać i bronić». Manifest proponował zwołanie powszechnego kongresu ludów europejskich, «na którymby wszystkie międzynarodowe stosunki wyrównać się i załatwić mogły, gdyż jesteśmy — powiadał — przekonani, że wolne narody łatwiej porozumieją się z sobą, niż płatni od królów i książąt dyplomaci».
«Rewolucja 1848 r. — powiada Demokrata Polski z dnia 19 stycznia 1851 r. — uznała braterstwo społeczne, ale nie pojęła politycznego czyli solidarności ludów. — Stąd dziś górą monarchizm i reakcja, stąd chwilowy upadek rewolucji, stąd wszystkie doznane nieszczęścia, wszystkie niebezpieczeństwa grożące teraz».
Było to rzeczywiście uświadomienie istotnego błędu, który w znacznej części przyczynił się do upadku rewolucji 1848 i 1849 r. Socjalizm nie doszedł był jeszcze do świadomości międzynarodowej. Wyjaśnił to pomiędzy innemi Jan Podolecki, członek Centralizacji Towarzystwa Demokratycznego Polskiego, na obchodzie rocznicy 24 lutego w Londynie w 1851 r. «Wielka zasada Wolności, Równości i Braterstwa, jakoteż solidarności ludów, oderwana od narodowego istnienia, od niepodległości politycznej — mówił Podolecki — pozostaje na zawsze w stanie niespełnionej teorji, niemożliwej w praktyce. Obywatelstwo wynika z wyobrażenia Ojczyzny; w epoce takiej jak nasza, same jedynie obywatelskie cnoty mogą służyć skutecznie sprawie człowieczeństwa. Socjalizm czysto kosmopolityczny, niezdolny skruszyć jarzma cisnącego karki ludów, byłby tylko blichtrem i anachronizmem; — równie jak miłosierność i filantropja osobista, jest tylko blichtrem wobec społecznej nędzy. Prawdziwy socjalizm, rzeczywista wolność i solidarność, gruntuje się na indywidualizmie narodów, na sojuszu ludów, nie zaś na zniesieniu narodowości».
Myśl ta sama przejawia się w odezwach i czynnościach Komitetu Centralnego demokracji europejskiej, który zawiązał się w Londynie w 1850 r. Do składu jego weszli: Ledru-Rollin, Mazzini, Wojciech Darasz członek Centralizacji T. D. P. i Ruge. Następnie wszedł do komitetu także Bratiano. Komitet był widomym znakiem uznania zasady narodowości, równouprawnienia narodów, przymierza międzynarodowego.
«Jak państwo musi być harmonijną reprezentacją indywidualności i stowarzyszenia — powiada Komitet w swojej odezwie do ludów z dnia 20 października 1850 r. — tak każda organizacja demokratyczna reprezentować powinna i harmonizować z sobą narodowość i przymierze, ojczyznę i ludzkość. Gdzie te dwa żywioły nie są połączone, tam jest despotyzm i bezrząd; my zaś ani jednego, ani drugiego nie chcemy.
«Byli ludzie, którzy przestraszeni owemi wzajemnemi walkami narodów, jakie co krok znaczą krwią historją ludzkości, mięszając ciasny nacjonalizm rodów królewskich z narodowością ludów wolnych i równych, usiłowali w ostatniem stuleciu zatrzeć myśl narodową w jakimściś zamglonym kosmopolityzmie. W obec przeto zadania obejmującego całe człowieczeństwo, stawiali pojedyńcze indywidum, słabe, odosobnione; głosili cel, znosząc wszelkie dla dopięcia go środki. Było to konieczne, jakkolwiek przesadzone, oddziaływanie przeciw systematowi, fałszującemu myśl — rodzicielkę narodowości i stawiającemu w jej miejsce nieprzyjazne interesy kilku panujących rodzin.
«Myślą — rodzicielką narodowości jest organizacja ludzkości w jednorodne gromady, celem dopełnienia wspólnego obowiązku: postęp zatem powszechny i rozwinięcie ku Dobru wszystkich sił danych rodowi ludzkiemu».
W odezwie do ludów rumuńskich, Komitet jeszcze szczegółowiej rozwija swe myśli w tym przedmiocie. «Żaden lud — czytamy w tej odezwie — nie może odtąd pojedyńczo postępować po ziemi i zdobywać wolność, owe tchnienie życia; równie jak żaden człowiek nie może pojedyńczo odosobniać się w łonie społeczeństwa. Ludy są jednostkami ludzkości. Wstąpcie w ich wielką rodzinę; przy jej ognisku odzyskacie prawne dowody waszego przyszłego narodowego istnienia. Podajmy sobie rękę nad grobowcami naszych męczenników. Taż sama ziemia nas mieści; toż samo niebo rozpościera się nad naszemi głowy: niechże taż sama myśl miłości rozgrzeje nasze serca, niech toż samo znamię zaświadczy o braterstwie przed Bogiem i przed ludźmi. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego: to hasło jedynie nas zbawi, hasło święte, długo zapomniane przez ludy a przywłaszczone przez wrogów ku spełnieniu bezbożnych zamiarów

....................

«Narodowość jest wolnością ludów, nie zaś nienawiścią, nieufnością, ani zazdrością.

....................

«Przyszłość nie należy do królów, którzy na kongresie Wiedeńskim; mocą zwierzęcej siły, samowolnie porozrywali narody. Przyszłość należy do ludów sprzymierzonych, do kongresu, w którym wszystkie reprezentowane będą, na podstawie równości, który odnowi kartę europejską wedle życzeń ludów, stosownie do warunków geograficznych, do powinowactwa, mowy, tradycji i właściwych skłonności; przyszłość jest w powszechnem wotowaniu, w tej najwyższej ustawie Demokracji».
W odezwie do Polaków, Komitet przypominał, że Polacy to przynieśli światu wielką myśl: federacją ludów słowiańskich. «Czemużbyście nie mieli dać — zapytuje — hasła słowiańskiemu światu? Czemużby Warszawa nie miała stać się Rzymem północy, ogniskiem północnych plemion, jak Rzym był niem dla południowych i środkowych». Federacja ludów słowiańskich, to jest wręcz coś przeciwnego panslawizmowi. «Panslawizm, to nie wolność ludzkości, to jedność panteistyczna. Pojęcie potworne, płód despotyzmu wojskowego. — Europa cała odepchnęłaby go ze zgrozą, wszakże już od r. 1825 zaprzeczony jest nawet nad Newą. Panslawizm, to car. Nie z nim lud polski może i powinien wejść w sojusz, ale z męczennikami moskiewskiej wolności, ale z następcami Pestla, Murawijewa, Bestużewa i ich towarzyszy».[39]
Porobiłem te obszerne wyciągi z odezw Komitetu centralnego Demokracji europejskiej, mając na względzie dotychczas jeszcze nieraz powtarzane bałamuctwa w kwestji narodowości i mniemanej antisłowiańskości Polaków.
Nadzieje demokracji wojującej były wielkie. Zdawało się jej, że «przykra z lat 1848 i 1849 nauka wydała owoc».[40] Rozpostarła ona swoję sieć po całej Europie: we Francji, Włoszech, Hiszpanii, Niemczech, Węgrzech, Polsce, wzdłuż Alp, po obu brzegach Dunaju. Przez wychodźców rosyjskich sięgnęła do wnętrza caratu: pojawiły się rewolucyjne druki rosyjskie. Mniemała, że się zbliżyła już do celu. «Dzięki duchowi czasu, nieustającej propagandzie uczciwych mężów wszystkich krajów i staraniu Centralnego Komitetu Demokracji, będącego ich organem i tłumaczem — czytamy w odezwie patrjotów włoskich (Mazzini, Saffi, Montecchi i t. d.) — Europa ludów stanowi dziś jednę wielką armją, której podstawą operacyjną południe, a linja działań wojennych sięga północy. Skądkolwiek wyjdzie początkowanie, mniejsza; choćby od ludu nie będącego nawet legją tej armii, pójdzie ona za niem. Lud, który pierwszy w imię obowiązku i prawa z bronią w ręku przeciwko rzeczywistym ciemiężycielom powstanie, będzie przednią strażą głównego wojennego zastępu. Rewolucja już odtąd nie będzie francuską, niemiecką, włoską lub węgierską, ale europejską».
Centralny komitet rozwijał wielką czynność spiskową i agitacyjną, dopóki mu przyświecała nadzieja, że porządek reakcyjny w Francji nie zdoła się utrzymać na długo, i że Francja znowu wróci ku zasadom rewolucyjnym i republikańskim. Kiedy jednak zwycięska reakcja żelazną dłonią przygniotła ludy, nastąpiło znużenie i pewne rozprzężenie. W czasie wojny mocarstw zachodnich z Rosją, ożywiły się znowu nadzieje rewolucjonistów europejskich, i w 1855 r. zawiązało się w Londynie Stowarzyszenie Międzynarodowe, do którego przyłączyła się także Gmina rewolucyjna polska, złożona z pozostałych dawnych członków Ludu Polskiego. Do komitetu tego stowarzyszenia należeli: Gustaw Bonnin, Jan Kryński jeden z czynniejszych członków Ludu Polskiego, pułkownik Oborski, Clarke, Bauer. Spory, jakie się wszczęły wskutek propagowanego przez wychodźców francuskich anarchizmu proudhonowskiego, rozsadziły stowarzyszenie. Cała gmina polska wystąpiła z tego związku.
Wojna włoska poruszyła żywo umysły ludów europejskich, które po wysiłkach rewolucyjnych 1848 i 1849 r. jakby zapadły były w stan moralnego odrętwienia. Z uwielbieniem i nadzieją zwracano oczy na bohatera walk włoskich, Józefa Garibaldiego, który stał się symbolem wolności narodowej i braterstwa międzynarodowego. Pod jego protektoratem, formował się rewolucyjny hufiec międzynarodowy, złożony z oddziałów polskiego, węgierskiego, niemieckiego i francuskiego, i układano plan wielkiej walki o wyswobodzenie narodów z pod jarzma austrjackiego i tureckiego. Ruch narodowy w Polsce podniecił jeszcze silniej umysły. Niestety, powstanie 1863 r. wypadło za pośpiesznie. Stronnictwo rewolucyjne w Europie zaczynało dopiero na nowo organizować się, i poczucie własnej siły było jeszcze za słabe w ludach. Pomimo więc silnego i powszechnego współczucia w Europie dla sprawy polskiej, pomoc europejska była mała. Wbrew zapewnieniom patrjotów włoskich, okazało się, że Europa Ludów nie stanowiła jeszcze jednej wielkiej armii, i że inne ludy nie pośpieszyły w ślad za Polską, chociaż ta z bronią w ręku powstała przeciwko rzeczywistym ciemiężycielom. Mazzini wstydził się za Włochów, za ludy, za Europę rewolucyjną. «Na wezwanie Polski — pisał na początku października 1863 r. — powinniśmy byli powstać. Powstanie wasze wskazywało nasz obowiązek, kreśliło drogę i dawało sposobność. Węgry powinny były powstać jak jeden człowiek. Nie mogły lękać się interwencji, która w 1849 r. zabiła ich powstanie. Grecja, Serbja, Bułgarja, Rumunja i wszystkie narody, potrzebujące wywalczyć uznanie dla swej narodowości, której zaprzeczają Turcy i rząd austrjacki, powinny były korzystać z chwili, którą nastręczało wasze powstanie. Zagrażaliście i zagrażacie jeszcze carowi, którego ambicja chciałaby zmonopolizować ich przyszłe losy. Włochy powinny były pierwsze odpowiedzieć na wasze wezwanie. Uderzając na Austrją w Wenecji, dałyby hasło do wojny krzyżowej wszystkich narodowości».[41] Na usprawiedliwienie jednak ludów, trzeba dodać, że dyplomatyczna kampanja Napoleona zbałamuciła była silnie opinją powszechną, która zaczęła wreszcie wierzyć w możliwą interwencją zbrojną. Często dawało się słyszeć następnie od socjalistów i rewolucjonistów europejskich, że powstanie polskie zbłądziło, poddając się pod kierunek arystokratyczno-szlachecki. Niewątpliwie, był to błąd wielki i szkodliwy dla samego powstania, lecz spada on w równej mierze na wszystkie ludy europejskie, ponieważ opuszczona przez nie Polska szukała ratunku wszędzie, gdzie widziała jakiś promyk nadziei dla siebie.
Tymczasem klasa robotnicza przychodziła do pewnej świadomości swej siły i swego znaczenia. Ruchliwość jej przybierała rozmiary, jakich dotąd jeszcze z jej strony nie znano. Socjalizm ucieleśniał się — można powiedzieć. Agitacja w sprawie polskiej wprowadziła robotników różnych krajów w stosunki z sobą. Właśnie, kiedy robotnicy paryscy przyjechali do Londynu, w celu agitowania w sprawie polskiej, na mityngu 28 września 1864 r., w tejże sprawie zwołanym, powzięto uchwałę założenia Towarzystwa Międzynarodowego Pracowników.
Chociaż w pierwszym manifeście Stowarzyszenia Międzynarodowego, silnie zaznaczono, że pierwszym obowiązkiem klasy robotniczej jest zdobycie władzy politycznej, to jednak było to zdanie raczej samego autora, Marxa, albo też zdanie Rady Ogólnej w Londynie, lecz wcale nie było wyrazem przekonania większości członków Stowarzyszenia.[42] Z początku widocznie objawiała się niechęć dla kwestji politycznych a nawet dla kierunku rewolucyjnego, w zwykłem rozumieniu tego słowa.[43] Wówczas w kołach socjalistyczno-robotniczych w zachodniej Europie przeważał prąd pokojowy, spowodowany dwiema przyczynami: jedną był panujący wówczas mutualizm proudhonowski; drugą zaś głębszą przyczyną, zasadniczą, było przekonanie, aczkolwiek może niedostatecznie jeszcze uświadomione, że rewolucja społeczna, a przedewszystkiem ekonomiczna, nie jest tak łatwa jak rewolucja polityczna i nie może odbyć się doraźnie, za pomocą li tylko przewrotu gwałtownego. Przytem wzgląd utylitarny, mający na celu uprawnienie egzystencji jawnej Internacjonału, przemawiał za tem, ażeby nie wywoływać przedwcześnie prześladowania rządowego. Z tego powodu Stowarzyszenie Międzynarodowe oświadczało się przeciwko towarzystwom tajnym a więc jedynym organizacjom, które dla robotników i socjalistów są możliwe w państwach, pozbawionych wolności politycznej, a jeszcze bardziej w krajach, jęczących pod podwójnem jarzmem, narodowem i politycznem.
Pierwszy kongres Stowarzyszenia Międzynarodowego, który zgromadził się we wrześniu 1866 r. w Genewie, stanął na gruncie czysto ekonomicznym i pokojowym. Z wyjątkiem dosyć słabej rezolucji przeciwko stałym armjom, zamknął się on wyłącznie w kwestjach polepszenia stanu klasy robotniczej. Antipolityczne i pokojowe usposobienie kongresu uwydatniła najlepiej dyskusja w sprawie rezolucji za niepodległością Polski. Francuscy delegaci, przeważnie mutualiści ze szkoły proudhonowskiej, oświadczyli się przeciwko głosowemu w tej kwestji i stawiali zamiast konkretnej abstrakcyjną rezolucją, a mianowicie że kongres jest przeciwny wszelkiemu despotyzmowi we wszystkich krajach. Dopiero oświadczenie się robotników angielskich i przemówienie Jana Filipa Beckera, który pomiędzy innemi argumentami wskazał na niewykonalność rezolucji zniesienia stałych armji w Europie, dopóki Polska w jarzmie zostawać będzie, zdecydowały przyjęcie rezolucji, domagającej się niepodległości Polski.
Stowarzyszenie Międzynarodowe nie zadawalniało wszystkich aspiracji przyszłościowych. Potrzebę otwartego podniesienia kwestji wolności politycznej w Europie odczuwano silnie. I dla tego projekt zwołania kongresu, któryby zgromadził wszystkich zasłużonych bojowników wolności, znalazł powszechny poklask. Pomiędzy temi, którzy się odezwali pierwsi na wezwanie, wodzimy wielu socjalistów, zwłaszcza francuskich. Napotykamy tu nazwiska: Ludwika Blanca, Cantagrela, Greppo, Piotra Leroux, Carnot’a, Acollasa, Bonnemère'a, Elizeusza Réclus, Juljusza Valles’a, Guépin’a i t. d. Socjaliści belgijscy wysłali na kongres Cezarego de Paepe. Ludwik Büchner, Karol Grün, Jan Jakoby, Goegg, Becker przyklasnęli projektowi kongresu. Z życzliwością przyjęli zaroszenie angielscy członkowie Ligi Reformy, a także Jan Stuart Mill, Garibaldi, Hercen, Ogarew i t. d. Bakunin przyjechał umyślnie z Włoch na kongres. Sekcje Stowarzyszenia Międzynarodowego, lyońska, paryska, londyńska i inne, przysłały swoich reprezentantów. Sekcja genewska oświadczyła, że w całości przyjmuje program kongresu. Słowem, kongres Ligi pokoju i wolności, zwołany na 9 września 1867 r. do Genewy, miał być niejako uzupełnieniem Stowarzyszenia Międzynarodowego. Internacjonał reprezentował sprawę społeczną, Liga pokoju i wolności miała wywiesić chorągiew polityczną.
Czy jednak chęć utrzymania pokoju, szczerze propagowana przez inicjatorów kongresu, dałaby się pogodzić z dążeniem do wolności politycznej? Pierwszy protest wyszedł od Polaków. «Proklamować pokój — pisał Mierosławski — wobec istnienia dwóch cesarstw babylońskich (że tylko o nich mówię), które od Renu aż do Oceanu Spokojnego wznoszą się ponad wszystkiemi mogiłami, ponad wszystkiemi ciemnicami ponad wszystkiemi przekleństwami dwudziestu przygniecionych narodów; jest to godzić się z swoim losem, jest to uświęcać pokój niewoli powszechnej. Czas będzie zwołać pozostałych przy życiu na pole Majowe wówczas, kiedy kośćmi własnemi zapełnimy tę przepaść, którą właśnie nasze niedoświadczenie i nasza niecierpliwość pokojowa wyryły w 1848 i 1849 r.[44] Władysław Mickiewicz, pamiętny propagandy swego ojca, w liście nadesłanym z Paryża odwołał się do tradycji 1793 r. i słusznie zauważył, że należałoby mówić nie o pokoju, ale o wielkiej wojnie krzyżowej w celu oswobodzenia narodowości ujarzmionych. Wprawdzie, wychodźcy polscy w Genewie, z Bosakiem-Haukem na czele, zgodzili się wejść do komitetu centralnego Ligi, ale zastrzegli sobie prawo wojny. Mazzini był również tego zdania, że chęć utrzymania pokoju ogranicza wojnę tylko na korzyść monarchów despotów. Demokracja europejska ma inny cel przed sobą. «Tym celem jest wskrzeszenie Polski, jedność niemiecka, jedność włoska, jedność grecka, konfederacja dunajska zamiast cesarstwa austriackiego, Szwajcarja wschodnia, któraby zastąpiła cesarstwo tureckie w Europie jedność skandynawska, jedność iberyjska, wolność Francji, zjednoczone Stany republikańskie Europy, stały kongres międzynarodowy ponad wszystkiemu krajami. Tym celem — dla czego nie mamy powiedzieć? — jest ostatnia, wielka, święta wojna krzyżowa, bitwa Maratońska na korzyść Europy, dla tryumfu zasady postępu nad zasadą reakcji i energji«.[45]
Przebieg rozpraw na kongresie wykazał dostatecznie, że ci, co protestowali, mieli słuszność. Zwrócimy szczególną uwagę na dwa przemówienia: Garibaldiego i Bakunina. W jaki sposób mogli oni przemawiać za spokojem?! Czyż sama obecność Garibaldiego, który całe życie przepędził w zapasach zbrojnych z despotyzmem i reakcją nie była zaprzeczeniem marzenia o pokoju? I czy rószczka oliwna w rękach Bakunina nie zamieniała się raczej w rózgę archanioła mściciela? «My wszyscy wiemy — powiedział Garibaldi wśród grzmotu oklasków — że despotyzm jest fałszem, jest klęską ludzkości. My wszyscy wiemy, że środkiem na despotyzm jest braterstwo ludów».[46] «Sama tylko demokracja może zaradzić klęsce wojny, obalając fałsz i despotyzm».[47] Ale chcąc obalić fałsz i despotyzm, trzeba walczyć, walczyć zbrojnie. To też Garibaldi uważał, że niewolnik ma prawo wojować z tyranami. «Mówię i oświadczam głośno — wołał Garibaldi — że niewolnik ma prawo wojować z tyranami. Mniemam, że jest to jedyny wypadek, w którym wojna jest dozwolona».[48] A inne narody czy mają pomagać temu niewolnikowi? Jest to ich obowiązkiem — odpowiada Garibaldi. «Nie podzielam zdania tych, którzy mówią, że narody mają to, na co zasłużyły: każdy dla siebie, każdy kraj dla samego siebie».[49] I publiczność z zapałem wtórowała tym słowom bohatera włoskiego. — Jakiem prawem — zapytał Bakunin — on Rosjanin zabiera głos na tem zgromadzeniu międzynarodowem, które ma na celu zawrzeć przymierze pomiędzy narodami? «Zaledwie cztery lata upłynęły od czasu jak cesarstwo rosyjskie, którego — co prawda — jestem bardzo nieposłuszny poddany, wznowiło zbrodnię morderstwa, popełnioną nad nieszczęśliwy i bohaterską Polską, którą gniecie i dręczy nieustannie, lecz której nie zdoła nigdy zamordować, ku wielkiemu szczęściu całego świata, Europy, szczepu słowiańskiego i nawet ludów rosyjskich».[50] Dla Rosjan istnieją dzisiaj tylko dwie drogi: albo droga państwowa, droga Murawijewa wieszającego, albo droga rewolucyjna, droga wolności. «Kto kocha wolność i pragnie jej, ten powinien zrozumieć, że ziścić ją może tylko wolna federacja prowincyj i ludów, tj. że pierwszym warunkiem jest zwalenie cesarstwa».[51] Miał więc racją jeden z mówców, kiedy wyraził obawę, ażeby kongres pokoju nie zamienił się w kongres wojny. Chodziło właściwie tylko o to, ażeby ta wojna była dobrą wojną.[52]
W tym samym prawie czasie, cokolwiek wcześniej, odbywał się w Lozannie drugi kongres Międzynarodowego Stowarzyszenia. Sprawozdania delegatów rozmaitych krajów przekonały członków kongresu, że tam gdzie niema wolności politycznej, robotnicy kręcą się w błędnem i zgubnem dla ich interesów kole: że wszędzie gdzie prawa obywatelskie były ograniczone, gdzie nie można było swobodnie zgromadzać się, mówić i pisać, rezultaty propagandy Stowarzyszenia były małe; wreszcie że właśnie największe jego postępy uwidoczniły się w krajach, posiadających największą względnie sumę wolności politycznych. Wypowiedział to treściwie delegat genewski, Perron, w swoim raporcie o kwestji politycznej. Argument był bardzo przekonywający, i niepodobna było z nim walczyć. Jednogłośnie więc przyjęto rezolucją:
«Kongres międzynarodowy pracowników, zgromadzony w Lozannie we wrześniu 1867 r., zważywszy,
«że brak swobód politycznych przeszkadza kształceniu się społecznemu ludu i oswobodzeniu się proletarjatu,
«oświadcza:
«1) że oswobodzenie się społeczne pracowników jest nieodłączne od oswobodzenia się ich politycznego;
«2) że zaprowadzenie wolności politycznych jest środkiem pierwszej i nieodbitej konieczności».
Rezolucją tę uznano za tak ważną, że postanowiono ogłaszać ją wszędzie robotnikom i powtarzać ją uroczyście każdego roku.
Pomimo tej rezolucji jednak, kongres brukselski, we wrześniu 1868 r., nie pojmował jeszcze ścisłej łączności sprawy politycznej ze społeczną. Przemówienie Przewodniczącego Dupont’a, zamykające posiedzenia kongresu, było jednym więcej na to dowodem. Rewolucje 1830 r. i 1848 r. nie miały — jego zdaniem — wpływu na polepszenie stanu klasy pracującej. Przypuśćmy nawet, że istotnie tak było. To nasuwa się jeszcze bardzo ważne pytanie, czy bez tych rewolucyj odbyłby tak szybko wzrost świadomości klasy robotniczej? A jednak ta świadomość jest najgłówniejszym warunkiem zwycięskiego rozwoju kwestji robotniczej. Genewczyk Catalan przytem kilka razy wskazał dotykalnie członkom kongresu, jak ważną jest wolność polityczna dla normalnego rozwoju sprawy robotniczej, npd. w kwestji skuteczności lub bezskuteczności zmowy.
Jeżeli Stowarzyszenie Międzynarodowe, lekceważąc stosunki polityczne życia ludów europejskich, nie zadawalniało w zupełności pragnień demokracji socjalistycznej, to jeszcze mniej je zadawalniała Liga pokoju i wolności. Już na kongresie w Genewie objawiło się przeciwieństwo nie tylko pomiędzy szczeremi zwolennikami wolności i gorliwemi propagatorami pokoju, ale także pomiędzy burżuazją liberalną i demokracją socjalistyczną. Na drugim kongresie w Bernie w 1868 roku przeciwieństwo to ostatnie doprowadziło do rozdwojenia: mniejszość socjalistyczna, z małym wyjątkiem, wystąpiła z Ligi. Współczując ruchowi usamowolniania się klasy pracującej, przymknęła ona do Stowarzyszenia Międzynarodowego i równocześnie utworzyła Międzynarodowy Związek demokracji socjalistycznej. Rada Ogólna Stowarzyszenia Międzynarodowego, czyli raczej Marx upatrywał w tem utworzeniu Związku jedynie ambicją Bakunina, pchającą go do stanowiska dyktatorskiego. Niezawodnie, potężna ambicja Bakunina odegrała przytem nie małą rolę, lecz przypisywać wszystko osobistemu tylko jego wpływowi, byłoby błędem: do utworzenia Związku pobudzały te same potrzeby, co i do utworzenia Ligi pokoju i wolności. Anarchizm bakuninowski nawet — jak to już zauważyłem gdzieindziej — był nie tyle jakimś pomysłem teoretycznym, ile przejawem niecierpliwości rewolucyjnej, połączonej z pomieszaniem doktryn socjalistycznych z aspiracjami politycznej natury.
Kongres Bazylejski, na początku września 1860 r., był pod każdym względem najważniejszy ze wszystkich kongresów Stowarzyszenia Międzynarodowego. Nie tylko wskazywał on szerzący się wpływ Internacjonału, ale pomiędzy jego przedstawicielami pojawili się w znaczniejszej liczbie znani bojownicy z 1848 i 1849 r., jak Rittinghausen, Liebknecht, Bakunin i inni. W ten sposób nawiązywała się nić pomiędzy ruchem rewolucyjnym 1848 r. i nowym ruchem międzynarodowym. Podniosły się głosy za uwydatnieniem strony politycznej Stowarzyszenia; zwłaszcza energicznie przemawiali w tym przedmiocie Niemcy: Liebknecht. Rittinghausen i Goegg, Anglik Appleghart i Szwajcar Bürkli. Zauważmy przytem, że polska demokracja socjalistyczna porównywując kongres Bazylejski Stowarzyszenia Międzynarodowego i kongres Lozański, także w 1869 r., Ligi pokoju i wolności, zaczynała się skłaniać ku pierwszemu, jak to widzimy pomiędzy innemi w ocenieniu obu kongresów przez genewski Le Peuple Polonais, który objawił nawet pewny żal do jenerała Bosaka-Haukego, że ten ustąpieniem ze Zgromadzenia nie poparł swej obrony Czechów, których dla świętego pokoju poświęcono zachłanności germańskiej.
Prawdopodobnie, Stowarzyszenie Międzynarodowe, w miarę rozwoju i uświadomienia swego zadania, dążyłoby coraz silniej do rozszerzenia swego wpływu, do zajęcia stanowiska przewodniego i do zjednoczenia całej demokracji socjalistycznej pod swój sztandar. Wiele okoliczności zapowiadało to. Mutualiści ze szkoły proudhonowskiej coraz bardziej tracili swój wpływ, a natomiast wzmagało się znaczenie kolektywistów i komunistów. Ruch pokojowy ustępował rewolucyjnemu. Klasa robotnicza żywo objawiała swoje współczucie ku wszelkim walkom wolnościowym. W Genewie, jednym z najważniejszych punktów ruchu międzynarodowego, w listopadzie 1867 r., kiedy Garibaldi wyruszył z oddziałem zbrojnym ku Rzymowi, robotnicy uchwalili adres do narodu włoskiego, z którego przytoczę ustęp końcowy dla scharakteryzowania uczuć klasy pracującej. Odzywając się do Włochów, robotnicy tak mówią o sobie: «my robotnicy, którzy kilka tygodni temu ściskaliśmy dłoń waszego bohatera, prowadzącego was zawsze do zwycięstwa; my, którzy czcimy w waszym Mazzinim wielkiego republikanina, prawdziwego obywatela ludzkości; my, którzy oddajemy wam nasze serca i ofiarujemy nasze ręce; my, którzy czujemy, że wraz z waszym tryumfem i my tryumfować będziemy, ponieważ władza średniowieczna w kościele i państwie obaloną zostanie na zawsze, i wasza ojczyzna odrodzona stanie się godnym członkiem konfederacji republikańskiej Europy; wreszcie my, którzy proklamujemy solidarność wszystkich ludów, przedewszystkiem w ich walce o tryumf wolności»... Adres ten robotników genewskich został ogłoszony w La Voix de l’avenir, organie Stowarzyszenia Międzynarodowego Szwajcarji romańskiej. W tymże samym mniej więcej czasie w Londynie Rada ogólna protestowała przeciwko wieszaniu fenjanów i zwoływała mityngi, na których przemawiała za narodowemi prawami Irlandczyków. W samej Francji, w miarę wzmagania się życia politycznego, socjaliści rozwijali coraz większą czynność polityczną. W grudniu 1866 r. zaczął wychodzić w Paryżu organ socjalizmu rewolucyjnego, Marseillaise. «Założyciele zamierzają — pisze Varlin 25 grudnia 1869 r. o tym dzienniku — nie tylko szerzyć propagandę, ale nadto połączyć całe stronnictwo socjalistyczne europejskie, ustanowić w drodze dziennikarskiej stosunki stałe pomiędzy wszystkiemi grupami, słowem przygotować rewolucją socjalną europejską».[53]
Niezawodnie, że groźba zbliżającej się olbrzymiemi krokami rewolucji wpłynęła potężnie na decyzją rządu napoleońskiego przyśpieszenia wojny z Prusami. Internacjonaliści protestowali powszechnie przeciwko tej wojnie, albowiem silnie krzyżowała ich nadzieje. Kiedy jednak armja najezdnicza, po upadku Napoleona i ogłoszeniu Rzeczypospolitej, stanęła pod murami Paryża, socjaliści francuscy wspólnie z rewolucjonistami radykalnemi domagali się walki zawziętej na noże, i pomiędzy temi, którzy nalegali na rząd, aby się chwycił środków najenergiczniejszych, napotykamy prawie wszystkie głośne nazwiska socjalistów paryskich. Eugenjusz Varlin, ta prawdziwa chluba proletarjatu francuskiego, pisał jeszcze 20 lutego 1871 r.: «mybyśmy chcieli, ażeby prowincja prowadziła dalej wojnę aż do ostatecznej możności; nasi przyjaciele rewolucyjni staraliby się wszelkiemi możliwemi sposobami połączyć się z Garibaldim i jego walecznemi żołnierzami. Lecz nie śmiemy spodziewać się tego... Dzisiaj powiem wam tylko, żeśmy zawsze spełniali nasz obowiązek, i jeżeli zdrajcy Trochu, Favre i spólnicy zdołali nas wydać, sprzedawszy nas oddawna, to z pewnością nie nasza w tem wina, lecz wina Paryżan, którzy z zaślepieniem aż do ostatniego dnia wierzyli w słowa tych adwokatów, zapewniających wciąż, aż do przedednia kapitulacji, w proklamacjach swoich, że chcą bić się i zwyciężyć lub umrzeć, kiedy tymczasem od pierwszego dnia myśleli tylko o kapitulowaniu»...[54]
Patrjotyzm republikański ludności paryskiej był niezawodnie najważniejszą przyczyną tych wypadków, które zaszły w połowie marca 1871 r. w Paryżu i które doprowadziły do wojny domowej. Wszyscy historycy rewolucji 18 marca z wyjątkiem pamflecistów reakcyjnych, twierdzą to zgodnie. Gwardja narodowa paryska, widząc reakcyjne usposobienie Zgromadzenia Narodowego w Bordeaux i obawiając się nawet o egzystencją samej rzeczypospolitej, postanowiła sfederować się i nie dać rozbroić się. «Pierwszy ruch federacji gwardji narodowej — zdaniem Malona — był więcej patrjotyczny, aniżeli rewolucyjny».[55] Komitet centralny tej federacji stał się faktyczną władzą. Internacjonaliści nie tylko nic się nie przyczynili do tego, ale nawet niechętnie i podejrzliwie patrzyli na tę nową siłę rewolucyjną. Kiedy Varlin, który niezaprzeczenie najwydatniejszą był osobistością w internacjonalnym ruchu francuskim, na radzie federalnej Międzynarodówki 1 marca zaproponował, ażeby członkowie starali się wejść do Komitetu centralnego, posypały się liczne protesty: jedni mówili o niewłaściwości kompromisu z burżuazją, drudzy o nieschodzeniu z drogi międzynarodowej, trzeci o skompromitowaniu przez to Stowarzyszenia Międzynarodowego. Na to odrzekł słusznie Varlin: «jeżeli zostaniemy sami wobec takiej siły, wpływ nasz zniknie; jeżeli połączymy się z komitetem, zrobimy olbrzymi krok ku przyszłości społecznej». Zastosowano się połowicznie tylko do rady Varlin’a, wysyłając do Komitetu centralnego czterech delegatów.
Z pewnością byłoby lepiej, gdyby w Paryżu nie doszło było do wybuchu rewolucyjnego. Była to albowiem najgorsza dla niego chwila. We Francji stała 800 tysięczna armja niemiecka, i na większości fortów paryskich powiewały chorągwie czarno-biało-czerwone. Powstanie Paryża przeciwko rządowi w takich okolicznościach musiało w oczach większości Francuzów przedstawiać się czynem niepatrjotycznym. Znowu, biorąc rzecz z innej strony, gdyby Komitet centralny nie uznał był pokoju zawartego w Bordeaux i rozpoczął walkę narodową, jak tego domagali się niektórzy, czyżby mógł zwyciężyć? Rzecz bardzo wątpliwa, chociaż nie niepodobna. Wznowienie wojny przez Paryż poruszyłoby silnie całą republikańską i patrjotyczną Francją.
Lecz co prawda, w Paryżu, pomimo że często mówiono o rewolucji społecznej, nikt na serjo nie myślał, aby mogła ona wybuchnąć przed ustąpieniem Niemców z ziemi francuskiej. Jedna była myśl powszechna: skorzystać z trudnego położenia rządu i wymódz na nim samorząd Paryża i pewne rękojmie dla ubezpieczenia rzeczypospolitej. Zdawało się rzeczą niemożliwą, ażeby rząd francuski, wobec armii cudzoziemskiej, odważył się na taki czyn niepatrjotyczny, jak napad zbrojny na miasto, które okazało w czasie oblężenia tyle hartu i wytrwałości i tyle ucierpiało od wrogów. A jednak okazała się zdolną do tego burżuazja, i odważył się na to człowieczek, który najlepiej ją reprezentował. Burżuazja ustępowała, korzyła się przed najezdcami, ale uważała za niemożliwe ustąpić zupełnie słusznym żądaniom ludności stołecznej swego ojczystego kraju. Może instynktownie przeczuwała, że gdyby teraz ustąpiła, cofnęłaby tylko chwilę walki swej stanowczej z proletarjatem, i że właśnie chwila owa była dla niej najkorzystniejszą. Zuchwale więc rzuciła rękawicę i prowokowała rewolucją. O godzinie 8 zrana 18 marca, armja wraz z żandarmami, pod dowództwem Vinoy, rzuciła się na działa gwardji narodowej, by je zabrać. Na Batignolles udało się to zrobić prawie bez wystrzału. Na Montmartre, jenerał Lecompte już owładnął był działa, kiedy z ulic sąsiednich wynurzyli się gwardziści sfederowani, którym tłumy ludu towarzyszyły. Lecomte zagrodził drogę idącym kolumnom i kazał dać ognia. Ponieważ nie strzelano, mniemał, że żołnierze nie dosłyszeli rozkazu, więc drugi raz zakomenderował. Powtórny rozkaz przebrzmiał także bez skutku. Wówczas lud aklamował wojsko, i rozpoczęło się wzajemne bratanie. Na innych punktach żołnierze nie chcieli także bić się z ludem. Vinoy jak niepyszny musiał się cofnąć. Rząd poniósł porażkę. Gwardja narodowa tryumfowała. W ten sposób, Komitet centralny gwardji narodowej ujrzał się najniespodzianiej na czele rozpoczynającej się rewolucji.
Czy była to jednak rzeczywiście rewolucja? Ze wszystkiego wnosząc, w oczach tylko samego rządu przedstawiały się zaszłe wypadki jako rewolucja. Komitet centralny nie przypisywał im wielkiego znaczenia. Gdyby było inaczej, okazałby bezradność do niedarowania. Mógł bowiem jednym rzutem energicznym zabrać do niewoli wszystkich członków rządu i jego kasę, i zatrzymawszy wojsko i artylerją w Paryżu, rozpędzić Zgromadzenie Wersalskie i otworzyć stałą komunikacją stolicy z krajem. O rewolucji jednak tak mało myślano na serjo, że gdyby Thiers, Jules Favre i ich poplecznicy rządowi nie uciekli byli, wystraszeni własnem sumieniem, po tchórzowsku z Paryża, kto wie, czy nie utrzymaliby się dalej w swej roli rządowej. Przestrach rządu był tak wielki, że uprowadził on za sobą wojska z fortów; rewolucyjne zaś usposobienie Komitetu Centralnego było tak małe, że nie śpieszył nawet pozajmować tych opuszczonych fortów.
Można powiedzieć, Thiers zdecydował rewolucją. Kazał on urzędnikom opuścić Paryż. Trzeba więc było chcąc nie chcąc wziąść władzę i administracją w swe ręce. W dniu 19 marca powiewała już na ratuszu chorągiew czerwona.
«Francja ludowa — pisał le Vengeur — datuje się od 18 marca. Jest to era nowa, jak nową jest jej chorągiew. Francja szlachecka umarła w 89 r. z chorągwią swą białą! Francja burżuazyjna umarła w 71 r. z chorągwią trójkolorową. Nie ma już żadnych kast, żadnych klas! — Rozpoczyna się Francja prawa, Francja obowiązku, Francja pracy, Francja ludu, Francja wszystkich, młoda, nowa, żywa, gorąca jak jej szkarłatna chorągiew»...
Tak, rozpoczynała się, witana entuzjastycznie, a jednak z bolesną trwogą oglądano się wokół. Komitet centralny, złożony z ludzi nieznanych, którzy ani sami nie mieli wiary w siebie, ani wzbudzali jej w innych, chętnieby zrzucił z siebie odpowiedzialność i oddałby władzę w inne ręce. Poważne głosy doradzały, by Komitet odstąpił kierunek sprawy zgromadzeniu posłów i merów paryskich. «Godzina rewolucji społecznej jeszcze nie wybiła — powiadał Millière — błagam was: ustąpcie»... Malon był tego samego zdania. Varlin mniemał, że należało korzystać z położenia o tyle tylko, by wymódz samorząd gminny Paryża i zabezpieczyć istnienie rzeczypospolitej. Istotnie, oddanie władzy nad Paryżem zgromadzeniu jego posłów i merów było najlepszem wyjściem z trudnego położenia. Na tej drodze, możnaby wyjednać jakie ustępstwa, a co najważniejsza uniknąć wojny domowej, która nie miała żadnych widoków powodzenia, i której ogromna większość ludności paryskiej nie pragnęła. Prawdopodobnie, Komitet ustąpiłby, gdyby mniej było miłości własnej pomiędzy radykałami, stanowiącemi większość merów i posłów paryzkich, i mniej prowokacyjnego ducha w Thiersie i Zgromadzeniu Wersalskiem. O walce zbrojnej tak mało myślano, że Włodzimierz Rożałowski, który niedawno w szeregach francuskich bił się z Niemcami i który następnie wraz z Edwardem Borniewskim oddawał wielkie usługi Jarosławowi Dombrowskiemu, zabrał już był swoje manatki i chciał wyjeżdżać do Ameryki.
Po długiem ociąganiu się, zdecydowano wreszcie wybrać komunę t. j. radę gminną czyli miejską. Wybory odbyły się 26 marca. Stawiło się do głosowania 280.000 wyborców t. j. dwie trzecie uprawnionych do tego. Ludność powitała z entuzjazmem komunę. Czemże jednak była ta komuna? Była reprezentacją miasta Paryża i niczem więcej. Wszystkie stronnictwa miały w niej swoich przedstawicieli. Większość była radykalna i socjalistyczna, ponieważ taką była większość Paryżan. Stowarzyszenie Międzynarodowe wprowadziło do komuny wszystkiego tylko 17 członków na ogólną ich liczbę 78.
Jakże sama komuna zapatrywała się na swoję rolę? Czy uważała siebie za radę gminną czyli też za rząd rewolucyjny, który otwierał nową erę nie tylko dla Francji, ale dla całej Europy? Pojęcia w tym przedmiocie były niejasne, pomieszane; przeważała jednak ta myśl, że komuna była organem tylko lokalnym. Komuna odbywała nawet swe posiedzenia w sali rady gminnej, chociaż ta sala była dla niej bardzo niedogodna. Chaotyczność proudhonowska, która nie wywietrzała jeszcze była z głów młodszych socjalistów francuskich, jeszcze bardziej przyczyniała się do pomącenia opinij. Zdawało się im, że oni są prawdziwemi tylko socjalistami, i nie tylko odmawiali większości tego tytułu, ale nawet jej członków traktowali jako swych przeciwników.[56] Czy słusznie? — Artur Arnould przecież świadczy, że nikt w komunie, po ustąpieniu z niej kilkunastu członków burżuazyjnych, nie myślał opierać się reformom socjalnym, i że wszystkie dekrety socjalistyczne nie napotkałyby żadnego oporu.[57]
Większość, złożona z tak zwanych jakobinów i blankistów, będąc tego zdania, że komuna była raczej obozem wojennym aniżeli rządem regularnym, pogarnęła się do czynności polityczno-wojskowej, czynności zaś społeczne zostawiła tym członkom, którzy w jej przekonaniu najwięcej byli obeznani z teorją socjalistyczną. W dwóch komisjach najważniejszych dla przekształcenia społecznego, w komisji finansów i w komisji pracy, przemysłu i zamiany, socjaliści tak zwanej mniejszości stanowili ogromną większość: w komisji finansowej byli: Wiktor Clément, Varlin, Jourde, Beslaj, a więc czterech członków na ogólną liczbę pięciu; w komisji pracy, przemysłu i zamiany pracowali: Malon, Fraenkel, Theisz, Avrial, Eugenjusz Gérardin, a więc pięciu członków na ogólną liczbę ośmiu, z których przytem jeden podał się wkrótce do dymisji. Wskutek wyborów dopełniających, zaszła pewna zmiana osób w komisjach, ale w powyższych dwóch komisjach zawsze pozostawała przewaga mniejszości. I w czemże przejawiła się czynność tych socjalistów, którzy oskarżali członków większości, że w głowach ich panowała wyłącznie polityka? «Rozprawiał i o samorządzie gmin, o wolności słowa, o szkodliwości dyktatury — wszystko kwestje polityczne a odkładali na czas późniejszy zbadanie przez stowarzyszenia robotnicze stosunku pracy do kapitału, proletarjatu do własności; zaledwie decydowali się dotknąć do świątyni własności skarbu, banków, stowarzyszeń asekuracyjnych, a tem bardziej do własności osób prywatnych».[58] Znosili — powiada ostro Lissagaray — budżet wyznań, który zależał od Wersalu, a pobożnie uchylali głowę przed budżetem burżuazji, który mieli w swych rękach. Zbałamuceni proudhonowskiemi poglądami, upatrywali największe złe w jakobinizmie, marzyli o zniesieniu wszelkiej władzy państwowej i byliby gotowi zamienić Paryż ze stołecznego w federalne miasto. Okazali się słowem doktrynerami, którzy położenia swego dobrze nie rozumieli.
Co prawda, położenie, w jakiem znajdował się Paryż, najmniej sprzyjało czynności reformacyjnej. Można było wszakże wypracować w głównych przynajmniej rysach ustrój przyszłościowy, któryby pozostał dla późniejszych pokoleń tradycją i testamentem. Można było wznieść się myślą ponad bruk paryski i starać się płomiennem uczuciem rozognić serca całej Francji i ludów europejskich. I rzecz godna uwagi, że właśnie ci, którzy ze czcią przyjmowali tradycją 1793 r., okazywali największą gotowość ku temu.
Do dnia 2 kwietnia nie wierzono w wojnę domową, łudzono się jeszcze nadzieją zgodnego układu. Tymczasem Thiers zreorganizował armją i bez zawiadomienia uprzedniego, rozpoczął wojnę. O dziesiątej godzinie zrana 2 kwietnia, żołnierze wersalscy uderzyli na barykady w Courbevoie. Na drugi dzień młodzi jenerałowie, Bergeret, Eudes, Duval, Flourens, wbrew postanowieniu komuny, zrobili wycieczkę, na czele 40.000 ludzi, i ponieśli straszną klęskę. Wojna więc rozpoczęła się i wojna — jak odrazu można było widzieć — krwawa, bezlitośna, zawzięta.
Jakże się postawiła komuna wobec tego? Niestety, nie dorosła do olbrzymiej roli konwentu 1793 r. Nie zrozumiała ona tego, że najpierwszą i najgłówniejszą jej czynnością powinno było być gromadzenie i przygotowanie środków do walki. Zarzuty, które wypowiedział Rossel komunie w swoim słynnym liście z 9 maja, były słuszne. Nie pomagała ona bronić się, ale raczej przeszkadzała. Nie jakobinizm zabił komunę — jak to nieraz dawano do zrozumienia — ale przeciwnie zgubił ją ten anarchizm proudhonowski, którym za długo karmiła się francuska inteligencja rewolucyjna, zwłaszcza z klasy robotniczej. Komuna nigdy tego nie zrozumiała, że nie mogło chodzić o same komunę, ani obronę Paryża, lecz że należało uważać zbrojną walkę z Wersalem jako początek wielkiej powszechno-europejskiej wojny rewolucyjnej. A wszakże nie zbywało na jasnych poglądach w tym względzie, jak npd. pełny gorącego uczucia głos znakomitej publicystki, André Leo. Przypuśćmy bowiem, że Paryż obroniłby się od Wersalu, to czyż można było przypuszczać, ażeby Wilhelm z Bismarkiem pozwolili organizować komunę socjalistyczną?! Po walce więc z Wersalem, trzeba byłoby stoczyć jeszcze zawziętszą walkę z najazdem, ufortyfikowanym w granicach samej Francji. Tak też pojmowali tę wojnę jenerałowie polscy, Jarosław Dombrowski i Walery Wróblewski, jedyni jenerałowie w komunie — można powiedzieć — co na serjo traktowali wojnę, i którzy, lubo cudzoziemcy, umieli zdobyć miłość i zaufanie proletarjatu i z bataljonami obywatelskiemi stawić zwycięsko czoło wojskom regularnym. W Wersalu Thiers i jego pomocnicy słusznie uważali, że bez Dombrowskiego i Polaków komuna nie trzymałaby się tak długo. Starali się więc wzniecić podejrzenie ku Dombrowskiemu, rozpuszczali pogłoski o knuciu zdrady, a głupcy temu wierzyli. Członkowie komuny, zamiast poznać przeszłość tego człowieka, zamiast odwołać się do opinii jego rodaków, odgrzebywali oskarżenia, które w celu tendencyjnym Trochu[59] i Vinoy byli podnosili.
Komuna paryska była przejawem nie tyle internacjonalizmu, ile federalizmu proudhonowskiego. Ławrow słuszne zrobił spostrzeżenie, że podnosząc wciąż ideję komunalną, zapomniano o najistotniejszej rzeczy, o socjalizmie czyli raczej o wyzwoleniu proletarjatu. Jedynie radykalnem socjalistycznem rozporządzeniem było polecenie, dane izbom syndykalnym, ażeby przedstawiły spis warsztatów i fabryk opuszczonych przez właścicieli, a zarazem projekt organizacji towarzystw spółdzielczo-wytwórczych w celu oddania im owych warsztatów i fabryk. Dolecenie to jednak potrzebowało dłuższego czasu do wykonania, pozostało więc właściwie wskazówką tylko pragnień komuny.
Bądź co bądź jednak, komuna paryska była dziełem i bezpośrednim wyrazem proletarjatu paryskiego. Uświadomiła ona myśl gminną, komunalną i zespoliła ją silnie z myślą socjalistyczną. Z tego powodu socjaliści, robotnicy i wreszcie wszyscy szczerzy przeciwnicy despotyzmu i wyzyskiwania z współczuciem śledzili za przebiegiem walki Paryża z Wersalem, który przytem w oczach wszystkich prawdziwych patryjotów shańbił się był, przykładając rękę do rozbioru Francji, i kiedy komuna utonęła w potokach krwi, podnieśli okrzyk pełen zgrozy i boleści. Rocznica komuny stała się świętem proletarjatu europejskiego.
Dla czego jednak proletarjat europejski, pomimo starań nawet czynionych w Belgii i Anglii, nie objawił żadnego ruchu, żadnej ważniejszej manifestacji na korzyść komuny? Mnie się zdaje, że skomplikowane obecnością armii najezdniczej położenie komuny było główną tego przyczyną. — Co my pomóc możemy? — odpowiadano poniekąd słusznie. Bezsilny ruch proletarjatu pchnąłby tylko sąsiednie rządy do czynniejszej pomocy rządowi wersalskiemu. Czy jednak nie można było ruchem zewnętrznym przynieść wielką pomoc komunie i rozszerzyć rewolucją europejską? Mniemam, że można było. Ale tym ruchem zewnętrznym powinna była być rewolucja w Berlinie, w Prusiech, w Niemczech. Rewolucja łatwiej tam mogła się odbyć wobec tego, że prawie całe wojsko znajdowało się zagranicą albo nad granicą, i co ważniejsza jedynie ta rewolucja miałaby bezpośredni i natychmiastowy wpływ na Paryż i na całą Francją. Gdyby Rada Ogólna Stowarzyszenia Międzynarodowego była rzeczywiście silna, gdyby bałamuctwa o różnicy rewolucji społecznej i politycznej nie pomąciły były umysłów, gdyby starała się była przedtem połączyć pod swoim sztandarem całą europejską demokracją socjalistyczno-demokratyczną, toby mogła i powinna była użyć całego swego wpływu na wywołanie rewolucji w Berlinie. Gdyby mogła to zrobić i nie zrobiła była tego, to popełniłaby więcej niż błąd, popełniłaby zbrodnię przeciwko interesom ludowym i międzynarodowym.
Komuna wiele się przyczyniła do rozszerzenia przekonań socjalistycznych, ale nic się nie przyczyniła do ich wyjaśnienia, przeciwnie wniosła jeszcze większy zamęt. I w tym wypadku paryscy socjaliści mniejszości najwięcej zawinili. Im to głównie zawdzięczając, zamęt anarchiczny szeroko się rozlał. Wybujała także w tym czasie doktryna, że jedynym i wyłącznym celem powinna być rewolucja socjalna, że rewolucja polityczna nie tylko że nie przynosi korzyści, ale nawet jest szkodliwa, albowiem odwraca ona umysły od istotnego celu i zużywa potrzebne siły bezużytecznie.
Trzeba było całego szeregu smutnych doświadczeń, ażeby przekonać się o fałszywości tej teorji.
Ruchawka włoska nie zdołała nawet przybrać większych rozmiarów.
W Hiszpanii, po wyjeździe króla Amedeusza, komunaliści nie chcieli czekać, aż się umocni proklamowana rzeczpospolita, która jednak zapowiadała: usunięcie centralizacji, zniesienie stałego wojska i oddzielenie kościoła od państwa, i rozniecili na południu po miastach rokosz przeciwko rządowi republikańskiemu. Rokosz zgnieciono, a w potokach krwi utonęła także rzeczpospolita.
Rosyjscy rewolucjoniści przez długi czas byli najżarliwszemi obrońcami tezy bezużyteczności rewolucji politycznej. Smutne jednak doświadczenie zmusiło ich przyznać się do błędu, i jeden z najgorliwszych dawnych anarchistów, Jerzy Plechanow, gruntownie dzisiaj dowodzi, jak wielkie ma znaczenie rewolucja polityczna dla ewolucji społecznej.
Zdawałoby się, że Polacy, skrępowani i mordowani niewolą narodową i polityczną, nie powinni uledz temu błędowi, a jednak ulegli. Mieliśmy bolesne doświadczenie na «Prolelarjacie».
Równocześnie samo pojęcie międzynarodowości wykoszlawiło się. Międzynarodowość zamieniono w beznarodowość. Zanegowano historją, narodowość, organizmy społeczne. Niwelacyjna i centralistyczna dążność, pomimo programu wolnościowego i federalnego, chciałaby z proletarjatu europejskiego uczynić jakąś masę jednokształtną...
Trzeba przyznać, że temu prądowi najmniej ulegli niemieccy socjaliści. Zawdzięczali to może głównie swoim umysłowym przywódcom, Marxowi i Liebknechtowi. Ani jeden, ani drugi nigdy nie spuszczali z oka kwestji politycznych.
Kiedy w 1870 r. utworzono w Genewie sekcją rosyjską Towarzystwa Międzynarodowego, Marx w imieniu Rady Głównej pisał 24 marca z Londynu co następuje:
«Powiadacie w programie waszym:
«że jarzmo cesarskie, gniotąc Polskę, powstrzymuje jednakowo rozwój politycznej i społecznej wolności obu narodów, tak polskiego jak rosyjskiego;
«moglibyście dodać, że rosyjski gwałtowny zabór Polski jest zgubną podporą i rzeczywistą przyczyną istnienia militaryzmu w Niemczech a wskutek tego i na całym lądzie. Z tego powodu, socjaliści rosyjscy, pracując nad rozbiciem kajdan Polski, biorą na siebie wielkie zadanie zniweczenia militaryzmu, co jest koniecznem jako warunek przedwstępny dla ogólnego wyzwolenia proletarjatu europejskiego».[60]
Zapatrywania się Liebknechta dobrze są znane w tym przedmiocie. Na zebraniu robotniczem w Norymberdze w 1868 r. upominał on robotników, ażeby nigdy nie spuszczali z oka sprawy wolności politycznej, a największą zapewni jej gwarancją w Europie, «rozbicie caratu rosyjskiego i wskrzeszenie Polski». Świetna jego mowa w sprawie niepodległości Polski, wypowiedziana w parlamencie niemieckim w końcu lutego 1878 r., w swoim czasie zrobiła powszechne i wielkie wrażenie. Wówczas już przepowiedział, co czeka w przyszłości niepodległą niby Bułgarję.[61]
Potrzeba odbudowania Stowarzyszenia Międzynarodowego coraz silniej się uczuwa. Angielscy socjaliści postanowili zająć się tem pilnie. Oby tylko dawne błędy się nie powtórzyły!







  1. Str. 19. Przestrogi dla Polski. Dnia 4 stycznia 1790.
  2. Str. 56 i 57.
  3. Str. 23. Dzieła Adama Mickiewicza. Tom IV. Paryż 1880.
  4. Str. 126. Tom V. Nędznicy w przekładzie Wincenty Limanowskiej.
  5. Str. 163. T. VI.
  6. Str. 268. Tom XXI. Dzieje powszechne Szlossera i Hagena w polskiem tłumaczeniu.
  7. Str. 8 i 9. Tom VI.
  8. Str. 18.
  9. Str. 625. T. XX. Polska, dzieje i rzeczy jej rozpatrywane przez Joachima Lelewela. Poznań. 1864. List do Hercena 6 sierpnia 1855 r.
  10. Str. 427. L. c.
  11. Str. 276. L. c.
  12. Str. 474. L. c. Głos na obchodzie 29 listopada 1845.
  13. Str. 555. L. c. List do Welkera 13 kwietnia 1848.
  14. Str. 65. Tom VI.
  15. Str. 67.
  16. Str. 73.
  17. Str. 76.
  18. Str. 18. Lud Polski w emigracji Jersey. MDCCCLIV.
  19. Str. 50
  20. Str. 9. T. VI.
  21. Str. 186. Daniel Stern. — Histoire de la révolution de 1848 Paris.
  22. Towarzystwo Prekursorów miało liczyć około trzech miljonów ludzi w Irlandji i Anglii. Str. 176. Lud Polski.
  23. Str. 177. Lud Polski.
  24. Str. 31. Patrjotyzm i socjalizm. Drugie poprawione wydanie. Paryż. 1888.
  25. Str. 25 i 26. Compte Rendu du 17 anniversaire de la Révolution Polonaise du 29 novembre 1830. Paris.
  26. Str. 31.
  27. Str. 363.
  28. Str. 19. Co jest rewolucja i jakie jej stanowisko. Paryż. 1849.
  29. Czy nie Lew Szawaszkiewicz.
  30. Tak npd. przetłómaczyła artykuł Tkalczewicza p. t. Słowianie i polityka, drukowany w Nowinach, wychodzących w Zagrzebiu.
  31. Str. 165 VI.
  32. L. c.
  33. Str. 166.
  34. Str. 171.
  35. 205.
  36. Str. 190.
  37. Str. 152.
  38. Str. 110.
  39. Wyciągi te porobiłem z londyńskiego Demokraty Polskiego: Nr. 2, 28 i 31 z 1851 r.
  40. Komitet narodowy włoski do Włochów. — Demokrata Polski, Nr. 44 z 1851 r.
  41. Str. 238. II. Historja powstania narodu polskiego 1863 i 1864 r.
  42. Można to udowodnić licznemi ustępami z ówczesnych dzienników, wydawanych przez rozmaite sekcje Stowarzyszenia Międzynarodowego, jak np. l’Association Internationale i La Voix de l’avenir w Szwajcarji i L’Internationale w Brukseli.
  43. L’Internationale w jednym z pierwszych swoich numerów (31 stycznia 1869 r.) umieściła naczelny artykuł: Révolution et révolutionnaires, w którym powiada: „Beaucoup confondent la Révolution avec la Révolte, et pourtant un abîme sépare ces deux choses“.
  44. Str. 93 i 94. Annales du Congrès de Genéve. Genève 1868.
  45. Str. 341 i 342.
  46. Str. 137.
  47. Str. 139.
  48. Str. 139.
  49. Str. 137.
  50. Str. 187.
  51. Str. 188.
  52. W korespondencji zabranej u Emila Acollasa, który bardzo gorliwie agitował w sprawie kongresu genewskiego, prokuratorja znalazła list, w którym znajdowały się następne wyrazy: „Trzeba jechać do Genewy. Mybyśmy mogli zatopić kongres. Mybyśmy mogli przerobić kongres i zrobić z niego wcale co innego... Trzeba dobrze wytłumaczyć naszym przyjaciołom, że nie chodzi o pokój, lecz o wojnę i to dobra wojnę“. Str. 60. Procès de manoeuvres à l’intérieur et de societé secrète. Paris, 1868.
  53. Str. 35. Les grands procès politiques. Troisième procès de l’Association Internationale des travailleurs à Paris. Paris Juillet 1870.
  54. Str. 190 i 191. Mémoire de la Fédération jurassienne, Sonvillier.
  55. Str. 57. La troisième défaite du prolétariat français par B. Malon. Neuchatel 1871.
  56. Ponieważ młodzi socjaliści najwięcej pisali o komunie paryskiej, przeto opinje ich najwięcej się upowszechniły. Opinje te jednak okazują się bardzo jednostronnie, gdy dokładniej oceniamy historja komuny. Przyznaję się do grzechu, że przez długi czas patrzyłem także na komunę przez okulary Lefrançais’go, Arnould, Malona i t. d. Dziełko Piotra Ławrowa, pomimo widocznego sprzyjania mniejszości, trafnie krytykuje jej zachowywanie się.
  57. To samo mówi także Malon. „Trzeba zauważać — powiada — że powszechnie uchwalano dekrety socjalistyczne jednomyślnie“. Str. 139.
  58. Str. 117. P. Ławrow. 18 Marta 1871 goda. Żeniewa. 1880.
  59. Trochu nie zawahał się nawet, po bohaterskiej śmierci Dombrowskiego, powtórzyć swoję potwarz, jakoby Dombrowski w czasie oblężenia Paryża był szpiegiem pruskim. Pelagja Dombrowska, żona Jarosława, w ogłoszonym przez dzienniki francuskie liście do Trochu napiętnowała jak się należy tę ohydną potwarz. „Wyzywam cię, panie jenerale — pisała — ażebyś usprawiedliwił swoje oskarżenie, abyś je poparł nie już dowodami, lecz chociażby poszlakami. Z tego jedynie powodu, wdowa po jenerale Dombrowskim, jedyna obecnie opiekunka jego dzieci, uważała za swój obowiązek zwrócić uwagę na te potwarze, które ranią i obrażają ją w najdroższych dla niej uczuciach matki, żony i patryjotki“. Trochu oczywiście musiał w milczeniu połknąć tę gorzką pigułkę.
  60. Patrz Narodnoje Dieło, pismo rosyjskie w Genewie. Nr. 1. 15 kwietnia 1870 r.
  61. Jeżeli w ostatnich czasach niemieccy socjaliści nie akcentują sprawy niepodległości Polski, to należy to przypisać z jednej strony ultralegalizmowi posłów poznańskich, a z drugiej strony jeszcze więcej, naszym beznarodowym socjalistom, którzy we własnem świetle starali się im przedstawić sprawę polską.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bolesław Limanowski.