Hamlet (Shakespeare, tłum. Hołowiński, 1839)/całość
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Hamlet |
Podtytuł | Xiąże duński |
Pochodzenie | Dzieła Williama Shakspeare Tom pierwszy |
Wydawca | T. Glücksberg |
Data wyd. | 1839 |
Druk | T. Glücksberg |
Miejsce wyd. | Wilno |
Tłumacz | Ignacy Hołowiński |
Tytuł orygin. | The Tragedie of Hamlet, Prince of Denmarke |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tom pierwszy Całe wydanie |
Indeks stron |
JAŚNIE WIELMOŻNEMU
FRANCISZKOWI
LEŃKIEWICZOWI
W DOWÓD NAJCZULSZÉJ PRZYJAŹNI
I NAJGŁĘBSZEGO POWAŻANIA TĘ SZTUKĘ
POŚWIĘCAM.
HAMLET
XIĄŻE DUŃSKI.
OSOBY.
KLAUDIUSZ, król Danii.
OSRIK, dworzanin.
FRANCISKO, żołnierz. Panowie, Panie, oficerowie, żołnierze, aktorowie, grabarze, majtkowie, posłańcy i inni usługujący.
(Scena w Elsinore).
AKT I.
SCENA PIERWSZA.
(Elsinore. — Krużganek pałacu).
FRANCISKO na warcie. Wchodzi BERNARDO.
BERNARDO.
Kto tam? FRANCISKO.
Raczéj sam to powiedz: stój, daj się poznać. BERNARDO.
Niech żyje król! FRANCISKO.
Bernardo? BERNARDO.
Tak. FRANCISKO.
Pilnie przyszedłeś na swą godzinę. BERNARDO.
Biła dwunasta: idź spać Francisko. FRANCISKO.
Dzięki za zmianę: chłód przenikliwy: BERNARDO.
Miałżeś spokojną wartę? FRANCISKO.
Nawet się mysz nie ruszyła. BERNARDO.
Dobrze, dobranoc. (Wchodzi HORACIO i MARCELLUS).
FRANCISKO.
Zdaje się idą. — Stój, co za jedni? HORACIO.
Kraju przyjaciel. MARCELLUS.
Danii lennik. FRANCISKO.
Dobranoc. MARCELLUS.
Żegnaj, mężny żołnierzu! FRANCISKO.
Zmienił Bernardo. MARCELLUS.
Hola! Bernardo! BERNARDO.
Mów, czy Horacio? HORACIO.
Zgadłeś prawdziwie. BERNARDO.
Witaj Horacio; witaj Marcellu. HORACIO.
Czy to widziałeś znowu téj nocy? BERNARDO.
Nic nie widziałem. MARCELLUS.
Mówi Horacio, ze przywidzenie: HORACIO.
Pewno nie przyjdzie. BERNARDO.
Siądźmy na chwilę; HORACIO.
Siądźmy. BERNARDO.
Nocy ostatniéj, MARCELLUS.
Cicho, poprzestań; patrzcie, nadchodzi! (wchodzi Duch).
BERNARDO.
Całkiem w postaci króla zmarłego. MARCELLUS.
Przemów, Horacio, wszakeś uczony. BERNARDO.
Patrzaj, do króla czy niepodobny? HORACIO.
Bardzo podobny; — cały truchleję BERNARDO.
Może chce mówić. MARCELLUS.
Mówże, Horacio. HORACIO.
Któżeś, co w późnéj porze téj nocy MARCELLUS.
Tém obrażony. BERNARDO.
Patrzaj, uchodzi. HORACIO.
Czekajże; przemów; przemów, zaklinam. (Duch wychodzi).
MARCELLUS.
Poszedł i nie chce dać odpowiedzi. BERNARDO.
Jakto, Horacio? drżysz i pobladłeś: HORACIO.
Nigdy, na Boga! nie dałbym wiary, MARCELLUS.
Czyliż do króla HORACIO.
Jak ty do siebie: MARCELLUS.
Już to podwakroć, HORACIO.
Nie wiem jak o tem sądzie wypada, MARCELLUS.
Dobrze, usiądźmy, kto wie, niech powie I budowniczych okrętu ciągną HORACIO.
Ja zdołam: Jest by odebrać ręką przemocy, BERNARDO.
Zdaje się ze to, nie co innego. HORACIO.
Proch to, co miesza duszy zrzenice Niebo i ziemia razem objawia (wraca Duch).
Cicho; patrzajcie! wchodzi nanowo! (kur pieje)
Mów: — czekaj, powiedz. — Trzymaj Marcellu. MARCELLUS.
Mamże uderzyć moim oszczepem? HORACIO.
Bij, jak nie stanie. BERNARDO.
Tu! HORACIO.
Tu! MARCELLUS.
Już poszedł! Bo jak powietrze niczem nieranne, BERNARDO.
Miało przemówić, ale kur zapiał. HORACIO.
Wtedy zadrżało, jak winowajca MARCELLUS.
Zniknął pobladły na śpiew koguta. HORACIO.
Tak ja słyszałem i w części wierzę. Zgoda-li odkryć jemu zdarzenie, MARCELLUS.
Zróbmy to, proszę; wiem gdzie najlepiej (wychodzą).
SCENA DRUGA.
(Sala tronowa w zaniku królewskim).
Wchodzą: KRÓL, KRÓLOWA, HAMLET, POLONIUSZ, LAERTES, WOLTIMAND, KORNELIUSZ, PANOWIE i ŚWITA.
KRÓL.
Choć śmierć Hamleta drogiego brata Teraz, jak wiecie, młody Fortinbras, — KORNELIUSZ i WOLTIMAND.
W tém i we wszystkiém będziem gorliwi. KRÓL
My nie wątpimy; jedźcie szczęśliwi. (wychodzą Woltimand i Korneliusz).
Teraz Laertes cóż ma nowego? Mówić napróżno: jakież zadanie, LAERTES.
Królu potężny, KRÓL.
Ojciec pozwala? Poloniuszu? POLONIUSZ.
Gwałtem, mój królu, wziął pozwolenie, KRÓL.
Wybierz na odjazd czas, Laertesie; HAMLET, na stronie.
Więcéj niż krewny, a mniéj od syna. KRÓL.
Czemu u ciebie chmury zawisły? HAMLET.
Owszem, mój Panie, nadtom na skwarze. KRÓLOWA.
Rzuć barwę nocy, dobry Hamlecie, HAMLET.
Tak to powszechna, Pani. KRÓLOWA.
Dla czegoż HAMLET.
Zdaje się? Pani! nie, to istotnie; KRÓL.
Pięknie, Hamlecie, i przyzwoicie, Wzrok nasz pocieszać i uweselać, KRÓLOWA.
Niechaj twa matka darmo nie błaga, HAMLET.
Spełnię we wszystkiém wolę twą, Pani. KRÓL.
Dobrze, odpowiedź piękna, szlachetna; (Król, Królowa, Panowie, Świta, Poloniusz, Laertes wychodzą).
HAMLET.
Bodaj to trwałe, trwałe zbyt ciało, Buja w nasienie; chwasty i ziele (Wchodzą: HORACIO, BERNARDO i MARCELLUS).
HORACIO.
Witaj nam, Xiąze! HAMLET.
Rad cię oglądam: HORACIO.
Tak jest, najniższy zawsze twój sługa. HAMLET.
Dobry przyjaciel; imię takowe MARCELLUS.
Xiąże, — HAMLET.
Rad was oglądam; O, dobry wieczór. — HORACIO.
Chęć próżnowania, xiąże dostojny. HAMLET.
Wrogombym waszym bronił tak wyrzec; HORACIO.
Panie na pogrzeb króla przybyłem. HAMLET.
Proszę cię nie szydź ze mnie, współuczniu; HORACIO.
Prawda, bo prędko zbyt nastąpiło. HAMLET.
To z oszczędności tylko, Horacio! Aby ze stypy potraw półmiski HORACIO.
Kędy? HAMLET.
W zrzenicy mego umysłu. HORACIO.
Raz go widziałem, krój był dostojny. HAMLET.
Mąż to, co wszystkiem był do wszystkiego. HORACIO.
Zda się, żem widział przeszłéj go nocy. HAMLET.
Widział! Kogo? HORACIO.
Króla, mój Xiąże, ojca pańskiego. HAMLET.
Jakże to króla, ojca mojego! HORACIO.
Twe podziwienie miarkuj na chwilę HAMLET.
Mówże, na Boga! HORACIO.
Razem dwie nocy dwaj ci panowie, W zmarłych godzinie, w saméj północy HAMLET.
Kędy to było? MARCELLUS.
Koło pałacu, kędy są warty. HAMLET.
Z nimże mówiłeś? HORACIO.
Chociaż mówiłem HAMLET.
To nadzwyczajnie! HORACIO.
Ale prawdziwie, jak to, że żyję; HAMLET.
Tak jest istotnie, lecz mię to miesza. WSZYSCY.
Tak, Panie. HAMLET.
W zbroi, mówicie? WSZYSCY.
W zbroi, mój Xiąże. HAMLET.
Z góry do dołu? WSZYSCY.
Od stóp do głowy. HAMLET.
Więc nie widziałeś jego oblicza. HORACIO.
Owszem, misiurkę miał podniesioną. HAMLET.
Był nachmurzony? HORACIO.
Twarz więcéj smutna HAMLET.
Blady? czerwony? HORACIO.
Blady niezmiernie. HAMLET.
Patrzyłże na was? HORACIO.
Pilnie nadzwyczaj. HAMLET.
Chciałbym być wtedy. HORACIO.
Truchlałbyś, Panie. HAMLET.
Bardzo być może, HORACIO.
Jako z pospiechem umiarkowanym MARCELLUS i BERNARDO.
Dłużéj, o dłużéj. HORACIO.
Ale nie wtedy kiedym go widział, HAMLET.
Miałże-li brodę siwą? czy nie tak? HORACIO.
Tak, jak za życia jego widziałem, HAMLET.
Będę na straży; HORACIO.
Uręczam. HAMLET.
Gdy mego ojca postać oblekło, Rozwarło, każąc wstrzymać me kroki. WSZYSCY.
Słudzy najniżsi. HAMLET.
Tak mię kochajcie jak ja was: żegnam. (wychodzą Horacio, Marcellas, Bernardo).
Duch mego ojca we zbroi cały! (wychodzi).
SCENA TRZECIA.
(Pokój w domu Poloniusza).
Wchodzi LAERTES i OFELIA.
LAERTES.
Już na okręcie rzeczy me; żegnam: OFELIA.
Wątpisz-li o tem? LAERTES.
Miéj Hamletowej miłości fraszkę OFELIA.
Jak to? LAERTES.
Wierz mi nic więcéj. Trzeba posiadać Danii zgodę. OFELIA.
Nauczającéj dobréj twéj mowie LAERTES.
Nie bój się, jestem (wchodzi Poloniusz)
Błogosławieństwo podwójne sprawia POLONIUSZ.
Jeszcześ tu, synu? Spiesz się, czas nagli; (kładnie ręce na głowę, Laertesa)
Kilka tych przestróg wyryj w pamięci: Dług zaciągając zgubisz oszczędność, LAERTES.
Żegnam cię, ojcze, jak najserdeczniéj! POLONIUSZ.
Wzywa cię pora; słudzy czekają. LAERTES.
Żegnam, Ofelio; pomnij com mówił. OFELIA.
W mojéj pamięci dobrze to zamknę, LAERTES.
Żegnam. (wychodzi Laertes). POLONIUSZ.
Co, Ofelio, tobie powiedział? OFELIA.
Rzecz się tyczącą xięeia Hamleta. POLONIUSZ.
Mądrze, rozumnie: OFELIA.
Czynił mi teraz wiele oświadczeń POLONIUSZ.
Ha, życzliwości? mówisz jak dziecko OFELIA.
Nie wiem co myśléć, ojcze łaskawy. POLONIUSZ.
Więc cię nauczę: myśl, żeś ty dziecko; OFELIA.
Panie, nalegał swoją miłością POLONIUSZ.
Zwiesz to przystojnie? porzućże, porzuć. OFELIA.
Mowę popierał swemi przysięgi POLONIUSZ.
Sidła na ptaszki. Wiem doskonale Nie sądź je ogniem. — Odtąd niech będzie OFELIA.
Będę posłuszną, ojcze. (wychodzą).
SCENA CZWARTA.
(Krużganek).
Wchodzi HAMLET, HORACIO, MARCELLUS.
HAMLET.
Chłód mię przeszywa; zimno niezmiernie. HORACIO.
Wiatr ostry smali. HAMLET.
Która godzina? HORACIO.
Blisko dwunastéj. MARCELLUS.
Nie, już wybiła. HORACIO.
Już! nie słyszałem; zbliża się pora, (Słychać hałas trąb i strzał działowy).
Co to się znaczy, xiąże łaskawy? HAMLET.
Król biesiaduje w nocy przy kubku, HORACIO.
Zwyczaj-li taki? HAMLET.
Zwyczaj, istotnie: Lub urodzenia, (czemu nie winien, (Wchodzi Duch).
HORACIO.
Patrzaj, nadchodzi! HAMLET.
Brońcie anioły, mocy niebieskie! By cię wyrzucić! Co to się stało, HORACIO.
Kiwa, ażebyś za nim się udał, MARCELLES.
Jak przyjaznemi, patrzaj, znakami HORACIO.
Przez żaden sposób. HAMLET.
Nie chce tu mówić, udam się za nim. HORACIO.
Nie idź, mój Panie! HAMLET.
Czegoż się lękać? HORACIO.
Co! jeśli zwabi w morza głębinę, Która nad morzem czoło zawiesza? HAMLET.
Ciągle mię wabi: — MARCELLUS.
Panie, nie pójdziesz. HAMLET.
Ręce usuńcie. HORACIO.
Miarkuj się, Xiąże: HAMLET.
Los mój mię wzywa: (Duch daje skinienie)
Zawsze mię woła; — Puśccie, panowie; — (wyrywa się od nich)
Widmo, na Boga, z tego uczynię, (wychodzą Duch i Hamlet).
HORACIO.
Przez wyobraźnię odszedł od siebie. MARCELLUS.
Chodźmy, bo słuchać w tém nie wypada. HORACIO.
Za nim. — jakowyż weźmie to koniec? MARCELLUS.
Coś zepsutego w Danii Stanach. HORACIO.
Boże to popraw! MARCELLUS.
Za nim pospieszmy. (wychodzą).
SCENA PIĄTA.
(Więcéj odległa część krużganków).
Wchodzą DUCH i HAMLET.
HAMLET.
Kędy mię wiedziesz? mów, już nie pójdę. DUCH.
Zważaj. HAMLET.
Uważam. DUCH.
Czas prawie przyszedł, HAMLET.
Ach biedny Duchu! DUCH.
Litość powstrzymaj, tylko mię słuchaj, HAMLET.
Mów, obowiązek słuchać mi każe. DUCH.
Pomścić się także, kiedy usłyszysz. HAMLET.
Co! DUCH.
Ojca twojego duchem ja jestem; HAMLET.
O, nieba! DUCH.
Ukarz mord brzydki, nienaturalny. HAMLET.
Mord? DUCH.
Choć i najlepsze brzydkie morderstwo, HAMLET.
Mów prędzéj, abym szybkiém tak skrzydłem, DUCH.
Widzę gotowyś; lecz gdybyś tyle HAMLET.
Wieszcza ma duszo! Jakże to, stryj? DUCH.
Tak: kazirodny zwierz cudzołożny Najbezwstydniejsze nakłonił szpetnie W kwiecie mojego grzéchu zerwany, HAMLET.
Nieba zastępy! ziemio! co jeszcze! Co pisze młodość i doświadczenie; HORACIO, za sceną.
Xiąze mój, xiąze! MARCELLUS, za sceną.
Xiąże Hamlecie! HORACIO, za sceną.
Strzeżcie go nieba! HAMLET.
Niech się to stanie! MARCELLUS.
Héj, héj! Xiąze! HAMLET.
Tu, tu, tu, chłopcze! choć ptaszku, chodź! (Wchodzą: HORACIO i MARCELLUS).
MARCELLUS.
Jakże, mój Xiąże? HORACIO.
Jakież nowiny? HAMLET.
Straszne! HORACIO.
Powiedzże, xiąże mój. HAMLET.
Nie chcę HORACIO.
Nigdy, na Boga! MARCELLUS.
Ani ja, xiąże. HAMLET.
Cóż wy powiécie; mogłożby kiedy HORACIO i MARCELLUS.
Nigdy, na Boga! HAMLET.
W Danii całéj nie masz podłego,... HORACIO.
Duchom nie trzeba z grobu przychodzić HAMLET.
Prawda; nie przeczę słusznéj uwadze; HORACIO.
Dzikie to słowa i pomieszane. HAMLET.
Żem was obraził mocno żałuję, HORACIO.
Nie ma obrazy. HAMLET.
Owszem, na święty Patrycy, wielka HORACIO.
Dobrze, mój xiąże. HAMLET.
Coście widzieli w nocy, nie mówcie. HORACIO i MARCELLUS.
Dobrze, mój xiąże. HAMLET.
Lecz przysięgnijcie. HORACIO.
Ręczę na bonor! MARCELLUS.
Ręczę na honor! HAMLET.
Na tym pałaszu. MARCELLUS.
Jużeśmy dobry xiąże przysięgli. HAMLET.
Lecz uroczyście na mieczu przysiądz. DUCH, z pod ziemi.
Przysiądz! HAMLET.
Ha, ha, mój chłopcze! także powiadasz? HORACIO.
Podaj przysięgę. HAMLET.
Nigdy nie mówić coście widzieli, DUCH, pod ziemią.
Przysiądz! HAMLET.
Hic et ubique? miejsce przemieńmy: — DUCH, pod ziemią.
Przysiądz na mieczu! HAMLET.
Dobrześ powiedział, stary mój krecie! HORACIO.
O dniu i nocy! HAMLET.
Jak cudzoziemca przyjmcież go miło! DUCH, z pod ziemi.
Przysiądz! HAMLET.
Ucisz się, ucisz, duchu stroskany! — W stanie okazać miłość i przyjaźń, (Wszyscy odchodzą).
AKT II.
SCENA PIERWSZA.
(Pokój w domu Poloniusza).
Wchodzi POLONIUSZ i REJNALDO.
POLONIUSZ.
Daj mu, Rejnaldo, z listem pieniądze. REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
Mądrze postąpisz, dobry Rejnaldo, REJNALDO.
Takem zamierzał. POLONIUSZ.
Mądrześ powiedział; lecz się przód pytaj, Tém kołowaniem kiedy się dowiesz, REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
W części i jego: — REJNALDO.
Jako grać, panie. POLONIUSZ.
Tak, lub się upić, REJNALDO.
Panie, to jemu hańbę naniesie. POLONIUSZ.
Nie; skargę osłodź twojemi usty. Grzecznie te błędy, aby się zdały, REJNALDO.
Ale, mój Panie, — POLONIUSZ.
Na co to wszystko? REJNALDO.
Tak jest, mój Panie, chciałbym to wiedziéć. POLONIUSZ.
W tem są fortelu mego układy; REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
A wtedy, panie, powie, — powie — O czemże mówiłem Panie Jezu! o czémś mówiłem: — Na czém stanąłem? REJNALDO.
Skończy tym wnioskiem. POLONIUSZ.
Skończy tym wnioskiem, — Tak rzeczywiście; REJNALDO.
Tak, zrozumiałem. POLONIUSZ.
Ruszajze z Bogiem; REJNALDO.
Dobry mój Panie, — POLONIUSZ.
Sam go uważaj. REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
Niechaj się pilnie muzyki uczy. REJNALDO.
Dobrze, mój Panie. POLONIUSZ.
Bywaj mi zdrowy! (Rejnaldo wychodzi. — Wchodzi OFELIA).
Cóż Ofelio? cóż to się stało? OFELIA.
Ojcze mój, wielka zdjęła mię trwoga! POLONIUSZ.
Czegoż to? powiedz, na imie Boga! OFELIA.
Kiedy ja szyłam w moim pokoju, POLONIUSZ.
Czy nie oszalał dla twej miłości? OFELIA.
Nie wiem ja, panie, ale istotnie, POLONIUSZ.
Cóż ci powiedział? OFELIA.
Ujął za rękę, ścisnął mię silnie, Tak na swem czole miał rękę drugą, POLONIUSZ.
Chodźże, chodź ze mną; króla poszukam. OFELIA.
Nic, ale pełniąc twoje rozkazy, POLONIUSZ.
Stąd i oszalał. Trwoga nieszczęsna! — Zda się, że tyle (wychodzą).
SCENA DRUGA.
(Pokój w zamku).
Wchodzą: KRÓL, KRÓLOWA, ROZENKRANC, GUILDENSTERN i ŚWITA.
KRÓL.
Witaj Rozenkranc i Guildensternie! Wieść do zabawy; razem wybadać, KRÓLOWA.
Mówił nam wiele o was, panowie; ROZENKRANC.
Król i królowa mogą oboje, GUILDENSTERN.
Myśmy posłuszni; KRÓL.
Dzięki, Rozenkranc i Guildensternie. KRÓLOWA.
Dzięki Guildenstern i Rozenkrancu: GUILDENSTERN.
Naszą przytomność, nasze staranie, KRÓLOWA.
Amen! (Wychodzą Rozenkranc, Guildenstern i niektórzy ze świty. Wchodzi POLONIUSZ).
POLONIUSZ.
Królu, posłowie już z Norwegii KRÓL.
Zawsześ ty ojcem dobréj nowiny. POLONIUSZ.
Alboż nie jestem? Najświęciéj, Panie, KRÓL.
Mów, bo oddawna słyszeć to pragnę. POLONIUSZ.
Posłom najpierwéj daj posłuchanie; KRÓL.
Samże ich uczcij, do mnie przyprowadź. (Wychodzi Poloniusz).
Luba Gertrudo, mówi, że zbadał KRÓLOWA.
Wątpię czy główna nie jest przyczyna (Powraca Poloniusz z Woltimandem i Korneliuszem).
KRÓL.
My go zbadamy. — Dobrzy panowie, WOLTIMAND.
Wzajemność szczerszych życzeń, pozdrawiań. (daje papier)
Aby dozwolić przejścia wolnego KRÓL.
Z tegośmy radzi; (Wychodzą Woltimand i Korneliusz).
POLONIUSZ.
Sprawa ta nader dobrze skończona. — KRÓLOWA.
Bez sztuk do rzeczy. POLONIUSZ.
Pani, przysięgam, sztuk nie używam, Raczéj przyczynę tego defektu; „Do rajskiéj i bóstwa mej duszy, przecudnie upiększonéj Ofelii,“ — KRÓLOWA.
Hamletże pisał? POLONIUSZ.
Proszę się wstrzymać będę najszczerszy. (czyta)
„Wątp czy gwiazdy sklniąc się żarzą; „O droga Ofelio, biada mi z temi wierszami, nie posiadam sztuki zawarcia w rymach westchnień moich: ale proszę wierzyć, ze cię kocham najmocniéj, o najmocniéj; adieu. Hamlet.“
To w posłuszeństwie córka oddała, KRÓL.
Jakże tę miłość jego przyjęła? POLONIUSZ.
Za cóż mię trzyma Pan Najjaśniejszy? KROL.
Za poczciwego człeka z honorem. POLONIUSZ.
Tego dowiodę. Cóź więc myślicie, KRÓL.
Jak ci się zdaje? KROLOWA.
Bardzo być może. POLONIUSZ.
Byłoż to kiedy, (chciałbym to wiedziéć), KRÓL.
Nie. POLONIUSZ, pokazując na głowę i ramiona.
Rozdzielże to z tém jeśli inaczéj: KRÓL.
Jakże się o tém lepiéj przekonać? POLONIUSZ.
Wiecie, że często zwykł po galeryi KRÓLOWA.
To prawda. POLONIUSZ.
Wtedy do niego wyszlę me dziécie; KRÓL.
Dobrze, doświadczym. (Wchodzi Hamlet czytając). KRÓLOWA.
Patrzcie jak smutny idzie i czyta. POLONIUSZ.
Idźcie, zaklinam, idźcie oboje; (wychodzą: Król, Królowa i Świta).
POLONIUSZ.
Jakże się ma łaskawy mój xiąże Hamlet! HAMLET.
Dobrze, Bogu dzięki. POLONIUSZ.
Czy mię poznaje xiąże? HAMLET.
Bardzo dobrze — wszakżeś rybakiem. POLONIUSZ.
Nie, panie. HAMLET.
Tedybym życzył, abyś był tak poczciwym człowiekiem. POLONIUSZ.
Poczciwym, xiąże? HAMLET.
Tak, panie; być poczciwym, jak się dzieje na świecie, jest to być jednym wybranym z dziesięciu tysięcy. POLONIUSZ.
To bardzo wielka prawda, xiąże. HAMLET.
Bo jeśli słońce płodzi robaki w nieżywym psie, i jeśli to bóstwo całując zdechlinę. — Masz-li córkę? POLONIUSZ.
Mam, xiąże.HAMLET.
Nie pozwalaj chodzie po słońcu: płodność rzecz błogosławiona; lecz że i twoja córka może podobnego rodzaju błogosławieństwo osiągnąć, — Przyjacielu, miéj na to baczenie. POLONIUSZ.
Co przez to rozumi xiąże? (na boku) Zawsze mu w głowie moja córka: — jednak nie poznał z początku i nazwał mię rybakiem: całkiem nieprzytomny, całkiem nieprzytomny: o prawdziwie, w młodości mojej przychodziłem z kochania prawie do podobnej ostateczności. Jeszcze do niego przemówię. — Co czyta xiąże? HAMLET.
Słowa, słowa, słowa! POLONIUSZ.
Z jakiéjże materyi? HAMLET.
Jużci z papiéru a nie z atłasu. POLONIUSZ.
Mówię o treści tej xiążki, co czyta xiąże. HAMLET.
Potwarze, panie: bo tu utrzymuje ten satyryczny hultaj, ze starzy ludzie mają siwe brody, twarz pomarszczoną, że z oczu płynie im gęsta ambra i żywica, ze u nich brak zupełny rozumu jak siły w nogach. Chociaż, panie, w to wszystko najmocniéj i najdokładniéj wierzę, jednak sądzę nieuczciwością pisać takie rzeczy, bo samże pan może przyjść do mojego wieku, jeśli, jak rak, zdoła się w tył cofnąć. POLONIUSZ, na stronie.
Choć to szaleństwo, jednak ma związek. — Czy nie zechce xiąże awry przemienić?HAMIET.
W grobie? POLONIUSZ.
W rzeczy saméj, byłoby to zupełnie przemienić awrę. — (na stronie) Jakże są czasem uderzające jego odpowiedzi! Tę szczęśliwą własność często posiada szaleństwo, na którą zdrowy rozum nigdy się tak pomyślnie nie zdobędzie. Opuszczę go i postaram się jak najprędzej sprowadzić z nim córkę moję. — Najdostojniejszy xiąże, śmiem najpokorniej prosić o pozwolenie odejścia. HAMLET.
O cobyśkolwiek prosił mogę najchętniéj z tem się rozstać prócz życia, prócz życia, prócz życia. POLONIUSZ.
Bywaj zdrów, xiąże. HAMLET.
Jakże nudni starzy głupcy! (Wchodzą ROZENKRANC i GUILDENSTERN}.
POLONIUSZ.
Szukacie xięcia Hamleta; oto jest. ROZENKRANC, do Poloniusza, który wychodzi.
Szczęść Boże panu! GUILDENSTERN.
Mój dostojny xiąże! — ROZENKRANC.
Mój najdroższy xiąże! — HAMLET.
Moi najlepsi przyjaciele! Jakże się masz Guildensternie! Ach Rozenkranc! Dobre chłopcy, jakże się wam powodzi? ROZENKRANC.
Jak pospolitym dzieciom tej ziemi.GUILDENSTERN.
Szczęsni dla tego, że się nie gnieciem HAMLET.
Ani podeszwą u jej trzewika? ROZENKRANC.
Nie, xiąże. HAMLET.
Więc zostajecie u jéj przepaski, albo w pośrodku jéj faworów? GUILDENSTERN.
Rzeczywiście jesteśmy jéj powiernikami. HAMLET.
I przypuszczeni aż do łona fortuny? O najprawdziwiéj; to nierządnica. Cóż nowego? ROZENKRANC.
Nic, panie, tylko że świat staje się coraz poczciwszym. HAMLET.
Więc sądny dzień blisko: ale wasze nowiny nie prawdziwe. Pozwólcie nieco otwarciéj siebie zapytać: przez co popadliście w ręce fortuny, która was zaparła do tego więzienia? GUILDENSTERN.
Więzienia, panie? HAMLET.
Danija jest więzienie. ROZENKRANC.
A więc i cały świat więzieniem. HAMLET.
Ogromném więzieniem, mającém wiele przegród, turm i lochów; najgorszą turmą jest Danija.ROZENKRANC.
Tak nie myślimy, xiąże. HAMLET.
Więc dla was nie jest więzieniem; bo na świecie nic nié ma dobrego, ani złego, tylko nasze mniemanie to czyni: dla mnie więzieniem. ROZENKRANC.
Duma tedy pańska zmienia mu na więzienie ten kraj, co nazbyt ciasny dla pańskiego umysłu. HAMLET.
O Boże, mógłbym się pomieścić w łupinie orzechowej, i jeszcze miałbym siebie za króla niezmiernéj przestrzeni, gdyby mię straszne marzenia nie dręczyły. GLTLDENSTERN.
W rzeczy saméj te marzenia pochodzą z dumy; bo prawdziwa istota i materya dumy zasadza się na cieniu marzenia. HAMLET.
Samo marzenie jest tylko cieniem. ROZENKRANC.
Prawda, i ja przyznaję dumie tak powietrzną i lekką własność, że się może nazwać cieniem cieniu. HAMLET.
Nasi przeto żebracy są ciałem, a nasi monarchowie i niebotyczne bohatyry są tylko żebraków cieniem: — Pojdziemy może do dworu, bo, na honor, nie mogę rozumować. ROZENKRANC i GULDENSTERN.
Dobrze, służymy xięciu. HAMLET.
Nie o to idzie: nie chcę was kłaść w jednym rzędzie z resztą sług moich, bo mówiąc z wami, jak poczciwy człowiek, nader straszliwą mam straż przyboczną. Ale otwarcie, po przyjacielsku powiedzcie, co robicie w Elsinorze? ROZENKRANC.
Chcieliśmy odwiedzić xięcia i nic więcéj. HAMLET.
Będąc żebrakiem, równiem ubogi i w podziękowania, bo rzecz niezawodna, kochani przyjaciele, że moje podziękowanie nie warte i grosza. Czy nie posyłano za wami? Czyście z własnego natchnienia przybyli? Czy to tylko dobrowolne odwiedziny? — No, no; bądźcie ze mną otwarci i poczciwi; no, no, powiedzcie. GULDENSTERN.
Cóż mamy powiedzieć, panie? HAMLET.
Cokolwiek, ale do rzeczy. Posyłano po was; oto w oczach waszych czytam pewien rodzaj zeznania, a wasza wstydliwość nie ma dość siły dla pokrycia tego: wiem, dobry król i królowa po was posyłali. ROZENKRANC.
W jakimże celu, xiąże? HAMLET.
W Jaśnie tego od was chciałbym się dowiedzieć. Ale zaklinam was na prawa naszéj przyjaźni, na jednomyślność naszego wieku, na związek naszej zawsze trwałéj życzliwości i na te wszystkie najdroższe rzeczy, na jakieby was najlepszy mówca mógł upraszać, bądźcie prości i otwarci ze mną; czy po was posyłano lub nie? ROZENKRANC, do Guildensterna.
Co mówisz? HAMLET.
Ha, jużem was pojął; — jeśli mię kochacie, nie wstrzymujcie się.GUILDENSTERN.
Posyłano po nas, xiąże. HAMLET.
A ja wam powiem dlaczego; tak moje odgadnienie poprzedzi wasze odkrycie i wasza tajemnica przyrzeczona królowi i królowéj nie wypierzy się ani z jednego piórka. Straciłem niedawno, (nie wiem dla czego), wszelką wesołość, zarzuciłem zwyczajne zabawy i zatrudnienia: prawdziwie, w takiém jestem smutném usposobieniu, ze ten piękny utwór, ziemia, zdaje się mi jak nierodzajny i piasczysty przylądek; ten przewyborny namiot, powietrze, patrzcie, te śmiało zawieszone stropy, ten majestatyczny dach z szafiru, wysadzany złocistemi ogniami, niczem się nie zdaje w oczach moich, jak tylko brzydkim i zaraźliwym stekiem wyziewów. Co za arcydzieło człowiek. Jak szlachetny w rozumie! Jak nieskończony w zdolnościach! W kształcie i poruszeniu jak znakomity i dziwny! W działaniu jak podobny aniołom! W pojęciu jak podobny Bogu! Ozdoba świata! Wzór całej żyjącej natury! A jednak dla mnie, czemże ta istota prochu? Ludzie mię nie bawią; twoim uśmiechem zdajesz się na to zgadzać. ROZENKRANC.
Myślałem wcale nie o tém, xiąże. HAMLET.
Czegóż się tedy śmiałeś, kiedym powiedział, że ludzie mię nie bawią? ROZENKRANC.
Myślałem, że jeśli xiąże nie ma upodobania w ludziach, jakże u niego znajdą suche przyjęcie aktorowie, bośmy ich spotkali w drodze, spieszących tu dla ofiarowania xięciu swojéj usługi.HAMLET.
Grającego rolę króla mile powitam; jego królewska mość odbierze hołd odemnie: awanturniczy rycerz użyje do woli swego rapiru i tarczy: kochanek nie będzie wzdychał gratis: humorzysta dokończy w pokoju swoję rolę: błazen pobudzi do śmiechu mających łaskotliwe płuca; a panienka najswobodniéj odkryje swe myśli, albo w tym celu użyje wierszów. — Co to za aktorowie? ROZENKRANC.
Ci sami, których xiąże dawniéj lubił, drammatyści z miasta. HAMLET.
Jakże przyszło do tego, że teraz koczują? Obranie stałego pomieszkania daleko lepszą byłoby drogą do ich sławy i zysku. ROZENKRANC.
Sądzę ze mieli w tém na przeszkodzie nowe postanowienia. HAMLET.
Czy używają téj saméj sławy, jaką mieli za mego pobytu w mieście? Czy są tyleż uczęszczani? ROZENKRANC.
Nie, wcale nie. HAMLET.
Skądże to pochodzi? Czy poczynają rdzewiéć? ROZENKRANC.
Bynajmniéj, zawsze przez swoje usiłowanie utrzymują się w jednakowym stanie; ale tam się znajduje gniazdo dzieci[3], maleńkich piskląt, którzy wrzeszczą na całe gardło i za to najokrutniéj sypią się im oklaski: ci tedy są teraz w modzie, a tak okrzyczeli pospolite teatra, (jak nazywają wszystkie inne), że wielu uzbrojonych rapirem zaledwie się wazy pójść do nich z obawy gęsiego pióra. HAMLET.
Co to za dzieci? Kto ich utrzymuje? Kto im płaci? Czy nie powiedzą potém, jeśli ze wzrostem wyjdą na pospolitych aktorów, (co najpodobniéj, chyba że co lepszego znajdą), że pisarze trzymający ich stronę krzywdę im wyrządzili, powstając na własne ich przyszłe dziedzictwo? ROZENKRANC.
W rzeczy saméj, można wiele powiedziéć na obie strony, cały naród nie ma sobie za grzech podszczuwać ich do kłótni: była nawet pora, nawet pora, że ani grosza nie przynosiła sztuka, jeśli poeta i aktor nie poszli o to w załebki. HAMLET.
Byc że to może? GUILDENSTERN.
O tam wiele z tej przyczyny mózgownic potrzaskano. HAMLET.
Nié ma tu nic bardzo nadzwyczajnego: bo mój stryj jest królem Danii, a którzy zakrzywiali się na niego za życia mojego ojca, dają teraz dwadzieścia, cztérdzieści, pięćdziesiąt i sto dukatów za jogo miniaturę. Do kroćset piorunów, w tém coś nadprzyrodzonego, jeśli filozofia potrafi to zbadać. (Słychać trąbienie).
GUILDENSTERN.
To aktorowie. HAMLET.
Panowie, najmiléj was witam w Elsinorze. Dajcie rękę do uściskania. Przystąpcie: grzeczność bowiem i ujęcie stanowią teraz miłe powitanie; pozwólcie, ze z wami tego wszystkiego dopełnię; z obawy, aby przyjęcie aktorów, które, powiadam, musi byc bardzo uprzejme, nie zdało się lepszém od waszego. Witam was najmilej; ale mój stryjeczny ojciec i stryjeczna matka mocno się oszukali. GUILDENSTERN.
W czém, najłaskawszy xiąże? HAMLET.
Jestem tylko szalony w północ, przy północno-zachodnim wietrze, ale przy południowym doskonale znam się nu farbowanych lisach. (Wchodzi POLONIUSZ).
POLONIUSZ.
Niech wam Bóg szczęści, panowie! HAMLET.
Słuchaj Guildensternie; — także i ty, panie! — słuchajcie co powiem wam do ucha: to wielkie dziecko, które tu widzicie, jeszcze nie wyszło z pieluszek. ROZENKRANC.
Może powtórnie wrócił do powicia, bo powiadają, ze starzec na nowo dziecinieje. HAMLET.
Łatwo wyprorokuję, ze mi przyszedł oznajmić przybycie aktorów; uważajcie. — Dobrze, panie, mówisz: w poniedziałek rano; tak było istotnie. POLONIUSZ.
Mam nowinę dla xięcia. HAMLET.
Mam nowinę dla pana. Kiedy Rosciusz był aktorem w Rzymie, —POLONIUSZ.
Przybyli tu aktorowie, xiąże. HAMLET.
O ho ho! POLONIUSZ.
Słowo honoru, — HAMLET.
Każdy na ośle aktor przyjechał, —[4] POLONIUSZ.
Najlepsi aktorowie w świeciej grać mogą trajedyę, komedyę, historyę, sztukę pastoralną, pastersko-komiczną, historyczno-pastoralną, traiczno-historyczną, traiczno-komiczną, drammę bez podziału na sceny, albo poema nieograniczone. Seneka dla nich nie ciężki, ani Plaut za nadto lekki, bo to są jedyni ludzie w świecie, czy to w rodzaju pism prawidłowych, czy wolnych. HAMLET.
O Jefte, sędzio Izraela, jakiż skarb posiadasz. POLONIUSZ.
Jakiż posiada skarb, panie? HAMLET.
Jaki? — Jednéj się córki ładnéj dochował, POLONIUSZ, na stronie.
Zawsze o mojéj córce. HAMLET.
Nie mamże w tém słuszności, stary Jefte?POLONIUSZ.
Jeśli mię xiąże nazywa Jeftym, to istotnie mam córkę, którą nad wszystko kocham. HAMLET.
Nie to następuje. POLONIUSZ.
Cóź następuje, xiąże? HAMLET.
Co? Człowiek sądzi, Wiecie bowiem: Nikt nie odgadnie, Więcéj zaś podobnych sentymentów możecie znaleść w kantyczkaeh[5], bo nadeszli skróciciele mojéj perory. {Wchodzi czterech lub pięciu aktorów).
Najmiléj witam, panowie: witam najmilej wszystkich: rad cię oglądam w dobrém zdrowiu. — Witajcież dobrzy przyjaciele. — (do aktora) O stary przyjacielu! Jak zarosłeś od tego czasu kiedym cię widział, czy swoją brodą przyszedłeś mię straszyć w Danii? — (do aktorki) Co, moja młoda xiężniczko i moja pani! Matko najświętsza! Wasza Jasność, od tego czasu jak widziałem, przybliżyła się ku niebu o całą wysokość trzewika na korku. Proś Boga, aby twój głos, jak zużyty pieniądz złoty, nie zdradził ciebie swoim dźwiękiem[6]. Wszystkich, panowie, najserdeczniéj witam. A teraz wnet się puścimy, jak francuzkie sokoły, na każdą rzecz, co zobaczemy: cokolwiek zaraz powiedzcie. No, dajcie nam próbę waszego talentu, no, jaką poruszającą mowę. AKTOR PIERWSZY.
Jakąż mowę, łaskawy xiąże? HAMLET.
Raz cię słyszałem, jakeś deklamował sztukę, co nie była nigdy przedstawianą, lub jeśli była, to nie więcéj jak raz jeden: bo przypominam sobie, że się nie podobała publiczności; był to kawior dla pospólstwa. Jednak ta sztuka, (wedle mego zdania i innych bez porównania większych znawców), była wyborna: dobrze podzielona na sceny, z wielką umiejętnością i prostotą napisana. Jeden mówił, przypominam sobie, że tym wierszom brakowało soli attyckiéj, któraby całą rzecz przyprawiła; i nie stawało takich wyrażeń coby okazywały pisarza fantastycznego: jednak nazywał to prostą i niewymuszoną metodą; równie pełną zdrowego rozumu jak słodyczy, a daleko więcéj piękną niż dowcipną. Jedno miejsce szczególniéj mnie się podobało; było to opowiadanie Eneasza Dydonie; a z tego najwięcéj lubiłem opisanie mordu Pryama. Jeśli to jeszcze żyje w pamięci twojéj, zacznij od tego wiersza; spróbuję czy pamiętam: — „Pyrrus okrutny jak hyrkański lew, —“ Nie tak, ale zaczyna się od „Pyrrus.“ „Pyrrus okrutny w czarnéj zbroi był, „Zwalał okropniéj ten hyrkański lew, Mów teraz daléj. POLONIUSZ.
Na Boga, xiąże, doskonale powiedziałeś, dobrym głosem i dobrym rozmiarem. AKTOR PIERWSZY.
„Znalazł go, mylne Grekom dawał razy; „Wiatry bez mowy, a na dolnym globie POLONIUSZ.
Nadto długo. HAMLET.
To samo powie balwierz o pańskiéj brodzie. — Proszę ciebie mów daléj: — Jemu praw jakie śmieszne facecye, albo tłuste powiastki, inaczéj zaśnie: — mów dalej: no, o Hekubie. AKTOR PIERWSZY.
„Ktoby to widział, biada! jak królowa HAMLET.
W nieładzie głowa? POLONIUSZ.
Dobrze, w nieładzie głowa, to dobrze. AKTOR PIERWSZY.
„Bosa po gołéj jak biegała ziemi, „Miasto korony na jéj głowie szmata; POLONIUSZ.
Patrz, jak pobladł, i łzy mu w oczach. — Proszę cię przestań. HAMLET.
Dobrze, dosyć; będę cię prosił wkrótce o dokończenie. — Łaskawy panie, czy się zechcesz zatrudnić dobrem przyjęciem aktorów? Słuchaj, panie, racz ich najlepiej ugościć, bo są treścią i kroniką czasu: lepiej abyś miał po śmierci zły napis grobowy, jak ich złe mówienie za życia. POLONIUSZ.
Postąpię z nimi, xiąże, jak zasługują. HAMLET.
Ej do kaduka, daleko lepiej, człecze; jeśli zechcesz z każdym się obchodzić wedle zasługi, kto ujdzie chłosty? Postąp z nimi wedle twojego honoru i godności: im mniéj warci, tym więcej zasługi dla twojéj dobroci. Prowadź ich z sobą. POLONIUSZ.
Chodźcie, panowie.HAMLET.
Idźcie za nim, przyjaciele: jutro będziemy na waszej sztuce. — Słuchaj mię, stary przyjacielu, czy możesz grać zabójstwo Gonzaga. AKTOR PIERWSZY.
Mogę xiąże. HAMLET.
Jutro wieczorem przedstawisz tę sztukę. Będziesz-li mógł nauczyć się na pamięć jakich dwanaście albo szesnaście wierszy, co napiszę i umieszczę w téj sztuce. Będziesz-li mógł? AKTOR PIERWSZY.
Bardzo dobrze, xiąże. HAMLET.
No, to dobrze. — Idźcie za tym panem; patrzajcie nie szydzić z niego. (Wychodzą Poloniusz i aktorowie). Moi dobrzy przyjaciele (do Rozenkranca i Guildensterna), żegnam was aż do wieczora: jeszcze raz przyjmcie najmilsze powitanie w Elsinorze. ROZENKRANC.
Dobrze, łaskawy xiąże. (Wychodzą Rozenkranc i Guildcnstern).
HAMLET.
Bóg niech prowadzi! — Sam pozostałem. Dla Hekuby! Cóżem za osioł? Mnieźto przystoi? — (wychodzi).
AKT III.
SCENA PIERWSZA.
(Pokój w zamku]).
Wchodzą: KRÓL, KRÓLOWA, POLONIUSZ, OFELIA, ROZENKRANC i GUILDENSTERN.
KRÓL.
Czyście u niego sztuką rozmowy ROZENKRANC.
Mówi, ze czuje siebie zmienionym, GUILDENSTERN.
Ani się skłaniał do wybadania; KRÓL.
Dobrze-li przyjął? ROZENKRANC.
Grzecznie, jak dobrze człek wychowany. GUILDENSTERN.
Wiele przymusu widać w nim było. ROZENKRANC.
Skąpy w pytania, lecz zapytany KRÓLOWA.
Czyście do zabaw jakich wabili? ROZENKRANC.
Tak się zdarzyło, żeśmy spotkali POLONIUSZ.
Prawda, i żądał abym zaprosił KRÓL.
Całém mém sercem; mocno się cieszę ROZENKRANC.
Dobrze, mój panie. (Wychodzą Rozenkranc i Guildenstern).
KRÓL.
Opuść nas także, słodka Gertrudo; Aby Ofelię niby przypadkiem KRÓLOWA.
Chętnie ulegam. OFELIA.
Pragnę, królowo, aby to było. (Królowa wychodzi).
POLONIUSZ.
Tu się przechadzaj, moja Ofelio; — (do Ofelii)
Czytaj tę xiążkę, aby ten pozor KRÓL.
Wielka to prawda! Jakże ta mowa (na stronie) Pyski nierządnéj umalowane POLONIUSZ.
Słyszę nadchodzi, schrońmy się, panie. (Wychodzą Król i Poloniusz. — Wchodzi HAMLET).
HAMLET.
Być, albo nie być, oto zagadka: — Lada żelazem? Któżby niósł brzemie, OFELIA.
Dobry mój panie, HAMLET.
Dobrze, dziękuję najuniżeniéj. OFELIA.
Dane od xięcia mam upominki, HAMLET.
Nie, ja nie przyjmę; OFELIA.
Xiąże dostojny, wiesz, ze dawałeś, HAMLET.
Ha, ha! jesteśże poczciwa? OFELIA.
Mój Panie? HAMLET.
Jesteśże piękna? OFELIA.
Co to znaczy, xiąże? HAMLET.
Bo jeśli jesteś poczciwa i piękna, nie dozwalaj cnocie przystawać z pięknością. OFELIA.
Możesz piękność lepszą mieć przyjaciółkę od poczciwości? HAMLET.
Tak, prawda; bo moc piękności prędzéj przerobi poczciwość na rozpustę, jak siła uczciwości uczyni piękność sobie podobną; była to niegdyś hypoteza, ale dziś rzecz jawna i dowiedziona. Kochałem cię niegdyś. OFELIA.
Istotnie, xiąże, tak wierzyłam. HAMLET.
Nie powinnaś mnie była wierzyć; cnota bowiem nie może tak się zaszczepić w nasz pień stary i grzeszny, aby jego smakiem nie trąciła. Nie kochałem ciebie.OFELIA.
Tym więcéj byłam oszukana. HAMLET.
Idź do klasztoru; chcesz-li być rodzicielką grzeszników? Ja sam jestem at sobie poczciwy; jednak mógłbym siebie oskarżyć o takie rzeczy, że byłoby lepiéj, aby mię matka nic urodziła. Jestem bardzo pyszny, mściwy, pragnący honorów; więcéj gotowy do spełnienia grzechów, jak myśl objąć, wyobraźnia przedstawić, a czas wystarczyć do wykonania może. Czego takie, jak ja, stworzenia mają pełzać pomiędzy niebem i ziemią! jesteśmy wszyscy przesławne łotry; żadnemu z nas nie wierz. Idź w swoją drogę do klasztoru. Gdzie twój ojciec? OFELIA.
W domu, xiąże. HAMLET.
Zamknij drzwi za nim, aby grał rolę błazna nie gdzieindziéj jak we własnym domu. Bądź zdrowa. OFELIA.
O wesprzyjcie go dobrotliwe nieba! HAMLET.
Jeśli pójdziesz za mąż dam ci w posagu przekleństwo; bądź czystą jak lód, białą jak śnieg, wszelako nie ujdziesz potwarzy. Idź do klasztoru; bądź zdrowa! Albo, jeśli koniecznie chcesz iść za mąż, wyjdź za głupca; mądrzy bowiem doskonale wiedzą, jakie potwory z nich czynicie. Idź do klasztoru, idź, i to prędko. Bądź zdrowa! OFELIA.
Mocy niebieskie uleczcie jego! HAMLET.
Także o waszém malowaniu się słyszałem aż nadto; Bóg wam dał twarz jednę, a wy same czynicie sobie drugą: — skaczecie, drobno chodzicie, szeplunicie, obracacie boskie stworzenie w pośmiewisko; blądziecie przez lekkomyślność składając na niewiadomość: dość, nie chcę mówić o tém więcéj, bo to mię przywiodło do szaleństwa. Powiadam, że nie chcemy ani słyszeć o małżeństwie; wszyscy, co się pożenili, wyjąwszy jednego, niech sobie żyją, a reszta tak zostanie jak teraz. Idź do klasztoru! (Wychodzi Hamlet).
OFELIA.
Co za szlachetny umysł w ruinie! (Powraca Król i Poloniusz).
KRÓL.
Miłość! nie, inne czucie go wzrusza; Wszystko co mówił, lecz nie szaleństwo. POLONIUSZ.
Będzie to dobrze: lecz mi się zdaje, KRÓL.
Tak też i zrobię: (wychodzą).
SCENA DRUGA.
(Sala w zamku).
Wchodzi HAMLET i niektórzy AKTOROWIE.
HAMLET.
Tak mówcie jak ja przed wami mówiłem, niech gładko z ust płyną słowa: lecz jeżeli wrzeszczéć będziecie na całe gardło, jak wielu aktorów czyni, wolałbym aby jaki miejski krzykacz deklamował moje wiersze. Ani za nadto siekajcie powietrze rękami, tak; lecz wszystko czyńcie przystojnie, bo w gwałtownym potoku, w burzy i że tak powiem) zawierusze waszéj namiętności macie pozyskać i utrzymać umiarkowanie, dla nadania pewnego gładkiego toku. O! to mię do żywego obraża, kiedy słyszę jak zdrowy z wielką peruką chłop drze namiętność na szmaty, na prawdziwe gałgany i zagłusza ucho parteru, który po większéj części nie może nic więcej pojąc jak niezrozumiałe pantominy i hałas. Chciałbym takiego kamrata obatożyć za te hałaburdy, to Herod nad Herodami. Proszę was unikajcie tego. AKTOR PIERWSZY.
Ręczę za to Waszéj Xiążęcéj Mości. HAMLET.
Ani też bądźcie nadto łagodni, lecz niechaj roztropność zostanie waszym mistrzem: stosujcie akcyę do mowy, a mowę do akcyi z tą szczególniejszą uwagą, abyście nigdy nie przebrali miary naturalnej: bo wszystko co przechodzi naturę nie zgadza się z celem teatru, którego zamiar dawniéj i teraz był i jest stać się wierném zwierciadłem natury; okazać cnoty we właściwych rysach, zbrodnie w rzeczywistym obrazie; każdy wiek, każdy czas w jego kształcie i piętnie. Jeżeli teraz albo to przesadzicie, albo oddacie za nadto słabo, chociaż pobudzicie do śmiechu nieświadomego, ale to obrazi mądrego postrzegacza; którego jednego nagana powinna w mniemaniu waszém przeważać zdanie całego teatru innych. O, znajdują się aktorowie tacy, jak sam ich widziałem grających i słyszałem jak wynoszono pod niebiosa, a z których jednak żaden, (mówiąc nieobelżywie), nie miał ani głosu, ani chodu chrześcijanina, albo nawet poganina, albo człowieka: tylko wziąwszy się pod boki, tak pysznie stąpali, tak ryczeli, że pomyślałem, snadź nie sama natura, ale jaki jéj czeladnik, któremu się robota nie udała, utworzył tych ludzi; do tego stopnia obrzydliwie podrzeźniali naturze. AKTOR PIERWSZY.
Spodziewam się, że z tego jużeśmy się mniéj więcéj poprawili. — HAMLET.
O, poprawcie się zupełnie. Niechaj zaś grający rolę błaznów więcéj nie mówią jak napisano: znajdują się bowiem tacy, którzy się śmieją sami dla pobudzenia do śmiechu innych prostych widzów, chociaż w tym samym czasie jakaś ważna rzecz w sztuce wymaga całéj uwagi. To nader nikczemnie i pokazuje najśmieszniejszą ambicyę błazna, kté ry używa tego sposobu. Idźcie i gotujcie się. (Wychodzą Aktorowie. — Wchodzą POLONIUSZ, ROZENKRANC i GUILDENSTERN).
Jakże, mój panie, będzie król na sztuce? POLOiNIUSZ.
I królowa będzie i to zaraz.HAMLET.
Każ aktorom pospieszać. (Wychodzi Poloniusz).
Czy nie zechcą panowie naglić ich także do pośpiechu? ROZENKRANC i GUILDENSTERN.
Dobrze, mój xiąże. (Wychodzą Rozenkranc i Guildenstern. — Wchodzi HORACIO).
HAMLET.
Co, Horacio! HORACIO.
Jestem do usług, drogi mój xiąże. HAMLET.
Ty Horacio jesteś tym mężem, HORACIO.
Drogi mój Panie! — HAMLET.
Tak i nie mniemaj, abym pochlebiał; Umiesz ty cierpieć jakbyś nie cierpiał; HORACIO.
Dobrze, mój xiąże: HAMLET.
Idą, potrzeba udać warjata; (Marsz duński przy trąbach. — Wchodzą: KRÓL, KRÓLOWA, POLONIUSZ, OFELIA, ROZENKRANC, GUILDENSTERN i inni.).
KRÓL.
Jakże się ma nasz synowiec Hamlet? HAMLET.
Najwyborniej, istotnie, mam pułmisek kameleona, jem powietrzę nadziewane obietnicami: pan nie może tak karmić swoich kapłanów. KRÓL.
Nie rozumiem twéj odpowiedzi, Hamlecie, te słowa nie są dla mnie. HAMLET.
Ani dla mnie. — (do Poloniusza) Mój panie, podobno mówiłeś, żeś jeszcze będąc w uniwersytecie grał rozmaite role. POLONIUSZ.
Grałem, panie, i liczono mię za dobrego aktora. HAMLET.
Jakążeś grał rolę? POLONIUSZ.
Juliusza Cezara: byłem zabity w Kapitolium, Brutus mię zabił. HAMLET.
To brutalstwo zabijać w tém miejscu ciele. — Czy gotowi aktorowie? ROZENKRANC.
Gotowi, xiąże, czekają na pańskie rozkazy. KRÓLOWA.
Chodź tu, kochany Hamlecie, siadaj przy mnie. HAMLET.
Dziękuję, łaskawa matko, tu magnes potężniej przyciąga.POLONIUSZ.
Oho! czy król uważa? HAMLET, siadając u nóg Ofelii.
Pozwoli pani siąść na kolanach? OFELIA.
Nie, mój xiąże. HAMLET.
Chcę mówić, przy kolanach pani?[8] OFELIA.
Dobrze, mój xiąże. HAMLET.
Może myślałaś, że miałem chęci większe? OFELIA.
Nic nie myślałam, xiąże. HAMLET.
Och, pięknaż to myśl spocząć na łonie lubej dziewczyny! OFELIA.
Co, mój xiąże? HAMLET.
Nic. OFELIA.
Xiąże teraz w humorze wesołym. HAMLET.
Kto, ja? OFELIA.
Tak, mój xiąże. HAMLET.
O, jestem tylko pani trefniś. Cóż ma człowiek lepszego robić jak się weselić? bo patrzaj pani jak moja matka wesoła, a ledwie parę godzin jak umarł mój ojciec.OFELIA.
Już dwa miesiące, xiąże. HAMLET.
Tak dawno! O. niech djabeł ubiera się czarno, a ja wezmę gronostaje. O nieba, dwa miesiące jak umarł i jeszcze niezapomniany; więc jest nadzieja, że pamięć wielkiego człowieka przetrwa całe pół roku: ale wtedy musi budować kościoły, bo inaczéj nie będą więcej myśleć o nim jak dzieci o kiju, na którym jeżdżą jakby na koniu; pospolicie taki mu dają nagrobek: Koń tu drewniany Trąbienie. Następują pantominy.
Wchodzi król i królowa nader czuli ku sobie; królowa ściska męża, król wzajemnie ją obejmuje. Królowa klęka i na minach czyni mu oświadczenia i przysięgi. Król ją podnosi i składa głowę swoję u jej piersi: potém się kladnie na kwiecistéj murawie: królowa, widząc, ze zasnął, odchodzi. Natychmiast zjawia się jakiś łotr, zdejmuje z niego koronę, całuje ją, wlewa truciznę w ucho królewskie i odchodzi. Powraca królowa: znajduje nieżywego króla i pokazuje znaki największej rozpaczy. Otruwacz z dwoma albo trzema osobami niememi powraca i zdaje się z nią ubolewać. Ciało zmarłego wyniesiono. Otruwacz zaleca się do królowéj podarunkami, która zdaje się tem brzydzić i niechętna jemu przez chwilę, ale nareście jego miłość przyjmuje. — Wychodzą. OFELIA.
Co to znaczy, xiąże.HAMLET.
Istotnie, to ukryte makiawelstwo znaczy nieszczęście. OFELIA.
Zapewne te pantominy przedstawują treści sztuki? (Wchodzi Prolog).
HAMLET.
Dowiemy się od tego kamrata: aktorowie nie umieją sekretu utrzymać, wszystko powiedzą. OFELIA.
Czy powie, co te pantominy znaczą? HAMLET.
I wszelkie inne jakie mu uczynisz: cokolwiek nie będziesz się wstydziła jemu pokazać, pewno się nie zawstydzi powiedzieć co to znaczy.[10] OFELIA.
Pan jesteś nic dobrego, nic dobrego: uważam sztukę. PROLOG.
„Sztukę, świetna publiczności, HAMLET.
Czy to prolog, czy napis na pierścionku? OFELIA.
Bardzo krótki, mój xiąże. HAMLET.
Jak miłość kobiety. (Wchodzą król i królówa teatralni). TEATR. KRÓL.
„Razy trzydzieści bystre Feba konie TEATR. KRÓLOWA.
„Bodajby słońce, bodaj xiężyc tyle TEATR. KRÓL.
„Tak, i to prędko losy nas rozłączą. TEATR. KRÓLOWA.
„Nie kończ, mężu luby! „Związek mój drugi klątwę niech sprowadzi! HAMLET.
Oto piołun. TEATR. KRÓLOWA.
„Wiodą zwyczajnie w drugie nas zamęzcie TEATR. KRÓL.
„Pewnym, ze mówisz tak jak myślisz teraz; „Padł wielki, pierzcha pólubieńców zgraja; TEATR. KRÓLOWA.
„Niech mię nie nosi ziemia, dzień nie świeci, HAMLET, do Ofelii.
Jeśli złamie teraz. — TEATR. KRÓL.
„Strasznie przysięgłaś. Zostaw mię na chwilę; TEATR. KRÓLOWA.
Niech cię sen ukoi; (Wychodzi). HAMLET.
Jakże się pani podobała ta sztuka? KRÓLOWA.
Sądzę, że dama za nadto wiele oświadcza. HAMLET.
O, ale dotrzyma słowa. KRÓL.
Czyli ci znana treść sztuki? nie ma tu nic obrażającego. HAMLET.
Nic a nic, oni tylko żartują, trucizna w żarcie; chowaj Boże, nie ma tu żadnéj obrazy. KRÓL.
Jaki ma tytuł? HAMLET.
Myszołówka. Ale jak to? Przenośnie. Sztuka przedstawia mord popełniony w Wiennie: Gonzago imię xięcia, jego żona Baptysta: Najjaśniejszy Pan zaraz obaczy to wszystko; tu się łotrowskie odkryje arcydzieło. Ale cóż to do nas? Waszę Królewską Mość i nas, co mamy duszę nieobciążoną, nic się to nie tycze; niechaj na złodzieju czapka gore, a nasze sumienie czyste. (Wchodzi Lucjan). To niejakiś Lucyan, synowiec króla. OFELIA.
Xiąże tak dobrze zna sztukę, jak sami aktorowie. HAMLET.
Mógłbym nawet zostać tłumaczem pomiędzy panią a kochankiem pani, bylebym tylko widział kukły grające na wertepie.[11]OFELIA.
Nadtoś ostry, xiąże, nadtoś ostry. HAMLET.
Dość pani jednego westchnienia, aby mię przytępić. OFELIA.
Zawsze lepiéj i gorzéj. HAMLET.
Tym sposobem obieracie sobie mężów. — Zaczynaj morderco; — pokaż twą przeklętą twarz i zaczynaj. No: — Kruków krakanie zemstę wywołuje. TEATR. LUCYAN.
„Silna trucizno brana z zielsk w północy, (Wlewa truciznę w ucho śpiącego).
HAMLET.
Truje w ogrodzie króla, dla przywłaszczenia jego państwa. Nazywa się Gonzago; historya prawdziwa i wyborną włoszczyzną napisana: wkrótce obaczycie jak morderca pozyskał miłość wdowy po Gonzagu. OFELIA.
Król wstaje. HAMLET.
Co, przeląkł się błędnego ognia? KRÓLOWA.
Co tobie, mężu? POLONIUSZ.
Przestać, zapuścić kortynę. KRÓL.
Dajcie światła! — Chodźmy!POLONIUSZ.
Światła, światła, światła! (Wychodzą wszyscy prócz Hamleta i Horacia).
HAMLET.
Płacz i uciekaj ranny jeleniu, Jak uważasz, jeślibym został goły jak święty Turecki, czyli z tym talentem do wierszów, z lasem piór na głowie i z dwoma wielkiemi, jak róże Jerychońskie fontaziami u glancowanych trzewików nie zdałbym się na kamrata do bandy aktorów? HORACIO.
Na połowę pensyi. HAMLET.
Owszem na całą. Bo mój drogi wiesz Damonie, HORACIO.
Mógłbyś, xiąże, powiedzieć do rymu. HAMLET.
O dobry Horacio, słów Ducha nic oddam za sto tysięcy dukatów. Czy uważałeś? HORACIO.
Bardzo dobrze, mój xiąże. HAMLET.
Kiedy była mowa o truciu. —HORACIO.
Doskonale zauważyłem. HAMLET.
Ha, ha! — Hej muzyka; hej do fletów. — (wchodzą: ROZENKRANC i GUILDENSTERN).
nie w smak istotnie. GUILDENSTERN.
Łaskawy xiąże pozwoli sobie powiedzieć jedno słowo. HAMLET.
Panie, choć całą historyę. GUILDENSTERN.
Król, panie, — HAMLET.
Dobrze, panie, co się z nim stało? GUILDENSTERN.
Zamknął się w swoim pokoju dziwnie poruszony. HAMLET.
Trunkiem, panie? GUILDENSTERN.
Nie, xiąże, cholerycznym gniewem. HAMLET.
Dalekobyś większą okazał roztropność, gdybyś o tém lekarza zawiadomił, bo co do mnie, jeślibym dał jemu na przeczyszczenie, mozeby wpadł w cholerę jeszcze silniejszą. GUILDENSTERN.
Racz, łaskawy xiąże, uporządkować mowę i nie odskakiwać tak dziko od méj sprawy. HAMLET.
Wcale nie jestem dziki; — mów.GUILDENSTERN.
Królowa, matka pańska, w największém zasmuceniu duszy posłała mię do xięcia. HAMLET.
Mile witam pana. GUILDENSTERN.
Nie, łaskawy xiąże, ta grzeczność nie na swojém miejscu. Jeśli się podoba xięciu dać mi zdrową odpowiedź, to wypełnię rozkaz pańskiéj matki; jeśli przeciwnie, proszę darować, ze moje odejście będzie końcem interesu. HAMLET.
Nie mogę, panie. GUILDENSTERN.
Czego mój xiąże? HAMLET.
Dać panu zdrowéj odpowiedzi, bo mój umysł chory. Ale, panie, dam taką odpowiedź jaką mogę: cóż mi rozkażesz, albo raczej co rozkaże moja matka, jak pan mówi? — przeto bez przystępów do rzeczy. Moja matka mówi pan — ROZENKRANC.
Tak mówi, ze xięcia postępowanie nabawiło ją zdumieniem i podziwieniem. HAMLET.
Co za osobliwy syn, że zdumiewa tak matkę! — Ale czy tylko jakowy wniosek nie nastąpi napięty temu macierzyńskiemu podziwieniu? proszę powiedzieć. ROZENKRANC.
Chce pomówić z xięciem w swoim pokoju przed jego udaniem się na spoczynek. HAMLET.
Będę posłuszny tak, jakby dziesięć razy była moją matką. Ma pan co więcéj ze mną do mówienia?ROZENKRANC.
Kiedyś mię xiąże kochał. HAMLET.
I zawsze kocham jak własne ręce. ROZENKRANC.
Łaskawy xiąże, co za przyczyna téj pańskiéj niespokojności? Sam najniezawodniéj zatarasujesz drzwi przed swojém oswobodzeniem ze smutku, jeśli się wzbronisz odkryć przyjacielowi cierpienia. HAMLET.
Brak mi, panie, wywyższenia. ROZENKRANC.
Jakto byc może, kiedy xiąże ma słowo królewskie, że nastąpi po nim na tron duński? HAMLET.
Tak, panie, ale nim słońce zejdzie rosa oczy wyjé, wtedy rosnij psu trawa, kiedy konia nié ma. (Wchodzą aktorowie i fletnicy). O fletnicy: — pozwólcie mi fletu. — Chodźmy na stronę. (Do Guildensterna i Rozenkranca). Dla czego za mną chodzicie, jakbyście węchem chcieli mój ślad wytropić i nagnać do sieci? GUILDENSTERN.
O xiąże, jeśli mój obowiązek nadto śmiały, moja miłość niegrzeczna.[13] HAMLET.
Dobrze tego nie rozumiem. Czy się nie podoba panu zagrać na flecie?GUILDENSTERN.
Nie umiem, xiąże. HAMLET.
Proszę cię. GUILDENSTERN.
Proszę wierzyć, że nie umiem. HAMLET.
Ale bardzo proszę. GUILDENSTERN.
Nie umiem nawet wziąć w ręce, jak potrzeba. HAMLET.
To tak łatwo, jak kłamać: przebieraj palcami po tych dziurkach i klapie, zadmij, a odezwie się najpiękniejsza harmonia. Patrz, to są dziurki do zatykania. GUILDENSTERN.
Ale nie mogę wedle mej woli dobyć harmonii, nie posiadając téj sztuki. HAMLET.
Teraz tedy patrzcie sami, jak podłą rzecz ze mnie czynicie? Chcecie grac na mnie; zdaje się wam ze znacie wszystkie moje struny; pragniecie wygrać serce mojéj tajemnicy, pragniecie zabrzmiéć we wszystkie tony mojéj duszy od najniższego aż do najwyższego; a w tym małym kawałku drewna zawiera się piękna harmonia i głos prześliczny, którego jednak dobyć nie umiecie. Powietrze! czyż myślicie że łatwiéj grać na mnie jak na dudce? Zowcie mię jakim chcecie instrumentem, męczyć mię wprawdzie możecie, ale zagrać nie potraficie. (Wchodzi Poloniusz). Witam pana! POLONIUSZ.
Łaskawy xiąże, królowa żąda z xięciem pomówić i to zaraz.HAMLET.
Czy widzisz pan ten obłok, który prawie ma postać wielbłąda? POLONIUSZ.
Istotnie ze swojej wielkości podobny do wielbłąda. HAMLET.
Sądzę, ze podobny do łasicy. POLONIUSZ.
Ogon ma taki jak łasica. HAMLET.
Zdaje się, ze podobny do wieloryba. POLONIUSZ.
W rzeczy samej prawdziwy wieloryb. HAMLET.
Więc zaraz przyjdę do matki. — Oni mię głupcem robią i do tego stopnia wyciągają strunę cierpliwości mojej, że ledwie nie pęknie. — Zaraz przyjdę. POLONIUSZ.
Dobrze, ja to powiem. (Wychodzi Poloniusz).
HAMLET.
Łatwo powiedzieć zaraz przyjdę. — Zostawcie mię przyjaciele. (Wychodzą — Rozenkranc, Guildenstern, Horacio i t. d.)
Oto już nocy pora dla czarów; Idę do matki. — Ucisz się serce! (wychodzi).
SCENA TRZECIA.
(Pokój w zamku).
Wchodzą: KRÓL, ROZENKRANC i GUILDENSTERN.
KRÓL.
Z niegom niekontent; straszno dozwalać GUILDENSTERN.
Dobrze, będziem gotowi. ROZENKRANC.
Wszakże prywatnych nawet umysły Całą swą siłą; więcéj daleko KRÓL.
Proszę was, prędko bądźcie gotowi; ROZENKRANC i GUILDENSTERN.
Będziem się spieszyć. {Wychodzą Rozenkranc z Guildensternem, a wchodzi POLONIUSZ).
POLONIUSZ.
Hamlet do matki idzie pokoju: Wrócę przed pójściem króla do łoża, KRÓL.
Dzięki, mój panie. (Wychodzi Poloniusz).
Zbrodnia ma straszna, słychać ją w niebie; Zdarza się widziéć, ze cena licha (Wgłab się usuwa i klęka. — Wchodzi HAMLET).
HAMLET.
Mogę to zdziałać gdy wznosi modły; Leżał w przesycie jadła uśpiony, (Wychodzi Hamlet. — Król wstaje i podchodzi).
KRÓL.
Słowa me wznoszę nie wznosząc ducha, (wychodzi).
SCENA CZWARTA.
(Pokój królowej).
KRÓLOWA i POLONlUSZ.
POLOMUSZ.
Zaraz nadejdzie. Zgromże go, pani. Żeś mu zasłoną była przed ogniem. KRÓLOWA.
Za to ci ręczę. (Poloniusz chowa się. — Wchodzi HAMLET).
HAMLET.
Czego chce matka? KRÓLOWA.
Synu, ty ojca nazbyt obrażasz. HAMLET.
Matko, ty ojca zbyt obraziłaś. KRÓLOWA.
Porzuć przemawiać próżnym językiem. HAMLET.
Porzuć się pytać zbrodni językiem. KRÓLOWA.
Cóż to, Hamlecie? HAMLET.
O co tu idzie? KRÓLOWA.
Czyli mię nie znasz? HAMLET.
Znam cię, na Boga! KRÓLOWA.
Inni się przeto z tobą rozmówią. HAMLET.
Porzuć i siadaj, racz się nie ruszać, Aż nie ukażę pani zwierciadła, KROLOWA.
Co to zamyślasz? nie chcesz mię zabić? POLONIUSZ.
Hej, gwałtu! HAMLET.
Szczur się odzywa? (dobywa miecza)
Martwy o dukat, martwy! (zadaje cios przez obicie).
POLONIUSZ, za obiciem.
Zginąłem! (pada i umiera).
KRÓLOWA.
Biada, coś zrobił? HAMLET.
Nie wiem istotnie, (odkrywa obicie i wyciąga Poloniusza).
KRÓLOWA.
O, co za dziki, krwawy uczynek! HAMLET.
Krwawy uczynek; — Matko łaskawa, KRÓLOWA.
Równie jak króla zgładzić ze świata! HAMLET.
Tak jest, królowo, takem powiedział. — (do Poloniusza)
Żegnam cię biedny, wściubski trefnisiu: (do matki)
Rąk nie załamuj: usiądź spokojnie, KRÓLOWA.
Cóżem zrobiła, że się ośmielasz HAMLET.
Taki uczynek, który skromności KRÓLOWA.
Biada mi, jakiż czyn to okropny, HAMLET.
Na to popatrzaj dwa malowidła; Oczy bez czucia, czucie bez oczu, KRÓLOWA.
O mój Mamlecie, nie mówże więcéj: HAMLET.
Owszem przebywaj KRÓLOWA.
Och już poprzestań; HAMLET.
Zbójca, nikczemnik, Co drogocenną skradłszy koronę KRÓLOWA.
Dosyć, Hamlecie. HAMLET.
Król wertepiany! (wchodzi Duch) Nieba mię brońcie, KRÓLOWA.
Biada, oszalał! HAMLET.
Opieszałego gromie chcesz syna, DUCH.
Pamiętaj; to nawiedzenie HAMLET.
Pani co tobie? KRÓLOWA.
Raczéj co tobie? że się wpatrujesz Rzuć na pożary twéj wyobraźni HAMLET.
Ach jego! — Patrzaj, lskni się bladawo! KRÓLOWA.
Z kimże rozmawiasz? HAMLET.
Nic tam nie widzisz KRÓLOWA.
Widzę tam wszystko, nié ma nikogo. HAMLET.
Nic nie słyszałaś? KRÓLOWA.
Słowa twe tylko. HAMLET.
Patrzże tam! patrzaj, jak się wysuwa! (wychodzi Duch).
KRÓLOWA.
To niezawodnie płód wyobraźni; HAMLET.
Extazia! To nie szaleństwo, co powiedziałem: KRÓLOWA.
Serceś na dwoje rozdarł, Hamlecie. HAMLET.
Odrzuć od siebie gorszą połowę, HAMLET.
Snadniéj przystaje: wstrzymaj się dzisiaj (pokazując na Poloniusza)
Zgon tego pana mocno mię trapi; KRÓLOWA.
Cóź ja uczynię? HAMLET.
Nie czyń bynajmniéj co powiedziałem: Bo niezawodnie tylko królowa KRÓLOWA.
Bądź przekonany, jeśliby słowa HAMLET.
W Anglią jadę; pani wiadomo? KRÓLOWA.
Ach zapomniałam, tak ułożono. HAMLET.
Pisma gotowe: szkolni koledzy, — HAMLET.
Siły podejścia razem się zbiegną. — (Wychodzą w różne strony, Hamlet wlecze Poloniusza).
AKT IV.
SCENA PIERWSZA.
(Zamek).
Wchodzą: KRÓL, KRÓLOWA, ROZENKRANC i GUILDENSTERN.
KRÓL.
Łez tych przyczynę, westchnień powody KRÓLOWA.
Raczcie na jedną chwilkę ustąpić. — (Rozenkranc i Guildenstern wychodzą).
Cóżem tej nocy, mężu, w idziała! KRÓL.
Cóż to Gertrudo? Hamlet co czyni? KRÓLOWA.
Wściekły jak wicher, straszny jak morze, I w pomieszania swego zapale KRÓL.
Straszny uczynek! KRÓLOWA.
Ciało nieżywe powlókł na stronę: KRÓL.
Chodźmy, Gertrudo, nim po za góry (wchodzą Guildenstern i Rozenkranc).
Idźcie, kochani, Gdzieś go z pokoju matki pociągnął: (wychodzą Rozenkranc i Guildenstern).
Chodźmy, Gertrudo,
SCENA DRUGA.
(Inny pokój w zamku).
Wchodzi HAMLET.
HAMLET.
Bezpiecznie schowany. — ROZENKRANC i GUILDENSTERN, za sceną.
Hamlecie, xiąże Hamlecie! HAMLET.
Ale cicho, — co za krzyk? Któż to woła Hamleta? O, to oni nadchodzą. (wchodzą ROZENKRANC i GUILDENSTERN).
ROZENKRANC.
Cóżeś uczynił, panie mój, z ciałem? HAMLET.
Z prochem pokrewnym już go zmieszałem. ROZENKRANC.
W jakiémże miejscu, raczże powiedziéć, HAMLET.
Temu nie wierzcie. ROZENKRANC.
Czemu niewierzyć? HAMLET.
Abym twój zamysł taił, a mego nic taił; osobliwie będąc pytany od gąbki! — Jakże ma na to odpowiedzieć syn królewski? ROZENKRANC.
Xiąże mię bierze za gąbkę? HAMLET.
Tak, panie; która wciąga w siebie łaskę, nagrodę i powagę króla. Ale tacy urzędnicy czynią królowi najlepszą posługę na końcu: chowa ich bowiem, jak małpa, w kącie gęby swojéj, aby za pożarciem pierwszych kąsków połknął ich nareszcie: kiedy zapotrzebuje tego, co uzbieracie, dość mu tylko ścisnąć, a gąbka czy pan będziesz znowu suchuteńki. ROZENKRANC.
Tego nie rozumiem, xiąże. HAMLET.
Rad jestem z tego: mowa złośliwa spi w uchu głupiém. ROZENKRANC.
Musi nam xiąże powiedziéć gdzie jest ciało, i z nami iść do króla.HAMLET.
Ciało jest z królem, ale król nie z ciałem[15]. Król jest to rzecz — GUILDENSTERN.
Rzecz, mój xiąże? HAMLET.
Albo też i nie: prowadź mię do niego. Kryj się lisie! hej za lisem.[16]
SCENA TRZECIA.
(Inny pokój w zamku).
Wchodzi KRÓL ze Świtą.
KRÓL.
Jego i trupa szukać kazałem. ROZENKRANC.
Kędy schowane ciało, mój królu, KRÓL.
Hamletże gdzie? ROZENKRANC.
Zewnątrz pod strażą, na twe rozkazy. KRÓL.
Sprowadź go do mnie. ROZENKRANC.
Héj, Guildensternie, xięcia przyprowadź. (Wchodzi HAMLET i GUlLDENSTERN).
KRÓL.
Gdzież to, Hamlecie, nasz Poloniusz? HAMLET.
Na wieczerzy. KRÓL.
Na wieczerzy? gdzie? HAMLET.
Nie gdzie on je, ale gdzie jego jedzą: jakiś sejm dyplomatycznych robaków właśnie teraz zgromadził się u niego. Robak, mój panie, jest jedynym i ostatecznym cesarzem wszystkich biesiad: karmimy wszelkie inne stworzenia, aby nas karmiły; a siebie samych karmimy dla robaków: i tłusty król i chudy żebrak są tylko różne dania, dwa półmiski, ale jednego stołu: taki koniec. KRÓL.
Niestety, niestety! HAMLET.
Człowiek może złapać rybę na robaka, który zjadł króla, i może zjeść rybę, co połknęła tego robaka.KRÓL.
Cóż przez to rozumiesz? HAMLET.
Nic, tylko chcę pokazać, jakim sposobem może król przecisnąć się przez gardło nędzarza. KRÓL.
Gdzie Poloniusz? HAMLET.
W niebie; poszlij go tam obaczyć: jeśli twój posłaniec tam go nie znajdzie, to na innem miejscu sam poszukaj. Ale istotnie, kiedy go za miesiąc nie znajdziecie, to go zwąchacie idąc po schodach na galeryą. KRÓL, do niektórych ze świty.
Iść go tam szukać. HAMLET.
Zaczeka póki nie przyjdziecie. (Wychodzą niektórzy). KRÓL.
Dla bezpieczeństwa twego, Hamlecie, HAMLET.
Do Anglii? KRÓL.
Tak, Hamlecie. HAMLET.
Dobrze. KRÓL.
Istotnie dobrze, gdybyś tylko widział nasze zamiary.HAMLET.
Widzę Cheruba, który je widzi. — Ale chodźmy; do Anglii! — Żegnam cię, droga matko. KRÓL.
I kochającego ojca, Hamlecie. HAMLET.
Matkę moję: ojciec i matka, to mąż i zona; mąż i żona są jednem ciałem; a tak żegnam cię matko. Spieszmy do Anglii! (Wychodzi). KRÓL.
Spieszcie się za nim; skłońcie go prędko (Wychodzą Rozenkranc i Guildenstern).
Anglio, jeśli cenisz me względy, (wychodzi).
SCENA CZWARTA.
(Równina w Danii).
Wchodzi FORTINBRAS z wojskiem.
FORTINBRAS
Idź, kapitanie, pozdrów odemnie KAPITAN.
Dobrze, mój xiąże. FORTINBRAS.
Idźmy powoli. (Wychodzi Fortinhras z wojskiem. — Wchodzą: HAMLET, ROZENKRANC, GUILDENSTERN i t. d.). HAMLET.
Dobry panie, jakie to wojsko? KAPITAN.
Norwegskie, panie. HAMLET.
Jakiż ma zamiar, proszę pana? KAPITAN.
Iść przeciwko Polsce. HAMLET.
Któż dowodzi, panie? KAPITAN.
Synowiec norwegskiego starego króla Fortinbras. HAMLET.
Czyli na całą Polskę uderza, KAPITAN.
Mówiąc otwarcie bez, przesadzenia, HAMLET.
Pewno Polacy bronić nie będą, KAPITAN.
Owszem posłali silną załogę. HAMLET.
Parę tysięcy dusz i dukatów KAPITAN.
Żegnam cię, panie, (wychodzi). ROZENKRANC.
Xiąże, pójdziemy. HAMLET.
Zaraz pospieszę, idźcie wy naprzód. (Wychodzą: Rozenkranc, Guildenstern, i t. d.)
Jak mię oskarża wszelkie zdarzenie, Nam udzieliła zaszczytny zdolność I ta pobudka krwi i rozumu (wychodzi).
SCENA PIĄTA.
(Elsinore. Pokój w zamku).
Wchodzi KRÓLOWA i HORACIO.
KRÓLOWA.
Nie chcę z nią mówić. HORACIO.
Nalegająca i nieprzytomna KRÓLOWA.
Czegóż to żąda? HORACIO.
Mówi o ojcu i utrzymuje, Które przy jestach i tego dopną KRÓLOWA.
Trzeba z nią mówić, bo porozsiewa (powraca Horacio z Ofelią).
OFELIA.
Kędyż prześliczny duński majestat? KRÓLOWA.
Cóź-to Ofelio! OFELIA.
(śpiéwa) Cóź za twe ręczy kochanie,[17] KRÓLOWA.
Ach ma dziewczynko, na co ta piosnka? OFELIA.
Co takiego? nie, proszę uważac. (śpiéwa) Umarł, nie żyje, królowo! O, och! KRÓLOWA.
Ale, Ofelio — OFELIA.
Proszę uważać. (śpiéwa) W białym jak śnieg spi całunie, (wchodzi król) KRÓLOWA.
Ach, patrzaj mężu! OFELIA.
(śpiéwa) Słodkie nań rzucono kwiatki; KRÓL.
Co tobie, mila panno? OFELIA.
Dobrze, Bóg zapłać! Mówią, ze sowa była córką piekarza[19]. Panie, wiemy czém jesteśmy, ale nie wiemy czém być możemy. Błogosław Boże waszemu jedzeniu.KRÓL.
Myśli o swoim ojcu. OFELIA.
Proszę, nic mówmy ani słowa o tém, ale kiedy się zapytają co to znaczy, tak odpowiadaj: Dzisiaj święto Walentyna, KRÓL.
Piękna Ofelio! OFELIA.
Dalibóg, żeby się nie przysięgać, muszę dokończyć. Ach, na miłość Boga, zdrada! Gdy to mogą zrobią młodzi. On odpowiada: Tak, lecz czegoż, na nieszczęście! KRÓL.
Jak dawno w takim stanie? OFELIA.
Spodziewam się, ze wszystko pójdzie dobrze. Musiemy cierpliwie znosić: ale nie mogę nic innego czynić, jak płakać, kiedy pomyślę, że go włożą do surowéj ziemi: mój brat dowie się o tém, bardzo wam dziękuję za dobrą radę. Hej! mój powóz! Dobranoc, moje panie; dobranoc, słodkie panie: dobranoc, dobranoc. (wychodzi). KRÓL.
Proszę cię pospiesz za nią i czuwaj. (wychodzi Horacio).
O, tę truciznę podał jéj smutek; Władza rozumu, bez niéj jesteśmy KRÓLOWA.
Ach, co za wrzawa? (wchodzi Dworzanin) KRÓL.
Gdzie są Szwajcary? drzwi niech pilnują: DWORZANIN.
Ratuj się królu! KRÓLOWA.
Krzyczą po mylnych tropach wesoło, (słychać łoskot)
KRÓL.
Drzwi wyłamali! (wchodzi Laertes uzbrojony, a za nim Duńczycy)
LAERTES.
Kędy ten król? — Czekać, panowie. DUŃCZYCY.
Nie, my wejdziemy. LAERTES.
Proszę ustąpić. DUŃCZYCY.
Dobrze, ustąpim. (wychodzą za drzwi) LAERTES.
Bardzo dziękuję: — drzwi obwarujcie: — KRÓLOWA.
Mój Laertesie, bądźże spokojny. LAERTES.
Krwi méj ta kropla, która spokojna, KRÓL.
Co za przyczyna, że się ogromnie Zostaw, Gertrudo; nie bój się o mnie; LAERTES.
Kędy mój ojciec? KRÓL.
Umarł. KRÓLOWA.
Nie z jego przyczyny, ręczę. KRÓL.
Dozwólże, niechaj pyta do sytu. LAERTES.
Jakże to umarł? zwieść mię niemożna: KRÓL.
Któż ci przeszkadza? LAERTES.
Wola ma jedna, KRÓL.
Mój Laertesie, jeśli dokładnie Czy bez różnicy w zemście twej padnie LAERTES.
Wróg jego tylko. KRÓL.
Chceszże go poznać? LAERTES.
Jego przyjaciół przyjmę w objęcia; KRÓL.
Teraz przemawiasz DUŃCZYCY, za drzwiami.
Puścić ją, puścić. LAERTES.
Co to za wrzawa? (wchodzi Ofelia dziwacznie ustrojona słomą i kwiatami)
Wysusz mi, skwarze, mózg i poznanie! Tkliwéj natury tkliwe kochanie, OFELIA, śpiéwa.
Niezakryte nieśli ciało; Żegnam cię, mój gołąbku! LAERTES.
Gdybyś przytomna zemsty wzywała, OFELIA.
Musisz śpiéwać, Héj do dołu do dołu, wołać go musisz w dole. O jakby się teraz lutnia przydała! Fałszywy murgrabia ukradł córkę u swojego pana.[21] LAERTES.
Ta mowa bez myśli wyższa od wszelkiéj myśli. OFELIA.
Oto rozmaryn na przypomnienie stałości; proszę cię kochanku bądźże stałym[22]; a oto niezabudki, abyś pamiętał. LAERTES.
Dobrze powiedziała w swojém pomieszaniu; stałość i pamięć teraz mi potrzebne.OFELIA, do króla.
Oto kopr i orliki dla ciebie[23]. — (Do królowéj) Oto
masz piołun, a to dla mnie trocha: — możemy go nazwać zielem boleści: — proszę go nosić z jaką odmianą[24]. — Oto stokroć: — Chciałabym jeszcze dać kilka fiołków, ale wszystkie powiędły od śmierci mego ojca[25]. Mówią, że dobrze skończył. — (śpiéwa) Hej, w polu mogiła tak z wiatrem mówiła; LAERTES.
Smutek i troskę i same piekła OFELIA, śpiéwa.
Może powróci się jeszcze? Idźże w grobowe twe łoże; I wszystkich wiernych zmarłych dusze niech odpoczywaw Tobie, prosimy cię Panie! Pan Bóg z wami! (Wychodzi Ofelia).
LAERTES.
Widzisz to, Boże? KRÓL
Mój Laertesie, troskę twą dzielę, LAERTES.
Niechaj tak będzie; KRÓL.
Dobrze, niech spada topor gdzie wina.
SCENA SZÓSTA.
(Inny pokój w zamku).
HORACIO i SŁUGA.
HORACIO.
Jacyź to pragną ze mną pomówić? SŁUGA.
Majtki, mój panie. HORACIO.
Wprowadź ich do mnie. — (wychodzi sługa). (wchodzą majtkowie).
PIERWSZY MAJTEK.
Błogosław Boże panu. HORACIO.
I tobie mój kochany. PIERWSZY MAJTEK.
Pobłogosławi, panie, jak zechce. Oto od posła wyprawionego do Anglii pismo do pana, jeśli się pan nazywa Horacio, jak mi powiedziano. HORACIO, czyta.
„Horacio, po przeczytaniu tego listu podaj tym ludziom jaką zręczność dostąpienia do króla, mają bowiem pismo do niego. Zaledwo upływało parę dni naszéj żeglugi, kiedy korsarz w dobrym bojowym porządku zaczął nas ścigać: nie mogąc uciec przy naszych powolniejszych żaglach, musieliśmy chcąc niechcąc wziąć się do męztwa i w bitwie wręcznéj piérwszy na ich okręt skoczyłem: natychmiast wyrwali się od naszego statku, a tak sam jeden zostałem ich niewolnikiem. Obchodzili się ze mną jak litościwi złodzieje, ale wiedzieli co czynili, bom dobra dla nich zdobycz. Proszę cię postaraj się, aby list oddano królowi i przybywaj do mnie z takim pośpiechem, jakbyś od śmierci uciekał. Mam ci na ucho powiedzieć słowa, na które oniemiejesz, chociaż są słabe w porównaniu do rzeczy. Te łepskie chwaty zaprowadzą cię do mnie. Rozenkranc i Guildenstern dalej popłynęli do Anglii; o nich mam ci wiele powiedzieć. Bądź zdrów. Ten, o którymeś przekonany, że jest Chodźcie, pokażę drogę do króla; (wychodzą).
SCENA SIÓDMA.
(Inny pokój w zamku).
Wchodzi KRÓL i LAERTES.
KRÓL.
Teraz zmuszone twoje sumienie LAERTES.
To prawda: — KRÓL.
O, dla podwójnych przyczyn osobnych; LAERTES.
Takem zacnego ojca postradał; Jeśli się przyda chwalić co znikło, KRÓL.
Myśl ta spoczynku niech ci nie miesza: (wchodzi posłaniec)
Co za nowiny? POSŁANIEC.
Listy Hamleta. KRÓL.
Listy Hamleta! Któż je tu przyniósł? POSŁANIEC.
Majtki, jak mówią, bom ich nie widział; Dał mi Klaudio, który te listy Od nich otrzymał. </poem> KRÓL.
Proszę posłuchać. — (czyta)
„Wielki i potężny panie, dowiesz się żem nagi wylądował do pańskiego królestwa. Jutro będę prosił o pozwolenie stawienia się przed waszém królewskiém obliczem: po zaniesieniu naprzód prośby o przebaczenie, przyczynę mego nagłego i dziwnego powrotu.“ „Hamlet.“
Cóż to się znaczy? Wszyscyż wracają? LAERTES.
Znasz-li charakter? KRÓL.
Pismo Hamleta. LAERTES.
Sam się w tem gubię. Niechaj przybywa; KRÓL.
Jeśli tak będzie, — LAERTES.
Dobrze, mój króluj KRÓL.
Własny twój pokój. Jeśli powrócił, LAERTES.
Kieruj mną, panie; KRÓL.
Najdoskonaléj. LAERTES.
Cóż to za przymiot? KRÓL.
Fraszka, jak wstążka u kapelusza, Mogłem wymyślić, niedorównały LAERTES.
Czyli to Normand? KRÓL.
Normand. LAERTES.
Lamord, na życic! KRÓL.
Tak niezawodnie. LAERTES.
Znam go wybornie: całéj krainy KRÓL.
Mówił o tobie LAERTES.
Z tego cóż, panie? KRÓL.
Czy, Laertesie, drogi ci ojciec? LAERTES.
Skąd to pytanie? KRÓL.
Żebyś nie kochał ojca twojego, LAERTES.
W gardło mu wbiję miecz i w kościele. KRÓL.
Tak, nie uświęca miejsce zbrodniarza; Hamlet się dowie o twym powrocie: LAERTES.
Chętnie to zrobię. KRÓL.
O tém należy więcéj pomyśléć, Drugi posiadać dla podtrzymania, (wchodzi KRÓLOWA)
Cóż to, królowo? KRÓLOWA.
Bieda za biedą w ślad postępuje, LAERTES.
Co utonęła? gdzie? KRÓLOWA.
Gdzie smętny warkocz wierzba rozpuszcza Tam się na wierzbę wspina, by wieńce LAERTES.
Czy utonęła? KRÓLOWA.
Ach utonęła! LAERTES.
Woda mogiłą biednéj Ofelki, (wychodzi) KRÓL.
Chodźmy natychmiast za nim, Gertrudo! (wychodzą)
AKT V.
SCENA PIERWSZA.
(Smętarz).
Dwaj GRABARZE z rydlami i t. d.
PIERWSZY GRABARZ.
Czy na smętarzu ją pogrzebią, wszak samowolnie poszła szukać swojego zbawienia? DRUGI GRABARZ.
Mówię ci ze na smętarzu; przeto pospieszaj z kopaniem dołu: proboszcz sam rozpatrywał tę sprawę i znalazł, że można ją pochować na smętarzu. PIERWSZY GRABARZ.
Jakto być może, chyba się utopiła we własnéj obronie? DRUGI GRABARZ.
Tak się okazało. PIERWSZY GRABARZ.
Musi być se offendendo nie może być inaczéj. Na tém bowiem rzecz cała: jeśli się utopię samowolnie, to będzie uczynek, a każdy uczynek ma trzy gałęzie, to jest, chcieć, działać i wykonać: ergo samowolnie się utopiła.DRUGI GRABARZ.
Ale no słuchaj, bracie kopaczu. PIERWSZY GRABARZ,
Za pozwoleniem. Dajmy że tu woda; dobrze: a tu stoi człowiek; dobrze: jeśli człowiek przyjdzie do wody i utopi się chcąc niecheąc, zawsze przyszedł do wody; zważaj to dobrze: ale jeśli woda przyjdzie do niego i zatopi, wtedy nie sam się utopił: ergo, kto nie winien swojéj śmierci, ten sobie nie odebrał życia. DRUGI GRABARZ.
Czy takie jest prawo? PIERWSZY GRABARZ.
A rozum i się; prawo pogrzebowe. DRUGI GRABARZ.
Chcesz-że w téj rzeczy wiedziéć prawdę? — Jeśliby nie należała do panów, toby ją za smętarzem pochowano. PIERWSZY GRABARZ.
Dobrze mówisz: ale nad tém bardziéj się trzeba litować, że wielcy panowie mają w tym świecie więcéj protekcyi do utopienia i powieszenia siebie od nas chudych pachołków. No do rydla. Nie ma starożytniejszéj szlachty jak ogrodnicy, kopacze i grabarze, bo od Adama prowadzą swoje rzemiosło. DRUGI GRABARZ.
Adam-że był szlachcicem? PIERWSZY GRABARZ.
Pierwszy ze wszystkich ludzi był ręcznie uzbrojony. DRUGI GRABARZ.
Nie mógł być wówczas.PIERWSZY GRABARZ.
Jakto, czyś poganin? jakże tłumaczysz Pismo? Pismo mówi, Adam kopał; czémże kopał, kiedy nie był ręką uzbrojony? Zadam ci inne pytanie, jeśli dobrze nie odpowiesz, spowiadaj się i —[27] DRUGI GRABARZ.
No, mów. PIERWSZY GRABARZ.
Kto buduje trwaléj od mularza, cieśli i budownika okrętu? DRUGI GRABARZ.
Ten co stawia szubienice, bo ta budowa przetrwa tysiące swoich mieszkańców. PIERWSZY GRABARZ.
Brawo, lubię twój dowcip; szubienica dobrze przypada; ale komu dobrze przypada? temu co źle robi: a że ty źle robisz, mówiąc, ze szubienica trwalsza od kościoła, ergo, dobrze ci szubienica przypada. No jeszcze odpowiadaj. DRUGI GRABARZ.
Kto buduje trwalej od mularza, cieśli i budownika okrętu? PIERWSZY GRABARZ.
Tak, odpowiedz i pozbędziesz mozołu. DRUGI GRABARZ.
O, teraz odpowiem. PIERWSZY GRABARZ.
No, mów.DRUGI GRABARZ.
Dalibóg, nie mogę, ale poczekaj, trzeba pójść po rozum do głowy. (wchodzą HAMLET i HORACIO, w odległości)
PIERWSZY GRABARZ.
Ej braciszku nie włócz się darmo i buty zedrzesz i nic nie znajdziesz: na co próżno mordować biedny twój mózg, kiedy ten leniwy osioł, chocbyś go zabił, prędzej nie pójdzie. Ale jeśli kto zada ci podobne pytanie, odpowiedz że grabarz: domy jego roboty trwają aż do dnia sądnego. Proszę cię, idź do Yaughana i przynieś kwatérkę wódki. (wychodzi 2gi grabarz)
(kopie i śpiéwa)
W młodym wieku gdy kochałem, HAMLET.
Maż ten człowiek uczucie tego co robi? kopiąc grób śpiewa. HORACIO.
Zwyczaj oswoił go z tém zatrudnieniem. HAMLET.
Prawdę mówisz, ręka niepracowita czulsza w dotknięciu. PIERWSZY GRABARZ.
(śpiewa) Cicho skradł się wiek styrany, Płynie ze mną w kraj nieznany: (wyrzuca trupią głowę)
HAMLET.
Ta głowa miała język i mogła niegdyś śpiewać: jakże ten łotr ciska po ziemi tą czaszką, jakby to była Kaima, co piérwszy mord popełnił! Mozo to jakiego polityka głowa, którą ten osioł teraz podchwycił, co za życia chciała podchwycie samego Pana Boga: być to nic może? HORACIO.
Być może, xiąże. HAMLET.
Albo dworaka, co umiał powiedziéć, Dzień dobry Jaśnie Wielmożnemu Panu! Jakże najdroższe zdrowie łaskawego Pana! to może jaki Jaśnie Wielmożny, który chwalił konia jakiego Jaśnie Wielmożnego Pana, chcąc go miéć w podarunku; być to nie może? HORACIO.
Dla czegoż nie, mój xiąże. HAMLET.
O, tak: a teraz Jaśnie Wielmożny Robaczyński z obnażonym czerepem, któremu szczękę odbił rydel grabarza; piękna to rewolucya, jeśli tylko umiemy na nią patrzéć. Czyż tak niewiele kosztowało uformowanie tych kości, aby grać niémi w kręgle? Myśląc o tem czuję ból i w moich kościach. PIERWSZY GRABARZ.
(śpiewa) Kiedy oczy śmierć zaciemi, (znowu wyrzuca trupią głowę) HAMLET.
Otoż inna: może to głowa prawnika? Gdzie jego definicie, jego wykręty, jego kondesensie, jego kondemnatki i matactwa? Jak może cierpić, aby ten prosty chłop bił go zabłoconą łopatą po czerepie, jak nie zapozwie o pobój? Ha! Może ten jegomość w swoim czasie wiele kupował włości i posiadał hypoteki, przyznania prawne, indemnizacye, podwójną rękojmię i kompensaty: czyż ostateczna indemnizacya jego indenmizacyi i kompensata jego kompensat na tém się kończy, że jego subtelną mózgownicę napełnia proch i błoto? a jego podwójne rękojmie nicże mu więcéj nie zapewniają jak długość i szerokość pargaminu, na którym były pisane? Same posiadawcze tytuły jego majątku nie zmieściłyby się w tym czerepie; a dziedzicże jego więcéj nie posiędzie? ha? HORACIO.
Ani na jotę, xiąże. HAMLET.
Czy pargamin robi się ze skóry owiec? HORACIO.
Tak, xiąże, z owiec i cieląt. HAMLET.
To są owce i cielęta, co w tém szukają zabezpieczenia. Pomówię z tym kamratem: — Czyj to grób kopiesz, mospanie? PIERWSZY GRABARZ.
Mój. (śpiewa) W cztérech deskach, w sążniu ziemi HAMLET.
Wprawdzie zasługujesz, aby był twój, bo przy téj odpowiedzi dół podemną kopiesz.PIERWSZY GRABARZ.
A pan nie kopiesz dołu, więc nic pański, a ja za ten dół wezmę pieniądze, więc nic kopiąc dołów pod panem mogę go nazwać moim. HAMLET.
Wszakże cię nie pochowają w tym dole, bo grób dla umarłych a nie dla żywych, przeto kopiesz dół podemną chcąc mię zwieść tem żywem kłamstwem. PIERWSZY GRABARZ.
Jeśli to żywe kłamstwo, to znowu może przejść odemnie do pana. HAMLET.
Dla jakiego człowieka to kopiesz? PIERWSZY GRABARZ.
Nie dla człowieka. HAMLET.
Więc dla kobiety. PIERWSZY GRABARZ.
Ani dla kobiety. HAMLET.
Kogoż tedy pochowają? PIERWSZY GRABARZ.
Tę co była kobietą, która, świéć Panie nad jéj duszą, umarła. HAMLET.
Jakże to łepski hultaj! mówiąc z nim trzeba się miéć na baczności, bo swoimi dwuznacznikami gotów porazić na głowę. Na Boga, Horacio, w tych trzech latach, jak zauważyłem, do tyla się przechytrzył świat, że wieśniak następuje napięty dworaków i może ich skaleczyć. — Jak dawno jesteś grabarzem?PIERWSZY GRABARZ.
Po wszystkie dnie roku, począwszy od dnia, w którym nasz ostatni król Hamlet zwyciężył Fortinbrasa. HAMLET.
Jakto dawno? PIERWSZY GRABARZ.
Czyż tego pan nie wie? lada głupiec to powie: właśnie to był ten sam dzień, w którym się urodził młody Hamlet, co oszalał i wysłany do Anglii. HAMLET.
Aha dobrze, dla czegoż wysłali go do Anglii. PIERWSZY GRABARZ.
Dla czego? bo oszalał: tam odzyska swój rozum, a jeśli nie odzyska, to nie wielka szkoda. HAMLET.
Czemu? PIERWSZY GRABARZ.
Nikt tego nic postrzeże, bo tu wszyscy jak on szaleni. HAMLET.
Nie wiesz jak oszalał? PIERWSZY GRABARZ.
Bardzo nadzwyczajnie, jak mówią. HAMLET.
Jakto nadzwyczajnie? PIERWSZY GRABARZ.
W rzeczy samej, aż do tego stopnia, że zupełnie utracił rozum. HAMLET.
Cóż było gruntem? PIERWSZY GRABARZ.
To było na gruncie Danii; od trzydziestu lat byłem tu grabarzem w młodym i starym wieku.HAMLET.
Jak długo leży człowiek w ziemi nim zgnije? PIERWSZY GRABARZ.
Jeśli nie zgnił przed śmiercią, jak często mamy w tych dniach do tyla zepsute i wątłe ciała, że ledwie bez rozerwania można je włożyć do trumny), przetrwa jakich lat ośm lub dziewięć, a białoskórnik taki pewnie lat dziewięć. HAMLET.
Dlaczegóż ten więcej od innych? PIERWSZY GRABARZ.
Bo, mój panie, jego skóra przez to rzemiosło tak się wyprawia, że długi czas nie przepuszcza wody; a wasza woda największy niszczyciel biednych nieboszczyków. Oto czaszka, która dwadzieścia trzy lat w ziemi teraz leżała. HAMLET.
Czyja to była? PIERWSZY GRABARZ.
Hultaja i szalonej palki; teraz, jak sądzisz, czyja? HAMLET.
Nie wiem. PIERWSZY GRABARZ.
Powietrze na tego zgłupia franta! raz mi butelkę reńskiego wylał na głowę. To czaszka Yorika trelnisia królewskiego. HAMLET, bierze ją w rękę.
Ta? PIERWSZY GRABARZ.
Ta sama. HAMLET.
Niestety, biedny Yoriku! — Znałem go, Horacio; był to chłopiec niezmiernie dowcipny w żartach, najwyborniejszy w swoich pomysłach: tysiąc razy nosił mię na barkach; a teraz jakże się na to wzdryga moja wyobraźnia! serce się ściska. Tu były usta, które nie wiém, jak wiele razy, całowałem. Gdzie teraz twoje zabawne żarty? twoje skoki i śmiesznie płatane figle? twoje piosneczki? gdzie błyskawice twéj wesołości, na które cały stół śmiał się do rozpuku? Nicże teraz nie masz na wydrwienie twego grymasu ze straszném wyszczerzeniem zębów? wszystko się całkiem skurczyło i opadło. Pójdź do gotowalni teraz jakiéj pani i powiedz, że chociaż nakłada bielidła na palec grubości, skończy wszelako na tém, że stanie się podobną do ciebie — pewnie ją rozśmieszysz. — Proszę cię, Horacio, powiedz mi rzecz jedną. HORACIO.
Cóż takiego, panie? HAMLET.
Jak myślisz, czy Alexander leżąc w ziemi stał się do tego podobny? HORACIO.
Zupełnie. HAMLET.
I tak zgnilizną trącił? fe! (rzuca czaszkę) HORACIO.
Tak samo, xiąże. HAMLET.
Na jak podłe użycie możemy przejść Horacio! Dla czegóż wyobraźnia szukając prochu Alexandra, nie może go znaleść w zasmarowaniu szpuntu jakiéj beczki? HORACIO.
Byłoby nadto przesadnie widziéć tak rzeczy! HAMLET.
Nie nadto, ani na jotę; ale bardzo umiarkowanie i z wielkiém prawdopodobieństwem do tego przyjdziemy; na przykład: Alexander umarł, Alexander był pogrzebiemy; Alexander w proch się obrócił; proch jest ziemia, czyli glina: nie mógłże tą samą gliną, w którą się Alexander obrócił, szpunt być zasmarowany? Cezar po śmierci będąc garstką gliny, Cicho! na stronę; — król tu nadchodzi, Dwór i królowa: kogoż prowadzą? (Hamlet i Horacio usuwają się)
LAERTES.
Inneż obrzęda? HAMLET.
Patrz, to Laertes LAERTES.
Inneż obrzęda? PIERWSZY XIĄDZ.
Wszystko, co było można, zdziałano: Aż do budzącéj trąby anioła; LAERTES.
Nicże nie można więcéj? PIERWSZY XIĄDZ.
Nie można; LAERTES.
Włóżcież do ziemi, — HAMLET.
Co, Ofelia w grób się ten chowa? KRÓLOWA, sypiąc kwiaty.
Kwiecie do kwiecia: bywaj mi zdrowa! LAERTES.
O stokroć biada (Hamlet podchodzi)
HAMLET.
Kto to, którego żal emfatyczny LAERTES.
Czart niech cię porwie: (chwyta go za gardło) HAMLET.
Złe twe modlitwy. KRÓL.
Niech ich rozłączą! KRÓLOWA.
Hamlet mój, Hamlet! WSZYSCY.
Cóż to, panowie? HORACIO.
Xiąże łaskawy, bądźże spokojny. (Rozdzielają ich. Hamlet i Laertes wyłażą z grobu.)
HAMLET.
O to nie skończę nigdy z nim wojny, KRÓLOWA.
O co, mój synu? HAMLET.
Że mi najdroższa była Ofelka — KRÓL.
O Laertesie, on pomieszany. KRÓLOWA.
Niech go, na miłość Boga, wstrzymają. HAMLET.
Cóż, do pioruna! zrobisz do tyla Milion morgów, niechaj się pali KRÓLOWA.
Ach to szaleństwo, ale po chwili HAMLET.
Z jakiéj przyczyny, powiedz mi, panie, (wychodzi)
KRÓL.
Proszę, Horacio, miéj go w baczeniu. — (wychodzi Horacio)
(do Laertesa)
Krzep twą cierpliwość mową wczorajszą; ((wychodzą).
SCENA DRUGA.
(Sala w zamku).
Wchodzą: HAMLET i HORACIO.
HAMLET.
Dość tego; inną rzecz ci objawię; — HORACIO.
Pomnę-li, xiąże? HAMLET.
W sercu mém wrzały wewnętrzne burze, HORACIO.
Najniezawodniéj. HAMLET.
Z izby wyszedłem, W życiu mém jakieś widma i strachy, HORACIO.
Czyż to podobna? HAMLET.
Pismo przeczytaj, czarne na białém; HORACIO.
Pragnę najmocniéj. HAMLET.
Tak obsaczony wkoło przez zdradę, HORACIO.
Powiedz mi, xiąże. HAMLET.
Króla zaklęcia z prośbą niezmierną, — To po czytaniu bez odwlekania, HORACIO.
Jakżeś, mój xiąże, zapieczętował? HAMLET.
Ba, i w téj rzeczy Pan Bóg kierował; HORACIO.
Tak z Rozenkrancem Guildenstern płyną. HAMLET.
Sprawę tę pełnią nadto radośnie; HORACIO.
Król, co za człowiek! HAMLET.
Czy mię obraził, zwróć sam uwagę; Z taką chytrością; czystém sumieniem HORACIO.
Ale się wkrótce z Anglii dowie, HAMLET.
Wkrótce, lecz jestem panem téj pory, HORACIO.
Cicho, mój xiąże; któżto nadchodzi? (wchodzi OSRIK)
OSRIK.
Witam z powrotem do Danii Waszę Królewiczowską Mość, mego najmiłościwszego Pana. HAMLET.
Najpokorniéj panu dziękuję. — Znasz tego dudka? HORACIO.
Nie, mój xiąże. HAMLET.
Pewniejszyś przeto zbawienia; znać go bowiem jest grzéchem. Wiele posiada włości i to żyznych; ale niech zwierze będzie lordem zwierząt, żłob jego postawią przy stole królewskim. To gawron, ale, jak mówiłem, obszerną posiada majętność błota. OSRIK.
Najłaskawszy xiąże, jeśli Wasza Wysokość ma teraz czas wolny, miałbym coś do obwieszczenia z rozkazu królewskiego. HAMLET.
Gotowym to, panie, przyjąć z całym pośpiechem. Niech pan czapki użyje jak przeznaczona, to jest na głowę. OSRIK.
Dzięki powinne składam Waszej Xiążęcej Mości; bardzo gorąco. HAMLET.
Nie, proszę mi wierzyć, że bardzo zimno; wiatr dmie północny. OSRIK.
Istotnie, xiąże, dosyć zimno. HAMLET.
A jednak mnie się zdaje, ze bardzo parno i gorąco, chyba moja komplexia — OSRIK.
Nadzwyczaj, xiąże, parno, — jakby było — prawdziwie nie wiem z czém porównać. — Jego Królewska Mość kazała mi oświadczyć Waszéj Xiązęcéj Mości, że uczyniła wielki zakład dla sławy pańskiéj: rzecz tak się ma, — HAMLET.
Proszę pana pamiętać. — (przymusza go do włożenia czapki)
OSRIK.
W rzeczy saméj, łaskawy xiąże, mnie daleko wygodniéj być z gołą głową. Niedawno przybył do dworu Laertes, proszę wierzyć, prawdziwie doskonały kawaler, pełen najwyborniejszych przymiotów, dziwnie i słodko ugrzeczniony w towarzystwie, z najświetniejszą powierzchownością: istotnie, mówiąc o nim przyzwoicie, jest regułą i prawidłem wysokiego i szlachetnego tonu, bo w nim znajdzie xiąze wygórowaną treść wszystkich przymiotów; na które każdy dobrze urodzony patrzy jako na zwierciadło i wzór do naśladowania. HAMLET.
Jego opisanie nieuszkodzone bynajmniéj wyszło z ust pańskich; chociaż jestem mocno przeświadczony, ze zrobienie jakby inwentarza jego przymiotów niezmiernieby zawróciło głowę saméj arytmetyce i zawsze byłoby nizkie z jego wysokim polotem. Ale w najrzeczywistszém uwielbianiu uważam go jako człowieka z wielką duszą i dziwnie uzdatnionego: wewnętrzna jego wartość do tyla drogocenna i rzadka, że aby prawdę o nim powiedziéć, nie widzi sobie podobnego tylko w zwiereiedle, a każdy chcący go naśladować słabym cieniem zostanie. OSRIK.
Wasza Xiążęca Mość raczy mówić o nim najnieomylniéj. HAMLET.
O co rzecz, panie i dla czegośmy ubierali tego zacnego młodzieńca w niezgrabne słowa nasze. OSRIK.
Panie? HORACIO.
Dość latać po obłokach, czy nie byłoby można porozumieć się w nieco prościejszéj mowie? Sądzę ze to łatwo panu przyjdzie.HAMLET.
Co było pobudką do uczynienia wzmianki o tym kawalerze? OSRIK.
O Laertesie? HORACIO.
Worek jego już próżny, cały swój zapas pozłacanych słówek wyszafował. HAMLET.
O nim, panie. OSRIK.
Wiem, ze nie jesteś, xiąze, nieświadomy — HAMLET.
OSRIK.
Nie jesteś, xiąze, nieświadomy jak wielka doskonałość Laertesa — HAMLET.
Nie mogę się do tego przyznać z obawy, abym się nie porównał z jego doskonałością; dla poznania kogo dobrze, potrzeba znać siebie samego. OSRIK.
Ja chcę mówić o jego doskonałości w robieniu bronią, wedle tego, jak mówią, nie ma sobie równia w téj rzeczy. HAMLET.
Jakaż broń jego? OSRIK.
Pałasz i szpada. HAMLET.
To dwie bronie; ale cóż daléj?OSRIK.
Król dał w zakład sześć koni barbaryjskich, a Laertes ze swojéj strony, jak słyszałem, postawił sześć francuzkieh pałaszów i sztyletów z całym przyborem jak pendent, obladra i tym podobne. Te trzy ekwipaże, istotnie, są arcy przyjemne oku, z arcy odpowiednią rękojeścią i dziwnie wybujałego pomysłu. HAMLET.
Co pan zowie ekwipażami? HORACIO.
Widzę, ze pan musisz ze swojém zbudowaniem brodzić w kommentarzach dla złapania myśli. OSRIK.
Ekwipaze, panie, są obladra. HAMLET.
To słowo byłoby w bliższém pokrewieństwie z materyą, jeślibyśmy działa wozili przy boku naszym, lecz póki tego nie czynimy, to wolałbym nazywać po dawnemu. Ale daléj: sześć barbaryjskich koni postawiono przeciw sześciu mieczom francuzkim z ich przyborem i trzema dziwnie wybujałego pomysłu ekwipażami; to jest Francya przeciwko Danii, o cózto poszli w zakład czy zastawili się, jak pan mówi? OSRIK.
Król założył się, że jeśli panowie bić się będą na pałasze, to w dwunastu razach trzykroć tylko dotrąci się pana, a przeciwnie on utrzymuje że w dziewięciu razach zada dwanaście uderzeń[29]. I to natychmiast żądają sprawdzić, jeśli Wasza Xiążęca Mość raczy odpowiedziéć.HAMLET.
Cóż, jeśli odpowiem, nie? OSRIK.
Chcę mówić jeśli Wasza Xiążęca Mość raczy przyjąć takowe wyzwanie. HAMLET.
Będę się, panie, przechadzał po sali: jeśli się podoba Jego Królewskiéj Mości, to właśnie pora dnia, w której odpoczywam. Niech przyniosą rapiry kiedy chce ten młodzieniec i kiedy król stoi przy zakładzie; jeśli będę mógł postaram się wygrać zakład, jeśli zaś to przechodzi moję możność, dostanie się mi w zysku wstyd i nieprzyjemne razy. OSRIK.
Mamże to oznajmić? HAMLET.
To, panie, sama treść, którą możesz ukwiecić wedle własnego upodobania. OSRIK.
Najpokorniéj polecam się łasce i względom Waszéj Xiążęcéj Mości. (wychodzi) HAMLET.
Do zobaczenia — Dobrze robi, że się poleca, bo nie znalazłby ani jednych ust, któreby to chciały uczynić. HORACIO.
Ta czajka pobiegła jeszcze z łupiną na głowie, z któréj się niedawno wylęgła. HAMLET.
Jeszcze dzieckiem stroił komplementa do piersi nim zaczął ssac. Tak pozyskał, jak i wielu innych tego rodzaju ludzi, za któremi świat płochy szaleje, ton modny i zewnętrzny układ obcowania, ten rodzaj szumowin po których umieją się prześliznąć nawet w głębokich i wytrawnych rzeczach, ale doświadcz ich zbliska i dmuchnij, a znikną te mydlane banki. (wchodzi jeden z panów będących przy dworze)
PAN.
Jego Królewska Mość przesłała swoje uszanowanie Waszéj Xiążęcéj Mości przez młodego Osrika, który mu doniósł, ze xiąże czeka go w sali: teraz mię znowu przysłał dowiedziéć się, czy się podoba xięciu panu stać przy zamiarze walczenia z Laertesem, czy może na czas dalszy zechce odłożyć? HAMLET.
Jestem stały w mojém postanowieniu, które się zgadza z wolą królewską: jeśli mu teraz dogodnie, jam gotów. Teraz czy późniéj, bylebym był w dzisiejszém usposobieniu. PAN.
Król, królowa i wszyscy tu nadchodzą. HAMLET.
W dobry czas. PAN.
Królowa prosi, aby xiąże raczył przemówić kilka słów uprzejmych do Laertesa przed zaczęciem pojedynku. HAMLET.
Bardzo mi dobrze radzi. (wychodzi pan) HORACIO.
Przegrasz xiąże ten zakład. HAMLET.
Tak nie sądzę, bo po jego wyjeździe do Francyi ciągle się wprawiałem, a przy nierówności zakładu spodziewam się go wygrać. Lecz nie możesz sobie wystawić, jak mi coś smutno i serce ściska się: ale to fraszka. HORACIO.
To nie fraszka, łaskawy xiąże. HAMLET.
Dzieciństwo; jednak jestto rodzaj jakiegoś złowieszczego przeczucia, któreby mogło ztrwozyć niewiastę. HORACIO.
Jeśli dusza pańska wzdryga się czego, proszę jéj słuchać. Uprzedzę natychmiast ich przyjście i powiém żeś niezdrów. HAMLET.
O, bynajmniej, drwię z przeczucia; wszakże i wróbel nie zginie bez woli boskiéj. Jeśli teraz będzie, nie będzie potém; jeśli nie będzie potém, musi być teraz; jeśli nie będzie teraz, musi być potém: cala rzecz na gotowości. Kiedy każdemu człowiekowi nieznana przyszłość, cóż go ma obchodzić chwila odejścia? Niech się dzieje Boża wola. KRÓL, kładąc rękę Laertesa w rękę Hamleta.
Przyjmij Hamlecie dłoń tę odemnie. HAMLET.
Przebacz zdziałaną krzywdę przezemnie; Hamlet zupełnie nie był przy sobie; LAERTES.
Tem uśmierzyłeś głos mego serca, HAMLET.
Chętnie się zgadzam; LAERTES.
Dać mi pałasza. HAMLET.
Będę ci niczém, mój Laertesie; LAERTES.
Wolneto żarty. HAMLET.
Nie, na prawicę! KRÓL.
Młody Osriku, daj im szablice. — HAMLET.
Wiem, że nie równie zakład zrobiony, KRÓL.
Nic się nie lękam, obu widziałem: — LAERTES.
Pałasz ten ciężki, podaj mi drugi. HAMLET.
Dobry ten dla mnie: równie-li długi? OSRIK.
Równie, mój xiąże. (gotują się do walki) KRÓL.
Podać tu na stół wino i szklanki: — Król Hamletowe wypije zdrowie; HAMLET.
Zaczniemy, panie. LAERTES.
Dobrze, xiąże (biją się) HAMLET.
Raz! LAERTES.
Nie. HAMLET.
Proszę sądzić. OSRIK.
Uderzył, najniezawodniéj LAERTES.
Dobrze, — jeszcze. KROL.
Stójcie na chwilę, podać mi wina: (trąbią i strzelają z działa)
HAMLET
Piérwéj to skończę, niechaj postoi. (biją się) LAERTES
Prawda, dotknąłeś. KRÓL.
Wygra nasz syn. KRÓLOWA.
Jak się zadychał! cieknie pot gęście. — HAMLET.
Matko łaskawa, — KRÓL.
Nie pij Gertrudo! KRÓLOWA.
Żądam się napie: — proszę darować. KRÓL, na stronie.
Kubek zatruty; ale zapóźno. HAMLET.
Matko, w téj chwili napić się boję: KRÓLOWA.
Niech lice obetrę twoje. LAERTES.
Zranię go, królu. KRÓL.
Mnie się nie zdaje. LAERTES, na stronie.
Jednak sumienie na to powstaje. HAMLET.
Panie, zaczniemy walkę już trzecię: LAERTES.
Mówisz tak! dobrze. (biją się) OSRIK.
Nikt nie uderzył. LAERTES.
Teraz dostałeś! (Laertes rani Hamleta, ale w utarczce zamienili pałasze i Hamlet rani Laertesa.) KRÓL.
Niech ich rozdzielą, zbyt zapaleni. HAMLET.
Jeszcze powalczym. (królowa upada) OSRIK.
Ach, na królowę patrzcie! HORACIO.
Krew u obydwóch: — Jakże ci xiąże? OSRIK.
Jak ci, Laertes? HAMLET.
Cóz ci, królowo? KRÓL.
We krwi jesteście, przeto zemglała. KRÓLOWA.
Nie, nie, to napój, — Drogi Hamlecie! — HAMLET.
Zbrodnia! dla Boga! drzwi pozamykać: LAERTES.
Tu, xiąże: jużeś zginął, Hamlecie; HAMLET.
Ostrze zatrute! działaj trucizno! (przebija króla) OSRIK i PANOWIE.
Zdrada! zdrada! KRÓL.
Brońcie mię, bracia, tyłkom draśnięty. HAMLET.
Masz potępieńcze, zbójco przeklęty! LAERTES.
Na to zarobił; HAMLET.
Niechaj ci niebo grzech ten przebaczy! Żegnam cię matko, biedna królowa! — HORACIO.
Tego nie zrobię; duch Rzymianina HAMLET.
Jakeś człowiekiem! podaj mi czaszę! {słychać marsz i strzały)
Jakież to słychac wojenne wrzawy? OSRIK.
Młody Fortinbras w tryumfie sławy HAMLET.
Konam, Horacio, wzrok mój zagasa: HORACIO.
Pękajże teraz serce szlachetne! (słychać marsz)
Jakieżto słychać bębny tak zbliska? (Wchodzi FORTINBRAS, Posłowie angielscy i inni)
FORTINBRAS.
Gdzież jest ten widok? HORACIO.
Chcesz widowiska FORTINBRAS.
Czy założyła śmierć tu swe jatki? PIERWSZY POSEŁ.
Widok okropny! — Myśmy przybyli HORACIO.
Nawetby żyjąc wam nie dziękował, FORTINBRAS.
O tém wiadomość żądam miéć skorą: HORACIO.
W rzeczy téj właśnie głos tego złożę, FORTINBRAS.
Czterej wodzowie, jakby wojaka, (Wychodzą marszem pogrzebowym).
|
- ↑ Króla niewstrzemięźliwość silnie odmalowana; każda raecz, co się zdarzy, jest dla niego powodem do pijatyki.
- ↑ To porównanie dziwnie ładne; Hamlet zważając z czemby porównał szybkość swéj zemsty, wybiera dwie najprędsze myśli w naturze, silny ogień boskiéj i ludzkiéj namiętności, w entuziaście i kochanku. Warburton.
- ↑ To się odnosi do młodych śpiewaków S. Pawła, którzy odciągali publiczność od teatru, w którym był Shakspeare.
- ↑ Słowa dawnéj ballady.
- ↑ Hamlet przytacza urywki z kolęd śpiewanych przez pospólstwo. Kiedy więc Poloniusz pyta co daléj następuje, odsyła go do kantyczek.
- ↑ Role kobiéce grali młodzi chłopcy. — Johnson.
- ↑ Tu poruszenie natury. Hamlet, na widok Ofelii, nie przypomina sobie od razu swego warjactwa, ale ją wita poważnie i uroczyście, stosownie do swoich poprzedniczych myśli.
- ↑ Siedzieć u nóg damy w czasie przedstawienia sztuki, było powszechną grzecznością zalotników za życia Shakspeara.
- ↑ Bieganie dzieci na kiju, niby na koniu, równie z innemi grami pospólstwa, źle było widziane od surowych Purytanów: takową śmieszną zagorzałość sektarzy wyśmiał jeden poeta w balladzie, z któréj wzięto te dwa wiersze.
- ↑ Rozmowa Hamleta z Ofelią, która teraźniejszych czytelników nie może nie obrażać, jest ta sama, jaka była najmodniejszych galantów za Shakspeara czasu, co nie był wcale wiekiem delikatności.
- ↑ Alluzia do tego, że pokazujący na wertepie kukły sam za nich przemawia.
- ↑ Osła.
- ↑ Jeśli przez powinność dla króla jestem nieco nalegający, to przez miłość dla xięcia staje się więcej natrętny; tamta robi mię śmiałym, a ta nawet niegrzecznym. Warburton.
- ↑ Alluzia do snu Faraona.
- ↑ Można tak rozumieć: Ciało jest w królewskim domu, t.j. z obecnym królem: ale król, t. j. ten, co powinien być królem nie żyje, czyli nie jest z ciałem.
- ↑ Gra chłopców nakształt naszej gry w zająca.
- ↑ Nie ma żadnego miejsca téj sztuki, któreby w przedstawieniu swojém drammatyczném było więcéj patetyczne, jak ta scena: co pochodzi z powierzchownéj nieczułości, którą Ofelia okazuje. Wielka czułość, albo żadna zdają się sprawować te same skutki; w pierwszym razie słuchacz sympatycznie się rozrzewnia, w drugim razie dopełnia czego brakuje. Sir J. Reynolds.
- ↑ Za czasów, kiedy pielgrzymowanie było upowszechnione, często się zdarzało, że ubiór pielgrzymski służył za maskę w intrygach miłosnych; stąd w balladach i nowellach kochankowie przedstawują się nie raz w ubiorze pielgrzyma.
- ↑ Jest legenda u pospólstwa angielskiego, którą Doktor Johnson i Steevens czytał, choć nie pamięta W jakiéj xiążce. — Nasz Zbawiciel prosił chleba u piekarza, który natychmiast wsadził w piec kawałek ciasta; ale jego córka, znajdując to za wiele, odjęła połowę; jednak ciasto rosło w piecu coraz więcéj i więcéj i nareście urosł ogromny bochen: na widok tego dziwu córka piekarza ciągle krzyczała och, och, och: a Zbawiciel słysząc, że ma już głos sowi, przemienił ją w tego ptaka.
- ↑ Dzień S. Walentyna wypada 14 lutego. W tym dniu, wedle podania ludu, zaczynają się parzyć ptaszki, jak to jeszcze wspomina autor w Snie w wigiliją Sw. Jana. Podczas tego święta wkładają do kapelusza imiona chłopców i każda dziewczyna wyciąga kartkę; młodzieniec, którego imie wyjęła, nazywa się odtąd jéj Walentym, a ona jego Walentyną. U nas święto Jędrzeja jest podobnym dniem, w którym chłopcy i dziewczęta za pomocą kartek, bułeczek, świéc i t. d. starają się poznać osobę, z którą los ich połączy.
- ↑ Te słowa Ofelii odnoszą się do ballady umieszczonéj w Stationers’ Company „1580 October. Four ballades of the Lord of Lorn and the False Steward.“ Steevens.
- ↑ Rozmaryn, jak utrzymuje Malone, byt symbolem wierności kochanków, dla tego, że zawsze zielony, że się używa w czasie pogrzebu i wesela, i że przypuszczano jakoby mógł swoją silą wzmacniać pamięć.
- ↑ Kopr oznacza jakąś zniewieściałość i pochlebstwo, bo w zebrania sonnetów 1584 r. znajdujemy Fennel for flatterers, t. j. kopr dla pochlebców. Malone. — Orliki były emblematem niewierności małżeńskiéj z przyczyny rożków wewnątrz tego kwiatka umieszczonych. S. W.
- ↑ Odmiana difference odnosi się do Heraldyki, gdzie jednego herbu różne linie przybierały dla różnicy jakie odmiany.
- ↑ Greene w Quip for an upstart Courtier tak tłumaczy znaczenie tego kwiatka: „Przy tych rośnie obłudna stokroć, co ostrzega lekkowierne dziewczęta, aby nie wierzyły pięknobarwistym oświadczeniom, które im chłopcy czynią.“ — Wzmiankowany zbiór sonnetów mówi, że fiołek dla wierności.
- ↑ Orchis morio mas, dawniéj testiculus morionis. Kwiat czerwony w sposobie małéj krągłéj kitki na łodydze blisko pół łokcia długiej; z przyczyny kształtu różne ma nieskromne nazwania u pospólstwa angielskiego. U nas, mimo poszukiwań, nie znalazłem nic podobnego.
- ↑ Confess thyself and be hang’d. Spowiadaj się i na szubienicę: grabarz przytacza tylko pierwsze słowa tego gminnego przysłowia.
- ↑ Ta strofa jak i następne wzięte z poezyi Vaux cała ta pieśń znajduje się w piérwszym tomie szczątków dawnéj angielskiéj poezyi, wydanych przez Doktora Percy, jednak tę pieśń grabarz przekręcił po swojemu.
- ↑ Ten zakład niezrozumiały: ale to miejsce niewielkiéj wagi, dość na tem ze był zakład. Johnson.
- ↑ Jestto krytyka śmiesznie zrozumiałego honoru: bo chociaż serce i uczucie Laertesa zaspokojone uniewinnieniem się Hamleta, jednak punkt honoru nie każe mu na tém przestawać.