Hamlet (Shakespeare, tłum. Hołowiński, 1839)/Akt II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hamlet |
Podtytuł | Xiąże duński |
Pochodzenie | Dzieła Williama Shakspeare Tom pierwszy |
Wydawca | T. Glücksberg |
Data wyd. | 1839 |
Druk | T. Glücksberg |
Miejsce wyd. | Wilno |
Tłumacz | Ignacy Hołowiński |
Tytuł orygin. | The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały tom pierwszy Całe wydanie |
Indeks stron |
AKT II.
SCENA PIERWSZA.
(Pokój w domu Poloniusza).
Wchodzi POLONIUSZ i REJNALDO.
POLONIUSZ.
Daj mu, Rejnaldo, z listem pieniądze. REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
Mądrze postąpisz, dobry Rejnaldo, REJNALDO.
Takem zamierzał. POLONIUSZ.
Mądrześ powiedział; lecz się przód pytaj, Tém kołowaniem kiedy się dowiesz, REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
W części i jego: — REJNALDO.
Jako grać, panie. POLONIUSZ.
Tak, lub się upić, REJNALDO.
Panie, to jemu hańbę naniesie. POLONIUSZ.
Nie; skargę osłodź twojemi usty. Grzecznie te błędy, aby się zdały, REJNALDO.
Ale, mój Panie, — POLONIUSZ.
Na co to wszystko? REJNALDO.
Tak jest, mój Panie, chciałbym to wiedziéć. POLONIUSZ.
W tem są fortelu mego układy; REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
A wtedy, panie, powie, — powie — O czemże mówiłem Panie Jezu! o czémś mówiłem: — Na czém stanąłem? REJNALDO.
Skończy tym wnioskiem. POLONIUSZ.
Skończy tym wnioskiem, — Tak rzeczywiście; REJNALDO.
Tak, zrozumiałem. POLONIUSZ.
Ruszajze z Bogiem; REJNALDO.
Dobry mój Panie, — POLONIUSZ.
Sam go uważaj. REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
Niechaj się pilnie muzyki uczy. REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
Bywaj mi zdrowy! (Rejnaldo wychodzi. — Wchodzi OFELIA).
Cóż Ofelio? cóż to się stało? OFELIA.
Ojcze mój, wielka zdjęła mię trwoga! POLONIUSZ.
Czegoż to? powiedz, na imie Boga! OFELIA.
Kiedy ja szyłam w moim pokoju, POLONIUSZ.
Czy nie oszalał dla twej miłości? OFELIA.
Nie wiem ja, panie, ale istotnie, POLONIUSZ.
Cóż ci powiedział? OFELIA.
Ujął za rękę, ścisnął mię silnie, Tak na swem czole miał rękę drugą, POLONIUSZ.
Chodźże, chodź ze mną; króla poszukam. OFELIA.
Nic, ale pełniąc twoje rozkazy, POLONIUSZ.
Stąd i oszalał. Trwoga nieszczęsna! — Zda się, że tyle (wychodzą).
SCENA DRUGA.
(Pokój w zamku).
Wchodzą: KRÓL, KRÓLOWA, ROZENKRANC, GUILDENSTERN i ŚWITA.
KRÓL.
Witaj Rozenkranc i Guildensternie! Wieść do zabawy; razem wybadać, KRÓLOWA.
Mówił nam wiele o was, panowie; ROZENKRANC.
Król i królowa mogą oboje, GUILDENSTERN.
Myśmy posłuszni; KRÓL.
Dzięki, Rozenkranc i Guildensternie. KRÓLOWA.
Dzięki Guildenstern i Rozenkrancu: GUILDENSTERN.
Naszą przytomność, nasze staranie, KRÓLOWA.
Amen! (Wychodzą Rozenkranc, Guildenstern i niektórzy ze świty. Wchodzi POLONIUSZ).
POLONIUSZ.
Królu, posłowie już z Norwegii KRÓL.
Zawsześ ty ojcem dobréj nowiny. POLONIUSZ.
Alboż nie jestem? Najświęciéj, Panie, KRÓL.
Mów, bo oddawna słyszeć to pragnę. POLONIUSZ.
Posłom najpierwéj daj posłuchanie; KRÓL.
Samże ich uczcij, do mnie przyprowadź. (Wychodzi Poloniusz).
Luba Gertrudo, mówi, że zbadał KRÓLOWA.
Wątpię czy główna nie jest przyczyna (Powraca Poloniusz z Woltimandem i Korneliuszem).
KRÓL.
My go zbadamy. — Dobrzy panowie, WOLTIMAND.
Wzajemność szczerszych życzeń, pozdrawiań. (daje papier)
Aby dozwolić przejścia wolnego KRÓL.
Z tegośmy radzi; (Wychodzą Woltimand i Korneliusz).
POLONIUSZ.
Sprawa ta nader dobrze skończona. — KRÓLOWA.
Bez sztuk do rzeczy. POLONIUSZ.
Pani, przysięgam, sztuk nie używam, Raczéj przyczynę tego defektu; „Do rajskiéj i bóstwa mej duszy, przecudnie upiększonéj Ofelii,“ — KRÓLOWA.
Hamletże pisał? POLONIUSZ.
Proszę się wstrzymać będę najszczerszy. (czyta)
„Wątp czy gwiazdy sklniąc się żarzą; „O droga Ofelio, biada mi z temi wierszami, nie posiadam sztuki zawarcia w rymach westchnień moich: ale proszę wierzyć, ze cię kocham najmocniéj, o najmocniéj; adieu. Hamlet.“
To w posłuszeństwie córka oddała, KRÓL.
Jakże tę miłość jego przyjęła? POLONIUSZ.
Za cóż mię trzyma Pan Najjaśniejszy? KROL.
Za poczciwego człeka z honorem. POLONIUSZ.
Tego dowiodę. Cóź więc myślicie, KRÓL.
Jak ci się zdaje? KROLOWA.
Bardzo być może. POLONIUSZ.
Byłoż to kiedy, (chciałbym to wiedziéć), KRÓL.
Nie. POLONIUSZ, pokazując na głowę i ramiona.
Rozdzielże to z tém jeśli inaczéj: KRÓL.
Jakże się o tém lepiéj przekonać? POLONIUSZ.
Wiecie, że często zwykł po galeryi KRÓLOWA.
To prawda. POLONIUSZ.
Wtedy do niego wyszlę me dziécie; KRÓL.
Dobrze, doświadczym. (Wchodzi Hamlet czytając). KRÓLOWA.
Patrzcie jak smutny idzie i czyta. POLONIUSZ.
Idźcie, zaklinam, idźcie oboje; (wychodzą: Król, Królowa i Świta).
POLONIUSZ.
Jakże się ma łaskawy mój xiąże Hamlet! HAMLET.
Dobrze, Bogu dzięki. POLONIUSZ.
Czy mię poznaje xiąże? HAMLET.
Bardzo dobrze — wszakżeś rybakiem. POLONIUSZ.
Nie, panie. HAMLET.
Tedybym życzył, abyś był tak poczciwym człowiekiem. POLONIUSZ.
Poczciwym, xiąże? HAMLET.
Tak, panie; być poczciwym, jak się dzieje na świecie, jest to być jednym wybranym z dziesięciu tysięcy. POLONIUSZ.
To bardzo wielka prawda, xiąże. HAMLET.
Bo jeśli słońce płodzi robaki w nieżywym psie, i jeśli to bóstwo całując zdechlinę. — Masz-li córkę? POLONIUSZ.
Mam, xiąże.HAMLET.
Nie pozwalaj chodzie po słońcu: płodność rzecz błogosławiona; lecz że i twoja córka może podobnego rodzaju błogosławieństwo osiągnąć, — Przyjacielu, miéj na to baczenie. POLONIUSZ.
Co przez to rozumi xiąże? (na boku) Zawsze mu w głowie moja córka: — jednak nie poznał z początku i nazwał mię rybakiem: całkiem nieprzytomny, całkiem nieprzytomny: o prawdziwie, w młodości mojej przychodziłem z kochania prawie do podobnej ostateczności. Jeszcze do niego przemówię. — Co czyta xiąże? HAMLET.
Słowa, słowa, słowa! POLONIUSZ.
Z jakiéjże materyi? HAMLET.
Jużci z papiéru a nie z atłasu. POLONIUSZ.
Mówię o treści tej xiążki, co czyta xiąże. HAMLET.
Potwarze, panie: bo tu utrzymuje ten satyryczny hultaj, ze starzy ludzie mają siwe brody, twarz pomarszczoną, że z oczu płynie im gęsta ambra i żywica, ze u nich brak zupełny rozumu jak siły w nogach. Chociaż, panie, w to wszystko najmocniéj i najdokładniéj wierzę, jednak sądzę nieuczciwością pisać takie rzeczy, bo samże pan może przyjść do mojego wieku, jeśli, jak rak, zdoła się w tył cofnąć. POLONIUSZ, na stronie.
Choć to szaleństwo, jednak ma związek. — Czy nie zechce xiąże awry przemienić?HAMIET.
W grobie? POLONIUSZ.
W rzeczy saméj, byłoby to zupełnie przemienić awrę. — (na stronie) Jakże są czasem uderzające jego odpowiedzi! Tę szczęśliwą własność często posiada szaleństwo, na którą zdrowy rozum nigdy się tak pomyślnie nie zdobędzie. Opuszczę go i postaram się jak najprędzej sprowadzić z nim córkę moję. — Najdostojniejszy xiąże, śmiem najpokorniej prosić o pozwolenie odejścia. HAMLET.
O cobyśkolwiek prosił mogę najchętniéj z tem się rozstać prócz życia, prócz życia, prócz życia. POLONIUSZ.
Bywaj zdrów, xiąże. HAMLET.
Jakże nudni starzy głupcy! (Wchodzą ROZENKRANC i GUILDENSTERN}.
POLONIUSZ.
Szukacie xięcia Hamleta; oto jest. ROZENKRANC, do Poloniusza, który wychodzi.
Szczęść Boże panu! GUILDENSTERN.
Mój dostojny xiąże! — ROZENKRANC.
Mój najdroższy xiąże! — HAMLET.
Moi najlepsi przyjaciele! Jakże się masz Guildensternie! Ach Rozenkranc! Dobre chłopcy, jakże się wam powodzi? ROZENKRANC.
Jak pospolitym dzieciom tej ziemi.GUILDENSTERN.
Szczęsni dla tego, że się nie gnieciem HAMLET.
Ani podeszwą u jej trzewika? ROZENKRANC.
Nie, xiąże. HAMLET.
Więc zostajecie u jéj przepaski, albo w pośrodku jéj faworów? GUILDENSTERN.
Rzeczywiście jesteśmy jéj powiernikami. HAMLET.
I przypuszczeni aż do łona fortuny? O najprawdziwiéj; to nierządnica. Cóż nowego? ROZENKRANC.
Nic, panie, tylko że świat staje się coraz poczciwszym. HAMLET.
Więc sądny dzień blisko: ale wasze nowiny nie prawdziwe. Pozwólcie nieco otwarciéj siebie zapytać: przez co popadliście w ręce fortuny, która was zaparła do tego więzienia? GUILDENSTERN.
Więzienia, panie? HAMLET.
Danija jest więzienie. ROZENKRANC.
A więc i cały świat więzieniem. HAMLET.
Ogromném więzieniem, mającém wiele przegród, turm i lochów; najgorszą turmą jest Danija.ROZENKRANC.
Tak nie myślimy, xiąże. HAMLET.
Więc dla was nie jest więzieniem; bo na świecie nic nié ma dobrego, ani złego, tylko nasze mniemanie to czyni: dla mnie więzieniem. ROZENKRANC.
Duma tedy pańska zmienia mu na więzienie ten kraj, co nazbyt ciasny dla pańskiego umysłu. HAMLET.
O Boże, mógłbym się pomieścić w łupinie orzechowej, i jeszcze miałbym siebie za króla niezmiernéj przestrzeni, gdyby mię straszne marzenia nie dręczyły. GLTLDENSTERN.
W rzeczy saméj te marzenia pochodzą z dumy; bo prawdziwa istota i materya dumy zasadza się na cieniu marzenia. HAMLET.
Samo marzenie jest tylko cieniem. ROZENKRANC.
Prawda, i ja przyznaję dumie tak powietrzną i lekką własność, że się może nazwać cieniem cieniu. HAMLET.
Nasi przeto żebracy są ciałem, a nasi monarchowie i niebotyczne bohatyry są tylko żebraków cieniem: — Pojdziemy może do dworu, bo, na honor, nie mogę rozumować. ROZENKRANC i GULDENSTERN.
Dobrze, służymy xięciu. HAMLET.
Nie o to idzie: nie chcę was kłaść w jednym rzędzie z resztą sług moich, bo mówiąc z wami, jak poczciwy człowiek, nader straszliwą mam straż przyboczną. Ale otwarcie, po przyjacielsku powiedzcie, co robicie w Elsinorze? ROZENKRANC.
Chcieliśmy odwiedzić xięcia i nic więcéj. HAMLET.
Będąc żebrakiem, równiem ubogi i w podziękowania, bo rzecz niezawodna, kochani przyjaciele, że moje podziękowanie nie warte i grosza. Czy nie posyłano za wami? Czyście z własnego natchnienia przybyli? Czy to tylko dobrowolne odwiedziny? — No, no; bądźcie ze mną otwarci i poczciwi; no, no, powiedzcie. GULDENSTERN.
Cóż mamy powiedzieć, panie? HAMLET.
Cokolwiek, ale do rzeczy. Posyłano po was; oto w oczach waszych czytam pewien rodzaj zeznania, a wasza wstydliwość nie ma dość siły dla pokrycia tego: wiem, dobry król i królowa po was posyłali. ROZENKRANC.
W jakimże celu, xiąże? HAMLET.
W Jaśnie tego od was chciałbym się dowiedzieć. Ale zaklinam was na prawa naszéj przyjaźni, na jednomyślność naszego wieku, na związek naszej zawsze trwałéj życzliwości i na te wszystkie najdroższe rzeczy, na jakieby was najlepszy mówca mógł upraszać, bądźcie prości i otwarci ze mną; czy po was posyłano lub nie? ROZENKRANC, do Guildensterna.
Co mówisz? HAMLET.
Ha, jużem was pojął; — jeśli mię kochacie, nie wstrzymujcie się.GUILDENSTERN.
Posyłano po nas, xiąże. HAMLET.
A ja wam powiem dlaczego; tak moje odgadnienie poprzedzi wasze odkrycie i wasza tajemnica przyrzeczona królowi i królowéj nie wypierzy się ani z jednego piórka. Straciłem niedawno, (nie wiem dla czego), wszelką wesołość, zarzuciłem zwyczajne zabawy i zatrudnienia: prawdziwie, w takiém jestem smutném usposobieniu, ze ten piękny utwór, ziemia, zdaje się mi jak nierodzajny i piasczysty przylądek; ten przewyborny namiot, powietrze, patrzcie, te śmiało zawieszone stropy, ten majestatyczny dach z szafiru, wysadzany złocistemi ogniami, niczem się nie zdaje w oczach moich, jak tylko brzydkim i zaraźliwym stekiem wyziewów. Co za arcydzieło człowiek. Jak szlachetny w rozumie! Jak nieskończony w zdolnościach! W kształcie i poruszeniu jak znakomity i dziwny! W działaniu jak podobny aniołom! W pojęciu jak podobny Bogu! Ozdoba świata! Wzór całej żyjącej natury! A jednak dla mnie, czemże ta istota prochu? Ludzie mię nie bawią; twoim uśmiechem zdajesz się na to zgadzać. ROZENKRANC.
Myślałem wcale nie o tém, xiąże. HAMLET.
Czegóż się tedy śmiałeś, kiedym powiedział, że ludzie mię nie bawią? ROZENKRANC.
Myślałem, że jeśli xiąże nie ma upodobania w ludziach, jakże u niego znajdą suche przyjęcie aktorowie, bośmy ich spotkali w drodze, spieszących tu dla ofiarowania xięciu swojéj usługi.HAMLET.
Grającego rolę króla mile powitam; jego królewska mość odbierze hołd odemnie: awanturniczy rycerz użyje do woli swego rapiru i tarczy: kochanek nie będzie wzdychał gratis: humorzysta dokończy w pokoju swoję rolę: błazen pobudzi do śmiechu mających łaskotliwe płuca; a panienka najswobodniéj odkryje swe myśli, albo w tym celu użyje wierszów. — Co to za aktorowie? ROZENKRANC.
Ci sami, których xiąże dawniéj lubił, drammatyści z miasta. HAMLET.
Jakże przyszło do tego, że teraz koczują? Obranie stałego pomieszkania daleko lepszą byłoby drogą do ich sławy i zysku. ROZENKRANC.
Sądzę ze mieli w tém na przeszkodzie nowe postanowienia. HAMLET.
Czy używają téj saméj sławy, jaką mieli za mego pobytu w mieście? Czy są tyleż uczęszczani? ROZENKRANC.
Nie, wcale nie. HAMLET.
Skądże to pochodzi? Czy poczynają rdzewiéć? ROZENKRANC.
Bynajmniéj, zawsze przez swoje usiłowanie utrzymują się w jednakowym stanie; ale tam się znajduje gniazdo dzieci[1], maleńkich piskląt, którzy wrzeszczą na całe gardło i za to najokrutniéj sypią się im oklaski: ci tedy są teraz w modzie, a tak okrzyczeli pospolite teatra, (jak nazywają wszystkie inne), że wielu uzbrojonych rapirem zaledwie się wazy pójść do nich z obawy gęsiego pióra. HAMLET.
Co to za dzieci? Kto ich utrzymuje? Kto im płaci? Czy nie powiedzą potém, jeśli ze wzrostem wyjdą na pospolitych aktorów, (co najpodobniéj, chyba że co lepszego znajdą), że pisarze trzymający ich stronę krzywdę im wyrządzili, powstając na własne ich przyszłe dziedzictwo? ROZENKRANC.
W rzeczy saméj, można wiele powiedziéć na obie strony, cały naród nie ma sobie za grzech podszczuwać ich do kłótni: była nawet pora, nawet pora, że ani grosza nie przynosiła sztuka, jeśli poeta i aktor nie poszli o to w załebki. HAMLET.
Byc że to może? GUILDENSTERN.
O tam wiele z tej przyczyny mózgownic potrzaskano. HAMLET.
Nié ma tu nic bardzo nadzwyczajnego: bo mój stryj jest królem Danii, a którzy zakrzywiali się na niego za życia mojego ojca, dają teraz dwadzieścia, cztérdzieści, pięćdziesiąt i sto dukatów za jogo miniaturę. Do kroćset piorunów, w tém coś nadprzyrodzonego, jeśli filozofia potrafi to zbadać. (Słychać trąbienie).
GUILDENSTERN.
To aktorowie. HAMLET.
Panowie, najmiléj was witam w Elsinorze. Dajcie rękę do uściskania. Przystąpcie: grzeczność bowiem i ujęcie stanowią teraz miłe powitanie; pozwólcie, ze z wami tego wszystkiego dopełnię; z obawy, aby przyjęcie aktorów, które, powiadam, musi byc bardzo uprzejme, nie zdało się lepszém od waszego. Witam was najmilej; ale mój stryjeczny ojciec i stryjeczna matka mocno się oszukali. GUILDENSTERN.
W czém, najłaskawszy xiąże? HAMLET.
Jestem tylko szalony w północ, przy północno-zachodnim wietrze, ale przy południowym doskonale znam się nu farbowanych lisach. (Wchodzi POLONIUSZ).
POLONIUSZ.
Niech wam Bóg szczęści, panowie! HAMLET.
Słuchaj Guildensternie; — także i ty, panie! — słuchajcie co powiem wam do ucha: to wielkie dziecko, które tu widzicie, jeszcze nie wyszło z pieluszek. ROZENKRANC.
Może powtórnie wrócił do powicia, bo powiadają, ze starzec na nowo dziecinieje. HAMLET.
Łatwo wyprorokuję, ze mi przyszedł oznajmić przybycie aktorów; uważajcie. — Dobrze, panie, mówisz: w poniedziałek rano; tak było istotnie. POLONIUSZ.
Mam nowinę dla xięcia. HAMLET.
Mam nowinę dla pana. Kiedy Rosciusz był aktorem w Rzymie, —POLONIUSZ.
Przybyli tu aktorowie, xiąże. HAMLET.
O ho ho! POLONIUSZ.
Słowo honoru, — HAMLET.
Każdy na ośle aktor przyjechał, —[2] POLONIUSZ.
Najlepsi aktorowie w świeciej grać mogą trajedyę, komedyę, historyę, sztukę pastoralną, pastersko-komiczną, historyczno-pastoralną, traiczno-historyczną, traiczno-komiczną, drammę bez podziału na sceny, albo poema nieograniczone. Seneka dla nich nie ciężki, ani Plaut za nadto lekki, bo to są jedyni ludzie w świecie, czy to w rodzaju pism prawidłowych, czy wolnych. HAMLET.
O Jefte, sędzio Izraela, jakiż skarb posiadasz. POLONIUSZ.
Jakiż posiada skarb, panie? HAMLET.
Jaki? — Jednéj się córki ładnéj dochował, POLONIUSZ, na stronie.
Zawsze o mojéj córce. HAMLET.
Nie mamże w tém słuszności, stary Jefte?POLONIUSZ.
Jeśli mię xiąże nazywa Jeftym, to istotnie mam córkę, którą nad wszystko kocham. HAMLET.
Nie to następuje. POLONIUSZ.
Cóź następuje, xiąże? HAMLET.
Co? Człowiek sądzi, Wiecie bowiem: Nikt nie odgadnie, Więcéj zaś podobnych sentymentów możecie znaleść w kantyczkaeh[3], bo nadeszli skróciciele mojéj perory. {Wchodzi czterech lub pięciu aktorów).
Najmiléj witam, panowie: witam najmilej wszystkich: rad cię oglądam w dobrém zdrowiu. — Witajcież dobrzy przyjaciele. — (do aktora) O stary przyjacielu! Jak zarosłeś od tego czasu kiedym cię widział, czy swoją brodą przyszedłeś mię straszyć w Danii? — (do aktorki) Co, moja młoda xiężniczko i moja pani! Matko najświętsza! Wasza Jasność, od tego czasu jak widziałem, przybliżyła się ku niebu o całą wysokość trzewika na korku. Proś Boga, aby twój głos, jak zużyty pieniądz złoty, nie zdradził ciebie swoim dźwiękiem[4]. Wszystkich, panowie, najserdeczniéj witam. A teraz wnet się puścimy, jak francuzkie sokoły, na każdą rzecz, co zobaczemy: cokolwiek zaraz powiedzcie. No, dajcie nam próbę waszego talentu, no, jaką poruszającą mowę. AKTOR PIERWSZY.
Jakąż mowę, łaskawy xiąże? HAMLET.
Raz cię słyszałem, jakeś deklamował sztukę, co nie była nigdy przedstawianą, lub jeśli była, to nie więcéj jak raz jeden: bo przypominam sobie, że się nie podobała publiczności; był to kawior dla pospólstwa. Jednak ta sztuka, (wedle mego zdania i innych bez porównania większych znawców), była wyborna: dobrze podzielona na sceny, z wielką umiejętnością i prostotą napisana. Jeden mówił, przypominam sobie, że tym wierszom brakowało soli attyckiéj, któraby całą rzecz przyprawiła; i nie stawało takich wyrażeń coby okazywały pisarza fantastycznego: jednak nazywał to prostą i niewymuszoną metodą; równie pełną zdrowego rozumu jak słodyczy, a daleko więcéj piękną niż dowcipną. Jedno miejsce szczególniéj mnie się podobało; było to opowiadanie Eneasza Dydonie; a z tego najwięcéj lubiłem opisanie mordu Pryama. Jeśli to jeszcze żyje w pamięci twojéj, zacznij od tego wiersza; spróbuję czy pamiętam: — „Pyrrus okrutny jak hyrkański lew, —“ Nie tak, ale zaczyna się od „Pyrrus.“ „Pyrrus okrutny w czarnéj zbroi był, „Zwalał okropniéj ten hyrkański lew, Mów teraz daléj. POLONIUSZ.
Na Boga, xiąże, doskonale powiedziałeś, dobrym głosem i dobrym rozmiarem. AKTOR PIERWSZY.
„Znalazł go, mylne Grekom dawał razy; „Wiatry bez mowy, a na dolnym globie POLONIUSZ.
Nadto długo. HAMLET.
To samo powie balwierz o pańskiéj brodzie. — Proszę ciebie mów daléj: — Jemu praw jakie śmieszne facecye, albo tłuste powiastki, inaczéj zaśnie: — mów dalej: no, o Hekubie. AKTOR PIERWSZY.
„Ktoby to widział, biada! jak królowa HAMLET.
W nieładzie głowa? POLONIUSZ.
Dobrze, w nieładzie głowa, to dobrze. AKTOR PIERWSZY.
„Bosa po gołéj jak biegała ziemi, „Miasto korony na jéj głowie szmata; POLONIUSZ.
Patrz, jak pobladł, i łzy mu w oczach. — Proszę cię przestań. HAMLET.
Dobrze, dosyć; będę cię prosił wkrótce o dokończenie. — Łaskawy panie, czy się zechcesz zatrudnić dobrem przyjęciem aktorów? Słuchaj, panie, racz ich najlepiej ugościć, bo są treścią i kroniką czasu: lepiej abyś miał po śmierci zły napis grobowy, jak ich złe mówienie za życia. POLONIUSZ.
Postąpię z nimi, xiąże, jak zasługują. HAMLET.
Ej do kaduka, daleko lepiej, człecze; jeśli zechcesz z każdym się obchodzić wedle zasługi, kto ujdzie chłosty? Postąp z nimi wedle twojego honoru i godności: im mniéj warci, tym więcej zasługi dla twojéj dobroci. Prowadź ich z sobą. POLONIUSZ.
Chodźcie, panowie.HAMLET.
Idźcie za nim, przyjaciele: jutro będziemy na waszej sztuce. — Słuchaj mię, stary przyjacielu, czy możesz grać zabójstwo Gonzaga. AKTOR PIERWSZY.
Mogę xiąże. HAMLET.
Jutro wieczorem przedstawisz tę sztukę. Będziesz-li mógł nauczyć się na pamięć jakich dwanaście albo szesnaście wierszy, co napiszę i umieszczę w téj sztuce. Będziesz-li mógł? AKTOR PIERWSZY.
Bardzo dobrze, xiąże. HAMLET.
No, to dobrze. — Idźcie za tym panem; patrzajcie nie szydzić z niego. (Wychodzą Poloniusz i aktorowie). Moi dobrzy przyjaciele (do Rozenkranca i Guildensterna), żegnam was aż do wieczora: jeszcze raz przyjmcie najmilsze powitanie w Elsinorze. ROZENKRANC.
Dobrze, łaskawy xiąże. (Wychodzą Rozenkranc i Guildcnstern).
HAMLET.
Bóg niech prowadzi! — Sam pozostałem. Dla Hekuby! Cóżem za osioł? Mnieźto przystoi? — (wychodzi).
|
- ↑ To się odnosi do młodych śpiewaków S. Pawła, którzy odciągali publiczność od teatru, w którym był Shakspeare.
- ↑ Słowa dawnéj ballady.
- ↑ Hamlet przytacza urywki z kolęd śpiewanych przez pospólstwo. Kiedy więc Poloniusz pyta co daléj następuje, odsyła go do kantyczek.
- ↑ Role kobiéce grali młodzi chłopcy. — Johnson.