Targowisko próżności/Tom III/Rozdział ostatni
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Targowisko próżności |
Tom | III |
Rozdział | Narodziny, śluby i pogrzeby |
Wydawca | J. Czaiński |
Data wyd. | 1914 |
Druk | J. Czaiński |
Miejsce wyd. | Gródek Jagielloński |
Tłumacz | Brunon Dobrowolski |
Tytuł orygin. | Vanity Fair: A Novel without a Hero |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom III Cały tekst |
Indeks stron |
Pomimo silnego postanowienia żeby serce biednego majora od rozbicia ocalić, Rebeka osądziła że ostrożność nakazywała jej najściślejsze milczenie. Dla niej interes osobisty był na pierwszym planie; ztąd naturalnie wynikało że wszystko co los i szczęście majora zapewnić mogło, musiało czekać zaspokojenia tych względów, które się do jej własnej odnosiły osoby.
Zbiegiem wiadomych nam wypadków Becky znalazła się niespodzianie wśród wygód i dostatku, otoczona ludźmi prostego serca i przyjaźnie dla niej uspososobionymi. Wiemy już że od dawna w podobnem nie żyła towarzystwie; nic więc dziwnego że pomimo nawyknienia i skłonności do włóczęgostwa zdawało się tej awanturnicy że życie spokojne nie jest bez powabu. Tak Arab przebiegłszy pustynie na grzbiecie dromadera, lubi spocząć u stóp palmowego drzewa i ochłodzić się u źródła, chociaż później tęskni znowu do ludnych bazarów, łaźni publicznych i meczetów nim pełne niebezpieczeństw przedsięweźmie wyprawy. Namiot Józefa Sedley’a podobał się naszej Izmaelitce; używała więc gościnności i spoczynku, dla nabrania siły do dalszych zapasów z burzliwym i niespokojnem oceanem awanturniczego życia.
Zadowolona z chwilowej egzystencji Becky nie zaniedbała niczego żeby swój pobyt przyjemnym uczynić dla tych, co ją otaczali. Kilka chwil spędzonych z Józefem na poddaszu pod Słoniem wystarczyło jej do wzmocnienia płomieni zagasłego wulkanu. Po upływie tygodnia eks dygnitarz bengalski był najuleglejszym jej niewolnikiem, jak również najzapaleńszym wielbicielem, jednem słowem, należał do niej; był jej własnością. Po obiedzie, naprzykład, nie kładł się zaraz spać — jak czynił jeżeli zostawał tylko w towarzystwie spokojnem siostry — ale wyjeżdżał na spacer z Rebeką w okrytym powozie, i wymyślał najrozmaitsze rozrywki żeby ją zabawić. Tapeworm, sekretarz legacji, który — jak słyszeliśmy pierwej — nie oszczędzał Rebeki, był na obiedzie u Józefa i od tej pory składał zawsze wizyty Rebece Crawley.
Biedna Emmy — która nigdy zbyt ożywioną nie była a wyjazdu majora stała się jeszcze więcej milczącą — znalazła się teraz na drugim planie: z przybyciem Rebeki rola jej stała się podrzędną, nie zważano też na nią, pozwalając jej żyć w odosobnieniu. Minister francuski przewyższał swego rywala w entuzjazmie dla mistress Crawley. Niemki, zwykle surowe co do zasad moralności a jeszcze surowsze w sądach o Angielkach, potraciły głowy dla zachwycającej przyjaciółki mistress Osborne. Chociaż Becky nie starała się jeszcze być przedstawioną u dworu, ale Ich książęce Wysokości, słysząc szumne pochwały o damie należącej do jednej z dawniejszych rodzin angielskich, raczyły objawić, że życzeniem JJ. WW. ks. jest poznać dostojną damę. Jak tylko po mieście rozeszła się pogłoska że Becky pochodzi z szlachetnego rodu, że mąż jej jest pułkownikiem w gwardji i gubernatorem jakiejś wyspy, że nie żyją z sobą z powodu fatalnej, nic nieznaczącej sprzeczki i t. d., wszystkie najniedostępniejsze salony Puperniklu otworzyły się dla naszej heroiny; najdystyngowańsze damy mówiły do niej „ma chère“ i poprzysięgły jej tak jak pierwej Amelji — wieczną i dozgonną przyjaźń. Naiwni Germanie mają pojęcia zupełnie różne od naszych o miłości i wolności: w ich miastach będących ogniskami cywilizacji i filozofji, kobiety mogą się kilkakrotnie z mężami rozwodzić, bez narażenia na szwank swej sławy; wszędzie dobrze są przyjmowane i nie mniejszej jak przedtem używają konsyderacji. Dom Józefa Sedley’a zyskał bardzo wiele powabów z przybyciem osoby tak miłej w towarzystwie, jak mistres Crawley, która grała, spiewała, mówiła biegle dwoma czy trzema językami, posuwała wesołość do szaleństwa, przyciągała liczne tłumy na salony pana Sedley a, i kazała mu wierzyć że on to właśnie swoim rozumem i talentami wszystkich ku sobie nęci i wszystkich zachwyca.
Emmy, której rola jako gospodyni ograniczała się teraz na płaceniu rachunków domowych — Emmy była jak wszyscy pod wpływem zręcznej Rebeki. Ta ostatnia mówiła zawsze z wielkiem uwielbieniem o szlachetnem sercu majora, żałowała mocno że interesa Willjama nie pozwalały mu zostawać z nimi i wyrzucała często Amelji jej nieczułość dla tego poczciwego człowieka. Emmy słabo się od tych zarzutów broniła, dowodząc przyjaciółce że jej postępowanie względem majora pochodziło z poczucia najświętszych dla niej obowiązków, bo według Emmy, kobieta, która miała szczęście, tak jak ona, spotkać anioła na ziemi, zawsze do niego, nawet za grobem, należeć powinna. Zresztą Amelja uznawała całkowicie słuszność pochwał, jakie Rebeka dla majora wygłaszała, a nawet sama bardzo chętnie i często naprowadzała na ten temat rozmowę.
Becky nie miała wiele trudności żeby pozyskać sobie sympatję sług i Zorża. Panna służąca Amelji sprzyjała bardzo majorowi i krzywo z początku patrzała na Rebekę, jako na główną przyczynę wyjazdu majora; ale prędko się pogodziła z mistress Crawley, widząc jej uwielbienie dla Willjama, które z nieudanym zapałem przy każdej sposobności objawiała. — W poufnych rozmowach dwóch przyjaciółek, kiedy z balów wracały, miss Paym, zawijając w papiloty jasne zwoje włosów jednej i ciemne drugiej, umiała zawsze umieścić słówko na korzyść majora, co Amelja słuchała nie z większą przykrością jak i pochwały Rebeki.
Emmy przypominała często synowi żeby do majora pisywał i kazała mu zawsze dodawać w post-sciriptum że mama przesyła majorowi najżyczliwsze wyrazy. Potem kiedy patrzała na portret Jerzego to zdawało się jej że nie miał tego ostrego wyrazu twarzy, jaki dostrzegła po odjeździe Willjama, kiedy w oczach męża dostrzegła coś nakształt wyrzutu za niesprawiedliwość wiernemu przyjacielowi wyrządzoną.
Tak więc heroiczne poświęcenie Amelji nie dawało jej szczęścia: nigdy jej nie widziano tak drażliwą, nie spokojną, z samej siebie niezadowoloną i obraźliwą. Często cierpiąca i blada, ciągle nuciła romanse Webera które major najwięcej lubił; nieraz szarą godziną w salonie uczuła się przerażona prawie temi melodjami; wtenczas chroniła się do swego pokoju, jak gdyby portret Jerzego był jej tarczą obronną.
Po wyjeździe Willjama zostało kilka książek z jego podpisem. Emmy położyła je na swoim stoliku obok biblji, książki do nabożeństwa i koszyka z robotą, poniżej portretów ojca i syna. Major zapomniał także wyjeżdżając swoje rękawiczki; niezadługo potem Zorż przewracając w szufladach biórka matki, znalazł w osobnej kryjówce starannie zawinięte rękawiczki majora.
Emmy nie lubiła zabaw światowych, które ją zwykle nudziły; największą dla niej przyjemnością były dalekie przechadzki z Zorżem, bo Rebeka zostawała w domu żeby pana Józefa nie zostawiać samego. Matka i syn rozmawiali często o Willjamie, a sposób w jaki się o nim odzywała Amelja, wywołał nie raz uśmiech na ustach Zorża. Amelja mawiała zawsze że nie zdarzyło się jej nigdy spotkać równie zacnego, miłego a pomimo to skromnego jak Willjam człowieka. Przytem powtarzała ciągle synowi że to co dziś mają, winni są i opiece tego nieocenionego przyjaciela, który ich nigdy nie opuszczał, wtenczas szczególnie kiedy byli w największym niedostatku, zapomnieni przez wszystkich. Towarzysze broni Willjama uwielbiali w nim męstwo i odwagę, chociaż on sam nigdy o sobie i swoich czynach mówić nie lubił; nakoniec był on najbliższym przyjacielem ojca Zorża, który mu również niezachwianą odpłacał przyjaźnią.
— Ojciec twój — mówiła Emmy do Żorża — zawsze mi opowiadał jak Willjam stanął szlachetnie w jego obronie przeciwko małemu tyranowi, który był z nimi razem na pensji i prześladował twego ojca; od tej pory zawiązała się pomiędzy twoim ojcem i Willjamem przyjaźń, którą śmierć tylko rozerwać mogła.
— Dobbin pewnie zabił tego człowieka co zabił papę? zapytał Zorży. — Nie prawdaż mamo? A przynajmniej pewnieby go zabił gdyby go tylko złapał. O! jak będę w wojsku, to wszystkich Francuzów pozabijam, zobaczy mama.
Takie rozmowy wypełniały większą część czasu, który matka i syn przepędzali razem z sobą. Naiwna Emmy nie spostrzegła nawet jak Żorzy został jej powiernikiem; prawda że z wszystkich znajomych Willjama Żorży kochał go najwięcej.
Mistress Becky nie chciała ustąpić swej przyjaciółce pod względem czułej tkliwości serca; miała i ona swoją minjaturę, zawieszoną w pokoju ku wielkiemu zdziwieniu niektórych osób, a ku większemu zadowoleniu samego oryginału tej cenionej przez nią minjatury: pierwowzorem tego portretu był nasz dobry znajomy... Józef Sedley. Wprowadzając się do domu Sedley’a Becky czuła się nieco upokorzona szczupłością swoich pakunków, i mówiła przy każdej niemal zręczności o rzeczach, mających lada dzień nadejść z Lipska. Niech to będzie przestrogą dla ciebie, miły czytelniku, żeby nie zbyt dowierzać podróżnemu, który nie ma nic więcej nad to, co gdzieś w drodze zostawił: zdarza się to najczęściej oszustom.
Ta wielka prawda na nieszczęście nieznaną była Amelji i jej bratu. Mało im zależało na tem że Becky miała świetne stroje w niewidzialnych walizach, to jedno tylko niemile ich uderzało że suknie Rebeki były bardzo nieświeże i znoszone. Z tego powodu Emmy pojechała z przyjaciółką do najlepszej modniarki i zamówiła dla Rebeki całą garderobę. Odtąd nie widać już było na Rebece podartych szalików i jedwabnych poplamionych sukni, które jej ramion nawet zakryć nie mogły, tak stały się wąskie przez ciągłe zaszywania miejsc podartych.
Zmiana w ubiorze sprowadziła zmiany w sposobie życia: słoik z różem stał gdzieś w kącie opuszczony; flakon ze specyfikiem, w którym Becky szukała pociechy i siły w smutku, poszedł także na stronę: teraz jeżeli doń zaglądała, to chyba w rzadkich wypadkach jakiejś samotnej medytacji, albo gdy Józef przymusił ją czasem wieczorem do ochłodzenia się z nim razem wodą, zaprawioną tym płynem, podczas kiedy Emmy z Żorżem byli na przechadzce.
Nakoniec oczekiwane pakunki z Lipska nadeszły. Składały się one z dwóch lub trzech pudełek, niezawierających ani śladu tych świetnych strojów, o których Becky tyle mówiła. Jeden z pakietów był pełen papierów i gratów, tych samych z pomiędzy których Rawdon wyciągnął owej pamiętnej nocy bilety bankowe i jakieś klejnociki. Becky z wyrazem naiwnej radości wyjęła z pudełka rysunek ołówkiem zrobiony i zawiesiła go w swoim pokoju. Rysunek ów przedstawiał jakiegoś jegomościa o czerwonych policzkach, wyjeżdżającego na słoniu z pomiędzy egzotycznych roślin. Krajobraz przedstawiał Indje zapewne, bo wgłębi było widać pogodę indyjską.
— Na honor, to mój portret — zawołał Józef na widok obrazu, który Becky trzymała mu przed oczyma.
W samej rzeczy był to on w całym blasku swej piękności i młodych lat, w nankinowem ubraniu, według mody 1804 roku zrobionem. Przed laty ten sam rysunek zdobił ściany znanego nam domu przy Russell-Square.
— Kupiłam ten obraz — rzekła Becky głosem drzącym ze wzruszenia — w chwili kiedy przemyśliwałam nad wyrządzeniem jakiejkolwiek w miarę moich środków, przysługi najlepszym i najdroższym moim przyjaciołom. Od tej pory nigdy się z tą pamiątką ani na chwilę nie rozdzielałam.
— Czy tak? — zawołał Józef w najwyższem uniesieniu — więc rzeczywiście pani dla mojej osoby taką cenę do tego obrazu przywiązujesz?
— Niestety! — zawołała Becky — pan to wiesz tak dobrze jak i ja; ale na cóż się dziś zdały próżne żale i słowa? Po cóż wywoływać te wspomnienia, które dziś tylko mi serce krwawią? Teraz już za późno!
Józef był upojony tą rozmową. Emmy wróciła z przechadzki zmęczona i cierpiąca, poszła więc do siebie zostawiając swego brata sam na sam z wdzięczną i uroczą towarzyszką, która mu śpiewała romanse z 1815 roku. Amelja słyszała te śpiewy, bo długo w noc usnąć nie mogła; ale co więcej dziwne to to, że Józef Sedley również dręczony był bezsenością kiedy się do łóżka później niż zwykle położył.
Było to w miesiącu czerwcu, to jest w najświetniejszym sezonie mody i elegancji londyńskiej. Józef nie mógł się ani jednego dnia obejść bez czytania Galignami, tego nieoszacowanego dziennika, który stęsknionemu tułaczowi na obcej ziemi ojczyznę ukochaną powraca. Przy śniadaniu dzielił się z swojemi towarzyszkami wiadomościami z tej gazety, która zamieszcza w swoich kolumnach tygodniowe sprawozdania, tyczące się rzeczy wojennych, jak ruchy wojsk, awanse w armji etc... Człowiek, zajmujący w swoim czasie tak ważne stanowisko w służbie czynnej jak Józef Sedley, nie mógł być na sprawy publiczne w swoim kraju obojętnym. Oto co w jednym z numerów tego pisma wyczytał:
„Powrót XXXgo pułku.“
„Ramchander, statek należący do Wschodnio-indyjskiej kompanji, przybił pospiesznie dziś rano do portu, z czternastoma oficerami i stu trzydziestu dwoma żołnierzami, mającymi zaszczyt należeć do pułku znanego z męstwa i waleczności. Po czternastoletniej nieobecności w kraju, pułk ten wraca nakoniec okryty chwałą, na jaką zasłużył w wojnie z Birmanami. Pułkownik O’Dowd, kawaler orderów, wysiadł na ląd z żoną i siostrą, w towarzystwie kapitanów Posky, Stubble, MacRaw i Malony, oraz poruczników Smith, Jones, Thompson i Fr. Thompson, i chorążych Hicks i Grady. Muzyka przygrywała hymn narodowy przy radośnych okrzykach tłumnie zebranego ludu, podczas kiedy dzielni obrońcy ojczyzny wchodzili do hotelu Wayte’a, gdzie ich suta czekała uczta, bo pan Wayte usiłował przewyższyć samego siebie w przyrządzeniu potraw i w obfitości jadła. Tłum zebrany przed hotelem wydawał pełne entuzjazmu okrzyki; lady O’Dowd i pułkownik zmuszeni byli ukazać się na balkonie i wypić zdrowie rodaków najlepszem winem, w jakie piwnice Wayte’a zaopatrzone były.“
W kilka dni potem taż sama gazeta donosiła że major Dobbin przybył do swego pułku w Chatham, również zamieszczała sprawozdanie z przedstawienia się u dworu pułkownika Michała O’Dowd, kawalera orderów, jego żony, lady O’Dowd, i siostry miss Glorwiny O’Dowd. Potem następowały nazwiska nowo mianowanych pułkowników; w tej liczbie znajdował się nasz znajomy, Wiljam Dobbin. Stary marszałek Tiptoff zakończył życie na statku, w drodze z Madras do Anglji, a monarcha najmiłościwiej pułkownika Michała O’Dowd na tę godność wynieść raczył, zostawiając mu prawo do honorowego stopnia dowódcy pułku, któremu przez długie lata z największą chwałą sir O’Dowd przewodniczył.
Amelja wiedziała o tem wszystkiem, bo Żorż był w ciągłej korespondencji z swoim opiekunem. Z listów Willjama wiał taki chłód, że biedna Emmy nie mogła już wątpić że Dobbin nic od niej już nie wymagał, ale i sam zupełnie się z pod jej wpływu oswobodził. To osamotnienie boleśnie Amelji czuć się teraz dawało; nie mogła ona zapomnieć poświęceń majora i dowodów najtkliwszego dla niej uczucia; pamięć doznanych od niego dobrodziejstw męczyła biedną kobietę w dzień i w nocy. Jakże gorżko żałowała dziś swojej względem niego niesprawiedliwości, jak boleśnie wyrzucała sobie że mając rzadki skarb w ręku, tak małą doń przywiązywała cenę i robiła z niego igraszkę!
Tak więc wszystko już stracone. Willjam nie mógł już tak kochać jak dawniej kochał, bo długoletnie poświęcenie i niezachwianą wierność odpłacono mu pogardą. Tak sobie myślała Emmy; ale w sercu majora miłość dla Amelji głębokie zostawiła blizny, które się zagoić nie chciały. Napróżno mała rączka nieubłaganej despotki zawzięcie wyrywała z serca majora najpiękniejsze kwiaty pielęgnowane dla niej: myśl Wiljama wracała zawsze do przedmiotu, który nad wszystko ukochał.
— Ja to sam winien temu jestem — mówił często do siebie — łudziłem się nadziejami, bo mi z tem dobrze było. Gdyby ona godną była miłości, jaką miałem dla niej, dawnoby mi podobnem odpowiedziała uczuciem. Zamykałem oczy dobrowolnie, żeby się utrzymać w błędzie, żeby nie rozwiać miłych dla mnie marzeń. Eh! mój Boże! czyż życie całe nie upływa nam w marzeniach? Kto wie czy związek mój z nią nie przyniósłby mi jeszcze boleśniejszego rozczarowania? Pocóż więc mam narzekać lub wstydzić się odniesionej porażki?
Im więcej major nad tem rozmyślał, tem jaśniej widział bezzasadność swoich mrzonek.
— Pójdę dalej drogą, na której podobało się Opatrzności mnie umieścić — mówił sobie, wracając zawsze do tegoż samego przedmiotu — będę pełnić moje obowiązki; przepędzę resztę życia na sprawdzaniu rachunków moich sierżantów i na opatrywaniu guzików u moich podwładnych. Będę siadał do wspólnego z oficerami stołu, będę słuchać po sto razy opowiadań chirurga, a kiedy siły mnie opuszczą, wezmę dymisję i będę znosić cierpliwie gderania moich sióstr aż do chwili kiedy ostatnia dla mnie wybije godzina. Zapłać rachunek, Franciszku, i przynieś mi cygaro; pójdziesz potem zobaczyć co dają dziś w teatrze. Jutro przepłyniemy morze na pokładzie „Batawa.“
Franciszek słyszał tylko dwa ostatnie frazesa przemowy, jaką jego pan wystosował sam do siebie w porcie Rotterdamskim. Statek wspomniany był tak blisko, że major mógł dokładnie odszukać wzrokiem to samo miejsce, na którem siedział obok Emmy kiedy podróż swoją zaczynali. Ale o tem wszystkiem należało już zapomnieć; jutro major miał wylądować w Anglji i natychmiast wejść napowrót do służby.
Z końcem czerwca dwór księstwa Pupernikel i całe prześwietne towarzystwo tej stolicy rozsypywało się na wszystkie strony świata, by zaczerpnąć sił i zdrowia u życiodajnych źródeł, rozerwać się nieco, próbując szczęścia w niewinnej ruletce, użyć gastromonicznych rozkoszy w towarzystwie niemniej kosmopolitycznem jak i wyborowem, i nakoniec przepędzić lato w miłej bezczynności.
Przedstawiciele dyplomacji angielskiej w Puperniklu udali się w części do Cieplic, w części zaś do Kissingen, a ich rywale, dyplomaci francuscy, zamknąwszy podwójnym obrotem klucza drzwi swojej kancelarji, pociągnęli ku Ostendzie. Członkowie panującej w Puperniklu rodziny również jak skromni śmiertelnicy do wód wyjeżdżali, albo szukali spokoju na ustroniu, w jednej z swoich letnich rezydencji. Ktokolwiek zresztą miał choćby najsłabsze pretensje do dobrego tonu musiał wyjeżdżać jak inni; więc i doktor Glauber, nadworny książęcy lekarz, uległ wespół z panią baronową ogólnemu prądowi. Wprawdzie pora kąpielowej kuracji była dosyć nawet korzystną dla doktora Glauber’a, który umiał połączyć przyjemność z interesem. Najulubieńszem polem jego działań była Ostenda, miejsce zboru wszystkich prawowiernych synów Germanji.
Interesujący Józef, jeden z pacjentów doktora, był dla niego prawdziwą krówką dojną. Dał się przekonać łatwo że organizm jego wymaga koniecznie wzmocnienia, i że Ostenda jest dla niego najstosowniejszem miejscem pobytu. Co do Amelji, której stan zdrowia mógł wzniecać pewne obawy, mało jej na tem zależało gdzie lato przepędzi; ale Żorż skakał z radości na samą myśl zmiany miejsca. Mistress Becky miała dla siebie przeznaczone czwarte miejsce w pysznym powozie, umyślnie przez Józefa na tę podróż kupionym. Nie było to może zbyt roztropnie ze strony Rebeki narażać się na spotkanie osób, które jej przeszłość znały; ba! ale czy nasza heroina nie miała dosyć odwagi żeby się lękać opinji lub złych języków? Trzymała ona zresztą tak zręcznie pana Józefa w sidłach, że mogła stawić mężnie czoło nieprzyjacielskim napadom. Komedja odegrana z obrazem zapewniła przewrotnej intrygantce berło wszechwładztwa nad człowiekiem, którego portret ze słoniem starannie opakowany został w pudełku, danem Rebece przez Amelję dosyć już dawno, za lepszych jeszcze czasów. Emmy zabrała z sobą swoje skarby, dwa medaljony, i mała kolonja osiadła w drogim i niewygodnym hotelu Ostendy.
Amelja zaczęła brać kąpiele, które zbawiennie na jej zdrowie działały. Znajomi Rebeki odwracali się od niej dosyć widocznie; ale mistress Osborne nie spostrzegała tego, nie znając nikogo w Ostendzie, a jej przyjaciółka uważała za rzecz zbyteczną dawać jakieś objaśnienia w tym względzie.
Mistress Rawdon Crawley spotkała jednak w Ostendzie niektóre osoby stałe w swoich dla niej uczuciach; ale tych, niestety! uwolniłaby chętnie od owej stałości. Takimi byli major Loder, uwolniony ze służby, i kapitan Rook: niepodobna było nie spotykać ich co chwila bo przechadzali się ciągle z cygarem w ustach, i odważnie zaglądali damom pod kapelusze. Nie trudno im było wkręcić się do domu Józefa Sedley’a i zasiąść przy jego gościnnym stole. Nie byli to ludzie którzyby się zamknięciem drzwi zrazić mieli; bynajmniej, wchodzili śmiało do pokoju, nie pytając czy są przyjęci; a jeżeli nie zastali Rebeki, zasiadali w salonie mistress Osborne, puszczali kłęby dymu nazywali Józefa starym drabem, wpadali do domu w czasie objadu, i przepędzali długie godziny śmiejąc się głośno i zwilżając gardło.
Żorż, który ich wyrażeń nie rozumiał wcale, odezwał się raz do matki:
— Co to znaczy, mamo? Wczoraj major mówił do mistress Crawley: „Nie, nie, tak dalej być nie może; pani zabrałaś sobie całkiem starego draba dla samej siebie; przecież i nam się coś należy; bo inaczej, do kaduka, narobimy bigosu.“
— Major?... Nie nazywaj go tak, proszę cię; odpowiedziała matka. — Mogę cię zapewnić, moje dziecko, że zupełnie tych słów nie rozumiem.
Obecność tych dwóch ludzi napełniała Amelję strachem i obrzydzeniem. Przy śniadaniu, lub objedzie zasypywali ją szorstkiemi komplementami, albo śmieli się z niej w oczy. Kapitan wyplatał niestworzone rzeczy chcąc jej niby przyjemnym dowcipem dokuczać, do tego stopnia, że Amelja starała się zawsze kiedy ci panowie przychodzili mieć Zorża przy sobie.
Tu należy oddać sprawiedliwość Rebece że bacznie pilnowała żeby żaden z tych panów nie zostawał nigdy sam na sam z Amelją. Major, który mógł rozsądzać swoją osobą, przysięgał że ta mała gąska do niego należeć musi. Obadwa nikczemnicy sprzeczali się o tę czystą i niewinną istotę, i nie wahali się przy jej stole nawet — zakładać się o to który z nich ją posiadać będzie. Emmy nie mogła odgadnąć ich niecnych zamiarów; ale widok tych nędzników przejmował ją trwogą i niepokojem.
Amelja błagała brata aby wracali do Anglji, ale ten ani słyszeć nie chciał żeby się oddalać od swego doktora; był to węzeł mocny, a może i nie jedyny — który Józefa trzymał po za obrębem kraju, możemy dodać przytem że mistress Becky nie miała najmniejszej ochoty wracać do ojczyzny.
Nakoniec Emmy zdobyła się na energiczne postanowienie: napisała do kogoś z swoich znajomych w Anglji, i dla większej pewności sama list na pocztę zaniosła nie mówiąc nikomu o tem. Wróciwszy do domu do późnej nocy rozmawiała z Żorżem, i zdawało się że była trochę wzruszona; odtąd nie wychodziła prawie z swego pokoju, a Becky zaczęła wówczas myśleć że to major i kapitan budzą w niej jakiś strach nieprzezwyciężony.
— To głupiutkie stworzenie zostać tu nie może — mówiła Becky do siebie — niechżeby sobie jechała; potrzeba koniecznie ją z tąd wyprawić. Czy widział kto kiedy takie nierozsądne żale po mężu, co od piętnastu lat już nie żyje! I to po jakim jeszcze mężu! A Bóg to wie czy zasłużył on na to żeby go tak zawzięcie żałować. Że nie wyjdzie za żadnego z tych łotrusów — temu nie ma się co dziwić: cóżby robiła z takim naprzykład Looder’em albo Rook’iem? Nie, chyba wyjdzie za swego drągala i ja to muszę dziś jeszcze urządzić.
Pod pretekstem zaniesienia herbaty Becky poszła do pokoju Amelji, i zastała ją w największem rozdrażnieniu nerwowem, przed portretami męża i syna.
Becky postawiła przed nią filiżankę herbaty.
— Dziękuję! powiedziała Amelja.
— Posłuchaj mnie, Ameljo — rzekła Becky przechadzając się po pokoju i przypatrując się jej pilnie. — Mam do pomówienia z tobą; ty zostawać tu dłużej nie możesz; bo po co miałabyś się narażać na impertynencje tych dwóch ludzi? Nie chciałabym wcale życie ci zatruwać, i zawsze się obawiam dla ciebie jakiejś zniewagi z ich strony; bo jeśli ci mam powiedzieć otwarcie co o nich myślę, to ludzie ci warci są szubienicy — a co najmniej — ciężkich robót. Mało cię to obchodzić powinno jakim sposobem ich znam, dosyć ci wiedzieć że jestem w stanie ocenić ich tak jak na to zasługują. Józef nie może cię zasłonić; on jest tak ociężały i tak słabego charakteru, że sam raczej potrzebuje opieki; jego więc protekcja bardzo jest niewystarczająca. Ty, moja kochana, nie jesteś stworzona do tego żeby żyć z takimi ludźmi, nie! Jeżeli nie chcesz zguby swojej i dziecka, to powinnaś wyjść za mąż. Tak, moja duszko, potrzeba ci męża, rozumiesz? Za nadto słabą jesteś roślinką żebyś się mogła obejść bez podpory. Właśnie taki człowiek, jakiego ci potrzeba, chciał zostać twoim mężem; a ty, nierozsądna niewdzięcznico, odepchnęłaś go!
— Robiłam wszystko, Rebeko! wszystko co było w mej mocy — odpowiedziała Emmy błagalnym tonem — ale... nie mogłam zapomnieć...
Zamiast dokończyć myśl swoją, Emmy spojrzała na portret.
— Zapomnieć... kogo? Jego?.. — zawołała Becky — ten, uosobiony egoizm tę próżną lalkę fryzyjerską, człowieka bez rozumu i bez serca! Naprawdę pomiędzy nim a majorem nie większe zachodzi podobieństwo jak między tobą a królową Elżbietą. Ależ ten człowiek był już tobą znudzony, i dziesięć razy pewnie byłby ciebie porzucił, gdyby go major nie był zmuszał do pozostania wiernym przysiędze. Oto co mi sam codzień zeznawał, powtarzając że zupełnie nie dba o ciebie: jeżeli mi kiedy mówił o tobie, to zawsze z szyderczym uśmiechem; zresztą, był zaledwie od tygodnia twoim mężem, kiedy się już o moje względy ubiegał.
— To fałsz! To fałsz! Rebeko — zawołała Amelja zrywając się z miejsca.
— Zobacz-że — i przekonaj się kiedy jesteś tak szalona że mi nie chcesz uwierzyć, mówiła Becky z nieubłaganą wesołością, wyjmując z zanadrza zmięty bilecik i podając go Amelji.
— Czy poznajesz to pismo? dodała, to jego ręka, nie prawdaż? No, przeczytaj ten list, który mi podał w twojej obecności. Przeczytaj czy nie proponował mi żebym z nim uciekała? Teraz spodziewam się, że wątpić nie będziesz. Pisał ten list na dzień przed tem kiedy został zabity, to mi już go wykraść nie mógł, mówiła dalej Becky.
Ale Emmy miała wzrok do listu przykuty i nic już nie słyszała. W samej rzeczy Becky tym razem mówiła prawdę; Jerzy proponował jej ucieczkę w liście wsuniętym w bukiet, który ofiarował Rebece na balu u księżny Richemond.
Głowa Amelji opadła na piersi. Płakała gorżkiem łzami: ale łzy te są już ostatnie, jakie u niej w ciągu tej historji widzieć będziemy. Emmy zakryła twarz rękoma i była pod wrażeniem najcięższej boleści. Becky — zdawało się — przypatrywała się obojętnie tej scenie. Czy łzy Amelji były dla niej ulgą, czy też jak kamień na serce padały? Tego podobno żaden z badaczy tajników serca ludzkiego odgadnąć nie potrafi. Może jej żal było tych ułudnych marzeń, które jej życie promieniem słońca złociły, może dusza jej oburzona była na myśl pogardy, jaką jej miłość odpłacano, może — nakoniec — cieszyła się z obalenia jedynej zapory, tamującej nowe i szczere przywiązanie,.. zapory wynikającej z wrodzonego jej poczucia obowiązku?...
— Żadne węzły mnie teraz nie krępują — mówiła do siebie w myśli. — Mogę go teraz kochać z całą mojego serca swobodą; byleby mi tylko przebaczyć zechciał.
Zdaje się ten wzgląd ostatni przytłumił i opanował w tej chwili wszystkie uczucia tej nieśmiałej i tkliwej istoty, miotanej obecnie trwogą i niepokojem. Wybuch jej boleści był mniej gwałtowny jak się tego spodziewała Becky, która ujęła rękoma głowę swej przyjaciółki i na jej czole pocałunek złożyła. Pięknie to było ze strony mistress Becky — nieprawdaż?
— Teraz, Ameljo — mówiła — nie masz ani chwili do stracenia; siadaj i pisz, spiesz się.
— Napisałam już do niego dziś rano, odpowiedziała Emmy, której twarz pokryła się rumieńcem.
Becky przyjęła to wyznanie głośnym wybuchem śmiechu i zaczęła nucić głosem, rozlegającym się ostro w całym domu słowa, Rozyny z „Cyrulika Sewilskiego“: Un Biglietto ecclo qua!
Dwa dni po tej scenie minęło; czas był dżdżysty, niebo pochmurne. Amelja spędziła noc całą słuchając szumu fal wzburzonego oceanu, i litując się nad podróżnymi, którzy w tej chwili mogliby się znajdować na morzu. Zaledwie świtać zaczęło Emmy zbudziła Zorża i wyszła z nim przechadzać się nad morzem. Deszcz, silnie wiatrem pędzony, od czasu do czasu zaglądał im w oczy; ale Amelja miała wzrok jak przykuty do linji czarnej, tworzącej na horyzoncie niby granicę morza, albo — patrząc na fale, które się z łoskotem o brzeg rozbijały — odpowiadała na serdeczne wyrazy swego młodego protektora.
— Spodziewam się że w taki czas nie puściłby się na morze, rzekła Emmy.
— A ja założyłbym się nie wiem o co że tak — odezwał się malec. — Patrz mateczko, w tę stronę, czy widzisz tę smugę czarną? To statek dym za sobą zostawia.
Żorż się nie mylił; ale kto mógł zapewnić czy Dobbin był na tym statku, czy list odebrał, i czy — nakoniec — pospieszyłby stawić się natychmiast na wezwanie? Tysiące niepokojących przypuszczeń cisnęło się w umyśle biednej Amelji, ustępując miejsca coraz to nowym, równie męczącym myślom jak fale wyburzone, rozbijające się o kamienie w drobną i białą pjanę.
Parowiec rysował się coraz wyraźniej. Żorż, z lunetą w ręku, wyglądał jak doświadczony marynarz robiący ważne spostrzeżenia. Wiatr igrał z flagą wywieszoną w porcie, jako sygnał oznajmujący zbliżenie się angielskiego statku. Serce Amelji gwałtownie biło.
Emmy chciała także potrzeć przez teleskop oparty na ramieniu Żorża; ale nic zobaczyć wyraźnie nie mogła oprócz punktu czarnego, który to wznosił się, to opadał. Żorż jednak zaledwie przełożył znowu oko do lunety, rozpoznał od razu okręt.
— Jakże się oni kołyszą — mówił. — Oprócz majtków, widzę tylko dwie osoby na pokładzie; jeden z nich leży, a drugi stoi; ma na sobie... kapelusz... płaszcz... i... eh! to Dobbin!
To mówiąc rzucił i zostawił swoje optyczne narzędzie, podbiegł do matki i ujął ją silnie w objęcie. Nie potrafimy lepiej stanu Amelji opisać jak słowami poety: Dakrysen gelasasa[1]. Była ona już pewną że Willjam jest na statku. Wyrażając przed chwilą życzenie żeby Dobbin nie puszczał się w drogę, Amelja nie była szczerą.
Parowiec zbliżał się coraz więcej; w chwili kiedy dobijał do brzegu Emmy była tak drżąca, że stać nie miała siły i mimowolnie uklękła, przesyłając do nieba dziękczynną modlitwę. Myślała sobie że życia jej za mało zostaje żeby mogła całą wdzięczność swoją wyrazić Opatrzności!
Czas był tak brzydki że nikt prawie nie miał ochoty wychylić się z domu i przyjść do portu, żeby się na przybywających popatrzeć; zaledwie można było znaleść posługacza do zabrania rzeczy podróżnych ze statku. Mały Żorż nawet znikł gdzieś na chwilę, tak że kiedy podróżny w płaszczu z czerwona podszewką stanął na lądzie, nie było nikogo więcej oprócz kobiety w białym kapeluszu i w szalu, która wyciągnąwszy ręce padła w jego objęcia.
— Przebacz mi, Willjamie, przebacz dobry mój przyjacielu! — mówiła cichym głosem patrząc na niego z niewypowiedzianą czułością. W oczach Willjama Amelja wyczytała miłość, poświęcenie bez granic i może... zasłużony wyrzut. Tak się jej przynajmniej zdawało. Spuściła w milczeniu głowę na piersi, a Willjam rzekł do niej.
— O! wierz mi, Ameljo, czas już było żebyś mi pozwoliła powrócić.
— Więc nigdybyś nie powrócił, Willjamie?
— Nigdy! — odpowiedział nasz przyjaciel, przyciskając do ust jej rękę.
Kiedy oboje wychodzili z biura celnej rewizji, spotkali Zorża z lunetą przy oku. Nie potrzebujemy mówić że przywitanie malca z Willjamem było serdeczne. Zorż z radości skakał i tańczył około nich przez całą drogę aż do samego domu. Józef był jeszcze w łóżku. Becky również nie była jeszcze widzialną chociaż przez szczeliny żaluzji u okien dostrzegła ich z daleka. Żorż pobiegł do kuchni dowiedzieć się czy śniadanie już gotowe. Emmy spotkała w przedpokoju mistress Paym, oddała jej swój szal i kapelusz i pobiegła do majora żeby go od ciężkiego płaszcza uwolnić, a... a my — jeżeli czytelnik nie ma nic przeciw temu — pójdziemy z Zorżem do kuchni... może śniadanie dla pułkownika prędzej będzie gotowe.
Synogarliczka nakoniec wleciała do klatki i z ufnością na ramieniu swego przyjaciela spoczywa; spiewa i grucha tylko dla niego i trzepie skrzydełkami z radości. Jakże szczęśliwym być musi ten co posiada już skarb upragniony, cel ośmnasto-letnich marzeń, powód do niezliczonych trosk, niepokojów i westchnień! Wszystkie jego nadzieje i gorące życzenia już nakoniec spełnione! Zatrzymujemy więc pióro nasze, bo doszliśmy do ostatniej kartki naszego opowiadania. Bywaj zdrów pułkowniku, niech Opatrzność czuwa nad tobą szlachetny i dzielny Wilijamie! Bądź zdrowa, dobra i tkliwa Ameljo!
Rebeka pojechała do Brukselli, niby dla interesów osobistych: nie chciała może zakłócać szczęścia tej która tak odważnie stanęła w jej obronie; a może nie lubiła widoku zbyt czułych scen — nie lubiąc sama bawić się w sentymenta — albo też spotykać się z majorem nie miała ochoty. Na ślubie Amelji był tylko Żorż z wujem. Zorż odjechał z matką i zamieszkał w domu ojczyma. Mistress Becky po kilku dniach wróciła dla towarzystwa i pociechy Józefa, którego stan kawalerski skazywał na ciężkie osamotnienie. Józef podziękował siostrze i szwagrowi, którzy go zapraszali żeby nimi zamieszkał z tłómaczył się tem że życie na kontynencie więcej odpowiada jego usposobieniom.
Emmy była bardzo rada z tego że napisała do Willjama nie wiedząc jeszcze o ostatnim liście Jerzego do Rebeki.
— Wiem dobrze o tem wszystkiem — powiedział do żony Dobbin — ale nie mogłem użyć broni uwłaszczającej pamięci najlepszego przyjaciela. O! nie potrafisz nigdy odgadnąć ile cierpiałem wtenczas właśnie kiedy...
— Nie mówmy o tem nigdy — zawołała Emmy z wyrazem tak wdzięcznej i pokornej prośby, że Willjam zaczął natychmiast mówić o nadobnej Glorwinie i o miłej Peggy O’Dowd, u których się znajdował w chwili kiedy list ostatni Amelji odebrał.
— Gdybyś nie była napisała — dodał Willjam — kto wie jakie nazwisko nosiłaby dziś nadobna Glorwina?
Teraz Glorwina nazywa się panią majorową Posky, i jest drugą żoną pana majora. Glorwina miała silne postanowienie nie szukać męża po za obrębem pułku, i dla tego zostawiła mu wiele czasu do opłakiwania nieboszczki. Lady O’Dowd, nie mniej przywiązana do tego pułku, zawsze powtarza że gdyby podobało się Opatrzności zesłać jakie nieszczęście na jej poczciwego Mick’a, nie szukałaby nowego męża nigdzie więcej pomiędzy oficerami tego samego pułku. Ale, dzięki Bogu, pułkownik obdarzony od natury silną budową ciała — żyje jak wielki pan w O’Dowd’s Town, wśród licznej zgrai psów różnego gatunku. Lady O’Dowd nie przestaje tańczyć z za miłowaniem gawota i wiele innych solowych tańców. Na ostatnim balu u generała, gdzie zapamiętale oddawała się tańcom, lady O’Dowd wspólnie z Glorwiną powstawały zawzięcie na majora Dobbina, skarżąc się przed wszystkimi na jego niegodziwie postępowanie. Szczęściem, nowy szlafroczek, nadesłany z Paryża, ułagodził gniew pierwszej, a major Posky osłodził zawiedzione nadzieje drugiej.
Pułkownik Dobbin zaraz po swojem ożenieniu podał się do dymisji i zamieszkał z żoną i z pasierbem w pięknym wiejskim domka w Hampshire, niedaleko Crawley, gdzie od wejścia w wykonanie bilu reformy sir Pitt i żona jego stale się osiedlili.
Wszystkie pretensje baroneta do Izby Parów, jak dym się rozwiały; utracił on krzesło w parlamencie i większą część fortuny, a te gorżkie zawody umysł jego i zdrowie bardzo silnie wstrząsnęły. Baronet o niczem więcej teraz nie mówił jak tylko o bliskim i nieuniknionym upadku połączonych Królestw Wielkiej Bretanji; po za te proroctwa myśl jego nie sięgała.
Lady Joanna i mistress Dobbin serdecznie zaprzyjaźniły się z sobą. Pomiędzy Crawley i Ever Greens, rezydencją pułkownika, ruch powozów był nieustający. Lady Joanna trzymała do chrztu dziecko mistress Amelji Dobbin i dała mu swoje imie. Akt chrztu dopełnił wielebny James Crawley, który po swoim ojcu odziedziczył prebendę. Najściślejsza przyjaźń zawiązała się pomiędzy Żorżem a młodym Rawdonem, którzy weszli jednocześnie do kolegjum w Cambridge i razem polowali zawsze w czasie wakacji. Miłość obudwóch do córki lady Joanny zamieniła młodych przyjaciół w rywali. Obie matki od dawna już marzyły o związku Żorża z młodą dziewczynką, ale serce tej biło podobno żywiej do kuzyna.
Nazwiska mistress Crawley nigdy nie wymawiano w tych dwóch rodzinach: Przyczyny tego łatwo dadzą się odgadnąć. Rebeka nie opuszczała Józefa Sedley’a i wszędzie za nim jeździła, ten zaś został jej uniżonym sługą. Ludzie zajmujący się interesami pułkownika ostrzegali go że szwagier jego powikłał swoje fundusze niebezpiecznemi układami, w tym zapewne celu żeby być w stanie długi znaczne pospłacać. Józef wielką część swojej fortuny umieścił na przeżycie i prosił kompanji Wschodnio Indyjskiej o przedłużenie urlopu; wiedziano przytem że na siłach i zdrowiu z każdem dniem upadał.
Amelja temi wieściami zaniepokojona, uprosiła męża żeby pojechał do Brukselli, gdzie Józef wówczas się znajdował. Pułkownik z wielką niechęcią przychylił się do prośby żony; nie był bowiem zupełnie spokojny o zdrowie córeczki, która po silnej odrze dopiero przychodzić do siebie zaczęła; przytem musiał przerwać zaczętą pracę nad historją Punjab’u, którą dotąd jeszcze mocno jest zajęty. Pojechał jednaże i zastał szwagra w najwykwintniejszym hotelu Brukselli, gdzie mistress Crawley zajmowała osobny chociaż pod tym samym dachem apartament, trzymała powóz i konie, żyła otoczona zbytkami i przepychem i dom prowadziła otwarty.
Pułkownik nie miał najmniejszej ochoty widzieć się z tą damą. Przyjechawszy więc do Brukselli, posłał natychmiast służącego do Józefa z tem, że chce się z nim widzieć. Józef prosił pułkownika do siebie; a że mistress Becky dawała tego wieczora świetne przyjęcie, szwagrowie mogli zatem swobodnie pomówić. Willjam poznał od razu że stan zdrowia Józefa dosyć jest zatrważający. Pomimo pochwał, jakiemi obsypywał Rebekę, widać było że się jej strasznie obawiał. Ona go — jak mówiła — z największem poświęceniem pilnowała w niezliczonych chorobach, z których jedna dziwniejszą była od drugiej; najlepsza córka nie mogłaby być o ojca troskliwszą. — Ale na miłość Boga, dodał nieszczęśliwy Józef — przenieście się do Brukseli, nie zostawiajcie mnie samego; a przynajmniej odwidzajcie mnie często.
Pułkownik zachmurzony tą prośbą, odrzekł:
— To jest niepodobieństwem, Józefie; w obecnym stanie rzeczy Amelja u ciebie być nie może.
— Przysięgam ci! Przysięgam na świętą biblję! — mówił Józef błagalnie, przykładając księgę go ust, ta kobieta jest tak czysta jak Emmy, a tak niewinna jak dziecko.
— Chciałbym temu wierzyć — odpowiedział smutnie pułkownik — ale Emmy nie może cię odwidzić. Bądź mężnym, Józefie, miej odwagę zerwać zgubne stosunki z tą kobietą i wracaj do nas, a przyjmiemy cię z otwartemi rękoma. Słyszałem że twoje interesa są w złym stanie...
— W złym stanie? zawołał Józef. Któż się ośmielił podobne rzucać kalumnje? Wszystkie kapitały są najkorzystniej poumieszczane. Mistress Crawley... to jest... moje fundusze przynoszą mi ogromne zyski.
— A te długi, o których mi mówiono? A to ubezpieczenie twego życia?
— Bo widzisz... mnie się zdawało... że jej się coś przecie odemnie należy, w razie jakiego nieszczęścia namnie... ja mam tak wątłe zdrowie... to tylko przez wdzięczność... bo zresztą, wam chcę cały majątek zostawić... rozrządzam tylko czystym zyskiem z korzystnego umieszczenia kapitałów.
Pułkownik przedstawił zgubne następstwa, i nalegał na zerwanie wszelkich z Rebeką stosunków i prosił szwagra żeby już raczej wracał do Indji, dokąd Becky jechać za nim nie zechce.
Józef załamał ręce nakoniec i zawołał że z chęcią wróci do Indji i że na wszystko przystanie; ale do tego potrzeba mu czasu, a najwięcej błaga o to żeby nic o tem nie mówić mistress Rebece Crawley.
— Ona zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała co my tu mówimy — zawołał znowu nieszczęśliwy Józef. — Ach! ty nie wiesz co to za straszna kobieta!
— No, to jedź ze mną! powiedział Willjam.
Józef nie miał odwagi zdobyć się na jakiekolwiek przedsięwzięcie. Obiecał szwagrowi że nazajutrz rano będzie u niego, zaklinał go tylko żeby nikomu o ich widzeniu się ani słowa nie mówił; teraz zaś Dobbin musiał się co prędzej wynosić, bo już Rebeka co chwila nadejść mogła, Willjam pożegnał Józefa, wynosząc ztamtąd najsmutniejsze przeczucia. Jakoż rzeczywiście już go więcej nie zobaczył.
W trzy miesiące potem Józef Sedley umarł w Akwizgranie. Cała jego fortuna rozpłynęła się — jak się okazało — w niebezpiecznych i niepewnych spekulacjach; oprócz papierów i akcji, niemających żadnej wartości, zostało tylko dwa tysiące funtów szterlingów, wypłaconych przez Towarzystwo ubezpieczeń życia, która to suma miała być podzielona na dwie równe części: pierwsza przypadła według testamentu ukochanej siostrze zmarłego Amelji, żonie... etc, drugą zaś połowę przeznaczył szlachetnej przyjaciółce, która z niezrównanem poświęceniem pielęgnowała go w czasie choroby, Rebece, żonie pułkownika Crawleja, kawalera orderów etc... Ta ostatnia była egzekutorką jego ostatniej woli.
Rada nadzorcza kompanji ubezpieczeń uchwaliła na ogólnem zebraniu, że ma powody uważać tę sprawę za bardzo podejrzaną, i że wstrzymuje wypłatę ubezpieczonej sumy aż do chwili kiedy komisja wysłana do Akwizgranu zbada na miejscu okoliczności, w jakich śmierć Jósefa Sedley’a nastąpić miała. Ale mistress, a raczej lady Crawley (bo tak się kazała nazywać), udała się osobiście do Londynu, gdzie dotąd naradzała się z adwokatami, dotąd narzekała na nikczemne intrygi, których przez całe życie była ofiarą, dopokąd nie wygrała procesu z kompanją. Kapitał został wypłacony, a Becky tem samem oczyściła się z zarzutów, jakie na niej ciężyły, i wyszła z całej tej sprawy zwycięsko, czysto i niewinna jak baranek. Ale pułkownik Dobbin odesłał jej schedę swojej żony i nie chciał mieć żadnych na przyszłość stosunków z Rebeką Crawley.
Pomimo uporczywej chęci żeby ją nazywano lady, Becky nie nabyła nigdy praw do tego tytułu. Jego Ekscelencja pułkownik Rawdon umarł na żółtą febrę w Coventry Island, powszechnie przez mieszkańców tej wyspy żałowany. Sir Pitt uprzedził brata i skończył życie na kilka tygodni przed jego śmiercią. Ponieważ nie zostawił po sobie potomka płci męskiej, majorat przeszedł na młodego Rawdona Crawley, dzisiejszego baroneta, który nie chciał nigdy widzieć się z matką, wypłacając jej tylko regularnie roczną pensję. Zresztą możemy upewnić czytelnika że stan fortuny mistress Rebeki jest zupełnie zaspokajający. Młody baronet został w wiejskiem ustroniu w Crawley, z lady Joanną i jej córką, Rebeka zaś, albo lady Crawley — jeśli się komu podoba — wybrała jako pole swoich działań Bath i Cheltenham, gdzie uchodzi za nieszczęśliwą i niesłusznie prześladowaną ofiarę. Ma wiele nieprzyjaciół, któż nie ma ich na tym świecie? Życie jej teraźniejsze najlepiej o jej niewinności świadczy. Cała oddana miłosierdziu i nabożeństwu, codzień bywa w kościele i nie wychodzi nigdy bez służącego. Imie jej znajduje się na wszystkich spisach składek na dobroczynne cele. Opuszczone kwieciarki, wypędzone praczki i wszelkiego rodzaju nieszczęśliwe ofiary, znajdują w niej wspaniałomyślną protektorkę. Na przedstawienia benefisowe dla tych biedaków zawsze kilka miejsc, co najmniej, bierze.
Emmy z dziećmi, pułkownik przyjeżdżają czasem do Londynu, i na jednem z takich przedstawień w teatrze znaleźli się naprzeciw Rebeki która skromnie spuściła oczy i gorzko się uśmiechnęła kiedy ci odwrócili się od niej; Emmy nachyliła się do Żorża, słusznego już i pięknego młodzieńca, a pułkownik wziął rączkę swojej małej Joasi, którą kocha nad wszystko w świecie, więcej nawet jak swoją historję Pendjabu.
— Ja myślę że on ją więcej jeszcze aniżeli mnie kocha — mawiała czasem Emmy z westchnieniem.
Pułkownik jest zresztą pełen względów i uprzejmości dla swojej żony, której myśli zgaduje i wszystkie życzenia uprzedza.
A teraz zawołajmy głośno: Vanitas vanitatum! Któż z nas jest szczęśliwym na tym świecie? Kto może powiedzieć że wszystkie jego życzenia spełnione, że niczego nie pragnie i że jest zadowolony zupełnie? Bywaj zdrów, łaskawy czytelniku, wracaj teraz do życia rzeczywistego, a historja, którąśmy tu opisali, powtórzy się może przed twemi oczyma.
- ↑ Przez łzy się uśmiechała. (Homer). Pożegnanie Hektora i Admoraki