Narodziny Marchołta

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kasprowicz
Tytuł Narodziny Marchołta
Pochodzenie Chimera
Redaktor Zenon Przesmycki
Wydawca Zenon Przesmycki
Data wyd. 1907
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda i Synów
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Edward Okuń, Jan Stanisławski
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zeszyt 28-29-30
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Narodziny Marchołta
Tragikomedyi
Marchołta Grubego
a Sprośnego
część pierwsza.



SZLACHETNE. ZACNE OSOBY.
JAKIMIKOLWIEK SPOSOBY.
WEDLE STANU I GODNOŚCI.
MIANUJĄ WASZE MIŁOŚCI.
TEN ORSZAK MA TE ZWYCZAJE:
NAPRZÓD SŁUŻBY SWE ODDAJE.
POTYM CHCE WDZIĘCZNEMI SŁOWY
ZABAWIĆ WASZ UMYSŁ ZDROWY.
TYLKO PROSI O WYTRWANIE.
MAJĄC O WAS TO UFANIE.
ŻE Z ŁASKĄ SŁUCHAĆ RACZYCIE...

KOMEDYEJ RYBAŁTOW5KIEJ
PROLOG.

NAPISAŁ JAN KASPROWICZ.
NARODZINY MARCHOŁTA.
Izba chłopska. Uroczystość „popielin“[1]. Śnieżny czas poświąteczny.

ŻEBRAK,  wchodząc:
Pochwalony
Pan...
MACIEK.  Na wieki!
Z jakiej strony?
ŻEBRAK.  O, z dalekiej,
z ciężkiej drogi!
Nie obeszły apostolskie nogi
tyle ziemi,
ile ja tu schodzić muszę...
MACIEK.  Widać po was, żeście duszę
Wypocili...
Coś nie bardzo też kolana...
ŻEBRAK.  Moi mili!
Chwalić Pana:
ślepi, niemi,
głusi, chromi i bezdomi
— statki bez ostoi —
u Przedwiecznego w naczelnej są części.
Ino że się w torbie mojej
krztynę chleba zmieści,
albo mąki, albo kaszy,
a tu każdy precz mnie straszy
od swojej chudoby.

MACIEK.  Puste żłoby...
Gdzie się nie da, to się nie da,
w tem niczyjej winy...
ŻEBRAK.  Powiadają: u nas bieda,
zaś u Maćka popieliny:
oczekuje gości,
tak z wielkiej radości
z innymi pospołu
posadzi do stołu...
Pan nad waszą świeci grzędą,
rękami obiema
błogosławi waszą strzechę!
Popieliny — — — ? Na uciechę!
MACIEK.  Jeszcze niema,
ale będą — — juści, będą —
ino słychnąć! Coś się baby
wygrzebać nie mogą.
ŻEBRAK.  Żywot słaby —
wszystko idzie z trwogą...
MACIEK.  Ba! leniwie, jakby ciasto gniótł!
ŻEBRAK.  Wiecie, ludzie! wiecie, ludzie!
Boży cud!
W wielkim trudzie,
który znamy wieków wiek,
znów się rodzi nowy człek!
————————
Jak myślicie? On czy ona?
MACIEK.  Juści-ć on!
Mam nadzieję:
tęgi zbójca!
walny glon!
ŻEBRAK.  Niechże będzie pozdrowiona
święta Trójca!
Twoje, Chryste, męki krwawe,
Twój chwalebny skon,
Twoje święte zmartwychwstanie
niech się święcą, Panie,
że nie żadne babskie plemię
nawiedza tę ziemię...
Żegnając się:
Zdrowaś, Marya, łaskiś pełna — — —

Wszystko z grzechu: czarna wełna
na baranie,
sierć na koniu czy na krowie,
włos na głupiej ludzkiej głowie —
wszystko w grzechu ma początek,
a największy zasię wrzątek
wszego złego, co na świecie
w piekielne chwyta nas pęty,
ma przeklęty
czart w kobiecie. —
Cześć i sławę
trzeba oddać Bogu,
że na życia progu
staje chłopak... Taką sprawę
warto, wiecie...
MACIEK.  Tsia, zaleję,
ino jeszcze rzecz niepewna — — —
ŻEBRAK.  Bardzo pewna! Nie królewna,
a królewicz k’nam zawita...
MACIEK,  sięgając po butelkę wódki:
Okowita!..
Mosiek wody nie dożycza...
ŻEBRAK.  Pijmy zdrowie królewicza!
MACIEK.  Lepiej zdrowie parobasa!
ŻEBRAK.  A ja mówię: hasa! hasa!
Z Bożą wolą
to i królem — —
MACIEK,  pijąc:
Z czarnym pyskiem
będzie chodził za broniskiem,
a jak ludzie go wygolą.
ugodzi się za pastucha — — —
ŻEBRAK.  Bardzo ładnie,
ino żaden człek nie zgadnie,
na co życie go przedmucha,
na co Bóg go przysposobił — — —

SZEWC,  który chwile stał już w progu, wchodząc do izby:
Może będzie buty robił.
MACIEK.  Co do tego, panie kumie,

macie wodę w swym rozumie:
jeszczeć Bóg mnie tak nie schłostał,
żeby syn mój szewcem został.
SZEWC.  Przemawiacie bardzo czule —
Nie sierdźcie się!
Człowiek strzela, a zaś kule
Pan Bóg niesie...
MACIEK.  Sam wiem o tem... Moiściewy!
Przesiewacie szczere plewy,
ziarneczko z nich nie wyleci!
Kabat na was od waszeci,
ale to się byle komu
przypasuje... W moim domu
— co za honór!.. co za cześć? —
żeby nam tu głupstwa pleść?
Czym wam winien choć półgrosza?
Ja-ć nie jestem jak kokoszą,
którą lada dureń skubie!
Macie zyski w swej rachubie?
Jaki nowy fałsz uknuty?
Jeszcze-ć u mnie całe buty,
jeszcze mi sic nie podarły,
jeszcze-m-ci też nie umarły,
nie potrzeba mi do trumny
pantofelków; widzę, w ręku
macie miarę...
SZEWC.  W jaworzynie sęk a w sęku
wielka dziura! Nie bądź dumny,
luby kumie!.. Buczek młody,
a nie żadne przęsło stare,
a już go tam robak wierci. —
Ino po co nam o śmierci
zagadywać! Przyjdzie sama
i do pana i do chama
w samą porę... Przecie gody
wyprawiacie — popieliny!
Tej godziny
ma być cud!
Powinszować wam przychodzę
niby swemu bratu brat!
A jak komu nie dogodzę

na pół funta czy na łut — — —
Ile lat ma wasz ostatni?.. —
Tyle lat,
a dziś jakbyś skręcił bat! — — —
MACIEK.  Powiedziałem — moiściewy,
przesiewacie szczere plewy
w swej dobroci bratniej — — —
ŻEBRAK.  Prawda... głużą po wsi całej —
moje uszy też słyszały — — —
MACIEK.  Co słyszały?
ŻEBRAK.  Powiem szczerze,
że ja wcale w to nie wierzę — — —
SZEWC.  I ja niby wątpię o tem —
miedź nie będzie nigdy złotem —
ino to, że człek się zmienia
niby drzewo od korzenia
aż do liści — — —
cud się iści!..
MACIEK.  A kto w cud ten nie uwierzy,
łotry! zbóje!
tak mu gębę zamaluję,
że w odzieży
nie poniesie gnatów w świat,
potłuczonych kości z ćwierć — —!
ŻEBRAK.  W imię Ojca! Syna! Ducha!
Człowiek słucha i nie słucha!
Sprośne, majster, wasze usta,
a tu u mnie torba pusta.
Nie posadzi mnie do stołu
z innymi pospołu!..
Gospodarzu! tak się prawi — — —
I grzesznicę Pan Bóg zbawi!..
Zdrowaś Marya, łaskiś pełna — — —
Wszystko z grzechu! Czarna wełna
na baranie — — —
MACIEK.  Tak się stanie,
że was spierze, o, ta żerdź — — —!!
Chwyta kij.
SZEWC.  Sierdź się! sierdź!
Ja-ć nie mówię, ino powiem:
zapijmy to waszem zdrowiem —

dajcie wódki!
Czas jest krótki,
a w tym bardzo krótkim czasie,
niby na popasie,
stał dziadulo raz przy drodze
z powrósłem na nodze,
dziadulina szła po moście — —
poręcz śliska — — —
ŻEBRAK.  Hihihihi! Coś się widzi,
że pan majster ze mnie szydzi!
Na bogacza nie wyrosłem,
tak-ci muszę te nożyska
owijać powrósłem...
Dziadulina — hahahaha!
jak kobyła tak się stracha,
nogą wierzga, zadem kręci —
pomagajcie, wszyscy święci!
On ma, rzecze, jedno oko,
ale patrzy niem głęboko,
a ty, dziadu, ócz masz dwoje,
ale nie na serce moje! —
Hahahaha! dziadulątka
już rozlazły się po świecie,
tylko, że to — haha! — wiecie,
nie po mnie pamiątka!..
Stał dziadulo raz przy drodze
z powrósłem na nodze,
dziadulina szła po m oście — — —

Z przyległej komory wychodzi babka.
BABKA.  Goście! goście!..
Trochę ciszej!
Przecie chora! ledwie dyszy!
MACIEK.  Nie żal wam niewiasty?
Niech wcierniasty!
Kto chorować jej rozkazał?
Kół czy drąg?!
BABKA.  Czy już Pan Bóg was wymazał
z swoich ksiąg?

Cóż to wam się śni?
Zkądże mowa ta?

ŻEBRAK.  

Hihihihi!
SZEWC.  
Hahahaha!

Z komory słychać:
GŁOS CHOREJ.  Stary! stary!
Czy nie dosyć tej ofiary?
Miej litość nade mną
w tę godzinę ciemną!..
MACIEK.  Było — ć jasno, będzie jaśniej —
ani światu się nie zaśni —
taki-ć sprawię bal!..
Częstuje wódką
Pijcie, kmotry,
święci, łotry — — —
ino, że mi żal — — —
Cicho Maryś, idę, idę...
Wchodzi do komory.

SZEWC,  zaglądając poprzez próg:
Nie powiadam na ohydę —
ino, wiecie, kumoleńko,
coś śpiew acie bardzo cienko,
coś jest z wami bardzo źle!
Krztynę wódki nie zawadzi!
O czeladzi
Pan Bóg radzi,
nienadarmo dał ludziom gorzelnie!
Cieszmy się!
Jest nam smutnie, jest nam i weselnie!
ŻEBRAK.  Zdrowaś Marya, łaskiś pełna — — —
Wszystko z grzechu — — — czarna wełna
na baranie — — —
Chryste Panie!
Stał dziadulo
raz przy drodze
z powrósłem na nodze,
dziadulina — — —
SZEWC.  — — — — — hula! hula —

Sierć na koniu czy na krowie,
włos na mądrej ludzkiej głowie.
Chwyta się za głowę.
MACIEK.  Baba zbladła niby kłos,
kiej go słońce do cna spali!
Co za los! Co za los!
Istny śmiech! — — —

Powoli wchodzą goście: Miechodmm-li, Wójt, Ławnicy, Organista.
A! witajcie!
MIECHODMUCH.  Życie ludzkie jest jak dech:
Pan Bóg dmie w organny miech,
a jak ino dąć przestanie — — —
SZEWC.  Całe wloką się kompanie:
organista, kopidołek,
wójt, ławnicy, pan Popiołek —
MACIEK.  A, witajcie!
SZEWC.  — co rozumy wszystkie zjadł —
MIECHODMUCH.  — z filozofią za pan brat —
MACIEK.  A, witajcie!
WÓJT.  Tyle lat
po ugorze — — —
MACIEK.  Wspieraj Boże!..
Człek człekowi rad
Kieliszeczek?..
Okowita jak dzwoneczek —
Mosiek wody nie dożycza — — —
ŻEBRAK.  Pijmy zdrowie królewicza!
WÓJT.  Chwała Bogu! On!?
SZEWC.  Nie wiada — — —
MACIEK.  Jeszcze baba gorzko biada — —
Kiej się to uplęgnie!..
KOPIDOŁEK.  Jak jest szczęście, to jest szczęście —
palec je dosięgnie,
a jak niema, to i pięście
nie pomogą: pchaj łopatę
w twardą ziemię,
aż ci ciemię
krwią nabiega, a na stratę
idą trudy i mozoły:

co uderzysz, kamień goły.
Księże śpiewy, księże mowy,
a dół jeszcze nie gotowy
i człek nie ma swej radości...
SZEWC.  Tyle gości! tyle gości!
jest i stolarz — —
— ze stolarką — — —!!

Wchodzą pani i pan Wiórek.
WÓJT.  Nie zmierzysz ich szewcką miarką —
takie państwo — —.
MACIEK.  A, witamy — — —
SZEWC.  Dyć, nie proste chamy!..
A cóż waści tu przyniosło?
Kto godniejsze ma rzemiosło?!
Dyć, pan Wiórek! Nie przechera!
Nie sam na bal, tylko parą — — —
MACIEK.  Dajcie spokój pustym swarom — —
PANI WIÓREK.  Ii! szewcowa też się zbiera,
ale zebrać się nie może:
kryzka jej się oberwała,
a na igłę, choć tak mała,
szydło waści — — —
SZEWC.  Mocny Boże!
dla nas wszystkich sprawa znana,
że hebelek u asana — —
STOLARZ.  Wara waści do hebelka,
bo on, hebel, rzecz zbyt wielka —
SZEWC.  Wiemy, wiemy doskonale:
hebel u was w wielkiej chwale,
ino trochę — — —
JEDEN Z ŁAWNIKÓW.  Przypomnijcie mu macochę
jego syna — —
SZEWC.  dyć — — — z macoszki
ponoć ściąga syn pończoszki? —
PANI WIÓREK.  Pilnuj waszeć swoich córek — — —
SZEWC.  Pani Wiórek! pani Wiórek!
STOLARZ.  Karolinko! żono moja!
taka twojej cnoty zbroja? —
A ja ciebie, o jedyna — — —

biada mi niebodze — —
PANI WIÓREK.  Czy to ja mam cnotę w nodze?
Rozum stracił pan szewczyna —
duby plecie, duby!..
Chodź do swej pieszczotki,
uściskaj ją, daj-że pyska — —
STOLARZ.  Ucałuje i uściska
Karolinkę mąż twój słodki —
Karolińciu, kurko moja — cip!
PANI WIÓREK.  Cip! cip!
STOLARZ.  A pan szewiec — —
SZEWC.  Także cip! cip!
Zapijma to!
Człowiek na to, jak na lato — — cip...
ŻEBRAK.  Dziadulina szła po moście,
poręcz była śliska — — —
PANI WIÓREK.  Czemu nie szła prościej — ?
SZEWC.  Anoć proszę, zacni goście,
pijmy za zdrowie miłości!
Bez niej życie, jak na oście
abo na pokrzywie — —
WSZYSCY.  Niech nam żywię!
POPIOŁEK.  Wiemy o tem wyśmienicie,
czem jest życie!..
WÓJT.  Niebem, piekłem —
jak dla kogo...
MIĘCHODMUCH.  Nie! już rzekłem:
Życie ludzkie jest jak dech,
Pan Bóg dmie w organny miech —
ORGANISTA.  A ja mówię, co ze słuchu
jest wam znane, bracia moi —
dla piśmiennych rzecz ta stoi
nawet w książce — jako zasię
Stwórca karze w swoim czasie
wszelką pychę. Miechodmuchu!
Z tyłu Ii organy znasz,
a zaś tyle pychy masz,
że mędrkujesz, oczywista,
nim przemówił organista — — ! — —
Przytem, powiedz: gdzie jest dbałość

o mój honor? Co za śmiałość!
Miechodmucha podle nogi
przekroczyły Maćka progi,
zanim wszedł tu, Chryste Panie,
ten, co tobie na organie
wygra wszelką pieśń — — —
MIECHODMUCH.  A juści!
Pan Bóg karę swoją spuści,
kiedy zechce i na kogo...
przemawiacie bardzo srogo — —
ino kto tu jest pyszniejszy? hę?..
I ja także niebu służę...
KOPIDOŁEK.  Dyć honory macie duże
i nikt wam ich nic umniejszy —
ino, że ja w te sposoby
równie Bogu miły:
kopię groby,
a kto, panie, bez mogiły
gdzieś tam legnie na rozstaju,
ten nie spocznie w bożym raju — — —
STOLARZ.  Jaki dumny! jaki dumny!
A ja czym jest szczur lub piesek?
Czy ja gorszy człek?
Kiedy kto na wieki legł —
ha? — bez trumny?
Czem jest grób bez czterech desek?
Każdy Bogu blizki,
kto żyje na świecie!
Wy śpiewacie, w miechy dmiecie,
ja robię kołyski,
a jak trzeba, to i trumnę skleję —
Panie kumie, wziąć wam miarę?
MACIEK.  Moje kości stare,
ale jeszcze mam nadzieję — — —
STOLARZ.  Na kołyskę — — —
POPIOŁEK.  Przyjdzie pora
STOLARZ.  Słyszę, baba ponoć chora — — —
SZEWC  A ja powiem jedną sprawę:
chcecie zepsuć tę zabawę?
Stał dziadulo raz przy drodze
z powrósłem na nodze — — —

POPIOŁEK.  Ja wam rzeknę, słodcy towarzysze:
uszanujcie ciszę!
czy wiadomo, moiściewy,
że my ludzie to niby jak plewy?
Wiatr je precz rozniesie
po łęgach, po lesie,
a najgłupszem, mówię szczerze,
jest zasię to zwierzę,
co śmierci się boi...
I tyś głupi i on głupi!..
STOLARZ.  A twą mądrość któż tam kupi?
SZEWC.  Kpię z mądrości twojej!
ORGANISTA.  Zawsześ w gębie mocny był!
POPIOŁEK.  Krew ci bije z moich żył!
STOLARZ.  A we mnie co? jucha?
POPIOŁEK.  Niech tam pies cię słucha!
SZEWC.  Pies wyje na dworze — — —
KOPIDOŁEK.  Baba mrze w kom orze — — —
MIECHODMUCH.  Boże! Boże! Boże!
BABKA.  w projni komory:
Poczciwi ludkowie!
Baczcie na jej zdrowie!
MACIEK.  Co nam zdrowie! W cztery konie
już ja zdrowia nie dogonię,
kiej sam Pan Bóg nie dba o nie. —
MIĘEHODMUCH.  Prawda! prawda! Ojcze Panie!
Święte twoje królowanie,
ale jedno ci poradzę — hę?
jakbym ja miał twoją władzę,
nigdybym się, przez Bóg żywy,
nie ugodził na te dziwy,
żeby taki rak czerwony, hę...
co to ledwie, że ma ślepie,
miał kosztować życie żony...
ORGANISTA.  Nie bluźnijcie, bo wam wrzepię — — —
KOPIDOŁEK.  Nie bluźnijcie — — —
MIECHODMUCH.  Kto tu blużni?!..
STOLARZ.  I mój kijek się nie spóźni —
Spiorę, zwalę — — —
MIECHODMUCH.  Ja nie bluźnię wcale!
Ino żal jest, że ta baba

taka biedna, taka słaba
przez to ślepe i głuche stworzenie,
co się na świat wygrzebać nie może..
Panie Boże! Panie Boże!.. hę...
Życie ludzkie w takiej cenie?
Trzeba króla Salomona,
niech rozstrzyga, kto tu więcej
wart jest życia: smród dziecięcy
czy też matka: — hę? On czy ona?
ORGANISTA.  Pan Miechodmuch raz jedyny
rozwarł pysk nie bez przyczyny:
ale kiej tak dobrze prawi,
niech się w posły sam zabawi...
Idź po króla!
MIECHODMUCH.  Ja po króla?
Bliższa ciału jest koszula —
ja do takiej pójść jasności —?
ORGANISTA.  Nie połamie nikt ci kości —
król a człek to wszystko jedno —
organista abo król...
MIECHODMUCH.  Trafiliście w samo sedno — —
tylko niechże pobiedz raczy
kopidołek.
KOPIDOŁEK.  Nieinaczej!
Weneruję go ogromnie,
ale król sam przyjdzie do mnie —
phi!.. Pan Wiórek — —
STOLARZ.  Panie chrzczony,
ja do takiej iść persony —?
Ni kołyski mu ni trumny — — —
Pan Półdratwię człek rozumny
i wygada się i — — —
SZEWC.  W głowie
rozum mam na własne zdrowie —
Na honory ja-ć nie łasy —
tak! za niskie me obcasy — — —
Wójt jest godny, on pogoni!..
WÓJT.  Mam ławników, niechże oni — — —
Ja i król?!..
POPIOŁEK.  Jeden grzech i jeden ból!
ŁAWNIK.  Panie wójcie! od pieczęci

wy i króle... Niech was święci
mają w świętej swej opiece,
ja-ć tam za was nie polecę.
Król to niby miecz jest nagi
abo księga, a zaś miecza
abo księgi dusza człecza
nie ułapi —
Ale kiej wam brak odwagi,
pan Popiołek się pokwapi:
przecie wszystką mądrość zjadł...
POPIOŁEK.  Tyś mój brat i ja twój brat,
ty masz skromność w swej rachubie,
ja wywyższać się nie lubię —
to jest moja prawda żywa — —
Organista, co wygrywa
Stwórcy Panu, on jest wart!
ORGANISTA.  Prawisz waszeć niby z kart,
ale że, kto Bogu służy,
temu król jest niezbyt duży —
ja i ty — —
KALEKA,  który wszedł w towarzystwie wójta etc.
Widzę, żeście wszyscy kpy!
Czas jest krótki:
dajcie wódki
na otuchę
w moje kości kruche!
Prawiem ślepy i kulawy,
ale na te ludzkie sprawy
nie potrzeba oczu
ani zdrowych nóg!
Rządzi niemi Bóg
i stojący na uboczu
choć wszystko przenika
i choć wszystko czuje,
na durniów nie zważa,
a ino się podśmiechuje
z organisty, z miechodmucha,
z kopidołka i Popiołka,
z szewca i stolarza,
z wójta i ławnika — —
ja pójdę do króla — —

ORGANISTA.  Niech sobie pohula —
będzie mu wyraźniej
bez lęku, bojaźni — —
KALEKA.  Nie boję się wcale,
choć jest w wielkiej chwale:
jedna glina, jedna krew!
jedno żniwo, jeden siew!
jedno życie, jeden skon!
jeden krótki czas!
Serca moje, żegnam was! — —
Wychodzi.
SZEWC.  A w tym krótkim czasie,
niby na popasie,
stał dziadulo raz przy drodze
z powrósłem na nodze,
dziadulina — — —
ŻEBRAK.  Hahahaha!
jak kobyła tak się stracha,
nogą wierzga, zadem kręci —
pomagajcie, wszyscy święci!
Hahahaha! dziadulątka
już rozlazły się po świecie,
tylko, że to — haha! — wiecie,
nie po mnie pamiątka — —
Hahahaha!
WSZYSCY.  Nogą wierzga, zadem kręci,
pomagajcie wszyscy święci —
Hahahaha!
BABKA,  zjawiając się w progu:
Poczciwi ludkowie,
baczcie na jej zdrowie!
Leżąca na płótnie, blada jest jak płótno — — —
SZEWC.  Jest nam bardzo smutno,
jest nam i weselnie —
Bóg nam dał gorzelnie — — —
MACIEK.  Co mi zdrowie! W cztery konie
już ja zdrowia nie dogonię,
kiej sam Pan Bóg nie dba o nie!
Juścić pijmy! hej! koleją!
Niech się ludzie śmieją!..
POPIOŁEK.  Niech się ludzie kłócą,

weselą czy smucą —
śmiech czy smutek wszystko jedno!
STOLARZ.  Deska abo wióry —
SZEWC.  Podeszew ze skóry,
z filcu czy bibuły —
MIECHODMUCH.  Miechy czy organy,
basy czy fistuły —
ORGANISTA.  Osły czy barany — —
KOPIDOLEK.  Grobik grzecznie wykopany
abo rów przy drodze — —?
Coś wam się niebodze — —
POPIOŁEK.  Miłość albo gniew,
w wszystkiem jedna krew —
Śmiech czy smutek wszystko jedno...
ORGANISTA.  Trafiliście w samo sedno — —
ino zkąd wy mądrość taką —?
WÓJT.  Ogony podrywał ptakom,
phi! wykręcał gniazda wronie
na wysokiej sośnie — — —
Mądrość wszędy rośnie,
niby oset abo inne zioła —
pełno ich dokoła,
ino sięgnąć po nie — — —
WÓJT.  — — — tak też jedną, drugą, trzecią
powiem prawdę — owijać nie będę:
ryby juścić łowim siecią,
a jak chcecie, i na wędę
abo do więcierza;
z dawnego przymierza,
co się nie rozkrusza,
jest jak ryba ludzka dusza,
co ją Pan Bóg w sieć swą łowi —
POPIOŁEK.  Co jest dusza!.. Co jest życie!..
Co wy wiecie —!
WÓJT.  Bądźcie zdrowi,
jeśli w swym rozumie
nikt pojąć nie umie,
że tu sprawa jest o duszę:
chce ją Pan Bóg mieć i basta!..
ORGANISTA.  Ja bo rzeknąć muszę:
umiera niewiasta,

a z niewiasty Ten się rodził,
co nas wszystkich oswobodził.
MIECHODMUCH.  A ja tak z ostatka
powiem: ginie matka!
Matka-ć to omdlała
u stóp krzyża stała,
na którym syn jej wisiał — — —
JEDEN Z ŁAWNIKÓW.  Człek by zmisiał
abo i zbaraniał,
żeby wam się kłaniał: — —
o śmierci prawicie,
a tu idzie życie —
dziecko się uchowa,
matka wstanie zdrowa!..
SZEWC.  Kto to wie?..
STOLARZ.  Kto to wie?
SZEWC.  Czyś na trumnę, chciwy kpie,
przyniósł miarę?
STOLARZ.  Boże wielki,
miarę masz na pantofelki — — —
KOPIDOŁEK.  Chociaż śmierć ostrożna,
nic wiedzieć nie można — — —
ORGANISTA.  Na grobik czekacie?
KOPIDOŁEK.  A i wam też, bracie,
kapnie coś za Miserere —
ORGANISTA.  Chęci Boga zawsze szczere,
nie kłamliwe... Jak Bóg zechce — —
MIECHODMUCH.  — — to i miechy człek połechce —
ŁAWNIK.  A ja mówię: na co smutki!
O śmierci prawicie,
a tu idzie życie!
Dajcie wódki!
Starzy, młodzi!
Weselić się godzi...
WSZYSCY.  Pohulajmy, zaśpiewajmy,
jemu cześć i chwałę dajmy —

Za sceną słychać kolędników: W żłobie leży,
któż pobieży —

W izbie mimowoli kilka z uczestników zaczyna wtórować:
W żłobie leży,
któż pobieży —
WÓJT.  Hola! hola! tu nie żarty!
W pysk nabierze, kto uparty —
wiecie, twarda moja ręka!
Tu nie żadna jest Stajenka,
wół i osieł tu nie klęka,
chyba żeście wszyscy osły,
co w stajni wyrosły!
Tu nie Zbawca się nam rodzi! —
Kto jest człek tu, a kto złodziej?
Kto z poczciwych, kto z zbrodniarzy?
Gębę spiorę, kto się waży
szydzić — — —
ŚPIEWAK.  Szydzić?.. Chroń ranie Boże!
Chcesz, przysięgę nawet złożę —
Masz dwa palce z dwoma w krzyż!
Dokumenta za mną pisz,
stryczek wieszaj mi na szyi,
jeśli kłamię: po wiliji
co dopiero wszędy, wszędy
wyśpiewują dziś kolędy,
więc, że mamy taką chwilę,
tak i ja też zaśpiewałem —
ORGANISTA.  Powiadam wam sercem całem:
nic w tem złego! Bogu miłe,
że człek biedny o nim baczy — — —
MIECHODMUCH.  Juści! juści! nieinaczej!
Tak zostanie z każdym wiekiem...
ŚPIEWAK.  Chrystus Pan się rodził człekiem
i dla człeka! Nie znał pychy,
był pokorny, mały, cichy,
nie znał, co to pan, co cham:
co dla niego, to i nam!
WÓJT.  On był król!
ŁAWNIK.  Na wielkie się męki rodził!
SZEWC.  Na zbawienie.
POPIOŁEK.  I na ból — —
że już więcej nie wymienię — —

STOLARZ.  Szatan go po górach wodził,
w jego duszę godził —
SZEWC.  I od duszy człeka
także nie ucieka.
STOLARZ.   ...Panie szewiec? Czy to może
przytyk do mnie?..
SZEWC.  Chroń mnie Boże!
Bez przytyków...
ORGANISTA.  Na radości
nie przychodzim w gości
na tę biedną ziemię,
tylko czart to ludzkie plemię
ciągle kusi...
MIECHODMUCH.  Człek się musi
wciąż oganiać... Ciągłe bitwy
z złem —
A cóż lepsze od modlitwy
czy pobożnej pieśni
w utrapieniu tem — — —
ORGANISTA.  Ja to wcześniej
pomyślałem — śpiewaj, bracie —
MIECHODMUCH.   — — jak ptaszkowie leśni:
trala tryli — —
ORGANISTA.  Zamknij miech swój, bym w tej chwili — —
MIECHODMUCH.  Hę? —
Słychać słaby dźwięk harfy.
KOPIDOŁEK.  Nie słyszycie?.. Nie słyszycie?..
SZEWC.  Gdzież jest picie?
JEDEN Z ŁAWNIKÓW.  Sza! jak gdyby grało coś...
Jakbym jakieś słyszał śpiewy...

Kolędnicy, przebrani za aniołów.
ANIOŁOWIE  poza ścianą śpiewają:
Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony — — —

WÓJT.  Moiściewy,
widno rozum wasz to fura,
w której się złamała oś...

Oczywiście,
mostem kumotr jechaliście,
w moście była dziura...
Jakby dźwięk harfy.
JEDEN Z ŁAWNIKÓW.  Kto ma uszy, niechaj słucha!
SZEWC.  Nadstawiajcie ucha — —
STOLARZ.  Nie! i mnie się coś wydaje — — —
ANIOŁOWE:  Ogień krzepnie, blask ściemnieje — — WÓJT.  Baje! baje!
Rozum w ludziach coraz rzadszy!
Wódka mózg wam tłoczy...
KOPIDOŁEK.  Kto ma oczy, niechaj patrzy!..
SZEWC.  Otwierajcie oczy!..

Widma aniołów-kolędników przesuwają się poza oknami.

MACIEK,  wychodząc z komory:
Jest...
SZEWC.  Nareszcie...
MACIEK.  Ino bardzo źle niewieście...
ŻEBRAK.  On czy ona?
MACIEK.  Juścić on!
Walny zbójca!
Tęgi glon!
ŻEBRAK.  Niechaj będzie pochwalona
Święta Trójca,
że nie żaden babski ród — — — —
Kiedy chrzest..?
ORGANISTA.  My wiedzieli, że już jest:
chór aniołów tu go wiódł...
MACIEK.  Kpiny w święte popieliny!
ORGANISTA.  Nie! rzecz jest wiadoma —
ziarno to nie słoma:
od dawnej pamięci
staroświeckie głoszą mowy,
że gdy człek się rodzi nowy,
aniołowie święci
pieśni mu śpiewają
i na harfach grają;

pod sam próg przychodzą
gdzie się ludzie rodzą,
albo w oknie stają
i na harfach grają...
Ino trza mieć oczy,
by ich ujrzeć w ich przezroczy,
ino trza mieć uszy,
by ich w rajskiej słyszeć głuszy...
MACIEK.  Widno rak ten jeszcze ślepy,
jeszcze głuchy:
tu mu nucą Pańskie duchy,
a on niby kawał rzepy
leży martwy!.. Hej! ty raku!
Aniołowie ci śpiewają
i na harfach grają,
ty wolisz pieluchy...
BABKA.  w progu komory:
Szumy takie jak w przetaku,
jakby zwiewał groch w rzeszocie!
Gadaj tu hołocie!
Trochę ciszej, trochę ciszej,
matka ledwie dyszy — — —
bardzo słaba.
ŻEBRAK.  Co nam matka!.. co nam baba,
gdy jest on!..
WÓJT.  Dać go tutaj! Z dwoma, z trzema
jego zdrowie wypijema!
W pięciu, w sześciu i dziesięciu!
Człek jest mocny w przedsięwzięciu:
powróz starga, a cóż nić!
Takie zdrowie warto pić!..

BABKA  wchodzi z nowonarodzonym.
Rozwinęłam go z pieluszek...
SZEWC.  Kłapouszek...
KOPIDOŁEK.  A czerwony niby ćwikła,
wszelka słabość w nim zanikła!
WÓJT.  Tęgi, gruby, okazały,
będzie pełen wielkiej chwały...

BABKA.  A w wnętrznościach co za siła!
Ledwiem sobie rąk domyła...
MIECHODMUCH.  Sprośny młodzian, wielce sprośny!..
ORGANISTA.  Będzie w świecie bardzo głośny!
WÓJT.  Jednem słowem: taki chłop
to jest niby żyta snop —
ino kto go młócić będzie?..
Ale inna rzecz na względzie:
zdrowie wasze, walny kmotrze!
Niech się człowiek o w as otrze,
może też zadziwię świat — — —
SZEWC.  Tyle lat!
A dziś jakbyś skręcił bat!
Ale prawda: człek się zmienia,
niby drzewo od korzenia
aż do liści —
cud się iści...
MACIEK.  A kto w cud ten nie uwierzy,
łotry, zbóje!
tak mu gębę zamaluję,
że w odzieży
nie poniesie gnatów w świat —
potłuczonych kości z ćwierć — — —
ORGANISTA.  Sierdź się, sierdź —
tu o inne idzie rzeczy —:
MIECHODMUCH.  — — czy ten potwór człeczy,
to łajno olbrzymie —
hę? —
ORGANISTA.  — ma już swoje imię —?
MACIEK.  Któżby, wiecie, myślał o tem?
przyjdzie pora, przyjdzie chrzest —
STOLARZ.  — to i patron święty jest —
SZEWC.  A jakże,
pana dyabła szwagrze —
MIECHODMUCH.  Nie będzie w tem żadnej sprzeczki —
WÓJT, SZEWC,  obstąpiwszy nowonarodzonego:
Gruby na pół beczki.
ŁAWNIK.  Jak burak czerwony —
WÓJT.  Walne wyda plony —
POPIOŁEK.  Istny Marchołt — —
WSZYSCY.  Rośnij nam, Marchołcie!

SZEWC.  Ledwie sobie rąk domyła —
BABKA.  — taka w wnętrzu siła!
ORGANISTA.  Będzie w świecie bardzo głośny —
MIECHODMUCH.  Taki dziś już sprośny —
STOLARZ.  Istny Marchołt — —
WSZYSCY.  Rośnij nam, Marchołcie!
STOLARZ.  Nie żal, prawda szczera —
SZEWC.  — kiej matka umiera — hę!
ŻEBRAK.  — kiej niewiasta kona
dla takiego glona —
KOPIDOŁEK.  Marchołcisko!..
WSZYSCY.  Rośnij nam, Marchołcie!
Śpiew:
Narodził się Marchołt, hej!
sprośny i gruby,
dla naszego szczęścia
czy dla naszej zguby!
Radujmy się tej wesołej chwili,
radujmy się, kochani ludkowie!
Albo my go będziem w plecy bili.
albo on nas pomaca po głowie... Hej!

JEDNA Z KOBIET,  wchodząc do izby:
A juści — hej!
Rozlega się wasz krzyk
wkrąg po całym świecie — —
INNA Z KOBIET.  We wsi dudni
niby w jakiej studni —
POPIOŁEK.  Po co tu idziecie —?
SZEWC.  Dać wam jeden łyk?
JEDNA Z KOBIET.  I jeden i dwa —
Życie krótko trwa!
Czy to chłopy same
mają się weselić?
ORGANISTA.  Widzieliście damę?
JEDNA Z KOBIET.  I my także chcemy się podzielić
wielką wesołością —
dajcie wódki gościom!
Narodził się nowy człek — —
ŻEBRAK.  Juści się narodził,

ino że wam nie dogodził,
bo nie baba, zasię — —
INNA Z KOBIET.  — chłop!
chłop! chłopisko!
wszego złego ściek!.!
INNA Z KOBIET.  Kłaniaj mu się nisko —
MIECHODMUCH.  A on ciebie w czop!..
Tylko, wiecie, gdy o ścieku mowa,
zawszeć prędzej białogłowa,
winna czy niewinna,
jest niby jak rynna —
hę? — do której ścieka
drobny deszcz — człowieka — — —
JEDNA Z KOBIET.  Także człowiek!
Także ludzie!
INNA Z KOBIET.  Wielkich łask szafarze!
MIECHODMUCH.  Nie zamkniecie powiek,
a ja wam pokażę — — —
głośno, z cicha — — —
KOPIDOŁEK.  A ja tobie!..
JEDNA Z KOBIET.  Hi! do licha!
Co? gdzie? w grobie?
INNA Z KOBIET.  Hi! w psiej budzie — —
WÓJT.  W rowie, w lesie,
w owsie, w życie — —
ORGANISTA.  Kumoszeczko! śmiejecie się,
a w tym ludzkim bycie — —
POPIOŁEK.   — wszystko jedno, gdzie się Marchołt rodzi!
SZEWC.  Starzy, młodzi!
do roboty —
STOLARZ.  Każdy znajdzie warsztat swój!
JEDNA Z KOBIET.  Tyś jest mój!
INNA Z KOBIET.  Ty mój!
INNA Z KOBIET.  Ty, mój złoty,
w mem sercu niesytem — —
SZEWC.  Ja tam będę rozbijał kopytem —
Niema takiej skóry,
coby mi się — — —
JEDNA Z KOBIET.  Tyś jest mój —!
STOLARZ.  A ja rzeknę: hola! stój!
Szewc młoteczkiem w wielkiej biedzie — —

a pan stolarz jak heblem zajedzie,
tak się sypną wióry — —
JEDNA Z KOBIET.  Ja wolę stolarza —
SZEWC.  A ja twemu stolarzowi — —
POPIOŁEK.  Zgoda! zgoda!
Niechaj świat się nie rozswarza,
wszyscy będziem zdrowi —
stolarz dłoń niech szewcu poda — — —
KOPIDOŁEK.  Nie zazdrośnie! nie wyniośle!
Każdy sprawny w swem rzemiośle...
MIECHODMUCH.  Tak! ja, grzech to czy nie grzech,
zadmę sobie w miech... hę?..
ORGANISTA.  A ja zagram na organie,
ile tchu mi stanie —
KOPIDOŁEK. A ja wlezę na cmentarną grzędę,
walnie kopać będę — — — — — — —
JEDNA Z KOBIET.   Tyś jest mój!
INNA Z KOBIET.  A ty mój!
WÓJT.  Babo, stój!
ja poorzę — —
ŁAWNIK.  A ja pobronuję — —
ŻEBRAK.  A ja powiem: mocny Boże!
stał dziadulo raz przy drodze
z powrósłem na nodze,
dziadulina — —
SZEWC.  Hahahaha!
jak kobyła tak się stracha,
nogą wierzga, zadem kręci,
pomagajcie, wszyscy święci,
może cud się zdzierży — —
MACIEK.  A kto w cud ten nie uwierzy,
łotry! zbóje! — —

CHÓR BRACI  POGRZEBOWYCH wchodzi do izby.
Biedni my świata pielgrzymi,
kroczymy w czarnej żałobie — — —
JEDEN Z GOŚCI.  Co to znaczy? Zkąd w tym domu?
JEDEN Z BRACI  POGRZEBOWYCH.
Nie czynim złego nikomu,

tylko śmierć się ugania po ziemi,
a my stopy zmęczonemi
musimy wlec się za nią,
za naszą wielką Panią...
CHÓR BRACI  POGRZEBOWYCH.
Biedni my świata pielgrzymi,
kroczymy w czarnej żałobie...
WÓJT.  Biesie, nie biesie!
Cóż ciebie tutaj sprowadza
do wsi, gdzie moja władza?
Broń nas, o Boże łaskawy!
CHÓR BRACI  POGRZEBOWYCH.
Chodzimy po polu, po lesie,
gdzie drzewa schną i trawy,
chodzim, gdzie żyto pada,
i tylko to zabieramy,
co niepotrzebne jest w domu...
MACIEK.  Mądrość nielada!
Niechcący doznać sromu,
powiedzcie, bezbożne chamy,
kto niepotrzebny jest u mnie?
SZEWC.  A toś się spytał rozumnie!
Duszyczki młode i stare,
mały i wielki
i ten, co bierze miarę —
GŁOS Z TŁUMU.  — na pantofelki —
dla szewców dobry znak —
SZEWC.  Tak! tak!
My wszyscy potrzebni u ciebie —
KOPIDOŁEK.  I ten, co grzebie — —
GŁOS Z TŁUMU.  Na hak z nim, na hak!
STOLARZ.  Tak! tak!
I ten, co układa w trumnie —
ORGANISTA.  I ten, co śpiewa rekwijem —
WSZYSCY.  Wszyscy, jak żyjem,
potrzebni jesteśmy w twych progach!
CHÓR BRACI  POGRZEBOWYCH.
Po świata chodzimy drogach,
z żałoby chodzimy pieśniami,

śmierć postępuje za nami —
Za chwilę będzie i ona...
Znikają.

JEDEN Z  ŁAWNIKÓW. Do pierona!
Co za wieści!
Człek w swej głowie nie pomieści!.
BABKA,  we drzwiach komory:
Matka kona!..
POPIOŁEK.  Ale Marchołt żyje!
Zgadną rozumy to czyje — —
GŁOS Z TŁUMU.  Zgadną co najciekawsze!
POPIOŁEK.  — Jak to zawsze
jedno drugie goni:
śmierć i życie — —
MACIEK.  Pójdę do niej!
Wychodzi do komory.

ORGANISTA.  Na pogrzebie i na ślubie
śpiewać lubię —
A już w takie narodziny
nie będzie w tem winy,
jeśli tu zaintonuję!
Łotry, zbóje!
Przyjaciele!
Choć jest smutek, jest wesele —
Stańcie kołem,
zaśpiewajcie ze mną społem:
Ej! Marchołcie! chwała ci, ej chwała!
BABKA i MACIEK,  w drzwiach komory:
Już skonała!..
POPIOŁEK.  A ja myślę, dobrzy ludzie —
I wy nad tem pomyślicie,
chociaż w trudzie:
co ważniejsze, śmierć czy życie?

I czy taki Marchołt gruby
wart matczynej zguby?
GŁOSY Z TŁUMU.  Tak nam powiedz! — Mądryś przecie —
POPIOŁEK.  Najmądrzejszy jest na świecie
król — — niech powie! —

Wchodzi KRÓL z orszakiem.
KRÓL.  Cni ludkowie
i poddani!
GŁOSY Z TŁUMU.   — Nas to rani.
— Powiedziawszy małowiele:
my obywatele!
— Gdy o lud swój, królu, dbasz,
miej na względzie
honor nasz!
KRÓL.  Niech tak będzie!
Obywatel czy poddany — —
POPIOŁEK,  przepraszając:
Królu, złoty, malowany! —
KRÓL.  — na pośladkach zawsze siedzi!..
GŁOS Z TŁUMU.  A ksiądz mówi przy spowiedzi,
że jest pan, i że jest chłop!
KRÓL.  Słomy jeden snop,
jedne plewy —
Jam król tylko! — —
GŁOS Z TŁUMU.  Moiściewy!
Nie o to jest sprawa!
Jeśli król przed nami stawa,
niech osądzi —
POPIOŁEK.  Tak, co więcej warte:
śmierć czy życie?
KRÓL.  Na jedną ja kartę
rzucam wszystko! Lecz nie o to,
cna hołoto — —
GŁOS Z TŁUMU.  Panie! królu!
juścić w bólu
my wyrośli,
lecz wyrażaj się podnioślej,

bez tej wzgardy:
ból to nazbyt twardy!
KRÓL.  Starostowie! wojewody!
PANI STOLARZOWA.  Jaki młody!
PANI SZEWCOWA.  Ma wąsiki!
Z TŁUMU.  My tylko ławniki!
WÓJT.  Wójcia, panie!
MIECHODMUCH.  Miechodmuchy!
ORGANISTA.  Na pochlebstwa głuchy
organista, sługa boży — —
STOLARZ.  Jak hebelek, tak się złoży
stolarz, królu, przed twą łaską!
SZEWC.  Twoim blaskom
szewc się kłania!
PANI STOLARZOWA.  Na mnie zerka.
BABKA,  pchając się ku królowi:
A ja jestem akuszerka,
znam się na tym interesie —
od spowicia aż do skonu — — —
KRÓL  Więc — podpory mego tronu!
Jak wieść niesie,
wielka tutaj jest zabawa!
Nie na sądy tu przychodzę,
tylko wodze
wesołości puścić swojej
w waszem kole!
POPIOŁEK.  Śmierci się nie boi!
Napisano ma na czole,
że jest władzcą nade wszystkiem,
nad gałęzią i nad listkiem,
nade śmiercią i nad życiem — — —
KRÓL.  Z tem mojem przybyciem
trafię w sedno,
jeśli powiem: wszystko jedno,
ja czy wy!..
PANI STOLARZOWA.  Jedne sny!
Jedno łoże!
PANI SZEWCOWA.  Może, może
z raz wyskoczy sobie ze mną,
walny władzca, mocny pan!

INNA Z KOBIET.  Dzionkiem jasnym, nocką ciemną radabych z nim poszła w tan!
KRÓL.  Z kim zechcecie, pójdę w pląsy!
PANI STOLARZOWA.  Co za wąsy!
Ciepło, królu, w mej komórce,
tęgo dzisiaj napalono!
STOLARZ.  Żono! żono!
kijem łeb ci ten roztrącę!
PANI SZEWCOWA.  Siano u mnie na obórce
miękkie, panie, i pachnące! —
SZEWC.  Przeniewiercza! Piekła! nieba!
Gdzie kochanek? gdzie twój mąż!
PANI SZEWCOWA.  Dratwę trochę mocniej wiąż!
PANI STOLARZOWA.  Ty nie zważaj, królu panie!
Liche jego heblowanie!
Do stolarza:
A twój rozum niech pamięta:
Co za cześć!
Będą w domu królewięta!
PANI SZEWCOWA.  U mnie! U mnie! My schudzieli —
Bieda musi wszystkich gnieść —,
lecz my z hrabiów — — —
PANI STOLARZOWA.  O, anieli!
A jać pono — —
STOLARZ.  Żono! żono!
PANI STOLARZOWA.  — z książęcego jestem rodu — —
INNA Z KOBIET.  Pójdę, królu, do wywodu,
jeśli tylko łaska twa — —
Taki honor — —
GŁOS Z TŁUMU.  Taki grzech!
PANI STOLARZOWA.  Niech tam, niech!
PANI SZEWCOWA.  Takie grzechy to pociechy —
PANI STOLARZOWA.  Rozgrzeszenie ksiądz nam da.
WSZYSTKIE.  W tany, królu malowany!
PANI SZEWCOWA.  Ze mną w tany!
PANI STOLARZOWA.  Ze mną w tany!
BABKA.  Na mnie zerka. —
Jestem, królu, akuszerka!
Znam się na tym interesie — —
KRÓL.  Król, czy młody, czy też stary,
na to jest, by godził swary!

Niech muzyka odezwie się!
Ani jednej nie zasmucę,
z tą wywinę, z tą obrócę,
z tą rozpocznę, z tamtą skończę!
Tamtej kożuch, tej opończę!
Wszystko blichtr jest! wszystko szych!
Nie żałować skarbów swych,
posiać niemi naokoło,
żeby raźno i wesoło
było wszystkim w kraju mym,
to przed wami jest mój prym! —
WÓJT.  Sypie garście ziarn, bez plew —
Nasza kość to, nasza krew!
POPIOŁEK.  Jeszcze takich słówek z ćwierć,
co nam życie! co nam śmierć!
STOLARZ.  Juścić, powiem to bez bólu,
tak cię kocham, panie królu,
za te hojne, szczodre słowa,
że gdy mi się co uchowa — —
SZEWC.  Królu złoty, malowany,
z moją żoną puść się w tany!
Syp nam skarby naokoło,
niech nam raźnie i wesoło
będzie w kraju twym!
Wszystko czczy jest dym!
Tak ci jestem rad,
— nasza krew ty, nasza kość! —
że i żony mam już dość!
Niech się wali świat,
a ty, królu malowany,
z moją żoną puść się w tany!
MIECHODMUCH.  Hej! kto może,
sierdź się, sierdź!
Ja w pokorze
zadmę w miechy —
Królu złoty, malowany — — —
ORGANISTA.  Wszystko jedno — cnoty, grzechy,
świeża gałąź, sucha żerdź!
Królu złoty, malowany,
li dla ciebie me organy —
Niema ich tu, sam przyniosę — —

KRÓL.  Jasnowłose, ciemnowłose!
Gdy jest życie, co nam śmierć!
Niech tam innych boli głowa!
Co się chowa, to się chowa!
Smutny Maćku, wina lej!
MACIEK.  Dziś na smutki
kielich wódki!..
Nalewa — częstuje.
KRÓL.  intonuje, porwawszy Babkę w objęcia:
Narodził się Marchołt — hej!
Muzyka.
Sprośny i gruby — —
CHÓR.  Dla naszego szczęścia, nie dla naszej zguby —
Hej!..
Ogólny taniec; król na przedzie w pląsach z Babką.

L
L
ECTOR
BENE-
VOLE,
VALE.





  1. U ludu — uczta towarzysząca narodzinom.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kasprowicz.